Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Nie brzydziła się ani trochę. I tak miała już pokolorowane ręce, więc może lepiej, że będzie miała ubrane rękawiczki? Devil by się wreszcie przestał śmiać! Irytująca panda! Dziewczyna podleciała i złapała rękawiczki jako jedna z pierwszych osób. Ubrała je na ręce nie spodziewając się żadnych rewelacji. Ot zwykłe rękawiczki. Zaraz za tym podleciała do swojej roślinki. Obejrzała ile nawozu się zmieści w doniczce i podeszła po taką ilość, jaką uznała za słuszną. Niestety, jej małe rączki zabrały za mało na raz. Gdy położyła do doniczki roślinka zamiast się ucieszyć zaczęła głośno skrzeczeć. Ten dźwięk był tak świdrujący, że dziewczyna nawet się nie zorientowała kiedy przed jej oczami pojawiła się ciemność, a ona runęła jak długa na osobę obok której akurat sobie stanęła... Czyli @Carma C. Charisme. Krukonka miażdży!
Super, nie dość, żę zielone ręce to jeszcze teraz musieli nawozić roślinę. Poważnie?! Mieli paprać się w tym... łajnie? Z pewnością była to pierwsza i ostatnia lekcja na którą przyszła z zielarstwa. Nie miała zamiaru więcej robić podobnych rzeczy. Z niechęcią wypisaną na twarzy, jak i lekkim obrzydzeniem, podeszła do skrzyni z rękawiczkami. Wzięła pierwszą z brzegu parę i włożyła na dłonie. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie smyranie, a raczej łaskotanie wyczuwalne na ręce. Z początku się tym nie przejęła jednak z czasem zaczynało jej to coraz bardziej przeszkadzać. Zdenerwowane zerwała je ze swoich dłoni sprawdzając przyczynę dyskomfortu. Spodziewała się wszystkiego, jednak nie takiego obrzydliwego robala. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Reakcja była przekomiczna. - Aaaaa!!!- jeden, jednolity krzyk rozniósł się po cieplarni. Jak stała przy skrzyni z rękawiczkami tak w tym momencie można było ją zobaczyć obok wejścia do cieplarni. Nie miała zamiaru stać tak blisko jakiegoś robala. - Lucas... Podasz mi jakieś rękawiczki? Tylko bez ROBALA! - zastrzegła wpatrując się w niego. Dopiero z nową parą rękawic zabrała się do roboty. Nie sądziła, że może być to tak trudne. Z trudem ytrzymywała zapach nawozu, a do tego jej roślina zaczęła skrzeczeć. Nie wiele myśląc wzięła więcej nawozu i dołożyła do niej. Nie spodziewała się jednak, że to doprowadzi do jej śmierci. Momentalnie przestała skrzeczeć i stała się sucha jak wiór. Spanikowana rozejrzała się za miejscem aby móc ją schować. Znalazła takie, za jedną ze skrzyń na samym końcu cieplarni. Widząc jak nauczycielka jest zajęta przy jednym z uczniów szybko schowała swoją roślinę za nią. Z miną niewiniątka wróciła do Lucasa pomagając mu, a raczej udając, że pomaga. Dopiero gdy chłopak skończył razem z nim wyszła z cieplarni marząc o kąpieli.
Drugie zadanie zapowiadało się równie trudne do wykonania co pierwsze. Smok dwa razy wylazł mu z kieszeni i musiał go tam ponownie wkładać. Całe szczęście Percy(dajesz imiona zabawką Cormac?) nie wpadł na pomysł zionięcia ogniem. Nie narobiłby dużych szkód, ale nie uśmiechało się gryfonowi szycie dziury. Kiedy Edmund założył rękawiczki poczuł dziwaczne łaskotanie. Zciągnął je momentalnie i zauważył na swojej ręce robala. Złapał go drugą ręką i wrzucił do kieszeni ze smokiem. -Percy, obiad! Po chwili usłyszał ciche pyknięcie i smród palonego mięsa. Otworzył kieszeń i zobaczył, jak smok o spaleni robakowi głowy próbuje go przegryźć. "Tylko mi dziury nie zrób cholero" pomyślał sobie i zabrał się do przesadzania. Moment, smocze łajno? -Percy, to Twoja robota? Cholera, dobry jesteś. Nie ma to jak rozmawianie z modelem smoka. Dobra, komentarz nieco rozbawił gryfona i nie mógł skupić się na zadaniu śmiejąc się pod nosem. Wyszła z tego kolejna klapa, roślina zaczęła wrzeszczeć i...uschła. Cormac wydobył z siebie coś co przypominało "ups" i rozglądnął się za jakimś ustronnym miejscem. Złapał roślinę i ruszył w kierunku @Carma C. Charisme. -Bonjour Carma. Percy, wracaj! Kiedy był dość blisko dziewczyny smok najwidoczniej już najedzony postanowił wyjść z kieszeni. Wypadł na zewnątrz i wpadł do łajna obryzgując wszystko dookoła. Smok w smoczym łajnie, super. Edmund odstawił roślinę i złapał uciekiniera za ogon. Rzucił chłoszczyc na wszystko co zostało ubrudzone, wpakował gada do kieszeni i ją zapiął. Dość tego wyłażenia! -Przepraszam. Eee...to ja już lepiej pójde. Złapał doniczkę i i wyniósł ją z cieplarni. Postawił ją przed wejściem, po czym wrócił do środka, ściągnął rękawiczki i wrzucił je do pudełka. Dobra, czas stąd spieprzać zanim nauczycielka zada pytanie typu "panie Cormac, gdzie panska roślina"?
Kady zrobiła zniesmaczoną minę na samą wzmiankę o nawozie. Wiedząc, co nadchodzi, szybko wzięła ostatni oddech świeżego powietrza i czekała na falę wstrętnego zapachu. Szybko podeszła po rękawiczki i odeszła jak najdalej od nawozu. Wypuściła powietrze i przyjrzała się im. Nic nadzwyczajnego, byleby tylko nie okazały się dziurawe. Ten zapach na pewno nie zszedłby z dziewczyny przez długi czas. Niechętnie postawiła przed sobą ziele, które wyglądało tak niewinnie, a w każdej chwili mogło wydać z siebie dźwięk, który z pewnością zraniłby uszy każdego w pobliżu. Cóż, przebieg tych zajęć na pewno nie zachęci Kady bardziej do zielarstwa. Szybko poszła nabrać nawozu i niechlujnie wrzuciła to do doniczki. Dziewczynie najwyraźniej zdało się, że do idealnej ilości łajna brakuje jeszcze trochę i dorzuciła następną partię. Wtedy rozległ się pisk tak przeraźliwy, że Ślizgonka ledwo co ustała na nogach, a z wrażenia zdążyła jedynie zatkać uszy. Zupełnie nie wiedziała co robić i chcąc uspokoić roślinkę przypadkowo urwała jej liście. Znowu. O dziwo ani kropla soku z nich nie wypadła. Na pewno nie miało to dobrego wpływu na roślinę i sekundę później ta zwiędła. Przynajmniej już nie będzie wrzeszczeć. Dziewczyna jednak zachowała zimną krew i logiczne rozumowanie, dzięki czemu szybko włożyła trupa za pnącza, gęsto obrastające ściany szklarni. Oczywiste było to, że gdyby zostawiłaby ją na widoku i to w takim stanie, poniosłaby niemiłe konsekwencje. Cóż teraz roślinka nie żyje i jej ciało jest dobrze ukryte, a ona nie musi obawiać się kary. Wróciła na swoje miejsce i wzięła głęboki oddech, aby się uspokoić, a przy okazji w końcu poczuć coś oprócz zapachu nawozu. Dopiero po chwili zorientowała się, że całą scenę zobaczyła @Ivy E. Heikkonen. Kady jednak podeszła do niej, najwyraźniej dumna z siebie i wyszeptała, tak żeby inni uczniowie, a tym bardziej nauczycielka nie zwrócili na nie uwagi: - Mówiąc o szaleństwie... Wyjęła ukradkiem z kieszeni parę liści, które swoją drogą, jak pewien Gryfon wspomniał na początku lekcji, są halucynogenne i uśmiechnęła się kpiąco.
Kostki: 3 i 1
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Dostrzegła jakąś dziewczynę, która podeszła do niej i Sagi. Przywitała się zaledwie jednym słowem, ale Naeris postawiła na większą otwartość. - Cześć, jestem Naeris. - wyciągnęła do niej dłoń i uśmiechnęła się ciepło. Wcale jej nie przeszkadzała obecność nowej osoby. Miała ochotę zapytać "Czy my się gdzieś nie widziałyśmy?", ale zrezygnowała. Może dlatego, że obawiała się, że nauczycielka zaraz ochrzani ją za rozmowy. Słowa Sagi ją rozśmieszyły. Zobaczyła, że Ślizgonka poradziła sobie z zadaniem równie beznadziejnie jak ona i to przyniosło jej pewnego rodzaju satysfakcję. Nie żeby coś, ale przynajmniej miała świadomość, że nie jest najgorsza. Nie lubiła być słaba w czymś, co każdy potrafi. Po wysłuchaniu kolejnych słów nauczycielki westchnęła. Smocze łajno. Super. Z trudem powstrzymała się od zatkania nosa, gdy poczuła jego wyjątkowo uroczy zapaszek. - Ewakuuj mnie stąd. - szepnęła do Sagi. W sumie to ona ją tu przyciągnęła, ale co tam. Naeris nierzadko najpierw coś mówiła, a potem myślała. Ludzie sądzili przez to, że jest roztrzepana, ale gdy chciała to potrafiła się skupić i ważyć każde słowo. W końcu ruszyła się po rękawice, ale nie mogła znaleźć odpowiedniego rozmiaru. No nie! Zupełnie jak na magii żywiołów, wtedy to kombinezon był za duży. Rękawiczki trochę zwisały na jej ręce i nic dziwnego, że gdy nabierała łajna trochę nawozu dostało się do środka... OHYDA! Naeris ledwo powstrzymała się od natychmiastowego ich zdjęcia. Wzięła swoją porcję łajna i dała ją roślince. Myślała, że ta zacznie krzyczeć i już była na to przygotowana, ale wydawało się, że jednak poradziła sobie z tym zadaniem idealnie. Zielsko zadowolone to nauczycielka też. Tylko Naeris nadal miała to łajno za rękawiczką, więc co prędzej je zdjęła. Długie mycie rąk załatwiło sprawę i mogła wreszcie przestać z obrzydzeniem patrzeć na swoje dłonie. Rozejrzała się po innych uczniach i zobaczyła, że parę roślinek uschło. Serio, jak można aż tak zwalić robotę? Biedne chwasty. Ukradkiem popatrzyła na @Kady Headey i zobaczyła, że ta siedzi z jakąś Gryfonką. Nieźle ją to zszokowało, przecież Kady raczej rozmawiała jedynie z ludźmi ze swojego domu, a Gryffindoru to raczej nie lubiła (w końcu każdy wie o wiecznej wojnie Slytherin-Gryffindor, nie?). Więc tylko pokręciła głową, patrząc czy jej praca również poszła dobrze. Ale nie mogła dojrzeć jej roślinki. W każdym razie wydawało jej się, że dziewczyny coś tam kręcą. Ale nie przyglądała się długo, w końcu zajęcia już się skończyły. - Jak dobrze jest odetchnąć świeżym powietrzem. - powiedziała, gdy wreszcie z Sagą wyszły z cieplarni po ukończeniu zadania.
Był z siebie dumny - pokazał przecież swoje niezwykłe umiejętności w zakresie zielarstwa, a w dodatku wspomógł szkołę, uzyskując dla niej bardzo dużą ilość soku z Kłaposkrzeczki. Prawdę mówiąc, nawet nie spodziewał się, że tak dobrze mu pójdzie, bo ostatnio narobił sobie trochę zaległości z zielarstwa. Zbyt mocno skoncentrował się bowiem na treningach latania na miotle i zaniedbał naukę. Tak jak wspominał już wcześniej, książkę traktującą o roślinach i ziołach, przejrzał jedynie powierzchownie, a to, że cokolwiek wiedział o Kłaposkrzeczkach to wynik niebywałego szczęścia. Nathaniel jeszcze nie wiedział o tym, że jego radość nie będzie trwała zbyt długo. Na uczniów czekało bowiem kolejne, o wiele trudniejsze zadanie, w którym chłopak miał utracić swoje szczęście już na samym początku. Kiedy bowiem wziął rękawiczki i założył je na dłonie, okazało się, że ktoś już miał je wcześniej na sobie. Były mokre w środku, w dodatku śmierdziały wcale nie lepiej niż smocze łajno. Puchon chciał je wymienić, ale niestety nie została już żadna wolna para rękawiczek. No trudno, musiał jakoś przetrzymać te niedogodności. Nabrał trochę, nie za mało, nie za dużo, smoczego łajna, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Dlaczego to wszystko musiało być tak obrzydliwe? Westchnął ciężko, podchodząc do przydzielonej mu roślinki. Dokładnie obłożył ją nawozem dookoła. Przez moment myślał, że roślina zacznie skrzeczeć, ale na szczęście była wyjątkowo spokojna. Młody Cole wykonał więc kolejne zadanie z należytą starannością, a satysfakcja, którą w tym momencie odczuwał wynagrodziła mu konieczność założenia spoconych rękawiczek. Po lekcji zielarstwa puchoński student pożegnał się z panią profesor oraz ze swoimi znajomymi, po czym udało się na dziedziniec, aby powrócić do przeglądania nowej książki z opieki nad magicznymi stworzeniami.
zt.
Kostki: 3, 6, 5 Wykorzystane: Korzystam z możliwość przerzutu i wyboru drugiej kostki, a więc uwzględniam w poście kostki: 6 i 5.
Zielarstwo w Hogwarcie było… dziwne. Nie, nie dziwne. Beznadziejne. Ta cieplarnia wytwarzała negatywną energię, która wpływała na większość uczniów w sali. Uczniów, bo raczej nie profesor, która w najlepsze odpoczywała, nawet nie za bardzo ich nadzorując. Niektórzy, na przykład @Thomas Demone może i zebrał więcej liści od niej, ale za to skończył z kolorowymi rękami, które tak idealnie pasowały do jego koloru skóry i do tej poważnej miny… Mogła mu tylko pogratulować zdolności manualnych, jednak sama miała o wiele więcej zmartwień. Pocieszała się jedynie tym, że niektórym szło jeszcze gorzej, więc całe niepowodzenie wcale nie przypadło jej. Zmęczona – jednak nie zasapana! – stanęła przy swoim naczyniu i słuchała kolejnych poleceń profesor. Jeszcze słuchać mogła, ale kiedy otworzyła skrzynię… Nie, tylko nie to… – pomyślała, zanim odór dotarł do jej nozdrzy. Jak można przy tym pracować? Rzuciła się do rękawiczek byle szybciej, jednak wiele osób ją ubiegło. Obawiała się, że wybrali te najlepsze, a dla niej zostaną jakieś przymałe i wcale się w nie nie zmieści. Ale jednak nie było tak źle, trafiła na zbyt duże – zawsze wydawało jej się, że ma palce dłuższe niż większość ludzi – jednak przynajmniej zakrywały jej ręce aż za nadgarstki. Ociągała się z podejściem do skrzyni, może powinna zostawić swoją roślinkę i udać, że ktoś jej ją podrzucił? Postanowiła jednak, jak na krukonkę przystało, spełnić polecenie. Wzięła dwie garście łajna, przy czym zmarszczyła nos i odwróciła twarz. W tej chwili komuś, kto chyba nabrał śmierdzącej mazi za dużo, odrobina skapnęła prosto na… skórę Candy. Cholerne rękawiczki musiały się zsunąć i teraz wolne miejsce wypełnione było łajnem. Załamała się totalnie, chciała rzucić tym nawozem w ścianę, ale zaraz inni zaczęli się przepychać, a ona stała przed roślinką, więc z premedytacją obłożyła ją łajnem. Chyba przesadziła… Dobrze, że znalazła te nauszniki, bo pewnie by ogłuchła – tak roślinka postanowiła zareagować na jej dobre chęci. Trochę zdezorientowało Candy to, że nagle to, co próbowała nawieźć, nagle zamilkło i… zwiędło? Za co?! Rzuciła okiem na profesor, która była czymś zaabsorbowana, a potem poszukała kogoś, kto mógłby jej pomóc. Może pochowa tę biedną roślinkę? @Ivoš Rožmitál miałby wreszcie co robić, mógłby zaprojektować jakiś ładny nagrobek… Może z ruchomym zdjęciem, które pokazywałoby, jak pięknie dorosła? Pominąłby, oczywiście, moment śmierci. Niech ją ludzie oglądają w pełnej okazałości! Dobra, nie miała tyle czasu. Może tu jej ktoś pomoże… O, Thomas! Skoro już i tak była ubabrana tym obrzydliwym łajnem, to wzięła doniczkę z rośliną i podeszła do ślizgona. – Muszę to schować – powiedziała konspiracyjnym szeptem. – Popełniła samobójstwo – dodała.
Chłopak doskonale wiedział że stosunkowo proste pierwsze zadanie musi mieć w sobie jakiś haczyk. Szkoda tylko że to całkiem gówniany haczyk. Trzeba przyznać że znajdowało się to poza jego kalkulacjami. A tak schludnie ubrał się z okazji tej lekcji. Nie ma to jak mieć pecha. Cudownie, Thomas czuł w duchu że to może skończyć się równie paskudnie co poprzednie zajęcie. Zresztą, ten kolorek z dłoni jest wynikiem pracy. Można być z tego dumny, a wręcz trzeba. Każda, nawet najbrudniejsza praca, jest powodem do dumy.
Chłopak spokojnym krokiem udał się po rękawiczki. Widział po reakcjach innych że wśród nich mogą być ukryte pewne niespodzianki. Mimo że robale nie są mu straszne, a pot jest do zniesienia z całych sił chciał jednak tego uniknąć. Każdą rękawiczkę spokojnie obejrzał co najmniej trzy razy aby zminimalizować ryzyko wybrania nie odpowiedniej pary. Gdy ta niesamowicie interesująca i wymagająca pełnego skupienia sztuka doboru rękawiczek zakończyła się powodzeniem Thomas przystąpił do zapoznawania się z informacją na temat doboru dawki nawozu, którym potraktowana zostanie jego roślinka. Dwoił się i troił aby znaleźć w swoich notatkach informacje na ten temat. Gdy nareszcie mu się to udało przyszedł czas na tą gównianą część tego zadania. Bez zbędnych ceregieli chwycił odpowiednią ilość nawozu w dłonie. Miał nadzieje że wystarczy to na nawiązanie odpowiednich relacji z rośliną. Po krótkim babraniu się w smoczej kupie roślinka wyglądała na zadowoloną. Tyle wygrać ! Kolejne zadanie wykonane perfekcyjnie. Thomasie możesz być z siebie dumny !
Gdy już zaczynał poszukiwania miejsca w którym mógłby w spokoju poświęcić się relaksowi do końca zajęć ktoś odważył się mu przerwać. Jakimś cudem, nawet mu to nie przeszkadzało. Trafiła akurat na taki moment w liturgii tego pięknego dnia że nic nie potrafiło zmącić poczucia dobrze wykonanej roboty które właśnie oddziaływało na jego osobę. Tą niesamowicie odważną osobą okazała się Czarnowłosa przedstawicielka Ravenclaw'u. Trzeba było jej przyznać, należała raczej do kobiet o których mówi się że mają nogi do samego nieba. W dłoniach tej kobiety spoczywała biedna i martwa roślinka. Tak to jest jak się dobierze złą dawkę. Nieszczęścia chodzą po roślinkach. Spojrzał na kobietę i roślinkę po czym powiedział sobie w duchu "A niech stracę" - A następnie zaczął najmilszym tonem, na jaki był w stanie się zdobyć, swój monolog ( tak 4 w dziesięciostopniowej skali) -Primo, Come Stai?. Secundo usiądź obok. Terzio mam pewien plan ale wymaga od Ciebie odwrócenia uwagi Profesor. Quatro musisz obiecać ze zajmiesz się moim praniem po tym wszystkim..- Po czym położył dłoń na martwej roślince. Żal mu było, przecież ta biedna istotka nic nie zrobiła tej kobiecie !
Ostatnio zmieniony przez Thomas Demone dnia Nie Maj 15 2016, 21:28, w całości zmieniany 1 raz
Smocze łajno?! Wiedziała, że Zielarstwo to nie był dobry pomysł. Po co ona tu przychodziła? Nie miała ochoty bawić się za przeproszeniem w gównie. Kiedy pani profesor wskazała miejsce pobytu rękawiczek, Jolene niemalże pobiegła w tamtym kierunku, bojąc się, że dla niej mogłoby zabraknąć. Zapewne po smoczym łajnie nie łatwo umyć ręce, ale nie mówmy już o fekaliach. Weźmy się do roboty i miejmy to z głowy. Miała farta trafiły jej się zwykłe rękawiczki, czyli bez żadnych dziur, no i nie były przepocone po jakimś uczniu. Założyła je i... Roślina zaczęła, tak drzeć mordę, ale na szczęście szybko zwiędła. Najwidoczniej Lancaster nie posiadała umiejętności dbania o rośliny. Trzeba było schować wynik tych eksperymentów. Ślizgonka zaczęła dyskretnie rozglądać się za kryjówką i w końcu zdecydowała, że schowa to coś między paprocie, po czym wyszła z sali, jakby nigdy nic się nie wydarzyło. Oby Vicario tego nie zauważyła.
Saga z niepokojem śledziła wzrokiem @Ivy E. Heikkonen, nie zdążyła przyjrzeć się z kim rozmawiała bo uderzył ją okropny zapach. Fuj, smocze łajno! - Ewakuować? Powinnam cię zamordować! - powiedziała ze śmiertelnie poważną miną. Tak bardzo nie chciała tu być. Spojrzała na swoją roślinkę z nienawiścią. Najchętniej wywaliłaby ją na ziemię i wyszła stąd jak najszybciej. Powoli ruszyła po rękawice, została jedna z ostatnich par. Nic dziwnego, że nikt ich nie chciał - nie wyglądały najlepiej. Ale przynajmniej nie były dziurawe ani nic w tym stylu. Zanim je nałożyła usłyszała brzdęk. W rękawicach było 5 galeonów, Saga podniosła je szybko i schowała do kieszeni. Co prawda zazwyczaj nie schylała się po tak drobne pieniądze, ale festiwal znacznie uszczuplił jej zasoby. Przynajmniej wyciągnie z tej lekcji jakieś korzyści. Poszła po nawóz. Obrzydliwość. Kiedy szła przez cieplarnie z wyciągniętymi na całą długość ramionami, tak by nawóz był od niej jak najdalej, musiało to wyglądać zabawnie. Obłożyła roślinkę, która nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Saga już rozglądała się za jakimiś nausznikami, bo wydawało się, że będzie skrzeczeć. Ale... nie stało się nic. W końcu opuściły cieplarnie. W sumie nie było tak źle. Przytaknęła na słowa Nany, okropnie tam śmierdziało. - To już koniec na dzisiaj, chcesz gdzieś iść? - zapytała od niechcenia. Miała wrażenie, że ostatnio chodzi tylko na lekcje.
Kostki: 5, 5 Hajs: 5g
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed był niezwykle uprzedzony do dziwnych ludzi. Jego niechęć względem Leili nie była więc podyktowana tym czy zrobiła coś niezwykle upierdliwego. Jemu wystarczyło już to, że była inna i dziwna w pewien sposób oraz, że przyczepiła się akurat do niego. Wyobraźcie sobie jego zdziwienie, kiedy dziwaczna Krukonka po prostu stwierdziła, że to co chciała od niego uzyskać już jest nieważne. Wzniósł oczy ku niebu, chyba modląc się o cierpliwość, a potem przeniósł spojrzenie na Carmę, kiedy poczuł też jak muska jego plecy. Normalnie taka poufałość pewnie by mu się nie spodobała, ale to była Charisme, jej wolno było odrobinę więcej niż innym. - Nie… - odpowiedział, mierząc uważnym spojrzeniem blondynkę, nim skierował spojrzenie na różowowłosą Francuzkę. Nawet się do niej uśmiechnął, co prawda odrobinę złośliwie, ale jednak. - Hej, mała. - przywitał się, mając nadzieję, że uda mu się ją tym trochę rozdrażnić. Rasheed od zawsze przecież czerpał niewiarygodną przyjemność z podszczypywania i drażnienia się z innymi, a Carma akurat nie była wyjątkiem. Poza tym, w tym czułym powitaniu kryła się pewna próba spoufalenia się. Potem przyszła pora na ciąg dalszy zajęć, więc niestety, ale przedstawienie musiało trwać. Sharker z kwaśną miną zabrał się za korzystanie z używanych rękawic (mimo, że w domu miał swoje, także trochę czuł się oszukany, że Estella nie zaznaczyła, iż mogą im się przydać!), ale w zasadzie to co zrobił ze swoim zielskiem było jeszcze gorsze. Całkowicie zamordował swoją kłaposkrzeczkę i w zasadzie to może by się tym przejął, gdyby w natłoku zamieszania nie wpadł po prostu na głupi pomysł. Widząc, jak @Leila Cameron zaczyna lecieć, podrzucił jej swoją klapniętą roślinkę, licząc na to, że Estella się nie zorientuje kto ją tak skrzywdził i to zbzikowanej Krukonce się oberwie.
3 i 3
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Na samym początku, gdy tylko zobaczyła Lucasa wraz z Oriane dostrzegła jaka z niego zakłamana i fałszywa żmija. Wszystko co jej mówił wcześniej było obłudnym kłamstwem i ona się o tym przekonała. Potrafiła przekonać człowieka i gotowa była pomóc w najgorszej sytuacji, ale to że ktoś sprawił, że ona teraz była w rozsypce już go nic nie obchodziło. Widząc Oriane po prostu wykonała odruch jakby wymiotowała. Panna Oriane zrobiła sobie nowego wroga, a dziwne, że nawet nie zareagowała zbytnio na list, który jej wysłała wraz z opakowanym martwym kotem, ot taki upominek z okazji urodzin, co by mogła się długo nimi jeszcze cieszyć i żeby miała pamiątkę na dość długą. To nie pomogło to wypróbuje inną sztuczkę. Zebrała aż 5 liści więc w jej mniemaniu było to dużo i wykazała się dość sporym sprytem, że jej dłonie pozostały nieskazitelnie czyste i nie miała ich ubabranych sokiem, jak wielu tutaj obecnych uczniów. Aż śmiać jej się chciało, gdy Oriane wrzasnęła na robaka. -Żałosne- skomentowała bardziej mówiąc do powietrza niż do kogokolwiek w tym pomieszczeniu. Sama założyła bez problemu pasujące na nią rozmiarem rękawiczki. Były cóż, zwyczajne, jak to rękawiczki. Sama miała takie w domu, ale nikt jej nie powiedział, że będą się babrać w smoczym łajnie. -Fuj, do takiej roboty nie powinno się wynajmować uczniów jako darmową siłę roboczą- skomentowała wyginając nos, gdy doleciał do niej smród owych odchodów. To była dla niej jakaś porażka. Zbytnio nie słuchała słów mentorki i naładowała do doniczki zbyt wiele tego całego smoczego gówna. Efekt był taki, że nagle roślinka zwiędła. Katherine nie potrafiła obdarzyć nikogo miłością, to i nie potrafiła tej dobroci przekazać nawet durnej roślince, która tylko potrafiła drzeć japę. Szybko aby nikt nie widział schowała ją pod stół, wokół było tyle zamieszania, że nikt raczej nie zauważył, że nagle jedna ślizgonka schyliła. Rzuciła proste zaklęcie przesuwając ją pod stanowisko innej osoby, żeby w razie czego nie było na nią i szybko w praktycznie w biegu opuściła cieplarnię, planując długo się tutaj nie rzucać w oczy.
– No habla italiano – prychnęła, chociaż nie mogła powiedzieć, żeby niczego nie zrozumiała. Te języki były bardzo podobne, chociaż ciężko przychodziło jej rozumienie włoskich rodzajników. W hiszpańskim było o wiele prościej… I najgorsze, że we włoskim różniła się wymowa, musiała bardzo się pilnować, żeby przeczytać słowo po włosku. – Czemu przejmujesz się tą roślina z problemami? – zapytała, z niedowierzaniem patrząc, jak ten niemalże z czułością dotyka tego krzykacza. Nauszniki zdążyła zdjąć, w obawie, że nie usłyszy kroków profesor, która postanowi zobaczyć, jak im idzie. Trzymała tę roślinę w obu rękach i nie bardzo wiedziała, co z nią zrobić. Wyrzuciłaby ją chętnie, ale co, jeśli kobieta będzie kazała je pokazać? Z drugiej strony, jeśli wyjdzie wcześniej… Nie raz to praktykowała przecież. Jak zauważyła – nie tylko jej roślinka popełniła samobójstwo, a inni, żeby ukryc swoje powiązanie z chwastem, chowali go gdzie popadnie. I jak profesor to zobaczy?! – Mogę nawet spróbować odbarwić ci te ręce, jeśli pomożesz mi zrobić coś z tym zwiędłym czymś – zaoferowała. – Mów, jaki masz pomysł? Wyprawimy jej pogrzeb?
Thomas w pewnym sensie spodziewał się takiej reakcji. Od początku wiedział ze nie znajdzie współczucia dla tego biednego kwiatu u Krukonki. Ach, natura jest taka krucha. No ale cóż zrobić. Sama propozycja próby odbarwienia rąk wydała się kusząca, jednak Chłopak był w tak dobrym nastroju że pomógł by Czarnowłosej nawet za zwykłe dziękuje. Oczywiście Kobieta nie musi tego wiedzieć. Przecież im więcej do zdobycia tym większa motywacja. Prychnął z rozbawieniem gdy tylko usłyszał tekst o pogrzebie.... Serio? Pogrzeb dla kwiatu? Pogrzeb to ona mogła zrobić zwierzakowi, jak jakiś nie fortunnie jej ucierpi. Kwiat trzeba go złożyć tam gdzie się przyda najbardziej. Czyli przerobić go na nawóz. Jeśli dać wiarę plotkom, pani profesor była dość roztrzepaną i chaotyczną osobą. Trzeba to wykorzystać. Dlatego plan musi być szybki i sprawny. Bez zbędnych ceregieli i jakiejkolwiek reakcji na słowne zaczepki Candidy, Thomas przystąpił do wizualizacji swojego planu -Mugole mają takie powiedzenie... Bodajże "Najciemniej jest zawsze pod latarnią" Prawda?- Powiedział spokojnym i cichym głosem. Może i bywał chamskim gburem jednak na kobiece piękno nigdy nie pozostawał obojętny. Dlatego z uwagi na płeć swojej rozmówczyni dobrał słowa tak aby były jak najmniej wulgarne. Wskazał palcem na kufer w taki sposób aby tylko zainteresowana mogła to zauważyć i powiedział po cichu -Słuchaj, plan jest prosty. Ty zagadujesz panią profesor odnośnie czegokolwiek. Możesz spytać ją nawet o... nie wiem, pogodę, ostatniego chłopaka, towarzysza lub ulubiony kolor szminki. Cokolwiek, byle by nie zwracała uwagi na kufer. Ja w tym czasie podejdę pod pozorem dobrania niewielkiej ilości nawozu i zakopie biedaczysko w smoczym kale. Proste, szybkie i na temat. Oczywiście pod warunkiem że bierzesz na siebie moje pranie i zagadanie Profesor, Inaczej zapomnij o pomocy. - Powiedział opierając się o metalowy fragment konstrukcji szklarni. Ciężko było by to załatwić w pojedynkę. Szczególnie przy jego rozmiarach. Dlatego, pomoc jest kluczowa w tym planie. Oczywiście jeśli kobieta ma lepszy pomysł Thomas z chęcią go wysłucha. Uważał jednak że to na co wpadł było optymalnym wyjściem z tej patowej sytuacji
Jasne, że nie było współczucia, w końcu miała nawieźć tę krzyczącą roślinkę, a jak ona się jej odwdzięczyła? Krzyczała, dopóki nie zdechła! Może miała bardzo wrażliwe uszy? Czułka? Otwory słuchowe? Zdechła z przejedzenia? To możliwe? A może trafiła na zatrute łajno? Albo jej rękawiczki były felerne. A może to ta cieplarnia wpływała negatywnie nawet na roślinki? Wszystkie pewnie zaraz pozdychają, więc powinna się chyba ulatniać stąd jak najszybciej. Jak mógł wyśmiać jej pomysł o pogrzebie? Był świetny! Profesor na pewno doceniłaby jej dobre chęci. Może i roślinka pod jej opieką popełniła samobójstwo, ale ona, Candida właśnie, zadbała o jej godny pochówek i nie zostawiła jej samej. Nachyliła się do chłopaka, żeby chłonąć każde słowo i nie uronić ani kawałka pomysłu. Musi przecież wypalić. Thomas był ślizgonem, ślizgoni podobno są przebiegli. Może czasami niemili, ale musiała spróbować. Inni chowali swoje roślinki za innymi albo podmieniali na te dobre, a ona co miała zrobić? Musiała wymyślić coś, o czym nie pomyśli profesor. – Jesteś geniuszem, Tom! G-E-N-I-U-S-Z-E-M! – krzyknęła, zanim się opamiętała. Na szczęście zasłaniała swoją biedną roślinkę ciałem, więc nawet jeśli profesor na nich spojrzała, niczego podejrzanego nie zauważyła. Gdy się upewniła, że nie jest obserwowana, wyciągnęła ręce i wręczyła Thomasowi doniczkę z martwą rośliną. – Oddaję ci nią i idę porozmawiać z profesor. Krukoni zawsze znajdą powody. – Puściła mężczyźnie oczko i odwróciła się z impetem, niemalże uderzając chłopaka włosami w twarz. Już nie przejmowała się innymi uczniami, tylko stanęła przed profesor tak, żeby kobieta musiała odwrócić się tyłem do kufra i zaczęła wypytywać ją najpierw oto, po co właściwie potrzebny jest eliksir wywołujący halucynacje – czyżby szykował się jakiś turniej? – a potem, kiedy nie wyciągnęła zadawalających informacji, ale tez wiedziała, że niczego więcej się nie dowie, zmieniła temat na końcowe zaliczenie tego przedmiotu i możliwość pomagania w cieplarni. W Calpiatto zajmowała się niektórymi roślinkami. Starała się nie spoglądać na Thomasa, aby nie zdradzić się przed profesor.
Spojrzał zdziwiony na Krukonkę. Co w tym planie było genialnego ? Proste i na temat. Nikomu nie przyjdzie na myśl szukanie tam , to prawda. Ale ten plan nie był oczywisty dla wszystkich ? No bez przesady. Jak nie przemyślnym trzeba być aby nie skorzystać z takiej kryjówki ? Chłopak jednak starał się zrobić dobrą minę do złej gry. - Powiedz mi coś czego nie wiem koleżanko- Powiedział po czym wysłał czarnowłosą na front ich wojny przeciw opłatą i szlabanowi. Walcz dziewczyno, o swą wolność i galeony. Niczym Lew .... okej, kruk wystarczy.
Gdy kobieta poszła rozmawiać z panią profesor Thomas zakasał rękawy do pracy. Po cichu zakradł się do kuferka z gównem, rozejrzał się , po czym wykopał dziurę w nim dziurę. Jeszcze raz spojrzał na to jak idzie pięknej koleżance. Szczerze ? Nie ważne jak jej szło. Teraz nie mógł się zatrzymać. Szybko ułożył roślinkę w odchodach i zakopał. Mimo upaprania swojego ulubionego swetra w kupie, przepełniało go uczucie udzielenia dobrej pomocy koleżance. Miał tylko nadzieje że to nie sprawi iż stanie się pogotowiem w sytuacjach kryzysowych dla innych ludzi.
Zainteresowanie jawiące się na jej twarzy było bardzo proste do rozszyfrowania, a uśmiech, który zaraz na nią wstąpił oznaczał mniej więcej tyle, że naprawdę ucieszyła się, iż zapytała @Kady Headey o czytaną przez nią książkę. - Brzmi ciekawie. - stwierdziła w ramach podsumowania tłumaczenia, a chociaż wyglądała na nieco zawiedzioną tym, że nie dowie się reszty, rozumiała pobudki Ślizgonki. Pewnie, że chciałaby przeczytać coś takiego! Tyle, że Ivy i biblioteka to z reguły było komiczne połączenie. Może udałoby jej się skołować jakiś egzemplarz od Julki… - Pożyczysz mi jak skończysz? - wypaliła nagle do Kady, najwyraźniej wpadając na ten pomysł równocześnie z chwilą, w której zadała to pytanie, ale mimo wszystko wcale nie wydawała się speszona. Spontaniczność była po prostu cudowna. Oblepianie rośliny nawozem nie do końca przemawiało do Ivy. Co jak co, ale w smoczym łajnie akurat niespecjalnie chciała się babrać. Niestety, dobrze wiedziała, że się z tego nie wykpi żadną wymówką, więc po prostu zaciskała zęby, gotując się psychicznie do wypełnienia zadania. Tyle, że ludzie niezbyt jej w tym pomagali. Tutaj ktoś mdlał, tam wszędzie latało łajno, a z kolei sama Kady właśnie podrzucała gdzieś swoją roślinkę. Heikkonen czuła się skołowana, ale korzystając z tego, że jej towarzyszka rozmów na moment się oddaliła, sięgnęła po rękawice w zasadzie tylko po to, aby potem móc tego żałować. Były za duże i ślizgały jej się na rękach, a kiedy już przemogła obrzydzenie (robiąc przy tym książkową minę) i sięgnęła po odrobinę łajna, poczuła jak coś śliskiego wpada jej pod rękawiczkę. Zacisnęła zęby, zachowując spokój, ale ręka jej zadrżała i całe łajno które trzymała spadło niedaleko @Thomas Demone, ochlapując buty zarówno jej, jak i jemu. - Ups, przepraszam. - rzuciła do niego, zajęta wytrząsaniem z rękawiczki tego paskudztwa. Rzuciła na swoją rękę chłoszczyść licząc na to, że pozbędzie się chociaż tego nieprzyjemnego uczucia, a potem dostrzegła jak Ślizgon coś chowa do kufra. Przez moment obserwowała go w spokoju, widząc co kombinują z Candidą, ale przestała, gdy wróciła Kady. Zerknęła na Ślizgonkę, a dokładniej na to co trzymała w dłoniach, uśmiechając się do niej w sposób, który od razu przywodził na myśl kłopoty. - Dobry pomysł. - odszepnęła, a kiedy obkładała swoją kłaposkrzeczkę nawozem, wyrwała jej ukradkiem jeszcze ze dwa listki, uspokajając ją szybko solidną porcją łajna. Nikt nie powinien się zorientować.
Deven zdawał sobie sprawę, że wszyscy na niego patrzą. I komentują jego wystąpienie, co wcale mu się nie podobało. Lubił znajdować się w centrum uwagi wyłącznie na boisku, kiedy przeczesywał powietrze w poszukiwaniu złotego znicza, decydując o losach meczu. Widział krzywe bądź zaciekawione spojrzenia i czuł złość, której jednak nie dał ujścia, przybierając obojętny i zimny wyraz twarzy - jak zwykle, kiedy nie czuł się pewnie. Rose wydawała się sympatyczna i posłał jej lekki uśmiech, zastanawiając się, dlaczego więcej kobiet nie może być równie bezproblemowych i wyczulonych na potrzeby innych. Mimo że pierwsza część zadania poszła zupełnie gładko, żeby nie powiedzieć że wzorowo, Deven chyba się trochę rozproszył. Na szczęście nie musiał się męczyć z paskudnymi rękawiczkami, a do uroków smoczego łajna zdążył mniej więcej przywyknąć, o ile do tego smrodu w ogóle można przywyknąć. Niestety, chyba trochę się zagapił i nasypał za dużo nawozu. Kłaposkrzeczka wydała z siebie rozdzierający wrzask, po czym zwiędła. Indianin zaklął w języku mohawk, po czym rozejrzał się po cieplarni i w momencie, kiedy nikt nie patrzył, wepchnął doniczkę ze zdechłą roślinką pod worek ze starym, nieużywanym nawozem, mając nadzieję, że nikt jej tam nie znajdzie. Nie czuł się najlepiej ze świadomością, że oszukuje i że dał taką plamę, ale chyba nie bardzo miał wybór. Gdyby profesor Vicario wiedziała, jak bardzo cierpi jego duma, na pewno by mu odpuściła. Deven zawsze fatalnie znosił porażki, szczególnie jeśli dotyczyły ulubionego zielarstwa albo opieki nad magicznymi stworzeniami. Szybko opuścił cieplarnię, mając nadzieję, że nikt nie widział jego drobnego przestępstwa.
/Z góry przepraszam jeżeli kogoś zignorowałam, bądź nie odpowiedziałam na czyjegoś posta, bądź odniesienie do mojej postaci, jestem BARDZO w tyle z lekcją, a nie mam siły czytać wszystkiego :3/
No w końcu zaczęły się zajęcia, a zadanie jakie otrzymali było na tyle proste i przyjemne, że nie sprawiło dziewczynie żadnych problemów. Udało jej się zebrać pięć liści, a przy wyciskaniu soku, nuciła wesoło pod nosem nie przejmując się naprawdę niczym. No po prostu bajka i cud miód i fistaszki. Kolejna część zadania również nie była niczym skomplikowanym… tylko te rękawice! Najgorzej! Akurat jakieś mokre i spocone jej się trafiły, ale czego nie robi się dla roślinek?! Z wielką determinacją na twarzy i przede wszystkim skupieniem wykonywała zadanie, a co najważniejsze w zwykłe dodawanie nawozu włożyła tyle serca, że szkoda gadać. Logiczne więc było, że roślinka jej wybaczyła i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Na tym skończyły się zajęcia, a dla małej Lilith był to cios w serce. Jak to? Już? A ona tak świetnie się bawiła. Sama nie mogła przychodzić do cieplarni, a tak bardzo kochała spędzać czas w tym miejscu… no cóż przy dobrej zabawie czas płynie szybciej.
Serio, przez pół lekcji był jakiś nieprzytomny. Dopiero gdy nauczycielka kazała im wykonać zadanie, obudził się i popatrzył na nią lekko przymroczony. Tak więc.. trzeba było zebrać liście, a jemu szło to baaardzo wolno. Jednak wykonał swoją pracę solidnie, nie to co jego ukochana. Miała całe zielonkawe, a także pomarańczowe dłonie. Wyglądało to co najmniej śmiesznie, uśmiechnął się krótko i dodał.- Do twarzy Ci w zielonym, słońce. - Wyszczerzył się i policzył liście, no dobra. Były cztery, a na dodatek miały w sobie sporą ilość soku. No to fantastycznie, bez zbędnych ceregieli odłożył je na stolik i przeszedł do kolejnego zadania. Spojrzał na Rię i zaśmiał się cicho, robak był w sumie paskudny, ale całkowicie niegroźny dlatego też mógł bez problemu podać jej kolejną parę rękawic. Były puste, sprawdzał dwukrotnie. Ucałował ją zaraz po tym i wrócił do swojej pracy, podczas pakowania łajna trochę go wpadło do rękawiczki. No super, zdjął ją i strzepnął ją tym samym pozbywając się wszystkiego w środku. Chociaż ta cholerna roślinka nie darła się na cały głos, zrobił kolejne zadanie dobrze. Zaraz po nim wyszedł wraz z Orianą ze szklarni.
4,5 oraz 2 i 5
Ostatnio zmieniony przez Lucas Kray dnia Wto Maj 17 2016, 14:56, w całości zmieniany 1 raz
Wszystko. Genialne było to, że nikt na to nie wpadł. Candy jedynie wzruszyła ramionami z miną wyrażającą czego ty nie rozumiesz?, zanim pochłonęła ją rozmowa w profesor. Wcześniej nie zwróciła uwagi na to, że ktoś mógł ich podsłuchiwać albo podglądać, nawet o tym nie pomyślała. Nie musiała się więc przejmować ewentualnym wkopaniem przez kogoś, komu bardzo będzie przeszkadzał fakt, że jej udało się zatuszować ślady zbrodni. Dobrze, nie jej, tylko Thomasowi, ale jednak to była jej roślinka. Felerna, ale jej. Zdążyła się przywiązać do krzaczka, który okładała smoczym łajnem, a który w podzięce postanowił trochę pokrzyczeć. Profesor chyba specjalnie stała w oddaleniu od uczniów, żeby nie być w centrum hałasu. Zamieszanie wokół piskliwych roślinek było niemałe, większość krzyczała tak bardzo, że – jak podejrzewała Candy – po tych zajęciach niewiele zostanie ich żywych. Starała się poświęcić całą uwagę rozmowie z prowadzącą, ale co chwila się zacinała i musiała tłumaczyć, że intensywnie myśli nad swoją przyszłością powiązaną z roślinkami. W pewnym momencie doszły nawet do konkluzji, że może warto wybrać się na praktyki z zielarstwa w Hogwarcie, chociaż krukonka wewnętrznie krzyczała, że nigdy tu po studiach nie wróci. Dopiero kiedy profesor zaczynała się niecierpliwić – najwyraźniej czas na nawożenie minął – Candida postanowiła usunąć się w cień. Podziękowała za rozmowę uprzejmie, ale obawiała się, że trochę przegięła i zostanie złapana na gorącym uczynku. Paranoja. Całkiem zapomniała, że nadal ma na sobie ufajdane rękawiczki. Zdjęła je z obrzydzeniem i rzuciła na poprzednie miejsce. Powinna umyć ręce, zanim dotknie różdżki. A mogłaby szybko uporać się z tym łajnem! Pocieszające było to, że nie wyglądała najgorzej. Uniosła brwi i uchyliła usta, gdy zobaczyła Thomasa od pasa w górę ubabranego łajnem. – Misja zakończona, uciekajmy stąd. Szybko, trzeba cię wyczyścić. Śmierdzisz. – Bezlitosna szczerość. Przynajmniej Candy nie zostawiła go samego i nie zakazała mu się do siebie zbliżać. Skoro obiecała, to nie będzie się wymigiwać. Teraz najważniejsze, żeby znaleźli łazienkę.
Dobra, wykona następne zadanie i ucieka stąd. Mimo, że lubi zielarstwo to jakoś dzisiaj strasznie męczyła ją ta lekcja. Wzięła szybko rękawice i poczuła, że coś dziwnie pachnie, ale nie zwróciła uwagi, bo przecież mógł być to ktoś, kto właśnie obok niej przechodził. Dopiero kiedy włożyła rękawice wiedziała już skąd ten nieprzyjemny zapach się wziął. Były całe mokre od czyjegoś potu. Chciała wymienić rękawice, niestety wszystkie zdążyły się rozejść. Tak więc Rose z ciężkim sercem włożyła rękawice. Później po prostu porządnie się umyje. Szybko wzięła taką ilość nawozu, jaką pokazała Pani Profesor i obłożyła roślinę. Udało jej się wziąć idealną ilość, ponieważ roślina wydawała się niezwykle zadowolona. Czego nie można było powiedzieć o Rose, której już ostatni posiłek podnosił się do góry przez ten obrzydliwy zapach. Szybko skończyła swoją robotę. Odłożyła rękawice na miejsce. Pożegnała się i wyszła, idąc prosto pod prysznic.
zt kostki: 6 i 2
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Silas nie radził sobie najlepiej w kolejnej części zadania. Rękawiczki, które dla niego zostały okazały się być o rozmiar za duże. To samo w sobie już było nieprzyjemne. Żeby było jeszcze zabawniej to nagle kawałek łajna wpadło do rękawiczki prawej i poczuł na skórze coś miękkiego i oślizgłego. Miał ochotę powiedzieć fuj ale się powstrzymał i tylko na jego twarzy zagościł grymas. Szybko wytrząsnął to coś z rękawiczki, pamiętając o tym że jak tylko opuści te zajęcia musi jak najszybciej wyszorować idealnie ręce. Dodatkowo na domiar złego jeszcze roślinka się mu zbuntowała. Dobra, to może była i jego wina, że dodał jej za dużo nawozu, ale ona nie musiała tak wrzeszczeć. Pewnie straciła z tego wszystkiego głos i to sprawiło, że nagle zwiędła, zmalała i zamilkła już na wieczność. To sprawiło, że od razu na czole chłopaka pojawiły się kropelki potu. Nigdy nie lubił podpadać nauczycielom na zajęciach i starał się zawsze wypadać na nich idealnie, no ale to nie zawsze się mu udawało. Teraz nie miał pojęcia co zrobić z roślinką więc po prostu, gdy tylko zobaczył że jakaś stoi obok to je po prostu bezczelnie podmienił. To wszystko sprawiło, że naprawdę nie miał pomysłu co ma zrobić, by naprawić swój błąd. Cieplarnię opuścił w pośpiechu starając się nie oglądać za siebie by aby nikt go nie cofnął do tyłu i nie kazał przepraszać za biedną roślinkę.
Caro uśmiechnęła się promiennie kiedy podszedł do niej @Silas Clark. Odkąd pamiętała zawsze była między nimi chemia... niby tak oczywista ale jednak zawsze była przemilczana. Dziewczyna jakoś szczególnie nie protestowała kiedy chłopak sięgnął po kosmyk jej włosów i założył go za ucho dziewczyny. -Hej. W sumie i tak nie mam nic lepszego do roboty, mój chłopak już nie ma na mnie czasu - wzruszyła ramionami i mimo wszystko całe zdanie wypowiedziała z uśmiechem. Jakoś bardzo nie ubolewała nad swoją samotnością, od razu była na to przygotowana kiedy wchodziła w ten związek. W międzyczasie do klasy weszła jej ukochana @Saga Demantur i pomachała więc blondynka odpowiedziała jej tym samym. W końcu zaczęła się lekcja więc Carrier zaczęła zbierać liście. Niestety udało jej się pozyskać tylko jedną sztukę. Na dodatek prawie cały sok uciekł z jej liścia. Pierwsze zadanie było porażką, a zła passa Caroline na lekcjach nadal trwała. Chwilę potem przyszła pora na drugie zadanie i blondynka miała nadzieję, że pójdzie jej trochę lepiej. Kiedy wzięła rękawiczki nie zdarzyło się nic szczególnego, trafiły jej się zwykłe rękawiczki. Na szczęście. Kiedy przyszła pora na nawóz Caro dała jego idealną ilość. Co jak co ale miarkę w oku miała. Roślina wyglądała na całkiem zadowoloną i dziewczyna też. Odetchnęła z ulgą, że chociaż druga część zadania wyszła jak należy.
Kostki zadanie pierwsze: 1 i 2 Kostki zadanie drugie: 2 i 5
Ha, zielarstwo. Evan lubił te lekcje, więc miał nadzieje że szczęście i tu się do niego uśmiechnie. Może nie był najlepszy w grupie, ale też do najgorszych nie należał. Ot przeciętniak, jednak na studiach nie zdają najzdolniejsi ! Zdają Najwytrwalsi, a tego akurat chłopakowi ne brakowało. Mimo początkowych niepowodzeń z ziarenkami nie poddał się i walczył do końca. Opłaciło się mu to w postaci 4 punktów z drugiego zadania. Ha, zadowalający. Nie ma tragedii, ale zawsze mogło być lepiej. Wiedział że to nie szczyt jego możliwości. Zagryzając wargę opuścił salę egzaminacyjną zadając sobie pytanie JAK JA MOGŁEM POMYLIĆ ZIARNA