Skrzydło Szpitalne jest sporym pomieszczeniem, utrzymanym w kolorze oślepiającej bieli, przez co ma się jeszcze większe wrażenie wszechogarniającej czystości. Na całej długości poustawiane są łóżka dla pacjentów, z małą szafeczką obok, zazwyczaj zastawioną przez lekarstwa i słodycze, oraz czasem zasłonięte parawanem, by powstrzymać ciekawskie spojrzenia uczniów w przypadku cięższych chorób.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:37, w całości zmieniany 2 razy
Usiadła na łóżku po czym zamknęła oczy.-Starsi Ślizgoni w zakazanym lesie. Byli na polanie, a na tej polanie biegały trzy piękne jednorożce. Nagle błysnęły trzy czerwone światła, a jednorożce runęły na ziemię. Potem wszyscy trojga zaczęli pić krew jednorożców.Potem gdy już wypili całą ich krew,zaklęciem ścinania obcięli im grzywy i ogony.Na końcu wyszli z lasu, i zerknęli do chatki gajowego. Zobaczyli że go nie ma, i bali się że może ich zgłosić do dyrekcji. Dziewczyna podeszła od tyłu chatki i go oszołomiła, potem użyła Zaklęcia Swobodnego Zwisu i przeniosła go do jego łóżka, po czym cofnęła zaklęcie. Pobiegli do zamku i poszli do pokoju Slytherinu.- Otworzyła ozy i spojrzała na profesora Alexa. Popatrzyła w stronę gabinetu czy pielęgniarka nie patrzy i czy nie podsłuchuje. Odwróciła się pogłaskała kota i popatrzyła po wszystkich. Czuła się jakby była na przesłuchaniu.
Stukała długimi, czerwonymi paznokciami o parapet. Gdy usłyszała wzmiankę o czerwonym świetle, zawahała się chwile, czekając na komentarz nauczyciela. W owej wizji było wiele sprzecznych informacji i stwierdzeń. Wzięła tylko głęboki oddech. Zdawało się jej, że tylko ona z całego towarzystwa miała racjonalnie podejście do sytuacji, Prince również miał wątpliwości. Obiecała sobie, że gdy tylko wyjdzie ze Skrzydła odnajdzie osobę, która lubi zatracać się w papierosowym dymie.
- To wszystko zgadza się z moją przepowiednią, gdy mówiłem o zaskoczeniu "nie wiadomo kto i jak", pamiętasz Cassie? Gajowy został ogłuszony z zaskoczenia. - powiedział po czym dodał. - Obcięcie grzyw i ogonów jest oznakiem hańby i ośmieszenia, przeważnie wśród lwów, lecz nie tylko. Czerwone światło, to zaklęcie oszałamiające w moim wypadku, lecz nie musi być w ich. Zaklecia potrafia zmieniać kolor, gdyż jest to tylko energia poddana woli rzucającego czar. Zaklęcie ogłuszenia, rzucone przez potężnego czarodzieja potrafi zabić jednorożca. - powiedział z przerażającym tonem.
Prychnęła. - Doprawdy? Hańbą jest dla lwów, nie dla jednorożców. Im wyrywa się róg, a nie obcina grzywę, to on jest ich bogactwem. - powiedziała, odwracając się gwałtownie do nich. Prince i William milczeli, czyżby tylko ona została na polu walki? Zachęciła chłopców spojrzeniem do bąknięcia chociażby "mhm". - Jeśli zaklęcie ogłuszające, z Twojej teorii, ma czerwony kolor, to dlaczego nie miało przy ogłuszaniu gajowego? Zabić można osobę Avadą Kedavrą, która posiada, jaka ironia losu, zielony kolor. Od kiedy pozbawianie kogoś świadomości może doprowadzić do czyjeś śmierci? - spytała gestykulując dłońmi. - Och, Alex, nie bądź nierozsądny! Rozumiem, że sprawa jest frapująca, ale nie jesteśmy już dziećmi, nie bądźmy gorliwi. - w końcu założyła dłonie na piersi, zerkając na nich. Prince, William, na merlina, odezwijcie się wreszcie!
Przez drogę do Skrzydła Szpitalnego zastanawiał się czy puchonka już obudziła i opowiedziała wszystko od początku Alexowi. Może zapomnieli o czym mu powiedzieć wcześniej albo sama Selen coś przeoczyła. Pchnął drzwi. Nie spodziewał się nikogo poza Alexem, no i oczywiście Selen. Zdziwił się widząc Cassie i Williama, ale nie chciał dać po sobie tego poznać. Starał zachowywać się cicho. Stał przy drzwiach uważnie słuchając Cassie i profesora. Emocje dnia poprzedniego opadły, może teraz dowie się czegoś kiedy wszyscy byli spokojniejsi. Uchwycił spojrzenie Cass i postanowił się odezwać: - Mówiłem już wczoraj, że Selen po tej wizji zachowywała się dziwnie. Widziała osoby których nie mogło być w naszym Pokoju Wspólnym, ale nikt mnie nie słuchał. Podszedł do parapetu i oparł się lekko o niego zastanawiając się nad odpowiednim doborem słów aby tak jak wczoraj to miało miejsce nie rozzłościć Alexa. - Więc... może nie należy brać zbyt poważnie?
- Ja nic nie wiem... przysnąłem... - powiedział - obudziłem się w trakcie... i to raczej pod koniec... Ale Cass ma racje... nadgorliwość gorsza od faszyzmu... jak mawiają mugole... - powiedział. Na pewno nie możemy działać szybko i pochopnie... musimy przemyśleć każdy ruch... - kontynuował, przy tym bogato gestykulując.
Lekko się skrzywiła po czym przez otwarte okno pokoju wleciała sowa śnieżna. Miała bardzo dziwny list. - Huffle! To ty! Ale... co to za list?! - Selena była naprawdę zdziwiona. Nigdy nie widziała takiego listu. Spojrzała na Cassie, Prince. Williama i Profesora Alexa. Nagle przez okno wleciała brązowa sowa, a za nią czarna. Obie miały spore paczki. Selena wzięła paczki, położyła na łóżku i nadal zastanawiała się nad listem.
Westchnęła. Zastanawiała się, czy profesora po prostu zaniemówiło czy postanowił się przespać z otwartymi oczami. Nawet przebudzony William mówił sensownie. - Profesorze warto zorganizować takie zajęcia... ale bez celu zwalczania zła - powiedziała cicho do Alexa, dotknąwszy jego ramię. Nagle sowy wleciały do Skrzydła. Była bardzo ciekawa, jak zareaguje na to pielęgniarka - przecież powinno tu być sterylnie czystej. Chrząknęła - Chyba wypadałoby to otworzyć, Seleno.
Rozbudził się lekko, gdyż ostatnio nie za dobrze spał. - Tak, tak, Cassie ma racje...A....a o czym mowa? - zapytał przymulony. Po chwili dopiero pomyślał że mogło to zdenerwować Cass. - Przepraszam - dodał.
Patrzył na wszystkich zebranych w Skrzydle Szpitalnym, to wszystko zaczęło go męczyć i nużyć. Selen wyglądała na zdrową i poradzi sobie bez niego w odczytaniu listu. Alex wyglądałby jakby nie miał pojęcia o co chodziło. Może ta przepowiednia wyssała z niego całą energię życiową? Pozostało mu to tylko zgadywać. Nie zamierzał dłużej tutaj zostać, miał wiele rzeczy do zrobienia przed wyjazdem. Odwrócił się w stronę drzwi i zanim wyszedł pożegnał się ze wszystkimi: - Na mnie czas, do zobaczenia. Z uśmiechem opuścił pomieszczenie i szybko ruszył w stronę Pokoju Wspólnego. Musiał się jeszcze spakować, bo nikt za niego tego nie zrobi. Kilka innych rzeczy przed wyjazdem również czekało aby je zrobił.
Przemierzanie schodów z Connie było nie lada wyzwaniem, gdyż ta nie miała kości w jednej nodze. Zajęło im to dosyć dużo czasu, ale udało się, dotarły do skrzyła szpitalnego. Audrey otworzyła drzwi i podprowadziła Ślizgonkę do najbliższego łóżka. Nie dostrzegła w pobliży pielęgniarki więc domyśliła się, że jest w swoim gabinecie. Miała zamiar się tam udać za chwilę. Na razie jednak chciała odpocząć, a głowa też bolała dosyć mocno. - Jak głowa? - zapytała. Niepotrzebnie zrobiła to, co Connie. Nierozsądnie i pochopnie, jak większość jej ostatnich decyzji. Zauważyła, że ich podejmowanie szło jej coraz gorzej.
Zmęczone w końcu dotaraskały się o skrzydła szpitalnego. Co się dziwić. Mnóstwo korytarzy, trzy piętra w dół, a i schody nie były dla nich przychylne dzisiaj. w końcu jednak Connie wreszcie siedziała na łóżku. Odetchnęła głęboko. -Mi przeszło. A tobie jak widać nie- Powiedziała współczująco. -Nie chciałam cie upuścić ani za piewszym razem, ani za drugim. Nie jestem głupia, chociaż pewnie się tak wydaje. Wiem, że to niebezpieczne- Tłumaczyła się przed Gryfonką. Nie uznała tego za normalne. Mówiła cicho, żeby nie potęgować Audrey bólu głowy. -Tak samo Hanne też nie chcący podniosłam- Westchnęła. -Zawsze jak nie chce zorobić nikomu nic złego, to sama obrywam i na dodatek haos wokoło- Powiedziała kładąc się na łóżku. Nie rozumiała tego, że tak po prostu przyszło jej zwerzenie sie dziewczynie. Może po prostu brakowało jej jakiejś przyjaciółki. Negai to w końcu dziecko. No i pewnie będzi zła tak samo jak jej brat, kiedy dowie się o straconych punktach. -Lepiej, żebyś jak najszybiej poszła do gabinetu pielegniarki. Zanim sie porogszy- Powiedziała pewnie. Sama własciwie nie czuła jakiegoś konkretnego bólu. Może troche miała zamazany obraz.
- Jasne, nie ma sprawy - odpowiedziała z delikatnym uśmiechem. - Naprawdę - dodała, nie mając pewności, czy Connie jej wierzy. - Nie jesteś głupia - powiedziała szczerze. Nie miała też zielonego pojęcia, dlaczego tak uważa. Każdy miał swój własny charakter, a zachowanie podporządkowywało się do niego. Ludzi wyniośli nie mieli problemu z ocenianiem innych i patrzeniem na nich z góry, ale co się dziwić? Przecież byli wyniośli! Audrey była wścibska i chciała wiedzieć wszystko o wszystkich, choć u niej odnosiło się to do pomocy. Współczucie było cechą znaną w jej głowie. - Złośliwość rzeczy martwych - skomentowała, choć zrobiła to niezbyt trafnie. - Nie martw się, ja też tak mam - powiedziała, mając nadzieję, że świadomość iż ktoś ma podobnie, trochę pocieszy dziewczynę. - Ale u mnie wszystko odbija się na podjętych decyzjach, a w zasadzie najwięcej bólu zostaje dla mnie - uśmiechnęła się blado. Oczywiście miała na myśli psychikę, z bólem kończyn albo głowy mogła sobie poradzić bardzo szybko. Przemilczała radę dziewczyny. Na udanie się do gabinetu miała czas, głowa bardziej bolała ją po tej nocy na Malediwach, kiedy to Jaydon nieźle ją spił. Skoro wtedy dała radę wytrzymać - teraz też mogła.
-Mamy coś wspólnego. Aż dziwne, że od początku jakoś nie ma między nami miłości- Zaśmiała się pod nosem słuchając ją. Złośliwość rzeczy martwych? No uwaga średnio trafna, ale coś jednak w tym było. -Myślałam, że w większości ból zostaje dla tych wrogich wyrzutków społeczenstwa jak ja na przykład. No, a ty proszę, tobie też się przydarza- Zastanawiała się chwilę nad swoimi słowami. Nie spodziewała się zobaczyć Aurey z tej miłej strony, szczególnie wobec niej. Z początku jej się wydała jakaś taka... Zbyt szybka oceniająca ludzi? To chyba było trafne określenie. Ale możliwe, że się jednak dogadają. -Twój dom też kiedyś stracił 15 punktów jednego dnia i to przez ciebie?- Spytała z czystej ciekawości. Gryfonów raczej wyobrażała sobie jako putulne istotki, które słuchają nauczycieli i wiecznie komuś pomagają.
Szatyn już od dłuższego czasu nie mógł sobie znaleźć nigdzie miejsca... Cały czas zastanawiał się, co właściwie powie Connie, kiedy już ją zobaczy. Miał ochote nawrzeszczeć na nią za to, co zrobiła! Otworzył drzwi do Skrzydła Szpitalnego, i zamknął je za sobą z hukiem. Od razu zauważył Connie i Audrey, kawałek dalej. Ignorując Gryfonkę od razu podszedł do łóżka dziewczyny i warknął: - Jesteś z siebie zadowolona?!
Uśmiechnęła się lekko. Kiedy usłyszała trzask drzwi, jak to ona z reguły robiła, podskoczyła na jakieś pół metra. Obejrzała się szybko. Zobaczyła wściekłego przyjaciela. Zamrugała lekko zdziwiona. -Chcesz żebym zawału dostała?- Spytała wpierw wzdychając. -O co ci chodzi?- Patrzała mu w oczy. Widząc jego zdenerwowanie skuliła się trochę w sobie, ale głowe miała dumnie uniesioną. W końcy jest przy Gryfonce, to tak po prostu nie pokaże słabości.
- Jak mogłaś tak potraktować Hanne? - rzucił rozeźlony - To nauczycielka, do cholery! Mogą Cię za to wywalić ze szkoły! - dodał szybko... Nie chciał tego przecież, i musiał jej to uświadomić. - Mogłabyś czasami schować tą swoją chorą dumę do kieszeni. Jesteś teraz Ślizgonką, jasne, ale bez przesady! Nie dość, ze trzy czwarte osób z Twojego własnego domu chce na Ciebie rzucić Niewybaczalne, to jeszcze wplątujesz w to nauczycieli!
-Przecież to było niechcący!- Teraz i ona podniosła głos. Myślała, że chociaż on zauważy, że tego nie chciała. Zacisnęła ręce w pięści patrząc na niego z dołu. -Zresztą jak wylece ze szkoły bedzie nawet lepiej. Wreszcie bym mogła się uczyć w Durmstrangu. Bedziesz miał... Bedziecie mieli wszyscy świety spokój- Dodała już troche ciszej, po czym zamilkła na kilka sekund. Własciwie teraz nie była już do końca taka pewna swojego planu, który stworzyła już na początku wakacji. Kiedy to dowiedziała się o przyjęciu do Hogwartu. Zostać znienawidzoną przez jak najwięcej osób jak dotąd się udawało. -Dobrze wiesz, że nie lubię pracować z ludźmi, więc zbytnio mnie nie obchodzi ile i z jakiego domu chce mnie zabić. Zresztą nic się właściwie nie stało. Poszło tylko 15 punktów.
- Jeśli to faktycznie było niechcący, trzeba było sprowadzić ją na ziemie i przeprosić, a nie się śmiać! Nie ma się co dziwić, że ludzie Cię nie lubią, skoro tak się zachowujesz. - wypalił, zanim zdążył się pohamować... Nie myślał tak... Wiedział, jaka Connie jest prywatnie, tylko między nimi... Inaczej zachowywała się, kiedy się spotykali, i inaczej kiedy byli na lekcji... Kompletnie tego nie pojmował - Mam gdzieś punkty. Nie chcę, żebyś wyleciała! - niemalże krzyknął, po raz kolejny strasznie bezmyślnie. Spojrzał na Audrey, nie bardzo teraz wiedząc, jak się zachować...
-Dzisiaj wyjątkowo nie chciałam nic zepsuć. Tak się cieszyłeś, że nam brakuje tlko 4 tych cholernych punktów do Krukonów. To jak widzisz musiałam wszystko spieprzyć- Mruknęła. Kiedy usłyszała jego słowa oczy jej się gwałtownia zaszkliły. Miała ochotę albo odejsć, albo po porstu wstać i mu strzelić. Tak, żeby sie wyżyć. Ale Ver uniemożliwiła jej i jedno i drugie. -Skoro ty nie wyleciałeś za obmacywanie sie na korytarzach z...- Ledwo co zdąrzyła ugryźć się w język- ...z różnymi osobami to i ja nie wylece- Ówcześnie miała zamiar powiedzieć chłopakami, ale zapewne jeszcze bardziej by pogorszyła tym sytuację. Chociaż pewnie i tak łatwo się było domyślić co z początki miała na myśli. Łza spłynęła jej po policzku, jednak otarła ją zanim skapnęła z podbrudka. -Taka po prostu jestem. A skoro ci to nie pasuje to tam są drzwi.
Namida aż cicho warknął... cóż za uparta dziewczyna! - Nie mam zamiaru nigdzie wychodzić. Nie chce, żebyś wyleciała ze szkoły! - powtórzył, tym bardziej nieco ciszej, choć nadal stanowczo. Oh, gdyby nie Audrey, pewnie powiedziałby więcej... Ale wolał niektóre rzeczy zachować tylko dla nich...
-Przecież nie wylece. Zrobiłaby się afera na miasto, że Hogwart jest nietolerancyjny czy coś, a tego by dyrektor nie chciał. Zresztą mój ojciec urządziłby rzeźnie. Zresztą wiesz jak to jest z niespełnioną ambicją rodziców. Nie da mi wylecieć- Westchnęłą smutno i rozluźniła dłonie, po czym odwróciła od niego twarz. Płakać jej się chciało, chociaż sama nie rozumiała dlaczego. Moze po prostu się go wystraszyła? Mówił w końcu że jest bardzo zmienny, ale nie przypuszczała, że zobaczy go takiego wściekłego i to na nią. -Przepraszam- To słowo wydobyło się z jej ust najciszej jak się tylko dało, ledwie dosłyszalnie. Nie miała odwagi znów na niego spojrzeć. Nie do końca była jej teraz na rękę obecność Audrey szczególnie, że wydawało jej się, że chciał powiedzieć coś jeszcze.
Nami westchnął cicho... Chyba jednak się nie dogadają krzycząc na siebie i wytykając błędy... - No dobrze... - przysiadł na łóżku, i objął Connie, przytulając ją mocno do siebie. Nie chciał jej sprawiać przykrości...
Objęła go delikatnie i przytuliła się. Tym razem się nie zarumieniła. Może była zbyt przejęta tym wszystkim. Zacisnęła palce na jego bluzce w razie, gdyby nagle mu się odwidziało i chciałby po prostu odejść. -Masz zamiar tu ze mną zostać?- Dobrze wiedziała jak to może boleć. Leczenie złamanej kości przeżywała kilka razy, ale nigdy jej odrastanie. Nie bardzo widziało jej się być samej. -Chociaż trzeba Pyszczka nakarmić. Dzisiaj zeżarł mi tylko błyszczyk- Fuknęła z lekkim uśmiechem, nie odsuwając się do niego nawet odrobinę, a jeszcze bardziej przytulając.
- Jasne, że tak... a Pyszczkiem się nie martw, Negai pewnie się nim zajmie... Z pewnością mówią o tym, co się stało w pokoju wspólnym, a jest raczej domyślna. - zaśmiał się cicho. Mimo, iż dziewczyna, co było widać, nie bardzo tego chciała, odsunął się nieco. Coś mu przyszło do głowy - Zostanę... ale musisz mi obiecać, że przeprosisz Hanne... i że nie będziesz aż tak arogancka wobec innych nauczycieli...
Zburmuszyła się lekko słysząc jego propozycję. -Jaką przyjemność czerpiesz z tego, że mnie będziesz tym torturował?- Spytała unosząc lekko brew. Przeprosiny hmm. "Namida mi kazał panią przeprosić więc przepraszam". Wyszłoby, że jest strasznie potulna, ale zwyczajne przeprosiny dałyby to samo. Brak arogancji był dużo ciężkszą rzeczą do spełnienia. -Dlaczego myślisz, że aż tak się dla ciebie poświęcę?- Dodała jeszcze z lekkim uśmiechem.