Osłonięte krużganki otaczające dziedziniec są idealnym miejscem do schronienia się przed deszczem w jesień albo zyskania pożądanego cienia w lato. Na kamiennych balustradach często siadają uczniowie i opierając się plecami o kolumny spędzają czas w różnoraki sposób, od pochłaniania z fascynacją książek po ukradkowe palenie papierosów.
-Biegnij!- wrzasnął i... sam pobiegł. Biegł, ile sił w nogach, śmiejąc się, tak, że ledwo łapał oddech. Co jakiś czas zerkał przez ramię, chcąc upewnić się, czy przyjaciel się nie zgubił. Nie zgubił. To był naprawdę rzadki widok; widzieć Jiro tak roześmianego, pędzącego korytarzami szkolnymi i rozpychającego się łokciami. Uczniowie spoglądali na niego wyraźnie zdziwieni, może trochę źli, ale Gryfon nie zwracał na nich uwagi. Myślami był teraz zupełnie gdzie indziej, daleko poza murami Hogwartu. Uwielbiał takie momenty, jak ten i choć wszystkim mówił, że jest za dorosły na głupie żarty i tego typu sprawy, to jednak Ikuto skutecznie udawało się go do nich przekonywać. Nie ważne, co powiedział Krukon- Jiro zawsze się zgadzał. Robili razem najbardziej szalone numery, które głównie były kierowane w stronę ich ukochanego woźnego, z którym także ostatnimi czasy mocno się "zaprzyjaźnili". Tym razem użyli mnóstwa łajnobomb. Wybrane gabinety śmierdziały okropnie, korytarze także i niestety było to czuć. Uczniowie i nauczyciele jedynie zatykali buzie i próbowali "odkazić" szkołę, a woźny chciał im dać nauczkę szlabanem. Nie z nimi takie numery; uciekli, jakże by inaczej. Nie był to pierwszy i na pewno nie ostatni raz. Na lekcjach byli raczej grzeczni i cisi, ale po godzinach wychodziły z nich prawdziwe bestie. Właśnie tak się poznali; podczas jednego z wielu szlabanów. No i z tamtego też uciekli, ale wtedy po prostu wymknęli się z sali. Nie było to trudne, zważywszy, że nikt się tego po nich nie spodziewał. Krzyknął coś jeszcze i wybiegł na krużganki, próbując wyrobić na zakręcie. Z marnym skutkiem. Naprawdę chciał jeszcze utrzymać równowagę, ale i to mu się nie udało, bo już wkrótce wisiał na trójce dziewczyn, z których- o zgrozo- wszystkie znał. Corin, jego kochana Aileen i Francesca, którą kojarzył jedynie z widzenia. Wiedział o niej jedynie, że jest z tego samego domu i roku, co on, a prócz tego... No nic. -Cześć dziewczyny- wyszczerzył się do nich nadzwyczaj radośnie. Wyglądał słodko, choć lepiej mu tego nie mówić. Włosy sterczały mu we wszystkie cztery strony świata, a cienki, szary sweter był wymięty i rozpięty. Zsuwał mu się z jednego ramienia, aż do łokcia, a buty i spodnie były ubrudzone czymś czarnym, jakby smoła.
- Przecież biegnę! Nigdy więcej! - Krzyknął ruszając z kopyta. Nigdy nie myślał, że może osiągnąć takie tępo. Raczej biegał na dystans, nie sprintem. A tu nagle adrenalina, jej nagły przypływ sprawiał, że mało nóg po drodze nie pogubił. Ta sytuacja naprawdę była głupia. Nigdy nie myślał, że stanie się coś takiego. Szkoda gadać. Ta szkoła go demoralizuje. Jak ojciec się dowie, co zrobił na spółę z Jiro, to go zamorduje... Pieprzyć rodzinne obowiązki, elegancję. Czasem się można pobawić. Szczególnie, jeśli chodziło o kolejny przyjemny prezent dla woźnego, którego Ikuto męczył odkąd się dowiedział, że zrobił krzywdę jego siostrzyczce Corin. - Naprawdę, nigdy więcej – Odpowiedział kiedy byli już na krużgankach i lada chwila miał stanąć zadowolony, że szaleńczy wyścig się skończył. Niestety nagle poczuł, że Gryffon staje, a sam nie zdążył się zatrzymać i poleciał prosto na niego. I tak oto powstała niesamowicie piękna kanapka ze sporej ilości ludzi. - Yo – Mruknął niezadowolony z tego wszystkiego. Obejrzał się na siebie – Myślisz, że tutaj przyleci? - Spytał Jiro jednocześnie wstając i strzepując z siebie niewidzialne pyłki kurzu. W końcu odziany w czarne dżinsy, białą koszulę i czarną kamizelkę musi wyglądać świetnie za wszelką cenę. Bo zawsze w okolicy może się pojawić Lilly. Inne zdania mało go obchodziły. Ludzie, miał nadzieję, że David się odczepi. Nie widział mu się szlaban. On nigdy nie miał szlabanu! Bez przesady! Chyba jednak na całe szczęście mieli spokój. Obejrzał więc każdego, kogo spotkał. Śliczna Gryffonka, Desiree, niestety Corin. Niezła ekipa się zebrała na krużgankach, nie ma co!
Jakże wielkie było zdziwienie dziewczyny, gdy dosłownie w kilka minutę potem, jak żałośnie jęczała o tym, jak strasznie się nudzi... coś się zaczęło dziać. Całe szczęście doniosły, pełen radości okrzyk gryfonki dobiegł do uszu Franky ze sporym wyprzedzeniem. A jednak w chwili, gdy nastolatka wpadła na nią z impetem, przewracając na ziemię, ta była w niemałym szoku. Co nie znaczy, że była tym naskokiem oburzona. Wyjąc ze śmiechu potarła ręką tył głowy, nieco obolały. - Siems, Coreczku - wyszczerzyła zęby. Nie sposob zresztą było się nie uśmiechać, kiedy Cornelia się tak zachowywała. - Czy ty też sie tak tragicznie nudzisz? Nim jednak Cornelia odpowiedziała, Francesca obróciła głowę i zmierzyła wzrokiem jakąś dziewczynę, która podeszła ze smętną miną i sie na nie patrzyła. Jakby było na co, heheheh. - Hej - odparła bez większego entuzjazmu, bo nie bardzo kojarzyła, kim jest. Może Corek ją zna? A jakby tego było mało, to ni stąd, ni zowąd pojawił się jakiś chłopak, którego po dłuższej chwili (zważmy, że Franky dalej leży na ziemi, więc ma nieco zaburzoną percepcję, ludzie na pewno wyglądają dziwnie z pozycji podłogi) rozpoznała jako Jiro. Zauważyła natomiast nader dobrze, że jest czymś nieźle uświniony. - Ale żeś się czymś obesrał - zauważyła pogodnie, mając nadzieję, że nie zbliży się do niej za bardzo i nie uświni i jej. Nadzieje jednak okazały się płonne, bo ktoś wpadł z impetem na Jiro, a on poleciał wprost na Cornelię i Francescę. - Ahahaha, aaałaaa - jęknęła zbolałym tonem. Na tę chwilę przestała ogarniać, co się dzieje, ale w sumie dobrze, że w ogóle coś się działo.
Będąc kobietą zdecydowanie nie dało się zatrzymać tego huraganu o imieniu Cornelia. Biegła, napadała i JEBUT na ziemię. Będąc facetem miało się dosłownie minimalne szanse, a i tak i Luke i Jared i Finn i Daniel i Ikuto zawsze leżeli, a Draconowi o dziwo udawało się ją złapać. Jak tak na to patrzę to – O pierniczę! Ile ona ma przyjaciół. Za dużo zdecydowanie, zaczynam się bać tego, jaka jest zajebista, skoro ją wszyscy tak kochają. - Ja się zawsze tragicznie nudzę chyba, że akurat jestem z kimś, kto ma seksowny tyłek w łóżku. Ale ostatnio brakuje mi takich partnerów – Skomentowała szczerząc się zabójczo. Oczywiście żartowała, chociaż wszyscy wiemy, że jest rozwiązła i miała już nie jedno przygodę w tym typie. Ale mniejsza o to. Potem i ona odwróciła wzrok, by dostrzec kolejną przybyłą. Ludzie, Corin ciągnie do siebie wszystkich jak magnes. Na pewno jest wilą! Tylko jeszcze o tym nie wie! - Cześć DESIREE! - Krzyknęła jednak na nią, pewnie ku jej ogromnej radości, już ni skoczyła. Miała zamiar zejść z Franky, ale była wygodna więc uznała, że jednak jeszcze posiedzi parę minut. Kobiety mają zadziwiająco wygodne części ciała. A tak. Cor zsunęła się na jej uda, by jej nie udusić i nie zmiażdżyć jej flaków. Cóż to by była z Franky z tak nieatrakcyjnie zmiażdżonymi wnętrznościami?! Ludzie. Chwila moment i już wielka kanapeczka powstała. Jezusmarysieńko! - Ejjj to ja leże na ludziach, a nie o ni na mnie. Kyaaa Jiro zboczeńcu złaź! Aaaa Ikuto grubasie jeden won mi na Lillyanne leżeć, a nie na nas kyaaa! - Poczęła się awanturować starając się pozbyć natrętów i szukając Deski, która im pomoże. A może i ona leży gdzieś nam na górze? Kanapeczka! Waaa!
- Cześć. - mruknęła Desiree spoglądając na dziewczyny. Faktycznie, bardzo ucieszyła się z tego, że Corin na nią nie skoczyła. Co to by było kurde. W ogóle co to za orgie na tych krużgankach ja się pytam?! No cóż. Jak Corin wspomniała coś tam o seksownych tyłkach w łóżku to przytaknęła. Fakt, też jej ostatnio brakowało czegoś takiego. Ale nagle co to! Najpierw jakiś tupot jakby zmierzało w ich stronę stado baranów (co skoro jest tam Ikuto wcale nie jest takim złym porównaniem. Tak, jakże miła autorka do usług^^) a potem ktoś na nie wleciał. Eeeeej, no nie gwałcić! Szybko się wyswobodziła i przyjrzała owej osobie. Z ulgą zauważyła, że to tylko Jiro. - Hej. mruknęła z lekkim uśmiechem. I przyjrzała mu się z lekkim rozbawieniem. - Fakt. - dodała po słowach Franceski. - Czym się tak ufajdałeś? - nie zdążyła powiedzieć nic więcej bo oto pojawił się ktoś jeszcze. A tego to już nie cierpiała. Wkurzał ją. Sama tak naprawdę nie wiedziała czemu (muahaha, autorka jej kazała), ale ją wkurzał. Nie skomentowała więc jego przybycia niczym poza lekkim skrzywieniem się. Marudząca Corin nie była dla niej niczym nowym. Jej słowa wypowiadane z prędkością karabinu maszynowego też nie. (ugh, Corin, musiałaś wstawić to o Lil żeby mnie zezłościć, ne? xD) Ale o dziwo postanowiła jej pomóc. Podeszła i szarpnęła ją mocno za rękę, tak że Gryfonka poleciała z impetem na ziemię. Ups. Przez to, że Somerhalder została wyswobodzona cała ich kanapka się rozwaliła i najprawdopodobniej każdy poleciał w inną stronę na ziemię, gdyż Desiree jest niesamowicie silnym babskiem. Przepraszam, co złego to nie ona! Stojąc nad nimi wszystkimi tylko kręcila głową. Chyba spada na psy, że przebywa z takimi ludźmi. No wariaci po prostu.
Straszne, straszne, straszne... Daniel miał dzisiaj taki humor, że mógłby zabić, gdyby nie to, że miałby przerąbane. Chociaż... poturbować zawsze można. Tak... Chłopak pojawił się na dziedzińcu i rozejrzał się. No proszę. Jego ulubiona ofiara tutaj była. Pomęczy ją jeszcze, bo teraz po prostu mu się nie chciało. Kto jeszcze tu przebywał? Jiro... Może być. Aileen, już lepiej. I ktoś tam mało ważny. Ogólnie większość była mało ważna. Ewentualnie Aileen zasługiwała na uwagę Daniela. Yep. Daniel polazł sobie na ulubione miejsce do siedzenia, czyli na kamienną barierkę przy kolumnie tuż przy ścianie zamku. Z dala od innych, by móc ich obserwować z bezpiecznej odległości. Nie bratał się z innymi ludźmi. Zresztą z takim dziwakiem jak on to nikt specjalnie nie gadał, więc nawet to i lepiej, że nie potrzebował ludzi do szczęścia. No może trochę, gdy już naprawdę ssało w środku. Po chwili już siedział tam gdzie zawsze. Nawet nie zdążył się porządnie rozsiąść, gdy obok wskoczył jego kot. Usiadł i zaczął obserwować to co obserwował jego właściciel, czyli bandę człowieków, którzy byli przedstawicielami różnych typów owego gatunku. Jednych nienawidził, drugich ignorował, a trzeci nawet lubił. Jakiż był łaskawy, że jeszcze nie zmieszał z błotem nikogo w tym sezonie, czyli na dzień dzisiejszy. Należy mu się medal...
Skrzywił się lekko, gdy Ikuto nie wyhamował na zakręcie i tym samym- biedny Jiro leżał sobie teraz na stosie dziewczyn. W każdej innej sytuacji byłby zadowolony, ale na Boga... Nie w takich okolicznościach! Z wielkim trudem wygramolił się z tej plątaniny rąk i nóg i wstał na nogi. Także się otrzepał i poprawił strój, ot, tak po prostu, machinalnie. On, w przeciwieństwie do Ikuto póki co nie miał do kogo wzdychać, z czego był rad. W końcu miłość potrafiła zrobić z człowiekiem najdziwniejsze rzeczy, a Jiro się to nie uśmiechało. -Co ty, na tych dwóch tłustych kikutach?- parsknął i usiadł na parapecie, przyglądając się dziewczyną. Pochylił się lekko w przód i zrobił minę typową dla myśliciela. -Co wy wyprawiacie? Corin, czemu ją gwałcisz?- spytał po prostu, znowu odchylając się w tył i przenosząc spojrzenie ciemnych oczy na Ślizgonkę. Uśmiechnął się do niej lekko i poklepał miejsce obok siebie. -To smoła... chyba. Z Ikuto trochę narozrabialiśmy, bo zaczęliśmy bawić się łajnobombami. Połowa Hogwartu jest skażona, a woźny dał nam szlaban- posłał Ikuto łobuzerski uśmieszek i zaczesał nieznośną grzywkę do tyłu. Wtedy też zobaczył Daniela. Robi się naprawdę tłoczno, pomyślał i uniósł do góry dłoń w geście powitania.
Jiro mógł je przeskoczyć, czy coś. Więc to nie wina Ikuto, że uderzyli w ów dziewczyny, więc nikt nie ma prawa się czepiać akurat jego. Oczywiście to tylko myśli autora, bowiem sam Ikuto w tym momencie, kiedy wstał wystawił też dłonie w kierunku dziewczyn, by pomóc im wstać z podłogi i skinieniem głowy przeprosił za ten jakże karygodny czyn, jakiego się dopuścili wpadając na nich. Lepiej jest mieć do kogo wzdychać powiem ci Jiro. Zawsze ma się jakiś konkretny cel w smutnej, szarej egzystencji i wie się, kto tworzy na niej tęcze. Pewnie i Gryffona to w końcu złapie w najmniej spodziewanym momencie i dokona tego najmniej spodziewana osoba. - Corin myślałem, że w końcu przestałaś gwałcić wszystkich na oko....Aaaaa – (Uzgodnione z Corin jak co) Krzyknął w momencie, kiedy to dziewczyna z głośnym „IKUUUUTOOOOO” wylądowała tym razem na nim uderzając nim po raz kolejny o ziemię, co spotkało się z niezadowolonym grymasem na jego twarzy i chęcią uduszenia jej tutaj, teraz na miejscu. Że też on nigdy nie zdąży zareagować. Oszaleć można z tą kobietą. - Ty narozrabiałeś, jak się tylko przyglądałem – Skomentował uśmiechając się lekko. Przecież nie można mu zniszczyć opinii grzecznego chłopczyka. Wystarczy, że już Corek gapi się na niego jak na kosmitę, kiedy to usłyszała o tym, co zrobili. Sam również zauważył nowo przybyłego ślizgona. Uniósł dłoń w geście powitalnym i gestem zaprosił go do tej jednej wielkiej orgii. Usiadł zrzucając Cornelię na swoje kolana, ale pozwolił jej na sobie siedzieć. W końcu to jakby siostra.
Francesca leżała jeszcze chwilę na zimnej posadzce, próbując zmusić swoje obolałe ciało po podniesienia na nogi. Bo nie ukrywajmy, leżała na samym dnie ludzkiej kanapki (prawie jak ludzka stonoga, blah), a że duża ona nie była, to trochę ją przeciążyło. Zatem z nieco podłym uśmieszkiem obserwowała, jak Corin wpada dla odmiany na chłopaka, który pojawił się tu jako ostatni. Ha, i kto tu kogo gwałci! W końcu uniosła się na łokciach, a potem podniosła z wielce zbolałą miną i odpowiednio wzdychając i pojękując, jakby był to wyczyn absolutnie ponad jej siły i wszyscy powinni bić jej brawo, jaka jest dzielna! Francesca również strzepała ewentualny brud z ciuchów i zasiadła na balustradzie obok reszty, zerkając na nich wszystkich z nieco szaleńczym wyrazem twarzy. - Łajnobomby? No to lepiej nie wracać na razie do środka - wyszczerzyła zęby. A potem nagle skoczyła na podłogę i stanęła twarzą do wszystkich tu zebranych, mierząc ich od stóp do głów z wielce poważną miną. - A zatem, ZEBRAŁAM WAS TUTAJ BY UCZYNIĆ COŚ... - urwała na moment i skonsternowana zmarszczyła brwi - Cholera, zgubiłam wątek. To co robimy? ZRÓBMY COŚ. Jakieś propozycje? Franky znów się rozpromieniła i z błyskiem w oku oczekiwała odpowiedzi.
No cóż. Ikuto to też jej najlepszy przyjaciel, także kiedy tylko była w stanie wstać to pierwsze, co postanowiła zrobić to zaatakować braciszka. - IKUUUTOOOO – Wydarła się skacząc na czarnowłosego i skutecznie przygniatając go do ziemi. Oczywiście mogło zabraknąć zadowolonego merdania ogonkiem. No ludzie! Czy ktoś ją wreszcie złapie? Myślicie, że ona sobie przy tym nie obija kolanek? No łamagi jeden. Jak można pięćdziesięciu kilo nie umieć opanować. Ale może w końcu ktoś poza Draconem się nauczy. Finn może o! To by było godne pochwały! Kiedy zsunął ją na kolana prychnęła niezadowolona, ale nic nie powiedziała. Kolanka też ma wygodne, a skoro jego dziewczyny (czyt. Lillyanne) nigdzie nie ma to nikt jej nie wydrapie oczu. No i Finn też nie patrzy, więc teren w pełni bezpieczny. - Łajnobomby? Ale super!... DLACZEGO MNIE KURDE NIE WZIĘLIŚCIE?! IKUTO NOOOOO! - Ochrzaniła kochanego krukona zdzielając go niezadowolona przez łeb. Thi, za karę! Na takie afery się ją zabiera, a nie! Szczególnie w nudne dni! Dziewczyna wybuchła śmiechem słysząc początek jakże motywującego i ważnego przemówienia Franky i nagły jego koniec. Trzeba było przyznać, że kochała jej poczucie humoru. Czasem nie potrafiła się przez pół godziny przestać tarzać ze śmiechu. - Zagrajmy w butelkę? - Zaproponowała z zabójczym wyszczerzem. W końcu już raz to zrobiło furorę! Chociaż tym razem nie ma kogo całować. Na Daniela nie zwróciła uwagii. Bo go nie lubi i tyle. Thi. Dupek.
Co na to Daniel Bucket? Zignorował całe to towarzystwo. Dla niego po prostu żałosne było ich zachowanie, a w szczególności to robienie ludzkiej wieży z siebie. Co to ma być niby do cholery? Na słoneczko to nie wyglądało, więc z pewnością nie seks zabawa. Zresztą mało co go obchodziło co oni robią. Dla niego mogliby tu nawet odstawić orgię, a i tak by to zignorował. No... może nie do końca zignorował, bo też miał swoje potrzeby, a że był facetem z dużą ilością testosteronu to się nie dziwcie, że chodzą mu po głowie różne myśli. Jest tylko człowiekiem nad czym ubolewa z jednej strony, a z drugiej się cieszy, bo może się powstrzymać przed instynktem. Był świadom tego, że instynktownie szuka partnerki. Dobrze o tym wiedział, bo człowiek wciąż miał w sobie coś z dawnej dzikości zwierzęcia walczącego o przetrwanie własnego gatunku. Był też świadom tego, że ludzie z natury są poligamistami, a nie jak Kościół Chrześcijański twierdzi monogamistami. Stąd te wszelkie zdrady. Nasza natura nie potrafi zniknąć. Umysł nie przezwycięży jej i nawet jeśli chcemy być wierni to i tak to nie wychodzi. Dlatego też Daniel niespecjalnie się wysilał. Zresztą miłość powoduje, że słabości ujawniają się. Fakt faktem, że z miłości człowiek jet zdolny do czynów nierealnych, ale głównie przez to uczucie mięknie i nie jest zdolny do obiektywizmu. Dan starał się nie darzyć nikogo uczuciem większym niż tolerancja. Oczywiście, że niektóre uczennice podobały mu się fizycznie, a nawet ich charaktery mu się podobały, ale nigdy żadnej nie pokochał. Tylko jedną kobietę kochał na tym świecie, a była to jego siostra Elisabeth. Jednakże nie będę już wspominać ich relacji, które bynajmniej są nieetyczne w dzisiejszym świecie. Ciekawe, gdzie ona się podziewa. Dawno jej nie widział co jest aluzją, że ktoś powinien ją stworzyć, bo biedny Danio z tęsknoty za nią uschnie tu i nawet wila go nie podnieci, a wtedy będzie źle.
Nie no. Ci wszyscy ludzie byli totalnie pojebani. No bo kto to widział, żeby skakać na ludzi jak szalona? To po prostu nie do pomyślenia! Ale w sumie fajnie by było jakby Corin skacząc na takiego Ikuto na przykład połamała mu kilka kości. Nie pogardziłaby. A nawet pochwaliła i normalnie nie wiem co jeszcze. No ale cóż. Widząc Daniela kiwnęła mu głową. Przyjaźnili się, więc powitał go, jak na nią, dość entuzjastycznie. Rzuciła mu jednoznaczne spojrzenie wywracając oczami, mówiące "Rany, chodź tu, albo weź mnie stąd, bo to są sami idioci." No dobra. Nie miała nic do Corin, laska była zdecydowanie walnięta, ale jakoś specjalnie jej nie przeszkadzała, o ile nie zacznie na nią skakać, tej Franceski czy jak jej tam oceniać nie mogła bo nie znała, lubiła Jiro, tak serio to nie tolerowała tylko Ikuto...Ale to coś co się tu działo było dziwne. Wpadali na siebie, skakali, chaos totalny. No kurde, co to jest. Przedszkole? Wszyscy tutaj, oprócz Cornelii byli już pełnoletni i w ogóle...A zachowywali się jak dzieci. Slytherinie, co tu się wyprawia. Z ulgą przyjęła propozycję Gryfona i siadła obok niego. Zaśmiała się słysząc jaką to rozróbę zrobili. - Rany. Nieźle. W sumie dawno nie robiłam żadnej rozróby, to do mnie niepodobne. Mogę na ciebie liczyć, nie? A do szkoły chyba na razie jednak nie wrócę. - uśmiechnęła się asymetrycznie. Zdziwiona nagłym wyskokiem Franky zamknęła usta gdy chciała coś powiedzieć. Westchnęła zdegustowana. Jak ktoś jest nudny to i mu się nudzi. Potem Cornelia wyskoczyła z butelką. Ślizgonka rozejrzała się po wszystkich. Jakoś nikt chyba nie podszedł do tego pomysłu zbyt entuzjastycznie chyba. Ona też tylko wzruszyła ramionami. W sumie...zależy od zasad tej gry. Całować tu nie było kogo tak naprawdę, taki rodzaj odpada...więc co? Jakieś głupie zadania...no nie wiem, wolała się nie odezwać. Zerknęła tylko na Dana znowu kiwając głową, żeby podszedł. Wiedziała, że on z Jiro się znają, więc mogliby się sobą zająć we trójkę (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi...). Nie rozumiała tylko czemu Gryfon przyjaźni się z Krukonem, ona na przykład go nie lubiła. Ale miała teraz swoich przyjaciół przy sobie, więc nie zamierzała się przejmować. Ciekawe co będą robić.
Miłość jest piękna, miłość uskrzydla i góry przenosi... Stop, nie ta płyta. Jiro nigdzie nie zaznał prawdziwej miłości. Jedną dziewczynę, którą był naprawdę zauroczony odrzucił. Tak po prostu, co wydawało mu się dość łatwe. Nie wziął pod uwagę tego, jak potem będzie mu ciężko pogodzić się z myślą, że już nie należy do niego. Tak więc do dziś nasz student nikomu jeszcze nie powiedział tych dwóch magicznych słów i jakoś nie zanosiło się na to w najbliższej przyszłości. Nie zwracał uwagi na roześmiane, głośne dziewczyny, wymalowane od stóp do głów, z dekoltem do pępka. O dziwo interesowały go tylko te ciche, skromne i nieśmiałe osóbki, które wzbudzały w nich instynkt opiekuńczy. Ale póki co żadna z nich nie wywróciła jego świata do góry nogami. Póki co zadowalał się przygodami na jedną noc (no, nie licząc Deski, ale to inna historia) i to mu całkowicie odpowiadało. Nawet się z tym nie krył, choć kilka dziewczyn po jednej wspólnej nocy planowało ich wesele. -W butelkę?- spytał, zaciskając palce na krawędzi parapetu. Zmarszczył brwi w dość charakterystyczny sposób (ostatni robi to coraz częściej) po czym uniósł jedną z nich do góry. Podrapał się po policzku, ale wyjął różdżkę i machnął nią raz, cicho wypowiadając zaklęcie przywołujące. Rzucił ją w stronę tłumku. -A teraz, dzieci, ustawcie się ładnie w kółeczko, bo będziemy grać w fajną grę- rzucił, opierając się plecami o ścianę. Jedną nogę podciągnął do góry, a drugiej pozwolił zwisać swobodnie. Był ciekaw, na kogo pierwszego wypadnie. -Gramy na zadania i pytania- dodał, jakby to nie było oczywiste.
Danio będzie biernym obserwatorem tego miejsca, którego nie dotyczą kolejki. W końcu ja lubię komentować, a nikomu nie będę przeszkadzać to będę robić za komentatora. Daniel spojrzał na tą grupkę, a konkretnie na Deskę. Machnął jej sugerując, że nie ma zamiaru dołączać. Tam była osóbka, której on szczerze nienawidził, a dzisiaj nie miał ochoty mieszać jej z błotem. Może to uznać za "dzień dobroci dla zwierząt". Natomiast jeśli chodzi o resztę to zwyczajnie ignorował. Nie miał zresztą ochoty na głupie zabawy w butelkę. Nie... Dla niego to było głupie. Przeznaczenia nie było żadnego. Wszystko było przypadkiem. To, że żył już było przypadkiem, a jego działania też były przypadkowe, bo gdyby jakiś element przed decyzją był inny to i decyzja byłaby inna. Przypadek sprawił, że Ziemia znalazła się akurat w miejscu, gdzie mogło rozwinąć się życie. Dla niego gra w butelkę to gra w gówniane przeznaczenie, bo większość traktowała to nazbyt serio. To coś jak wróżby z których nawiasem mówiąc go oblali i dlatego powtarzał ten rok. Teraz po prostu na to nie chodzi i ma z głowy. Wróżbiarstwo zawsze wydawało mu się idiotyczne. Co najwyżej mógł uwierzyć to, że człowiek ma duszę, pierwszy wybuch nie był pierwszy, a deja vu to przypadek zapominania przez duszę tego, że przeżywa te życie już po raz n-ty. Wywody, wywody, wywody. Filozofia i bagno. Filozofowanie to chyba moja ulubiona dyscyplina...
Ikuto też nigdy nie zaznał takiej prawdziwej, szczęśliwej miłości. Owszem mogę śmiało przyznać jedno – jest zakochany w pannie Lillyanne Sangrienta od dawna. Chwileczkę, od dawna? Nie wiem, dlaczego to napisałem. Przecież nie znają się długo. Chociaż Tsukiyomi od paru dni intensywnie rozmyśla nad pewnym zdarzeniem z przeszłości. Może to właśnie wpłynęło na to, iż napisałem te dwa wyrazy. Ale jak na razie nie będę zdradzał nic więcej. W końcu ten chłopak musi się długo, długo zastanowić zanim cokolwiek zrobi, jakkolwiek zareaguje w stosunku do Lil, nim cokolwiek jej powie. Ciche i skromne mówisz? Uprzejmie proszę nie dotykaj Lilly, bo przestawię ci twarz – To tak na przyszłość. W końcu to jedna z takich osóbek. I do tego jest jeszcze śliczna jak mały aniołek, chociaż ostatnio podchodzi pod upadłego. Jednakże nadal anioł. Piękny i majestatyczny. - Cornelia, wiem, że chcesz się całować dosłownie z każdym chłopakiem jaki istnieje, ale nie możesz tego robić poza tą grą? - Mruknął niezadowolony patrząc na nią. Ale radość siostrzyczki rozczulała go szczerze mówiąc. Dlatego rozczochrał jej brązowe włosy i zdjął ze swoich kolanek sadzając zaraz obok. - Boże Jiro, nie mów, że i ty się w to dajesz wciągnąć! - Powiedział sztucznie zrozpaczonym tonem. Jakby żałował inteligencji całego świata, która właśnie ucierpiała, zatraciła się. On kiedyś udusi Corin. Ale chociaż tyle, że na zadania. Chociaż i tam pewnie Corek zrobi to, na co ma ochotę. A on? Ma to gdzieś, nie ma Lilly ani żadnego chłopaka, na którego by leciał.
Dziewczyna obserwowała wszystkich z wyczekiwaniem, zastanawiając się, jakąś to rzucą propozycję. Szału nie było, tylko Corin zabłysła genialnym, hahahah, pomysłem. Nie no, mogło być. Reszta zdawała się podchodzić obojętnie, co niezmiernie Francescę zasmuciło. No bo ej, to na pewno BYŁ ZNAK, że zebrało ich się tutaj tak dużo, trzeba było to wykorzystać! Dobra rozruba nie byłaby zła. Ale butelka też może być. Zerknęła na Jiro, który jednak podłapał pomysł i załatwił rekwizyt. Zaśmiała się na słowa Ikuto, spojrzała raz jeszcze na wszystkich zebranych z niemal chochliczym wyrazem twarzy, po czym położyła butelkę na ziemi i wprawiła w ruch wirowy. - Hahaha, szykujcie się - tak, to miało zabrzmieć prawie jak groźba! W napięciu oczekiwała na wynik, ale mina jej zrzedła, gdy butelka wskazała na nią samą. - Kurde - prychnęła, po czym zakręciła jeszcze raz. Tym razem zatrzymała się naprzeciwko Cornelii, co wywołało dziki uśmiech na twarzy gryfonki. - No, Coreczku, pytanie czy zadanie? - spytała, przyklaskując w dłonie.
Chodził sobie po zamku, z włożonymi dłońmi w kieszenie ciemnych jeansów. Szedł sobie do... no właśnie nie miał żadnego konkretnego celu. Po prostu jak to on, wałęsał się, obdarzając dzikim spojrzeniem wszystkich których nie tolerował, bądź też krzywo się na niego gapili. Eh... co mu tam. W końcu się przyzwyczaił, że dla "sztucznych romansików" nie ma miejsca w jego jakże szarym i nudnym życiu." tak sobie szedł, i szedł, aż trafił pod krużganki, rozglądając się znużonym spojrzeniem. Jego wzrok spoczął na grupce uczniaków, ustawionych w okrąg w pozycji siedzącej, a zaraz po środku ich okręgu, kręcącą się butelkę. Dostrzegł parę znajomych twarzy, Cornelię, Jiro, i Francescę. Aż mu się śmiać chciało na samą myśl, że Jiro upadł tak nisko, żeby grać w taką grę. Gdy tylko spojrzenie Gryfona spoczęło na Feliksie ten pokazał mu dłoń, z uniesionym kciukiem w górę i złośliwym wyszczerzeniem ząbków. Nie, no co do swojej byłej (Cornelii.) nie dziwił się jej uczestnictwa w tej jakże potrzebnej do życia grze. Znał przecież jej charakter choć trochę. Co do Francesci, też nie był zszokowany, widząc ją w tej gromadce. Ona lubiła dobrą zabawę, i uważała przecież Jerome'a za jakiegoś tam sztywnika. Nie, on nie jest sztywniakiem przecież. Ma tylko swoje zasady, których się trzyma. Obecności Desire się tu nie spodziewał, przecież jak wiadomo mu było ona z domu węża, więc po co jej takie uciechy? Dziwne, bardzo dziwne. Postanowił obserwować "wesołą gromadkę." Oparł się o mur z miną "co to będzie, co to będzie?."
TO MUSIAŁ BYĆ ZNAK! Nad całą szóstką ciąży mordercze fatum! Zaraz tutaj spadnie meteoryt! Zrobi takie WZIUM! I BUM! I KAPUT CAŁA SPOŁECZNOŚĆ!... Cornelia ma bardzo wybujałą wyobraźnię, ja wiem. I używa bardzo wielu onomatopei zarówno w swojej mowie, jak my myślach. Mruu... Cornelia była oczywiście zachwycona tym, że jej pomysły są aż tak niesamowite i że jest w stanie rozkręcić całe towarzycho i zmusić do jakże brutalnej i nieprzewidywalnej zabawy. I najwyraźniej zdawało się, że całą zabawę zaczną ona z Franky. Osz kurdacze wybór straszny. Zadanie czy pytanie? A niech będzie zabawnie! - Zadanie – Odpowiedziała hardo ciesząc mordeczkę. Dzisiaj zdecydowanie miała za nudny dzień. Odwalało jej. I autorce jak widać też. Uniosła wzrok i mina jej lekko zrzedła. Jak zawsze na widok Felixa. W końcu nadal zdarzały jej się wyrzuty sumienia z tego powodu, że go zdradziła. Ale chcąc czy nie chcąc musiała to zrobić. Nimfomanizm to była okropna wymówka, ale zawsze jakaś. No i... Wtedy to był Dracon. A on był ideałem. Kochała go ponad życie. I jemu nigdy nie potrafiła odmówić. Przepraszała go, ale nie wybaczył. Cóż poradzić. I nawet nie dane im było żyć w dobrych stosunkach. - Hey, dołączysz się? - Spytała uśmiechając się lekko, widocznie speszona jego towarzystwem.
Francesca zamyśliła się, a na jej twarzy błądził dalej ten chochliczy uśmieszek. Co by tu wymyślić. Zerkała na wszystkich po kolei, zastanawiając się, czy wybrać zadanie łatwe i przyjemne, czy też trudne, ale przyjemne, albo może trudne i nieprzyjemne? Ciężki wybór. W międzyczasie zauważyła również nadejście Felixa, więc podniosła do góry dłoń w geście powitania. Corin zajęła się słownym zaproszeniem go do ich skromnego grona, więc uznała, że więcej nie trzeba. - Zadanie powiadasz - powtórzyła, przeciągając głoski. Franky rozejrzała się. Po krużgankach poza nimi krążyli też inni uczniowie, ale przechodzili i znikali, zastępowani przez kolejnych, którzy również nie zagrzewali tu miejsca. Nieopodal stał Felix, natomiast po przeciwnej stronie zaczaił się jakiś ponury ślizgon. W sumie to go nie znała, ale jak tak stoi i się na nich patrzy, to czemu go nie wykorzystać? - Może rozruszasz tamtego pana? - zaproponowała z nikczemnym uśmiechem. Jakieś fajne zaklęcie nie jest złe! - Albo Felixa - tego też można było rozruszać, heheh.
Dann przestał obserwować tą grupę. Spojrzał przelotnie na Felixa, by potem wyciągnąć książkę "Władca Różdżek" i zacząć ją czytać. Spróbuje tylko ktoś na niego rzucić zaklęcie, a będzie miał dozgonną nienawiść ze strony Bucket'a i nieważne kto to uczyni. Niech lepiej też nie podchodzi do niego Gryfonka, bo dzień dobroci dla zwierząt się skończy i nigdy nie wróci. Nie... Danowi zepsuł się humor i teraz siedział na kamiennej balustradzie naburmuszony jakby mu ktoś zabił kota. Propo kota. Koleżka położył się na jego kolanach i zwinął w kłębek. Wygodnie mu musiało być, bo spał w najlepsze. Danowi to akurat nie przeszkadzało specjalnie. Lubił swojego kota.
- Franky błagam, tylko nie każ mi robić coś poniżej godności... A wiesz, że jej granicę i tak już mam nisko! - Skomentowała śmiejąc się cicho pod nosem i nie mogąc się doczekać, aż dziewczyna w końcu ją uświadomi co też diabolicznego wymyśliła. Z tych niewielkich emocji może nie trzęsła się, ale naprawdę była zniecierpliwiona. W końcu bardzo rzadko wybierała zadanie i wiedziała, że można naprawdę wymyślić coś strasznego. Powodziła za jej wzorkiem dostrzegając Daniela. Oj, już wcześniej zauważyła, że ten pan stoi i się puszy niezadowolony jak przystało na typowego ślizgona. Wiecznie naburmuszony bo nikt poza rodzicami go nie kocha. Cóż poradzić na ludzką głupotę?... Ale i tak wolałaby być w Slytherinie. - Haha, pomysł dobry. Teraz tylko zaklęcie i którego panicza – Szepnęła spoglądając do ta Felixa to na ów ślizgona. Uśmiechnęła się delikatnie do krukona, trochę nieśmiało co jak wiemy rzadko się zdarza, jeśli dziewczę nie ma jakiegoś konkretnego powodu, lub kogoś towarzystwo dość bardzo ją kłopocze. Ale niech zostanie. Będzie miło. Nawet, jeśli znowu będzie w stosunku do niej zimny. - Ej Kolegoooo, którego imienia nie pamiętam! Mam cię rozruszać, bo ona mi kazałaaa – Wydarła się przez dziedziniec wskazując znacząco na Gryffonke. Jak już ktoś ma dzisiaj oberwać, to Corin wolałaby oszczędzić swoją piękną buźkę - No to... Arisionidum – Powiedziała zaklęcie rozśmieszające kierując je w Daniela. Nie było trudne, to też bez najmniejszego problemu zadziałało. - Jiro, zadanie czy pytanie? - Spytała w momencie, kiedy wykręciła butelką na tego właśnie chłopaka.
Współczuję Danielowi. Na jego miejscu, albo zabiłabym, albo... nie... chyba tylko zabiła. Choć gdybym była nim to pewnie bym albo zabiła, albo została womanizerem! Tak! Jak w filmiku Chuck'a Bass'a (huehue). Tak... To byłoby rozwiązanie, chociaż widzieć go w towarzystwie kobiet, a potem w jednoznacznej sytuacji znając jego charakter to byłby szok. Z pewnością dla osób, które nie są mną, bo mnie już nic nie zdziwiłoby. Wracając jednak do fabuły, bo znacznie od niej odeszłam w tym poście to Daniel sobie ze spokojem siedział dopóki coś go nie j****, to znaczy nie uderzyło w bok. Szczerze mówiąc wolałby, żeby walnęła w niego zaklęciem Cruciatusa niż tym debilstwem, ale skoro nie miał wyboru, a teraz również nie miał humoru na zabijanie, bo o dziwo dziewczynie wyszło to zaklęcie i teraz biedaczek miał taki zajebisty humor, że nie przypominał siebie nawet w jednym procencie. To było upokarzające. Może i nie jest damskim bokserem, ale teraz miał ochotę przypier.... przywalić tej laluni tak, by zapamiętała raz na zawsze, że jego się nie tyka zaklęciami. Jego co najwyżej się tyka dłońmi i ustami. Muahaha! Chyba mnie się udzieliło to zaklęcie... No Daniel bynajmniej w tej chwili wręcz histerycznie się śmiał, choć było widać w jego oczach, że chce przestać, a nie może. Był z jednej strony wściekły, a z drugiej przez zaklęcie był tak szczęśliwy, że jeszcze trochę, a ucałuje wszystkich wokół. Jakież było zdziwienie Ślizgonów widzących go z bananem na twarzy, siedzącego jak idiota na parapecie, czy tam balustradzie i próbującego powstrzymać śmiech. Upokorzenie na maksa. On już nie chce. On chce to skończyć. Pomocy!
Tak, tak jaką Panna Somerhalder miała czelność w ogóle podchodzić do Jerome'a i jakby nigdy nic zagadywać. Rozumiem, że niektórzy nie posiadają w sobie cechy o nazwie "godnośc", ale żeby honoru w sobie nie mieć, a nawet jak się nie ma to próbować się zachowywać zgodnie z honorem. Felix skierował na nią zimne spojrzenie, wpatrując się jej głęboko w oczy. -Nie, dziękuję. Odpowiedział oschle z zimnymi błyskami w oczach. Tego wyrazu po prostu nie dało się zrozumieć. Co on wyrażał...? pogardę, nieufność, złość? a może rozbawienie jej miną po ujrzeniu tego wyrazu. Jednak, nie wiadomo. Skinął na powitanie Francesce, przewracając oczyma i nie zawracając sobie głowy Cornelią. Ona mieściła się proszę Państwa w zakładce pod tytułem: "Rozdział zakończony." Czekał na dalszy rozwój akcji, rozglądając się i co jakiś czas przenosząc spojrzenie na grupkę grającą w butelkę. Jednak tego co miało nastąpić się nie spodziewał. Nie wolno przecież zadzierać z Ślizgonami co Felix robił z satysfakcją, ale on jednak był zbyt odważny. Gdy zobaczył promień, który ugodził jego przyjaciela, aż zatrzymał swoje myśli. Po histerycznym napadzie śmiechu Daniela, Felix przeniósł rozgniewane spojrzenie na Franky, a spojrzenie wręcz wściekłe na Cornelię. I gdyby jego spojrzenie mogło zabijać, Somerhalder pewnie leżała by już martwa, ale cóż nie ma tak dobrze. Chwycił za różdżkę z wewnętrznej kieszeni kurtki, i skierował w stronę Ślizgona. -Finite. Przecież to co one zrobiły, uderzyło w godność Daniela. Dla nich głupia zabawa, dla niego kompletny wstyd. "Dorośnijcie..." pomyślał zażenowany sytuacją.
Uff... Napad śmiechu Daniela zakończył się dzięki Felixowi (<3). Chyba mu będzie dozgonnie wdzięczny za to, bo takiego upokorzenia jeszcze nie miał jak dzisiaj. Zeskoczył z wręcz wkurwioną miną z parapetu i już szedł w kierunku tego kręgu z ognikami w oczach. Gdy znalazł się obok Felixa zatrzymał się. Widać było, że zaraz dostanie szału, a wtedy nie ręczy za siebie i za swoje czyny. -Powstrzymaj mnie, albo zaraz ta idiotka będzie miała wybite wszystkie zęby i krwotok wewnętrzny. Z zasady kobiet nie biję, ale zaraz mnie kurwica weźmie... Mruknął półszeptem do Felixa. W tej chwili cieszył się, że Felix jest jego przyjacielem. Miał aż dwóch przyjaciół, a to jest sukces. Nie licząc oczywiście takiej jednej z którą bardziej łączy ich łóżko niż zainteresowania. Tak... bez niej ma dwóch przyjaciół. Sukces, bo myślałam, że nie będzie ich miał. Bardziej byłam zdolna uwierzyć, że będzie miał samych wrogów w szkole, a tu nie.
Cóż. Nie za bardzo przepadała za takimi zabawami, ale skoro już się zaczęło, a ona tu siedzi, więc musi zostać. Poza tym, nie zostawi Jiro z tymi idiotami. Ledwo powstrzymała śmiech, gdy Ikuto skomentował tą ogromną chęć Corin do grania, ale co to by bylo jakby zaczęła chichrać z czegoś co powiedział ktoś kogo nie lubi, no proszę was. Usiadła w kółku i czekała na rozkręcenie w międzyczasie zerkając ku wejściu na krużganki skąd wyłonił się Felix. Nie znała go zbyt dobrze, wiedziała tylko jak ma na imię i z jakiego domu jest. On także nie dołączył do nich co skwitowała z lekkim żalem, gdyż w tym towarzystwie najmniej przeszkadzał jej tylko Gryfon. No ale nie będzie zmuszała, ani Danny'ego ani Krukona, to nie w jej stylu, a sama najchętniej by stąd poszła. Ale z drugiej strony...spojrzała przelotnie na Tsukiyomi'ego. Jakby tak wylosowała jego i mogłaby go spytać o coś upokarzającego, albo zadać mu jakieś upokarzające zadanie....taaaaaaaaak, jednak zostaje (muahahahaha!). O, zaczęło się. Butelka wylosowała Cornelię, a druga Gryfonka zadała jej zadanie...rozruszania Felixa albo Daniela? Ale że jak? Eeeee...CO?! Zaklęciem?! DANA?! No chyba ją popierdoliło! I to jakim! Kurde, on się wkurzy. I to przy ludziach! Ośmieszyła go. On rzadko był jakiś szczególnie zadowolony i roześmiany i inni go za takiego mieli, a teraz mu mogła zniszczyć reputację. No zaraz chyba Des nie wytrzyma i coś jej zrobi...- Somerhalder, odbiło ci? - warknęła na Cornelię cały czas patrząc na Daniela i wyciągając różdżkę żeby go odczarować. Ale została uprzedzona przez Felixa do którego właśnie podszedł jej przyjaciel. Widać było, że jest totalnie wkurwiony. I znała go dość długo, zapewne teraz miał mordercze myśli względem najmłodszej osoby w tym gronie. Podniosła się lekko patrząc na przyjaciela uspokajająco, wzrokiem mówiącym " To tylko głupia smarkula. Nie warto sobie psuć nerwów." Potem usiadła z powrotem, ale cały czas zerkała na Daniela sprawdzając czy się uspokoił. Gdy wydało jej się, że tak odetchnęła i przeniosła spojrzenie na Jiro. Chłopak chyba się zaciął, a przecież była jego kolej! - No, dawaj. Wybieraj. - rzuciła zawadiacko.
On także nie przepadał za takimi grami, ale co zrobić? W końcu nie pozwoli Ikuto siedzieć tutaj samemu, Krukon by go zabił. No i była tez Deską, której także nie miał zamiaru zostawiać na pastwę losu niewyżytej gwałcicielki Corin. Jeszcze czego! Jego biedna Desiree! Cierpliwie jednak czekał na rozwój wydarzeń, mało jednak uważnie śledząc poczynania Corin i całej reszty. Można powiedzieć, że myślami sobie gdzieś odpłynął, do swojego własnego świata i dopiero obecność Felixa go z tego transu wyrwała. A ten tutaj... ? Warknął w myślach, przeklinając chłopaka. Och, jak on go nie lubił, i to z wzajemnością. A pomyśleć, że kiedyś naprawdę się przyjaźnili. Felix pod pewnym względem przypominał mu Ikuto; mu także nie mógł odmówić. Ale chyba tylko to ich łączyło, bo Jiro nie mógł teraz przypomnieć sobie, za co tak bardzo lubił Felixa. Odmachał mu grzecznie, uśmiechając się "słodko", a gdy butelka wskazała jego... zamarł. Wciąż jednak wyglądał na zrelaksowanego, nieco może znudzonego, ale jego mózg znowu na chwilę się wyłączył. Raz, jedyny raz, gdy grał w tą głupią grę w udziale przypadł mu pocałunek z jakimś chłopakiem. Było to w Stanach, gry grał ze swoimi znajomymi. Oczywiście, że się wzbraniał. Był stuprocentowym heterykiem i nigdy nie paliło mu się, by sprawdzić, co w spodniach mają jego koledzy. Tyle, że znał swoich znajomych- wiedział, że gdyby nie zrobił tego, co mu kazali byłby skończony, po prostu skończony. -Em... pytanie?- wybrał, chcąc zachować wszelkie środki ostrożności, które mogłyby uchronić go przed wydarzeniem podobny, do tego sprzed lat. Tylko, że to była Corin- wszystko mogło jej przyjść do głowy i tego się właśnie obawiał.