Dość przestrzenna klasa, która ma posłużyć członkom klubu Laboratorium Medycznego jako miejsce spotkań. Zawiera cały asortyment potrzebny do szkolenia się w zakresie uzdrawiania, eliksirów i poniekąd także zielarstwa. Na ławkach przeważnie znajdują się magiczne fantomy lub szkolne kociołki, w komodach uczniowie znajdą potrzebne składniki, do których dostęp ma tylko przewodniczący klubu oraz opiekun, którzy są za nie bezpośrednio odpowiedzialni i służą tylko do użytku na zajęciach pozalekcyjnych. Wielkie regały przepełnione są tematyczną literaturą, potrzebnymi podręcznikami czy też specjalistycznymi czasopismami.
Wrześniowe spotkanie Laboratorium Medycznego
Dość poważnie zastanawiał się nad tym czy przejąć obowiązki Maxa w nowym roku szkolnym. Zajmowanie się organizacją spotkań lab-medu zdawało się być dla Solberga przyjemnością, jednak Lucas nie miał pojęcia czy uda mu się pogodzić obowiązki prefekta naczelnego z funkcją przewodniczącego kółka. Jednak postanowił spróbować, bo wiedział, że wiele osób bardzo lubiło te zajęcia pozalekcyjne i sam też chętnie na nie uczęszczał. Przygotował więc odpowiednio salę, sprawdzając kilka razy czy o niczym nie zapomniał oraz spisawszy sobie kilka zaklęć, na których chciałby się skupić podczas tego spotkania, czekał aż wszyscy chętni zbiorą się w sali. Ubolewał nad tym, że nie będzie na nim Maxa i nadal nie mógł przywyknąć do tego, że nie zobaczy go na szkolnym korytarzu, ale miał nadzieję, że kumpel cieszyłby się z tego, że spotkania kółka są kontynuowane. - Witam wszystkich. Jak się zapewne domyślacie, przejąłem funkcję przewodniczącego lab-medu i postaram się, aby spotkania odbywały się w miarę regularnie i były dla Was przydatne. - zaczął słowem wstępu, kiedy w klasie pojawiła się grupka członków laboratorium. - Dziś zajmiemy się kilkoma przydatnymi zaklęciami, które moim zdaniem powinien znać każdy, kto chciałby pomóc poszkodowanemu w razie potrzeby, a nie stać bezczynnie i czekać na pomoc magimedyczną - podszedł do jednego ze stolików, aby zdjąć ciemny materiał z fantoma, który na nim leżał. Jego kończyny, zarówno dolne jak i górne posiadały niewielkie ranki i otarcia. - Pierwsze, proste zaklęcie bardzo użyteczne, które naprawdę przydaje się w życiu codziennym to Vulnus Alere. Zasklepia małe ranki, skaleczenia i otarcia. - wycelował różdżką w jedną z małych szram, widniejących na skórze manekina i wypowiadając inkantację, zademonstrował odpowiedni ruch, a ranka zagoiła się w mgnieniu oka. - Kolejne - Dispareo Oedema, minimalizujące obrzęk na ciele, nawet ten wywołany w skutek reakcji alergicznej - odkrył kolejnego manekina, a po uważniejszym przyglądnięciu się, można było zauważyć, że miał on spuchnięte obydwa stawy skokowe - ewidentnie skręcone. Wycelował w jedną z kostek, aby po chwili pokazać wszystkim prawidłowe rzucenie czaru zmniejszającego obrzęk - I na koniec Sugervirus, nieco bardziej zaawansowane zaklęcie, które najczęściej wykorzystywane jest kiedy mamy do czynienia z raną po ukąszeniu jadowitego stworzenia. Czar dosłownie wysysa z ciała truciznę, nie pozwalając się jej rozprzestrzenić po ciele poszkodowanego. A więc trzeba działać szybko, jeśli jesteśmy świadkami takiej sytuacji. - machnął w kierunku kolejnego fantomu, a kiedy materiał opadł, podszedł do niego, aby zwrócić uwagę wszystkich na niewielką, charakterystyczną ranę po ukąszeniu jadowitej tentakuli. Podobnie jak przedtem poczekał, aż wszyscy zbiorą się wokół niego i kiedy miał pewność, że obserwują, wypowiedział formułę zaklęcia, wykonując odpowiedni ruch nadgarstka, aby snop magicznego światła wyssał na zewnątrz truciznę z ciała manekina. - Dobrze, myślę, że czas, abyście sami spróbowali. Dobierzcie się w pary, żeby Wam było raźniej. Każdy fantom ma odpowiednią ilość obrażeń dla dwóch osób. I próbujcie do skutku. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy. Jestem do Waszej dyspozycji - oznajmił na koniec, aby zachęcić ich do ćwiczeń. Kiedy próbowali na swoich pacjentach przechodził się między nimi, obserwując jak im to idzie.
Dla osób mających poniżej 11 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Vulnus Alere: - od 1 do 35 - pierwsza próba rzucenia zaklęcia nie wyszła, nic się nie stało. Próbujesz więc jeszcze raz. Znowu bez zmian. Dopiero za trzecim razem otarcie, w które celowałeś zaczyna zanikać, aż za kolejnym wypowiedzeniem formuły czaru, jest całkowicie zagojone. - od 36 - 70 - wypowiadasz inkantację i ledwie widoczna ranka na łydce manekina jak lekko krwawiła, tak dalej sączy się z niej krew. Postanawiasz spróbować kolejny raz i tym razem zaklęcie było rzucone prawidłowo, a ranka zasklepia się na Twoich oczach. Jednak kiedy chcesz powtórzyć swój sukces i ponownie rzucasz Vulnare Alere, nie udaje Ci się zagoić kolejnego otarcia. Cóż, na pewno musisz jeszcze poćwiczyć. Nie poddawaj się! - od 71 do 100 - najwidoczniej nie pierwszy raz używasz tego czaru. Kiedy tylko mierzysz różdżką w małą ranę na ramieniu fantoma, udaje Ci się ją uleczyć za pierwszym podejściem! I każde kolejne wypowiedziane przez Ciebie zaklęcie, leczy kolejną rankę.
Dla osób mających między 11 a 20 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Dispareo Oedema: - od 1 do 25 - powoli zaczynasz myśleć, że te ćwiczenia to strata Twojego czasu. Kilka pierwszych prób zakończyło się kompletną porażką. Kostka jak była spuchnięta, tak dalej taka pozostaje. Musisz poprosić o pomoc Lucasa, albo kogoś, kto ma w kuferku więcej niż 20pkt z uzdrawiania, aby pokazał Ci jeszcze raz jak rzucić to zaklęcie. - od 26 - 50 - mimo, że pierwsze dwie próby rzucenia czaru Ci się nie udały, nie poddajesz się. Kolejny raz powtarzasz inkantację, ale znowu nic. Dopiero za czwartym podejściem, udaje Ci się w nieznacznym stopniu zmniejszyć opuchliznę stawu, a popchnięty tym małym sukcesem, próbujesz jeszcze raz by po chwili zaobserwować jak obrzęk widocznie ustępuje! - od 51 do 75 - niestety za pierwszym razem wypowiadasz źle formułę zaklęcia, na co zwraca Ci uwagę Lucas. Wysłuchawszy jego rady, aby kłaść nacisk nie na pierwszą sylabę, a na drugi człon zaklęcia, ponownie mierzysz różdżką w manekina, aby z zaobserwować wyraźne zmniejszenie się obrzęku kostki. Prefekt uśmiecha się do Ciebie z uznaniem. - od 76 do 100 - to zaklęcie nie jest dla Ciebie najmniejszym problemem. Od razu łapiesz wymowę i ćwicząc wcześniej "na sucho" ruch nadgarstka, jesteś w stanie odwzorować idealnie czar, który przed momentem zaprezentował Wam Ślizgon. Doskonale radzisz sobie ze spuchniętą kostką fantoma, lecząc ją za pierwszym razem!
Dla osób mających powyżej 21 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Sugervirus: - od 1 do 40 - zdajesz sobie sprawę, że masz do czynienia z dość trudnym zaklęciem, przez co nieco stresujesz się przed jego rzuceniem. Musiałeś niewystarczająco skupić się na tym co chciałeś zrobić, bo już pierwsza Twoja próba zamiast pomóc fantomowi, sprawiła, że skóra wokół rany po ukąszeniu zaczęła sinieć, co oznaczało, że trucizna rozprzestrzenia się dalej. Pewny, że aby uratować poszkodowanego musisz działać szybko, starasz się nieco nieporadnie ponowić zaklęcie, jednak jesteś zmuszony poprosić Lucasa o pomoc, bo żaden Twój czar nie jest skuteczny. - od 41 do 80 - powoli tracisz cierpliwość. Lucas wspominał, że to nie prosty czar, ale ile można próbować? Kilka dobrych minut zajmują Ci kolejne próby rzucenia zaklęcia, z marnym skutkiem. W końcu jeden z Twoich znajomych (wybierz osobę której zaklęcie się udaje, a jeśli nie ma nikogo takiego, uznaj, że to Lucas) pokazuje Ci w czym tkwi Twój problem i uczy Cię prawidłowego gestu różdżką. Po kilku próbach "na sucho", postanawiasz znowu spróbować i tym razem wiązka światła, skutecznie usuwa truciznę z ciała manekina. Choć nie do końca, bo przez ten czas, kiedy uczyłeś się zaklęcia, toksyna w ciele magicznego fantoma zdążyła się rozprzestrzenić... - od 81 do 100 - mimo iż zaklęcie wydaje się trudne, szybko uczysz się jak prawidłowo je rzucać. Nikt jednak nie powiedział, że musi udać się za pierwszym razem, prawda? Niezrażony, ćwiczysz przez pare minut i w końcu skupiasz się odpowiednio na ratowaniu swojego pacjenta by po kolejnej próbie płomień magicznego światła wyssał jad tentakuli z ciała fantoma.
-Okej, moi drodzy! Jeszcze jedno ogromnie przydatne zaklęcie. Tylko skupcie się, bo od Waszych prób zależy dosłownie życie Waszego pacjenta - oznajmił, zwracając uwagę wszystkich na siebie, aby pokazać im kolejny czar, który powinien potrafić rzucić bezbłędnie dosłownie każdy. Stanął przy jednym z fantomów, wcześniej przygotowanym. - Pierwsza pomoc przy poszkodowanym który nie oddycha i który nie ma tętna. Sprawdzacie to bardzo prosto. Podchodzicie, pochylacie się nad poszkodowanym, przystawiając ucho do twarzy - dokładnie to zrobił - i obserwując ruchy klatki piersiowej i oddech, obijający się o Wasz policzek, jesteście w stanie ocenić pracę płuc. Tętno sprawdzamy, albo na tętnicy szyjnej - wyprostował się i przyłożył dwa palce do szyi manekina, w odpowiednim miejscu, tuż pod żuchwą - lub na tętnicy promieniowej - przeniósł dotyk na przegub ręki fantoma, aby wyczuć pulsowanie, a raczej jego brak u swojego pacjenta - Jeśli nie wyczuwacie ani jednego, ani drugiego, wzywacie pomoc, a potem przystępujecie do przywracania akcji serca, za pomocą zaklęcia An Duca Tuas - wymierzył końcówką różdżki w klatkę piersiową poszkodowanego, aby za moment zaprezentować poprawny ruch nadgarstka i inkantację czaru pierwszej pomocy, tym samym przywracając manekinowi oddech i puls. - I ustawiamy się w kolejce i każdy sobie próbuje. Najpierw sprawdzamy w jakim stanie jest nasz pacjent, a później rzucamy zaklęcie. - rzucił po chwili, wycofując się nieco, aby dać im miejsce na ćwiczenia. Jeśli ktoś miał problemy, pokazał jeszcze raz jak poprawnie użyć czaru.
Sprawdzanie oddechu i tętna:
Rzucacie k6: - parzysa - udało Ci się bez problemu dojść do tego czy Twój pacjent oddycha i czy ma puls - nieparzysta - nie potrafisz wyczuć pulsu poszkodowanego i sprawdzanie tego parametru życiowego zajmuje Ci dużo więcej czasu niż pozostałym
Zaklęcie:
Rzucacie literą: - A, B, C - przywracasz jedynie nikły puls poszkodowanemu - D, E, F - udaje Ci się sprawić, że na dosłownie chwilę Twój pacjent oddycha, jednak za moment znów tracisz jego parametry życiowe i musisz próbować jeszcze raz - G, H, I - rzucasz zaklęcie kilka razy i dopiero po czterech próbach Twój pacjent odzyskuje funkcje życiowe i możesz wyczuć jego bardzo wyraźne tętno - J - poszło Ci doskonale! Za pierwszym razem Twoje zaklęcie przywróciło na stałe oddech i puls poszkodowanego. Utrwalisz sobie kilka razy ten czar i będziesz w stanie uratować nie jedno życie w nagłej sytuacji.
Czas na napisanie: 19.09.2021r. UWAGA! Aby dostać punkt do kuferka musicie napisać min. 2 posty!
Cierpliwość Ślizgona zaskoczyła Hex. Okazywało się, że całkiem dobry z niego nauczyciel? Nie wiedziała, co o tym sądzić. Z reguły nauczycieli darzyła bardzo małą dawką sympatii, więc nie chciała, aby Solberg się w jednego z nich zamieniał. Mimo to skinęła głową w podziękowaniu za udzielenie kilku wskazówek, co do tego o co chodzi ze skrzatem. Okazało się, że padł ofiarą własnego żartu i miał powbijane w skórę mnóstwo odłamków szkła, czego Eastwood w ogóle nie zauważyła. Zresztą, ogólnie zachowywała się jak ślepa. Ciągnęła za wstążki za mocno, dorabiając nowe rany od otarć, niemalże podduszając manekina, a przy wyciąganiu szkła wręcz poszarpała rany i wywołała potężny krwotok. Astral Forcipe tak średnio pomogło. W pewnym momencie złapała się na nieustannym pocieraniu bransoletki z ostrokrzewu. Coś ją ciągle drapała w skórę. Ostatecznie miała więc pacjenta w znacznie gorszym stanie. Gdyby była uzdrowicielem to właśnie wyrzuciliby ją z roboty. - Myślę, że w Mungu mogą szykować mi ciepłą posadkę. - odezwała się z krzywym uśmiechem, wzruszając ramieniem, bo dobro manekino-skrzata ani trochę jej nie poruszało. Był tylko przedmiotem. A zresztą... pewnie gdyby nie był manekinem to zareagowałaby podobnie. Zamiast kontynuować nijakie próby pomocy, wzięła rozwiązane wstążki i zawiązała mu na głowie w wielką kokardę.
Osoba pode mną: Macie szczęście w nieszczęściu. Bransoletka kłuje was w dłoń, ograniczając nieco ruchy, ale rozsiewa aurę skupienia na osobę obok Ciebie. Oznacz, kto znajdzie się pod wpływem tej magii. Ta osoba rzuca dwoma kośćmi na to, jak radzi sobie z manekinem i wybiera lepszą opcję.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
- Wiecie, chłopcy, mam taką niesamowicie śmiałą teorię, że was jednak kręcą przystojni faceci. Nie wiem, och naprawdę nie wiem, skąd wzięło mi się takie podejrzenie, ale jest coraz bardziej wyraźniejsze i dojrzewa w moim umyśle już od pewnej chwili - stwierdziła na kolejne uwagi @Lockie I. Swansea i sugestię @Maximilian Felix Solberg, na które zacmokała, zaraz po tym, jak starannie przeciągnęła większość słów, przy okazji przekrzywiając głowę. Jej oczy wyraźnie się cieszyły, widać było, że jest rozbawiona całą tą sytuacją i nic nie wskazywało na to, że zamierzała przestać się bawić. Zaraz jednak wydała z siebie bliżej nieokreślony okrzyk, uniosła dłoń do ust i skrzywiła się popisowo. - Wcierać z uczuciem? O nie ma mowy, ja się nie zamierzam tym zarazić! Wystarczyła mi wenera od duchów, naprawdę nie potrzebuję jej jeszcze od manekina - stwierdziła, ale ostatecznie spróbowała zrobić to, czego od niej oczekiwał Max. Szło jej jednak tak fatalnie, że zwyczajnie poddała się, zanim osiągnęła coś więcej, mamrocząc przy tej okazji, na czym świat stoi, bo zdecydowanie nie była uzdrowicielem i nic nie wskazywało na to, żeby zamierzała zostawać nim w najbliższym czasie. Nic a nic, wszyscy mogli zwyczajnie cmoknąć się w nos!
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Akcesoria: 2 - wisiorek z jemioły Pacjent: Haczyk Diagnoza: 4 (ale za modyfikator 5 - diagnoza udana) Leczenie: 64 Modyfikatory: wypiłam kakao przed leczeniem +1 diagnoza Ostateczny wynik: 64 + 10 (za diagnozę) = 74
– Wcale nie musisz zbierać na trumnę, to kwestia kilku zaklęć. Zawsze służę pomocą, bo galeony lepiej wydać w Trzech Miotłach albo osiedlowym sklepie – poklepała @Lockie I. Swansea po ramieniu, który również nie zawiódł ilością komplementów i rozanielonych spojrzeń, które jej rzucał. Może i miał w sobie wrażliwość tebo stąpającego w składzie porcelany, ale przenigdy nie zachowywał się względem niej celowo nieuprzejmie. Pomimo skupienia na pacjencie, nie umknęło jej super dyskretne pytanie @Wilkie Marrok o to czy nazywa się Marta czy Marla. Gdyby poznał ją przykładowo w dniu, kiedy przeżywała przeokrutnego kaca, mogłaby być Martą. Jęczącą i płaczącą nad swoim losem Martą. Dziś była jednak Marlą, dlatego na jego przywitanie odpowiedziała mu wesoło: – No witam. Świetny deal! Niby człowiek tyle lat doświadcza różnych, specyficznych sytuacji, a i tak ma problem z rzuceniem prostego chłoszczyść – uśmiechnęła się do Ślizgona, wdzięczna, że ten ot tak powstrzymał odruch wymiotny na widok treści żołądkowej jej skrzata i zabrała się za coś, z czym bardziej było jej po drodze – leczeniem. – Zawsze możesz rzucić na ból levatur dolor, moja dobra rada – to jest tak zwany must have na lekcjach uzdrawiania. A potem, skoro to poparzenie, dorzuć fringere i dalej lecisz już z opatrunkiem – poinstruowała chłopaka, który nie do końca wyglądał na skupionego na swoim potrzebującym pacjencie. – A i tak, jakbyś wciąż miał wątpliwości – parsknęła na samo wspomnienie tego jak Swansea wymasował mu pięścią płat potyliczny – to jestem Marla.
______________________
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Akcesoria: Bransoletka z ostrokrzewu Pacjent: Bucik Diagnoza: 2, udana bo pytam Maxa Leczenie: 48 Modyfikatory: - Ostateczny wynik: Bucikowi nic się nie zmieniło
Aneczka przyszła na labmed w stanie ogólnego zamulenia pod wpływem eliksiru spokoju, którego zażycie było spowodowane dwoma zasadniczymi sprawami. Po pierwsze, jak już zdążyła się przekonać, spotkania koła działają na nią bardzo stresująco (na eliksiry również, bo póki co każde spotkanie kończyło się wybuchnięciem kociołka z jej bezpośrednim udziałem), a po drugie Max zapowiedział, że nie zaleca tego spotkania dla osób o słabych nerwach. Aneczka wzięła to sobie do serca i zaprawiła się eliksirem podwójnie, co dało dość przesadzony efekt. Kiedy weszła do sali, trudno było jej się skupić na tym, co przewodniczący właściwie mówi, a kiedy podeszła do Bucika, nie miała pojęcia na co patrzy. Dlatego poprosiła o pomoc Maxa. - Panie przewodniczący, ale co ja mam właściwie robić? - spytała trochę śniętym głosem. - Mam tego skrzata i nie wiem czy da się go w ogóle uratować... Chyba nie zdążę, to się dzieje tak szybko... Nie wyjaśniła w jaki sposób można za szybko leżeć, ale po jej oczach Max mógł stwierdzić, że jej myślenie może być w tym momencie dość ograniczone. Dopiero kiedy założyła bransoletkę z ostrokrzewu wszystko się trochę zmieniło, wzrok się wyostrzył i dziewczę sprawiało wrażenie, jakby zaczęło bardziej kontaktować.
Bransoletka z ostrokrzewu - Macie szczęście w nieszczęściu. Bransoletka kłuje was w dłoń, ograniczając nieco ruchy, ale rozsiewa aurę skupienia na osobę obok Ciebie. Oznacz, kto znajdzie się pod wpływem tej magii. Ta osoba rzuca dwoma kośćmi na to, jak radzi sobie z manekinem i wybiera lepszą opcję.
Ostatnio zmieniony przez Anna Brandon dnia Pon Gru 18 2023, 11:15, w całości zmieniany 1 raz
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Akcesoria: Czapka mikołaja Pacjent: B Diagnoza: 2, pyta Maxa więc udana Leczenie: 56 Modyfikatory: Kakao po diagnozie i przerzut za bransoletkę powyżej, ale nieudany Ostateczny wynik: 56, jest poprawa jako tako
Aoife na spotkaniu labmedu była po raz pierwszy, bo jako Dear uważała to za swój obowiązek. No i co tu dużo mówić, była ciekawa. Same zajęcia były dla niej jednak... cóż. Rozczarowujące, chociaż pilnowała, by nie dawać tego po sobie poznać AŻ TAK. Miarka się przebrała, kiedy stanęła nad jęczącym manekinem razem z jakąś śniętą panną, a że przewodniczący do niej podszedł, Ifka podczepiła się pod pytanie. - To jest kukła. Mam naprawiać kukłę? - spytała, unosząc brew i patrząc krytycznie to na Maxa, to na Bucika. Wcale jej się to nie podobało. Przychodząc tu liczyła na dymiące kociołki a nie na stratowane manekiny. Ten LAB przemawiał do niej dużo bardziej niż MED, przynajmniej w tym momencie.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Akcesoria: 1 Pacjent: J Diagnoza: 2, prosi Maxa o pomoc Leczenie: 80 Modyfikatory: - Ostateczny wynik: nie ma się do czego przyczepić
Jenna przyszła na labmed i jak zwykle stanęła cichutko jak myszka gdzieś z boku, nie chcąc się za bardzo narażać na cudze spojrzenia. Słuchała grzecznie, ale nie wiedziała do końca na czym polega zadanie. Nie widziała też wcześniej skrzata domowego, więc wpatrywała się w manekin zupełnie nie rozumiejąc, co ma robić. - Max - powiedziała niemal szeptem i pociągnęła go delikatnie za rękaw, żeby zwrócić na siebie uwagę. W końcu różnica wzrostu miedzy nimi była kosmiczna. - Co to są za stwory? Je się leczy jak ludzi czy inaczej? Jej ojciec był czarodziejem, jej matka charłakiem. Przy tak magicznym pochodzeniu Jenna powinna mieć większe pojęcie o czarodziejskim świecie. Tak się jednak składało, że dziewczynka przez większość życia wychowywała się jako zwykła mugolka i o większości magicznych spraw po prostu nie wiedziała.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Tak to już było, że nawet jak bransoletka z ostrokrzewu kłuje w nadgarstek, nie da się do końca otrząsnąć z magicznego wpływu przedawkowanych eliksirów. Aneczka była bardzo, ale to bardzo spokojna. Wręcz za bardzo i to już mógł odczuć na sobie skrzat, którego leczyła. A raczej mógłby, gdyby rzeczywiście był żywy. Puchonka robiła wszystko bardzo wolno, a niektóre zabiegi wymagały sprawnego działania, więc co w jakiś sposób poprawiła stan Bucika, to w następnej chwili znów go pogarszała, ostatecznie wracając do punktu wyjścia. Nie wydawała się jednak szczególnie tym przejęta, a po skończonej pracy polegającej na nie zrobieniu ostatecznie niczego, po prostu sobie usiadła gdzieś tam z boku i czekała, aż spotkanie klubu dobiegnie końca. I była z siebie dość zadowolona, bo pierwszy raz na zajęciach z Maxem nic nie wybuchło!
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Aoife wywróciła oczami jak rasowa nastolatka i poszła po kakao. Poprawiła czapkę mikołaja, którą miała na głowie i pijąc słodki ulepek przyglądała się zmaganiom puchonki nad jej skrzatem. Widząc, co robiła, ślizgonka była przekonana, że kukła zaraz wyzionie ducha, ale jakimś cudem pod koniec intensywnej pracy wszystko wygladało dokładnie tak, jak na początku. Kiedy stanowisko się zwolniło, Dear-Aasveig podeszła do Bucika i zaczęła zajmować się nim po swojemu. Nie było to może jakieś wzorowe poskladanie pacjenta, ale umówmy się, to nawet nie było naprawdę żywe. A nawet jeśli by było, Aoife nie miała pewności, czy akurat skrzatem domowym zajmowałaby się z pełnym poświęceniem. Ot, tak żeby go naprawić, to tak. Ale też włosów z głowy nie zamierzała nad nim rwać. - Już. - zakomunikowała Solbergowi ze znudzoną miną. - A eliksiry na tym kole się warzy? Czy ten "lab" w nazwie to dla zmyłki? Przyszłam tu dla kociołków, nie dla lalek. Nie miała pojęcia kim był Max, ani jakie są jego upodobania, ale jego obraz w jej oczach był bardzo daleki od wschodzącej gwiazdy eliksirowarstwa. Z resztą czy ktokolwiek, kto nie nazywał się Dear, mógł się w sensowny sposób zajmować eliksirami? Aoife śmiała w to wątpić.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Kiedy już dowiedziała się od Maxa, co ma właściwie robić, Jenna zabrała się do pracy bardzo skrupulatnie. Magia uzdrowicielska była jej pasją, a leczenie wyssała z mlekiem matki. Wszystko w niej przepełnione było duchem uzdrawiania, tym bardziej że była to ostatnia nić porozumienia, która łączyła ją jeszcze z matką. Jej zaklęcia były proste, a sporo z czynności było typowo mugolskich, jak chociażby bandażowanie ran, czy nakładanie maści. We wszystkim, co robiła, było widać szczere oddanie sprawie i wczucie się w rolę, nie pozostawiając wątpliwości, że wszystko tu robiła z powołania. Naprawdę chciała leczyć i chciała być w tym dobra. - Skończyłam - zakomunikowała cichutko, kiedy już pacjent był oporządzony jak w najprawdziwszym szpitalu. Nie wiedziała, czy ktoś słucha i czy ktoś będzie sprawdzał efekty, więc po prostu stała i patrzyła w Maxa jak w obrazek, wciąż się zastanawiając, czy w ogóle pamiętał to, jak nauczył ją pierwszego w życiu zaklęcia, pozwalając jej uwierzyć, że rzeczywiście była czarownicą.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
W odpowiedzi na słowa Lockiego tylko się uśmiechnęła, czując, że nic tu po niej, bo skoro stwierdził, że nie potrzebuje jej pomocy, przecież nie będzie mu się narzucać. Chciała dobrze, ale wyszło jak zwykle. Chłopakowi w głowie ewidentnie bardziej zależało na zaczepieniu jak największej ilości dziewczyn, z Marli bardzo szybko przerzucając się na Scarlett, która była w lepszym nastroju do głupawego żartowania niż Gryfonka. Kate jeszcze przez chwilę zastanawiała się, czy do tej wymiany zdań dołączyć, ale jakoś tak dogłębnie poczuła, że jest tam zbędna. Zwróciła na nich większą uwagę, gdy zjawił się obok Max. Podsłuchała co nieco na temat omawianych chorób, ale ostatecznie odwróciła głowę do swojego manekina i zastanowiła się, czy była w stanie coś jeszcze zrobić, by poprawić jego stan. Nie miała zbyt wielu pomysłów, a efekt, jak na pierwszy raz zajmowania się poranionym elfem, i tak był zadowalający. Pewnie wiele jeszcze można by było w jej postępowaniu poprawić, ale ostatecznie była z siebie dumna i nawet to wcześniejsze towarzyskie faux pas nie zepsuło jej humoru. A może to poroże? Odkąd je założyła, czuła się naprawdę dobrze! Poszła sobie dolać kakao, a gdy wróciła, zobaczyła, że jej znajomi chyba zupełnie się poddali. Siedziała więc przy swoim manekinie, gotowa na feedback od Solberga, jeśli w ogóle zamierzał zaszczycić ją swoją uwagą. Nie upominała się specjalnie, bo widziała, że się nie opierdzielał - co chwilę ktoś prosił go o pomoc i oczekiwał dalszych sugestii, a szczerze mówiąc tamte manekiny potrzebowały ich znacznie bardziej, niż ten Kate.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdziwił się, gdy na ostatnią chwilę wpadły jeszcze trzy osoby, ale to @Anna Brandon najbardziej przykuła jego uwagę ze względu na stan, w jakim się znajdowała. -Pani prefekt chyba za mocno zabalowała? - Rzucił z uśmieszkiem po tym, jak już pomógł wszystkim kobietom z problemami, jakie miały w kwestii manekinów. Nie mógł się powstrzymać przed komentarzem, a puchonka ewidentnie wyglądała jak naćpana. -Nazywanie tego, co tu robimy zwykłym warzeniem mnie obraża. Ale czasem niestety musimy zająć się też uzdrawianiem. - Rzucił do @Aoife Dear-Aasveig , pół żartem, pół serio. Widać, że była tu pierwszy raz i nie słyszała o pojebaniu Maxa w kwestii kociołków. Cóż, jak postanowi wrócić, to się może jeszcze przekona na własne oczy, że warzyć to sobie może w domu zupę, a tutaj robi się coś zdecydowanie ciekawszego. -Nieźle. Naprawdę Cię tu czegoś uczą. A jak Ci idą zwykłe zaklęcia? - Zagadał @Jenna Hastings, widząc jak dobrze poradziła sobie z zadaniem i nawiązując do ich pierwszego spotkania. Przeszedł też obok @Kate Milburn , której pacjent wyglądał o wiele lepiej niż na początku lekcji. -Naturalny talent, czy oberwanie z pegaza zachęciło Cię do nauki? - Zażartował, komplementując przy okazji pracę dziewczyny. -Dobra, mordeczki. Na dzisiaj to wszystko. Uważajcie w te święta, żeby przypadkiem nie skończyć jak oni. - Wskazał na manekiny, które dzisiaj niestety nie miały za wiele szczęścia. -No i Wesołych Świąt. Widzimy się w styczniu, na czymś zdecydowanie przyjemniejszym dla oka. - Pożegnał ich z uśmiechem, nalewając sobie kubek kakao. Nigdzie mu się nie spieszyło, a musiał jeszcze do końca posprzątać ten bajzel.
//zt dla wszystkich, chyba że ktoś chce poplotkować
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nowy Rok przyszedł i poszedł. Nadszedł czas powrócić do codzienności i szkolnych obowiązków, a co za tym szło, do spotkań laboratorium medycznego. Max owszem, obiecał im ostatnio, że spotkają się na czymś przyjemniejszym dla oka i miał zamiar słowa dotrzymać. Żadnych scen zbrodni na dzisiaj nie zaaranżował. To nawet miłe z jego strony było. Zrobił jednak coś innego, co rzucało się w oczy od razu, po przekroczeniu progu sali. Za pomocą skrzatów, ustawił barierę, która dzieliła pierwsze pół metra pokoju od miejsca, gdzie rozstawione były stanowiska z kociołkami, a tuż przy drzwiach znajdował się stoli z fiolkami, opatrzonymi etykietką "Wypij mnie". Ci, którzy się tego podjęli mogli domyślić się, że bariera była linią czasu, bowiem w szkle znajdował się eliksir postarzający, który od razu dodawał 60 lat tym, którzy go w siebie wlali. Sam Max również wyglądał dzisiaj jak zasuszona, siwa rodzynka i siedział w kącie, na bujanym fotelu, głaszcząc spokojnie Groma w oczekiwaniu, aż wszyscy znajdą się po jego stronie sali. Ci, którzy nie wypili mikstury, odbijali się od bariery, co było jasnym sygnałem, że inaczej nie mogą wziąć udziału w dzisiejszym spotkaniu. -Witajcie moje ancymony. - Przywitał w końcu resztę "staruszków". -Jak widzicie, eliksir, który wam dałem na wejściu miał w sobie haczyk w postaci choroby, która często pojawia się w naszym wieku. Wasze dzisiejsze zadanie jest proste. Zdiagnozować się i stworzyć eliksir, który załagodzi wasze bolączki, aby Merlin wam dał jeszcze kilka wiosen. - Przemówił do nich starczym głosem, a szmaragdowe tęczówki jasno wskazywały na to, że bawi się doskonale. -W tym kredensie macie składniki, które mogą się wam przydać. Nie żałujcie sobie i w razie czego pytajcie księgi o mądrość i radę. W razie pożaru też tutaj jestem. - Wstał i o lasce przeszedł do wspomnianego mebla, który poklepał lekko, bo na więcej nie miał zbytnio siły. A może była to tylko gra aktorska? Ciężko było powiedzieć. -Powodzenia, dziubaski. - Dodał jeszcze, po czym powrócił na zajmowane wcześniej miejsce.
Mechanika
Jak Max powiedział, jesteście emerytami z dolegliwościami. W pierwszej kolejności rzucacie literkę na to, co wam tak naprawdę jest.
Diagnoza:
A- Alzheimer. Oczywiście w stadium bardzo początkowym, jednak znacznie utrudnia wam pracę. Co chwila musicie posiłkować się notatkami, książkami czy recepturami, bo nawet podstawowe rzeczy wylatują wam z głowy. Przy rzucie na powodzenie rzucacie dwie kostki i wybieracie tę gorszą. B- Biegunka. Wasz układ pokarmowy nie działa już jak kiedyś, przez co zmagacie się z poważnym problemem biegunkowym. Przez to wszystko musicie co jakiś czas przerwać pracę i lecieć do najbliższej toalety, a czas ucieka! Odejmujecie -20 z kostki na powodzenie. C - cukrzyca. Niestety trafiła wam się dość rozwinięta forma, a że nie byliście świadomi, jaki prezent dostaniecie, robicie się senni, a wasza wizja nieco się rozmazuje. Na szczęście Max o tym pomyślał i przyszykował stolik z przekąskami wszelkiego rodzaju, którymi możecie się częstować. D - depresja. Nie tylko ciało potrafi zachorować, ale umysł przecież też. Wasze ruchy są powolne i nie macie wcale zapału do tego zadania. W dodatku ciężko wam się skupić. Odejmujecie -20 z kostki na powodzenie. E - endoproteza. Trafiło wam się sztuczne bioderko, które niestety nawala i sprawia, że ból promieniuje przez całą kończynę, utrudniając wam poruszanie się. Na szczęście Max o was też pomyślał i przyszykował kilka łagodzących maści. Możecie je użyć, ale pamiętajcie, że działają tylko przez chwilę, po tym, ból powraca ze zdwojoną siłą. F - miażdżyca. Wam trafiło się kołatanie serca i zaburzenie mowy, przez co o wiele trudniej wam poprosić kolegę czy koleżankę o pomoc. Macie też przeraźliwie mroźne dłonie, co utrudnia wam pracę. G- gruźlica. Kaszel, który brzmi jakbyście mieli wypluć płuca i ogromna gorączka to wasz dzisiejszy los. Do kości na powodzenie dorzucacie k6. Jeśli wypadnie parzyste, charkacie sobie do eliksiru, przez co odejmujecie sobie -30 z kości na powodzenie. H - hemoroidy. Przyjemnie nie będzie, jesteście skazani na jedną pozycję, która neutralizuje ból, choć, jak ci z endoprotezą, możecie skorzystać z eliksirów łagodzących ból. Pamiętajcie jednak, że wróci on później ze zdwojoną siłą. Musicie też dorzucić literkę, a jeśli traficie na samogłoskę, jeden z guzków pęka, w rezultacie prezentując wam krwawą plamę na spodniach. I - osteoporoza. Zdecydowanie trafiło wam się coś przyjemniejszego, a przynajmniej w teorii, bo jesteście już na etapie kifozy, a co za tym idzie macie ogromnego garba na plecach. Dłuższe stanie powoduje ból i potrzebujecie chwili by odpocząć. Musicie odjąć sobie 10 od kostki na powodzenie. J - jaskra. Wzrok to dość ważny zmysł, a warzenie eliksirów bez jego pomocy jest ogromnym wyzwaniem. Co prawda nie oślepliście jeszcze totalnie, ale wasze pole widzenia jest zdecydowanie zbyt ograniczone. Odejmujecie sobie 35 od kostki na powodzenie i jesteście zmuszeni do korzystania z pomocy innych.
Następnie musicie wybrać 4 składniki: 2 odzwierzęce i 2 roślinne, które użyjecie w swoim eliksirze. Wybieracie, co tylko wpadnie wam do głowy, posiłkując się spisem i własną wyobraźnią. Musicie jednak rzucić 4k6, by sprawdzić, jak dobrze do siebie pasują.
Składniki:
Patrzycie na sumę waszych oczek.
4-10 Katastrofa. Eliksir nie działa i nie zadziała. Wybucha, zamienia się w popiół, czy psuje na inny sposób. Nie rzucacie na powodzenie, bo go po prostu nie ma.
11-18 Początkowo wszystko wyglądało dobrze, ale z czasem widzicie, że to nie ma sensu. Coś poszło nie tak. Któryś składnik nie zadziałał i popsuł wam efekt. Odejmujecie 20 od kostki na powodzenie.
19-24 Składniki dobrane perfekcyjnie! Tak trzymać.
Na końcu rzucacie kostką k100 na powodzenie warzenia.
Powodzenie:
1-30 Eliksir nadaje się jedynie do pokazania, jak nie należy brać się do roboty. Prędzej przyspieszycie czyjś zgon niż ulżycie mu w cierpieniu.
31-60 Jest potencjał, gorzej z wykonaniem. Zabrakło wam widocznie jakiegoś zbalansowania, a może przydałby się dodatkowy etap warzenia, wprowadzony do pracy. W tym momencie nic z eliksiru nie będzie, ale przy odpowiednim nakładzie pracy, da się z niego zrobić porządną miksturę.
61-90 Zdecydowanie radzicie sobie lepiej, niż Max zakładał. Zadanie nie było proste, a to, co znalazł w waszym kociołku wygląda, jakby mogło zadziałać. Co prawda w teorii i z małymi poprawkami, ale nadal!
91-100 Po prostu nie ma się do czego przyczepić. Wasza praca zasługuje na medal z ziemniaka i order emeryta.
Modyfikatory
1. Za każde 5pkt. z zielarstwa możecie przerzucić kostkę na składniki, ale nie więcej niż 3 razy. 2. Za 10 lub więcej pkt. z eliksirów lub uzdrawiania możecie przerzucić kość na powodzenie, ale tylko raz. 3. Postaci, które mają specjalizację z eliksirów mogą dodatkowo przerzucić kość na powodzenie.
Kod:
<zgss>Diagnoza: </zgss> tu podlinkuj literkę <zgss> Składniki: </zgss> Napisz jakie wybierasz i podlinkuj kości k6 <zgss> Powodzenie: </zgss> Podlinkuj k100 <zgss> Modyfikatory i inne: </zgss> Wypisz wszystkie bonusy i utrudnienia, jakie Ci przysługują <zgss> Ostateczny wynik: </zgss> k100 + reszta
Czas na napisanie wszystkiego macie do północy 30 stycznia. Po tym czasie was rozliczę, więc pamiętajcie o odpowiedniej ilości postów i przede wszystkim bawcie się dobrze
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Może to właśnie ostatnie zajęcia zorganizowane przez Maxa, a może to zachęcający widok jego facjaty sprawiły, że Kate ostatecznie zdecydowała się uczestniczyć w spotkaniu koła Labmedu. Ratowanie elfów po świątecznej katastrofie sprawiło, że nieco przyjaźniejszym okiem patrzyła na dziedzinę uzdrawiania - nie była w niej orłem, nawet nie wróbelkiem, może nawet ledwie kolibrem, jeśli chodziło o kaliber doświadczeń z leczeniem siebie czy innych. Było to jednak plusem - z jej pozycji można było iść tylko w górę! Uskrzydlona taką analizą, raźno stąpała w kierunku sali spotkań. - Cześć! - rzuciła radośnie na wejściu, ignorując w pierwszej chwili stolik z fiolkami (choć naprawdę ciężko było go nie zauważyć) i wykonując tych kilka kroków za dużo, by wylądować na barierze, od której odbiła się gwałtownie. Na szczęście nie stratowała nikogo w przejściu, gdy zszokowana łapała się framugi, by zachować równowagę i nie upaść. Czuła pulsowanie na czole w miejscu, gdzie zetknęła się z magiczną barierą. - Max, co to ma zna... - urwała w pół słowa, gdy spojrzała na niego, siedzącego w fotelu, zasuszonego jak rodzynka, pomarszczonego, z jakąś laską przy sobie - niestety taką drewnianą do podpierania ciała przy chodzeniu, nie taką jak króliczek playboya. Niestety nie był Hugh Hefnerem, a jedynie starcem. - Co tu się dzieje? - dodała, mocno skonfundowana. Dopiero jak inni zaczęli przechodzić obok niej, pić z fiolek, w kilka sekund zyskując siwe włosy, brody i zmarszczki na twarzach, pojęła istotę rzeczy. Oh hell no!
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Nie był eliksirowym orłem i nigdy nie pretendował do mistrzostwa w tej dziedzinie, jednak kim by był (spieszę z odpowiedzią: nikim) gdyby nie przyszedł na LabMed prowadzony przez jego najlepszego ziomka. Czasem mu się chciało, czasem mu się nie chciało, dziś był jeden z tych lepszych dni, więc kiedy pojawił się w sali, niespecjalnie się zastanawiał, tylko jak to prosty chłop, zobaczył fiolkę "wypij mnie" to podszedł, wziął i wypił. - Pa na to, Kasia. - puścił oko do @Kate Milburn. Bujna, siwa broda wystrzeliła z jego mieszków włosowych, zamieniając jego skrupulatnie hodowany zarost w stylu rzezimieszka w spektakularne widowisko, które gładząc mruknął pod nosem. - A więc to tak. - zaskrzeczał, patrząc na swoje pomarszczone ręce. Lockie z powodu swoich fizycznych dolegliwości w najśmielszych marzeniach nie spodziewał się dożyć wieku sędziwego. Nigdy jednak nie był na tyle sobą samym zainteresowany, by spróbować eliksiru postarzającego, dzięki któremu mógłby zobaczyć, jak by wyglądał, gdyby jednak dożył bycia dziadkiem. Dotknął badawczo twarzy i pociągnął nosem. - Przynajmniej nie jebię starym dziadem. - zauważył, czując wciąż swą perfumę. Wysłuchał mądrości prowadzącego, zazdroszcząc mu bujanego fotela, po czym zaczął się zastanawiać co właściwie może mu dolegać.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Diagnoza: C Składniki: 9, jeszcze nie wybieram, bo chyba nie zdążę XD Powodzenie: 3 Modyfikatory i inne: - Ostateczny wynik: -
Jak jej się w głowie poukładały klocki, że eliksir miał ich postarzyć, by mogli przejść przez barierę wieku, szczęka jej opadła. Serio, Max? Serio?! Ostatnie, czego chciała ta osiemnastoletnia dziewczyna, to paradowanie wśród rówieśników wyglądając jak zasuszona staruszka, z workami pod oczami, zmarszczkami, biustem po kolana i innymi takimi. Na gacie Merlina, już leciała! Miała zamiar odwrócić się i wyjść, niespecjalnie zachęcona tym pomysłem, ale do sali wszedł właśnie @Lockie I. Swansea, z którym musiała się wyminąć przy stoliku z fiolkami, tak raźnie zachęcającymi do bycia wypitymi. - Nie rób te... - Nie zdążyła nawet skończyć zdania, gdy eliksir został przez niego przełknięty. Z lekką zgrozą obserwowała, jak z podbródka wyrastają mu siwe włosy, wijące się za chwilę na jego klatce piersiowej jak macki jadowitej tentakuli. Nie no, chory pomysł... Ale skoro Lockie miał tu być... Tylko co by sobie pomyślał, jakby stanęła obok niego taka stara? Bijąc się z myślami, obserwowała jak sztywnym krokiem przekroczył barierę. Cholera, musiała niedługo podjąć jakąś decyzję. Patrzyła raz na fiolki, raz na gromadzących się w sali ludzi... I sięgnęła po pierwszą z brzegu. Raz się żyje. Jeszcze nie wiedziała, że może dziś przyjdzie jej umrzeć w swoim postarzonym ciele. Zmiana nie była bolesna, ale towarzyszył jej dyskomfort - głównie ten psychiczny. Ciężko było jej patrzeć na skórę na dłoniach, która robiła się coraz cieńsza i upstrzona plamami starczymi. Dotknęła swoich policzków, później swojej szyi - Merlinie, miej ją w opiece i zrób wszystko, by nie dorwała się do lustra. Od razu zwątpiła, gdy przekroczyła barierę i usłyszała od Maxa, co właściwie mieli tu robić. Więc eliksir nie tylko dodał jej sześćdziesiąt lat, ale również doprawił o poważną chorobę, którą teraz sama musiała sobie zdiagnozować i się wyleczyć? Miała ochotę go zabić. Ale nie zdążyłaby, bo im bardziej zdenerwowana się czuła, tym mocniej kręciło jej się w głowie. Czuła w twarzy mrowienie, które wcześniej wzięła za efekt działania eliksiru postarzającego (no bo nie wiedziała, jak powinna się na nim czuć, nigdy nie sądziła, że będzie w ogóle go spożywać) - może był to właśnie objaw choroby? Tak samo jak drżenie dłoni, gdy je podnosiła, zwalone na karb starości... W sekundę poczuła, jak oblewa ją pot. - Ja chyba umieram... - mruknęła sama do siebie, rozglądając się za jakimś miejscem do spoczęcia.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widząc jak Kate odbija się od bariery parsknął. Spodziewał się, że była pierwsza, ale na pewno nie ostatnia. Szczególnie ciekaw był reakcji pewnej pani prefekt, która według Maxa, na pewno będzie miała obiekcje co do całego tego zamysłu. Trudno, wszystkim nie był w stanie dogodzić, a już szczególnie ciężko było z ludźmi, którzy raczej sztywno podchodzili do życia. -Pij i wbijaj na emeryturę! - Zachęcił @Kate Milburn , nie mając pojęcia, jaką batalię toczy teraz we własnej głowie. Prędzej posądzałby ją o nieufność do nieznanych eliksirów. Nie to co @Lockie I. Swansea , który nawet chyba nie zastanowił się przez pół sekundy, od razu wylewając sobie zawartość fiolki do gardła. -Jest nadzieja, że za te sześćdziesiąt lat w końcu będziesz przystojny. I pozornie inteligentny. - Wesoło zdisował kumpla, który już zamienił się w karykaturę Merlina. Poczekał, aż gryfonka w końcu podejmie decyzję i w końcu znaleźli się wszyscy po tej samej stronie sali. -I jak się czu...? - Nie skończył zdania, bo Kate już zadeklarowała, że przyda jej się urna. Pierwsze co, to Max zwątpił, czy na pewno dobrze uwarzył eliksiry, ale przecież próbował je wszystkie wczoraj i jakoś żył. Nie, to musiało być co innego. Zauważył drżenie jej dłoni i jakąś nieobecność w oczach i chyba już wiedział, że po prostu trafiła na cukrzycę. -Nie umierasz. Brakuje Ci słodyczy, ale na szczęście ze Swansea jesteśmy obok. - Puścił jej oczko, ale nie mógł jej tak po prostu dać tu skonać, więc w mgnieniu oka podszedł do niej z batonem brownie, którego odpakował i podstawił dziewczynie pod usta. -Zjedz, zdziała cuda, zobaczysz. - Nawet nie proponował, a wręcz nakazał, choć wciąż brzmiało to lekko i spokojnie. Szczególnie z tym jego dziadkowym wyglądem.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Diagnoza: G-ruźlica Składniki: miód trzmionka, krew salamandry, kora drzewa wiggen, asfodelus - 11 (-20) Powodzenie: 19 - za gruźlicę nieparzysty przerzucam za punkty z uzdro na 98 Modyfikatory i inne: -20 za dopasowanie składników, Ostateczny wynik: 98-20 = 78
Odchrząknął, starając się odwrócić wzrok od swoich pokręconych dłoni: - Mówisz? - uśmiechnął się, prezentując pożółkłe zęby - Skoro tak, to zostaje w tej formie. - starał się zachować przynajmniej pozory wesołości, jednak przychodziło mu to z trudem, bo jakieś ziarno paniki zaczęło mu kiełkować w głowie. Unikał spoglądania na szyby w szafkach ani na jakiekolwiek powierzchnie mogące odbijać jego obecne fizis. Już roztwierał gębę, by dodać jakiś komentarz, kiedy rozkaszlał się tak obrzydliwym gruźliczym kaszlem, że aż stracił oddech na chwilę z bólu płuc. - Na dupę merlinoską, nie wiem czy do dobry deal... - mruknął pod nosem, skoro bycie starcem sprawiało, że życie miało być jeszcze cięższe. Czuł jednocześnie, że niektóre z jego tatuaży zaczynają dziwnie palić w skórę, zrzucał to jednak na karb stresu, bo nie miał ani siły ani ochoty zastanawiać się nad tym, co może być rzeczywistym powodem takiego obrotu spraw. - gruźlica jak chuj. - powiedział, kiedy już złapał oddech, wspierając się ręką o stolik i kładąc drugą w okolicach lędźwi, bo coś mu chyba stuknęło od tego kaszlu. Zaczął rozglądać się za składnikami.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Diagnoza: B Składniki: Napisz jakie wybierasz i podlinkuj kości k6 Powodzenie: Podlinkuj k100 Modyfikatory i inne: Wypisz wszystkie bonusy i utrudnienia, jakie Ci przysługują Ostateczny wynik: k100 + reszta
Carly od zawsze wiedziała, że Max nie ma normalnych pomysłów i godziła się na to, bo i ona nie była ani trochę normalna. Była, jakby to ująć, niedzisiejsza, niezbyt poukładana, niezbyt odpowiedzialna i właśnie dlatego bez najmniejszego problemu wypiła eliksir, który prosił o to piękną etykietą. Czy zdziwiła się tym, co wydarzyło się później? Skądże znowu, ani trochę, właściwie nawet roześmiała się dźwięcznie, szczególnie mocno ubawiona tym, co się właśnie działo i wparowała całkiem raźnie do sali. Zaraz jednak poczuła, że chyba coś jeździ jej po jelicie i spojrzała podejrzliwie na swój brzuch, bo burczenie stało się jakieś dziwnie donośne. - Przyznaj się, Max, otrułeś nas - zakomunikowała dramatycznie, co brzmiało zabawnie, bo miała zmieniony głos, a później spojrzała na Maxa w sposób, który nie pozostawiał wątpliwości co do tego, jak się obecnie czuła. I nim cokolwiek mogła zrobić, złapała się za brzuch i pogalopowała do łazienki, bo właśnie dopadła ją jakaś szalona biegunka. Nieco nieufnie wróciła do sali, ale jej oczy się śmiały, gdy ponownie wymierzała palcem w Maxa. - Co to ma być, młodzieńcze? - zapytała.
Zarzęził jak silnik starego żuka, pocierając dłońmi twarz, jakby to miało mu pomóc na cokolwiek. Starał się nie myśleć o tym, że się zestarzał, nie myśleć o tym, że tak oto właśnie ma wyglądać jego życie, jeśli rozwiąże problem klątw, konsumujących jego organy. Czy jest w takim razie sens to robić? Walczyć z niekończącym się cierpieniem życia w niedoskonałym ciele po to, by dalej cierpieć, tym razem z nieuniknionej starości? Nie mógł się skupić na pracy, zgarnął kilka składników bez większego zastanowienia, próbując mieć w pamięci, że musi się wyleczyć z gruźlicy, ale po co, skoro to taka sama śmierć jak wszystko, co go spotyka każdego dnia. Podszedł do swojego kociołka, do którego zaczął wrzucać to, co sobie przygotował, kaszląc tak, jakby to były już ostatnie, urywane jego oddechy, ostatnie podrygi, ze wzrokiem wbitym w kociołek z lęku przed tym, co mógłby zobaczyć w gładkich, błyszczących powierzchniach przeszklonych gablotek, czy wypolerowanych kociołków na stanowiskach obok.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Diagnoza: C Składniki: 9, jeszcze nie wybieram, bo chyba nie zdążę XD Powodzenie: 3 Modyfikatory i inne: - Ostateczny wynik: -
Czuła, jak z każdą kolejną sekundą jej serce trzepotało coraz szybciej w klatce piersiowej, gnane nie tylko rozpędzającą się hipoglikemią, w którą wpadała, lecz także jej paniką, ponieważ nie miała pojęcia, co się działo. Mogła nie brać tego cholernego eliksiru, co ją podkusiło?! Okej, dobrze wiedziała, co ją podkusiło, a właściwie kto. Teraz jakby się nad tym zastanowiła, nawet ta motywacja była bezsensowna. Nie dość, że się stresowała swoim postarzonym wyglądem, to jeszcze teraz się stresowała, że jej życie mogło zakończyć swój bieg. - Ale pier... - rzuciła lekko zirytowana, gdy Max walnął do niej tekstem o słodkich Ślizgonach. Czy on nie widział, że naprawdę wybierała się na drugą stronę?! Wyciągnęła przed siebie ręce i patrzyła, jak jej palce drgały w powietrzu, niezdolne do zatrzymania się w jednej pozycji. Zaraz jednak dostała pod nos brownie, na które zareagowała gwałtownym mruganiem i... Poczuła tak okrutne ssanie w żołądku! Prawie wyrwała mu batona z ręki, by następnie w ciągu kilku chwil pochłonąć go. - Dzięki, lepiej - powiedziała w podzięce do @Maximilian Felix Solberg jeszcze z czekoladą w buzi. Będzie potrzebowała jeszcze chwili, by po tym wszystkim zatrybić, że jej problemem jest nieprawidłowa gospodarka glukozą.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Diagnoza: B Składniki: 16, czystek, krwawe ziele, śluz gumochłona, mleko jackalope Powodzenie: 42 na 58 Modyfikatory i inne: -20 na wynik, - 20 na wynik Ostateczny wynik: 58 - 40 = 18
Carly czuła się tak osłabiona, że jakieś myślenie o składnikach było ostatnią rzeczą, jakiej potrzebowała, ale właściwie to musiała się jakoś wyleczyć. Na to zwyczajnie nie było rady, a podejrzewała, że Max nie wypuści jej stąd tak długo, jak długo nie zrobi czegoś sensownego, co niesamowicie ją bawiło. I jednocześnie w tej chwili irytowało, bo czuła się, jakby siedziała na beczce prochu i to nie ulegało najmniejszej nawet wątpliwości. Wszystko było z nią nie w porządku, nie takie, jak być powinno, wszystko ją drażniło, bo myślała nieustannie o łazience. Jednak dzielnie ruszyła po składniki. - Max, ja cię naprawdę zabiję, ale najpierw czystek na przeczyszczenie - stwierdziła, wyraźnie rozbawiona tym faktem, ale na niewiele się jej to zdało, bo zaraz skręciło jej jelita. Próbowała skoncentrować się na wyborze, ale ten był zdecydowanie, ale to zdecydowanie marny, kiedy nie umiało się myśleć logicznie. W końcu gdzieś w trakcie wyboru Carly znowu pognała do łazienki, a później z rozmachem zgarnęła to, co uznała za słuszne, oznajmiając na głos, że naprawdę przeżywała katusze. Katusze, jakie widać odebrały jej całkowicie rozum, bo kiedy zabrała się do pracy, nic jej nie wychodziło. Eliksir był nie taki, jak być powinien, było w nim coś okropnego, a ona odnosiła wrażenie, że naprawdę nie wytrzyma tutaj ani chwili dłużej. Praca zamieniała się w jedną wielką tragedię, a ona zaczęła dyszeć, jak parowóz, bo jelita dawały znowu o sobie znać, w tak okropny sposób, że już wkrótce wzniosła ręce ku górze. - Poddaję się - oznajmiła, bo zwyczajnie musiała znowu pognać do łazienki. Cóż za pech!
______________________
I come from where the wild
wild flowers grow
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Od tego kaszlu oczy zaszły mu łzami, ale nie był to jakiś obcy stan. Jego gałki oczne ostatnio bardzo często łzawiły, z powodem, bez powodu, mniej, bardziej, jak wiatr zawiał i jak nie wiał. Mimo to chyba tymi przyślepymi oczkami dziadzia coś sensownego wybrał, bo kiedy zaczął składniki dodawać do siebie nie nastąpiła ani eksplozja ani implozja kociołka, a eliksir nie cuchnął trupem, choć Lockie był pewien, że czuje odór truchła. Miał jednak obawę, że to smrodek jego starczego ciała, które ewidentnie się rozpadało. - O cie kurwa, na starość zgeniuszowałem. - pochwalił się @Maximilian Felix Solberg, kiedy eliksir w jego kociołku miał kolor nawet wcale bliski docelowego. Pochylił się nad garem, by go powąchać, ale takiego wuja, bo nic nie czuł, ile by się nie sztachał, a od tego sztachania tylko rozbolały go płuca, więc znów kaszel złamał go w pół, miotając nim jak karasiem wyrzuconym na brzeg. - Nichuja nie chce dożyć starości... - szepnął właściwie sam do siebie. Boleści jego ciała wystarczyły mu jako regularne okoliczności cierpienia, dokładanie do tego bólu bycia starcem było już poza skalą jego masochizmu.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Pochłonięcie batonika poprawiło jej samopoczucie, ale nie poprawiło jej stanu na dłuższą metę. Poza tym miała wielką ochotę na kolejnego - normalnie starała się ograniczać słodycze, trzymać linię i takie tam, żeby być zwinną na miotle i poza nią, ale miała obecnie pod siedemdziesiątkę, kostka czekolady już jej nie zbawi. A jeśli zabije, to przynajmniej słodką śmiercią. Gdy poczuła, że przestała trząść się jak osika, a do głowy wpłynęło jej nieco więcej trzeźwości, podniosła się ociężale z krzesła i przeszła po sali, by obejrzeć, co mieli do dyspozycji i w zasadzie zorientować się, co mogli robić. Rozumiała, że ideą było skonstruowanie mikstury, która miała wyleczyć ich nabytą przypadłość, ale nie miała bladego pojęcia, jak miałaby to zrobić. O ile nie miała zamiaru stworzyć w kociołku czekoladowo-herbatnikowej zupy, w jej umyśle nie zagościł ani jeden pomysł. Złapała jeszcze jakieś przekąski, podgryzając je nad dostępnymi składnikami. W międzyczasie rejestrowała, jak Lockie kaszlał okrutnie, zginając się w pół i wypluwając z płuc krew, a Scarlett co chwilę musiała opuścić salę i udać się tam, gdzie nawet czarodziej chadza piechotą. Może nie wylosowała tak złego eliksiru? - Maaaaaaaax - jęknęła, by zwrócić uwagę Ślizgona. - Nie wiem co mam robić. Nic mi nie gra i nie pasuje. Czy moim lekarstwem do końca ma być po prostu ciastko? - zapytała zrezygnowana, zmęczona tymi przejściami, swoim starym ciałem, a także myśleniem. @Maximilian Felix Solberg
Diagnoza: G gruźlica. Składniki: odzwierzęce: mózg żaby, krew salamandry roślinne: korzeń mandragory, rumianek lekarski - 2 przerzucone na: 6+ 6,5,4 = 21 Składniki dobrane perfekcyjnie! Tak trzymać. Powodzenie: parzysta, 89 Modyfikatory i inne: -30 za parzystą z diagnozy, przerzut za pkt z zielarstwa, Ostateczny wynik: 89-30 = 59
Jeśli były zajęcia, na które chodził z uśmiechem w kąciku ust i wyraźnym wyczekiwaniem to były to między innymi spotkania LabMedu. Bywały chwile, kiedy obawiał się, że o nich zapomni, zastanawiając się, czy nie jest to właściwy moment na zakup krzyczącego kalendarza, ale ostatecznie docierał na nie. Przynajmniej tak mu się wydawało, choć nie dałby sobie palca uciąć, że był na wszystkich spotkaniach. Jednak nowy rok nowy ja, czy coś podobnego, więc spieszył się do sali klubowej, aby przy wejściu spojrzeć nieufnie na fiolki. Złapał jedną w dłoń, po czym spojrzał do sali, zastanawiając się, czy naprawdę musiał wypić jej zawartość. Spróbował przekroczyć próg, ale odbił się od bariery, która jednoznacznie dała mu odpowiedź na zadane w myślach pytanie. Wypił więc zawartość jednym haustem, krzywiąc się na paskudny smak płynu, po czym wszedł do sali. Nie musiał długo czekać, aby poczuć, jak się starzeje, dostosowując się do wyglądu pozostałych w sali. Jednak czuł się gorzej, niż podejrzewał, że czuł się przeciętny staruszek i już po chwili wiedział dlaczego. Choroba. Nie do końca był przekonany do pomysłu zdiagnozowania samego siebie, ale nie zamierzał narzekać. Kiedy tylko Max dał znać, że mają zaczynać, spojrzał po sobie, zastanawiając się jakie właściwie miał objawy choroby. Zaraz też, jak na zawołanie, zaniósł się kaszlem, jakby miał wypluć płuca, a do tego doszło uczucie gorąca i zimna jednocześnie, tak charakterystyczne dla gorączki. Przeklął pod nosem i podszedł do książek, aby wyjąć jedną dotyczącą chorób i poszukać potwierdzenia dla swojej diagnozy. Pieprzona gruźlica.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Diagnoza: C Składniki: 14 - Sproszkowana kość taranda, żądło żądlibąka, krylica i ropa z czyrakobulwy Powodzenie: 34 Modyfikatory i inne: - Ostateczny wynik: 34 - 20 = 14
Ostatnim razem na Labmedzie zamordowała swojego pacjenta, więc ciekawe co schrzani tym razem. Nic dziwnego, że do Helen średnio przemawiał zamysł kółka - nie fascynowały jej ani eliksiry ani uzdrawianie, chociaż w obu potrafiła dopatrzeć się jakiejś przydatności. Pomimo braku pasji i tak radziła sobie z nimi lepiej niż przeciętna osoba. Po prostu poza zajęciami zwykle jej effort spadał z 20% do 1% i stąd wychodziły takie zabawne wypadki. Weszła do środka i już było nietypowo, bo ludzie chodzili w swoich starych wersjach, a zaraz za drzwiami Solberg ustawił barierkę. Bogowie, on zawsze musiał chuj wie co wymyślić. Helen lekko przewróciła oczami, ale ostatecznie sięgnęła po eliksir, który wypiła jednym haustem. Później poczuła, jak jej nastoletnie ciało znacznie wyrasta w górę, chociaż przecież i tak była wysoką piętnastolatką. Urosły jej też piersi. I zaczęły od razu zwisać, jak worki po ziemniakach. Młodą buźkę poorały zmarszczki, twarda skóra stała się sflaczała, a umięśnione ramiona Eastwood utraciły pełnię swojej siły. Gwałtownie poczuła senność i jakoś gorzej widziała - może wada wzroku i zwykłe zmęczenie? Dostała za to babeczkę czekoladową, którą zjadła i po której było nieco lepiej. Max wyjaśnił, że dodatkowo przy postarzaniu ich otruł (no kto by się spodziewał po Solbergu?) i zapewnił jakąś chorobę, ale Gryfonka nie potrafiła domyślić się, co to może być. Za to natychmiast, dosłownie w ułamku sekundy, jak tylko usłyszała, jak inni uczniowie zanoszą się charakterystycznym kaszlem, jej głowa obróciła się w miejscu. GRUŹLICA. Dawno nie słyszała tego rzężenia. Aż gdzieś na karku poczuła zimny pot. Byłoby zajebiście zabawnie, gdyby wylosowała tę chorobę, na którą umarł jej ojciec. Masa złych wspomnień wprawiła Helenę w podły nastrój i bez słowa odsunęła się od reszty, aby wyszukać składników. Sproszkowana kość taranda, żądło żądlibąka, krylica i ropa z czyrakobulwy. Brzmiało jak przepis na śmierć. Eastwood rozejrzała się za wolnym kociołkiem, aby uwarzyć tę truciznę.
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Diagnoza: D Składniki: 11 - święta bazylia, kora drzewa wiggen, bezoar Powodzenie: 77 Modyfikatory i inne: -20 Ostateczny wynik: 57
DeeDee zjawiła się na zajęciach z labmedu, zachęcona swoimi niedawnymi sukcesami towarzyskimi z przewodniczącym, Maxem Solbergiem. Kiedy jej strach ostygł i przerodził się w zalążek sympatii, nagle cała idea uczęszczania na kółko wydawała jej się radośniejsza. Na miejscu czekała na nią niespodzianka w postaci stolika z fiolkami z eliksirem postarzającym. Dla Dee koncept upływu czasu nie był specjalnie martwiący - postawiona w perspektywie, że życie ziemskie nie musiało skończyć się w momencie śmierci, nie martwiła się specjalnie dobraniem kilku dekad na barki. Max wyjaśnił, że wraz z eliksirem powinni odczuwać efekty tajemniczej choroby, którą potrzebowali u siebie zdiagnozować, a następnie spróbować wyleczyć. Zastanowiła się, czy czuła, by coś jej dolegało - niespecjalnie. Ani nie kaszlała jak niektórzy, ani nie odczuwała fizycznego bólu. Im dłużej siedziała i myślała, tym bardziej obojętna się stawała. A to z kolei przypomniało jej o czasie, kiedy straciła matkę. Ach, depresja, stara przyjaciółka... Powlokła się do stanowiska ze składnikami i wybrała kilka, które sądziła, że mogłyby ze sobą współgrać. Ostatecznie jej próby uwarzenia eliksiru nie były specjalnie udane. Najwyraźniej wyjdzie stąd z epizodem.