Dość przestrzenna klasa, która ma posłużyć członkom klubu Laboratorium Medycznego jako miejsce spotkań. Zawiera cały asortyment potrzebny do szkolenia się w zakresie uzdrawiania, eliksirów i poniekąd także zielarstwa. Na ławkach przeważnie znajdują się magiczne fantomy lub szkolne kociołki, w komodach uczniowie znajdą potrzebne składniki, do których dostęp ma tylko przewodniczący klubu oraz opiekun, którzy są za nie bezpośrednio odpowiedzialni i służą tylko do użytku na zajęciach pozalekcyjnych. Wielkie regały przepełnione są tematyczną literaturą, potrzebnymi podręcznikami czy też specjalistycznymi czasopismami.
Wrześniowe spotkanie Laboratorium Medycznego
Dość poważnie zastanawiał się nad tym czy przejąć obowiązki Maxa w nowym roku szkolnym. Zajmowanie się organizacją spotkań lab-medu zdawało się być dla Solberga przyjemnością, jednak Lucas nie miał pojęcia czy uda mu się pogodzić obowiązki prefekta naczelnego z funkcją przewodniczącego kółka. Jednak postanowił spróbować, bo wiedział, że wiele osób bardzo lubiło te zajęcia pozalekcyjne i sam też chętnie na nie uczęszczał. Przygotował więc odpowiednio salę, sprawdzając kilka razy czy o niczym nie zapomniał oraz spisawszy sobie kilka zaklęć, na których chciałby się skupić podczas tego spotkania, czekał aż wszyscy chętni zbiorą się w sali. Ubolewał nad tym, że nie będzie na nim Maxa i nadal nie mógł przywyknąć do tego, że nie zobaczy go na szkolnym korytarzu, ale miał nadzieję, że kumpel cieszyłby się z tego, że spotkania kółka są kontynuowane. - Witam wszystkich. Jak się zapewne domyślacie, przejąłem funkcję przewodniczącego lab-medu i postaram się, aby spotkania odbywały się w miarę regularnie i były dla Was przydatne. - zaczął słowem wstępu, kiedy w klasie pojawiła się grupka członków laboratorium. - Dziś zajmiemy się kilkoma przydatnymi zaklęciami, które moim zdaniem powinien znać każdy, kto chciałby pomóc poszkodowanemu w razie potrzeby, a nie stać bezczynnie i czekać na pomoc magimedyczną - podszedł do jednego ze stolików, aby zdjąć ciemny materiał z fantoma, który na nim leżał. Jego kończyny, zarówno dolne jak i górne posiadały niewielkie ranki i otarcia. - Pierwsze, proste zaklęcie bardzo użyteczne, które naprawdę przydaje się w życiu codziennym to Vulnus Alere. Zasklepia małe ranki, skaleczenia i otarcia. - wycelował różdżką w jedną z małych szram, widniejących na skórze manekina i wypowiadając inkantację, zademonstrował odpowiedni ruch, a ranka zagoiła się w mgnieniu oka. - Kolejne - Dispareo Oedema, minimalizujące obrzęk na ciele, nawet ten wywołany w skutek reakcji alergicznej - odkrył kolejnego manekina, a po uważniejszym przyglądnięciu się, można było zauważyć, że miał on spuchnięte obydwa stawy skokowe - ewidentnie skręcone. Wycelował w jedną z kostek, aby po chwili pokazać wszystkim prawidłowe rzucenie czaru zmniejszającego obrzęk - I na koniec Sugervirus, nieco bardziej zaawansowane zaklęcie, które najczęściej wykorzystywane jest kiedy mamy do czynienia z raną po ukąszeniu jadowitego stworzenia. Czar dosłownie wysysa z ciała truciznę, nie pozwalając się jej rozprzestrzenić po ciele poszkodowanego. A więc trzeba działać szybko, jeśli jesteśmy świadkami takiej sytuacji. - machnął w kierunku kolejnego fantomu, a kiedy materiał opadł, podszedł do niego, aby zwrócić uwagę wszystkich na niewielką, charakterystyczną ranę po ukąszeniu jadowitej tentakuli. Podobnie jak przedtem poczekał, aż wszyscy zbiorą się wokół niego i kiedy miał pewność, że obserwują, wypowiedział formułę zaklęcia, wykonując odpowiedni ruch nadgarstka, aby snop magicznego światła wyssał na zewnątrz truciznę z ciała manekina. - Dobrze, myślę, że czas, abyście sami spróbowali. Dobierzcie się w pary, żeby Wam było raźniej. Każdy fantom ma odpowiednią ilość obrażeń dla dwóch osób. I próbujcie do skutku. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy. Jestem do Waszej dyspozycji - oznajmił na koniec, aby zachęcić ich do ćwiczeń. Kiedy próbowali na swoich pacjentach przechodził się między nimi, obserwując jak im to idzie.
Dla osób mających poniżej 11 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Vulnus Alere: - od 1 do 35 - pierwsza próba rzucenia zaklęcia nie wyszła, nic się nie stało. Próbujesz więc jeszcze raz. Znowu bez zmian. Dopiero za trzecim razem otarcie, w które celowałeś zaczyna zanikać, aż za kolejnym wypowiedzeniem formuły czaru, jest całkowicie zagojone. - od 36 - 70 - wypowiadasz inkantację i ledwie widoczna ranka na łydce manekina jak lekko krwawiła, tak dalej sączy się z niej krew. Postanawiasz spróbować kolejny raz i tym razem zaklęcie było rzucone prawidłowo, a ranka zasklepia się na Twoich oczach. Jednak kiedy chcesz powtórzyć swój sukces i ponownie rzucasz Vulnare Alere, nie udaje Ci się zagoić kolejnego otarcia. Cóż, na pewno musisz jeszcze poćwiczyć. Nie poddawaj się! - od 71 do 100 - najwidoczniej nie pierwszy raz używasz tego czaru. Kiedy tylko mierzysz różdżką w małą ranę na ramieniu fantoma, udaje Ci się ją uleczyć za pierwszym podejściem! I każde kolejne wypowiedziane przez Ciebie zaklęcie, leczy kolejną rankę.
Dla osób mających między 11 a 20 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Dispareo Oedema: - od 1 do 25 - powoli zaczynasz myśleć, że te ćwiczenia to strata Twojego czasu. Kilka pierwszych prób zakończyło się kompletną porażką. Kostka jak była spuchnięta, tak dalej taka pozostaje. Musisz poprosić o pomoc Lucasa, albo kogoś, kto ma w kuferku więcej niż 20pkt z uzdrawiania, aby pokazał Ci jeszcze raz jak rzucić to zaklęcie. - od 26 - 50 - mimo, że pierwsze dwie próby rzucenia czaru Ci się nie udały, nie poddajesz się. Kolejny raz powtarzasz inkantację, ale znowu nic. Dopiero za czwartym podejściem, udaje Ci się w nieznacznym stopniu zmniejszyć opuchliznę stawu, a popchnięty tym małym sukcesem, próbujesz jeszcze raz by po chwili zaobserwować jak obrzęk widocznie ustępuje! - od 51 do 75 - niestety za pierwszym razem wypowiadasz źle formułę zaklęcia, na co zwraca Ci uwagę Lucas. Wysłuchawszy jego rady, aby kłaść nacisk nie na pierwszą sylabę, a na drugi człon zaklęcia, ponownie mierzysz różdżką w manekina, aby z zaobserwować wyraźne zmniejszenie się obrzęku kostki. Prefekt uśmiecha się do Ciebie z uznaniem. - od 76 do 100 - to zaklęcie nie jest dla Ciebie najmniejszym problemem. Od razu łapiesz wymowę i ćwicząc wcześniej "na sucho" ruch nadgarstka, jesteś w stanie odwzorować idealnie czar, który przed momentem zaprezentował Wam Ślizgon. Doskonale radzisz sobie ze spuchniętą kostką fantoma, lecząc ją za pierwszym razem!
Dla osób mających powyżej 21 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Sugervirus: - od 1 do 40 - zdajesz sobie sprawę, że masz do czynienia z dość trudnym zaklęciem, przez co nieco stresujesz się przed jego rzuceniem. Musiałeś niewystarczająco skupić się na tym co chciałeś zrobić, bo już pierwsza Twoja próba zamiast pomóc fantomowi, sprawiła, że skóra wokół rany po ukąszeniu zaczęła sinieć, co oznaczało, że trucizna rozprzestrzenia się dalej. Pewny, że aby uratować poszkodowanego musisz działać szybko, starasz się nieco nieporadnie ponowić zaklęcie, jednak jesteś zmuszony poprosić Lucasa o pomoc, bo żaden Twój czar nie jest skuteczny. - od 41 do 80 - powoli tracisz cierpliwość. Lucas wspominał, że to nie prosty czar, ale ile można próbować? Kilka dobrych minut zajmują Ci kolejne próby rzucenia zaklęcia, z marnym skutkiem. W końcu jeden z Twoich znajomych (wybierz osobę której zaklęcie się udaje, a jeśli nie ma nikogo takiego, uznaj, że to Lucas) pokazuje Ci w czym tkwi Twój problem i uczy Cię prawidłowego gestu różdżką. Po kilku próbach "na sucho", postanawiasz znowu spróbować i tym razem wiązka światła, skutecznie usuwa truciznę z ciała manekina. Choć nie do końca, bo przez ten czas, kiedy uczyłeś się zaklęcia, toksyna w ciele magicznego fantoma zdążyła się rozprzestrzenić... - od 81 do 100 - mimo iż zaklęcie wydaje się trudne, szybko uczysz się jak prawidłowo je rzucać. Nikt jednak nie powiedział, że musi udać się za pierwszym razem, prawda? Niezrażony, ćwiczysz przez pare minut i w końcu skupiasz się odpowiednio na ratowaniu swojego pacjenta by po kolejnej próbie płomień magicznego światła wyssał jad tentakuli z ciała fantoma.
-Okej, moi drodzy! Jeszcze jedno ogromnie przydatne zaklęcie. Tylko skupcie się, bo od Waszych prób zależy dosłownie życie Waszego pacjenta - oznajmił, zwracając uwagę wszystkich na siebie, aby pokazać im kolejny czar, który powinien potrafić rzucić bezbłędnie dosłownie każdy. Stanął przy jednym z fantomów, wcześniej przygotowanym. - Pierwsza pomoc przy poszkodowanym który nie oddycha i który nie ma tętna. Sprawdzacie to bardzo prosto. Podchodzicie, pochylacie się nad poszkodowanym, przystawiając ucho do twarzy - dokładnie to zrobił - i obserwując ruchy klatki piersiowej i oddech, obijający się o Wasz policzek, jesteście w stanie ocenić pracę płuc. Tętno sprawdzamy, albo na tętnicy szyjnej - wyprostował się i przyłożył dwa palce do szyi manekina, w odpowiednim miejscu, tuż pod żuchwą - lub na tętnicy promieniowej - przeniósł dotyk na przegub ręki fantoma, aby wyczuć pulsowanie, a raczej jego brak u swojego pacjenta - Jeśli nie wyczuwacie ani jednego, ani drugiego, wzywacie pomoc, a potem przystępujecie do przywracania akcji serca, za pomocą zaklęcia An Duca Tuas - wymierzył końcówką różdżki w klatkę piersiową poszkodowanego, aby za moment zaprezentować poprawny ruch nadgarstka i inkantację czaru pierwszej pomocy, tym samym przywracając manekinowi oddech i puls. - I ustawiamy się w kolejce i każdy sobie próbuje. Najpierw sprawdzamy w jakim stanie jest nasz pacjent, a później rzucamy zaklęcie. - rzucił po chwili, wycofując się nieco, aby dać im miejsce na ćwiczenia. Jeśli ktoś miał problemy, pokazał jeszcze raz jak poprawnie użyć czaru.
Sprawdzanie oddechu i tętna:
Rzucacie k6: - parzysa - udało Ci się bez problemu dojść do tego czy Twój pacjent oddycha i czy ma puls - nieparzysta - nie potrafisz wyczuć pulsu poszkodowanego i sprawdzanie tego parametru życiowego zajmuje Ci dużo więcej czasu niż pozostałym
Zaklęcie:
Rzucacie literą: - A, B, C - przywracasz jedynie nikły puls poszkodowanemu - D, E, F - udaje Ci się sprawić, że na dosłownie chwilę Twój pacjent oddycha, jednak za moment znów tracisz jego parametry życiowe i musisz próbować jeszcze raz - G, H, I - rzucasz zaklęcie kilka razy i dopiero po czterech próbach Twój pacjent odzyskuje funkcje życiowe i możesz wyczuć jego bardzo wyraźne tętno - J - poszło Ci doskonale! Za pierwszym razem Twoje zaklęcie przywróciło na stałe oddech i puls poszkodowanego. Utrwalisz sobie kilka razy ten czar i będziesz w stanie uratować nie jedno życie w nagłej sytuacji.
Czas na napisanie: 19.09.2021r. UWAGA! Aby dostać punkt do kuferka musicie napisać min. 2 posty!
Powoli powinna zacząć przyzwyczajać się do myśli, że istoty z legend oraz bohaterowie najróżniejszych powieści, istnieli w rzeczywistości. Świat coraz bardziej ją zaskakiwał, otwierając się przed nią w zupełnie inny sposób, niż dotychczas. Jedenastolatka zaczęła się zastanawiać, ile jeszcze sekretów zdoła poznać, dzięki edukacji w tej szkole. Niemniej jednak, @Lily Blackwood zdołała poruszyć jeszcze jedną, dość interesującą kwestię. - Czarodzieje nie lubią silnych kobiet? Dlaczego? I tu chodzi o siłę magiczną? - zapytała, nie rozumiejąc źródła problemu. Nie chciała, aby ktoś się na nią gniewał. Wciąż była jedynie dzieckiem, ale przecież kiedyś urośnie i stanie się kobietą. Nie wiedziała czy silną, ale na pewno kobietą. To sprawiło, że zaczęła zastanawiać się nad tym, czy ktoś się na nią nie obrazi tylko dlatego, że dorośnie. Ostatni raz spojrzała na swoją kartę. Ciekawiło ją, czy można było się jakoś przed nią uchronić. Zwłaszcza, że ukłucie jej żądłem doprowadzało do natychmiastowej śmierci. Jeszcze raz spojrzała na swoje składniki. Babkę Lancetowatą kojarzyła. Co prawda nieco gorzej, jeśli chodziło o same jej właściwości. Wiedziała jednak, że wykorzystuje się ją w leczeniu. Miała też pewność, że nie dotyczyło to układu krwionośnego. Do eliksiru dopasowała ją jednak perfekcyjnie. Głóg niestety przepadł na dobre, a kozłek lekarski został przez nią rozpoznany dzięki pomocy ucznia i niezastąpionego zielnika. Na całe szczęście jego właściwość wspomagająca osiągnięcie stanu odprężenia, pasowała tylko do jednego typu eliksiru.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Roślinki: pokrzywa, bez czarny, głóg Eliksiry: 3 Modyfikatory: mam zaznaczone w karcie zainteresowanie eliksirami, postać młodsza niż 3 miesiące; Dopasowanie: trzy dopasowania (dwa najlepsze, jedno dobre), chyba mogę tak założyć c:
W końcu gdy dopasowała wszystkie zioła, a Solberg nie protestował, że zrobiła coś złego. Zostało tylko skupić się na wrzuceniu roślinek do odpowiedniego kociołka i sprawdzić, czy nic się nie zepsuło. Fern była pewna, że nie miała się czym martwić, w końcu ostatnie wakacje tylko warzyła eliksiry i przeszukiwała polany i lasy Hogsmeade w poszukiwaniu składników do swoich mikstur. Nie były to, nie wiadomo jakie eksperymenty, ale na pewno zabijały monotonny czas, dłużący się jak smarki trolla. Nie mogła polegać na swoim słuchu, dlatego uważnie obserwowała, co dzieje się w kociołku, gdy wrzuciła pokrzywę do eliksiru po-zatruciowego, bez czarny do eliksiru czyszczącego rany, chociaż zauważyła, że nie było to najlepsze dopasowanie, bo aromat i barwa eliksiru uległy zmianie. Na koniec wrzuciła głóg do wspomagającego układ krwionośny i tu już Fern zaobserwowała odpowiedni, najlepszy efekt. Zadowolona ze swojej wiedzy, a także zakuwaniu w wakacje, odsunęła się na bok, sprawdzając jak poszło Dee i Terremu.
Gdy już udzielił pomocy Valerie przy jej dopasowaniach, postanowił nie zwlekać do końca zajęć ze swoimi ziołami i notatkami. Podszedł wpierw do kociołka z eliksirem spokoju i dodał do niego kozłek lekarki. Zawartość kociołka zareagowała, intensyfikując swoją białą barwę i intensywny, ziołowy zapach. Kozieradka sprawiła, że Ben miał wrażenie, że eliksir pachnie bardziej rosołem niż lekarstwem, ale jeśli miało to pomóc uzyskać lepsze właściwości to kto by się tym przejmował. Jako drugi dopasował liście babki lancetowatej do eliksiru po-zatruciowego, który miał wrażenie, że przez ostatnie tygodnie oglądał częściej niż odbicie w lustrze. Liście, ze względu na ich sporą powierzchnie aktywną, podzielił na mniejsze części zanim wrzucił do kociołka. Wcześniej lekko miętowy, jednak przeważając biały eliksir, po krótkim mieszaniu z nowym składnikiem zaczął wpadać w mocniejsze, chłodno zielonopastelowe nuty. Spojrzał na niego z pewną dozą zainteresowania, zapisał kilka słów komentarza na pergaminie po czym podszedł do z liśćmi dębu do eliksiru czyszczącego rany. Fioletowy eliksir w jego mniemaniu nigdy nie wyglądał zachęcająco, a gdy dodał do niego dodatkowy składnik stał się jeszcze mocniej fioletowy i odrzucający. W ten sposób miał już swoje zadanie za sobą i mógł na spokojnie poczekać na to, co do powiedzenia będzie miał jeszcze Maximilian. Usiadł na wcześniej zajmowanym miejscu, głowę odsuwając w tył by oprzeć potylice o ścianę za sobą.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Dopasowane rośliny: 2 (1 za punkty, 1 za korzystanie z zielnika)
Odwzajemniła kurtuazje z przewodniczącym koła, istotnie przyznając skinieniem głowy, że kopę lat. Długo nie rozmawiali, a Kate na moment powzięła postanowienie, że prawdopodobnie już więcej nie będzie uczestniczyła w żadnych zajęciach dodatkowych. Na szczęście ciekawość wygrała, aczkolwiek dzisiejszy temat ich zajęć był dla niej trudny o tyle, że bardzo kiepsko znała się na roślinach. Słynęła z ich widowiskowego przelewania lub paskudnego zasuszania, nic pomiędzy. Wyciągnęła na moment kartę z czekoladowej żaby, żeby poczytać co nieco o Morganie, jej dzisiejszej patronce, która swoją drogą zasłynęła dzięki swoim umiejętnościom leczniczym. No nieźle, może to nie przypadek, że akurat jej kartę wyciągnęła z czekoladowej żaby? Dopasowywanie roślin do ich właściwości sprawiło jej nie lada kłopot. Dzięki pracy z zielnikiem udało jej się przyporządkować zarówno jemiołę, jak i głóg do tej samej kategorii, ale dąb był dla niej zagadką. Będzie chyba musiała wrzucić go na chybił trafił do któregoś kociołka... Za słaba była z eliksirów, by pamiętać każdy przepis, musiała więc polegać na swoim szczęściu, którego jak dobrze wiemy nie miała zbyt wiele. Chyba jakiś kociołek wyleci dziś w powietrze...
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Ania od początku spotkania koła była bardzo cichutka i zamyślona. Zgarnęła za Timem wierzbę, ale z puchońskiej sympatii do koloru żółtego dobrała też kwitnący dziurawiec. Jemiołę chwyciła zupełnie bezwiednie, bo wciąż zakochane serduszko dopatrywało się znaków miłości wszędzie, gdzie to możliwe. Siupnęli sobie z Timem na uboczu we własnym, dwuosobowym gronie dyskutując trochę o roślinach, a trochę po prostu patrząc sobie w oczy z rozkochanym uśmiechem. Powinna być mądrzejsza, powinna się skupić i zająć nauką. Ale zamiast tego po prostu skubała roślinki, błądząc myślami gdzieś daleko wokół białej sukni, gromadki dzieci, wspólnych śniadań i psa, który czuwał by wiernie obok wesołych pociech. Sielska wizja bardzo odległa od sali labmedu. A jednak musiała wreszcie wziąć oddech i wrócić na ziemię. - Przepraszam, Tim, trochę odpłynęłam. Słuchałeś, co mamy robić? - spojrzała na pozostałych uczestników koła, lekko zdezorientowana. Nie martwiło ją jednak to, że nie mogła się skupić. Kółka były swobodne, luźne, a ona przeżywała rzeczy wzniosłe i piękne.
Dopasowane rośliny: 2 (1 za kuferek+1 za zielnik) Brzoza, Wierzba -> Wiggenowy (Najlepsze dopasowanie)
Ciągle nie miał dosyć tego, jak Ania na niego patrzyła. Tyle czasu się o to starał, a kiedy już dopiął swego, zakochał się jeszcze bardziej. Ale przyszedł tu w konkretnym celu i choć nie było łatwo, starał się zachować dosyć koncentracji, żeby wykonać zadanie. Pytanie puchonki świadczyło, że tym razem nie mógł liczyć na jej mądrość, bo sama nie bardzo uważała. Wziął zatem zielnik, żeby chociaż mieć jakieś pojęcie o tym co robi. - Chyba mam na ciebie zły wpływ, to ja tu jestem od nieuważania na zajęciach - powiedział z ciepłym, rozczulonym uśmiechem. - Mamy określić właściwości tych roślinek i dopasować je do eliksirów. Ja wziąłem same drzewka, ale z zielnika wychodzi, że wierzba i brzoza będą pasować do wiggenowego. Był tylko jeden sposób, żeby się przekonać, czy miał racje, wrzucić składniki do kociołka i liczyć na to, że nie wybuchnie.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Dopasowanie: 3 poprawnie dopasowane (22 pkt z zielarstwa)
Dopasowanie do eliksirów: pokrzywa – pozatruciowy; dziewanna – czyszczący rany; bez – organi sanentur
- Na ból głowy na pewno możemy coś zaradzić – powiedziała, śmiejąc się cicho, kiedy Lockie wyrzucił z siebie słowa dotyczące wilowania, wiedząc doskonale, jak to zabrzmiało i co się mogło pod tym kryć. Była to jawna i całkiem bezczelna sugestia, jakiej nie zamierzała cofać, bo doskonale się tym bawiła, jak zawsze zresztą. I nie miała z tym dosłownie najmniejszego problemu, podobnie, jak z zadaniem, jakie Max po chwili przed nimi postawił, a ona z zaciekawieniem przekrzywiła lekko głowę, śmiejąc się cicho, kiedy Lockie tak radośnie postanowił robić coś chyba na chybił trafił, choć jeszcze chwilę wcześniej mówił o właściwościach jednej z roślin. Sama z rozbawieniem powachlowała się dziewanną, zastanawiając się nad tym, co wiedziała o tych roślinach, bawiąc się tym przez chwilę.
- Pokrzywa działa na różnego rodzaju zapalenia i tak jak mięte pije się ją na oczyszczenie organizmu, bez jest dobry na odporność, bo wspomaga odpowiednie funkcjonowanie układów, a dziewanną okładano się chyba, kiedy trzeba było zająć się ranami – stwierdziła, zastanawiając się, czy na pewno miała rację, bo chociaż znała się na eliksirach i gotowaniu, to zielarstwo znała bardziej od strony składników, niż od strony zbieractwa. I chociaż rozpoznawała rośliny, chociaż umiała je przypisywać, to nie była do końca pewna, czy to, co teraz robiła, miało sens, ale już po chwili zaczęła stosować właściwe, swoim zdaniem, dopasowania, nie mając z tym większego problemu, nucąc pod nosem, bawiąc się przednio, bo była pewna, że Max miał w rękawie jeszcze jeden plan na to, co właśnie robili. Była pewna, że kiedyś każe im zrobić eliksiry zawierające zupełnie inne składniki, a to wiązało się również z jej pomysłami.
Frederick spojrzał na Maxa unosząc lekko brwi, kiedy ten nawiązał do ich rozmowy z wakacji, zastanawiając się, jak długo ten zamierzał podtrzymywać ten sposób rozmowy, ale nie protestował. Nie miał powodu do tego, żeby go nie lubić, ostatecznie Solberg nie dał mu do tego powodów, chociaż daleki był od tego, żeby go uwielbiać, tym bardziej teraz kiedy spędzali razem więcej czasu z uwagi na uczęszczanie wspólnie na studia. Wyglądało również na to, że Shercliffe musiał przywyknąć do jego specyficznego sposobu zachowania, skoro pogłębiali podobny zakres wiedzy, a to oznaczało, że będzie w jego obecności nieustannie zmęczony. Zdawał sobie z tego sprawę, ale nie mógł tego tak naprawdę odrzucić, więc jedynie zasłonił się wierzbą, jakby bardzo dokładnie się jej przyglądał, nie wchodząc w dyskusje z innymi zgromadzonymi, nie mając tutaj przyjaciół, z jakimi mógłby posiedzieć i spędzić więcej czasu. Miał zadanie do wykonania, chociaż okazało się nie takie łatwe, dla kogoś, kto dobre dziesięć lat wcześniej zarzucił pewne ścieżki, mając poczucie, że nie będą mu potrzebne. Aż do teraz. Wiedział jednak, że wierzba miała właściwości przeciwgorączkowe, bo stosowało się to nawet w rezerwacie w skrajnych trudnościach, dlatego ostatecznie dopasował ją do eliksiru wiggenowego, w pozostałych przypadkach strzelając całkowicie na oślep, bo nie był w stanie zrobić z tym niczego sensownego. Bywało i tak, a on był ostatnią osobą, jaka zamierzała lamentować i się uskarżać, był tutaj po to, żeby się uczyć, jakkolwiek by to nie brzmiało.
kuferek ziele 23 kuferek eliksiry 31 dopasowania wszystkie trzy poprawnie
Spojrzał na Lily, kiedy Lockie wprost przyznał co się stało, a później wrócił do niego spojrzeniem wzruszając ramionami. - Nie bawię się tak dostatecznie często, żeby wiedzieć, ale zawsze możemy sprawdzić, po kim masz większego kaca - powiedział siląc się na żart, ale prawdę mówiąc nie podobało mu się, że półwila bawi się zdolnościami na zajęciach. To była prosta droga do niechęci wobec wszystkich, a sam miał dość zwracania uwagi tą częścią genów. Nie potrzebowali jeszcze zdenerwowania pozostałych z powodu obaw, czy nie zostaną nagle oczarowani. W końcu nadeszła pora faktycznego działania i Jamie słuchał Solberga z uwagą, unosząc jedynie brew, gdy ten zająknął się na sposobie zdobycia zielników. Norwood spojrzał na wspomniane materiały, ale nie sięgnął po nie. Słuchał tylko co mają zrobić, po czym z lekkim uśmiechem spojrzał na swoje rośliny. Znał się na zielarstwie dostatecznie, żeby wiedzieć na co w tej chwili spoglądał, a eliksirami interesował się od dawna, aby należycie dopasować je do siebie. A jednak musiał przyznać, że było to dość zaskakujące i można było łatwo popełnić błąd. - Kozłek ma uspokajać, więc eliksir spokoju... Pewnie przydałby się niektórym. Z kolei i dziewanna i dziurawiec wspomagają gojenie ran, więc w przypadku obu roślin eliksir czyszczący rany byłby właściwy... Choć faktycznie dziurawiec jest też dobry na zdrowie psychiczne - stwierdził prosto, spoglądając na Solberga, nim włożył wybrane rośliny do odpowiednich kociołków, obserwując, jak nic się z nimi nie zmienia i eliksiry zachowują właściwe barwy. Dopóki nie zajmowali się uzdrawianiem, czy gotowaniem, Jamie był pewien, że będzie sobie radził nawet z tak podchwytliwymi zadaniami.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Na szczęście Max rozwiał prędko jej wątpliwości, co do klasyfikacji dziurawca, dzięki czemu mogła przejść do kolejnego zadania, jakim było dopasowanie roślin do eliksirów. Musiała zastanowić się nad wierzbą i kozłkiem. Ten ostatni ewidentnie pasował do eliksiru uspokajającego, a jednak spędziła zastanawiająco długi czas nad dywagowaniem, czy rzeczywiście powinna go do środka wrzucać. Ostatecznie zaryzykowała i nie zawiodła się, bowiem eliksir również stabilny. Wierzbę wrzuciła do eliksiru przeciwgorączkowego, co sprawiło, że zmienił on nieco aromat i barwę, ale w swojej formie pozostał stabilny. Zatoczyła koło do nieszczęsnego dziurawca, który chciała dodać do wywaru organi sanentur, ale to okazało się być błędem, bo kociołek postanowił się spalić. Jakoś przeżywszy to upokorzenie (o dziwo bez szwanku), zdecydowała, by odejść od kociołków na dobre. Stanęła z boku i żeby zająć sobie czas zaczęła czytać informację z tyłu karty z czekoladowej żaby. Kto by pomyślał, że Joscelind Wadcock podczas meczu w 1931 roku przeciwko Nietoperzom z Ballycastle rzuciła największą ilość bramek w Lidze Brytyjskiej w XX wieku?
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Morgana le Fay była też animagiem i potrafiła zmieniać się w ptaka, tak przynajmniej głosił tył jej karty z czekoladowych żab. Kate przyjęła tę informację do wiadomości, ale nie mogła się roztkliwiać nad przeszłością jej nowej patronki, bo musiała swoje zioła dopasować jeszcze do eliksirów, a to już było trudniejszym orzechem do zgryzienia, jako że w eliksiry umiała jeszcze gorzej niż w zioła. Może jakby miała obok kociołków listę składników i przepis, poszłoby jej w miarę dobrze, jeśli wierzyć w jej umiejętności czytania ze zrozumieniem. Ale bez przepisów była jak bez ręki. Jej umysł nie zapamiętywał takich rzeczy, jakiekolwiek wywary przyrządzała wyłącznie z podręcznikiem na kolanach. Wrzuciła jemiołę do eliksiru organi sanentur, a potem przyszedł czas na jej srogi overthinking, który kazał jej stwierdzić, że mimo przynależności do tej samej kategorii, głóg nie znajdował się w przepisie tegoż eliksiru. Musiał być gdzieś indziej, prawda? W efekcie wrzuciła pozostałe dwie rośliny na chybił-trafił, dzięki czemu miała dwa płonące kociołki.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Punkty zielarstwa: 16 Punkty eliksirów: 27 Dopasowania: 3/3
- Masz na mnie najlepszy wpływ pod słońcem. Nigdy nie byłam taka szczęśliwa jak z tobą - odparła Ania, nie przestając się uśmiechać. - I widzisz? Znów jesteś moim bohaterem. Zobaczmy co z tymi roślinkami... Panna Brandon również sięgnęła do zielnika, którego pochodzenie zupełnie jej umknęło. Skoro tu leżał, to pewnie tak miało być. Najpierw skupiła się na dopasowaniu wierzby, która zdawała jej się dość wszechstronną, ale przede wszystkim leczniczą roślinką. I miała rację, bo przeciwgorączkowe i przeciwzapalne właściwości idealnie pasowały do eliksiru wiggenowego. Potem zastanowiła się nad dziurawcem, myśląc o jego szerokim działaniu, oddziałującym z innymi substancjami. Rozmawiała chwilę z Timem na ten temat, aż wreszcie uznała, że Maxowi chodzi o wpływanie na gojenie ran, a zatem dopasowanie do eliksiru czyszczącego rany. Jemioła, którą kojarzyła z nopuerunem, była interesującym wyborem i Aneczka nie miała pewności, co z nim właściwie zrobić. Strzeliła w organi sanentur i jak się okazało - skutecznie. Po prostu to był jedyny eliksir, którego z podanych nie znała.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widząc pierwszy spalony kociołek, uśmiechnął się pod nosem. Czyli jest z czym pracować, bardzo dobrze. Zauważył jednak panikę na twarzy @Aiyana Mitchelson i spojrzenie @Valerie Lloyd , więc od razu znalazł się przy puchonkach. -Inaczej zajęcia byłyby nudne. Takie reakcje pomagają nam zidentyfikować błędy i zwrócić uwagę na to, nad czym trzeba popracować. Powiedziałbym, że nie powinnaś się martwić, a wręcz cieszyć. Nie uwierzyłabyś jakbym Ci powiedział, ile ja kociołków posłałem na śmierć. - Dodał jeszcze wesoło, świadom tego, że może podać jej konkretną liczbę, gdyby tylko chciała, bo jego notatki w każdej kwestii dotyczącej eliksirów, były bezbłędne. -Kozłek najlepiej działa uspokajająco, więc eliksir spokoju to miejsce, gdzie należy go wrzucić. - Wyjaśnił, czekając aż dziewczynka wrzuci roślinę w odpowiedni kociołek, po czym przeszedł dalej, bo miał innych uczestników do skontrolowania, czy czego tam od niego chcieli. -Nie mogę zdradzać moich koneksji. - Puścił oczko @Lily Blackwood , która dorzuciła żabę do eliksiru. Na szczęście czekolada nie była reaktywna z gotowym eliksirem, choć zdecydowanie redukowała jego poprawne działanie. Cóż, nikt i tak pić tego nie będzie, więc nie ma co płakać. Szczególnie, że Max używał szkolnych składników, więc żal mu wcale nie było. Benjamin poradził sobie dobrze, więc tu nie musiał się dłużej zatrzymywać. Max uśmiechnął się jednak pod nosem słysząc, jak ten zaprasza dziewczynę na kawę. Labmed łączy, bawi i uczy. -Ty to powinieneś znać to wszystko na wyrywki, stary. I znam coś, co zaczyna się i kończy na "dziura" i też pomaga na depresję, ale zdecydowanie nie jest rośliną. - Wyszeptał do @Lockie I. Swansea , bo nie mógł się powstrzymać przed tym durnym komentarzem. Zaraz też poklepał kumpla po ramieniu i polazł dalej. -Cholera w rzeczy samej. - Zaśmiał się, słysząc komentarz @Terry Anderson , którego dwa kociołki spaliły się na węgiel. Zaraz też wyjaśnił mu, jak to powinno wyglądać i dlaczego. Dla niego te małe porażki uczestników były bardzo ważne i miał nadzieję, że i oni wyciągną z nich odpowiednie wnioski. Po minucie rozjaśniał już wątpliwości @DeeDee Carlton . Miała bardzo słuszne pytania. Sam by się zastanawiał, gdzie lepiej dodać dziurawiec, więc rozjaśnił jej wszelkie niuanse i powody, dla którego powinien znaleźć się w tym, a nie innym kociołku. Fern ładnie pracowała z zielnikiem, więc jej nie przeszkadzał i widać, że taka robota jej pasowała, bo poradziła sobie bezbłędnie. W przeciwieństwie do @Kate Milburn . Solberg wyjaśnił jej, na czym polegał błąd w jej dopasowaniu dębu. Niby różnica niewielka, ale znacząca w tak kruchej dziedzinie, jak eliksiry. Na równym poziomie poradził sobie @Thomas Seaver , którego jeden kociołek też się spalił. Carly dołączyła do grona bezbłędnych. Nie spodziewał się po niej niczego innego i bardzo dobrze, że nie zawiodła jego oczekiwań, bo byłoby dość niezręcznie biorąc pod uwagę wiele rzeczy. -Wy to zawsze tak wszystko równo? - Zapytał, uśmiechając się do @Jamie Norwood i @Scarlett Norwood. Żadne z nich nie popełniło pół błędu. Max widział w nich potencjał na wiele projektów, ale niektóre z tych rzeczy były zdecydowanie nie na te zajęcia, które prowadził. -Dziurawiec i brzoza? - Zapytał @Frederick Shercliffe , który miał większe problemy, niż Solberg by zakładał. Myślał, że pracując w rezerwacie był bardziej obeznany z florą i fauną, ale widocznie się mylił. Cierpliwie wytłumaczył więc lisiemu towarzyszowi, na czym polegał błąd i dlaczego eliksir tak zareagował. Zostawił Freda z zielnikiem, gdyby potrzebował więcej szczegółów i wrócił na przód klasy. -No dobrze, moi kochani! Na dziś to wszystko. Zapamiętajcie sobie, co i jak, bo jeszcze do tematu wrócimy. Pociągniemy temat nad kociołkami, ale to w październiku. Na następnym spotkaniu czeka was mała niespodzianka. Dorobiłem się własnego zastępcy. - Wyszczerzył się, zawieszając na chwilę spojrzenie na kilku osobach. -Dobra, nie ma co się rozgadywać, bo kolacja stygnie. Zbierajcie manatki i do zobaczenia następnym razem. - Otworzył drzwi, wypuszczając wszystkich, a sam został, by posprzątać i do tego wpierdzielić resztę czekoladowych żab, co by się przecież nie zmarnowały.
//zt dla wszystkich
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Przyszła pora na to, żeby zamieniła się z Maxem miejscami i chociaż może w jakimś stopniu nie była do końca pewna tego, czy to, co wybrała, ma sens, nie zamierzała tego okazywać. Zawsze wiedziała, co robi, zawsze wiedziała, dokąd zmierza i to nie miało się zmienić, nawet jeśli gdzieś na dnie jej serca czaiło się pytanie, czy w ogóle wie, za co się brała. Wyglądało jednak na to, że nowa rola ją fascynowała, pokazując jej możliwości i miejsca, jakich nigdy wcześniej nie widziała, a to było jak przygoda w jaką zamierzała skoczyć niczym na głęboką wodę. Dlatego też z wielką przyjemnością czekała na członków Laboratorium Medycznego, zastanawiając się, jak przyjmą ją na miejscu rosłego Ślizgona. Ten stał z boku, najwyraźniej zamierzając oddać jej pełne pole do działania, więc jedynie się do niego uśmiechnęła, dokładnie tak, jak uśmiechała się do każdego, kto do nich dołączał, siedząc nadal na blacie biurka, otoczona słojami ze składnikami eliksirów, na widok których aż świerzbiły ją palce, by brać się do pracy. - Mam nadzieję, że nie uznacie za chwilę, że wolicie Maxa na tym miejscu i pozwolicie mi skorzystać z jego błogosławieństwa do przeprowadzenia tego spotkania – powiedziała, kiedy w sali zgromadziła się już większość osób, oczywiście nie mając nic przeciwko tym, którzy mieliby się spóźnić. Zaraz też Carly klasnęła w dłonie, żeby na pewno wszyscy zwrócili na nią uwagę, jeśli jeszcze tego do tej pory nie zrobili. – Zaczniemy dzisiaj od tego, że każdy z was wylosuje sobie magiczną kartkę, na której znajduje się równie magiczna nazwa niezwykłego eliksiru, jaki na pewno każdy z was zna. Może niektóre z nich są znakowane, żebym wiedziała, po co powinnam sięgnąć, a może nie, kto wie? – dodała, zeskakując z biurka i sięgając po całkiem spore szklane naczynie, w którym faktycznie miała przygotowane kartki i wyciągnęła je w stronę pierwszej osoby, jaka do niej podeszła. - Trzeba dobrze zamieszać – stwierdziła rozbawiona i mrugnęła.
Mechanika spotkania Każdy z was rzuca jedną kość literową, by przekonać się, z jakim eliksirem przyjdzie wam pracować na późniejszym etapie spotkania. Dla ułatwienia przy każdym z nich wypisane zostały składniki:
Eliksiry:
A Euforii – glicynia błyskawiczna, woda księżycowa, żądło żądlibąka B Słodkiego snu – waleriana, lawenda, śluz gumochłona C Czuwania – raptuśnik, krew salamandry, tojad D Przywracający – miód trzminorka, beozar, mleko jackalope E Wzrostu – pokrzywa, krew salamandry, miód trzminorka F Gregory’ego – woda księżycowa, miód trzminorka, lubczyk G Blekoczący napój – blekot, liście lulka, muchy siatłoskrzydłe H Ridikuskus – imbir, skrzydła żądlibąka, kolce szpiczaka I Wyciskacz łez – skrzydła bahanki, ropa z czyrakobulwy, papryczka red savina habanero J Grom – kolce szpiczaka, sproszkowana kość taranda, skacząca bulwa
Termin pisania 26 września do 20:00, później wrzucę drugi etap spotkania, ale gdyby ktoś wiedział, że się spóźni i tak będzie mile widziany.
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czuł się dziwnie, oddając prowadzenie LabMedu komuś innemu, ale skoro już miał to zrobić, nie wyobrażał sobie lepszej osoby na to miejsce niż Carly. Dziewczyna potrzebowała tego i miała potrzebną wiedzę, a jej nieco odmienne od Maxowego, podejście do eliksirów, na pewno mogło zachęcić niektórych. Nie potrafił jednak tak zupełnie stanąć z boku. Pojawił się w klasie o wiele szybciej niż inni, gdyby puchonka potrzebowała pomocy i wraz z nią czekał na przybyłych. -Stresik jest? Czy to my powinniśmy się bać? - Zapytał jej z uśmiechem, gdy tak sobie siedzieli i czekali. Był ciekaw, jak ona do tego podchodzi na prawdę, choć kilka razy już na ten temat rozmawiali. Gdy zajęcia się zaczęły, odszedł od biurka i rozwalił się w pierwszej ławce, losując sobie też eliksir. Dawno nie miał okazji warzyć tylko jednej mikstury na LabMed. Kolejna rzecz, do której będzie musiał się po prostu przyzwyczaić...
Przywykł już do chodzenia na LabMed, a odkąd uznał, że wypina dupę na eliksiry O'Malley'a i jego umysłowej niewolnicy Izaury Xantheii, takie kółka zainteresowań były jedynym miejscem, w którym mógł pobrać naukę i otrzymać rzetelną wiedzę. Przyszedł do salki LabMedu z pasztecikiem w ręku, drugi niosąc skrupulatnie zwinięty w serwetkę, bo sekrety sekretami, ale doszły go słuchy, że Norwoodówna będzie prowadzić to spotkanie, więc wiadomo, jako że współdzielili zamiłowanie do jedzenia - wprawdzie ona głównie do robienia, a on głównie do konsumpcji - jej również przyniósł pasztecika. - Elko. - powiedział, powstrzymując beknięcie, chyba powoli wyrastał z chamstwa i kiedy podeszłą do niego z naczyniem, zamieszał w nim wielką łapą, po czym wyciągnął kartkę z eliksirem - O. Słodkiego snu, mój niegdyś ulubiony. - przyznał, bo bywały czasy, że nie mógł spać z powodu niewydolności swoich organów i tylko Słodki Sen był w stanie rozłożyć go na łopatki i dać trochę wytchnienia. Pamiętał, że pokłócił się z Wacusiem swoim serdecznym ziomeczkiem, kiedy ten w końcu odmówił mu sprzedaży tego specyfiku w swojej aptece. Ileż wzruszających wspomnień...
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Jedynym z kółek pozalekcyjnych, które Fern lubiła, było właśnie Laboratorium Medyczne. Musiała przyznać, że zawsze na stanowisku tego, który organizuje te zajęcia, spodziewała się Solberga. Dlatego trochę ją zaskoczyło to, że Carly postanowiła przejąć pałeczkę. Właściwie nie za bardzo znała Scarlett. Nie przyjaźniły się, ani nie kumplowały, chodziły tylko na lekcje i zajęcia pozalekcyjne, jakby chociaż to dzisiejsze spotkanie. Young mogłaby z ręką na sercu przysięgnąć, że nic nie ma do Norwood, tak więc była tylko ciekawa i może lekko zmęczona, ale na pewno nie chciała przez to zaniedbać LambMedu. Hej. Rzuciła scribio jak na głuchą przystało i wyświetliła im przed ich pięknymi twarzami powitanie, które skierowała do Maxa i Lockiego, a także puchonki. Szybko i jej przyszła kolej na wylosowanie karteczki, a gdy zobaczyła, co wylosowała, stwierdziła, że z pewnością to najlepszy eliksir, jaki mogła wylosować. W końcu pobierała ostatnio nauki u Maximiliana, wiedziała już co się, z czym je i czego nie wrzucać, albo pod jakim kątem mieszać. Coś czuła, że dzisiejsze zajęcia pójdą jej gładko.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea widząc, że na LabMed przyszła @Fern A. Young uśmiechnął się, bo oczywiście miał swoją własną agendę wobec młodszej koleżanki. Uznał za stosowne zmienić front i tym razem klapnął przy stoliku, przy którym siedziała dziewczyna i wyciągnął kartkę, na której napisał. Elo. które podkreślił i dodał Mamy ten sam eliksir, to chyba przeznaczenie. przyszedł oto dzień, kiedy jego erudycja i magia słowa pisanego mogły zalśnić, wychodząc na wierzch, a on i tak ograniczał się do zdań podstawowych. Pokazał jej jednocześnie swoją karteczkę, na której miał zapisany eliksir Słodkiego Snu i puścił jej oko. Powiedz, rozważasz może polatać w drużynie? interesował się, bo na rozgrzewce szło jej wcale nieźle, a on może za głupi był, żeby uznawać ją za inwalidkę, a może po prostu nie uważał głuchoty za inwalidztwo. Czasem wiele by dał, by nie musieć słuchać jak McMillan z dormitoirium chrapie, albo co Aniston pierdoli na numerologii. Może więc i Fern po prostu odrobinę zazdrościł.
Nie spodziewał się, że spotkanie laboratorium medycznego odbędzie się tak szybko, po poprzednim, ale w gruncie rzeczy nie narzekał. Nie narzekał również na to, że nie prowadził go Solberg, chociaż nie miał pojęcia, co miał myśleć o Puchonce, jaka najwyraźniej przejęła tutaj stery. Była mała, dziwnie radosna i to zdecydowanie nie było coś, co pasowałoby Shercliffowi, ale nie wyrażał swojego stanowiska na głos. Łypnął jedynie kątem oka na Lockiego, kiedy ten podał jej pasztecik, jakby chciał go zapytać, czy to była jakaś forma przebłagania za grzechy, czy chodziło o coś zupełnie innego, po czym sięgnął po kartkę z eliksirem, zastanawiając się, czy miał zapamiętać jego nazwę, składniki, czy o co właściwie chodziło. Cofnął się, żeby przysiąść w pobliżu @Maximilian Felix Solberg, zerkając na @Lockie I. Swansea, nie mając pojęcia, co ten właściwie robił, ale chwilowo go to nie obchodziło. O ile nie zamierzał za chwilę wysadzić ich w powietrze.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Nie spodziewała się, że duży (@Lockie I. Swansea) do niej zagada, zwłaszcza że uważała, że na ostatnim treningu popisała się tylko rozwaloną gębą, śmiejąc się jak chora psychicznie. Nie za bardzo zastanawiała się nad tym czy ma jakiekolwiek szanse grać w drużynie quidditcha. Była chuderlawa, nie wyćwiczona, nie za bardzo znała się na tych wszystkich zwisach, zakrętach i przekrętach. Odczytała wiadomości od ślizgona, a na jej czole pojawiły się dwie zmarszczki, które sugerowały, że coś jest nie tak. Nie zareagowała na jego przeznaczenie, ale postanowiła mu odpisać na dalsze słowa, bo wydawało jej się, że Swansea robi sobie z niej jaja. Ty tak na serio? Przecież jestem głucha. Nie wiedziała co planuje Lockie, ale może chciał, żeby wstąpiła do drużyny i przypadkiem kogoś zabiła, albo żeby robiła za przynętę tłuczkowom, albo może uważał, że inwalidki nikt nie ruszy? Naprawdę nawet gdyby umiała w legilimencje nie była pewna czy chciałaby wiedzieć, co Lockie I. Swansea sobie właśnie myślał, pisząc te słowa.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kiwnął głową @Frederick Shercliffe, który jak zwykle skwaszony, ale z tym skwaszeniem już uplasował się w jego głowie jako kolega, po czym wrócił uwagą do @Fern A. Young. Parsknął na to, co odpisała, choć oczywiście nie mogła tego usłyszeć, po czym zupełnie niezrażony jej sceptycyzmem odłożył swoją karteczkę z eliksirem na bok, obracając długopis w palcach i kontynuował: A co mnie Twoja głuchota? zapytał wprost, subtelnie i delikatnie jak zawsze, ale kontynuował pisanie Jakbyś nie miała rąk i nóg, to byśmy się mogli zastanawiać, czy to wystarczająca wymówka. Mieliśmy obrońcę, który nosił okulary jak lornetki, a Ravenclaw swego czasu całkiem niezłego niewidomego szukającego. uniósł brwi, podsuwając karteczkę Young i przechylił głowę. Inwalidztwo w jego wyobrażeniu nigdy nie było szczególną przeszkodą do czegokolwiek, a już na pewno nie do sportów. W Amsterdamie miał kumpla mugola, który jeździł na deskorolce, nie mając stóp i robił takie kick-flipy, jakich na oczy nie widział nigdy wcześniej. Kwestii jej wątpliwości tłuczkowych nawet nie rozpatrywał, z tego prostego powodu, że tłuczki to nie dzwoneczki i tak w harmidrze meczu można było ich nie słyszeć, poza tym - to jego rola, jego i Solberga, żeby nie musiała się przejmować tym, czy lecą w jej stronę, a nie chwaląc się, osobiście uważał się za wcale niezłego pałkarza.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Przyglądała się jego bezgłośniej reakcji, jakby jej głuchota była czymś naprawdę zabawnym, albo nic nie znaczyła. Nigdy nie zastanawiała się nad wejściem do drużyny quidditcha, zwłaszcza przed wypadkiem, nie interesowało ją spadanie z kilkudziesięciu metrów na ziemie lub dostanie tłuczkiem w twarz. Uważała, że to gra dla ludzi nieco zwichrowanych psychicznie, właściwie mogła już zająć stanowisko obok nich, ale czy chciała. Nawet ostatnio przeszło jej to przez myśl, ale czy bycie głuchym nie dyskwalifikowało na starcie? Swansea twierdził, że nie chyba że nadal była to forma jakiegoś żartu. Przeczytała jego słowa, założyła kosmyk swoich kręconych włosów za ucho i zwlekała z odpisem, stukając długopisem w kartkę. Po chwili ponownie na niego spojrzała, chciała go przejrzeć. Może się z kimś założył, że zwerbuje głuchą do drużyny. Nie wiedziała, czy Lockie był szalony, czy po prostu tak zdesperowany, że chciał w drużynie kalekę. Prawda była taka, że Slytherin ostatnimi czasy nie popisywał się na boisku, ale za to nadal mógł pochwalić się pucharem domów, w blasku chwały ci najambitniejsi mogli popijać sok dyniowy lub coś mocniejszego, jak kto woli z pozłacanego trofeum. Jeśli to nie jest jakiś chory żart to zgoda, ale jak tłuczki obiorą mnie za cel, albo nie usłyszę tego co powinnam i wyląduje w skrzydle szpitalnym to masz mi przynosić zupkę z plumpki i sok dyniowy. Dała mu do przeczytania wiadomość, co on na to, aby zaraz dopisać: Nie wiem tylko co moja ciotka na to, jeśli się dowie, będziesz musiał ją sprzątnąć. Piszesz się na takie ryzyko? Zażartowała, chociaż minę miała tak poważną, jak John Wick, sprzątający gości, którzy ośmielili mu się zabić pieska.
Ostatni labmed przetrwała, mimo rozlicznych fuckupów i może nawet byłyby wystarczające, żeby dała sobie na dobre spokój z tym kołem naukowym (w imię porzucania zajęć, w których nie była dobra), ale usłyszała, że kolejne zajęcia miała prowadzić Carly i uznała, że jednak się na nich pojawi, by dać jej support jak na dobrą koleżankę przystało. Weszła więc do sali, przywitała się ładnie ze wszystkimi, z którymi chciała się przywitać. Kątem oka zauważyła, że Lockie siedział z dziewczyną, która nieopacznie pocałowała ją na zajęciach z działalności artystycznej. Świetnie. Usiadła na razie sama, zaraz po tym jak wylosowała kartkę z eliksirem. Po cichu liczyła, że będzie jakieś jedzenie, ale na razie nie było i czuła się zawiedziona. W zeszłym semestrze podobno nadziewali czymś ciastka, lecz wtedy Kasia była obrażona na cały świat po incydencie z majtkami.
Coraz bardziej zaczęła interesować się eliksirami, odkąd postanowiła poświęcić temu przedmiotowi nieco więcej czasu, niż pozostałym. Wciąż miała przed sobą daleką drogę, gdyż pomimo szczerych chęci, dopiero zaczynała swoją przygodę, z tak obszernym i zdecydowanie niełatwym tematem. - Cześć wszystkim! - przywitała się z uczniami, wchodząc do sali. Była na poprzednim spotkaniu, dlatego też część twarzyczek już kojarzyła. Nawet, jeśli nie ze wszystkimi miała większą styczność, czuła się tutaj dostatecznie komfortowo. W każdym bądź razie, znacznie lepiej, niż na zajęciach prowadzonych przez Maxa. Wtedy nie znała prawie nikogo. Podeszła do Scarlett, by wylosować swój eliksir. Padło na Ridikuskus, co przyjęła z wielkim zadowoleniem. Trafiło jej się coś prostszego. Co prawda nigdy wcześniej nie miała z tym styczności, ale liczyła na to, że tym razem żaden kociołek nie wybuchnie, ani nie upije się samymi oparami. Wzrokiem wyszukała @Fern A. Young. Od początku roku szkolnego, trzymała się przede wszystkim z tą konkretną Ślizgonką. Przynależność do konkretnego domu, nie miała dla jedenastolatki najmniejszego znaczenia. - Cześć - przywitała się z @Lockie I. Swansea w bardziej tradycyjny sposób. Fern powitała prostym "cześć" napisanym na kartce. Szybko jednak rozwinęła swoją wiadomość. "Co wam się trafiło? Mi Ridikuskus. Niby ten prostszy, ale nigdy nic nie wiadomo. Mam nadzieję, że trym razem uda mi się uniknąć przypalenia kociołka." Trochę sobie zażartowała, jednocześnie będąc przy tym wszystkim szczerą. Nie wiedziała też, czy Lockie z nimi zostanie, czy może pójdzie do swojej paczki. Na wszelki wypadek napisała w liczbie mnogiej.
Lily miała nadzieję, że uda jej się wyciągnąć kogoś bliskiego na labmed, ale ostatecznie wyszło tak, że dotarła sama. Na całe szczęście na miejscu była już Fern i Yanka, z czego tę pierwszą Blackwood lubiła, a drugą uwielbiała pasjami. Niestety koleżanki siedziały obok Lockiego, od którego na wszelki wypadek wolała się trzymać na dystans, żeby nie robić Solbergowi problemów, dlatego podeszła do @Kate Milburn i obdarzając ją jednym ze swych najsympatyczniejszych uśmiechów zagadnęła: - Hej! Mogę się dosiąść? Jeśli gryfonka się zgodziła, to położyła rzeczy obok niej, a jeśli nie to w pewnej odległości, a potem zaczęły się zajęcia prowadzone przez koleżankę z dormitorium Lily. Kiedy wylosowała euforię, zachichotała, bo kosmicznie ją rozbawiła ta sytuacja. - Hogwart dostał jakąś zniżkę na euforię? - spytala wesoło trochę @Scarlett Norwood, a trochę @Maximilian Felix Solberg. Pamiętała jeszcze uspokajającą wypowiedź profesor Honeycott i jej komentarz, więc była spokojna, tym bardziej, że jej na pilnowaniu regulaminu nigdy jakoś specjalnie nie zależało. - Max, planujesz jakąś inwentaryzację po zajęciach? Nikt nie zauważy, jak trochę eliksiru zniknie, prawda? Mrugnęła do niego, nie zagadując wiecej, bo przecież spotkanie zaraz miało się rozkręcić. Była jednak ciekawa, do planuje Carly, spodziewając się powtórki z zeszłorocznego faszerowania eliksirami ciastek.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
Teoretycznie miała nie przyjść na zajęcia dodatkowe bo nie miała do tego głowy. Wysyp lekcji, prac domowych i planowanych egzaminów na siódmym roku nauczania przechodził najśmielsze oczekiwania. Odmówiła Lily udziału w LabMedzie, żałując, że nie potrafiła nadążyć za jego poziomem. Dopiero Gruby Mnich swoim kojącym tembrem namówił ją na danie sobie szansy. Jakoś tak nie potrafiła zaprzeczyć dobrodusznej minie miłego ducha... a być może jej asertywność dostatecznie stopniała. Zarzuciła na siebie mundurek i pomknęła do sali akurat gdy już wszyscy w środku byli. Na początku zawahała się gdy zobaczyła stały skład - Lockie, Max, Katie, nieznajoma Ślizgonka... odnalazła wzrokiem Lily, do której się uśmiechnęła i tę bardzo aktywną pierwszoklasistkę, którą też obdarzyła uśmiechem. Powitała się ze Scarlett, sięgnęła po kartę i nawet się jej nie przyglądając usiadła gdzieś niedaleko okna na wypadek gdyby uznała, że poziom ją przytłacza i powinna przeskoczyć parapet. Odwróciła kartę przodem i zapoznała się z ziołami. Ach, gdyby była lepsza z zielarstwa to potrafiłaby być lepsza z eliksirów...