Osłonięte krużganki otaczające dziedziniec są idealnym miejscem do schronienia się przed deszczem w jesień albo zyskania pożądanego cienia w lato. Na kamiennych balustradach często siadają uczniowie i opierając się plecami o kolumny spędzają czas w różnoraki sposób, od pochłaniania z fascynacją książek po ukradkowe palenie papierosów.
Sebastian splótł swą dłoń z jej. Obserwował ja spokojnie. - Oczywiście że każda maska to część nas. Jednakże powinnaś pokazać cała siebie, nie tylko tą część która obecnie pasuje do sytuacji. Przy mnie jest to możliwe. - Powiedział Sebastian. Przytulił do siebie dziewczynę, jak gdyby chciał jej ofiarować wsparcie. Może i właśnie tak było. Ślizgon wiedział że dziewczyna mu się przyda. Nie teraz i nie jutro. Lecz przyda mu się kiedy przyjdzie na to czas. Potrzebował właśnie takich osób jak ona. Nie potrzebował takich jakich sam jest, bo w tedy by następowały nie chciane komplikacje w jego planie. Lecz dziewczyna mimo że była podobna. Posiadała coś o czym on zapomniał. To coś to sumienie i skrupuły. Coś czego Sebastian już dawno się pozbył. Nie dane im jednak było tak się poprzytulać. Sebastian usłyszał jak jego ogromny pyton „idzie” w ich stronę. Czyżby odkrył coś ciekawego skoro go odszukał? Wąż kiwnął łbem jak gdyby chciał powiedzieć „chodź” Chłopak westchnął i odsunął od siebie dziewczynę. - Niestety muszę iść. Może to i lepiej. Przemyśl sobie to wszystko, i pamiętaj że ja słów nie cofnę. Do zobaczenia. - Powiedział chłopak i udał się za swym wężem, niezwykle ciekawy co takiego odkrył skoro mu właśnie przeszkodził? Sebastian zniknął niczym poranna mgła, lecz z pewnością nie zostawi tej dziewczyny. Zafascynowała go a to najważniejsze. Przyda mu się tego był pewien. A on potrzebował właśnie takich osób.
Gdy chłopak splótł jej dłoń ze swoją, spojrzała na niego delikatnie zarumieniona. Mimo wszystko, bliskość człowieka była dla niej kłopotliwa. W Japonii tak było. Przytulenie się było nie na miejscu, było żenujące itp. No ale co poradzimy, że dziewczyna wychowała się w takich warunkach. Słuchała chłopaka uważnie, ale nic nie powiedziała. Nie chciała już nic mówić, bo wiedziała, że wszystko się skomplikuje wraz z jej kolejną wypowiedzią, a tego chciała uniknąć. Zamknęła oczy nie wyrywając się mu. Wzięła dwa głębokie wdechy i uchyliła powieki spoglądając na niego kątem oka. Nagle pojawił się wąż, duży wąż który sprawił, że po ciele dziewczyny przeszły ciarki. Nie bała się go, ale po prostu jego widok sprawił, że poczuła się niepewnie. Od razu było widać po co, a raczej po kogo przyszedł. Odsunęła się od chłopaka nadal nic nie mówiąc. Jej wzrok był aktualnie taki jakby pusty. Bez blasku, mówiący: „Nic mnie nie obchodzi” – był po prostu obojętny. Przypomniało się jej jak kiedyś w Durmstrangu patrzyła na ludzi, właśnie tym wzrokiem z kamiennym wyrazem twarzy. Chłopak odszedł, a ona prychnęła pod nosem. Rozejrzała się dookoła i westchnęła. - Kaoru… gdzie ty jesteś… - wydukała obejmując się rękoma. Właśnie teraz, gdy tak bardzo potrzebowała ciepła chłopaka i bicia jego serca, tak po prostu go nigdzie nie było… Ruszyła więc dalej na poszukiwania, które jej przerwano. Jak go nie znajdzie w najbliższym czasie, będzie pewnie szukała oparcia w jakimś obcym chłopaku… Opuściła wręcz krużganki kontynuując poszukiwania. z/t
Kaoru niewątpliwie unikał swojej dziewczyny. Już od jakiegoś tygodnia od tej feralnej imprezy. Potrzebował czasu i spokoju do namysłu. Nie wiedział jak ma postąpić. Z jednej strony nie mógł się na nią złościć, a z drugiej zranione serce mówiło coś zupełnie innego. Obawiało się, że skoro pocałowała tego tam, to może to zrobić po raz drugi. Wewnętrzne rozdarcie i ból opanowywały go coraz bardziej i bardziej z biegiem dni. Tęsknił. Tęsknił za nią jak cholera, ale jednocześnie...to, że nie chciał jej widzieć to za mocne słowa, ale potrzebował tego, żeby się zdystansować do całej sprawy. Wiedział, że jej obecność by mu w tym nie pomogła. Zdawał sobie sprawę, że nie mógłby się na nią nie gniewać i zakończyłby ten temat, a nie mógł, musiał parę spraw jej powiedzieć i wyjaśnić. Ale jak tu podejmować jakiekolwiek decyzje kiedy przed oczami wyobraźni ciągle masz swoją ukochaną dziewczynę całującą się z jakimś dupkiem, który to myśli, że jest nie wiadomo kim i że ma prawo porywać cudze kobiety. Kaoru wiedział, że teraz będzie musiał walczyć o Lilly z tym debilem. I się nie podda. Za długo ją kocha i za bardzo, żeby tak o, sobie po prostu się poddać albo przegrać. Od kilku dni rozmyślał nad tym wszystkim i nad tym jak to rozwiązać, a nadal nie przychodziło mu nic do głowy. Szczerze to był w koszmarnym nastroju. Nawet czekolada mu nie smakowała. A to już BARDZO ZŁY ZNAK. Na nic nie miał ochoty tak naprawdę. Cały czas pluł sobie w brodę, że poszedł na tą imprezę. Gdyby nie to to wszystko byłoby w porządku. Cholerny święty Patryk...Puchon korzystając z ładnej pogody wybrał się na spacer. Wziął ze sobą pokrowiec ze skrzypcami, dawno na nich nie grał, a zawsze to go uspokajało. Nogi poniosły go aż na dziedziniec, na krużganki. Było to jedno z jego ulubionych miejsc, praktycznie zawsze puste i spokojne, a tego mu teraz było trzeba do gry i zebrania myśli. Usiadł na murku oświetlony promieniami wiosennego słońca, wyjął instrument i zaczął grać. Smutna melodia, taka piękna i pasująca do jego obecnego stanu...
Lillyanne Sangrienta, tak właśnie nazywała się dziewczyna, która przemierzała korytarze Hogwartu. Nie wyglądała na zbyt szczęśliwą. Któryś dzień z rzędu chodziła po całej szkole szukając swojego chłopaka. To ją załamywało. Tak po prostu postanowił zniknąć nie dając znaku życia. Postanowił wyparować zostawiając ją samą. Martwiła się i równocześnie czuła ból. W jej głowie cały czas plątały się różne myśli.
Kaoru… gdzie ty jesteś… obiecałeś… obiecałeś, że mnie nie zostawisz… a mimo wszystko znikasz… Co się dzieje? Boże… proszę… pozwól mi znaleźć Kaoru.
Wraz z ostatnimi słowami zatrzymała się na dziedzińcu wpatrując się w niebo. Pociągnęła nosem i kiedy chciała zacząć się wycofywać do pokoju usłyszała grę na skrzypcach. Miłe dźwięki, które pieściły jej ucho. Pierwsza osoba, która przyszła jej do głowy to Ikuto Arturo Tsukiyomi. Chłopak, który zachwycał ją swoją grą. Zaczęła więc szukać wzrokiem wysokiego chłopaka, który w rękach trzyma stare skrzypce i nie zwracając uwagi na otoczenie gra. Jednak nie ujrzała go. Osoba, którą dostrzegła sprawiła, że na moment jej serce stanęło, a ona wpatrywała się zszokowana w jeden punkt. W oczach nazbierał się potok, łez który spłynął po jej policzkach widząc chłopaka. Pobiegła w jego stronę. Pięć razy się potknęła, raz straciła równowagę i wylądowała na błotnistej ziemi. Myślała, że już nie wstanie, ale słysząc tą melodię, wiedząc, że chłopak stoi właśnie przed nią musiała wstać. Wstała i w końcu dobiegła do niego. Przerwała mu jego grę wtulając się w jego plecy, którymi, był do niej odwrócony cały czas. Dziewczyna trzęsła się, a po jej policzkach nie przestawały lecieć łzy. Dodatkowo z jej ust wyskoczyło wycie, ten płacz, okropny płacz, przepełniony bólem, który chłopak już raz słyszał będąc z dziewczyną. Gryffonka nie miała zamiaru go puścić, płakać najwyraźniej też nie chciała przestać. - Kaoru… - wyjąkała między kolejnymi falami, wybuchami płaczu. Jego nieobecność, fakt, że obwiniała się, że zrobiła coś nie tak, że zniknął, raniła ją przez cały czas.
Gdyby wiedział ile smutku i roboty uczynił jej swoim zniknięciem nie znikałby zapewne. Mimo tego jak się przez nią czuł nie mógłby świadomie przyczynić się do jej cierpienia. Nie spodziewał się, że będzie go szukała? W sumie nie wiem co myślał, chciał po prostu wszystko sobie poukładać i przeanalizować. Gdyby słyszał te plotki o niej i Ikuto, gdyby wiedział, że dziewczyna widziała się z nim parę razy, była z nim na imprezie...nie wiem czy znalazłby sens w ponownym spotkaniu z nią. ale na szczęście nie wiedział. Na razie. Unikał jej, ale podświadomie szukał dziewczyny wzrokiem. Nie chciał by się o niego martwiła, myślał że po tym co się stało zrozumie jak nie będzie chciał się przez jakiś czas z nią widzieć. Ale nie wiedział, że ona tego nie pamięta...Gdyby wiedział nie zostawiałby jej. Wiedział jaka jest wrażliwa, mogła to zupełnie inaczej odebrać. Wiedział co obiecał. I chciał dotrzymać słowa, naprawdę chciał. Ale to...po prostu go przerosło. Grał. Muzyka wychodziła wprost z jego serca, odzwierciedlała jego uczucia. Smutek. Niezrozumienie. Żal. I złość. Ale nie na nią. Mimo wszystko nie na nią. Choćby nie wiem jak go zraniła, choćby nie wiem co mu powiedziała, uczyniła...nigdy nie potrafiłby być na nią zły. Naiwność? Nie, raczej ogromna, silna, czysta miłość. Więc na kogo był zły? Na siebie, że na tą imprezę poszedł. Ale najbardziej...chyba wiemy na kogo. Dwa imiona, jedno nazwisko. Nikt nigdy nie doprowadził Puchona do stanu, gdy przeklina i budzi się w nim chęć mordu. NIKT. Oprócz Ikuto. Kto by się dziwił. Krukon chce mu odebrać wszystko co posiada, całe jego szczęście, jego życie, jego największy, najpiękniejszy i najdroższy skarb. Skarb, który niegdyś stracił by teraz go odzyskać i już zawsze się nim cieszyć. A ten tam chce mu to wszystko zniszczyć. O nie. Po moim trupie. Nie pozwolę na to, Kaoru tym bardziej. Może i normalnie Kakao nie ma szans ze studentem, ale wierzcie mi, potrafi wzmóc w sobie niepojętą siłę, gdy ktoś zajdzie mu za skórę, staje się niczym Dawid, który jednym ruchem może powalić Goliata. I zrobi to, jeśli sposób "po dobroci" nie zadziała. To była wojna. Wsłuchany w swoją grę i skupiony w pierwszej chwili nie usłyszał, że nie jest już sam. Dopiero jakiś huk zmusił go do przerwania gry i obejrzenia się za siebie. Lilly. Biegła do niego tak szybko, że się przewróciła. Uśmiechnął się lekko. Jego słodka niezdara (jakby co to pieszczotliwe było^^). Poczekał, aż się podniesie i do niego podejdzie. Ale...płakała. Wtuliła się w jego plecy i zaczęła głośno szlochać. Objął ją i podprowadziło do murku, na którym usiedli. Jej rozpaczliwe wycie znowu wbiło się w jego serce, nie mógł go znieść, bolało go tak samo jak ją. -Cicho..ćśś....już dobrze...nie płacz, proszę, już dobrze....-powtarzał cały czas uspokajająco głaszcząc ją po włosach. Pozwolił by wtuliła się w niego mocniej i by bicie serca ją uspokajało. Teraz dopiero zrozumiał jak to mogło wyglądać z jej punktu widzenia. Nie zdążył jej wtedy powiedzieć, że potrzebuje paru dni do namysłu, bo został zamieniony w mysz...Rany, ten jego kocur prawie go zjadł wtedy. Całe szczęście, że w okolicy pałętała się jakaś studentka i ich odczarowała. Głupio mu się trochę zrobiło. -Przepraszam...przepraszam, że zniknąłem...po tym co się stało po imprezie w Tęczowym Pokoju potrzebowałem czasu do namysłu...ale już jest dobrze, już cichutko...-cały czas szeptem wyjaśniał jej wszystko. Cała złość i cały smutek wyparował z niego w jednej chwili. Przecież nic się nie stało. Wtedy nie chciał przyjąć wymówki, że była pijana. I nadal wydawała mu sie ona głupia. Ale mimo wszystko właśnie dlatego jej wybaczył. Ikuto wziął ją z zaskoczenia, nie wiedziała co ma robić. A Kaoru...wciąż pamiętał to jak się wtedy czuł, ale nie mógł się gniewać. Nie wiedział też, ze dziewczyna tego nie pamięta.
Gdyby wiedział ile ona się wycierpiała mimo iż każda inna dziewczyna byłaby po prostu zła. Gdyby był z inną dziewczyną, to ta przywaliłaby mu w twarz mając pretensje do chłopaka, że tak po prostu znika, zostawia ją na tydzień nie dając znaku życia. A ona? Ona nie mogła czegoś takiego zrobić. Nie pamiętała co się działo na imprezie świętego Patryka, ale cały czas obwiniała się, że to jej wina, że to przez nią chłopak znikł. Czuła jak poczucie winy rozrywa ją na miliony części i nie pozwala normalnie funkcjonować. Nawet jakby on zawinił i bał się z nią spotkać, to ona nadal bałaby się, że to przez nią. No cóż… ona zawsze robiła ludziom krzywdę. Dziewczyna biegła do niego, poślizgnęła się na błocie i upadła na ziemie. Nie obchodziło ją, że jest teraz cała brudna. Nie obchodziło ją to, czy zrobiła sobie krzywdę, czy nic jej nie jest. Nie chciała, by on tak po prostu teraz odszedł i zostawił ją tak, jak robił to w snach. Zabijał ją tym swoim spojrzeniem porzucając na pastwę losu. To koszmary, które dręczyły ją noc w noc. Ale cóż mam powiedzieć nie wyglądała na taką co cierpi, ponieważ grała. Ten ból, który się w niej narodził pozwolił jej grać jeszcze lepiej. Jeszcze lepiej oszukiwać ludzi… Nienawidziła siebie za to, że w momencie kiedy chciała się do kogoś przytulić, wsłuchać w jego bicie serca i pozwolić emocjom wyjść na wierzch, ona udawała, że wszystko jest okey. Bawiła się, śmiała się, wygłupiała mimo iż w jej sercu toczyła się walka, której mogła nie przeżyć, która wyniszczała ją wyniszczała jej duszę, wyniszczała jej serce. Widziała jego twarz jak się podniosła, ale nie chciała na nią patrzeć. Chciała się do niego przytulić, chciała zrobić to, co przy innych nie mogła. Chciała się wypłakać i posłuchać tego rytmu, który pozwalał jej uspokoić się i przetrać. Przegryzła wargę i zamknęła mocno oczy. Już nie szlochała, już nie wyła. Uśmiechnęła się delikatnie, a łzy nadal spływały jej po policzkach. Dziewczyna już chciała zacząć go przepraszać. Chciała po prostu cofnąć się w czasie, do momentu, w którym siedzieli razem w salonie wspólnym i przytulali się do siebie wpatrując się w płomienie, który zachwycały ich swoim tańcem. Ale słysząc jego słowa spojrzała na niego zdziwiona. Otarła łzy, które i tak ponownie spłynęły po jej policzkach. - Co… co się takiego stało w tęczowym pokoju? – spytała niepewnie starając się uspokoić swój głos. Nie wiedziała, nie miała zielonego pojęcia co się stało. Do teraz żyła w nieświadomości. Teraz jak jej to powie? Jeżeli zrobi to w nie właściwy sposób, może być źle… ja tylko ostrzegam.
Oczywiście, że mogłaby go jakaś inna uderzyć. Gdyby nie wiedziała dlaczego jej unika to byłoby zrozumiałe. Przez ten tydzień też strasznie cierpiał. Z jednej strony nie chciał się z nią spotkać, potrzebował pomyśleć, a z drugiej chciał ją zobaczyć, przytulić i powiedzieć, że wszystko jest w porządku. No ae nie było. Nie miał zamiaru jej martwić. Nie miał zamiaru doprowadzać do tego, żeby płakała i latała za nim jak głupia po całym zamku. Gdyby ten cholerny Ikuto nie zamienił go w mysz zdołałby z nią pogadać, powiedzieć, że ją kocha, ale potrzebuje kilku dni do namysłu. Mógł jej wysłać sowę, patronusa, cokolwiek. Owszem. Ale przez ten tydzień był w dość....nietypowym dla niego nastroju i czuł, że mógłby wybuchnąć. Dlatego się nie odezwał. Gdyby wiedział, że poczucie winy zżera ją mimo, że nie wie co się stało wyjaśniłby jej to o wiele wcześniej nie doprowadzając jej do aż takiego stanu. No ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Nie odszedłby i nie zostawiłby jej. Nie mógłby. Kochał ją całym swoim sercem i chciał być przy niej aż do skończenia świata, nawet jakby miało to oznaczać, hmmm...usunięcie przeszkody powstałej na drodze do ich szczęścia, że się tak wyrażę. Granie i udawanie twardej na dłuższą metę nie jest dobre i może doprowadzić do czegoś bardzo złego. Nie można do tego dopuścić. Kaoru musi zrobić coś, żeby ją tego oduczyć, nie wiem jeszcze co, ale tak być nie może. Przy nim mogła być sobą. Nie wiedział dlaczego stała się taka jaka się stała, ale zrozumiałby ją i pomógł jej się z tym uporać. Musi mu tyko zaufać, uwierzyć, że dzięki niemu...dzięki temu, że zna ją tak długo...że może być taka jak kiedyś, jak dawniej, przed wypadkiem. Bo może taka być. I powinna. Bo te maski ją niszczą. Widząc ją i przytulając dziewczynę do siebie na nowo odżył. Jak bardzo chciałby wrócić do tego momentu w salonie, gdy po pocałunku siedzieli przy kominku jeszcze przezch chwilę wpatrując się w tańczące płomienie. Było tak radośnie i beztrosko. A teraz mieli problem. Ich związek miał problem. Ten problem miał dwie nogi, dwie ręce, jest Krukonem, a jego imię zaczyna się na literę I. Dlaczego? Dlaczego on wtedy się tam pojawił? Dlaczego akurat jego Lilly? Było tyle pięknych dziewczyn w tej szkole, dlaczego ona? Dlaczego chciał zniszczyć akurat ich związek, ich relację, którą tak niedawno dopiero odbudowali, która pamiętała jeszcze ich wspólne lata? Przytulał ją wiedząc, że już nie jest na nią zły, że wszystko jest już dobrze. Dadzą radę. Słysząc jej niepewne pytanie trochę się zdziwił. Nie pamiętała? Kurczę! On przez tydzień się do niej nie odzywał, a ona nie wiedziała dlaczego! Musiła czuć się zdezorientowana. Zaczął jej wszystko opowiadać, łagodnie, bez złości, chcąc żeby to właściwie odebrała. - Nie pamiętasz? Kurczę, przepraszam. Gdybym wiedział odezwałbym się wcześniej. Musiałaś być zdezorientowana tym, że zniknąłem tak nagle. Wtedy trochę wypiłaś, pewnie dlatego nie pamiętasz. Chyba nie powinnaś pić. -zaśmiał się cicho. - Już ci mówię. Byłaś trochę zdenerwowana, więc chciałem z tobą wyjść z imprezy. Ale ty nas zatrzymałaś i poszłaś po alkohol. I to był błąd, gdybyśmy nie zatrzymując się wyszli, nie doszłoby do tego. No ale to nie twoja wina. Moja bardziej. Do tęczowego pokoju wpadł on. Ikuto Tsukiyomi. Widziałem jak na ciebie spojrzał. Zakochał się w tobie jakby od pierwszego wejrzenia, to było widoczne jak nie wiem. W sumie nic dziwnego, jesteś piękna, nawet bym to zrozumiał. Ale tego mu bylo mało. Porwał cię, wyniósł niemalże i gdzieś z tobą poszedł. Był silniejszy, a ja nie miałem szans się mu wyrwać, Pozostało mi tylko za tobą lecieć. Zaciągnął cię do biblioteki. Gdy tam wpadłem...całował cię. A ty całowałaś jego. To mnie wtedy zabolało najbardziej. - przerwał i spojrzał na nią z lekkim uśmiechem. Już mu przeszło, wybaczył i chciał żyć dalej, jakby to się nie stało. - Co było potem...no wkurzyłem się, rozpętała się między nami mała bójka. Dostałem zaklęciem w plecy, podczas nieuwagi, zamienił mnie w mysz. A ciebie gdzieś wyniósł. A ja nie mogłem nic na to poradzić. Gdybym wiedział, że nie pamiętasz odezwałbym się. Po tym wszystkim potrzebowałem czasu do namysłu, rozumiesz? Ale teraz już jest dobrze, jestem z tobą, damy radę. - pogłaskał ją po policzku, ciesząc się, że ją widzi..- Tylko ten Ikuto. Dowiedziałem się o nim co nieco. On nie odpuści. Będzie chciał mi cię odebrać. Nie wiem co planuje, ale ja bym się go obawiał. Mam nadzieję, że już cię więcej nie nagabywał, co? - spytał Lilly uważnie z nadzieją, że odpowiedź będzie satysfakcjonująca. Jak zniesie to, że jego dziewczyna nawet polubia tego Krukona i pomaga mu w sztuce? Że była z nim na imprezie? Nie mam pojęcia...
Melodia, którą grał Kaoru trafiła w serce dziewczyny. Może nie potrafiła odczytać wszystkich uczuć, jakie w nią włożył, ale czuła, że znała już tą melodię. Czuła, jakby chłopak kiedyś już dla niej grał prezentując to piękno w czystej postaci. Lillyanne nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Czuła wielki ból i w pewnym sensie załamanie. Nie wiedziała co się stało, nie wiedziała, czy to była jej wina, czy może on się nią znudził. Miała tyle myśli, tyle negatywnych emocji, że nie mogła wytrzymać teraz tej presji. Wsłuchiwała się w bicie serca chłopaka nic już nie mówiąc. Jedynie słuchała. Gdy w końcu chłopak doszedł do końca historii ona wpatrywała się na niego zdezorientowana. - Ja… naprawdę to zrobiłam? – widocznie nie mogła w to uwierzyć, ale i nie chciała wierzyć w to, że mogła tak chłopaka zranić. Odsunęła się od niego i spuściła głowę smutna i troszkę podłamana faktem, że zrobiła mu taką krzywdę. To było dla niej nielogiczne, że nawet po pijanemu była w stanie coś takiego zrobić wiedząc, że ma chłopaka. Ikuto… chłopak, który wydawał się być nieziemsko miły i kochany miał naprawdę takie oblicze? Aż nie chce się wierzyć, nie wyglądał na takiego, który niszczy innym życie. Szczerze mówiąc, Kaoru sam sobie zawinił tym zniknięciem. Dzięki temu, że postanowił się od niej odseparować, Krukon miał pełne pole działania. Czy właśnie o to mu chodziło? - Przepraszam – Powiedziała ze łzami w oczach. – przepraszam, przepraszam… przepraszam… - powtarzała to wiele razy unosząc głowę. Nie chciała znowu płakać. Nie chciała okazywać więcej słabości. Zresztą ten płacz, który przed chwilą ją zaatakował wykończył ją i jest bardzo zmęczona. Gdy chłopak wspomniał o nagabywaniu, ona odwróciła wzrok i wydukała z siebie jedynie ciche ‘eeee’. Po czym przegryzła wargę zakłopotana. - Tak właściwie, to uczę go sztuki, a on w zamian uczy mnie gry na skrzypcach. Corin… chciała, żebym przyszła na piżama party więc mnie zaprosił i poszłam z nim. Dlatego, że nie mogłam cię nigdzie znaleźć… a chciałam cię wziąć. Emmmm w momencie gdy cię szukałam porwał mnie na wieże. To tak w dużym skrócie… - powiedziała, a raczej wystrzeliwała słowami jak z karabinu maszynowego. Kiedy skończyła spojrzała na niego zakłopotana. Usiadła miała napuchnięte oczy od płaczu. Chciało jej się bardzo spać…
cierpię na bezwenie więc pewnie będzie beznadziejnie :(
Cóż...melodia płynęła prosto z jego serca. Może to właśnie dlatego trafiła do Lilly. Bo ono należało do niej. Praktycznie od zawsze. Nie grał jej tego wcześniej na pewno, nauczył się brzdąkania na skrzypcach stosunkowo niedawno. Ale ta muzyka była całym nim. A jego znała. Kaoru też nie wiedział. Z jednej strony chciał ją zobaczyć, a z drugiej chciał to wszystko na spokojnie przemyśleć, był owymi czasy strasznie rozdarty wewnętrznie. Sam nie mógł się zdecydować kogo obwiniać o to wszystko. Dlatego jej unikał, żeby pozbierać myśli. Ale kochał ją, nie znudziłby się nią i...miał w tym tygodniu wiele różnych myśli, ale nigdy by jej nie zostawił. Nie z takiego powodu. Z żadnego by tego nie zrobił. Nawet jakby go zraniła, nawet jakby go...nie wiem, pobiła, zdradziła, zabiła mu sowę, ciotkę, kuzynkę, Alicję, czy kogokolwiek innego, on nigdy by jej nie rzucił i nadal ją kochał. Także czuł wielki ból i załamanie. Przez całą sytuację, przez Ikuto, przez tą imprezę w dniu świętego Patryka...Ale to już nie było ważne. Była tutaj i mógł ją przytulić. Nawet gdy płakała wyglądała ślicznie, a on był szczęśliwy, że może ją pocieszyć. Teraz już było dobrze. Opowiadał jej to wszystko praktycznie nie okazując żadnych emocji, choć gdy mówił o Krukonie zadrżał ze zdenerwowania. Najchętniej by tego gościa w ogóle zabił. Nie miał z nim wiele do czynienia, tylko w tamtej feralnej bibliotece (chyba już zawsze to miejsce będzie mu się z tym kojarzyło, a szkoda, kochał tam przebywać), ale wiedział, że będą z nim problemy. I nigdy, powtarzam NIGDY, nie miał wobec nikogo tak negatywnych uczuć. Tsukiyomi i po co to wszystko? Odpuść sobie, bo i tak ci się nie uda. (zastanawiam się czy są to myśli Kaoru czy moje...nasze?) Skończył swoją historię, a Lilly spojrzała na niego zdezorientowana. Uśmiechnął się smutno. -Hai...- jak zwykle gdy się denerwował, albo rządziły nim silne emocje wplątywał słowa w ojczystym języku do mowy po angielsku. Gdy się odsunęła smutna ponownie przyciągnął ją do siebie i mocno objął wtulając nos w jej włosy, które jak zwykle pachniały arbuzem i jeszcze czymś. - Nie przejmuj się tym, to już było dawno...znaczy, nie aż tak bardzo, ale to nieważne...Już nieważne, już wszystko dobrze. - chciał by wiedziała, że nie ma do niej o to żalu. Ważne, że to już wszystko za nimi. (Teraz będzie tylko gorzej, bo mamy kogoś do unicestwienia, ale Kaoru jeszcze o tym nie wie, więc go nie dobijajmy na razie). No cóż, po pijaku robi sie różne rzeczy. Gorzej by było jakby się z nim przespała na przykład. Dobrze, że Lilly nie wyraziła swojego zdania na temat Krukona. Puchonowi by się to nie spodobało. Ale do niej żalu by nie miał za to. Dziewczyna była miła i lubiła prawie wszystkich, mogła nawet takiego dupka, jeśli tylko on zachowywał się wobec niej w porządku. To do Ikuto by skierował swe pretensje. Że wykorzystał jej naiwność i ufność, żeby go polubiła i żeby się do niej zbliżyć. Ale z drugiej strony gdyby wyraziła swe zdanie to wtedy mógłby ją uświadomić jak bardzo się myli. A myliła się strasznie. Kaoru również nie mógłby powiedzieć wiele o tym chłopaku, ale tyle co wiedział mu wystarczyło. Tsukiyomi był podły i niebezpieczny. Nie wiadomo co zrobi by "zdobyć" to na czym mu zależy. Czyli jego Lilly. Będą z nim problemy, nawet jak nie będą tego chcieli, same przyjdą, nawet jeśli oboje więcej go nie spotkają. A on już zniszczył im życie. Mimo, że na razie jeszcze nie aż tak bardzo. Zdawał sobie sprawę, że może nie wyjść na dobre to zniknięcie. W sumie sam nie wiedział co o tym myśleć. Oczywiście, nie wątpił w to, że Ikuto będzie chciał prędzej czy później spotkać Lilly, czy też ją porwać. Ale...nie wiedział tylko, że Lilly nie pamiętała go ze spotkania w bibliotece i myślał, że Gryfonka sama go odrzuci po tym co się stało. A pewnie zrobiłaby to gdyby pamiętała. Gdyby przewidział co się stanie jak na kilka dni zniknie to pewnie by tego nie zrobił. W sumie to było trochę masochistyczne z jego strony, bo doprowadził do czegoś czego z całego serca nie chciał. Ale największa w tym względzie należy do autorki tego posta, która chciała mieć wątek po piżama party i wątku na wieży, co i tak nie ma miejsca, ale dłuższe czekanie nie miało sensu. Także niech Lilly nie obwinia Kaoru, bo to przeze mnie, o. A Ikuto to to prostu wykorzystał. Gdy dziewczyna zaczęła płakać przytulił ją jeszcze mocniej i znowu zaczął powtarzać, że wzystko jest w porządku i żeby się nie martwiła. Widząc jej zakłopotanie gdy spytał czy Krukon jej nie nagabuje od razu się zaniepokoił i spojrzał na nią uważnie lekko poluźniając uścisk. Wysłuchał całej jej odpowiedzi do końca. Z każdym słowem stawał się coraz bardziej spięty. A więc to tak. Nie miał jej to za złe. Chyba i jeszcze nie. Nie pamiętała co Krukon jej zrobił, więc nie mogła się odnosić do niego tak jak powinna. Wykorzystał jej dziecięcą ufność i to, że dla każdego jest miła, po prostu to wykorzystał aby się do niej zbliżyć. Kaoru zrozumiał teraz swój błąd. Nie powinien jej opuszczać ani na sekundę. Teraz, gdy pojawił się Ikuto, powinien jej pilnować, w końcu była jego skarbem, który Tsukiyomi chciał odebrać. A już sprawił by mu zaufała i prawdopodobnie polubiła. A niech go...Trzeba temu zapobiec. Puchon wiedział już co ma zrobić i powiedzieć, ale jeszcze nie wiedział jak. Na razie chciał poznać szczegóły. Matsumoto nawet nie zauważył, że puscił Lilly i że siedzi z napiętym wyrazem twarzy i zaciśniętymi pięściami. Z trudem rozluźnił się i spojrzał na Gryfonkę z lekkim uśmiechem i przytulił ją lekko. -Przepraszam. To chyba moja wina...nie powinienem...-nawet nie wiecie jaki był wściekły. Na siebie, na Ikuto...Ugh. -Opowiesz mi wszystko co się działo dokładnie? - wbił w dziewczynę zaciekawione spojrzenie. Zanim zacznie działać musi się dowiedzieć jak to wszystko wyglądało, żeby wiedzieć jakie środki zastosować i jak to wszystko ująć. Biedny Kaoru..
/ miałam ująć w tym poście więcej, ale nie wiedziałam jak i nie mam weny bo wcześnie jest, więc bd w następnym poście xd
Właśnie teraz wszystko się zaczęło, te największe problemy. Była załamana, naprawdę była załamana tym wszystkim co się wokół niej działo. Zawsze chciała mieć wielbicieli, ale nie wiedziała, że wtedy to wszystko będzie się tak komplikować! Wolałaby, być starą panną, która nie posiada nic, a żyje bez problemów. Bynajmniej jakby umarła to byłaby pochowana w białym odzieniu. Właśnie, wiem co dopisać do testamentu Lillyanne. Panna Sangrienta odsunęła się od chłopaka i odwróciła twarz, w oczach nadal miała łzy, ale teraz czas na to by ona coś powiedziała. On się wytłumaczył teraz ona musi mu przedstawić swoje wyrzuty… Powinno być na odwrót, ale nie ważne. - Baka… - zaczęła szeptem. – Nienawidzę Cię najnormalniej w świecie Cię nienawidzę!! – krzyknęła. Całe jej ciało trzęsło się z nadmiaru emocji, które nią ogarnęły. – Myślałam… Ja naprawdę myślałam, że mnie już nie chcesz! – po jej policzkach ponownie zaczęły płynąć łzy, które szybko otarła. Spojrzała na niego zaszklonym wzrokiem mówiąc dalej. – Myślałam, że się mną już znudziłeś, że masz mnie dosyć. Myślałam, że znikasz, tak jak ostatni chłopak to zrobił!* – to było silne uderzenie. Nie dla chłopaka, a dla niej. Nagle pod wpływem tych wszystkich emocji, przybyło do niej kolejne wspomnienie, która zadało silny ból. Stała prosto do momentu, kiedy nie skończyła wypowiadać tych słów. Zachwiała się i oparła o pierwszą lepszą rzecz. Przed oczami pojawiały się obrazy, które były dla niej niezrozumiałe. Kiedy zniknęły wszystko się rozmazywało, było niewyraźnie. Każdy najmniejszy ruch przyprawiał ją o ból głowy. W oczach ponownie pojawiły się łzy jednak nie pozwoliła im wypłynąć. Spojrzała na Kaoru i westchnęła. Dlaczego w takich momentach przywracają się jej wspomnienia? Czyżby jej życie było pasmem porażek, których nie potrafi zdzierżyć? Kiedy chłopak chciał, by opowiedziała mu wszystko dokładnie siedziała w milczeniu. Co ona mu powiedzieć? Przecież, skoro on tak nienawidzi chłopaka, to ją też może zacząć nienawidzić, za to, że w ogóle się z nim zadawała. Chociaż nie powinno tak być. Odsunęła się od niego i odwróciła wzrok. Nie chciała teraz na niego patrzeć. Od czego ma zacząć? No cóż. - Piżama party u Corin – zaczęła od mniej szokującej wersji. – poszłam tam, tylko dlatego, żeby zrobić przyjemność Cornelii, chciałam iść z tobą, ale nie dawałeś znaku życia. Ikuto mnie zaprosił. Jej słowa były ciężkie, a zarazem znikające po pierwszej literce. Bardzo trudno było zrozumieć jakiekolwiek słowa, które wypowiadała w stronę muru.
*Wykombinowałam, z Corin, że Izu w dzieciństwie był chłopakiem, którego bardzo lubiłam, ale mnie bardzo dotkliwie zranił, a to, że ty mój Kao, jesteś ze mą zawsze musisz o tym wiedzieć, że ta sytuacja była dla mnie bolesna.
Właśnie. Faceci to tylko problemy. Lepiej żeby ich nie było. To wszystko stało się zbyt skomplikowane. Najgorszy jest właśnie ten paradoks, że to przeze mnie wszystko. Ta myśl mnie po prostu dobija. Spojrzał na nią gdy się odsunęła. Gdy kolejne słowa wychodziły z jej ust robiło mu się coraz bardziej głupio i smutno. Wiedział, że to jego wina, że tak myślała. Jak mógł być tak głupi?! (szczerze mówiąc to nawet nie jest moja wina xD Jakby Ikuto nie zaczął z tobą od razu wątku to byśmy my go od razu miały :3 ) To było dla niego ciosem. To, że porównała go do jego, za przeproszeniem, kuzyna. Daleki, bo daleki ale jednak. Świetna rodzina, naprawdę. Tamte wakacje były wprost cudowne. Nienawidził go od tamtego czasu. Najpierw rozkochał w sobie jego małą Lilkę, a potem wyjechał, nawet nic nie mówiąc. Po prostu uciekł. Ale...przecież straciła pamięć! Czyżby kolejne wspomnienie? Podniósł wzrok. Wyglądała kiepsko, jakby coś ją przytłaczało. Spojrzał na nią ze współczuciem pomieszanym ze smutkiem. To, że krzyczała...dobiło go, nie powinna krzyczeć. Ale nie dlatego, że na niego. Tak po prostu, krzyk odbiera siły, a ona i tak miała ich mało. - Prze...przepraszam...nie chciałem...ja mialbym cię nie chcieć...ja? - zachichotał cicho, bo zabrzmiało to śmiesznie. On, który kocha ją całym sercem już od tak dawna miałby jej nie chcieć? - Lilly...pamiętasz co ci obiecałem? Nigdy cię nie zostawię. Nigdy. I nigdy nie zniknę. Po prostu potrzebowałem...już sam nie wiem. Wybacz mi proszę. - skończył smutno zerkając w jej stronę kątem oka. Jej nigdy by nie znienawidził. Jak już kiedyś wspomniałam, nie miałby jej za złe nawet gdyby go zdradziła, zabiła jego rodzinę, czy nie wiem co jeszcze. On nigdy nie winiłby jej. Miłość, którą ją darzył była za silna. A Ikuto nienawidził z całego serca. Bo ten chciał mu odebrać wszystko co posiadał. Ją. To nie była walka między dwoma zazdrosnymi eeeee...kogutami. Kaoru nie chciał o nią walczyć. Ale też nie chciał pozwolić Krukonowi na to co chciał zrobić. Wydawało się, że tamten chłopak jest zdolny do wszystkiego i trzeba się go obawiać. Gdy odwróciła wzrok zrozumiał, że niepotrzebnie pytał. Nie chciał jej zdezorientować, czy zdenerwować. Ale chciał się dowiedzieć wszystkiego, choćby nie wiem co to było. Słuchał tego co mówiła. Ale kompletnie nie czuł żadnej nienawiści czy złości. Nawet to rozumiał. Wiedział, że Corin przyjaźni się z tym tam i że nie lubi jego. To logiczne, że to zagranie było specjalne. Ale on też się do tego przyczynił znikając...Ech, lepiej niech już o tym nie myśli. Teraz jest już wszystko dobrze. I tak ma być. Uśmiechnął się lekko do jej pleców czekając aż się odwróci. Niech zbierze myśli i się uspokoi. Ta sytuacja dla nich obojgu była stresująca. Jednak Puchon wyczuł, że to chyba jeszcze nie wszystko, ale nie nalegał. Jeśli będzie chciała to sama mu to opowie. Dlatego cały czas na nią ze spokojem patrzył.
/ ech, znowu nie miałam weny dzisiaj i napisałam głupoty :( jak będzie coś nie po mysli Lillce, to nie do Kakao a do mnie pretensje jakby co <3
Lillyanne musiała się wykrzyczeć, musiała zrobić coś co da upust jej emocjom, a nie uderzy go przecież, on nie jest masochistą, nie może go dręczyć, bo jej nudno… a szkoda. Opierała się o ścianę wykończona, to było okropnie męczące. Zamknęła oczy i mówiła dalej o tym co działo się na imprezie u Cornelii. Ta przerwa była po to, żeby mogła przypomnieć sobie co się wtedy stało. Nie spoglądała na niego, bo bała się jego reakcji. Zwłaszcza na to co dopiero powie o ile to powie… - Na tej imprezie graliśmy tylko w butelkę na pytania i nic więcej. Było nudno, jak na każdej imprezie, nic się nie działo. – wydukała wstając i chodząc po korytarzu tam i powrotem. Nie mogła wysiedzieć na miejscu. - A co do spotkania w wieży… - zatrzymała się przegryzając wargę. Chwila prawdy, da radę mu to powiedzieć? To będzie trudne, ale może się uda. - Porwał mnie kiedy ciebie szukałam. Siedziałam z nim jedząc spaghetti i… - zatrzymała się. W jej oczach pojawiły się łzy, którym nie pozwoliła wypłynąć. – i rozmawiając… Czuła się samotna, przez ten czas, kiedy Kaoru zniknął bez śladu, tą pustkę wypełniał jej Krukon, tą pustkę chciał wypełnić czymś więcej. Westchnęła spoglądają przed siebie. Nie da rady mu o tym powiedzieć, chociaż nie ma się czym chwalić, a na sumieniu nie miała nic. - A ty? – spytała nie spoglądając na niego. Widać było, że to nie było wszystko. – Co ty robiłeś przez ten czas?
Oczywiście. Powstrzymywanie emocji jest złe, najlepiej wyraźnie pokazywać co się czuje bez żadnych niedomówień. A co do uderzenia...myślę, że by się na nią nie pogniewał za to. Obserwował jej kroki kiedy wstała, bardzo uważnie jej wysłuchując. Odetchnął z ulgą słysząc, że nic takiego na tej imprezie się nie działo. Spodziewał się, że będzie gorzej. Kto wie, na imprezie robi się różne rzeczy. Nie żeby ją o nie podejrzewał oczywiście. - Porwał cię? Znowu? A to....-Kaoru aż się wzdrygnął. Gdyby nie ten Krukon to zapewne jakoś by się odnaleźli wcześniej. No pewnie, jego plan. Który zapewne brzmiał "Odseparować Lilly od tego idioty Puchona". - Ale nic to. Słuchał dalej już trochę spokojniejszy. Zauważył jej zakłopotanie. Od razu w jego głowie zapaliła się czerwona lampka. Coś było nie tak. Nie powiedziała mu wszystkiego. On także czuł się samotny. Było mu tak głupio, że zniknął. Nie wysłał nawet głupiej sowy. A to wszystko przez te emocje. Bał się, że go poniosą, chciał nabrać dystansu. A Ikuto to wykorzystał by zbliżyć się do Lilly. I mu się udało. Cholernie mu się udało. Trzeba będzie ponieść temu kres. Nie mogło być tak, że Krukon wykorzystuje każdą chwilę gdy go przy niej nie ma, o nie. Trzeba to jakoś załatwić. Ale jeszcze nie wiedział jak. Kochał Lills i ufał jej bezgranicznie, ale nie jemu. Wystarczy już ten tydzień, który im obojgu przysporzył cierpień. I taki nigdy już się nie powtórzy. Gdy wbiła wzrok przed siebie widać było, że boi się i że nie jest w stanie czegoś powiedzieć. Ani razu też na niego nie spojrzała. A to było alarmujące. Kaoru stał się strasznie zaniepokojony. Co było takiego, że nie chciała mu powiedzieć? Przecież mieli mówić sobie wszystko, choćby nie wiem co. Z głośno bijącym sercem i suchością w ustach podszedł do dziewczyny. Na odwrócenie tematu tylko pokręcił nieznacznie głową. To co on robił nie było ważne. -Jaaaa? Myślałem. Siedziałem i myślałem. Ummmm...Lilly? - stanął przed nią i przyciągnął jej spojrzenie swoim. - Co jeszcze? - potrzebował dowiedzieć się wszystkiego. Szczególnie teraz gdy domyślał się, że stało się tam coś o czym nie jest w stanie powiedzieć sama. Lilly...wiedz, że cokolwiek powiesz, nie będę mógł się na ciebie złościć....Nie ja....nigdy....
Kiedy powtórzył to co powiedziała zaśmiała się zakłopotana. Dla niej nie było to kłopotliwe, bynajmniej jej ciało zaczęło się uodporniać na uderzenia w punkty witalne, co będzie dla niej idealnym treningiem. Nie mogła mu powiedzieć, a nawet jakby chciała to już zrobić, to musiała by się nieźle przygotować do tego stresu. Przecież to nie jest nic prostego, bo co mu powie? Tak odwróci się do niego i powie: „Kaoru, moje kochanie najdroższe prawie przespałam się z Ikuto, bo wypiłam za dużo, ale nie martw się do niczego nie doszło, bo twoja dziewczyna jest silna.” W tym momencie powinna się wyszczerzyć i zacząć głośno śmiać, jak to jest w Anime… NIE!! Dziewczyna złapała się za głowę próbując wyrzucić sobie to z głowy, zanim sobie do wyobrazi, ale w końcu pojawił się jej obraz w głowie i prawie wybuchła śmiechem. Odwróciła się do Kao i położyła dłonie na jego torsie. Trzęsła się, czyżby przygotowywała się do płaczu? Jej głowa była spuszczona. Podniosła twarz, a w oczach miała łezki, jednak wyraz twarzy mówił co innego, że wybuchnie zaraz śmiechem. Powstrzymywała się jak mogła, żeby tego nie zrobić i udało się po dłuższych męczarniach. Nie zwróciła nawet uwagi na to, że chciał się dowiedzieć co się stało. Była rozchwiana emocjonalnie przeskakiwała ze skrajności w skrajność. - Przepraszam… Pozwól, że się uspokoję. – wzięła kilka wdechów i wydechów i spoważniała. – Na wieży… upiłam się, bo byłam zła no i… tak jakby… - wydukała niepewnie. Nie chciała go okłamywać. – Co byś zrobił gdybym przespała się z Ikuto? – spytała jednoznacznie. To mogło mówić jedno, a ona nie przewidziała, że tak to zabrzmi. Jednak opamiętała się. – Ale nie! Nie o to mi chodziło! No bo! No ano! Do niczego nie doszło, nie pozwoliłam mu na nic! Ja eee! PRZEPRASZAM! – krzyknęła ze łzami w oczach.
Trening treningiem, ale naszemu Puchonowi to się średnio spodobało. No bo jak śmiał ją porywać, ej. ZNOWU. Tego już kurczę za wiele no. Facet sobie zdecydowanie za dużo pozwala. W tym względzie jestem z Kaoru zgodna, o. Wiedział, że ma mu coś jeszcze do powiedzenia. Jak to już kiedyś zostało zauważane przy nim nie mogła udawać. Dlatego uważnie spoglądał na nią i czekał. Nie nalegał. Musiało to być dla niej trudne do powiedzenia, widać było jak się waha. On pewnie odpowiedziałby "A tam, nic się nie stało. Chodź się całować." No...albo coś w tym stylu. To by było dziwne. Sama nie wiem jak bym zareagowała na jego miejscu, albo jak powiedziałabym coś takiego swojemu chłopakowi. Zapewne wcale, zbyt wielki tchórz ze mnie. Obserwował kątem oka co też ta Lilly wyprawia. Najpierw złapała się za głowę, potem wybuchnęła śmiechem, bo coś jej powstrzymywanie go nie wyszło, a potem odwróciła się w końcu do niego. Miała łzy w oczach, a jednocześnie wyglądała na rozbawioną. Położył swoje dłonie na jej i czekał, aż się uspokoi. Sam się uśmiechał lekko. Ach ta Lilly...Wsłuchał się w brzmienie jej oddechu i...-Hmmmm....co bym zrobił jakbyś przespała się z Ikuto...hmmm...najpierw pewnie zabiłbym gnoja (o, skoro tak mówi to już widać, że jest zdenerwowany), a potem....- mówił swobodnie, bo nie dotarły do niego jej słowa. Wtem...PUF! Zdał sobie sprawę z tego co powiedziała. Odsunął się gwałtownie. - ŻE COOO?! - nie nie krzyczał. Nawet nie podniósł głosu. Ale słychać było jaki jest zdenerwowany. Że ona i Ikuto...że oni...że....że....CO?! Kaoru, spokojnie. Oddychaj głęboko, rozluźnij pięści, opanuj emocje...no cóż. Wysłuchał dalszej wypowiedzi dziewczyny. - Byłaś pijana...do niczego nie doszło...byłaś pijana....- powtarzał głucho chodząc w tą i z powrotem. Nie mógł ustać w miejscu. Przypomniał sobie sytuację w Tęczowym. Wtedy też była pijana i Ikuto wykorzystał to by ją porwać i całować...wykorzystał....wykorzystał...TAK! ON CHCIAŁ JĄ WYKORZYSTAĆ! Dlatego dał jej alkohol bo zdążył się zorientować, że Lilly szybko wtedy traci hamulce. Ale najważniejsze, że nic się nie stało. ALE MOGLO. Oczywiście nie był na nią zły, skąd. To była tylko i wyłącznie wina tego...uh, aż mnie skręca jak mam napisać jego imię...Ikuto. Podszedł do niej szybko i ją przytulił wycierając z jej oczu łezki. - Cichutko. To nie twoja wina. Tylko i wyłącznie jego. Uch..zabiję, po prostu zabiję. To się nie mieści w głowie. - Chciał ją wykorzystać. A nie protestował gdy przerwała, gdyż pewnie nie chciał jej do siebie zarazić nagabywaniem i nie nalegając wiedział, że dziewczyna będzie miała do niego pozytywny stosunek nadal. Ale naprawdę teraz przesadził. I Kaoru nie przejdzie z tym, ot tak, do porządku dziennego. O nie. Podjął pewną decyzję. Złapał Lilly za ręce i odsunął się trochę od niej. Spojrzał w jej oczy spokojnie i uśmiechnął się lekko. Chciał żeby go dobrze zrozumiała. - Konomashii...słuchaj. Ikuto cię kocha. I chce mi cię odebrać. Chce się mnie pozbyć, najprawdopodobniej będzie robił wszystko, żebyś się ze mną nie spotykała, tylko z nim. Chyba też spróbuje ci mnie oszpecić i oczernić w twoich oczach. Spodziewam się po nim wszystkiego. Nie ufam mu. Może być niebezpieczny. A na dodatek chciał cię wykorzystać. Boję się o ciebie. Nie wiadomo co mu jeszcze przyjdzie do głowy. Uparciuch z niego. - skąd Kaoru to wszystko wiedział? Nie trzeba było być specjalnie mądrym by odgadnąć jego zamiary. - Nie zabronię ci się z nim spotykać, nie mam takiego prawa, wiem. Ale obawiam się tego co on może nam zrobić, żeby dojść do upragnionego celu. Możemy się po nim spodziewać wszystkiego, jest nieprzewidywalny. Już teraz skorzystał z tego, że jesteś taka kochana i miła, by się do ciebie zbliżyć. I obawiam się, że to najłagodniejsza część jego planu. Dalej może postępować jeszcze mniej fair. Dlatego...lepiej by było jakbyś...hmmmmm....ograniczyła kontakty z nim. Lepiej dla ciebie. I dla naszego związku, który on za wszelką cenę chce zniszczyć. Już sam nie wiem...Hm? - spojrzał na nią pytającym wzrokiem. Chciał wiedzieć jak ona to odbiera i żeby nie odebrała tego niewłaściwie. On chciał dla niej jak najlepiej. Chciał tylko żyć szczęśliwie bez żadnych problemów z głupkami, którzy pragną odbić mu dziewczynę.Żyć beztrosko i radośnie z nią, tak jak dawniej, w dzieciństwie, tyle że jeszcze lepiej. Czy to tak dużo? Czy nie mieli prawa do niezakłóconego przez jakiegoś tam Krukona szczęścia?
/ kurczę, nie wiem czy udało mi się dobrze to napisać. Obawiam się, że nie ujęłam tego tak jak powinnam i zostanie źle zrozumiane przez nią T.T
Co mam powiedzieć. Na początku zdziwiła się, że tak lekko go przyjął, ale to utwierdziło ją w tym, że nie spodziewał się tego. Posmutniała widząc, jak bardzo go zdenerwowała tym co powiedziała. - Przepraszam… - wydukała zmieszana. Co miała zrobić? Powstrzymała go, powinien być… chociaż trochę dumny z niej, że udało się jej powstrzymać. Wystarczająco nazmyślała z niektórymi rzeczami, wolała się bardziej nie wkopywać w to bagno. Nic już nie mówiła siedziała cicho smutna. - On nie chciał mnie wykorzystać! – wyskoczyła nagle zdenerwowana. Nie wiedziała dlaczego, ale musiała to powiedzieć. – Gdyby chciał to zrobić to zrobiłby to nie zważając na to, czy ja się zgadzam, czy nie! Chciał tego, ale tylko i wyłącznie za moją zgodą! On nie chce mi zrobić krzywdy. – powiedziała niezadowolona. Nie rozumiała tego. Może i był w niej zakochany, może kochał ją tak samo jak Kaoru, ale nie chciał jej skrzywdzić, a wiedziałaby, że gdyby zrobił coś Kaoru to i by ją skrzywdził, a pewnie przewidywał taką sytuację. To wszystko było dla niej zbyt trudne. Dla dziewczyny, która myśli jak dziecko, której światopogląd, bardzo przypomina ten co dziecka. To było za dużo.
Nie spodziewał się takiego czegoś. No już prędzej spodziewał się, że zostanie ponownie przyjęty do swojej rodziny niż takiego czegoś. Dlatego na początku nie przyjął jej słów. Dopiero potem do niego dotarły. No i się zdenerwował. Ktoś się dziwi? Ja nie. Wręcz dziwi mnie to, że nie poszedł i od razu nie zabił Ikuto, bo ja bym tak zrobiła. No bo ej. Porwał JEGO dziewczynę, jego Lilly, która była mu droższa jak nic innego na świecie, którą znał już od małego, którą kochał od tylu lat...A on tak po prostu chce mu ją zabrać! I wykorzystuje to, że dziewczyna jest ufna i naiwna jak dziecko. A to już jest bardziej nie fair. I oczywiście, że był z niej dumny! Jakby jednak coś doszło to nie wiem co by zrobił. Sobie, jemu...jej pewnie nie. Dlatego właśnie podjął ten temat. Nie mógł pozwolić żeby to zaszło za daleko czytając wątek na balu, ja widzę, że zaszło. Ale on nic o tym na szczęście nie wie. . Mówiąc cały czas na nią patrzył. To było trudne. Potem gdy skończył...Zaczęła bronić Ikuto. To go ubodło najbardziej. Powoli zaczynała coraz bardziej wierzyć Krukonowi i mu ufać. Skrajne zdenerwowanie na tego chłopaka (ja bym to nazwała wkurwieniem, ale nie mogę, bo Kaoru zazwyczaj nie przeklina) mieszało się ze smutkiem. Tsukiyomi nie kochał jej tak samo jak Puchon. Według mnie to co Ikuto do niej czuje to pożądanie. A chce ją zdobyć z czystej chęci rywalizacji, nie stosując się do żadnych moralnych zasad. A Kakao...jego uczucia nie da się opisać wprost. To, że ją kochał można było powiedzieć kilka lat temu, gdy dopiero zaczął to czuć. Dziś było to tak ogromne, ze nawet ja, autorka, nie wiem jak to nazwać. Dlatego się bał. Bał, że Krukon może być w stanie zniszczyć to wszystko. Zniszczyć mu życie. Wiecie jakie to koszmarne uczucie? Gdy skończyła mówić podniósł wzrok. Smutny wzrok z iskierkami zdenerwowania. - Nie chodziło mi o wykorzystanie w sensie...gwałtu. Chciał skorzystać z tego, że jesteś pijana. A to, że przerwał...To jasne. Nie chciał żebyś się do niego zraziła i straciła do niego zaufanie. Żeby mógł spokojnie działać dalej. - przynajmniej tak to odebraliśmy. I jestem prawie pewna, że mamy rację. - Ciebie może i nie chce, bo cię kocha...- dodał jeszcze trochę ciszej. Nie wiedział jak to wszystko zinterpretować, nie wiedział co ma powiedzieć, by ją przekonać...Ale w pewnej chwili zdał sobie sprawę, że chyba się nie da. Ona polubiła tego debila, i chcąc nie chcąc, dała mu wolną rękę do działania. Kaoru to rozumiał. Dziewczyna była zbyt radosna, zbyt przyjacielska i za bardzo miała umysł i myślenie dziecka, żeby wyczuć w tym intrygę. Rozumiał, ale za cholerę nie chciał się z tym pogodzić. - Ty nic nie rozumiesz...-wydukał jeszcze smutny i skierował się z powrotem na murek by na nim usiąść. To wszystko go przytłaczało, było za trudne. A wszystko przez jedną, głupią imprezę...
Lillyanne stała na krużgankach rozbita emocjonalnie. Co się stało? Sama nie wiedziała. Wszystko się mieszało i burzyło. Dlaczego życie jest takie skomplikowane? Nie wiem. Dlaczego pojawia się coraz więcej pytań, a odpowiedzi jak nie było, tak nie ma, to najgorsze co może, co mogło być. Jeszcze te uczucia. Chce jej się śmiać, chce jej się płakać, chce jej się wrzeszczeć… w jednej chwili miała ochotę wziąć nóż i uderzyć nim sobie w głowę. To wszystko nie ma najmniejszego sensu! Nigdy nie miało. Ta rywalizacja się nie skończy, dopóki oni nie rozwiążą tego między sobą. Muszą coś zrobić, żeby to przerwać. Jeżeli chce wygrać, muszą stoczyć jakąś walkę. No bo co mają zrobić? Kaoru pozwoli, by nadal chłopak nadużywał swojej inteligencji, by przeciągać dziewczynę na swoją stronę? A może to on będzie oczerniał go w jej oczach, by przeszła do niego? To jest podłe, nie tylko ze strony Kao, ale i Ikuto. Rywalizacja, to jest czysta rywalizacja! Lilka jest liną, a oni stoją po obu jej końcach, silniejszy przeciągnie linę na swoją stronę, słabszy uderzy w błoto i będzie musiał odejść, bądź dalej próbować. To jest okropne! Ona może i również nie była fair, ale co miała zrobić, gdy pomiędzy sobą miała dwóch mężczyzn, którzy ją kochali. Może inaczej, by się to skończyło, gdyby nie widziała, że Ikuto ją kocha. Tak to boi się go zranić, boi się, że będzie musiał cierpieć przez jej głupie błędy. Jakim błędem? Na przykład, spotykają się w trójkę, bo Gryffonka chce spędzać czas z obojgiem. Oni się nie lubią, ale to nie ważne. Kaoru okazuje w tym czasie uwielbienie i wielką miłość… to musi zaboleć. Ale teraz wie i przez to czuję się beznadziejnie. Słowa Puchona były bolesne. Tak nie rozumiała nic! Trafiłeś w sedno! Milczała, jedyne co mogła zrobić to go przeprosić… Nie ma siły na nic innego. - Kaoru… - w jej oczach tliły się łzy, ale nie płakała. Nie miała powodu, chyba. – przepraszam…. – uśmiechnęła się, to był uśmiech wypełniony bólem. – ktoś kto nie wie co to miłość, nie wie jak kochać… - przegryzła wargi i zacisnęła pięści. Powiedziałabym w tej chwili TRANSFORMATION. Jej oczy stały się puste, a głos bez jakiegokolwiek wyrazu. Krużganki, że na nią wpływają, przypominając jej spotkanie z Sebastianiem. Powtórka z rozrywki? Nie chciałam, by Kao znał pustą, złą stronę Lilly, ale ona nie wie co ma robić, a to samo zaczęło się rozwijać, samo zaczęło przychodzić. – jestem beznadziejną dziewczyną… - dodała na koniec i podeszła do niego. Usiała obok na murku i oparła głowę na jego torsie. Nie przytuliła go, nie zaczęła płakać. Ślepo wpatrywała się w jego tors z bliska.
Kaoru już sam nie wiedział jak ma postąpić i co mówić. Cały czas przeklinał tą cholerną imprezę i że nie poszli z niej wcześniej tak jak na początku chciała. Koszmarny dzień skończył się wtedy jeszcze gorzej. Ta zadyma w bibliotece, to że został myszą, że ten cały Ikuto zabrał gdzieś Lilly...po prostu nie do przyjęcia. Wiele razem przeszli w przeszłości, ich historia była radosna, ale źle się skończyła. Teraz mieli szansę na happy end. Chciał nadrobić te wszystkie stracone lata, żyć szczęśliwie...ale nie mógł. Bo zjawił się ktoś kto chciał to wszystko spierdolić, nie rozumiejąc jaką krzywdę im wyrządza, jaką krzywdę wyrządza Kaoru. Dziewczyna była mu potrzebna do życia bardziej niczym powietrze. Jest sens walczyć o powietrze? Chociaż to chyba zły przykład, bo każdy oddycha tym samym...Walka o Lilly wydała mu się kompletnie bezsensowna, już tyle się wycierpiał nie będąc z nią, nie mając jej przy sobie. Teraz chciał żyć szczęśliwie. A nie mógł. Więc ta wojna to było jedyne wyjście. Nie myślał o tym, że Krukon jest starszy, że jest studentem, że zna karate...dla Lilly był zdolny do ukazania ogromnych pokładów siły. Ale to nie tylko o nią tu chodzi. Nie chciał się bić. Nie chciał postępować nie fair. Chciał tylko jednego. Żeby tamten zostawił jego dziewczynę. Tyle pięknych kobiet w Hogwarcie, a ten uwziął się akurat na Lill. Dlaczego ja się pytam? Dlaczego? Czy tym Japończykom nie dane jest być szczęśliwymi razem po tylu latach rozłąki? Kaoru wierzył, że sobie poradzi. Nie wiedział jak, ale mu się uda. Nie zrezygnuje z niej. Nie teraz. Gdy ponownie zjawiła się w jego życiu nie pozwoli jej, ot tak, sobie odebrać. O nie. Nie miał żadnych wątpliwości, że w końcu pozbędzie się tego ch...Ikuto znaczy się. A na to, że autorka zaczyna wątpić nie zwracajmy uwagi. Tak więc postanowione. To jest wojna. Wygrywają najlepsi i najbardziej zdeterminowani. Kaoru nie chciał walczyć...Walka o dziewczynę...ale musiał. Nie zniesie dłużej tego, że Krukon się koło niej kręci i czyha na każdy jego błąd i potknięcie by się do niej zbliżyć. Trzeba to jakoś rozwiązać. Ale nie za pomocą siły, to poniżej jego godności żeby znowu się bić. Dyplomacja i rozmowa. Tak. No chyba że tamten będzie się stawiał, albo zacznie. Ubodło go to, że Lilly najwyraźniej tego dupka broniła i nie chciała przestać się z nim widywać, ale i bez tego sobie poradzą. Muszą. Kaoru już nie kontrolował tego co mówi. Złość i cała frustracja oraz ból wylewały mu się praktycznie uszami i nie mógł nic na to poradzić. Dla niego to było proste. Ikuto ją kochał, a żeby się odczepił trzeba było od niego się odizolować i pokazać mu, że ich związek jest silny i że się kochają i że nie ma żadnych szans. To był jedyny mogący odnieść skutki sposób. Ale wiedział, że Lilly by tak nie mogła. Każdego lubiła i szanowała, dla każdego była miła, nie traktowała nikogo gorzej. Jak dziecko, ufna i naiwne wierzące każdemu. To było zarazem jej wadą jak i urokiem. Nie rozumiała tej ich rywalizacji. Wiedział, że nie rozumiała już to stwierdzając. Ja też nie rozumiem. To jest chore. Nie wplątuje się w cudze związki chcąc je rozwalić. Szczególnie w takie jak ten. Im naprawdę należy się spokój i wzajemne szczęście jakie sobie dają. Bez żadnych cholernych Krukonów chcących wszystko zniszczyć i już powoli to robiąc. Spojrzał na nią i słuchał jej słów. Wiedział, rozumiał, że dziewczyna go nie kocha. A jeśli kocha to o tym nie wie, nie rozumie tego. Pamiętał, że po wypadku wszystkie emocje były dla niej nowe, a tego uczucia nie miał jej kto nauczyć. On był odpowiednią osobą i kochał za dwoje, by z biegiem czasu uświadomić dziewczynę co do wszystkich emocji. Potem...zmieniła się. Wyglądała jak...pusta lalka. Przeraziło go to. Ale to nadal była ona. Pomimo wszystko to nadal była jego konomashii, jego imoto-chan, ta która stała się dla niego ważna już dwa dni po swoim urodzeniu, ta z którą spędzał dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, ta bez której nie mógł żyć, którą pokochał. To była ona. Mimo wszystkich masek. One ją niszczyły, a on czuł obowiązek nauczenia ją życia bez nich, bycia sobą, nieudawania. Gdy zaczęła go przepraszać tylko się uśmiechnął. Nic się przecież na razie nie stało. Ale to i tak go przytłaczało, poszedł sobie usiąść a ona podążyła za nim. Gdy powiedziała, że jest beznadziejną dziewczyną pokręcił głową i przytulił ją do siebie. - Nie Lilly. Nie jesteś beznadziejna. Może i nie jesteś najlepszą dziewczyną na świecie- dla niego była taką, ale nie chciał się z nią kłócić- ale jesteś moją dziewczyną. Śliczną, słodką, kochaną, ufną, trochę dziecinną Lilly. Jesteś jaka jesteś i nie zamieniłbym cię na żadną inną na świecie, wiesz? Damy sobie radę. - i naprawdę w to wierzył. Miłość, jaką ją darzył dawała mu tą wiarę i siłę do działania. Mężczyzna dla jej szmaragdowych tęczówek, które dają mu wiarę... - z nim też sobie poradzimy...- dodał trochę ciszej. Wiedział, że będzie musiał się z nim skonfrontować i nie bał się tego. Wiedział, że jeśli chodzi o Lilly zrobi wszystko. Pozbędzie się go. Nie miał żadnych wątpliwości, że sobie poradzi. (kit z tym, że ja chyba te wątpliwości zaczynam mieć...) Kochał ją, a to było 'motorem' do działania.
/ aaaaaaaa, pisałam tego posta trzy razy i za każdym się kasował T.T
Dziewczyna siedziała traciła kontrolę. Nie spoglądała na niego. Jej wzrok wlepił się w podłoże, a ona nie zwracała na nic uwagi.
Nienawidzę tego wszystkiego! Dlaczego wszystko musi być takie trudne i skomplikowane, dlaczego nie można żyć spokojnie bez problemów? Nienawidzę tego życia, to wszystko jest głupie i bezsensu… Ale skoro życie jest takie beznadziejne, to dlaczego żyjemy? Stop! Nie zmieniaj tematu Lillyanne Angelique Inocente Sangrienta… Wróć… Inocente? Co to za nazwisko? AAAAA Jestem kosmitką! A nie… to musiało być wspomnienie… ale… było bezbolesne… AAA Popsułam się!! Wróć! Znowu zmieniłam temat. Zła Lilly, zła Lilly! Ech… czemu, nawet jak mam poważną maskę, to muszę być taką idiotką wewnątrz… Ale serio… Inocente, skąd ja wytrzasnęłam to nazwisko co? A tak w ogóle to co ono oznacza… Inocente… to chyba z hiszpańskiego niewinność… Skąd ja znam hiszpański?! Aaa ja naprawdę się psuje! Wezwijcie weterynarza… znaczy się lekarza! Wróć! Po angielsku jest podobnie, to pewnie dlatego wiem. Tak to na pewno wina tego! Ale wracając… eee o czym ja to myślałam?
Tak wyglądała poważna rozmowa samej ze sobą Lillyanne Sangrienta. Ech… Szkoda gadać, ona jest czasami naprawdę beznadziejna. Nie odzywała się do czasu kiedy skończyła rozmyślać. - Kaoru… możemy już o tym wszystkim nie mówić… boję się, że to wszystko źle się potoczy jak będziemy to ciągnąć… - wyszeptała.
Okej, jako iż cię nie ogarniam i nie wiem co odpisać, post będzie krótki jak...dobra, bez skojarzeń proszę. Tak więc przez cały ten czas, gdy Lilly myślała, czy jak nazwać to co działo się w jej głowie Kaoru, jej chłopak, patrzył na nią bardzo uważnie. A po co to robił? A kto go tam wie. Pewnie nie mógł się na nią napatrzeć. Fakt, jest śliczna. Myślę, że Japończyk ma bzika na jej punkcie. Nie rań go, proszę...on tak bardzo cię kocha, jesteś dla niego taka ważna...Załamie się. Ale nigdy nie będzie jej winił. Zawsze to będzie wina kogoś innego. Takiego jednego Krukona na przykład. Ale dość na ten temat. Co za dużo gadania o tym samym wciąż to niezdrowo. Zapewne nie wniosę nic nowego tym do posta, ale gdy poprosiła, żeby nie mówić już o tym uśmiechnął się do dziewczyny szeroko, on też nie chciał o tym mówić. To była sprawa między nim a Ikuto, nie mieszajmy w to Lilly. Spotkają się we dwoje i pogadają sobie i wszystko sobie wyjaśnią. Znaczy jeszcze nie wiem jak to rozegrają, ale jakoś muszą. - Spokojnie Lilly...fakt, nie mówmy o tym. Co jeszcze ciekawego robiłaś oprócz tego? - wpatrzył się w nią swoimi czekoladowymi oczami pełnymi miłości. Cholera, czemu to wszystko jest takie trudne. Ledwo co się odnaleźli, a już jakiś się wpiernicza. Czemu miłość jest tak skomplikowana?
Lillyanne zamknęła oczy. Starała się uspokoić. Oczyścić umysł, uciszyć serce. To jedyne, czego teraz pragnęła… no… może pragnęła także, by chłopak ją przytulił i nie mówił już o tym. Żeby milczał, bo potrzebowała ciszy. Po chwili objęła się rękoma i spojrzała na chłopaka. Posłała mu delikatny, niemrawy uśmiech. Nie miała już na to siły. Dlaczego ludzie muszą płacić tak dużo, za jeden błąd? To nie jest logiczne. Gryffonka podeszła do Kaoru i złapała jego dłoń spoglądając na niego półprzytomnie. - Onegai… - wyszeptała. Jednak po tym słowie nastąpiła cisza, skończyła dopiero po kilku chwilach – skończmy to… chodźmy do zamku… jestem zmęczona. Po tych słowach nie puszczając jego ręki ruszyła w stronę zamku. Nie puszczała jego dłoni, nie miała zamiaru.
Przyjrzał się dziewczynie. Dopiero teraz zauważył jaka jest zmęczona. On w pewnym sensie też był zmęczony. Odzwajemnił uśmiech szczerząc się szeroko mimo wszystko. Wierzył, że sobie poradzą, że będzie dobrze. Chciał w to wierzyć. Autorka twierdzi nawet iż musi tak być, bo inaczej się zabije, o. Nie, to nie jest szantaż. Gdy poczuł jej ciepłą dłoń w swojej podniósł wzrok i napotykając jej zmęczone spojrzenie przytaknął głową. -Dobrze, chodź. Zaprowadzę cię do Pokoju Wspólnego czy coś...Wyśpij się. - wstał i poszli do zamku cały czas trzymając się za ręce.
Dzień był średnio ciepły, w sumie znośny, natomiast jeśli chodzi o to, jak Francesca go odbierała, to nasuwało sie tylko jedno - nuda! Krążenie po zamku, pobieżne pogaduszki z napotkanymi znajomymi, to wszystko nie dawało dziewczynie satysfakcji. Coś powinno się dziać. Dużo, szybko i głośno! Niestety chwilowo nie działo się nic i Franky z wybitnie znudzoną i znużoną miną wyszła na dziedziniec. Opatuliła się ściśle długim swetrem, obeszła plac dookoła i ostatecznie złożyła swoje szlachetne cztery listery na balustradzie krużganków. To mogło choć trochę zapewnić jej rozrywkę. Mówiąc to, mam na myśli śledzenie przewijających się przez dziedziniec uczniów i studentów. Oparła się zatem wygodnie o kolumnę i spod lekko przymrużonych oczu obserwowała sytuację. Wprawdzie w dalszym ciągu było cicho i spokojnie, nawet jakieś podniesione, piskliwe głosiki pierwszo- czy drugoroczniaków nie zainteresowały jej dostatecznie, by dłużej się im przysłuchiwać. Francesca westchnęła ostentacyjnie, wyrzucając z siebie - i do siebie: - Ale nudy!
I Cornelia nie pałała dzisiaj do wszystkich miłością. No dobra, pałała. Ale to nie przeszkadzło jej w ciągłym nudzeniu się. Chodziła po zamku, podkładała nogi puchonom. Nawet żaden nauczyciel nie chciał jej dzisiaj zatrzymywać, drzeć się po niej za to. Ciśnienie spadło, czy jak? Przeszła obojętnie obok pokoju, z którego ulatywał nieziemski smród. Potem po raz kolejny weszła do dormitorium chcąc zobaczyć, czy czasem kogoś w nim nie ma. Jednak cóż, nadal pustka i niezadowalająca cisza. Ubrała na siebie ciemne dżinsy, żółtą bluzkę na ramiączkach i czarny, stary sweter, którym otuliła się dokładnie. Tak oto wystrojona ruszyła poza zamek z nadzieją, że może tam coś znajdzie. Ale i na błoniach nic się nie działo. W końcu więc wycelowała swoje kroczki w krużganki. No proszę was! Choć raz wręcz marzyła, żeby spotkać nawet wroga. No nie wiem. Kaoru? Albo Davida, Twana. No kogokolwiek. Jednak nadal nic. Cisza. Pustka. Przez to wszystko dopadały ją myśli gnębiące jej duszę. I pewnie lada chwila załapałaby doła i znowu rozmyślała o swoim tragicznym życiu miłosnym gdyby nie zauważyła pewnej osóbki. - FRAANNNKKYYYYY – Dało się słyszeć na trzy kilometry we wszystkie strony, kiedy leciała w stronę Gryffonki oraz gdy rzuciła się na nią skutecznie przewracając ją na ziemię i siedząc na jej brzuchu z zabójczym uśmiechem. No i oczywiście nie mogło zabraknąć charakterystycznego machania tyłkiem tak, jakby była w ciele animaga i miała ogonek. Jak to możliwe, że jeszcze się ludzie nie przyzwyczaili do jej napadów?
Co ona tu robi w ogóle? To miejsce przynosi za dużo wspomnień. Za dużo bólu, za dużo łez. Ale nie mogła się powstrzymać żeby tu nie przyjść. Powinna zapomnieć. Powinna pożegnać się z przeszłością. Nie mogła. Ciągle przypominała sobie ich wspólne chwile i wszystko co ich dotyczyło. W środku. Na zewnątrz zachowywała się zupełnie normalnie, tak jak dawniej. Nie było widać, że bardzo cierpi. Prowadziła życie takie jak dawniej, imprezy, alkohol, fajki, seks...była wredna i oschła, szydziła sobie z każdego...ale wewnętrznie była zupełnie rozbita. A wszystko przez jednego jebanego Puchona, który zawrócił jej w głowie. Konkretnie ją wzięło. Czy kiedykolwiek jej to minie? To przecież do niej nie pasuje. Ona nie potrzebuje nikogo ani niczego. Czemu więc tak się zachowuje? Zła na siebie szła w kierunku krużganek. Tak, świetne miejsce do zapominania o Paladinie. No zajebiste wręcz. Czy to nie w tamtym miejscu go pocałowała? Taaak, to chyba tam. I ktoś tam siedział. Powłóczystym krokiem skierowała się w tamtą stronę starając się nie wybuchnąć płaczem. Niepotrzebnie tu przychodziła. - Cześć. - mruknęła opierając się o ścianę przy dziewczynach. Corin i jakaś Gryfonka, której Desiree nie znała osobiście, ale skądś kojarzyła. Somerhalder siedziała na niej i machała dupą. Wariatka.