Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Z niewyraźną miną przywlokła swoje zwłoki ponownie na Zielarstwo. Nie za bardzo jej się chciało, jednak skoro już zaczęła, to chciała to zakończyć. No i w sumie lubiła Eliksiry, więc nie zaszkodziło by się na nie przejść, a do tego było jej potrzebne zaliczenie tej bitwy na Zielarstwie. Weszła do cieplarni i przywitała się z nauczycielką. W milczeniu wysłuchała wszystkich poleceń, po czym ruszyła do jednego ze stanowisk ze śliwkami. Niezbyt przypadły jej do gustu te szalone roślinki, ale przecież nie miała wyboru. Po chwili wahania zbliżyła się do okazu, który wyglądał w miarę spokojnie i wydawał się nie mieć ADHD.
Śliwki - kostka 2
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Tak szczerze to średnio jej zależało, żeby iść na eliksiry. Nie mając soku ze śliwek miałaby przynajmniej usprawiedliwienie. Wypadałby jednak odrobić kiedyś te stracone na zielarstwie punkty. Przyszła więc. Modląc się, żeby tym razem było lepiej. Nie zwlekając podeszła do stanowiska ze śliwkami. Marnowała na to swój czas wolny, dobrze byłoby więc się z tym streścić. Pierwsze dwie śliwki wycisnęły się fest. Jakby wiedziała, że to takie proste, to by się tak z nimi nie cackała na zajęciach. Musi pamiętać żeby wyśmiać Xaviera po powrocie do pokoju wspólnego. Karma jest okrutna, bo kiedy tylko o tym pomyślała, kolejne dwie śliwki jej uciekły i rozplaszczyły się na Krukonce przy stanowisku obok. - O siet! Strasznie przepraszam - zawołała w jej stronę i podbiegła do niej obejrzeć szkody - Wypiorę ci to... wszystko. Dobrze przynajmniej, że nie trafiła w nauczycielkę.
Brakowało jej czasu tego dnia, dlatego ledwo zdążyła przyjść na wyznaczony termin poprawy. Miała jeszcze tyle planów na ten dzień, że z niecierpliwością oczekiwała, aż profesor do niej podejdzie i powie jej, co ma zrobić. Wysłuchała uważnie, aby tym razem się nie pokaleczyć. Czas spędzony w skrzydle szpitalnym nie był najprzyjemniejszy. Wciąż miała ślady, które nie zdążyły się zagoić. Miała nadzieję, że to kwestia dni a nie całego życia. Znowu stałe twarzą w twarz z bawełną. Nie było tutaj nikogo, kto mógłby ją rozpraszać, więc bez słowa zajęła się podchodami do rośliny. Dotknęła to tu, to tam, a potem zabrała się za kolczastą osłonę. Niestety nie dość, że się spieszyła (ale założyła rękawice!), to jeszcze bała ostrych kolców. Zamiast zdjąć osłonę, wolała złapać za kwat. Niestety, był zbyt duży, żeby wydostać się pomiędzy ostrymi krawędziami, więc cała robota poszła na marne. Spojrzała żałośnie na bawełnę. Jak nic profesor straci do niej zaufanie.
Tym razem poszło jej o wiele, wiele lepiej! Z dumą spojrzała na śnieżny kwiat i uniosła go wysoko, by spojrzeć na jego budowę pod światło. Był niesamowity, tak delikatny, że strach było go trzymać w dłoniach. Jej uszom dobiegł dźwięk, trzask. Automatycznie osłoniła kwiatek swoim ciałem i rozejrzała się wokoło. CO TU SIĘ DZIEJE?! Kto chce zaatakować jej śnieżynkę?! Gotowa do walki i obrony jej ciężko wyciągniętego kwiatuszka, spojrzała na Gemme i jakąś krukonkę. Zamrugała zdezorientowana i odetchnęła z ulgą. Gdyby uderzyło to w nią, to by chyba zabiła. Znaczy… zabiłaby, gdyby coś się stało bawełnie, a znając jej szczęście, na pewno by się stało! Kiedy zabezpieczyła go w odpowiednim miejscu, podziękowała profesor Vicario i opuściła cieplarnie.
Sydney szło, jak na jej umiejętności, całkiem przyzwoicie. Śliwki nie zwiewały, tylko spokojnie czekały na swoją kolej. Co prawda mistrzowsko jej nie poszło, ale w efekcie zdobyła wystarczająco dużo soku, aby, na jej oko, wystarczyło go na jakieś dwa eliksiry. Kiedy zadowolona Syd kończyła robotę, usłyszała niespodziewany świst i poczuła, jak coś rozbija się na jej ręce. Z niedowierzaniem spojrzała na rękaw, z którego, niczym w zwolnionym tempie, zsuwały się pozostałości tych szatańskich, latających śliwek. Już zaciskała pięść, aby strzelić kogoś w zęby, gdy podbiegła do niej jakaś Puchonka, przepraszając za śliwki. - Nic się nie stało - wyrzuciła z siebie Torres, gadając przez zaciśnięte zęby, aby opanować złość. Z ostatniej bójki nie wynikło nic dobrego.
Zestresowała się jeszcze bardziej i nie wpadła na pomysł, żeby zmienić stanowisko, zanim profesor zauważy. Stała jak ostatnia sierota i ubolewała nad stratą cennego kwiatu. Tyle się o nim nasłuchała, że zaczęła go doceniać jeszcze bardziej. Zapamiętała też wszystko, co profesor o nim mówiła, a jednak znowu jej nie wyszło. Na szczęście profesor postanowiła być dzisiaj bardzo miła i zamiast na Krukonkę nakrzyczeć, podeszła do niej, powtórzyła wszystko i kazała się nie przejmować. Kontrolowała jeszcze przy kolejnej próbie, czy Candy robi wszystko dobrze i stała tak przez dłuższą chwilę. Zostawiła ją dopiero wtedy, gdy była pewna, że kwiat wyjdzie na pewno cały. Faktycznie się udało! Candy podziękowała za pomoc, zabrała kwiat i wyszła, zadowolona z siebie, że wreszcie jej coś wyszło. Reszta jeszcze się męczyła.
zt
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Jej usta mówiły, że niby wszystko ok, ale jej... cała reszta... chyba chciała ją zabić. No nie! Durne śliwki! Najpierw pozbawiły Hufflepuff punktów, a teraz przysparzały jej nieprzyjaciół. - Może się chociaż dasz zaprosić na przeprosinowe piwo? - zapytała ze skruchą w głosie i zachowawczym uśmiechem na ustach. Nie wypadało cieszyć ryja po zepsuciu komuś bluzki, ale chciała być miła, więc wyszło jej takie nie wiadomo co. Jeżeli ta propozycja nie zmieni stosunku Krukonki do niej, to nic już nie pomoże. Nie żeby zamierzała się wtedy poddać, ale musiałaby to robić jakoś dyskretnie, żeby nie zmęczyć jej jeszcze bardziej swoim natręctwem, a to by wymagało kombinowania i w ogóle. Planowanie nie było jej mocną stroną.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
O tempora, o mores! Żeby kazać ludziom w wolnym czasie przychodzić i poprawiać to, co im na zajęciach nie wyszło. Nie można było po prostu założyć, że ktoś był nienauczalnym idiotą i zostawić w spokoju. Nie. Musieli ich uczyć na siłę. Teoretycznie danie im drugiej szansy było bardzo miłe ze strony profesor, w końcu poświęcała im też swój wolny czas. Z drugiej jednak strony Ettie tak bardzo nie chciało się tu przychodzić, szczególnie, że nie wierzyła, że tym razem miało by jej wyjść lepiej. Stanęła załamana przed śliwkami pewna, że znowu jej pouciekają albo powyciskają wszędzie, tylko nie do próbówki. Niby dlaczego tym razem miałoby się jej udać? No nic, trzeba działać, bo bez sensu sterczeć tu cały dzień. Chwyciła za pierwszą śliwkę i trzeba przyznać, że uporała się z nią sprawnie. Tak samo jak z pozostałymi. Jakoś tak narwane owoce były dziś spokojniejsze. Albo jej się tak tylko wydawało. Podbudowana sukcesem stwierdziła nawet, że to wyciskanie było całkiem fajne. Mogłaby powyciskać wszystkie, które były w szklarni. Ku jej radości nauczycielka pozwoliła jej na zdobycie jeszcze jednej porcji. Z tą poszło jej jeszcze szybciej. Z dumą spojrzała na swoje trofea. - Chce ktoś jedno? - zapytała resztę uczniów cicho, żeby nie usłyszała jej profesorka. W sumie to nie potrzebowała aż dwóch, a poza tym chciała jakoś dyskretnie pochwalić się reszcie.
Kostka: 5
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
O tempora, o mores! Żeby kazać ludziom w wolnym czasie przychodzić i poprawiać to, co im na zajęciach nie wyszło. Nie można było po prostu założyć, że ktoś był nienauczalnym idiotą i zostawić w spokoju. Nie. Musieli ich uczyć na siłę. Teoretycznie danie im drugiej szansy było bardzo miłe ze strony profesor, w końcu poświęcała im też swój wolny czas. Z drugiej jednak strony Ettie tak bardzo nie chciało się tu przychodzić, szczególnie, że nie wierzyła, że tym razem miało by jej wyjść lepiej. Stanęła załamana przed śliwkami pewna, że znowu jej pouciekają albo powyciskają się wszędzie, tylko nie do próbówki. Niby dlaczego tym razem miałoby się jej udać? No nic, trzeba działać, bo bez sensu sterczeć tu cały dzień. Chwyciła za pierwszą śliwkę i trzeba przyznać, że uporała się z nią sprawnie. Tak samo jak z pozostałymi. Narwane owoce były dziś jakby spokojniejsze. Albo jej się tak tylko wydawało. Podbudowana sukcesem stwierdziła nawet, że to wyciskanie było całkiem fajne. Mogłaby powyciskać wszystkie, które były w szklarni. Ku jej radości nauczycielka pozwoliła jej na zdobycie jeszcze jednej porcji. Z tą poszło jej jeszcze szybciej. Z dumą spojrzała na swoje trofea. - Chce ktoś jedno? - zapytała resztę uczniów cicho, żeby nie usłyszała jej profesorka. W sumie to nie potrzebowała aż dwóch, a poza tym chciała jakoś dyskretnie pochwalić się reszcie.
- Jasne - odpowiedziała Syd, z niewyraźną miną zrzucając ze swojej szaty dżem śliwkowy. Na szczęście nie założyłą swojej ulubionej bluzy, jak to miała w planach, bo musiałaby spisać ją już na starty. Odetchnęła głęboko kilka razy, aby się uspokoić. Przyrzekła sobie, że postara się nie pakować w nowe kłopoty, więc kłótnia z tą Puchonką była jej niepotrzebna. Strzeliładla uspokojenia palcami i spojrzała na swój stolik. Całe szczęście, bombardowanie ominęło jej fiolki z sokiem, który niemalże cudem wycisnęła. Gdyby musiała robić to ponownie, pewnie zagryzłaby kogoś ze złości. Odstawiła je na wszelki wypadek dalej od krawędzi i odwróciła się do dziewczyny, która nadal stała przy jej stanowisku. - Spoko, nic się nie stało. Lepiej wróć do swoich śliwek, bo psorka znów wpadnie w zły humor - dodała.
Wiedziała, że będzie musiała poprawić te ćwiczenia. A konkretniej to opiekę nad bawełną.Już jakby profesor nie mogła da jej spokoju i zaznaczyć, że zaliczyła to.Przecież to był tylko lekki ruch ręki na kartce, który miał za zadanie zaznaczyć wykonanie ćwiczenia. Nie! Ona nie mogła tego zrobić. Musiała te wszystkie biedne osoby wezwać z powrotem do cieplarni. A dopiero co zagoiły się jej rany. I w dodatku miała jeszcze tyle przygotowań przed sobą, a ślub tuż tuż. Z miną wściekłego kocura, a raczej kocicy, weszła do środka nie zwracając na nikogo uwagi. Nawet na profesor. Od razu zabrała się za zadanie. Szło jej całkiem nieźle i nawet nauczycielka nie musiała jej instruować przy każdej części zadania. Możliwe, że tak właśnie działała na nią złość. Dawała kopa do działania. Skończywszy swoje zadanie spojrzała po pozostałych. Im też nie szło najgorzej. Najwidoczniej każdy nauczył się czegoś na swoich błędach.
Pozostanie po lekcji nie stanowiło dla niej problemu, dlatego wysłuchała uważnie kolejnych poleceń nauczycielki. Znowu ta bawełna... ewidentnie dzisiaj jej nie szła, bo próbowała chyba jeszcze ze dwa razy i za każdym razem efekt był ten sam. Rozrywała kwiat. Nauczycielka w końcu załamała ręce i kazała jej pójść do nieszczęsnych śliwek, których miała aż w nadmiarze na swoim sweterku po ostatniej lekcji. A jednak i tutaj miała mały problem, bo jak na złość stanowiska były pozajmowane lub nie było przy nich śliwek. Trochę się naszukała, nim je znalazła kręcąc się przy tym po całej cieplarni.
Flora nie miała szczególnej ochoty do kolejnej zabawy w zielarkę z piekła rodem, dlatego zastanawiała się nad dobrą wymówką, dla której musi szybko wrócić do zamku. Jednak nie znalazła nic satysfakcjonującego i co by przekonało nauczycielkę, więc posłusznie, ale i z miną męczennicy, zajęła stanowisko. Przypomniała sobie co zrobiła źle podczas zajęć i... właściwie, nic nie zrobiła źle. Tylko jakiś idiota postanowił zepsuć jej pracę, poprzez wyrwanie jej włosów. Tym bardziej nie mogła pojąć po co tutaj jeszcze jest i po co poprawia zadanie. Puchonka jednak nie miała zamiaru się sprzeczać z Estellą, więc wzięła się do roboty. Wycisnęła dwie śliwki a gdy chciała sięgnąć po kolejne dwie, zgłupiała. Ktoś znowu jej zrobił jej żart? Rozglądając się w poszukiwaniu utraconych śliwek spostrzegła, że przechodząca obok @Andrea Jeunesse dostała nimi prosto w głowę. - Przepraszam! Nie rozumiem co się stało... - skruszona ustawiła ręce na znak poddania się i jednocześnie ochrony, gdyby Ślizgonka planowała się na nią rzucić.
Gdy poczuła jak coś uderza ją w tył głowy, zaklęła siarczyście na głos, odgrażając się, że zamorduje sprawcę zamieszania. Po jej kolejnych wizjach była wykończona na tyle, że nie miała humoru na dziecinne zagrywki i zabawy innych uczniów. - Dzieci, no po prostu kurwa dzieci - wysyczała pod nosem, masując ręką potylicę. Fakt, że miała na niej fioletowe ślady, no cóż, zdenerwował ją początkowo, ale szybko uznała, że chce stąd wyjść w przeciągu kolejnych pięciu minut. Nim znalazła śliwki, usłyszała przeprosiny od dziewczyny, którą na lekcji przypadkiem stratowała. - Cieplarnie to nie miejsce dla niezdar - skwitowała krótko, ostatecznie przechodząc do wyciskania soku ze znalezionych śliwek. Tutaj miała więcej szczęścia, bo cały flakonik uradował i ją, i Estellę, która dodatkowo dała jej fiolkę płynu na własność. Potem zwiała z cieplarni, kierując się na papieroska.
Puchonka zamrugała kilkukrotnie słysząc słowa Andrei. Ale nie odezwała się więcej, nie chcąc wdawać się z nikim w kłótnie. Z westchnieniem zabrała dwie śliwki ze stanowiska obok a potem przeszła do wyciskania ich. Chociaż nie poszło jej to tak wybitnie, jakby chciała, nauczycielka puściła ją wolno, uznając, że na dziś wystarczy jej przygód w cieplarni.
Pchana ciekawością treści zajęć trafiła do cieplarni. Rzeczywiście nazwa oddawała stan fatyczny. Specyficzny mikroklimat i zapach wydał się Siri bardzo przyjemny, nie to co panowało na zewnątrz, ani to do czego przywykła mieszkając daleko na północy globu. Większość zajmowała swoje stanowiska, inni dochodzili do nich. Dziewczyna wreszcie znalazła jedno odpowiadające jej wymaganiom. Nie za blisko, nie za daleko nauczyciela. Mniej więcej gdzieś po środku. Z tego co im wytłumaczono, należy wycisnąć sok ze śliwek. Banalnie się zdaje, ale po wszystko trzeba zrobić samemu. Siri założyła rękawiczki podglądając ukradkiem innych uczniów. Wstyd się przyznać, że była w tym miejscu po raz pierwszy. Nie chciała również zawracać głowy, jeśli nie zaszłaby taka potrzeba. Z punktu widzenia innych Parker wydawała się skupiona, a jej mina jakby mówiła, że wie co robi. Chociaż roślinka zdawała się ruchliwa nie oparła się jej i jakby wiedziała co robi. Zaczęła wierzyć, że chyba ma do tego rękę, bo nie tylko zebrała cały flakon, ale jeszcze trochę zlała do prubówki. Szczęściem to było dla niej.
Przy kolejnej części lekcji musiała również łagodnie obejść się z rośliną. Wytyczne, wytycznymi, żywiła nadzieję, że pójdzie jej tak samo dobrze jak przy śliwkach. Bawełna była delikatna, ostrożne wyciąganie kwiatu nie należało do najłatwiejszych. Dłuższą chwilę stała zamyślona nad nią zastanawiając się jak się za nią zabrać. Spróbowała, ale nie poszło jej tak dobrze jak się spodziewała. Całe szczęście miała rękawiczki na dłoniach, inaczej pokłuła by się nie miłosiernie. W efekcie zdołała wyciągnąć dwa płatki. Poszarpane i tyle. Ani ona, ani nauczycielka nie były zadowolone z efektu. Dostała jednak szansę na poprawę i zmieniwszy stanowisko zabrała się ostrożniej za wyciąganie kwiatu. Tym razem wiedziała co i jak. Nie poddała się, kiedy poczuła ukłucie, wiedziała już jak inaczej ułożyć dłoń. Kilka minut później wydobyła w stanie nienaruszonym kwiat. Praktycznie mogła wyjść z sali zaliczając zadanie, ale widziała, że jedna dziewczyna nadal męczy się ze śliwkami. Chwile stała zastanawiając się, czy jej pomóc małą podpowiedzią. Takowa okazała się niepotrzebna, poszło jej lepiej za drugim podejściem. No to co, czas się zwijać.
z/t
Bawełna: 5
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Krukonka może nie skakała ze szczęścia, ale na pewno trochę się, ku uciesze Gemmy uspokoiła. - No to jesteśmy umówione - uśmiechnęła się do niej szeroko i już miała zamiar podtrzymać rozmowę, jakimś pogodowym komentarzem czy czymś, kiedy dziewczyna przypomniała jej, że miała wyciskać śliwki. - A! Kurczę, faktycznie - skrzywiła się. Pocięłaby się tępym nożem, gdyby Hufflepuff znów stracił przez nią punkty - Dzięki za przypomnienie. Uśmiechnęła się jeszcze do Sydney i wróciła do swojego stanowiska. Tym razem zabrała się za nie ze szczególną ostrożnością i po krótkim czasie miała już sok z kolejnych dwóch śliwek.
Kostka była 4 //O siet, dopiero zobaczyłam, że jeszcze tu nie skończyłam xD @Saga Demantur wsptrzymaj się z tym sokiem, jeszcze go zdobywam xDD
Syd, gdy Puchonka odeszła od jej stolika i zajęła się swoimi śliwkami, spojrzała na swoje stanowisko pracy. Po skończonej bitwie ze śliwkami i z dżemem na swoim ubraniu, musiała na nim posprzątać. Za dużo tego nie było, ale nie chciała podpadać nauczycielce po raz kolejny. Gdy wszystko w miarę ogarnęła podeszła do siedzącej w bezpiecznej odległości profesorki i przedstawiła jej ciężko uzyskany owoc swojej pracy. Dostała też przepustkę na lekcję eliksirów, na czym najbardziej jej zależało, więc oddaliła się od cieplarni niezwłocznie.
Nieszczególnie lubiłam zielarstwo - szczerze powiedziawszy nudziło mnie ono, miałam jednak trochę wiedzy na ten temat, gdyż była mi ona potrzebna przy przyrządzaniu eliksirów - z tego samego powodu zdecydowałam zdawać się z tego przedmiotu Owutemy. Weszłam na salę nieszczególnie zestresowana - miałam już za sobą świetnie zdane eliksiry, więc skoro zdałam to na czym zależało mi najbardziej to do reszty mogłam podejść na luzie. Przywitałam się grzecznie z Estellą i pozostałymi nauczycielami i zabrałam się do pracy. Pierwsze zadanie dotyczyło rozpoznawania nasion roślin. To akurat było całkiem łatwe i nawet lubiłam to robić. Prędko zapisałam odpowiednie nazwy na pergaminie, przy kilku roślinach dopisując jakieś ciekawostki albo tworząc schematyczne rysunki rozwiniętych już roślin - to zadanie nie sprawiło mi żadnego kłopotu. Gorzej było w przypadku drugiego - miałam opisać schematy odżywiania się wyjątkowych roślin, które nie przeprowadzają fotosyntezy. Połowę z nich zapisałam niemalże bez zastanowienia się, jednak reszta poszła mi znacznie gorzej. Napisałam jakieś skrócone równania, ale w końcu doszłam do wniosku, że nie mają one zbyt wiele sensu, więc je poskreślałam mając nadzieję, że moim świetnym pierwszym zadaniem trochę zrewanżuje się za zupełnie skopane drugie. Wkrótce okazało się, że poszło mi lepiej niż się spodziewałam. Powyżej Oczekiwań? Naprawdę nieźle!
Zielarstwo od zawsze było jednym z ulubionych przedmiotów Bridget i dziewczyna wręcz nie mogła się doczekać egzaminu z niego (chore, co nie?). Ogólnie dosyć poważnie podchodziła do roślin i potrafiła wiele powiedzieć na temat znacznej większości, więc spodziewała się dobrego wyniku na owutemach. W pokoju czterech pór roku panowała wiosna, a wokół rosły przeróżne rośliny, na których widok Bridget zapaliły się ogniki w oczach. Podeszła do stolika i przedstawiła się, obdarzając komisję delikatnym uśmiechem. Jej pierwsze zadanie polegało na rozpoznawaniu poszczególnych nasion, co wprawiło ją w naprawdę znakomity humor! Miała duże doświadczenie w tej kwestii i wprost pasjonował ją temat nasion (prawdopodobnie była to rzecz, którą umiała najlepiej z całego przedmiotu zielarstwa). Bez problemu rozpoznała wszystkie gatunki, do każdego z nich dopowiadała jakieś ciekawostki czy też informacje o ich przydatności do spożycia, warzenia eliksirów lub używania w innych celach. Do kilku nawet stworzyła schematyczny rysunek przedstawiający ich ostateczną formę oraz mówiła o różnych odmianach... Innymi słowy chciała się popisać jak największą wiedzą. Niewątpliwie wywarła wrażenie na członkach komisji, którzy przytakiwali jej słowom i wyglądali na usatysfakcjonowanych ich odpowiedzią. Następne zadanie obejmowało jednak zapis różnych reakcji odżywiania i Bridget złapała się na tym, że znała tylko jedną, a o reszcie nie potrafiła napisać praktycznie ani jednego słowa... Była jednak zadowolona, że cokolwiek zostawiła na swojej kartce, bowiem było to zagadnienie, nad którym nigdy się nie skupiała i któremu nie poświęciła uwagi w swoich przygotowaniach - kto by pomyślał, że będą ją o to pytać na egzaminie? Ostatecznie nie było tak źle, ocena na pewno była pozytywna, a sama Bridget ostatecznie była zadowolona z tego, jak sobie poradziła.
Zielarstwa trochę się bała. Lubiła te zajęcia, ale szczerze powiedziawszy nie wiele się na nich na uczyła. Zwykle po prostu wykonywała polecenia, zbytnio się nad nimi nie zastanawiając. Sama zapewne nie wyhodowałaby żadnej rośliny. W związku z tym, do tego egzaminu wyjątkowo się przygotowała. Fakt, że przez większość zarwanej przed zaliczeniem nocy brzdąkała na basie, leżąc obok notatek i licząc na osmozę, ale było to i tak więcej pracy niż w przypadku zaklęć chociażby. Najwidoczniej jej starania się opłaciły, bo z pierwszym zadaniem poleciała jak burza. Pisała jak najszybciej, bojąc się, że nim skończy zdąży zapomnieć powtórzony materiał. Podobną technikę obrała przy drugim zadaniu. Te schematy, to była jakaś masakra i chyba najmniej lubiana przez nią rzecz w zielarstwie, ale poświęciła im wczoraj sporo czasu, a rano jeszcze raz prosiła o wyjaśnienie koleżankę z dormitorium. Połowę napisała, więc tak jak je pamiętała, bojąc się, że jeśli zacznie się nad nimi za bardzo zastanawiać, to przekombinuje i wszystko spartoli. Potem jednak doszła do wniosku, że może warto by się nad tym chwilę zastanowić. Tak jak podejrzewała, wyszły jej tylko jakieś fuje muje, dzikie węże, więc ostatecznie zamazała swoje wypociny i oddała pergamin. I tak źle nie było.
Jasnowłosa puchonka siedziała sobie przy biurku w dormitorium i odrabiała prace domową z Obrony Przed Czarną Magią. Ostatnio nie nadążała z tymi wypracowaniami, a nawet zajęciami. Notorycznie się spóźniała, albo w ogóle nie przychodziła. Uważała, że lepiej nie przyjść niż się spóźnić. Nie chciała mieć problemów za te nie chodzenie na zajęcia, ale wchodzenie do klasy, kiedy wszyscy już siedzieli na miejscu i nagle zerkali w twoją stronę bo miałeś czelność się spóźnić. Okropne uczucie i takie niekomfortowe. Tym razem postanowiła się nie spóźnić, ale za to uświadomiła sobie, że zapomniała w terminie oddać prace domową profesorowi Corbijn'owi. Nie chciała przyjść na zajęcia bez pracy domowej, a z tego co wiedziała można było oddać ją na lekcji, która miała niedługo się odbyć. Skończyła pisać pracę domową z OPCM i zaraz to zabrała się za zielarstwo (za którym nie koniecznie przepadała). Pierwsze co zrobiła to otworzyła podręcznik. Rozpoczęła szukanie informacji na temat tojadu. Nie zbyt się znała na roślinach, ale miała zamiar coś napisać. Nie chiała też zawierać zbyt dużej ilości informacji, ponieważ pan Corbijn mógłby się zorientować, że jej wiedza wcale taka nie jest tylko przepisała wszystko z podręcznika. Postanowiła, że po prostu przepisze zdania, ale zamieni je na swój sposób.
Spoiler:
Praca domowa
Tojad to roślina o magicznych właściwościach. Rośnie jedynie w dzikich miejscach. Kwiaty są przydatne do tworzenia eliksirów, a liście za to bardzo toksyczne. Jeden ze składników Wywaru Tojadowego. Nie ma zapachu. Korzenie ma bulwiaste i również wykorzystuje się je przy warzeniu eliksirów. Kwiaty są fioletowe lub żółte (te ostatnie są rzadko spotykane).
Honey A. L. Ford, klasa VI, Puchoni
Odłożyła pióro na bok, czytając co napisała. Nie wiedziała co mogłaby jeszcze dodać. Nie chciało jej się przepisywać tego wszystkiego z książki, a dużo o tym tojadzie nie wiedziała. Chyba starczy... Wzięła pergamin i udała się do cieplarni. Profesor już na nich czekał, a Honey podeszła do niego i wręczyła mu pergamin bez zbędnych słów tylko wypowiadając nieśmiało: - Dzień dobry profesorze. To ta zaległa praca. Przepraszam, że dopiero teraz. Odeszła gdzieś na uboczę, czekając na pozostałych i zajęcia. W końcu udało jej się przyjść na czas.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget w ostatnich dniach nie miała zbyt wiele czasu na naukę, przez co zdecydowanie się opuściła w nauce. Miała nadzieję, że nauczyciele będą wyrozumiali ze względu na tragedię, która spadła na jej rodzinę - jej starsza siostra uległa poważnemu wypadkowi w pracy i przez to leżała obecnie w Mungu na oddziale intensywnej terapii. Dodatkowo na światło dzienne wydostał się fakt, że Lotta była w ciąży z Williamem, wobec czego Bridget była podwójnie zdruzgotana. Nikomu jeszcze nie powiedziała i póki mogła, chciała zachować tę informację dla siebie, bo co jeśli coś pójdzie nie w porządku? Chyba by sobie nie wybaczyła, gdyby rozprowadziła po szkole podobną plotkę. Kilka ostatnich dni codziennie brała świstoklik do Londynu i z powrotem, by odwiedzić siostrę i w związku z tym niespecjalnie miała czas, by usiąść porządnie nad zadaniem zleconym przez profesora Corbijna. Naskrobała je na kolanie podczas śniadania w Wielkiej Sali i nie była z niego zadowolona, lecz nie miała wiele czasu, by doczytać więcej informacji na temat tojadu. Oddała nauczycielowi to, co pamiętała, uśmiechając się przy tym nieco przepraszająco. Ale powinien zrozumieć, prawda?
Praca Domowa
Tojad jest bardzo znaną rośliną, zwany również Mordownikiem ze względu na swoje trujące właściwości. Poza nimi posiada również magiczne właściwości. Jego najpopularniejszym zastosowaniem jest eliksir tojadowy, który pozwala zachować trzeźwy, ludzki umysł osobom chorym na likantropię.
Bridget Hudson, VIII, Hufflepuff
Dostrzegła również @Honey A. L. Ford, do której nogi poniosły ją same. Przywitała się z uśmiechem. - Cześć. Jak leci? - zagaiła jeszcze, chcąc rozpocząć jakąś niezobowiązującą pogawędkę.
Honey A. L. Ford
Rok Nauki : VII
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.72 m
C. szczególne : włosy blond, bardzo jasne, wychudzona sylwetka, blada cera, kilka widocznych pieprzyków na lewym policzku
Stała przed cieplarnią mając nadzieje, że nie zjawi się za dużo osób. Nie przepadała za tłumami i czuła się czasami taka nieważna wśród tylu ludzi, z drugiej strony nie chciała, aby cała uwaga nauczyciela była skupiona na niej. Rozglądała się co jakiś czas i obserwowała różne nieistotne rzeczy nadając im w ten sposób jakiś sens. W końcu na horyzoncie pojawiła się kolejna uczennica. Na jej widok Honey uśmiechnęła się. Kojarzyła tą dziewczynę i nawet znała jej imię. To Bridget Hudson! A do tego puchonka. Zawsze to było dobrze ujrzeć przyjazną twarz. Może za dużo powiedziane. Nie znała prawie w ogóle Bridget, ale studentka Hufflepuffu raczej ostatnim razem okazała jej sympatie. Chociażby na takich zajęciach z run. Może mnie pamięta? W głowie głębiły się jej takie myśli, z drugiej strony czemu starsza koleżanka miałaby się nią zainteresować, pamiętać...? Ford patrzyła jak Hudson oddaje swoją prace nauczycielowi. Poczuła się z tym faktem dokonanym lepiej. Nie czuła się na jedyną, która spóźnia się z pracami domowymi. Ale to co nastąpiło później spowodowało, że trochę się przestraszyła. Można było zauważyć jak HALF drgnęła. - Cześć... Bridget.- Odparła automatycznie, sama nie wiedząc jak za bardzo ma się zachować. - A tak sobie czekam na zajęcia. - Uśmiechnęła się speszona.
*Uznałam, że znamy się z jakiś tam zajęć z run (kiedyś tam były). Mam nadzieje, że się nie obrazisz. xD
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Po ostatnich wydarzeniach na zielarstwie, niespecjalnie miałem ochotę na zjawianie się na kolejnych zajęciach. Skoro nawet wody nie potrafiłem zagotować i zamiast tego zmieniałem ją w lód, jak mogłem liczyć na to, że nie pozabijam nas wszystkich, gdy ponownie będziemy korzystać z zaklęcia przycinającego? Cóż, chyba po prostu zaufałem, że i tym razem profesor nas przypilnuje. Na ostatniej lekcji, jego żarty o lodach blekotowych troszkę podniosły mnie na duchu, ale i tak chodziłem struty przez cały dzień. Myślałem, że potrafię trochę lepiej zapanować nad swoją magią, zwłaszcza wtedy, gdy udało mi się bez problemu oporządzić dwie blekotowe donice. Mimo wszystko, doceniłem starania i chyba wyłącznie dlatego dziś zjawiłem się przed cieplarnią, aby kontynuować zielarstwo. Ach, miałem tak wielką ochotę, aby zostać dzisiaj w domu, że to aż do mnie niepodobne. Na miejscu były już dwie Puchonki, z którymi oszczędnie się przywitałem (pewnie jakimś skinieniem). Zerknąłem ukradkiem na @Bridget Hudson, wciąż mając w pamięci jej pociętą roślinkę, ale zaraz spojrzałem w zupełnie inną stronę. Pewnie i tak już o tym zapomniała i nic w tym dziwnego. To był tylko blekot.