Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Rośliny mają floem na zewnątrz i ksylem wewnątrz, ksylem jest martwy, więc rośliny są martwe w środku tak jak ja kiedy się tego uczę. – myślała Ruby, patrząc na ryciny w podręczniku od zielarstwa, kiedy szła do cieplarni uświadamiając sobie po raz kolejny, jak mało obchodziły ją rośliny. Niemniej, lubiła być przygotowana, po części dlatego, że ostatnio na lekcjach nie szło jej perfekcyjnie, a ojciec jak zwykle porównywał ją do idealnych braci. Dlatego też powtórzyła dosłownie wszystko o chorobach roślin, chociaż zupełnie ją to nie interesowało. Chociaż prawdę mówiąc, chyba jednak wolała zielarstwo od OPCM, nie miała super refleksu w odbijaniu zaklęć, ani cudownego talentu w ich rzucaniu. Tak więc wlepiała wzrok w tę cholerną książkę, jeszcze kiedy przekraczała próg cieplarni, co było do niej zupełnie niepodobne. Koniec roku jednak się zbliżał, a ona nie mogła po raz kolejny dostać okropny, bo nie była gotowa na wyjca od taty. Podniosła wzrok i ostatecznie zatrzasnęła książkę, podchodząc do @Hope U. Griffin i @Mulan Huang. — Siema siema! — rzuciła do tej dwójki i odłożyła podręcznik gdziekolwiek, splatając swoje włosy w tzw. kupę, choć niektórzy ładnie nazywali to messy bun, zbyt wiele to ta fryzura jej nie dała.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Choroby roślin, no i super! Niesamowicie fascynujący temat, aż normalnie nie wyobrażała sobie, że mogłaby go odpuścić. Raczej nie uczestniczyła w zajęciach prowadzonych przez profesor Vicario, ale że kolejne zielsko, które miała w dormitorium zaczynało w zastraszającym tempie zdychać, to zebrała swoje cztery litery i pomaszerowała do szklarni licząc, że może wreszcie się dowie, co robi źle. No bo halo, gdyby stało się tak raz czy dwa, to jeszcze by na to przemknęła oko, ale sytuacja powtarzała się nagminnie. Czy to znaczyło, że naprawdę nie miała ręki do roślin? Wzięła sobie do serca prośbę nauczycielki i przypomniała sobie przed lekcją materiał o tych podstawowych chorobach, chociaż nie sądziła, że jakoś dużo zostanie jej w głowie. Skoro nawet z pomocą podręcznika nie potrafiła zdiagnozować Eurydyki (jak nazwała swojego kwiotka), to chyba nie było już dla niej nadziei. Nie chciała przyjść jednak zupełnie nieprzygotowana, bo to by było jeszcze gorsze, a znając szczęście to zapewne właśnie wtedy zostałaby poproszona o powiedzenie czegoś związanego z tematem zajęć. Ci profesorowie to mieli jakiś szósty zmysł i zawsze potrafili wyłapać, jak ktoś się nie przygotował.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Trochę liczyła na to, że lekcja Vicario będzie cała lekka i przyjemna, do czego zresztą profesorka w dużej mierze ich przyzwyczaiła. Co prawda choroby roślin brzmiały jak zabawa, od której mogły poniekąd zależeć losy niektórych z hodowanych okazów, ale wprawny zielarz raczej dałby radę odratować uczniowskie wpadki. Pytanie tylko, na ile wprawną profesjonalistką była sama Estella... - Byle nie dało się niczym zarazić od tych... pacjentów. - westchnęła, zwracając się do przyprowadzonej na zajęcia Astee, po czym przeciągnęła się w próbie jakiegokolwiek przebudzenia się ze swojego letargu. Raczej się wczoraj nie wyspała - być może licząc przewagę pozostałych drużyn w szkolnej tabeli Quidditcha i wymyślając sposób, jak mogłaby tę przewagę zniwelować. Zielarską książkę otworzyła już po swojej mentalnej eskapadzie w stronę mioteł. A zaraz potem ją zamknęła i poszła spać, nie mając już na to siły. Trochę liczyła na to, że entuzjazm Nafnisdottir co do przedmiotu miał ją choć trochę wybudzić.
Poza klasą artystyczną, cieplarnie były jej ulubionymi miejscami w całym Hogwarcie - od razu dopisywał jej lepszy humor, gdy w otoczeniu znajdowało się chociaż kilka donic z rozkwitającymi roślinami. Do serca wzięła sobie więc także powtórzenie materiału o chorobach roślin, choć musiała przyznać, że szło jej to nieco opornie. Nie dlatego, że temat był nieciekawy, ale z powodu promieni słonecznych, które ścigały ją gdziekolwiek nie usiadła i kusiły do odłożenia podręcznika w zamian za trochę wiedzy praktycznej. W końcu już wiele kwiatów nieśmiało rozchylało swoje główki na łąkach. - No witajcie, dobrze was widzieć - zaszczebiotała po wejściu do cieplarni, nachylając się ostrożnie nad najbliższymi doniczkami i to właśnie je obdarzając tym ciepłym powitaniem. Billie była przeświadczona, że rozmowy z roślinami naprawdę miały sens i to właśnie w dużej części dzięki nim kwiaty w rezydencji Swansea wyglądały zawsze tak pięknie i efektownie. Skoro emanowanie złą energią mogło automatycznie popsuć humory wszystkich w otoczeniu, a i zwierzęta unikały ludzi, którzy nosili w sobie dużo żalu, agresji i smutku, to z jakiej racji nie miałoby to działać także w przypadku roślin?
Estella weszła do cieplarni nieco spóźniona, zamaszystym krokiem i z rozwianą kolorową szatą, rozejrzała się po twarzach uczniów i uśmiechnęła wesoło na powitanie do wszystkich obecnych, najwyraźniej zadowolona z wysokiej frekwencji. - Witam wszystkich serdecznie w to piękne popołudnie! Dzisiejsza lekcja będzie prosta i przyjemna, o ile oczywiście zapoznaliście się z treścią podręcznika, bo inaczej posypią się Trolle... - próbowała rzucić groźne spojrzenie, ale zaraz zaśmiała się perliście - Żartowałam oczywiście, jak ktoś się nie nauczył to niech się niczym nie przejmuje, zawsze możecie poprosić o pomoc mnie albo któregoś z kolegów, najważniejsze jest, żebyśmy pomogli dziś tym biednym roślinkom. - machnęła różdżką, a na cieplarniane stoły wleciały donice z okazami roślin w dość kiepskim stanie; wszystkie wyglądały równie nędznie, a ich liście odbiegały kolorem od soczystej zieleni. - Mamy tutaj sześć przykładów podstawowych dolegliwości, które mogą doskwierać naszym roślinom, zarówno tym ogrodowym, jak i hodowanym w domach; niektóre są spowodowane patogenami, inne to choroby fizjologiczne. Przyjrzyjcie się im, proszę, i zastanówcie się, co może im dolegać i w jaki sposób można je wyleczyć - potem powiem wam, kto miał rację i zajmiemy się przygotowywaniem odpowiednich mikstur, które pomogą im dojść do siebie. Powodzenia! - powiedziała, machnęła różdżką jeszcze raz, by ze stojącego na jednym z regałów radia popłynęła dziarska muzyka Christoffa Tailora, umilająca uczniom czas spędzony w cieplarni.
ETAP I
W tym etapie zajmujemy się postawieniem diagnozy (oglądacie roślinki, notujecie, możecie sobie podyskutować z kolegą, rozkminić sposób leczenia itp). Wasz sukces zależy od wiedzy przyswojonej przed lekcją, czyli k100 rzuconej w poprzednim poście. Do k100 dodajemy punkty kuferkowe z zielarstwa.
Jak ktoś pragnie współpracy i interakcji albo chce podwyższyć nędzny wynik k100, to można się dobrać z kimś w parę i wtedy dodać swoje wyniki.
Poniżej opis roślinek! W spoilerach są odpowiedzi, jak ktoś jest ambitny to można sobie samemu zgadywać odpowiedzi (jedna jest ze spisu fabularnego a reszta to prawdziwe rzeczy z życia wzięte), a potem zobaczyć czy się wiedziało. A jak ktoś nie jest ambitny i nie ma ochoty myśleć, to nie trzeba, wiadomo.
1. Młode liście pomiędzy nerwami są żółte.
odp:
niedobór żelaza
2. Liście skręcają się, żółkną i zamierają, na spodzie widać malutkie owady.
odp:
czaromszyce
3. Na liściach jest biały, mączysty nalot.
odp:
mączniak magiczny
4. Roślina jest wyblakła, w niektórych miejscach widać białe plamy.
odp:
przędziorek śnieżny
5. Starsze liście mają żółtobrązowe plamy o ostrych krawędziach.
odp:
niedobór wapnia
6. Dolne liście mają dziury na brzegach.
odp:
opuchlak (to taki chrząszcz)
Dodatkowo rzucamy literkę żeby nie było nudno podczas oględzin rośliny:
przypał:
A - łazisz gdzieś po cieplarni w jakimkolwiek tam chcesz celu i włazisz prosto w leżący na podłodze otwarty worek z nawozem. Śmierdzisz smoczym łajnem. B - sięgasz po coś i niespodziewanie wokół twojej ręki oplata się pęd jednej z roślin rosnących w doniczce nieopodal i nie chce puścić. C - w cieplarni panuje straszliwy zaduch, aż robi ci się słabo, cały bledniesz i prawie upadasz, niech jakiś troskliwy kolega pomoże ci dojść do siebie. D - masz wrażenie, że twoja roślina do ciebie mówi. Dorzuć k6: parzysta - słyszysz komplementy, nieparzysta - szpetne obelgi. Możesz jej odpowiedzieć, śmiało. E - chyba nawdychałeś się za dużo nawozu, bo język tak ci się poplątał, że przez jeden post wszystko mówisz wierszem. F - obłażą cię obleśne mszyce z jednego z krzaczków, lepiej szybko się ich pozbądź, chyba że dzięki temu że masz je na sobie uda ci się im lepiej przyjrzeć i postawić diagnozę? G - pamiętasz zeszłoroczne jagody jemioły skropione amortencją przez panią Vicario? Jedna gałązka wciąż wisi w cieplarni i jej opary spadły na ciebie, a ty doceniasz nagle niesamowitą urodę osoby której nazwisko alfabetycznie jest po twoim. To dobry moment na komplement. H - znowu gdzieś leziesz i tym razem włazisz w leżące na podłodze grabie. Dorzuć k6: parzysta - potykasz się i wpadasz na inną osobę ze swojego domu, nieparzysta - obijasz sobie głupi ryj grabiami. I - taki jesteś zgrabny, że zahaczasz łokciem o donicę z rośliną i zrzucasz ją z hukiem na ziemię, gamoniu. Przyznasz się, udasz że nic się nie stało czy zawalisz winę na kogoś innego? J - udziela ci się pozytywny nastrój śpiewającego w radiu Christoffa Tailora i śpiewasz jeden z jego hitów, zmieniając tekst na tematykę zielarską. Możesz porwać kogoś do tańca, tylko uważaj żeby nie wleźć w grabie.
Jeśli ktoś nie rozpozna choroby, to nic nie szkodzi, Estella przed II etapem poda wam prawidłowe odpowiedzi więc będziecie mogli pracować nad antidotum.
W tym etapie nie obowiązują przerzuty. Zachęcam żeby przerzucić kostkę na przypał na lekcji jeśli kilka osób przed wami już ją miało, bo znając szczęście kostek tutaj to się okaże że 90% odwali to samo
Kod do wypełnienia:
Kod:
<zg>para:</zg> jeśli pracujesz z kimś to wpisz z kim <zg>k100+zielo:</zg> wpisz sumę lub sumę twoją i osoby z pary <zg>rozpoznane choroby:</zg> ile <zg>kostka na przypał:</zg> jaka
II etap pojawi się pod koniec tygodnia, jeśli ktoś się nie wyrobi w tym czasie z I etapem to będzie można potem napisać dwa posty.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
para: n/d k100+zielo: 10 + 13 = 23 rozpoznane choroby: 0; kto by się spodziewał kostka na przypał:J
- Czekam na okazję - parsknął w odpowiedzi do @Freddie Moses i uśmiechnął się do niej kącikiem ust, by zaraz potem spojrzeć na Bruna, ale nie zdążył do niego podejść, bo mimo wszystko lekcja właśnie się zaczęła, a on aż wywrócił oczami, bo naprawdę kogo obchodziły jakieś chore krzaki? To nie było dla niego, ale skoro już przywlókł tutaj swoją dupę, to zamierzał coś z tym zrobić, nic zatem dziwnego, że zaczął przypatrywać się roślinom, jednocześnie jednak przysłuchując się słyszalnej piosence i nim się zorientował, zaczął znowu nucić pod nosem. - Bo jesteś ty, znów tyle dziur w sobie masz - rzucił, wgapiając się w roślinę, w której z jakiegoś powodu było wiele dziur na brzegach liści, ale nic mu to nie mówiło, wzruszył więc ramionami, wędrując dalej. - Bo jesteś ty, wciąż taka żółta, bo jesteś ty, cóż więcej mogę powiedzieć? Bo jesteś tu, choć mączny opadł cię nalot - śpiewał dalej radośnie, przesuwając się od rośliny, do rośliny, chociaż w sumie chuja go to obchodziło, aż w końcu znalazł si przy @Bruno O. Tarly i klepnął go w ramię. - Mogę prosić pana do tańca? - rzucił zaczepnie do przyjaciela.
Victoria odetchnęła głęboko, kiedy już dowiedziała się, co będą tym razem robić i ostatecznie podeszła do Violi, by zaproponować jej wspólną pracę, licząc na to, że cokolwiek im z tego wyjdzie. Zwróciła uwagę w pierwszej chwili na roślinę, która miała podziurawione na brzegach liście. Wskazała na ten fenomen Violi, jednocześnie uważnie sprowadzając, jakie to dokładnie liście padły ofiarą czegoś, co postanowiło je w tak haniebny sposób zniszczyć, a później potarła nerwowo czoło, zastanawiając się nad czymś. - To były takie... chrząszcze, one robiły w roślinach tego typu dziury. Miał taką śmieszną nazwę, och, należy do... ryjkowcowatych. Patrz, pamiętam takie rzeczy... Opuchlak? - spytała w końcu, patrząc z nadzieją na swoją towarzyszkę, licząc na to, że Viola potwierdzi jej domysły, a kiedy mogły, skoncentrowały się na kolejnych roślinach. Victoria dość prędko doszła do wniosku, że najwyraźniej lepiej zapamiętała te choroby, które wywoływało jakieś robactwo, bo gdy przypatrywały się roślinie miejsca pokrytej białymi plamami i dziwnie wyblakłej, jakby wszystko wciągnęło jej kolory, pstryknęła palcami i prędko powiedziała: przędziorek śnieżny, notując to na kartce i zabierając się za dalszą analizę, chociaż tutaj wyraźnie Strauss przejęła pałeczkę, najwyraźniej też coś niecoś, pamiętając z tego, co wcześniej czytała. Chyba była za blisko tych wszystkich roślin, a może za mocno zaangażowała się w poznawanie ich chorób, bo w końcu zrobiło jej się słabo i gwałtownie zaczęła osuwać się na ziemię, robiąc się blada jak ściana i nie mogła nic na to poradzić.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Po pojawieniu się profesor Vicario i wyjaśnieniu przez nią tematu lekcji jakakolwiek iskierka dobrych chęci, jaka mogła pałać w duszy dziewczyny, została okrutnie zbryzgana lodowatą wodą obeznanego z realizmem umysłu. No bo co ona mogłaby tu zdziałać, gdy nie zorientowała się praktycznie w ogóle z tematem? Przeklinając samą siebie za tak niedorzeczne rozdysponowanie czasu, Brennan poczęła beznadziejnie krążyć wokół cieplarni, przy okazji zaopatrując się w przyniesiony ze sobą byle jaki notes i nieco zgniecione pióro. Oczywiście nie przyszło jej do głowy, by zjednoczyć się z jakimkolwiek innym uczniem w imię współpracy. Ta lekcja zapowiadała się przepięknie... Jedyną motywacją była teraz paląca myśl, by nie zbłaźnić się przed innymi. Patrzyła na jedną roślinę, potem kolejną, i znowu kolejną... oczywiście żadnej konkretnej wiedzy poza tą empiryczną nie zdołała przelać na papier. Człapanie się w kółko jedynie przysporzyło jej uczucia duszności, jakby wszystkie te krzaczki miały złośliwy zamiar zabranie jej całego zapasu tlenu, jaki zaistniał w cieplarni, w zemście za nieprawidłowe rozeznanie się w materiale, który mógłby im pomóc. I gdyby nie rozgrzana od słońca szklana ścianka, to już dawno osunęłaby się na podłodze, swoją kredowobiałą powierzchownością przypominając bardziej ducha aniżeli żywą istotę. Nie docierały do niej nawet taneczne takty piosenek szacownego Tailora. Na ewentualnych przechodniów reagowała bladym uśmiechem, nie chcąc, by ktokolwiek się nią interesował. Liczyła na to, że kilka głębokich wdechów pomoże jej w nagłej niedyspozycji.
Przygotowanie do zajęć - 18 XDDD Czytała, ale widocznie nie z Norweskiej książki para:@Morgan A. Davies k100+zielo: 36 + 42 = 78 rozpoznane choroby: Udaje nam się razem rozpoznać cztery! kostka na przypał:G- pamiętasz zeszłoroczne jagody jemioły skropione amortencją przez panią Vicario? Jedna gałązka wciąż wisi w cieplarni i jej opary spadły na ciebie, a ty doceniasz nagle niesamowitą urodę osoby której nazwisko alfabetycznie jest po twoim. To dobry moment na komplement.
Była miła zaskoczona propozycją rudej na wspólne udanie się na zajęcia, bo jej pomoc z doniczką wciąż doskonale pamiętała. Lepiej było, gdy Astee nie rzucała czarów innych niż tych związanych z urokiem osobistym. Lubiła jej towarzystwo. Przeniosła na nią spojrzenie błękitnych oczu, uprzednio sprawdzając, czy tłumaczki tkwiły w uszach na swoim miejscu. Uśmiechnęła się ze wzruszeniem ramion. - Nie martw się mała, obronię Cię jakoś. Znam sporo sztuczek od babci związanych z alchemią i uprawą pod nią roślin. Rzuciła nonszalancko, puszczając jej oczko i zaraz wyprostowała głowę, nie chcąc zbyt długo utrzymywać kontaktu wzrokowego. Uniosła dłonie, zaciskając grubą, czerwoną frotkę, dzięki której związała jasne pukle w wysokiego kucyka. Oczywiście powtórzyła materiał o chorobach roślin zgodnie z prośbą nauczycielki, ale z książki w języku angielskim aż tyle nie wyniosła. Było też zbyt późno, aby wyjąć podręcznik w języku ojczystym. Lekcja się zaczęła, a ona poprawiła czarną marynarkę z herbem lwa na piersi, wsuwając dłonie w kieszenie i starając się skupić na tym, co ta świergocząca baba mówiła. Nie było to łatwe, raz jeszcze chwała Darrenowi za jego pomysł z tłumaczkami. Pociągnęła swoją towarzyszkę do doniczek, wyjmując z torby pergamin oraz pióro — tak, aby mogła notować ich obserwacje. Przyglądała się liściom, ziemi, nachyliła się, aby powąchać. - Patrz, to spowodowane niedoborem minerałów w ziemi — tego, co się wykłuwa miecze, ale zapomniałam angielskiej nazwy. - spojrzała na nią przepraszająco, wzruszając ramionami raz jeszcze i notując, chociaż w miejscu słowa żelazo — wstawiła odpowiednią runę oraz dała rysunek sztylecika. Następną rzeczą, którą zauważyła, był paskudny, biały nalot. Brew jej drgnęła, a niezadowolone westchnięcie uciekło spomiędzy ust. Oni nie dbali w tej szkole o rośliny? - To też wiem — wskazała piórem na liść z nalotem przypominającym mąkę.- Zanotuje po norwesku, dojdziemy potem. Wyszczerzyła się, czekając na spostrzeżenia przyjaciółki. Dostrzegła też wtedy @Camelia Robbins - skupioną na pracy. Coś ją natchnęło. Zlustrowała ją bezczelnie wzrokiem i nie mogąc powstrzymać języka, lubiąc widocznie zawstydzać innych, przekręciła głowę na bok, krzycząc w jej stronę. - Pasuje Ci fryzura do oczu!
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Spojrzała na Ruby z promiennym uśmiechem, bo przecież zdążyła się już stęsknić, choć widziała ją rano w dormitorium. Zaczytaną, o zgrozo. — Uważaj, bo jeszcze Cię przepiszą do Krukonów. Słyszałam, że Voralberg, zamiast dawać normalne szlabany, po prostu ciska w nich zaklęciami... — przesunęła zębami po wardze, zastanawiając się całkiem poważnie nad tą plotką. Taka Gryfonka miałaby zupełnie przerąbane, przecież połowa szlabanów zwykle należała właśnie dla nich. Choć Slytherin ostatnimi czasy wytrwale walczył o to, by odebrać im miano rozrabiaków. — Na Godryka — zawołała, widząc co też Gryfonka zrobiła ze swoimi włosami. Miała takie ładne, delikatnie kręcone, a nic a nic nie skupiała się na tym, by jakoś je wyeksponować. Griffin zacmokała niezadowolona i bez żadnego ostrzeżenia stanęła za przyjaciółką, i rozpuściła tyle co spięte włosy, by zaraz zająć się nimi własnoręcznie. Przeczesała brązowe kosmyki palcami, rozdzieliła je na trzy równe części i sprawnie splotła w ciasny warkocz. Popatrzyła na własne dzieło i pokiwała głową z uznaniem. — Jeśli coś tym razem będzie chciało mnie zeżreć, najpewniej będzie to robal. Gorzej już chyba być nie może. — Przewróciła oczyma i z miną cierpiętnika podeszła do jednej z roślin, by przyjrzeć się jej liściom. Zanotowała w swoim zeszycie objawy, które udało jej się dostrzec i podsumowała je wielkim znakiem zapytania. Rzuciła Mulan i Ruby pytające spojrzenie, ale wbrew jakiemukolwiek rozsądkowi zdecydowała się na pracę samodzielną. Jedna z roślin, ta z pozwijanymi liśćmi, wyglądała szczególnie znajomo. Złapała listek między palce i natychmiast tego pożałowała, bo do opuszka przyczepiło jej się kilka lepkich, maluteńkich owadów. — O, mszyce — Mama walczyła z identycznymi w ogrodzie, zwłaszcza kiedy atakowały jej róże w środku upalnego lata. Gorącego, skwarnego lata. Wytarła dłoń o spodnie z niezadowoloną miną. O rany, czemu tu było tak gorąco? Potarła chłodną, spoconą dłonią rozgrzany kark i powachlowała się zeszytem. Zaduch dawał jej się we znaki; przeklęte szklarnie. Merlinie, tak gorąco to nie było nawet na transmutacji z Whitelightem... Chciała przyjrzeć się kolejnej roślince, ale obraz zaczął jej się rozmazywać przed oczami. Na czole sperlił się pot, w ustach jakoś tak zaschło. — Wam też jest tak... — powiedziała do pary, która stała obok niej, ale nie dokończyła, bo zrobiło jej się tak słabo, że całą energię włożyła w utrzymanie się na nogach. A i tak chwilę po tym nogi odmówiły jej posłuszeństwa...
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
para: - k100+zielo:92+42= 134 rozpoznane choroby: 6 kostka na przypał: D i parzysty dorzut
Uśmiechnęła się na sam widok profesor Vicario, która tym razem przyszła nieco spóźniona do klasy. Z pewnością jednak ucieszył ją fakt, że ta lekcja miała być nieco luźniejsza i skupić się na pomaganiu biednym roślinkom. Z pewnością coś podobnego przyda jej się we własnym ogrodzie, gdzie szanse na to, że coś zacznie podjadać zasadzone tam rośliny było największe. Od razu zabrała się do pracy i odkryła, że wcale nie było to takie trudne jak mogłaby się tego spodziewać. Problemy doniczkowe były naprawdę powszechne i popularne także rozpoznała wszystkie dolegliwości ze względu na to, że z niektórymi zdołała już się zetknąć w czasie pielęgnacji swoich roślin albo po prostu natknąć się w jakiejś z czytanych kiedyś książek. Yuuko naprawdę dobrze czuła się w cieplarni i odnajdywała się bez problemu w podobnej pracy. Ba, miała nawet wrażenie, że tak dobrze było jej w otoczeniu roślin, że zdawało się jakby do niej przemawiały. Wyraźnie słyszała szeptane przez nie komplementy, które sprawiły, że uśmiechnęła się łagodnie, przesuwając palcem po krawędzi liścia jednej z nich. - Dziękuję. Wy też jesteście piękne - wyszeptała w kierunku doniczek, pochylając się nad nimi.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
para: nope k100+zielo:67 + 25 z kuferka = 93 rozpoznane choroby: 6 kostka na przypał:I - Zrzucam donicę
Choroby roślin nigdy nie były jej najmocniejszą stroną, choć dzięki powtórzeniu materiału i jakiejś wiedzy mogła powiedzieć, że nie jest całkowicie zielona w temacie. Gdy Vicario pojawiła się w cieplarni i rozdysponowała zadania, Irv podeszła do roślin i skupiając się, jak mogła zaczęła analizować szkody zastanawiając się, co mogło być ich przyczyną. Bez problemu udało jej się rozpoznać niedobory witamin w dwóch doniczkach. Żelazo i wapń były dość kluczowe dla roślin, więc ich braki dawały naprawdę widoczne objawy. Irv zapisała swoje wnioski, a następnie podeszła do kolejnych sadzonek. Definitywnie widać było, że kłopotem są jakieś szkodniki. Rudej zajęło chwilę, by zorientować się, które istoty dokładnie wyrządziły tu szkody, ale ostatecznie była dość pewna swoich wniosków. Mączniaka zidentyfikowała praktycznie bez jakiejkolwiek wątpliwości dzięki charakterystycznym nalotom i już miała identyfikować ostatnią chorobę, gdy zahaczyła ręką o jakąś donicę, która z hukiem upadła na ziemię i się rozbiła. Gdyby nie ten hałas zapewne załatwiłaby sprawę po kryjomu, ale ciężko było nie zauważyć, że coś przy jej stanowisku po prostu jebło. -Proszę wybaczyć, już się tym zajmuję. - Powiedziała z pokornym wyrazem twarzy w stronę @Estella Vicario , po czym odłożyła na bok swoje zadanie, by posprzątać bałagan jaki narobiła i bezpiecznie ponownie umieścić roślinę w posklejanej donicy. Dodała trochę świeżej ziemi, którą starannie podlała i dopiero wtedy wróciła do przydzielonego jej zadania. Po kilku minutach udało jej się połączyć obrażenia roślinki z tym, co powodował przędziorek i spisując wszystkie obserwacje i wnioski, mogła w końcu odetchnąć i czekać na kolejne instrukcje.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
para: - k100+zielo:49+5=54 rozpoznane choroby: 2 kostka na przypał:G = uderzam w koperczaki do @Aslan Colton
Oględziny chorych roślin były równie interesujące, co obserwowanie rosnącej rzeżuchy, spotkań Nietoperzy z Ballycastle, czy też prób Bruna na wyrwanie kogoś na kasztana. Choć nie, akurat ta ostatnia rzecz była nie tylko ciekawa, ale i zabawna i nieco rozczulająca. Krukonka, chcąc przebrnąć przez tę lekcję jak najszybciej i bez zbędnego jazgotu nad uchem, postanowiła w pojedynkę dokonać oględzin rośliny. Najpierw chwyciła za jedno ze szkolnych szkieł powiększających, a następnie zaczęła doglądać chorego kwiatuszka.
- Po prostu daj sobie spokój i się poddaj – mruknęła cicho do rośliny, którą dotknęła chyba każda plaga egipska, a zapewne i boiskowa klątwa Ocelota. Powtórka materiału trochę pomogła, gdyż dziewczynie udało się zdiagnozować dwie dolegliwości. Pierwszą z nich były niedobory substancji w glebie, głównie żelaza, ale to akurat wiedziała bez książki. Wystarczylo, że musiała zajmować się Armstrongową dżunglą pod jej nieobecność. Niestety nie zawsze o niej pamiętała, więc często musiała zaglądać na botaniczne forum dyskusyjne. Dużą pomocą w tych trudnych chwilach okazał się użytkownik tego forum, niejaki „GH_B0N$4I_KING”. Druga dolegliwość nie była tak oczywista. Niewielkie stworzonka przypominały zwykłe mszyce. Niestety dziewczyna nie znała ich prawidłowej nazwy, więc rzuciła dla żartów, że są to „czaromszyce”. Jakże było jej zdziwienie, gdy okazało się, iż trafiła! To jednak nie obserwowanie roślinki sprawiło, że lekcja stała się ciekawa. Ni stąd ni zowąd, Julka poczuła w powietrzu zapach smoły i morza. - Cholera – mruknęła, gdyż doskonale wiedziała, co to oznacza. Amortencja. Nim zdążyła przekląć cholerne jemioły na czym świat stoi, poczuła miętę (a właściwie to smołę) do siedzącego nieopodal Aslana.
- Hej, Colty! – uśmiechnęła się zaczepnie. - Czy mi się wydaje, czy przybyła ci nowa dziarka? Gdybyś był ostatnią stroną w zeszycie, to… to chciałabym być tym zeszytem. Co robisz po zajęciach, łobuzie? – Puściła mu jeszcze oczko, nim zatopiła rozmarzone spojrzenie w jego szczupłej i wyjątkowo urodziwej facjacie.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
para:@Ruby Maguire k100+zielo:zacne 41 + coś tam od Ruby rozpoznane choroby: na razie uno kostka na przypał: J
Uśmiechnęła się jedynie delikatnie w momencie, gdy obok zjawiła się @Hope U. Griffin. Cóż nie było co zaprzeczać temu, że raczej nie po drodze jej było z podręcznikami. W końcu istniały o wiele ciekawsze zajęcia niż wertowanie książek do zielarstwa. - Nope - przyznała bez bicia. - Dzisiaj idziemy na yolo. Inaczej tego się nie dało określić. Jeśli to przygotowywanie miało mieć na celu powtórzenie materiału do jakiejś kartkówki czy czegoś podobnego na samym początku lekcji to zdecydowanie będzie robiła na swojej kartce Wielką Improwizację i to taką, że sam Konrad mógłby jej buty czyścić. Jakoś na pewno da radę. Spojrzała jeszcze w kierunku kolejnej Gryfonki, która przysiadła się do nich. Nieco uniosła brwi na widok książki, którą Maguire odłożyła gdzieś na bok. Cóż chyba ktoś jednak naprawdę mocno się przyłożył do researchu. - Heeeej... - przywitała się z nią, przysuwając się nieco bliżej do dziewczyny. Nie. Wcale nie chodziło o to, by w razie czego dokleić się do niej i korzystać z posiadanej przez nią wiedzy czy zgapiać odpowiedzi i tym podobne. Odwróciła głowę w kierunku wejścia do cieplarni, gdy w końcu szanowna Vicario zaszczyciła ich swoją obecnością. I cóż... rozpoznawanie chorób u roślinek raczej nie znajdowało się w jej zakresie umiejętności. Westchnęła ciężko i sięgnęła do ramienia Maguire, zaszczycając ją przy okazji jednym ze swoich najbardziej czarujących uśmiechów. - Pomożesz? Nie, gdzie tam. Na pewno nie było to pytanie wypowiedziane błagalnym tonem. No może troszkę. Zaraz jednak skupiła się na obecnych przed nimi doniczkach, starając się ocenić co też mogło dolegać tym nieszczęsnym roślinkom. Gdyby tylko wcześniej uważała na zielarstwie lub odpowiednio się przygotowała do lekcji... - To chyba czaromszyce, nie? - spytała, wskazując na malutkie owady, które zebrały się na dole jednej z roślin. Przez chwilę przyglądała się też pozostałym, kontemplując, co może im dolegać, ale nie mogła oczywiście nic wymyślić. Zamiast tego jedynie pomrukiwała cicho do muzyki Tailora lecącej w tle nim w końcu zaczęła śpiewać na cały głos, nie mogąc się od tego powstrzymać. - My zielarze, co pędzimy bimbry! My zielarze, wyborowi wypalacze traw. My zielarze, zasadzamy krzewy, a śpiewamy sobie tak... Ore pole siabadabada amore. Ore pole siabadabada... Yīxiē dōngxī... - tutaj oczywiście lekko zapomniała tekstu, ale jakoś nieszczególnie jej to przeszkadzało w kontynuowaniu zabawy. Cały czas w zasadzie szczerzyła się tak jakby co najmniej wyjarała jakieś podejrzane zielsko rosnące w szklarni albo przynajmniej się czegoś nawdychała, bo inaczej tego nie można było określić. - Hej, Rubs - tu ponownie zagadnęła do swojej zielarskiej partnerki. - Zatańczymy? Tak. Dokładnie, w środku lekcji, bo czemu niby nie? Akurat Huang nie widziała w tym momencie żadnych przeciwwskazań i po prostu ułożyła dłoń na talii Gryfonki, przyciągając ją do siebie w momencie, gdy w cieplarni zaczął rozbrzmiewać kolejny niezaprzeczalny hit Christoffa. - Zatańczysz ze mną jeszcze raz, ostatni raz. Nim skończy się ten bal - zaśpiewała raz jeszcze, tym razem bez zbędnych zmian tekstu i kontynuowała te niezbyt subtelne jeśli chodzi o poziom głośności śpiewy, starając się jakoś wykorzystać dostępną dla nich dosyć małą przestrzeń do tego, aby wziąć Maguire w obroty.
para:@Camelia Robbins k100+zielo: 35 + 20 z kuferka (Billie) i 48 (Cam) = 103 rozpoznane choroby: wszystkie kostka na przypał:J
Wiedziała, że nie wszyscy uznawali kompetencje Profesor Vicario, ona jednak do tych ludzi nie należała. Billie lubiła nieco chaotyczny, ale w gruncie rzeczy niesamowicie pozytywny sposób bycia młodej Profesor. Kobieta zdecydowanie przypominała jej osobowością o latach spędzonych w słonecznym Soletrar, a priorytetem nie były dla niej oceny, ale dobro roślin. Najwyraźniej ktoś jednak mocno zaniedbał swoje obowiązki; Billie zassała głośno powietrze widząc ten obraz nędzy i rozpaczy w postaci pożółkłych, dziurawych liści i smętnie zwieszonych główek. Zdała sobie jednak sprawę, że nie będzie łatwo zdiagnozować wszystkich chorób - być może gdyby jednak nie wyszła na łąkę... Czym prędzej jednak przystąpiła do oględzin, początkowo chcąc wszystko zrobić sama. - To wina czaromszyc - wymsknęło jej się jednak w stronę @Camelia Robbins, gdy ewidentnie młodsza dziewczyna namyślała się przy jednej z donic. - Mieliśmy kiedyś tego plagę w ogrodzie przy rezydencji. Koszmar. - Wzdrygnęła się na wspomnienie walki ze szkodnikami. Zaraz jednak wskazała dziewczynie inną z roślin. - Masz pomysł na te białe plamy? Za nic nie mogę sobie przypomnieć... I tym sposobem subtelnie wciągnęła młodziutką Puchonkę do współpracy. W końcu każdy wiedział, że co dwie głowy to nie jedna i bardzo szybko razem odgadły przyczynę zarówno białych nalotów, jak i żółtawobrązowych plam. Billie była pod wrażeniem wiedzy Cam! I z każdą chwilą coraz przyjemniej jej się pracowało, gdy dochodziły do niej żywe tony muzyki, w których rytm kiwała głową. - Mój hibiskusie, posadziłam cię w donicy, mój hibiskusiee, nie byłeś mi jak chwaast - zanuciła pod nosem, puszczając oczko towarzyszce i improwizując, natchniona dziurami wygryzionymi w liściach ich ostatniej roślinki. - Dałam ci wodę, dałam ci wapno, dałam żelazo, dałam nawozów. I dach nad głowąąąą, opuchlaka zaprosiłeś sobie sam! Jeszcze potem tylko całkiem oczywisty problem z niedoborem żelaza i dotarły do końca; Billie wystawiła rękę, by przybić z Puchonką piątkę, bo udało im się całkiem sprawnie rozpoznać wszystkie sześć chorób. To był naprawdę dobry wynik! Zaraz rozejrzała się po innych uczestnikach zajęć, a jej wzrok trafił na dwójkę Gryfonów ( @Maximilian Brewer i @Bruno O. Tarly). Zachichotała, a że akurat znajdowali się blisko nich, klasnęła w dłonie i zawołała do chłopaka z tatuażami: - Hej, odbijany!
The author of this message was banned from the forum - See the message
Długo na brak towarzystwa nie musiał czekać. Tym razem, ku jego zaskoczeniu, nie była to rudowłosa a kolega z domu. Zerknął na niego, patrząc się niemalże zdumiony, że ten się do niego odzywa, po czym wziął wdech ustami, zrobił dziwną minę i pokiwał głową. -Chociaż nie powiedziałbym, by była to czynność o której marzę.Wrócił do przyglądania się roślinom, nie odezwawszy się więcej aż do rozpoczęcia lekcji. Mógł przez to wyjść na aspołecznika, co częściowo było prawdą, ale jego odseparowania myśli od teraźniejszości było związane z tym cholernym bólem głowy. Dopiero uporządkowanie myśli i wyciszenie złośliwych bodźców pozwoliło na zajęcie się identyfikacją chorób. Może to właśnie ta chwila zaważyła na braku czasu na zastanowienie się nad wszystkimi roślinami, a może była to zasługa...wlezienia w grabie. Aż pacnęło, a odgłos uderzenie rozniósł się po cieplarni. Powolnym ruchem ręki złapał za drabie i odstawił je na stojąco w miejsce, gdzie nikt inny nie powinien w nie wejść. Potarł miejsce w które został uderzony i zaczerpnął głębiej powietrze, walcząc z bólem. Postał tak kilkanaście sekund po czym wrócił do przyglądania się roślinom, wzbogacony o czerwoną pręgę na połowie twarzy.
Camelia Robbins
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Gibki jak lunaballa (zręczność), Powab willi (zwierzaki),Mocno zmaterializowany, Dwie lewe różdżki (transmutacja)
para:@Billie J. Swansea k100+zielo: 35 + 20 z kuferka (Billie) i 48 (Cam) = 103 rozpoznane choroby: wszystkie kostka na przypał:E - gadam wierszem
Tym jak bardzo kompetentna czy nie kompetentna była młoda Pani profesor, która uczyła o tych wszystkich magicznych roślinkach. To nie ona była tutaj od oceniania tego, a jej wiedza na tematy tych roślin, ziół i pnączy nie była na tyle wystarczająca i rozległaby to oceniać.
Tak czy siak, lekcja zaczęła się, a Cam podeszła do pierwszej lepszej rośliny, którą obeszły dziwne czarne robale, w dodatku się kleiły. Skrzywiła się tylko bo było obrzydliwe, a kiedy usłyszała opis choroby, który wygłosiła jej koleżanka. Uśmiechnęła się i naturalnie utworzyła z nią parę.
- Brrr, straszne. Dobrze, że zniknęły i mam nadzieję, że na zawsze. - uśmiechnęła się. Podeszła do kolejnej rośliny, spoglądając na nią. Ta tymczasem miała pełno białych plam. Przyjrzała się więc nim badawczo by po chwili nabrać powietrza w usta i zabrać głos.
- Aż, to ci moja droga, kruszyno. Robak, który tych biały plam jest przyczyną. Zwą go mączniak magiczny, co wzbudza w roślinach lęk paniczny. - zidentyfikowała tego przebrzydłego robaka. Dobrze, że kilak dni wcześniej poczytała sobie o tych wszystkich chorobach, a dzień wcześniej jeszcze doczytała i powtórzyła materiał. Tym sposobem co nieco zostało jej w głowie. Non i proszę jak się przydało!
- Dziękuje Ci ma słodka ptaszyno, roślin piękna lekarzyno. - uśmiechnęła się do blondynki @Astrid Nafnisdottir , która skomplementowała jej włosy, uśmiechając się od ucha do ucha.
Dalsza część lekcji przebiegła bez przeszkód. Cam na przemian z koleżanką szybko odgadły co dolega reszcie roślinek, a kiedy ta poczęła śpiewać i tańczyć Cam z chęcią i bez krempacji poczęła delikatnie tańcząc machając biodrami od czasu do czasu.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nie od dzisiaj wiadomo, że dwie Krukonki są lepsze niż jedna. I ta zasada musiała się sprawdzać także w tym przypadku. Przynajmniej dzięki temu mogły jakoś razem rozkminić co dolegało której doniczulce choć Strauss nie bardzo miała pojęcie, co można byłoby z tym teraz zdziałać. No, ale już kij z tym. - Tak myślę... A to jest ten... mączniak? - odparła na niezbyt pewną wypowiedź Brandon, wskazując na kolejnego pacjenta, który zdecydowanie wymagał ich opieki. Chwilowo jednak musiały wpierw ustalić co dokładnie dolegało każdemu z nich, a to wbrew pozorom takie proste nie było. Chociaż wspólnymi siłami jakoś udało im się rozgryźć co dolegało każdej z roślin. Nic tylko brawa im bić! Co prawda może i zagadki zielarskie pochłonęły nieco studentkę, ale nie na tyle, by nie dostrzegła tego jak jej koleżanka zaczyna się osuwać. Ups! Całe szczęście, że była dostatecznie blisko i zdążyła złapać w ramiona Brandon nim ta padłą na ziemię. Ale co teraz? Przez pewien czas stała tak nieco skołowana, rozmyślając czy może nie powinna zawołać Vicario, że coś się dzieje, ale wtem jej spojrzenie wylądowało na jednej konkretnej pannie Swansea. Pannie Swansea, której widok obudził w niej jakieś nieznane uczucia. Amortencjowe zapewne. - Hej, Billie - zawołała do dziewczyny, chcąc zwrócić na siebie jej uwagę. Nawet jeśli wciąż trzymała za ramiona nieprzytomną Victorię. - Wyglądasz dziś naprawdę cudownie. I ten oto skromny komplement oprawiła jeszcze zawadiackim uśmiechem. Nie ma to jak spowodowane jakimiś zmutowanymi roślinkami flirty w środku lekcji. Cóż, ona przynajmniej nie zaczynała nagle tańczyć do Christoffa jak co niektórzy. Ta lekcja to był jeden wielki pierdolnik.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
para:@Mulan Huang się do mnie doczepia k100+zielo: 100 rozpoznane choroby: wszystkie! kostka na przypał:H i nieparzysta
Prawda była taka, że Ruby próbowała głupim zielarstwem odkupić swoją ostatnią porażkę na eliksirach, o których nawet nie chciała pamiętać. Nikt jednak nie musiał o tym wiedzieć, ani o tym, że zaryczana siedziała w skrzydle szpitalnym z profesor Shercliffe, bowiem tego jej duma by nie zniosła, a już tym bardziej, broń Merlinie, jakiejś litości, którą mogłaby wzbudzić. Spojrzała więc oburzona na @Hope U. Griffin, bo co jak co, ale żeby jej Krukonami grozić? Niedawno Percy wyjechał ze Ślizgonem, teraz ta mówiła o Krukonach, Maguire poważnie powinna zastanowić się nad zmianą przyjaciół. — Jak znowu dostanę nędzny z tych głupich roślin, to ojciec będzie rzucał we mnie zaklęciami, więc nie wiem co gorsze. — odparła i nie oponowała, kiedy przyjaciółka zaczęła ją czesać. Ruby nie umiała jak Griffin zająć się włosami tak, żeby jakoś wyglądały, toteż zazwyczaj miała je rozpuszczone, albo związane na szybko w coś. — Dzięki! — powiedziała, kiedy ta już skończyła i wyszczerzyła się do niej, choć była przekonana, że ta fryzura zbyt długo nie przetrwa. Wysłuchała nawet uważnie, to znaczy rozproszyła się gdzieś w połowie tego co nauczycielka mówiła, ale zrozumiała, że mają po prostu rozpoznać choroby, na które cierpiały te fascynujące roślinki. Podeszła więc do jednej z nich i szybko rozpoznała niedobór żelaza, tak samo była z tą z ciemnymi krawędziami i niedoborem wapnia. Przeszła więc dalej i w mgnieniu oka zapisała na skrawku pergaminu czaromszyce i tego dziwnego chrząszcza, nad którego nazwą musiała chwilę, choć niedługą, pomyśleć. Szybko sobie przypomniała, że to opuchlak, bo przecież przed chwilą o tym czytała, a co jak co, ale pamięć krótkotrwała działała u Ruby znakomicie. — Tak, czaromszyce, błyszczysz wiedzą — rzuciła rozbawiona do Mulan i po chwili zapisała dwie ostatnie dolegliwości, którymi był mączniak magiczny i przędziorek śnieżny, a potem podała dziewczynie pergamin, żeby sobie ładnie wszystko spisała, będąc pewną, że Vicario ma ich w gruncie rzeczy w nosie. Spojrzała na Hope, która z jakichś względów postanowiła pracować sama, pytającym wzrokiem i uniosła brew starając się zrozumieć dlaczego właściwie to zrobiła. W dodatku na zielarstwie! W tym momencie Mulan ją do siebie przyciągnęła, choć Maguire widziała, że z Hope było coś nie tak, a przynajmniej wyglądała jak ściana. Obróciła się z Huang jeden raz, parskając śmiechem i rzucając Griffin rozbawione spojrzenie, bo przecież Mulan postradała rozum. Szybko jednak przestała się śmiać, kiedy jej przyjaciółka zaczęła osuwać się na ziemię. — Hope, czekaj, nie mdlej! — zawołała mądrze i wyrwała się z ramion śpiewającej koleżanki, by rzucić się na ratunek, niczym prawdziwy wybawiciel. Nie miała jednak za dużo szczęścia, bo nie zauważyła leżących na podłodze cieplarni grabi. Nadepnęła więc na nie, sprawiając, że drewniany trzon uderzył ją prosto w twarz. — OWDUPĘMERLINA — powiedziała, chwytając się za krwawiący nos, a czerwoną ciecz otarła inteligentnie rękawem, jakby to coś miało dać i magicznie zatamować krwotok. Podbiegła jednak do przyjaciółki, zupełnie ignorując szkarłat lejący się jej z nosa, sprawdzając czy na pewno nic Nadziei się nie stało.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Drake wszedł nieco spóźniony do klasy, starając się nie narobić przy tym hałasu. Był nieco zajęty powtarzaniem materiału, przez co stracił poczucie czasu. -Przepraszam za spóźnienie. - Rzucił cicho do nauczycielki, natychmiast zmierzając do wolnego stanowiska, uprzednio upewniając się co właściwie ma zrobić. Nie lubił się spóźniać, ale przynajmniej nie przegapił całej lekcji. Może jakoś uda mu się nadgonić resztę. Kiedy tylko zabrał się za oględziny rośliny, szybko spostrzegł poskręcane, żółte, umierające liście. Po uniesieniu jednego spostrzegł przyczynę. Malutkie owady nazywane czaromszycami. Na dodatek dolne liście miały wygryzione brzegi, co wskazywało na chrząszcza. Za to białego nalotu nie był do końca pewien. Na szczęście fakt że nalot przypominał mąkę, pomógł chłopakowi przypomnieć sobie nazwę choroby. Chodziło o mączniaka. Niestety zbliżająca się powoli pełnia oraz braki we śnie odbiły się dziś na jego spostrzegawczości. Przemieszczając się nieco w bok nie zauważył leżących na podłodze grabi. o które się potknął. Ta chwila nieuwagi sprawiła że tracąc równowagę, poleciał w stronę stojącej nieopodal @Mulan Huang. -Wybacz. To przez te grabie.- Powiedział natychmiast, kiedy tylko na nią wpadł.
Ostatnio zmieniony przez Drake Lilac dnia Nie 25 Kwi - 17:21, w całości zmieniany 1 raz
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
para: sam k100+zielo:82+7 rozpoznane choroby:5 chorób kostka na przypał:G
I wszystko jasne już było dla rudzielca (Pan każe, sługa musi.) Jako że w sumie był ciekaw co będą robić na zajęciach tak i Wiktor postanowił się wybrać. I tak nie miał nic lepszego do roboty. Od dwóch lat skutecznie migał się od wszystkiego to ten raz mógł pójść. -Przepraszam za spóźnieniedodał i szybko rozejrzał się co też mają robić. W sumie Wiktorowi udało się jednak rozpoznać kilka chorób więc jakieś pojęcie miał o tym i o tamtym .Jednak w pamięci utkwiło chłopakowi zeszłoroczne jagody jemioły skropione amortencją przez nauczycielkę. No cóż dobrze że to jedna gałązka a nie kilka lub więcej, wciąż wisi w cieplarni i jej opary spadły na rudzielca tak to jest jak chłopak docenia nagle niesamowitą urodę.(nie wiem kto więc jak coś mogę edytować jak dostane pozwolenie)
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
para: a to się zmienia k100+zielo: 51 + 6 = 57 rozpoznane choroby: dwie kostka na przypał:D, parzysta - rośliny mnie komplementują
On też nie marzył o grzebaniu w ziemi. Ani o zapamiętywaniu kolejnych łacińskich nazw wymyślnych roślinek, które widział prawdopodobnie po raz pierwszy i ostatni w swoim życiu. Dlatego pokiwał głową ze zrozumieniem, gdy @Tristan Kerganton odpowiedział na zadane wcześniej pytanie. Czasami trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu, może tym razem się to opłaci, kto wie. Na szczęście nie musieli aż tak długo czekać na rozpoczęcie zajęć, bo urocza pani profesor zawitała do cieplarni spóźniona tylko odrobinkę. Bruno właściwie tego nie dostrzegł - sam był mistrzem przychodzenia na ostatnią chwilę. W tej kolorowej szacie wyglądała trochę jak Pani Wiosna. Zadanie było stosunkowo trudne... Niby coś tam poczytał, ale co innego praktyka. Prędzej dobije te rośliny, niż je uleczy - to bardziej niż pewne. Podszedł do doniczek, mając nietęgi wyraz twarzy. Oglądał zielonych pacjentów z każdej strony i jedyne wnioski, jakie mógł wysunąć, to te, że wyglądały rzeczywiście kiepsko. W notatkach zapisał niewiele. Trochę strzelał, trochę dopytywał mądrzejszych, a trochę też starał się podejść do zadania od strony logicznej. Gdy zobaczył na liściach charakterystyczne żółtawe plamy o ostrych krawędziach, to coś mu w głowie zaświtało. Niedobór sodu? Magnezu? Och, tak, wapnia! Aż sam się zdziwił, że wygrzebał tę informację z czeluści pamięci. Udało mu się rozpoznać zaledwie dwie choroby, a właściwie jedną chorobę i jednego pasożyta - czaromszyce. Te znał akurat dobrze, bardzo często go nawiedzały. Może rozpoznałby i więcej chorób (lub od kogoś ściągnął), ale nagle zaczęło dziać się coś kompletnie szalonego. Ktoś tam wlazł w nawóz, ktoś zemdlał, ktoś zrzucił donicę. Przyglądał się temu z wysoko uniesionymi brwiami, aż nagle znalazł się przy nim @Maximilian Brewer nucący legendę czaromuzyki. Więc jak mógłby mu odmówić? Poza tym miał już dość opisywania roślin, a do śmieszków był za to pierwszy. - Do Christoffa Tailora zawsze! - zaśmiał się, łapiąc Maxa za ramię i ruszając w tango bez zbędnego kwestionowania tego pomysłu. Propozycja była wszakże nie do odrzucenia! - Ej, czy to nasz pierwszy taniec? - zapytał wciąż rozbawiony, choć tym razem dodał tajemniczo-uwodzicielskie spojrzenie. Wyglądał przy tym zapewne komicznie Chyba zadziałało lepiej niż powinno, bo wtem dołączyła do nich rozśpiewana Krukonka @Billie J. Swansea. Ależ byli rozchwytywani! - A tam odbijamy, dawajcie w trójkę! - zawołał, wyrzucając z głowy wszystkie inne podteksty, bo gdy w sercu i duszy grała muzyka Christoffa, to świat był piękny i niewinny. Do tego stopnia, że aż usłyszał za plecami komplement. Ktoś pochwalił jego styl tańca. Tylko kto? Nie rozpoznał tego głosu, a dobiegał on wręcz z samego stołu. - Te rośliny mówią? - zapytał cicho sam siebie. I albo miał omamy słuchowe, albo rzeczywiście zaimponował kwiatom, bo otrzymał jeszcze jedną pochwałę. Wydukał podziękowania nieco zdziwiony, ukradkiem spoglądając na profesor Vicario, upewniając się, że nie zwariował do reszty i rośliny były pod wpływem jakiegoś zaklęcia. Bądź co bądź - miłe było to zielsko. Mogło go przecież obrazić.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Na szczęście choroby roślin sporadycznie mogły dotyczyć również ludzi. Przynajmniej dopóki nie postanowiło się ich na przykład zjeść. Ale u boku Astee czuła się o tyle bezpiecznie, że dziewczyna ewidentnie znała się na rzeczy, a od jakiegoś czasu z zauważalną troską najzwyczajniej obie dbały o siebie nawzajem. A już na pewno nie życzyły sobie żadnych przykrych doświadczeń. - O nie, nie dam się wciągnąć w kowalstwo na zielarstwie. - zaśmiała się na skojarzenie Nafnisdottir odnośnie wykuwania mieczy, gdy chodziło najzwyczajniej o roślinne przypadłości i niedobory. Choć już samo odmawianie jej w jakiejkolwiek kwestii przychodziło Morgan ze sporymi trudnościami, nawet, kiedy nie odpowiadała przecież na żadną prośbę... - Po norwesku nie wiem. Po angielsku też nie. - powiedziała, gdy przypatrywała się kolejno roślinie, co do której Astrid zrobiła notatki, a potem też jeszcze jakiemuś wymęczonemu pasożytami (?) okazowi. - O, mszyce. - stwierdziła bez namysłu, nie do końca spodziewając się takiej obserwacji. Magiczne czy nie, nadal pozostawały tak samo natrętne i niszczycielskie. Przeszło jej przy okazji przez myśl, że być może Estella faktycznie potrzebowała pomocy z dbaniem o rośliny, bo sama nieumyślnie dopuszczała do tego, że stawały się trochę zapuszczone, ale wolała nie mówić tego na głos. - Niedobór wAAAA- - -pnia, ale nie dokończyła, bo kiedy przy ostatniej sztuce oparła dłoń o jakiś blat, jedna z hodowanych w pobliskich donicach roślin postanowiła zaatakować ją i opleść wokół ręki, więżąc ją w niezbyt komfortowej pozycji. Być może już była przewrażliwiona na punkcie różnego rodzaju kończyn, bo rzeczywiście głos podniósł jej się rozpaczliwie.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
para: - k100+zielo: 67 + 4 = 71 rozpoznane choroby: 4 kostka na przypał:H i nieparzysta
Miała nadzieję, że naprawdę nauka nie poszła na marne, chociaż miała to zweryfikować lekcja. I cóż... Nie rozpoznała pierwszej choroby, niezbyt się tym w sumie przejmując i uznając, że najwyżej wróci do tego stołu na końcu, a nie będzie teraz bez sensu tracić czas. Skoro nic jej nie przychodziło do głowy, to raczej wątpliwe, że nagle dozna olśnienia. Przy drugiej roślinie poszło jej lepiej i niemal od razu zanotowała sobie w notesiku "czaromszyce". Łatwizna, szkoda tylko, że nie wszystko tak wyglądało. Przechodziła sobie tak między roślinami w donicach, przyglądając się im z uwagą, a w jedną z nich wpatrując się tak zawzięcie, jakby ta była przesłuchiwana i zaraz sama miała powiedzieć, co jej dolega. Może zresztą nie było to tak szalone jak się mogło wydawać - Krawczyk słyszała bowiem, że niektórzy ewidentnie znaleźli sobie nowych, zielonych przyjaciół. A inni poszli w bailando, ale to już była wina włączonego przez profesorkę radia. Sama nawet zaczęła sobie nucić pod nosem, kiedy postanowiła obejść stół z drugiej strony, żeby nie przepychać się między uczniami. Ależ to był błąd! Nie patrzyła pod nogi, bo i po co, także całe życie przeleciało jej przed oczami, gdy nadepnęła na grabie i ich trzon odbił się od jej twarzy. - Ożeszchujuzłoty - wymamrotała niewyraźnie, lecąc do tylu i super zgrabnie rozpłaszczając się na jakimś mniejszym stoliku, z którego na szczęście nic nie zrzuciła. Zdezorientowana, obolała (była pewna, że z jej nosa nic nie zostało) i trochę też zła przytknęła delikatnie dłoń do twarzy. Nie zamierzała się na razie ruszać, było jej całkiem wygodnie, może nikt jej nie pogoni... Ale co za debil zostawił grabie na środku przejścia?!
Po zakończonych obserwacjach chorych roślin (a także tańcach, upadkach na ryj i innych ekscesach, na które niefrasobliwa pani profesor średnio zwróciła uwagę), Estella najpierw odpytała każdego z uzyskanych wyników, zupełnie nie przejmując się złymi odpowiedziami i bardzo entuzjastycznie reagując na te dobre; następnie sama wyjaśniła wszystkim dokładnie, co dolega której roślinie, zwróciła uwagę na charakerystyczne cechy i konkretne przyczyny takiego a nie innego wyglądu liści, po czym przystąpiła do drugiej części lekcji, jaką było leczenie. - No dobrze, moi drodzy, skoro już wszyscy wiemy, z czym tu mamy do czynienia, to proszę żeby każdy sobie złapał po jednej roślince i słuchajcie uważnie, bo powiem wam teraz, jak sobie z nimi poradzić, żeby znowu były piękne i zdrowe. Będziemy stosować proste roztwory, którym daleko nawet do eliksirów, ot, kilka składników dostępnych nawet dla mugoli - ale nasze, dzięki odrobinie magii, zadziałają natychmiastowo i powinny przynieść dużo lepsze efekty. Pamięajcie, by na koniec stuknąć rożdżką w miksturę, o tak - zaprezentowała zamaszystym ruchem na jakimś pustym naczyniu i zaczęła dość pobieżnie wyjaśniać uczniom, co z czym i jak wymieszać, żeby przynieść ulgę schorowanym okazom. Gdy skończyła ten krótki wykład, klasnęła w dłonie i zawołała dziarsko: - No, to do dzieła! Proszę tylko żadnej roślinki nie zabić! I radziłabym nie wkładać rąk do ust, jeśli musicie przygotować roztwór z nicieniami... Powodzenia! - po czym zaczęła krążyć wokół uczniów i przyglądać się im poczynaniom, nucąc pod nosem jakiś ponadczasowy hit Christoffa.
ETAP II
Losujemy k6, dzięki której dowiadujemy się jaka roślinka się trafiła i co trzeba jej podać:
1. Aby poradzić sobie z niedoborem żelaza, musicie przygotować roztwór z tymże pierwiastkiem i szczyptą sproszkowanych oczu traszki, a następnie opryskać nim roślinę. 2. Żeby wytępić czaromszyce, należy wykonać i opryskać ją wspaniałą gnojówką z pokrzywy zmieszanej z odrobiną krwawego ziela. 3. Sposobem na mączniaka magicznego jest wyciąg z pestek grejpfruta, wzmocniony odrobiną magii dzięki dodaniu miodu trzminorka. 4. Na inwazję przędziorka śnieżnego pomoże spryskanie pysznym wywarem z cebuli albo z czosnku, oba z dodatkiem papryczki Red Savina Habanero. 5. Aby dostarczyć odpowiedniego pierwiastka roślinie, której brakuje wapnia, przygotujemy z niego roztwór z posiekanym korzeniem imbiru i podlewamy. 6. Rozprawimy się z opuchlakiem jeśli potraktujemy glebę specjalnym roztworem zawierającym nicienie, do którego dodajemy kroplę śluzu gumochłona.
Losujemy k6, określające jak nam poszło:
1,2,3 - zdecydowanie nie tak jak powinno, albo zupełnie spartoliłeś proporcje albo użyłeś złych składników. Dorzuć na efekt twojej porażki:
kostki przegrywu:
1 - roślina wybucha a ty zostajesz obryzgany jakąkolwiek cieczą, jakiej na niej użyłeś 2 - roślina zaczyna krzyczeć w niebogłosy, zrób coś żeby ją uciszyć 3 - roślina płonie, dorzuć k6: parzysta - udaje ci się ją jakoś ugasić; nieparzysta - tylko podpalasz sobie rękaw czy coś innego 4 - roślina w sekundę cała usycha, po prostu ją zabiłeś, mam nadzieję że ci przykro 5 - roślina zmienia rozmiar! Dorzuć k6: parzysta - roślina zmniejsza się do mikroskopijnych rozmiarów, teraz już nigdy jej nie znajdziesz; nieparzysta - roślina zaczyna rosnąć w zatrważającym tempie i nie przestanie jeśli szybko nie zareagujesz 6 - roślina wyciąga pęd i obrywasz (hehe) z liścia w twarz
4,5 - jest dobrze, po kilku minutach zniknęły wszystkie objawy choroby, a roślina wygląda zupełnie normalnie i zdrowo. Dostajesz +5 pkt dla domu 6 - super spektakularnie, wow, albo masz mega rękę do roślin albo dodałeś sekretnego składnika do roztworu, bo roślina nie tylko wyzdrowiała ale i wypuściła piękne kwiaty/liście/wygląda po prostu pięknie. Dostajesz +10 pkt dla domu
Ilość oczek jaką dodajemy do kostki określającej jak wam poszło z roztworem zależy od punktów z k100 w poprzednim etapie (łącznie z punktami kuferkowymi). Jeśli pracowaliście w parach, to teraz liczy się już tylko wasz wynik, nie łączny.
41-60 pkt: +1 61-90 pkt: +2 91-100 pkt: +3
Przerzut przysługuje za każde 10 pkt kuferkowych z zielarstwa.
Kod:
Kod:
<zg>rozpoznane choroby</zg> wpisz wynik z poprzedniego etapu. JEŚLI MIAŁEŚ TUTAJ 5, DOPISZ PONIŻEJ +5 PKT DLA DOMU, A JEŚLI 6 TO +10 <zg>k100 w poprzednim etapie</zg> wiadomo co wpisać <zg>lekarstwo</zg> wpisz co przyrządzasz <zg>jak ci poszło?</zg> źle/ok/spektakularnie <zg>punkty dla domu</zg>
Lekcję zamknę i rozliczę dopiero po majówce, ale jeśli ktoś będzie potrzebował więcej czasu, to proszę pisać, poczekam. Jak ktoś jeszcze nie napisał I etapu to można go jeszcze napisać, a potem w drugim poście rozegrać etap II.
rozpoznane choroby6 chorób k100 w poprzednim etapie 93 lekarstwo5 - brak wapnia jak ci poszło?3 + 3 (z k100) = ZAJEBIŚCIE punkty dla domu +10 (za rozpoznanie) +10 (za poradzenie sobie z lekarstwem) = +20 dla slythu
I w końcu nadszedł czas na część bardziej praktyczną. Irvette ciekawa była, z czym będzie mieć dziś do czynienia. Z niewielkim rozczarowaniem zauważyła, że ma wyleczyć najprostszy niedobór wapnia w swojej sadzonce. Plus był jednak taki, że wiedziała jak to zrobić i pewna siebie mogła przystąpić do działania. Założyła najpierw rękawice, a później zaczęła szukać przyczyny niedoboru minerału. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to zbyt kwaśna gleba. Dlatego wzięła preparat z mlekiem wapiennym, by tym samym podnieść poziom pH podłoża roślinki. Następnie podeszła do odpowiedniego miejsca i ze stojących buteleczek wybrała tę, w której znajdował się płynny nawóz wapienny. Dokładnie odmierzyła wymaganą ilość i wprowadziła do gleby, by roślina mogła naturalnie pobrać sobie minerał pamiętając, by tak jak przy mleczku wapiennym odpowiednio stuknąć różdżką w preparat przed podaniem. Gdy uporała się z tym wszystkim, jeszcze raz sprawdziła, czy aby przypadkiem niczego nie pominęła i dopiero, gdy była absolutnie pewna swojej roboty zgłosiła ukończenie zadania.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.