Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Camelia Robbins
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Gibki jak lunaballa (zręczność), Powab willi (zwierzaki),Mocno zmaterializowany, Dwie lewe różdżki (transmutacja)
To skoro choroby rozpoznane to teraz przyszedł czas by je wyleczyć by biedne roślinki nie cierpiały i były piękne i zdrowe. Po krótkich instrukcjach ze strony nauczyciela wszyscy zabrali się do pracy. Puchonka chwyciła, więc wszystkie niezbędne składniki i zabrała się za pozyskiwanie wyciągu z pestek grejpfruta. Trochę to trwało, ale na koniec, kiedy dziewczyna miało odpowiednią ilość go przygotowanego, wyciągnęła różdżkę i zgrabnym ruchem machnęła, stukając nią w miksturkę. Tak o to powstało remedium na problem mączniaka magicznego, które zaaplikowane przez Puchonkę uleczyło roślinkę.
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
rozpoznane choroby 0 k100 w poprzednim etapie 1 lekarstwo2 - gnojówka na czaromszyce jak ci poszło?5 - dobrze punkty dla domu +5 pkt dla Slytherinu
Gdy nauczycielka zaczęła pytać kolejnych delikwentów o rezultaty ich obserwacji, Tuilelaith zdołała zwalczyć poczucie osłabienia, pragnąc jak najszybciej przywołać się do porządku. Otrzeźwienie jedynie przypomniało jej, jak żałosne postępy - lub raczej ich brak - poczyniła, ale profesor Vicario nie zdawała się mieć jej za złe, gdy Ślizgonka bezmyślnie dukała byle co, świdrując wzrokiem pustą kartkę swojego notesu, i chwała jej za to. Brennan z ulgą przyjęła obwieszczenie kolejnego etapu lekcji. Tym razem postanawiając sobie poprawę, wsłuchała się uważnie w instrukcje nauczycielki co do antidotów, po czym naprędce chwyciła pierwszą lepszą doniczkę z potencjalną pacjentką i przyjrzała się jej dokładnie. Zwiędłe, pożółkłe liście kryły pod sobą przyprawiające o ciarki owady. Krzywiąc się nieco na widok czaromszyc, Tuilelaith błyskawicznie odsunęła doniczkę i zakasała rękawy szaty, biorąc się za przyrządzanie preparatu. Parę liści pokrzywy i krwawego ziela rozstrzygnęło sprawę; już po chwili dziewczyna zaaplikowała cierpiętniczce swoją miksturę. W efekcie wszelkie skutki uboczne zostały zniwelowane i roślinka odżyła. Na Morganę, choć jedną pożyteczną rzecz dziś zdziałała. Wierzchem dłoni otarła w nieco teatralnym geście czoło, jakby właśnie stworzyła remedium na herpevius. Rozejrzała się triumfalnie po cieplarni, chcąc dać znać mową ciała, że w razie czego profesor Vicario może sobie już pozwolić na wgląd do jej pracy.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
rozpoznane choroby2 k100 w poprzednim etapie 49 lekarstwo gnojówka z pokrzyw z krwawym zielem jak ci poszło? źle punkty dla domu -
Biedne roślinki nie miały łatwo. Nie tylko ciężko chorowały na wszystkie możliwe choroby, to jeszcze ich leczeniem miała się zająć Brooks, a to nie wróżyło nic dobrego. I tak faktycznie było w przypadku pechowego krzaczka, wziętego w obroty przez Krukonkę. Dziewczynie trafił się okaz dotknięty przez czaromszyce. Według informacji zawartych z czytanych przed lekcją książek, szybko doszła do wniosku, że odpowiednim remedium będzie wywar z pokrzywowej gnojówki i krwawego ziela. I o ile ze składnikami trafiła idealnie, to jeżeli chodzi o proporcje, to… no cóż. Kiedy liście zostały spryskane leczniczym naparem, roślina ni stąd, ni zowąd, zajęła się ogniem. I choć aquamenti szybko poszło w ruch, to z rośliny zostały zaledwie strzępki. Nie dało się jednak ukryć, że cel swój osiągnęła – pozbyła się czaromszyc!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
para: - k100+zielo:13 + 20 = rozpoznane choroby: 0 kostka na przypał:H i parzysta
Szedł szybkim krokiem, kląc pod nosem. Gdyby mógł to by pobiegł, ale śliskie korytarze sprawiały zbyt duże ryzyko, a starał się naprawdę patrzeć na to, co robi. Znowu się kurwa zgubił. Niemiłosiernie go to irytowało, ale nie miał zamiaru tak łatwo odpuszczać. Od kiedy wyszedł z Munga dość mocno się w sobie zaparł. Oprócz pracy nad swoimi prywatnymi projektami siedział ciągle w książkach, by próbować się przygotować jakoś do czerwcowych egzaminów. W końcu wiedza z całych siedmiu lat edukacji wyparowała mu z mózgu wraz z pojawieniem się amnezji. Dlatego też nie pozwalał sobie na odpuszczenie żadnej lekcji nawet, jeżeli miał się spektakularnie spóźnić. -Proszę wybaczyć Pani Profesor. Zgubiłem się. - Od razu podszedł do Estelli, szeptem tłumacząc dlaczego tak późno przybył. Gdy kobieta nie wyjebała go poza szklarnię udał się na swoje stanowisko. Po drodze jednak potknął się i wpadł na @Tuilelaith Brennan . Powstrzymał się przed kolejnym przekleństwem, przepraszając od razu dziewczynę. Wtedy spokojniej podszedł już do swojego blatu i zaczął obserwować rośliny, z którymi miał mieć dzisiaj do czynienia. Niestety, choć widział, że są one widocznie na coś chore, nie potrafił ani trochę przypomnieć sobie, czego objawy ma przed nosem mimo, że przecież powtarzał ten materiał. Ostatecznie zrezygnowany poprosił Vicario o pomoc.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
rozpoznane choroby wszystkie, +10pkt dla domu k100 w poprzednim etapie 92 lekarstwona opuchlaka jak ci poszło?4+3=7 = spektakularnie. Notice, me sensei punkty dla domu +10 za rozpoznanie, +10 za poradzenie sobie = +20pkt dla domu
To był pierwszy raz od dawna, kiedy naprawdę dobrze radziła sobie w szklarni podczas lekcji zielarstwa. Być może spowodowane było to grającą w tle muzyką Tailora, którą delikatnie mruczała do siebie, doglądając każdą z roślin. Była naprawdę zrelaksowana i nie zwracała większej uwagi na kręcącą się w pobliżu Vicario, aby nie dać się po raz kolejny jej rozproszyć. W zasadzie jej spojrzenie wędrowało w kierunku nauczycielki jedynie wtedy, gdy miała im coś do przekazania. Wysłuchała uważnie tego, co mówiła nauczycielka po czym podeszła do doniczki z rośliną, która została celem opuchlaka i zajęła się przygotowywaniem dla niej roztworu z nicieni oraz dodanym śluzem gumochłona. Pracowała pilnie i nie dawała się wytrącić ze skupienia. I chyba naprawdę się to opłaciło, bo nie dość, że udało jej się wykonać poprawnie miksturę to jeszcze wykonała ją na tyle starannie, że efekty było widać niemal od razu, a biedna roślinka znalazła się teraz w pełni sił, rozkwitając z życiem.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
rozpoznane choroby 3 k100 w poprzednim etapie 67 lekarstwo Wyciąg z pestek grejpfruta, wzmocniony odrobiną magii dzięki dodaniu miodu trzminorka jak ci poszło?4 + 2= 6 spektakularnie punkty dla domu +10 punktów dla gryfiaków
Kiedy już się ogarnął po niefartownym potknięciu się i upadnięciu na koleżankę, natychmiast zabrał się do pracy. Przy okazji jest strasznie ciekaw kto w ten sposób zostawił grabie na podłodze. Chętnie by z tą osobą porozmawiał w kwestii odkładania rzeczy na miejsce po skończeniu pracy. Oczywiście jego nieuwaga sprawiła że w nie wlazł, ale nadal. Kto zostawia grabie na podłodze? Jego roślinka cierpiała przez mączniaka, którym musiał się zająć. Na szczęście Panie profesor Vicario powiedziała im co robić. Jemu pozostało więc dostosować się do instrukcji. Wyciąg z pestek grejpfruta z dodatkiem miodu trzminorka. Nie powinno to być trudne. Zebrał potrzebne składniki i przyrządził roztwór na koniec stukając w miksturę różdżką. Gotowe. Teraz wystarczyło tylko podać roślince lekarstwo. Po zastosowaniu leku, pozbył się mączniaka. Co więcej roślina nie tylko pozostała żywa, a nawet wypuściła z siebie kwiaty, które były dosyć ładne. Można więc chyba uznać to za sukces.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
rozpoznane choroby 0 k100 w poprzednim etapie13 lekarstwo6 - opurchlak jak ci poszło?3 ---> 4 jest ok punkty dla domu +5pkt dla Slythu
Rozpoznanie nie poszło mu najlepiej. Wręcz fatalnie trzeba przyznać. Nie miał więc nadziei, że wyleczenie roślinek będzie bardziej efektywne. Zabrał się jednak do roboty, chcąc zrobić wszystko, by potraktowana opurchlakiem roślinka miała się lepiej. Potrzebował trochę czasu, by przypomnieć sobie coś na ten temat. Wiedział, że czytał o tym przed lekcją, chcąc się przygotować na zajęcia. W końcu miał wrażenie, że doszedł do odpowiedniego rozwiązania. Zabrał się więc do pracy i sięgnął po preparat zawierający nicienie. Ostrożnie pobrał odpowiednią ilość płynu, a następnie dodał do niego śluz gumochłona. Tak przygotowaną mieszankę zaczął wprowadzać go do gleby biednej roślinki. Efekty nie pojawiły się od razu. Musiał odczekać kolejne kilka minut, by zobaczyć, że sadzonka faktycznie zdrowieje i choć nie był to efekt zdumiewający, zdecydowanie zadziałał. Odetchnął więc z ulgą i zaczął sprzątać stanowisko, co pomagało mu poukładać myśli.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
rozpoznane choroby 4 k100 w poprzednim etapie 36 lekarstwo wyciąg z pestek grejpfruta, wzmocniony odrobiną magii dzięki dodaniu miodu trzminorka. jak ci poszło? ŹLE - roślina na mnie wybuchła punkty dla domu chciałabym -
Uwielbiała pracować i spędzać czas z rudą @Morgan A. Davies. Miała dla niej dużo serca i cierpliwości, a Astee w jakiś sposób sobie Gryfonkę upatrzyła, będąc nawet o nią momentami zazdrosną. Można stwierdzić, że Davies miała swojego prywatnego wikinga-ochroniarza. Prychnęła co prawda na jej brak znajomości run i tym samym na brak ich porozumienia z rozbawieniem, ale gdy usłyszała jej podniesiony głos, mina jej zrzedła. Rzuciła na ziemię rzeczy, podbiegając do niej i walcząc z rośliną, aby uratować ją z opresji. Miała mnóstwo siły w rękach, dzięki czemu szybko poradziła sobie z natrętną florą, odsuwając na bok Panią Kapitan i oglądając jej rękę, uniosła ją do góry, przesuwając nosem. Nie było krwi! - Wszystko w porządku? - zapytała, chcąc się upewnić, po czym z westchnięciem oparła jedną dłoń na biodrze, a drugą zmierzwiła jej włosy. Jak nie prawie uderzy w wieżę, to pnącza ją atakują! Druga część zajęć poszła Astrid paskudnie, była cała rozkojarzona Morgan i wszystkim innym, łącznie z uroczym Gryfonem. Wiedziała, jak poradzić sobie z chorobą i co przygotować, chociaż doskonale zdawała sobie sprawę, jak może się to skończyć. Umiała w alchemię oraz zielarstwo, czasem jednak zdarzały się jej wypadki. Zacisnęła usta przy przygotowywaniu wyciągu z grejpfruta i trzminiorka, co potraktowała odrobinę własną magią, przez co roślina, która nią oberwała — wybuchła. Właściwie zwymiotowała na nią całą sobą. Jęknęła niezadowolona, przecierając twarz i pociągając nosem. - Przynajmniej ładnie pachnę... Czy mógłby mnie ktoś zaklęciem wyczyścić? To paskudnie zlepia kudły. - westchnęła z rezygnacją, opierając dłoń na biodrze, a drugą pozbywając się resztek z twarzy. Oby Moe poszło lepiej.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
rozpoznane choroby5 k100 w poprzednim etapie 82 lekarstwo2 jak ci poszło? chyba ok4 punkty dla domuza poprzedni etap+5 PKT DLA DOMU, +5 pkt dla domu
Puchon zdawał sobie sprawę z tego, że najwyższy czas zabrać się za zrobienie aby wytępić czaromszyce. Jednak zauważył że, większość wzięła się do roboty tak i Wiktor zaczął wykonywać zadanie i opryskał odpowiednim preparatem. Rudzielec chyba na dziś dobrze się spisał z wybraniem odpowiednich składników: gnojówką z pokrzywy zmieszanej z odrobiną krwawego ziela. Chyba jest wszystko bardzo dobrze bo po kilku minutach objawy choroby, znikły a roślina wygląda normalnie i zdrowo. Jakby w ogóle nie była chora. No to na dzisiaj chyba koniec, może coś jeszcze bedziemy robić.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
para: - k100+zielo: 6+5 = 11 rozpoznane choroby: zero kostka na przypał: A
Gdy tylko do cieplarni weszła Vicario, automatycznie się wyprostował i uważnie słuchał co mają dzisiaj robić. Jakoś przy niej o wiele łatwiej było mu się skupić niż przy tym włoskim fircyku (papa Enrico go po prostu przerażał). Zadanie może i nie było arcytrudne, ale w przypadku Coltona jakikolwiek kontakt z roślinami kończył się klęską. Podwinął rękawy szaty i okręcił przydzieloną doniczkę, dokładnie lustrując zielsko, które miał wyleczyć. Wzrokiem myślą nieskalanym rozejrzał się za podręcznikiem. Ujrzał go na drugim końcu cieplarni, toteż porzucił swe miejsce pracy i ruszył przed siebie. A potem wszystko zdarzyło się jednocześnie - nie dość, że wdepnął w worek ze smoczym łajnem, to jeszcze zagadała go @Julia Brooks. - Eee... - zerknął na nią nieco skonfundowany. - Elo, Brooks - przywitał się z uśmiechem, od razu wystawiając w jej stronę rękę, prezentując najnowszy tatuaż. Po chwili jednak przypomniał sobie, że jebie gównem na kilometr, co może niekoniecznie było miłym doświadczeniem dla stojącej obok Julki, flirtującą z nim z cholera wie jakiego powodu. - A po lekcjach idę promować najnowsze perfumy firmy WIZANEL, myślę, że to będzie hit wśród zielarzy - luzacko zażartował ze swojej sytuacji i chociaż upodobnienie się do skunksa nie było jego szczytem marzeń, to co mógł innego zrobić niż po prostu się z siebie śmiać?
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
rozpoznane choroby 6 dzięki współpracy więc... +10? k100 w poprzednim etapie 15 lekarstwowapno czy coś jak ci poszło? chujowo, roślinka dokonała autodestrukcji punkty dla domu
Musiała jakoś ogarnąć nieprzytomną Vicę i ocucić ją tylko po to, aby przejść do kolejnego zadania zleconego przez Vicario. Heh, oczekiwała od nich tego, że wyleczą biedne roślinki? To nie mogło się udać. Zdecydowanie zły pomysł. Niby wszystko wydawało się łatwe, zdecydowanie łatwiejsze niż warzenie eliksirów, ale oczywiście Strauss musiała coś spierdolić koncertowo. To posiekać, to dorzucić, stuknąć różdżką raz czy dwa w fiolkę i niby wszystko powinno być gotowe. Otóż nie tym razem, moi państwo, bo akurat kiedy Violetta postanowiła wylać jej cudowny leczący roztwór na swoją roślinkę, która zdecydowanie tego nie chciała. Sama nie wiedziała jakim cudem, ale ta wybuchła z dosyć głośnym hukiem, obryzgując przy okazji Krukonkę swoimi resztkami oraz wykonanym płynem. Zaje-kurwa-biście.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
rozpoznane choroby wszystkie, bo Ruby pomogła! +10? k100 w poprzednim etapie 41 lekarstwoeliksir wapna jak ci poszło? 3+1=4; dupy nie urwało, staniki nie latały, ale jest dobrze punkty dla domu +5pkt
Tak, trochę jej odbiło. Do tego stopnia, że nawet nie zauważyła tego, że Hope zrobiło się słabo i w zasadzie gdyby nie fakt, że @Ruby Maguire wyrwała jej się z objęć, skazując na samotne dreptanie do przebojów Tailora to pewnie nawet nie zauważyłaby tego, że Griffin zemdlała. Ale całe szczęście jakoś ogarnęła, że coś jest nie tak. Tym bardziej w momencie, gdy Ruby nadepnęła na grabie. - Na jaja żmijoptaka, Rubs w porz... - zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć, bo w tym momencie wpadł na nią @Drake Lilac. Była tym oczywiście nieco zaskoczona, ale wyglądało na to, że po prostu w tym momencie zapanował w cieplarni jeden wielki pierdolnik, a w jego centrum byli Gryfoni, którym los nie sprzyjał. - Nie ma sprawy, stary - odpowiedziała, odchylając delikatnie głowę, aby spojrzeć na chłopaka, który był niemal o głowę wyższy od niej. Cholera, wysoki... a to ją oskarżali o to, że podpierdalała w dzieciństwie mleko i Danonki bratu, że taka wyrosła. Całe szczęście wszelkie kryzysy były chyba zażegnane, bo już za chwilę mogła przejść do kolejnego etapu lekcji. Wykonanie lekarstwa dla rośliny nie brzmiało wcale tak źle. Co prawda nie należała do jakoś szczególnie zielarsko uzdolnionych, ale dobrze radziła sobie z podążaniem za instrukcjami. A przynajmniej jako tako. Wyglądało jednak na to, że tym razem to wystarczyło, bo roztwór udał się i uleczył biednego kwiata, który po kilku minutach wyglądał jak nowy... znaczy, zdrowy. Tak. Zdecydowanie jej to wyszło.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
rozpoznane choroby 4 k100 w poprzednim etapie 67 lekarstwoniedobór wapnia jak ci poszło?3 + 2 = 5, jest ok punkty dla domu +5
Nigdy by nie podejrzewała, że zostanie zaatakowana przez grabie w cieplarni. Że w ogóle gdziekolwiek zostanie przez nie zaatakowana. Zanim się tak ostatecznie pozbierała to minęła ładna chwila, ale czemu tu się dziwić - doznała lekkiego szoku i gwiazdki pojawiły jej się przed oczami. Kiedy jednak profesorka zaczęła tłumaczyć na czym będzie polegać dalsza część lekcji, skupiła się na tyle na ile mogła na jej słowach, ciągle z grymasem na twarzy trzymając dłoń na czole, gdzie zapewne miała czerwony ślad. Nos szczęśliwie nie ucierpiał bardzo, a jeszcze dodatkowo posłużyła się zaklęciem leczniczym, żeby schłodzić to miejsce. Założyła rękawice, które chyba były wolne skoro leżały jak porzucone gdzieś z boku i zabrała się do pracy. Trafiła się jej roślina z niedoborem wapnia, z czego nawet się ucieszyła, bo pamiętała jak sobie z tym poradzić. Wzięła się za przygotowywanie odpowiedniego roztworu i przynajmniej tutaj obyło się bez nieprzyjemnych niespodzianek. Chociaż lepiej nie chwalić dnia przed zachodem słońca... Musiała jeszcze podać mieszankę roślinie, a tu mogło być różnie. Nawet się nie zorientowała, że wstrzymuje oddech czekając na reakcję zielska, dopóki nie zaczęło jej brakować tlenu. Wzięła gwałtowny wdech, z ulgą spostrzegając, że z liści zaczynają znikać objawy choroby.
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
rozpoznane choroby 2 k100 w poprzednim etapie 57 lekarstwo2 - czaromszyce i czarognojówka jak ci poszło?4 (+1, ale bez znaczenia) - średniawka z plusem punkty dla domu +5pkt
Nie mógł narzekać na nudę na Ziele, choć powiedzieć, że lekcje z młodą profesor były normalne, to jak porównać buchorożca do motylka. Jak nie amortencja, to gadające rośliny. Ale przynajmniej potańczył sobie do pierwszorzędnej muzyki, o. Wszystko co dobre - szybko się kończy, a więc musiał zająć się kolejnym zleconym zadaniem. Skoro już rozpoznał te małe magiczne robaczki, to teraz wypadałoby pomóc biednej roślince i wytępić te czaropasożyty. Coś tam wiedział, coś tam pamiętał, ale z pomocą i tak przyszły notatki oraz wskazówki prowadzącej. Był dobrej myśli, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zaraz będzie musiał zająć się gównianą robotą, dosłownie. No ale! Nie takie rzeczy się robiło, prawda? Gnojówka nie była czymś najgorszym na świecie, a on przecież nie był jakąś księżniczką Disneya, żeby brzydzić się tak pospolitego nawozu. Najpierw jednak zebrał miseczkę krwawego ziela i pokrzywy, by po chwili posiekać je drobno przy pomocy zaklęcia. Dopiero na sam koniec połączył wszystkie składniki w jedną, cuchnącą całość. Lekarstwo było gotowe. Opryskał porządnie chorowite liście i łodygi, z zaciekawieniem patrząc jak czaromszyce kończą marnie w brudnawej mazi. Upłynęło kilkanaście minut i roślina wyglądała... całkiem dobrze. Po mszycach nie było ani śladu, liście magicznie ozdrowiały. Chyba wszystko poszło zgodnie z planem.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Nie była dobra w zaklęciach uzdrawiających, w każdym razie nie tak, żeby rzucać je sama na siebie. Co prawda potrafiła nastawić komuś złamany palec, albo zasklepić jakieś małe rany, ale nie czuła się bynajmniej tak pewna, żeby celować sobie w twarz. Wytrzasnęła więc skądś chusteczkę i podłożyła ją pod cieknący szkarłatem nos, kiedy słuchała kolejnych słów nauczycielki. Szybko zabrała się do pracy, kiedy przypadł jej jedynie niedobór żelaza. Nie do końca wiedziała co robić, ale jak to się mówi – głupi ma szczęście, tak więc poszło jej aż za dobrze. Z dumą jednak spojrzała na Vicario, bowiem każdy kto Ruby choć trochę znał, wiedział, że każda roślina przy niej zwyczajnie zdychała, zupełnie tak jakby Maguire była przeklęta. Ta tutaj jednak wypuściła piękne kwiaty! Może to przez dodanie tych kilku kropel jej krwi, która przypadkiem przedostała się przez chustkę? Była zadowolona, szczególnie po ostatniej porażce na eliksirach.
Zlecone jej w ramach kółka zadanie sprzątnięcia cieplarni zdecydowanie przypadło jej do gustu. Choć do pielęgnacji roślin miała dwie lewe ręce, to jednak lubiła wsłuchiwać się w teorię przedmiotu i zawsze udzielała jej się atmosfera panująca w szkolnych cieplarniach, nawet jeśli obecne tam tentakule miały ochotę ją porządnie chlasnąć, gdy nazbyt gorliwie chciała im pomóc. Na wykonanie tej zbawiennej misji wyznaczyła sobie poranek tuż po śniadaniu, sądząc, iż po wszystkich lekcjach czekających ją tego dnia zniechęciłaby ją idea dodatkowej wycieczki na błonia. Przez moment korciło ją, by wejść do paradoksalnie ubóstwianej przez uczniów cieplarni numer trzy, ale gdy przypomniała sobie, że w ramach zadania musiała również przesadzać niektóre rośliny w potrzebie, szybko jej się odwidziało. Raczej nie miała aż takich sił witalnych, by mocować się z chociażby mandragorami; zresztą w tym porannym roztargnieniu pewnie zapomniałaby założyć nauszniki i nieszczęście gotowe. Wślizgnęła się więc do cieplarni numer dwa, tej samej, w której przebiegły ostatnie, pełne chaosu zajęcia. Tuilelaith uśmiechnęła się pod nosem na samo ich wspomnienie, bo nawet mimo faktu, iż ledwo co utrzymała się wtedy w stanie przytomności, to jednak nie dało się negatywnie ocenić cyrku, jaki odgrywał się pod skrzydłem beztroskiej profesor Vicario. Dziewczyna miała pod ręką jakieś stare rękawice robocze, szybko więc je założyła. Rozejrzała się powoli po wnętrzu i stwierdziła, że faktycznie, roboty tutaj było sporo. Parę roślin przebywało w pękniętych doniczkach, a tych wysypywała się nie najlepszej jakości ziemia. Brennan podeszła do nieco podwiędłego asfodelusa, obierając go sobie jako swojego pierwszego pacjenta. Jej ruchy były dość chaotyczne, ale jakoś udało jej się zgrabnie przesadzić lilię i ożywić ją nawozem. Podczas przeglądu przyborów dostrzegła, iż wiele potrzebnych rzeczy jest uszkodzonych lub nie ma ich w ogóle, więc wedle wytycznych zadania naprędce wyciągnęła zabrane ze sobą byle jaki notesik oraz pióro i zapisała ów fakt.
Sama była dość dobrze zaznajomiona ze stanem szkolnych cieplarni. Gdy tylko czas jej na to pozwalał spędzała tu mnóstwo czasu pogłębiając wiedzę na temat roślin oraz pomagając profesorom utrzymać wszystko we względnym porządku. Niestety pracy było mnóstwo, a on przez obowiązki prefekta nie mogła spędzać tu tyle czasu ile by chciała. Dlatego też, gdy okazało się, że jednym z jej obowiązków, jako członkini Stowarzyszenia Miłośników Przyrody ma być ogarnięcie jednej ze szkolnych cieplarni, od razu się ucieszyła. Została na noc w zamku i skoro świt ruszyła, by złapać jakieś śniadanie w Wielkiej Sali, a gdy już się pożywiła od razu ruszyła w kierunku błoni. Otworzyła drzwi do cieplarni i ze zdumieniem zobaczyła, że nie jest w niej sama. Zazwyczaj nikt się tu nie kręcił prócz niej. Sporadycznie spotkała tu Yuuko, czy inną puchonkę, ale na pewno nie spodziewała się zastać tutaj Tuilelaith. -Hej! Też jesteś tu z misją od Profesor Vicario? - Przywitała się z uśmiechem ze ślizgonką, po czym włożyła na ręce swoje wierne rękawice ze smoczej skóry. Nie wyobrażała sobie pracy bez zachowania podstawowych środków ostrożności. -Masz może już obraz, co najbardziej wymaga naszej opieki? - Rozejrzała się po cieplarni, by wzrokowo ocenić szkody. Niestety zapowiadało się, że tak łatwo im nie pójdzie. Tojad zdawał się być przygnity, różanecznik miał podgryzione liście, a ziemia wokół innych krzaczków zdawała się płakać z suchoty. Ruda postanowiła zająć się najpierw obgryzionymi liśćmi. Pamiętała z ostatniej lekcji zielarstwa, jakie szkodniki powodują taki stan rzeczy i jak przygotować odpowiednie lekarstwo.
Dziewczyna stała tak jeszcze przez dobrą chwilę, myśląc, co by tu jeszcze mogła zdziałać na własną rękę, dopóki nie dobiegł jej głos drugiej osoby. Odwróciła się z lekkim zdziwieniem, bo nie spodziewała się tu raczej nikogo o tej porze, a jej oczom ukazała się Irvette. - Hej! - odparła serdecznie, a uśmiech rozjaśnił jej twarz. - Tak, uznałam, że rąk do pomocy tu nie zabraknie. - Rzeczywiście choć laikowi w ogóle nie rzuciłoby się to w oczy, to jednak uważny obserwator wiedział, że kółko czekało jeszcze mnóstwo pracy. - No cóż, większość roślin wydaje się być poszkodowana... Myślę, że brakuje im odpowiednich warunków, to znaczy niektóre są w za ciasnych albo popękanych doniczkach... no i nie widzę takich, które mogłyby je zastąpić, bo przeważająca część wydaje się uszkodzona. - Zwykle nie udzielała jej się gadatliwość, ale teraz była natchniona motywacją do pracy, więc raczej nawet do niej nie dotarło, że wychyla się z zazwyczaj przyjmowanej przez siebie roli szarej myszki. - Och, to chyba jakieś szkodniki... Na ostatniej lekcji niestety słabo się przykładałam, więc nie mogę stwierdzić, jakie - dorzuciła swoje trzy grosze, gdy zobaczyła, że Ślizgonka obserwuje jakąś poszkodowaną sadzonkę.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Każda wolna chwila zazwyczaj była spędzana przez Rudą w cieplarni. Ostatnio niestety takich momentów było mniej. Zbliżający się koniec roku dawał się wszystkim mocno we znaki i prefekci mieli ręce pełne roboty. Nie mówiąc już o zamieszaniu, jakie wywoływali niektórzy uczniowie znikając, bądź wdając się w bójki czy inne niebezpieczne sytuacje. Ruda cieszyła się, że tego poranka będzie jej dane odpocząć wśród zieleni nawet, jeżeli miało się okazać, że nie będzie tam sama. -Nie przestaje mnie dziwić to, w jak kiepskim stanie są szkolne cieplarnie. Jak można posadzić te biedaczki w tak nieprzyjaznych warunkach. - Dotknęła czule dość suchej łodygi jednej z sadzonek, która wyraźnie dusiła się w swojej doniczce. Coś czuła, że same nie będą w stanie zaradzić wszystkiemu. Przynajmniej nie w jeden dzień. -A może by te donice naprawić i magicznie powiększyć? - Zaproponowała, bo faktycznie niedobór sprzętu rzucał się dość mocno w oczy. -Tak, tak, to czaromszyce. Paskudne robale. Działa na nie gnojówka z pokrzywy i krwawego ziela. Przygotowywałaś kiedyś taką? - Zapytała, powoli szykując wszystko do stworzenia odpowiedniej mieszanki, jaką będzie mogła potem spryskać wyżarte przez robaczki liście i łodygi, by nie tylko je nieco podleczyć, ale też zapobiec kolejnym szkodom.
Zajęcia zielarstwa, które odbywały się w tym roku z pewnością nie sprzyjały wielu magicznym roślinom, które nierzadko ucierpiały w czasie spotkań z mniej doświadczonymi w sztuce zielarstwa czarodziejami. Yuuko pamiętała doskonale, że niektóre z nich naprawdę szybko zaczynały więdnąć lub też spotykał je o wiele gorszy los (jak chociażby eksplozja). Dlatego też nic dziwnego, że chętnie przystąpiła do akcji związanej z sadzeniem nowych roślin, które miałyby służyć uczniom po wakacjach, a także pomóc w rekonwalescencji tych, które spotkała jakaś krzywda. Weszła do cieplarni ubrana w swój nieodzowny dres do prac ogrodniczych i naciągnęła na dłonie rękawice, które miały chronić ją przed tymi z mniej przyjaznych roślin i drobnych zranień w czasie pracy. Zaczęła od przygotowania małego skrawku ziemi przy ścianie cieplarni, którą postanowiła przekopać, aby spulchnić ją nieco, a następnie wykonać w niej wgłębienia, pod niektóre z sadzonek i nasion, które posiadała dzięki uprzejmości profesor Vicario. Pamiętała o tym, aby zachować odpowiednie odstępy między kolejnymi wykopkami, aby nie blokować odpowiedniego rozwoju roślin, które mogłyby na pewnym etapie zacząć rywalizować o miejsce i wrastać wzajemnie na swoje miejsce. Każdą sadzonkę i nasiono następnie przysypała odrobiną ziemi, a następnie podlała przy pomocy znajdującej się gdzieś w cieplarni konewki, którą zaprzęgła do pracy przy pomocy odpowiedniego zaklęcia, by samej zająć się resztą tego, co było jej potrzebne. Jej wzrok spoczął na uszkodzonych roślinach w doniczkach. Przy pomocy różnego rodzaju nożyc i sekatorów, które dobierała pod kątem tego jak trudno byłoby jej się uporać z odcięciem chorej części rośliny, zaczęła usuwać obumarłe, przegniłe i ogólnie rzecz biorąc uszkodzone części roślin. Spora część z nich potrzebowała również odpowiedniej kuracji przy pomocy specjalnie przygotowanych dla nich odżywek mających dostarczyć im potrzebnych substancji odżywczych, których im brakowało, co mogło doprowadzić do licznych problemów. Doskonale widziała różnego rodzaju plamy i przebarwienia na liściach niektórych z nich oraz innego rodzaju uszczerbki na zdrowiu roślin. Jej celem było pochylenie się nad jak największą ilością przypadków jak tylko mogła. Wiedziała, że zielarstwo raczej nie należało do jakoś szczególnie popularnych przedmiotów w Hogwarcie i raczej niewiele osób mogłoby zająć się cieplarniami, które wymagały interwencji. Całe szczęście, że wszystko szło jej w miarę sprawnie. Wypracowała sobie pewien rytm pracy, wspomagając się odpowiednimi specyfikami i zaklęciami, gdy tylko zachodziła ku temu potrzeba. A to skierowała konewkę do podlania przesuszonej rośliny, to sama przy pomocy magii osuszyła ziemię w przelanej doniczce, a następnie przeszła do napełniania pustych doniczek czarną ziemią oraz odrobiną nawozu, aby przesadzić niektóre z roślin, które potrzebowały nieco więcej miejsca po tym jak podrosły. Ogólnie rzecz biorąc podobało jej się to wszystko i miała nadzieję, że jej praca przysłużyła się znacznie szkole. z|t
Raz po raz - gładko, bez problemu - poruszała się po tej cieplarni także Delilah. Ubrana była w szkolny mundurek, raz po raz zakładając odpowiednie rękawice ochronne, ażeby podczas zabawy z grządkami nie przyczynić się do wytworzenia jakiejś ranki w wyniku zabawy i tym samym zakażenia. Bawienie się z takimi rzeczami nie sprawiało jej najmniejszego problemu - wbrew pozorom z praktycznych umiejętności pod względem przedmiotów powiązanych stricte z działaniem natury, no cóż, była całkiem niezła. Z resztą nie szło jej tak, jak chciała, by to w rzeczywistości wyglądało. Nie bez powodu doniczki zdawały się być tym samym w stanie niemożliwym do użytkowania, ale też - zapasy poszczególnych kończyły się i kurczyły, a dziewczyna, która to nie mogła sobie poradzić nawet z najprostszymi inkantacjami, westchnęła ciężko pod nosem. Jedna próba, druga próba, Reparo było na nic. Dopóki nie zauważyła Irvette - co prawda jej nie znała, ale odznaka prefekta umożliwiła podjęcie się wysiłku, tudzież wystosowania odpowiednich słów, kiedy to postanowiła podejść, troszeczkę prawdopodobnie przeszkadzając w rozmowie z drugą Ślizgonką. Z torbą na ramieniu, wypełnioną ogromnymi cegłami, tudzież z okularami na nosie, wszak niespecjalnie się z nimi rozstawała, mając znacznie poważniejszą wadę wzroku, odważyła się zapytać o pomoc, trzymając w niewielkich dłoniach jedną ze starych, pękniętych doniczek. - Ehm, dzień dobry....? - zaczęła (mimo całkiem podobnego wieku), spoglądając nieśmiało w stronę rudej przedstawicielki domu Salazara Slytherina, trochę mocniej ściskając palce, kiedy to ogarnęła sama sobie jeden z dłuższych kosmyków prostej grzywki na czole. No, prawie prostej. - Mam drobny problem z kończącymi się doniczkami. Em, mogłabym prosić o pomoc w naprawie starych? Nawet proste Reparo mi nie wychodzi... - zapytała się niepewnie, kierując jasne tęczówki ku ziemi, gdzie znajdowały się czubki butów. Bycie, mówiąc wprost, idiotą z zaklęć, nie było czymś pożądanym. I chociaż posiadała całkiem sporą wiedzę na temat czarów, nigdy nie była w stanie ich prawidłowo wystosować.
Właśnie obmawiała strategię działania z Brennan, gdy podeszła do niej jakaś dziewczyna. Na pierwszy rzut oka wyglądała na kogoś w okolicy jej wieku, ale była zdecydowanie bardziej nieśmiała. Ruda machinalnie wręcz przybrała na twarz przyjazny uśmiech i bardziej otwartą postawę ciała. -No cześć, w czymś Ci pomóc? - Zapytała przyjaźnie, widząc zdenerwowanie dziewczyny. Nie chciała biedaczki wystraszyć szczególnie, że miała na sobie plakietkę sugerującą, że powinna być pomocna dla zagubionych duszyczek. -Donice są na wagę złota. Pewnie, że pomogę. - Podeszła tam, gdzie leżało pełno pękniętych skorup i początkowo wzrokiem oceniła szkody, z jakimi miała się zmierzyć. -Chcesz pomocy w samym zaklęciu, czy mam je naprawić za Ciebie? - Spytała, po czym zademonstrowała dziewczynie, jak naprawdę powinno wyglądać udane Reparo wraz z odpowiednim naciskiem w inkantacji i pozornie prostym ruchem różdżki.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Widok zestresowanej dziewczyny mógł naprawdę być dziwny, ale też - nie ma co się dziwić. Sama wyglądała jak szara myszka chowająca się po kątach, byleby ktoś jej nie zauważył. I tak trochę było, a dziwny brak pewności siebie przedzierał się wraz z każdą koniecznością proszenia o pomoc w czymkolwiek - bo przecież nie chciała, żeby ktoś odwalał za nią robotę. Czuła się z tym źle, ale obecnie nie widziała wyjścia, jako że sadzonek było jeszcze sporo, a sama - niestety - nie posiadała możliwości naprawienia donic za pomocą Reparo. Wiedza teoretyczna pozwalała jej dokładnie zapoznać się z chwytami alfa i beta, najróżniejszymi ruchami nadgarstka, a i tak czy siak zwyczajnie jej to nie wychodziło. Różdżka pałała iskrami jak rozwścieczona, nie chcąc się słuchać młodej studentki. Poprawiwszy własną koszulę, która była trochę ubrudzona ziemią, co świadczyło o przebywaniu w tym miejscu przez dłuższy czas, ale w osamotnieniu, gdzieś na tyłach, spojrzała jasnymi tęczówkami raz to ponownie na czubki własnych butów, raz to na własne dłonie. - Nawet jakbym chciała rzucić... - zademonstrowała, gdzie drewniany patyczek w ogóle się nie słuchał, zsyłając ogromną falę iskier lub nie reagując. Ruch był jak najbardziej poprawny, inkantacja także, więc problem nie leżał pod względem bycia totalną ignorantką na stosowną wiedzę. - ...to mi to nie wyjdzie. - słabo się uśmiechnęła, wzruszając ramionami, by następnie wyciągnąć parę więcej donic, które wymagały odpowiedniej renowacji. Dziewczyna naprędce zaczęła czyścić je szmatką, zdejmując na chwilę rękawice, by mieć lepsze wyczucie materiału znajdującego się pod opuszkami palców. - Donice są wyczyszczone w większości - wskazała jednym z drobnych palców w stronę poukładanych w rzędzie przedmiotów - ale właśnie jest z tymi... pęknięciami. Niestety, z tym sobie nie mogę poradzić. - jak z większością zaklęć, chciałoby się dodać, ale Delilah nie zamierzała kopać sobie dodatkowo dołków pod sobie, dlatego nieśmiało się uśmiechnęła, poprawiając okulary w złotej oprawce na nosie. - I chociaż wiem, jak to może wyglądać z zewnątrz, to nie, nie wykorzystuję, bo mi się nie chce, spokojnie. Po prostu... magia mnie chyba nie lubi. - nerwowo zacisnęła palce na materiale, z którego została wykonana jedna z doniczek, by wyczyścić ją manualnie. Innego wyboru nie miała, ale też, gdyby miała to kleić własnoręcznie i naprawiać starymi metodami, minąłby cały dzień. Teoretycznie w tym wieku nie powinna mieć problemów z zaklęciami, a jednak miała.
Ruda zdecydowanie wolała jak ludzie w niej byli zestresowani niż nazbyt pewni siebie. Po części nauczona była jak obchodzić się z takimi ludźmi, ale też jej naturalna zdolność do okazywania troski, nawet jeśli nie zawsze szczerej, pomagała w tych interakcjach. Obowiązki prefekta, jakie na niej ciążyły również nie pozwalały przejść obojętnie obok dziewczyny, która zdecydowała się poprosić ją o pomoc. -Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Ta różdżka jest oryginalnie kupiona przez Ciebie? - Zapytała nieco zamyślona, gdy zauważyła lecące z jej magicznego kijka iskry. Było to dla Irv coś niespotykanego szczególnie, że sama otaczała się raczej utalentowanymi magami. -Widzę, że wręcz lśnią. Dobra robota! - Pochwaliła pracę, jaką ta wykonała, bo widać było, że choć skorupy były niekompletne, brakowało na nich typowych dla starych donic zabrudzeń. -Nie przejmuj się, naprawię te donice. Możesz w tym czasie przygotować nawóz dla tamtych hibiskusów? Dwie miarki smoczego łajna i kilka kropel spulchniacza powinny wystarczyć. - Poprosiła, bo pracy w cieplarni było naprawdę mnóstwo, a skoro dziewczyna i tak się tu kręciła, to mogła przy okazji przysłużyć się społeczeństwu. -Jakbyś potrzebowała pomocy, śmiało pytaj. - Dodała jeszcze, po czym podwinęła wyżej rękawy i zabrała się za doniczkowe porządki.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Sama Delilah była głównie zestresowana z konieczności poproszenia kogoś o pomoc i ogólnie swoich braków w postaci rzucania zaklęć. Nie było z tym dobrze, a też, od zawsze miała problem z nawet najprostszymi urokami, więc zdołała się do tego przyzwyczaić, choć czuła, że bez magii zbyt wiele nie podziała. Świat czarodziejski się na nim opiera, a brak jakichkolwiek umiejętności pod tym względem wcale nie były mile widziane. Mogła w sumie odetchnąć z ulgą, gdy nie została uznana za leniwą duszyczkę, której się nic nie chce - bo chciała, ale nie posiadała ku temu większych możliwości. Raz na ruski rok się zdarzy, że magiczny kijek postanowi wypełnić polecenie, ale zbyt rzadko, by mogła mu ufać, w związku z czym nie bez powodu czuła się zawstydzona. - Tak, miałam wcześniej jeszcze wiele innych, ale... najwidoczniej tak to już jest. - wzięła głębszy wdech, zanim to nie zademonstrowała donic, które były wyczyszczone i zadbane - gdyby nie te ubytki w strukturze. Poprawiwszy okulary i nieustannie przeszkadzające kosmyki włosów, wyczyściła szmatką jedną z kolejnych, co nie sprawiało jej żadnego większego problemu. No ba, taka praca zdawała się mieć wartości odstresowujące, czego była świadoma. - Och... dziękuję... - trochę nie szło jej przyjmowanie komplementów, dlatego wbiła z powrotem wzrok w dłonie, które skrupulatnie wyczyściły kolejny obiekt, dzięki czemu mogła przejść do następnej czynności. - T-tak, nie ma problemu. - nawet nie zauważyła, jak się zająkała, kiedy to poszła zająć się nieopodal przygotowaniem odpowiedniego nawozu. Na szczęście to nie sprawiło jej żadnego większego problemu; raz po raz, mimo niewielkich rozmiarów (sama dziewczyna była niska), dawała sobie nieźle rady z fizyczną pracą, przygotowując odpowiedni nawóz w swoim własnym tempie. - Dziękuję... - kiwnąwszy głową, w pewnym momencie zastanowiła się na krótki moment, przymykając oczy. - I, uhm... mam na imię Delilah. - uśmiechnęła się nieśmiało w stronę dziewczyny, kiedy to połączenie dwóch miarek smoczego łajna i kropel spulchniacza w odpowiedniej proporcji wystarczyły, by zrobić wartościową odżywkę dla hibiskusów. Jeszcze dziewczyna sięgnęła po znajdujący się nieopodal dziennik nawożenia przez uczniów, ostrożnie odczytując wartości, które to się tam znajdowały. - Och, te hibiskusy... dawno nie były nawożone, rzeczywiście. - mruknąwszy, dziewczyna spojrzała na grządki, zauważając również to, że kwiatki miały naprawdę ciężko pod opieką mniej lub bardziej pilnych uczniów.