Osłonięte krużganki otaczające dziedziniec są idealnym miejscem do schronienia się przed deszczem w jesień albo zyskania pożądanego cienia w lato. Na kamiennych balustradach często siadają uczniowie i opierając się plecami o kolumny spędzają czas w różnoraki sposób, od pochłaniania z fascynacją książek po ukradkowe palenie papierosów.
Hogwart był absolutnie nieciekawy; nieporywający, niefascynujący, nużący, zastały, pełen marazmu i stagnacji, duchoty kamiennych ścian i ciasnoty wilgotnych korytarzy. Póki co, Klaudiuszowi jak najbardziej to odpowiadało. Jego humor trzymał się ostatnio nizin, a wręcz depresji względem wszelkiej pozytywności energii życiowej. Był pewien, że w takiej sytuacji słoneczna Hiszpania z poprzedniej wymiany wpędzałaby go raczej w stan zimnej furii, na czym mogłyby ucierpieć przypadkowe osoby. Bardzo smutne. Znalazł tu również idealne miejsce do ćwiczeń; jedna sala w lochach wyjątkowo przypadła mu do gustu, więc szybko skombinował worek treningowy i spędzał tam godziny na bezlitosnym niszczeniu milczącego przeciwnika. Potem wracał do dormitorium, by po długiej kąpieli spędzać godziny na lekturze czarnomagicznych ksiąg. W tym wszystkim ludzie odgrywali n-rzędną rolę. Nie utrzymywał kontaktu już nawet z uczestnikami Iteriusa, nie wspominając o mijających go na korytarzach uczniach Hogwartu. Wszyscy go irytowali, a i sam nie wyglądał zbyt zachęcająco, rzucając lodowate spojrzenia spod łba każdemu, kto odważył się sięgnąć do wysokiej postaci chłopaka wzrokiem. Dzisiaj wykonał już cały rytuał, trenował i studiował czarną magię, by na koniec udać się na krużganki dziedzińca. Oparł się o kolumnę i odpalił papierosa, zakładając drugą rękę na piersi. Czarna koszula, generalny elegancki wygląd wcale nie sugerował, że jeszcze kilka godzin wcześniej z nagim torsem dawał upust wszelkiej agresji na bogu ducha winnym manekinie w lochach.
Dla niej Hogwart był miejscem zdecydowanie magicznym. Z tym, że rodzaj magii zmieniał się z roku na rok, wraz ze sposobem myślenia Chiary. W pierwszych klasach za każdym zaułkiem zawsze czaiła się tajemnica, za każdą zbroją czyhał wyimaginowany wróg a każde spotkanie z duchem wywoływało przeogromną radość w jej wielkim serduszku. Teraz było inaczej. Zupełnie jakby przestała ją czuć. Zbroje były tylko zbrojami, a mury nie kryły nic ciekawego, a nawet jeśli… i tak nie miała ochoty tego szukać. Brakowało jej narkotyków. Może i wcześniej za często ich nie brała, starczał jej w końcu alkohol, ale… zakazany owoc najbardziej kusi, prawda? Miała nawet zamiar wymsknąć się z zamku w nocy, ale w końcu stwierdziła, że nie chce sobie narobić kłopotów. Jakoś przecież wytrzyma, prawda? To nie tak, jakby zabrano jej powietrze, tylko… słodycze. Tak, to dobry przykład. Potrafiła bez nich żyć, ale po co, skoro sprawiają przyjemność? Idąc przez opustoszały korytarz, wsłuchiwała się w stukot własnych obcasów, nie myśląc o niczym innym, tylko o tym właśnie dźwięku. To jedna z tych błogosławionych chwil, w których nie myślała o niczym ważnym, a zajmowała się błahostkami. Ostatnio zbyt dużo myślała, a to przecież nie było w jej zwyczaju. Powinna po prostu egzystować, a nie rozpamiętywać. Stuk, stuk. Bum. Wpadła na kogoś. Już chciała krzyknąć coś w rodzaju „patrz gdzie stoisz idioto, to nie parking tylko autostrada” albo „ nie stoi się na środku korytarza”, ale błyskotliwie zauważyła, że to raczej ona powinna była przeprosić, bo chłopak stał zupełnie legalnie oparty o kolumnę. No właśnie… powinna. Ale przecież nigdy nie przepraszała, prawda? Nie ona. No dobra, raz zrobi wyjątek. W końcu głupio wyszło, nie? - Przepraszam. Zagapiłam się. Taa... Chiara - mistrzyni elokwencji.
On z kolei nie miał problemów z zauważeniem zbliżającej się postaci. Dzisiejszego dnia krużganki były wyjątkowo puste; dość dziwne zważywszy na ulewę, którą miał dosłownie na wyciągnięcie ręki. A może właśnie to wszechogarniający chłód sprawił, że uczniowie kryli się po kątach zamku, otulając się płaszczami. Albo tuląc się do siebie nawzajem; takie słodziutkie. Lubił dźwięk stukotu obcasów. W ogóle lubił je na nodze kobiety. Zdążył zmierzyć tę dziewczynę spojrzeniem kilka razy, od stóp do głów, gdy się do niego zbliżała. Urody w żadnym względzie odmówić jej nie mógł, ale twarz nie odzwierciedliła nawet ułamka zachwytu, czy jakkolwiek to nazwać, wywołanego na rzecz jej fizyczności. Dym wyplątywał się powoli spomiędzy jego ust i uciekał, by zginąć zaraz pod naporem kropli deszczu, rozpłynąć się w nicość pod wpływem mroźnego powietrza. Claude odwrócił wzrok od dziewczyny, gdy miała właśnie go minąć, ale nagle obraz dziedzińca rozmytego deszczem zadrżał pod wpływem lekkiego uderzenia. Głowa znów odwróciła się w kierunku dziewczyny, a spojrzenie napotkało jej wzrok. O, to było ciekawe, tego nie widział. Oczy. Dość interesujący kolor. W ogóle całkiem interesujące rysy twarzy. - Cóż, zdarza się - odparł spokojnie, jednak na tyle chłodno, by dziewczyna mogła spłonąć rumieńcem i odejść albo wykonać jakąkolwiek inną czynność związaną z oddaleniem się stąd. Strzepnął nieistniejący pyłek z koszuli, odwracając na chwilę wzrok i głowę od dziewczyny; wypuścił dym w stronę dziedzińca. - Chcę zrobić ci zdjęcia - powiedział, nie zmieniając zupełnie intonacji, nie wracając do niej spojrzeniem. Patrzył się ultraspokojnie na dziedziniec, palił tego cholernego papierosa i jakby znali się od dziesięciu lat, po prostu uznał, że byłaby dobrą modelką.
Deszcz. Uwielbiała go jeszcze bardziej niż zimę. Słońce ją wypalało, zaś krople wody spadające z nieba pozwalały jej obmyć się ze wszystkich smutków i grzechów, które były jej przekleństwem i przyjemnością w jednym. Kocham się niszczyć… to takie nietuzinkowe, magiczne i ryzykowne. Uwielbiam ryzyko. Może kiedyś uda mi się zniszczyć to, co tej pory budowałam i zacznę od nowa? Może wtedy zbuduję porządny, złoty zamek, raz na zawsze pozbywając się chwiejnej i zapleśniałej chatki, z którą teraz muszę żyć. Papierosy… nie miała nic przeciwko ich paleniu, ale za to strasznie irytował ją owy dym. Duszący i śmierdzący jak wymieniane raz w miesiącu skarpetki jakiegoś aktywnego mężczyzny. Ale to nic, prawda? Można było się wykąpać i umyć zęby, a nikotyna wesoło krążyła w naczyniach krwionośnych. Przyjemność… niszcząca przyjemność… to sens jej życia. A może utrapienie? Przyjrzała się owemu mężczyźnie, na którego miała (nie)przyjemność wpaść. Oczy… wbrew ogólnemu zdaniu, iż nie zwraca uwagi na nic oprócz ogółu… oprócz owej partii ciała znajdującej się poniżej pasa… zawsze najpierw spoglądała właśnie na nie. Czerń to noc. Czerń to tajemnica. Czerń to nagłe zaintrygowanie. To niesamowita intymność. Marzenie. Chiara się nie rumieni. Nawet, jeśli słyszy chłodny głos mężczyzny wyglądającego na niebezpiecznego. Nawet, jeśli ten mężczyzna jest przystojny. Mimo wszystko odwróciła wzrok od jego twarzy, wpatrując się w krajobraz rozpościerający się poza krużgankami. Nie da się ukryć, że poczuła się nagle o wiele mniej pewna siebie niż zazwyczaj. Dlaczego? W końcu jednak trochę się ogarnęła i usiadła na kamiennej balustradzie tyłem do dziedzińca. - A ja chciałabym się napić. Może uda nam się to jakoś pogodzić? - ton jej głosu zupełnie nie zdradzał jej zaskoczenia. Może i nadawała się na modelkę... tego nie wiem. Ale na pewno dobrze ukrywała uczucia.
Desiree wyszła sobie na dziedziniec. Nie miała najmniejszej ochoty siedzieć w cieplutkim zamku słuchając gwaru wesołych uczniów. Nadszedł jeden z tych dni kiedy miała depresję i nie mogła nic na to poradzić. W takiej chwili jak ta najchętniej zakopałaby się gdzieś w ziemi i umarła. Wszyscy ją irytowali, miała wszystkiego dość, najchętniej by wszystkich pozabijała. Nie przeszkadzała jej nawet samotność. Tak, w stanie depresji znikały nawet jej lęki. Teraz chciała jedynie siąść gdzieś, zapalić papierosa i pomyśleć.Usiadła na jednej z barierek i za pomocą różdżki odpaliła papierosa. Płuca Desiree natychmiast wypełniły się dymem, który zawsze w pewien sposób ją uspokajał. Oparła się o kolumny i wznosząc głowę ku niebu zamknęła oczy pozwalając by wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Pogrążyła się w odrętwieniu. W pewnym momencie zapomniała nawet o fajce trzymanej w ustach i zaczęła donośnie kaszleć. Gdy już atak kaszlu minął ponownie zaciągnęła się dymem i wróciła do poprzedniej pozycji. Cisza, zbawienna cisza...
Tristan wyszedł z zamku, w celu... Właściwie bez celu. Nie zamierzał do jakiegoś konkretnego miejsca, ani w konkretnym celu. Po prostu, miał ochotę wyjść, i głęboko wszystko przemyśleć. A gdzie lepiej się myśli, niż na powietrzu? W zamku było zbyt ciepło, i zbyt głośno. Tym razem Tristan, ubrał się na prawie cały na czarno. Czarne spodnie z sztruksu, oraz czarna koszula, oczywiście wypuszczona. Odróżniało go jedynie biała kurka z materiału. Była ona nieco krótsza niż wypuszczona koszula, i pozostawała rozpięta. Tristan w ostatnim czasie, bywał jeszcze dziwniejszy niż był. Wszystko dla niego traciło znaczenie, a w głowie pojawiała się jedynie jedna myśl, ten cholerny głosik nie dawał za wygraną! Tristan, czasami przestawał orientować się co jest Javą a co omamem. Zaczynał tracić poczucie czasu i odpowiedzialności. Najchętniej Skoczył by z bardzo wysokiego budynku. Wyobrażacie sobie minę samobójcy, który podczas lotu, znajduje rozwiązanie wszystkich swoich problemów? Tristan uśmiechnął się smutno, i parł dalej do przodu. Ręce miał schowane w kieszeni swojej kurtki, a szedł bardzo powolnym krokiem. Kiedy doszedł do Krużanek, zdecydował że to powinno być dobre miejsce by odpocząć od tego wszystkiego. Z daleka zobaczył znajomą jej postać. Była to Desira. Dziewczyna, chyba studentka która go nienawidziła. Tristan nie miał ochoty, dzisiaj na kolejną porcje szyderstw i wyśmiewek. Lecz nogi same powędrowały w jej stronę. Kiedy podszedł, oparł się o ścianę, przez chwilę patrzył daleko przed siebie, i tylko on wiedział co tam widzi. Obraz który ostatnio nie dawał mu spokoju. Było to dziwne, lecz mimo że Tristan dzisiaj czuł się wyjątkowo, źle i okropnie, to na jego twarzy nadal widniał ten przyjazny uśmiech, a z oczu biło ciepło i dobro. Czy aż tak nauczył się skrywać swoje emocje? Czy aż tak stał się... Właściwie jaki? - Hey, co słychać? - Zapytał Tristan z nutą przyjaźni w głosie. Nie zrozumiałe dla niego, było, jak można czuć się jak pobity pies, odrzucony przez wszystkich. A zachowywać się, jak gdyby jego życie było usłane różami. Może to właśnie dla tego, tak łatwo zauważał, że ktoś otacza się murem, i otacza siebie pozorami. Bo sam był przesiąknięty tymi pozorami? Chociaż to nie do końca tak, Tristan naprawdę lubił a raczej chciał pomagać innym. W tedy sam się lepiej czuł. Dobrze wiedział, ze to bardzo egoistyczne, ale każdy ma coś w sobie z egoisty prawda? Po prostu, nawet ktoś taki jak Tristan, miał swoje gorsze dni. Ale to nie powód by każdy zaraz musiał o tym wiedzieć prawda? Tak Tristan, nie lubił dzielić się swoimi emocjami, zawsze gdy mówił o sobie, zachowywał się tak jak gdyby opowiadał wszystko, a mówił tylko ogólnikami, które zręcznie omijały, najgorsza prawdę. Chłopak doskonale wiedział, że każdy potrzebuje pomocy, i przyjaciela czy też powiernika. I zawsze był gotowy zrobić wszystko dla drugiej osoby, nawet jeżeli ta była jego wrogiem, czy też go nienawidziła. Lecz wpuścić kogoś do swojego serca? By ktoś zobaczył co kryje się w jego duszy? By ktoś go odkrył? Nie, na to nie można było pozwolić. Jedyne czego Tristan się bał, to dnia w którym pęknie całkowicie, i na oczach wszystkich się rozpłacze. A jeżeli nikomu nie zaufa, to na pewno do tego dojdzie.
Stała i paliła papierosa przez dłuższy czas. Zamyśliła się tak bardzo, że nie zauważyła obecności chłopaka. Po chwili dopiero usłyszała znajomy głos i spłoszona, tak, spłoszona, podniosła wzrok. I...zamarła napotykając TE oczy. Oczy pełne radości i ciepła, oczy które ujrzała gdy podnosiła się z podłogi parę dni temu. Oczy, których nie chciała już nigdy więcej widzieć. Tristan. Ten sam chłopak, którego tak nie chciała spotkać. Ten, który jej pomógł, ten który chciał jej pomagać, ten który chciał by się przed nim otworzyła, by mu zaufała, by powierzyła mu swoje tajemnice i lęki. Tak bardzo nie chciała tego słuchać, tak bardzo nie chciała go znać. W jednej chwili przypomniała jej się tamta rozmowa, to jak się przed nim otworzyła, nie wiedzieć czemu, i tego jak bardzo potem tego żałowała, bo chłopak nabrał nadziei na to że ich przyjaźń może się udać. Przypomniała sobie porażkę z lękiem, ból jaki czuła po ich spotkaniu, niezdecydowanie...Widząc go jej mury znowu runęły. Była tylko bezbronną, małą Desi, która potrzebowała rodziców, a nigdy ich nie miała, gdy byli jej najbardziej potrzebni. Znowu zaczęła się nad sobą zastanawiać, przestała być tak pewna siebie, tak silna jaką zgrywała na co dzień. Szybko stanęła prosto odskakując na parę metrów. Wyciągnęła rękę patrząc oskarżycielskim spojrzeniem na Puchona. -Ty!- syknęła patrząc mu prosto w oczy. Tak, znowu chciała mu ubliżać, oskarżać go o stan w jakim znajdowała się od paru dni, wyżyć się na nim. Jednak gdy napotkała jego wzrok wszystko ustało. Cała złość i nienawiść. Zauważyła w oczach chłopaka to samo co zapewne miała w swoich. Smutek, poczucie beznadziejności, zmęczenie życiem. Chłopak wyglądał okropnie. Mimo wesołego uśmiechu, który dzielnie tkwił na jego twarzy dziewczyna wyczytała prawdę z jego oczu. Było mu źle. Podobnie jak jej. Nie wiedząc co robi, jak w jakimś amoku podeszła bliżej. -Tristan?- odezwała się łagodnie.-Co się dzieje?- O rety, co też jej się stało? Czyżby się o niego troszczyła? Ona, Desiree Weaver? Ta, która parę dni temu najchętniej wyrwała by mu wszystkie kończyny i spaliła? Czy to była ta sama osoba? Tak, to ona. Może właśnie w tej chwili zrozumiała, że nie tylko ona ma problemy, że tego wiecznie wesołego chłopaka też coś gryzie...? Że on także potrzebuje pomocy...?
Tristan obserwował ją bardzo uważnie, natychmiast zauważył jej zmianę, i namacalną wrogość do niego. Nawet odskoczyła i syczała w jego kierunku. Tristan uśmiechnął się szerzej. Tak jak przypuszczał, zaczynały się wyzwiska. Właściwie skoro wiedział, że tak to się skończy, to po się w to mieszał? Lecz nagle stało się coś... Coś bardzo dziwnego. Jej twarz się zmieniła, jej głos się zmienił, jej spojrzenie. Na dźwięk jej głosu, Tristanem wstrząsnęły dreszcze. Czyżby ona go przejrzała? Czyżby zauważyła? Może jednak Tristan nie umiał tak świetnie grać jak mu się wydawało? Może po prostu dotychczas, spotykał ludzi, którzy patrzyli lecz nie widzieli Lub udawali że nie widzą? A może ona po prostu zgadywała? Tristan oniemiał, uśmiech zniknął mu z jego ust, oczy straciły blask. Desiree była niesamowita. Naprawdę! W jednej chwili, chce go zabić, w drugiej troszczy się o niego. Tristan zamknął oczy, przypominając sobie, co myślał o przyjaźni, gdy obserwował odchodzącą Desiree. Myślał w tedy, że są też takie,w których, wystarczą spojrzenia w oczy, by znaleźć się w duszy drugiego człowieka. Czy to był ten rodzaj przyjaźni? Nie! Nie można było do tego dopuścić! Tristan bał się, przeraźliwie się bał przed kimś otworzyć. Doskonale sobie zdawał sprawę z tego, jaki jest skryty. Lecz dzięki temu, ma siłę by pomagać innym prawda? To jego lekarstwo, chociaż to złe określenie. To był jego narkotyk. Pomaganie innym, to była jego własna porcja Heroiny.. Znowu serce przyśpieszyło mu szybciej. Czemu nie pomyślał o amfetaminie, albo Fecie, czy o cholera wie innym narkotyku, tylko właśnie o tym? Wszystko traciło na znaczeniu. Może to mu się tylko śni? Chciał płakać.. Jak kiedyś gdy stracił matkę, było mu duszno i niedobrze, jak na pogrzebie ojca. Każdy problem, powraca do póki się go nie rozwiąże. To są jego własne słowa. Co za ironia! Sam gadał sentencjami, pomagał i doradzał innym. A nawet nie próbował się zastosować do swoich własnych rad. Tristan otworzył oczy, i uśmiechnął się do dziewczyny. Musiał być twardy, i udawać ze nic się nie dzieje, że nie ma żadnych problemów, a jego życie jest jak w jakieś najpiękniejszej bajce. - Nie, dlaczego tak sądzisz? - Zapytał głosem pełnym przyjaźni. Och kłamstwa! Przychodzicie tak łatwo! Tak łatwo ciśniecie się na me usta! Czemu łatwiej jest wykrzyczeć tysiąc kłamstw, niż szepnąć chociaż by jedną prawdę? Czemu człowiek musi ciągle, podążać drogą cierpienia, gdzie nie dochodzi, nawet najmniejszy promień świtała? - A u ciebie, wszystko w porządku?- Zapytał Tristan z troską w głosie.- Jesteś w dużo lepszej formie, niż ostatnio.- Powiedział, a raczej stwierdził. Cały czas patrzył się w oczy dziewczyny, lecz nie widział ich. Jego spojrzenie przysłaniało mu mgłę. Depresja... To wcale nie oznaka tego ze ktoś jest słaby, lecz oznaka tego że ktoś zbyt długo był silny. Czy i jego to dopadło? Nie na pewno nie! Po prostu ma gorszy dzień, każdy je chyba miewa prawda? Jednak mimo wszystko, Desiree kompletnie zbiła go z tropu. Kto by pomyślał że to ona, która z pełną powagę mówiła mu że go nienawidzi. Teraz będzie się o niego troszczyć. Jedno jedyne spojrzenie, nie trwające dłużej niż ułamek sekundy, a jej mury którymi się otaczała upadły, zaś przez Tristana, po prosto przeniknęła jak gdyby była częścią jego samego. Smutek, który tak dokładnie chował, który nigdy nie miał prawa się pokazać, zobaczyła bez najmniejszego trudu. Oboje byli tacy różni, a tak bardzo podobni. Dzieliło ich tak dużo, a tak dużo ich łączyło. Czy ktoś oprócz nich mógłby to zrozumieć? Ich dziwaczną znajomość? Oboje nie chcieli by któreś z nich, poznało prawdę o sobie, i obydwoje bez najmniejszego trudu, widzi co się dzieje z drugą osobą. Przenikają nawzajem przez swoje mury, przenikają przez grube warstwy pozorów, sztucznych uśmiechów i spojrzeń. Chociaż w przypadku Tristana nie do końca to była prawdą. Jego uśmiech zawsze był szczery tak samo jak spojrzenie. Po prostu zawsze ukrywał to co powinno zostać ukryte.
Zauważyła jego zdziwienie gdy podeszła i odezwała się do niego z troską. Sama była tym zdziwiona. Jeszcze o nikogo nigdy się nie zatroszczyła. Nie o kogoś kogo wcześniej miała zamiar zabić. Ale istnieją takie zachowania i zjawiska czysto niewytłumaczalne. Takie, które gryzą się ze wszelkim pojęciem normalności, a jednak się zdarzają. Takim czymś było zachowanie Desiree. Nie wiedziała dlaczego nagle zmieniła swój stosunek do Tristana. Po prostu tak było. Może to dlatego, że zauważyła w nim coś co dotyczyło także i ją? Chłopak najwyraźniej był skryty, coś go gryzło i nie chciał się do tego przyznać. Dziwne, prawda? Gdy powiedział, że nic się nie dzieje wiedziała że kłamie. Tak bardzo widoczne to było w jego ruchach, w jego oczach, w tym jak szybko zaprzeczył. Zdziwiła się. Myślała, że chłopak jest taki otwarty i nie ma problemów na jakiego wyglądał. Do przesady ciepły, troskliwy i przyjazny. Czyżby to była jego maska? Czyżby tak jak ona skrywał swoja prawdziwą twarz i problemy? Zaciekawił ją. W końcu sam zachowywał się tak jak nie chciał by zachowywała się ona. Chciał być jej powiernikiem, by mu się zwierzała? Ok, ale pod warunkiem, że i on wyzna jej co mu w duszy gra. Wbrew pozorom nie była nieczułą egoistką. Zaśmiała się głośno i spojrzała na niego poważnie. Zajrzała mu głęboko w oczy chcąc przekazać mu że wie, że mu nie wierzy. - U mnie wszystko po staremu. A ty...kłamiesz. Wiem o tym. Przejrzałam cię od razu, przejrzałam cię na wylot, tak jak ty przejrzałeś mnie. Nie jestem głupia Tristanie. Wiem więcej niż myślisz. Ukrywasz swoje prawdziwe uczucia. Widzę to w twoich oczach. Boisz się otworzyć. Śmieszne prawda? -uśmiechnęła się smutno. -Dajesz innym rady a sam się do nich nie stosujesz. Ba...Zaprzeczasz im, zaprzeczasz samemu sobie. Udajesz wesołego, niech inni myślą, że wszystko jest w porządku. A nie jest. Jesteś w rozsypce. Wyglądasz jakbyś miał ochotę rzucić się z Wieży Astronomicznej. Przykro mi ale nie umiesz kłamać. Twój mur także runął. Już nie możesz udawać. Wiem że coś się dzieje. -usiadła obok niego i wbiła w niego uważne, stanowcze spojrzenie. Wyglądał strasznie, jak cień. Musiało być mu naprawdę źle. Teraz ona chciała by jej zaufał, by się przed nią otworzył, by pozwolił jej sobie pomóc samą obecnością. Nie chciała już zostawiać go samego w tak trudnym dla niego momencie. Wyparowała cała złość, ból, niepewność i nienawiść.
Powoli... Bardzo powoli nadchodziła ostrość, ktoś przed nim stał.. Kto do Cho...Ktoś coś mówił, że kłamie, że nie umie... Wszystko do niego docierało bardzo powoli, bardzo niewyraźnie. W końcu udało się! Tristan spojrzał się na Desiree, czy tak się właśnie ona czuła ostatni? Kiedy to on ją przejrzał? Zresztą co to ma być do cholery! W krzywym zwierciadle? No w sumie to już bardziej, po drugiej stronie lustra. Kompletnie odwrócili się rolami. Tak faktycznie było to zabawne, aż można umrzeć ze śmiechu. Tristan uśmiechnął się krzywo. Każde jej słowo, trafiało prosto do jego serca, każde jej słowo, było niczym uderzenie w policzek lub kubeł zimnej wody, na otrzeźwienie. Każde jej słowo, robiło duże luki w jego murze, by w końcu nie pozostawić nic, z tego co budował od...od... Właściwie to sam nie pamięta od kiedy. Czy to było aż tak strasznie dawno? Jeszcze zanim przybył do Hogwartu, był otoczony murem. Który pękł zaledwie dwa razy, no z dzisiejszym dniem to już trzy. Lecz w tamtych przypadkach, nikogo nie było przy nim. Nikt się nim nie interesował, zaś teraz? Tristan miał ochotę, nadal udawać ze jest wszystko w porządku, lecz to już nie miało najmniejszego sensu. Miał ochotę przyprowadzić ją do porządku! Powiedzieć jej że robi z siebie głupią, że wcale nie jest lodowata! Nagle na policzku Tristana popłynęła pierwsza nie kontrolowana łza, pierwsza od ponad trzech lat. Kim on był? Chciał z niej szydzić, za to że stara mu się pomóc. Był malutkim, żałosny człowiekiem, który bawił się w dobrego rycerza. Mniej więcej taka była cześć prawdy, cześć tej łagodniejszej prawdy, to co najgorsze, to co najbardziej skrywane... Nie! Tristan nawet nie chciał o tym myśleć, a co dopiero, o tym opowiadać. Ale mimo wszystko.. W jego uszach nadal słyszał, każde słowo wypowiedziane przez dziewczynę, idealnie trafne. Znali się od kilku dni, rozmawiają ze sobą zaledwie drugi raz, a znają się tak dobrze. Niemal na wylot. Każdy mięsień Tristana był napięty do granic wytrzymałości, niczym cięciwa Robin Hooda. Kurtka i koszula, nie wytrzymywały i zaczynały pękać na szwach. Tristan opadł obok dziewczyny, bezsilny, przegrany, żałosny. W jednym momencie jego mięśnie się rozluźniły, a emocje ponownie znalazły ujście w cichym płaczu. Trwało to kilka minut nim Tristan się opanował. - Ciemność... Kiedy wszystko co znałeś i kochałeś... zostaje ci zabrane... myślisz jedynie o swym gniewie, nienawiści, nawet o zemście... i wtedy nikt cię nie uratuje. - Powiedział Tristan cichym ochrypłym głosem, od płaczu. Był to jedynie cytat, z jednej z ulubionych książek mugolskich. Ale tak idealnie trafny! Sam aż się prosił by to powiedzieć. - Dlaczego... Dlaczego to robisz? Dlaczego chcesz mi pomóc? To... Ja sobie poradzę... - Czy sam w to wierzył? Chyba tak, skoro tak mówi. Ale żeby nie zauważyć , ze zachowuję się identycznie jak Desiree ostatnio? Naprawdę, albo Tristan śni, albo znalazł się po drugiej stronie lustra. - Przestałem rozróżniać, co jest dobre a co złe. Nie wiem czy śnie czy żyję. Nie widzę różnicy między Javą, a omamem. Zatracam się. Co raz głębiej i głębiej. A kiedy już myślę że jestem na samym dnie. ONI rzucają mi łopatę, bym kopał jeszcze głębiej. Daje ludziom linę by się po niej wspięli, a oni się na niej wieszają. Czuje się taki.. Taki... Nijaki.- Dokończył po chwili, bo nie mógł znaleźć odpowiedniego określenia, na swój stan ducha. Tristan oparł swoją głowę o jej bark, czemu? Nie wiedział, jego ciało samo szukała wsparcia. Czepiało się jedynej deski ratunku, jedynej ciepłej i żywej istoty ludzkiej. A co jeżeli dziewczyna od początku miała taki plan? Złamać go, a następnie go dobić? To najpierw Tristan jej pogratuluje bardzo chytrego i bystrego planu, a później... Zresztą nie powinno ją w tedy obchodzić co zrobi później. Może powróci jeszcze silniejszy i jeszcze bardziej skryty? A może wcale nie wróci, lecz odejdzie raz na zawsze? Jedno było pewne, nikt by po nim nie zapłakał. - Wspomnienia... One mnie przerażają.. I tak często wracają.. Wybierają moment kiedy jestem najsłabszy, czuję że dochodzę do granic własnej wytrzymałości. A co będzie potem? Kiedy ją przekroczę? Czy wo gule coś będzie?
Desiree mówiąc cały czas patrzyła na chłopaka. Dzieki temu mogła uważnie obserwować jakie to emocje nim targają. Zaagubienie. Zdumienie, niedowierzanie. Jakim cudem ja to wszytko wiem,tak? No cóż, jak się chce to się potrafi. Ślizgonka już na samym początku zauważyła, że z Tristanem jest coś nie tak. Złość. Desiree znała to uczucie. Jakże podobnie zachowywała się zaledwie parę dni temu. Tristan miną wyrażał całą swoją wściekłość i oburzenie. Wyglądał jakby chciał znowu zaprzeczyć, zbudować mur na nowo. Może nawet w jego myślach pojawiła się chęć szydzenia z dziewczyny. Ślizgonka nie miałaby mu tego za złe. W końcu, czy ona zachowywała się w stosunku do niego inaczej? Rozczarowanie, że tak szybko odkryła jego prawdziwą twarz. Chęć zachowania pozorów, udawania że wszystko jest w porządku. Nie chciał by ktokolwiek tak naprawdę go poznał, nie chciał pomocy. Na pewno wolałby by studentka sobie poszła, zostawiła go w spokoju, by nie przejmowała się nim. Psychologia mówi, że jest wiele etapów akceptacji. Jednymi z nich są właśnie złość na innych i zaprzeczenie. Ale zawsze następuje ten końcowy etap gdy wszystko staje się jasne i już nie można udawać. Tristan w jednej chwili napiął mięśnie, by w drugiej rozluźniły się całkowicie. Poczucie bezsilności. Akceptacja. Zrozumiał, że dziewczyna już wie, że nie da rady nic na to poradzić. Czyżby i ona zachowywała się tak samo gdy to on chciał pomóc jej? Możliwe. Z twarzy Puchona wyparowały wszelkie emocje. Został tylko smutek, bezbrzeżny smutek. W jego oczach pojawiła się pierwsza łza. Potem kolejne. Blondyn opadł z sił, drżał nie mogąc sobie poradzić z ogromem emocji i problemów, które buzowały w nim niczym mający zaraz wybuchnąć gejzer. Zaskoczyło to dziewczynę. Ten chłopak, ten sam, od którego niedawno biła radość i ciepło, ten sam był teraz w kompletnej rozsypce. Po raz pierwszy widziała też płacz mężczyzny. Nie wiedziała jak się zachować. Przytulic go i powiedzieć że wszystko będzie dobrze? Nie, to wszystko za mało. Dobrze znała ten stan jakiego doświadczał teraz Tristan. Ją samą rozjuszyły by podobne słowa. Gdy Tristan oparł głowę na jej ramieniu nie zaprotestowała. Zastanawiało ją jedynie dlaczego chłopak bał się przyznać się jej, że nic nie jest w porządku. Bał się jej? Obawiał się, że udawała troskę by tylko go dobić i upokorzyć? Czyżby była aż tak zła by ją o to posądzać? Myślę, że każdy z nas zna odpowiedź na to pytanie. Nie miała najmniejszego zamiaru tak się zachować. Doradzał innym, a zaprzeczał samemu sobie. Szedł przez życie z uśmiechem na twarzy, ukrywając to co naprawdę się z nim dzieje. Desi chciała mu to uświadomić. Wiedziała, że chłopak potrzebuje teraz jej wsparcia, jej obecności. A ona nie była aż taką nieczułą zołzą na jaką wyglądała. Jak nic innego poruszały ją łzy prawdziwego cierpienia. A Tristan wciąż płakał. Studentka złapała jego dłoń i ścisnęła mocno by dodać mu otuchy. Najwyraźniej pomogło gdyż chłopak trochę się uspokoił i ochrypłym od płaczu głosem zaczął mówić. Z każdym jego słowem dziewczyna markotniała. Puchon musiał mieć ciężkie życie. Być może równie ciężkie co ona. I potrzebował pomocy, niewątpliwie jej potrzebował. Desiree nie znała się na pomaganiu, ale nie potrafiłaby teraz się wycofać. I to nie prawda, że był nijaki i żałosny. Jeszcze nigdy nieznajoma osoba nie troszczyła się tak bardzo o pannę Weaver. W głębi duszy była mu za to bardzo wdzięczna. Wysłuchała go bardzo uważnie by niczego nie przegapić. Chłopak zamilkł wyczerpany i pogrążony we własnych myślach. Na pewno obawiał się reakcji dziewczyny. Znał ją na tyle by wiedzieć jaka potrafi być nieobliczalna. W jednej chwili była gotowa go zabić, zaś w drugiej aż garnęła się by mu pomóc. Ona także czasem obawiała się nawet samej siebie. Ale tym razem było inaczej. Zupelnie inaczej. Wcześniej jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się by martwiła się i troszczyła o praktycznie obcą osobą. A może on nie był już jej aż tak obcy? Wiedział o rzeczach, o których wiedziała tylko jedna osoba. Desiree natomiast rozgryzła go równie szybko jak on ją. Widział w niej utraconą nadzieję, a ona widziała ją w nim. Nie mogła go ot tak, po prostu, zlekceważyć. Obróciła go w swoją stronę tak by spojrzał jej prosto w oczy. Jego były wciąż załzawione. Trzymając go ciągle za rękę uśmiechnęła się współczująco, kręcąc głową. -Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Ale wiem jedno. Nie jesteś sam. Pomogę ci. Razem damy sobie radę, zobaczysz. Nie zostawię cię. I prosze, nie udawaj już że wszystko jest w porządku jesli tak nie jest. Nie warto. Jeszcze bardziej sobie tym zaszkodzisz. Problemy będą rosły, i rosły, aż w końcu cię przerosną. A tego byśmy nie chcieli prawda? -dziewczynie bardzo głupio było o tym mówić. On oferował jej dokładnie to samo a Desiree go olała. Odtrąciła jego pomocną dłoń. Nie byłoby dla niej zdziwieniem jeśli i on by się tak zachował. Odebrałaby to jako dobrą nauczkę na przyszłość. Choć zabolałoby ją to. Wiele zrozumiała w ciągu ostatnich dni. Naprawdę, naprawdę się starała. Chciała naprawić swój błąd. Ponownie usiadła bokiem do chłopaka by siłą swojego spojrzenia nie przeszkodzić mu w myśleniu i podejmowaniu decyzji. W dalszym jednak ciągu trzymala go za rękę by ją ogrzać. Przez nadmiar zdenerwowania Tristan zupełnie zbladł i całe jego ciepło gdzieś wyparowało.
Tristan siedział kompletnie, otępiały. Czy on naprawdę kiedyś się uśmiechał? Czy to było możliwe że kiedyś pomagał? Że miał w sobie siłę, by udawać? Teraz wydawało się to takie nierealne, takie nie prawdziwe. Jego ciało było, kompletnie podatne na wszystko, nie stawiał oporu przed niczym. Nie wiedział gdzie i po co jest. Lecz o dziwo wiedział z kim. Pamiętał że jest z nim Desiree, wciąż w uszach słyszał, jej słowa, które go tak osłabiły. Tristan musiał wsiąść się w garść, musiał! Lecz nie potrafił, wszystko w nim doszczętnie pękło. Jak gdyby te wszystkie wspomnienia i cały ból który w nim siedział, tylko czekał na tę chwilę. I po co ktoś miałby go dobijać, skoro on sam siebie dobijał? To prawda, Tristan był cały blady i zimny jak trup. Ogólnie chłopaka ciężko było odróżnić od trupa. Był cały blady, trząsł się jak gdyby miał jakiś atak. A jego oczy? Boże to była tragedia! Ogólnie jego twarz! Ciężko ją było skojarzyć, z tą promienną twarzą którą Desiree doskonale znała, i która tak bardzo ją denerwowała. Melancholia. Stan psychiczny, gdzie wspomnienia tak bardzo dręczą, że nie można wytrzymać ze samym sobą, aż w końcu dochodzi do jednego. Skok z wierzy astronomicznej? Całkiem niezły pomysł. Lecz Była ona.. Ona! Ta która go nienawidziła, teraz dawała mu wsparcie! Czuł jej ciepło, przechodzące przez jego ciało. Kiedy spojrzał jej w oczy, kiedy ta go zmusiła. To była kompletnie inna osoba! Jej spojrzenie, było inne. Tristan nie mógł pojąć dlaczego ona chce mu pomóc. Kim on był? - Nie żałuj zmarłych, mi już nie pomożesz... Żałuj żywych, oni zasługują na twoją pomoc. - Powiedział Tristan, dziwnie nie obecnym głosem. W jego oczach gasił się blask. Jego żar wygasł. A jego głos? Już nie przyjazny i kojący, ciepły, i przyjazny. Lecz zimny i cyniczny. Tristan nie chciał taki być. Lecz teraz Tristan, nie był Tristanem. A może był nim bardziej niż kiedykolwiek wcześniej? Taki jaki był wcześniej, to była maska by ukryć jaki jest naprawdę, by ukryć to wszystko o czym nie chciał pamiętać. Więc Tristan wcale nie był taki dobry? To nie do końca tak! To tak jak by w nim żyły dwie istoty, walczące o władze nad ciałem. Jednak dobra, która zrobi wszystko by pomóc innym. Która zawsze ma dobre słowo, i nie zważa na przeciwności losu. To właśnie był Tristan z Huffelpufu. Zaś druga, to cyniczny słaby, cień prawdziwego Tristana. Teraz to on rządził jego ciałem. Ta cześć jego duszy, z pewnością trafiła by do Slytherinu. Być morze gdyby tam trafił, jego życie było by inne. Wszystko.. Wszystkie jego problemy pogłębiły się w dniu w który trafił do tego domu. Być może gdyby trafił do Slytherinu, rodzice by go uważali za swego syna? Morze byli by z niego dumni? Ile to razy Tristan marzył by usłyszeć "Jesteśmy z ciebie tacy dumni." Lub " Tak jak się spodziewał, po SWOIM synu" Lecz to było marzenie nie osiągalne, jego święty Graal. W XV w.n.e Żył pewien Tristan z tego samego rodu. Byli identycznie podobni, cierpieli z tego samego powodu, i obaj przeżyli to co teraz przezywał Tristan. Tamtemu pomogła Jessica. Jego późniejsza żona, która zapaliła w nim ogień, która dała mu ogień w ciemnym tunelu, który dążył do jeszcze większej ciemności. Tamto odgałęzienie, żyło do dziś, lecz zostali "Wypaleni" z głównego rodu, i dla tego obecny Tristan, nic o tym nie wiedział. Czy i dla niego istniał jakaś nadzieja? Morze i tak, lecz teraz nie był w stanie jej dostrzec, nie był w stanie się podnieść po tym upadku. Nawet cień był silniejszy niż teraz Tristan. Do Tristana, dopiero teraz doszły słowa dziewczyny. mówiła że mu pomorze, że RAZEM sobie z tym poradzą,ale.. Ale dlaczego? Dlaczego ona chciała mu pomóc? W oczach zaiskrzyła iskra życia, która wcześniej zgasła, tak jak by zobaczył malutki płomyczek w tym swoim tunelu. Lecz czy on był warty, by ktoś mu pomagał? Po co żyć? Jedyne co robił to marnował tlen. Ale dziewczyna, wydawała się taka szczera, taka chętna do pomocy. A może widziała w tym, tylko korzystna sytuację, by odgryźć się za wcześniejsze? By teraz to ona wyszła zwycięsko, a on przegrany. Lecz czy w tedy ktoś wyszedł wygrany, a ktoś przegrany? Tristan tego tak nie widział, w tedy widział, wartościową dobrą osobę, która się zagubiła, która nosiła maskę, by ochraniać się przed wrogami. Pluła na wrogów, bo bała się że to oni naplują na nią. Za to Tristan, przyjmował pogardę na siebie, pozwalał komuś wylać na siebie całą złość, cały ból. W tedy ta druga osoba odchodziła, lepsza, spokojniejsza, jak by lżejsza na duchu. Zaś sam Tristan? Dobra dosyć! Ostatnia iskra własnej woli, która się buntowała, która ciągle chciała walczyć! Kiedy wszystko się poddało w nim, ta mała iskra, ta nikła świadomość buntowała się! Do Tristana bardzo powoli dochodziło, że powinien na powrót założyć swą, maskę. Otoczyć się murem. Musiał! Musiał bo inaczej... Wszystkie sekrety, wszystkie tajemnice... Cały bród po prostu wypłynie z niego, niczym rzeka przy powodzi. Cichy śmiech, coraz głośniejszy, coraz bardziej pogardliwy, który nie pochodził z tego świata. Pochodził z umysły chłopaka. Nie dosyć! Dosyć ja nie chcę! Wszystko w nim trzęsło się od środka, ogromne wstrząsy, raz po raz ogarniały jego ciało. Wspomnienia... One narastały, to już nie były wizje, przynajmniej nie takie jakie miewał wcześniej. Teraz było inaczej, było gorzej. Szedł ciemnym tunelem, dookoła otaczały go drwiące uśmiechy, ludzie którzy wytykają go palcami. Tristan zaczął biec, biegł do wielkiej ciemnej kuli, kiedy tam dobiegł... Ciałem Tristana wstrząsnął kolejny dreszcz, tym razem najgwałtowniejszy i najsilniejszy. Z jego oczu popłynęły kolejne nie kontrolowane łzy. Lecz on nawet nie wiedział że płacze. Nie wiedział że siedzi, nie wiedział że ktoś go trzyma za rękę, jednak ciepło. Czuł je, ciepło które nie należało do niego. Ciepło osoby która chciała mu pomóc. Czy naprawdę powinien? A co on miał do zaoferowania w zamian? Był nikim i nie miał nic. Musiał się pozbierać, jeszcze trochę i na pewno mu się uda.. Na pewno... - Desiree? Desiree... Błagam.. Pomóż mi! Ja... To... Ja.. Ja nie wiem co się dzieje.. Ktoś czy coś odbiera mi nadzieje... Każde słowo było wypowiadane z ogromnym wysiłkiem. Tristan naprawdę musiał zebrać w sobie ogromną siłę, by to powiedzieć. Jednak był to nie mały przełom, który spowodowała dziewczyna.
Desiree poglądała na Tristana z coraz większym zdziwieniem. Jego twarz zupełnie się zmieniła...Wykrzywił ją grymas. Na Merlina, on teraz wyglądał jak Ślizgon! Gdy się odezwał jego głos równie brzmiał inaczej. Jakby wewnątrz niego zaszła nagła przemiana. Jakby umarł stary Tristan, pełen ciepła i radości, a narodził się nowy, cyniczny i poważny. Nie żałuj zmarłych, mi już nie pomożesz... Żałuj żywych, oni zasługują na twoją pomoc. Desiree natychmiast struchlała...Boże...on naprawdę cierpi. Moje bóle i lęki to przy nim pikuś... Chwyciła go za ramiona próbując przemówić mu do rozsądku. Nie wiedziała czy to się uda. W końcu chłopak nie był teraz sobą. -Tristan. Nie jesteś martwy. NIE JESTEŚ. Ty żyjesz, czujesz! Nie mów tak. Każdy zasługuje na pomoc. A ja chcę ci pomóc, naprawdę chcę ci pomóc. Wierzysz mi?- spojrzała na niego smutno. Naprawdę się martwiła! Ona, Desiree Weaver, zimna i oschła, teraz naprawdę się martwiła o tego chłopaka. O Puchona! W pewnym sensie przypominał jej ją samą. Dlatego nie mogła go teraz zostawić. -Jesteś warty tego by ci pomóc. Jest w tobie nadzieja. Nie możesz jej zmarnować. Do diabła, nie możesz! Musisz żyć, musisz sobie poradzić. A ja ci w tym pomogę. Razem przezwyciężymy wszystko. Rozumiesz? - Desiree wpadała w coraz większą rozpacz. Tak bardzo było jej żal Tristana...Nie chciała by cierpiał. Nie zasługiwał na to, wbrew temu co sam myślał. Nie znała legilimencji ale jakimś cudem domyślała się co o sobie myśli w tej chwili Tristan. -Nie jesteś nikim, Tristanie. Jesteś Tristan, pamiętasz? Silny, radosny Tristan. Nie możesz zatracić się w swoim bólu. To może doprowadzić do zagłady, do tragedii. Nie możesz na to pozwolić! Masz serce, masz duszę, masz w sobie ciepło, radość. Musisz ją w sobie na powrót odnaleźć. Masz mnie. Mnie. Dasz sobie radę, wierzę w ciebie. Damy sobie radę. My. Razem. Tylko jedno co musisz zrobić to nie budować znów muru. Nie możesz wiecznie udawać. - chłopakiem znowu zatrzęsły dreszcze i kolejne niekontrolowane łzy popłynęły z jego oczu. Teraz już Desiree nie zastanawiała się niczym. Przygarnęła chłopaka do siebie i mocno przytuliła pozwalając by łzami moczył jej bluzkę. Nie bylo to ważne. Waży był Tristan i to aby mu pomóc. Gładziła go po włosach szepcząc uspokajająco. -Cicho, cicho, już dobrze...Będzie dobrze. Pomogę ci, damy sobie radę. Damy radę...Pomogę ci...Cicho, cicho...Nie pozwolimy odebrać ci nadziei. Nie tym razem. Wiesz dlaczego? Bo jestem tutaj. Gdy jesteśmy razem nic nie jest nam straszne. Damy radę. Trzeba tylko w to wierzyć. -przytulała Tristana do siebie gładząc po po włosach powtarzając szeptem słowa pocieszenia. Chciała dobrze dla Puchona i naprawdę wierzyła w to co mówi. Że dadzą radę, że przezwyciężą wszystko. Że są silni.
W Tristanie zaraz opadła siła po tym co powiedział. To była jego ostatnia wola walki. Wola walki która upadła jak mury Kartaginy. Niczym Koń trojański, zdrada, ból i nieufność, wdarły się do niego. Palił się od środka, niczym Troja. Został poniżony i przegrany niczym Hektor przez Achillesa. Bóg czy Bogowie go opuścili, niczym Hektora, wybierając swego ulubieńca.Ale jak mogli go opuścić, czy też ON mógł go opuścić, skoro nigdy przy nim nie był? Zapadły kurtyny ciemności, oklaski dobrej gry upadły. Pojawił się Anioł, czarny niczym ciemność w jego duszy, uśmiechał się, czas by pójść z nim, z samym śmiercią, jak równy z równym. Dłonie, krzyk, rozpacz, łańcuch.. Łańcuch nie rozerwalnej więzi trzymał go przy życiu. Nie mógł odejść. No dalej, zerwij wszystkie więzi łączące cie z tym światem. Powiedział Anioł, czy też śmierć, ale Tristan nie mógł, nie chciał. To był krzyk, krzyk kogoś ważnego, ktoś kto chciał by on żył! Żył dla niej! krzyczała, rozpaczała... A może to kolejny omam, który pojawił się tylko po to, by dobić go jeszcze bardziej. Czy już nie dość wycierpiałem? Proszę.. Pozwólcie mi odejść. Lecz ten głos, nie pozwalał mu odejść, łańcuch stawał się coraz cięższy, z każdym słowem, przybywała mu kolejna tona. Tristan nie mógł odejść z tego świata. Lecz dlaczego? On nie miał już sił! Lecz był ktoś, dla kogo było warto walczyć.. Dotyk... Niczym sam anioł położył na nim swoją kojącą dłoń. Niczym stworzenie stworzone z ognia, zapłonęło teraz w celu odzyskania go. Słyszał.. Zdawał sobie sprawę że to krzyk, lecz do niego dochodził przytłumiony szept. Słowa, pojedyncze, mówiła, krzyczała, że dadzą sobie radę, że ma dla kogo żyć, że jest ona. Że ona mu pomoże. Kim była? Czyżby dostąpił łaski boskiej, i sam anioł, zszedł by go uratować? Tristan, odzyskał pewną nikłą cześć swego "Ja" Na początku nie rozumiał nic, i wiele czasu minęło nim zrozumiał. Płakał, ktoś go przytulał.. - Aniele... Co robisz z mą nędzną duszą? Czy ona jest warta twego anielskiego dotyku? Są...Inni...Bardziej... W Tristanie ponownie zabrakło sił, lecz wiedział już że to nie Anioł, lecz Desiree, ale.. Czy to była jakakolwiek różnica? Tristan był do niej wtulony, lecz jak kiedy i czemu to się stało, nie miał kompletnego pojęcia. W momencie kiedy już brakło mu sił, kiedy został pokonany, kiedy chciał zostać pokonany, pojawiła się ona! Mocnym łańcuchem, przytrzymała go przy świecie żywych, a swoim Anielskim dotykiem pozwoliła mu wrócić. Tristan nadal nie odzyskał swojej siły, nadal był słabym, żałosnym rycerzykiem. Lecz w jego ciemności ktoś rozpalił ogień. Ktoś bardzo ważny... Ale strach.. Strach tak nie zwyciężony, niczym złote ściany, szarego muru. Tak można było określić osobowość Tristana. Na zewnątrz byle jaki nijaki, niby szczery, lecz mówiący tylko to co może komuś pomóc. Niby złoty, a czuł się jak tombak. W środku szary nijaki, a ze złotym sercem, niby szary, a w tej szarości tyle chęci pomagania.. Lecz to było i minęło, on nie chciał walczyć, miał dosyć. Chciał się poddać. Tylko Desiree trzymała go przy życiu, i mimo że nie chciał robić jej przykrości, to zapomni o nim, zresztą jak każdy. Płomień zapalił się w jego duszy, lecz nie jasny i ogrzewający, lecz czarny i zimny. Tristan otworzył oczy, i spojrzał się na dziewczynę. Zero blasku, zero przyjaźni, ani wrogości, wo gule zero niczego. Tylko ten pogłębiający się ocean smutku. - Patrząc się w twoje oczy, widzę swoje odbicie, wspomnienie iskrzą, nie pozwalając żyć w spokoju. Mały pokój, ja modląc się za ciszą, która była mi najbliższa rzeczą! Bliższa niż Ona i niż ON! - Tak teraz Tristan miał na myśli swoich rodziców. Można tutaj mówić o sporym przełamie, Tristan nie rozstał się do końca z tym światem, jedynie więź z Desiree trzymała go przy życiu. I teraz naprawdę chciał by go zostawiła, by mógł w spokoju umrzeć... - Jako małe dziecko, myślałem "Wiedz!" Bo jedyną myślą, jest uciec z stąd! - To przemówienie, kompletnie go wyczerpało, nie miał sił się opierać, a mimo tego się opierał. Coś się w nim tliło, coś co nadal chciało żyć. Desiree.. Gdyby Anioł przybrał ludzką, namacalną postać, to pewnie właśnie tak by wyglądał. Nie chciał jej, przysparzać trosk, ani tym bardziej marnować jej czasu. Tristan buntował się, nie chciał by ktoś go przejrzał, a kompletnie nie zdawał sobie sprawy, ze już został przejrzany. Przestał rozumieć co się stało, a co się dzieje. Wyrwał się... Biegł.. Płakał... Upadł twarzą w kamienną posadzkę.. Taka zimna. Czy śmierć długa trwa? - Desiree... Dziękuję... Tristan zamknął oczy, dlaczego uciekł? By Desiree z czystym sumieniem mogła go zostawić, a on z czystym sumieniem mógł umrzeć. Tak nawet takiej chwili, martwi się o innych...
Tristan wciąż płakał i płakał. Na jego miejscu Desiree również by płakała. Było jej strasznie smutno z powodu smutku Tristana. Czuła się za niego w jakiś sposób..odpowiedzialna? Nie wiem jak to nazwać. Gdy tak patrzyła na niego chcąc go jakoś uspokoić nie wiedziała co dzieje się w jego głowie. Gdyby znała jego myśli, wiedziałaby jakie emocje wzbudziła w nim jej wypowiedź, jej obietnica. Widać było, że Puchon się waha. Bała się o niego, naprawdę martwiła się by nie zrobił niczego głupiego czego by potem żałował...Albo nie zdążył żałować...Coż, nie rozwódźmy się nad tym bo znowu zacznę płakać xd A więc Desiree patrzyła na chłopaka w milczeniu. Czuła, że słowa są tu niepotrzebne, że nie ma słów których mogłaby użyć by go pocieszyć. Tristan cały czas płakał a jego emocje coraz bardziej go przytłaczały. To było widoczne na odległość. Nie dawał sobie z nimi rady a co do Desiree nie był do końca pewien. Ba, może nawet jej nie słuchał zajęty tylko swoimi myślami. Ślizgonka mogła go tylko pocieszać i przytulać uspokajając go. W pewnej chwili jakby oszołomiony czy też zdziwiony zaczął mówić coś o aniele. Skąd nasza Des mogła wiedzieć, że to o niej? Nikt nigdy tak jej nie nazwał. Więc pomyślała, że chłopak majaczy. Gdyby wiedziała co teraz dzieje się w jego głowie...Zdziwiłaby się. Chłopak wyglądał na smutnego, zagubionego, jakby walczył na progu życia i śmierci. Która strona zwycięży? To zależało tylko od niego. No i po cześci od niej. Kolejna jego wypowiedź jeszcze bardziej zdziwiła studentkę. Widzi swoje odbicie w jej oczach? Czyżby naprawdę tak było? W każdym razie chłopak wyglądał jakby umierał, jakby chciał umrzeć, jakby tylko uścisk Desiree pozwalał mu na przeżycie. Ślizgonka nie wiedziała jak to z nim jest. Wiedziała tylko że nie da mu umrzeć i go nie zostawi. Aby mu to uświadomić uścisnęła mocniej jego dłoń. Potem powiedział o jakiejś Niej i o jakimś Nim. Z dalszej jego wypowiedzi wywnioskowała że mówi o kimś mu bliskim w dzieciństwie. Rodzice? Jeśli tak, to trafił swój na swego. Ona też miała z nimi problemy. Oczywiście jeśli przyjmiemy że to byli jej rodzice, a tutaj by polemizowała. Lecz nagle....zobaczyła w jego oczach bunt, naprawdę wielką chęć samotności i śmierci. Teraz najchętniej zostałby sam. -Tristan...zostań...nie rób tego...stój...słyszysz. Jestem z tobą, razem damy radę, tylko daj sobie pomóc. Nie myśl, że tylko tracisz mój czas, że nie warto! Warto! Nie odejdę, nie zapomnę. Pomogę ci. - ale widziała, ze już podjął decyzję. Nie chciał pomocy. Wzmocniła uścisk by się nie wyrwał. Ale nic to nie dało. Wstał i zaczął biec. -Nie, Tristan, stój. Stój, wracaj! Zostań! Nie uciekaj, słyszysz? DAJ SOBIE POMÓC!! -szybko wstała i pognała za nim! Bała się że nie zdąży. Ale nie...upadł. Podbiegła do niego. Leżał głową w dół. Kucnęła przy nim czekając aż się podniesie by go złapać i nie puścić. Ale to nie następowało. Podniosła delikatnie jego głowę by na nią spojrzał. Wyglądał jakby umierał. Jakby niczego więcej na świecie nie pragnął. W oczach Desiree momentalnie pojawiły się łzy. -Słuchaj, nie wolno ci umrzeć...Pomogę ci...- i nagle stało się coś...dziwnego. W jego oczach zobaczyła coś czego pewnie nie było, pewnie było to tylko jej urojenie ale...te spojrzenie ją zahipnotyzowało...Zapomniała gdzie są, po co są, zapomniała dlaczego klęczy, zapomniała, że jeszcze dziesięć minut temu go nie lubiła, zapomniała że Tristan jest Puchonem, że powinna go nienawidzić...Cały czas wpatrując się mu w oczy przybliżyła swoje wargi do jego warg.
Upadek który trwał nie więcej niż ułamek sekundy, a przed oczami rozegrało się całe jego życie. Tylko w nie których momentach wyłapywał bardziej szczegółowe, sceny by te mogły dalej przelecieć. Upadał, nawet w ostatnich godzinach swego życia był powolny i żałosny. W jego głowie był otępiały ból, serce przestawało bić. Nadchodziła błoga, tak długo przez niego wyczekująca cisza. Ciemność.. Dookoła jedynie ciemność, kroki.. Ktoś biegł, ktoś krzyczał. Znał ją! Czy ona też umarła? Nie, w jej oczach nadal było życie. Tristan z anielskim spokojem patrzył jak do niego podbiega. Do niego? Raczej do jego ciała. Wszystko działo się powoli, jak gdyby w zwolnionym tempie. Widział wszystko z niesamowitą ostrością, jak gdyby był tylko tłem, lub ramą jakiegoś obrazu. Desiree przewróciła jego ciało, zaczęła płakać, i krzyczeć. Tristan zaczął widzieć, wszystko mniej wyraźnie, słyszał w uszach głuche otępienie, w głowie tępy ból. Jego twarz stawała się odrętwiała przez ból, spowodowany upadkiem. W jednej chwili zrozumiał co się dzieje. Powracał do życia, powracał dla niej. Czy to miało jakikolwiek sens? Dla Tristana nie, ale to dziwne spojrzenie, ten dziwny blask w oczach dziewczyny, którego nigdy wcześniej u nikogo nie widział. To właśnie to kazało mu wrócić. To nie była chęć pomagania, ani litość. To już zaczynało wykraczać po za normę którą nazywa się przyjaźnią, to było coś czego Tristan w swym życiu, nigdy nie doznał. Jednym spojrzeniem, dziewczyna przyciągała go do siebie, jego serce wróciło, do normalnego trybu pracy, najpierw bardzo powoli i słabiutko zaczynało bić, jak gdyby robiło to po raz pierwszy. Jego ciało, było odrętwiałe i nadal chłodne, lecz smutek i ból, powoli ulatniały się w atmosferę. Wszystko zaczynało wracać do normy. Lecz czy na pewno? Uwierzcie albo nie, ale tego co się teraz działo, nie był w stanie przewidzieć żaden jasnowidz. Chociaż by potęgował swoją moc, i używał nie wiadomo jakich sztuk, to co teraz się działo, wykraczało nawet po za ich wiedzę. To wykraczało po za ten świat. Tristan i Desiree stali się częścią, innego świata, połączyli swoje dwa osobne i jakże różne, w jeden. Piękny i niedostępny świat dla nikogo. Jej usta przybliżały się do niego, zaś jego serce biło coraz szybciej i szybciej, jak gdyby szukało drogi do serca dziewczyny. Czasami trzeba umrzeć, by móc odrodzić się na nowo... Zupełnie jak Feniks.. Taka myśl przeleciała przez głowę Tristana. Najpierw powoli, subtelnie i delikatnie, jak gdyby bał się że ta ulotna chwila, zniknie w momencie połączenie ich warg. Delikatnie jego dolna warga, zahaczyła o jej górną. Tristan spojrzał się na nią, w jego oczach pojawiło się coś, co ciężko było nazwać. Było to dziwienie, pomieszane z wdzięcznością i bezgranicznym oddaniem. Jego ciało odzyskiwało normalny kolor. A jego problemy? A czy właściwie miał jakieś? Jeszcze przed chwilą, umierał na jej oczach, zaś teraz rodził się na nowo. Silniejszy, lecz tym razem nie skryty, bez żadnych murów i tajemnic. Nie dla niej. Tristan usiadł, bardzo blisko dziewczyny, tak że ich wzrok był przy wzroku drugiego, ich wargi niemal się łączyły, ich nosy delikatnie się stykały. Na ustach Tristana pojawił się uśmiech, bardziej szczery niż kiedykolwiek. Ręką, a raczej wewnętrzną stroną jednego palca, otarł łzy dziewczyny. A co jeżeli to wszystko nie prawda? Jeżeli teraz dziewczyna sobie pójdzie, zostawiając go samego? Ah ta niepewność! Nawet w najbardziej szczęśliwych momentach, swego życia, człowiek musiał ją odczuwać. Tristan powoli zbliżył swoje wargi, do warg dziewczyny. Całując krótko, lecz namiętnie, chcąc tym jednym pocałunkiem przekazać wszystkie swoje uczucia. Wdzięczność i oddanie, i to coś, co nie potrafił jeszcze zidentyfikować. To coś co ich połączyło. - Przepraszam... Wyszeptał, obolałym głosem, gdzie jednak wyraźnie było słychać, nutę szczęścia. Tak Tristan był naprawdę szczęśliwy, cieszył się z tego ze jest tu i teraz, z nią. I chciał by tak już było na zawsze.
Desiree spojrzała na niego przybliżając się coraz bardziej. Przez chwilę jeszcze nie była pewna tego co robi. Nie wiedziała jak, po co, dlaczego...Niczego nie była pewna. Ba, zapomniała nawet jak się nazywa. Jej mur kompletnie runął. Czy kiedykolwiek znowu go odbuduje? Czy było to potrzebne? W tej chwili Desiree mogłaby nawet umrzeć. A właściwie czuła że już umarła. Tak jak Tristan. I podobnie jak on odrodziła się na nowo. Widziała zmianę w jego zachowaniu. Odczuła to głęboko w swoim sercu. Tak, w swoim. Tristan w przeciągu jednej chwili właśnie tam się pojawił. Powoli, ale to bardzo powoli ciało chłopaka było znowu ciepłe, spojrzenie radosne...A oczy... w nich Desiree mogłaby zatonąć na wieczność. Wdzięczność, zdziwienie...Tak, na pewno to właśnie czuł Puchon. Ślizgonka czuła się zupełnie tak samo. Dzielili teraz wspólny świat, oddychali wspólnym powietrzem, ich serca biły w jednym rytmie. Ich wargi w końcu się złączyły. Delikatnie, czule, tak by nie spłoszyć drugiej osoby...By można było się jeszcze rozmyślić...Ale Desiree nie zamierzała się rozmyślać. Wiedziała, że właśnie tu jest jej miejsce. Tutaj, na dziedzińcu. Przy Tristanie. Chciało jej się tańczyć i śpiewać. Lęki? Strach? Depresja? A co to takiego? Słowa te nagle zniknęły z jej słownika. Uśmiechnęła się lekko znów całując chłopaka, który właśnie usiadł i otarł z jej oczu łzy. Dotyk zadział na nią niezwykle kojąco. Wiedziała, że gdyby teraz nagle, nie wiadomo skąd pojawili się śmierciożercy, dementorzy, inferiusy, a nawet sam Voldemort, ona nawet by tego nie zauważyła. Nie bałaby się. Bo on był przy niej. Ochroniłby ją tak jak chciał ja ochraniać od samego początku. Chciał by mu zaufała, by się otworzyła. I zrobiła to. Tristan dostał się głęboko do jej serca, tam gdzie nie dotarł jeszcze nikt inny. Była szczęśliwa. Cholernie szczęśliwa. Tak jak nigdy dotąd. Ten blondwłosy chłopak stał się Tristanem. Jej Tristanem, Rycerzem Okrągłego Stołu, tym który obroniłby ją niezależnie od tego co by się działo. A ona była Izoldą. Księżniczką, ciemnowłosą bristolską księżniczką (:D), która za swojego rycerza oddałaby życie. Ale ich historia była inna. Nie było damy dworu, nie było Amortencji, Desiree nie była przeznaczona dla nikogo innego. A zakończenie? Nie! Nie będzie takie samo. Izolda...znaczy się, panna Weaver, nie może do tego dopuścić. Nie chce do tego dopuścić. Chce by ta chwila trwała wiecznie. Do końca świata i o jeden dzień dłużej. Ona także usiadła chwytając go za ręce i wpatrując się w niego. Ale już nie pogardliwie, nie ze smutkiem nawet. Jej wzrok wyrażał teraz radość, ciepło, wdzięczność, zdziwienie szczęściem, które ją spotkało a o którym nawet nie marzyła. Gdy zaczął ją przepraszać ona roześmiała się. Za co? To ja powinnam przeprosić. I podziękować jednocześnie.-Tristan...-szepnęła jeszcze jego imię by zobaczyć jak brzmi. To imię nabrało dla niego nowego znaczenia. Nie oznaczało już "urodzony dla smutku". Nie, dla niej brzmiało jak: "miłość ", "radość", "oddanie". By upewnić się, że wszystko to jest prawdą, i ona nie zginie jak po zakończonym śnie pocałowała jeszcze raz. Tym razem wkładając w to całą swoją radość, uwielbienie. Od nienawiści do miłości jest tylko jeden krok...W ich przypadku zgadzało się to całkowicie. A może jednak nie? Może jej się tylko tak wydaje? Musiała zacząć myśleć racjonalnie. Serce nie chciało słuchać ale umysł musiał dojść do głosy. Czy tego właśnie chciała? Czy to nie stało się za szybko? I jak właściwie do tego doszło? Wstała, rzuciła się za nim, podbiegła...Może to był tylko taki odruch, sięgnięcie po ostateczną metodę, która przecież okazała się skuteczna. A teraz może tylko jest jeszcze tym oszołomiona. Przecież ona go nienawidziła! Czuła chęć zemsty! Nie chciała go znać! A teraz go...całuje? I szepcze jego imię jakby było ono jedynym na świecie? Boże kochany, co się z tą dziewczyną dzieje? Ona naprawdę jest pełna sprzeczności! Wiedziała tylko, że gdy zobaczyła to coś w jego oczach, poczuła że musi go pocałować, wydawało się to dla niej jedynym możliwym rozwiązaniem. Ale czy to co teraz czuje nie jest jedynie współczuciem, chęcią pomocy Tristanowi? Nie była już niczego pewna. Czy ona go kocha? Czy on kocha ją? I czy to nie stało się zbyt szybko? Znają się zaledwie parę dni, rozmawiają dopiero drugi raz! Nie powinni chyba tak wcześnie...Ale czekajcie. Przecież trzeba żyć spontanicznie! Nie wolno nic planować, bo gdy z planów wyjdą nici będziemy zawiedzeni. A na spontanie, mówi się trudno stało się i żyje się dalej! Może to co Desiree zrobiła, to że go pocałowała? Może to było słuszne? To może było to co powinna zrobić? Może coś postawiło go na jej drodze specjalnie? Może tak miało być! Może to przeznaczenie! Ślizgonka musiała się upewnić. Nie mogła dłużej żyć w niepewności, i strachu. Może ten chłopak miał być jej ratunkiem, jej azylem? Dziewczyna oderwała się od niego. Planowała mały eksperyment, ot tak, tylko po to by upewnić swój umysł, że to co się dzieje jest dobre. Spojrzała jeszcze raz w te jego cudowne, błękitne oczy. Zobaczyła w nich to samo co przed pięcioma minutami. Chęć pocałowania Tristana. Jeszcze raz zbliżyła się do jego ust. I....co? Wszystko! Może to głupie jak się o tym czyta ale poczuła to wszystko o czym piszą w książkach, te fajerwerki, błyskawice, i inne pierdoły. Już wiedziała. Wiedziała, że Tristan jest TYM Tristanem, że ją uratował przed zagładą. A ona uratowała jego. Ślizgonka i Puchon? Gdyby ktoś, powiedział jej godzinę temu, że wkrótce będzie całowała tego chłopaka to by go wyśmiała i wyszydziła. A teraz? Teraz tylko chwyciła go za poły kurtki i przyciągnęła bliżej siebie. Ale...czy on czuje to samo? Czy on ją kocha? Może odpowiada na pocałunki tylko , nie wiem..z wdzięczności, może jeszcze jest oszołomiony stresem? Dziewczyna musiała się tego dowiedzieć. Spojrzała na niego, z całą miłością i oddaniem na jakie było ją stać. -Czy ty...Czy ty naprawdę tego chcesz? Czy to nie za szybko...nie powinniśmy, nie wiem, poczekać? Bo, ja tego chcę. Ale...-jąkała się, nie wiedziała jak to powiedzieć. Ale czuła że musi znać jego odpowiedź.Że nie przeżyje jesli się nie dowie jakie są jego uczucia.
Ostatnio zmieniony przez Aileen Desiree Weaver dnia Wto Gru 06 2011, 20:30, w całości zmieniany 1 raz
Melancholia, Tristan bardziej niż kto inny, mógłby ją opisać. Bardziej niż kto inny, poznał ją z każdej strony, i uwierzcie mi, albo nie, ale nie ma w niej nic dobrego. Stan umysłu gdzie wspomnienia doprowadzają cie do szaleństwa, najbardziej powolna, i najbardziej bolesna śmierć jaką tylko można sobie wyobrazić. Stan umysłu, gdzie świadomość istnienia, przestaje istnieć. Rozum zmusza organizm do samo-destrukcji, zmusza serce do zaprzestania swej syzyfowej pracy. Przestajesz, rozumieć co jest prawdziwe a co sobie sam wyobrażasz, stan bardzo podobny do stanu upojenia narkotycznego. Z tą różnicą, że narkoman sam wybiera co bierze, i czy weźmie. Tristan nie miał takiej szansy, ktoś zadecydował za niego. Przeznaczenie? Tristan nie wierzył w takie bzdury, że niby ktoś decydował kim jest, i co robi? Tristanowi nie podoba się myśl że jest marionetką, w czyichś mściwych rekach. Zapewne w rekach największego sadysty, czyli Boga. Za pewne ten sadysta miał niezły ubaw, patrząc na samo zniszczenie Tristana. Kazał mu kroczyć wyboistą ścieżką, bez żadnej nadziei na lepsze życie, bez okazji na zrozumienia tego wszystkiego, bez najmniejszego promyku światła, bez chociażby iskry nadziei i wiary. Lecz mimo wszystko... Był tutaj nie z własnej woli, nogi same go tutaj zaprowadziły, jeżeli to nie przeznaczenie to co? Przypadek? A morze Bóg istniał? A ta cała jego ciemna przeszłość, to próba jego sił? Jego śmierć, i samozniszczenie... Może właśnie oboje, on i Desiree sobie zasłużyli, na jego sadystyczne spojrzenie, i na siebie? Umarli, by urodzić się na nowo.. Miłość i nienawiść, stoczyły tutaj kolejną bitwę, którą toczą od momentu istnienia ludzkiego życia. Te dwa uczucia, nierozerwalnie, towarzyszą człowiekowi, popychając go do wielkich, lub strasznych czynów. Te dwa uczucia nierozerwane łączą, ze sobą dwojga ludzi. I nie zależnie od tego czy kochasz, czy nienawidzisz, po stracie drugiej osoby czujesz pustkę, którą za wszelką cenę starasz się wypełnić.. Tristan.. Kim był Tristan? Ten którego znaliście już nie żyje, mam nadzieje że zdążyliście się nim nacieszyć. Bo narodził się nowy, silniejszy Tristan. Czy lepszy, tego nie wiadomo. Desiree... Jednym spojrzeniem tchnęła w niego życie, i pozwoliła mu się narodzić...To co wcześniej się stało, to rodzaj magii której nie nauczycie się z książek, to rodzaj magii, o której nie usłyszycie, nawet od największych uczonych. Bo nie wszystkiego można się nauczyć... Nie które rzeczy trzeba poczuć...Głęboko w sercu... Mówicie że nie można się zakochać, znając osobę tak krótko? Mówicie że to co się dzieje, to zauroczenie, lub działanie pod afektem chwili? Więc nic, a nic nie wiecie o miłości. Nie ważne czy znacie kogoś od dzisiaj, czy od urodzenia. Miłość to nie tylko uczucie, lecz także świadomość. W tedy czujesz tą drugą osobę, czujesz ją głęboko w sercu, czujesz jej oddech, jej ból, radość, jej łzy. Widzisz ją i jej duszę, i w tedy, stajesz się silniejszy niż kiedykolwiek, stajesz się wolniejszy niż kiedykolwiek. Myślice że to stan narkotyczny? Bardzo się mylicie! Mówicie że dzięki narkotykom, stajecie się szczęśliwi i wolni tak? Gdybyście poznali, wolność spowodowaną przez czystą i nieskalaną miłość. W tedy byście zrozumieli, jak bardzo narkotyki dają jedną miliona prawdziwej miłości, prawdziwej wolności. Desiree należała do Slytherinu, Tristan do Huffelpufu i co? Czy to dom, do którego należymy, ma decydować o tym kim jesteśmy? O tym kogo mamy kochać? Desiree i Tristan łamali wszystkie zasady, przyjęte jako ogólne przyjętą normę postępowania. I Tristan złamie każde prawo! Każdą zasadę! Każdy szyfr! Byle by znaleźć się blisko Desiree, by zobaczyć w jej oczach to co teraz widzi. Co Tristan widział? Widział wschód słońca, i piękną noc oświetloną milionami gwiazd. Widział zachód słońca, na tle błękitnego morza, widział jak oświetla ją promień słońca, lekko, i nie pewnie, jak by samo słońce bało się że zostanie odrzucone, przez istotę która wydawała się nie pochodzić z tego świata. A to jej spojrzenie! Tyle emocji, tyle uczuć! I to wszystko dla niego! Dla Tristana! Pierwszy raz, Tristan nie czuł się tak, jak wskazywało jego imię "Urodzony dla smutku"? NIE! "Urodzony dla Desiree"? TAK! Tristan czuł się jak by, znajdował się na pięknej łące, pełnej Lili, chryzantem i róż. Oświetlonej przez słońce, jak by siedział na trawie mokrej od porannej rosy, a na przeciw niego, siedziała najpiękniejsza dusza tego świata. Oboje, byli całością jednego jabłka, które niegdyś zostało podzielone na dwie połówki ona czekała na niego, tak jak i on czekał na nią. Odnaleźli się, by razem umrzeć, by razem utonąć w ciemności, i odrodzić się w wspólnym szczęściu, razem, by już nigdy nie być samotnym. czy już teraz rozumiecie? Czy możecie chociaż pojąć to co teraz się działo? Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, to zobaczył by dwóch ludzi, którzy przez całe życie otaczali się murem i pozorami, a którzy teraz siedzieli bez żadnego muru, bez żadnych masek i pozorów. I byli najszczęśliwsi na świecie. Zobaczył by dwójkę ludzi, którzy oddychają, jednym powietrzem, w których bije jedno serce, w których płynie jedno i to samo uczucie. Dotyk jej warg, to w jaki sposób wypowiadało jego imię, dotyk jej skóry. To dla Tristana był nowy świt. Tristan powoli i czule gładził jej policzek, nie ukrywając przy tym swojego zachwytu, robił to powoli i czule, jak gdyby Desiree była krucha, lecz najcenniejsza na świecie, niczym diament i porcelana. Czy wiecie co to jest miłość platoniczna? Czy w nią wierzycie? Zresztą nie obchodzi mnie to, wiem że dla was to głupota, pomieszana z naiwności, i wizją dziecka lub szaleńca. To nie zbity dowód tego że nigdy nie kochaliście, tak jak Tristan kochał. Do Tristana nagle powrócił strach, widział jej oczach zmianę, widział niepewność, wahanie i wewnętrzną walkę, gdy przemówiła do niego, i pociągnęła go, jego kurtka wcześniejsza rozerwana na szwach, pękła całkowicie. Przynajmniej koszula ocalała, chociaż nie wiadomo na jak długo. - Nie rozumiesz? - Zapytał czule Tristan wkładając w te słowa wszystkie swoje uczucia. - Ja już nie żyje, umarłem... Teraz żyje tylko dzięki tobie, i tylko dla ciebie. czekać? Na co? Ja bez ciebie nie istnieje! Nie mam powodów by żyć, jeżeli nie mogę żyć dla ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim.... Błagam cię... Błagam... Nie zostawiaj mnie, ja bez ciebie, to jak oczy bez źrenic, jak ciało bez krwi, jak wampir bez zębów, jak kieszonkowiec bez rąk.. - Tristan patrzył się na nią błagalnie, z całym swym uczuciem, nadal gładząc ją po policzku. Tristan zbliżył się do niej jeszcze bardziej, to prawda że sam nie mógł uwierzyć w to co się dzieje, jeszcze przed chwilą umierał, teraz żył tylko dla niej. Czuł ją w sobie, jak by była tam od zawsze, tylko nie zdawał sobie z tego sprawy. Jego święty Graal, jego oaza. To była ona! To było jego miejsce! Przy niej. Jeżeli nie, to naprawdę Tristan nie miał po co żyć, a śmierć, to tylko oczywista formalność. Jak podpisanie dokumentu w biurowcu. Po co żyć, jeżeli twoje życie cie nie chcę? Po co się starać, jeżeli nie ma dla kogo? Lepiej odejść zapomnianym i niechcianym, niż patrzeć, na nią, a samemu się zataczać, to jest jeden z rodzajów masochizmu. Samo okaleczenie, lecz nie ciała, a duszy. Dusza także krwawi, są to łzy krwi. Dusza także cierpi, i to bardziej niż zdajecie sobie z tego sprawę, ból fizyczny to nic! Do niego można się przyzwyczaić i pokazać mu gdzie jego miejsce. Ból psychiczny to nic! Bo można się leczyć! Ale ból duszy? Do tego nie można się przyzwyczaić, ani się na to leczyć. Dać nadzieje by potem ją odebrać.. Dać dziecku lizaka, by potem siłą je zabrać...
Czekała z napięciem na odpowiedź chłopaka. W międzyczasie zastanawiała się nad absurdalnością sytuacji. Nie dalej jak pięć dni temu spotkała Tristana w czasie gdy była, łagodnie mówiąc, w nieciekawym nastroju. Wtedy odtrąciła go, nie chciała go słuchać, nie cierpiała Puchona za to że chciał jej pomóc, że chcial ją zmienić. Nie pozwoliła mu zburzyć swojego muru i odeszła, marząc o tym by już nigdy go nie spotkać. Co ciekawe, po ich spotkaniu nie mogła się uspokoić. Tristan obudził w niej wiele wątpliwości. Był to skutek czegoś czego nie chciała i nie mogła przewidzieć. Przez blondyna, a może właśnie dzięki niemu, parę cegieł w jej murze pękło, rozkruszyło się. A ona nie zdawała sobie z tego sprawy. Dziś spotkała go znowu. Spotkanie to było jej zupełnie nie na rękę. Znowu chciala mu ubliżać, szydzić z niego. Ale nie mogła. Co było powodem? Ujrzała w jego oczach to co sama nierzadko przeżywała. Smutek, złość na świat, poczucie beznadziejności. Nie wiedziała jak ma się zachować. Ten jeszcze parę dni wcześniej wesoły, radosny chłopak był w jeszcze gorszym stanie niż ona. I o dziwo, już nie chciała mu ubliżać, upokarzać go. Obudziła się w niej inna Desiree, chcąca nieść pomoc, ciepła, troskliwa. Przejrzała go tak samo szybko, a może nawet szybciej, niż on ją samą. Puchon chciał odtrącić Desiree, ale Ślizgonka była uparta. Opłaciło się. Teraz siedziała trzymając go za ręce, na zimnej posadzce. Ale nie było jej zimno. Nie, w sercu brunetki płonął ogień. Ogień uczucia, które rozgrzewało ją od środka. Uczucia, które objawiło się tak nagle. Zaledwie parę minut temu, po jednym spojrzeniu, jednym uścisku dłoni. Kochała go, a miała nienawidzić. Nienawidziła, a może jedynie chciała nienawidzić? Może ten ktoś na górze miał dla niej inny plan, znał ją lepiej niż ona sama siebie? Wiedział o czymś o czym nie wiedziała Desiree? Może właśnie to dla niej zaplanował? Może nie jest dla niej jeszcze za późno? Może tak właśnie miało być? Może nie mogło być inaczej? Co dziwne, uczucie do Tristana rosło całą swoją mocą, z sekundy na sekundę było coraz silniejsze. Studentka czuła, że teraz mogłaby przenosić góry, że teraz gotowa by była zrobić dla chłopaka wszystko, mogłaby za nim skoczyć w ogień, oddać za niego życie! Obudził w niej chęć do życia, której tak naprawdę nigdy nie miała, urosła w niej nadzieja na lepsze jutro, radość. Ale jak to możliwe? W jednej chwili tak bardzo kochać gdy wcześniej sie nienawidziło?! Jeszcze godzinę wcześniej?! A może ona wcale go nie nienawidziła? Tylko że o tym nie widziała? Tyle pytań, na które nigdy nie miała znaleźć odpowiedzi...Tyle rozchwianych myśli...Tyle niewypowiedzianych słów...Desiree chciała powiedzieć Tristanowi, że kocha, i kochać będzie zawsze, że ufa, że nie zapomni, że nie opuści, że przeprasza za to co wcześniej mówiła i myślała! Ale nie potrafiła. Każde słowo, które cisnęło jej się na usta było zbyt słabe, nie oddawały w pełni tego co czuła. Milczała więc. Ale jej serce biło, coraz mocniej i głośniej, usta się uśmiechały a spojrzenie...Oczy to zwierciadło duszy, tak? Desiree miała więc nadzieję, że Tristan odczyta w nich wszystko. Wszystko to, czego nie potrafiła wyrazić słowami. Właśnie dlatego ciągle patrzyła, nie odrywała wzroku od Tristana, swojego Tristana. Niezależnie od wszystkiego miała pewność, pewność że wszystko będzie dobrze. Teraz już tak. Nagle poczuła czyjąś dłoń na policzku. Tristan. Gładził ją po policzku. Od jego dotyku Desiree dostawała dreszczy. Było jej tak dobrze, tak przyjemnie...Uczucie to spotęgowało się gdy usłyszała jego słowa, tak piękne słowa, które wyrażały dokładnie to co czuła... Ja już nie żyje, umarłem... Teraz żyje tylko dzięki tobie, i tylko dla ciebie. czekać? Na co? Ja bez ciebie nie istnieje! Nie mam powodów by żyć, jeżeli nie mogę żyć dla ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim.... Błagam cię... Błagam... Nie zostawiaj mnie, ja bez ciebie, to jak oczy bez źrenic, jak ciało bez krwi, jak wampir bez zębów, jak kieszonkowiec bez rąk.. Desiree oniemiała ze szczęścia. A więc on ją kochał! Kochał ją równie mocno tak jak ona jego! Brunetka nie mogła uwierzyć własnym uszom. Jej serce biło teraz tak radośnie, tak mocno, miało się wrażenie że zaraz wyskoczy jej z piersi. Dziewczyna widziała w jego oczach błaganie. Błaganie o miłość, o to by go nie zostawiała. Zostawić go? Desiree prędzej by umarła niż zostawiła go. Nie teraz, nie teraz gdy wiedziała że on też ją kocha, że jest jej , tylko jej, cały jej! Uśmiechnęła się do niego a jej usta same wypowiedziały te najpiękniejsze imię na świecie: -Tristan, Tristan, Tristan...Nigdzie się nie ruszam. Zostaję tu, przy tobie. Zostaję z tobą, już na zawsze, rozumiesz? Kocham cię! -ostatnie zdanie już wykrzyczała dając upust swojej radości, swoim emocjom. Chciało jej się śpiewać, czuła się jak mała, pięcioletnia dziewczynka, która dostała na Gwiazdkę najpiękniejszą i najdroższą lalkę z wystawy. Znów pocałowała Tristana, marząc by ta chwila trwała wiecznie i by nie musiała się od niego odrywać.
Tristan przyglądał się dziewczynie w skupieniu, czekając na jakąkolwiek reakcje. Cały czas gładząc ją po policzku, słuchał jej uważnie, nie mógł uwierzyć w to co słyszał. Wydawało mu się że śni, że to nie dzieje się na prawdę. To było zbyt piękne by było możliwe. - Kocham cię... Chciałbym powiedzieć tobie że... Bardzo kocham cię... I mam nadzieje że ty o tym wiesz... Tristan wypowiedział to szeptem. Tak czułym, na jaki tylko było go stać. Wiecie bądź, co bądź, trudno jest przystosować się do tak nagłej zmiany. Nie chodzi o to, ze Tristan wątpił, lub żałował. Boże broń, by ktoś tak pomyśłał! Chodzi o to, ze przez wiele lat, Tristan chował się za swymi murami, chował wszystko co posiadał. Smutek, żal, niepewność, złość, pogardę. Teraz dostąpił czegoś, o czym nawet wcześniej nie miał odwagi marzyć! Mianowicie, dostąpił miłości. Kochał i był kochany! Miał to czego podświadomie pragnął. Któż z nas bowiem o tym nie pragnie? Możemy zaprzeczać, możemy się przed tym bronić. Lecz jeżeli Amor się zaprze, to i tak to się stanie. Dlaczego się bronicie? W obliczu szczęścia, dlaczego uciekacie w cień? Dlaczego boimy się zmian? Jeżeli uważamy ze jesteśmy na dnie, to dlaczego boimy się zmian, które mogą się okazać tymi na gorsze tak samo jak, tymi na lepsze? Jeżeli nie mamy nic do stracenia, dlaczego boimy się ryzyka? Tristan był już ponad to, i rozumiał, znał odpowiedzi na te pytania. Czy to oznacza, że będzie innych traktować gorzej od siebie? Oczywiście że nie! To by oznaczało że stał się cyniczny i gorszy niż był! A tak nie było! Teraz miał więcej siły, niż kiedykolwiek wcześniej! Teraz naprawdę czuł że żyje, i że chce żyć, ponieważ miał dla kogo. Miał powód do życia! Miał teraz stały grunt pod stopami, lecz nie na dnie, lecz na szczycie. Ktoś kiedyś powiedział, że będąc na szczycie, jedyna droga dalej jaka nas czeka, to jedynie droga w dół. Może i tak, a może można zajść jeszcze wyżej? Póki jest z swą ukochaną Desiree, nie ma dla nich żadnych granic, nie ma żadnych przeszkód. Tristan wstał, i zrzucił z siebie podartą kurtkę. Znienacka, wziął Desiree na ręce. Chciał ja nosić jak królową, no bo nie mogli siedzieć na mokrej od mgły, betonowej posadzce, prawda? Ah te oczy! Mógłby się w nie zatapiać cały czas, i nigdy nie będzie miał dosyć! - Czy teraz opowiesz mi o sobie? - Zapytał Tristan, już nieco głośniejszym tonem niż szept, lecz nadal czułym i przesiąkniętym od miłości i uwielbienia. Tak po za tym, Tristan zaczynał się zastanawiać, co z nimi będzie? To właśnie przyszedł czas, na poważniejsze decyzje. Kochają siebie, lecz czy to oznacza, że od teraz są razem? Oczywiście, to coś jak formalność. Chodziło o to, ze Tristan nie spodziewał się, by dziewczyna dla innych okazywała tyle dobra co on. Przypuszczał ze Desiree dla innych będzie taka jaka wcześniej. A jeżeli inni dowiedzą się ze jest z Puhonem, to jej reputacje legnie w gruzach. Doskonale zdawał sobie z tego sprawę, i za pewne jego ukochana, także sobie z tego, niedługo zda sprawę. I jaka będzie decyzja? Tristan podejrzewał jaka, a znacie już jego podejrzenia? Zbyt często są one prawdą. To była sytuacja, kiedy do głosu dochodzi trzeźwy rozsądek. Oczywiście Tristan nie zamierzał się jej wyrzec! Nigdy się nie wyrzeknie, ani jej, ani tej miłości! Chociaż by go torturowali, wyśmiewali i cholera wie co robili. To nigdy! Nigdy nie przestanie jej kochać! Oj serce... Wyjedź jak najprędzej, bo jak rozum się dowie co uczyniłeś... Taka myśl, przebiegła przez głowę Tristana, i cóż oni mogli teraz zrobić? Ukrywać się mieli? Jak kochankowie? Jak pierwotny Tristan i Izolda? Spotykając się za zasłoną nocy, która dawała im i ich miłości schronienie? Czuć się jak przestępcy, w obliczu ludzkiego sądu? Dlaczego ludzie oceniają! Dlaczego?! Przecież to nie do nas należy sądzenie, lecz bycie sądzonym! Inni czują się lepsi, bo nie znają tego uczucia, a gdy rozumieją, że jedyną szansę, na prawdziwe przeżycia życia, utracili, bo chcieli być nadal tymi "Fajnymi." Jest już za późno, by cokolwiek zmienić. Ile jeszcze stracą szans, by te JEDNĄ wykorzystać? I co teraz z nimi będzie? Tak mocno ją kochał! Nie istniało nic, oprócz niej! Oprócz tego spojrzenia, ale kiedy zrozumie, kiedy, dojdzie do tego że ich bliska przyszłość, to droga, przez przeszkody, szyderstwa, poniżenia, niezrozumiałość... To wszystko, może całkowicie zmienić to wszystko. Jednak Tristan musiał jej to uświadomić, jeżeli to naprawdę ma się skończyć... Niech lepiej to będzie teraz, póki ma możliwości by się zabić... - Kochanie... Czy my mamy jakąkolwiek przyszłość? Czy wiesz co nas czeka? Inni nie zrozumieją... Będą oceniać, i nami gardzić... Czy tego chcesz? Tristan czekał na odpowiedź, zarówno jak na jedno, jak i na drugie pytanie. Zaś sam Tristan? On mógł się ukrywać, i przed innymi udawać że jej nie lubi, chociaż do łatwych zadań by to nie należało. Mógł walczyć, i przyjmować na siebie wszelką pogardę innych ludzi. Dla niej jest w stanie zrobić wszystko, byle by z nią być. Lecz nie chciał robić, czegoś, czego ona sama by nie chciała. Nie chciał postępować, wbrew jej woli, a także niszczyć jej, już zszarganą reputację. Ale właśnie dzięki tej reputacji, ona się broniła przed innymi. Więc jak Tristan mógłby chociaż próbować to zniszczyć?
Gdy Tristan odpowiedział wyznaniem na wyznanie w oczach Desiree pojawiły się łzy. Łzy szczęścia. Szczęścia, jakiego nigdy nie zaznała a o jakim podświadomie marzyła. W pewnym momencie Tristan zrzucił z siebie kurtkę, która była nie wiadomo czemu podarta, ale to nic, Desiree kupi mu nową!, i wiecie co zrobił? Wziął ją na ręce, jak królową, jak swoją ukochaną! Ślizgonka roześmiała się głośno machając nogami. Dziwnie się czuła będąc te kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią. Ale było jej dobrze. W końcu to on ją trzymał! Potem spytał czy opowie mu o sobie. Dziewczyna zamyśliła się chwilę ale wiedziała że musi. Bo w końcu, skoro byli razem musieli być wobec siebie szczerzy, prawda? Pocałowała go kiwając głową. -Tak, oczywiście że ci powiem. Ale nie teraz, dobrze? Mamy na to całe życie! A teraz jest radosna chwila, nie psujmy tego przykrymi wspomnieniami. -miała nadzieję że chłopak to zrozumie, i że jest takiego samego zdania. Ale zauważyła w jego oczach wahanie. O co mogło chodzić? Kilka minut później się dowiedziała. Bał się, czy Desiree jest tego pewna, że tego właśnie chce, czy nie boi się opinii innych. Hahahahhahahha...zabawne. Ślizgonka roześmiała się. Wplotła ręce we wlosy chłopaka i spojrzała mu w oczy. -Tristan...Nie obchodzi mnie co pomyślą inni. Mam ich w nosie. A jeśli będą mieli jakieś wąty co do naszego związku to przywitają się z moją różdżką. A w rzucaniu zaklęć jestem całkiem niezła. -wykrzywila usta w uśmieszku. -Wiem co nas czeka i nie obchodzi mnie to. Chcę być z tobą. Nic i nikt nie ma prawa nam przeszkodzić. Nigdy się ciebie nie wyrzeknę, zawsze będę dumna z takiego wspaniałego faceta jak ty. A inni? To ich problem. Nie zamierzam też ukrywać naszego związku. Miłość to coś wspaniałego, trzeba ją okazywać, dzielić się nią, ukrywanie nie ma żadnego sensu. -zaczynało zmierzchać i robić się trochę zimno. Desiree szybko to odczuła, w końcu miała narzucony na siebie jedynie cienki sweter. Wtuliła się mocniej w Tristana patrząc z dołu na jego twarz.
Tristan słuchał uważnie. Był zachwycony, oczywiście wiedział co to oznacza... Ale.. Ale są razem, i będą razem walczyć! Lecz nie w dosłownym tego słowa znaczeniu, nie chciał by Desiree kogoś atakowała, z powodu ich miłości. Tristan taki był, wolał przyjmować ciosy, niż chociażby pomyśleć, o zadaniu jakiegoś. Tristan przyjmie wszystkie ciosy na siebie, z dumnie wyprostowaną postacią! Bo ona jest tego warta! Tristan doskonale rozumiał, że nie czas, na zatapianie się we smutnych wspomnieniach, i nie miał jej tego za złe, uśmiechnął się wyrozumiale lecz z czułością. Jednak kiedy, zaczynało być jej zimno, zmartwił się nie na żarty. A jego kurtka wciąż w strzępach! Cóż mógł ją naprawić, jednym prosty zaklęciem, ale po co? Lepiej i to znacznie lepiej, było zanieść Desiree, gdzieś w cieplejszy kont. Nawet jak naprawi kurtkę, to i tak ona w końcu przemarznie. Zresztą jego koszula, także była w strzępach, i musiał ją z siebie zrzucić. Dlaczego? Tristan, nie lubił nosić na sobie czegoś co mu nie leży, nie chodziło o to czy komuś się to podoba czy nie. To raczej, było wyniesione już z jego domu. Chodzić w podartych ciuchach? Nie! To z pewnością nie dla niego, i nie zamierzał, tej koszuli naprawiać, była zniszczona, więc idzie w śmietnik, proste. Teraz widzicie, jakie płytkie zasady wpojono mu w domu? A wy wciąż macie mu za złe, jego uśmiech, i nie złamaną wolę, którą zdołała złamać tylko jego ukochana Desiree. Dobra, mniejsza o was! Tristan uśmiechnął się z czułością, lecz nic nie mówiąc, zaś w w jego uśmiechu, było widać że coś ukrywa. I ukrywał! Ale o tym później... Tristan, wciąż trzymając wtuloną w siebie Desiree poszedł, z tych pamiętnych Krużanek....
Desiree była naprawdę szczęśliwa będąc tak wtuloną w Tristana. A więc byli razem! To coś niebywałego...Połączyło ich coś niebywałego. Ją, Ślizgonkę, i jego, Puchona! Ale któż by się teraz przejmował jakimiś Domami i innymi sprawami. Nie teraz, nie w tym momencie kiedy było im tak dobrze! Dziewczyna dopiero teraz zauważyła szkody jakie poniosły ubrania Tristana. Merlinie, jego kurtka oraz koszula były zupełnie podarte! Musiało być mu zimno! Ale całe szczęście zauważyła, że Tristan zamierza udać się z powrotem do zamku, czy diabli go wiedzą gdzie. Studentka nie ukrywała że jest ciekawa gdzież to on ją niesie. Uniosła brwi spoglądając na chłopaka. Ale nie pytała go o nic. Rozumiała, że to niespodzianka. Ze spokojem, wciąż czule się do niego uśmiechając pozwoliła mu by zaniósł ją tam gdzie zamierzał.
/WĄTEK WOLNY! czekam na ciekawego przypadkowego towarzysza:>
Dzisiejszego dnia Jasper był bardziej zmierzły niż zwykle. Wiatr przeszkadzał mu mocniej, irytacja na jakoś dziko owinięty szalik w czerwono-żółte pasy sięgała zenitu, aczkolwiek ignorancja wobec takiego stanu rzeczy przewyższała nad ochotą poprawienia go. Był zły, bo miał jechać na koncert Giętkich Różdżek, niestety odwołano z powodu "choroby gardła wokalisty", jak pojawiło się na karcie ich zespołowego Wizbooka. A miał taką koszmarną ochotę pojechać tam, wyskakać się, wykrzyczeć, pozbyć złej energii, bo gnębienie dzieciaków już go nie bawiło, nie znajdował tej przyjemności co kiedyś w seksie, nawet papierosy zrobiły się jakby słodkawe, a wódka wypijalna bez najmniejszego skrzywienia. Siedział skulony na kamiennej ławeczce i wyciągnąwszy z kieszeni grawerowane pudełeczko z tabaką, nasypał sobie kopczyk na dłoń. Rozejrzał się, bo do kulminacji chujozy dzisiejszego dnia, brakowało jedynie spektakularnej wpadki w postaci konfrontacji z nauczycielem. Upewniwszy się, że teren jest czysty, wciągnął pachnący proszek, który wywołał zaszklenie się oczu. Ławeczka, na której siedział była wciśnięta między dwa wypuklenia ściany, więc oparł się wygodnie, chowając w powstałym rogu. Odchylił głowę i przymknął oczy, a w jego wyobraźni ukazał się widok ogromnej sceny, wokalisty Giętkich Różdżek i jego ciało ogarnęło uczucie, jak podczas słuchania miażdżącego wokalu tegoż artysty zmiksowanego z mocną perkusją, basami i klawiszami. W sumie sam nie wiedział, dlaczego siedział na opuszczonym dziedzińcu, w wsłuchując się w ciszę pustych krużganek, zamiast kupić butelkę łiski i skonsumować ją w jakimś obdartym zaułku obrzeż Hogsmeade. Mógł wysłać sowę do Villemo, może dotrzymałaby mu towarzystwa? Chociaż z drugiej strony wcale nie miał ochoty na szybki seks, a na długą rozmowę, najzwyklejszą. Pożartować sobie swobodnie, albo pogadać o muzyce czy filmach. Nieosiągalne, pomyślałoby się, szczególnie w erze arogancji, gdzie wredność jest modna. Nie mówiąc o szerzącym się ruchu hipsterów, gdzie porozmawiać o starych piosenkach Łez Feniksa, czy o zwykłych książkach jak "Mały Czarodziej" jest trudno, gdyż jest to powszechnie uważane za odrażająco mainstreamowe. Aż wzdrygnął cały, no kurwa. Miał ochotę na coś ZWYKŁEGO, nie zmąconego ironią, kłótnią czy czymś podobnym. Chociaż możliwe, że ten dreszcz był wywołanym chłodem bijącym od ściany i docierającymi do niego świstami mroźnego wiatru.
Ostatnio zmieniony przez Jasper van der Rose dnia Sob Sty 07 2012, 18:32, w całości zmieniany 1 raz
Nowy rok. Kolejny rok, w którym będziemy czekać na coś niezwykłego. A pod koniec tego roku, będziemy narzekać że okazał on się jeszcze gorszy niż poprzedni. Ale tak to już jest, kiedy się siedzi na tyłku, i czeka aż ktoś coś za nas zrobi. Ramiro nie balował w sylwestra, nie miał jakoś do tego ochoty. Niby już było po pełni i czuł się na siłach. Lecz tylko fizycznie. Psychicznie jakoś ostatnio siadał, wszystko jakoś go przetłaczało i nie ustanie nurtowało go jedno pytanie. Tak, tak mili państwo. Nawet Ramiro uznawany za geniusza w szkolę, nie zna odpowiedzi na wszystkie pytania. Mógł się wszystkiego nauczyć z książek. Wiele też rozumiał na temat miłości i ich skutków. Lecz jak miał się zachować w obliczu, wcześniej mu nie spotykanych uczuć? Zawsze odtrącał wszystkie uczucia i podrywy. Lecz on także jest człowiekiem, morze nie do końca ale jednak jest. I niestety, w nim także buzują te przeklęty hormony. Ramiro chcąc odpocząć, i wszystko na spokojnie sobie przemyśleć, a przede wszystkim uciec od zbyt głośnych miejsc. Wybrał się na króżanki. Miejsce raczej rzadko odwiedzane przez innych, nie wiadomo dla czego, bo było przecież tutaj ładnie. Lecz z drugiej strony, inni uczniowie wolą, bardziej "tajemnicze" miejsca. Jak zakazany las i inne takie. Chcą poczuć dreszcz emocji i doznać zastrzyku adrenaliny. A przede wszystkim chcą złamać jakiś punkt regulaminu, by być "fajnym" Ramiro łamał punkt regulaminu raz na miesiąc i jakoś nie czół się przez to szczególnie lepiej, więc wolał zwykłe spokojne miejsca. Kiedy doszedł do króżanek, dostrzegł znajomą postać. Z całą pewnością nie był to, nikt inny jak Jesper van coś tam. Ramiro usiadł obok niego, i przez chwilę patrzył się, w odległy punkt na niebie. Jesper był pod wpływem.. Czegoś. Ramiro nie zastanawiał się cóż to mogło być, może jakiś narkotyk, alkohol lub inna używka. Tak czy owak, na pewno coś Jasper wziął. W końcu jego oczy, mówiły same za siebie. - Co się stało? - Zapytał bezpośrednio Ramiro. Swoim łagodnym, spokojnym lecz cichym szeptem. Nie trzeba było być geniuszem, by zauważyć iż z Gryfonem coś się dzieje. Nie koniecznie było, to coś złego. Lecz trochę zastanawia fakt, że w jego oczach nie ma tych ogników rozrywki, a na jego ustach nie widnieje ironiczny uśmiech. Chłopak wyglądał, jak gdyby miał dosyć gier, ironii i aluzji. Mi się wydaję, że to na dłuższą metę może być męczące. Lecz ca ja mogę o tym wiedzieć...