Po środku szkoły znajduje się sporych rozmiarów dziedziniec z równo przystrzyżoną trawą. Z każdej strony otaczają go mury zamku. Na samym środku stoi natomiast duża fontanna, zawsze zbierająca wokół siebie chcących odpocząć po lekcjach, uczniów.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz - 18:06, w całości zmieniany 2 razy
Przyszła razem z Rose do Hogwartu. W rękach trzymała nabyte u Zonka rzeczy. Nie rozmawiały przez całą drogę, więc Gabrielle postanowiła tu, na dziedzińcu nawiązać dyskusję. - No i jak ci się podobają zakupy, Rose? - zapytała..
- To były najlepsze zakupy jakie robiłam! Już teraz mam chęć zrobienia kawału temu ślizgonowi - uśmiechnęła się złośliwie. Opłacało się wydać tyle galeonów na zakupach. Starczy jej przynajmniej na miesiąc. Po chwili dopiero zorientowała się, że są na dziedzińcu i że w Hogsmeade spędziły pół dnia. - Aż tak długo byłyśmy u Zonka?
- Te rzeczy na pewno nam się przydadzą - powiedziała. Odpowiedziała także na pytanie Rose - chyba tak... wiesz, zakupy są zajmujące... poza tym trzeba było wybrać odpowiednie rzeczy, a nie byle co - dodała.
- Tak, masz rację. Chyba czas iść do dormitorium. Jutro znowu lekcje... Zobaczyła, czy na pewno ma wszystko, co kupiła. - To pa, spotkamy się na eliksirach pewnie, albo na śniadaniu - pożegnała się i odeszła ku lochom i pokojowi wspólnemu.
Rose wyszła na dziedziniec. Na dworze było już o wiele cieplej niż kilka dni temu, ale za to sypał śnieg. Było go już po kolana i większość osób nie ruszała się poza zamek. Tu tkwił problem, bo dziewczyna chciała odpocząć od hałasu i pobyć trochę sama. Nawet w bibliotece było dużo uczniów, a ostatnio nawet dwójka ślizgonów się pokłóciła. Nie mając lepszego pomysłu zatrzymała się przed drzwiami do Sali Wejściowej. Łapała na dłonie płatki śniegu, lecz zanim zdążyła im się dokładnie przyjrzeć, rozpuszczały się.
Vivien wyszła zdenerwowana na dwór. Napisała tak niewiele w pracy na mugoloznastwo, a nie miała pojęcia co mogła jeszcze dodać o tym"Internecie", naprawdę irytujące. Miała ochotę zapalić, zapewne przez nerwy. Papierosy były jedyną rzeczą na której się znała u mugoli. Rozejrzała się dookoła i szybko zrezygnowała z tego pomysłu. Pomimo sypiącego śniegu i zimna na dziedzińcu stała dziewczyną, którą kojarzyła (o ironio) z mugoloznastwa. Nie pamiętała jej imienia, co musiało znaczyć, że jest od niej młodsza. Stała niedaleko więc mruknęła "cześć", chociaż dziewczyna była zajęta swoją ręką. Viv nie miała w zwyczaju zagadywać, więc tylko stała walcząc z pragnieniem sięgnięcia do prawej kieszeni płaszcza.
Hayely chodziła po zamku bez celu. Była tak znudzona, że mogłaby zająć się nawet odrabianiem pracy domowej - gdyby takową miała. Gdy znudziło ją oglądanie kamiennych ścian, ustawionych wszędzie zbroi i wiszących portretów, poszła do pokoju wspólnego, zabrała z dormitorium płaszcz i czapkę. Ubrała się w biegu i wyszła na dziedziniec. Od razu zauważyła znajomą blondynkę z Hufflepufu. - Hej, Rose - powiedziała w jej stronę, naciągając jednocześnie czapkę.
Wszedł na dziedziniec mając zamiar trochę ochłonąć. Gdy się rozejrzał zobaczył same dziewczyny. Uśmiechnął się i usiadł przy ścianie. Uwielbiał siedzieć na świeżym powietrzu - zwłaszcza w zimę. Co chwilę zerkał na nie, zastanawiając się, czy wiedzą o jego obecności. Postanowił im nie przerywać.
Dziewczyna usłyszała słowa krukonki. Zanim jednak odpowiedziała cześć, to podeszła do niej Hay. - Hej Hay - przywitała się i zwróciła do dziewczyny, którą znała z Mugoloznawstwa. - Cześć, jesteś Viv, prawda? - zapytała. Kiedy odwróciła głowę, zobaczyła siedzącego pod ścianą chłopaka. No tak, a miałam być tu sama...Nie wiedząc, czy inne dziewczyny go zobaczyły, na wszelki wypadek też się przywitała. - Cześć, jestem Rose - uśmiechnęła się.
Wstał spod ściany i spojrzał na nią. - Randy Wilson - powiedział przedstawiając się. Chyba mi się nie uda tu odpocząć - pomyślał i na moment się skrzywił. Kiedy zauważył, że Rose na niego patrzy uśmiechnął się natychmiast. Poprawił swój szal i znów włożył ręce do kieszeni. - Miło mi - powiedział.
Vivien spojrzała na puchonkę. Uśmiechnęła się lekko, jakie to typowe dla tego domu, że jest dla wszystkich tak... miła. - Tak, a ty Rose?- powiedziała. Co prawda po prostu usłyszała jej imię dzięki Hayley Splend, która właśnie przyszła (i również uczyła się z nią mugoloznastwa, a jakżeby inaczej), ale czy to ważne? Kiwnęła głową do gryfonki. Ponieważ Rose zaczepiła Randy'ego Wilsona Viv spojrzała na chłopaka. Był z jej rocznika. Wydawał jej się zawsze w porządku, ale nosił zawsze te idiotyczne, duże okulary. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko. Teraz już na pewno nie zapalę...
- Hayley Splend - przedstawiła się krukonowi. Stała wbijając spojrzenie w swoje buty, a jej myśli błądziły wcale nie tak daleko, bo po zamku. Wbiła ręce w kieszenie, zagłębiając się w myślach coraz bardziej.
Mało brakowało, a na twarzy blondynki pojawiłoby się zdziwienie i lekka irytacja. Zapanowała nad sobą i odezwała się również do gryfonki, która przed chwilą wyszła na dziedziniec. - Cześć, Rose Stuner – po raz kolejny mówiła, jak się nazywa. - Widzę, że nie przeszkadza Wam śnieg… Nie za dużo ich tu? Pomyślała zirytowana. To się nazywa święty spokój…
- Cześć - powiedział do gryfonki i odwzajemnił uśmiech Vivien - nie wiedziałem, że tyle ludzi będzie na dziedzińcu... Jeszcze w taki mróz - powiedział trzęsąc się nieco, nie przeszkadzało mu to jednak, był odporny na taką pogodę. Chwilę potem zauważył inną z gryfonek, która usiadła z dala od nich. Ciekaw jestem ile dziewczyn tu jeszcze przyjdzie- pomyślał i wywrócił oczami.
Viv poprawiła swoją ogromną czapkę. Miała bardzo zły humor. Miała ochotę na wszystkich nawrzeszczeć, że akurat teraz przyszli na ten dziedziniec, albo iść sobie jak najdalej, aby w spokoju zapalić papierosa... ale w sumie, wcale jej się nie chciało tego robić. Przeniosła wzrok na Hayls, która gapiła się nieprzytomnie w jakiś punkt, nie zauważając ludzi dookoła. Niewiele myśląc pochyliła się, wzięła garść śniegu i ulepiła śnieżkę. Rzuciła nią w stronę gryfonki, trafiając w ramię, część śniegu wylądowała na jej blond włosach. - Obudź się- powiedziała do niej.
Gdy śnieżka odbiła się od jej ramienia, prawie krzyknęła ze zdziwienia. - Nie śpię - powiedziała w kierunku blondynki z Ravenclawu. Chyba Vivien, jednak nie była pewna. Otrzepała się z resztek śniegu.
Popatrzył na krukonkę jak rzuciła śniegiem nieprzytomną dziewczynę i uśmiechnął się widząc jej zdziwioną minę. Przez chwilę stał i zastanawiał się czy nie wejść do zamku, jednak szybko odrzucił tą myśl. Obiecał sobie, że wyjdzie choćby na dziesięć minut na świeże powietrze, więc nie chciał znowu siedzieć cały dzień w pokoju wspólnym.
- Wiecie co? Muszę jeszcze coś zrobić, do zobaczenia! - powiedziała blondynka i zaczęła zmierzać w stronę zamku. Nie była to do końca prawda, wszystko, co miała zrobić, zrobiła. Po prostu nie znosiła tłoku, a na dziedzińcu zebrało się wyjątkowo dużo osób. Potrzebowała przestrzeni. Weszła do zamku i znów zaczęła chodzić po nim bez celu.
To się nazywa zamieszanie. Nie, Rose potrzebowała spokoju, a tu go najwyraźniej nie znajdzie. Hay i Viv rzucały się śniegiem, chłopak tylko się uśmiechała, a ta gryfonka, nawet się nie przedstawiała, najwyraźniej chciała z kimś porozmawiać. - Przepraszam Was, ale muszę iść - powiedziała i poszła w stronę błoni.
Popatrzył jak gryfonka odchodzi, przez chwilę stał tak wpatrując się w śnieg. Chwilę potem zdecydował, że pójdzie do pokoju wspólnego krukonów. Nie będę tu siedział przy takim tłumie - pomyślał. - Ja też... idę - rzucił w stronę dziewczyn, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Viv uniosła do góry brwi. Taki obrót sprawy w zasadzie jej nie przeszkadzał. - No to cześć- mruknęła do odchodzących ludzi. I tak zaraz będzie musiała wracać do swojej pracy na mugoloznastwo. Wyjęła paczkę papierosów. Zapaliła jednego ignorując nic nie mówiącą gryfonkę. Kiedy skończyła weszła do zamku.
Valentin wybrał się na dziedziniec. Ubrany był jak zwykle precyzyjnie. Miał swój ciemny płaszcz z kilkoma dodatkami i rękawiczki w czarno białe paski. Jego ognisto rude włosy przykrywał teraz szary kaszkiet. Rozejrzał się na boki swoimi zielonymi oczami i przystanął pod zadaszeniem, opierając się o ścianę szkoły. Stojąc tak obserwował padający w sporej ilości śnieg. Po jego głowie natomiast błądziły przeróżne myśli, dotyczące tych błahych jak i całkiem poważnych tematów.
Wyszła na dziedziniec. Po drodze przewróciła się, ale na szczęście nikt tego nie wiedział. Czyli to się nie wlicza do zakładu. Uśmiechnęła się. Jednak niektóre cechy ślizgona jej pozostały. Zatrzymała się pod ścianą zamku, czekając na krukona. Zobaczyła jeszcze jakiegoś ślizgona, który również przebywał na dziedzińcu. Zignorowała go. Jeszcze się przyczepi.
Wszedł na dziedziniec i zobaczył Andreę. - Hej - szepnął jej do ucha, był przekonany, że go nie widziała, bo była odwrócona w inną stronę niż tą z której wchodził. Wiedział, że zaraz zareaguje gwałtownie, więc szybko się odsunął.