Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Kevin już dawno nie przebywał w cieplarniach, jednak teraz musiał, miał taką bardzo ważną potrzebę przebywania tutaj. Nie, żeby lubił zajmować się roślinami, co to, to nie! Jednak chłopak miał poważny problem - mianowicie na twarzy wyskoczyło mu mnóstwo pryszczów. Tak, trądzik, proszę państwa. Na tyle to był paskudny widok, że gdyby nie poratowała go jakaś Gryfonka, która posmarowała jego twarz pudrem, to nie mógłby się pokazać w szkole! Zresztą ona sama mało nie dostała zawału, ale żyje, nie martwcie się. Nie wiedział, co zrobić z tym, przecież nie mógł tego tak zostawić. Szukanie w książkach nie dla niego, wiec pytał, pytał, aż znalazł rozwiązanie. Paskudne, ale jednak rozwiązanie. Czyrakobulwa! Szczęście, że powiedziano mu, jak to wygląda, bo on sam nie wiedział. Jeszcze by wziął coś innego i narobił biedy. Wpadł do cieplarni biegiem. Gdy znalazł tę paskudną z wyglądu roślinkę, wyjął przygotowany nóż i trzymając czyrakobulwę, próbował przeciąć jeden z bąbli, jednak nie było to takie proste.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Nawet pan Dalgaard czasem musiał wyjść z cieplarni swoich ukochanych niebezpiecznych roślin. Robił to bardzo niechętnie i jak najrzadziej tylko mógł. Ale inne kwiatki też potrzebują jego uwagi! Rozmowy, troski, podlania choćby! Dzisiaj wypadła kolej na odwiedzenie cieplarni numer dwa. Nie tak nudnej, jak jedynka, ale i tak tysiąc razy gorsza od tej jego. Ubrany był, a jakże, w garnitur. W szkocką kratę, elegancik jeden. Ktoś by mógł pomyśleć, że idzie na randkę, hehe. Już od wejścia wyczuł, że coś nie gra. Drzwi były otwarte, a i z daleka słyszał że chyba nie jest sam. Złodzieje? Włamywacze? Konkurenci, chcący wykraść Bonawenturowy przepis na piękne rośliny? Podążał wzdłuż doniczek, w duchu wyobrażając sobie wszystkie tortury jakim obdarzy intruza. - W tym momencie odłóż tę czyrakobulwę! – wykrzyknął, gdy w końcu znalazł się za plecami chłopaka, który był na tyle bezczelny, żeby majstrować przy jego roślinkach. – Ty... Ty... Barbarzyńco! – dodał jeszcze, widząc jak nieumiejętnie chłopak obchodzi się z tym pięknym okazem.
Tak to jest, jak ktoś taki, jak on zabierał się za to, na czym nie znał się za dobrze. Nie wiem dlaczego, ale wyobrażał sobie, że to będzie tak proste, jak oporządzanie ryb! A tak się przeliczył chłopaczek, biedny. Ciął i ciął, aż w końcu przeciął. Jakoś udało mu się wyjąć fiolkę i odkorkować ją po to, by napełnić ja tą mazią, ale tak mu ręce drżały, że o mało nie wypadła mu z ręki. Ściskał bąbel, żeby poleciało więcej mazi. Nie wiedział jednak, że nierozcieńczona ropa parzyła. Dowiedział się, gdy kilka kropel spadło mu na dłoń. Dodatkowo usłyszał, że ktoś tu wchodzi. A gdy usłyszał surowy głos, to się przestraszył, o mało zawału nie dostał i wszystko, co miał w ręku, spadło na ziemię. Biedna czyrakobulwa. Biedny Kevin, co on teraz pocznie? Przecież nie będzie się smarował tym czymś dla dziewczyn wiecznie. Odwrócił się biedny, czekając na karę. - Ja przepraszam, ale ja musiałem! - wykrzyknął. I dodał to tego anielski uśmiech. I zauważył, że strój tego nauczyciela był dziwny, ale... to nie było ważne teraz!
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Jakby tego było mało, te niezdarne chłopaczysko kompletnie zmarnował wszystko co udało mu się wycisnąć z tej biednej rośliny. Bonawentura czuł, że ciśnienie rośnie mu bardzo szybko do wysokości wręcz zawałowych. Wziął głęboki oddech, próbując się uspokoić i nie wybuchnąć, ale na nic to się zdało. Wciąż czuł chęć zamordowania bezczelnego intruza. - Przepraszam?! – powtórzył, idąc w jego kierunku z wściekłością w oczach – Musiałeś?! Sam nie wierzył w to co słyszał. Pewnie uczniak dostał paru krost na tej swojej zakazanej facjacie i od razu biegnie i wyciska biedną czyrakobulwę do sucha. Dalgaard chwycił roślinę i przyjrzał się jej okiem profesjonalisty, lecz po chwili odłożył ją z impetem na blat. Była tak zmasakrowana, że nie było dla niej ratunku. - Jak się nazywasz? – warknął – Nie myśl sobie, że ujdzie ci to płazem, mój panie! – uniósł jeden palec i zaczął nim machać jak opętany - Taka niesubordynacja, bezczelności, bestialstwo...! Czy ty się ze sklątką na głowy pozamieniałeś?! Naprawdę! Kiedyś chyba ludzie byli mądrzejsi! A na pewno nie wchodzili tam gdzie ich nie chciano! – wziął głęboki oddech.
No kiedy on naprawdę musiał. Był zdesperowany i nie widział innego sposobu na rozwiązanie swojego problemu. I musiał zrobić to, co musiał, po prostu. A teraz zmarnował wszystko, co on teraz pocznie? I jeszcze ręka go parzyła, więc machał nią w nadziei, że będzie mniej boleć, ale to na niewiele się zdawało. - No musiałem, jakbym nie musiał to bym tu nie przychodził - powiedział pewnie. W końcu Gryfon, może przez chwilkę małą się bał, ale teraz już cały strach spłynął z niego, jak po kaczce. Albo jak woda opływa rybę, o! Czuł, ze kara pewnie go nie ominie, ale miał już na koncie tyle szlabanów, że naprawdę już mu to spowszedniało. Stało się jakby nieodłączną częścią życia, za którą pewnie jeszcze zatęskni! - Kevin Fleetwood, psze pana! - odpowiedział. A potem wysłuchał litanii obelg w jego kierunku, które zbytnio go nie ruszyły, ale udał, że się przejmuje. Nie, żeby nie słyszał takich często, choćby od swojej matki.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura wyznawał prostą życiową zasadę – nie ma na świecie potrzeby tak wielkiej, żeby ktokolwiek mógł niszczyć jego przecudowne rośliny. Nikt! Zero wyjątków! A na pewno nie dla żadnych tam gryfońskich uczniaków z trądzikiem. - Tak, tak, tak. – machnął ręką na głupie tłumaczenie chłopaka – Musiałeś, straszny trądzik, bla bla bla... znam tę śpiewkę. – uśmiechnął się złośliwie – Nic mnie to nie obchodzi! Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej i zaczął się zastanawiać nad odpowiednio okrutną karą dla chłopaka. Może będzie kazał mu podlewać wierzbę bijącą? Karmić Wielką Kałamarnicę? Sprzątać po gryfach? Wymyć wszystkie okna w Hogwarcie? Dobrze, że przynajmniej przejmuje się swoją karą(nawet jeśli tylko udaje; Bonawentura nie jest mistrzem w rozgryzaniu ludzi). Gdyby Dalgaard zauważył chociaż cień jakiegoś bezczelnego zachowania, to... No, cóż. W sumie nie wiem. Pewnie by po prostu więcej krzyczał. Doh. - Kevin Fleetwood. Ta, nawet się nazywasz jak idiota. – prychnął – Więc, panie Fleetwood, jak się pewnie domyślasz, zarobiłeś szlaban. I niebiosa wiedzą, że sobie na niego zasłużyłeś! – uniósł palec i skierował go prosto w twarz chłopaka – Do końca roku zero wychodzenia do Hogsmeade! Poza tym zawieszam cię w prawach ucznia! Na tydzień! I nawet nie myśl, że będziesz mógł sobie bimbać, o nie! Codziennie masz się do mnie zgłaszać i będziesz pomagał w cieplarni. No co ty na to?
- No widzi pan, pan to musi znać, pan przecież też był w moim wieku! - powiedział żywiołowo. No, przynajmniej Kevin tak sądził, zresztą ten nauczyciel nie wyglądał na tyle lat, żeby mieć demencję starczą. Nie, żeby Fleetwood znał takie pojęcie, ale wiadomo, o problemy z pamięcią chodzi. Poza tym chyba powinna była wytworzyć się jakaś męska solidarność, czy coś. I co z tego, że Kevin był zbytnio męski, na pewno nie z wyglądu, ale ma czas! A chłopaczyna dalej machał ręką, jakby chciał zasygnalizować przepraszam, potrzebna mi pomoc, natychmiast! Kevin miał nadzieję, że kara nie będzie aż tak okrutna, żeby nie miał potem problemu ze zwyczajnymi czynnościami. Zignorował obelgę skierowaną w jego kierunku, naprawdę, idiotą nazywała go spora część ludzi, z którymi się stykał i nie brał nawet do głowy możliwości, ze to mogłoby być prawdą. Przecież on nie był głupi, oceny nie świadczą o inteligencji, a był też młody, rządziły nim emocje i takie tam. Ale przynajmniej był sobą, a nie udawał kogoś, kim nie był, to też ważne. No ja na to... a nie, nie jak na lato, bo szlaban to nie była wcale przyjemna rzecz. Zasmucił się troszkę, bo jednak ten czas mógł sobie poświęcić choćby na wędkowanie! I kara była zbyt duża, zdecydowanie. Ale mogłoby być gorzej, więc nie protestował, tym bardziej, że do końca roku nie zostało dużo czasu! - Dobrze, psze pana, jak pan sobie życzy - powiedział, zwieszając głowę. I nadal machał ręką, co zużywało na tyle jego energii, że nie ciskał się.
Bonawentura Dalgaard
Wiek : 42
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Jestem sliczny, ale nigdy pijany. peszeczek. teleportacja
Bonawentura chciał krzyknąć, że nigdy nie był nastolatkiem i zawsze miał lat trzydzieści. Nic przecież nie mogło tłumaczyć takiego zachowania. A sam Dalgaard nigdy by tak nie postąpił– w jego wieku miał tysiąc razy gorszy trądzik i nawet nie myślał o wykorzystywaniu czyrakobulwy do się jego pozbycia. Znaczy – nie w ten sposób, w jaki zrobił to ten cały Gryfiak. - Nie, nie znam, panie Fleetwood. – warknął tylko i z godnością się wyprostował. Ignorował rękę, którą z takim poświęceniem wymachiwał chłopaczyna. Doprawdy – Dalgaard nie potrafił zrozumieć tego gestu, ale już nie dociekał. Każdy ma chyba swoje dziwactwa, prawda? Może ma chłopak jakieś tiki nerwowe i w ogóle. A może nawet jest upośledzony? Kto to wie? Szkoła zeszła na psy. Dalgaard obmyślał w głowie, jaką to straszną robotę mógłby chłopakowi dać do zrobienia w ramach kary. Gdyby nie to że ma już kogoś do pomiatania w cieplarniach, na pewno do tej pracy zatrudniłby Kevina. Niestety – wyglądało na to że w nie ma dla niego roboty przy kwiatkach. - Jak sobie życzę, tak... – mruknął pod wąsem. Dopiero po chwili nadeszło olśnienie, a na ustach Bonawentury pojawił się szeroki uśmiech. Jak Kuba bogu i tak dalej, no nie? – Odpracujesz w bibliotece, co ty na to? No, na pewno się zgadzasz. – klepnął go po plecach niczym dobry wujaszek – Zgłoś się do pani Cajger i powiedz, że przysyła cię Bonawentura Dalgaard – ciekawe czy ten półmózg zapamięta? - na szlaban. I pozdrów ją ode mnie! - No, posprzątaj ten burdel i zmywaj się stąd. – mruknął jeszcze wskazując na stanowisko pracy. /zt?
Biblioteka? To straszne, jak on tam wytrzyma. Codziennie, do końca roku szkolnego? Na Henryka ósmego, on przecież tam umrze. Tam przecież będzie się tak nudził, unikał tego miejsca, jak mógł, czasem go zaciągał tam Marione, ale i tak nie dawało to zbyt dobrych rezultatów. A teraz miał pomagać w bibliotece? To już chyba wylałby grzebanie w ziemi i przycinanie liści, łodyg i pielęgnowanie kwiatów, naprawdę! Posprzątał wiec po sobie i szybko wyszedł z cieplarni.
Tralala Marvel to jednak ma nasrane w tej głowie. Przepraszam za tak brzydkie określenie, ale sami niedługo zobaczycie. Wakacje minęły mu bardzo dobrze. Pobyt w domu, Australii dobrze mu zrobił. Całymi dniami siedział na plaży. A dokładniej w wodzie na desce. Pochodził sobie po ukochanych lasach w swoim kraju. Czego od życia chcieć więcej? O nawet był mumią w Egipcie! Teraz wypoczęty i gotowy na naukę przemieszczał się po Hogwarcie w poszukiwaniu zbłąkanych duszyczek. Oczywiście nie miał zamiaru się nad nikim znęcać, nawet nad tymi śmiesznymi pierwszakami! Widzieliście kiedyś jak miłe dźwięki wydają gdy w ich ubraniach znajdzie się proszek na swędzenie? Miód dla uszu Marsdena. Teraz bez większego celu ruszył w stronę cieplarni. Lubił zatruwać życie panu Bonawenturze. On tak bardzo obrażał uczniów, to niby czemu nie mogli się zachowywać tak jak mówił? A te rośliny? Powinien zakazać im chodzić po błoniach, bo przecież tam rośnie TRAWA. Zaskakujące, nie? - Prooooooszę paaaaana? Jeeeest taaam paaan? - zawołał zaglądając do śodka. Nie było. Jaka szkoda, ale były rośliny! Może zrobi sobie z nich sałatkę? Nie dotykając żadnego z zielska wszedł do środka i rozejrzał się. No, no, no! Szkoda tego nie wykorzystać.
Już od wielu tygodni czekała na ten właśnie dzień. Po pierwsze; tak dawno nie widziała się z Marvelem (lub, jak żartobliwie go nazywało- Marvolo), że prawie zapomniała, jak chłopak wygląda. Listy to jednak nie to samo. Stęskniła się za nim, a gdy zwierzyl się jej, że zamierza przeprowadzić "tajny" atak na cokolwiek, bez wahania zaproponowała swoją pomoc. Od tamtego dnia codziennie chodziła przygotwana, na wszelki wpadek, gdy PRZYPADKIEM wpadnie na Mumię i postanowią coś razem zrobić. Po drugie; dawno już nie robiła nic szalonego. No chyba, że liczyć spóźnienie się na lekcje Eliksirów, całe dziesięć sekund! Wyobrażacie to sobie?! Ja też nie. Ubrała się całkiem zwyczajnie, w końcu pierwsza zasada przestępcy to nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Tak jej się przynajmniej wydawało, bo przecież przestępcą nie była. Ona nawet na lekcjach nie potrafiła ściągać, bo uważała, że będzie sie za to smażyć w piekle. Ubrana w ciemne spodnie, prosty, żółty T-Shirt, z swoją hipisowską torbą z frędzlami pomaszerowała w stronę cieplarni, podskakując co jakiś czas wesoło. Gdy tylko zobaczyła Puchona uśmiechnęła się lekko i poszła za nim do cieplarni. Pewnie nawet jej nie zauważył, bo była kilka metrów za nim. Ale gdy ten w końcu raczył się zatrzymać, dziewczyna omal na niego nie wpadła. Ale tylko "omal" bo w ostatniej chwili wyhamowała, trzymając się mocno krawędzi ławki. -Cześć, złodzieju- przywitała go, wyjmując z torby dwie czarne czapki. Będą jak prawdziwi bandyci! Jedną czapkę naciągnęła na głowę Marvela, a drugą nałożyła na swój jasny łeb i posłała mu minę w stulu "Co teraz, szefie?".
Spóźnianie się na lekcje? Marvel był takim grzecznym chłopcem, że tego nie robił. Jak zauważył, że sie nie wyrobi to nie szedł. A nie jak te złe dziewczę Candy, tylko nauczycieli stresuje. Widzicie, to ONA go demoralizuje! Od razu widać, że ten z wyglądu aniołek lubi, sprowadzać takich poczciwych młodych mężczyzn jak Marvel na złą drogę. Oczywiście, że się stęsknił za tym złem wcielonym. Ostatni raz widział ją...? Na BALU?! Serio? Jakie to okropne, tyle czasu nie widzieć najlepszej przyjaciółki? Następnym razem siłą zaciągnie ją do Australii, bo te jej USA nie ma porządnych fal. Może się zgodzi? Mógłby na okrągło z nią rywalizować, jak słodko. To Candy, wiesz gdzie jedziesz za rok! A wracając do obecnej sytuacji. Marcel też jako tako się przgotował. Zabrał czarny plecak, a w nim; jakiś kawałek ciemnej szmatki, pędzle i farbę. Bo może się przyda! W końcu Marvel to już student! Tak, tak STUDENT! Mógł przecież chodzić na tą jakąś tam sztukę i stąd ta farba. Logiczne, nie? Odwrócił się w stronę Candy i uśmiechnął się szeroko, gdy założyła mu czapkę. - Cześć wspólniku, piękny dzień na spacer do szklarnie, co nie? - złapał czapkę jasnowłosej i naciągnął jej na oczy. - Mój drogi padawanie, już czas wcielić plan w życie. Różdżki w dłoń i panie przodem. Wskazał ręką w stronę blatów z roślinami. Wyjął różdżkę zza pasa i czekał na reakcję małej, słodkiej Candy.
Ale ona była aniołkiem! I nie słuchajcie tego złego Marvolo, bo on tu tylko kłamie. On to jest taki wilk w owczej skórze i tam z tyłu mu ogonek dynda, a różki przykrywa włosami. Nie dajcie mu się zwieść! Dziewczęta, wy uważajcie szczególnie, bo te ładne oczka... Pfff, tak w ogóle to wcale nei są takie ładne. Tak, chyba ostatni raz widzieli się na balu, bo choć byli razem w Egipcie... to jakoś tak wyszło. Marvel miał swoich znajomych, ona swoich i no... trudno to było wszystko pogodzić, a powinni. W końcu kto rozumie ją tak dobrze, jak nie on? A która dziewczyna, prócz niej nie da się wziąć na jego minkę zbitego psa i da w łeb, jak coś przeskrobie? -Heeeej!- zawołała, niby to wielce obrażona, gdy na chwilę przed jej oczami pojawiła się ciemność. Oj nie, nie, tego nie lubimy, bardzo nie lubimy. Podciągnęła czapkę do góry i także wygrzebała z torby różdżkę. Uśmiechnęła się lekko i dygnęła, trzymając w dłoniach niewidzialne końcówki sukienki. Jak prawdziwa dama! No proszę. -Co powiesz na to?- spytała, uśmiechając się przebiegle. Machnęła różdżką, szepcząc coś pod nosem. Celowała w doniczkę, która po chwili zmniejszyła się tak, że Candy spokojnie mogła zmieścić ją w kieszeni spodni. -Myślę, że szklarni przyda się mały remont.
Spójrzcie na mnie! To ta zdemoralizowana niewiasta chce wam wcisnąć takie okrutne kłamstwa. Niby ten biedny, słodki Marvel mógł kogoś sprowadzić na ciemną stronę mocy? Oczywiście, że nie! Te słodkie oczka nie kłamią! W ogóle kobieto co ty do nich masz! A właśnie, że są ładne, czarujące i Bóg wie jakie jeszcze! Panny, prosimy nie słuchać tego blondwłosego pseudo-aniołka. Zła i niedobra Candy, tak o niej mówią! To taka dziewczyna, z którą zakazują spotykać Ci się rodzice. Nie knuje swoich niecnych planów tylko wtedy, gdy śpi. Choć to zapewne też nie jest pewne. Jej przyszły mąż na sto procent będzie pantoflarzem, albo uciekinierem z Azkabanu. - Już wiem o jakich ludziach mamusia mówiła, że się mam od nich trzymać z daleka. – pokręcił z zachwytem głową. Jeszcze przez chwilę przyglądał się zmniejszonej roślince i roześmiał się. Prawie tak jak źli ludzie w horrorach, choć to raczej brzmiało bardziej przyjemnie. Jak Marvel, a nie małpa z mózgiem na wierzchu. - Dosłownie mały, Candy, dosłownie. – wyciągnął różdżkę zza paska i popukał się nią po głowie. O już ma!- Wynieśmy je na łono natury, niech idą do swoich rodzin! Na błonia! Wyprostował się i wypaplał z udawaną powagą pseudo-ekologa. Poczym zaczął zmniejszać roślinki, po kolei. -Tylko niczego nie wąchaj, nie jedz i nie dotykaj bez tego.- rzucił długie rękawice ze skóry smoka dziewczynie – Dawno nie byłem na zielarstwie i Niebezpiecznych Roślinach, więc nie wiem czy te cholerstwa nie zrobią nam krzywdy. Naciągnął rękawice i schował w nich rękawy czarnej koszulki. A co, jeszcze coś na niego kapnie i sobie chłopina krzywdę zrobi. -Ale nie zabierajmy wszystkich, tylko te wyglądające niegroźnie. Jeszcze dzieciaki na błoniach sobie coś zrobią. A nie o to chodzi, mój padawanie, prawda? – uśmiechnął się szeroko i zabrał do dalszej pracy.
Aha, jasne, Marvel! Niezła ściema, uważaj, bo Candy ci uwierzy. Ale... no dobra, skłamałaby gdyby powiedziała, że Mumia ma brzydkie oczy. Były całkiem ładne, jak cała reszta. Ach, Candy ma samych pięknych przyjaciół i pewnie na ich tle dość blado wypada, ale co tam. Marvolo, uważaj. Skąd wiesz, że tym pantoflarzem (lub więźniem z Azkabanu) nie będziesz Ty, co? A jak Candy nagle olśni i sobie uświadomi, że darzy Cię wielką, ogromną, przeogromną, większą niż ten cały Hogwart? I jak się będzie chciała hajtnąć i uciec na Majorkę? Albo na Syberię, jedno z dwóch. Choć lepiej na Majorkę, tam razem mogliby posurfować. Surfowaliby oni, ich dzieci, dzieci dzieci i cała wioska, której Marvel byłby prezydentem, czy tam wodzem. -Że mła?- spytała, zerkając na niego przez ramię i zrobiła niby to zamyśloną minę, marszcząc przy tym zabawnie brwi. Zręcznie chwyciła rękawice (taaa, bardzo zręcznie, przy tym jeszcze zdążyła się umalować, a wiatr potargał jej artystycznie włosy) i wciągnęła je na dłonie, uznając to za świetny pomysł. W końcu nie wiadomo co tam ten szalony nauczyciel hoduje po kątach. A jak ma tu jakiś tajny zakład produkcji równie tajnych rzeczy? -Pakuj to do torby- powiedziała, ściągając z ramienia ową torbę i walnęła ją na wolny kawałek stołu. Otworzyła klapę i sama wrzuciła do niej kilka zmniejszonych roślinek, a także doniczki i jakieś krzesło, które zapodziało się w kacie. Ciekawe, jak pan Bonawentura (dobrze piszę?) zareaguje, gdy wróci tu jutro rano. -Zdziwi się!- odpowiedziała sama sobie, na głos.
Jasne, Marvel będzie pantoflarzem. Candy jako jego żona rozkarze mu kogoś zabić i trafi do Azkabanu. Jednak z niego ucieknie i pojadą na Majorkę. Zmienią nazwiska, a Marsden będzie wodzem ich plemienia. Państwo Marsden (pod przybranym nazwiskiem Smith albo Nowak) doczekają się dziesiątki dzieci, a każde z nich najpierw nauczy się pływać... a potem chodzić. Oczywiście surfing na pierwszym miejscu! Całe dnie na plaży i super bajeranckie życie na falach Majorki. Słodko, co nie? Bez przesadny, Candy to bardzo ładna dziewczyna, co z tego, że zło nieczyste. - Tak, tak, ty! - zmniejszał roślinki i inne rzeczy machając różdżką na prawo i lewo. Oczywiście gdy wszystko to pomniejszył, zabrał się za kolejną robotę. Wrzucił to parę roślinek i innych takich do torby Candy i uśmiechnął się łobuzersko. Rozejrzał się po prawie pustym pomieszczeniu (albo tylko z pozoru pustym) i roześmiał cicho. POZDROWIENIA PANIE BONAWENTURO, KOCHAMY PANA! - Ehm, możemy iść.- stwierdził tylko, chowając różdzkę zza pas. Otworzył drzwi od cieplarni i przepuścił przodem puchonkę. Schował 'dowody zbrodni' w plecaku, a torbę zabrała Candy. Teraz druga część planu. Te roślinki im podziękują! Oboje udali się gdzieś tam na błonia.
Jade szybkim krokiem ruszyła w stronę cieplarni. Przez całą drogę nie odzywała się do Luke'a. Dopiero kiedy byli już na miejscu, odwróciła się do niego i spojrzała poważnie w oczy. -Luke? Czy ty coś czujesz do Amy? - spytała wprost. - Bo wiesz, jeśli tak, to dobrze, może wam się ułoży. Tylko, że jeśli masz zamiar traktować ją jako jednorazową przygodę, to sobie odpuść. Ona jest bardzo wrażliwa, chłopak ją kiedyś zranił i w ogóle... Wiesz, ile ja się wyżaleń nasłuchałam? Nie potrzebny jej kolejny zawód. Nie zrozum mnie źle, ja tylko nie chcę, żeby ktoś na tym ucierpiał - zaczęła tłumaczyć dziewczyna. Przez chwilę milczała, po czym dodała:- A, no i mógłbyś mi w końcu wyjaśnić, co to za kłótnia!
Luke wybałuszył oczy na jasnowłosą przyjaciółkę. - Amy?! Amy to tylko moja kumpela! Nawet nie przyjaciółka. Jest ładna, przyznaję, ale nie gustuję w tak... delikatnych, wrażliwych, nieśmiałych i niepewnych dziewczynach. Ja też mam uczucia.- fuknął zirytowany brunet, po czym dodał:- Żadna kłótnia. Po prostu nie życzyła sobie mojego towarzystwa i powiedziała mi to w sposób dość nieprzyjemny, przez co może troszkę się zdenerwowałem. Robi niewiadomo co z niczego.- przemknęło niebieskookiemu przez głowę. - Słuchaj, Jade... ja wiem, że wszyscy mnie kojarzą jako flirciarza. Ale ja naprawdę jestem człowiekiem i wiem, kiedy należy sobie odpuścić... Amy nie jest dla mnie. Ale jest wspaniałą kumpelą.- dodał po chwili Williard.
Jade speszyła się nieco, widząc zdenerwowanie Luke'a. Chłopak trochę źle ją odebrał, nie chciała go urazić, ani nic w tym stylu. -To dobrze. Wiem, że jesteś człowiekiem. To chyba ustaliliśmy na błoni - dziewczyna nie mogła darować sobie tej uwagi. - Wybacz, że w ciebie zwątpiłam. Po prostu nigdy nie jestem w stanie ocenić, czy ty się zakochałeś, czy traktujesz dziewczynę, jak przyjaciółkę. Przy każdej zachowujesz się podobnie. Zresztą, nieważne, zapomnij o tej rozmowie. Bondynka, upewniwszy się, że Luke nie ma planów, co do Amy, odetchnęła z ulgą. Nie widziała tej dwójki tworzącej związek. -Chyba miałeś mi pokazywać różne ciekawe ziółka - mrugnęła porozumiewawczo do przyjaciela, po czym podeszła do pierwszej lepszej roślinki. - Okej, to co to jest za zielsko, panie Williard?
- To? Veritas Herbae.- odparł niemal automatycznie Luke, po czym dodał:- No wiesz, ważne w przygotowywaniu veritaserum. Swoją drogą, to 'pan Williard' brzmi całkiem fajnie. A jeszcze lepiej 'profesor Williard'... Chwilę wpatrywał się w niezwykle rzadkie zioło. - Ale to chyba ja powieniem cię pytać o właściwości roślin... cóż, trudno się mówi, nie? Dobra, panno Medow, powiedz mi, co TO jest?- brunet wskazał na roślinkę, która przypominała miętę, miała jednak ciemniejsze listki. Chłopak specjalnie nie dotknął zioła, ponieważ wiedział, że to Mentha Falsa, parząca roślina.
Jade roześmiała się perliście. -'Profesor Williard'? - powtórzyła. - Kiedy to zdobyłeś tytuł profesora? Nie bądź taki hop do przodu. Blodnynka nachyliła się nad wskazanym przez Luke'a ziołem i przyjżała mu się uważnie. Postanowiła go nie dotykać, gdyż wyglądało nieco podejrzanie. -Yh... To jest napewno jakaś parząca roślina, ale nie znam nazwy, o ile to nie pokrzywa - odparła, odsuwając się od doniczki. - A swoją drogą, to jak ci się podoba najnowszy kawałek Kochających Centaurów? - spytała, idąc między rzędami przeróżnych roślinek.
Luke przewrócił oczami. Nie, po prostu nie sposób było pracować w takich warunkach! Tą dziewczynę rozpraszało WSZYSTKO. Już nawet Williard nie był aż tak... no właśnie, aż tak. - Nowy kawałek Kochających Centaurów? Bardzo fajny. Nie wiedziałem, że ich lubisz.- przyznał z lekkim zaskoczeniem, zerkając ciekawie na blondynkę. Ciągle go zaskakiwała. - A ta roślina to Mentha Falsa i tak, parzy.- rzucił pospiesznie, ruszając za Jade.:- Czego jeszcze słuchasz? Brunet chwycił panienkę Medow za ramię, żeby się do niego odwróciła przodem. - Czemu tak zależy ci na Amy? Aż tak bardzo nie ufasz mi, czy ona jest aż tak bardzo wrażliwa?...
Jade zaśmiała się cicho, widząc lekkie zirytowanie Luke'a. Nie jej wina, że zielarstwo jest nudne. -Widzisz, jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz - powiedziała, uśmiechając się tajemniczo. - Słucham też Tęczowych Jednorożców, Diabelskich Sideł, Krzyku Mandragory, Łez Feniksa, Roznegliżowanych Boginów... Roześmiane Kudłonie też są całkiem spoko - wymieniła po kolei nazwy zespołów. Jade należała do tych osób, które mają zróżnicowany gust muzyczny. -A ty? Czego jeszcze słuchasz? - spytała, lecz w tym samym momencie Luke złapał ją za ramię, by się odwróciła. -Czego nie zrozumiałeś w słowach "zapomnij o tej rozmowie"? - blondynka przybrała sarkastyczny ton, lecz widząc poważną minę swojego przyjaciela, odparła: - Oczywiście, że ci ufam. Ale też dobrze cię znam i wiem, że nie potrafisz usiedzieć przy jednej dziewczynie. A Amy jest wrażliwcem, więc nie chciałam, żeby coś między wami wyszło, bo skończyłoby się szybko i boleśnie dla niej. Skoro jednak mówisz, że kompletnie nic do niej nie czujesz, to mnie już nic do tego - niebieskooka uśmiechnęła się lekko, po czym dodała: - Pytanie tylko, czy ona ma taki sam stosunek do ciebie, jak ty do niej... Jak sądzisz? Może niepotrzebnie zaczynałam ten temat... - przemknęło blondynce przez myśl, lecz teraz było już za późno na jakiekolwiek wątpliwości.
Luke przewrócił znudzony oczami. - Słucham różnej muzyki, czy to ważne?...- nie czekając na odpowiedź, uśmiechnął się z lekkim triumfem.:- Naprawdę? Myślałem, że to dziewczyny znają się na takich rzeczach... nie widzisz, że najzwyczajniej w świecie podobam się Amy? Cóż, chłopak z jednej strony czuł się tym mile połechtany, z drugiej strony lubił rudowłosą i nie chciał, żeby potem przez niego cierpiała, czy coś w tym stylu. - A ty, Jade? Masz kogoś na oku?- zainteresował się w pewnym momencie Williard. Był ciekaw, co u jego przyjaciółki.
Jade przewróciła teatralnie oczami. Nie była raczej stereotypową dziewczyną, która myśli jedynie chłopakach i związkach. -Hm... Widzę, ale zawsze była maleńka szansa, że to tylko moje złudzenie. No cóż, chyba jednak masz rację. Podobasz jej się - stwierdziła. Na pytanie o jej życie miłosne, dziewczyna z zakłopotaniem potarła dłonią kark. Prawda była taka, że wśród tych wszystkich zakochanych par, czuła się jak forever alone. Niestety, nawet nie była w nikim zakochana. -Yh... Jeśli mam być szczera, to moje życie towarzyskie leży i kwiczy - dziewczyna uśmiechnęła się smutnawo. - Co prawda mam przyjaciół, ale nikt jeszcze mnie nie zauroczył. Bywa, nie? Przez chwilę milczała, udając, że zainteresowała ją jakaś okropnie śmierdząca roślina. Temat miłości był dla Jade dość drażliwy. Jeśli chodzi o tego typu uczucia, nie była zbyt wylewna. Zawsze uważała, że miłość jest zbyt cenna, żeby obdarzać nią pierwszą lepszą osobę, więc nigdy się w nikim nie zakochała. Poza tym, Luke był idealnym przykładem mężczyzny, który swoje partnerki obdarza uczuciem platonicznym, więc nie sądziła, żeby to zrozumiał. -A ty? - spytała w końcu. - Masz jakąś nową miłość do grobowej deski?