Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Krukon miał cichą nadzieję, że w cieplarni pojawi się ktoś z jego bliższych znajomych jeszcze przed właściwym rozpoczęciem lekcji. Jednak póki co nikt taki się nie zjawił. Ani Aiko, ani Cichy, ani Elizabeth. Widząc grupkę rozchichotanych dziewcząt - trzy Gryfonki i jedną Ślizgonkę, zaczął im trochę zazdrościć gdyż przypuszczał, że pewnie sam spędzi całą lekcję. Co prawda ciągle mógł ktoś jeszcze przyjść, ale pogodził się również z tą pierwszą opcją. Słysząc głos Profesorki spojrzał w jej stronę, delikatnym ruchem dłoni poprawiając grzywkę która właśnie zapragnęła mu uprzykrzać życie wpadaniem do oczu. Na dźwięk słowa lecznicze wpadł w lekką panikę, ostatnio na zajęciach z Magii Leczniczej poszło mu... Beznadziejnie, tak. Gorzej być nie mogło, tam, w klasie na pierwszym piętrze, a teraz ten koszmar miał być kontynuowany w cieplarni. Wzdychając tylko wziął w dłoń pióro by zacząć swoją... No co powiedzieć, dosyć nędzną notatkę. Wypisał tylko kilka roślin, zapewne tych, których nazwy słyszał najczęściej. Co by powiedziała jego ukochana mama, zielarka z zawodu, gdyby dowiedziała się o tym, co jej jedyny syn o zielarstwie wie? Co powiedziałaby babcia, uzdrowicielka, gdyby dowiedziała się o wynikach swojego słodkiego wnuczka na Magii Leczniczej? Zapewne obydwie byłyby mocno rozczarowane osiągnięciami Setha. Ale czy chłopakowi jakoś specjalnie w tej chwili zależało? To było dziwne w jego przypadku, ale nie. Ten grzeczny na ogół i pilny, chudziutki chłopaczek właśnie zaczynał mieć wyjebongo przestawał dbać o to, czy dobrze się uczy, czy też nie. Myśląc nad swoim losem i nad losem swojej kartki pergaminu oczywiście, jakby beztrosko wzruszył ramionami z lekkim oddechem, po czym bez dłuższego grzebania w pokładach swojej pamięci oddał kartkę Profesorce. Co będzie, to będzie. Tylko... Co go tak zmieniło? A może raczej... Kto?
Weszła do pomieszczenia trochę spóźniona. To co zastała z miejsca, wcale jej nie zadowoliło. Przystanęła w drzwiach cieplarni, wpatrując się w profesorkę, nie przerywając jej, kiedy informowała ją o sprawdzianie. Świetnie… kolejne testy. Co wszystkich nagle wzięło na niezapowiedziane sprawdzanie wiedzy. Odetchnęła ciężko, nie przerywając nauczycielce w trakcie oznajmiania tej dobrej nowiny. Chyba tylko dla niej, wnioskując po jej szerokim uśmiechu i kontrastowych do niego, krzywych minach uczniów. Po tej uwadze profesorki, przeprosiła za spóźnienie, udając się do swojego miejsca. Zajęła jedyne już wolne, przy przypadkowej osobie, zerkając na tablicę i pięć obowiązujących punktów do odpowiedzi. Kolejny raz odetchnęła. Tym razem z ulgą. Przynajmniej materiał nie był jej obcy. Mimo spóźnienia, była w stanie nawet w skróconym czasie wykrzesać z siebie kilka zdań, które przelała na papier. Miała jednocześnie nadzieję, że nie skończy się na dwóch testach sprawdzających jednego dnia. Tak jak miało to miejsce na ostatniej lekcji z nauczycielką z Salem. Ci Amerykanie naprawdę byli dziwni.
Cichy urwał się z drugiej połowy zajęć z magii leczniczej. Jak widać urwał się wyłącznie po to, by kilkanaście minut później napatoczyć się na lekcje Zielarstwa. Wyrywanie magicznych chwastów, tak samo jak ucieranie na miazgę innych paskudnych składników potrzebnych mu do eliksirów - niepomiernie go relaksowało. Tarzanie się po ziemi również go relaksowało! Aczkolwiek dzisiejszego dnia, jak wlazł do cieplarni; tak na przywitanie jęknął zdruzgotany. Bo natrafił na kolejny cholerny test. Przynajmniej ten był banalnie prosty! Jak oczywiście przystało; na standardy magicznych umiejętności samego Quietusa. Nie zastanawiając się zbyt długo, niemalże automatycznie przysiadł obok Setha i zezując na jego niemalże pustą kartkę, zachichotał złośliwie. - Czyżby kiepski dzień? - wygiąwszy krzywo wargi, uśmiechnął się niedostrzegalnie do siebie i postanowił się uroczyście skupić na swoim arkuszu z zapytaniami. Odpowiedzi do danych zagadnień z zielarstwa, machnął niemalże, że odruchowo i po kilku minutach odsunął od siebie tenże mini-test. Wtedy przeciągnął się odruchowo - i opierając swe łokcie o blat; po chwili przekrzywił głowę do boku i zerknął ponownie na Setha z rozbawionym uśmiechem.
Morticia dosyć ciepło ją przywitała i nawet nie przeszkadzało jej to, w jaki sposób Scarlett ją ucałowała. Ciągle starała się zachowywać jakiś tam mniejszy czy większy kontakt fizyczny z Morti utrzymywać, gdy pojawiła się obok kolejna dziewczyna z ich domu. - Amy! Dobrze cię widzieć! - rzuciła, szeroko uśmiechając się do nowo przybyłej Gryfonki. - A wiesz, nawet nie jest jakoś mocno źle ze mną, chyba ewoluuję, wiesz. A jak tam u ciebie? Dawno widziała Amalyn i jeśli miała być szczera, to naprawdę cieszyła się z jej obecności w cieplarni. Chwilę później pojawiła się także Ślizgonka która najwidoczniej znała Morticię. Widząc jej minę uznała, że dziewoja pewnie czystokrwista i najchętniej rzuciłaby jakąś niewybredną uwagę na temat Szkarłatka. Ale dziewczyna się tym zbytnio nie przejęła i tylko z zainteresowaniem uniosła brew, bo Kath (przynajmniej Mort tak ją nazwała) to całkiem śliczna była, bardzo, ale to bardzo w typie Szkarłatka. I Szkarłatek nie odniosła negatywnego wrażenia, wręcz przeciwnie, przez to że ostatnio zwracała większą uwagę na dziewczyny postawiła sobie za cel chociażby minimalne oswojenie ze sobą Kath. Wiedziała, że będzie to dla niej niezłym wyzwaniem, ale przecież Scar była do takich rzeczy stworzona. Posłała tylko ciemnowłosej uśmiech wyrażający, że ma coś w planach. I tak strzelała dosyć często autodissami, więc nawet jeśli dziewczyna rzuciłaby jakąś uwagę w jej kierunku, sama by się z tego śmiała. - Morti, skarbuś, dobrze będzie - mruknęła, zapisując swój kawałek pergaminu. Musnęła opuszkami palców wierzch dłoni Morticii i celowo delikatnie się zachwiała by móc chwycić się ramienia dziewczyny. - Kotku, Amy, Kath, macie jakieś plany po zajęciach? - ciągle coś tam gryzmoliła, wymieniała właściwości chyba trzeciego czy czwartego już zielska. - Bo wiesz - bardziej zwróciła się do Mori, opierając lekko głowę o jej ramię, patrząc na swoją kartkę. - Chętnie bym wyskoczyła do Hogs, a później... Ah, Mortiś... - mruknęła tylko, przenosząc dłoń na plecy przyjaciółki by przesuwać delikatnie palcami wzdłuż kręgosłupa rudowłosej. O matko, to cudowne że pozwala mi się tak dotykać. - Dobra. Da radę - westchnęła odgarniając kosmyk włosów, po czym oddała kartkę Profesorce.
Pojawila sie w klasie w sumie sama nie wiedziala czy spozniona czy nie. Uczniowie siedzieli na miejscach, ale nie bylo ich zbyt wielu. Zajela wolne miejsce i spojrzala na nauczycielke. Westchnela cichutko slyszac, ze bedzie test. Nie za bardzo jej sie to spodobalo, gdyz w ogole sie nie uczyla. Niestety jak trzeba to trzeba. Wyjela pergamin i pióro. Rozejrzala ske po klasie i z cichutkim westchnieniem wziela sie do pisania. Okazalo sie, ze test wcale nie byl trudny. Wszystko co na nim bylo slyszala z opowiadan matki, ktora troche interesowala sie zielarstwem. Odpowiedziala na kazde pytanie. Kiedy skonczyla pisac odlozyla pióro i rozsiadla sie wygodnie. Przeczesala uwaznie cieplarnie, przygladajac sie kazdemu z sobna.
Kiedy dowiedziala sie o lekcji zielarstwa byla nieco podenerwowana. Juz dawno nie byla na tej lekcji i nke wiedziala czego ma sie spodziewac. Pojawila sie w klasie w sam raz. Usiadla na wolnym miejscu w milczeniu i spojrzala na nauczycielke, ktora mowila ze beda pisac test. Zazgrzytala zebami plujac sobie w brode. No tak, a czego miala sie spodziewac. Oczywiscie nie bylo jej juz dluzszy czas na zajeciacha kiedy sie zjawia to muso pisac test. Swietnie! Po prostu wybornie. Wyjela zrezygnowana pióro i pergamin po czym uwaznie przeczytala pytania. Zdziwila sie widac je. Bylo to strasznie latwe. Znala odpowiedzi i to w dodatku kazda. Od razu zabrala sie za pisanie. Nie zajelo jej to zbyt dużo czasu. Juz po okolo 8 minutach test byl rozwiazany a Sunny odkladala pioro. Rozejrzala sie uwaznie po klasie i westchnela cichutko, czekajac az kazdy skonczy pisac.
Pisał na swoim pergaminie. Chociaż tego nie można było zbytnio pisaniem nazwać, bardziej siedział nad tą kartką rozmyślając o wszystkim i niczym. I właśnie wtedy, gdzieś przy sobie usłyszał ten cudowny głos. Głos chłopaka, który ujarał go zielskiem, który podzielił się z nim jedzeniem, który tak przysuwał się do Quinna kiedy obaj byli oderwani od tej szarej rzeczywistości towarzyszącej im każdego dnia. Nieznacznie podskoczył na dźwięk jego głosu, na ten delikatnie złośliwy ton, po czym przeniósł swe spojrzenie na Quietusa. Uśmiechnął się promiennie do Salemczyka i już miał ochotę go uściskać, wtulić się w to ciepłe ciało jednak teraz, bez tego zielska czuł jakieś dziwne onieśmielenie. - Cześć - przywitał się, patrząc na niego z wyraźną fascynacją jego osobą. - E tam kiepski. Nie przygotowałem się i szczerze... Mam to gdzieś, wiesz. Będzie co ma być, w sumie to przyszedłem tu bo miałem blisko - zaśmiał się.
No to pięknie, pierwsze spóźnienie i to jeszcze jakie! No ale chyba po raz pierwszy się jej nie oberwie za to "maleńkie" opóźnienie. Pośpiesznie biegiem puściła się przez korytarze, gdzie nie gdzie zwalniając i szybkim krokiem tylko krocząc dopiero gdy znalazła się przed salą zielarstwa wślizgnęła się do środka siadając w tyle. Spojrzała na tablice i skrzywiła się. Świetnie sprawdzian! Jak nic ma przerąbane. Wywróciła oczyma i skupiła się na zajęciach a raczej na pytaniach. Miała tylko jedną nadzieję, że nie spóźniła się jako jedyna.
Ostatnio zmieniony przez Sammael Blau dnia Pią Lis 20 2015, 13:38, w całości zmieniany 1 raz
Nie no, FAZA, przychodzisz na lekcję a tu teścik na dzień dobry. Siadam sobie obok Indianina, (tak, do do ciebie @Deven Quayle) bo zawsze wydawał mi się jakiś taki ogarnięty w tych tematach. Zżynam od niego prawie cały test, zmieniając tylko kilka odpowiedzi, tak wiecie, żeby nie było, że jestem taki mądry i wiem wszystko, bo to by było mocno podejrzane. Skąd mogłem wiedzieć, że Quayle miał zły dzień i moje pozmieniane odpowiedzi wyszły mi na dobre? - Ziomek, kosmicznie spinasz. Powinieneś więcej czasu spędzać ze mną i Sheutem - proponuję mu na luzaku, wiecie, tak się zaczynają wszystkie dobre znajomości. Albo i nie. Może zaczynają się bardziej spektakularnie. Ktoś wyciąga cię z ramion śmierci. To jest dopiero faza. Ale może tak naprawdę ratuję jego dupsko od umierania z nudów czy tam innych sztywności? Ja-heros.
Kostka: 3
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nie poszło najlepiej . Niestety niezbyt dobrze przyłożyła się do powierzonego jej zadania. Zbytnio nie wiedziała co ma napisać, ostatecznie coś nabazgrała na kartce, którą dostała. Powinna otrzymać wybitny, jednakże ona zawsze była słaba z zielarstwa Wolała zaklęcia i obronę przed czarną magią, sama czarna magia również ją kręciła i to nawet bardzo. Uśmiechnęła się lekko do Morticii, ale ona wiedziała tyle co sama Kath więc nie było co liczyć na jakąś pomoc. No nic, zobaczymy co z tego wyjdzie dalej. Na chwilę obecną Katerina wypadła bardzo, ale to bardzo słabo. Oddała swoją prace z lekkim zażenowaniem na twarzy co do swoich postępów w nauce owego przedmiotu.
NA MERLINA LEKCJE ZIELARSTWA! Taka była moja reakcja jako autorki kiedy zobaczyłam wpis. Nie zaprzeczę, bo mała Lilith cieszyła się równie mocno. KOCHAŁA ten przedmiot. Nie było możliwości, by nie przyszła! Musiała być! Szczęśliwa tym faktem zebrała się o wiele wcześniej niosąc obok siebie książkę i nucąc pod nosem. Po części ten humor był spowodowany tymi zajęciami, z drugiej strony po prostu trudno zobaczyć ją z inną mimiką twarzy. Uchyliła drzwi i rozejrzała się. Nikogo nie było… no cóż. Usiadła w wolnym miejscu i otworzyła podręcznik. Tak dawno nie było w cieplarni. Już kiedyś rozmawiała z profesor @Estella Vicario na temat dostępu do cieplarni. Niestety była za młoda i tylko z jakimkolwiek opiekunem miała możliwość uczęszczania do tego miejsca. To było jej trochę nie na rękę. Nie chciała nikomu sprawiać problemów, ani kłopotów swoją chęcią nauki… zwłaszcza, że większość osób nienawidziła tego przedmiotu, bądź uważała za piekielnie nudny.
Zielarstwo należało do ulubionych przedmiotów Devena i plasowało się tuż za ONMS. Z natury był odpowiedzialny i punktualny (dopóki nie zatrzymało go w domu jakieś stworzonko, które akurat w tym momencie potrzebowało jego opieki i uwagi), dlatego zjawił się w cieplarni przed rozpoczęciem lekcji. Włosy spływały mu swobodnie na ramiona i pierś, a spokojna, trochę posępna mina nie zdradzała żadnych uczuć. Mimo że w gruncie rzeczy miał bardzo dobry nastrój. Wydawało mu się, że jego relacje z Winnie zdecydowanie się poprawiły i może istniała dla nich jakaś szansa, nawet jeśli nie potrafił wciąż zapomnieć o Farai. Życie przeszłością zawsze utrudniało mu życie i sprawiało, że jego rodzina pukała się w głowę albo wywracała oczami. No trudno, tak już miał. Dopiero po chwili zauważył Lilith, siedzącą nad podręcznikiem. Zawahał się, ale podszedł do dziewczyny, przywołując na usta jeden ze swoich rzadkich uśmiechów. - Cześć - odezwał się spokojnym, głębokim głosem, stając obok niej i poprawiając na ramieniu pasek torby. - O czym... hmm... o czym czytasz?
Rose zdecydowanie lubiła zielarstwo. Mogłaby wręcz powiedzieć, że jest to jej ulubiony przedmiot, choć nie była w nim specjalnie dobra. Stwierdzenie to nie byłoby ani trochę przesadzone. Poszła więc ucieszona na miejsce lekcji. Pogoda była tak cudowna, że dziewczynie aż chciało się śpiewać. Niesamowite jak pogoda może wpływać na samopoczucie człowieka. Wyszło tak, że przyszła przed czasem. Ostatnio coraz częściej udawało jej się nie spóźniać i sama nie wiedziała w jaki sposób tego dokonuje. Nie była pierwsza. Weszła lekki krokiem do cieplarni i podeszła do dwójki, która już była w środku. Nie znała ich dobrze, ale pomyślała, że pogawędka skróci czas czekania na rozpoczęcie lekcji. - Cześć. - Powiedziała, uśmiechając się. - Kocham wiosnę. - Usiadła obok @Lilith Nox. - Mogę dzisiaj z tobą usiąść? - Spytała po fakcie, ale miała nadzieję, że dziewczyna nie odmówi i dzięki temu pozna kogoś nowego.
Tak bardzo wciągnęła się w czytanie, że nawet nie zauważyła, że ktoś pojawił się przed nią. Słysząc znajomy głos podniosła zamyślone spojrzenie i prawdę mówiąc potrzebowała dłuższej chwili, by zorientować się co właściwie się dzieje. Widząc na twarzy duszka ten uśmiech jej buzia się rozjaśniła, przyczynił się do tego szeroki uśmiech. Jak zawsze pełna energii i entuzjazmu panna Nox atakuje każdego, kto się nawinie. - Cześć! – wyćwierkoliła i przesunęła się klepiąc miejsce obok siebie – Zagłębiam się jeszcze bardziej w Tysiąc magicznych ziół i grzybów – podstawowa książka wymagana na zielarstwie i eliksirach, jednakże… - znam już ją prawie na pamięć, ale za każdym razem coś mi umyka – zaśmiała się pod nosem i zamknęła księgę układając ją wygodnie na kolanach – im bardziej się w coś wczytuję, tym większe prawdopodobieństwo, że zobaczę coś ważnego, co wcześniej wydawało się mało istotne – jak zwykle, gaduła się rozgadała i nie dało się jej zamknąć. Ale to nie była zwykła paplanina, w jej oczach można było dostrzec prawdziwą fascynację. Już chciała rozwinąć temat o jednej roślinie, którą właśnie studiowała, gdy pojawiła się nowa osoba. Prawdę mówiąc to nie do końca ją kojarzyła, ale nie przeszkadzało jej to wcale. - Ja również! – odpowiedziała nowej dziewczynie i posłała jej ten zabójczy, dziecięcy uśmieszek – Wszystkie rośliny wtedy odżywają i jest tak pięknie! – znowu się zachwyciła – Lilith jestem! – dodała po krótkiej chwili. Prawie zapomniała o istnieniu leśnego duszka. Dobrze, że nie był niewidzialny, bo w innym wypadku tak właśnie mogło się zdarzyć. - Dev, a co tam właściwie u ciebie? – wróciła do chłopaka z uśmiechem. No cóż ciekawa była, kochała tego chłopaka, był niezwykły z tymi swoimi umiejętnościami. Sama zawsze chciała w taki sposób wyczuwać i pomagać faunie i florze… niestety nikt nie może mieć tego, czego się chce.
Okazało się, że to Lilith i jest bardzo miłą osóbką. Rose od razu ją polubiła. Choćby za to, że też uwielbia wiosnę. To już dobry powód do lubienia kogoś. - Ja lubię jeszcze za to, że nie trzeba chodzić opatulonym tak szczelnie jak tylko się da i nie marznąć mimo wszystko bez przerwy. No i ta soczysta, taka prawdziwa zieleń. Najpiękniejszy kolor jaki widziałam w życiu! - Aż się rozentuzjazmowała za bardzo. Odchrząknęła i ochłonęła nieco. Mogli ją teraz wziąć za jakąś nawiedzoną wariatkę, byłoby to całkiem zabawne. - Ja jestem Rose. - Powiedziała do nich, uświadamiając sobie właśnie to, że nie przedstawiła się. Nie było to zbyt grzeczne z jej strony, ale pewnie nikt specjalnie nie zwrócił na to uwagi, a ona po prostu za bardzo się tym przejęła. Przeniosła swój wzrok na chłopaka, bo miał właśnie odpowiedzieć na pytanie. Ona sobie na razie posiedzi i posłucha. Podparła głowę ręką. Najwidoczniej oni znali się całkiem dobrze, więc może nie do końca dobrym pomysłem było wchodzić między nich?
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Od samego rana czuła się naładowana pozytywną energią. Wpływ musiała mieć na to wiosna, która zawitała do Hogwartu. Naeris ciężko było oderwać wzrok od pięknych drzew pokrywających się intensywną zielenią i od kwiatów, motyli, pszczół, karaluchów... much... i całej tej fali robactwa, jakie przynosiła ze sobą wiosna. No cóż, ta pora roku miała swoje plusy i minusy. - No choodź! Będzie ciekawie! - namawiała, idąc, albo raczej podskakując przed @Saga Demantur. Ślizgonka nie znosiła Zielarstwa, ale dla Nae nie było dzisiaj rzeczy niemożliwych. Dlatego teraz męczyła dziewczynę, by poszła z nią. I żadne utyskiwania, żadne groźne miny, żadne wywracania oczami nie powstrzymają jej. Po prostu dzisiaj nic nie mogło zepsuć jej humoru. Uśmiechnęła się przepięknie do Sagi. - Wyjaśnię ci, co oznacza twoje imię, jeśli pójdziesz. W końcu zaciągnęła ją tak aż do cieplarni. W środku siedziała już grupka osób, zajęta rozmową ze sobą. Naeris pomachała @Lilith Nox, ale zdecydowała się, że nie będzie już do nich podchodzić. Upatrzyła sobie miejsce obok jakiegoś pnącza i przysiadła tak, by nie pobrudzić tyłka. Spojrzała na Sagę i wzrokiem wskazała jej miejsce obok siebie.
Słuchał jej radosnej paplaniny z delikatnym, niemal niewidocznym uśmiechem, mimo że czuł się nią odrobinę przytłoczony. Z drugiej strony już jakiś czas temu przyjął do wiadomości, że Lilith porozumiewa się właśnie w taki sposób i raczej nie pożre go żywcem ani nie wkręci w nim nieprzyjemnego. Wydawała się niegroźna, przynajmniej dla niego. Usiadł obok niej i skinął głową. - Jasne. To... tak działa. Trzeba sobie pewne rzeczy... emm... ułożyć w głowie - stwierdził mało błyskotliwie. Miło było widzieć kogoś, kto był aż tak zaangażowany w coś, co go interesowało. Chwilę później pojawiła się kolejna dziewczyna, tym razem zupełnie Devenowi nieznana, co odrobinę go zaniepokoiło, bo wszyscy wiemy, jaki ma stosunek do nieznanych sobie przedstawicielek płci pięknej. Pokiwał głową, zgadzając się z nią w zupełności. Jego też cieszyła wiosna, nawet jeśli wyglądał, jakby nic go nie cieszyło. Cóż, dobrze się maskował. - Deven - dorzucił po chwili milczenia, kiedy zdał sobie sprawę, że powinien się przedstawić. Uśmiechnął się lekko, jakby bez przekonania, które wynikało jednak z jego zakłopotania, a nie wrogości. Rose wydawała się sympatyczna. Fakt, że Lilith nagle sobie przypomniała o jego istnieniu i postanowiła skierować na niego uwagę nie tylko swoją, ale też puchonki, sprawił, że Indianin trochę się spiął. Wzruszył nieznacznie ramionami. - Em... wszystko dobrze, moje rośliny rosną... jak szalone... wszystko okej. A u ciebie?
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nie lubila nigdy zbytnio zielarstwa ale chodziła na nie, tak jak na większość innych przedmiotów z obowiązku, bo po prostu tak było trzeba. No i już. Do cieplarni weszła niepewnie, rozglądając się wokół czy nie ma tutaj jeszcze może kogoś z jej znajomych, ale nikogo takiego nie zauważyła. Uśmiech znikł z jej twarzy w tempie natychmiastowym. Nie sądziła, że ktokolwiek do niej podejdzie i zagada z obecnej tutaj zgrai bo większość po prostu bała się do niej podejść i zagadać. Taka już niestety była aura Panny Russeau. Ziewnęła niby ze znudzenia i ruszyła kawałek dalej od tych osob, ale nadal stojąc blisko nich mimo wszystko. Miała nadzieję, że tym razem zajęcia będą ciekawe. No i znowu uda jej się coś wynieść z cieplarni. Tak jak wtedy ropę z czyrakobulw.
Nie miała ochoty iść na lekcje. Zapewne znów będzie miała pecha i jej się dostanie. Chociaż zielarstwo zazwyczaj bywało bezpieczne, nudne - oczywiście nie licząc lekcji z jakimiś groźnymi roślinami, które duszą, czy krzyczą doprowadzając tym samym do omdleń wśród uczniów. Idąc w kierunku cieplarni, Jolene miała nadzieje, że dzisiaj uniknie takowych, czy podobnych przygód. Weszła do sali, ubrana w szatę przedstawiającą godło jej domu - już wiadomo do ślizgonów się nie podchodzi. Normalnie czuła się jakiś wyrzutek, ale chyba nie tylko ona, ponieważ jakaś dziewczyna również siedziała sama... Lancaster nie miała, jednak odwagi do niej zagadać. Chociaż co mogło się stać, jeśliby to zrobiła? Na pewno by nie umarła, a szkoda. Usiadła sobie gdzieś w kącie, starając się nie wychylać (jakby to w ogóle było możliwe) i zaczęła bawić się swoimi włosami.
Zielarstwo nie było jednym z ulubionych przedmiotów Carrier. Wiedziała, że było w jakiś tam sposób przydatne (w niewielkim stopniu) ale to nie był jej konik. Z drugiej strony przy roślinkach można było się trochę zrelaksować więc postanowiła przyjść tym bardziej, że już miała trochę mniej na głowie niż ostatnio. A że wpadła już w wir pracy to nie mogła tego przerwać i ciągle musiała mieć coś do roboty. Pracoholiczka. Nawet już nie mogła spać dłużej niż sześć godzin bo przestawiła się na taki tryb. I to właśnie dlatego wstała wyjątkowo wcześnie i zjawiła się w cieplarni przed rozpoczęciem zajęć. Ostatnio na jakie zajęcia by nie poszła jej znajomych tam nie było. Dziwne, czyżby wszyscy porządni zaczęli wagarować kiedy ona przestała?
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheed i zielarstwo to nigdy nie było dobre połączenie. Jakieś swoje zasługi pewnie miała w tym jego ulubiona pani profesor, na którą reagował silnie alergicznie ilekroć tylko musiał przyjść na jej zajęcia, a jaka jakoś uparcie nie chciała zrezygnować ze swojego stanowiska. Szkoda, bo Ślizgon bardzo na to liczył. Cóż, mimo wszystko, nieważne jak bardzo nie przepadałby za zielarstwem, ostatnimi czasy umknęło mu za wiele lekcji. Nagle okazało się, że nauczyciele chyba się zmówili, zalewając ich falami dodatkowych zajęć czy prac domowych, do których po prostu nie dało się przygotować w stu procentach (sklonować się mieli czy jak?), więc chyba niczym dziwnym nie było to, że Rash skwapliwie ignorował każde kolejne zajęcia, aż wreszcie nie pozostało mu nic innego jak po prostu zjawić się na jakichkolwiek, co by mu zaraz Hampson nie zwymyślał za dawanie złego przykładu. Cóż, chociaż nie musiał udawać, że mu się to podoba i ostatecznie zjawił się w cieplarni w bardzo wisielczym nastroju, znajdując sobie jakieś spokojne miejsce na uboczu, z którego można było dobrze obserwować.
Nie można powiedzieć, że ślizgonka lubiła lekcje zielarstwa. Jej nastawienie do tego przedmiotu było zawsze raczej neutralne. W jej wypadku nie oznaczało to jednak, że oleje te zajęcia. Co to, to na pewno nie. Nie mogła pozwolić żeby taki głupi przedmiot zaniżył jej wyniki w nauce. Kady poświęciła poprzednią noc na przestudiowanie książek i jej notatek z zielarstwa. Może i nie fascynowało jej tak jak zaklęcia lub obrona przed czarną magią, jednak jej zdaniem lekcje to lekcje i musiała być na nie odpowiednio przygotowana. Mimo jej wielkiego szacunku do nauki samej w sobie, nie leżało w jej naturze, aby ubrać się bądź pomalować odpowiednio do okazji. Do klasy przyszła jak zawsze przed czasem, jednak w ciemnym makijażu oczu i dosyć prowokującym stroju, co dodało jej dosyć enigmatycznej aury, tym bardziej na tle zielonej cieplarni. Pare pierwszych sekund po przybyciu poświęciła na rozejrzenie się po sali. Od razu zobaczyła znajomą twarz, może nie do końca zobaczyła, a najpierw usłyszała jej pogodny głos. Była to jej przyjaciółka z Ravenclaw'u- @Naeris Sourwolf. Widząc jednak, że ta "umilała" czas już komuś innemu stwierdziła, że po prostu poczeka na nauczycielkę, czytając obszerną lekturę, którą wypożyczyła ostatnio w bibliotece. Leniwie przekładała stronę za stroną, a czas dłużył jej się coraz bardziej.
Iv nigdy nie była wielką fanką zielarstwa, ale to raczej ze względu na niewielkie możliwości do samodzielnego pogłębiania wiedzy. Na przeszkodzie nie stały jej nigdy lenistwo czy uprzedzenia, a zwyczajny fakt, że na Islandii tereny uprawne stanowiły zaledwie 1% wykorzystania gruntów. Dla porównania, trzy razy więcej było jezior, a mówimy tutaj o wartościach mierzonych w tysiącach kilometrów kwadratowych. Ba, samych lodowców było podobno 12 tys. km². Sama Yventhis nigdy nie wierzyła w statystyki, więc pozostańmy może w sferze domysłów, zwłaszcza, gdy wchodzimy na niebezpieczne kwestie prób zrozumienia co ona robiła na tej lekcji, skoro była zupełnym beztalenciem. Może chociaż raz chciała się czegoś nauczyć, albo starała się zadbać o swoją frekwencję, skoro już udało jej się zignorować kilka poprzednich zajęć? Kto ją tam wie. @Kady Headey też pewnie nie wiedziała, dlaczego Heikkonen podeszła akurat do niej. Tak po prawdzie, blondynka sama tego nie pojmowała, ale co jej szkodziło? - Cześć, co czytasz? - zapytała niespodziewanie, stając przez starszą, nieznajomą sobie Ślizgonką i korzystając z przewagi wzrostu, starając się zajrzeć w jej lekturę, ale nie nazbyt nachalnie. Po prostu zapuszczała nieznacznego żurawia, chcąc odcyfrować słowa układające się dla niej w zdania zapisane do góry nogami.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
James nigdy nie przepadał za zielarstwem. Wszędzie walająca się ziemia, dziwne, oślizgłe istoty - tego było za wiele. Gdy James zawsze wracał z zielarstwa, miał pogniecione, brudne, obłocone koszule. Ale jak utrzymać swój nienaganny wygląd, będąc na lekcji, gdzie nie da się nie ubrudzić? Pomimo tego, że Krukon nie był zwolennikiem zielarstwa, nie olewał tych zajęć. Zawsze miał dobre stopnie, jak z prawie każdego przedmiotu. James do klasy przyszedł dość wcześnie. Zobaczył tam, znajdujące się już @Kady Headey oraz @Ivy E. Heikkonen. Ślizgonka Kady była pogrążona w lekturze, a Ivy przypatrywała się czytającej Ślizgonce z góry. Usiadł na krześle, ze swojej teczki również wyjął książkę i zaczął czytać.
Ślizgonka zawsze miała bardzo podzielną uwagę. Mimo tego, że cały czas kartkowała strony lektury, bardzo dobrze wiedziała co się dzieje w sali. Nie żeby ją to za bardzo obchodziło, ale czasem można usłyszeć coś ciekawego. Nie umknęło więc jej uwadze pytanie dziewczyny. - "L-Rew". Opowiada o czarodzieju, który pod wpływem długich tortur Cruciatusem totalnie zwariował.- Kady odpowiedziała, równocześnie czytając ostatnie zdania powieści, a kąciki jej ust lekko się podniosły. Nie miała pojęcia kto mógł zdecydować się do niej zagadać, jeśli nie ktoś z jej domu. Zamknęła książkę w skórzanej oprawie i spojrzała na blondynkę stojącą przed nią. Nie mogła ukryć zdziwienia, gdy zobaczyła, że jest ona uczennicą Gryffindor'u. Wymownie uniosła brwi, jednak w jej głowie kołatała jedna myśl- @Ivy E. Heikkonen musi być albo naprawdę pewna siebie albo po prostu głupia, podchodząc do o rok starszej ślizgonki. Jednak zachowanie dziewczyny zdecydowanie ją zaintrygowało, więc postanowiła skorzystać z chwili nieobecności nauczycielki i poznać kogoś nowego, tym bardziej biorąc pod uwagę to, że nie miała już czego czytać. Spojrzała pytająco na gryfonkę, czekając na to czy ta zaskoczy ją czymś jeszcze.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Ivy i tak nie była na tyle odważną by podejść do samej Katherine Russeau, do tej już chyba raczej nikt wolał ostatnio nie podchodzić, gdy ta nie miała humoru. Ją również powinął Silas. Miał na sobie dziś białą koszulę co wręcz kontrastowo mogło wyglądać w połączeniu z jego ciemną skórą. Na jego twarzy jak zwykle gościł uśmiech. Nie znał tutaj praktycznie nikogo, ale dostrzegł znajomą twarz Lily do której od razu pomachał, a także @"Caroline Carter" do której też od razu podszedł, by stanąć obok. Kosmyk włosów opadł jej niesfornie, co jakby nie spodobało się Silasowi i założył go jej z powrotem za ucho. -Cześć, ostatnio wyjątkowo szybko zjawiasz się na wszystkich zajęciach belle- powiedział do niej z szerokim uśmiechem na twarzy. Po czym wykonał ruch jakby strzepywał niewidzialny kurz z koszuli na ramionach. -Dawno nie uczestniczyłem w zajęciach z zaklęć, mam nadzieję, że zaplanowali dla nas coś wyjątkowo ciekawego- oznajmił, rozglądając się po sali. Roztaczał wokół siebie taką aurę, że pewnie zaraz wszystkie dziewczyny zaczną się z nim witać, a on znowu spali buraka i nie będzie widział jak zareagować na taką sytuację. Cały Silas, zawsze skromny i jakże nieśmiały względem obcych.