Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Profesor Vicario złożyła Ci bardzo poranną wizytę (była godzina piąta czterdzieści dwie, gdy zapukała do drzwi Twojej chatki). Pomijając fakt, że bardzo subtelnie Cię podrywała przybyła z prośbą o sporą pomoc. Opowiedziała Ci o problemie w drugiej cieplarni. Z niewiadomej przyczyny pękła jedna z szyb tworzących szklany sufit, a ostatniej nocy bardzo mocno padało i doszło do... niespodziewanych efektów roślinnych. Przez sporą ilość wody diabelskie sidła potroiły swoją objętość i opanowały połowę cieplarni pochłaniając przy tym bezcenne rośliny typu donica z hibiskusem ognistym bądź czy świeżo wyrośnięty języcznik migocący. Wyraziła sporą obawę, że sidła mogłyby dostać się również do innych roślin, których utrata byłaby bardzo przykra. Wyjaśniła również, że opanowała sytuację do połowy i zabezpieczyła wejście do cieplarni jednak musi przygotowywać egzaminy do OWUTemów i nie może poświęcić cieplarni wystarczająco dużo czasu, stąd prośba do Ciebie. Zaznaczyła wyraźnie, że potrzebuje pomocy jak najszybciej i oferuje swoją ogromną wdzięczność (połączoną z trzepotaniem rzęs i nachylaniem się ku Tobie z odkrytym hojnie dekoltem).
Po przybyciu na miejsce szkód pierwsze co do Ciebie dotarło to dzikie wrzaski kłaposkrzeczek, które powysypywały się z donic i niemalże dogorywały na Twoich oczach pozbawione nawozu. Cała wschodnia ściana została obrośnięta grubymi pnączami diabelskich sideł. Widok robił wrażenie, bowiem ciężko przypomnieć sobie czy kiedykolwiek widziałeś taką ilość sideł w jednym miejscu. Dostrzegłeś, że pewna część pnączy jest już wysuszona i martwa z powodu świecącego słońca lecz jak na złość panował jeszcze poranny chłód i wilgoć w powietrzu po nocnej burzy. Pozostała część sideł kryła się w zacienionym miejscu, wiła i co rusz uderzała w nogi stołów czy ściany cieplarni. Zdajesz sobie sprawę, że uczeń mógłby wpaść w spore tarapaty, gdyby tu podszedł. Sprawy nie ułatwiał fakt obecność uwięzionego na wprost Ciebie hibiskusa ognistego. I on dostał w nocy sporo kropel deszczu, a więc jarzył się czerwienią. Jeśli oszacujesz gabaryty sideł, uwięzione w pnączach donice i naniesione zniszczenia to praca zajmie Ci połowę dnia. Co robisz?
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie spodziewał się nikogo o tak wczesnej porze, ale sen miał lekki, bardzo czujny, nic zatem dziwnego, że wstał właściwie od razu, by przekonać się, co się stało. Przywitał się z profesor Vicario, całkowicie ślepy na wszystkie jej zachowania, jakie teoretycznie odbiegały od normy. Przeczesał włosy dłonią słuchając tego, co ma mu do powiedzenia, a następnie skinął lekko głową na znak, że rozumie i zaraz zabierze się do pracy. Wziął Wrzos na ręce, bo bardzo chciała przekonać się, co się dzieje, a później zaniósł ją na nowo do wnętrza chatki, by przebrać się prędko i jak najszybciej udać do cieplarni, stanowiącej tym samym miejsce tragedii. Nie zamierzał zwlekać, a tutaj również niewiele było rzeczy, jakie mógłby ze sobą zabrać, miał więc właściwie jedynie różdżkę i rękawice ochronne, by nie musieć dotykać nieosłoniętymi dłońmi roślin, które się przed nim znajdowały. Było ich, jak się okazało, całkiem sporo. Część była zniszczona, ale kiedy zobaczył kłaposkrzeczki zanoszące swój lament do nieba. Nie mógł ich tak po prostu zostawić, bo to nie było zupełnie w jego stylu i zagryzł nieznacznie wargę, zastanawiając się nad tym, co ma zrobić. Uwięziony hibiskus również mu się nie podobał, bo nie chciał sobie wyobrażać, co zaraz może się tu wydarzyć. Użycie większej liczy wody mogło doprowadzić do dalszego rozrostu sideł. Nie wspominając o tym, że hibiskus zacząłby nagrzewać się jeszcze mocniej i mocniej, co pewnie byłoby tragiczne w skutkach. Podpalenie sideł nic by nie dało, a jedynie doprowadziło do zniszczenia całej cieplarni. W takiej sytuacji Christopher musiał myśleć naprawdę prędko. Wyciągnął zatem różdżkę i spróbował zacząć działać. W pierwszej kolejności chciał spróbować rzucić silverto na hibiskus, by jak najbardziej go osuszyć. Mógł również spróbować go później obrzucić piaskiem, jeśli to się nie powiedzie, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda? Cały czas stał w takiej odległości, by sidła nie próbowały go chwycić i spoglądał na nieszczęsne kłaposkrzeczki, których lament był na tyle wielki, że utrudniał zadanie. Nic zatem dziwnego, że gdyby udało mu się choć trochę osuszyć hibiskus, zamierzał postarać się przyciągnąć w swoją stronę kłaposkrzeczki, rzucając na nie depulso. Zamierzał przykryć je chwilowo ziemią z nawozem, która leżała porozrzucana dookoła, jeśli tylko mu się uda, by je na trochę uciszyć i mieć czas na działanie z sidłami, które wkrótce zorientują się, że nie są tutaj same. Potrzebował światła. I ciepła.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Z tej odległości ciężko było wysuszyć liście hibiskusa ognistego, ale za to pomysł z posypaniem go piaskiem okazał się strzałem w dziesiątkę. Jedno zagrożenie zostało zneutralizowane, ale tym samym zwróciłeś na siebie uwagę sideł. Grube pnącza niczym wygłodniałe węże zaczęły przysuwać się na jedną stronę, naprzeciw Ciebie. Strąciły po drodze jedną z doniczek, w której najwyraźniej miało coś wyrosnąć. Zaklęcie "Depulso" przesunęło kłaposkrzeczki jednak nie w Twoją stronę, ale na lewo od Ciebie, wprost pod jeden ze stołów. Wydarły się jeszcze donośniej jakby były dziećmi, a nie roślinami. Z dwóch stron zaczęły przysuwać się w Twoim kierunku dwa grube pnącza.
Rzuć kością na powodzenie obrony.
1, 2, 3 - jedno pnącze zdołało Cię pochwycić na wysokości kostki i pociągnąć w swoją stronę. Przewróciłeś się i uderzyłeś głową w ziemię przez co trochę Cię zamroczyło. Diabelskie sidła dobierają się do Ciebie, czujesz na sobie około trzech pnączy w losowych miejscach ciała - jednak dłoń z różdżką jest wciąż na wolności. Z pewnością uścisk sideł pozostawi na Twoim ciele fioletowe siniaki. Co robisz?
4, 5, 6 - przepłoszyłeś oba grube korzenie. Jeden z nich uderzył w jedną z donic stojących na podłodze. Ze środka wysypała się ziemia, nawóz oraz... niemal dorosła mandragora. Rozwrzeszczała się tak bardzo, iż w połączeniu z krzykiem kłaposprzeczek dźwięk wwiercał się w czaszkę. Do końca dnia będzie Cię męczyć uporczywy, pulsujący ból głowy. Jeśli nie uciszysz szybko mandragory Twoje bębenki uszne mogą zostać uszkodzone. Co robisz z mandragorą i diabelskimi sidłami? Warunki Twojej pracy są tragiczne.
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
To nie tak miało wyglądać. Ale Christopher był właściwie gotów na niepowodzenia, tak w życiu bywało. Skrzywił się, gdy sidła zrzuciły kolejną doniczkę, bo zniszczenia już i tak były spore, a później odetchnął głęboko, zerkając w stronę kłaposkrzeczek, które wylądowały pod stołem. Może tam będą bezpieczne? Nie wiedział, czy zdąży im pomóc. Pewnie właśnie spojrzenie na nie, ta chwila nieuwagi, kosztowała go konfrontację z diabelskimi sidłami, które przypełzły do niego jak jacyś wściekli skrytobójcy. Początkowo nie do końca wiedział, co się dzieje, bo uderzenie było na tyle mocne, że nieco go zamroczyło, ale nie zamierzał się na pewno poddawać. Złapał głębszy oddech, a później postarał się uspokoić. Doskonale wiedział, ze nie może się teraz szarpać, bo im bardziej by się ruszał, tym mocniej diabelskie sidła by go trzymały. Zacisnął jedynie nieco mocniej palce na trzymanej różdżce, by zaraz wypowiedzieć cicho, ale bardzo pewnie: - Lumos maxima - gdyż wolał nie przywoływać teraz ognia. Znajdował się w miejscu, w którym było pełno roślin i gdyby jedna z nich zapłonęła, podejrzewał, że ogień pożarłby dokładnie wszystko w okolicy, a tego ani trochę nie chciał. Zamierzał więc wystarczyć sidła przy pomocy odpowiedniego zaklęcia, by się do niego nie zbliżały i tym samym nie utrudniały mu chwilowo pracy. Chciał, żeby wyczarowana kula światła zawisła właściwie bezpośrednio nad nim, co pozwoliłoby mu na uwolnienie się z sideł i zastanowienie się, co dalej. Potrzebował sporo ciepła i światła, a wiedział doskonale, że faktycznie używanie ognia w tym miejscu byłoby co najmniej szalone. Sidła były spore, więc przepłoszenie ich przy pomocy lumos, wszystkich, było wątpliwe, a i tak musiał zredukować ich wielkość.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Udało Ci się bez najmniejszego problemu przepłoszyć sidła i zagonić je w kąt. Światło zaklęcia bardzo je "raziło", o ile można tak powiedzieć o niebezpiecznych roślinach. Nie powinny Ci przeszkadzać tak długo jak będziesz używać zmaksymalizowanego zaklęcia oświetlającego i się do nich zbytnio nie zbliżysz. Czujesz, że będziesz dzisiaj posiniaczony, ale przynajmniej zapanowałeś nad sytuacją. Pozostaje znaleźć sposób na pozbycie się diabelskich sideł, które choć przepłoszone to jednak wciąż przez burzę potroiły swoje gabaryty i zajmowały całą długość i szerokość jednej ze ścian cieplarni. Kłaposkrzeczki darły się coraz ciszej, hibiskus ognisty nie parował, a jedyne co mogło niepokoić to stojąca zbyt blisko pnącza donica z liśćmi przypominającymi Ci mandragorę - ciężko jednak określić z tej odległości czy jest dorosła czy młoda.
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Siniaki były obecnie jego najmniejszym zmartwieniem. Nie chciał, żeby kłaposkrzeczki się zmarnowały, więc postanowił podejść prędko do miejsca, gdzie były i spróbować narzucić na nie ziemię i nawóz, jeśli tylko na taki trafi. W tym czasie myślał usilnie, co powinien zrobić i przychodziła mu do głowy tylko jedna myśl, którą musiał jak najszybciej wykorzystać. Z odległości, w jakiej się znajdował, nie był w stanie dostrzec, że gdzieś tam są mandragory, nie wiedział również zapewne, jakie dokładnie były tutaj rośliny, a co za tym idzie, jakie czyhały na niego niebezpieczeństwa, wiedział więc, że musi działać na tyle szybko, na ile to możliwe. Nic zatem dziwnego, że - niezależnie od tego, czy udało mu się zdziałać coś z kłaposkrzeczkami, czy nie - przystąpił jak najszybciej do kolejnego działania. - Lumos sphaera - rzucił zatem, chcąc, by kula światła mu pomogła. Nie mógł używać cały czas lumos, bo musiał robić i inne rzeczy, a dzięki temu miał osłonę i mógł zbliżyć się do sideł. Jego zamiar był pewnie szalony, ale chwilowo nic innego nie przyszło mu do głowy. Postanowił pozbierać przedmioty, na które zamierzał nałożyć w następnej kolejności absorptio, by zacząć zamykać w nich lumos - potem zaś planował podsuwać je jak najbliżej diabelskich sideł.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Ao od pewnego czasu miała plan jak poprawić swoje możliwości tworzenia tych eliksirów, które z różnych powodów sprowadzały na nią uwagę prefektów i psor Beatrycze. Był on całkiem prosty - unikając wykrycia z powodu sklepowych zamówień, postanowiła hodować część składników samodzielnie. I właśnie w tym celu znalazła się akurat w tej szklarni - na jej liście znajdowały się akurat ogniste nasiona, które to znajdowały się w szklarni numer dwa, a przynajmniej wedle wszelkiej logiki to właśnie tutaj powinny być.
Plan był prosty, wziąć ze sobą siewki waleriany i zdecydowanie za dużo ziemi i doniczek, aby w razie jakby co wytłumaczyć się tym, że nadal była lekko niezdarna jeśli chodziło o oprzyrządowanie zielarskie. Problem jednak polegał na wyczekaniu na odpowiedni moment - wszak ktokolwiek ją tu nakryje odeśle ją do szklarni numer jeden, gdzie to powinno zajmować się tymi bezpiecznymi roślinami. Trzeba było czekać po pierwsze do wieczora po lekcjach dla starszych i młodszych klas, a po drugie kiedy ta pierwsza będzie zajęta. Wzięła więc swoją wierną lampę naftową (wolałaby po czterokroć latarkę, ale nic elektrycznego nie działało w okolicy. Sprawdzała wielokrotnie) i weszła do środka zaczynając rozstawiać swoje narzędzia. Za nią zaraz wgramolił się jej kocur - Meitei, który przez dobre kilka minut głośno miauczał, najpewniej domagając się głaskania. Może dlatego nie słyszała że ktoś nadchodził.
Obiecała profesor Viccario, że przyniesie z pralni wszystkie rękawice ochronne z powrotem do cieplarni. Przecież Bons nie odmówi nauczycielce ulubionego przedmiotu jakiejkolwiek pomocy. Zamiast na przykład iść opalać buzię na błoniach ona wędrowała przez pagórki z naręczem rękawic gotowa zrobić coś miłego dla nauczycielki. Jeszcze zanim przybliżyła się do cieplarni to już wydawało się jej, że czuje ten charakterystyczny zapach mieszanki kwiatów, roślin, ziemi i ziół, który akurat ją bardzo odprężał. Nawet wysoka temperatura panująca wewnątrz nie zniechęcała jej do tej dziedziny nauczania. Otworzyła drzwi łokciem, bowiem ręce miała zajęte i pierwsze co to zauważyła nie donicę, a koci ogon. - Słodki Merlinie, kociaku ugrzejesz się tutaj! - zawołała głośno całkowicie nieświadoma, że ktoś tu jeszcze jest. - Jak tu wszedłeś, hm? Ale tu ciemno, zaraz rozpalę lampy i ci... och... - podniosła głowę i wówczas dostrzegła w cieniu jakąś dziewczynę. Na ten widok dostała zimnych dreszczy. - Nie zauważyłam cię... to twój kot? I czemu nie zapalisz lampy? - powinna najpierw zastanowić się czy to tak ładnie nagabywać obcą dziewczynę milionem pytań jednak jeszcze nie zorientowała się, że lepiej przyjrzeć się ślizgonce uważniej i temu, co leży na stole. Pchnęła stopą drzwi od cieplarni pomna tego, że rośliny znajdujące się tutaj nie lubią niskich temperatur. Podeszła do najbliższej ściany i bardzo powoli oraz ostrożnie zaczęła wieszać czyste rękawice na haczykach. - Yhm... nie wiem czy wiesz... nie chcę brzmieć głupio... - odezwała się nieco zakłopotana i zerkała niepewnie na dziewczynę. - ...ale profesor Vicario ukatrupi nas obie jeśli zobaczy tutaj ślady obecności kota. - wszak jest na terenie "zbrodni" i potencjalne konsekwencje będą i ją obejmować, a więc wolała jednak zagaić i napomknąć dziewczynie, aby lepiej uważać.
Chris, udało Ci się zasypać ziemią kłaposkrzeczki dzięki czemu przedłużyłeś ich roślinny żywot. Zaklęcie świetlistej kuli sprawiło, że teraz widzisz dokładnie całe wyposażenie cieplarni i w sumie nic nie umknie przed Twoim wzrokiem. Diabelskie sidła są naprawdę bardzo przerośnięte, ale magazynowane zaklęcia ulokowane wokół rośliny skutecznie ją unieruchomiły w kącie szklanej ściany. Wczepiały się w nią, wydawałoby się, że syczały z bólu, ale oddalały się od Ciebie jak tylko potrafiły. Masz świadomość, że unieszkodliwiłeś najbardziej niebezpieczną (czyżby?) roślinę w tej cieplarni. Możesz działać dalej, aby ją całkowicie stąd usunąć.
Jeśli chcesz to rzuć kością na wiedzę z zielarstwa, gdzie 5 i 6 pozwolą Ci rozpoznać w której donicy znajduje się dorosła mandragora - rozpoznasz to wówczas po liściach i ziemi wokół niej. Masz prawo do przerzutów za każde 10 pkt z zielarstwa.
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Na całe szczęście wydarzenia ostatnich czasów skutecznie oduczyły go przedwczesnego świętowania, radości, czy czegoś podobnego. Nie zamierzał ulegać euforii, dopóki nie przekona się i nie dowie się, że wszystko jest w porządku. Sidła były chwilowo uwięzione, przynajmniej na tyle, na ile było to możliwe, a on zdobył szansę na wykonanie ruchu. Prędko przemieścił się w stronę donic, z kolejnymi roślinami, by po dłuższej obserwacji odkryć nie tylko to, że ma do czynienia z mandragorami - jak wcześniej podejrzewał - ale również zorientował się, która z nich jest tą dojrzałą. Musiał na nie uważać, bo mogły wyrządzić mu sporo krzywdy, jeśli jakoś się nie zabezpieczy. Postanowił więc spróbować wykorzystać accio - dopowiadając do niego nauszniki. Gdyby mu się udało, planował jeszcze przykryć ziemią mandragory, by na pewno się z niej teraz nie wydostały, na wszelki wypadek. Jeśli udałoby mu się znaleźć osłonę dla uszu - od razu ją założył, by później spróbować skierować się bliżej sideł. W pomieszczeniu, czy raczej jego resztkach, nadal było wilgotno, planował zatem skierować na sidła różdżkę i wypowiedzieć pewnie: silverto, by nieco okolicę osuszyć, a może i samą roślinę. Wiedział, że ta uwielbiała wilgoć, więc zamierzał się jej, w miarę możliwości, pozbyć.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Chris, wysuszanie gleby wokół sideł przyniosło oczekiwany skutek - zaczęły czernieć, tracić swoje soki i całą wodę, swoją objętość aż po około czterdziestu dwóch minutach ciągłego suszenia gleby i samych sideł miałeś przed sobą zaschnięte i martwe korzenie, które już nie wiły się w konwulsjach a jedynie plamiły swoją obecnością tak piękną cieplarnię. Wysuszenie gleby przyniosło skutek, ale ona sama tak mocno ucierpiała iż wiesz, że dopiero wielokrotne nawadnianie i odżywianie jej przywróci jej dawną żyzność. Dostrzegasz na niej ziarna sideł, które ktoś tu mógł... podrzucić?
Profesor Vicario będzie próbować podziękować Ci w bardzo wylewny sposób, jeśli rzecz jasna się na to zgodzisz. W innym przypadku wręczy Ci po prostu świeżo uwarzoną 1 porcję eliksiru amortencji za tak hojną i niezwłoczną pomoc.
______________________
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chociaż praca była dość czasochłonna i wszystko wskazywało na to, że raczej żmudna, nie zamierzał się poddawać. Doskonale wiedział, że im szybciej się z tym upora, tym lepiej dla niego, ale też dla cieplarni, którą trzeba będzie się zająć i przywrócić jej dawną świetność. Nie mogli pozwolić sobie na to, żeby roślinność zmarniała tylko z powodu tego, co właśnie się wydarzyło, w końcu całkiem sporo ziół zdołało przetrwać, a oni musieli skoncentrować się w pełni na tym, co dalej. Christopher, czysto teoretycznie, mógłby zająć się tym już, teraz kiedy udało mu się ostatecznie zredukować rozmiar diabelskich sideł i doprowadzić do ich zmarnienia, ale szczerze mówiąc - nie miał siły. Zdołał się nieco obić, a nieustanne rzucanie zaklęć też nie było tym, co lubił najbardziej. Czuł, że jego koncentracja spada, różdżka zdawała się go niemalże palić w dłoń i odnosił wrażenie, że mimo wszystko potrzebuje, chociażby najprostszego na świecie śniadania. Niemniej, jednak gdy rozglądał się po okolicy, po tych wszystkich zniszczeniach, miał wrażenie, że czeka ich niesamowicie wiele pracy. Konstrukcja samej cieplarni została wyjątkowo mocno naruszona przez diabelskie sidła, a do tego wszystkiego dochodziły zniszczone rośliny, potłuczone donice, przesuszona przez niego ziemia... I mnóstwo innych spraw, o których starał się jeszcze nie myśleć, bo koszmar, jaki pojawił się teraz przed jego oczami, był niespodziewanie przytłaczający. Nie liczył na nic, kiedy tutaj szedł, ale chyba też nie spodziewał się, że dojdzie do aż tak wielkiej tragedii. Gorsze było to, że wszystko wskazywało na to, iż ktoś celowo zajął się tymi diabelskimi sidłami, doprowadzając je do takiego wzrostu. Kiedy spotkał się z profesor Vicario, zupełnie nie potrafił zrozumieć jej zachowania, nic zatem dziwnego, że ostatecznie w podziękowaniu otrzymał eliksir. Nie miał bladego pojęcia, po co mu właściwie amortencja, ale cóż, nie mógł nic na to poradzić. Na razie dla niego najważniejsze było to, że udało mu się zapanować nad tragedią, musiał teraz tylko nieco odpocząć, a później zabrać się do dalszej naprawy i walki z roślinnością, która niepilnowana, na pewno zamierzała robić, co tylko chce.
//zt
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Zadanie kółka Można było pomyśleć, że to wiosna zaliczana była jako pora roku odpowiadająca wielkim porządkom, lecz dla nauczycieli Hogwartu najwyraźniej było to lato. Czego w żaden sposób nie negowała! Wiedziała, że domowe skrzaty i tak będą dbać o cały zamek i nie pozwolą, aby cokolwiek z jego świetności zostało uszczknięte, ale dostarczanie im więcej pracy uznawała za głęboko nieetyczne. Jeśli przed wyjazdem mogli cokolwiek zrobić, to była bardzo chętna włączyć się do działania. Tym bardziej, że rozumiała zostawienie grządek na dwa miesiące tak naprawdę bez własnej opieki nad nimi mogło wzbudzać swego rodzaju sprzeciw w Profesor Vicario. Taki sam, jak Billie czuła, gdy pozostawiała ogród w domu Swansea i wszystkie kwiaty, którym pomogła wyrosnąć, którym opowiadała historie i które broniła przed zwierzętami i złą pogodą. Miała tylko nadzieję, że nie przypadnie jej w udziale wyłącznie sprzątanie narzędzi. Każda praca była dobra i chciała być pomocna, oczywiście! Jednocześnie w segregowaniu łopatek nie było nic szczególnie... odpowiedzialnego, podczas gdy młoda Swansea czuła się na siłach, aby robić więcej. Pewnie dlatego wybrała cieplarnię drugą, z pełną świadomością, że przechowywane tam rośliny należały do groźniejszych i pewnie mniejsza liczba uczniów zdecydowała się za nią zabrać. Odetchnęła głęboko zapachem rozwijającej się roślinności i duchotą, która panowała w cieplarni, stwarzając prawdziwy mikroklimat umożliwiający rozwój. Szybko się okazało, że jej zmartwienia były zupełnie zbędne, gdyż pracy znalazłoby się dla kilku osób więcej niż tylko Billie. Aspektem, którego nie przewidziała, było kwitnięcie wrotyczu zwyczajnego, który wydzielał bardzo specyficzną, a przy tym i bardzo nieprzyjemną woń. Skrzywiła się, zastanawiając się w głowie, czy nie zna jakiegoś zaklęcia przytępiającego zmysł węchu, nic takiego jednak nie przyszło jej do głowy. Musiała zatem zakasać rękawy, nałożyć rękawiczki i przystąpić do pracy mimo dyskomfortu. W pierwszej kolejności sprawdziła jakość gleby wśród wrotyczu, jako że był to okres jego kwitnięcia i chciała mieć pewność, że nie są przesadnie zalane wodą, a gleba jest odpowiednio zaopatrzona w minerały. Słabsze sadzonki skrupulatnie potraktowała nawozem przed podlaniem. Miała świadomość, że wrotycz rzadko popadał w choroby i w większości doskonale radził sobie w różnych warunkach. W przeciwieństwie do Kłaposkrzeczków, które od momentu wejścia Billie potwornie dawały o sobie znać. Widząc ich spore zagęszczenie w donicach, młoda Swansea przede wszystkim zajęła się ich rozsadzeniem, coby każda roślinka miała miejsce na wzrost i pobieranie odpowiedniej ilości minerałów. Nie żałowała przy tym nawozu ani świeżej ziemi. Usunęła też przyschnięte listki i łodyżki, które do niczego już się nie nadawały, a na pewno nie wyglądały zbyt estetycznie. I może całość nie trwała zbyt długo, ale Billie podwójnie pożytkowała swoją energię, bo nie tylko fizycznie dbała o rośliny, ale jeszcze cicho im nuciła, przekonana że w sposób którego nie pojmowali jeszcze teraz, rośliny tak samo jak zwierzęta mogły czerpać z takich drobnych gestów. A duchota pomieszczenia też nie sprzyjała zbyt długim zabiegom. Billie zebrała więc sprzęt, którego używała i oczyściła go dokładnie. Była to jednak tylko mała część tego, co zostało do zrobienia, więc wychodząc młoda Swansea obiecała sobie, że jeszcze przed końcem roku tu wróci. Ale w tym momencie potrzebowała prysznica, by pozbyć się zapachu wrotyczu ze swoich ubrań!
Końcówka czerwca oznaczała zbliżające się wielkimi krokami wakacje. A koniec roku szkolnego powodował wszelkiego rodzaju porządki i inwentaryzację w sprzęcie, który przez cały okres nauki był używany przy okazji takich praktycznych zajęć jak na przykład zielarstwo. Cieplarnie były wyjątkowo często odwiedzane i to nie tylko podczas lekcji z profesor Vicario czy Wespuccim. Lucas pamiętał ostatnie spotkanie kółka laboratorium medycznego, gdzie Max Felix zorganizował im ćwiczenia w warzeniu eliksirów leczniczych. Bardzo fajnie wspominał ten czas, spędzony na przygotowywaniu wywaru pomagającemu w odrastaniu kości. Zawsze chciał spróbować go uwarzyć, ale wcześniej nie miał okazji. Jednak same pomieszczenia cieplarń, przez to, że tak często się z nich korzystało, wymagały więcej uwagi pod koniec roku szkolnego. Dowiedział się o tym, od samej Estelli, przy okazji rozmowy z nauczycielką na szkolnym korytarzu. Słysząc jak wiele kobieta ma pracy przy porządkowaniu grządek i rozsadzaniu roślin, Sinclair nie mógł nie zaproponować swojej pomocy. Lubił nauczycielkę i wiedział, że przez swoją dokładność i sumienność, na pewno sama musiałaby poświecić masę czasu, aby wszystko zrobić jak należy. A jeśli miałaby pomocnika (nawet takiego, który mało wie na temat porządków przy roślinach) z pewnością o wiele szybciej by się z tym uporała. Dlatego na drugi dzień, przybył do jednej z cieplarni i odszukał kobietę. Miał nadzieję, że będzie ona wyrozumiała dla niego, przez to, że chłopak nie był biegły w pracach tego typu. Od razu, na wstępie poprosił profesorkę, aby instruowała go dokładnie co i gdzie ma robić. Kobieta z uśmiechem na twarzy stwierdziła, że podzielą się obowiązkami i na pewno nie będą to dla niego niemożliwe rzeczy do zrobienia. Na początek zapytała czy może policzyć donice z kłaposkrzeczkami, które poprzedniego dnia zdążyła już rozsadzić. Następnie, do sprawdzenia było także to ile sztuk pojedynczych czyrakobulw i innych roślin znajdowało się w poszczególnych cieplarniach. Otrzymał całą listę. Zajął się tym, a Vicario w tym czasie przesadzała dyptam. Po sporządzeniu spisu szkolnych roślin, przyszedł czas na zajęcie się wyposażeniem i sprzętem. W tej kwestii też trzeba było zrobić ogólny remanent aby sprawdzić ile czego jest i czy zgadza się ze stanem z poprzedniego roku. Kolejną czynnością, o którą Estella poprosiła Lucasa było wyczyszczenie narzędzi, naprawienie ich w razie potrzeby i pochowanie w odpowiednie miejsca w schowku, segregując zgodnie z rodzajami. Przy samym rozdzielaniu na odpowiednie partie sprzętu miał pare problemów, dlatego nauczycielka dała mu kilka wskazówek, aby wykonał to tak jak należy. Na koniec kobieta wskazała mu przesadzone kłaposkrzeczki, aby dołożył im do donic nawozu, bo inaczej zaczną niekontrolowanie wić się do góry i skrzeczeć. Pamiętał z zajęć, że tak się dzieje właśnie przez to, że mają tego nawozu za mało, dlatego założył rękawice i wziął się do roboty, zanim rośliny te zaczną wydawać z siebie irytujące dźwięki. I tak, nawet nie wiedział kiedy zrobił się późny wieczór. Dopiero kiedy profesorka zwróciła uwagę na to, która jest godzina, zdał sobie sprawę jak bardzo czasochłonne są takie generalne porządki w cieplarniach. Nauczycielka, ucieszona była bardzo wdzięczna za jego pomoc, a chłopak uznał, że może przyjść jeszcze następnego dnia aby posegregować sprzęt w ostatniej cieplarni. Nie była to jakaś wybitnie ciężka praca, więc czemu nie. Wrócił do zamku, w myślą, że fajnie było pomóc komuś i widzieć szeroki uśmiech na jego twarzy. Musi częściej to robić.
//zt
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Naprawdę nie chciało jej się wierzyć w to, że jeden z uczniów wywołał pożar w szklarni poprzez nierozważne rzucenie niedopałka. Już samo palenie w szkole było dla niej wystarczającym wykroczeniem, ale do tego powodowanie takich strat? W dodatku spora część z roślin hodowanych w cieplarniach wykorzystywana była przez skrzydło szpitalne w procesie leczenia oraz na lekcjach eliksirów. Taki wygłup naprawdę zaburzył pracę wielu osób! Yuuko zjawiła się na miejscu zdarzenia i nałożyła szybko znajdujące się na wyposażeniu szkoły rękawice ochronne, by zacząć przeglądać nadpalone i popalone rośliny. Część z nich była niezbyt bezpieczna, więc musiała zachować dostateczną ostrożność. Nie chciała w końcu zrobić sobie krzywdy. Część roślin niestety znajdowała się w na tyle kiepskim stanie, że z góry wiedziała, iż nic z nich nie będzie. Mogła wtedy jedynie je wykopać i wyrzucić do wiadra na odpady, odnotowując stratę w przygotowanym wcześniej notatniku, by móc na koniec oszacować wszystkie zniszczenia. Niekiedy mogła być również dosyć pozytywnie zaskoczona. Jak w momencie, gdy przy niemal doszczętnie spalonej roślinie dostrzegła całkiem dobrze zachowaną sadzonkę, którą przesadziła do jednej z wcześniej przyszykowanych doniczek. Dobrze, że ogień nie zdołał opanować całej cieplarni. Widziała, że niektóre rośliny w ogóle nie zostały tknięte przez ogień, część ucierpiała mniej lub bardziej znacznie i tylko nieliczne nadawały się jedynie do wyrzucenia. Kanoe starannie odrywała lub odcinała nadpalone części, wyrzucając je do śmieci. Przyglądała się przy tym uważnie każdej pojedynczej roślinie, dopatrując się większych uszczerbków. Jeśli była taka potrzeba, podlewała ją nieznacznie choć zdarzały się przypadki, gdy musiała wręcz osuszyć nieco glebę przez to, że ta została przelana w czasie gaszenia pożaru przy pomocy Aquamenti. Niestety nieostrożnie rzucone zaklęcie połamało i kilka łodyg, które starała się chociażby wzmocnić przy pomocy znalezionych gdzieś na zapleczu podpórek. Wszystko szło tak jak powinno. Niepokoiło ją jednak nieco to, że mimo wszystko straty były dosyć dotkliwe. W przypadku młodych sadzonek, które ocalały z pożaru musiało minąć nieco czasu, by nadawały się do tego, by wykorzystać je w celach leczniczych lub jako składniki do eliksirów. Dlatego, gdy tylko zapisywała na dole sugestie odnośnie zakupów, które należało poczynić, by odnowić cieplarnię i przywrócić ją do dawnej świetności zapisała nie tylko nasiona, które można byłoby zasadzić na dopiero co przekopanej ziemi, ale i uwagę odnośnie tego czy nie warto byłoby zainwestować w już wyrośniętą roślinę, którą można byłoby rozsadzić. Było to ważne zwłaszcza w przypadkach roślin, które były dosyć powszechnie używane i należało jak najszybciej odbudować ich populację. Po długich godzinach w szklarni stwierdziła jednak, że zrobiła chyba to co mogła. Odniosła używane sprzęty na miejsce, upewniła się czy na pewno zadbała o wszystkie rośliny, którymi mogła się zająć i przygotowała rozpiskę strat oraz listę zakupów, którą postanowiła oddać O’Connorowi, który mógł również dodać do niej coś od siebie.
Profesorom się nie odmawiało. A już na pewno nie wtedy, kiedy było się prefektem naczelnym, który na pewno nie chciał sprawiać wrażenia kogoś nieodpowiedzialnego, kogoś, kto nie zamierza porządnie traktować swoich zadań, jakiekolwiek one by nie były. Co prawda wolałaby nie grzebać w ziemi, ale cóż, widać to było już jej przeznaczone, tak samo jak Strauss, która akurat szła razem z nią, kiedy spotkała je profesor Blanc. Victoria miała przynajmniej na tyle rozumu, by poprosić jeszcze, żeby kobieta dokładnie opisała im bieluń dziędzierzawę, podpierając się tym, iż nie jest orłem z zielarstwa, a nie chciałaby przypadkiem jej zawieść, tak więc poprosiła o prostą powtórkę, a następnie obiecała, że nie będzie z tym żadnych problemów. Co prawda spodziewała się czegoś zupełnie innego, ale oczywiście, nie mogła powiedzieć tego na głos. - Chodźmy - rzuciła zatem do Strauss, zastanawiając się, podobnie jak w kilku, czy kilkunastu ostatnich dniach, jak ona sobie z tym wszystkim poradzi. Nie chciała naciskać na Violę, żeby poszła do szpitala, czy coś podobnego, ale nieco się o nią martwiła i nie była pewna, czy obecność w szkole jej pomoże. A jeśli tak, to wydawało jej się, że najodpowiedniejsze będzie znalezienie jej jakichś zajęć, dzięki którym będzie mogła skupić się na czymś więcej, niż siedzeniem w dormitorium. Dlatego też Victoria bez skrępowania zabrała ją ze sobą do cieplarni, a później wkroczyła do środka i zaczęła się rozglądać. - Dobrze, w takim razie poszukam z tej strony - stwierdziła w końcu, wzruszając lekko ramionami i wskazując na lewo od wejścia. W pomieszczeniu było sporo roślin, jakich nigdy by nie rozpoznała, ale z opisem od pani profesor na pewno się uda. Co prawda nie wiedziała, jak później dadzą radę z rośliną, ani jak Viola da jej znać, że znalazła bieluń, ale cóż, to były jedynie kwestie techniczne i nic więcej. Liczyło się to, że były w ruchu i miały się na czym skupić, a Brandon nie zamierzała się zachowywać, jakby spędzała ten czas z kaleką, bo nie wydawało jej się to ani trochę odpowiednie. Dobrze, Viola nie mogła mówić, ale ostatecznie to nie był koniec świata i na pewno można było sobie z tym jakoś poradzić. Jeśli teraz zacznie się nad nią użalać, to skończy się gorzej. Tyle.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Profesorom się nie odmawiało. Nie kiedy w grę wchodziły dodatkowe punkty domów. Co prawda aktualnie nie musiała nic odrabiać, bo jeszcze nikt jej punktów nie ujebał, ale mogło to się stać. Jak mawiają: nie znasz dnia ani godziny. Zwłaszcza jeśli jesteś Strauss. Całe szczęście, że Blanc opisała im jak wygląda dokładnie bieluń, bo jednak... tak jak Vica nie była orłem z zielarstwa to Violetta... no też sobie nie radziła. Ujmijmy to tak. Może powinna pójść na jakieś korki z ziela, żeby potem Wespucci nie patrzył na nią jak na idiotkę w czasie zajęć (choć akurat w momencie, gdy macała brzytwotrawę było to jak najbardziej uzasadnione). Jedyne, co sama mogła zrobić to przytaknąć Brandon na jej słowa i wiernie za nią podążać. I naprawdę mogła być wdzięczna za to, że prefekt nie poruszała tematu jej stanu. Nie miała ochoty na takie rozmowy. I z pewnością nie musiała się udawać do szpitala. Radziła sobie w końcu znakomicie. I nie potrzebowała w tej chwili żadnej pomocy. Chyba, że w wyhodowaniu nowych strun głosowych o co podobno miała się już zatroszczyć Whitehorn i Dear. Po dotarciu na miejsce ponownie jedynie skinęła i sama udała się w przeciwnym kierunku do tego, który obrała Victoria, chcąc poszukać miejsca, w którym znajdował się faktycznie bieluń. Co prawda średnio radziła sobie z rozpoznawaniem niektórych roślin, ale wiedziała, że pewne z nich na pewno nie były bieluniem, bo nie były do niego nawet podobne. Dopiero po przejściu kilku metrów wzdłuż jednej ze ścian cieplarni uniosła w górę prawą dłoń, by dwukrotnie pstryknąć palcami na tyle głośno i wyraźnie, by zwrócić na siebie uwagę Brandon, która znajdowała się kawałek dalej. Jak widać jakoś sobie radziła. W końcu zawsze zostawał jej pewien wachlarz gestów. Wskazała jeszcze na jakiś krzak czy inne cholerstwo o długich białych kwiatach, chcąc się upewnić czy to na pewno to.
Keyira Shercliffe
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Już od dobrej godziny sortowała i porządkowała doniczki w swojej części szklarni. Oddzielała te kompletnie zniszczone i niezdatne do życia rośliny od tych, które miały jeszcze szansę na ratunek, po czym wrzucała je do taczki i wywoziła na zewnątrz, by pochować je razem z resztą odpadków w górze kompostu. Zanim jednak do tego dochodziło, Keyira wyrywała martwą florę z osmolonych foremek i te, które po wyczyszczeniu nadawały się do ponownego użytku, ustawiała w kolumnach przed budynkiem. Uznała, że myciem donic zajmie się na sam koniec, gdy wewnątrz wszystko już będzie należycie ogarnięte. Wepchnęła taczkę z powrotem do środka i zostawiła ją tam, a zamiast niej chwyciła zdrowe i "ranne" roślinki, by i je przetransportować na plac przed cieplarnią, gdzie osoby zajmujące się zielarstwem mogły odpowiednio się nimi zająć. Brunetka natomiast zabrała się za grządki. Poprawiła rękawice i ze składzika przyniosła naręcze skrzynek, które miały jej pomóc przy przesadzaniu ziół ze zwęglonych grządek. Część z nich była spalona na popiół, ale niektóre wciąż pozostawały zielone. Shercliffe dokopała się do czarnej ziemi pod powierzchnią i wypełniła nią drewniane konstrukcje, a w następnej kolejności ostrożnie (starając się nie naruszyć korzeni) przeniosła doń sadzonki; wszystkie te, które wyglądały obiecująco... Resztę wykopała i wrzuciła do taczki, by chwilę później znów wywieźć jej zawartość na kompost. Skrzynki, tak jak wcześniej doniczki, także podrzuciła zielarzom i nie pozostawało jej już nic innego jak naprawić to, co tylko się dało. Keyira ściągnęła rękawice i wetknęła je sobie do kieszeni roboczych spodni, po czym sięgnęła po różdżkę i kilkoma zaklęciami użytkowymi, głównie jednak tymi z dziedziny transmutacji, naprawiła zabudowę grządek, konstrukcję oraz wyczyściła szyby. Następnym krokiem, który podjęła, było zamiecenie całego syfu z podłogi, w czym wspomogła się miotłami z twardym, sztywnym włosiem, które stały oparte o ścianę przy wejściu. Po nich znów sięgnęła po szpadel, by nanieść nowej ziemi i uformować z niej kopce. Popiół mógł pomóc w nawożeniu, a więc po prostu wymieszała starą masę ze świeżym czarnoziemem, robiąc miejsce na nowe oraz stare sadzonki, które zostaną tam zasadzone przez "ekspertów". Ostatnim zadaniem było wyczyszczenie doniczek, które na początku zostawiła przed wejściem. Przeniosła je nieco dalej, kolumna po kolumnie, by nie przeszkadzać innym w pracy. Namydliła formy zaklęciem, zalewając je porcją gęstej piany, po czym porządnie wyszorowała i opłukała strumieniem zimnej wody. Zajęło jej to o wiele więcej czasu niż na początku założyła i kiedy skończyła, słońce chyliło się już ku zachodowi. Musiała jeszcze zanieść wszystko do środka, ale zanim ruszyła do dalszej pracy przystanęła i kilkoma sporymi łykami uzupełniła poziom płynów w organizmie. Ciągłe schylanie się, kopanie, zamiatanie i wywożenie wymagało naprawdę sporych pokładów energii, ale nie zamierzała narzekać. Prawda była taka, że im szybciej uda im się wysprzątać szklarnie, tym szybciej będą mogli wrócić do swoich zajęć albo odpocząć. Pół godziny później doniczki z odratowanymi roślinami stały już na półkach, a sadzonki zapuszczały korzenie w nowych grządkach -wszystkie świeżo podlane przez opiekunów. Shercliffe odniosła skrzynki do magazynku, odstawiła szpadle na miejsce i odwiozła taczkę do szopy i dopiero wtedy pożegnała się z resztą i ruszyła w drogę powrotną do zamku.
Victoria też zdecydowanie powinna nieco podszkolić się z zielarstwa, jeśli nie chciała na zajęciach wychodzić na skończoną kretynkę, ale tak się składało, że to właściwie nie działało. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma w ogóle ręki do roślin i cokolwiek by nie robiła, po prostu jej to nie wychodziło, mogła zapamiętać wszystkie cechy i właściwości, mogła wykuć to na pamięć, problem jednak polegał na tym, że postawiona przed jakimkolwiek ziołem, krzakiem, czy kwiatem, nie byłaby w stanie powiedzieć, czym to dokładnie jest, jeśli nie miałaby przy sobie odpowiedniego podręcznika. I zapewne nawet wtedy miałaby poważne problemy, żeby stwierdzić, co właściwie ma robić i jak opisać cud, na który właśnie spogląda. Obawiała się zatem, że nawet po dokładnym opisie, jakiego dokonała właśnie profesor, nie będą w stanie sobie poradzić, ale nie mogła powiedzieć "nie", ostatecznie była odpowiedzialna za swój dom i musiała go godnie reprezentować, zaś pyskówka z profesorem była chyba ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała w życiu. Nie zamierzała wypytywać Violi o całą sprawę, doszła do wniosku, że sama jej to opowie, jeśli zechce, kiedy już będzie mogła. Początkowo zamierzała porządnie ją okrzyczeć, zażądać od niej dokładnego opisania sprawy i w ogóle chciała stanąć na głowie, potem jednak zdała sobie sprawę z tego, że nie jest to ani potrzebne, ani zbyt mądre, dlatego też odpuściła i po prostu pozwoliła, by czas zrobił swoje. Nie musiała w końcu wtykać palców między drzwi, nie musiała skupiać się na czymś, co w pełni jej nie dotyczyło. Dlatego też teraz po prostu skupiała się na zadaniu, jakie zostało przed nimi postawione, próbując znaleźć roślinę, po którą tutaj przyszły, co oczywiście wcale takie łatwe nie było, a ona poważnie zastanawiała się, czy nie powinna jednak wrócić po zielnik, podręcznik, czy jakąkolwiek rycinę, kiedy Viola dała jej znać, że coś znalazła, a przynajmniej tak podejrzewała Brandon. Podeszła więc do niej i westchnęła ciężko. - Masz pojęcie jak powinnyśmy się do tego zabrać? - spytała, spoglądając uważnie na swoją towarzyszkę, bo sama oczywiście nie była przekonana co do tego, co teraz mają zrobić. Zagryzła lekko wargę, próbując dojść do tego, jak wypadałoby postąpić, ale na roślinach faktycznie znała się tak samo beznadziejnie, jak na zwierzętach, więc ostatecznie wzruszyła lekko ramionami, jakby chciała w ten sposób pokazać, że będzie, co ma być i tyle.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chyba obie były po prostu dobre z teorii i nic więcej. Po prostu łatwo zapamiętywało im się fakty, a jeśli chodzi o włożenie tego w życie było już gorzej. Tym bardziej jeśli ktoś miał podzielność uwagi Strauss i nie pamiętał o tym, że coś należałoby podlać lub dodać jakiegoś nawozu. O zwierzęta potrafiła dbać. Widziała jak jedzą wystawione jedzenie, czasem same się o nie upominały także nie było to takie trudne. Rośliny? No trochę gorzej. I dobrze, że prefekt tego nie zrobiła, bo Violetta miała już powoli dość tego, że musiała się wszystkim opowiadać z tego, co się stało i czemu tak, a nie inaczej. Zamiast tego wolała chwilowo zostawić w spokoju kwestię tego jak głupia była i jak bardzo narażała własne życie i zdrowie oraz skupić się na tym jakie zadania były przed nią w szkole. Na pytanie Victorii jedynie wzruszyła ramionami po czym dając jej krótko znać, by na nią poczekała ruszyła w kierunku czegoś, co można było uznać za swego rodzaju składzik cieplarniany, w którym trzymano wszelkiego rodzaju narzędzia i inne potrzebne do prac ogrodowych rzeczy. Z tego, co pamiętała to bieluń był trujący więc stwierdziła, że może lepiej byłoby go nie dotykać gołymi rękami. Wracając po raz kolejny pstryknęła na Brandon, chcąc przykuć jej uwagę. Czuła się nieco jakby strofowała psa... Brak głosu chyba sprawiał, że momentami wychodziła na sukę. No, ale trudno. Rzuciła jej parę rękawiczek po czym jedne założyła na własne dłonie po czym zbliżyła się do rośliny, by ostrożnie oderwać od niej część, która... jak jej się zdawało została im zlecona do pozbierania przez Blanc... to były kwiaty, prawda?
Nie można być dobrym ze wszystkiego, a przynajmniej tak twierdzono. Victoria w końcu zaczynała przeglądać na oczy, zaczynała w końcu rozumieć, o co dokładnie w tym chodzi i czemu się tak mówi, jej umysł, który był zawsze nastawiony na zdobywanie wszelkiej wiedzy, w końcu dotarł do momentu, w którym pojął, iż nie może wiedzieć wszystkiego. Mogła być dobrze wykształconą młodą kobietą, na czym naprawdę jej zależało, ale to, czy będzie dobra w tym, co robi, definiowała nie znajomość każdej rośliny, a raczej znajomość drewna, świadomość tego, jakich użyć zaklęć, jak poprawnie transmutować niektóre elementy, by w pełni pasowały do miotły, jaką zamierzała stworzyć. Dlatego też, gdy w końcu dotarły do niej pewne kwestie, zrozumiała, że nie może robić wszystkiego i wszystkiemu się w pełni poświęcać. To był ostatni rok, kiedy robiła z siebie takiego przodownika pracy, była o tym przekonana, ale skoro już faktycznie znajdowały się w cieplarni i miały zadanie, nie zamierzała go tak po prostu odpuszczać. - Podziwiam ludzi, którzy naprawdę lubią grzebać w ziemi i zajmować się tymi wszystkimi roślinami - stwierdziła, wzdychając jednocześnie ciężko, bo wydawało jej się, że zadanie, jakie zostało przed nimi postawione, należało do jednego z najgorszych, ale nie zamierzała jakoś jawnie narzekać. Uśmiechnęła się lekko do Violi, a później uniosła brwi, zastanawiając się, co dziewczyna chce zrobić, po czym wydała z siebie ciche: "o", bo przecież potrzebowały na pewno jakichś noży, sekatorów, czy rękawic, żeby poradzić sobie z tą rośliną. Skoro tak, to czekała na przyjaciółkę cierpliwie, nie zamierzając się nigdzie oddalać i po prostu koncentrowała się na roślinie, jaka się przed nimi znajdowała, by móc się na niej w pełni skupić. - Mam nadzieję, że nas nie zaatakuje, jak zaczniemy ją ciąć - rzuciła jeszcze, przyglądając się Strauss i tym samym pokazując jej, że czeka na jakąś reakcję, po czym skoncentrowała się już na roślinie. Założyła rękawice ze smoczej skóry, wystawiła czubek języka i odetchnęła głęboko. - Do dzieła - rzuciła jeszcze, nieco chyba zrezygnowana, a później spróbowała ściąć pierwszą gałązkę, ale szło jej to tak opornie, że aż wydała z siebie jęk niezadowolenia. Naprawdę? Nie nadawała się za nic do zielarstwa, ale skoro słowo się rzekło, to kobyłka u płotu.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Może nie we wszystkim, ale zapewne można było mieć bardzo specyficzną i zaawansowaną wiedzę dotyczącą konkretnych rzeczy z naprawdę różnych dziedzin. Przynajmniej z takiego założenia wychodziła Strauss, dążąca również niejako do tego, by zostać samowystarczalnym człowiekiem renesansu. W końcu jeśli chciała być niezależna musiała posiadać jak największy skillset i wiedzę. Zapewne wydałaby z siebie jakiś pomruk twierdzący, gdyby tylko mogła, ale nie była w stanie. Nie wiedziała jak inaczej mogłaby zareagować na różne komentarze Victorii. Głupio było tak ciągle kiwać głową na wszystko. W takim tempie powinna się nauczyć grać na gitarze i wstąpić do zespołu metalowego by headbangować na scenie. Brzmiało jak plan. Ciekawe czy gdzieś jeszcze przyjmowali. Machnęła jedynie ręką na komentarz o atakowaniu. Jadowita Tentakula to to nie była więc nie ma co się bać. Sama Strauss małym nożykiem wycięła kolejny ze strąków rośliny i musiała przyznać, że zapach, który wydzielała był naprawdę... mocny. Na tyle, że poczuła coraz to bardziej narastający ból głowy, który pulsował tępą sensacją w skroniach, próbując je rozsadzić. Oby tylko to się szybko skończyło...
Plany na przyszłość miały to do siebie, że się zmieniały zależnie od sytuacji, w jakiej akurat się ktoś znajdował. Tak czy inaczej, Victoria nie miała już powodów do tego, by jakoś poważnie się nad tym w tej chwili zastanawiać, w końcu miała przed sobą roślinę, z którą musiała sobie poradzić, a prawda była taka, że im prędzej się z tym z Violą uporają, tym dla nich lepiej. Będą mogły pójść odpocząć albo zająć się innymi, nieco bardziej potrzebnymi rzeczami, które znajdowały się w zakresie ich obowiązków albo też zainteresowań. Różnie bywało, taka prawda, ale mimo wszystko grzebanie w ziemi, czy ścinanie roślin nie było tym, co Brandon lubiła najbardziej na świecie. Były inne zajęcia, które jej odpowiadały i chociaż teoretycznie jako panna z dobrego domu powinna lubić zajmować się ogrodem, była od tego bardzo, ale to bardzo daleka. Żałowała nawet, że to nie Zoe została poproszona o pomoc w cieplarni, bo na pewno poradziłaby sobie lepiej od niej. - Merlinie, to naprawdę nie jest ani pociągające, ani fascynujące. Ile trzeba mieć cierpliwości do tego, by skrupulatnie odcinać kwiatki, suche gałązki albo robić coś podobnego, wyobrażasz sobie spędzić całe życie w szklarni? Ja na pewno nie - stwierdziła, po prostu mówiąc to, co miała na myśli i nie koncentrując się ani trochę na tym, że Viola nie bardzo ma jej jak odpowiedzieć. Ostatecznie bowiem nie miało to aż takiego znaczenia, a w głowie Brandon pojawiła się myśl, że może powinna traktować przyjaciółkę całkowicie zwyczajnie, tak jak zawsze, bez zastanawiania się nad tym, czy ta jest w stanie odpowiedzieć, czy nie, być może tutaj leżał sekret tego, by jakoś ze Strauss się dogadać, bez niepotrzebnych nikomu spięć, czy czegoś podobnego. Victoria syknęła i spojrzała na dłoń ukrytą w rękawicy, kiedy okazało się, że skóra nie jest chyba na tyle dobrą osłoną i poczuła, że coś jakby zaczyna ją piec. Odetchnęła głęboko, by stłumić w sobie narastające niezadowolenie i pokręciła głową na znak, że naprawdę nie podobało jej się to całe zielarstwo i za nic się do niego po prostu nie nadawała. To było tak oczywiście bolesne, że aż robiło się przykro na samą tylko myśl. - Widzisz? Za chwilę się okaże, że rękawice stopią się z moją skórą - stwierdziła jeszcze, pokręciła głową i spróbowała zabrać się do rośliny nieco inaczej.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wystarczyło jedynie skupić się na swoim zadaniu i postarać się zakończyć je jak najszybciej. Szczerze mówiąc nie miała ochoty na to, by spędzać więcej czasu w cieplarni niż było to zdecydowanie konieczne. Tym bardziej, że ból głowy i mdłości spowodowane przez zbyt intensywny zapach bielunia zaczęły jej coraz bardziej doskwierać. Najchętniej już od razu wyszłaby z pomieszczenia, ale w końcu jeszcze nie skończyły. Cholerne zielsko. Kolejne słowa Victorii mogła skwitować jedynie krótkim wzruszeniem ramionami oraz skinięciem głową. No co miała jej odpowiedzieć? No nic, bo coś jej wyjebało struny głosowe w wakacje. Ojej. Przykro mi, ale nie jest w stanie. Znowu brzmiała jak suka... Tym razem chociaż we własnym umyśle i nie wyrażała zbytnio swojej rosnącej frustracji. W zasadzie od czasu wypadku miała największą chęć coś po prostu rozjebać i wyżyć się w jakiś sposób, ale... nic nie przynosiło rezultatu. Smród rośliny był coraz bardziej nie do wytrzymania. Strauss naciągnęła kołnierz swojego t-shirtu z logiem Srok z Montrose na twarz, by zakryć w ten sposób nos i usta choć najlepiej znalazłaby jakąś luźną szmatę, co by se mordopysk owinąć i żeby ją choróbsko żadne nie złapało, ale raczej nie miała ku temu warunków. Choć chyba to Brandon miała o wiele gorsze problemy. Brunetka jedynie zerknęła na jej dłonie, samej wycinając kolejny fragment rośliny, który dołożyła do ich swoistego trofeum. W co one się wpakowały?
Być może mówiła jednak za dużo? Uśmiechnęła się jedynie lekko, by zaraz skupić się na dalszej pracy, nie chciała w końcu, żeby Viola czuła się źle, żeby się złościła, czy robiła cokolwiek podobnego. Liczyła na to, że będą w stanie w miarę normalnie funkcjonować, chociaż zdawała sobie w pełni sprawę z tego, że obecna sytuacja jej przyjaciółki jest co najmniej niekorzystna i powinna brać to zdecydowanie pod uwagę. Chciała jednak traktować ją normalnie, na całe jednak szczęście była w stanie dostrzec, że pewne rzeczy nieco przekraczają granice, jakie sobie wyznaczyły, tak więc po prostu wróciła do pracy, co jakiś czas zerkając na Strauss. Liczyła na to, że tę da się wyleczyć i wszystko ostatecznie wróci do normy, ale czasami obawiała się, że mogą to być jedynie płonne nadzieje, bo po prostu wydarzyło się coś, czego nikt do tej pory nie podejrzewał. Odetchnęła głęboko, a później poprawiła nieco rękawiczki, mając nadzieję, że jakoś jej pomogą. Nie szło jej to ścinanie rośliny i przez chwilę wpatrywała się w nią z zastanowieniem. Potem spojrzała na trzymane narzędzie, westchnęła ciężko, starając się zatrzymać narastającą irytację i przystąpiła ponownie do działania, postępując teraz nieco inaczej. Cięcie zaczęło iść jej lepiej, ale dłonie zdecydowanie odmawiały posłuszeństwa. Zaczynało ją wszystko boleć, domyślała się, że powinna pójść później do Skrzydła Szpitalnego, więc w końcu spojrzała na Violę i na to, ile tego wszystkiego nazbierały. - Chyba wystarczy? Jak myślisz? - rzuciła zatem, odsuwając się nieznacznie od rośliny, żeby przypadkiem się nie poparzyć jakoś mocniej, a po czym westchnęła cicho. Liczyła na to, że wkrótce będą mogły opuścić to miejsce i zająć się czymś zdecydowanie przyjemniejszym i ciekawszym, bo spędzanie czasu wśród najróżniejszych krzaków, nie zawsze bezpiecznych, zaczynało powoli działać jej na nerwy. Była jednak pewna, że zadanie od profesor wykonały dokładnie tak, jak należy, chociaż chyba w nie najlepszym stanie. Dłonie piekły się przeokropnie.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wszyscy starali się traktować ją normalnie, ale głównie wychodziło im to po prostu jakoś pokracznie i było jedynie niezręcznie, a Strauss musiała wysłuchiwać tego jak za wszelką cenę starali się wypełniać panującą między nimi ciszę. Liczyła na to, że z czasem będzie lepiej. Ludzie przestaną odczuwać potrzebę udowodnienia jej, że nie chcą jej traktować inaczej ze względu na jej stan, a ona sama oduczy się otwierania ust w reakcji na czyjeś słowa tylko po to, by na koniec odkryć z irytacją, że nie jest w stanie nic z siebie wykrztusić. Ścinanie części bielunia szło jej zdecydowanie lepiej niż Brandonównie. Przynajmniej z tego mogła się cieszyć, bo gdyby kompletnie sobie nie radziła to tym bardziej nie wytrzymałaby tego odoru, od którego robiło jej się niedobrze. Cała ta robota naprawdę ją męczyła i chciała ją skończyć, ale z drugiej strony musiały mieć odpowiednią ilość strąków czy innego chujostwa, by zadowolić Blanc. Na pytanie Victorii pokazała jej jedynie, że jeszcze tylko trochę. Wolała mieć pewność, że z pewnością dadzą pielęgniarce akurat to czego ta od nich wymagała. Sama wróciła jeszcze na chwilę do obcinania pędów, chcąc już mieć to wszystko za sobą.