Czasem można tu spotkać jakiegoś zabłąkanego ucznia, łazienka jednak nie cieszy się zbytnią popularnością, z prostego powodu - zamieszkuje ją wyjątkowo płaczliwy duch - Jęcząca Marta. Na jednej z umywalek dostrzec można mały rysunek węża, dzięki któremu, jak głosi legenda, można otworzyć przejście do Komnaty Tajemnic.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:53, w całości zmieniany 1 raz
Naprawdę z każdą chwilą zdawało się jej, że coraz mniej rozumie z tej całej historii! Tu hrabia, tu przystojny chłopiec, a teraz jakieś kumkanie i wewnętrzne oko X szalało na scenie... Naprawdę ciężko było się przyjaźnić z Urszulkiem, mimo to uśmiechnęła się i oparła o umywalkę, gdzie było lustro i tam poświęciła sobie całe, jedno spojrzenie, które objęło jej zmęczoną twarz... Ale nie że sytuacją, a raczej bezsensem tego, że ostatnio w ogóle nie śpi. Po chwili, jednak porzuciła tę myśl i jej zmysł słuchu wyostrzył się trzykrotnie, a po chwili ona również to usłyszała. - Hm. Myślisz, że Jęcząca Marta sprowadziła sobie księcia w jaśnie bajkowym wydaniu? - Tak, nieudany żart, ale lepszy taki niż żaden... Po chwili wskoczyła do jednej z kabin i wdrapała się na ścianę, żeby mieć lepszy punkt widzenia. Urszulka wydawała się jeszcze drobniejsza niż zwykle i niższa. Może wdepnęła się ostatnimi czasy, ale Laik tego nie komentował. Nie chciał urazić Urszulki, która była tym wszystkim tak bardzo przejęta... - Zatem Kapitanie czego wypatrywać? - Ale ją zaraz trzaśnie, jak nie powie, jak rzeczony Hrabia wygląda! Przecież jeżeli jest tu jakieś tajemne przejście dokądś iii właściwie to wszystko ma głębszy sens to, żeby znaleźć trop, fragment DNA czy cokolwiek, to musi się bardziej skupić i wiedzieć czego szukać. Na ogólnikach nie mogła polegać! Ach Howett'ówna... Szukałaś Urszulki,a spotkałaś ją z hrabiowym bagazem. Do tego zagubionym! I gdzie w tym wszystkim logika?! Całe szczęście, że obiecała jej jakieś jedzenie i była nadzieja na rozleniwienie się w łóżku... Potem Laik jej nawrzuca za nie odpisywanie na listy i w ogóle! A teraz oglądała się to w prawo, a lewo, aż przed jej oczami mignęła, jakby żaba, na której widok Laik pisnął... Nie ze strachu, a z zaskoczenia. - WIDZIAŁAŚ TO? - Krzyknęła nieco zszokowana.
- Kumiak? – zawołała ostrożnie rozglądając się w poszukiwaniu jakiegoś ruchu i wciąż nasłuchując kolejnych podpowiedzi w formie żabich odgłosów. Zerknęła w górę na Laika, który znalazł sobie dobry punkt widokowy, ale jak widać póki co na marne. Spojrzała na swojego majtka jeszcze raz, tym razem nieco zaskoczona pytaniem. W końcu zakodowała już sobie w głowie, że Laila dobrze wie o kim Ulka ciągle mięli językiem i kogo obie szukają. Postanowiła więc zareagować na to jak na żart. - Jak to „czego”? Eleganckiego, zielonego panicza! Znów coś usłyszała. Podeszła kilka kroczków w stronę Laika, kiedy ten wydał z siebie głos. - Co? – spytała gapowato, rozglądając się w popłochu, gdy wreszcie zauważyła żywą, skaczącą żabkę. Od razu ruszyła w pościg, padła na kolana i chwyciła płaza w ręce. Spojrzała z triumfem najpierw na zwierzę, a potem na Laika. Uśmiechnęła się w ten swój, wybitnie Ulkowy sposób, mówiący „WSZYSTKO JEST TAKIE WSPANIAŁE PTASZKI ĆWIERKAJĄ RÓŻDŻKI DZIAŁAJĄ A JEDNOROŻCE SĄ JEDNOROŻCOWE I CIESZMY SIĘ ŻYCIEM”. Wstała ściskając żabkę. - Tak właśnie, oto mój hrabia – zaćwierkała promiennie wyciągnęła ręce do Laili, odchylając palce tak, by dało się zobaczyć Ulkowego Hrabiego. – Będę miała z kim iść na bal Walentynkowy – dodała chichocząc i posyłając buziaka w czubek żabiej główki. Lepszy płaz z rodziny żabowatych, niż żaden partner, prawda? A może lepiej zamknąć go w dormitorium za takie zuchwałe uciekanie?
Czy Laila rozumiała to co się teraz działo? Stojąc na tej wysokości wreszcie zdecydowała, że należałoby zeskoczyć... I zrobiła to w miarę zgrabnie, a potem znów wybuchła melodyjnym śmiechem... Oczywiście śmiała się z własnej głupoty, że niby miały szukać chłopca, który byłby Hrabią, a do tego jedna z blondynek przypisywała mu nieskazitelną urodę, dla której Laik zarezerwował najlepszy ze swoich uśmiechów. Wreszcie odchrząknęła, gdy się uspokoiła i zmierzyła wzrokiem Urszulkę. - Wiesz, a naprawdę myślałam, że znalazłaś sobie faceta. - Tu na jej twarzyczkę wstąpił szeroki uśmiech... Czy widziała Urszulkę w związku? Oczywiście, że widziała. Bardzo cieszył ją fakt, że ten mały kłębuszek miałby kogoś, kto by go ochraniał przed takimi złymi Ślizgonkami, ale ta najwidoczniej bardziej lubiła żaby... I to odróżniało Litwinkę z tłumu tych używanych, beznadziejnych dziewcząt... Ona chyba pałała obojętnością do każdego, kto po prostu nie wydawał się jej interesujący. Ona miała swój świat i w sumie Laik pokochał istnienie w tym świecie, bo było tak bezpiecznie... Błogi uśmiech, który pomknął ku wspomnieniom wyrażał jednocześnie wdzięczność i zadowolenie. - Urszulku? Chcesz iść na bal z żabą? Wydawało mi się, że chciała za pomocą eliksiru zmienić w jakieś stare ropuszysko i wyrwać pół zamku... Czyż nie? - Mrugnęła do niej oczkiem czekając na wytłumaczenia, może przygotowała dla niej jakąś specjalną historię? Tak czy owak nie pozostawało jej nic innego, jak poczekać na właściwe rozwiązanie sprawy, może zaraz się wszystko wyjaśni i rzeczony Urszul wyjaśni wszystko, jak na dłoni.
- Fa... ceta? – powtórzyła zadumanym głosem. No tak, powoli całość zdarzeń z dnia, po odtworzeniu od początku zaczęła nabierać sensu i Ulka przyjęła do wiadomości, że nieźle namieszała. – Ach tak! – zakryła dłonią buzię roześmiawszy się wdzięcznie. Po czym rozszerzyła palce, by ukazać oko. - Ale przecież znalazłam faceta. To mój facet – zachichotała figlarnie, odsłaniając twarz i przytulając żabkę do policzka. Po co Ulci faceci skoro ma swoje maleństwo? I wiele przyjaciół których może przytulać, obcałowywać i robić z nimi inne zupełnie niewinne rzeczy, a potem się dziwić skąd u nich te rumieńce i dziwne wyrazy twarzy. - Oczywiście, że chcę iść z nią na bal! – odrzekła silnym głosem, unosząc dziarsko podbródek. – Nie będę tańczyć sama – dodała uśmiechając się szeroko. Chociaż możliwe po jakiejś pół godzinie znudziłoby się jej bujanie na boki trzymając żabę, zostawiłaby ją gdzieś i zabawiła się w szalonego odbijanego nie bacząc na nic. W końcu tyle potencjalnych partnerów i partnerek do tańca – jak można tego nie wykorzystać? A może nie miałaby nastroju na tańca i całą imprezę przechodziłaby między osobami i stolikami, nucąc nieświadomie piosenkę i bawiąc się spódnicą, jak na ostatniej tego typu zabawie? - A o tej ropusze nic nie słyszałam... - zaniepokoiła się. - Jak to pół zamku... Myślisz, że ktoś poleci na ropuchę? - zmarszczyła brwi. Ale nagle coś innego zaczęło zaprzątać jej główkę. - A może lepiej nie brać Hrabiego na bal, co? Zanim dojdzie to zmarznie jak nic – zaczęła się martwić, skubiąc dolną wargę. Spojrzała uważnie na Laika. Musi jej coś doradzić! Zaraz jednak jej uwaga znów uległa rozproszeniu. - Czekaj... ale jak to z tą ropuchą?
Popatrzyła na Urszulkę z lekkim zdziwieniem, że na serio wzięła do siebie ten pomysł, ale to nic... Powoli wyciągnęła do niej dłonie, aby wziąć żabę w ręce i zamyśliła się... - Liczyłam na coś, co ma ręce i nogi, nie wspominając o tym, że byłby człowiekiem. - Uśmiechnęła się do Urszulka szeroko i roześmiała się dźwięcznie, aż echo poniosło ten chichot hen, hen daleko. - Ale żaba też może być. Tylko nie wiem, jak Ci wyjdzie z transportem. Może faktycznie zostaw go w zamku... - Zrobiła smutną minkę i zaczęła myśleć, co w zamian mogłaby Urszulka tam zabrać. - Ale chwila. Przecież będzie tam dużo ludzi, znajdziemy Ci kogoś. - Zaczęła gorączkowo penetrować stos myśli i może już coś miała? Naprawdę liczyła na to, że się jej uda przekonać Litwinkę do ludzi. Chociażby na jeden dzień. Chętnie by tego dokonała, ale czy się jej uda? Odetchnęła i spojrzała w sufit... - Może powinnyśmy stąd iść zanim Jęcząca Ci poderwie Hrabiego. - Mrugnęła do Ulyss i wreszcie złożyła dłonie na karku, aby na chwilę zamknąć oczy. - Za te rewelacje jesteś mi winna ucztę z milionem rodzajów orzeszków... - Powiedziała mimochodem... - Masaże pleców też chcę... - Odchrząknęła... - Na listy się odpisuje panna! - Burknęła nieco niezadowolona.
- Ale on ma ręce i nogi! – zakrzyknęła z ożywieniem i już nachyliła się nad zwierzątkiem, żeby to pokazać i udowodnić swoją rację, kiedy usłyszała resztę Laikowej wypowiedzi. – Ow. Człowiekiem. A co za różnica? – spytała śmiertelnie poważnie mrugając oczami większymi niż zwykle, po czym nie czekając na reakcję Howettówny parsknęła śmiechem – żartuję! W każdym razie w jednym Laik miał rację – żaba musi zostać i Ulka musiała się z tym pogodzić. A może by tak iść z partnerką – Ulkową sową? Zanim zdążyła to rozważyć, myśl tą przyćmił pomysł Laili (się uczepiła tych ludzi, no!). Wróżbitkę znów nawiedził nieopanowany śmiech. Wsunęła palce we włosy, przeczesując je ręką, myśląc nad ideą Hawettówny. Laikowa widocznie była pełna nadziei. Litwinka patrzyła na nią z powątpiewaniem unosząc brwi, wciąż trzęsły jej się ramiona ze śmiechu. - Jak uważasz. Nie sądziła, żeby misja pod kryptonimem „znajdujemy kogoś dla Ulki” zakończyła się powodzeniem. Jeśli można było nazwać ją kokietką, to zdecydowanie nieświadomą tego, że właśnie się do kogoś mizdrzy, a nie tylko rozmawia. - Masz rację! – pochwyciła poruszona, słysząc straszne spostrzeżenie Laika. Ścisnęła w rękach płaza i rozejrzała się podejrzliwie, myśląc, że zobaczy złośliwego ducha w okularach, czyhającego na jej ukochanego (płaza). Na szczęście póki co żadna zjawa nie zagrażała życiu zwierzątka. PÓKI CO! – Pewnie zaraz przyleci żeby zalać swoją ulubioną łazienkę. - Westchnęła. - Trzeba będzie uciekać, prawda? - spytała patrząc w doł, na żabę. - Orzeszki się załatwi, ale ostrzegam, że jedyny rodzaj jaki znam to te suche w twardej skorupce, masaż może będziesz miała, ale na pewno nie ode mnie – uprzedziła kręcąc nosem – a list... – zatrzymała się. – List? Zastanowiła się, czemu towarzyszyła dość nierozgarnięta mina. Po chwili otworzyła szeroko oczy. - Ach list! Fakt, coś tam przysłałaś, ale nie zdążyłam przeczytać, bo akurat ślęczałam nad pracą domową i gdzieś do odłożyłam na później... – spojrzała na Laika robiąc rozbrajające, szczenięce oczka i uśmiechając się przepraszająco – jeśli cię to zadowoli, to odpiszę jak wrócę do Pucholandu. – obiecała, unosząc dwa palce i kładąc drugą dłoń na piersi.
Laik wreszcie się rozpogodził na dobre... Nawet nie był taki czepliwy, jak kwadrans temu... Uśmiechnęła się delikatnie do dziewczęcia, a potem znów zaczęła podwijać rękawy swojego sweterka... Cóż za niewdzięczność, że nie podwijały się same! Laik by chciał tego tak bardzo mocno! - Dwie prawdy. Ja zawsze mam rację, a jak nie mam racji, to stosuj się do punktu pierwszego. - Powiedziała ze śmiechem zasadę, którą stosowało sto tysięcy egoistów takich, jak ona... Ale nie pozostawało jej nic innego, jak zastosować się do tego, że jest jaka jest. - Już w tej chwili wiem, że żyjesz także nie wiem czy powinnaś odpisywać. Masz się meldować jedynie, bo nie będę na drugi raz szukać żaby, a Ciebie... Gdzieś po łazienkach! - I tyle z krzyku, który miała jej zaproponować. Zredukował się on do minimum, bo niby po co miałaby atakować człowieczka, który cały dzień latał z żabą na ramieniu, a teraz stwierdził, że to jego druga połówka. W ogóle co w tym dziwnego? Przecież nic. Skoro tamta ma żabkę, to Laik załatwi sobie kotka i będzie dobrze. Bo w sumie miłość jest wszędzie... Chociaż Laik nie ukrywa, że wolałby psa, no to cóż... Wymagania Hogwartu są jasne. Jak koty, to nie psy. Zresztą szczekanie tych zwierząt zabiłoby nauczycieli... Ej, ale to nie głupie. To jest myśl. Gdyby teraz każdy miał szczekającego psa i one by sobie biegały po zamku i przeszkadzały w spaniu nauczycielom tooo... To wtedy nie przychodziłby taki Samuel na astronomię i zamiast trolla dostałaby w wyniku niespodziewanej pomyłki, wybitny... Ooo, wybitny z astronomii to jest to. Aż chce się żyć. Ta wizja rozproszyła Laika na kilka minut.
Zaśmiała się żywo, zasłaniając usta dłonią, słysząc wspaniałą zasadę Hawettówny. Właśnie za to między innymi lubiła Laika! No bo jak go tu nie kochać? - Więc tylko tyle chciałaś wiedzieć? Czy żyję? – Ulka zmarszczyła brwi i spojrzała na biednego Laika, jak na kosmitę. – Ale jesteś świadoma, że nasze łóżka są po sąsiedzku? Ten sam dom, te same dormitorium... Rano i wieczorem się widzimy... Posłała Laili jeszcze jedno niespokojne spojrzenie, po czym dała temu spokój. Jako osoba, która uważa swoją żabę za życiowego towarzysza, nie powinna wypominać ludziom ich zachowań. Zwłaszcza, że zaraz sobie dopowiedziała, ze w sumie poza Pokojem Wspólnym to faktycznie, dawno Laika nie widziała. Była zajęta duszeniem innych poduszkami (przy okazji stwierdziła, że to całkiem zabawne i zajmujące zajęcie i szkoda, że akurat w pobliżu nie ma poduszek, w chwili obecnej może Laika jedynie utopić w umywalce, ale to już nie to samo) i walkami śnieżnymi poza zamkiem. – W każdym razie muszę odkopać ten twój list i wziąć jako lekturę do poduszki – postanowiła po krótkiej chwili zamyślenia i uśmiechnęła się znacząco do Puchonki, a iskierki w jej oczach poderwały się do szalonego tańca. – Co ty mi tam powypisywałaś..? – mruknęła kręcąc wolno głową, nie opuszczając kącików ust.
Uśmiechnęła się wkładając na twarz jeden z tych swoich najlepszych, słodkich... Najsłodszych wyrazów mimiki, które mamiły nie jednego... Przez to nie raz była osądzana, że jest wilą, ale niestety nie miała niczego takiego w genach. Teraz mierzyła wzrokiem blondyneczkę i zastanawiała, co się jej roi w głowie. Przecież Laik odkąd ją poznał to się martwi, bo to taki typ człowieka z Urszulka, że zaraz się właduje pod koła samochodu, chociaż one tu nie jeżdżą. Westchnęła i poprawiła złośliwy kosmyk włosów. - Serio Litwin? Myślisz, że jak przychodzę do dormitorium to sprawdzam czy leżysz w łóżku? Nie mówisz do mnie, to co ja zrobię, że uważam Cię za wymarłą. - Zasmuciła się na niby i założyła ręce na piersiach, być może i faktycznie trochę zezłoszczona lekkomyślnością koleżanki. - A zrobienie lektury z tego listu... Jest chyba zbyt krótki, jak na taką posadę. - Zauważyła ze smutkiem, że nie napisała żadnego wyznania, w którym troska jest opisana na pięć stron 'acztery', a miłość, przyjaźń i inne uczucia, które określają relacje między ludzkie to nie był esej, który można by wygłaszać godzinami... Taka lakoniczność Laikowa to była też dobra rzecz, ale... No cóż. Wtedy nie wiedziała, że to będzie miało takie znaczenie. - No dobrze, to załatw masażystę i możemy ruszać do spa, które mi urządzisz. - Zażartowała po raz kolejny, czekając na jej reakcję. Wydawało się jej, że naprawdę w tym wszystkim może być coś wesołego, więc czemu by nie spróbować? Trzeba, należy, powinny.
Ula spojrzała niespokojnie na Laika, który jej się tak dziwnie przyglądał. Na wszelki wypadek przejechała dłonią od nasady nosa do policzka, w razie gdyby chodziło o to, że ma coś na twarzy. - Co? – udała święte oburzenie, zasłaniając teatralnie dłonią usta. – Nie sprawdzasz? Odwróciła się plecami do Laika, krzyżując ręce i unosząc zuchwale podbródek. A co? Ulka też może się obrazić! - Już nikogo nie obchodzę! Pewnego dnia zje mnie jakiś gargulec, czy inna akromantula i nikt nawet nie zauważy! – prychnęła. Odwróciła się jednak bokiem do Puchonki, ale tylko i wyłącznie dla polepszenia akustyki. Kiwała głową z obrażoną miną, po której można było stwierdzić, że po jej głowie odbijają się same urągliwe, cyniczne komentarze. - No tak, oczywiście. Nawet ciężko napisać normalny list. Ale nie, kto by tam poświęcił jakiejś tam Uli więcej czasu niż parę sekund na nabazgranie czegoś więcej niż kilku słów na kolanie – mruknęła, a po tonie jej głosu, w sumie ciężko wywnioskować, czy mówiła na poważnie, czy wciąż dla żartów. Chociaż... czy z Ulką cokolwiek może być na poważnie? Kontynuując zabawę w obrażanie się zaśmiała się gorzko na kolejne Laikowe słowa. - Wiesz co? Nic ci nie urządzę. Zapomnij. Koniec z nami! – oświadczyła dramatycznie. Najpierw się o Uli zapomina o potem się od Uli oczekuje. Pff! Z miną adekwatną do tej tragicznej sceny odwróciła się znów plecami do Howettówny, która pewnie zastanawiała się co sie właściwie przez ostatnie minuty stało. Ale Litwinka była nieugięta dla takich zdrajców przyjaźni jakim była Laila, chociaż właściwie gdyby ktoś spytał Ulkę za co ten foch... pewnie by się sama pogubiła.
Co się z tymi kobietami działo? Laik serio nie może ich zrozumieć. Przecież nie powiedział nic złego. A halo. Laik to też kobieta, ale chyba prostsza w zinterpretowaniu. Tak przynajmniej myślała, a mogła wychodzić w błędnego założenia... To takie smutne. Zlustrowała wzrokiem małego Urszulka. - No przecież to nie tak... Przecież słyszę, jak chrapiesz... Łapiesz fale radiowe, czy coś... - Dokończyła żartobliwie i podeszła do Litwinki, by odgarnąć jej włosy z policzka i popatrzeć na nią z bliska. Z trudem stłumiła śmiech, który zrodził w jej strunach głosowych, ale nie mogła przecież jeszcze bardziej zdenerwować dzieciątka, które zaraz pęknie z nerwów i będzie musiała je składać. - Obiecuje, że napiszę Ci list o miłości mojej do Ciebie... Będzie, jak w Romeo i Julii. Słowo harcerza. - Podniosła dwa palce do góry na znak obietnicy i przytuliła przyjaciółkę. - Wybaczysz mi? - Użyła najsłodszego tonu,który miała w wyposażeniu. Rzadko robiła z niego pożytek, więc nawet nie był przemęczony czy coś... A czasem odnosił nawet sukcesu. Ale rzadko... Ludzie przestali się na to łapać, jak skończyła naście lat... Takie niestety życie nastolatka, który uchodzi za zbuntowanego i nie zasługuje na cukierka... Odchrząknęła. - Ursku? Proszęęę... - Dodała przeciągle.
Mugolaczka posłała Laikowi spojrzenie pełne goryczy, po czym znów się odwróciła. Wina Laili, jakakolwiek by nie była (o ile w ogóle była), nie zniknie ot tak po jednym słowie. - Ach tak – mruknęła zerkając na Puchonkę spod ciężkich powiek – a jeszcze dopiero co byłam dla ciebie wymarła? A może byś tego chciała, co Howett? – z tym tonem głosu i nadymanymi policzkami wyglądała jak mały, rozkapryszony paniczyk. – Nie musiałabyś słuchać mojego chrapania . Wspaniałomyślnie zwróciła kąt oka na Laika, słuchając Laikowej obietnicy. Kiedy Howettówna powołała się na harcerza, coś w Uli pękło. Jej borsucze serduszko nie umiało zbyt długo żywić do kogoś urazy. A co? Kobieta zmienną jest, nawet taka drobna kobietka jaką jest Ula. Powoli miękła co można było zobaczyć w jej ślepiach, błyszczących ze wzruszenia. Dała się potulnie przytulić. Dźwięk głosu, który Laikowa oceniała jako swój najsłodszy faktycznie zrobił swoje. Z powodzeniem powinna używać go częściej i pewnie Ulka by jej to powiedziała, gdyby nie fakt, że stała się momentalnie rozemocjonowaną kluchą. Na pytanie przyjaciółki, Ursulka chciała zrobić jedno na co była wstanie – wybaczyć oczywiście! Ale zaraz usłyszała kolejne przymilne słowa. - Wybaczam! – pisnęła po i raz kolejny wepchała się w objęcia Laika. Jak na wrażliwą osobę przystało, łzy w oczach były obowiązkowe, ale tym razem podopieczna Helgi starała się, by i w oczach pozostały. Miała nadzieję, że Laikowa ich nie zauważyła, to byłaby już zbyt drastyczna huśtawka nastrojów. W końcu litości – w jednej chwili radość, potem zaskakująca złość i oschłość, a po chwili łzy wzruszenia? I to w przeciągu czego... minuty? Nawet Ulka była świadoma, że zachowuje się jakby miała zespół napięcia przedmiesiączkowego. Ale ćśś, taki już tej głupiutkiej istotki charakter. Kiedy tylko byłą w stanie wydobyć z siebie mocniejszy głos niż płaczliwe piski odkchrząknęła, unosząc palec. - I czekam na ten list! O tym, że nie przeczytała jeszcze poprzedniego nie wspomniała i miała nadzieję, że Laikowa też tego nie zrobi...
Uśmiechnęła się lekko... Czyżby zwycięstwo? Czyżby Urszulka już jej przebaczyła? To dobrze... Od razu lepiej... Jeszcze chwilę postała w objęciach z dzieciątkiem i po chwili odkleiła się od niej, aby oprzeć się o zimną ścianę, a ręce założyć na piersiach. - Jak będę chciała Cię ukatrupić to wynajmę płatnego zabójce, ale to Ci nie grozi. - Uśmiechnęła się diabelsko i pstryknęła palcami, jakby coś planowała, a po chwili zrezygnowała... Przecież nie tknęłaby Urszulki w celach agresywnych, które skrzywdziłyby ją... Potem mieć takiego szkraba na sumieniu? Jeszcze czego... Byli inni, którzy zasługiwali na atak i śmierć... Chociażby dlatego, że byli idiotami. Nie mieli w sobie za grosz empatii i zachowywali się, jak pępek świata... Ciekawe czyjego, bo na pewno nie jej, ani żadnego, innego, normalnego człowieka. Wzruszyła ramionami, może nie powinna tego analizować chociażby dlatego, że irytowało ją to i tyle... Taki z niej buntownik, który chyba nie rozumiał podstawowych zasad rządzących tym światem... "Mów mi dobrze, dobrze mi mów" - oto chodziło dzisiaj ludziom... Prawda? Chcieli słyszeć komplementy mówione słodkim szeptem... A ona nie potrafiła kłamać... Przykro nam wszystkim, ale Laik niestety bywał bezczelny. Zmierzyła wzrokiem Litwinkę. - Dużo orzeszków, pamiętaj. O różnych smakach. - Fioła na punkcie orzeszków miała od urodzenia i tak pozostało. Orzeszki porozsypywane po pokoju Alana, rodziców, salonie, kuchni i jeszcze łazience. A w jej pokoiku była składówka... Wszystko ładnie popakowane, żeby się nie zmarnowało... O tak... Jeszcze miała czas, kiedy uwielbiała czekoladowe kulki, które były musujące, a potem bekało się gwiazdkami, ale niestety to trochę powodowało nabywanie ciałka... Więc musiała zrezygnować. Takie dziewczęce perypetie w walce z jedzeniem.
Laik i morderca? Mimowolnie Ulkowa główka ułożyła obrazek przedstawiający Lailę, która z zimną krwią i zakrwawionym nożem morduje bezbronnego... jednorożca. Widok ten wzbudził w niej dreszcze. Zarówno z powodu widoku takiego, a nie innego Laika jak i z powodu wyimaginowanego jednorożca, nad którym Ulysska spędziła chwilkę w żalu i smutku. W końcu ujrzenie takiego stworzonka w takiej okropnej sytuacji (nawet jeśli działa się tylko w czyjejś głowie) może nie poruszyć tylko największego twardziela, ale na pewno poruszy Ulkę. Potrząsnęła głową, próbując w ten sposób wyrzucić z głowy makabryczną scenę. - Słyszysz Hrabio Skrzekokumny? – zwróciła się do swojej żaby, unosząc ją, chciała być w końcu jak najbardziej słyszalna dla swojego płaza. – Laik chce nas pozabijać! – poskarżyła się. Rzuciła wzrokiem na Puchonkę i znów konspiracyjnie zwróciła się do swojego zielonego przyjaciela. - Co mówisz? – spytała przechylając się tak, by nakierować ucho do zabierającej najwyraźniej głos żaby. – Ach tak, masz rację. Powinniśmy ją uprzedzić i zakumkać na śmierć. Wybornie! – uniosła oczy na Laika, prezentując swój szatański uśmiech, który w wykonaniu Ulki wyglądał jakby pojawił się na nie tych ustach co trzeba. - Różnych smakach? – spytała przeciągle kiwając wolną głową, jakby oswajała się z tą myślą. – Nie ma sprawy! – oznajmiła w końcu. Planowała co prawda skombinować orzechy po prostu, czyli jedyny gatunek znany przez Ulkę, pod który padał każdy owoc, który miał w nazwie „orzech”, a potem poprosić Adi o pomoc w zmianie kolorów, by osiągnąć wspaniałe gatunki z tytułu: orzech czerwony, orzech niebieski... Zanim rozmarzyła się o smakach kolorowych orzechów, niczym mantra, pojawił się jednorożcowy wytwór wyobraźni, budzący w Ulkowym serduchu nieopanowany żal. Spojrzała na Laika niczym na seryjnego zabójcę jednorożców. - To przez ciebie ten jednorożec, musiałaś go tak potraktować? Teraz ciągle o nim myślę... – powiedziała oskarżycielskim tonem, ale z minimalnym wyrzutem. Właściwie nie skupiła się, wypowiadając te słowa i w zasadzie nie pamiętała skąd tak naprawdę scena ginącego stworzenia. Ale zdecydowanie miało to... jakiś... związek z Laikiem! Ale po co komu ten ład i skład?
Przecież jeszcze nikogo nie zabiła. Miała dopiero plany! A od planów do realizacji długa droga, przecież trzeba zatrzeć ślady i w ogóle nie sprowadzać na siebie podejrzeń. Chyba, ze Azkaban można by uznać za nowy dom, ale dość niewyszukane widoki i pokoje takie obskurne. Więc pozostaje pierwsza opcja: posprzątać po sobie. Uśmiechnęła się do Urszulki, kiedy ta rozmawiała z żabką... Roześmiała się na wizję tego, jak ta staje z żabką w środku nocy nad jej łóżkiem i zastanawia się czy rzucić w nią krzesłem czy może skombinować kogoś, kto podniesie komodę... Z tym, że powodzenia. Bo tam jest milion par butów Laika, nie wspominając o innych ubrankach, które są po prostu zmniejszone... Była fanatyczką... Ilość, na ilość. Wszędzie. Musiała mieć tu mnóstwo rzeczy, chociażby dlatego, że często się nudziła i mogła sobie ot tak układać w szafie. A nie dwie bluzki na krzyż i koniec porządków. Zaśmiała się zatem głośniej i zmierzyła ją wzrokiem. - Jednorożca? - Zrobiła zdziwioną minę i zaczęła się zastanawiać, co Urszulek tym razem zobaczył magicznym okiem. Nigdy nie dopuściłaby się takich czynów, ale może po prostu to był figiel jej wyobraźni. Problem z Urszulkiem polegał na tym, że jak palnęła coś ot tak, to mogła być to wizja, i nigdy nie wiadomo było kiedy... A głupio było pytać... Chyba, że powinna używać wstępu: "uwaga wizja/informacje o wizji". Albo coś... To by pomogło Laikowi w funkcjonowaniu i z radością uczestniczyłaby w takich rozmowach. Może przepowiedziałaby, kto zostanie jej mężem, albo czy w ogóle zostanie. Jeśli wiadomo o co chodzi... Taka oto zabawa w życie. Tylko czy kogoś ona bawi? Gra 'ludzi żywot' chyba była bardzo brutalna. Pozostawało się tylko z tym pogodzić i mieć nadzieję, że się wszystko ułoży jakoś kiedyś, pośrednio, albo w ogóle... Inaczej to będzie koniec wszystkiego. Zatem czekała na odpowiedzi, wskazówki, whatever.
Wróżbitka spojrzała pytająco na Howett, która zanosiła się śmiechem i z ociąganiem wyprostowała się, ucinając naradę z żabą, która widocznie rozbawiła półkrwistą czarownicę. Hmm... Oczywiście, żaby były zabawne, ba! Żaby należały do tych zabawniejszych urozmaiceń życia bliźniaczek, ale nie podejrzewała Laika o tak niespodziewany pokaz poczucia humoru. Cóż, każdy ma prawo do rozbawienia. - Jednorożca – przytaknęła, ale jej samej jakoś się to nie spodobało. To zupełnie nie trzyma się w całości... – A może nie. A może to nie ty... – spojrzała na Laika licząc, że jej to wszystko rozplącze i jakoś podpowie. – To ty? – upewniła się. Nie, Ulko, co ty! Laikowa nie zabiła żadnego jednorożca, no! – Ulyssa prędko wyrzuciła niedorzeczną myśl z głowy, zanim zaczęła za bardzo w nią wierzyć i angażować w swoje pomysły samą Lailę, przez co ta uznałaby biedną Ulkę za niespełna rozumu... chociaż w sumie już trochę za późno... - Nie, nie ty, zapomnij, to tylko ja, nie, nie ważne... – mruknęła z każdym słowem ściszając głos i machnęła ręką. Fajnie, po raz kolejny udowodniła idealny brak jakiejkolwiek ogłady. Ale minął czas kiedy ją to przejmowało, skoro wszyscy taką ją właśnie znają i kochają, a w każdym razie ona ich kocha.
Już nie raz denerwowała się na nieskładność Urszulki w wypowiedziach, chciała ją posadzić na krzesełku i wyjaśnić, że należy mówić jakoś normalnie i myśleć o tym. Ale, ale... Wróżbitki już tak miały, więc szkolenia Laika mogły spełznąć na niczym, a jedynie zabić cenny czas, który można było spędzić na wygłupach czy innych ciekawych rzeczach (tutaj, jakże cenna cenzura). Potem znów się roześmiała, a jej uśmiech chyba miało w sobie coś, co świadczyło o tym, że załadowała nowe pokłady cierpliwości do mózgu... Takie no życie z Urszulką. - Dobra, nie mędź, nie mędź... Tylko mów co robimy, przecież nie będziemy stały w łazience, jak opętane. No hello! - Rzuciła z pretensją do dziewczyny, od której oczekiwała harmonogramu na dzisiejszy wieczór. Zaraz naprawdę przyjdzie Marta i się skończy zabawa. Będą musiały siedzieć z duchem i słuchać jęków. Wolała już jęki żywych... Można ich dobić, żeby się uciszyli. A jak w tą rzucisz ścierą to jeszcze głośniej. Nie ma ratunku, trzeba zarządzić ewakuację i się wynieść. Aż dziwne, że do tej pory nie wróciła, choć mogło to wynikać z faktu, że chłopcy z siódmej klasy skończyli właśnie trening quidditcha... Niektórzy byli prefektami... A więc spoceni chłopcy plus łazienka prefektów, plus Marta... Niektórym to zawsze szczęście dopisywało. Może Laik też zostanie duchem? Młode, męskie ciałka... Mniam... W sumie kobiece też nie były nudne... Ale tę męskie klaty! Oh, ach, ech. Dawać orzeszki, bo Laik zaraz tu zacznie ekstazę... W łazience tak nie wypada! Bum, cyk, cyk!
- O tak, tak! – Ursula szybko pochwyciła z entuzjazmem, jakby myśl wcześniejszego wyjścia z łazienki nie przyszła jej do głowy. To w końcu tak skomplikowana czynność. Zaraz jednak uspokoiła swój zachwyt, żeby skupić się na planowaniu, bo z jakiegoś powodu, właśnie tego oczekiwała od niej Laikowa. Cóż, mogłaby powiedzieć na głos swoje myśli, wtedy Ulka bez gródek zarządziłaby nalot na łazienkę prefektów, nieświadoma, że mogłoby to być nieco nietaktowne. Miotła z tym! Ulka nigdy nie wpakowała się do prefektowskiej wanny (zwłaszcza w obecności kąpiących się tam ciach)! Trzeba to nadrobić! Ale niestety mugolaczka nie była aż tak kreatywna, a raczej była kreatywna na swój sposób... - Mogłybyśmy pójść nad jezioro i poczekać na jakiś znak od kałamarnicy– zasugerowała z przejęciem, w końcu gapienie się na lekko falującą taflę wody jest takie niesamowite, ale po chwili opadła – nie, bez sensu, teraz pewnie jest głęboko pod wodą i śpi. Kałamarnice zapadają na sen zimowy? – spytała niepewnie marszcząc brwi. Okej, szło jej nieźle na zajęciach z ONMS, ale to przecież nie znaczy, że ma w głowie atlas zwierząt z najnudniejszymi szczegółami. Po krótkim momencie jej źrenice znów się niespodziewanie powiększyły. – Albo zapolujmy na Pufki Pigmejskie! Nie pamiętam kto, ale ktoś mi ostatnio mówił, że mają swoją kryjówkę pod Wierzbą Bijącą! – o tak, ledwo sobie to przypomniała, a już cała się nakręciła, przy czym iskierki znów obyły szalony taniec w jej oczach. Nagle jej żaba, sowa i wszystkie zwierzęta na ziemi przestały się liczyć. Jak miodowe musiałoby być złapanie małego pufka! O tak! A bijąca wierzba, która turbuje wszystko i wszystkich, którzy zbliżą się na długość miotły to kompletne nic! Wniebowziętej wróżbitce przez myśl nie przeszło, że ktoś ją mógł zwyczajnie wkręcić z tym gniazdem pufków tuż przy pniu wierzby. Pfff....
Jak się niedługo okazało, miejscem, które Scarlett chciała pokazać Cedrikowi była łazienka jęczącej Marty, którą szczerze mówiąc, Bennett odwiedził chyba tylko raz w całej swojej szkolnej karierze. Może z tego powodu, że była to damska łazienka, a może dlatego, że słyszał różne opowieści o zjawie zamieszkującej ją, kto wie! W każdym razie, łazienki są niesamowicie atrakcyjnym miejscem dla obieżyświatów, dlatego Cedric z miną pandy w porze po karmieniu, tej odbieraną przez badaczy jako co najmniej błogą, dał się poprowadzić Saunders na drugie piętro, gdzie ów łazienka się znajdowała. Po szkole chodziły różne legendy i opowieści, a wiele z nich było właśnie o tej łazience, więc kto wie, może dzisiaj tutaj coś odkryją? Jakieś tajne przejście na przykład, HMM. Jaka szkoda, że Cedric nie wziął ze sobą swojego czarodziejskiego aparatu (takiego z rodzaju turystycznych, pozdrawiamy), bo z pewnością miałby co uwiecznić! Chociaż, zawsze może po niego wrócić, hyhy. - To może hm, opowiesz mi coś o tym ciekawym miejscu? - zbliżył się do Scarlett, obejmując ją w talii, opierając o taki jeden, konkretny zlew.
No cóż, wszakże czy jest coś lepszego od spędzenia upojnych chwil razem? Spędzenie upojnych chwil razem w Komnacie Tajemnic! W której Saunders dawno nie była, Cedric zaś w ogóle, więc to było idealnym pomysłem. No dobra, trochę szalonym, dziwnym i może nieco odrażającym, ale kto by się tym przejmował? Trzeba korzystać póki można, bo niedługo Lunarni opanują świat hehee I KONIEC SIELANKI. Trzeba się wyszumieć. W tym celu więc przekroczyli próg łazienki, a Scarlett wciąż uśmiechała się szeroko. I nieco złowieszczo, ale chwilowo Bennett nie mógł tego dostrzec, bowiem szedł obok niej. Dopiero kiedy oparł ją o zlew i objął w talii, to ślizgonka stanęła przed nim. Lecz wtedy jej uśmiech był już inny. Zdecydowanie z typu zalotnego! Ona również złapała go w okolicy bioder, by przechylić swoją blond główkę na bok i wpatrywać się chwilkę w nastawionego na opowieść krukona. - Myślę, że wycieczka krajoznawcza lepiej zapadnie ci w pamięć niż moja opowieść - odparła, pewna siebie. Jedną rękę położyła na umywalce i cały czas wpatrywała się w Cedrika, szepcząc coś pod nosem. Oczywiście student słyszał jedynie dziwne syczenie, choć dla naszej Saunders były to bardzo zrozumiałe słowa. Wtem musieli się odsunąć od zlewu, bowiem cały proceder otwierania Komnaty się zaczął. Jednakże blondynka spokojnie obserwowała swego towarzysza, który chyba musiał być trochę zdziwiony tym widokiem. - To co, zjeżdżamy? - spytała wyzywająco, kiedy proces dobiegł końca, a przed nimi (a raczej Bennettem, bo ślizgonka stała tyłem) ujawiła się ogromna dziura w ziemi ze zjeżdżalnią. Hura! Przygoda?
Cedric z pewnością słyszał kiedyś coś o komancie tajemnic, ale raczej szybko wyleciało mu to z głowy, bo cóż, ale historia magii nie interesowała go na tyle, żeby wgłębiać się w tę tajemnicę, ech! Dlatego jakież było jego zaskoczenie, kiedy Scarlett zaczęła sobie coś tam szeptać, a za zlewem, o który musieli przestać się opierać, nagle wyrosła czarna dziura. Ale o co chodzi, zastanawiał się biedny Bennett, próbując dojrzeć dno w tej bezkresnej szczelinie. No to co, witaj przygodo! Wyraz bezbrzeżnego zdziwienia zaraz zastąpił szerokim uśmiechem, jednak na wszelki wypadek wyciągając różdżkę. Kto wie, czy tam w dole nie kryje się jakiś żywy bazyliszek, czy inny Shiver! - Oooo - bardzo elokwentnie zwrócił się do swojej towarzyszki, spoglądając to raz na nią, raz na tę ciemną, czarną przepaść. A co, jeśli tam zginą? - Zjeżdżamy! - zakomenderował więc, tak jakby w odpowiedzi na tę myśl, hihi. I przez chwilę bił się jeszcze z myślami, czy puścić Scarlett przodem, jak to na dobrze wychowanego Bennetta przystało (TAAAA...), czy zjechać jako pierwszy, w razie czego nie narażając ślizgonki na ewentualne niebezpieczeństwa! W końcu postanowił oddać ten wybór w ręce Saunders. - Chcesz czynić honory, czy ja mam pierwszy tam zlecieć? - zapytał i podszedł bliżej tej przepaści, zaczynając nawoływanie. Cóż za szok, na jego eeeeeeecho nikt nie odpowiedział, ech!
Lubiła patrzeć na ludzi zdziwionych. A na Cedrika to już w ogóle lubiła patrzeć, w końcu taki przystojniaczek! No ale nie ukrywała, że napawa ją to dumą. Że udało jej się go zaskoczyć. I to chyba w pozytywnym wydźwięku. Przez ułamek sekundy bała się, iż może się jej wystraszy. Wężoustość była bardzo rzadka, w dodatku jednoznacznie kojarzyła się z czarnoksięstwem. No i nie ukrywajmy, ale dobrze by było, aby Bennett nikomu o tym nie rozpowiadał. Scarlett mu poniekąd ufała, ale wiedziała, jacy są chłopcy - byleby się przed kimś popisać! Musi więc potem o tym z nim porozmawiać. Tymczasem zaś nie chciała psuć nastroju. Uśmiechnęła się szerzej, a potem oboje skierowali się w stronę zjeżdżalni. - Siadaj, ja usiądę za tobą - zarzuciła pomysłem, delikatnie pchając ktukona ręką. Kiedy ten usiadł, ona oplotła go nogami i rękoma i wtedy nasza cudowna parka zjechała na tyłku w dół. Do paszczy lwa! Albo raczej bazyliszka.
Wszedł jakby ukłuty do łazienki, najwyraźniej chowając się przed jakimś poszkodowanym swojego ostatniego dowcipu. A żebyście to widzieli! Peter już wiele rzeczy robił, ale ta należała do jednej z jego ulubionych - nie ma to jak hordy żuków w kosmetyczce jakiejś małolaty! Biorą jakiś puder, czy inny bajer i smarują tym sobie po twarzy, po czym dopiero ślizga skorupa mówi im o tym, że coś jest nie tak. I ten krzyk! Nagle odepchnięcie wszystkiego i rzuceniem kosmetyczką w inną nastolatkę, której trauma zostaje na całe życie... A przynajmniej do końca dnia! Dziś było tym zabawniej, ze zamiast twarzy żuk trafił na włosy, co dało +10 do komiczności całej sytuacji! Jednak wracając do łazienki, to jest tu pierwszy raz i za cholerę nie wie gdzie się znajduje. Miejsce fajne... W końcu ciche i idealne do robienia eliksirów, które przecież tak kochał. Zaczął chodzi po pomieszczeniu, szukając czegoś ciekawego... Inspiracji na żarcik, bo dziś ciągle mu było mało!
Wylądowała tu nie bez powodu. Właśnie wyszła z lekcji... A trwała? Eee. Historia Magii. Potem szła korytarzem i o mało co nie natknęła się na swoją kochaną panią opiekun, zatem zdecydowała się zbiec z miejsca zdarzenia i przenieść się do pokoju życzeń, który był wspaniałą kryjówką. Dopiero potem stamtąd się uwolniła i zaczęła wesoło biec wszelkimi korytarzami w dół, aby się przebrać i doprowadzić do porządku. Zatem dokonała tego i postanowiła poszukać towarzystwa. Hera? Hera była chyba poza jej zasięgiem już od dłuższego czasu. To ją przerażało, bo jej instynkt samozachowawczy podpowiadał, że coś jest nie tak... Urszulka? Tą niedawno widziała i jeszcze żyła, więc na pewno wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie sposób pominąć feralnego szlabanu, po którym będzie unikać jedzenia przez najbliższy tydzień, ale no cóż... Zdarza się. Najwidoczniej nie można mieć wszystkiego na spokojnie... A teraz w za długiej bluzie (która z powodzeniem mogłaby robić za sukienkę tuptup) przemierzała szkolne korytarze zastanawiając się o co w tym wszystkim chodzi... I już właściwie doszła do wniosku, że powinna pójść się ogarnąć do toalety, ale kiedy przekroczyła próg tegoż pomieszczenia dostrzegła... Faceta, albo jakąś wyjątkowo barczystą dziewczynę, bo w sumie "gość" stał do niej odwrócony plecami. - To damska toaleta... Kimkolwiek jesteś. - Ostatnie słowa rzuciła z pewną lekkością, bo w sumie kręciło się tu mnóstwo przyjezdnych, którzy ewidentnie mieli jakiś problem i Laila nie chciała być częścią, w której będzie musiała im pokazać gdzie jest miejsce gościa, a gdzie gospodarza. Tym razem wolała wystąpić w roli biernego widza (tak bardzo leniwa). No co? Przecież to naprawdę łazienka dla dziewcząt, a ten człowiek jakieś szaleństwo wyprawiał. Zaraz Marta przyleci jęczeć... I weź tu się skup na wyrównywaniu tapety.
cichy tupot i dźwięk drzwi wskazywał, że ktoś wkroczył do tej dziwnej łazienki. Owa postać postanowiła się nawet odezwać... Okazując się kolejną dziewczyną z Hogwartu, która najwyraźniej chciała nauczyć Lazariego zasad. Odpuścić i odejść z podkulonym ogonem? W życiu! Tak więc chwile mu zajęło zastanowienie się jaki najwyższy dźwięk może z siebie wydać, po czym trzęsąc ramionami i lekko ruszając bioderkami prawie wypiszczał: - Czeeeść! Piotrusia jestem! - tak to dobre rozpoczęcie zwłaszcza, ze jeszcze nie odwrócił się do dziewczyny. Takie stylowe poznanie, że po prostu szok! Odwrócił się, niczym jakaś modelka ze Słonecznego Patrolu, po czym spojrzał z swoim zawadiackim uśmieszkiem na dziewczynę, która swoją drogą była niczego sobie. przyjezdni zdawał sobie sprawę, ze mogą być irytujący dla uczniów tej szkoły, w końcu uważał ich za sztywniaków. Dla niego taka sytuacja była naturalna, w końcu lubił irytować ludzi! Choć w sumie gdyby to u niego w szkole działy się te rozgrywki na pewno miałby większe pole do popisu związanego z żartami... Zawsze takiego zgubionego wędrowce można by było posłać w jakieś śmieszne miejsce tylu właśnie damska toaleta. Już słyszał ten pisk damskich głosików pod prysznicem!