Antosha? Fin-ktoś? Nic jej te nazwy nie mówiły. Przynajmniej nie teraz, biorąc pod uwagę, że miotłą częściej sprzątała, niż jej dosiadała. Być może miało się to zmienić w nadchodzących, szkolnym miesiącach - a może nigdy nie opuści ławki rezerwowych i za wiele lat, kiedy powstanie już o niej biografia (jako o muzycznej mistrzyni dwóch światów) nie będzie mogła wspominać, że równie utalentowana była w Quidditchu. Tymczasem to jednak Darren dawał pokaz swoich umiejętności, a Orla na widok zagięcia przez niego grawitacji, zaczęła klaskać i wiwatować, jakby co najmniej tą sztuczką zdobył Puchar Wszechświata. - Dziesięć punktów dla Ravenclaw za tę pokazówkę - zadecydowała, pikując za nim. Coraz lepiej szło jej utrzymywanie równowagi na miotle, chociaż nadal co chwila nieświadomie się garbiła, przez co pewnie będzie narzekać przez pół wieczora, snując się po domu jak emerytka Williams z bólem pleców. - Dawaj, dawaj. Nie ma na co czekać. Prędzej czy później będę się musiała spotkać z tym tłuczkiem. - rzuciła, kręcąc nad chłopakiem kółka, kiedy ten szarpał się z mocującymi piłkę paskami. Z całej ich trójki, ta wydawała się najbardziej podekscytowana tym, że wkrótce dołączy do gry.
Dobra, Darren, rzuć kostką: 1 albo 2 - Okazało się, że przez przypadek wypożyczyłeś ze szkoły feralny egzemplarz. Ktoś miał się nim zająć przed wakacjami, ale uznał, że nikt nie będzie na tyle głu... ambitny, żeby poza rokiem szkolnym trenować Quidditch przed rokiem szkolnym. Gdy tylko uwolniłeś tłuczek, ten zaczyna niszczyć wszystko, co spotka na swojej drodze - od ławek, po drzewa, aż po nieświadomą zagrożenia Orlę. 3 lub 4 - Widać, że jesteś urodzonym pałkarzem, bo kiedy to uderzasz pałką tłuczek, ten z taką siłą wylatuje do przodu, że omija krukonkę, wyczarowane w powietrzu pętle i trafia wprost w staruszkę, która spacerowała po chodniku. Na całe szczęście wózeczek z lodami, który prowadziła, ocalał. Zbierasz ostrą burę. 5 lub 6 - Dzień zapowiadał się zwyczajnie i... faktycznie takim jest. Gdyby nie fakt, że tłuczek przy każdym uderzeniu wydaje z siebie paskudny zapach. Dokładnie taki, jak myślisz. Możesz udawać, że tego nie zauważasz, ale zdecydowanie oboje to czujecie.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
No 1 kiedyś tam rzuciłem, nie chce mi się szukać kostki.
Tłuczek rzeczywiście wydawał się nieco bardziej żywy niż zwykle - Shaw zrzucił to jednak na karb kolejnego z humorów czarnej piłki. Czasem wydawała się wręcz ospała, innym razem skupiała się tylko na jednej osobie albo za nic nie chciała opuścić któregoś sektora boiska - któż byłby w stanie określić, na co ochota przyjdzie piłce tego dnia? Cóż, tego dnia tłuczek miał ochotę na morderstwo. Nieświadoma niczego Orla robiła właśnie jakieś niezgrabne - to znaczy, bardzo ładne - ósemki w powietrzu kiedy piłka zawarczała i ze świstem ruszyła w jej stronę. Darren nie miał zbytnio czasu żeby wskoczyć na miotłę, w biegu złapać za pałkę i ją odbić, w głowie pozostał mu więc tylko jeden pomysł. - Locomotor - krzyknął, celując w wolniejszy cel - a więc tym razem miotłę Orli - i przesunął ją ostro w prawo, zbijając ją z trajektorii lotu tłuczka, który przeleciał obok i zaczął robić sporą pętlę by zaraz zaatakować ponownie. - Eee... zaczęliśmy już! - na wszelki wypadek wrzasnął jeszcze do Krukonki, po czym dosiadł miotły i samemu wzniósł się w powietrze, tym razem już z pałką w dłoni.
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Nieświadoma, iż prawdopodobnie cierpi na astygmatyzm, obserwowała cudowne zjawisko rozproszenia promieni słońca, która niczym jak za dotknięciem różdżki Merlina, przenikało pomiędzy gałęziami brzozy. Śreżoga zawsze łapała ją za serce, ale tym razem złapała za żołądek. Jej miotłą tak gwałtownie szarpnęło w bok, że dosłownie pisnęła, wyrwana z zamyślenia i mechanicznego ósemkowania w powietrzu. Odwróciła się gwałtownie, ze złością patrząc w stronę krukona: - Przygrzało Ci w kociołek, Shaw? - krzyknęła, kręcąc głową. Gdyby spadła, pewnie najwyżej złamałaby nogę lub rękę, biorąc pod uwagę, że nie unosiła się zbyt wysoko, balansując na granicy rozsądnej wysokości. Nie zmieniało to jednak faktu, że ponownie wzmocniła uścisk dłoni na trzonku, wracając do uczucia niepewności.
Nie miała pojecia, że Darren, właściwie rzecz biorąc, uratował jej krągły tyłek. Gdy jej powiedział, prawdopodobnie pogratulowałaby mu zwinności.
Niezbyt wiele czasu minęło, nim zauważyła, że tłuczek ma dzisiaj dosyć konkretne humorki - gdzieś pomiędzy rozsmarowywaniem wszystkiego co żyje i j e s z c z e się rusza, a roztrzaskiwaniem co większych gałęzi. Dosyć szybko zrobił się chaos. Co prawda był on świetnym testem sprawnościowym, właściwie takim na śmierć i życie, bo odkąd wściekła piłka dosłownie rozniosła koronę starej brzozy, którą jeszcze chwilę wcześniej obserowała Orla, posyłając we wszystkie strony drewniane odłamki, było wiadomo, że ta nie pierdoli się w tańcu. - Darren? - zawołała niepewnie, zataczając kółko, by trzymać się bliżej niego i jego pałki - Czy to zawsze tak wygląda?
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw uśmiechnął się i pokręcił głową, podrzucając pałkę w dłoni. Tłuczek był dzisiaj w wyjątkowo bojowym nastroju - wyglądało więc na to, że plany treningowe będą musiały zostać nieco skorygowane. Po pierwsze, Darren nie będzie strzelał w Orlę - to byłoby już naprawdę znęcanie się nad Krukonką. Po drugie, będzie on starał się odbijać piłkę, gdy ta już będzie naprawdę na ogonie dziewczyny. W końcu to miał być trening także dla niej - w tym wypadku, najwyraźniej ćwiczenie zwinności i uników. - Oczywiście że nie, słońce - powiedział, robiąc pętlę dookoła dziewczyny - Zawsze są dwa tłuczki, nie jeden - kontynuował spokojnym tonem - I para pałkarzy, którzy w ciebie nimi celują - dodał, przygotowując się do pierwszego odbicia nadciągającej piłki - Przyzwyczaisz się - zakończył bardzo pocieszającą wypowiedź odbijając tłuczek w kierunku już zdemolowanej korony drzewa. - No, teraz czas, żebyś trochę pouciekała - oznajmił, po czym wzniósł się parę metrów do góry i zawisnął nad Orlą, zachęcając ją jednocześnie do nieco śmielszego poruszania się na miotle.
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Czy on jej właśnie posłońcował? Czy to przez to, że jej włosy wyglądały, jakby malowane były jego promieniami? Przyglądała mu się uważnie, obserwując jak krąży nad nią, pokrótce tłumacząc zasady gry. Nie, żeby tego nie wiedziała - pytanie, czy zawsze tak to wygląda, dotyczyło się raczej samego tłuczka, który aktualnie zawracał w ich stronę, czekając aż Darren znowu go odbije, by w spokoju dane było mu skończyć zdanie. I mimo tych znajomych jej faktów, uśmiechnęła się do siebie, kiwając głowa jakby była na prawdziwej lekcji. Odrobina złości, którą w sobie miała to tym, jak zawrócił jej w żołądku już odleciała z głębokim wydechem.
- Przyzwyczaję się. - powtórzyła, ale nadaremno było szukać w huku miażdżonych gałęzi jej melodyjnego głosu. Zamiast tego zwyczajnie podążyła za jego gestem, poddając się całkowicie zaufaniu, które żywiła do krukona. Nie tylko traktowała go jak dobrego znajomego, ale w końcu nie bez powodu został prefektem. Takiej osobie można zaufać, prawda? Skierowała czubek miotły ku górze, starając się unikać patrzenia w dół. Znowu czas działał na jej korzyść - nie miała czasu myśleć nad swoim położeniem, bo szybujący tłuczek tylko parł do przodu, by strącić ją z miotły.
Jak mysz uciekała przed kotem, tak ona uciekała przed pociskiem, czując jak wiatr rozwiewa jej włosy i wpada pod koszulkę, by prześlizgnąć się po opalonej skórze. I chociaż bardzo chciała się otrząsnąć po przechodzącym dreszczu, kątem oka oceniła położenie Darrena, całkiem płynnie jak na początek obniżając lot, jednocześnie wołając, świadoma, że nie czyta jej w myślach. - Gotowy, s ł o ń c e? - kanciasto, ale i gwałtownie przed nim zahamowała, nagle zmieniając trajektorię lotu, by wystawić chłopaka na pikujący tłuczek. Była pewna, że go odbije, co hukiem usłyszy cała okolica.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Założenie, że Darren w trakcie treningu zatrzymał się by obserwować przelatujące nad ich głowami chmury nie mogło być niestety potwierdzone. Shaw cały czas wlepiał oczy w tłuczek i Orlę, starając się być gotowym do interwencji gdyby sytuacja zaczęła się robić zbyt gorąca. Krukonka radziła sobie jednak... przyzwoicie. Może jeszcze nieco niepewnie trzymała się na miotle, może nieco za bardzo jeszcze trzęsła witkami, może knykcie bielały jej od zbyt mocnego trzymania trzonka - każdy jednak przez to przychodził, nikt w swoim pierwszym locie, nie dosiadając nigdy miotły, nie śmigał jak ptak i nie łapał rzucanych przez urwisów przypominajek, prawda? Kiedy dziewczyna zaczęła lecieć w jego stronę, ciągnąc także za sobą świszczącego tłuczka, Darren spiął się i przygotował. Zaczepkę Williams puścił mimo uszu i wyszedł - a raczej wyleciał - na spotkanie czarnej piłki. Zamachnął się i huknął nią prosto w ziemię, po czym sam za nią zapikował. Gdy tłuczek huknął o grunt, Shaw lądował już nieco dalej, po czym rzucił się na nią i zaczął pakować ją do odpowiednio wzmocnionej torby. - Starczy... na dziś... - jęknął do Orli, siłując się z piłką - Wpadnij... na jakiś trening Krukonów... co? - dodał, zamykając wijącą się torbę i zbierając potem swoje rzeczy. Pozostało mu wrócić do zamku, wziąć prysznic i spędzić czarujące dwie godziny na patrolu czwartego piętra.
z/t
Orla H. Williams
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : Brokat, cekiny, frędzle i kolory. Hipiska, która jest królową parkietów wszelakich.
Dzień powoli chylił się ku końcowi, pomarańczową połacią malując niebo. Dziewczyna była zmęczona, jednak za tym zmęczeniem szło duże zadowolenie. I chociaż gdy lądowała na gruncie, trawa pod jej butami wydawała sie wręcz nierealne miękka, a jej pośladki niewyobrażalnie spięte, to jednak wdzięczność za trening była ogromna.
Rozmasowała uda, poprawiła krótkie nogawki spodenek i przeciągnęła się niczym kot, które ostatnie półrocze spędził śpiąc zwinięty w kulkę. Całą ciężkość swojego ciała oparła na miotle, której trzonek wbity był aktualnie w ciemną glebę, przeoraną czubkami trampek, gdy hamowała chwilę wcześniej. - Dzięki, że znalazłeś czas. Może powtórzymy to jeszcze kiedyś? - zagaiła, przekręcając głowę z ciekawością. - Nie musimy brać mioteł. Dodała, uśmiechając się pod nosem. Dygnęła, jakby nagle przypomniała sobie nadworną etykietę, po czym nie czekając na odpowiedź, odwróciła się na pięcie by odejść ku zachodzącemu słońcu, w akompaniamencie wielkich wybuchów śpiewu ptaków, które powoli żegnały się z latem.
z/t.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ciekawość kieruje Cię (jak zresztą potencjalne wskazówki, na które natknąłeś się na drodze) na polanę pełną zwierząt - czy to tych mniej lub bardziej magicznych, obecnie to dla Ciebie nie ma znaczenia. Nawet jeżeli... są one niegroźne i nie stanowią żadnego zagrożenia, w związku z czym możesz czuć się bezpiecznie. Słońce delikatnie oświetla polanę, pozwalając Ci dostrzec wiele z jej szczegółów, a wiatr subtelnie kołysze wysoką trawę, być może odbierając Ci trochę ciepła. Na pewno ten teren jest troszeczkę wysunięty poza główne atrakcje w parku, ale to właśnie ten fakt - braku jakiegokolwiek zainteresowania - mógł przyczynić się do ukrycia tutaj manekina.
Kod do umieszczenia na początku każdego postu:
Kod:
<zg>Znalezienie manekina:</zg> k6 <zg>Uleczenie:</zg> k100 (jeżeli dotyczy) <zg>Zdarzenie losowe:</zg> k6 <zg>Ilość przerzutów:</zg> x/y <zg>Suma punktów:</zg> xx <zg>Ilość znalezionych manekinów:</zg> xx
Rzuć kostką k6, by przekonać się, czy udało Ci się odnaleźć rannego manekina!
1, 2 — przyglądasz się początkowo niebu, które posiada na tle parę charakterystycznych, białych obłoków. Na szczęście, żebyś przypadkiem nie oślepł, drzewa ograniczają ilość promieni słonecznych, które docierają do Twoich źrenic. Mrużąc jednak oczy, zauważasz... iż to właśnie na drzewie znajduje się zagubiony kawaler!
3, 4 — zdajesz sobie sprawę z tego, iż rozwiązanie nie może być aż nadto oczywiste, w związku z czym starasz się wejść między zwierzęta, ale te nie traktują Cię zbyt przyjaźnie... uderzają kończynami o ziemię i wyrażają niechęć, w związku z czym musisz się wycofać; częściowo, oczywiście. Do momentu, dopóki nie zauważasz, iż manekin znajduje się na drzewie. Tylko jak tam podejść?
5, 6 — dwoisz, troisz się, ale nie znajdujesz koniec końców fantoma. Może udało Ci się pogłaskać parę zwierząt, ale nic poza tym; musisz szukać gdzieś indziej, bo przebywając tutaj chwilę... no cóż, straciłeś trochę czasu.
Druga kostka — leczenie manekina
Manekin posiada te same obrażenia - głębokie rany po potencjalnych dźgnięciach tępym narzędziem. Zdjąć możesz go na dowolny ze sposobów, wszak zaklęcia działają normalnie, byleby miało to sens i należytą logikę. Fantom znajduje się na wysokości około 8-10 metrów od ziemi.
Rzuć k100 na sukces leczenia. Jeżeli natomiast wylosowałeś opcję 3, 4 z kości na znalezienie, dorzuć także kostką k6.
Każde 10 pkt z Uzdrawiania uprawnia do jednego przerzutu kości k100. Liczy się ostatnia, wylosowana kostka!
k6 - w przypadku 3, 4:
1, 3 — postanawiasz podejść na spokojnie do zwierząt, oferując im jakąś drobną przekąskę, którą wziąłeś ze sobą, żeby przypadkiem nie zgłodnieć. I, jak się okazuje, jest to dobra opcja, bo istoty prędzej interesują się dodatkową strawą, aniżeli niechcianym gościem i pozwalają Ci podejść do drzewa.
2, 4 — początkowo musisz uciekać, bo jednak zwierzęta nie pozwalają Ci w ogóle podejść do drzewa, ale... czekając odpowiednią chwilę, udaje Ci się zauważyć, iż te zwyczajnie odchodzą, by przejść w inne, bardziej spokojne miejsce. Co prawda tracisz trochę czasu, ale nie jest źle!
5, 6 — kiedy to chcesz podejść na spokojnie, w pewnym momencie zaczyna szarżować na Ciebie... jakiś jeleń? Cholera wie w sumie - niezależnie od rodzaju i gatunku, po prostu leci na Ciebie rozwścieczone. Upadasz jednocześnie na tyłek, powodując jego stłuczenie w dość nieprzyjemny sposób. Nic Ci nie jest, ale cztery litery bolą Cię przez kolejny następny wątek. Jesteś w stanie podejść do manekina i go zdjąć.
k100 - leczenie:
Uwaga: W przypadku nieprzychylnych kości (nieudanych) możliwe jest wezwanie albo @Huxley Williams, albo @Felinus Faolán Lowell. Wówczas proszę o oznaczenie w poście! Za skorzystanie z pomocy gwarantowane są dodatkowe punkty [ +5pkt ]
1 - 30 — kompletnie nie radzisz sobie z dolegliwością, z którą ma do czynienia fantom; może powinieneś spróbować innej metody, niż tą, którą obrałeś? Nawet jeśli - nie udaje Ci się go odpowiednio uleczyć, zaklęcie nie działa, różdżka odmawia posłuszeństwa... lub zwyczajnie nie masz doświadczenia. Najlepiej będzie zabrać go na miejsce zbiórki... albo wezwać pomoc.
31 - 50 — nie jest źle, ale też, nie jest dobrze - coś tam robisz, ale nie za wiele, albowiem różdżka odmawia trochę posłuszeństwa bądź po prostu... nie masz dzisiaj głowy do tego? Coś tam Ci świta pod kopułą czaszki, ale nadal to nie jest to, z czego czułbyś się zadowolony. Zabierasz manekina na miejsce zbiórki z drobnym bonusem. [ +5pkt ]
51 - 70 — idzie Ci całkiem dobrze leczenie manekina - stosujesz mniej lub bardziej zaawansowane zaklęcia, w zależności od własnego doświadczenia, w związku z czym udaje Ci się mu udzielić pierwszej pomocy - może z drobnymi błędami? Zanosząc manekina na miejsce zbiórki, możesz być pewien, iż ten przynajmniej będzie z tychże usług zadowolony. [ +10pkt ]
71 - 90 — kompleksowo zaleczasz swojego biednego pacjenta, oferując mu tym samym całkiem przyzwoitą opiekę. W zależności od urazu oczywiście, ale nadal - udaje Ci się osiągnąć zamierzony efekt bez większego wysiłku. Dodatkowo prawidłowo zabezpieczasz biedny fantom do transportu. [ +15pkt ]
91 - 100 — perfekcyjnie opiekujesz się pacjentem, nie popełniając żadnego błędu. Nie ma co się tutaj rozpisywać - uzdrowiciele na pewno byliby dumni z takiego członka w ekipie! [ +20pkt ]
Trzecia kostka - zdarzenie losowe
Rzuć kostką k6, by dowiedzieć się, jakie zdarzenie losowe miało miejsce!
1, 2, 3 — odczuwasz wokół siebie dziwną obecność jakiegoś magicznego stworzenia. Jeżeli Twoja postać kiedykolwiek widziała śmierć i zrozumiała jej sens, jest w stanie dostrzec obok siebie stosunkowo młodego testrala, który najwidoczniej jest zaintrygowany Twoją postawą. Jeżeli natomiast go poprosisz, to bez problemu Ci wskaże lokację tutejszego manekina (jeżeli nie znalazłeś) / kolejnego manekina (jeżeli znalazłeś) - możesz wówczas przejść do dowolnej z lokacji i uznać, że znalazłeś pacjenta bez większych przeszkód. Po tym magiczne stworzenie odchodzi we własną stronę. Jeżeli Twoja postać nie widziała śmierci / nie zrozumiała jej sensu - czujesz tylko i wyłącznie dziwny niepokój, nic poza tym.
4, 5, 6 — nic szczególnego się nie dzieje; albo skutecznie uciekasz przed zwierzętami, albo poprawnie zajmujesz się manekinem. Nie spotyka Cię nic, co mogłoby Cię jakoś zaintrygować, w związku z czym wypełniasz po prostu swoją rolę, szukając porozwalane fantomy po okolicy.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Znalezienie manekina:2 - jest na drzewie Uleczenie:93 - perfecto Zdarzenie losowe:6 - nic Ilość przerzutów: 2/2 Suma punktów: 20 Ilość znalezionych manekinów: 1
Szedł więc przed siebie rozglądając się za manekinami i nogi poprowadziły go na niewielką łąkę. Znał to miejsce bardzo dobrze. Kiedyś otrzymał tu wpierdol w pojedynku z Arleigh, czego raczej zapomnieć się nie dało. Rozglądał się na wszystkie strony, ale za cholerę nie widział ani jednego manekina. Pogoda jednak dopisywała i Max, w okularach przeciwsłonecznych , postanowił nieco luźniej podejść do tematu. Spacerował sobie po łące, raz po raz wystawiając twarz w kierunku słońca i właśnie podczas jednej z takich chwil, coś przykuło jego uwagę. Na jednym z drzew jęczał manekin. Ślizgon uśmiechnął się do siebie, po czym wyjął z kieszeni różdżkę, włożył między zęby i zaczął się do delikwenta wspinać. Oczywiście mógł zjebać go na ziemię zaklęciem, ale istniało ryzyko, że go w ten sposób zabije. I to dość spore ryzyko. Gdy więc dostał się do manekina, powoli zaczął go oglądać ,by znaleźć obrażenia, które następnie mógł przy pomocy odpowiednich zaklęć zaleczyć. Robotę wykonał praktycznie idealnie. Aż sam był zdziwiony, jak gładko mu to poszło. Gdy pacjent był już jak nowy, przy pomocy Mobilicorpus zniósł go na ziemię, a następnie sam opuścił drzewo, by udać się do kolejnej lokacji.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Znalezienie manekina:2 - na drzewie Uleczenie:58 Zdarzenie losowe:6 - nic Ilość przerzutów: 1/1 Suma punktów: 10pkt Ilość znalezionych manekinów: 2
W drugiej kolejności kroki zaniosły ją na niewielką łąkę na skraju parku. Ruda ponownie wytężyła wzrok, by móc tym samym lepiej dostrzec manekiny, ale tych nigdzie nie było widać. Chodziła więc w kółko zaglądając do każdego krzaka i pod każdy patyk, aż w końcu z frustracji uniosła kędzierzawą głowę ku górze, by przekląć w duchu, lecz tym samym zamarła i zdziwiła się, gdyż wśród gałęzi jednego z drzew ujrzała coś nietypowego. Momentalnie przy pomocy zaklęcia lewitującego sprowadziła to coś na ziemię i okazało się, że miała niebywałe szczęście, bo był to jeden z ukrytych przez Felinusa manekinów. Od razu przystąpiła do leczenia delikwenta i tym razem szło jej dużo lepiej niż przy połamanym poprzedniku. Zadowolona z siebie wzięła obydwa manekiny i ruszyła dalej.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Znalezienie manekina:3 i 1 na dorzucie Uleczenie:66 przerzucone z 1 Zdarzenie losowe:6 Ilość przerzutów: 1/2 Suma punktów: 10 Ilość znalezionych manekinów: 1
Sama nie wiedziała, co właściwie podkusiło ją, aby udać się na polanę, która okazała się być pełna zwierząt, ale okazało się to być strzałem w dziesiątkę. Po pewnym wytężaniu wzroku w końcu odnalazła spojrzeniem znajdującego się na drzewie manekina. Problemem była jedynie oddzielają ją od niego fauna. Sięgnęła do torby, którą miała przewieszoną przez ramię. Znajdowała się tam paczka marchewek, która miała jej służyć za chrupiącą przekąskę. Idealna dla roślinożerców, którzy od razu zainteresowali się tematem i w zamian za dobra spożywcze pozwolili jej dostąpić do drzewa. Musiała radzić sobie przy pomocy Mobilicorpus, aby delikatnie i ostrożnie zdjąć manekina z drzewa, a następnie przeszła do opatrywania jego ran przy pomocy odpowiedniego zaklęcia zasklepiającego cięte rany. Dopiero po upewnieniu się, że każda z nich została zamknięta, Kanoe uniosła go raz jeszcze zaklęciem lewitującym i udała się w dalszą drogę.
z|t
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Powinien już dawno wiedzieć, że pomoc mieszkańcom Hogsmeade nie jest tym, o czy powinien marzyć w dzień i noc. Gdy ostatnio się tego podjął skończył naprawdę nieprzyjemnie walcząc z boginami w opuszczonej wieży, które dość mocno zniszczyły go psychicznie, a następnie musiał użerać się z brzytwotrawą, by następnie leczyć zakażonych brzytwówką mieszkańców wioski. Tym razem uznał jednak, że dekorowanie parku dyniami z okazji Nocy Duchów brzmi dużo bardziej spokojnie i bezpiecznie. Zdecydował się więc podjąć tego zadania i w tym właśnie celu pojawił się w Hogsmeade. Taszczył ze sobą cztery okazałe dynie, które miał zamiar przy pomocy magii nieco podreperować. Na początku myślał o banalnym udekorowaniu ich w hogwarckie symbole, ale uznał, że to pójście po najmniejszej linii oporu i w życiu nie pozwoli sobie na coś tak mało ambitnego. Jakby nie było, wciąż miał na nazwisko Solberg i jak już się za coś brał, bez względu na to, czy chodziło o dekorowanie wioski, czy o popadanie w nałogi, to robił to na sto dziesięć procent. Przysiadł na niewielkiej łące na skraju parku i otoczył się dyniami, by następnie wyjąć różdżkę i w końcu przystąpić do roboty. Czasu miał niewiele, bo zostawił sobie to zadanie trochę na ostatnią chwilę, ale na szczęście kreatywności i zdolności w zakresie transmutacji mu nie brakowało, więc był pewien, że poradzi sobie z tym zadaniem. Zaczął od wycinania w dyniach tego, co chciał uzyskać. Uznał, że skupi się na czterech głównych potworach, jakie kojarzyły się z halloween. Na pierwszy ogień poszedł zombie. Solberg dwoił się i troił, by obmyślić logiczny projekt, a gdy ten w końcu wpadł mu do łba, zabrał się za wycinanie sylwetki. Najpierw oczy, potem krzywe i poszranione usta, a następnie... Dynia wybuchła mu prosto w twarz. -Co do kurwy...? - Starł z policzka wnętrzności warzywa zastanawiając się, czy przypadkiem wciąż nie ciąży na nim klątwa z Camelotu, ale przecież ostatnimi czasy była ona dużo słabsza. Nie miał jednak zamiaru się poddawać i podjął kolejną próbę na kolejnej dyni. Uznał, że może weźmie się za coś prostszego i zaczął wycinać w dyni wampira. Podkrążone oczy wyglądały, jakby wręcz zrobił zdjęcie własnego lustra, a kły zdawały się błyszczeć ostrością w świetle zachodzącego słońca. Do tego wszystkiego pojawił się wysoki kołnierz i fiolka z krwią, która mieniła się na czerwono. Całe warzywo Max przefarbował na dość blady kolor, by reszta mogła widocznie się odznaczyć na jego tle. Gdy skończył, przeszedł do kolejnej dyni i kolejnego pomysłu. Na trzecim warzywie chciał wyciąć wilkołaka. Miał teraz już nieco lepszy pogląd na to, jak te istoty wyglądają z bliska po tym, co przeżył w Arabii i choć ni cholerę nie chciał tego wspominać, bo na samą myśl tego kraju robiło mu się niedobrze, tak uznał, że człowiek przeklęty likantropią będzie idealną halloweenową ozdobą. Zabrał się więc do pracy i tak jak poprzednio, na początku powoli wycinał odpowiedni kształt skupiając się na tym, by dość dokładnie oddać futro, co było naprawdę wymagającym zadaniem. Właśnie stawiał ostatnie cięcia i chciał sprawić, by istota wyła do księżyca, jak prawdziwy wilkołak, gdy rozległ się huk i dynia znów wybuchła tuż przed Maxem, rozcinając przedramię chłopaka jednym z lecących twardych odłamków skorupy. Co by tu powiedzieć, Solberg powoli tracił cierpliwość. Została mu jedna dynia, z którą mógł cokolwiek wyczarować i miał nadzieję, że tym razem ponownie się nie wkurwi. Potrzebował skupienia i dokładności, więc tym razem zaczął od zapalenia fajki i wyciszenia się nieco. Sama fajka niestety nie pomogła i musiał trochę mocniej się wspomóc, ale w końcu poczuł się gotowy do działania i ponownie chwycił różdżkę. Nie spiesząc się nigdzie wycinał kolejne kształty. Ponownie zdecydował się na wilkołaka czując, że tamten projekt był po prostu jego najlepszym i nie chciał stracić okazji, by wystawić go w tutejszym parku. Głowa, pysk, łapy, sierść... To wszystko powstawało na jego oczach i co ważniejsze, wychodziło spod jego różdżki. Właśnie dodawał ostre jak żyleta pazury, gdy ponownie coś się spierdoliło, a Max otrzymał kolejne obrażenia od wybuchającej dyni. Widać przykładał się do zadania zbyt dokładnie i jego czary miały dziś zbyt dużą moc. Widząc, że za wiele więcej dziś nie wskóra, chwycił jedyną udaną dynię i zapalił w jej wnętrzu świeczkę, tworząc prawdziwy, halloweenowy lampion, a następnie wrócił do serca parku, by ułożyć ją na odpowiednim miejscu. Zdecydowanie czuł, że ma dosyć tego warzywa na najbliższe wiele tygodni.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Głośny karuzeli trzask, ciche szepty "Zabaw nas!", udział weź w obłędnych grach, w ten festynu czas.
Hogsmeade wieczoru Nocy Duchów było nieco mniej senne niż zwykle. Dynie szczerzyły się na każdym rogu i na każdym parapecie, świecąc wirującymi w środku świecami. Girlandy halloweenowych ozdób pięły się po ścianach i lampach ulicznych, pohukując w takt lekkiego wiatru. Magiczna wioska była prawie całkowicie opustoszała, mieszkańcy znajdowali się bowiem w namiotowym miasteczku za osadą - miejscu, do którego zawitał w tym roku wędrowny festyn.
Ciche, ale zewsząd słyszalne nuty pozytywki prowadzą wszystkich chętnych do ogrodzonego niskim, kolorowym płotem obozowiska. Ogonek ludzi wlewa się wciąż do środka, dyskutując przyciszonymi głosami i wyciągając szyje, by ujrzeć wirujące karuzele, by usłyszeć nerwowe śmiechy i krzyki dochodzące z domu strachów, by poczuć zapach karmelowego popcornu i goździków, szczodrze dodawanych do grzanego wina.
Im bliżej pełnego kolorowych namiotów - od zwykłych szałasów po ogromne, cyrkowe płachty - miasteczka, tym bardziej wąski ogonek zmienia się w rozległe półkole, otaczające wąską furtkę wejściową oraz stojącą przy niej kobietę. Jej oliwkowa skóra mieni się w świetle lewitujących pochodni zmieniających barwę co kilka uderzeń serca, prawie skutecznie kryjąc szeregi zmarszczek i brodawkę na środku podbródka. Czarne, kręcone włosy niedbale włożone są pod srebrny turban spięty klamrą przyozdobioną ogromnym turkusem. Znad małego nosa na tłum zerkają czarne oczy, świecące nawet wtedy, kiedy nie odbija się w nich światło pochodni. Cała postać przybrana jest w powłóczyste, kolorowe szaty, które jakby samodzielnie zwijają się i rozwijają, pilnując by nie zamoknąć w wieczornej rosie. Dodatkowo brzęczy ona dziesiątkami talizmanów, bransolet i amuletów, które przyozdabiają jej strój od stóp do głów.
- Szampańskiej zabawy - skrzeczy kobiecina raz po raz wpuszczając kolejne osoby, pary, rodziny na teren wesołego miasteczka - Śmiało, śmiało - dodaje z szerokim, prezentującym perłowe zęby uśmiechem. W końcu przychodzi także twoja kolej - wwiercające się w tył głowy spojrzenie gospodyni czujesz aż do chwili minięcia kolejki do stoiska z watą cukrową.
Atrakcje
Horrendalnie obłędna karuzela - błyskająca jaskrawymi światłami karuzela śmiga dookoła niedaleko wejścia na teren festiwalu. Co chwilę chrzęszczy i trzeszczy, a niezajęte przez nikogo miejsca przeciągają się i próbują sięgnąć osób siedzących przed nimi. - Przecież nie gryzą - słyszysz za swoimi plecami cichy chichot i głos właścicielki festynu. Gdy się odwracasz jednak wcale jej tam nie ma.
Sprawdź bilet na jakie siedzisko udało ci się uzyskać. Rzuć k6.:
1 - Akromantula - podczas powolnej jazdy dookoła wszystkie osiem owłosionych odnóży podnosi się do góry i delikatnie gładzi cię po głowie i plecach. 2 - Bazyliszek - po wejściu na to miejsce głowa węża wykręca się do tyłu i usilnie się w ciebie wpatruje. Dopóki karuzela się nie zatrzyma nie możesz się poruszyć. 3 - Ponurak - siedząc na tym miejscu masz wrażenie, że karuzela trzeszczy jeszcze głośniej, a każde uniesienie się w górę czy w dół będzie jej ostatnim. Dodatkowo utwierdzają cię w tym przekonaniu dziesiątki pęknięć, które nagle pojawiają się wszędzie dookoła. 4 - Pikujące licho - figura co chwilę łopocze skrzydłami i głośno skrzeczy. Jej pisk słyszysz jednak tylko ty. 5 - Pustnik - podczas jazdy widzisz parę czerwonych oczu ukazujących się na niebie. Rzuć k6 - musisz w następnej kolejności skorzystać z właśnie tej atrakcji, "zachęcony" wzrokiem... pustnika.
Spoiler:
1 - Dom Strachów 2 - Strzelnica 3 - Beczka śmiechu 4 - Stoisko z eliksirami 5 - Trampolina 6 - Sklepik z pamiątkami
6 - Bogin - miejsce zmienia się podczas jazdy, przybierając różne kształty. Rzuć 3xk6 i sprawdź jakie - wyrzut "6" to kolejne trzy zmiany i trzy rzuty! Wyniki kolejnych "5" nadpisują poprzednie.
Intensywny dom strachów - naprędce zbita stodoła wypełniona jest standardowym w takich przybytkach atrakcjami. Powykręcaną ścieżkę wewnątrz otaczają wyskakujący zewsząd krwiożerczy klauni, wężowe poczwary wijące się pomiędzy nogami, obrzydliwe ptaki przelatujące nad głową, powykręcane lustra, które ukazują twarze gości w dziwacznych, niepokojących kształtach. Wchodząc do środka słyszysz brzęk bransolet i czujesz na ramieniu lekkie pchnięcie - zanim zdążysz się odwrócić jednak drzwi do środka zamykają się.
Ileż spędziłeś tam czasu? Rzuć k6.:
Parzysta - wychodząc widzisz jak gospodyni stuka lekko w ramię kolejną osobę. Widząc że zauważyłeś jej mały żart uśmiecha się i podnosi pazurzasty palec do ust, prosząc o milczenie. Dopiero po chwili orientujesz się, że mimo spędzenia pewnego czasu w domu strachów kolejka do innych atrakcji nie przesunęła się nawet o metr... a osoba wchodząca przed chwilą do środka miała buty takie same jak ty. Gdy podnosisz wzrok, kobiety oczywiście już nigdzie nie widać. Nieparzysta - wychodząc widzisz że księżyc przesunął się na nieboskłonie dość znacząco... o wiele bardziej niż powinien, biorąc pod uwagę że w domu strachów spędziłeś może kwadrans lub dwa. Festyn także jakby zmienił swoje ułożenie, a wszystkie stoiska są w innych miejscach, choć nikt nie zdaje się zwracać na to uwagi.
Stoisko z eliksirami - ogłoszone kolorowym szyldem Eliksiry, nawary i wywary madame Mainyu - najwyraźniej tak brzmi nazwisko gospodyni - stoisko zaprasza kolejnych gości do spróbowania różnych specyfików, oczywiście za darmo, przygotowanych w różnych formach. Można dostać tu nawet lody!
Wybierz, co cię interesuje. Rzuć k6 co tak czy inaczej wyląduje w twych łapkach:
1 - Hipnolody - zwykły rożek, na którym znajdują się trzy spore gałki lodów z wbitymi weń kandyzowanymi ananasami lub wiśniami. Sprawia to wrażenie, że lody wyglądają jak oczy i wpatrują się prosto w ciebie. Po zjedzeniu wszystkich masz wrażenie że tracisz przytomność - budzisz się po chwili w tym samym miejscu, z nogami bolącymi od długiego marszu oraz wielkim, pluszowym misiem w rękach... którego głowa z pewnością śledzi twoje ruchy. 2 - Eliksir piękna i czaru - przygotowany z dodatkiem włosów arabskich kuzynek wil sprawia, że do końca nocy promieniejesz wręcz urokiem, a twoja uroda przyciąga wzrok wszystkich... nawet figur na karuzeli i wymalowanych klaunów na ścianach. 3 - Żelek flegmowy - smakołyk, o którego pochodzenie i składniki lepiej nie pytać. Rozdawany jest pod postacią trzydziestocentymetrowego węża, który samodzielnie wspina się po twoim ręku i zawisa na ramieniu. 4 - Tonik le cirque du monde - po wypiciu tego specyfiku na twojej twarzy pojawia się stężały, szeroki uśmiech. Bardzo szeroki. Bardzo. 5 - Wywar Zarozumiałej Księżniczki - skosztowanie tego dymiącego, błyszczącego na zielono napitku sprawia, że twoje włosy nie tylko rosną, ale też zwijają się w przypominające węże kołtuny i zaczynają pełzać po twojej głowie. To mój ulubiony - słyszysz cichy szept przy swoim uchu. 6 - Wata z cukru i paproci - zielona wata nawijana na długie, połamane różdżki. Bardzo smaczna. Nieco kwaśna. Ach, no i niebo przybiera na parę minut fioletową barwę, a gwiazdy lśnią czerwienią.
Rzut k6 jest obowiązkowy, ale potem możesz próbować wszystkiego.
Trampolina "Winda do nieba" - wyraźnie łamiąca wszelkie zasady bezpieczeństwa i higieny pracy - oraz zabawy - trampolina stoi na festynie, zapraszając do skorzystania z jej gumowej powierzchni. Przyozdobiona jest rysunkami barokowych aniołków z powykręcanymi w złośliwych grymasach twarzami - choć nie masz zielonego pojęcia, czy taki był zamiar artysty, czy może upływ lat przetarł i zniekształcił malunki.
Rzuć k100.:
0-33 - skaczesz przez chwilę na trampolinie, nie zauważając nawet kiedy wystrzeliwuje cię ona tak wysoko, że jesteś w stanie dojrzeć Hogwart ponad zabudowaniami wioski. Na szczęście lądujesz bezpiecznie. 34-66 - hop, skok, hop, skok, hop skok hop skok hopskokhopsko... odbijasz się coraz szybciej, szybciej, szybciej, aż w końcu światła festynu, wioski, księżyca i gwiazd zmieniają się jedynie w wąskie smugi. W końcu zwalniasz i z zawrotami głowy schodzisz z atrakcji. 67-100 - masz wrażenie że trampolina zaczyna unosić się na powierzchnią ziemi, by w końcu wystrzelić cię wysoko w niebo - masz wrażenie, że zaczynasz nawet mijać kolejne migoczące gwiazdy. Zbliżasz się do księżyca - obraca się on, ukazując karykaturalną twarz madame Mainyu, która otwiera szeroko usta i z głośnym szczękiem zamyka cię w swojej paszczy. Zapada ciemność, a po chwili budzisz się na pustym polu pomiędzy namiotami. Trampolina została przeniesiona w inne miejsce.
Ekstraterrestrialna kolejka górska "Railway to Hell" - wagoniki przyozdobione są wizerunkami rogogonów węgierskich oraz chimer. Rozklekotane miejsca pozbawione są oczywiście pasów bezpieczeństwa. Najdziwniejsze jest jednak to, że nigdzie nie sposób uświadczyć pętli, zakrętów ani szczytów kolejki - składa się ona z oddalonych o dwadzieścia metrów dwóch, dużych namiotów połączonych torami, na których stoją wagoniki czekające na gości. Po wejściu i zajęciu miejsca wagonik lekko skrzeczy, po czym wjeżdża do jednego z namiotów.
Im wyższy wynik, tym więcej pętli udaje się wam przejechać.
Rzuć k100.:
1-10 - Pętla pierwsza - wycieczka kończy się dla ciebie wyjątkowo szybko. Po wjechaniu do namiotu zapada ciemność, a twoje miejsce zaczyna niebezpiecznie przechylać się w jedną ze stron. Orientujesz się, że wagonik się wykoleił, a ty wypadasz z namiotu... choć nie z tego, do którego wjechałeś. 11-20 - Pętla druga - wyjeżdżasz z namiotu prosto na kolejną, mniejszą pętlę, którą potężnie trzęsie zimny wicher. Wypadasz razem z wagonikiem, lądujesz na trawie przy namiocie. 21-30 - Pętla trzecia - przejeżdżasz poprzednie przeszkody, po czym docierasz do kleistego wodospadu, przypominającego bardziej szlam niż wodę. Zaczyna szybko twardnieć na twojej skórze - czeka cię dłuuugi, potrójny prysznic. Wagonik się zacina i wypada z torowiska - ty po chwili lotu w ciemności obijasz tyłek na trawie przy namiocie. 31-40 - Pętla czwarta - wagonik to przyśpiesza, to zwalnia w szaleńczych zrywach. Twoje wnętrzności wywracają się wewnątrz twojego ciała - robi ci się bardzo, bardzo niedobrze. Kiedy wychylasz się z siedzenia by sobie nieco ulżyć, wagonik traci równowagę i wypada na zewnątrz namiotu, ty razem z nim. 41-50 - Pętla piąta - pętla wyglądająca dość normalnie, oprócz tego że podczas przejeżdżania przez nią wpadasz w chmurę wściekłych chochlików kornwalijskich, które nie omieszkają ciągnąć cię za włosy i wziąć sobie twój nos na własność. Powodują niestabilność twojego pojazdu, co kończy trasę - na poletku obok namiotu. 51-60 - Pętla szósta - przejeżdżasz przez kolejne i kolejne płonące kręgi - na początku są z niegroźnego, magicznego ognia, który jedynie lekko cię łaskocze... parę chwil później orientujesz się jednak, że robi ci się coraz cieplej, a w końcu płomienie po prostu zaczynają cię parzyć! Wagonik szczęka, chrupie i wypada z toru - z powrotem na festyn. 61-70 - Pętla siódma - ta pętla jest chyba częścią niedalekiego domu strachów - na wagonik wskakują i próbują się wspiąć jakieś pazurzaste istoty wyposażone w długie noże, a dookoła wiszą sznurowe pętle z wisielcami wciąż dyndającymi na wietrze. W końcu któryś z nich uderza w bok wagonika, który wypada z okręgu - dobrze wiadomo gdzie. 71-80 - Pętla ósma - wydaje ci się, że najgorsze za tobą - widok który przed tobą się roztacza przypomina zwyczajny, tradycyjny lunapark. Dookoła latają wróżki, słyszysz szepty w swoich uszach, na górze pętli siedzi satyr popijający wino... dopiero po chwili zauważasz, że wróżki są nagie, a szepty zachęcają cię do wyskoczenia z wagonika. Nawet jeśli ty tego nie robisz, to najwidoczniej sam pojazd dał się przekonać i powoli przechyla się w lewo, ku nicości w dole. Ciemność mija po paru chwilach, by ustąpić miejsca twardemu lądowaniu na trawie. 81-100 - Pętla dziewiąta - tu jest po prostu przeraźliwie zimno. Non stop spadają dookoła dwumetrowe sople lodu, twoje zęby szczękają jak szalone, a sypki śnieg próbuje oblepić każdy możliwy cal kwadratowy twojej skóry. W końcu jednak dojeżdżasz do końca i wyjeżdżasz z drugiego namiotu, a wagonik zatrzymuje się w tym samym miejscu, do którego chwilę temu wsiadłeś.
Raczej bezpieczna strzelnica - weź w dłoń swoją różdżkę i postrzelaj zaklęciami do przywiązanych do mini-karuzeli, piszczących gnomów - oczywiście pod postacią ożywionych, szmacianych lalek... nikt jednak nie powiedział, że wcześniej nie one prawdziwymi stworzonkami.
Rzuć k6:
1, 2 - wynik dość słaby - troll ochroniarz mruczy, żebyś nie blokował atrakcji dla innych gości i bezpardonowo wyrzuca cię z namiotu. 3, 4 - idzie ci dość przyzwoicie. W nagrodę troll poklepuje cię po plecach. Nieco boli. 5, 6 - nie masz litości dla żadnego z gnomów, nawet pomimo zaskakująco prawdziwych okrzyków strachu wydobywających się z lalek. Odwracasz się i kierujesz ku wyjściu - zauważasz tam madame Mainyu, której szeroko otwarte oczy wskazują, że nawet ona jest nieco zaniepokojona twoją bezwzględnością. W nagrodę otrzymujesz od niej pięknie wyszlifowany rubin, który w ciemności zdaje się świecić tak, jak prawdziwy płomień.
Irracjonalna beczka śmiechu - szczyt zabawy - czarodziejska, ogromna beczka unosząca się parę metrów nad ziemią, która - po wejściu do środka - zaczyna piekielnie szybko kręcić się dookoła własnej osi. Do tego na czas trwania zabawy rzucone zostało na nią zaklęcie świstoklikujące - lepiej mocno się trzymaj! Przed wejściem wita cię jeszcze plakat z mrugającą podobizną gospodyni festynu, podpisany słowami "Relaks dobry na wszystko!".
Rzuć literą:
A - lądujesz w górach Afganistanu, w samym środku jakiegoś rytuału polegającego na wezwaniu ognistych ifrytów. Zanim zdenerwowani kultyści są w stanie cię zadźgać, beczka wraca do Hogsmeade. B - pojawiasz się w Beninie z głośnym pyknięciem i świstem wichru. Wielka beczka przegania kilka osób pochylonych nad truchłem lamparta - przed powrotem zauważasz jeszcze, że zwierzę pozbawione jest wibrysów oraz łap. C - w Chinach jesteś świadkiem jak olbrzymi ogniomiot - gatunek smoka - dewastuje magiczną wioskę położoną w malowniczej dolinie. Lepiej szybko zmykać, co oczywiście samoczynnie robi beczka. D - duńskie wybrzeże również nie ma się zbyt dobrze - kilkoro kłusowników akurat kończy polowanie na rzadki gatunek kelpie z Morza Północnego. Zanim jesteś w stanie coś zrobić, wracasz do Brytanii. E - lądujesz w Etiopii. Jesteś świadkiem pojedynku dwóch czarodziejów, podczas którego jeden z nich spada z wysokiego klifu ku swojemu końcowi. Nim drugi wyceluje w twoją stronę, beczka znika z głośnym pyknięciem. F - we Francji pojawiasz się w mrocznych, wilgotnych katakumbach - jak niby zmieściła się tutaj taka ogromna beczka?! Akurat kilka zakapturzonych osób spożywa tam posiłek. Byłby to z pewnością dość uroczy widok, gdyby nie uszy pływające w zupie. Zanim jesteś w stanie dołączyć do kolacji - jako gość lub posiłek - wracasz do Hogsmeade. G - Grecja - dom filozofów, olimpijskich bogów oraz najwyraźniej kilku osób oddających część mumii siedzącej na trójnogu i wydzielającej z siebie trujące - ale tylko lekko! - narkotyczne opary. Znikasz w chwili, kiedy zasuszone ciało obraca głowę w twoją stronę. H - w Hondurasie - a na pewno gdzieś w jego okolicy - możesz obejrzeć zarys tutejszej szkoły magii, Tecquali. Dodatkowo w bagnie u podstawy jej murów spoczywa jakaś ogromna bestia, która zaczyna wić się w twoją stronę - zanim jej paszczęka zamyka się na beczce, ta znika. I - beczka ląduje na ogromnym posągu czterorękiej bogini z szablą w każdej dłoni. Niestety, twoje pojawienie się psuje najlepszą część przedstawienia - kobieta, która ma zostać spalona na stosie, w czas ucieka gdzieś w mrok. Nim wyznawcy są w stanie cię dopaść, znikasz. J - zapach kwiatu wiśni, cichy świst wiatru - japońską idyllę przerywa pojawienie się beczki, obwieszczone głośnym trzaskiem. Najwyraźniej budzisz tym samym coś pod ziemią, gdyż ta zaczyna się trząść, a spod powierzchni dochodzi do twoich uszu wyjątkowo głośny ryk. Zanim jednak zapadniesz się w trzewia matki ziemi, pojawiasz się ponownie w Brytanii.
Atrakcyjne (i nie tylko) pamiątki - rozklekotane stoisko prowadzone przez czarodzieja z wyraźnie sporą domieszką krwi goblinów - co widać nie tylko po wzroście, ale i wyjątkowo nieprzyjemnych rysach twarzy i wyjątkowo długich paznokciach - oferuje różnorakie pamiątki i przedmioty, które z pewnością są uznawane za bardzo przydatne... przynajmniej w niektórych kręgach. Wszystkie kosztują równo sto galeonów.
Spoiler:
101 Przepisów Madame Mainyu - uśmiechnięta gospodyni szczerzy się z okładki, trzymając za łodygę zatopioną we wrzątku i wijącą się mandragorę. W środku możecie znaleźć przepisy na takie specjały jak beszamel ze śliny trolla, jaja hipogryfa w mundurkach czy ciasteczka nasenne z domieszką cierpienia niewinnych. +1 Czarna Magia oraz Magiczne Gotowanie.
Chatka z piernika - przenośny, możliwy do schowania w kieszeni breloczek, który po wypowiedzeniu odpowiedniej frazy (domyślnie jest to "mam smaka na mięsistego chłopaka") powiększa się do rozmiarów niewielkiego domku, w którym bez problemu można spędzić noc lub zaspokoić głód kawałkiem ściany. Szczególną uwagę przyciąga bardzo duży piec. +1 Czarna Magia oraz Transmutacja.
Pantanalska Kryształowa Kula - w tej kryształowej kuli zamknięte są, zamiast zwykłej mgiełki, trujące opary znad bagien Pantanalu w Ameryce Południowej. Kula ma w zwyczaju pokazywać najczarniejsze wizje i najgorsze scenariusze, które niestety często się potem sprawdzają. +1 Czarna Magia oraz Wróżbiarstwo.
Skrzydełka Skrzekacza - małe skrzydełka, które można doczepić do quidditchowego kasku. Pozwalają lepiej kontrolować tor lotu, ale przede wszystkim wydają z siebie okropny, przerażający świst, kiedy są napędzane pędem wiatru. Nielegalne w oficjalnych meczach. +1 Czarna Magia oraz Gry Miotlarskie.
Amulet z Paznokci Trolla - szereg nanizanych na lnianą nić paznokci górskiego trolla, przypominających bardziej bezkształtne kamyki niż cokolwiek innego. Nie mają specjalnych właściwości, większość mniejszych zwierząt staje się jednak o wiele bardziej ostrożniejsza przy osobie, która może pochwalić się taką zdobyczą - ze strachu lub wdzięczności. +1 Czarna Magia oraz ONMS.
Łycha Samobijka - wielka, metalowa chochla samodzielnie mieszająca w kociołku. Odporna jest na wszelkie żrące wywary, a dodatkowo sprawuje też funkcję obronną, atakując wszelkich złodziei zbliżających się do wiedźmiego kotła. Znane są przypadki, gdy rozwścieczona łycha potrafiła rozłupać czaszkę jakiemuś nieszczęśnikowi. +1 Czarna Magia oraz Eliksiry.
Strach na Wróble na Różdżkę - wystarczy by założyć go na trzonek różdżki, a strach na wróble obejmuje nadgarstek właściciela bardzo mocno. Teraz nie musisz chować różdżki do kieszeni! Możesz mieć ją zawsze w zasięgu ręki! Dosłownie! Szkoda, że trzyma Cię zawsze tak mocno i nie chce puścić na kilka godzin kiedy to robisz - ale to bywa przydatna rzeczą, prawda? Strach na wróble dodatkowo bardzo mocno pachnie jesiennymi ziołami. +1 Czarna Magia oraz Zielarstwo.
Karuzelowa Pozytywka - działa tylko na dotyk właściciela, a żeby nim zostać trzeba mieć co najmniej 1 własny punkt z Czarnej Magii. Pozytywka wykrywa sama wykrywa kiedy właściciel się zmienił i nie używa swojego działania tylko i wyłącznie na niego. Inni słyszą bardzo klasyczną, staroświecką melodię, która zaburza i nęci ich myśli. Legimilenci, oklumenci, hipnotyzerzy i wile nie mogę używać swoich zdolności i bardzo trudno jest im dojść do źródła tego co zakłóca ich dar. Często sprawia, że czarodzieje wygadują się ze swoich sekretów podczas rozmów, zaś mugole - usypiają słysząc jej dźwięk. +1 Czarna Magia oraz Wróżbiarstwo.
Krzywe Zwierciadło - Dla innych dom luster to jest powód do śmiechu, dla innych rozdrapywanie starych kompleksów. To zaś jest połączeniem tych dwóch rzeczy. Zerkając w lusterko z jednej strony widzisz swoją największą wadę, zaś z drugiej największą zaletę. Możesz wyszeptać imię innej osoby by poznać jej cechy charakteru. Siłą woli i zaklęciami transmutacyjnymi możesz próbować ćwiczyć i zmieniać obrazy na krótką chwilę. Przez maksymalnie godzinę zmieniasz u siebie lub kogoś innego kluczowe cechy, zmieniając go w pewien sposób. Osoba ta nie będzie wiedzieć co się wydarzyło, ale lusterko musi chłonąć dużą ilość magii, więc można go ponownie użyć po 24 godzinach. Nie można go kupić w zwykłych sklepach, jest nielegalne. +1 Czarna Magia oraz Transmutacja.
Zasady
• Festyn odwiedzać można do 13.11. Fabularnie rozgrywa się on w Noc Duchów. • Po wejściu na teren festynu należy zostać tam do rana - mechanicznie oznacza to, że po pojawieniu się w temacie nie można dać z/t. • Wszelkie pytania kierować do @Darren Shaw. • Miłej zabawy i wesołej Nocy Duchów!
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Zaproszenie się na ten festiwal to najgorszy pomysł świata, ale skoro Drake był chętny na jakiekolwiek interakcje od kiedy stracił o Wacławie wspomnienie - ten drugi zamierzał chwytać każda okazję. Najchętniej to uwarzyłby jakiś eliksir pamięci albo wynalazł nowy - taki, który zapisuje wspomnienie w fiolce, a po wypiciu wszystkie wracają, przeklinając zły urok i odsłaniając przed kochankami kolory tęczy. Zwłaszcza, że w Gryfonie najmilszy był jego szczenięcy urok, zwierzęcy magnetyzm i długo można tak wymienić. Ważne jest to, że chłopcy tutaj byli i byli razem! - Może... najpierw się tylko przejdziemy? - Zaproponował, bo w całej swojej śmiałości i stażem związku, który Puchon miał, a Drake nie - to ten pierwszy nie wiedział jak z tym drugim rozmawiać. To chyba jedno z najgorszych uczuć na świecie. Jeszcze ta niepewność czy ktoś zdoła cie polubić w ten sam sposób raz jeszcze? Najgorzej. Ano i początkowa nieśmiałość przekuła się nawet prędko w ekscytację dzięki festiwalowym atrakcjom. Wodzirej zwrócił uwagę na dwie. Do pierwszej zaprowadził swojego towarzysza, aby rzucić mu ciekawostką - z rodzaju jego ulubionych - kulturową. - Winda do nieba to utwór Mandaryny, takiej polskiej wokalisty z lat dwutysięcznych, czyli z najlepszych lat dla polskiej muzyki jeśli chodzi o totalną abstrakcję - chyba nieczęsto widzi się u ludzi szczery uśmiech. Ten, kiedy opowiada się o totalnej głupotce - szczerym zainteresowaniu - przy kimś, kto z pewnością tego nie wyśmieje. Nawet jeśli miałoby to nie obchodzić tej drugiej osoby to tego nie pokaże i również się uśmiechnie. Taki własnie uśmiech promieniał na ustach Wacława przez kilka szybkich sekund. - Ale bardzo nie chce na to wchodzić - jednak to swoje życie Wacuś trochę lubił.
Ostatnio zmieniony przez Wacław Wodzirej dnia Pią Paź 28 2022, 21:21, w całości zmieniany 1 raz
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Mój strój Haloween - seryjnego mordery, najemnika, z walizką, jestem jak Leon Zawodowiec bejbe
Na samą myśl o Nocy Duchów wzdrygał się, już od dawna nie przepadał za Halloween. Jeszcze nie miał w co się ubrać. Totalnie nie chciało mu się przebierać za znanych, strasznych czarodziejów, albo potwory. Bardziej kojarzył typków z niemagicznego świata, ale w końcu nikt nie musiał wiedzieć, że jest takim wielkim znawcą. Czy w jego żyłach płynęła hipokryzja, czy nie, postanowił przebrać się za mugolskiego najemnika, mordercę do wynajęcia. Po pierwsze chciał wyglądać z klasą, a po drugie nie jarała go sztuczna krew lub kaftany za czasów Draculi. Ubrany w czarny płaszcz, zajebiste gogle seryjnego mordercy w prawej ręce trzymał czarną walizkę z plastikową bronią na kulki lepszego kalibru i kilkoma nożami. Leon Zawodowiec psia mać. Dla niektórych mógł wyglądać jak facet, który zamierza nurkować w płaszczu przeciw deszczowym, a jednak ta walizka robiła zajebiste wrażenie, takiego był zdania. Stawił się na miejscu punktualnie i chociaż zadowolony był, że relacja z Ariadne rozwija się w tak dobrą stronę, to nie wiedział, do czego to zmierza. Miał swoje zasady góra dwa spotkania, brak zaangażowania, a on co on właściwie robił? Lubił Wickens, ale nie wiedział, że to zabrnie tak, tak... w przyjacielską stronę? W dobrą relację. W pierwszej chwili, gdy ją zobaczył była na jego liście, chciał ją zdobyć, a teraz paprał się w jakieś emocje. Zastanawiał się, co jest bardziej przerażające to, że nie zamierzał się wycofać czy to, że zaprosiła go na straszny festyn w Hogsmeade, niby taka delikatna, urocza... Boże Payton w coś ty się wpakował? Westchnął, idąc pustym, przerażającym miasteczkiem, ozdobionym w dynie i lampki. Zastanawiał się, czy Ariadne już jest na terenie creepy wesołego miasteczka. Wesołego? Też mi coś.
Halloween. Dzień czczący grozę i wszystko, co mroczne. W teorii takie święto w ogóle nie powinno się Ariadne podobać, bo dziewczyny nie pociągało nic z podobnych rzeczy, a ze strachu nieraz zdarzało się jej się wrzasnąć tak, że aż dziw, że nikt od tego krzyku nie padł, tak jak od krzyku mandragory. Ale mimo wszystko lubiła kiczowate kostiumy, przeróżne dyniowe ozdoby, smakołyki udające różne przerażające rzeczy i fakt, że w tym czasie zwykle organizowano różne festyny. A to ostatnie to Wickens naprawdę uwielbiała, zawsze chcąc wybrać się na miasto i zajrzeć do kilku atrakcji. Po prostu podarować sobie nie mogła, kiedy usłyszała o wesołym miasteczku w Hogsmeade. Od razu uznała, że pójdzie - choćby i bez żadnego towarzystwa. Jasnowłosej jednak udało się pomyśleć o Paytonie, a zaraz potem już skrobała do chłopaka list. Była na sto procent pewna, że za późno się odzywa, że już dostał zaproszenia od tabunu dużo ciekawszych i piękniejszych rówieśniczek, albo że sowa akurat postanowi zgubić drogę, lub że się pochorował... i tak dalej. Przeróżne czarne scenariusze powstawały w głowie Wickens w oczekiwaniu na odpowiedź, bo bardzo nie chciała czuć się samotnie, gdy będzie na tym festynie. Dosłownie podskoczyła z ekscytacją, gdy panicz Kingston udzielił zgody na wspólne wyjście! Ze względu na bardzo uszczuplone fundusze Ariadne nie było stać na żadne skomplikowane stroje. Najpierw planowała coś w stylu, który mógłby doprowadzić młodzieńca do zawału, gdyby na niego tak wyskoczyła z ciemności. Potem zapragnęła trochę posiedzieć przy taśmie i kartonie, aby za pomocą zręcznych palców samodzielnie wytworzyć swój strój. Tym samym powstały ogromne rogi odzwierciedlające te Maleficent. Kreacji dopełniała czarna sukienka i peleryna zarzucona na ramiona. Najdłużej dziewczynie zeszło na robieniu make-upu, który ostatecznie jednak wyglądał świetnie. Z podekscytowaniem teleportowała się do Hogsmeade, gdy nadchodziła umówiona godzina. I praktycznie wylądowała tuż przed Kingstonem. - Payton! - zawołała z radością i zaskoczeniem, od razu ogarniając wzrokiem jego strój jakiegoś eleganckiego gangstera. Czy czystokrwisty czarodziej wiedział kim oni byli? Podeszła jeszcze bliżej i objęła chłopaka na powitanie, pozwalając by otoczyła go woń dzikich jagód. Uważała przy tym na swoje rogi, aby przypadkiem nie wbić ich wyższemu chłopakowi w oko. - Świetnie wyglądasz, jak mafiozo. Albo jak Leon Zawodowiec przez te gogle! - powiedziała, zapominając z nadmiaru ekscytacji o tym, że to tak bardzo mugolska kultura, że szokiem byłoby, gdyby Payton coś o tym wiedział. Ale zawsze mogła mu wytłumaczyć. - A ja jak się prezentuję? Odsunęła się parę kroków i wykonała powolny piruet, ustawiając dłonie na biodrach. Trzeba przyznać, że wygięła się dość ponętnie w ściśle opinającej ciało czarnej sukience, robiąc minę niczym modelka, ale zaraz potem zepsuła cały efekt wybuchając śmiechem i uciekając spojrzeniem gdzieś na bok. Angelinie Jolie to Ariadne nie dorówna. Po prostu strasznie się cieszyła i festynem, i towarzystwem Paytona. Na razie całą uwagę poświęciła jemu, nie rozglądając się w ogóle po tych szalonych atrakcjach dookoła.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Z jakiegoś powodu wcale nie chciał iść na festyn. Cały czas był nie w sosie i nic mu się nie podobało, w zasadzie można by pomyśleć, że wiele się nie zmieniło w porównaniu z niezadowolonym Bazylem na co dzień, jednak męczyło go w środku za dużo, a on sam, chcąc świecić przykładem przed Maxem, postanowił nie odcinać się od świata za pomocą używek tak długo jak tylko się da. W związku z powyższym, kiedy Valentine pojawił się na horyzoncie z propozycją pójścia na zabawę - zapewne w jednym z wielu odruchów wsparcia i pocieszenia, jakimi obdarowywał niewdzięcznego ślizgona na przestrzeni lat ich znajomości - Kane oczywiście kręcił nosem, że pogoda nie taka, że nie wiadomo co tam będzie, a w ogóle to on nie wie za co się przebrać. Jak wiadomo, w takich sytuacjach jedna osoba mówi tak, druga osoba mówi nie, a więc skończył na festynie, na którym już w wejściu gdzieś zgubił Bee z oczu, choć nie był pewien nawet czy to on, cmokając pod nosem z myślą, że powinien był przywiązać go za rękę na sznurku już pod Hogwartem, wtedy miałby pewność. Coś za łatwo się gubił. Zahaczył o stoisko z cuksami, starając się nie rzucać wyzwań na "kto się może dłużej gapić bez mrugania" madame Mainyu, gospodyni przyjęcia. Odpakował lizaka w kształcie dyni, która natychmiast spróbowała ugryźć go w język i wpakował go do buzi, stając w kolejce po bilety na pierwszą z brzegu atrakcję. Uznał, że w kolejce trzeba stać i tak, więc najpierw bilety, a potem szukanie puchona. Przyglądał się mijającym go czarodziejom, w których rozpoznał między innymi @Payton Kingston III, głównie ze względu na jego manię noszenia okularów, nawet kiedy było ciemno, że oko wykol. W jego towarzystwie zdawała się być pewna znajoma aurorka, ale mrużył oczy i mrużył i nie mógł być pewien, więc nie machał do nich jak debil. Pociągnął nosem, odrywając od języka gryzącą go lizako-dynię i zakupił w okienku dwa bileciki na karuzelę. Poprawił swoje wielkie futro alfonsa, pod którym miał elegancko skrojony garnitur w kolorze zieleni i fioletu, pasujący mu do abstrakcyjnie zielonych włosów. Bee nawet próbował wytłumaczyć mu co to za komiksowa postać, ale Basil, jako, że mugolami interesował się tyle co wcale, trochę go słuchał, a trochę wcale nie. Stanął nieopodal wejścia na podest, z którego wsiadało się do wagoników i z pewną podejrzliwością słuchając, jak ona trzeszczy, skrzypi i klekocze próbował swoimi niedowidzącymi oczkami wypatrzyć kompana dzisiejszej, iście szampańskiej zabawy.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne i mniej drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Sylwester, zwykła domówka czy Noc Duchów - okazja nie ma dla mnie większego znaczenia, jeżeli tylko będę mógł się elegancko odjebać (co w moim słowniku znaczy raczej śmiesznie niż wytwornie) i będę miał szansę na przechwycenie jakichś procentów. No i dobre towarzystwo też się liczy, ale z @Marla O'Donnell i @River A. Coon nudy się nie obawiam, zatem wszystko przemawia za tym, że warto przejść się na organizowany w Hogs festyn. Myślę sobie, że jak będzie kiepsko, to w okolicy na pewno nie zabraknie jakichś barów lub klubów. - Mam nadzieję, że będzie jakiś konkurs na kostiumy, bo konkurencja totalnie zostanie rozjebana - stwierdzam z przekonaniem, nakładając na nos ciemne okulary, gdy już zbliżamy się do kolorowego płotu obozowiska. Moje uskrzydlone buty sprawiają, że wyglądam jeszcze lepiej, faktycznie sunąc ponad ziemią, ale najlepszą częścią tych przebrań - poza niesamowitą kreatywnością, oryginalnością pomysłu i dokładnością wykonania - jest oczywiście to, że ich przygotowanie zajęło każdemu z nas jakieś dziesięć minut. No, Riverowi może kwadrans, przez co naprawdę trudno oderwać od niego wzrok.- Powinniśmy się założyć, ile osób się nabierze, że nasz zgrabnonogi duszek to laska. Jak poderwiesz jakiegoś heteryka, Rivs, tooo będę ci w Geometrii drinki serwował na własny koszt przez dwa tygodnie - podpuszczam przyjaciela, koncentrując się na samej zabawie takiego zakładu niż ewentualnej nagrodzie - bo i wyrwanie heteryka jest przecież nagrodą samą w sobie. Powietrze pomiędzy namiotami ciężkie jest od zapachów, więc dchylam materiał przebrania, by wywęszyć smakołyki; lepkie karmelowo-słone aromaty niemal przyćmiewają mi wszystko inne. Praktyka w roli alkoholika pozwala mi jednak wyłuskać z tego goździkowe nuty. - Czy ja czuję grzane wino? - dopytuję Marlenę, bo nawet sobie nie zawierzam w kwestii alkoholu, jak jej. Nie muszę chyba wspominać, że potwierdzenie tego wskaże pierwszy z naszych celów. Na kolejne nie jest łatwo się zdecydować. - Ta trampolina wyraźnie łamie wszelkie zasady bezpieczeństwa, totalnie musimy jej spróbować. O i jest strzelnica! Wymyślaj już, co mi dasz, jak przegrasz, Marlix - informuję przyjaciółkę, szczerząc się wesoło - czego może nie widać, ale bez wątpienia czuć w moim głosie - bo przecież nie odpuściłbym nam rywalizacji.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
strój: to i skrzydła czarne i oczy czarne miejsce: przy karuzeli
Bardzo lubię halloween z oczywistych względów. Czyli mogłem ubierać się jak chciałem i niewiele osób zwracało uwagę na to jak absurdalnie wyglądam. Szczerze mówiąc w tym roku mój strój upadłego anioła był bardzo zwyczajny jak na mnie. Gdyby nie gigantyczna, lewitująca nade mną aureola i czarne skrzydła, pewnie kompletnie nie wyróżniałbym się z tłumu. Tak jak część przebywających tu magicznych rodzin - ja również byłem z dzieckiem. Nie swoim oczywiście, zaproponowałem opiekę nad Lailah (którą nazywałem tylko i wyłącznie Lala) swojemu zmarnowanemu bratu. Liczyłem na to że Camael jam ma wolne to się rozerwie czy coś w tym stylu. No i znalazłem idealne przebranie małego aniołka, pasujące do mnie jak ulał. Zwyczajów małych bobasów dopiero się uczyłem. Skrupulatnie nie dawałem małej Lali nic co nie mogła jeść, bo Cam napisał mi na magicznym pergaminie to co może. Na dodatek transmutował go tak, że powiększał się w kieszeni kiedy tylko mówiłem o jakimś niedozwolonym żarciu, więc co jakiś czas prawie przechylało mnie na drugą stronę. Bo przez większość naszego wypadu nieustannie plotkowałem do Lali. O pogodzie, przebraniach, atrakcjach. Pytałem jej o samopoczucie, poziom głodu, kupę w pieluszce. Może mój rozmówca szczególnie chętny do odpowiedzi nie był, ale niechcący sprawiałem tym że sporo kobiet było mną żywo zainteresowanych kiedy tak zwiedziałem jarmark z dzieckiem łudząco podobnie do mnie. Oczywiście nie mówiłem, że to córka brata kiedy tylko zauważyłem jak świetnie to działa na podryw. Przywłaszczyłem sobie dziecko na ten wieczór, skoro i tak jakże skrupulatnie się nią zajmowałem. Niestety miało to też swoje gorsze strony. Jedna z dziewczyn które zagadywałem wcześniej teraz opowiadała mi o problemach po porodzie, cieknącym mleku i innych rzeczach, o które wcale nie miałem zamiaru pytać! Wolałem pozostać w moim wygodnym feminizmie i udawać że jestem hipokrytą. Gdybym był tego ciekawy i chętny do pomocy miałbym żonę i dziecko! Kiedy ta po raz kolejny pytała co z matką, widzę w tłumie mojego wybawcę. @Junpei Oki Yamashiro mija mnie właśnie, a ja natychmiast łapię jego nadgarstek. - Kochanie tu jestem! Wszędzie Cię szukałem, chodźmy na karuzelę. Czemu mnie nie wołasz? To mój mąż. Mieliśmy surogatkę. Niedługo robimy kolejne, tym razem podobne do mojej lepszej, piękniejszej połówki. Idziesz? - pytam, pochylam się by pocałować go w policzek, a Lala łapie go za długie włosy; i już jakoś ciągnę go na karuzelę. Sadzam sobie małego aniołka na kolanach. Odwracam spojrzenie pustych, czarnych oczu na Junpeia i uśmiecham się przepraszająco.
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Noc Duchów w kalendarzu Marli była bardzo wysoko, choć oczywiście daleko jej było do klasyka w postaci dnia świętego Patryka, Bożego Narodzenia czy dnia taniego wina. I chociaż wspomnienia z zeszłorocznych obchodów paliły żywym ogniem, nie zamierzała rezygnować ze świętowania, zwłaszcza, że miała do dyspozycji wspaniałe towarzystwo. – Ja to w ogóle myślę, że jak zobaczą nasze skrupulatnie przygotowane stroje to odwołają jakikolwiek konkurs, bo to będzie z góry przesądzone – z równą pewnością siebie przytaknęła @Eugene 'Jinx' Queen. Przy unoszącym się przyjacielu wypadała blado, tak samo zresztą jak i przy @River A. Coon, który co rusz przyciągał ciekawskie spojrzenia ze względu na swoje zgrabne nogi, ale nie zamierzała się tym przejmować, wręcz przeciwnie – czuła ulgę, że może skrywać twarz za starym prześcieradłem i okularami przeciwsłonecznymi, bo w wersji codziennej prezentowała się o wiele upiorniej, mając coraz większe problemy z ukryciem głębokich cieni pod oczami. – Gdybym nie wiedziała to totalnie bym się nabrała!! Jakbym cię nie znała to byłabym w chuj zazdrosna, że wyglądasz jak lunaballa – skomplementowała Szopa, zachwycając się jego wybitnym outfitem. – No i chodzisz na obcasach lepiej niż ja. Chociaż to chyba nie jest wielkie osiągnięcie jak tak sobie rozkminiam… – zaśmiała się i rozejrzała po okolicy, chłonąc mroczną atmosferę; czuła jak jej serce bije szybciej, gdy do zmysłów docierały przeróżne zapachy, atrakcje i dźwięk pozytywki. – Creepy w chuj – skomentowała pod nosem muzykę przyprawiającą o dreszcze. Słysząc pytanie o grzańca, teatralnie wyciągnęła palec przed siebie, jakby próbowała coś namierzyć, a po chwili wycelowała go w stronę odpowiedniego stoiska. – TAM – bez trudu odnalazła źródło mieszanki wina, goździków, cynamonu i pomarańczy. Skupić się jednak teraz musiała na czymś innym, a mianowicie wyzwaniu Jinxa. – Chyba ty, frajerze. Jak wygram to na jeden dzień oddajesz mi talarię, ale wcześniej zrobisz mi odpowiednie szkolenie. Mówiąc odpowiednie mam na myśli to, że faktycznie pokażesz jak się obchodzić z tymi sandałami, a nie że rozpierdolę se ryj. Jak przegram to kupię ci coś na straganie – zaproponowała szczodrze, bo szyld głosił, że każdy item kosztował tam sto galeonów, czyli jego prawie dwie pensje. Doprawdy była hojna odkąd zaczęła pracę u Fairwynów. – River, a ty co masz do zaproponowania? – zagaiła entuzjastycznie drugiego ziomka, licząc na równie bogatą ofertę.
______________________
Bee May Valentine
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 177cm
C. szczególne : Słodki zapach - miód, kwiaty i owoce;
Zakładał, że przebieranie się na Halloween to jest właściwie zasada - nawet, jeśli to miała być bardziej Noc Duchów, chociaż Bee trochę się już pogubił jak właściwie czarodzieje świętowali koniec października. Ostatnia lekcja mugoloznawstwa zainspirowała go jednak do ogarnięcia trochę swoich niemagicznych korzeni, w związku z czym przy pierwszej możliwej okazji posprawdzał występujące na quizowej kartkówce postaci, by to tam znaleźć inspirację dla swojego kostiumu... bo, na litość Merlinowską, przebranie się za Harley Queen było nie tylko tanie, ale też wystarczająco proste, skoro kostium stał się ostatnio w mugolskim świecie cudownie popularny. O połączenie kostiumów namawiał @Basil Kane z poczuciem, że to tylko żarty i Ślizgon w życiu się nie da na to namówić, dlatego też przeciągał niespodziankę z pokazaniem mu swojego stroju, zawijając się w długą do ziemi szkolną szatę, by zdjąć ją dopiero na festynie. - Czekaj tu chwilę! - Poprosił, niezbyt jednak dając radę przebić się przez radosny tłum wkraczających na teren festynu gości; pospiesznie odbiegł kawałek i tak, żeby do jakiejś bardzo podejrzanie wyglądającej szatni oddać swoją szatę, pozostając już tylko w kostiumie, który na szczęście został kilka razy magicznie ocieplony. I Bee absolutnie nie spodziewał się, że naprawdę tak szybko zgubi swojego towarzysza, co wydawało mu się o tyle gorsze, że ten ewidentnie nie wydawał się podekscytowany samym tym wyjściem. - Bas! - Krzyknął wreszcie, rzucając się chłopakowi na szyję i przy okazji nieco obijając mu plecy trzymanym kijem bejsbolowym. - Co ty tak poleciałeś do karuzeli, próbujesz mnie zgubić? To nie takie proste - ostrzegł, puszczając go z wyraźną ekscytacją w oczach. - Co myślisz? Zastanawiałem się nad spodniami, ale w końcu wybrałem długie, bo w szortach bym chyba jednak zamarzł... powiedz mi, że to niebieski i czerwony, bo pytałem tysiąc razy i sprzedawczyni w sklepie tylko patrzyła na mnie jak na idiotę - zaśmiał się lekko, nie mając w sobie tyle odwagi, by dopytać Basila, czy jego włosy faktycznie są zielone, skoro dla niego wyglądały dość pomarańczowo. - Ale ty wyglądasz super, to futro jest boskie...
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Może to na tym polegał problem Bazyla i Halloween, że on wcale nie chciał się przebierać. Jego okropnie nadęte ego uważało, że przebranie się za Bazyla to najlepszy wybór, mimo to, jakimś cudem puchon namówił go na ten fioletowy, fikuśny frak. Jakim? Bazyl sam się zastanawiał, siłując z lizakiem żującym jego język. Zaskoczony w swoim głębokim zamyśleniu na temat przebrań czarodziejów wokół siebie niemal podskoczył, słysząc swoje imię. Złapał wskakującego Bee i obrócił się z nim siłą impetu, po czym postawił go na ziemię, krztusząc się dziwnie, na widok jego przebrania. Połączenie takiej prowokacji z kijem baseballowym z miękką i ciepłą osobowością Valentina zrobiło mu sprzężenie synapsy w głowie, przez co prawie się zadławił, a oczy zaszły mu łzami. - Zgubić? To nie takie proste. - powtórzył po nim jak debil, starając się nie patrzeć na niego jak pies. Odchrząknął, wyciągając z buzi lizaka. Chwycił jego palce i podniósł rękę do góry, zachęcając go do piruetu, żeby mógł dobrze ocenić kostium rzecz jasna. Nie miał pojęcia co to za postać, bo, jak już wiadomo, niespecjalnie słuchał opisu tych postaci, ale przez myśl mu przeszło nawet, że trochę teraz żałuje, że nie wie za kogo są przebrani. Może gdyby wiedział jak toksyczni to kochankowie to by się rzeczywiście nawet uśmiał.- Ja bym się ucieszył z szortów. - powiedział szczerze - Niebieski i czerwony. - potwierdził, uśmiechając się lekko. Apetyczny zapach obejmował postać Bee jak słodka mgiełka, jakby zawsze nosił ze sobą te kuszące świeczki, jakby te olejki już wsiąkły w jego postać. - Podoba Ci się? - rozłożył poły płaszcza, prezentując elegancki fioletowy dublet pod spodem, kontrastujący z czarną koszulą i zielonym krawatem. Oczywiście nie spodziewał się, że Valentino bambino rozpozna kolory, więc stawiał na to, że przynajmniej spodoba mu się krój, fason i dopasowanie- Jakbyś był w szortach to bym Cie schował pod pazuchę, żeby Ci dupa nie zmarzła. - obnażył zęby w okropnym uśmiechu, po czym teatralnym gestem zaprosił go na karuzelę, informując, że bilety już ma.- No. Ruchy, hop hop. - pogonił go po schodkach do wagoników soczystym, ponaglającym klepnięciem w tyłek, po czym sprawdził jakie mają siedziska- Pikujące licho. - zerknął na Bee- Jak będziesz się bał, to potrzymam cie za - obrócił lizaka w ustach- ...rękę. - wsiadł do przeznaczonego wagonu i klepnął się w udo.
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Złowieszczy klimat Hogsmeade całkowicie mu się udzielił i powoli zaczynał być bliski paranoi. Najgorsze co może być to, to gdy ktoś niby dla żartów wyskakuje za krzaków w celach wystraszenia swojej ofiary. W świecie czarodziejów prawdziwego potwora można było pomylić z jakimś jajcarzem, co ani trochę nie było zabawne. - AAAAaaaa! - Wrzasnął z pewnością dramatycznie, całkowicie na poważnie, gdy tylko Ariadne zjawiła się przed nim jak zaczarowana w stroju wiedźmy, krzycząc jego imię. Szybko jednak postanowił się ogarnąć i nie robić totalnej wiochy. - Genialny kostium jak dobrze kojarzę to Maleficent. - Stwierdził, dodając tonu niepewności. Oczywiście, że znał Czarownice, nawet był na tym w kinie z taką jedną mugolką. Odwzajemnił powitalny uścisk i tym samym nie mogąc się powstrzymać przed zaciągnięciem się wonią jagodowych perfum Wickens. Jak on uwielbiał te wszystkie zapachy, a Ariadne widocznie się w tym specjalizowała od wcześniejszej nutki arbuzowej po dzisiejszą jagodową. Poddawał się tym aromatom jak pierwsza lepsza. - Dokładnie! - Ucieszył się niczym małe dziecko, ściągając okulary na głowę, bo jednak utrudniały normalne widzenie w tych ciemnościach, rozświetlanych lampkami i potwornymi dyniami. - Też mi się podobają. - Wyszczerzył się totalnie uradowany, z komplementów jakie tu mu serwowała aurorka. Postanowił nie walić totalnej ściemy, bo czasami to powodowało, że tylko się pogrążał. Dlatego, zamiast udawać totalnego idiotę, w kwestiach kulturowych mugoli to mógł robić na lekcjach u Harringtona, postanowił przejść do rzeczy. - Leon Zawodowiec nie miał taki zajebistych gogli, ale tak chciałem być, jak mugolski mafiozo, chociaż celowałem bardziej w najemnika od brudnej roboty, a właśnie... - Pokazał swoją walizkę.- Mam nawet walizkę z fajnym sprzętem. - Oczywiście, że miał w niej plastikową broń czy noże, którymi krzywdy sobie nie zrobi, ale ta czarna walizka, chociaż mugolska miała ukrytą kieszonkę, a w niej Kingston postanowił schować kajdanki i różne tego typu zabaweczki na gorące romanse z jakąś potworą. Chociaż nie widziało mu się to totalnie, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Zaraz to jednak całą uwagę skupił na Ariadne, która w stroju Maleficent prezentowała się lepiej niż jakaś Jolie. Wykonała elegancki piruet, a czarna sukienka opinająca jej ciało robiła naprawdę cudowne wrażenie. Na Matkę Morgany prawie zapomniał, dlaczego zgodził się na wyjście w Noc Duchów, ominęłyby go takie widoki i towarzystwo. Miał ochotę westchnąć niczym czternastolatek, ale tylko uśmiechnął się, szczerząc białe ząbki, gdy Ari wybuchnęła śmiechem. - Bosko, chociaż tu bardziej pasuje słowo diabolicznie seksownie. - Nadal nie przestawał się uśmiechać, cała ta paranoja na moment ulotniła się z jego głowy, nawet jeśli przechodzący obok nich @Basil Kane, dziwnym trafem przypominał Jokera z Batmana. Nie tylko Payton postanowił zaszaleć z kostiumem mugolskiego psychopatycznego mordercy, aczkolwiek jego miał bardziej klasę niż szajbnięte skłonności i obrzydliwe zielone włosy. Co za barbarzyństwo...
Nie wiedział do końca, jak to się stało, że skończył na karuzeli w towarzystwie Anielskiego Chłopca z imprezy. Nastawiał się na samotne spędzenie wieczoru, samego siebie niemal już przekonując, że właśnie tego chciał i w zasadzie był w o wiele lepszej sytuacji niż pary, które musiały dostosowywać swoje preferencje do pragnień towarzyszy. Jun mógł za to bez zawstydzenia odmówić wejścia na każdą atrakcję i mógł zjeść tyle waty, by zęby jeszcze długo trzeszczały od cukru. Niepewności próbował skryć pod uszytym specjalnie na tę okazję kostiumie, bo nic tak nie dodawało mu odwagi jak możliwość poczucia się pięknie we własnej skórze; biel splamiona czerwienią nie była może szczególnie oryginalna, ale podobał mu się efekt robiony przez postrzępiony materiał, a ciężar perłowego naszyjnika utrzymywał jego myśli w teraźniejszości. U boku Hariela zatrzymał się jedynie przez wzgląd na szok nagłym pochwyceniem nadgarstka i potokiem przedziwnych słów, na które nie potrafił odpowiedzieć inaczej niż elokwentym "co", szczęśliwie zagłuszonym przez paplaninę chłopaka. No więc siedział z nim, jego skrzydłami i miniaturowym aniołkiem w tym ciasnym wagoniku kolejki, nie za bardzo wiedząc, co zrobić ze swoimi rękami i wzrokiem. - Spodziewałem się, że Wy, Europejczycy - zaakcentował, stawiając wyraźne rozgraniczenie pomiędzy angielskim chłopakiem a sobą, bo i nie bardzo ufając tym zaczepkom i jego zainteresowaniu; gdzieś musiał być haczyk, którego jeszcze nie dostrzegał. - jesteście nieco bardziej... postępowi. W Japonii publiczny pocałunek może być traktowany jako bardzo duży nietakt, ale nawet tam nie czyni on od razu mężem i ojcem. - Z tonu jego głosu trudno było jednoznacznie odczytać intencję, bo choć słowa nosiły potencjał żartobliwości, to jednak sam Junpei miał w sobie wiele powagi, którą zwykł odsuwać od siebie osoby rozbudzające drobne niepewności. A Anielski Chłopiec robił to wyłącznie swoją egzystencją, tym bardziej przytłaczającą, że wciągnięty na karuzelę Jun, nie miał żadnej drogi ucieczki. - Komu ukradłeś to dziecko? Nie będą nas ścigać służby?- wskazał na brzdąca z pewną rezerwą; będąc najmłodszym dzieckiem w najbliższej rodzinie, nie miał możliwości nauczenia się protokołu poprawnej opieki nad maluchami, więc też nie wiedział, czy powinien do tej nierozumnej ludzkiej istoty mówić, czy też bezpieczniej było jej nie drażnić. Podążające za nim - lub po prostu za kołyszącymi się lekko na wietrze lokami - dziecięce oczka były podobnie fascynujące, jak i niezręczne. Kolejka ruszyła z paskudnym trzaskiem, jakby jej mechanizm nie był ruszany od dobrego stulecia, wywołując tym szybsze bicie Junowego serca, który jednak nie chciał ginąć w ten sposób, nawet jeśli outfit był co najmniej sprzyjający. - Suki ja arimasen - szepnął w przejęciu, bo faktycznie nie podobały mu się kolejne pęknięcia pojawiające się dookoła, jakby u samego szczytu kolejka miała się rozlecieć na deski. Przy kolejnym donośnym trzasku aż podskoczył, chwytając bezwiednie nadgarstek chłopaka. - Zaczynam myśleć, że nie tylko wyglądasz jak piękniejsza wersja Shinigami, ale naprawdę chcesz nas zabić - zarzucił mu, zastanawiając się, jak wielkim rodzicielskim błędem można było nazwać zabieranie brzdąca na karuzelę, od której jemu samemu żołądek podskakiwał do gardła. - Czemu ja? - dopytał, bo zdawało mu się, że było to właściwe pytanie przed śmiercią.
- Oczywiście, mógłbyś się ze mnie wtedy nabijać jakie to niepraktyczne i w ogóle - prychnął, kręcąc lekko głową z rozbawieniem, bo teraz już w ogóle był pewny, że długie spodnie stanowiły jedyne sensowne rozwiązanie, więc tylko przybijał sobie w głowie piąteczkę za swój geniusz. - Bardzo mi się podoba - przytaknął pewnie, chociaż po prędkim przemknięciu spojrzeniem wzdłuż basilowej sylwetki, to do jego oczu powrócił z pełnią ekscytacji zaklętej we własnych tęczówkach. Przysunął się bliżej, jakby chciał przetestować, czy zmieściłby się za ślizgońską pazuchę, ale w końcu tylko zaśmiał się cicho, przesuwając opuszkami palców po krawędzi miękkiego futra. - Jasne, jeszcze pewnie byś mnie na rękach nosił, co? Ale ci Ślizgoni potrafią być uczyn-ni... - zająknął się, w międzyczasie faktycznie wymijając swojego towarzysza, by podskoczyć pod tym klepnięciem jak płoszony źrebak. Obejrzał się na chłopaka z w mieszance czerwieniącego policzki niedowierzania i roziskrzającego spojrzenie rozbawienia, nim nie wpakował się faktycznie na pikujące licho, siadając częściowo rzeczywiście na nodze Basila. - A jak ty się będziesz bał, to cię przytulę - zaoferował w pełni swojej puchońskości, zarzucając wreszcie nogi na basilowe uda, by siedzieć tak bokiem trochę na nim, gdy skrzydła uporczywie piszczącego ptaszyska raz za razem odbierały mu trochę równowagi. - Chociaż nie, może pozwolę ci się bać, booo nie załatwiłeś mi takiego fajnego lizaka - westchnął zaraz, nie wiedząc co zrobić z kijem bejsbolowym, przez co w końcu niezręcznie ułożył go sobie na kolanach. - Gdzie chcesz iść jeszcze? Ma być jakieś niesamowite stoisko z eliksirami, więc koniecznie musimy tam zajrzeć, a tak to... o! - Ucieszył się, wyciągając jak najwyżej, by entuzjastycznie pomachać do @River A. Coon, którego rozpoznał tylko dzięki znajomości jego przebrania. A przynajmniej, cóż, któryś z duszków to musiał być Gryfon... - Wysyłałeś komuś kiedyś nudesy, Bas? - Palnął bezmyślnie, mrużąc oczy, by lepiej doszukiwać się odpowiedzi od Rivera.
Basil Kane
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Pokręcił głową z wielce oburzoną miną, kładąc rękę na piersi jakby chciał powiedzieć "Ja?! Nabijać?!". Puścił jednak tę uwagę mimo uszu, jak zresztą większość myśli, które mu z głowy wypadły, kiedy dostrzegł pąsowiejące policzki puchona. - No to mamy deal. - uśmiechnął się jak szaleniec, czyli odpowiednio odzwierciedlając reprezentowaną przez swój kostium postać, chwytając jego kolana i poprawiając nieco, żeby się przypadkiem nie zsunął. To wszystko w trosce o jego bezpieczeństwo, wagoniki nie miały żadnych zabezpieczeń, nawet uchwytów w razie, gdyby trzęsło. - No wiesz co? - mruknął niepocieszony, wyciągając lizaka z buzi i znów odrywając kąsającą dynię od swojego języka- Wystarczyło powiedzieć, że chcesz. - wyciągnął słodycz w kierunku puchona, oferując mu, że mogą się podzielić, taki z niego uczynny i dobroduszny ślizgon.- Możemy iść na eliksiry, słyszałem jak ludzie drą się po nich jak pojebani. Może też na strzelnicę? - znów obnażył zęby w uśmiechu- Poszedł bym też do domu strachów ale co jak Cie tam zgubie? - uniósł brwi, przytrzymując kij z pewną obawą, że zaraz zarobi nim między gangstersko rozkraczone nogi. Wetknął mu lizaka do ust spoglądając w kierunku, w którym ten tak entuzjastycznie zaczął się szamotać, a jego wzrok wylądował na trzech prześcieradłach, z czego jeden miał niesamowite nogi. Uniósł w zdziwieniu brwi, bo kostium wydawał mu się genialny w swojej prostocie i za takie nogi dałby dziesięć na dziesięć, gdyby był w jakiejś komisji oceniającej przebrania. Valentino bambino dałby jedenaście, gdyby przyszedł w szortach, ale nie, ten wolał wybrać ciepło w dupę. Uśmiechnął się lubieżnie na to bezmyślne pytanie. - Nudesy. - parsknął pod nosem, uchylając się przed innym wagonikiem, który z jakiegoś powodu próbował dosięgnąć ich swoimi wichcimi łapami- Zdarzyło mi się, a co? Chciałbyś jakieś dostać? - coś okropnego błyskało mu w oczach, a chyba wciąż był trzeźwy. - Co to za fajna długonoga sarenka, co do niej tak machasz? - zaciekawi sie. Z ciężkim skrzypnięciem wagoniki ruszyły na swoje wirujące tournee, jednak licho tak darło dzioba, że musiał się praktycznie zetknąć twarzą z twarzą Bee, by dosłyszeć co ten do niego mówił. Łopoczące skrzydła nie pomagały w odnalezieniu się w przestrzeni, więc trzymał mocno kolana puchona uznając, że przerażająca kolejka przecież nie może ich zabić, a bardziej niż samo licho obawiał się dygoczących śrubek i pojękujących zawiasów.