Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Złość jaką Eskil w nim rozpętał, na skutek jego dziecinnego zachowania, którym chciał mu pokazać, że jest zdolny do wszystkiego i wszystko mu wolno dość dynamicznie przeistoczyła się w swoiste zdezorientowanie i niepewność. Związane to było z jego odczuciami, w stosunku do samej bliskości z chłopakiem. Wcześniej wydawało mu się, że ta chęć pragnienia go wynikała jedynie z amortencji, którą nasączone były ciastka, jednak w tej chwili nie miał już pewności co do tego. Teraz, kiedy miał go przed sobą i nic nie stało na przeszkodzie, aby sprawdzić dokładnie jak reaguje na niego jego ciało. I w sumie nie miał nic do stracenia tak naprawdę, bo zrobiłby to z czystej ciekawości. Był tylko ciekawy, prawda? To był jedyny powód, dla którego przysunął się do niego? I tylko dlatego z takim skupieniem przyglądał się jego pełnym ustom, które wręcz prosiły się o uwagę? Że to... to... chore. N-nie rozumiem tego. Miał dokładnie tak samo. To niepokojące uczucie trapiło go wyjątkowo, bo tak naprawdę nie wiedział czego ma się jeszcze po sobie spodziewać. Odpowiedź na jego osobisty eksperyment miał podają jak na tacy, kiedy przeszedł go intensywny dreszcz, w momencie, gdy dłoń Eskila znalazła się na jego szyi. Z pewnością młodszy chłopak też musiał wyczuć chwilowe drżenie jego ciała, pod wpływem jego dotyku. Wciągnął gwałtownie powietrze, przez rozchylone usta i zdołał jedynie wolno zacząć je wypuszczać, kiedy poczuł wargi Eskila na swoich własnych. Trwało to może ze dwie sekundy, ale przez ten czas wydawało mu się, że zmiażdży dosłownie nadgarstek chłopaka, który nadal trzymał chwytem swojej dłoni, choć już nie nad jego głową, a z boku na wysokości barków. Przycisnął jego rękę mocniej do ściany, jakby to miało przedłużyć tę chwilę lekkiego muśnięcia, na które zdecydował się Eskil. Wściekła pompa, tłocząca krew w jego piersi zaczęła zawzięcie dudnić, zagłuszając niemal całkowicie jego myśli. Skupił się tylko i wyłącznie na tym błogim doznaniu, po którym nigdy nie spodziewałby się, że będzie tak przyjemne. Gdzieś tak w otchłaniach umysłu tkwiło mu to, że to nadal jest Eskil, który jest tak bardzo irytujący i dziecinny... Ale to w tej chwili się nie liczyło. Za bardzo pragnął znów poczuć się jak pod wpływem amortencji. I nawet nie sądził, że w tej chwili nie dość, że nie będzie niczego żałował, to jeszcze będzie chciał zasmakować więcej. Dlatego podniósł wzrok na chłopaka, który wydawał się oczekiwać jakiejkolwiek reakcji z jego strony. W milczeniu przez ułamek sekundy ponownie spotkały się ich spojrzenia, po czym uniósł wolną rękę, aby ułożyć ją na plecach Eskila. Jednej ruch wystarczył, aby przyciągnąć go pewnie do siebie i zatopić usta w jego wargach, które łączyły ich ze sobą jak magnez. Nie chciał im odmawiać. Nie chciał przestawać. Był zbyt słaby na to, zbyt egoistyczny, aby liczyć się z jakimikolwiek konsekwencjami. Po prostu dał się ponieść tej sile, która wyraźnie dawała mu do zrozumienia, że warto. Ramię Eskila opadło wzdłuż tułowia, kiedy Dear rozluźnił uścisk i tym samym wytoczył ścieżkę dłonią wzdłuż jego przedramienia, potem samego ramienia i barku, aby wpleść palce w jego jasne kosmyki. Od znajomego zapachu chłopaka, którego nie potrafił określi, a który tak bardzo uzależniał, zakręciło mu się w głowie. Jęknął cicho wprost w jego usta, upojony tym zapachem, który popchnął go niemal natychmiast do tego, aby pogłębić pocałunek, próbując poznać na nowo tę przyjemność, jaką sprawiały mu te doznania. Teraz, kiedy ich oddechy tworzyły jedną całość, a języki splatane były ze sobą w idealnym tańcu, pochłaniało go to całkowicie, rujnując kompletnie to wszystko co próbował od siebie odsuwać. To dlatego miał wrażenie, że amortencja działała tak intensywnie... Dlatego, że podświadomie naprawdę pragnął Eskila. I to było silniejsze od niego.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
W całym tym mętliku postanowił doczepić się kurczowo myśli, że to wszystko dzieje się z ważnego powodu - potrzebował sprawdzić czy jego przypadkowe zainteresowanie chłopakiem jest czymś więcej aniżeli jednorazowym efektem nieumyślnego zażycia eliksiru miłości. Wystarczyłoby posłuchać bicia własnego serca oraz szumu krwi, aby uzyskać odpowiedź. Hunter podszedł przecież na odległość, która nie powinna stanowić większego problemu, a jednak wytęskniony organizm Eskila ożywił się i od razu przyspieszył przepływ krwi w żyłach. Nie rozumiał dlaczego tak się dzieje i czemu wcześniej, na początku ich znajomości nawet na myśl by mu nie przeszło, że pewnego dnia tak zachłannie zapragnie jego pocałunków. Minęło zbyt wiele dni aby mógł przypisać ten stan amortencji, był trzeźwy, wiedział na co się zanosi i doskonale pojmował, że Hunt spoglądał na jego usta z taką pasją, że byłby się tu zarumienił gdyby nie był tak przejęty. Wydawało mu się, że i własnym spojrzeniem zdradzał zbyt wiele, tak upierdliwie wpatrywał się w wyraz jego twarzy i próbował określić czy ma prawo właśnie teraz powziąć się na to szaleństwo i scałować naskórek jego ust. Nim ten pomysł miał dotrzeć do pozostałych przy życiu szarych komórek, zrobił to. Nie rozumiał skąd miał w sobie tę odwagę, która równie dobrze mogła być przejawem zdiagnozowanej już eskilowej głupoty. Drgnienie jego ciała pod tym lekkim dotykiem było niczym krzyk, by nie zwlekać, pospieszyć się, bo przecież lada moment zastanowią się nad tym, co chcą zrobić i mogą nie daj Merlinie, posłuchają rozsądku. Męczył się myśleniem, a więc postanowił przez chwilę się nie zastanawiać czy robi słusznie. Skręcał się w środku za Hunterem, czy tego chciał czy nie. Najwidoczniej i sam ślizgon odczuwał coś podobnego, bowiem nie odskoczył, a jedynie wytłaczał na jego nadgarstku trwalsze ślady swych palców. Stłumił syk próbując zlekceważyć ten impuls bólu. Im mocniej Hunt go trzymał tym powietrze między nimi robiło się gorętsze. Przesunął dłoń po ciepłej szyi kiedy ich spojrzenia siłą rzeczy się spotkały. Spiął się, wstrzymał oddech i w trakcie tej chwili umarł jakieś trzy razy, gdy stres go od razu zaatakował. Nie słyszał swoich myśli, serce histerycznie zaczęło wybijać coraz szybszy rytm, ledwo nadążając dotlenić mózg skoro napływ tlenu ustał. To była okropna chwila, nie miał pojęcia czego Hunt szuka w jego oczach. Przyzwolenia? Przecież, do jasnej avady, pocałował go, a przecież nie powinni w ten sposób kontynuować tej relacji. Szykował się już do cofnięcia palców z jego grdyki gdy wtem Hunt wybił mu z głowy ten idiotyczny pomysł. Wystarczył ciężar dłoni na plecach, by odzyskał zdolność oddechu, który to zaraz zmieszał się z gorącym westchnieniem Huntera, gdy ich usta na nowo do siebie przylgnęły. Momentalnie wybuchł w nim ogień; zamiast jedynie zbadać fakturę jego warg, całował je żarliwie, jakby doskonale pamiętał wszelkie detale tamtego popołudnia. Wydawało mu się, że dzisiejsze spotkanie jest kontynuacją tamtego dnia. Chłodne palce Eskila jakimś cudem znalazły się już na gorącym karku, od razu wsuwając się pod ciasny kołnierzyk aby ogrzać się temperaturą jego skóry. Poruszył drugą dłonią, aby odzyskać w niej pełne czucie po solidnym uścisku Huntera i naparł wargami na jego usta, chcąc jak najszybciej zetknąć się z jego językiem, który już wcześniej doprowadzał go do szału. Cudownie przyjemny posmak wilgotnego koniuszka całkowicie wyeliminował z głowy wszelkie myśli. Przez jego ciało przemknął bardzo wyczuwalny silny dreszcz, uwiesił wolną dłoń na jego potylicy, na miękkich włosach i naparł na nie, wpijając się w jego usta z jeszcze większą pasją. Na Merlina, nie miał pojęcia, że można tak całować! Z każdym ruchem warg Huntera dowiadywał się jeszcze więcej, jak na przykład okazać namiętność jeszcze czulszym zetknięciem się dwóch języków. Czy można całować jeszcze gorliwiej czy to już ta granica? Stracił dech w piersiach, ale nie trudził się odsuwaniem po nowy zapas tlenu, oddychał tym powietrzem, które Hunt mu oddawał przy kolejnych pocałunkach. Jak to możliwe, że wciąż było mu mało? Szkolna szata zaczęła ciążyć na jego ciele, krawat wpijał się w szyję, choć już wcześniej go luzował, a więc przylgnął do chłopaka na całej długości tułowia. Przeoczył moment, gdy wilowatość zaczęła wkradać się do jego wyglądu. Działo się to, co wcześniej. Obaj mieli zamknięte oczy, całkowicie pochłonięci pocałunkami, a skóra Eskila postanowiła rozjaśnić się jakby właśnie padły na niego promienie słońca. Kolor brwi, rzęs i włosów nabrał intensywności, nie wspominając o błyszczących tęczówkach, teraz zakrytych powiekami. Nie zastanawiał się nad tym jak teraz wygląda bo szczerze powiedziawszy miał głęboko w poważaniu swoją wilowatość. Zakręciło mu się w głowie od braku tlenu, niestety musieli się oderwać na ten krótki moment. Nie chciał jednak dopuścić do chwili gdy Hunt zorientuje się jak głupio się zachowują, błyskawicznie przytrzymał jego policzki wnętrzem swoich dłoni i przytulił ich czoła do siebie, oddychając płytko i szybko, tak blisko jego twarzy jak tylko to mozliwe. Coraz mocniej wpijał palce w jego poliki, niechcący gładząc kciukiem wydatną kość policzkową. Nie zastanawiał się jak bardzo mogłoby to być idiotyczne, zbyt wiele hormonów kotłowało się w jego ciele by miał siłę rozważać czy nie zachowuje się zbyt pewnie. Po kilkunastu sekundach uznał, że ten zapas tlenu musi mu wystarczyć, wrócił zachłannie do jego warg, smakując je na wszystkie znane sobie sposoby, jakby chciał się nasycić nimi na przyszłość wszak nie wiadomo czy kiedykolwiek jeszcze im odbije w tym samym czasie. Nie pamiętał tego momentu kiedy jego dłonie wgramoliły się pod materiał jego szkolnego swetra, by dostać się do gładkiej i gorącej skóry jego pleców. Naprawdę nie wiedział jak to się stało, zatracił się całkowicie i nie mógł myśleć o niczym innym jak o tym, jakie jest to cudowne, przyjemne, upragnione i wymarzone.
Myślenie w tym momencie było ostatnią rzeczą, której im było trzeba. Nic nie było tak istotne jak to rozlewające się po jego ciele ciepło, które jednocześnie dawało mu do myślenia i popychało do kolejnych, coraz to śmielszych i zdecydowanych gestów. Najpierw mimowolnie odpowiadając na dotyk warg Eskila naciskiem palców na przegub jego dłoni, aby kilka chwil później poznać fakturę jego włosów, w które to tak żarliwie się wczepił. Nie był w stanie zareagować inaczej, nie mógł powstrzymać się, aby nie przyciągnąć go do siebie i nie poczuć walącego w piersi serca, które jasno mówiło, jak ten pocałunek wiele zmieniał. Po jego umyśle tułało się wiele myśli, jednak skutecznie je ignorował skupiając się tylko i wyłącznie na szorstkiej powierzchni ust Eskila, które tak starannie odpowiadały na jego pocałunki. Zdawało się, że oszaleje od tego gorącego języka, którego było mu dane posmakować za każdym razem, kiedy chłopak mu na to pozwalał i sam wychodził na przeciw jego własnemu. Zauważając, że Ślizgon pragnie tego tak samo mocno jak on, przylgnął do jego ciała ciasno, jakby każdy choćby milimetr odstępu powodował falę bólu. Błądząc dłonią po jego plecach, oddawał się całkowicie rozkosznej pieszczocie, która powoli zatracała jego umysł, nie pozostawiając w nim już ani jednej niepotrzebnej myśli. Liczył się tylko On. Jego zachłanne wargi, tak ochoczo skubające jego własne, palce badające wrażliwą skórę karku, na której pojawiła się lekka gęsia skóra, spowodowana różnicą temperatur pomiędzy ich ciałami. Miał wrażenie, że jest pijany, zupełnie odłączony od świata, ubezwłasnowolniony. To pragnienie posiadania Eskila przy sobie odbierało mu jakąkolwiek kontrolę nad sobą. Jeszcze przed momentem chciał rzucić nim o ścianę w złości, a teraz zrobiłby to samo, tylko w zupełnie innym celu. Intensywne bodźce jakie dostarczały u namiętne pocałunki, które dzielił z chłopakiem, powoli nakręcały go jeszcze bardziej i bardziej. Czuł się jak w pędzącej machinie, potężnym Globtroterze, nie posiadającym hamulców. Nie pamiętał już nawet o dostarczaniu tlenu do płuc, chociaż te już się o niego dopominały, kiedy zaczął czuć zawroty głowy, jednak nie był wstanie oderwać się od Eskila, próbując coraz to bardziej zapalczywie pokazać mu jak bardzo pragnie go w tej chwili. To badał koniuszkiem języka jego podniebienie, to przygryzał jego dolną wargę, na moment zasysając ją, aby sprawić mu jeszcze większą przyjemność. Dopiero kiedy poczuł chłodne dłonie na swojej twarzy i te cudowne usta zniknęły z jego zasięgu, mógł pozwolić sobie złapać oddech. Automatycznie rozchylił powieki, a twarz Eskila była nadal bardzo blisko i mógł zobaczyć dokładnie, jak znów przebija przez niego wilowaty gen. Rozpromieniona skóra, która wydawała się wręcz świecić nieznanym blaskiem, na moment znowu zaparła mu dech w piersiach, jakby ten widok zobaczył pierwszy raz w życiu. Jednak tak nie było. Wtedy też uaktywniła się jego wilowatość i Hunter też nie mógł wyjść z podziwu z jak bardzo doskonałą istotą ma do czynienia. Czując delikatny kciuk na swoich policzkach, przymknął oczy, próbując uspokoić oddech, a ten niewinny gest był ku temu najlepszą okazją. Mogłoby się wydawać, że w ciągu tych kilkunastu sekund, kiedy byli tylko wtuleni w siebie i zetknięci czołami, mógł z łatwością oprzytomnieć i zdać sobie sprawę z tego co właśnie robią, ale jego umysł był zajmowały zbyt intensywnie wspomnienia tych gorących pocałunków, które przed momentem miały miejsce. A po chwili wspomnienia te zlały się z rzeczywistością, kiedy Eskil ponownie przylgnął do jego ust, a po plecach Hunta przeszedł intensywny dreszcz przyjemności. Poczuł na swojej skórze jego chłodne palce i znów oszalał, jeszcze żarliwiej wpijając się w wargi chłopaka, by po chwili zbadać czubkiem języka jego dolną wargę i pozwolić aby złączył się on z tym eskilowym, który smakował jak najlepsze doznanie dla jego kubków smakowych. Znów dopadła go gorączka namiętności i nie mógł powstrzymać przeciągłego westchnienia, kiedy jego dłoń zsunęła się z pleców chłopaka na wyniosłość pośladka, na którym zacisnął mocno palce. Drugą ręką, wplecioną w jego włosy starał się jeszcze bardziej przyciągać go do siebie, aby nie mógł mu uciec. Nie był w stanie opanować kolejnego drżenia ciała, spowodowanego nagłym przypływem gorąca, które rozlewało się po jego ciele, koncentrując w podbrzuszu. Był głodny jego warg, głodny ciepłego oddechu, który w tej chwili mieszał się z jego własnym. Tego ciepła bijącego z jego ciała, tak bardzo wprawiające go w jeszcze większą ekscytację. Naparł na niego, jednocześnie starając się nakierować jego kroki w stronę stolika nieopodal, na którym nie pozostało już chyba nic, co można by było z niego zrzucić. Wszystko znajdowało się na ziemi, a oni mogli zeprzeć się na blacie, by jeszcze intensywniej móc odczuwać to co się z nimi działo. Pochylając się nad Eskilem, oderwał się od jego ust i począł obsypywać pocałunkami jego policzek, aby po chwili zejść niżej ku szyi i tam skupić się, by najpierw chłopak mógł poczuć na swojej skórze jego przyspieszony oddech, później wilgotny język tuż przy płatku swojego ucha. Eskil mógł usłyszeć także cichy pomruk, kiedy ten wracał do jego rozpalonych warg. Nagle naszły go wątpliwości. Tak silnie próbował z nimi walczyć, aby w jednej chwili przebiły się przez mur jego zachłanności. Robin... - to imię przeszło mu przez myśl i wystarczyło, aby na moment odsunął się odrobinę od Eskila i spojrzał na niego niepewnie. Co on robił, do jasnej cholery? Przesunął wzrokiem po jaśniejącej cerze chłopaka, zdając sobie sprawę, że czuje dwie skrajne emocje: jego ciało pragnie z całych sił aby kontynuował to co zaczęli, a umysł, który wyłowił ze swoich odmętów informację o przyjaciółce, która była dla niego ważna, stawiał blokadę. Czuł, że to co robi jest złe względem Robin. Nawet nie był pewien tak właściwie dlatego, ale jak tylko o niej w tej chwili myślał, jego gardło ściskało się i w jego ustach pojawiała się gorycz. Oddychał nierówno, z przymkniętymi powiekami. próbując zdecydować co dalej; czemu ma ulec - pragnieniom czy rozumowi. W końcu, z bolącym sercem, puścił chłopaka i zrobił krok do tyłu, nie patrząc na niego. - Eskil... - jego głos był zachrypnięty i niepewny, kiedy odwracał się do niego plecami, aby po chwili podejść do ściany i oprzeć się o nią przedramionami z pochyloną głową i próbując pozbierać myśli. - Masz racje, to jest chore - odezwał się po chwili, oddychając ciężko, jakby jego ciało nie mogło nadal poradzić sobie ze stratą Eskila. Czuł się źle sam ze sobą. Przez to, że zachowywał się w ten sposób, niejako wbrew własnemu rozsądkowi, ale też czuł wściekłość, że przerwał to, a przecież tam bardzo tego pragnął. Miał wrażenie, że zaraz łeb mu eksploduje od nadmiaru myśli, które jak do tej pory były uśpione, tak teraz zaatakowały jego głowę jak oszalały rój pszczół.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Wydawało mu się, że umie całować. Przy Hunterze odkrywał jak wiele mu brakuje! Coraz szybciej i łatwiej tracił oddech, a przez brak regularnego uzupełniania tlenu w płucach przestawał nadążać za pocałunkami. Wybijał się z rytmu, zostawał w tyle i przez kilka chwil po prostu ulegał jego ustom, pozwalając by robiły z nim co chciały. Próbował się skoncentrować by wrócić do tego samego tempa lecz zanim na nowo wdrożył się w rytm, przesiąkł całkowicie zapachem jego skóry i smakiem ust. Czuł się jakby nawdychał się narkotyku, był jak odurzony, sięgał po więcej i więcej jednocześnie coraz intensywniej czerwieniejąc na całej szerokości policzków. Gdzieś w trakcie tej gorącej pasji jęknął, gdy pocałunki nabrały znacznie wyraźniejszej głębokości, silniej drżał od napływających bodźców i tym bardziej do nich lgnął. Wszelki rodzaj dotyku ust Huntera wyzwalał w nim westchnienia radości, czuł, że żyje! Tak powinni się całować, a nie te uwłaczające ledwie muśnięcie warg. Nie tracił pewności siebie bowiem co rusz docierała do niego reakcja Huntera. To niebywałe lecz jego mózg liczył wszystkie westchnienia, pomruki czy drżenia jakie usłyszał. Roztarł palcami jego gęsią skórkę i gdy do siebie przylgnęli cały się rozgrzał i różnica temperatur ich ciał zatarła się. Teraz i on był już tak wyraźnie rozpalony, kropla potu spłynęła po jego karku a on nie przestawał. Maltretował jego język, rajcując się gdy napotykał go przy każdej zachciance. Nie musiał długo go szukać, miał go całego przed sobą i się tym zatracał. Krótka przerwa na łapanie oddechu wydawała mu się świętokradztwem. Zamglonym z pożądania wzrokiem wpatrywał się chwilę w jego rozszerzone źrenice. Przesunął kciuk do linii jego ust, roztarł je i nasycił się ich miękką i gorącą fakturą. Stęsknił się za nimi okropnie, a minęło raptem kilka sekund. Stracił dech w piersiach, wydał z siebie zduszony jęk gdy wzdłuż jego ciała przemknął wstrząsający dreszcz od ciężaru jego dłoni na pośladku. Prosto do jego ust wymsknęło się niezrozumiałe przekleństwo, coś między ponaglaniem a niedowierzaniem, że to się dzieje. Wpił paznokcie w skórę jego pleców gdy pokracznie cofał się, kierowany ciężarem Huntera. Na pół sekundy ocknął się gdy napotykał przeszkodę w postaci stołu, oparł o niego swój ciężar dlatego, że wtedy Hunter mógł napierać na niego z przodu, a to było fantastyczne doznanie. Dłonie miał wciąż ukryte pod materiałem jego mundurka, przesunął nimi wyżej, po kręgosłupie, aż do łopatek i tym samym przytrzymywał się jego ciężaru. Zorientował się, że znów na problem z oddechem, gdy Hunt opadł ze swoim atakiem na policzek i coraz bliżej szyi. Oddychał jak po przebiegniętym maratonie, pół przymkniętymi powiekami rozglądał się nieprzytomnie po cieplarni, a jego dłonie dotarły aż do gorącego karku i z powrotem bo gładkiej skórze do bioder, gdzie się ostatecznie zatrzymały. Zmarszczył brwi gdy na linii jego wzroku, na wysokiej półce po przeciwległej ścianie dostrzegł ślepia kameleona. Gapił się na nich połowicznie wtopiony w tło. To chyba zaczęło wybudzać Eskila z gorączki choć niezbyt usilnie walczył, aby się spod niej wyzwolić. Wyłapał jego usta, pozwalając sobie na jeszcze jeden pocałunek, choć zdecydowanie słabszy, zmęczony, ale dalej ciepły. Wtedy Hunt zabrał ręce i odsuwał się pijanym krokiem. Przez kilka sekund utrudniał mu to, trzymał go, chciał przysunąć ale usłyszał własne imię i po chwili został okropnie sam, w tym zimnie i pustce gdy został pozbawiony Huntera. Jęknął z takim żalem jakby odebrano mu wymarzony prezent, ale chcąc nie chcąc wzrok powoli wyostrzał się kiedy odprowadzał spojrzeniem ledwie przytomnego Huntera. - C-co? - jęknął rozżalony i wyciągnął rękę do odwracających się pleców. Opadła bezsilnie wzdłuż ciała, a pod nim nogi się ugięły. Zdążył usiąść bezwładnie na stołku, musiał pochylić czoło do swoich kolan aby nie zacząć krzyczeć i zgrzytać zębami z małej rozpaczy. Co się dzieje? Są w cieplarni. Powrót do rzeczywistości był okropny, trząsł się w dziwny sposób, bowiem jego ciało katowała gorączka. Jak ją teraz ugasi? Ma znowu czekać aż samo minie?! Poczuł pod skórą palącą złość, chciał krzyknąć na Huntera, aby w tej chwili do niego wracał i kończył to, co w nim zaczął! Podniósł nań wzrok i otwierał usta, by go opierdzielić i niemal zmusić do powrotu, gdy wtem usłyszał jego głos. Brutalnie wrócił do rzeczywistości i jęknął. - O kuźwa. Co my robimy. - podniósł ręce do twarzy i energicznie rozcierał jej mięśnie próbując się ocucić. Oddychał łapczywie, nie miał sił, zderzenie z rzeczywistością sprawiało mu fizyczny ból zwłaszcza, gdy z tej odległości widział jeszcze skrawek jego odsłoniętych pleców. Teraz cieszył się, że chłopak się odsunął aż na taką odległość, była większa szansa, że szybciej odzyska rozum. - Ja nie wiem czemu. Kuźwa, kuźwa, kuźwa. Nie wiem co robić. - to wstyd, ale dopiero teraz przypomniał sobie o tym jak bardzo, ale to bardzo krzywdzi Robin. Rumieniec na jego policzkach zbladł, gdy cała krew odpłynęła z jego twarzy. Wilowatość też zniknęła, jakby nigdy jej w nim nie było. Zadrżał z zimna. Łapał oddech i próbował uspokoić swoje trzęsące się dłonie. Nie miał w sobie siły by popatrzeć na Huntera. Nie wiedział co czuć. Wiedział już, że pragnie go całym sobą i amortencja nie ma nic do gadania. Dlaczego pomimo tego odkrycia w głowie nic mu się nie rozjaśniło? Nie miał sił wstać, jeszcze nie teraz, za kilka minut. Oparł policzek o podstawę swojej dłoni, a łokieć o stół. - To nie przyniesie nic dobrego. - próbował sam siebie przekonać, że warto zapomnieć o Hunterze i obiecać sobie, że nigdy więcej go nie dotknie. Cholera, ta myśl bolała! Chciało mu się krzyczeć. Popatrzył na bałagan i na kameleona. To się popieprzyło…
Dosłownie wszystko wskazywało na to, że obaj czerpią z tego maksimum przyjemności. Te ciche westchnienia, pomruki zadowolenia, mieszające się z łapczywym chwytaniem powietrza do płuc. Byli jak w transie, fokusując się tylko i wyłącznie na sobie i tych uzależniających doznaniach, które wciągały ich w zamęty niepewności. Jednak jeszcze nie zdawali sobie z tego sprawy. Za bardzo byli pochłonięci reakcjami ciała, zmysłowymi ruchami języków i odpowiedzią ich zmysłów na te doświadczenia, które jakby nie patrzeć były dla jednego i drugiego nowe. Hunter nigdy wcześniej nie całował chłopaka świadomie. Owszem, był wtedy pod wpływem amortencji i pamiętał to jak przez mgłę, choć tamte odczucia zapadły mu w pamięć dość intensywnie. A teraz przekonał się, że równie silnie jego ciało odpowiada na Eskila, kiedy ma trzeźwy umysł. Tak samo mocno to czuł i wierzył, że teraz tak samo jak wtedy jest w stanie roztopić usta chłopaka swoimi. I właśnie do tego dążył, po raz kolejny pokazując mu czego tak naprawdę w tej chwili łaknie najbardziej na świecie. Ulegał pragnieniom umysłu, który podpowiadał mu tylko jedno: czerpać z tego jak najwięcej. I robił to tak, jakby nie wiedział czy nadarzy się jeszcze ku temu okazja. Musiał więc ją wykorzystać w pełni i nie pozwolić, aby te rozkosznie ciepłe wargi pozostały bez jego opieki. Przykładał wszelkich starań, aby robić wszystko, by po raz kolejny usłyszeć cichy jęk chłopaka, wskazujący na to, że chce jeszcze więcej. Ale poniekąd był mu wdzięczny, że przez chwilę dał mu czas na zaczerpnięcie powietrza, bo dopiero wtedy zdał sobie sprawę jak bardzo tego potrzebował. Dotyk palców Eskila, sprawił, że zadrżał lekko po raz kolejny, tym razem bardziej w środku, zdając sobie sprawę, że właśnie muska opuszkiem palca jego nabrzmiałe wargi. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest to tak przyjemne uczucie, dopóki delikatne wibracje nie przeszyły jego ciała, jakby wpadając do niego przez usta i osadzając się gdzieś na dnie żołądka. A wtedy znów poczuł na swoich wargach znajome ciepło i spragniony język, który stłumił jego przeciągłe stęknięcie, wraz z chwilą, gdy chwycił go za tyłek. Jednocześnie zacisnął zęby na jego dolnej wardze, pociągając ją lekko, w momencie kiedy poczuł jak paznokcie Eskila zatapiają się w jego skórze na plecach. Wtem, przeszedł pocałunkami na jego szyję, gdzie znęcał się przez chwilę nad skrawkiem jego skóry, pod którą czuł wyraźnie reakcje ciała chłopaka na jego pieszczoty. Każdy ten gest miał w sobie tyle pasji i żarliwości, że Hunterowi wydawało się, że nigdy nie doznał czegoś takiego. Chyba nigdy wcześniej nie pragnął mieć kogoś przy sobie tak bardzo jak w tej chwili Ślizgona. To było tak nowe i tak intensywne odczucie, że w pewnym momencie, aż się tego przeraził. I najprawdopodobniej to, że tak przestraszył się samego siebie i tego do czego jest zdolny w tym stanie, przywróciło mu zdrowy rozsądek. Na myśl przyszła mu Robin. I już było po wszystkim... Usłyszał rozpaczliwy odgłos, jaki wydał z siebie Eskil, kiedy Dear niechętnie się cofnął. Musiał to zrobić, dopóki był w szoku, spowodowanym tymi przejmującymi myślami. To one popchnęły go do przerwania tego, co mogło rozpędzić się w niekontrolowaną lawinę poczynań, których mogli oboje żałować. Nie chciał na niego patrzeć, bo wtedy odgrodzenie się od niego, byłoby o wiele trudniejsze. A tak, odszedł na pewną odległość, pochylając się ku ścianie, spierając na niej przedramionami i ubolewając nad własną hipokryzją. Żałował tego, że przestał całować te cudowne, eskilowe usta, które oplecione wokół jego własnych doprowadzały go do szaleństwa. Ale żałował też, że w ogóle poddał się temu pragnieniu i nie odsunął się w odpowiednim momencie, zaprzestając dalszemu rozwojowi sytuacji. Czuł się w tym momencie, jakby wypuścili do właśnie z oddziału zamkniętego świętego Munga. Jedna część jego chciała czym prędzej wrócić do niego i znów zatracić się w tej przyjemności, która była tak obezwładniająca. Ale nie mógł tego zrobić, bo ciągle w jego myślach krążyła Robin. Zdawało się, że bardziej zależało mu na dziewczynie, niżej się tego spodziewał. Co miał teraz zrobić? Co powiedzieć? Jak się wytłumaczyć? Słyszał tylko przejęty głos Eskila, który najwidoczniej też zaczął wracać do rzeczywistości. Byli jak tykające bomby, które uaktywniały się, jak tylko poczuli dotyk drugiego na swoim ciele. Nie mógł dopuścić do tego, aby się to powtórzyło. Nie mógł. Ale to będzie cholernie trudne do zrobienia... - Nienawidzisz mnie, prawda? Pomyśl o tym, jak bardzo mnie nie znosisz - nakazał mu, ale także poniekąd sobie. Ciągle czuł drżenie ciała, które było spowodowane podnieceniem, jakie wywołał w nim chłopak, ale próbował odsuwać od siebie poszczególne sceny, które rozgrywały się ponownie w jego umyśle. Tak nigdy nie stawi temu czoła. Nigdy nie zapomni o tych doznaniach i nie będzie w stanie się powstrzymać. - Posłuchaj... musisz iść - zdołał wymruczeć cicho, próbując, nadal z pochylonym tułowiem, stojąc tyłem do niego, oparty rękami o ścianę, dogonić swoją silną wolę, która ni cholery nie chciała z nim współpracować. Jeżeli ten zaraz stamtąd nie zniknie, nie wiedział czy mimo wszystko nie ulegnie temu co nadal kotłowało się w jego podbrzuszu. Zachodził w głowę jak może teraz otrząsnąć się z tego wszystkiego, aby nie mieć już w nim nic więcej do czynienia. Jednak podświadomie tak bardzo nie chciał go od siebie odsuwać...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Kręciło się w jego głowie nie tylko od braku tlenu ale od intensywności pocałunków. Naprawdę przestawały mu już wystarczać, stąd jego ręce same zaczęły szaleć po jego ciele, ciekawsko, niecierpliwie, zachłannie. Apetyt rósł w miarę jedzenia, a więc nic dziwnego, że już przy końcówce tych szaleństw tracił całkowitą kontrolę tego, co robi. W jego trzewiach rozlewało się rozkoszne ciepło, a wewnątrz żył wesoło minęło szczęście wywoływane licznymi pieszczotami. Wiedział, że zaraz przekroczą granicę z której nie zdołają zawrócić. Nie potrafił znaleźć w sobie wystarczająco dużo oporu przed dalszym scenariuszem, który dyktowała mu ciekawość jak by to było, gdyby Hunter właśnie się nie odsunął. To był cios poniżej pasa, nagły brak niesutannego gorąca przyprawił go o ból brzucha. Nie potrafił się z tym pogodzić, tak nagle ma to być koniec? Co więcej, nigdy się to nie powtórzy? Czuł niedosyt! Co z tego, że całowali się od dłuższego czasu z godną podziwu zachłannością. Tak nie może się to kończyć! Mimo wszystko do jego myśli docierała ta główna, jedna - ktoś na tym ucierpi i z pewnością nie będą to oni. Cokolwiek nie zrobią, sprawa jest przegrana. Robin nie może się dowiedzieć, nie zrozumie i nie zniesie tego nawet jeśli byłaby przekonana, że da radę. Nie musieli o tym mówić, aby to rozumieć. Przesunął koniuszkiem języka po swych ustach, czując na nich mrowiący ślad cudzych warg i zębów. Nie potrafił pozbyć się z siebie szczęścia zmieszanego z żalem i poczuciem winy. Tak bardzo, tak bardzo wolałby być teraz egoistą i pokonać dzielącą ich odległość, by obrócić hormony Hunta przeciwko niemu. Wiedział, że potrafi go rozpalić i był z tego powodu nie tylko szczęśliwy ale i usatysfakcjonowany. Nie zmieniało to faktu, że to już koniec. Parsknął ponurym śmiechem na wzmiankę o nienawiści. To ostatnia rzecz o jakiej teraz myślał. Mimo wszystko wiedział, że tak trzeba i musiał się z nim bardzo niechętnie zgodzić. - Ta, a ja ciebie doprowadzam do szału. - dodał grobowym tonem i rozglądał się nic niewidzącym wzrokiem po cieplarni. Co ma robić? Nie potrafił odnaleźć się na nowo w rzeczywistości, zapomniał jaki dziś dzień i co miał w planach. Umierał od środka za dalszym ciepłem, a gdy uzmysłowił sobie jak blisko jest rzucenia się w jego kierunku to poderwał się na równe nogi i łapiąc plecak cofnął się kilka kroków, nie patrząc na jego seksowne plecy skryte za krzywo ułożonym swetrem mundurka. - No jasne, najlepiej kurwa, pozbyć się problemu. - warknął z wielkim wyrzutem. Przeczesał palcami włosy, odchrząknął dwukrotnie, ale i tak gardło pozostało wysuszone a usta wciąż wytęsknione. Jęknął znowu, gdy jego silna wola nie chciała jak zawsze go słuchać. Powtórzył głośno w myślach, że nie może tu zostać. Robin, Robin, Robin. To z jej powodu muszą teraz znaleźć się po przeciwległych krańcach zamku. Odwrócił się na pięcie i niemal wypadł przez drzwi (zapominając całkowicie o kameleonie), gdy w ostatniej chwili się zatrzymał, opierając palce o pożółkłe szkło. - Hunt? - zawołał ochryple, zerkając przez ramię. Nie miał prawa zdrabniać jego imienia ale skoro to ostatni raz gdy ich spotkanie miało takowy charakter to chociaż dopilnuje, aby ostatnie słowo należało właśnie do niego. - Udaj, że tego nie słyszałeś, ale to było zajebiste. - wydusił z siebie i nie czekając na jego reakcję, wyszedł. Ba, prawie wybiegł, a potem pospiesznym krokiem pokonał błonia i zniknął z pola widzenia. Tylko ośmiokrotnie walczył z pokusą, by się odwrócić albo co lepiej, zawrócić.
| zt x2
+
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Zdecydowanie jej małe japońskie serduszko biło szybciej, gdy tylko miała zrobić coś dla Vicario na jej wyraźną prośbę, a teraz rozchodziło się o zajęcia związane z działalnością kółka. Nie mogła jej odmówić. Dlatego też zebrała ze sobą mały wiklinowy koszyk, w którym chciała zebrać kwiatki dla profesor i dołączyć je do listu. Bo uznała, że tak będzie właściwie. Przechadzała się po cieplarni, przyglądając się rosnącym w niej roślinom, aby w końcu wybrać te, które najbardziej jej się kojarzyły z porą wiosenną. Zanim jednak tego dokonała w głowie przypomniała sobie jeszcze informacje, które wcześniej mogła gdzieś wyczytać na temat konkretnych gatunków. Co prawda zawsze mogła jeszcze co nieco doczytać w zaciszu komuny, ale wolała już wiedzieć mniej więcej, co właściwie bierze sobie za roślinki do koszyczka, które potem jeszcze musiała ładnie opisać dla szanownej pani profesor. Przy okazji jeszcze upewniła się czy na pewno żadna z roślin w cieplarni nie wymaga jej drobnej pomocy. Przede wszystkim mogła skontrolować to czy na pewno w ostatnim czasie została należycie podlana i nie potrzebuje odrobiny wody lub na przykład podcięcia lub przycięcia niektórych pędów lub obumarłych wcześniej gałązek. Wyglądało jednak na to, że za wiele nie miała tym razem do poprawy, bo chyba inni uczniowie też nieco się zmobilizowali do pracy w cieplarniach. Dlatego zamiast tego skupiła się w pełni na odpowiednim zbieraniu kwiatów wiosennych do swego rodzaju bukietu czy też raczej stroika kwiatowego, który chciała skomponować dla nauczycielki. Miała jedynie nadzieję, że przypadnie on do gustu profesor Vicario, bo na tym naprawdę jej zależało. I z trudem powstrzymała się od wzbogacenia tego wszystkiego jakimiś innymi zwyklejszymi roślinami, które miałyby charakter czysto dekoracyjny. Upewniwszy się, że na pewno zebrała dokładnie to, co chciała oraz, że wie z czym właściwie ma do czynienia postanowiła zabrać się za napisanie listu do nauczycielki, co zrobiła od razu w cieplarni mając przy sobie odpowiednie przybory do pisania i korzystając z kawałka blatu niedaleko sadzonek czyrakobulwy, które stały w doniczkach pośrodku pomieszczenia. Obok położyła jeszcze jedną z książek poświęconą magicznym roślinom, aby w razie potrzeby nieco się nią posiłkować i dopisać z niej fakt, którego zapomniała. Dopiero wysuszywszy atrament, zebrała to co miała i ruszyła ku wyjściu z pomieszczenia, aby wysłać swoją przesyłkę do profesor Vicario. Miała nadzieję, że dobrze zrozumiała zadanie i wykonała je zgodnie z oczekiwaniami nauczycielki.
Kolejna lekcja z zielarstwa brzmiała dla niej, jak mały koszmar, zwłaszcza po popisie, jaki dała ostatnim razem, ale nie mogła się poddawać, musiała w końcu czymś się zająć, coś zrobić, jakoś działać, a nie zasypywać gruszki w popiele. Starała się powtórzyć jak najlepiej zadany przez profesor materiał, ale widać jednak orłem z dziedziny roślin nie była i być nie mogła, ani teraz, ani nigdy, bo i tak informacje jakoś nieszczególnie mocno chciały wskakiwać do jej głowy, co dość mocno ją irytowało. Powtarzała sobie jednak, że po zakończeniu edukacji, nie będzie musiała już właściwie nigdy brać udziału w żadnych zielarskich kółkach, spotkaniach, czy czymkolwiek podobnym, a to jej się niesamowicie podobało. Nie można było być dobrym ze wszystkiego, to była prawda, którą w końcu sobie Victoria uświadomiła i zamierzała się jej trzymać, jednocześnie godnie reprezentując własny dom na kolejnych lekcjach, spotkaniach, na kolejnych kółkach i wszędzie, gdzie to było możliwe. Można było powiedzieć, że nie zaznawała nawet chwili odpoczynku, starając się jak najbardziej, przy okazji próbując pokazać z jak najlepszej strony własny dom. wiedziała, że oczekiwano od niej wiele, więc oczekiwała równie wiele od siebie, nawet, teraz gdy spoglądała zupełnie nieufnie na cieplarnię, jakby w tej kryło się coś, co mogło w każdej chwili ją pożreć. I tak zapewne było, z czego zdawała sobie podświadomie sprawę.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Zielarstwo może nie było absolutnie ulubioną dziedziną Ślizgonki, lecz akurat ten przedmiot był jednym z niewielu, w którym potrafiła się jeszcze wybić ponad stopień zadowalający. Na kolejne zajęcia profesor Vicario zaleciła uczniom powtórzenie podstawowych informacji o chorobach dotykających magiczne rośliny, który to nakaz Tuilelaith z początku zamierzała solidnie wypełnić. Jednak dziewczyna była tak zajęta wkładem w prace domowe i powtórki z innych przedmiotów, iż zielarstwu ostatecznie poświeciła może pięć czy dziesięć minut tuż przed wyjściem na lekcję. Brennan mogła jedynie mieć nadzieję, iż Merlin ma jej roztargnioną duszę w opiece. Przed cieplarnią numer dwa, oświetloną kwietniowym słońcem, znajdowała się już prefekt Ravenclawu, którą Tuilelaith powitała nieśmiałym kiwnięciem głowy. Ślizgonka przystanęła niedaleko i wygładziła nieco rękawy szaty, przyglądając się okolicy.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Trzeba było przyznać, że nie miała głowy do zielarstwa - a jeśli już to na pewno nie do chorób roślin. Żadna nie była z niej zielarka - chciała w końcu jedynie opanować podstawową wiedzę, która pomogłaby jej w opiece nad zwierzętami... Chociaż wiedziała, że choćby dla rozwoju oranżerii i zasadzonej w niej flory powinna się do tego przedmiotu przyłożyć. Dalej pamiętała zajęcia laboratorium medycznego, gdzie nic poza rumiankiem nie potrafiła rozpoznać... Wstyd, wstyd jak nic. Pojawiła się w cieplarni jako jedna z pierwszych, rozglądając się po obecnych. Ślizgonki nie znała, choć mimo wszystko uśmiechnęła się do niej na powitanie - ostatecznie podchodząc do @Victoria Brandon. — Serwus — przywitała się z młodszą Krukonką, zerkając na jej neutralnie-lodowatą minę z pewnym rozbawieniem, które jednak pozostawiła dla siebie. — Smith melduje się na służbę — rzuciła żartobliwie, choć darowała sobie dodania 'ku chwale Ravenclawu!'. Cóż, prawda była taka, że punktów jednak nigdy za wiele.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Trzeba było przyznać, że grafik w kwietniu zapełniony miała aż po brzegi. Nie dość, że nie miała wytchnienia od lekcji, to jeszcze zajęcia dodatkowe i obowiązki prefekta sprawiały, że gdyby nie bazyliszkowe macchiato, pewnie dużo ciężej byłoby jej wytrwać od świtu do zmierzchu. Zaczynała nawet żałować, że nie mieszka na stałe w zamku, choć zdarzyło jej się spędzić tu kilka nocy. Szczególnie podczas późnych dyżurów na korytarzach. Dzielnie jednak i z wysoko podniesioną głową stawiała czoła kolejnym obowiązkom. Niezmiernie ucieszyła się na kolejną lekcję zielarstwa, choć fakt, że musiała przygotować się z chorób roślin pocieszał ją nieco mniej. Powtarzała więc sobie temat, gdy tylko znalazła wolną chwilę, a tych nie było zbyt wiele. Miała jednak nadzieję, że chociaż połowę z informacji udało jej się przyswoić i będzie gotowa na wzięcie udział w zajęciach. O odpowiedniej godzinie poprawiła więc swoją szatę, zarzuciła na ramię torbę z książkami i innymi przyborami, w tym nieodłączną parą rękawic ochronnych i ruszyła do cieplarni. Miejsce lekcji było jeszcze puste, więc wybrała dla siebie jedno ze stanowisk bliżej miejsca nauczycielki i zaczęła się przygotowywać.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Wchodząc do środka cieplarni zmrużył oczy, przyzwyczajając je do innego światła. Kilkoro już obecnych uczniów przywitał skinięciem głowy, nie poświęcił im większej uwagi. Rozejrzał się po cieplarni i poprzyglądał wszędobylnym doniczkom. Jak na mężczyznę przystała każdą roślinę nazywał "kwiatek" i póki co swojej wiedzy w tym temacie nie poszerzył. Dlatego też owa obserwacja ani trochę mu nie pomogła. Tego samego nie można było powiedzieć o wziętej do serca powtórce materiału. Czuł, że przyswojona wiedza częściowo mu umyka, a niektóre rzeczy się ze sobą mieszają, nie mógł sobie jednak zarzucić poświęcenia zbyt małej ilości czasu. Obowiązki mnożące się niczym pąki drzew na wiosnę skutecznie kradły jego siły. Zdecydowanie potrzebował ukierunkowania...i więcej snu, co też było po nim widać. Byłby również wdzięczny za ustanie bólu głowy ciągnącego się od Celtyckiej Nocy.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Wiedza z zielarstwa w przypadku Brooks ograniczała się do podlewania kwiatków w mieszkaniu oraz karmienia ich od czasu do czasu biohumusem. Nieszczególnie interesowało ją zgłębianie wiedzy z tej dziedziny, choć jednym z jej ulubionych przedmiotów były eliksiry, mocno wiążące się właśnie z zielarstwem. W myśl zasady, że nie trzeba wiedzieć, jak działa samochód, aby nim jeździć, traktowała ten przedmiot po macoszemu i z rzadka pojawiała się na lekcjach organizowanych przez Vicario. Dziś jednak zrobiła jeden z licznych ostatnio wyjątków. W pogoni za utraconymi punktami, nie tylko ubrała się w swoją roboczą szatę, której nie szkoda było zniszczyć grzebaniem się w ziemi, ale nawet powtórzyła sobie materiały. Co prawda w międzyczasie zmuszona była odpierać ataki domagających się uwagi zwierzaków, a także zerkała od czasu do czasu na lecący w telewizji mecz „Świętych”, ale coś tam w jej kruczej główce zostało. Nie wszystko, ale jednak coś.
- Bonjour – przywitała się ziewnięciem ze zgromadzonymi w klasie uczniami, po czym rzuciła plecak na jedną z wolnych ław, usiadła obok niego, nasunęła na głowę kaptur i przymknęła powieki, chwytając ostatnie chwile spokoju, nim zaczną się babrać w ziemi.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Choroby roślin? Kogo to, do chuja, obchodziło. Były jakieś, Max o nich nawet poczytał, ale szczerze mówiąc to gówno z tego pamiętał, poza tym, że faktycznie istniały i trzeba było się tym zająć, chociaż musiał przyznać, że właściwie miał to do w dupie. On ostatecznie miał znać się na roślinach pod kątem tego, jakie z nich użyć w sytuacjach kryzysowych albo przy rozpoznanych chorobach, gdyby zamierzał stworzyć odpowiedni eliksir. To, że coś oblazła stonka, z całą pewnością nie było jego problemem, a przynajmniej z takiego właśnie wychodził założenia i zamierzał się go trzymać. Dookoła niego było naprawdę wiele osób, które wiedziały z pewnością, co z tym zielskiem robić, żeby miało się odpowiednio dobrze, więc nie zamierzał się w to w żaden sposób wpierdalać. Pojawił się w cieplarni, mruknął jakieś powitanie w stronę zgromadzonych, a później zajął miejsce z boku, zastanawiając się, czy nie mógłby uciąć sobie jakiejś drzemki, ostatecznie bowiem dookoła niego nic jeszcze się nie działo. Nie miał jednak pojęcia, czy jakaś okoliczna roślina zaraz nie wpierdoli go na śniadanie, więc po prostu trzymał się od nich z daleka, jedynie zastanawiając się, jakim gównem będą zajmowali się tego dnia.
______________________
Never love
a wild thing
Freddie Moses
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : luźne ubrania | wzrost | miętówki | kolorowy tatuaż z mieniącymi się gwiazdami na całym przedramieniu
Kogo obchodziły choroby roślin? No mnie najwyraźniej wykurwiście. Z niezbyt wielkim entuzjazmem podchodziłam do tematu przyswojenia wiedzy na... no, jakiekolwiek zajęcia. Dlatego niechętnie zaglądam do książki, by dowiedzieć się czegokolwiek wartościowego. Jednak kiedy zaczęłam czytać o tym wszystkim, zaczęła się wkręcać jak pojebana i zanim się nie obejrzałam przeglądałam dodatkowe obrazki jak wyglądają chore roślinki a jak zdrowe. No zwyczajnie oszalałam. Na obiedzie przysiadłam się do Boyda i jestem tak podjarana tematem, że nawet pytam się go czy coś przeczytał i jeśli nie, to powinien to robić teraz; nie przejmuję się, że właśnie wpierdala pomidorówkę, czy inny obiad. Kiedy kończymy żarcie razem kierujemy się na zielarstwo, ja po drodze zakładam na siebie krawat, który rzuciłam gdzieś do torby, po czym zbieram swoje smutne strąki, by zrobić sobie koka na czubku głowy. Ledwo kończę, a już wchodzimy z Callahanem do klasy. Rzucam krótkie siema i kieruję się gdzieś na bok, znienacka czując uderzenie gorąca, bo @Maximilian Brewer tak się przycreeperzył z boku, że aż go nie zauważyłam. - Na pegazie łajno, Brewer, czego kurwa czaisz po kątach, jak zboczeniec - mówię jakby to była jego wina, że go nie dostrzegłam i nie przygotowałam się na jego fajerwerki; ciężej oddycham i wachluję się rękami. Mam wrażenie, że w cieplarni jest jeszcze gorzej niż w normalnych salach. Albo po prostu taki dzień, kto to wie. Oddalam się odrobinę od Maxa i opieram się o stolik z doniczkami, by uspokoić oddech. Zerkam na Boyda i kręcę głową na mój durny dar; na pocieszenie (siebie samej), kładę dłoń na ramieniu Gryfona.
Wiktor Krawczyk
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : Mańkut, Rude włosy, centymetrowa blizna na udzie w kształcie smoka. Na policzkach i nosie ma piegi, które według rodzeństwa dodają mu uroku. Amulet Uroborosa zawsze na szyji +1 ONMS
Rudzielec szwędał się przez dłuższy czas bez celu. W sumie, jakby nie patrzeć, każdy spacer, na który szedł młody Krawczyk zaczynał się w ten konkrety sposób - po prostu nogi go niosły, aż nie znalazł czegoś ciekawego, lub kogoś, z kim można by zamienić choć kilka słów. No, chyba, że był umówiony, bądź ktoś chciał, by stawił się w konkretnym miejscu. Wtedy Wiktor wiedział, gdzie ma się pojawić. I też, z kim się spotka. A tak - liczył na spontan, totalny. Ruszył wpierw w kierunku błoni, a gdy nie znalazł tam nikogo skierował się w stronę cieplarń. W sumie, lubił zapędzać się w tę stronę i przyglądać się roślinkom. Wchodząc do cieplarni, wzrok od razu skierował się na osoby, które tam były. Zauważył już kilka osób z domu jak przechodził obok cieplarni. Zatrzymał się w półkroku, tuż za wejściem. - Cześć wszystkim.
Pomknęła w kierunku terenów zielonych jak na skrzydłach; dojrzenie w planie mocno wyczekiwanej lekcji zielarstwa poprawiło jej humor i umocniło stabilność nóżek, które dźwigały wyrywające się do biegu ciałko. Mając na uwadze krótką adnotację psorki związaną z powtórzeniem chorób roślin, przeleciała pospiesznie przez tomiszcza związane z najpowszechniejszymi ustrojstwami, które zwykły podtruwać zielone łodyżki. Jej podróż przez Hogwart miała niedługo dobiec końca, toteż liczyła na to, że udało jej się wypełnić głowę konkretnymi informacjami z tej dziedziny. Przeglądanie podręczników - choć niezbędne przy utrwalaniu nowych wiadomości - było czymś mało atrakcyjnym przy wizji spijania wiedzy prosto z zajęć praktycznych. Przekroczyła próg cieplarni i rozejrzała się z uśmiechem po gromadzącej się stopniowo grupie. Kiwnęła krótko głową na powitanie w kierunku znanych pyszczków i przystanęła w okolicy ceramicznych donic i worków z ziemią. Splotła ciasno opadające na ramiona jasne włosy, po czym sięgnęła do torby, w której chowały się ochronne rękawice. Jeszcze nie wiedziała co przyjdzie im badać, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Co tu dużo mówić - czekała z niecierpliwie zaciśniętymi piąstkami aż ten cyrk się rozpocznie.
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
Naprawdę miał w planach przygotowanie się do lekcji, bo po ostatnim popisie u papy Enrico, niekoniecznie chciał zostać ponownie zbesztany, tym razem przez piękną Vicario. No i wiedział, że Freja doceni jego starania, które ostatecznie spełzły na niczym. Treść podręcznika nużyła go niesamowicie, żadna informacja nie docierała do jego głupiego czerepu, a notatki, które usilnie próbował zrobić, wyglądały jak przepisanie z książki randomowych słów. Na błonia pomknął niezbyt ucieszony i usatysfakcjonowany stanem swojej wiedzy, nie zamierzał jednak kompletnie olewać zajęć, chcąc w te ostatnie miesiące szkoły przyłożyć się jak najbardziej, żeby końcowe egzaminy zdać na jakimkolwiek poziomie. - Niespodzianka! - wyszczerzył się w stronę Freli, która pewnie nie spodziewała się go tutaj zobaczyć, zwłaszcza że już składał jej solenne obietnice, że jego noga w cieplarni już nigdy więcej nie postanie. - I wcale tu nie przyszedłem dla Vicario, przysięgam - przyłożył dłoń do serca, kiwając żarliwie głową. Pocałował ją delikatnie na powitanie i stanął tuż obok, poprawiając czuprynę i podwijając rękawy, czując że momentalnie robi mu się gorąco w tej zamkniętej przestrzeni.
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Cóż może i zielarstwo nie było jej preferowanym przedmiotem, ale czego się nie robi ku chwale Godryka? Zbliżał się w końcu koniec roku szkolnego i wypadało, żeby się przyłożyła do nauki chociaż na tym ostatnim etapie. W końcu jeszcze trochę i czekają ją OWTM-y. O zgrozo... Co prawda coś wcześniej słyszała o tym, aby lepiej się przygotowali do tematu lekcji, ale nie miała pojęcia gdzie podziała swój podręcznik do zielarstwa. Albo czy w ogóle takowy posiadała, bo raczej nie sięgała po podobne lektury. Dlatego też odpuściła sobie powtarzanie materiału. Najwyżej będzie improwizować i coś z tego wyjdzie albo nie. W końcu... na pewno da radę, prawda?
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
Przygotować się do lekcji? Ha, dobre. Oczywiście, że to olał, bo przecież Zielarstwo nie było mu nigdy potrzebne do szczęścia. Wszystkie kwiatki umierały, gdy tylko zbliżał do nich swoją rękę, a w domu rodzinnym to matka, typowa Puchonka, dbała o wszystkie rośliny i zioła. On starał się po prostu zdawać semestr za semestrem i mieć na świadectwie przynajmniej to N z Zielarstwa. Dlatego postanowił, że pojawi się i na tej lekcji, tym bardziej, że pogoda zachęcała do spędzania czasu poza murami zamku. Coś go jednak tknęło, by przeczytać na szybko materiał z ostatnich zajęć i ten, z którego mieli się przygotować na nadchodzącą lekcję. Intuicja podpowiedziała mu, że tak będzie dla niego lepiej. Cud, że się jej posłuchał. Coś tam więc wiedział, ale tak... połowicznie. Drugie pół miał zamiar (jak zwykle) ofiarować w ręce szczęścia i losu. Wszedł do cieplarni-numer-dwa wesołym, sprężystym krokiem, rozglądając się dookoła i wypatrując, czy frekwencja Gryfków dopisała. No tak średnio bym powiedział... Ale przecież mieli jeszcze trochę czasu. To on, jak prawie nigdy, pojawił się przed czasem. Rzucił ogólne "serwus" wszystkim zebranym, a w stronę @Maximilian Brewer i @Aslan Colton posłał buziaczka, a nawet dwa osobne. Sam stanął obok @Tristan Kerganton, na początku nie mówiąc nic - obczajał tylko jakieś rośliny w pobliskich doniczkach. Oczywiście nie wiedział, co to. Ot, kwiatki. Dopiero po chwili odwrócił się do chłopaka, uśmiechnął szerzej i zagadał: - Przygotowany na babranie się w ziemi?
Wpierdalał sobie beztrosko pomidorówkę w Wielkiej Sali, kiedy znienacka dosiadła się do niego Fredka i zaczęła zasypywać informacjami, które jakimś cudem przyswoiła z podręcznika do zielarstwa, tego samego, który Boyd trzymał gdzieś na dnie jakiejś szafy i do którego nie zajrzał chyba ani razu w tym roku. Jeśli chodziło o rośliny, zdecydowanie bardziej wolał kółko przyrodnicze i pieczołowite podlewanie swoich pelargonii na balkonie niż zaczytywanie się w teorii, która wydawała mu się zwyczajnie nudna i mało przydatna. Kiedy Fredka perorowała o różnych rodzajach roślinożernych robali i innych paskudnych zaraz, on grzebał łyżką w talerzu, pieczołowicie układając makaron typu literki dryfujący w jego zupie, by ułożyć je w elegancki napis DUPA, który to zaraz pokazał dziewczynie, wydając z siebie przy tym dumne "hehe". Przez to zafrasowanie makaronowym słowotwórstwem średnio słuchał tego co Puchonka ma mu do powiedzenia i na lekcję w cieplarni przybył prawie ani trochę nie przygotowany i w ogóle tym nie zmartwiony. Bardziej przejął się stanem Freddie, która niespodziewanie na widok czającego się w kącie cieplarni creepera Brewera zaczęła prawie omdlewać. Podsunął jej jakiś stołek, żeby mogła sobie klapnąć i wyjął z plecaka jakiś podręcznik, żeby szybko powachlować ją solidniej niż jej dosyć wątłą dłonią. Takiego wiatru narobił tą książką, że aż prawie zrobił przeciąg. - Jakbyś chciała rzygać to mów, ogarnę ci wiadro jakieś - zaoferował z bezwarunkową miłością przyjacielsko, przewidując wysokie prawdopodobieństwo, że może się to wydarzyć. Nic wielkiego. - Chyba że chcesz wyjść, jeszcze zdążymy - stwierdził i zerknął kątem oka na Maxa; ten sposób w jaki oddziaływali na siebie z Fredką był mocno dziwny, ale przecież to nie była jego sprawa i ani trochę go to nie interesowało, ani to, że Brewer i Moses oboje byli jasnowidzami i pewnie przy okazji bratnimi duszami i odpierdalali sobie w wolnym czasie jakieś pojebane wizje, a Max to w ogóle na pewno był wymarzonym mężczyzną Fredki. Totalnie go to nie ruszało.
Camelia Robbins
Rok Nauki : V
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172
C. szczególne : Gibki jak lunaballa (zręczność), Powab willi (zwierzaki),Mocno zmaterializowany, Dwie lewe różdżki (transmutacja)
Z jednych zajęć przemieszczała się na kolejne, a przy okazji udało jej się złapać koleżankę, która tez udawała się do cieplarni na zajęcia zielarstwa. Obie zaczęły szczebiotać odnośnie rozmawiając o celtyckiej nocy, o tym co się ostatnio na zajęciach działo, co ostatnio wydarzyło się na różnego rodzaju zajęciach i takie tam. Koleżanka nawet zaczęła gratulować Cam, że została przyjęta do drużyny.
-Przestań, nie wiem nawet jak mi pójdzie. - stwierdziła, czując presję przed pierwszym meczem. Stresowała się, że szybko zostanie ściągnięta z mity i po trzech sekundach meczu nie będzie jej na boisku, a tego nie chciała. Rozmawiając o tym obie weszły do cieplarni, uśmiechając się i śmiejąc.
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Oczywiście, że nie mogła przepuścić lekcji zielarstwa. Zwłaszcza jeśli była ona prowadzona przez profesor Vicario. I choć dostali wyraźnie sugestię, aby dokonać powtórki materiału, który mieli przerabiać. Miała też taki zamiar, ale niestety oczywiście coś musiało pójść nie tak. Poprzedniego wieczora, a raczej nocy wróciła niezwykle późno ze studia nagraniowego, w którym pracowała nad nową piosenką przez co zmęczenie pokonało ją w momencie, gdy zasiadłą nad jedną z książek poświęconym zielarstwie, starając się przypomnieć sobie najważniejsze informacje związane z zagadnieniami. Nie była jednak w połowie swojej lektury, gdy zmógł ją sen i zasnęła tak jak siedziała: na swoim łóżku, oparta o stertę poduszek. Tyle dobrego, że jednak obudziła się na czas i jak zwykle mogła pojawić się w cieplarni przed czasem, mając nadzieję, że jej niewyspanie nie jest tak oczywiste na pierwszy rzut oka. Chyba naprawdę brała na siebie zbyt wiele, a Skyler ją przed tym ostrzegał.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Jakoś tak się złożyło, że postanowiła pojawić się na lekcji zielarstwa. Głównie dlatego, że nie miała innych ważnych zajęć, a ku chwale Ravenclawu należało dbać o ich pozycję w rankingu, aby zadowolić Kruczego Ojca aktywnością. Nawet starała się przypomnieć sobie co nieco z materiału, który miał być omawiany, ale skończyło się to głównie na przejrzeniu pobieżnie podręcznika. Raczej nie miała energii na jakieś bardziej zaawansowane powtórki. Niemniej w cieplarni pojawiła się na czas z torbą zawierającą książki i notatnik wraz z przyborami do pisania przewieszoną przez ramię. Nigdy nie wiadomo kiedy nadejdzie czas na powtórzenie teorii czy coś takiego.
Blaine Jagvarsson
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182
C. szczególne : Tatuaż z runą "Jera" na lewym pośladku
Czasem ambicja popycha ludzi do wielu rzeczy. Blaine'a na przykład popycha do tego, że chłopak właśnie ruszał na zajęcia z zielarstwa, gdzie tam choćby mógłby sadzić marchew. Nigdy nie wiadomo co siedziało w głowie pani profesor od zielarstwa. O niej samej tak naprawdę nie wiedział co powiedzieć. Gdyby było to możliwe to większość męskiej części szkoły rozbierałoby ją wzrokiem w momencie przechodzenia korytarzem lub kierowaniem się na błonia w ciepły dzień. Blaine raczej traktowało ją tak jak każdy porządny uczeń powinien - a raczej już mężczyzna, skoro powoli wkraczał w taki wiek. Jemu chodziło tylko o wyciśnięcie z niej wiedzy, którą ona sama mogła mu przekazać. Wchodząc więc do cieplarni kończył już doczytywać rozdział z podręcznika, bo były to ostatnie chwilę przed schowaniem go. W pewnym momencie i tak już skupiał się na stole, uprzednio chowając książkę do torby. Założył, że i tak trochę poczekają na nauczycielkę.
Hope U. Griffin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Piegi na twarzy i ciele. Kilka blizn po szponach na ramionach i jedna na skroni, skrupulatnie zakrywana włosami.
Przygotowywanie się do zajęć nie leżało w jej naturze, ale po ostatniej lekcji zielarstwa, kiedy wściekła roślina omal nie odgryzła jej ręki, niechętnie zajrzała do podręcznika. Bądź co bądź nie chciała, żeby podobna sytuacja się powtórzyła... a wciąż nie kupiła porządnych rękawic ochronnych, bo przecież znacznie przyjemniej było wydawać kieszonkowe na słodycze. W ogóle całkiem nieźle się przyszykowała – żeby nie pobrudzić mundurka, założyła na siebie bluzę bez kaptura, której rękawy łatwo było podciągnąć do łokcia, zawiązała glany aż do ostatniej dziurki i splotła włosy w dwa ciasne warkocze, tak by jej nie przeszkadzały. Była zdeterminowana i żądna wiedzy, zupełnie jak nie ona. — Przygotowana? — zapytała, podchodząc do @Mulan Huang. — Rany, żeby tym razem nie było o jakichś mięsnożernych roślinach, mam dość, przysięgam. To my powinniśmy jeść rośliny, nie na odwrót.