Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Holly w gruncie rzeczy nie ma pojęcia co pisze. Holly nie pamięta niczego co się uczyła do egzaminów. Co z tego, ze dziewczyna zamykała się w pokoju na długie tygodnie przed egzaminami. Czytała wszystkie książki po kilka razy, ale nie pamięta, a na pewno nie rozumie niczego, co z nich mogła się nauczyć. Holly pisze coś mechanicznie na kartce papieru. Holly nawet nie jest pewna, czy udziela odpowiedzi na kwestie, które zostały nakreślone na jej pergaminie. Holly przeczytała polecenie, ale nie wywnioskowała czego ono dotyczy. Zaczęła pisać, losowe rzeczy, wszystkie te, co wzrokowo zaszły jej w pamięć i mogły dotyczyć przedmiotu jej odpowiedzi. Holly nie przykłada się do egzaminu, bo nie czuje się ostatnio za dobrze. Coraz bardziej odsuwa się od ludzi, wyłącza. Teraz czuje się tragicznie, wiedzac, że egzaminatorzy ją obserwują. Stara się skończyć pisanie szybko. Myśli ma jednak tak chaotyczne, ze kreśli raz po raz połowę tekstu. Część z niego jeszcze raz przepisuje, część zastępuje innym. Jej myśli krążą po innym torze. W momencie, w którym oczy szklą się od łez, od natrętnych wyobrażeń w głowie, Holly podnosi się z miejsca i zanim ktokolwiek zdąży zauważyć co się dzieje, oddaje kartkę, odwraca się do drzwi i wychodzi. Ostatnio czasem nie ma nawet nastroju uśmiechać się, jakby wszystko było dobrze. Ma wyrzuty sumienia, z każdym takim gestem, że jest nieszczera wobec siebie i innych. Dzisiaj zapomina o nieszczerości. Dzisiaj chce wrócić do swojego dormitorium, położyć się w łóżku i zasnąć. Chciałaby spać. Wie, że nie będzie mogła. Koszmary wracają co noc, chociaż bardzo chce żeby ją opuściły, są bezlitosne. Nawet egzamin w porównaniu do wszystkiego innego wydaje się czymś zupełnie nieistotnym. Holly wie, że powinna się nim przejmować. To OWUTEMy, ale nie potrafi udawać, że jej zależy.
James nigdy nie był fanem zielarstwa, jednak przykładał się do niego, jak do każdego innego przedmiotu. Postanowił jednak, że warto by podejść do owutemów z zielarstwa. Okazało się to jednak błędem, bo przytłaczający Jamesa stres, parna i słoneczna pogoda w cieplarni oraz jego pesymistyczne podejście sprawiły, że chłopak kompletnie sobie nie poradził. Bulwy znajdujące się w trzeciej doniczce kompletnie go zaskoczyły, właściwie pod każdym względem. Pomimo pocących i trzęsących się dłoni, nerwowych spojrzeń chłopaka, nieustannie towarzyszącemu mu stresowi, Krukon próbował to wszystko zatuszować przed komisją, udając wyluzowanie i spokój. Jedyna opcja jaka mu pozostała, to było zaznaczenie roślin zupełnie przypadkowo. Chłopak nie spodziewał się, że otrzyma za to jakiekolwiek punkty, ale warto było zrobić cokolwiek. Cokolwiek. Zupełnie jak pierwsze, drugie zadanie poszło mu równie fatalnie. Nie orientował się w niczym, nie miał zielonego pojęcia co tam napisać. Do uzupełnienia miał jakieś schematy. Licząc, że komisja nic nie zauważy, wpisał tam cokolwiek, byleby puste miejsca były uzupełnione. Tak jak poprzednio, nie spodziewał się najwyższej punktacji, a jego przewidywania się sprawdziły. Ostatecznie, okazało się, że jego całomiesięczne powtórki z zielarstwa nie dały żadnego skutku, bo Jem otrzymał "trolla". Kuferek - zielarstwo: 2 Kostka - zad. 1: 1 Kostka - zad. 2: 1 Suma: 1 + 1 = 2 Ocena: Troll Strona - losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t8706p700-losowania-na-egzaminy-i-oceny#347484
Zielarstwo nie było ani słabą, ani mocną stroną panny Hill. Zwyczajnie, jakoś to szło. Trochę stresowała się, czy to aby na pewno jej dzień, by zajmować się dziś roślinkami, ale dzielnie ruszyła w kierunku komisji egzaminacyjnej. Albo się poszczęści, albo nie. Pierwsze zadanie poszło dziewczynie tragicznie. Bulwy w jednej z doniczek w niczym nie przypominały swojego książkowego ideału, Courtney nie wiedziała zupełnie, jak je rozpoznać. Mimo to zachowała spokój, uśmiechnęła się nawet do komisji, że niby coś wie, a dopiero potem zaczęła na chybił trafił oznaczać rośliny. O rany, żeby tylko los nad nią czuwał, bo nie zniesie zbyt wielu marnych ocen na świadectwie... Nie ona, taka ambitna! Po losowo wykonanym zadaniu mogła mieć tylko nadzieję, że drugie pójdzie jej lepiej. I istotnie tak się stało, gdyż trafiła na coś, co było jej mocną stroną. Zabrała się za pisanie i dość szybko nagryzmoliła odpowiedzi. Spieszyła się z nimi tak bardzo, że jej pismo ledwo udawało się odczytać, było jakieś koślawe. Jednak odpowiedzi na pewno prawidłowe, jest uratowana! Zapisała dosłownie wszystko co wiedziała i dumna z siebie, przyjęła informację o ocenie z ulgą na sercu. I tym razem jakoś sobie poradziła.
Rozpoznawanie roślin w donicach? Nie powinno być z tym problemu. A jednak był o ile pierwsze dwie donice odgadła poprawnie, tak trzecia tak bardzo wytrąciła ją z równowagi, że potem już tylko rzucała nazwami na oślep. Drugie zadanie o dziwo poszło jej stosunkowo łatwo. Zapisanie reakcji odżywiania zajęło chwilę, ale była pewna, że jej odpowiedzi są poprawne. Odetchnęła do siebie. Trzeci egzamin za nią. Dwa przed nią. Już bliżej końca.
Ostatni egzamin i będzie mogła na luzie zacząć wakacje! Ale super! Zbiła do szklarni z bananem na twarzy. Szczerze, może to niezbyt krukońskie, ale nie zależało jej już na ocenach, chciała po prostu mieć to wszystko z głowy i zacząć chilloutować z książkami! Usiadła przy pergaminie i zaczęła rozkminiać posiane w doniczkach rozkminy, poszło jej w miarę szybko, wpisywała je niemalże na pamięć, ale dwie ostatnie nie przypominały niczego, o czym czytała. Poważnie zastanawiała się nad odpowiedziami, wykorzystując pozostały czas i w końcu coś tam wpisała, choć nie była pewna odpowiedzi, ale ogólnie była z siebie bardzo zadowolona i przeszła z uśmiechem do drugiego zadania. Miała zapisać reakcje odżywiania się roślin? Ależ proszę bardzo, nie ma sprawy! Trochę jej to zajęło, bo myśli uciekały jej już w stronę wakacji, które chciała jak najwcześniej zacząć, ale mimo tego była pewna, że odpowiedzi, których udzieliła, były poprawne i że nie ma się, czym martwić, bo ten egzamin na 100% zdała.
Roślinki w sumie nie obchodziły mnie jakoś mocno, jednak postanowiłam zdać egzamin z Zielarstwa, tak z ciekawości. Chciałam przekonać się, jak duża jest moja wiedza na ten temat. Pierwsze zadanie polegało na rozpoznaniu nasion w poszczególnych doniczkach. Cóż, kilka z nich udało mi się poznać, jednak nie byłam pewna, czy czegoś nie pomieszałam. Niby wiedziałam, czego mogłabym się spodziewać, lecz do roślin nigdy nie miałam cierpliwości. Kolejne zadanie tyczyło się reakcji odżywiania się różnych roślin, miałam wrażenie, że to poszło mi trochę lepiej. Napisałam wszystkie możliwe równania, jednak dopiero po oddaniu pergaminu zorientowałam się, że popełniłam kilka błędów. Ocena Zadowalająca była wszystkim, czego oczekiwałam.
Zazwyczaj w tej sali zajmowała się wyłącznie roślinami niegroźnymi, ale z ważnych powodów trzecia cieplarnia przez najbliższy czas była niedostępna dla uczniów (i dobrze, bo jeszcze by sobie zrobili większą krzywdę niż na zajęciach), więc Estella musiała przygotować inne pomieszczenie. Była jednak pełna werwy, więc nawet te małe przeciwności losu jej nie przeszkadzały. Jako że zajęcia były dla wszystkich, musiała postarać o również o takie rośliny, które nie zrobią większej krzywdy (inaczej rodzice pierwszoklasistów by ją zamordowali), a wiedziała, że przyjdzie spory tłumek uczniów i ciężko będzie wszystkich upilnować. Rzuciła zaklęcie, które sprawiło, że pół cieplarni zmieniło się w przykrytą śniegiem przestrzeń, a potem wyszła do trzeciej cieplarni, aby zabrać stamtąd kilkanaście doniczek z kwiatami śnieżnej bawełny. Dojrzałymi kwiatami, którymi trzeba się zaopiekować. A że było to zajęcie niebezpieczne, było również czasochłonne, więc postanowiła wspomóc się uczniami. Liczyła na studentów albo uczniów z odpowiednim doświadczeniem. W drugiej części cieplarni rozstawiła doniczki ze samosterowalnymi śliwkami, aby i mniej uzdolnieni uczniowie sobie poradzili. Ostatnio mało brakowało, a dostałaby od dyrektora naganę. Umówiła się z profesor Raynott, że zajmą się czymś, co przyda się na kolejnych zajęciach. Miała też przekazać uczniom, że wszyscy, którzy przejdą pomyślnie dzisiejsze zajęcia, mogą przyjść na lekcję eliksirów. I tylko oni. To był warunek konieczny. Gdy wszystko przygotowała, zajęła się scillią syberyjską. Zostało jeszcze trochę czasu do lekcji, więc mogła zająć się czymś, co lubiła. Odrywała się od pracy za każdym razem, gdy ktoś przychodził. Witała go i uśmiechała się do niego, a czasami nawet dyskutowała.
UWAGA: proszę na końcu pierwszego posta podać kolejno liczbę punktów z zielarstwa i eliksirów.
The author of this message was banned from the forum - See the message
Dziewczyna od dawna czekała na zajęcia z tego przedmiotu, na początku mieli dość sporo teorii na ten temat, ale Dulce pilnie przykładała się do zielarstwa. Było w obrębie jej zainteresowań nie tylko ze względu na obraną karierę uzdrowicielską, ale też po prostu. Rośliny zdawały się być bardziej pociągające niż magiczne zwierzęta. Reina przyszła do cieplarni zaopatrzona w rękawice, oraz w ubraniach, których nie będzie jej szkoda wyrzucić do śmieci, gdy się pobrudzą czymś, czego nie będzie się dało sprać. - Dzień dobry, co będziemy robić na dzisiejszych zajęciach? - zagaiła do nauczycielki i położyła torbę na blacie przy rozsadach. Nie tak dawno była w szklarni numer trzy, a tam rosły istne cuda i dziwy, więc zapewne ta nie będzie większym wyzwaniem, szczególnie, że pilnie przygotowywała się do tego przedmiotu. Śnieg w tym roku na błoniach zalegał istnymi warstwami, które gdzieniegdzie można było mierzyć metrami. Spokojna aura, na ogół ją usypiała, ale w szklarni było ciepło, tętniło w niej życie. Miała nadzieję spotkać na zajęciach swoich przyjaciół @Padme A. Naberrie, @Clarissa R. Grigori, czy @Naeris Sourwolf. Nie wspomniawszy chociażby o @Harriette Wykeham, którą chciała spotkać najbardziej. Mimo kłótni zbliżyła się do niej bardzo ostatnimi czasy, była wierną towarzyszką psot. Zabijała rutynę życia codziennego. Rozejrzała się po cieplarni, chciałaby też spotkać tu @Sydney Torres, która pomogła jej bardzo w opanowaniu umiejętności jazdy na łyżwach. Na samo wspomnienie o tym, znowu tyłek rozbolał. Zastanawiała się też czy @Charlotte Blanchett też postanowi przyjść. Niemal wyobraziła sobie scenkę, której Charl wpada do cieplarni i ogłasza całemu światu, że jest biseksualna. Zachichotała pod nosem i pokręciła przecząco głową. Char, była pod tym względem niemożliwa.
Zielarstwo: 5 Eliksiry: 14
Ostatnio zmieniony przez Dulce Reina Miramon dnia Pon Gru 26 2016, 17:02, w całości zmieniany 1 raz
Andrea, pomijając naturalnie zaklęcia, lubiła i zielarstwo i eliksiry. Fascynowały ją niesamowicie właściwości poszczególnych roślin, chociaż niespecjalnie przepadała za opiekowaniem się nimi. Kiedyś miała ambitny plan zająć się jedną z doniczek, dla poprawienia swojego ego, ale ostatecznie po dwóch dniach zapomniała w ogóle o jej istnieniu i biedna roślinka umarła. Angielka wpadła do sali z impetem uświadamiając sobie, że chyba zegarek jej się popsuł i wcale nie musiała się AŻ tak śpieszyć. Swój występ zakończyła dumnym wyprostowaniem się i przywitaniem z zebranymi w cieplarni osobami a potem zrobiła krótki przemarsz przez cieplarnię. Oglądała wszystko co znajdowało się w zasięgu jej wzroku, chyba najdłużej obserwując doniczkę, którą niedawno przyniosła ze sobą nauczycielka. Miała tylko cichą nadzieję, że nie dostanie wizji w środku lekcji, co ostatnio zdarzało jej się dość często. Odkąd kupiła sobie kadzidełko Cassandry jej sny stawały się wyraźniejsze, jednak odkąd była w swoim super-związku jej kontrolowanie i zapobieganie wizjom wychodziło jej nie najlepiej.
Zielarstwo: 5 Eliksiry: 5
Ostatnio zmieniony przez Andrea Jeunesse dnia Pon Gru 26 2016, 17:17, w całości zmieniany 1 raz
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Fire czuła się osłabiona, a ostatnie wydarzenia wpłynęły na Gryfonkę bardziej niż się spodziewała. Może to też wina zimna przed którym nie chroniły cienkie warstwy ubrań, jakie zawsze nakładała. Zmierzając do cieplarni, wtulała głowę w ramiona, dygocząc nieco. Uparła się, żeby nie używać zaklęcia. Głowa pękała od braku nikotyny, którą tego dnia ograniczała. I tak zbyt dużo pieniędzy poszło na to uzależnienie. Ale dłonią w kieszeni wyczuwała materiał paczki i czuła, że długo nie wytrzyma. Ogólnie humor miała kiepski także za sprawą dwóch nowych gości, którzy zadomowili się w dormitorium Blaithin. Jednego zabrała ze sobą, co chyba było najgłupszym pomysłem na świecie. - Uspokój się, ty przebrzydła jaszczurko. - warknęła cicho, odchylając ukradkiem połę płaszcza w drodze. Dostrzegła błękitną salamandrę, która mocno wierciła się w kieszonce. Ignis sprawiała mniej problemów niż model smoka, który też dostała. Kto, do cholery, powysyłał Fire takie prezenty?! Żal było oddawać stworzonka. Szybko przywiązały się do Fire, a ona także je polubiła. Musiała mieć oko na salamandrę bez przerwy, bo mogła zginąć w każdej chwili. Przeklęty mróz! Po co w ogóle szła na zielarstwo? Nie przepadała za babraniem się w roślinkach, chociaż eliksiry były z tym ściśle powiązane. Nauczyciel już napomykał, że za mało się stara w tym kierunku. Żeby utrzymać swoje wybitne stopnie musiała zmusić się do pójścia na lekcję. Spostrzegła, że parę nieznajomych osób wchodzi do środka szklarni, ale sama zatrzymała się przed nią. Skostniałymi z zimna palcami wysupłała Wizz-Wizzy i odpaliła jednego, nie dbając o to, czy dostanie opieprz od Vicario. Raczej lubiły się z nauczycielką ze względu na jej luźne podejście do uczniów. A Fire musiała pooddychać dymem. Objęła ręką swój brzuch, marząc o tym, żeby cała lekcja minęła szybko, a Ignis nie sprawiała kłopotów.
Zielarstwo 0 Eliksiry 10
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Leo wcale nie zamierzał iść na tę lekcję. Właściwie, to planował sobie trochę potrenować... Ale wtedy przypomniał mu się ostatni list od ojca, w którym poruszony został temat jego nauki. Oceny miał słabe, delikatnie mówiąc - a przecież uparł się, że te studia jakoś skończy. Wychodziło na to, że powinien mniej sobie odpuszczać... Z mało optymistycznym nastawieniem (jak na siebie) opuścił dormitorium, zawinięty w szalik znaleziony w jednym ze świątecznych podarunków. Domyślał się, że dostał go od Blaithin... Cóż, była dość wymowna w swoim liściku. Tak czy inaczej, gryfońskie barwy odznaczały się mocno na ośnieżonym tle, a Leonardo dumnie uznał, że zacznie nosić szalik. Zazwyczaj ubierał się o wiele za cienko jak na panującą pogodę, ale może udałoby mu się to zmienić? Miał już wchodzić do cieplarni, gdy dostrzegł znajomą palaczkę kiwającą się niedaleko wejścia. Podszedł do niej bez zastanowienia, z szerokim uśmiechem, po czym znacząco poprawił swój szalik. - Hej, Płomyczku! - Stanął obok niej tak, żeby wiatr posyłał dym papierosowy w drugą stronę, a nie na niego. Domyślał się, że dziewczyna przyszła tu jedynie po to, żeby zaraz przemknąć na eliksiry - on wręcz przeciwnie, wolałby poprzestać na zielarstwie.
Adorka potruchtała na lekcję, nim ktokolwiek miał szansę powiedzieć "felix felicis". Była gotowa szybko załatwić zielarstwo i przejść do eliksirów. Trochę zdziwiły ją te wymagania - bez zaliczenia pierwszych zajęć nie można było iść na następne. Tak czy inaczej, Gryfonka nie zamierzała zwlekać i szybko się ubrała, po czym ruszyła do cieplarni. Myślami dalej wracała do świąt, przypominając sobie jak miło było wręczać i dostawać prezenty. Poza tym, chociaż nie wróciła do Hiszpanii, to bardzo przyjemnie spędziła ten czas w gronie rodziny. A potem jeszcze spotkała się z Norbertem! Była ciekawa, czy Puchon zjawi się na lekcji, aczkolwiek bywał on teraz mocno zabiegany. Koncentrował się już na pracy... Dora weszła do cieplarni i znalazła jakiś bezpieczny kącik, witając się jeszcze z nauczycielką. Było tu jeszcze dość mało ludzi, chociaż kilka z nich kojarzyła. Postanowiła grzecznie i cicho zaczekać, aż lekcja się rozpocznie.
Zielarstwo: 2pkt Eliksiry: 6pkt
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Grzebała glanem nieco w śniegu, którego było wyjątkowo dużo. Trochę tęskniła za latem, kiedy mogła chodzić w koszulkach na ramiączkach i krótkich dżinsach. Zdawała sobie jednak sprawę, że jeszcze długi czas będzie się tak męczyć z zimą, co zapewne skończy się jakimś zapaleniem płuc. Pogrążyła się w dość ponurych rozmyślaniach, kiedy pojawiło się obok niej słoneczko naładowane zawsze dobrą energią. - Cześć, Olbrzymie - odparła, raczej nie okazując zbytecznej radości z tego spotkania. Mimo wszystko dobrze, że także przytargał tu swój tyłek. Może nie będzie się skupiać na innych denerwujących ludziach, kiedy Leo będzie blisko. - Widzę, że mój prezent przypadł ci do gustu. - stwierdziła, widząc szalik zdobiący jego szyję. W ogóle nie dziwiła się, że w końcu chciał zadbać o swoje oceny. Choć Fire nie miałaby nic przeciwko, gdyby został jeszcze rok dłużej w Hogwarcie. Czuła, że ich drogi się kompletnie rozejdą po ukończeniu szkoły. - To jak? - spytała, wyrzucając niedopałek w śnieg, przez co każdy miłośnik przyrody udusiłby Dear na miejscu. Skinęła głową w stronę wejścia do szklarni. - Idziemy się trochę pobabrać w smoczym łajnie? Brzmi jak dobra zabawa. Zapomniała zupełnie o tym, że również użyła jednego ze swoich prezentów, mianowicie tych przeklętych perfum z amortencją. Tylko dlatego, że jej się pomyliły ze swoimi zwykłymi, które też rzadko stosowała. Nie mogła nic teraz poradzić na to, że po opadnięciu czekoladowego dymu, zaczynały znowu działać.
Nie wiedział po co idzie na tę lekcję. Nie przepadał za roślinkami i nie znał się na nich. Nie miał ochoty także z nikim rozmawiać, a już na pewno nie z wkurwiającymi Hogwartczykami, którzy nie dorastali Lope do pięt. Wysłuchiwanie umizgów idiotycznej nauczycielki także nie było zachęcające. A mimo to poszedł. Tamtego dnia niewiele rzeczy szło po myśli Ślizgona, który na dodatek niedawno się rozchorował, aczkolwiek został mu tylko katar. Zaczerwieniony nos w połączeniu z wyjątkowo bladą twarzą i niezbyt przyjemnym spojrzeniem... Wszystko to sprawiało, że wyglądał na kolesia do którego lepiej się nie zbliżać. Zima w Anglii okazała się jeszcze koszmarniejsza niż jesień. Wszedł do cieplarni, trzaskając drzwiami. - Przeciąg. - skomentował głosem równie zimnym, jak dzisiejsze powietrze. Przemknął wzrokiem ciemnobrązowych oczu po zebranych tu ludziach. - Nymphia? - rzucił pytająco, ujrzawszy Hiszpankę. Dawno nie rozmawiał z jedyną przyjaciółką, jaka mu pozostała. Przypomniał sobie o prezencie od niej i nawet lekki, nikły uśmiech wpłynął na wargi chłopaka. Podszedł do dziewczyny, żeby objąć ją ramionami na ciepłe przywitanie. Miał gdzieś przywitanie się z nauczycielką, innych uczniów czy w ogóle fakt, że zachowuje się jak buc. Na razie chciał przytulić Nymphię, żeby poczuć się odrobinę lepiej.
Zielarstwo 0 Eliksiry 0
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Lekcja zielarstwa zimą zawsze go zachwycała. Biały puch, który okrywał każdą powierzchnię działał na niego kojąco, więc przebywanie w takim miejscu zawsze go cieszyło. Nie dość, że to lekcja zielarstwa, a następnie, eliksirów, trudno było mu się nie skusić na to, by pojawić się na zajęciach. Gdy wszedł do szklarni, najpierw zauważył znajomą mu panią profesor. Kojarzył ją już z poprzednich zajęć, które zresztą, były ciekawe, więc liczył na to, że i tym razem się nie zawiedzie. Dostrzegł również kilka postaci, które kojarzył ze szkolnych korytarzy, ale nie udało mu się nigdy zamienić z nimi słowa. Zajął jedno z miejsc i oczekiwał na rozpoczęcie lekcji. Podczas, gdy reszta uczniów powoli się schodzila, uznał, że dla zajęcia tej chwili wolnego czasu, wyjmie swój podręcznik do eliksirów i poprzegląda te przepisy, których nie udało mu się jeszcze zmodyfikować. Pomimo tego, że James raczej szanował książki, ta widocznie była nadszarpnięta zębem czasu. Rogi były niechlujnie pozaginane, grzbiet ledwo co trzymał zawartość książki, jednak i tak najgorzej wyglądały stronice - w każdym wolnym miejscu znajdowało się drobne pismo chłopaka, w tym dużo z tych zapisków, było poskreślane lub przypadkowo zasłonięte kleksem z atramentu. Co by powiedziała bibliotekarka, widząc jego podręcznik? Czas leciał tak szybko, albo to uczniowie zaczęli pojawiać się w zaskakująco szybkim tempie, że Jem nawet nie zauważył, że wykład się rozpoczął.
Dziewczyna bardzo niechętnie pojawiała się na lekcjach. Ja wiem - zapisała się do Hogwartu z własnej woli. Nikt nie zmuszał jej do tego by ponownie podjęła naukę. Mogła pracować. Niestety mając ukończone egzaminy końcowe na oceny nie lepsze niż "okropny" nie dostałaby żadnej rozsądnej roboty w świecie magii. Co natomiast z prostymi fuchami jak kelnerka, barmanka? Nie były proste dla kogoś, kto ma ciągle jakieś zaburzenia widzenia i potrafi najzwyczajniej w świecie wejść w ścianę. Nic dziwnego, że na zaklęciach starała się ograniczyć swoje czarowanie do minimum. Tylko, że to jest zielarstwo. Tutaj nie powinna stanowić dla nikogo zagrożenia, prawda? Zresztą nie była idiotką. Wiedziała, kiedy musi uważać! A to, że nie do końca potrafiła się skupić na tym co robi... Nie miała podzielnej uwagi... Zdecydowanie nie powinna tutaj przychodzić. Mimo wszystko jednak trafiła do cieplarni i przekroczyła jej próg. Przy tym jak to miała w zwyczaju uderzyła ramieniem o próg - siniaki już dawno stały się dla niej czymś całkiem normalnym. Stojąc w miejscu rozejrzała się wokoło. Szukała dla siebie odpowiedniego miejsca. Gdyby jednocześnie szła i rozglądała się, to na pewno by na kogoś wpadła - wolała tego uniknąć. W końcu nie było w tej szkole nikogo, z kim miałaby jakiś większy kontakt. Ostatecznie postanowiła zająć stanowisko obok kogoś, kto wyglądał na w miarę ogarniętego życiowo. No i kogoś, kto akurat nie był w centrum szalenie interesującej rozmowy. Padło na @James Waters. Czemu jej zdaniem był ogarnięty? Bo czytał. Debile raczej nie czytają, no nie? - Cześć. Mam wielką prośbę - Zaczęła od razu prosto z mostu. Zabawna sprawa. Kilka lat temu - wymagała. Nie prosiła. Uważała, że jej się wszystko należy. Odkąd opuściła Argentynę stawała się inną osobą. A przynajmniej starała się uchodzić za inną. Miłą. -Jestem fatalna z zielarstwa i będę wdzięczna, jeśli będziesz mi trochę pomagał w czasie zajęć - Uśmiechnęła się nikle do James'a z nadzieją, że to nie będzie dla niego zbyt wiele. W końcu raczej pierwszy raz mają ze sobą styczność. Chyba... Możliwe, że go zapomniała. W każdym razie nigdy pierwsza nie przedstawiała się ludziom właśnie z tego powodu - zdarzało się, że wypadało jej z głowy iż już się z kimś zapoznała. Problemy z pamięcią długotrwałą...
Dziewczyna szła przed siebie w za dużej szacie i bez większego humoru. W końcu trzeba było zacząć chodzić na zajęcia. Nie przeszkadzali jej ludzie, nie przeszkadzały kpiny z wyglądu, czy wzrostu, a wzrok. Spojrzenie mogłoby być najbardziej irytującą rzeczą na świecie. Na szczęście lubiła te zajęcia i miała nadzieję, że się nie za nudzi, a przede wszystkim nie zawiedzie. Tak więc Kotecka weszła do pomieszczenia i szybko wybadała, czy jest ktoś, kto chciałby zawracać jej głowę. Jej oczom ukazała się @Tori Vietto, na jej twarzy pojawił się grymas niezadowolenie. Chociaż z drugiej strony dziewczyna zajęła się jakimś chłopakiem, dlaego odetchnęła z ulgą kierując się do najmniej zatłoczonego miejsca w pomieszczeniu. Jej spojrzenie mogło zabić, więc każdy, kto tylko zwrócił na nią uwagę, albo ruszył w jej kierunku, mógł poczuć na sobie spojrzenie wygłodniałego tygrysa. To było ostrzeżenie. Nie ręczę za jej zachowanie. Nie ma to jak porcelanowa laleczka chce pozabijać pozostałych uczniów za bycie miłym, czy uprzejmym.
Dawno nie udawała się na zajęcia. Ostatnio nawet opuściła trening Quidditch'a. A przecież była szukającą. Większość była na nią zła. W sumie, to cała drużyna była na nią zła z tego powodu. Zbliżały się zawody, a ona była nieprzygotowana. Prawdę mówiąc był to pierwszy rok, gdy postanowiła objąć tak odpowiedzialną pozycję. Wcześniej nie interesowała się tym sportem. Siedziała grzecznie na trybunach kibicując swojemu narzeczonemu. Uwielbiała patrzeć jak gra, a jeszcze bardziej celebrować z nim zwycięstwo drużyny. Wspominając ostatnią taką sytuację delikatne ciarki przeszły po jej kręgosłupie sugerując dość dobitnie jaką formę miało to całe celebrowanie. Prychając pod nosem i uśmiechając się w sposób typowy dla ślizgonów przekroczyła próg cieplarni. Ze znużeniem rozejrzała się po zebranych. Nikt specjalnie nie zainteresował jej osoby, a tym bardziej nie był na tyle godzien aby stanęła obok niego. Miała również cichą nadzieję, że nauczycielka nie wpadnie na pomysł przydzielenia ich w pary. Jeszce tego jej brakowało, tym bardziej, że Lucas spał smacznie w domu. Nie miała serca go budzić, choć obiecał jej, że będzie uczęszczał na każde zajęcia. Te jednak mogła mu odpuścić. Sama również nie miała ochoty na nich być. Stanęła przy jednym ze stanowisk zdejmując z siebie czerwony płaszcz.
eliksiry: 14 zielarstwo: 0
Padme A. Zakrzewski
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : liczne pieprzyki i lekko widoczne piegi na policzkach
Chociaż była przeciętna i w zielarstwie i w eliksirach, nie przeszkodziło jej to w przyjściu na lekcję. Uznała, że niepojawienie się tutaj wcale jej nie pomoże a być może tylko zaszkodzi. Również wpadła na pomysł, że może nareszcie nauczy się czegoś ciekawego, ale aż takich nadziei nie pokładała w tych zajęciach. Padme nie śpieszyła się wyjątkowo, przemierzając całą odległość do cieplarni spacerkiem. Było chłodnawo, co odczuwała na swoich stopach, dłoniach skrytych pod nowiusieńkimi rękawiczkami, nosie i uszach. Ale jej towarzysz niedoli skutecznie ją uspokajał, poprzez delikatne podgryzanie jej palców. Bo tak, drodzy państwo, odkąd dostała małego rudego kotka nie rozstawała się z nim na krok (nawet do pracy jakoś go przemycała a ostatecznie właścicielka uznała, że to całkiem niezła maskotka). Dlatego teraz Lotos dzielnie siedział w obszernej kieszeni jej płaszcza. Nim weszła do cieplarni przystanęła na zewnątrz, by zapalić sobie papierosa - do Leo i jego nowej kobietki kiwnęła jedynie głową, przypominając sobie przepowiednię natrętnej wróżki o złośliwej babie z czerwonymi włosami, ale nie wiedziała jak to ma odnieść do faktu, że dalej nie rozmawiała ze swoim ex-macho. Kiedy skończyła, wparowała do środka. Na wejściu przywitała się z nauczycielką a potem przemknęła ze swoim kocim towarzyszem wgłąb cieplarni. Minęła po drodze kilka znajomych osób, z którymi przywitała się przelotnym uśmiechem a potem nieopatrznie wyjęła dłoń z kieszeni... w zasadzie Lotos, bo tak się nazywał, przesypiał całe dnie. Dzisiaj jednak był w wyjątkowo zabawowym humorku, dlatego w momencie znalazł się na ziemi. Z prędkością światła przemknął pomiędzy nogami wszystkich możliwych ustawionych w pobliżu osób a Padme z krzykiem rzuciła się za nim w pogoń. Poskutkowało to tym, że niechcący trąciła @Tori Vietto, która prawdopodobnie wywróciła się na ziemię wpadając prosto tyłkiem w coś, co brzydko pachniało, z kolei @James Waters chyba nie do końca zrozumiał co się właściwie stało. Pomijając to, że dostał przypadkowo pięścią w rękę. Kot przeskakując pomiędzy - dzięki bogu - pustymi doniczkami wdrapał się po szacie Lope i zawisnął w połowie. Akurat wtedy, kiedy jego właścicielka zdążyła go przechwycić. Nauczycielka CHYBA niczego nie zauważyła pogrążona w rozmowie z Dulce, dlatego Krukonka schowała się za Adorią, uspokajając kota. - Ja pierdole, serio? Kocie... - wzdychając pod nosem, spoglądała na zdziwionego Lotosa, którego schowała pod płaszczem. Musiała się wymknąć, żeby zostawić go gdzieś w bezpiecznym miejscu. Miała w nosie karę i ujemne punkty. Martwiła się tylko i wyłącznie o swojego cudnego kotka.
Raphael należał do osób, które ususzyłyby nawet kaktusa. Prawdę mówiąc, miał kiedyś kaktusa, ale przypomniał sobie o tym fakcie za późno - biedaczek dawno wysechł na wiór, zbrązowiał i żadne nawozy nie mogły mu pomóc. Inna rzecz, że de Nevers po prostu nieszczególnie się starał, mając ciekawsze sprawy na głowie niż reanimacja kaktusa. W ogóle ostatnio trochę mniej przykładał się do zajęć, pochłonięty własną twórczością, Sereną i życiem, coraz bardziej oddalając się od realiów studenckich, choć przecież chciał godnie zakończyć edukację i w zeszłym roku wyraźnie poprawił swoje oceny, udowadniając nauczycielom, że mieli rację, twierdząc, że jest zdolny, ale leniwy, czy raczej - zajęty czym innym. Do cieplarni wszedł z typowym dla siebie zadumanym uśmiechem, skinął głową zebranym, szukając jakiejś znajomej twarzy, a gdy jej nie znalazł, po prostu zajął jakieś stanowisko i pogrążył się w myślach, co jakiś czas tylko bazgrząc coś w swoim notesie i mrucząc do siebie. Coraz częściej udawało mu się opublikować jakieś teksty w gazecie, a co za tym idzie - zarobić nieco pieniędzy, które odkładał do swojej skrytki u Gringotta, marząc, że pewnego dnia kupi Serenie piękny dom, w którym będą radośnie oddawać się miłości i twórczości. Taki z niego idealista.
Zielarstwo: 1 Eliksiry: 6
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Pierwsze co zauważył - czekoladowy dym stawał się niemalże niewyczuwalny dookoła Fire. W ogóle cała jaśniała i wyglądała... No cóż, to brzmi nieco dziwnie, ale wyjątkowo ładnie. - Mój tobie chyba też... - Zauważył, domyślając się o co chodzi. Perfumy z nutką amortencji wpadły mu w sklepie w ręce zupełnie przez przypadek, ale nie mógł się przemóc i wysłał je Blaithin w formie żartu. Znał jej opinię na temat miłostek i wiedział, że takie zabawki nie robią na niej wrażenia. A tu proszę, czyżby perfumy ją oczarowały? Szczerze współczuł każdemu, kto mógłby dać się ponieść chwili i spróbować poderwać Płomyka. Leonardo nie wróżył szczególnie szczęśliwej przyszłości nikomu, kto chciałby jakoś zbliżyć się do Fire - była uparta, a jej charakterek bywał nieznośny. - No jasne, nie mogę się doczekać! - Pokręcił głową z niedowierzaniem, kiedy Gryfonka tak sceptycznie podeszła do tematu lekcji. Przynajmniej wiedział, że nie będzie się nudził! Do cieplarni zaczęło zlatywać się coraz więcej osób, ale to nie to było główną atrakcją. Nagle okazało się, że w całej tej różnorodności pojawiło się jakieś zamieszanie... I Leo miał dziwne wrażenie, że przyczyniła się do niego po części jego cudowna była partnerka.
Stała sobie grzecznie w kąciku, gdy nagle padło jej imię. Wyrwało ją to z głębokiego zamyślenia, dlatego przez chwilę nie skojarzyła co się dzieje. Zaraz potem ktoś objął ją silnymi ramionami. Bez zastanowienia odwzajemniła uścisk, dość szybko rozpoznając swojego towarzysza. Znowu ogarnęły ją wyrzuty sumienia, bo miała wrażenie, że jakoś ostatnio poważnie zaniedbała swoich przyjaciół. Mimo, że wcale jakoś dużo nie robiła, to jakby oddalała się od każdego bez większego powodu. Czuła, że brakuje jej wolnego czasu, choć nie miała zbyt wielu rzeczy na głowie. - Hej, Lope - uśmiechnęła się szeroko i odsunęła nieco, przyglądając Ślizgonowi. Uwielbiała fakt, że na jej widok potrafił wykrzesać z siebie jakiś uśmiech. Taki zimny i niedostępny, ale potrafił być niesamowicie uroczy i kochany (chociaż pewnie nigdy by tego nie przyznał...). Teraz oczywiście, chociaż w stosunku do niej zachował się jak najbardziej w porządku, to nikogo innego nie powitał. Wliczając w to nauczycielkę, czego kulturalna Ana nie mogła pojąć. - Nie spodziewałam się ciebie tutaj... - Przyznała, wiedząc o preferencjach Mondragóna co do nauki. Wsunęła dłonie w kieszenie, nie spuszczając wzroku ze swojego rozmówcy i nie przestając się uśmiechać choćby na chwilę. Na domiar tego wszystkiego przypomniała sobie o prezencie, który od niego otrzymała. - Swoją drogą... Ta sukienka. - Pokręciła głową z niedowierzaniem, nie mogąc wydusić z siebie nic więcej. W końcu po prostu raz jeszcze przytuliła przyjaciela, dziękując mu tym samym za niespodziankę, jaką jej sprezentował. - Jesteś niesamowity, wiesz? - Szturchnęła go lekko, śmiejąc się pod nosem. Hiszpanka podskoczyła zaskoczona, kiedy znikąd pojawiło się jakieś kocię. Prawdziwe, włochate zwierzę narobiło zamieszania w cieplarni i na sam koniec, o zgrozo, wskoczyło na Lope. Zaraz jednak jego właścicielce udało się go pochwycić i schować pod płaszczem. - Co tu się w ogóle wydarzyło?... - Zerknęła zaskoczona na swojego rozmówcę, bo w końcu to jego zaatakowała mała "bestia".
Ostatnio zmieniony przez Adoria Nymphia Amparo dnia Wto Gru 27 2016, 00:18, w całości zmieniany 1 raz
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
- Hm? - zmarszczyła brwi, spoglądając na Olbrzyma i próbując zrozumieć o co dokładnie mu chodziło. Nadal nie pamiętała, że użyła tych głupich perfum. Zauważyła we wzroku chłopaka jakiś błysk, inny od tych, które do tej pory widziała, choć uznała, że to jedynie światło odbiło się od śniegu i brązowej tęczówki. - W ogóle ciężko mi uwierzyć, że ktoś kupił mi też flet. Ten z festynu sprzedałam, ale najwyraźniej los naciska, żebym spróbowała. Miała nadzieję, że lekcja nie będzie nudna ani spokojna. Potrzebowała jakiegoś czynnika, który pozwoliłby ocknąć się z tego dość paskudnego humoru w jakim tkwiła. Sama obecność Leo działała już kojąco. Prychnęła pod nosem trochę rozbawiona zapałem Gryfona. Czasami przypominał płomień bardziej niż ona sama... Otworzyła drzwi na oścież, wpuszczając wraz z sobą falę zimnego powietrza. Poczuła drobne wiercenie się salamandry i położyła dłoń uspokajająco na swojej lewej stronie płaszcza. Ignis potrzebowała ciepła. - Więcej tego śniegu nie można było nawalić... - skomentowała, kiedy dostrzegła, że nauczycielka zaczarowała połowę cieplarni tak, że wszędzie leżał biały puch. Rzuciła jej krótkie dzień dobry i niezainteresowana resztą grupy, schyliła się po to, żeby zagarnąć w dłonie śnieg. Zadrżała, czując przejmujące zimno w niczym nieosłoniętych palcach. Nadal bolała ją lewa ręka po tym cholernym labiryncie. Zaczęła lepić w miarę przyzwoitą kulkę. Spostrzegła, że zapanowało jakieś zamieszanie i wymierzyła prosto w najbliższą osobę. Skusiła Fire swoim groźnym, wrogim spojrzeniem i uniesionym wysoko podbródkiem. Niewiele myśląc rzuciła w tył głowy @Nikola Kotecka i nie uciekła wzrokiem. Uśmiechnęła się drwiąco, chcąc sprowokować dziewczynkę do jakiegoś odwetu.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
Z czytania wyrwała go nieznana mu ciemnowłosa dziewczyna. W jej ubraniu dostrzegł niewielki zielony akcent - a zatem jest ze Slytherinu. Zaczęła mówić coś o zielarstwie i pomocy... Trochę zdezorientowany, nie do końca był pewien, czy dokładnie o to prosiła go dziewczyna, ale wywnioskował, że chodzi o to, by ten pomagał jej w lekcji. Jamesa trochę to zdziwiło, bo sprawiał wrażenie raczej nieogarniętego w temacie, ale uznał, że jeśli nieznajoma jest naprawdę fatalna, to może warto by jej pomóc? Z drugiej strony jednak, przyszła na lekcję, po to, by się czegokolwiek nauczyć, a nie po to, by błyszczeć wiedzą, której nie miała prawa jeszcze zdobyć. - Em... hej. - odrzekł niepewnie, nareszcie koncentrując się na rozmowie ze Ślizgonką. - Szczerze mówiąc, ja z zielarstwa też nie jestem zbytnio wybitny, ale skoro prosisz o pomoc... Postaram się jak będę umiał. - odpowiedział, mając nadzieję, że ta odpowiedź będzie dla dziewczyny satysfakcjonująca. - Właściwie, jak masz na imię? - spytał, po to, aby podczas zajęć łatwiej im się pracowało. Był raczej samowystarczalnym introwertykiem i dlatego nigdy nie przepadał za pracami w jakiejkolwiek grupie (duet też się zalicza!), ale jednak przystał na prośbę brunetki, więc nie miał innego wyboru. Próbował jakoś zacząć nowy temat do rozmowy, by nie siedzieć w ciągłej ciszy, jednak nigdy nie szło mu to najlepiej z nowo poznanymi osobami. I tak był teraz dużo pewniejszy siebie niż zaledwie kilka miesięcy temu, więc też nie wymagał od siebie zbyt wiele w kwestii kontaktów międzyludzkich. Niezręczną ciszę przerwała sytuacja wywołana przez @Padme A. Naberrie i jej rudego kota. Niefortunnie zdarzyło się tak, że przy całej gonitwie za kotem, James przez przypadek dostał z pięści w ramię. Okazało się jednak, że w dużo gorszej sytuacji znalazła się jego nowo poznana koleżanka - Ślizgonka usiadła tyłkiem na pojemniku, pełnym smoczego łajna. Gdy James to zobaczył, odwrócił się tyłem do dziewczyny i poprzez sztuczny kaszel, tłumił śmiech, próbując zająć się czym innym. Padme i jej kot zwrócili na siebie ogromną uwagę klasy, z wyjątkiem pani profesor zajętej rozmową z jedną z uczennic. Krukon, przez to, że tak dyskretnie się uśmiechał, odnosił wrażenie, że i na niego wszyscy patrzą; każdy wzrok na chłopaka oznaczał ujrzenie brunetki upapranej w łajnie. James wyczuwał, że Tori będzie chciała zabić za to Padme, a na niego zacznie być obrażona, bo ten nie podał jej ręki ani nie pomógł, a jedynie śmiał się z zaistniałej sytuacji. Waters był jednak w stanie stanąć w obronie Krukonki i, w razie potrzeby, uchronić ją od pretensji Vietto.
Ostatnio zmieniony przez James Waters dnia Wto Gru 27 2016, 15:55, w całości zmieniany 1 raz
Jak wyglądała reakcja małej Nikoli? Przez kilka chwil stała w miejscu zaciskając pięści. Musiało do niej dotrzeć to, co się właśnie wydarzyło. W jej głowie nastała pustka i to chyba jedyny plus tej całej sytuacji. Wszystkie nieprzyjemne myśli, wspomnienia po prostu uleciały zostawiając ja samą z resztkami śniegu na włosach. Uniosła dłoń dotykając zimnego puchu i warknęła pod nosem. Nawet nie zabrała się za to, by otrzepać włosy i nie pozwolić, by cokolwiek dostało się za jej trochę przydużą szatę. Nareszcie postanowiła znaleźć osobę, która była odpowiedzialna za tej jakże karygodny atak, rozejrzała się widocznie poirytowana. W końcu dostrzegł kogoś, kto wręcz prowokował ją, nie… szczycił się tym, co zrobił. Dziewczyna zacisnęła zęby i szybkim, zwinnym krokiem podeszła do tlącego się przed nią, drwiącego płomienia. Wlepiła swoje szklane oczy w dziewczynę, która była od niej wyższa o dobre 20 centymetrów i nawet nie kwapiła się, by wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa. Wpatrywała się przez krótką chwilę pożerając spojrzeniem najdrobniejszy fragment jej twarzy. Po chwili, bez zapowiedzi najzwyczajniej w świecie, jakby to była normalna i codzienna reakcja, zamachnęła się i przywaliła dziewczynie pięścią w podbródek. A trzeba przyznać, że jak na taką małą laleczkę, to ona miała sporo siły. Codziennie bieganie, wspinanie się i ćwiczenia nie poszły na marne. Co po uderzeniu? Kotecka w ogóle się nie przejęła tym co się właśnie stało. Spokojnie obserwowała dalszy ciąg wydarzeń oczekując kontynuacji. Twarz lalki, a dzikie serce.
Gdy usłyszała, że wreszcie odbędzie się lekcja zielarstwa dla studentów, nie dowierzała, ale nie mogła przepuścić takiej okazji. Ostatnich zajęć miło nie wspomina, ale potem profesor chyba dużo chorowała, bo przedmiot został odwołany na jakiś czas, co Candy przyjęła z bólem serca. Teraz, mimo że o treningu Quiddicha była poobijana jak nigdy, spieszyła się, żeby zdążyć przed czasem i może zagadać do profesor o jakąś ciekawą książką z poziomu zaawansowanego (zaniedbała ostatnio naukę, co wcale się jej nie podobało). Nie sądziła, że na lekcję przyjdzie tak wielu uczniów. Już teraz naliczyła ich ponad dziesięciu i niemal rozdziawiła nieuprzejmie buzię na ich widok. Nie wiedziała, gdzie powinna się schować, żeby zejść wszystkim z oczu. Po raz kolejny poczuła się niepewnie. Przywitała się z profesor, która zajmowała się na razie czymś innym (może też nie spodziewała się takiej frekwencji?) i postanowiła skupić na sobie jej uwagę po lekcji. Jak Candy zauważyła, cieplarnia podzielona była na dwie części – jedna zaśnieżona, druga całkowicie normalna. Większość uczniów zgromadziło się w ciepłej części, więc ona – mimo niechęci – skierowała się do tyłu. Miała na sobie ciepły, ciemny sweter – miejscami lekko wytarty, ale w końcu na zielarstwie mogli robić dosłownie wszystko, więc zakładanie czegoś nowego nie tylko graniczyło z głupotą: było głupotą i stare rękawiczki, żeby palce nie zmarzły jej na spacerze. Nie wzięła tylko szalika w pośpiechu ani czapki, niestety, ale za to nie zapomniała o ciepłych butach na obcasie. Szpilki, świąteczny prezent od nie wiadomo kogo, nie nadawały się na taką pogodę. Żeby dotrzeć do wybranego miejsca, musiała wyminąć kilka osób, które zajęte rozmową po prostu ją ignorowały. Potrząsnęła ramionami – to normalne, kto by się przejmował jakąś tam Hiszpanką. I wtedy zobaczyła Lope, który właśnie obejmował jakąś dziewczynę. Chyba się z Candy znały, ale jak bardzo i skąd, tego brunetka nie pamiętała. W każdym razie nie podobało jej się to, co widziała, i kompletnie nie wiedziała dlaczego. Zresztą, niech robi co chce! Przyspieszyła, żeby szybciej znaleźć się w wybranym miejscu. Gdy uniosła spojrzenie ponownie, to Adoria przytulała Lope… Najwyraźniej znajdowała się wciąż za blisko – albo hałas w cieplarni był za słaby – bo słyszała, co mówi Gryfonka.