- Gorzej, jak to one przepłoszą nas. - niby bycie hogwarckimi łosiami stawiało ich w lepszej sytuacji, ale co dzikie zwierzęta, zwłaszcza w stadzie, to nigdy nie wiadomo. Zaczepiła Violkę i resztę ekipy, dopełniając tym samym skład wszystkich czterech domów trzymających się w jednej grupce, jakby miało to przywołać co najmniej Kapitana Planetę, albo Białego Power Rangera. Zamiast tego przywołało jednak coś zupełnie innego, o czym kompletnie nie miała pojęcia. Zbliżając się do nich, usłyszała nagle zryw kopyt na podłożu i machnięcie skrzydeł. Ale źródło dźwięku? Wydawało się być tuż przed nią, a jednak niczego nie uświadczyła. Intuicja podpowiadała jej testrala, ale tak blisko ludzi? Cóż, przy tych sarnach to nic jej nie powinno dziwić. Teraz to bała się ruszył w strachu o to, że skrzydlaty koń mógłby w gniewie o zagarnianą przestrzeń osobistą odgryźć jej głowę, czy potraktować niewidzialnym kopniakiem. Westchnęła, w dużej mierze zastygając w miejscu i mierząc wzrokiem zaczepioną grupkę, jakby przy okazji liczyła, że któreś z nich byłoby w stanie ją poinstruować, co i jak z testralem i jego nastawieniem, czy próbą obejścia go.
Mięsożerne sarny... Mogło by to być naprawdę ciekawe połączenie. Usłyszawszy o tym Lara zaczęła wyobrażać sobie wspaniałą sytuację, kiedy to na niewinną sarenkę rzuca się coś pokroju kwintopeda. Każdy wiedział, jak groźne może być to zwierze. A przynajmniej każdy, ko choć trochę orientował się pośród różnych gatunków. Nie bez powodu Ministerstwo klasyfikowało je jako jedne z najgroźniejszych stworzeń. I nagle oczami wyobraźni widziała, jak łowca staje się ofiarą, bo sarenka rozwiera nagle mocno paszczę i rzędem zębów wpija się w kark "biednego" kwintopeda. Zaśmiała się pod nosem na samą myśl. -Tak, mięsożerne mogłyby być ciekawe. - skwitowała to tylko, bo wiedziała, że z chłopakiem raczej nie było sensu wchodzić w jakieś dalsze dyskusje. Ona nie przejmowała się faktem, że chłopak raczej należał do tych małomównych. Czasami cisza była jednak złotem, prawda? Nie, nie widziała testrali i nie było sensu tego w żaden sposób ukrywać. Bo błądziła spojrzeniem po bliższych i dalszych miejscach a jedyne, co była w stanie to dostrzec jabłko, którego nagle prawie nie było. Nim jednak zdążyła cokolwiek więcej powiedzieć, chłopak złapał jej dłoń w swoją i (w jej mniemaniu) przesunął ją w powietrze. Dopiero po chwili jej palce dotknęły czegoś. Nie miała wcześniej styczności z końmi, więc nawet nie wiedziała, że testrale mają taką samą strukturę sierści, jak one. Wzdrygnęła się w tym momencie, nie potrafiąc zrozumieć, jak może dotykać czegoś, czego nie widzi i oficjalnie być nie powinno. -Ale to jest dziwne uczucie. - stwierdziła, spoglądając na Tana, bo niewidzialnego konia dostrzec nie była w stanie, choć czuła go pod palcami.
Irène Ouvrard
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Łąka zawsze przywodziła jej na myśl dobre wspomnienia, dlatego też z bardzo pozytywnym nastawieniem, zjawiła się na niej prędko. Nie należała do osób obsesyjnie spoglądających na zegarek więc zamiast przyjść punktualnie pojawiła się, jak wielu przed nią o wiele za wcześnie. Nie przyszła tu w towarzystwie, więc odnalezienie się, wśród obecnych już twarzy, nie należało do najłatwiejszych. Nie miała z nimi zbyt zażyłych kontaktów więc postanowiła, przynajmniej wstępnie trochę poudawać zajętą wypatrywaniem na horyzoncie osoby, która nawet nie istniała! Obrzuciła w trakcie tej praktyki swoim dyskretnym, wcale nie nachalnym spojrzeniem każdego z osobna. Szukając najmniejszego punktu zaczepienia zmrużyła zabawnie oczy, zmarszczyła czoło i jak przyślepa sroka w gnat próbując dodać do siebie dwa do dwóch, to znaczy wywnioskować, że @Violetta Strauss również reprezentowała Ravenclaw zawiesiła na niej uparte spojrzenie. Sarna powinna zainteresować ją bardziej ale Ouvrard wolała najpierw przyjrzeć się, trzymającej w napięciu scenie podchodzenia do nich. Najpierw trzymała się z tyłu, nie chcąc zbytnio przeszkadzać jednak pierwsze śmiałe kroki jakie wykonała w przypływie odwagi lub względnej głupoty, sprawiły, że mogła znaleźć się w centrum nachalnych spojrzeń. - Słyszeliście o tym, że zwierzęta wyczuwają strach? Przestańcie się tak bać o to, co by było gdyby, bo nikt jeszcze nie wyściubił nosa z domu jedynie gdybając. - Wtrąciła się, zauważając niepewność @Morgan A. Davies która najwyraźniej na dobranoc naczytała się strasznych bajek o testralach, atakujących ślepo wszystkich czarodziei. - Nie świruj. - Uśmiechnęła się do niej po tych słowach szeroko, ale nie w ramach kpiny, jedynie z lekkim rozbawieniem zanim powoli nie wyciągnęła w jej kierunku ręki żeby delikatnie trącić jej zastygłe w bezruchu ramię. - Bu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Darrenowi aż szkoda by było nie pojawić się na lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami kiedy pogoda była tak piękna jak teraz. Skierował się więc na niewielką łąkę znajdująca się niedaleko granicy Zakazanego Lasu. Zauważył, że znajdowało się na niej już niewielki tłumek - odpuszczając sobie więc zaczepianie kogokolwiek, kiwnął jedynie głową kilku znajomym Krukonom i bezceremonialnie usiadł na trawie, oczywiście upewniając się wcześniej że miejsce to nie było jakiś czas temu toaletą jakichś saren, które zamieszkiwały przecież las - nawet jeśli Shaw nie miał pojęcia, jak zwykłe zwierzęta dawały sobie radę w puszczy, wypełnionej podobno po brzegi różnymi groźnymi stworzeniami.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Dawno nie był na zajęciach z ONMS, odpuścił sobie lekcje na pewien czas. Miał więc wiele do nadrobienia, ciężko było mu się zebrać w końcu i ruszyć tyłek by to zmienić. I ostatnie wydarzenia z wielką utratą punktów sprawiły, że ponownie odezwała się w nim chęć walki z innymi domami. Sam często tracił punkty i starał się później naprawić swój błąd. Tym razem nie miał zamiaru jedynie ułatwiać zadania pozostałym domom. Obserwował wszystkie zwierzęta które kręciły się blisko uczniów. Wydawało mu się to wszystko jakoś bardzo nienaturalne. Niestety chyba czuły to jak przesiąknięty mroczną magią był i wolały go omijać szerokim łukiem. Pomijając już nawet to, że był łowcą i urodzonym mordercą właśnie takich zwierzątek. Stanął więc gdzieś w wolnym miejscu i obserwował grupki czekając na rozpoczęcie zajęć.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie wiedział, co go może tam czekać. Nie wiedział także, że ktoś za nim podąża. A raczej nie ktoś. Stworzenie magiczne. Niewidzialne dla niego, przebrzydłe, ale kryjące delikatną naturę za tym wyglądem. Felinus nie widział go; nie miał prawa go widzieć, wszak do śmierci i przemijania się przyzwyczaił, ale na własne oczy nie widział śmierci w znaczeniu fizycznym. Mentalnie - owszem. Praca na gospodarstwie przyczyniała się do tego faktu; nie bez powodu musiał czasami zmusić swoje szare komórki do wysiłku i pozabijania zwierzyny, która wyrządzała szkody. Nie przeczuwał, że coś takiego się nim zainteresuje i postanowi znaleźć w nim jakiegoś kompana; może stawał się dla niego atrakcyjny z powodu zwyczajnego podejścia do życia? Kto wie. Kto słyszał, kto widział. Miejsce to stawało się dość charakterystyczne dla samych entuzjastów opieki nad magicznymi stworzeniami. Faolan nie wiedział dokładnie, co będzie tematem lekcji; niemniej jednak znowu stał w odosobnieniu, czekając na dalszy rozwój zdarzeń. Na szczęście pogoda była sprzyjająca, nie zmieniając mimo wszystko i wbrew wszystkiemu jednego faktu - tego, iż jego klatkę piersiową nadal pokrywały ciemne plamy, na szczęście ukryte już pod podkoszulką i zarzuconą na siebie bluzą na zamek. Czy powinien tutaj przychodzić?
Przybył na miejsce kilka minut przed 19, wszedł na łąkę powolnym krokiem i stanął na jej środku. Obdarzył każdego z uczniów krótkim spojrzeniem i uśmiechnął się pod nosem. Widok zwierzęcych gości zbytnio go nie zdziwił, a przynajmniej jego twarz nie odwzorowała żadnej emocji. Uniósł ręce i gestem zaprosił uczniów by podeszli do niego. -Dobry wieczór, skoro jest już was tu tyle, to zaczniemy szybciej. Las, przy którym stoimy, pełen jest zwierząt, magicznych jak i niemagicznych. Jest to teren dość niebezpieczny dla osób nieuważnych, szczególnie w nocy, kiedy aktywne są najgroźniejsze drapieżniki. Sarny jak i inne zwierzęta, które się wam uważnie przyglądały to jedynie przedsmak tego, co może was tam spotkać. Spojrzał w stronę lasu z beznamiętną twarzą, mrużąc oczy, jakby próbując coś dostrzec. Mruknął i wymijając uczniów, podszedł do granicy drzew. Uniósł rękę do góry, nakazując grupie ciszę. Przymknął oczy i spróbował wsłuchać się w odgłosy lasu, który wydał mu się dziwnie...cichy? Żadnych ptaków ani nawoływań zwierząt, coś było nie w porządku. Otworzył oczy i spróbował dostrzec, a gdy jeden z krzaków się poruszył, tak jakby coś za nim się chowało, powoli wycofał się na łąkę. Idąc cały czas tyłem dotarł do grupy i zatrzymał się, wyciągając różdżkę. -Skoro o niebezpieczeństwach mowa, coś nas obserwuje i zdecydowanie nie ma dobrych zamiarów. Odwrócił na chwilę do nich głowę, obdarzając ich poważną miną i ponownie wrócił wzrokiem na las. -Jest to idealny moment, by przygotować was na niespodziewane spotkanie ze niebezpiecznym zwierzęciem. Oczyśccie swój umysł i nie pozwólcie, by ogarnął was strach. Gryfoni, pozbierajcie gałęzie i ułóżcie je w jednym miejscu. Pamiętajcie, by uważać na nieśmiałki. Krukoni, obserwujcie las i spróbujcie mi powiedzieć, jakie zwierzę na nas czyha. Ślizgoni, wymyślcie jak w łatwy sposób pokonać lub odstraszyć nocnego drapieżnika. Puchoni, rozglądnijcie się po łące w poszukiwaniu przydatnych rzeczy, takich jak kamienie, zioła. Pamiętajcie o zachowaniu spokoju i nie wykonujcie żadnych gwałtownych ruchów. Do roboty!
Zasady:
1. Proszę, by każdy rzucił kostkę t6, która odwzorowuje poziom strachu. Im mniej oczek, tym lepiej. Zgodnie z charakterem postaci można zaniżyć lub zawyżyć wynik o 2 oczka. 2. Zgodnie z podziałem grup wykonujecie zlecone zadania. Nauczyciel spłoszył sarny, jednak testrale pozostały na polanie. Osoby, które je widzą, wylosowali testrala kostką, lub stoją obok osoby, która testrala wylosowała, proszę o zaznaczenie tego w poście z opisem, jakie emocje zwierzę w Was wywołuje: Osoby, które wiedzą, że to testral(widzą go, ktoś im powiedział): -mniej niż 10pkt z ONMS, obecność testrali zwiększy poziom strachu o dwa oczka - "podobno testrale przynosiły nieszczęście, a każdego, kto je zobaczył, czekały najróżniejsze okropne wypadki". -więcej niż 10pkt z ONMS - wiecie, że testrale to łagodne zwierzęta i nie przynoszą pecha. Osoby, które nie wiedzą, że to testral: -czujecie niepokój związany z obecnością zwierzęcia, którego nie widzicie. W związku z zaistniałą sytuacją wasz poziom strachu wzrasta o 1. 3. Poziom strachu wpływa na efektywność waszych działań: - Gdy jego poziom jest wyższy niż 3, macie problem ze skupieniem się, trzęsą się wam ręce. - Gdy jego poziom wynosi 6, kompletnie nie możecie się skupić na zadaniu i jedynie rozglądacie się dookoła 4. Zadania nie otrzymują kostek, stawiam na Waszą kreatywność. Nie strugajcie tylko bohaterów i popisujcie się przed resztą grupy, bo wtedy otrzymacie karną kostkę. 5. Osoby, które się spóźnią, rzucają kostką na natknięcie się na testrala. Wynik 1,3,6 to zobaczenie testrala/wyczucie obecności czegoś niewidzialnego (patrz punkt 2). Sytuacja jest dość napięta, więc nie radzę zaczepiać nauczyciela i cieszyć się z braku ujemnych punktów. 6. W tym etapie proszę nie pisać więcej niż dwa posty na osobę. 7. Termin odpisów to 20.05.2020, godzina 19.
Ostatnio zmieniony przez Ajax Swann dnia Nie Maj 17 2020, 20:31, w całości zmieniany 5 razy
Vittoria Sorrento
Rok Nauki : I
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Tatuaż dinozaura na szyi i koszulki z różnymi napisami
Stała sobie z mężem rozmawiając o głupotach (oni w sumie o niczym innym nie rozmawiali) i zerkając na innych nadchodzących uczniów. No, to tyle z jej czytania - ale jakoś nie czuła się źle z tym faktem. Oczekiwała na nauczyciela zastanawiając się wciąż jak będzie wyglądała dzisiejsza lekcja, w między czasie zauważając, że na łące pojawiły się sarny, a niektórzy uczniowie głaskają powietrze - co oznaczało albo problemy psychiczne albo testrale. Do nich niestety jakoś nic nie podeszło... Kurcze szkoda. Byłaby dziczyzna na kebab. - Dzień dobry - Przywitała profesora kiedy nadszedł i zaczął mówić o niebezpieczeństwie lasu (to po cholerę im kazał się spotkać akurat tutaj, skoro było aż tak groźnie jak opowiadał?!). Tym dziwniej się zrobiło gdy oświadczył, że coś się na nich czai na granicy. Czy w takim wypadku nie powinni po cichy sobie stamtąd pójść? Ależ skąd... Mieli pozbierać patyki. Logika tego profesora była zniewalająca. -On sobie jaja robi? - Spytała zerkając na Maxa. Skoro mieli nie wykonywać gwałtownych ruchów, to postanowią odpuścić sobie robienie czegokolwiek. Niech się tym zajmą stereotypowi Gryfoni z ponadprzeciętną odwagą. Ona sobie postoi.
I on w tamtej chwili miał własnie taką wizję w głowie. Szkoda, że nie były to własnie takie sarny i nie miał z nimi przyjemności ktoś wybitnie go irytujący. Na przykład Solbergowi by taką sarnę posłał. Tak dla zasady. Tak czy siak przy jej potwierdzeniu kiwnął jedynie głową, jak zwykle pozostając przy tym cichy i spokojny. Dobrze, więc że jak już było wspomniane, dziewczynie to nie przeszkadzało. -Gdy zjesz sarnę, a ona zje wcześniej człowieka, to prawie jak kanibalizm - Mimo wszystko jednak postanowił wyrazić swoją myśl chcąc dać dziewczynie poczucie, że rozmowa z nią nie jest mu w pełni obojętna. Jeśli mieliby wykonywać razem zadanie dobrze by było, żeby starała się tak samo jak on z czystej sympatii do niego. Jak zwykle działania mające dać mu pewne korzyści ponad wszystko. -Domyślam się - Odpowiedział sugerując w ten sposób, że on widzi je niemal od zawsze, więc nawet nie miał pojęcia jak to jest dotykać coś niewidzialnego. I na prawdę cieszył się, że ma tą możliwość. Te stworzenia wzbudzały w nim same dobre myśli, nawet jeśli mówiło się iż zwiastują nieszczęście. Puścił oczywiście jej dłoń pozostawiając ją na pysku konia i wtedy też pojawił się nauczyciel. Chłopak spokojnie obejrzał się za nim i począł słuchać. Gdy nauczyciel zaczął siać wśród uczniów panikę on sam przekręcił jedynie głowę w bok, po czym zerknął kątem oka na @Lara Burke. No cóż. Mieli pracować domami, więc musiał ją na chwilę opuścić. -Przepraszam na moment - Powiedział odwracając się spokojnie i idąc ku pozostałym ślizgonom żeby posłuchać ich propozycji. Padło na @Aleksander Cortez, bo @William S. Fitzgerald stał z jakimiś dwoma kobietami (zresztą, pewnie i tak zaraz do nich podejdzie, skoro mieli wykonywać zadanie w ramach domów), to też nie chciał mu przerywać rozmowy. - Poza skorzystaniem z ognia, jakieś inne pomysły? - Spytał zupełnie ignorując każdą osobę spoza ich domu, która mogłaby w tym czasie również do niego podejść.
Ostatnio zmieniony przez Ntanda A. Rufaro dnia Wto Maj 19 2020, 12:07, w całości zmieniany 2 razy
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kostka:5 - 2 (bo Max to debil bez instynktu samozachowawczego)
Na słowa Tori pokręcił ze śmiechem głową. -Wątpię. Ostatnio mieliśmy szalone rodeo więc spodziewam się czegoś w tym stylu. - Sam chętnie przyjąłby jakiegoś koniowatego. Nie miał pojęcia, że niektórzy właśnie podziwiali majestatyczne testrale. Widział tylko kilka sarenek, które powychodziły z lasu. W końcu pojawił się Ajax, a jego słowa wskazywały na to, że lekcja chyba zacznie się nie po jego myśli. Skoro coś ich obserwowało, trzeba było wymyślić jak się tego pozbyć i właśnie to zadanie przypadło ślizgonom. -Nie wydaje mi się. - Swann był zbyt poważny, żeby sobie z nich żartować. Max nawet poczuł lekki niepokój, ale starał się nie dać opanować strachowi. Nie było na to czasu. Do tego nie wiedział jeszcze, czego ma się bać więc poddawanie się strachu było w jego mniemaniu totalnie bezsensowne. -Może za pomocą ognia? - Zaproponował rozwiązanie profesorowi. Skoro miał to być drapieżnik nocny, to prawdopodobnie nie przepadał za tym żywiołem, a do tego ogień raczej skutecznie odstraszał większość zwierząt. Wystarczyło podpalić zbierane przez gryfonów drewno i byłoby po kłopocie.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Kostka:wylosowana jedynka i jedynka pozostanie + zgodą udzielona przez prowadzącego lekcję. Zainteresowanych wysyłam do mojego KP, tam są trzy tomy argumentów dlaczego.
Zauważył jak parę osób z grupy wyciąga ręce w powietrze i dotyka tam czegoś. Wydało mu się to interesujące, na tyle mocno, że podszedł nawet do stojącego niedaleko @Felinus Faolán Lowell - Jak myślisz, co te osoby tak tam w powietrzu macają? - zapytał się chłopaka jak gdyby nigdy nic. Uznając że nawet cześć w tej sytuacji nie jest konieczne i chęć zaspokojenia ciekawości wygrała z choćby najmniejszym dobrym wychowaniem. Ale tymi kwestiami już od dłuższego czasu sobie nie zawracał głowy. I nawet swoje garnitury odłożył dzisiaj na wieszaku, na rzecz wygodnego sportowego stroju. Nauczyciel nie kazał długo na siebie czekać, przez co nie miał okazji nawet dłużej porozmawiać z Puchonem. Wysłuchał uważnie jego słów i aż pysk Corteza wygiął się w paskudnym uśmiechu, a oczy lśniły z podniecenia. Spojrzał na Gryfonów i pryhnął pogardliwie. Miał nadzieje, że przynajmniej tego nie spieprzą. Tak jak wcześniej myślał i instynkt go nie zawiódł. Zwierzyną tak ochoczo nie wychodziła do ludzi. A więc oznaczało to, że wolała już towarzystwo dwunogów od tego co kryło się w lesie. Przez co puls mu przyspieszył. - Dobry wieczór - odpowiedział profesorowi kiedy to ten skończył mówić i wtedy podszedł do niego @Ntanda A. Rufaro który tak jak on sam wcześniej nie miał zamiaru bawić się w grzeczności i przejść od razu do rzeczy. Aleksander naprawdę to docenił przez co sam jedynie skinął głową na powitanie. W tym czasie podszedł też do nich Maxidymacz @Maximilian Felix Solberg , który również zaproponował żywioł ognia. - Panowie. Przyznam się bez bicia, że sam wiele razy miałem ochotę puścić Ognistą Pożogę w Zakazany Las i raz na zawsze pozbyć się tego całego tałatajstwa które tam mieszka i sporadycznie wyłazi na nasz teren. Druga kwestia to taka, że chętnie oglądałbym takiego czerwonego kura - Tutaj uśmiechnął się szeroko i porozumiewawczo do kolegów z domu. - Jednakże żyją tam zwierzęta sprzyjające nam ludziom, istoty dobre i przydatne. Więc wątpię by profesor chciał puścić otaczający nas las z dymem. Przez co żywioł ognia tutaj musi odpadać. Bo nie lubi się on za bardzo z roślinkami. Mam nadzieję że zrozumieją to czerwoni jakie to zadanie im powierzył. Chciałbym zaproponować światło. Nie bez przyczyny zajęcia odbywają się właśnie wieczorem. I profesor wiedząc, że możemy być w niebezpieczeństwie wybrałby raczej godziny poranne jeśli by to od niego zależało. Będziemy więc mieli do czynienia z czymś co lubi mrok. Jak sam zresztą wspomniał to nocny drapieżca. A więc światło najlepiej podziała. Tak więc jeszcze jedna kwestia, znacie może zaklęcie Patronusa? Bo to na nim chyba chciałbym się skupić najmocniej. - Skończył swój monolog. Ale w tych kwestiach nie pozostawiał nic przypadkowi. A już tym bardziej niedopowiedzeń. Był łowcą z fachu i jeśli nauczyciel dał im czas na przygotowanie się. To chciał mieć tutaj burzę mózgów, a nie pojedyńcze hasła.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Kość: 6 -2 do wyniku, bo jest dzielną Gryfonką i woli działać, niż dać się sparaliżować strachowi +1 (chyba), bo nie wie, że natknęła się na testrala, choć trochę się jednak domyśla, że może ich być więcej, jak już ktoś o nich mówi
- Dla Violki to czasem lepiej, kiedy nie wyściubia nosa. - postarała się o rozładowanie atmosfery związanej z nieznanym niewidzialnym bytem, którego jednak nijak nie podejrzewała o złe zamiary. Skrzydlate konie sporadycznie okazywały się gnidami. Mocno wierzyła w to, że ma przed sobą testrala i wyłącznie dla własnego bezpieczeństwa postanowiła nie ruszać się z miejsca. W końcu nadepnięcie takiej kreaturze na odcisk mogłoby się dla niej źle skończyć jeszcze przed rozpoczęciem lekcji. - Za późno. - odparła jeszcze Irence na zaczepkę o świrowaniu, choć przecież miała się całkiem nieźle. Chwilę później Swann zaczął coś kręcić o jakimś gadostwie z lasu, zupełnie, jakby zaraz miało na nich spaść jakieś pikujące licho, czy inny rogogon. Czego on chciał ich tutaj nauczyć, radzenia sobie podczas nielegalnych wycieczek do Zakazanego Lasu? Damn. - Myśl, co to tam chce nas zjeść, mądra Krukonko. Ja dostałam czarną robotę. - od dawna było wiadomo, że Gryfoni to byli tylko przystojni, a Gryfonki były co najwyżej uparte. Albo jakoś tak. Nie miała zamiaru robić sobie dłużej żartów, więc po prostu przeszła do wykonywania zadanej pracy. Gałęzie w jedno miejsce? Nie ma sprawy. Już raz w tym roku zbierała gałęzie na żabie fortyfikacje. Nie miała żadnego problemu z powtórką z historii. Ah, na tuptające szpiczaki, dlaczego jej się tak trzęsły ręce?!
Kości:2 - 2, bo Victoria nie jest strachliwa i tylko wody panicznie się boi; + 1, bo Victoria testrala nie widzi; Ostatecznie zatem 1
Żałowała, że profesor przepłoszył sarny. Mogłaby patrzeć na nie jeszcze długo, w końcu były naprawdę piękne i wydawało jej się, że pasowały tutaj o wiele bardziej niż jakieś magiczne stworzenia, które zapewne mieli dzisiaj oglądać. Trzeba przyznać, że nie miała na to zbyt wielkiej ochoty, gdyż nie była ich fanką i jakoś nie chciało jej się nawet myśleć o tym, że trzeba będzie znowu robić jakąś paszę z larw, czy coś podobnego. Przymknęła lekko powieki, kiedy profesor spacerował po okolicy, zachowując się, jakby zaraz miało wyskoczyć na nich dzikie zwierzę i całkiem spokojnie potoczyła spojrzeniem po okolicy. Jedyne, co jej towarzyszyło, to lekki niepokój, bo po prostu nic nie widziała i równie dobrze mogłaby zakładać, że nauczyciel po prostu zmyśla. Bardziej stresowało ją zresztą jego zachowanie, a nie to, co działo się dookoła, taka była prawda i nie dało się tego w żaden sposób ukryć. Przyszedł ich tutaj edukować, czy napędzać im stracha? Założyła ręce na piersi, wysłuchała tego, co profesor miał do powiedzenia i musiała przyznać, że ją chyba nieco, cóż, wmurowało. Obserwujcie las? I co miała z niego niby wyczytać? Ruch gałązek? Rzadko kiedy narzekała albo sprzeciwiała się woli nauczycieli, ale tym razem uważała, że profesor chyba nie do końca przemyślał to, co chciał robić. Westchnęła więc i spojrzała w stronę drzew, próbując dostrzec tam cokolwiek, jakieś poruszenie sugerujące, że coś tam jest. Atmosfera, jaką stworzył nauczyciel na pewno nie była pomocna, a ona nie miała pojęcia, czego szuka. Nie latała spojrzeniem na boki, robiła to mocno metodycznie, przeszukując uważnie każdy kawałek, jaki widziała. - Coś większego, panie profesorze? Zdaje się, że tam poruszyły się krzaki, jakby coś przez nie albo obok nich przechodziło - powiedziała w końcu i wskazała nauczycielowi na niewielką gęstwinę, na lewo od niej, tuż przy granicy lasu. Może to wiatr poruszał gałęziami, może tylko jej się wydawało, ale mogła to jedynie obserwować i zgadywać.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
- Hej Will. - Rzuciła cicho nie odrywając wzroku od sarenki. Tak strasznie chciała do niej podejść i wygłaskać! Co z tego, że dzikie zwierzę najprawdopodobniej nie będzie miało ochoty na podobne czułości! W międzyczasie obok pojawiła się kolejna znajoma, a Williams ostatecznie z cichym westchnieniem zrezygnowała z polowania na czworonoga. Nie było szans, żeby sarny nie zwiały przed taką grupą ludzi. Odwróciła się by uśmiechnąć się do Moe, która wpatrywała się właśnie w pustą przestrzeń obok. Coś tam było? Kolejna sarna? Nancy podeszła bliżej, by zerknąć jej przez ramię i wyłapać spojrzeniem co ona tam zauważyła, ale nie widząc absolutnie nic, usłyszała tupnięcie! I to całkiem blisko! - Testral? - Mruknęła zaintrygowana, odsuwając się krok do tyłu. Wiedziała, że to są spokojne stworzenia, ale jednak coś czego nie dało się zauważyć nie wzbudzało zaufania. Nagle za sprawą profesora nastąpiło jakieś poruszenie, sarny uciekły, a Swann zaczął wydawać jakieś dziwny polecenia. Nancy nawet nie ogarnęła co się stało, ale usłyszała, że ma zająć się zbieraniem potrzebnych rzeczy. Stała chwilę bezradnie w miejscu, zastanawiając co to niby za przydatne rzeczy. Kamienie? Mają nimi rzucać w zwierzęta czy jaki czort? Zioła? Ale, że jakie zioła? - Eeee... - Mruknęła jakże mądrze, rozglądając się po pozostałych uczniach, którzy zajęli się robotą. - Jakie to są przydatne rzeczy? - Zapytała jakże inteligentnie stojącej obok Violi. Ona miała wprawę w odganianiu dzikich zwierząt z lasu, może wie jakim ziołem poskromić wiwerna, czy co to tam się schowało. Aż parsknęła na tą myśl i schyliła się by podnieść średniej wielkości kamień. Mogła go zanieść tam gdzie Swann chciał, ale nie zamierzała w żadne stworzenie nim rzucać, choćby za ścianą lasu czaił się rogogon węgierski. Z tymi ziołami było jeszcze gorzej, bo chociaż miała o nich jako takie pojęcie, to jak miała zbierać to co potrzebne, nie wiedząc z czym mają do czynienia? Ajax był doprawdy specyficznym nauczycielem… Kręciła się to tu, to tam, udając, że coś robi i starając się nie panikować, tak jak niektórzy. Ostatecznie przecież nic się nie działo!
Nie miała najmniejszej ochoty na ruszenie się w miejsca, bo równało się to ze spłoszeniem saren, które spokojnie skubały sobie trawkę. I one niby miały im w tym przeszkodzić? Widok był rozczulający i Krawczyk aż uśmiechnęła się ciepło, bo jednak na co dzień rzadko miała okazję widywać te zwierzęta z tak bliska. Dziwne, że jeszcze nie uciekły. Przecież musiały wyczuwać obecność dwóch uczennic. A już na pewno nauczyciela, kiedy wtargnął na polanę płosząc sarny, których - mogła się założyć - było jeszcze więcej. I tyle było z przyglądania się im. Słuchała jego słów, a w jej sercu zaczął kiełkować niepokój. Wspomnienie o potencjalnych zagrożeniach czyhających na nich wśród drzew i krzaków nie napawało optymizmem. Była tego świadoma już idąc na tę lekcję, a teraz wszystkie obawy, które w drodze wyrzuciła z głowy i obiecała sobie o nich nie myśleć, wróciły ze zdwojoną mocą. Szczytem wszystkiego były słowa Swanna o jakimś tajemniczym stworzeniu, które ich obserwuje. I oczywiście nie ma dobrych zamiarów. W ciągu dnia pewnie prychnęłaby na tę wiadomość, ale nie teraz, kiedy zaczynało robić się coraz ciemniej i więcej zwierząt wyruszało na łowy. Czy on chciał zrobić z głupich uczniów, którzy przyszli na lekcję posiłek? Zdecydowanie coś było nie tak, bo nie słychać było żadnych odgłosów z ciemności, co chyba pokazał im specjalnie, prosząc o ciszę. Genialnie. Tylko co miały znaczyć te wszystkie instrukcje, które im wydał? Obserwacja lasu, zebranie gałęzi, wymyślenie sposobu na pokonanie drapieżnika i szukanie kamieni czy ziół, do czego miało to ich przygotować? Z tego wszystkiego zaczęła się denerwować, czego skutkiem były trzęsące się ręce. Co gorsza, nie mogła nad tym zapanować. Chociaż bardzo starała się uspokoić i powtarzała w myślach, że przecież są z nauczycielem i nic im się nie stanie, to z tyłu głowy wciąż miała świadomość, że facet może zareagować zbyt późno. A ona chyba niepotrzebnie o tym teraz pomyślała, bo przez to wzdrygnęła się i skaleczyła gałązką z jakiegoś krzewu. Syknęła, raczej z zaskoczenia niż z bólu i przyłożyła rankę do ust. Jeszcze tylko tego brakowało, żeby jej krew sprowadziła tu to coś, co jakoby czaiło się gdzieś w lesie. Odeszła kilka kroków dalej w poszukiwaniu roślin, kamyków czy czegokolwiek innego. Sprawę utrudniał jednak fakt, że profesor nie powiedział im, czego dokładnie powinni wypatrywać.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Kurwa, ale głupoty. Max naprawdę miał w dupie to, co się dzieje i nie bardzo go obchodziły te całe sarny, czy czym oni się tam zachwycali. W gruncie rzeczy, to prawie wszystko było dla niego chuja warte, więc nie biegał, nie piszczał, nie ekscytował się i jedynie czekał, a jak się już doczekał, to aż parsknął pod nosem. Chuja, a nie straszne zwierzęta! Nie należał do tchórzy i prawda była taka, że niepokojące uczucie bardziej kojarzyło mu się z czyhającą wizją, zapowiedzią przyszłości, jakiej nie był w stanie uchwycić, niż z czymś innym, to było coś, czego nie rozumiał, ale żeby się bać? Ani, kurwa, trochę. Jeśli coś tutaj łaziło, to niech łazi, na chuj miał się tym interesować? Prędzej to, co czuł, smakowało jak przeczucie śmierci, nietrudno zatem było domyślić się, że z pewnością, skoro niewidoczne, kręciły się tutaj testrale. To one kojarzyły mu się z odchodzeniem, podobnie jak ponuraki, które wcale nie były takie straszne, a nawet lelki. Na zadanie profesora aż uniósł brwi. Co oni, kurwa, będą je tu smażyć żywcem? Ale dobra, jak stary pierdziel chciał, to mógł iść zbierać gałęzie, mógł układać je w jednym miejscu i to właśnie robił. Uczucie, jakie mu towarzyszyło, kojarzyło mu się z szeptami przyszłości i starał się je odgonić, ale zgadzał się z profesor Albescu - nie mogli sobie pewnych rzeczy wybrać, ale mogli nimi kierować. Nic zatem dziwnego, że aż warknął w myślach i kazał temu wszystkiemu po prostu spierdalać.
______________________
Never love
a wild thing
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Kostka: 6 +2 za kuferek +1 za niewidzenie testrali... łącznie 9... ktoś pobije?
Nie wiedziała czego miałaby się spodziewać w czasie zajęć. Swann był zdecydowanie o wiele bardziej tajemniczy niż zazwyczaj i nie zdradził im nawet jakie zwierzę będzie przedmiotem ich aktualnej lekcji. Z pewnością tematem nie były sarny, bo te zostały przepłoszone przez nauczyciela. A szkoda... Mogli się z nimi zaprzyjaźnić, dokarmić albo po prostu spędzać sobie czas obok nich. Ale chyba nie było im to dane. Kanoe wysłuchała uważnie słów profesora i chciała już zebrać się do wykonywania zleconego jej zadania, gdy nagle poczuła jak dmucha jej w kark, wydając przy tym nieco charczący odgłos. Natychmiast się odwróciła, ale nie dostrzegła za sobą niczego choć była pewna, że jakiś stwór stał tuż przed nią. Zadrżała. Dopiero po chwili domyśliła się, że zapewne ma do czynienia z testralem, co wcale jej nie uspokoiło. Wiedziała jaką opinię mają te zwierzęta i choć starała się to zignorować to jednak nie potrafiła. Świadomość tego, że po polanie kręci się coś, czego kompletnie nie widziała sprawiała, że Puchonka nie potrafiła się zbytnio ruszyć z miejsca, a jej wzrok wodził od jednego miejsca, do drugiego, gdy tylko usłyszała gdzieś jakiś dźwięk, który mógł być dziełem niewidzialnego stworzenia. Stała jak sparaliżowana, nie wiedząc kompletnie co powinna zrobić, gdzie spojrzeć, gdzie się ruszyć... Miała w głowie kompletną pustkę, a coś na kształt paniki zdawało się ją powoli opanowywać pomimo usilnych prób jej zduszenia i zmuszenia się do bycia choć trochę użyteczną.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Już podchodziły bliżej i miały witać się z sarenkami, gdy nagle Swann wszystko spieprzył swoim wejściem. Sarny zostały spłoszone, a im zostały porozdzielane odpowiednie zadania choć... Strauss podchodziła do tego wszystkiego odrobinę sceptycznie. Obserwacja lasu nie była zbyt czynnym zajęciem, a kamienie i zioła? Jeśli mieli coś pacyfikować to nie lepiej było tego dokonać przy pomocy różdżek i odpowiednich zaklęć? No, ale wymyślenie techniki na odstraszenie drapieżnika miało być zadaniem Ślizgonów. Jej wzrok podążył niemal odruchowo za kierunkiem, w którym chyba starała się patrzeć Nancy i niemal natychmiast natrafił na odpowiednie zwierzę, które chyba ją nieco przestraszyło, sądząc po tym jak Puchonka się nieco cofnęła. Sama Violetta wpatrywała się przez chwilę w wychudzonego skrzydlatego konia i powoli skinęła głową na jej jakże trafne stwierdzenie. - Testral - potwierdziła, obserwując spacerujące w pobliżu zwierzę. - Chociaż niezbyt duży. Jej spojrzenie wciąż podążało za samotnym testralem, który przechadzał się po łące, a następnie przeniosło się na kilka innych osobników z tego samego gatunku, które wydawały się całkiem dobrze czuć wśród uczniów Hogwartu. Strauss widziała je doskonale i było tak już od naprawdę długiego czasu. I nie wyobrażała sobie, by kiedyś mogło być inaczej. Nawet jeśli w drugiej klasie znajomi, z którymi wsiadała do powozu przy stacji w Hogsmeade spoglądali na nią jak na wariatkę, gdy tylko wspomniała o skrzydlatych szkapach prowadzących wóz. W końcu większość ludzi ich nie widziała. Wielka szkoda. Bo choć z pewnością dla wielu mogły wyglądać przerażająco to Krukonka uważała je za piękne. Miały w sobie pewien urok, którego nie mogła im odmówić. - Kamienie i zioła? - odparła jeszcze, gdy Williams skierowała do niej pytanie odnośnie zadania, które przydzielił jej Swann. - Bardziej nie pomogę. Swann nie jest dzisiaj zbyt szczegółowy. Westchnęła jeszcze i stwierdziła, że powinna zająć się monitorowaniem krzaków zgodnie z udzieloną instrukcją. Zanim jednak to zrobiła klepnęła jeszcze zachęcająco Nancy w pośladek, by wysłać ją na wypełnianie jej arcyważnej puchońskiej misji. - Idź nazbierać kamyszków. Ja stanę na czatach. Łatwiej jednak powiedzieć niż zrobić. Przede nie było to jakieś wielce fascynujące zajęcie choć tam i ówdzie poruszył się jakiś krzak, ale nigdy nie mogła dojrzeć co właściwie było przyczyną nagłego poruszenia w lesie. Mogły to być wcześniej przegonione sarny, albo więcej testrali jak również zupełnie coś innego. Na domiar złego kręcące się w pobliżu skrzydlate czarne konie co jakiś czas ją rozpraszały. Nie powiedziałaby, że się ich bała. Strauss użyłaby do tego zupełnie innego słowa. Powiedziałaby raczej, że była w stanie podwyższonej gotowości lub wyczulona na wszelkie sygnały. Głównie dlatego, że obecność kilku testrali w pobliżu sprawiała, że nieco się spinała, nie wiedząc, co w danej chwili któryś z nich może zrobić. Dlatego też, co jakiś czas jej spojrzenie wędrowało do skórzanych wierzchowców, odwracając się od krawędzi lasu.
Kostka: 4, ale jestem dzielną gryfonką, więc -2 i jeszcze +2, bo nie widzę testrali (ale właśnie jednego głaszczę) = 4
Ta cała sytuacja zaczęła robić się dziwna, musiała to przyznać. Próbowała poukładać sobie w głowie to, jak może głaskać coś niewidzialnego, ale nie mogła. Czuła miękką strukturę sierści pod palcami, ale nie mogła jej dostrzec. Było to wręcz frustrujące, choć nie chciała dać tego po sobie poznać. Nie uważała, aby terstrale były straszne czy przynosiły nieszczęście. Ale miała nadzieję, że będzie w stanie zrobić cokolwiek więcej. Tak się jednak nie stało. Chwilę później na polanie pojawił się nauczyciel tym samym przerywając jej rozmowę z Ntandem. Słuchała jego słów z zainteresowaniem, przynajmniej do momentu, kiedy wspomniał o czymś, co ich obserwuje. Wtedy jej zainteresowanie tematem wzrosło znacznie bardziej. Nie miała ochoty być pożartą przez cokolwiek, jak to jeszcze przed chwilą żartowała sobie ze ślizgonem. Przecież to był tylko żart! Gdyby wiedziała, że wywoła coś z lasu, nigdy by go nie powiedziała. Skryta w jej kieszeni Layla poruszyła się niespokojnie, ale Lara postarała się ją pocieszyć. Jeszcze tego brakowało, żeby coś stało się jej nieśmiałkowi przez to, że zdecydowała się na udział w jakichś pojebanych zajęciach... Miała pozbierać gałęzie. Nie wiedziała, co ma to im wszystkim dać, ale ruszyła do dzieła. Chwyciła różdżkę mocniej w dłoni i rzuciła Accio na pierwsze kilka gałęzi, które posłusznie przyleciały na już tworzącą się kupkę. Nie widziała szybszego sposobu poradzenia sobie z tym zadaniem, niż przywołanie gałęzi zaklęciem.
Irène Ouvrard
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175
C. szczególne : krótko ścięte włosy, francuski akcent, runa Algiz na śródstopiu (spód)
Kostki: 3 + 2 (strach) - 1 (nie boi się testrali, umniejsza im) = 4 - wyraźny niepokój, drżenie
- Nigdy nie jest za późno. - Chociaż nie do końca wierzyła w swoje słowa to lubiła robić innym nadzieję, w ramach uspokojenia ich skołatanych nerwów. Ona również odczuwała niepokój ale starała się zgrywać dobrą minę do złej gry, odprowadzając spojrzeniem @Morgan A. Davies zazdrościła jej w duchu, że może zrobić coś więcej niż tylko stać i się mądrzyć. Momentalnie splotła ręce na swoich piersiach nerwowo przestępując z nogi na nogę, sprawiała wrażenie kogoś kto czeka na swoją kolej do toalety, niżeli krukońskiego myśliciela. Maskowała w ten sposób swój narastający strach i drżące ręce, nawet nie sięgając po różdżkę. Stała w miejscu, żeby przypadkiem nie zostać łakomym, ruchomym kąskiem dla tego, co czaiło się w zaroślach lub zderzyć się, z niewidzialnym, testralskim pomiotem. Nie wierzyła w historyjki o ich przerażającym wyglądzie, dlatego też nie przerażała ją myśl o tym, że na pewno dożyje dnia w którym uda się zetknąć z nimi oko w oko. - Może czyha na nas najzwyklejszy strzygieł? - Rzuciła od tak bez większego pomysłu, nie mogąc spojrzeniem wytropić tego co skrzętnie skryte. - Wampir? - Cisnęło się na usta, żeby powiedzieć wilkołak (ewentualnie jej ojciec wychodzący nocą z łóżka) który zerwał się ze smyczy, ale nie przeszło jej to przez gardło bo nie był to czas na żarty. Ugryzła się w policzek. Chociaż nerwowa atmosfera na wszystkich odciskała swoje piętno Irene wierzyła w to, że nie grozi im prawdziwe niebezpieczeństwo. Przecież mają przy swoim boku profesora Swanna, który już samym swoim spojrzeniem mroził krew w żyłach. Nie było na świecie nic straszniejszego od niego, to nim na pewno straszyło się pierwsze roczniki, że wychodzi spod łóżka – a nie potwór, o obślizłych mackach. - Uczeń? - Zaryzykowała. Opcja najmniej prawdopodobna, ale zdążyła już zauważyć, że w Hogwarcie roiło się od śmieszków chętnie wykorzystujących niewidki.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
ZWIERZĘ ZOBACZONE:,/zg> [https://www.czarodzieje.org/t19049p52-kostki#550835]5[/url] sarna STRACH: 1 (tutaj nie dodaję ani nie odejmuję, aczkolwiek mam 9pkt z ONMS więc chciałabym mimo kuferka zostać przy strachu prawie zerowym, bo Kath już miała na fabule wielokrotnie wspomniane o testralach i wątek kiedyś)
Katherine przybyła na zajęcia, jednakże nie wiedziała, że tutaj wyjątkowo skupią się na integracji, na całe szczęście między domami i sami mogli zadecydować z kim będą chcieli pracować. To było naprawdę świetne posunięcie ze strony profesora. Pojawiła się na polanie podczas, gdy większość uczniów już się tam zebrała i kątem oka zdążyła dostrzec jak sarna ucieka do pobliskiego lasu. Ujrzała Puchona, który przez nią ostatnio ucierpiał na zajęciach z mugoloznawstwa i teraz podeszła bliżej jego osoby, ponieważ chciała go przeprosić, on jednak dziwnie patrzył się w jeden punkt. Dostrzegła też, że obok @Felinus Faolán Lowell stał też @Aleksander Cortez , więc uznała, że na razie go nie będzie za nic przepraszała. Podsłuchała jak rozmawiają na temat tego co stoi przed nimi. -Jaki on jest cudowny! - powiedziała może odrobinę zbyt emocjonalnie i spojrzała z uwielbieniem na pięknego konia o czarnych skórzanych skrzydłach. -Nie mówcie,że wierzyliście,że powozy wożące uczniów z Hogsmeade do zamku, jechały magicznie same? - zapytała po czym zaśmiała się przy tym. Odkąd zmarł jej brat to praktycznie testrale pierwszy raz zobaczyła mając 16 lat i praktycznie był to czysty przypadek. Nie bała się tych stworzeń. Skoro ciągnęły powozy, to znaczyło, że nie mogły być niebezpieczne. Testrale tak naprawdę były bardzo życzliwymi stworzeniami i były w stanie dowieźć czarodzieja w każde miejsce, które sobie zażyczył, nie wolno ich było tylko w żaden sposób obrażać. Ta lekcja zaczynała się jej podobać coraz bardziej. Uczniowie zaczęli coś mówić na temat zaklęć, które można by było użyć w momencie gdy przyjdzie im się bronić. W obecnej sytuacji tylko Aleksander powiedział coś w miarę sensownego. - Dobrze mówi! Mrok i ciemność zawsze uciekała przed światłem, nie ważne co by się działo. Patronusa chętnie użyję, gdy zajdzie taka potrzeba. Mam nadzieję, że wtedy do mnie dołączysz- oznajmiła poważnym tonem, a potem dodała jeszcze od siebie- zaklęcie Atrapoplectus też byłoby skuteczne. Tu raczej zadziała na każde stworzenie mniej czy bardziej groźne- spojrzała się po grupie Ślizgonów, którzy również uczestniczyli w zajęciach. Miała nadzieję, że ktoś inny też ją poprze z jej pomysłem na zaklęcie. Testrale odrobinę ją rozpraszały w tym wszystkim, bo obserwowała jak młody testral grzebie kopytem w trawiastym podłożu i próbuje znaleźć coś do jedzenia. -Jakie to maleństwo jest słodkie- szepnęła przyglądając się źrebakowi.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kostka: 5 - 2 + 2 = 5, ale nadal nie pasuje do charakteru postaci. Naprawdę. Wiele razy było tłumaczone na fabule to, iż Felinus nie wierzy w przesądy, jak również nie patrzy przez pryzmat domu na innych ludzi.
Spojrzał, odwrócił się, zwrócił swoją uwagę na sylwetki innych. Myślał, analizował, starał się przekonać własnego do siebie, że to wszystko tak ma wyglądać. Westchnął, krzyżując ręce. Nawet nie wiedział, jakie dziwne i zarazem urocze maleństwo się niego trzyma i podąża za nim; nie było dane mu widzieć testrali. Być może powinien udać się na koncert tego słynnego zespołu, który powoduje, iż po nim można je ujrzeć? Kto wie. Niemniej jednak, trzymał się trochę z dala, jakoby będąc niezależną i działającą samodzielnie jednostką. Zauważył zbliżającego się ucznia, @Aleksander Cortez. Studenta? Tak, ewidentnie studenta. Ostatnio łapał się na własnych błędach bardziej, niż powinien, a przecież dążył do perfekcji w zakresie własnego kalkulowania i odkrywania szczegółów. - Pewnie coś, czego nie widzimy. - oznajmił, jakoby próbując znaleźć jakieś rozsądne rozwiązanie tego. No tak. Za każdym razem, jak spoglądał na lewo i prawo, zauważał osoby, które najwidoczniej coś były w stanie zauważyć do tego stopnia, by móc z tym wejść w interakcję. A on? No cóż. Najwidoczniej brakowało mu predyspozycji. Ich rozmowa nie trwała zbyt długo, natomiast puls Felinusa odrobinę przyspieszył, choć tak naprawdę na zewnątrz wydawał się być oazą spokoju. Nauczyciel nie brałby ich tutaj, o tej porze, gdzie mogłoby występować zagrożenie, którego by nie powstrzymał. A które odcisnęłoby dożywotnie piętno na innych. Co nie zmienia faktu, iż poczuł muśnięcie. Muśnięcie? Dotyk. Drgnął, odsunął się, dość gwałtownie. Być może przepłoszył to coś, co nie zmienia faktu, iż nie wiedział, co to było dokładnie. Stworzenie, którego również nie widział? W umysł zaczęły zakradać się myśli, czy aby na pewno powinien tutaj być. Powstrzymywał, jakby poniekąd miał słabszy dzień, drżące dłonie, mając je mocno ku sobie, skrzyżowane i przez to niezauważalne w stanie niepokoju. Nie potrafił wyczarować Patronusa. Nadal, po tylu latach edukacji, jego umiejętności w tym zakresie zwyczajnie zdawały się być na poziomie zerowym. Obserwował ze zdziwieniem i zaciekawieniem reakcję @Katherine Russeau. Kojarzył ją, przecież to właśnie wtedy był i rozdzielał dziewczyny podczas bójki, zapewne o mały włos unikając jakiegoś nieprzyjemnego uderzenia w szczękę. Ale dlaczego coś, czego nie widział, było urocze? - Może. W sumie to pewnie nie, skoro teraz zaprzeczasz przyjętemu od początku nauki schematowi. - odpowiedział, spoglądając na Katherine, która zwyczajnie przyglądała się czemuś, czego on nie mógł zobaczyć. Starał się przeanalizować wszystkie możliwe fakty; na szczęście wiedza w zakresie stworzeń magicznych nie była zbyt zła, ale nie należała do wielce wybitnych. Ot, podstawa jakaś istniała - teraz wszystko od niego zależało, jak postąpi. - Testral? - zapytał. Skojarzył jedynie to stworzenie, które było widoczne dla garści wybrańców. Starał się jednocześnie nie wykonywać gwałtownych ruchów, a strach zamieniał się bardziej w zaciekawienie. Empiryczna natura Felinusa zdawała się mieć pozytywne skutki w takich sytuacjach, choć nadal nie był pewien, jak naprawdę powinien postąpić. Gdzieś w odmętach myśli targała się ta jedna; podróżowała, samotnie, jakoby przesąd o tym, iż te czarne konie przynoszą nieszczęście. Czy to prawda? Pewnie nie. Na obydwie przemowy jedynie zachował ten sam wyraz twarzy, choć niepokój narastał. Znajdowali się na terenie Hogsmeade, więc w przypadku zagrożenia chłopak mógłby się teleportować; tego był jedyny plus. - Czyli to mnie pewnie śledziło i musnęło w dłoń. Dobrze wiedzieć. - przyznawszy, skierował swój wzrok w stronę miejsca, gdzie przyglądała się Katherine. Nic. Pusto. Nie zmienia to faktu, że centralnie gdzieś obok niego, a w wystarczającej odległości od miejsca zainteresowania, znalazł potrzebne i wymagane przez profesora Ajaxa materiały; niezbyt dużo, wręcz nikłe szczątki, no ale zawsze jakieś. - Od kiedy je widzisz? Wiek, nie musi być konkretne wydarzenie. - zapytał się. Nie wiedział, co począć, jak się zachować, coby nie odpędzić przypadkowo zwierzęcia. Starał się wypatrzeć inne rzeczy.
Kątem oka obserwował poczynania uczniów i wysłuchiwał ich odpowiedzi oraz wolnych przemyśleń. Na jego twarzy widać było widać...cień uśmiechu? Bliżej było temu do grymasu, jednak wprawne oko mogło dostrzec prawdę. Obserwował las, szukając oznak obecności tego, czego obawiał się najbardziej. Grupa towarzyszących mu uczniów mogła mu zapewnić przewagę, o ile nie zaczną się łamać jak @Yuuko Kanoe. Obdarzył puchonkę uważnym spojrzeniem, następnie przeniósł go na innych, którzy okazywali oznaki strachu. Pokiwał sam do siebie głową i wrócił spojrzeniem na las. -Duży drapieżca chowający się w mroku, bojący się światła. Czai się, więc albo nas ocenia, albo oczekuje na zły ruch i rozdzielenie się grupy. Pamiętajcie, że jesteście czarodziejami i po coś macie te różdżki. Przeleciał wzrokiem po gryfonach, dostrzegając, że część z nich bohaterstwo podeszła do skraju lasu i zaczęła zbierać patyki ręcznie. Westchnął i krótko pokręcił głową. -Zwierzę, z którym mamy do czynienia jest na tyle niebezpieczne, że wygoniło z lasu nie tylko pomniejszą zwierzynę, ale i to większą. Testrale znajdujące się na polanie normalnie tak chętnie by do nas nie podeszły. Złączył ręce za plecami i zamilknął, mając nadzieję, że krukoni obdarzą go lepszymi odpowiedziami niż do tej pory.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Tylko uważajcie, może to jakieś mięsożerne sarny — odezwał się z trudem powstrzymując głupi uśmieszek cisnący mu się na usta; dało się nawet zauważyć, jak drgają mu kąciki warg. Sam pozostał w miejscu, krzyżując ręce na klatce piersiowej i obserwując z delikatnym rozbawieniem jak dziewczyny próbują podejść do zwierząt. W międzyczasie do ich małej grupki dołączyła również Davies, w której kierunku zerknął z uniesioną brwią, gdy Gryfonka nagle – i jakby bez powodu – zamarła w miejscu. Nie widział testrali, więc nie miał pojęcia, że jeden z nich postanowił z jakiegoś powodu zakręcić się akurat wokół ich grupki. Podchody do saren – z całą pewnością jednak nie mięsożernych – zakończyły się ostatecznie fiaskiem, kiedy na polanę wpadł Swann we własnej i wszystkie spłoszył. Co innego, jeśli chodzi o skrzydlate i dla większości niewidzialne konie; te zdawały się tu czuć świetnie mimo obecności takiej liczby Hogwartczyków włącznie z profesorem. Pytająco stwierdziła to Williams, a zaraz potem jej przypuszczenia potwierdziła Strauss, która należała do grona wtajemniczonych i była w stanie dojrzeć te stworzenia. Coś innego rzekomo czaiło się także w pobliżu i belfer rozdzielił zadania na poszczególne Domy. Jemu jako Ślizgonowi miało przypaść w udziale wymyślenie sposobu na przepędzenie tajemniczej kreatury. Niechaj i będzie tak. Fitzgerald zbliżył się więc do kilku innych osób z Domu Węża, między którymi toczyła się już drobna dyskusja na ten temat. — Zgodzę się z tym, ogień tu odpada, za dużo spustoszenia — rzucił, dosłyszawszy wzmiankę o ogniu, który od razu został wykluczony przez Corteza. — Światło za to brzmi zdecydowanie lepiej. Skoro ten zwierz tak uwielbia ciemności, to światło powinno go skutecznie przepłoszyć, a przynajmniej sprawić, żeby trzymał się na dystans. Wzruszył ramionami, bo w sumie nie było to nic odkrywczego; nie znał się specjalnie na takich rzeczach, więc wziął to zwyczajnie na logikę. Lubi ciemności = boi się pewnie światła, proste. Zresztą sam profesor to zaraz potwierdził. Rudzielec powstrzymał cichego, rozbawionego prychnięcia na uwagę skierowaną do Gryfonów, którzy tak ochoczo ruszyli do zbierania gałązek na skraju lasu, choć czaiło się w nim coś co zapewne miało na nich chrapkę. Jakże typowe. — Baubillious oraz lumos wraz z odmianami, mniej inwazyjne wprawdzie, ale wydaje mi się, że wszystko co wytworzy jakieś światło powinno się tu sprawdzić — dodał jeszcze od siebie, gdy Russeau rzuciła nazwą jakiegoś zaklęcia z nieco wyższej półki, którego sam chyba nie byłby w stanie jeszcze rzucić, przenosząc z powrotem uwagę na Ślizgonów. — No i wspomniane już zaklęcie patronusa. Też jestem w stanie dorzucić mojego zwierzęcego strażnika do kompletu jakby co. Obecność testrali na łączce nie robiła na nim jakiegoś większego wrażenia; być może w jakiejś części wynikało to z faktu, że ich po prostu nie widział? Zdecydowanie łatwiej było je w ten sposób ignorować, choć cały czas jednak pamiętał, że one gdzieś tu krążą i miał cichą nadzieję, że któryś nagle nie uzna, że naruszył zanadto jego przestrzeń osobistą i nie postanowi mu zasadzić z tego powodu soczystego kopa czy coś.
Kostka: 2 + 2 (nie widzi, ale wie, że to testral) - 2 (bo nie jest strachajłą i ma w sumie wywalone :'D) = 2
Chciała ze wszystkich swoich sił dowiedzieć się, czym jest to tajemnicze, drapieżne zwierzę ale nic nie świtało w jej głowie, więc skinąwszy na @Violetta Strauss z frustracją kłębiącą się wewnątrz, pozwoliła własnym, wymownym milczeniem na zabłyśnięcie jej jak gwieździe na niebie. To byłby wstyd dla całego domu, gdyby okazało się, że obie są na równi głupie. Dziewczyny nie współpracowały ze sobą a mogły, to opłaciłoby się im o wiele bardziej nawet jeśli odkrycie obecności chowającej się w mroku istoty, nie miało być poważnym zadaniem. Podejrzliwe spojrzenie wylądowało na nauczycielu, który w porównaniu do wielu roztrzęsionych uczniów był zdecydowanie zbyt spokojny, a to świadczyło tylko o tym, że nie mają do czynienia z groźnym przedstawicielem magicznej fauny. Regulamin, a zdążyła się już w niego wczytać nie raz jasno mówił o tym, że nie można było świadomie narażać swoich nie do końca bystrych uczniów na poważne uszczerbki na zdrowiu. Śmiercioplaga? To nie mogło być to, nawet jeśli potrafiła przeobrazić się w coś o dowolnej wielkości nie zasługiwała na miano drapieżnika. Przyczajacz? Nie występował na tych terenach. - Może zamiast zastanawiać się nad tym co to jest, wypuścimy przynętę? Patronusa. Jeśli to coś nie jest do nas przyjaźnie nastawione, lepiej żebyśmy w porę wzięli nogi za pas, a nie wpatrywali się w drzewa licząc na to, że spomiędzy nich nam odmacha. - Spojrzeniem odszukała Violettę licząc na to, że w ramach współpracy przynajmniej poprze jej słowa. Czekanie na to aż to coś wyłoni się, spomiędzy zgliszczy było dla zniecierpliwionej Irene prawdziwą katorgą. Żałowała trochę, że nie czytała z większą uwagą o stworzeniach innych niż te które ją interesowały, niektóre specjalnie omijała uznając je za nieszczególnie ciekawe i teraz skutki odciskały na niej swoje piętno. - Albo strugę światła... Będziemy mieć dwie opcje. Ucieknie, albo nas zaatakuje. Co złego może się stać? - Nie walczyła zbyt długo o posadę ulubienicy, na pewno takimi śmiałymi epitetami wpiszę się, na listę niegrzecznych i co roku zamiast prezentów, będzie wyciągać ze skarpety węgiel. Zaczęła nerwowo przechadzać się wśród uczniów, jednak co rusz wracała spojrzeniem w las. Dostrzeżenie w tej ciemności czegokolwiek graniczyło z cudem - Między nami mogą być testrale, które nie pozostaną bierne na atak czegoś z zewnątrz. To nie możliwe, żeby wszystkie się wystraszyły. - Gdy już przestała się mądrzyć, przystanęła po raz kolejny, zaciskając usta w wąską linię. Niepokój, jaki dotychczas jej towarzyszył, a który ignorowała wzmógł się, gdy coś ją trąciło w plecy, jak gdyby swoim pyskiem, wyprowadzając ze względnej równowagi. Ze wszystkich magicznych zwierząt to właśnie te niewidzialne, były najgorsze.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Kostka na wejście mam 2, czyli brak efektu. Kostkę na strach masz 1 i tą zmieniam czyli: "czujecie niepokój związany z obecnością zwierzęcia, którego nie widzicie. W związku z zaistniałą sytuacją wasz poziom strachu wzrasta o 1. Zatem +1 nie widzi testrala i nie wie, że to on to już 2 +2 Wiktor się cyka takich rzeczy to masz 4
Chłopak uważnie i ostroznie przeglądał każdą rzecz jaka wpadła mu w ręce, niestety nigdzie nie było nic co by sie przydało.Cofnął się o krok wpatrując się w sytuację niepewnym wzrokiem Wik czuł się jakiś nie pokój obecność zwierzęcia gdzieś tam jest.Rozglądał się, po czym znalazł jakieś zioło pokrzywe,jednak miał pewne problemy aby sie skupić,zrywając ją poparzyl sie ponoć dobre jest na reumatyzm.Puchon po chwili zorientował się, że nie był jeszcze w tym miejscu ciekawe jak daleko jesteśmy od szkoły i wioski.Dalej szukał przydatnych rzeczy,wystarczy patrzeć pod nogi a kamienie same się zanjda. -O jeden juz mam a tam dalej sa dwa-mruknął, po czym przeniósł wzrok na nauczyciela,spytał spoglądając na otoczenie resztę uczniów.Mimo to rudzielec troche się bał i trzęsły mu sie ręce.Ale nie zamierzał panikować, a zachować zimną krew. Zaczął szukać czegoś co nada się.