Czasem można tu spotkać jakiegoś zabłąkanego ucznia, łazienka jednak nie cieszy się zbytnią popularnością, z prostego powodu - zamieszkuje ją wyjątkowo płaczliwy duch - Jęcząca Marta. Na jednej z umywalek dostrzec można mały rysunek węża, dzięki któremu, jak głosi legenda, można otworzyć przejście do Komnaty Tajemnic.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:53, w całości zmieniany 1 raz
Spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem -Skoro tak. to zatop podziemie a jak nic do tego czasu w moim miłosnym życiu się nie zmieni, to cię przyjmę Upiłam świeżo nalanej ognistej i dorzuciłam tyle żetonów co Sebastian po czym uśmiechnęłam się naprawdę demonicznie i odparłam -Naprawdę chcesz mi pozwolić na grzebanie w twoich i twojej rodziny papierach? Nieważne jak jesteś ustawiony, osoby które wiszą mi kilka przysług dokopały by się do najbardziej strzeżonych sekretów samego Lucyfera a ja jak zacznę grzebać to nie skończę aż wszystkiego nie znajdę nawet jeśli będę musiała poświęcić ochotnika i wysłać go na długą podróż. Powiedziawszy to powróciłam do swojej twarzy nie wyrażającej niczego i spokojnie czekałam na odpowiedź.
Sebastian uśmiechnął się, zaledwie szerzej i spojrzał ponownie w jej oczy. - Po co czekać na coś, co może nie nastąpić? Przecież jesteśmy tu i teraz. – Powiedział spokojnie. Czy kusił? Wabił? Namawiał? No cóż ktoś kiedyś ujął to w ten sposób. „Sebastian jest jak biblijny wąż, który wciąż namawia do złego, bo ma ten czarny charakter jak mało znany Beltegosz” W pewien sposób to cała prawda o, nim a bynajmniej jakaś część prawdy, lecz czy dana sytuacja nie była taka, iż, inaczej po prostu się nie dało? No dobrze dało się, inaczej, lecz po co? Czyż tak nie było lepiej? Nie koniecznie prościej, lecz ciekawiej. - Jeżeli takie jest twoje pragnienie to czemu mam ci zabronić? Aczkolwiek łatwiej, by było po prostu zapytać. – Stwierdził lekko dorzucając dwa razy tyle co dziewczyna. Nie ważne, kto jakie miał dojścia, bo jak można odnaleźć coś, co nie istniało? Akta Sebastiana i jego rodziny po prostu nie istniały były to puste teczki, w których nigdy nic się nie pojawiło. Zapewne, właśnie to dawało mu ten spokój i pewność siebie.
-Nie ma mowy, chcesz mnie to musisz zapracować Powiedziałam lekko -Wydajesz się lekko spokojny, nie pytam się ciebie bo co to by była za zabawa poza tym nie powiedziałbyś mi o wszystkim a ja jak już mówiłam do końca wyszukuje i nie mówię tu wcale o aktach mam mniej humanitarne sposoby by się dowiedzieć wszystkiego. Kiedy chce potrafię zrobić się naprawdę niegrzeczna i nawet twój krewny jako przywódca ministerstwa w Bułgarii nic na to nie poradzi, a kto wie co się z nim stanie, ci goście są naprawdę szaleni i wskoczyliby na same dno piekieł by spłacić moje długi. Ciekawy skąd wiem że twoja rodzina kieruje ministerstwem w Bułgarii? Powiedziałam dokładając kolejne żetony i upijając kolejny łyk trunku
Oj, Elizabeth rozczarowujesz mnie. Naprawdę rozczarowujesz. Miałem cię za mądrą dziewczynę, która ma poukładane w głowie i może osiągnąć naprawdę wiele wykorzystując swój talent i ponad przeciętne zdolności nie tylko te manualne. Czyżbym się pomylił? Czyżbyś potrafiła zrobić tylko dobre pierwsze wrażenie a wszystkie plusy tracisz przy drugim spotkaniu? Czy jesteś osobą naiwną i malutką o wielkim wyobrażeniu swojej malutkiej siły i władzy? Oby nie! To, by była taka szkoda.. Sebastian uśmiechnął się tylko i przewrócił teatralnie oczyma. Naprawdę nie musiał się starać i zapracowywać sobie. Elizabeth nie była dla niego aż taka ważna i nie zależało mu aż tak bardzo. Dlaczego miało mu zależeć, skoro bez wysiłku mógł mieć kogoś innego? Sebastian zaciągnął się powoli papierosem i spojrzał się w oczy dziewczyny dziwnie przeszywająco z pewnością w oku, a także z rozbawieniem. W końcu westchnął i pokręcił teatralnie głową. - Oj, kochanie, Jeśli naprawdę jesteś taka pewna siebie to masz drogę wolną. – Powiedział spokojnie. To co wyszło z jej ust to było śmieszne i naiwne zastraszanie. Nie miała pojęcia co i, o kim mówi. Gdyby poznała Igora, chociaż w jednej dziesiątej tak jak zna go Sebastian to zaczęła, by sypiać przy zapalonym świetle. Może i ci jej dłużnicy byli straszni i źli, ale z całą pewnością nie dość, by móc mierzyć się z kimś rodu Michaelis ani z nikim z ich popleczników. Ludźmi, którymi się otaczali byli solidnie dobierani. Byli to ludzie, którzy woleli, by śmierć poprzez cało dobowe tortury najgorsze jakie można, by sobie wyobrazić niż powiedzieć cokolwiek. Oczywiście można się o nich coś dowiedzieć, ale, kto powiedział, że to będzie zgodne z prawdą? O tym co się naprawdę dzieje wiedzą tak naprawdę tylko Igor i Sebastian i potrzeba, by było prawdziwego mistrza Oklumencji jak Severus lub Czarny Pan, by wydobyć te informacje, inaczej nic z tego. Elizabeth mogła sobie marzyć i wmawiać sobie, że czegoś dowie się o jego rodzinie, ale nie dowie się więcej niż oni tego zechcą, a jeśli nie wycofa się, póki czas.. Rest in peace… Doprawdy nie sądził, że będzie to kolejne spotkanie schodzące poniżej jego poziomu. Czy naprawdę nie mógł spotkać się z kimś, kto naprawdę jest godny, by z, nim rozmawiać? Gdzie się podziali wszyscy ci, którzy mieli zbliżony lub wyższy poziom inteligencji niż on? - Wystarczy, chociaż trochę interesować się polityką. Moje nazwisko jest niemalże codziennie na pierwszej stronie gazety. – Stwierdził obojętnie wcale nie wzruszony. Czyż właśnie tak nie było? Ano, było wiec dziewczyna jakoś nie specjalnie zabłysnęła.
Spojrzałam na niego z lekkim pobłażaniem. -Naprawdę myślisz że powiedziałabym ci wszystko co wiem o Igorze? Byłabym niezmiernie głupia nie sądzisz? A jeśli ci się zdaje że ci groziłam to się mylisz, poza tym kto powiedział że moi ludzie są z zewnątrz? Mogą być równie dobrze z zewnątrz jak i wewnątrz. Co prawda że twe nazwisko jest zawsze w gazetach i co z tego? nie uważasz że mieć w garści taką rodzinę może mi dać dużo? Ale kogo to obchodzi, ciebie również nie powinno to obchodzić, poza tym pozwalasz mi na to czy może zmieniłeś już zdanie? Nie uważasz że twoja rodzina jest zbyt pewna siebie? Że na świecie są istoty ludzkie bardziej przerażające niż ludzie którzy woleli by umrzeć w katuszach jak ty to ująłeś, o tak Sebastianie ten świat skrywa wiele przerażających istnień ale ja ci o nich nie powiem, bo po co zabierać sobie przyjemność oglądania jak Igor będzie ich szukać. Lekko się zaśmiałam choć to nie był przyjemny śmiech po czym się uspokoiłam -Może zmienimy temat polityka jest dobrą zabawą w pewnych chwilach ale przyszłam tu by się wyluzować a nie pływać adrenalinie, przez rzeczy które wyprawiam. Dorzuciłam żetony i upiłam kolejny łyk whisky.
Po pierwsze dla kochanej autorki to patrz na to, co Sebastian mówi, a co jest moim opisem, bo, jeśli nie ma zdolności czytania w myślach to… No cóż może nie dokończę. Sebastian był już naprawdę tym znudzony. Poziom tego spotkania spadał tak drastycznie, że położenie się na podłodze nie oddałoby owego poziomu. Doprawdy dziewczyna używała wielkich słów a tak naprawdę była malutka. Może miała jakieś wpływy tutaj, lecz nie w jego państwie. Nie w Bułgarii, gdzie jego rodzina stała wyżej niż Król. A i tutaj jego nazwisko znaczyło tyle samo co nazwisko Ministra Magii, więc.. ? W końcu jednak Sebastian nie wytrzymał. Potrafił wiele znieść, ale najzwyklej w świecie nie wytrzymał i się roześmiał. Śmiał się długo i nie był to zimny przerażający śmiech, ale śmiech rozbawienia jak, by zobaczył najśmieszniejszy skecz na świecie. Śmiał się i śmiał aż w końcu rozbolał go brzuch a z oczu popłynęło kilka łez. W końcu po długich minutach przestał się śmiać, ale rozbawienie nie znikała z jego twarzy. Spojrzał się na dziewczynę i przetarł twarz od rozbawionych łez. - Rety dziękuje! – Powiedział jak najbardziej szczerze. – Już dawno mnie nikt tak nie rozśmieszył. – Powiedział ponownie szczerą prawdę. Już nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak się uśmiał i był jej wdzięczny, za to ze go tak rozbawiła.
-Proszę bardzo. Nie byłam urażona tym śmiechem bo po co, tak było bardziej zabawnie. -To co zatapiamy podziemia? Jestem ciekawa co administracja szkoły by zrobiła? Upiłam kolejny łyk i dodałam żetony -Tak właściwie Seba zrobiłeś coś jęczącej marcie że się jeszcze nie pojawiła? Jest trochę irytująca więc jak to ty coś zrobiłeś to masz moje podziękowania Naprawdę było jakoś dziwnie cicho czyżby Sebastian coś zrobił? a jak nie to gdzie ona jest? Zaraz nie mam ochoty tego wiedzieć to nie jest w żaden sposób interesujące.
Sebastian w końcu przestał się śmiać jak głupi, chociaż naprawdę był rozbawiony do granic możliwości. To co wcześniej mówiła dziewczyna po prostu powaliło go na łopatki! No cóż nie ważne! - Myślę, że możemy obejść ten etap i od razu przejść do następnego. – Powiedział do niej mrugając porozumiewawczo. Zatapiane lochów miało tylko na celu sprowadzenie ich do jednej sypialni, więc czemu nie przejść od razu do etapu drugiego pomijając pierwszy? Właściwie to już był nazbyt poważny na takie wygłupy, by wkurzyć innych zatapiając całe lochy. Jasne kiedyś, by czemuś takiego nie odmówił, ale czasy się zmieniają, ludzie dojrzewają a takie rzeczy stają się po prostu nudne. Im dłużej i intensywniej żyjesz, tym bardziej jesteś przytłoczony życiem i patrzysz na wszystko, inaczej, dojrzalej. Tak wiem ze po Sebastianie bardzo często nie widać dojrzałości, ale mimo wszystko był on dojrzały ponad wiek z bagażem doświadczeń, którego wcale nie było warto zazdrościć. - Jęcząca Marta? – Zapytał i uśmiechnął się tym swoim tajemniczym uśmiechem. – Powiedzmy ze obecnie jest… Przytłoczona swoimi zmartwieniami. – Powiedział spokojnie upijając do końca to, co miał w szklance i wyrzucając gdzieś w kąt papierosa, który już zaczął go męczyć dymem. Sebastian ponownie sobie polał zupełnie zapominając o grze. Już od dłuższego czasu dziewczyna dorzucała swoje żetony w sumie taka gra także mu odpowiadała. Przynajmniej nie straci żetonów! Nie on wcale nie oszukiwał po prostu zapomniał o grze, a to zupełnie co innego!
Tak zatopienie podziemia nie było najważniejsze, właściwie nie było w tym nic ciekawego, ale jeżeli Sebastian myśli że może mnie tak łatwo zaciągnąć do łóżka to się grubo myli -A jaki to jest następny punkt Sebastianie. Wiedziałam o co mu chodzi ale musi się trochę pomęczyć -zabawnie to zabrzmiało Duch zajęty własnymi zmartwieniami. Doprawdy prawdziwy paradoks nie sądzisz? Ale nie ważne ważne jest to że nie przeszkadza Uśmiechnęłam się lekko i dopiłam reszte płynu który był w szklance
Sebastian zaczął się bawić swoimi magicznymi monetami. Brał je i rzucał niedbale na stuł, by patrzeć jak stają na kant obok siebie i ponownie zataczając wokół siebie taniec, by po chwili Sebastian mógł je znowu zabrać ze stołu i rzucić. I tak ponownie i jeszcze raz i jeszcze raz. Spojrzał się na Elizabeth z ukosa i delikatnie z politowaniem się uśmiechnął. - Szlaban. – Odpowiedział spokojnie. Cóż zaskoczenie? Jaka szkoda. Sebastian rzucił karty na stół tak, by było wszystkie widać i uśmiechnął się. Wstał bez słowa i wyszedł z pomieszczenia, czy też raczej łazienki zostawiając ją samom. Po chwili dołączył do niego Magic. - Nie jessssst niebezpieczna, ale trzeba mieć na nią oko.. – Wysyczał Magic świdrując Idącego Sebastiana swoimi ślepiami. Sebastian pokiwał głową i skierował się ku sowiarni. Nawet, jeśli Elizabeth to dziecko, które ma większe mniemanie o sobie i swoich możliwościach Sebastian pozostawał czujny nawet na najdrobniejsze szczegóły i znaki ostrzegawcze. Nigdy nikogo nie lekceważył i nie ignorował. Pomimo że wiedział, iż jego rodzina jest po prostu niezniszczalna a ich stalowe wpływy i możliwością wciąż są nieograniczone to jednak, gdyby od wieków nie reagowali na najdrobniejsze znaki ostrzegawcze zapewne niczego, by nie osiągnęli. To była jedna z najmądrzejszych i najcenniejszych nauk jakie Sebastian odebrał od Igora i wziął sobie głęboko do serca. - Chcesz napisać do niego? – Wysyczał ponownie jego wąż i ponownie spotkał się z jego przytaknięciem. „Do niego” Czyli do człowieka gorszego niż można sobie to uzmysłowić. Jego mordercze instynkty i sposób jaki obchodzi się z ofiarami był nie do napisania. Krawy reżim to przy, nim śmieszny żart a dzieci kukurydze to jacyś śmieszni ministranci. Był człowiekiem, który nawet u kogoś takiego jak Sebastian wywoływał lęk, a co ciekawsze tylko Sebastiana się słuchał i pozostawał podatny na jego wolę. Dziwne prawda? Jedno jest pewne. Po spotkaniu z, nim piekło wyda wam się rajem…
Kiedy Sebastian wyszedł zostawiając wszystko dopiłam resztę ognistej która została po czym zebrałam żetony i posprzątałam pozostałości naszego spotkania, a kiedy skończyłam powiedziałam w przestrzeń -Czyżbym przesadziła? Po czym spokojnie wyszłam z łazienki jęczącej Marty. zt
Bolało trochę.Po prostu miała pecha, takie życie. W końcu nie zawsze mamy to co chcemy. Życie da Ci w tyłek, o ile Joan sama nie zrobi tego szybciej. W przenośni oczywiście, ale jak widać w odosobnionych przypadkach także dosłownie. Te kawałki szkła które powbijały się w jej śliczne łapki i nogi na szczęście były drobne. Parę dni i nie będzie po nich śladu. W końcu" Do wesela się zagoi ", no nie? Że też musiała się przewrócić, te błoto było koszmarne. Co jej przyszło do głowy z tą wycieczką do Hogsmeade. Trzeba było siedzieć w Hogu i się nie wychylać.Watson ostatnio szukała coraz to ciekawszych w jej mniemaniu rozrywek. W odróżnieniu od siostry jednak odmawiała sobie różnego typu uciech, od tych niewinnych po najbardziej zdrożne. Z życia trzeba brać garściami, bo i je ktoś nam zabierze. Tylko, żeby się jeszcze było trochę bardziej śmiałym... Ten facet z Pubu był całkiem miły, ale szybko go spławiła. Śmierdział petami i nie czarujmy się-nie był w jej typie. Nie lubiła starszych, zwłaszcza tak grubo. W dodatku, ona stresuje się przy płci przeciwnej. Niedobrze jej się robiło od ich spasionych brzuchów, opitych mord czy początków łysiny. Najgorsze było to, że dla jednej nocy z kobietą, choćby taką jak ona gotowi byli zaprzepaścić całe Zycie, nie myśląc o konsekwencjach. Dranie i gamonie. Wszystko się sypało. Jak domek z kart. I to nie im. Gdzieś tam czekały spracowane matki ich dzieci, możliwe nawet córek, które nie zdawały sobie z tego sprawy. Takie życie. Jednak patrzeć na ich spojrzenia, niemal rozbierające ją wzrokiem. Urocze, zwłaszcza gdy można ich w dowolny sposób upokarzać, czekając, aż pijani budzili się w jakimś rowie w samych bokserkach. Zabawki. Niegdyś los bawił się nią, też ale nawet teraz nie potrafiła odpłacić mu się z nawiązką, wszystkim. Dzisiaj dała sobie trochę na wstrzymanie. Starczy. Za to wena jej nie opuszczała. Nawet teraz kolejne strofy wiersza, jak puzzle układanki składały się w głowie w jedne obraz. Jedne wiersz. Jedna uproszczoną w słowa cząstkę jej. Ciepła woda łagodnie opływała jej dłonie, pełne małych ranek
Zastanawiam się, dlaczego ktoś taki jak Eddie pojawia się w miejscu takim jak łazienka jęczącej Marty. W końcu, skoro Marta była dziewczyną, była to toaleta damska. A z tego co mi wiadomo to Ed był chłopakiem i to nawet całkiem przystojnym, hehe. Całkiem? Co ja bredzę! On rwał dupy nie wiedząc o tym! Ile nastolatek szaleje na jego widok, bo wygląda jak Sarry Hyles? Dużo. Ale wiele z nich również dlatego go nienawidzi. Co za źli, bezczelni i bezuczuciowi ludzie! W każdym razie, wszedł sobie do łazienki Jęczącej Marty, żeby pobyć kilka minut w ciszy i spokoju, bo jak było mu wiadomo, nie wchodziło tam zbyt wielu uczniów Hogwartu. Otworzył drzwi i zdziwił się nieco, gdyż na jego oczach, ciemnowłosa, znana mu dziewczyna myła swoje blade rączki ufajdane krwią. - Y? Cześć, co robisz? - zapytał, podchodząc do umywalki, znajdującej się kilka dalej od krukonki. Nie interesowało go to jakoś tak superbardzo, ale mógł sobie pogadać z kimś, jak już tu w końcu była, co nie? Poczochrał trochę swoje cudowne włoski wodą, tak żeby mu się nie nudziło, o.
Cóż, ona miała przynajmniej podstawy, by kierować się do łazienki Marty. Całe szczęście nie było to rwanie dup, za przeproszeniem oczywiście. Wolała wybrać zwykłą łazienkę, bez tego okropnego irytującego ducha, ale tam jak na zawołanie zrobił się tłum piskliwych, panienek których jedynym zmartwieniem był odstający kosmyk. Nie rozumiała czegoś takiego. Od kiedy to wygląd jest priorytetem? W tych czasach, niestety jest. Edward, tutaj? No jeszcze tego by brakowało. Nie zrozumcie mnie źle. Ona nie skreśla ludzi z byle powodu, ale mimo tego, że oboje byli z ravu, nie mogła się do niego przekonać. Wydawał się taki pewny siebie, wręcz zarozumiały. Te wrażenie potęgował też jego wygląd. Nie należał zdecydowanie do przeciętnych. Czym jednak jest wygląd gdy wnętrze do kaleczy? -A na co to wygląda?-powiedziała wycierając ręce o spodnie. Nie chciała się tłumaczyć. To nie ona wchodzi do łazienki płci przeciwnej. Kogo on tu szukał? Wywróciła oczami patrząc jak przeczesuje loczki. Które fakt, faktem były na swój sposób urocze. -Jeszcze zniszyczsz sobie fryzurę.-prychnęła. Swoją drogą to ciekawe ile panienek już na to wyrwał. "Ach patrz na mnie, jestem boski".Litości. Zdecydowanie, takich ludzi jest za dużo na świecie. Chociaż, może to tylko jej zdanie. Bo taka nie jest?
- No właśnie nie wiem, dlatego się pytam - odparł na pytanie Joan. A ona myslała, ża po co? Matko, co to za wredna dziewuszka! Dobra, dobra, można jej wybaczyć chyba, prawda? Nie, jak ona może tak bezczelnie obrażać nic nie robiącego nikomu Edzia? On jest dobrym człowiekiem, którego niewielu ludzi lubi, ale jednak. - Masz rację - odparł, uśmiechając się tak jakoś dziwnie niemiło do Joan. Jak ona jest wredna, to on też, buhahaha. Ale jego teksty są wiele mniej dobre, są mniej wyrafinowane i po rostu są dla "satysfakcji" krukona - Tylko zastanawia mnie, dlaczego tak mnie nie lubisz. Na co wyrwał, na co wyrwał? On jest poprostu sobą, a to, że dba nietylko o mózg, ale i o wygląd, nie znaczy, że jest pustym lalusiem, wyrywającym każdą laskę. To nie jego wina, że jest taki seksowny! Poza tym, mógł sobie pogadać z Jęczącą Martą chwilę. Już ona jest milsza od tej jędzy Joan! A wydawała się taka rzyjazna, no.
-Wiesz higiena to ponoć podstawa dobrego samopoczucia. -odparła po chwili wytchnienia. Nie była niemiła. No, dobra może trochę. Sęk w tym, że sama nie wiedziała dlaczego. Dosyć już miała bycia Matką Teresą, miłą i potulną dla wszystkich. To, że w grucie rzeczy była zbyt nieśmiała by zwrócić komuś uwagę, nie wykluczało faktu, że mogła mieć coś komuś do zarzucenia. Raził ją sposób w jaki on się zachowywał, ale żeby powiedzieć, czemu konkretnie? Za nic by nie powiedziała. Pokazała mu poranione ręce uśmiechając się kwaśno. Już nie bolało. Nacięcia były płytkie, pewnie od jakiejś butelki. -Ja? Nie. Nie, wiem.-dziwiła się pytaniem unosząc lekko bref. Podeszła do niego z wolna. Zlustrowała chłopaka wzrokiem po czym wbiła go w ziemię. Wzrok, nie Edwarda. -Ach wybacz mój Adonisie. Mogłabym Ci jakoś wynagrodzić to błędne odczucie?-zaszczebiotała teatralnie trzepocząc rzęsami. Przejdzie jej. Edward nie jest złym chłopcem. Dziewczyna miała swoje spaczone postrzeganie swiataw. Także niektóre jego aspekty, jak i osoby malowały się w jej oczach nieco inaczej. To zależy od perspektywy. Jej położenie, zdecydowanie zmuszało do kierowania się w życiu ostrożnością.
- Ponoć tak - przytaknął koleżance, która najwyraźniej nie była zbyt zadowolona z faktu towarzystwa Eddiego. On przecież nikomu nic nie robi, jest po prostu sobą i mówi krótko i na temat albo po prostu przytakuje jak teraz. Tak, czy inaczej, ta dziewczynka jest niemiła i to bardzo, bo jak inaczej można nazwać osobę, która odrzuca takwrażliwego chłoptasia jak Eddie, który się tylko grzecznie pyta, co robi? Naprawdę, to jest niemiłe, conajmniej niemiłe! Ale dość o tym, przejdźmy może dalej, bo moje pisanie o niczym zapewne robi się już nudne, nierawdaż? - Jesteś po prostu wredna - odparł już nieco wpieniony. On normalnie się pyta o co kaman, a ta mu wyjeżdża z hejtami. KOBIETY. Ale gdyby ich nie było to świat byłby szary i nudny, i taki... idealny? Tak, to dobre słowo. Chociaż sama jestem kobietą to to mówię, hehe.
Jedna z bliźniaczek Litwinek paradowała dumnie korytarzem z dłońmi ułożonymi w łódeczkę. A z tej łódeczki wystawała sobie spokojnie zielona, płazia główka, która nieświadomie spowodowała histerię kilku Ślizgonek, które napotkawszy żabę i jej transport, nie mogły darować sobie ostrzenia języka na biednej, nikomu nie wadzącej Ulci. Na szczęście celnie wycelowane ironiczne uwagi, trafiły w złą osobą, bo Litwinówna niespecjalnie zrozumiała ich przesłanie i niespecjalnie się tym obeszła. Po prostu zamrugała i ruszyła dalej, mijając grupkę. Żmijki miały dziś wyjątkowo kwitnące poczucie humoru, bo postanowiły wykorzystać obecność naiwnej istotki. Jedna z Zielonych wróciła na chwilkę z trzęsącymi się ramionami i dziwnym wyrazem twarzy, by szepnąć jej słówko. Ze śmiertelną powagą zdradziła mugolaczce swój sekret – duchy jedzą żaby! Na rumianej twarzyczce Ursuli natychmiast odmalował się wyraz skrajnego przerażenia. Głupiutkie Puchoniątko połknęło haczyk. Przez jej główkę zaczęły przepływać miliony myśli, w jakim niebezpieczeństwie znalazło się jej zwierzątko! Trybiki były zbyt zakurzone, a logiczne myślenie - nieosiągalne. Na domiar złego chwilowe zastygnięcie dziewczyny zostało po chwili wykorzystane przez płaza, który jednym susem umknął Puchonce. Podopieczna Helgi zostawiła duszącą się ze śmiechu Zieloną i mało nie zaplątawszy się we własnych nogach ruszyła w szaleńczy pościg za zwierzątkiem. W ten właśnie sposób znalazła się w łazience jęczącej Marty, miotając się po mokrej podłodze (czy ciężko rzucić na posadzkę jakieś zaklęcie, żeby woda, którą rozchlapuje duch, jakoś magicznie znikała? heloł?) i zaglądając dołem do pustych kabin w poszukiwaniu Hrabiego Skrzekokumnego. Za to Marta wcale nie wzosiła rozpaczliwego alarmu, czego można by się po niej spodziewać... Czyżby nie było jej tu teraz? I dobrze, przynajmniej biedny Hrabia jest chwilowo bezpieczny. Chwilowo... - Adiiii mnieee zabiiiijeeee... – jęczała Ulka podnosząc się z podłogi i kręcąc się nerwowo po łazience. No gdzie jeszcze mógł się schować? Gdzie jeszcze zajrzeć... No gdzie?!
Od słowa do słowa, Laik począł szukać Urszulki... Tutaj nie ma, tam nie ma, a jak wysłała sowę to i odzewu zabrakło. Może się obraziła? Szok... Ale na drugim piętrze zobaczyła jakieś przedstawienie... Dwie wężowe kretynki dobierały się do Urszulki kpiąc z niej okropnie! Laik całkiem przypadkiem podstawił jednej nogę, a drugiej związał tak włosy, że spędzi teraz kilka godzin nad rozczesywaniem tego... Choć Laik wolałby, żeby się ścięła na łyso. Pasowałoby to do pyziej mordki! Takie Ślizgońskie zachowanie w wydaniu Howett'ówny budziło strach i grozę. Dlatego ludzie się zastanawiali, co ona robi w Pucholandzie. Tylko tiara wie, co skrywa w sobie Laila i dlaczego tak, a nie inaczej... Dziś nie będziemy o tym rozmawiać. Mimo to otworzyła drzwi do łazienki Jęczącej Marty i skradła się cichutko za Urszulkę powstrzymując chichot... Wreszcie pochyliła się nad klęczącym Urszulem i szepnęła cicho: - Cukierek, albo psikus... - Całkowicie bezsensu, ale i tak miała nadzieję, że przestraszy tę niegodziwą istotę i natychmiast zrozumie grzech swojego postępowania. Może nawet da Laikowi orzeszki w ramach przeprosin. Taaak! Orzeszki! - rozmarzyła się Laila nieco zła na Litwinkę, ale najwidoczniej taki już urok ich znajomości. - Co tam Mugolku dzisiaj porabiasz? - Zagadnęła z uśmiechem. Faktycznie teraz mogła podejrzewać, że klęczenie w kabinie oznacza niezłą imprezę dnia poprzedniego, ale przecież Laik by tam był! Chyba, że zrobili coś bez niej i ona teraz będzie odczuwać ból i stratę! Serio... To już powyżej jej oczekiwań. Natychmiast się należy jej tłumaczyć, bo zaraz zacznie się płacz i jęk. Westchnęła i odrzuciła kaskadę włosów do tyłu... Niech spadają! Teraz tylko odbierają powagi, którą z wielką uwaga skupiła na twarzy. Przecież normalnie to już by kopnęła Urszulkę i usiadła obok niej śmiejąc się z pozycji, w której wylądowała, ale ale... "Obrażenie się to przyjemność, więc obraź się dziś ze mną..." - serio... Lepiej, żeby tego nie śpiewała.
Ulkowa głowa w kolorze słodkiego miodu dotknęła znów podłogi wypinając się i próbując dojrzeć każdy zakamarek, ale poza pustą podłogą i dołem muszli nie było nic. Westchnęła ciężko i doczołgała się do drzwi kolejnej z kabin. „Tutaj już żabiak musi się chować, musi, zaraz go zobaczę i będzie można się cieszyć, jeeej” – ale po tych Urszulkowych myślach następowało nagłe zawalenie marzeń, przez kolejne niepowodzenie. Żaby brak. Zasmucone Puchoniątko zaczęło chwiejnie wstawać, kiedy usłyszało coś nad uchem. Nie dopuszczając do siebie znaczenia słów, pisnęła, a wręcz krzyknęła z przestrachem, bo całą nią zawładnęła panika, że to duch, który szybciej niż ona, znajdzie żabę i ją zje – jak to duch. W całej tej trwodze zdecydowanie nie zrozumiała grzechu swojego postępowania, któy powinna zrozumieć według panny Howett. Kiedy już się odwróciła, zobaczyła Laikową twarzyczkę (UFF!) i upadła twardo na ziemię, znów jęknęła, tym razem z bólu. Znów zabrała się do podnoszenia, rozmasowując kość ogonową. - No, daj tego cukierka – zgodziła się z roztargnieniem, kręcąc się powoli w kółko i myśląc gdzie kontynuować tropienie. Czyżby Hrabia już stąd wyskoczył? (PROSTO NA TALERZ JAKIEGOŚ DUCHA!) Przeszły ją dreszcze na samą tą myśl. - Mugolek szuka swojego szlachcica – odpowiedziała Laikowi i westchnęła zatroskana, odgarniając z czoła niesforne kosmyki. Może Laila wyrazi chęć pomocy w poszukiwaniach płaza? A może się go przestraszy... Albo odezwą się w niej jakieś francuskie instynkty karzące jej zjeść biednego Hrabiego Skrzekokumnego? Um... ryzykowne. - Masz w rodzinie Francuzów? – spytała niespodziewanie patrząc na Howettównę z niepokojem. W jej głowie było to pytanie całkowicie uzasadnione i logiczne, idealnie wpływające w rozmowę. Swoją drogą, prawdopodobnie była jedynym istniejącym jasnowidzem, który zapomina o swoim darze i nie wykorzystuje go w takich sytuacjach jak ta.
Szukała swojego Szlachcica? To już zainteresowało panienkę Howett, ale nie na tyle by się odbraziła od razu i już! Pf. Jedna minka o niczym nie świadczyła... Mimo to wyciągnęła dłoń do Urszulki, żeby pozbierać ją z podłogi i ustalić jakiś plan działania, jeśli wiesz o co teraz chodzi. Obojętnie o co się teraz rozchodziło, należało obejrzeć teren i zająć się tym racjonalnie... Grzebanie się w śluzu łazienkowym nie było w kategorii rzeczy, które dziś miała ochotę robić Laila. Mimo to wybuchła śmiechem patrząc na Urszulka, który wyglądał na zdeptanego przez los. - Francuzów? Tak, chyba coś tam jest ze strony siostry matki prababki i dziadka, czyli jego ojca połączonego z kochanką wuja z siódmego pokolenia. - Wypaliła bez zastanowienia ignorując powagę sytuacji, a raczej to, jak traktowała całe zajście Litwinka. Laik począł patrzeć na dziewczęcie z rosnącym zainteresowaniem i oczami, które w tej chwili mogły równać się bliskość spodków do filiżanek... Jak widać wszystko, co dotyczyło Urszulka zawsze musiało być podszyte jakąś akcją, pewnie dlatego Laik ufał, że nigdy nie będzie się z tym Mugolaczkiem nudził. - Cóż to za szlachcic? Może i ja poszukam swojego? - Zażartowała nie wierząc, że można kogokolwiek znaleźć w muszli klozetowej... Oprócz Jęczącej Marty, ale ta ostatnio jakoś nie dawała się we znaki... Chyba, że zaraz przybiegnie z płaczem, że Urszulka topi się w jej śluzu wieczornym... Pewnie dlatego Howett'ówna zniecierpliwiona machnęła dłonią zachęcając Litwinkę, żeby złapała ją i się podniosła. W sumie mogłoby to wyglądać teraz, jak nieudane oświadczyny, albo ich zabawny początek... Z tej perspektywy sytuacja robiła się coraz bardziej ciekawa. Ale kurde, gdzie Urszulkowy Szlachcic? Laik się niecierpliwił.
Ulyssa dała się łaskawie zebrać z podłogi, łapiąc się za głowę. Łomateńkomugolaczko, zaraz wpadnie w histerię. Oddychaj Ulka, oddychaj! Stwierdziła, że już za późno nawet na słanie modłów do Helgi. Hrabia przepadł. Już nigdy dla niej nie zakumka ani nie zarechocze. Trzeba szybciej zagarnąć Laika do pomocy! Kiedy doczekała się odpowiedzi od Howettówny, ledwo to zauważyła, tak szybko mignęło jej to obok ucha. Próbowała powtórzyć sobie wolniej całą wiązankę krewnych w myślach, ale zagubiła się przy siostrze matki prababki. To dobrze... tak dalekie korzenie, może Laik nie jada płazów? - Czujesz zew natury związany z Francuskimi... – zawahała się i spojrzała niespokojnie na Puchonkę – obyczajami? – dokończyła wreszcie. Postanowiła nie wtajemniczać Laika w poszukiwania póki całkowicie nie wybada, że panu Hrabiemu nic nie grozi z jego strony. Zmarszczyła brwi i zamrugała, słysząc reakcję Laili na szlachcica. Powoli przyzwyczajała się do sytuacji kiedy czegoś nie rozumiała, ale nie można przesadzać. Zmarszczyła uroczo nosek i przechyliła głowę jak nierozgarnięty szczeniak. - Masz szlachcica? – spytała mrużąc nieufnie oczy. Dopiero po chwili pojawiła jej się żaróweczka nad czubkiem głowy. Otworzyła szeroko oczy o uśmiechnęła się wdzięcznie, kiwając nerwowo głową. – Tak, jasne, że mam. Jest bardzo tajemniczy, żwawy i jest prawdziwym księciem – powiedziała ze śmiertelną powagą, wciąż potrząsając głową. – Ale gdzieś mi uciekł i pogoń doprowadziła mnie tu, ale nigdzie go nie widzę... – jej ton głosu zmieniał się na coraz bardziej płaczliwy, a ostatnie słowa wprowadziły ją w stan kompletnie melodramatyczny. – Łomatko! Jak ja się wytłumaczę, że go zgubiłam! – jęknęła z rezygnacją przeczesując niespokojnie włosy palcami. Nie zwracała już uwagi na nic, ani na Laika (tak, wiem, Ulka jest bezczelna), ani na to co mówi, ani na to gdzie są, ani na jej rzekome nieudane oświadczyny, widziała przed oczami tylko to, jak Adi wrzeszczy na nią, że zła Uly pozwoliła żabce czmychnąć i rozpełznąć się gdzieś po Hogwarcie! A potem pojawiły jej się w głowie inne makabryczne sceny – rozdeptana żaba, żaba nadziana na widelec ducha siedzącego przy wykwintnym stole, żaba na dziana na widelec Ślizgona Francuza siedzącego przy wykwintnym stole, żaba spetryfikowana. Wszystko to odmalowało się na jej twarzyczce.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który wstąpił na jej twarz, choć powaga sytuacji na pewno była ogromna, to Laik miał teraz ochotę wybuchnąć śmiechem i położyć się na śluzowej posadce, żeby tak teraz chichotać z Urszulki... Ona tak serio? Oczywiście zduszony chichot przerodził się w nerwowy kaszel. A zatem chodziło o francuskie obyczaje? Kilka razy była we Francji, ale jakoś nie ciągnęło jej do tego, żeby się wgłębiać w ich dziwną kulturę jedzenia wszystkiego, co przypałęta się na talerz i można dobić to widelcem. - Jakie obyczaje? Jakieś ludowe? Żabojady są dziwni, trzeba ich ignorować. - Spróbowała to powiedzieć poważnie, ale wyszło, jakby miała zatkany nos, a do oczu zaczęły dochodzić magiczne iskierki... Potem już widziała tylko lament Urszulki... - Uruszulo stój! - Krzyknęła na dziewczę, by się zatrzymało w miejscu i zaczęło oddychać świeżym powietrzem... Przy okazji niech wyjaśni co się stało, co tu się dzieje... Jak można zgubić faceta w żeńskiej łazience? To nie wychodziło z głowy Laika... I śmieszyło ją to! - Co się znowu stało? - Spytała zaciekawiona podciągając rękawy bluzki do łokci, jakby przeczuwała, że zaraz ruszy w akcję łazienkową, żeby odnaleźć Szlachcica Uruszlątka... No bo nigdy nie wiadomo o co chodzi temu zagubionemu Pucholątku i teraz Laik rusza jak jakiś superman, ale tutaj to chyba superlaik... Ooo, jak teraz sobie zaczęła komplementować spryciula jedna. Superlaik. Świetnie, świetnie tylko ile w tym ogaru? Zaraz obie tu padną w śluzu i będą szukały Urszulkowej zguby, chyba, że coś ją zżarło już, jak to zwykle bywało na tym świecie... Odchrząknęła czekając na uspokojenie się blondynki... Może gdy ten czas nadejdzie to wszyscy będą świętować kolejne święta Bożego Narodzenia. Urszulka czasem była płochliwą istotką, którą Laik próbował potrząsnąć... Mimo to Howett'ówna nadal gromiła ją uśmiechem, który mówił: 'no,no... może Ci nawet pomogę za paczkę orzeszków'. Orzeszki wszędzie. Rozumiesz to?
Gdyby nie to, że obraz jaki widziała Ulka, był zniekształcony przez napływające do oczu łzy, pewnie spostrzegłaby rozbawienie Laika, a nawet strzeliła focha z przytupem. Ale na razie była zajęta mazaniem się i analizowaniem żabożerstwa u Laika. Kamień spadł jej z serca z nerki i ze wszystkiego co tylko mógł odciążyć. Jest nadzieja! Laik nie zje Ulkowego zwierzaka! Taaak! Uśmiechnęła się z ulgą. Kiedy Laik nie pojmował jak można zgubić szlachcica z toalecie, Litwinka posłusznie stanęła, a nawet wyprostowała się (przy czym coś jej skrzypnęło w karku, więc się skrzywiła na momencik) i zasalutowała (a tak przy okazji). - Stało się to, że szłam sobie z moim Hrabią i Ślizgonki i nagle on skoczył i skakał, a ja go goniłam i mój trop urwał się tutaj, ale chyba nie tutaj, bo go nie ma... – wyjaśniła pokrętnie, ale już nieco spokojniej. Podopieczna Helgi nie zdawała sobie nawet sprawy, albo zdawała i już zapomniała, że Laik utożsamia jej Hrabiego z jakimś żywym facetem. Żabowatość szlachcica o którym mowa zdawała jej się być rzeczą oczywistą. W pewnym momencie jej oczy zaczęły się powiększać, a nawet przerastać rozmiar galeonów i zabłysły w nich kolorowe iskierki. Ulkowe usteczka ułożyły się w literkę „o”, a po chwili zakryła je Ulkowa dłoń. - Czemu wcześniej na to nie wpadłam? – spytała Laika, odpuszczając sobie wprowadzanie go w szczegóły swoich myśli. Wzięła głęboki wdech, uniosła ręce i przycisnęła je do skroni. Oddychając spokojnie jak przy badaniu stetoskopem, zaciskała powieki, próbując nabrać skupienia. To pomogło jej się wyciszyć i coś tam dojrzeć. A że coś dojrzała – to było pewne. Z szerokim uśmiechem otworzyła oczy, a ręce umieściła na Laiku, ściskając go i dusząc. - Mój Hrabia będzie żył! – oznajmiła rześko z wypiekami na twarzy, gdy już uwolniła Puchonkę i pozwoliła jej złapać oddech. Po chwili nieco opadła. – Ale i tak trzeba go znaleźć... Laiku, pomóż! Była gotowa oddać dla Howettówny ostatnią paczuszkę orzeszków, a co! A nawet... MIODOWE CIASTECZKA!
Skaczący facet i francuskie zapędy do jedzenia... Boże, o co chodziło Urszulkowi?! Jeszcze potem ten napad jasnowidzenia, który nazywała oczkiem X... Ale o co tu chodzi? Wybuchła niepohamowanym śmiechem i zmierzyła wzrokiem Litwinkę. - Jak mam Ci pomóc to musisz mi powiedzieć czy Hrabia jest przystojny i czy ma jakiegoś brata... - Puściła do niej oczko nie świadoma tego, jak może zareagować dziewczęcie, ale cóż... Bez ryzyka nie ma gry, czy coś... Em. - A zatem jak tam? Zanim otworzysz Oko X, to muszę Ci powiedzieć, że potem idziemy coś zjeść. - Obwieściła jej bez obwijania w bawełną, należało się jej trochę jedzenia. Jakiegokolwiek, co przejdzie przez jej żołądek i tam się rozleniwi... Bardzo podobała się jej opcja z mnóstwem paczek orzeszków i ciasteczek miodowych. Widać, że Urszulka wiedziała, jak zaspokoić Laika... Choć mogło to zabrzmieć dwuznacznie to naprawdę, ale zaprawdę powiadam wam znaczenie nie było takie jak sobie państwo wyobrażają! Uśmiechnęła się delikatnie, kiedy uspokoiła swój oddech. Wtedy zaczęła kręcić się po łazience i szukać śladów czegoś/kogoś o czym wiedziała tylko, ze nazywa się "Hrabia", a zatem mogła tylko wziąć i krzyczeć: "Hrabia, macarena!!!" - to chyba by się nie spodobało Urszulce i to nie jest dobry sposób na podryw... Smutne fakty z życia szesnastolatki.
Mugolaczka spojrzała z niepokojem na rechoczącego Laika. No tak droga Ulu, zastanawiaj się o co też może chodzić Puchonce. W końcu to ona zachowuje się dziwnie, a nie ty. Po chwili jednak zapomniała o sytuacji, a wręcz ożywiła się jak mały szczeniak. Smutek przepadł wraz z otartą ostatnią łzą. - Jest bardzo przystojny! – zapewniła potrząsając energicznie głową, uśmiechając się od ucha do ucha. – A czy ma brata... – zmarszczyła brwi w zastanowieniu. Zdaje się, że Hrabia pojawił się w domu Litwinek za pośrednictwem ich zabłoconych łapek, wyławiających go z kałuży błota. – Nie wiem... nic mi nie wiadomo jego braciach i siostrach. – Stwierdziła w końcu. Nie widziała zbytniego związku między poszukiwaniem żaby, a żabią rodziną... Może Laik nabrał chęci na posiadanie żaby? I to konkretnie jakiegoś krewnego Hrabiego. Um... ciekawe. - No oczywiście! Zabieram cię na wykwintną kolację w Pokoju Wspólnym składającą się ze słodyczy spod łóżka – oznajmiła oficjalnie kłaniając się z zamaszystym ruchem rękami, zachęcającymi do wyjścia z łazienki. – Ale to jak znajdziemy zgubę! – dodała wyprostowawszy się, unosząc ostrzegawczo palec. Po czym uniosła brwi i skocznie podrygując pisnęła „o! o! o!”. - Możemy też w nocy zakraść się do kuchni i zrobić sobie spóźnioną kolację, składającą się z tego co będzie na śniadanie! – wypaliła, wyraźnie dumna ze swojego genialnego pomysłu. Okej, skupmy się na poszukiwaniach wykorzystując obecną, pozytywną energię. Kolejna rudna przejścia wokół łazienki ze śledzeniem wzrokiem po całej szerokości podłogi. Podeszła do okna, opierając się o nie po czym nagle wyprostowała się, jak trafiona klątwą. - Słyszałam kumkanie?