Czasem można tu spotkać jakiegoś zabłąkanego ucznia, łazienka jednak nie cieszy się zbytnią popularnością, z prostego powodu - zamieszkuje ją wyjątkowo płaczliwy duch - Jęcząca Marta. Na jednej z umywalek dostrzec można mały rysunek węża, dzięki któremu, jak głosi legenda, można otworzyć przejście do Komnaty Tajemnic.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob 6 Wrz 2014 - 17:53, w całości zmieniany 1 raz
Laila nic do obecności 'Piotrusi' w łazience nie miała. Co za różnica czy to facet czy baba? Wychowała się z dwójką nieokrzesanych człowieków, którzy kobiety uznają za maszynę do seksu. No może Anal już nie... Ale Emrys? No proszę was... On był gościem w ich domu bardzo często, jeśli nie mieszkańcem. Podobnie Alan u niego, także... Pozdrawiamy tych, którzy uważają, że Laila zacznie piszczeć i uciekać w popłochu tylko dlatego, że 'Piotrusia' to chłopczyk i z tego co widzi to jednak dorodny chłopczyk.. Widziała go niedawno na korytarzu, kiedy jedna z jej szalonych koleżaneczek zaczęła skakać z radości, że ma dobry towar... W sensie, żeby się brać za Piotrusię. Laila tego tak nie widziała. Przynajmniej, żeby się nie rzucać na kolesia, który może okazać się kolekcjonerem damskiej bielizny, albo co gorsza transwestytą, pedofilem czy czym tam... Masakra po prostu, co te dziewuchy miały dziś w głowach... Nawet, jak i widziały chłopak i "uciekały w popłochu" to oznaczało mniej więcej: "goń mnie, bo ustał mi i potrzebuję Cię". Ech tam... Laikowa nie omieszkała przewrócić oczami, kiedy obserwowała całe zajście. - Rodzice musieli Cię bardzo kochać, skoro tak Cię nazwali. - Uśmiechnęła się pobłażliwie przechodząc obok chłopca, aby zatrzymać się przy lustrze i bezsensu zacząć się sobie przyglądać... W sumie dokonała dogłębnej analizy i wiedziała skąd kojarzyła tego człowieka i co to za element. - Hm. Nie wiem czy wiesz, ale zaraz przyleci Jęczące Jęczydło i może Ci zrobić problemik. Ma jakby... Obsesję. - Wzruszyła ramionami zastanawiając się czy zaraz Marta nie wyskoczy z kolanka i nie zatańczy im breakdance'a.
Uciekając z eliksirów po raz kolejny, Clarcia absolutnie nie postępowała rozsądnie! Nie potrafiła się jednakże skupić i z dwojga złego chyba wolała zarobić nieobecność niż kolejną superową ocenę, spowodowaną jej nieuwagą i niewiedzą. Nie, eliksiry z pewnością nie należały do ulubionych przedmiotów Hepburn - tak szczerze, to nie należały nawet do tych, z których chciałaby mieć jakąś wyższą ocenę czy rozleglejszą wiedzę, to było taaaakie nudne! W ogóle po co ona się na początku roku na nie zapisywała? Cóż, może jeszcze się łudziła, że jednak staną się dla niej ciekawsze... ach, no i ewidentnie lepiej jej szło, kiedy w zadaniach pomagał jej Daniel. Wytłumaczył i tak dalej, a teraz to niestety, skończyło się! Chociaż kto wie, jak to teraz będzie? Daniel wrócił, a ona kazała mu czekać. Bo nie potrafiła tak szybko podjąć decyzji. Generalnie nie była dobra w wyborach, zwłaszcza, jeśli tak dużo od nich zależało. Od kilku dni z trudem udawało się jej zmrużyć oczy, całą swoją energię i czas przeznaczała na rozmyślanie nad tym wszystkim...ech! W każdym razie więc, odpuściła sobie dzisiaj (ehe, żeby tylko) te feralne eliksiry i tak, aby nie wpaść na kogoś, szczególnie jakiegoś przedstawiciela grona pedagogicznego, zawędrowała do łazienki jęczącej Marty, mając szczerą nadzieję, że i płaczącej zjawy nie spotka. Chociaż znając swoje szczęście... Jednakże na razie tak sobie stała, opierając głowę o ścianę, czekając na koniec lekcji, czyli pilna uczennica, rozterki Clary Hepburn ciąg dalszy!
Jak dobrze być z czegoś wybitnym. Martin właśnie szedł do biblioteki, by wypożyczyć księgi, które zaproponowała mu nauczycielka od astronomii. Oznajmiła mu, że to, co przedstawił na ostatnich lekcjach, będą omawiać w najbliższym czasie, także może zająć się czymś głębszym. Taka praca zastępcza, poszerzająca jego wiedzę. Właśnie dzięki temu nie musiał być na trwających obecnie zajęciach z tej dziedziny. Mały profit bycia w czymś dobrym. Dodatkowo dzisiejszego dnia było mu to zdecydowanie bardzo na rękę. Siedząc na zajęciach, nie mógł się na niczym skupić, miał mętlik w głowie. No tak, prawdopodobnie większość powiedziałaby mu, że to wina nie wzięcia leków, w czym oczywiście było trochę prawdy. Paradoksalnie jednak, naprawdę dziś czuł się d o b r z e. Zdecydowanie lepiej, niż wtedy, gdy te leki zażywał. Przynajmniej był teraz trochę żywszy i radośniejszy, nie tak jak zwykle. Nie przymulało go w ogóle. Nic a nic. A te setki myśli wirujących w jego głowie wcale, ale to wcale mu nie przeszkadzały. Dziś jestem panem swojego życia! Tfu, panem ś w i a t a! Tak, dziś był szczęśliwy. Nic nie mogło tego zaburzyć. Z uśmiechem na ustach ruszył więc prosto przez korytarz, z tak rzadko spotykaną u niego pewnością siebie. Gdy właśnie miał minąć łazienkę Jęczącej Marty - taki dłuższy spacer (a co! dziś jest piękny dzień, mógł sobie na to pozwolić) - zauważył coś jasnowłosego przemykającego do wnętrza pomieszczenia. Ciekawe kogo tu przyniosło. Jakaś uczennica wałęsająca się po korytarzu o tej porze? Powinna być na zajęciach. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie donieść na tę osobę któremuś z nauczycieli, jednakże po chwili przypomniał sobie, że to on jest dziś panem świata. Po co nauczyciele? On może zaprowadzić tu porządek! Próbując nie wydać żadnego odgłosu, zajrzał do wnętrza łazienki. Clara... Clara Hepburn . Myśli w jego głowie szybciej zawirowały, aż musiał się złapać framugi drzwi. O mało co nie wydał swojej obecności, ale ostatecznie udało mu się opanować. Wiele czasu już minęło odkąd był aż tak blisko niej. Tak blisko i tak bardzo na osobności. Wiele razy próbował się do niej jakoś dostać, jednak zawsze wychodziło mu to z marnym skutkiem. Ostatnie ich bliższe spotkanie można było odnotować półtora roku temu. No, może spotkanie to za dużo powiedziane. Dziewczyna siedziała tego pamiętnego dnia nad jeziorem, jak zwykle zaczytana w jednej z jej ulubionych książek. Nie! Nie w jakiejś tam jednej! Czytała wtedy "Portret Anastazego". Martin zaczął sobie przypominać każdy szczegół. Miała wtedy na sobie szary rozciągnięty sweter. Jej długie blond włosy powiewały na wietrze. Wyglądała tak... tak jakby miała zaraz się rozwiać w powietrzu. Impresja. Tak to było to. Była wrażeniem, które miało zaraz przeminąć. Stanął wtedy za jej plecami - ona na szczęście go nie usłyszała będąc zagłębioną w fabule powieści. Powąchał jej włosy. Pachniały kwiatami. Nawet teraz mógł odtworzyć sobie ten zapach. I tak właśnie zrobił - zamykając oczy, zaczął czuć tę odurzającą woń. Prawie jej dotknąłem. Było tak blisko! Ale musiał pojawić się o n. Martin zacisnął mocno szczękę. On, czyli Daniel Slone. Owego pięknego dnia wierny przyjaciel Clary swym nagłym zjawieniem się wypłoszył Voclaina i nie pozwolił mu nawet musnąć jej delikatnych włosów. Martin zacisnął pięści. Ten o n, stał się jej później jeszcze bliższy. I ten o n ją zranił! A teraz z powrotem próbuje wkupić się w jej łaski! Nie pozwolę na to, by popełniła błąd i mu darowała. Nie pozwolę! Na skroni krukona zaczęła pulsować żyła, oznaka wzmożonego gniewu. Ale spokojnie Martin. Przecież Clara wie, że jesteś jej przyjacielem i chcesz dla niej jak najlepiej. Ona jest bardzo mądra - och, taka mądra! - z pewnością dostrzeże, że o n jest tylko chytrym, podstępnym kłamcą. Nie musisz się o nią martwić, Martin. Wszystko będzie w porządku. Te szalone myśli wijące się w jego umyśle, w jakiś sposób go uspokoiły. Rozluźnił wszystkie mięśnie, jego oddech stał się wolniejszy. Odgonił myśli, które tak bardzo zakłócały jego spokój i przyjrzał się dzisiejszej Clarze. Stała tam taka drobna, taka bezbronna. Taka moja. Długie włosy miała w pewnym nieładzie, co jednak wcale, ale to wcale nie ujmowało jej urody. Wręcz przeciwnie. Martinowi wydała się dzięki temu bardziej namacalna. Dziś Clara nie jest wrażeniem. Dziś jest cała z krwi i kości. Tak bardzo prawdziwa. Dziś mogłaby być ze mną panią tego świata! Jak w ogóle mógł wcześniej pomyśleć o zganieniu jej za nieobecność na lekcjach. Nie omieszkał jednak jej o to zapytać. Odchrząknął i powoli wyszedł ze swojej kryjówki. Gdy odwróciła się w jego stronę, na chwilę zaparło mu dech w piersiach. Otrząsnął się zaraz - ona lubiła pewnych siebie ludzi, on też taki musiał się stać. Dla niej. - Witaj Claro - uśmiechnął się, unosząc tylko jeden kącik ust (wiedział, że taki uśmiech jej się spodoba, wiedział). - Czemu nie jesteś w tej chwili na eliksirach? Doskonale znał jej plan zajęć, przecież sama mu go dała. Prawda? Oczywiście, bo skąd mógł wiedzieć, jakie teraz ma zajęcia. Musiała mu go dać. Zakręciło mu się w głowie. Nieważne. Dzięki temu sobie przypomniał. Przypomniał sobie, że przecież tu się umówili. Tak tak, tu się mieli spotkać. - Dobrze, że przyszłaś Claro. Naprawdę jakiś czas tu już na ciebie czekałem. Nie powinnaś się tak spóźniać na umówione spotkania, wiesz? - pokiwał palcem, udając, że jej grozi. Ale ona wiedziała, że tylko udaje. Clara, na pewno wiedziała.
Jasne, być z czegoś wybitnym to rewelacyjna rzecz! Jednakże równowaga musi zostać zachowana, czyli z czegoś tragicznym też trzeba być - oto jak Clara lubiła tłumaczyć swoją niechęć do eliksirów. I zielarstwa, tak. I zaklęć trochę też, w końcu wciąż pamiętała o swojej sromotnej porażce na lekcji, w pojedynku z Mią. Ech! I generalnie to można by było tak jeszcze trochę wymieniać, aczkolwiek niech nikt sobie nie myśli, ambicja Hepburn przejawiała się w wielu innych dziedzinach. Teatr czarodziei czy przykładowo taka astronomia albo historia magii... I chociaż ostatnio straciła motywację do wszelakiej aktywności na polu naukowym, to z tych przedmiotów chciała mieć PRZYNAJMNIEJ zadowalające. Jeśli zaś z pozostałych również chciała trzymać rezon, to będzie się musiała stanowczo przyłożyć, na co nie miała ani szczególnej ochoty, ani nastroju. Jaka szkoda, że teraz już nikt nie ukołysze jej do snu z nudów, swoim cierpliwym i spokojnym tłumaczeniem doboru składników do eliksiru jakiegośtam, ech. Chociaż, kto wie? Szczerze mówiąc, Clara nigdy nie zwracała na Martina jakiejś większej uwagi. Ot, krukon, którego w pewnym momencie mogła widzieć niedaleko siebie bardzo często. Jednakże, nie dziwiło jej to zanadto. Wtedy nie dawał się jej we znaki, nie rozmawiali, skąd więc mogła wiedzieć, że stała się obiektem czyjejś fascynacji? Zajęta Danielem nawet nie zarejestrowała, że Voclain pojawiał się obok niej coraz częściej. A później przestał się nią tak interesować, czego gryfonka również nie zauważyła. Tym razem jednak, chyba będzie trochę inaczej! Gdy usłyszała kroki, od razu podniosła głowę, odgarniając włosy, które faktycznie były w nieładzie. Odetchnęła zaraz z ulgą, widząc, że to jednak nie jest żaden nauczyciel, który od razu wlepiłby jej szlaban. - Hej - odpowiedziała ostrożnie, uśmiechając się również w tenże sposób. Pytanie chłopaka jednak ją trochę zdziwiło. Przypisała to temu, iż ma w jej klasie jakiegoś znajomego i dlatego wiedział, że mają teraz eliksiry. W końcu była prefektem, młodsi uczniowie raczej wiedzieli do której klasy chodzi... ehe! - Hm, źle się poczułam - skłamała gładko - Ale teraz jest mi już lepiej! - szybko dodała, żeby przypadkiem nowy kolega nie zaczął pytać o objawy. Och, bo co miałaby mu odpowiedzieć? Dwie godziny nie starczyłyby, aby Clara opowiedziała o swoich dramatycznych rozterkach i złamanym na pół sercu - zanudziłaby chyba każdego. No i pojawiała się też kwestia tego, że każdemu i tak by o tym nie opowiedziała! Taka Mia, może Bell... gdyby streściła się w kwadrans, przyjaciółki by nie usnęły, może nawet coś jej doradziły? Następne słowa Martina, zdziwiły ją jeszcze bardziej. I trochę też przestraszyły, za co zaraz się w myślach zganiła. - Cz...czekałeś? - wydukała w końcu, próbując wyjaśnić sobie tę sytuację w miarę logiczny sposób. Jedynym, niezbyt dla Clary wygodnym wyjaśnieniem było to, iż po prostu musiała z Martinem rozmawiać w stanie nietrzeźwym! Co dziwne, bo ostatni raz piła z Grigiem, w dodatku ich spotkanie pamiętała dość dobrze... o ranyrany, co się z nią działo? Schizowała już kompletnie, nawet nie pamiętała ludzi, z którymi przeprowadzała rozmowy. - Hm, co? - zapytała, bardzo ostrożnie. Zaraz jednak wpadła na bardzo sensowne wyjaśnienie, z ulgi normalnie klasnęła w dłonie. - Musiałeś mnie z kimś pomylić!
Nigdy nie nazwałby Łazienki Jęczącej Marty miłym miejscem pobytu. Ale kto by to zrobił? Może gdyby nie marudny duch dziewczyny jeszcze jakoś dałoby się wytrzymać. Choć wtedy zapewne wcale by tu nie zawitał. Przecież to w końcu damska łazienka. Rozejrzał się wokół, sprawdzając czy na pewno nie ma tu tego wyjącego straszydła i skierował się bliżej jednej z umywalek, zamykając wcześniej drzwi pomieszczenia. Oparł się o ścianę i spojrzał bacznie na Clarę. Wydawało się, że zdziwiła się, kiedy go tu zobaczyła. A przecież się tu umówili. Przetarł dłonią usta. Może zostało mi trochę pasty do zębów na twarzy i dlatego się tak dziwnie na mnie patrzy? Miał nadzieję, że nie. Słabe by wywołał wtedy wrażenie. Już miał jej coś powiedzieć, spiął się nawet w sobie, wciągnął powietrze... i poczuł jej zapach. Jakiś inny. Nie taki sam jak przed półtora roku. Zaśmiał się w myślach. Głupiec! Przecież mogła od tamtej pory zmienić szampon, czy perfumy. Nie musiała już pachnieć tak samo. Nagle naszła go myśl, że bardzo, ale to bardzo chce nauczyć się jej na nowo. Jej zapachu, jej wyglądu, jej przeżyć i doświadczeń. Zapragnął jej dotknąć, pogładzić te złote włosy... Nie, cholera! Nie rób tego idioto, bo ją spłoszysz! Usłyszał dziwny głos w swojej głowie. Otrząsnął się. Zauważył, że zrobił parę kroków w jej kierunku. Cofnął się zaraz i nieco spięty, przywarł ponownie do ściany, tym razem zakładając ręce na piersi. No, może chociaż dzięki temu rączki nie będą świerzbiły! Już był spokojny. Po chwili jednak zauważył na jej ustach podobny uśmiech, który posłał jej wcześniej. Wiedziałem, wiedziałem, że ci się spodoba. Wiedziałem. Tak, jego umysł już zarezerwował sobie ten uśmiech pod etykietką "Tylko dla Martina V. - nie otwierać!". I to jej "hej". Takie ciepłe. Jej głos miał taki miły dla uszu tembr. Dalsze jej słowa jednak trochę go zmartwiły. Źle się poczuła. Ale już jej lepiej. Nie był tego taki pewny. Nagle zaczęła mu się jawić jako krucha, chorowita istotka, którą chciał się zaopiekować. Tak bardzo chciał jej być do czegoś przydatnym. - Jesteś pewna, że wszystko w porządku? Trochę blado wyglądasz. Może odprowadzić cię do skrzydła szpitalnego? - już kierował się w stronę drzwi, ale zaraz się cofnął, zmieniając zdanie. - Albo nie. Jeśli sama nie poszłaś to pewnie nie chcesz tam iść. Mogę za to sam ci jakoś pomóc. Hoduję trochę ziół, mogę po nie pobiec. Tak zapobiegawczo. Żeby nie było ci ponownie gorzej - wyrzucił z siebie na jednym wydechu. W jego głowie kotłowało się teraz tysiące myśli. Jak ona pięknie pachnie! No i muszę jej pomóc; zaprowadzę ją do pielęgniarki. Taki miły głos! Hm, może rzeczywiście ją z kimś pomyliłem i wcale nie mieliśmy się tu spotkać. Za dużo myśli, za dużo! Musiał się na czymś skupić. Postanowił więc na ostatnim. Tak, to prawda musiał się tu umówić z kimś innym. I to zapewne nie dziś. Ale z kim i po co? Tego nie mógł sobie przypomnieć. Ostatnio wszystko mu się mieszało. - Oczywiście, że nie umawialiśmy się na żadne spotkanie! Tylko żartowałem - powiedział, po czym zaczął się śmiać, próbując ukryć prawdę; a prawdą było, że rzeczywiście wcześniej był przekonany, że właśnie się umawiali. Skoro jednak już znaleźli się w tym samym miejscu powinien dziewczynę pocieszyć. Bo widział, widział, że coś nie gra. A może czuł? Martin nie chciał, żeby Clara się smuciła. Chciał widzieć zawsze uśmiech na jej twarzy. Może jej problemem były eliksiry - w końcu słabo sobie z nimi radziła. Tak, o tym też wiedział. Usłyszałem o tym kiedyś od znajomego. Chyba tak. Nie pamiętam. Mocno zacisnął szczęki. Był zły, że nie pamiętał. Znowu zabolała go głowa. Może lepiej jednak było wziąć te tabletki? Nie. To byłoby bez sensu. Przecież dziś był jeden z najwspanialszych dni jego życia. Nie mógł go zniszczyć smutkiem i otępieniem. Nic mu nie będzie. Przed nim stała Clara. To na niej powinien się skupić. Eliksiry. Tak. - Posłuchaj, widzę, że coś nie tak. Mało kto chowa się w Łazience Jęczydła bez powodu. Jeśli się źle czułaś nie przyszłabyś tu. Musiało być coś więcej - zrobił krok bliżej. - Może to przez te eliksiry? W końcu na nie nie poszłaś. Jeśli chcesz mogę ci pomóc w nauce. Ostatecznie jestem krukonem i coś tam wiem. No i lubię w sumie eliksiry, zwłaszcza te, do których warzenia używa się roślin. Mogę ci pomóc - i dopiero wtedy zauważył, że trzyma ją za nadgarstek. Zdecydowanie za mocno. - Prze-przepraszam - wybąkał tylko.
Fakt, nie było to chętnie uczęszczane przez kogokolwiek miejsce i trudno się temu dziwić, ale dzięki temu automatycznie stawało się ono atrakcyjną lokacją dla potencjalnych wagarowiczów, takich jak przykładowo Clara. Jednakże z całą stanowczością, Hepburn nie umówiłaby się tutaj z nikim. Po pierwsze ze względu na bardzo irytującą Martę, po drugie cóż, dziwne to byłoby miejsce na towarzyskie spotkanie; toaleta! Dlatego tym bardziej to wszystko wydało jej się niezmiernie dziwne. Aż ją lekki dreszcz przeszedł, kiedy Martin zamknął drzwi do łazienki. Za co od razu się w myślach zganiła, za dużo kryminałów i horrorów ostatnimi czasy czytała, zdecydowanie! Te gatunki miały jednak w sobie najmniej wątków romantycznych, których jak już wszystkim wiadomo, unikała jak ognia. Ona również bacznie przyglądała się Martinowi. Zdawał się jej taki oderwany od świata, oderwany jeszcze bardziej, niż ona czasem potrafiła być. Nie cofnęła się, kiedy zaczął podchodzić bliżej, chociaż coś głęboko, głęboko w Clarci krzyczało, aby tak właśnie zrobiła. Uciszyła jednak ten głosik, przypisując go również tym wszystkim kryminałom, czytanym w zdecydowanym nadmiarze. Ech, to już czysta obsesja, Hepburn! - Już wszystko w porządku, naprawdę. - aż sama miała ochotę zaśmiać się gorzko ze swoich słów! Nic nie było w porządku. Chociaż jeśli chodzi o stan fizyczny, faktycznie jakoś tragicznie się nie czuła. - Dziękuję, ale ziółka też raczej nie będą potrzebne! - dodała szybciutko, kręcąc energicznie głową. Nie wiedzieć czemu, ale przyszli jej na myśl nauczyciele, którzy w młodszych klasach jak mantrę powtarzali młodym adeptom magii "nie bierz żadnych eliksirów i ziółek od nieznajomych czarodziei!"... cóż, nie były to pozbawione sensu słowa. - Tak myślałam! - rzuciła pogodnie na jego słowa o ich domniemanym spotkaniu. Naprawdę kamień spadł jej z serca, bowiem okazało się, iż tak do końca jeszcze nie świrowała! Zawtórowała mu w tym śmiechu, ale śmiała się bardziej właśnie z własnego uczucia ulgi, niż faktycznie z tego całego żartu. W obecnej sytuacji nie wydało jej się to jakoś tak bardzo zabawne. Kierując się odruchem, miała nawet plan, aby stąd wyjść, ale zanim chociażby zdążyła przeprosić chłopaka i opuścić łazienkę, ten zrobił krok w jej stronę. Tym razem również się nie cofnęła. Przecież gdyby cofała się na widok każdego znajomego czy może... nie do końca znajomego, ludzie uznaliby ją za całkowicie wyalienowaną, stroniącą od ludzi! To dopiero byłaby paranoja... tym jednak razem, wspomniany już wyżej głosik, po prostu ostrzegał Clarę. Sytuacja w której się znalazła, pozornie normalna, naprawdę to taka nie była. Ale skąd ona mogła wiedzieć? - C..coś więcej? - zdziwiło ją jak bezbłędnie chłopak odgadł przyczynę jej ucieczki z lekcji. No jasne, to było coś więcej! Zaraz jednak doszła do wniosku, iż nic dziwnego, że usłyszała takie stwierdzenie, podkrążone oczy, włosy w nieładzie... cała postawa Clarci wręcz krzyczała, iż coś jest nie tak! - Tak, tak to przez te eliksiry, te przeklęte eliksiry! - znowu potwierdziła szybko, zachodząc o głowę, skąd chłopak wiedział co za lekcję aktualnie miała. Na pewno przyjaźnił się z kimś z jej klasy, na pewno! - Och, z chęcią przyjęłabym twoją pomoc, ale mam taką jedną koleżankę, Angie, ona jest moim eliksirowym korepetytorem i z pewnością obraziłaby się, gdyby... - jej nerwowy słowotok został przerwany, kiedy ni stąd ni zowąd Martin chwycił ją za nadgarstek. Mało tego, mocno ją za ten nadgarstek chwycił, co spowodowało, iż Clara automatycznie mu go wyszarpnęła. - Nic... nic się nie stało? - kompletnie nie wiedziała co ma myśleć o tym ekscentrycznym chłopaku i jego dziwnym zachowaniu... Miała lekki mętlik w głowie, więc żeby zatuszować swoje zmieszanie, dokończyła przerwaną wypowiedź. - I kiedyś dostałam nawet powyżej oczekiwań, Angie to naprawdę świetna nauczycielka! - dodała bardzo nerwowo, coraz poważniej myśląc o ewakuowaniu się stąd. Zaraz też przypomniała sobie, że ma też w szacie różdżkę, więc spokojna głowa! Chociaż i tak pewnie przesadzała i nadinterpretowała sytuację, robiąc z normalnego krukona, kogoś rodem z jej kryminałów, jak zwykle.
Właściwie co tutaj robił? Chyba nikt nie zna odpowiedzi na to pytanie. Można powiedzieć, że istniał i chyba na tym powinniśmy zakończyć drążenie tego tematu. Wolfgang od jakiejś godziny nie mógł znaleźć sobie miejsca. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, a po ostatnim spotkaniu z Afrą był niebywale rozdrażniony. Cóż, trudno. Uznał, że już gorzej nie może być i udał się na piętro drugie, był an tyle szalony, że wszedł do łazienki nielubianej Marty. Osobiście uważał ją za szalonego, aczkolwiek zabawnego i przyjaznego ducha. Może i miała obsesje, ale kto z nas ich nie ma? Podszedł do umywalek i obmył twarz zimną wodą, po czym podniósł głowę i przyjrzał się swemu odbiciu. Wyglądał nawet znośnie, mimo nocy spędzonej poza zamkiem, a to zakrywało na niemalże cud. Przez chwile przypatrywał się jeszcze swojej twarzy nadzianej na odziane w różową koszulką z napisem 'Zjedź mnie!' ciało. Wydawało mu się albo ostatnimi czasy bardzo schudł, a to nigdy nie wróżyło niczego dobrego.
Brown wyszedł z gabinetu, zamierzając zbadać pogłoski na temat tego, czy w łazience Jęczącej Marty rzeczywiście może być wejście do Komnaty Tajemnic. Nie znał mowy wężów, ale istniała szansa, że znajdzie jakieś wskazówki! Zszedłszy z wieży mijał korytarze, krocząc obok zbrojnych rycerzy na kamiennych cokołach, co jakiś czas wysłuchując chichoty ludzi na obrazach. Dotarł do ruchomych schodów i po kilku minutach wybierania drogi dotarł na II piętro i otworzył drzwi łazienki Marty. Nie spodziewał się, że znajdzie tutaj kogokolwiek, szczególnie przez Martę, a także napis na drzwiach 'nieczynne'. Tym bardziej nie spodziewał się spotkać w damskiej łazience profesora quidditcha, toteż wytrzeszczył oczy, przyglądając się mężczyźnie stojącemu przy umywalkach. Eee... cześć- powiedział niepewnie, nie wiedząc zbytnio jak zareagować na takie niecodzienne spotkanie. Ciekaw był co Wolfang tutaj robił, ale nie chciał zadać obcesowego pytania w stylu 'Co robisz w łazience dziewczyn?', toteż uśmiechnął się blado, podszedł do umywalek i jakby od niechcenia zaczął rozmowę. Hmm, jak leci?- Czekał na odpowiedź, w międzyczasie przyglądając się popękanym lustrom i starym umywalkom. Być może było tu coś, co naprowadzi go na trop słynnej Komnaty?
Wytłumaczenie na jego obecność w damskiej łazience było bardzo proste... Ta łazienka była najbliżej miejsca w którym pomyślał, że warto byłoby jednak przemyć twarz. Tak banalny powód, ze aż strach. Niemniej jednak dwóch spotykających się przypadkiem mężczyzn w damskiej toalecie mogło budzić przeróżne opinie. Jeszcze tylko Jęczącej Marty brakowało i mogli by urządzić pierwszorzędne party hard. Gdy jeszcze nie zaszczycił go swą obecnością Charlie, Wolf zajął się czyszczeniem swych wiecznie uświnionych martensów. Nigdy nie mógł ich doczyścić. Buty kosztujące pół tysiąca okazały się złym pomysłem, mimo to miał do nich na tyle duży sentyment, że jedynie w nich chodził. Nie można powiedzieć, że wejście drugiego nauczyciela nie zaskoczyło Hansavritsona. Nie spodziewał się spotkać tu kogoś do rozmowy. Jednak jak to mówią nic nie dzieje się przypadkiem. Zmierzył Browna i o dziwo spodobało mu się to co ujrzał. Właściwie to przywiązywał zbytniej wagi do ubrań, jednak... nauczyciel wyglądał tak... hmm... nienagannie. -Cześć.- odpowiedział z uśmieszkiem błąkającym się w kącikach ust. Odpowiedź na pytanie mężczyzny nasunęła mu się sama, swoją drogą- niezbyt błyskotliwa.- Bywało lepiej, czyszczenie butów nie jest szczytem mych pragnień. - oczywiście swą wypowiedź zakończył tandetnym pytaniem 'vice versa'.
Charlie stał przy umywalce, obmacując kran i połączone z nim rurki; przechodził cały czas w prawo, obmacując tak po kolei wszystkie umywalki w łazience, toteż musiał wyglądać dość dziwacznie, gdyby to on ujrzał kogoś macającego krany, pomyślałby, że to jakiś dziwaczny fetysz, o którym jeszcze nie słyszał. -Co Ty gadasz, czyszczenie butów to świetne zajęcie- powiedział, wyszczerzając zęby w uśmiechu. Był zdeterminowany w osiągnięciu celu, ale przerwał zajęcie na moment, by przyjrzeć się Wolfangowi. Nieczęsto z nim rozmawiał, ich znajomość ograniczała się właściwie do tego, że czasami widział go na korytarzach i boisku quidditcha. Miał w sobie coś z prawdziwego faceta, coś pociągającego. Charlie uderzył się w głowę w myślach i wrócił do obmacywania kolejnego kranu. -W każdym razie, na pewno to bardziej niewinne zajęcie niż obmacywanie się z kranem w łazience- dodał, szczerząc się szeroko. Być może były to tylko pogłoski i tak naprawdę nic nie znajdzie? Albo z zupełnie innej strony, jeśli znajdzie, to CO wtedy?
Jak można skomentować napastowanie kranu? No cóż, Wolf starał wymyślić się coś sensownego, jednak okazało się, iż to przerosło jego oczekiwania. Było to dosyć dziwne, aczkolwiek do zaakceptowania. Mimo wszystko- Wolfgang nie mógł się powstrzymać i z dziwnym uśmieszkiem przez chwile patrzył na szukającego czegoś nieokreślonego nauczyciela. -Oczywiście, masz rację. Czyszczenie butów jest takie... ambitne. Spełniłem swe najskrytsze pragnienie.- powiedział z przekąsem. Jego głos wskazywał na niekłamane rozbawienie. Rzadko się to zdarza, bijcie pokłony narody niebiańskie. Rzeczywiście, nie często ze sobą rozmawiali. Zresztą... Hansavritson w ogóle rzadko prowadził rozmowę z kimkolwiek, a już praktycznie nigdy z innymi nauczycielami. -Obmacywanie się z kranem musi być ciekawsze niż zajmowanie się własną ręką...- powiedział, po czym jego twarz przybrała nieco idiotyczny wyraz. Wyglądał jak wypatrujący zza krzaków zboczeniec preferujący yorki. Nie było to normalne, nawet jak na niego. Przez chwile jeszcze patrzył na Charliego po czym zapytał go z prawdziwa chęcią pomocy: -Może Ci pomogę?- proponował to, mimo, że starał się nie narzucać.
Jeśli miało to być coś związanego ze Slytherinem, to Charlie strzelał w jakieś zielone zabarwienie w łazience, może literka 'S' albo wąż? To trochę bawienie się w podchody. No i dużo większym problemem będzie znalezienie kogoś wężoustego... o ile w ogóle zamierza wchodzić do Komnaty? Usłyszał uwagę profesora i zaśmiał się cicho. Skojarzyło mu się to z osiąganiem pragnień i ambicji w Simsach, ale wątpił, czy Wolfang znał się na mugolskich grach, toteż nie skomentował tego na głos. Zaczynał się już irytować, że nie może niczego znaleźć, toteż na moment odwrócił głowę od poszukiwań i przyjrzał się mężczyźnie, który ponownie się do niego zwrócił. O tak, w jego głowie Brown był już pewnie cichym wielbicielem kranów i ich wodnych wytrysków; na tę myśl ponownie zaczął się śmiać i rozejrzał się wokół siebie. Ewentualnie mógł zapytać o coś Jęczącą Martę, ale, o dziwo, nie było jej teraz tu. Usłyszał pytanie i serdecznie się uśmiechnął. -No jasne, szukam czegokolwiek, co ma tutaj związek ze Slytherinem... nie wiem, jakiś herb, jakieś zielone motywy, ewentualnie wygrawerowana literka 'S' albo wąż... cokolwiek- mruknął i podszedł do kolejnego kranu. Fascynujące niedzielne zajęcie, Brown.
Podniósł raz jeszcze stopę i doczyścił buta. Teraz wyglądał nawet znośnie. Znaczy... jak na jego buty, jak na standardy... I tak było dobrze. Biorąc pod uwagę to, iż czyścił je raz na jakiś rok to ich dzisiejszy wygląd równał się niemal z cudem. Wyglądały przecudownie, tak... lśniąco. Również się uśmiechnął, a nawet cichutko zaśmiał. Bądź co bądź miał dziś dobry humor i nie zamierzał nikogo do siebie zniechęcać. Takie odstępstwa od normy jednak od czasu do czasu mają miejsce w życiu codziennym. No tak- to akurat jest prawda. Nie znał się na mugolskich grach. W ogóle nie znał się na grach. Nie pojmował idei prowadzenia żywota pikselowych postaci. W końcu... To było zwyczajne marnotrawstwo czasu. Chociaż... Czym różnią się książki od gier? W grach masz po prostu wpływ na dzieje postaci... Z kolei w książce jesteś po prostu obserwatorem. Wolf podszedł do kranów i zaczął je po kolei, dokładnie oglądać ze wszystkich stron. Gdzie to może być? -Hmmm... Jesteś kolejną osobą szukającą potwierdzenia legendy?- zapytał. Jego wypowiedź nie była zgryźliwa, po prostu... no cóż, pytał.
Skończył sprawdzać kolejny kran i podszedł do kolejnego. Nie od razu zaczął szukać wskazówek, spojrzał najpierw w lustro, oceniając wygląd. Perfekcyjnie, Brown, to na pewno pomoże Ci znaleźć jakieś ślady. Zerknął na Wolfanga, który podziwiał swoje buty i zaśmiał się. Tak, genialnie wykonana robota, świecą się jak psu jajca. -Nie byłoby prościej wyczyścić je czarami?- zapytał zdziwiony tym, że ktoś może przejmować się czymś takim jak sprzątanie lub czyszczenie w iście mugolski sposób. On sam albo rzuciłby zaklęcie, albo najzwyczajniej w świecie kupiłby nowe. Wzruszył ramionami, komentując w ten sposób swoje przemyślenia i zagryzł wargę. Jego poszukiwania nie były czystą ciekawością i potwierdzaniem legendy. Zamierzał tę Komnatę zbadać i urządzić tam lekcję, ale nie zamierzał na razie mówić o tym Hampsonowi, stwierdziłby pewnie, że to niebezpieczne, srelemorele i te sprawy. -W sumie to mam zamiar trochę ją zbadać okiem fachowca, a później być może zorganizuję tu jakąś grubszą imprezę... albo lekcję w ostateczności- odpowiedział i zerknął na kran, przy którym stał Wolfang. Od niechcenia omiótł go wzrokiem i aż podskoczył, a serce zabiło mu szybciej, kiedy refleks światła odbił się w maleńkim szmaragdzie. Podbiegł do umywalki i palcami dotknął uwypuklenia, w którym znajdował się kamień. Wyczuł maleńką literę "S" i przyjrzał jej się uważnie. Miała kształt węża, którego oko stanowił maleńki szmaragd, wprawiony albo przez bardzo sprawne ręce, ale za sprawą czarów. Uśmiechnął się tryumfalnie, złapał dłoń mężczyzny i przytknął ją do znaleziska. Masz, pomacaj sobie, pomacaj, zaśmiał się w duchu.
Wolf w myślach widział te uśmiechy, którymi obdarzyłby ich ten, który teraz wszedł by do łazienki. Zresztą... nie zdziwiłby się. Musiało to doprawdy śmiesznie wyglądać. Swoją drogą- biseksualista oraz rozsławiony w całej szkole gej sami w łazience... Ach! Jakże by się bawił słyszą te spekulacje! Wyszczerzył się do swoich myśli. -Popieram używanie czarów w życiu codziennym, jednak... nie martensy. One są nietykalne.- musiało zabrzmieć to nieco dziwnie, jednak biorąc pod uwagę to co teraz robili, Charlie zapewne nie miał powodu by się roześmiać. Wolfgang zapewne skrzywiłby się na sam pomysł czyszczenia bez użycia czarów czegokolwiek innego niż jego ukochanych butów. To był... fetysz? Och, nie. Jednak okazało się, że takowy posiada? Gdyby Hansavritson usłyszał o takim pomyśle, zapewne gorąco poparł by Brown'a. Był szalony i to tajemnicą nie było. -W takim razie opłaca się szukać. Miny... niektórych nauczycieli mogłyby być...zabawne.- powiedział z hamowanym rozbawieniem w głosie. Za cel postawił sobie nie roześmianie się w tym momencie. Będzie spokojny, wytrzyma w ciszy. I tak się nie udało, ponieważ już po chwili Wolf głośno prychnął śmiechem. Poczuł się teraz słaby. Gdy Charlie głośno zakrzyknął oraz zaczął napastować jego dłoń, ten Wolf nawet zbytnio nie okazał zdumienia. Zajął się za to badaniem szmaragdu. -Jesteś wężoustym?- zapytał po chwili i zabrał dłoń z kamienia, jednocześnie muskając rękę drugiego mężczyzny.
Charlie przyjrzał mu się ze zdziwieniem na twarzy, ale nie odpowiedział nic na komentarz o butach; dla niego ubrania to ubrania, często zdarzało mu się postępować zgodnie z zasadą 'raz noszone, wyrzucone!' i nie żywił jakichś szczególnych uczuć do konkretnych ubrań... no tak, ale to może tylko on był takim dziwakiem? Na wzmiankę o nauczycielach rozdziawił usta, nie wiedząc do czego chłopak pije, kiedy uświadomił sobie, że macanie kranów to naprawdę duże dziwactwo i co poniektórzy, tutaj wspomniał Averego i mimowolnie zacisnął usta ze złości, puściliby ploty, że męskie członki mu nie wystarczają i szuka teraz czegoś twardszego. Skupił się na badaniu znaleziska, ale teraz był w kropce. Nie znał języka wężów, toteż zaczął zastanawiać się jak wielki huk może zrobić próba złamania zaklęcia Salazara Slytherina. -No cóż, właśnie nie jestem i w tym problem... nie znasz kogoś wężoustego pewnie, prawda? Jeśli nie, to chyba pokuszę się o spróbowanie przełamania zaklęcia, ale boję się, że wysadzę w powietrze korytarz- mruknął bardziej do siebie, czując dotyk profesora na skórze. Uśmiechnął się w duchu wiedząc, jak się takie rzeczy w jego życiu kończą i posmyrał dłoń mężczyzny.
Czyżby kolejny dowód mogący dołączyć do teczki z dokumentacją o jego rzekomej chorobie? Ostatnio coraz więcej osób wmawiało mu, iż jest nienormalny. Może wreszcie czas zacząć w to wierzyć... Staczasz się Gang. Zaczęło interesować Cię zdanie innych... Och, Hansavritson'owi przemknął przez głowę nieistotny fakt- gdyby odnaleźli rzekomo nieistniejąca komnatę, a na dodatek Charlie urządziłby w niej lekcje... Wzbudzili by nie małą sensacje, a reakcje poszczególnych uczniów i co bardziej... hmm... stosownych nauczycieli... Zakończmy może w tym momencie, przecież nie mamy na celu obrażenia żadnej osobistości. Chyba. Wolf głośno westchnął. No tak, oczywiście... Czemu, do diaska, znowuż o niej pomyślał? -Nie znam. Zazwyczaj to jacyś członkowie Slytherinu.- w głosie Wolfganga dało się wyczuć pewną kpinę. Nie ukrywajmy- Brown z całą pewnością zdawał sobie sprawę, jednak najwyraźniej miał jakiś powód by nie wysuwać żadnej kandydatury.- Wiesz... Korytarz to nic takiego, gorzej z nami.- mruknął zabawnie ściszając głos.- Pewnie nikt nawet nie zauważy.- wyszczerzył się jak głupi. No zgoda, głupi akurat był naprawdę. Ach, niecne profesorki... Już próbują? To nieco ryzykowne. Mimo wszelkich wątpliwości Wolf wcale nie odsunął się od mężczyzny.
Charlie obawiał się tylko, że przeciwzaklęcia Slytherina odbiją jego czary i zabiją ich obu. Nie, to był zdecydowanie zły plan, kiedyś znajdzie jakiegoś wężoustego ucznia, który w zamian za drobną przysługę z jego strony wyświadczy mu tę przyjemność i otworzy wejście do Komnaty. Z drugiej strony, w ostateczności będzie mógł zbadać, jakie czary obronne chronią wejścia i dopiero wtedy spróbować je przełamać. Na chwilę obecną mógł tylko stać i głupio wpatrywać się w szmaragdowe oko węża, czekając aż mrugnie, zapraszając go do środka. Wątpił też, czy jeśli zapuka do umywalki, to otworzy mu lokaj Slytherina i zaprosi do tajemnej komnaty swego pana. -Taa, ale głupio byłoby pytać każdego, czy rozmawia z wężami. Ostatecznie umiejętność ta źle się kojarzy i nikt by się pewnie do tego nie przyznał - mruknął.-Swoją drogą, pewnie pomyśleliby, że Brown porwał Hansavritson i gwałci go w jakiejś jaskini w Skandynawii - dodał sarkastycznie, przypominając sobie, że jego orientacja budziła tutaj wiele kontrowersji.
Oczywiście żadnej możliwości nie jesteśmy w stanie wykluczyć. Pewnie niewiele osób ubolewałoby nad ich śmiercią... Właściwie to jest nawet smutne. Znaczy... pewnie dla kogoś normalnego byłoby to smutne. Cóż, płaczu tutaj nie ujrzycie. Reakcja Wężoustych była nie do przewidzenia. Było wiele opcji- począwszy od śmiechu skończywszy na zwyczajnym zaprzeczeniu tego daru. Mimo wszystko- jeżeli mężczyźni chcą wejść do domniemanej komnaty, muszą zwrócić się do kogoś obdarowanego. Zapewne sami sobie nie poradzą. Z kolei Wolf nie miał najmniejszego zamiar sterczeć w miejscu i wyglądać tak... jak Charlie. Uśmiechnął się do profesora i powiedział: -Znasz uczniów Slytherinu, pytaj tylko tych po których możesz spodziewać się pomocy.- wzruszył ramionami. Jego wypowiedź w żadnym stopniu nie była błyskotliwa i on zdawał sobie z tego faktu sprawę.- Zapewne nie byłoby to takie straszne jak brzmi.- zaśmiał się cicho. Sugerował wiele, cóż, po to żył.
-Uczniowie ze Slytherinu raczej nie są osobami skorymi do pomocy... A wężouści to pewnie wcielenie chamstwa i arogancji, więc musiałbym chyba wszystkim na obiedzie dolać veritaserum, albo grzebać każdemu w umyśle- powiedział, krzywiąc się z niezadowolenia. Inwigilacja całego domu raczej nie wchodziła w rachubę, uczniów jest za dużo, poza tym nie miał pewności, czy w Hogwarcie ktoś wężousty w ogóle się znajduje. Porwał się z motyką na słońce, ale halo, raz się żyje. Wyciągnął różdżkę i odsunął się, ciągnąc za sobą Wolfanga. YOLO, Brown, najwyżej oboje zginiecie. Może Slytherin tylko ukrył komnatę, nie zabezpieczając jej innymi czarami - a jeśli tak, to należało to sprawdzić. Mruknął 'Protego', chcąc w razie czego osłonić się przed wysadzonymi odłamkami. Wycelował różdżkę w kran i wypowiedział w myślach 'Confringo!'; odruchowo zamknął oczy, oczekując lecącego pyłu i kawałków zlewu, ale zaklęcie spowodowało jedynie kilka pęknięć, przez które zaczęła się lać woda. Rzucił zaklęcie jeszcze raz, ale nie wciąż nie powodowało większych szkód. Zezłoszczony usiadł na ziemi, wpatrując się w kolegę. -No i po heroicznym badaniu Komnaty. Przyglądał się Wolfangowi, czekając na jakąś reakcję. Nagle przypomniał sobie, że za moment jest zebranie, jeśli się tam nie zjawi, Hampson go zrzuci ze szczytu wieży astronomicznej! -O matko, zaraz jest zebranie! Tobie też radzę przyjść- krzyknął, zerwał się z miejsca i wybiegł z łazienki. Miał nadzieję, że się nie spóźni, bo go powieszą w lochach i obedrą ze skóry, ehe.
Znalezienie szkicownika i ołówków zajęło jej około 15 minut. Przeszukała całe dormitorium lecz nie mogła znaleźć swoich rzeczy. Lekko podenerwowana stanęła na środku pokoju i syczała ze złości. Kręcąc głową na boki złapała swoją torbę, różdżkę i wyszła z dormitorium. Udała się do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Rozejrzała się po nim i dostrzegła na szafce swój szkicownik. Pisnęła uradowana, podbiegła do szafki złapała go i otworzyła. W środku znajdował się jej ołówek. Odetchnęła z ulgą i schowała zeszyt wraz z ołówkiem do torby. Różdżkę wsunęła do kieszeni i ruszyła do drzwi wyjściowych. Po drodze kątem oka zerknęła na zegarek. Nagle zatrzymała się w miejscu i palnęła się drobną dłonią w czoło. -Tak Faye, jesteś głupia. A podręcznik do eliksirów? Miałaś się uczyć. - wymamrotała sama do siebie. Westchnęła głęboko i wróciła się po gruby podręcznik do eliksirów. Włożyła go do torby i wyszła z dormitorium. Ruszyła pędem przez korytarz w jakieś ustronne miejsce. Po około 10 minutach znalazła się w łazience jęczącej Marty. Zatrzymała się koło umywalki, powoli rozejrzała się i powoli usiadła pod ścianą. Wyjęła z torby podręcznik do eliksirów i zaczęła go studiować. W końcu spokój przerwały czyjeś kroki. Odłożyła książkę na bok i spojrzała w stronę drzwi czekając na kto się w nich pojawi.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Silas po skończonej uczcie samotnie przemierzał Hogwarcie korytarze by jakoś dostać się do Wieży Ravenclaw. Nie był tam jeszcze, a że zazwyczaj był osoba która sama musiała do wszystkiego dotrzeć własnymi siłami to nikogo na razie nie pytał o zdanie tylko parł przed siebie nie zwracając uwagi na to, że każdy odwracał się za nim. Czyżby aż tak przyciągał uwagę innych uczniów? No a może sprawiał to sam fakt, że był tutaj nowy a w dodatku bardzo inteligentny, bo brał przecież udział w "Złotym sfinksie". To zobowiązywało. Nagle coś go podkusiło by pchnąć drzwi które właśnie minął więc tak właśnie zrobił. Sądził, że to tutaj znajdzie męską toaletę, jednakże bardzo się pomylił w tym przypadku. Dostrzegł, że na posadzce siedzi jakaś dziewczyna. Przyjrzał jej się bliżej i od razu dzięki swojej spostrzegawczości dostrzegł, że to jest ta dziewczyna co mu się przyglądała w Wielkiej Sali. -To ty mi się przyglądałaś w Wielkiej Sali. Mam rację?- zapytał od razu przez moment zapominając o tym, że powinien najpierw przeprosić za to że znalazł się w damskiej toalecie. Szybko jednak sobie o tym przypomniał. -Przepraszam, tu jest tyle pomieszczeń. Zupełnie inne rozmieszczenie niż w Salem- wyjaśnił przepraszającym tonem. Jego uwadze nie uszedł też fakt, że dziewczyna uczyła się eliksirów, a że miał dobry wzrok to od razu zauważył stronę z tytułem: anidotum na eliksir miłosny. Uniósł wyżej brwi. -Eliksiry miłosne nie zawsze bywają skuteczne, najlepiej wcale ich nie stosować, potem nie musimy robić na to antidotum- powiedział po czym uśmiechnął się lekko dostrzegalnie.
Kiedy ujrzała czarnoskórego chłopaka od razu przypomniała sobie, że to Silas. Otworzyła szerzej oczy i przyglądała mu się uważnie przez chwilę. - Tak.. To ja. - odpowiedziała drżącym głosem. Przez chwilę wpatrywała się w niego uważnie. Nie widziała jak ma z nim rozmawiać. Była przerażona, nie widziała jak się zachować. Nie miała pojęcia, czy Silas wiedział, że jest jej bratem, spojrzała na niego kątem oka, speszona. - Nic się nie stało, każdy może się pomylić, szczególnie, że jest z innej szkoły. - powiedziała spokojnie po czym wbiła wzrok w książkę. Nie potrafiła spojrzeć na niego normalnie z obawy przed tym, że chłopak zacznie na nią zaraz krzyczeć. Odgarnęła kosmyk rudych włosów z policzka i wsadziła go za ucho. Kiedy wspomniał o eliksirze, spojrzała na niego ze zdziwieniem, unosząc lekko brwi do góry. - No tak, po co komu eliksir miłosny? Może dlatego, żeby nie był samotny.. - powiedziała ironicznym tonem, kręcąc delikatnie głową na boki. Ponownie wbiła wzrok w książkę i próbowała skupić się na nauce. Nie potrafiła jednak, gdyż ciągle zerkała na chłopaka swoimi czekoladowymi tęczówkami.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Silas nie wiedział, że dziewczyna jest jego przyrodnią siostrą. Gdyby o tym wiedział to pewnie zachowałby się inaczej. Nie musiała się też bać, że ten zaraz na nią nawrzeszczy bo przecież nie miał powodów do tego by podnosić głos. Bardzo, naprawdę bardzo rzadko zdarzało mu się podnieść głos i nakrzyczeć na kogoś. -Przepraszam, gdzie moje maniery. Jestem Silas Clark, uczeń ostatniej klasy w Salem. Przyjechałem na projekt ze specjalizacji eliksiry. Dyrektor stwierdził, że z moimi osiągnięciami nie ma innej opcji bym tutaj nie przyjechał. Każde wakacje spędzam na różnych konferencjach naukowych i koloniach alchemicznych, stąd taka wiedza- wyjaśnił uśmiechając się lekko. Silas miał taki problem, że jak już zaczynał coś mówić to był wręcz niczym otwarta księga z której można wyczytać dosłownie wszystko, niestety. Był też bardzo rozmowną osobą. Podał jej swoją dłoń w ramach powitania. -Samotność? Powiem ci, że oszukiwanie drugiej osoby, że nas kocha poprzez dolewanie jej do wszystkiego napoju miłosnego na dłuższą metę się nie opłaca. Nie można nikogo zmusić do tego by nas kochał. Czasem też eliksiry miłosne mogą bardziej zaszkodzić niż pomóc. Osoba może pokochać na przykład nie tą osobę, którą chcieliśmy by pokochała. Przedawkowanie też poważnie szkodzi- powiedział po czym przerwał na moment. -Przepraszam, pewnie już zacząłem cię zanudzać. Gdy słyszę słowo eliksiry to jestem chory i nie mówię o niczym innym jak tylko o nich. Może to dlatego że właśnie z nich moja wiedza jest tak rozbudowana- zaśmiał się odrobinę nerwowo. - Powiedz mi, dlaczego mi się tak przyglądałaś w Wielkiej Sali?- spojrzał na nią wnikliwym spojrzeniem czekoladowych oczu.
Wpatrywała się w niego uważnie swoimi czekoladowymi oczkami. Kiedy chłopak się przedstawił westchnęła cichutko i przygryzła dolną wargę delikatnie ząbkami. -Faye Grey. -przedstawiła się nie spuszczając wzroku z chłopaka. Uścisnęła niepewnie jego wyciągniętą dłoń i pospiesznie wróciła do wpatrywania się w podręcznik do eliksirów. Po części Silas miał rację, a po części nie. -Zgadzam się z tobą po części. Jeśli człowiek jest tak bardzo samotny, że już nie wytrzymuje nie myśli logicznie. Myśli tylko o tym, żeby mieć kogoś bliskiego kogoś kto go pokocha takiego jakim jest. Kogoś kto nie będzie chciał go zmienić. -zaczęła mówić spokojnym i opanowanym tonem. Spojrzała na Silasa czekoladowymi tęczówkami. Westchnęła bezgłośnie i odłożyła podręcznik na posadzkę. Wstała i podeszła do umywalki, oparła się o nią dłońmi i spojrzała w swoje odbicie lustra. -Każdy potrzebuje kogoś bliskiego bo inaczej zwariuje. Niestety niektórzy ludzie nie mają takiego szczęścia i są samotni. W sumie jak by dobrze to przemyśleć to Eliksir Miłosny na krótki czas jest dobry. -skończyła mówić i westchnęła cichutko. Spojrzała na odbicie Silasa w lustrze przed którym stała. To była dość ciekawa wymiana zdań i Faye już zapomniała o jej zmartwieniach związanych z chłopakiem. Spojrzała na niego kątem oka słysząc jego słowa. -Nie no, nie ma problemu. Nie przepraszaj. -powiedziała spokojnie i uśmiechnęła się delikatnie. Słysząc jednak kolejne słowa chłopaka znieruchomiała. -Nie wiem, tak po prostu. -wyjąkała cichutko.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Chłopak stanął za nią gdy stała tak przy umywalce. Praktycznie stał za jej plecami, ale w odbiciu lustrzanym Faye doskonale widziała jego twarz. Nagle zastanowiło go nazwisko, którym się przedstawiła. -Mój ojciec ma na nazwisko Grey, ale w Berlinie pewnie wielu jest o takim nazwisku. Nie znam się, jestem z Minneapolis- powiedział wzruszając odruchowo ramionami i posyłając do odbicia w lustrze lekki uśmiech. -Człowiek nigdy nie jest aż tak samotny, że przestaje logicznie myśleć. Od trzynastego roku życia odkąd zmarła moja mama nie miałem domu rodzinnego. Nadal myślę logicznie mimo iż nie mam rodziny. Raczej trzymam się z dala od ludzi. Zbytnie przywiązanie do człowieka może nas bardziej zranić aniżeli jego brak. Tak jest kiedy umiera ci ktoś bardzo bliski. Miałaś taką sytuację Faye?- zapytał spokojnym tonem, tym razem bez uśmiechu na twarzy. Założył tylko ręce na torsie. -Ja żeby nie zwariować skupiłem się na nauce i kontaktach z ludźmi tylko czysto naukowych, wtedy nigdy nie cierpiałem. Nawet nie musiałem znać czegoś takiego jak rodzinny dom, kominek, własny pokój czy też huśtawka w ogrodzie i wspólnie spędzone święta z rodziną. To skończyło się w wieku dwunastych świąt bożego narodzenia. Nie muszę do tego wracać, ani nikomu też nie wypominam, że ma lepiej a ja gorzej - powiedział nadal spokojnym tonem, o dziwo nawet się przy tym nie trząsł, chociaż tyle emocji w jednej chwili się przez niego przewinęło.