Dość przestrzenna klasa, która ma posłużyć członkom klubu Laboratorium Medycznego jako miejsce spotkań. Zawiera cały asortyment potrzebny do szkolenia się w zakresie uzdrawiania, eliksirów i poniekąd także zielarstwa. Na ławkach przeważnie znajdują się magiczne fantomy lub szkolne kociołki, w komodach uczniowie znajdą potrzebne składniki, do których dostęp ma tylko przewodniczący klubu oraz opiekun, którzy są za nie bezpośrednio odpowiedzialni i służą tylko do użytku na zajęciach pozalekcyjnych. Wielkie regały przepełnione są tematyczną literaturą, potrzebnymi podręcznikami czy też specjalistycznymi czasopismami.
Wrześniowe spotkanie Laboratorium Medycznego
Dość poważnie zastanawiał się nad tym czy przejąć obowiązki Maxa w nowym roku szkolnym. Zajmowanie się organizacją spotkań lab-medu zdawało się być dla Solberga przyjemnością, jednak Lucas nie miał pojęcia czy uda mu się pogodzić obowiązki prefekta naczelnego z funkcją przewodniczącego kółka. Jednak postanowił spróbować, bo wiedział, że wiele osób bardzo lubiło te zajęcia pozalekcyjne i sam też chętnie na nie uczęszczał. Przygotował więc odpowiednio salę, sprawdzając kilka razy czy o niczym nie zapomniał oraz spisawszy sobie kilka zaklęć, na których chciałby się skupić podczas tego spotkania, czekał aż wszyscy chętni zbiorą się w sali. Ubolewał nad tym, że nie będzie na nim Maxa i nadal nie mógł przywyknąć do tego, że nie zobaczy go na szkolnym korytarzu, ale miał nadzieję, że kumpel cieszyłby się z tego, że spotkania kółka są kontynuowane. - Witam wszystkich. Jak się zapewne domyślacie, przejąłem funkcję przewodniczącego lab-medu i postaram się, aby spotkania odbywały się w miarę regularnie i były dla Was przydatne. - zaczął słowem wstępu, kiedy w klasie pojawiła się grupka członków laboratorium. - Dziś zajmiemy się kilkoma przydatnymi zaklęciami, które moim zdaniem powinien znać każdy, kto chciałby pomóc poszkodowanemu w razie potrzeby, a nie stać bezczynnie i czekać na pomoc magimedyczną - podszedł do jednego ze stolików, aby zdjąć ciemny materiał z fantoma, który na nim leżał. Jego kończyny, zarówno dolne jak i górne posiadały niewielkie ranki i otarcia. - Pierwsze, proste zaklęcie bardzo użyteczne, które naprawdę przydaje się w życiu codziennym to Vulnus Alere. Zasklepia małe ranki, skaleczenia i otarcia. - wycelował różdżką w jedną z małych szram, widniejących na skórze manekina i wypowiadając inkantację, zademonstrował odpowiedni ruch, a ranka zagoiła się w mgnieniu oka. - Kolejne - Dispareo Oedema, minimalizujące obrzęk na ciele, nawet ten wywołany w skutek reakcji alergicznej - odkrył kolejnego manekina, a po uważniejszym przyglądnięciu się, można było zauważyć, że miał on spuchnięte obydwa stawy skokowe - ewidentnie skręcone. Wycelował w jedną z kostek, aby po chwili pokazać wszystkim prawidłowe rzucenie czaru zmniejszającego obrzęk - I na koniec Sugervirus, nieco bardziej zaawansowane zaklęcie, które najczęściej wykorzystywane jest kiedy mamy do czynienia z raną po ukąszeniu jadowitego stworzenia. Czar dosłownie wysysa z ciała truciznę, nie pozwalając się jej rozprzestrzenić po ciele poszkodowanego. A więc trzeba działać szybko, jeśli jesteśmy świadkami takiej sytuacji. - machnął w kierunku kolejnego fantomu, a kiedy materiał opadł, podszedł do niego, aby zwrócić uwagę wszystkich na niewielką, charakterystyczną ranę po ukąszeniu jadowitej tentakuli. Podobnie jak przedtem poczekał, aż wszyscy zbiorą się wokół niego i kiedy miał pewność, że obserwują, wypowiedział formułę zaklęcia, wykonując odpowiedni ruch nadgarstka, aby snop magicznego światła wyssał na zewnątrz truciznę z ciała manekina. - Dobrze, myślę, że czas, abyście sami spróbowali. Dobierzcie się w pary, żeby Wam było raźniej. Każdy fantom ma odpowiednią ilość obrażeń dla dwóch osób. I próbujcie do skutku. Jeśli ktoś potrzebuje pomocy. Jestem do Waszej dyspozycji - oznajmił na koniec, aby zachęcić ich do ćwiczeń. Kiedy próbowali na swoich pacjentach przechodził się między nimi, obserwując jak im to idzie.
Dla osób mających poniżej 11 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Vulnus Alere: - od 1 do 35 - pierwsza próba rzucenia zaklęcia nie wyszła, nic się nie stało. Próbujesz więc jeszcze raz. Znowu bez zmian. Dopiero za trzecim razem otarcie, w które celowałeś zaczyna zanikać, aż za kolejnym wypowiedzeniem formuły czaru, jest całkowicie zagojone. - od 36 - 70 - wypowiadasz inkantację i ledwie widoczna ranka na łydce manekina jak lekko krwawiła, tak dalej sączy się z niej krew. Postanawiasz spróbować kolejny raz i tym razem zaklęcie było rzucone prawidłowo, a ranka zasklepia się na Twoich oczach. Jednak kiedy chcesz powtórzyć swój sukces i ponownie rzucasz Vulnare Alere, nie udaje Ci się zagoić kolejnego otarcia. Cóż, na pewno musisz jeszcze poćwiczyć. Nie poddawaj się! - od 71 do 100 - najwidoczniej nie pierwszy raz używasz tego czaru. Kiedy tylko mierzysz różdżką w małą ranę na ramieniu fantoma, udaje Ci się ją uleczyć za pierwszym podejściem! I każde kolejne wypowiedziane przez Ciebie zaklęcie, leczy kolejną rankę.
Dla osób mających między 11 a 20 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Dispareo Oedema: - od 1 do 25 - powoli zaczynasz myśleć, że te ćwiczenia to strata Twojego czasu. Kilka pierwszych prób zakończyło się kompletną porażką. Kostka jak była spuchnięta, tak dalej taka pozostaje. Musisz poprosić o pomoc Lucasa, albo kogoś, kto ma w kuferku więcej niż 20pkt z uzdrawiania, aby pokazał Ci jeszcze raz jak rzucić to zaklęcie. - od 26 - 50 - mimo, że pierwsze dwie próby rzucenia czaru Ci się nie udały, nie poddajesz się. Kolejny raz powtarzasz inkantację, ale znowu nic. Dopiero za czwartym podejściem, udaje Ci się w nieznacznym stopniu zmniejszyć opuchliznę stawu, a popchnięty tym małym sukcesem, próbujesz jeszcze raz by po chwili zaobserwować jak obrzęk widocznie ustępuje! - od 51 do 75 - niestety za pierwszym razem wypowiadasz źle formułę zaklęcia, na co zwraca Ci uwagę Lucas. Wysłuchawszy jego rady, aby kłaść nacisk nie na pierwszą sylabę, a na drugi człon zaklęcia, ponownie mierzysz różdżką w manekina, aby z zaobserwować wyraźne zmniejszenie się obrzęku kostki. Prefekt uśmiecha się do Ciebie z uznaniem. - od 76 do 100 - to zaklęcie nie jest dla Ciebie najmniejszym problemem. Od razu łapiesz wymowę i ćwicząc wcześniej "na sucho" ruch nadgarstka, jesteś w stanie odwzorować idealnie czar, który przed momentem zaprezentował Wam Ślizgon. Doskonale radzisz sobie ze spuchniętą kostką fantoma, lecząc ją za pierwszym razem!
Dla osób mających powyżej 21 pkt z uzdrawiania:
Rzucacie kostką k100 i dodajecie swoje punkty z uzdrawiania aby zobaczyć jak Wam poszło zaklęcie Sugervirus: - od 1 do 40 - zdajesz sobie sprawę, że masz do czynienia z dość trudnym zaklęciem, przez co nieco stresujesz się przed jego rzuceniem. Musiałeś niewystarczająco skupić się na tym co chciałeś zrobić, bo już pierwsza Twoja próba zamiast pomóc fantomowi, sprawiła, że skóra wokół rany po ukąszeniu zaczęła sinieć, co oznaczało, że trucizna rozprzestrzenia się dalej. Pewny, że aby uratować poszkodowanego musisz działać szybko, starasz się nieco nieporadnie ponowić zaklęcie, jednak jesteś zmuszony poprosić Lucasa o pomoc, bo żaden Twój czar nie jest skuteczny. - od 41 do 80 - powoli tracisz cierpliwość. Lucas wspominał, że to nie prosty czar, ale ile można próbować? Kilka dobrych minut zajmują Ci kolejne próby rzucenia zaklęcia, z marnym skutkiem. W końcu jeden z Twoich znajomych (wybierz osobę której zaklęcie się udaje, a jeśli nie ma nikogo takiego, uznaj, że to Lucas) pokazuje Ci w czym tkwi Twój problem i uczy Cię prawidłowego gestu różdżką. Po kilku próbach "na sucho", postanawiasz znowu spróbować i tym razem wiązka światła, skutecznie usuwa truciznę z ciała manekina. Choć nie do końca, bo przez ten czas, kiedy uczyłeś się zaklęcia, toksyna w ciele magicznego fantoma zdążyła się rozprzestrzenić... - od 81 do 100 - mimo iż zaklęcie wydaje się trudne, szybko uczysz się jak prawidłowo je rzucać. Nikt jednak nie powiedział, że musi udać się za pierwszym razem, prawda? Niezrażony, ćwiczysz przez pare minut i w końcu skupiasz się odpowiednio na ratowaniu swojego pacjenta by po kolejnej próbie płomień magicznego światła wyssał jad tentakuli z ciała fantoma.
-Okej, moi drodzy! Jeszcze jedno ogromnie przydatne zaklęcie. Tylko skupcie się, bo od Waszych prób zależy dosłownie życie Waszego pacjenta - oznajmił, zwracając uwagę wszystkich na siebie, aby pokazać im kolejny czar, który powinien potrafić rzucić bezbłędnie dosłownie każdy. Stanął przy jednym z fantomów, wcześniej przygotowanym. - Pierwsza pomoc przy poszkodowanym który nie oddycha i który nie ma tętna. Sprawdzacie to bardzo prosto. Podchodzicie, pochylacie się nad poszkodowanym, przystawiając ucho do twarzy - dokładnie to zrobił - i obserwując ruchy klatki piersiowej i oddech, obijający się o Wasz policzek, jesteście w stanie ocenić pracę płuc. Tętno sprawdzamy, albo na tętnicy szyjnej - wyprostował się i przyłożył dwa palce do szyi manekina, w odpowiednim miejscu, tuż pod żuchwą - lub na tętnicy promieniowej - przeniósł dotyk na przegub ręki fantoma, aby wyczuć pulsowanie, a raczej jego brak u swojego pacjenta - Jeśli nie wyczuwacie ani jednego, ani drugiego, wzywacie pomoc, a potem przystępujecie do przywracania akcji serca, za pomocą zaklęcia An Duca Tuas - wymierzył końcówką różdżki w klatkę piersiową poszkodowanego, aby za moment zaprezentować poprawny ruch nadgarstka i inkantację czaru pierwszej pomocy, tym samym przywracając manekinowi oddech i puls. - I ustawiamy się w kolejce i każdy sobie próbuje. Najpierw sprawdzamy w jakim stanie jest nasz pacjent, a później rzucamy zaklęcie. - rzucił po chwili, wycofując się nieco, aby dać im miejsce na ćwiczenia. Jeśli ktoś miał problemy, pokazał jeszcze raz jak poprawnie użyć czaru.
Sprawdzanie oddechu i tętna:
Rzucacie k6: - parzysa - udało Ci się bez problemu dojść do tego czy Twój pacjent oddycha i czy ma puls - nieparzysta - nie potrafisz wyczuć pulsu poszkodowanego i sprawdzanie tego parametru życiowego zajmuje Ci dużo więcej czasu niż pozostałym
Zaklęcie:
Rzucacie literą: - A, B, C - przywracasz jedynie nikły puls poszkodowanemu - D, E, F - udaje Ci się sprawić, że na dosłownie chwilę Twój pacjent oddycha, jednak za moment znów tracisz jego parametry życiowe i musisz próbować jeszcze raz - G, H, I - rzucasz zaklęcie kilka razy i dopiero po czterech próbach Twój pacjent odzyskuje funkcje życiowe i możesz wyczuć jego bardzo wyraźne tętno - J - poszło Ci doskonale! Za pierwszym razem Twoje zaklęcie przywróciło na stałe oddech i puls poszkodowanego. Utrwalisz sobie kilka razy ten czar i będziesz w stanie uratować nie jedno życie w nagłej sytuacji.
Czas na napisanie: 19.09.2021r. UWAGA! Aby dostać punkt do kuferka musicie napisać min. 2 posty!
Dante Godwin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 187 cm
C. szczególne : Sygnet rodowy, magiczny tatuaż gryfa na plecach, różdżka z błękitnym blaskiem
Przychodząc na pierwsze w tym roku szkolnym spotkanie kółka miałem cichą nadzieję, że będą ciekawsze niż zlecona przez opiekuna prezentacja. Byłem również ciekawy kto będzie naszym nowym prowadzącym. Poprzedniego nie zdołałem wyłapać wzrokiem ani na uczcie ani na zajęciach. Trochę mnie ten fakt zdziwił, ale też zbytnio go nie znałem, więc nie był to mój interes. Po przybyciu na miejsce dowiedziałem się, że ślizgona zastąpił inny członek jego domu i to do tego prefekt naczelny. Skinąłem mu głową w geście powitalnym iw milczeniu zaczekałem na przybycie reszty grupy i rozpoczęcie naszych zmagań. Moim pierwszym zadaniem okazało się rzucanie zaklęcia zasklepiającego. Uśmiechnąłem się pod nosem będąc już niemal pewnym, że nie umrę z nudów. Wziąłem fantoma i odszedłem na bok, by w spokoju móc poćwiczyć. Mieliśmy się dobrać w parę, więc złapałem @Aurora N. Taylor za rękę i pociągnąłem za sobą. Skoro z poprzednim zadaniem nie poszło nam tak źle, to mogliśmy to powtórzyć. Co prawda nie wiedziałem jak na ten fakt zapatruje się dziewczyna, więc jeśli mi się spróbowała wyrwać to ją po prostu puściłem i kontynuowałem pracę samemu. Położyłem fantoma na ławce, wyciągnąłem różdżkę i po których oględzinach rzuciłem zaklęcie. Odczekałem chwilę, wpatrując się w rankę na której moje starania nie zrobiły żadnego wrażenia. Chrząknąłem i ponowiłem zaklęcie, tym razem skutecznie zasklepiając ranę. Uśmiechnąłem się, zadowolony z sukcesu, który jak się później okazało był jedynym. Kolejne próby okazały się fiaskiem, ale dzielnie ćwiczyłem raz po raz, zwracając uwagę na ruch różdżką i sposób wypowiedzenia zaklęcia.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
O tym, że uzyskał pozytywne rozpatrzenie wniosku o spełnienie funkcji opiekuna Laboratorium Medycznego, dowiedział się dosłownie parę minut temu. Nic dziwnego, że kroki, które stawiał, by jakkolwiek dotrzeć do klasy, gdzie już miało miejsce spotkanie, były szybkie i poniekąd chaotyczne. Co prawda tego aż nadto nie pokazywał, niemniej jednak zdziwił się, że udało mu się jakkolwiek uzyskać poważniejszą rolę w Hogwarcie od szykowania porannej kawusi i kupowaniu fajek dla Williamsa. Trudno było mu pogodzić jednak obowiązki, które spoczywały na jego barkach, ponieważ nie dość, że musiał opiekować się dzieciakami (tych z pierwszego rocznika nagle było bardzo dużo, chyba jakieś nieudane antykoncepcyjne sprzedawali w aptekach, by zwiększyć przyrost naturalny), to jeszcze pozostawała kwestia szukania dodatkowej roboty po godzinach, by jak najszybciej przeprowadzić remont. I chociaż wiedział, że nie musi, coś wewnętrznie nakazywało mu działać nieracjonalnie. Jedzenie z trudem przechodziło przez gardło, choć nie potrafił się do tego przyznać; tatuaż krążył nadal niespokojnie po strukturach skóry, by wyrazić swoją niepewność. Laboratorium Medyczne wiązało się z naprawdę wieloma wspomnieniami w życiu Felinusa. Co prawda połączone były one bezpośrednio z uczestnictwem Maximiliana, niemniej jednak, gdy go teraz nie było, czuł jakąś wewnętrzną pustkę - nawet jeżeli wiedział, że ten będzie w domu, a gdy wróci, to spędzą ze sobą większość czasu. Po prostu... to kółko bez Solberga nie wyglądało tak samo. Cieszył się, że to właśnie Sinclair przejął funkcję przewodniczącego, wszak innego studenta na jego miejscu sobie by nie wyobrażał, ale wspomnienia nadal wydawały się być żywe. Tak, jakby zaraz miał się pojawić, by następnie mogli pożartować, zaśmiać się, coś zepsuć i coś sknocić. Zacisnąwszy mocniej zęby, nie mógł się tak wzbraniać przed wejściem, niezależnie od tego, jak bardzo nostalgia starałaby się przejąć nad nim kontrolę. - Dzień dobry wszystkim wszystkim! Nazywam się Felinus Lowell, w tym roku zostałem opiekunem Laboratorium Medycznego. Mam nadzieję, że będzie nam się razem przyjemnie pracowało. - przywitał się, wszak w sumie nie wiedział, czy ktoś go kojarzył, czy jednak nie, ale trudno, by było jakoś inaczej. Nie chciał stawiać na formalność na zajęciach pozalekcyjnych, gdyż uważał ją za poniekąd zgubną - skoro uczniowie podejmują się inicjatywy samodzielnej nauki (bądź w grupie), to powinni tym samym czuć się swobodnie, a nie skrępowani przez jego obecność. - Siema, Sinclair. Cieszę się, że zostałeś przewodniczącym, naprawdę. Wierzę, że pociągniesz Laboratorium do przodu, no i, nie oszukujmy się, wierzę, że zajęcia będą ciekawe. - lekko się uśmiechnął w jego kierunku, poprawiając własne ubranie, które składało się ze standardowych rzeczy. - Ach, dowiedziałem się dosłownie kilkanaście minut temu, że zostałem tym opiekunem, więc tak łatwo się ode mnie nie uwolnisz. Jakbyś potrzebował zapomogi, to wiesz, gdzie się zgłosić. - puścił mu oczko, stawiając przede wszystkim na rozluźnienie się. Mimo to nie przerywał mu i pozwolił na to, by ten kontynuował swój wywód dotyczący przede wszystkim nauki praktycznej. Przynajmniej nie teoria - przecież tego typu rzeczy mają być ciekawe, a nie powodować odruch spania; dziara schowała się na plecy, odpoczywając we własnym rytmie. - Jakbyście potrzebowali pomocy, to również jestem do waszej dyspozycji. - oznajmił jeszcze, chociaż nie wątpił w to, że to prefekt naczelny będzie wypełniał swoją funkcję znakomicie. Mimo to warto było mieć dodatkową rękę do pomocy, gdyby nagle dwie osoby jednocześnie potrzebowały konsultacji w sprawie rzucanych zaklęć. Po słowach, które wydostały się z ust Ślizgona i po wytłumaczeniu, na czym to wszystko będzie się opierało, nie bez powodu Lowell poczuł się tak, jakby poniekąd znowu spełniał funkcję zastępcy przewodniczącego. Cieszył się, że to z nim przyjdzie mu współpracować, jako że się znali i ogólnie lubili - chociaż wiadomo, ich znajomość nie była porównywalna do tej, jaką posiadał jego partner. - No to nieźle. Chyba nie chcę wiedzieć, skąd wziąłeś truciznę... - prychnął z widocznym rozbawieniem, przechadzając się powoli po sali. Wiedział, że nie musi tutaj być, ale nie narzucał niczego, co mogłoby potencjalnie kogoś zdenerwować. W międzyczasie Lowell wyciągnął z kieszeni jedną z czekoladowych żab, uważnie przyglądając się pudełeczku, w którym to znajdowała się specyficzna dla czarodziejskiego świata słodycz. Może nie czuł się na siłach, by jeść, ale musiał coś w siebie wepchnąć; nic dziwnego zatem, że otworzył i chwycił natychmiastowo za czekoladowe zwierzę, odgryzając mu dosłownie głowę. Ups? - O, patrz, Wielka Kałamarnica. Byłeś na lekcji u Leo rok temu, gdy pływaliśmy w jeziorze hogwarckim? - zapytał się, przyglądając uważnie czekoladowymi tęczówkami informacjom na temat tego magicznego stworzenia. O tym, że zamieszkuje ono jezioro, to nie musiał nawet sobie powtarzać, o nieszkodliwości i tym, iż uczniowie uwielbiają ją dokarmiać - także. Kilka macek, wielkość na kilkanaście metrów - nie bez powodu nazywa się przecież "Wielka Kałamarnica"
Z uzdrawiania był szczerze mówiąc nienajlepszy, więc głównie dlatego postanowił zapisać się do Labolatorium Medycznego. Dawało mu ono tę malutką nadzieję że może jednak uda mu się jakoś ogarnąć z tą dziedziną i nie będzie miał problemu z wyleczeniem na przykład czegoś tak durnego jak zadrapanie. Zwłaszcza że przed nim OWTM, więc musi się w tym roku do nauki nieco przyłożyć. No i nie... Nie znalazł sobie nikogo niestety do pary. Chociaż jeśli ktoś chciał się do niego przyłączyć, to chłopak nie oponował i zrobił miejsce przy swoim uszkodzonym manekinie. Pierwsze zaklęcie o którym mówił Lucas znał, ale nie korzystał z niego zbyt często. Zazwyczaj jak już sobie coś zrobił, co jednak nie zdarzało się zbyt często, to szedł do skrzydła szpitalnego albo przy zdecydowanie mniej poważnych ranach, prosił kogoś starszego o pomoc. Albo przynajmniej bardziej obytego w uzdrawianiu. Z widoku Felinusa faktycznie się ucieszył. Zwłaszcza że teraz to on miał być opiekunem tego kółka. Wziął głęboki oddech i postanowił spróbować. Nieco się obawiał wyniku, bo tak jak większość zaklęć jest w stanie rzucić bez problemu, tak z uzdrawiającymi okazuje się mieć małe opory. Zwłaszcza że niedługo nów, co przekładało się na moc jego magicznego patyka.- Vulnus Alere - I... nic się nie stało. Spróbował ponownie... I znowu... Spojrzał się na swój magiczny buntujący się patyk. Jak tym razem nie wyjdzie, to chyba się załamie. No i na szczęście dopiero za tym czwartym podejściem ranki szybko zniknęły, a on mógł odetchnąć z ulgą.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Laboratorium Medyczne naprawdę polubiła w zeszłym roku, choć wolałaby szczerze spotkanie Miłośników Przyrody. Niestety ten klub na ten moment nie wywiesił jeszcze ogłoszenia, więc pierwszą pozalekcyjną aktywnością ślizgońskiej prefekt miało być koło uzdrawiająco-eliksirowarskie. Naprawdę ciekawiło ją, kto teraz będzie te zajęcia prowadził i uśmiechnęła się widząc na stanowisku nauczyciela Lucasa Sinclair. Skinęła mu lekko głową na przywitanie i zajęła miejsce ciekawa, co też takiego będą dzisiaj robić. Gdy tylko się okazało, że mieli uczyć się zaklęć od razu jeszcze bardziej poprawił się dziewczynie humor. Z różdżką w dłoni czuła się najpewniej, a do tego mogła kontynuować swój cel polepszania wiedzy z zakresu magii leczniczej. Wysłuchała uważnie instrukcji i zabrała się do pracy. Dispareo Oedma brzmiało jak zaklęcie zaawansowane, więc musiała naprawdę się skupić. Pierwsza próba nie przyniosła żadnego efektu, więc Irvette wróciła do notatek, by sprawdzić, gdzie może leżeć błąd. Przećwiczyła gest i inkantację, po czym podjęła kolejną próbę, niestety również zakończoną porażką. Wtedy też zdała sobie sprawę, że stosuje niepoprawny chwyt i gdy dokonała tej korekcji w końcu udało jej się uzyskać efekt, jaki był pożądany. Zadowolona z siebie podeszła do dalszego etapu spotkania.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Do kółka laboratorium medycznego zapisał się już dawno temu, ale niezbyt było mu po drodze z uczęszczaniem na spotkania, poniekąd za sprawą ich poprzedniego przewodniczącego, z którym długo nie był w najlepszych stosunkach i raczej unikał spotkań z nim, ale głównym powodem było to, że po prostu mu się nie chciało, bo miał dużo innych spraw na głowie, quidditcha i inne takie; teraz sprawy się pozmieniały, więc zawitał w miejscu spotkania wyznaczonym przez nowego przewodniczącego, którym okazał się być Lucek Sinclair (czy to znaczyło, że plotki o wyjebaniu Solberga ze szkoły były prawdą? bardzo możliwe, ale mało go to interesowało). Wysłuchał prelekcji Ślizgona i jego wskazówek co do wykonania zadania, które wydawało się być proste i przyjemne, po czym bez zbędnych ceregieli zabrał się do ćwiczeń na jednym z fantomów. Przećwiczył ruch nadgarstka prezentowany wcześniej przez bardziej doświadczonego kolegę, uznał że nie będzie miał z nim żadnych problemów, więc dorzucił do tego odpowiednią inkantację z irlandzkim zaśpiewem i w efekcie już za pierwszym razem wyszło mu idealnie rzucone Dispareo Oedema, które natychmiast wyleczyło spuchniętą kostkę jego pacjenta, a towarzyszyło temu dawno nie odczuwane ukłucie satysfakcji. No w końcu mu coś wyszło.
Przedział: Poniżej 11 punktów Kostka:60 Suma: 60 + 10 = 70
Zajęcia z lab-medu należały do tych aktywności pozalekcyjnych, które plasowały się jako czysta przyjemność. Krukon wręcz ubóstwiał wiedzę przyswajana w tak praktyczny sposób i nie mógł odmówić żadnemu z przewodniczących kreatywności i wiedzy merytorycznej. Oczywiście do sali wszedł jeszcze w trakcie przemówienia Sinclaira, a więc załapał się na instrukcję względem swojego zadania. Wiedział co ma robić, wiedział, jak ma to zrobić i jedyne co zostało pozostawione w jego gestii... To część praktyczna, której akurat najbardziej się obawiał. Siadając przy wolnym miejscu i przerzucając swoja torbę przez ramię w duchu modlił się jedynie o to by nie spowodować żadnego pożaru na skutek niepomyślnego rzucenia zaklęcia. Odnosił wrażenie, że to magia lecznicza jest najbardziej kapryśną z nauk. Widząc niewielką rankę na manekinie od razu skierował w jej kierunku różdżkę recytując pod nosem inkantację zaklęcia. Generalnie i poczuł przepływającą przez siebie magię i był w sumie słup światła, ale tak jak ranka miała się zasklepić, tak z tego akurat były nici... Pogratulował sobie w duchu nie wywołania gigantycznego pożaru i postanowił podejść do zadania jeszcze raz, tym razem dużo bardziej się skupiając. Odgarnął wszystkie z kosmyków, które opadały mu frywolnie na twarz i wpatrując się w rankę jeszcze raz wypowiedział zaklęcie. Tym razem jednak osiągnął powodzenie. Ranka nie dość, że przestała krwawić to zabliźniła się do tego stopnia, że nie było po niej śladu. Zadowolony z siebie, z wielkim uśmiechem na ustach skierował sosnowy kijek w kierunku następnej niewiele większej ranki. - Vulnare Alere. - Mruknął. Tym razem jednak nie dość, że się nie udało to.... Nie zdarzyło się kompletnie nic. Ani nie ukazał się snop światła, ani nie czuł przepływającej przez niego magii, ani... Kompletnie nic. Pustka. Przełknął gorzko ślinę porażki. - Szlag by to trafił... Delikatnie zjeżył się i postanowił przeanalizować co właściwie poszło nie tak.
Lubił uczestniczyć w spotkaniach lab-medu, a teraz przyszło mu je prowadzić, co było tylko lekkim wyzwaniem w jego odczuciu. Już kiedyś organizowali z Felkiem, współpracując jedno kółko i wyszło im całkiem nieźle. Tym razem jednak, wszystko musiał przygotować sam i dopracować. Bo jednak nie każdy był na takim samym poziomie, jeśli chodziło o magię leczniczą, dlatego musiał dostosować poziom trudności. Kiedy w sali pojawił się @Felinus Faolán Lowell, zamurowało go na jego widok. - Coś Ty kurwa z sobą zrobił? - wypalił do niego, kiedy kumpel stanął przy nim i wtedy przyglądając mu się z bliska, nie wytrzymał i parsknął śmiechem, widząc jego różnokolorowe, kręcone włosy. - Japierdole... Jednorożec Ci się zrzygał na głowe? - zażartował, nadal lejąc z niego bekę zupełnie legalnie, bo przecież wyglądał przekomicznie w takiej odsłonie. I przede wszystkim był ciekawy co się Lowellowi przydarzyło. No i... jak długo będzie tym tęczowym księciem. Po rozpoczęciu spotkania i pokazaniu zebranym członkom lab-medu zaklęć na których mieli się skupić, nie mógł umknąć mu komentarz samego Felinusa, po tym jak pokazał na przykładzie fantoma z raną po ukąszeniu zaklęcie Sugervirus. Zaśmiał się lekko, po czym klepnął go po ramieniu, a kiedy odeszli kawałek dalej, pozwalając pozostałym ćwiczyć, dodał cicho: - Nigdy nie pożyczałeś z cieplarni potrzebnych rzeczy na kółko? - tak naprawdę zapytał Vicario czy może pobrać jedną strzykawkę jadu tentakuli, ale dlaczego by nie pożartować z Lowellem i nie ponabijać się z rzekomego włamu do szkolnych cieplarni? - Nie, ominął mnie ten teatrzyk, ale trochę słyszałem. Ej, ale jesteś bezlitosny - zaśmiał się, widząc jak odgryzł czekoladowej żabie głowę. Fajnie było razem pośmieszkować i choć wiedział, że Felek teraz jest w pracy, a nie w charakterze ucznia w zamku, to i tak cieszył się, że były Puchon, postanowił zabawić w Hogwarcie na dłużej.
- Spróbuj bardziej położyć nacisk na drugi człon inkantacji. Tak jak wcześniej. - zwrócił się do Gryfona (@Dante Godwin), któremu pierwsze zaklęcie wyszło, jednak kolejne próby już szły mu nieco gorzej. -Vulnus A l e r e - powtórzył, aby pokazać mu jak formuła ma brzmieć poprawnie, mając nadzieję, że i jemu ponownie uda się zaleczyć kolejną rankę. - Dalej, nie poddawaj się. Robisz to dobrze, ale musisz być bardziej pewny tego co robisz - poradził @Drake Lilac, widząc jego kolejne próby uzdrowienia manekina. Na szczęście, za moment mu się udało, na co Sinclair posłał mu kciuk do góry. Podobny problem miała @Irvette de Guise, która ćwiczyła od dłuższej chwili inne zaklęcie, przy użyciu niepoprawnego chwytu, ale zanim Lucas do niej dotarł, przemierzając klasę, już zdążyła naprawić swój błąd i czar zaczął jej wychodzić. - Świetnie, Irv. Spróbuj jeszcze raz, na drugiej kostce dla utrwalenia. Widząc @Boyd Callahan, którego musiał przyznać nie spodziewał się na spotkaniu kółka, podszedł bliżej, aby zobaczyć jak brat Olivii sobie radzi z leczeniem stawu skokowego fantomu. - Bardzo dobrze, Callahan. Śpiewająco Ci to poszło - pochwalił go, nieco rozbawiony, ruszając dalej. I w końcu przystanął przy @Rylan A. Coulter, któremu również sprawiało trudności zaklęcie zasklepiające niewielkie rany. - Dobra, stary. Było dobrze. Najpierw tak... - zaprezentował mu odpowiedni chwyt, którego de facto przed chwilą użył, może i nieświadomie zmieniając go na inny, który już blokował magię na poziomie różdżki, nie pozwalając jej wyleczyć rany. -...a teraz krótki ruch. Dawaj, jeszcze raz - zachęcił go do kolejnej próby. Wiedział, że tego typu gesty muszą wejść w nawyk i nie ma innej rady. Podobnie zresztą jak inkantacja. Trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć.
Uśmiechnął się do Lucasa, kiedy ten zaaprobował jak śpiewająco mu poszło, ale radość z sukcesu nie trwała długo - najwyraźniej Lucas pochwalił dzień przed wschodem słońca, kiedy komplementował jego skuteczne zaklęcie naprawiające kostkę, bo podczas dalszej części zadania Bodziowi nie poszło już tak spektakularnie. Ze sprawdzeniem oddechu i tętna nie miał problemów, bo czynności które należało wykonać, żeby ocenić stan pacjenta nie należały do szczególnie skomplikowanych; komplikacje pojawiły się, kiedy w grę weszło przywracanie fantomowi funkcji życiowych za pomocą zaklęcia. Pierwsza próba była zupełnie bezskuteczna, druga tak samo, trzecia również... Pacjent zdawał się z każdym jego zaklęciem być coraz bardziej martwy i nawet wskazówki od przewodniczącego kółka nie pomagały - jak nie wymowa szwankowała, to ruch nadgarstkiem był zbyt zamaszysty albo skupienie niewystarczające; na szczęście nie zdążył się jeszcze mocno sfrustrować i za czwartym razem skupił się mocno na odpowiednim machnięciu różdżką, do tego zużył całe swoje siły żeby poprawnie zaakcentować inkantację i ostatecznie wystosował bardzo skuteczny czar, który raz dwa przywrócił fantomowi porządne tętno. Nie było łatwo, ale najważniejsze że w końcu się udało.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ruda nie była z tych, co czekają, aż ktoś powie jej, co zrobiła źle. Sama dochodziła do swoich błędów i faktycznie nim Lucas do niej zdążył podejść, udało jej się już poprawnie wyprowadzić zaklęcie. -Się robi. - Posłała mu perlisty uśmiech, bo uważała, że praktyki nigdy zbyt wiele i faktycznie przeszła do przećwiczenia zaklęcia na drugiej kostce. Oczywiście do perfekcji było jeszcze daleko, ale inkantacja była udana i Irvette uznała, że może przejść do dalszej części zadania. Sprawdzenie pulsu i oddechu wcale nie było takie proste, jak mogło się w teorii wydawać. Niektórzy jak burza, w ciągu kilku sekund potrafili ocenić stan pacjenta, a ślizgonka kręciła się wokół fantoma, sprawdzając różne charakterystyczne miejsca, ale nie potrafiła jednoznacznie określić, czy fantom dycha, czy też nie dycha. W końcu jednak natrafiła na punkt, który dał jej ostateczną odpowiedź i mogła przejść do działania. Przywrócenie akcji serca wydawało się być dużo bardziej skomplikowane niż niwelowanie obrzęku, więc Irvette włożyła maksimum skupienia w swoje działanie. Każdy ruch, każda sylaba i każdy oddech dziewczyny był na swoim miejscu, więc już przy pierwszej próbie, perfekcyjnie udało jej się przywrócić fantoma do życia. Skłamałaby gdyby powiedziała, że nie była z siebie dumna. Jeszcze nigdy w dziedzinie uzdrawiania nie udało jej się osiągnąć czegoś takiego i to za pierwszym razem. Z uśmiechem na ustach odeszła więc z kolejki, robiąc miejsce kolejnym osobom i w kącie powtarzając sobie Oedmę, by dojść do perfekcji.
Oczywiście, że wyglądał jak pstrokaty jednorożec, któremu należałoby tylko nakleić dildo na czoło, które imitowałoby ten piękny róg. Mimo to wcale mu aż tak do śmiechu nie było pod tym względem, to znaczy się - na pewno nie pozwoliłby sobie go nakleić. A te włosy trochę mu zwisały, bo tak naprawdę wszystko sprowadzało się do tego, iż nie dość, że wszystko w jego zasięgu wzroku zmieniało płynnie kolory w neon, to jeszcze przy okazji głowa śmiała go boleć jeszcze bardziej. Mógł zatem wyglądać na trochę wygaszonego, choć powstrzymywał się przed jakimkolwiek grymasem, gdy pstrokatość palety barw zdawała się zbyt bardzo męczyć jego zmysły. Aż za bardzo; na krótki moment przymknął oczy, by dać sobie chwilę wytchnienia, której tak bardzo potrzebował. - Otóż... przeszedłem na tęczową stronę mocy, stary. - prychnął z widocznym rozbawieniem, aczkolwiek po tonie głosu można było wywnioskować, że jest to po prostu żart. Powód był inny, bardziej poważny, gdyż stracił wcześniej wzrok i dopiero od momentu, gdy go Julka przebadała, mógł widzieć. Nie normalnie, a bardziej tak, jakby był na jakimś niezłym haju, aczkolwiek starał się udawać, że wszystko jest w porządku. Przynajmniej do momentu, dopóki nie pomyli jakichś eliksirów bądź innych rzeczy, choć te zawsze nosił podpisane we własnej torbie. - Dokładnie! W pierwszym dniu pracy odbyłem niezłego tripa do Zakazanego Lasu. Aż się łezka w oku kręci na to, jak pięknie się na mnie zrzygał... - zażartował, choć prowizoryczną łezkę w oku wytarł, będąc tym pięknym, tęczowym księciem. Wyglądał nietypowo i przykuwał uwagę dosłownie każdego, w związku z czym nic dziwnego, że większość spoglądała w jego kierunku z widocznym zaciekawieniem. Albo jakimiś przytykami, na które nie zwracał uwagi. Wielu szło całkiem nieźle - przynajmniej oceniając ich prawdziwe możliwości i potencjał do korzystania z magii leczniczej. Były student doskonale o tym wiedział, że złośliwość losu potrafi być krnąbrna, w związku z czym nie bez powodu był w stanie poinstruować tych, którzy zechcieli jego pomocy, w odpowiedni sposób. Gdy lekko przechadzał się po sali, a kroki rozbrzmiewały w akompaniamencie mniej lub bardziej donośnych świstów zaklęć, dotarły do niego kolejne słowa, choć lekko zagłuszone przez narastający ból, który nie był przyjemny. O ile kontury osób poznawał, o tyle nie był w stanie stwierdzić, jakiego koloru ubrania noszą, w związku z czym starał się nie nawiązywać do nikogo pod względem oceny nowej fryzury bądź czegokolwiek innego. - Coś ty, ja bym nie pożyczał? Mam masę rzeczy, których jeszcze nie zwróciłem. - szepnął, uśmiechając się lekko pod nosem. W tym przypadku Lucas nie mógł stwierdzić, czy asystent uzdrawiania żartował, czy jednak mówił szczerze. Sam doskonale pamiętał własne włamania do Działu Ksiąg Zakazanych i zaplecza w Skrzydle Szpitalnym, dlatego stawiał na naprawdę najróżniejsze scenariusze - choć podejrzewał prefekta naczelnego o krztę rozsądku pod względem chęci zdobycia czegoś na zajęcia. Zanim cokolwiek zdołał powiedzieć, okazało się, że Lucas sprawnie przejął pałeczkę tłumaczenia wszystkim odpowiednich rzeczy. Wzrok na krótki moment utkwił na @Rylan A. Coulter, machając do niego własną dłonią po niepewności (po tych bólach nie był w stanie stwierdzić, czy to aby na pewno on), by po konsultacji z Sinclairem nawiązać z nim kontakt. Spokojnie, bez najmniejszej krzty zastanowienia; dopiero po wakacjach miał możliwość spotkania się z nim, w związku z czym nic dziwnego, iż zamierzał jakkolwiek pogadać. - No siema stary, jaka porada, wariacie? Wiesz, jakbyś potrzebował pomocy, to mogę ci zapewnić korki w wolnym czasie. - zaproponował, bo widział, że chłopak miał problemy z użyciem Vulnus Alere, a nie miał problemów z załatwieniem jakichś korków po lekcjach, skoro trzymał sztamę z Coulterem. Co jak co, ale poniekąd lubił patrzeć na to, jak z czasem doświadczenie naprawdę przeobraża się w możliwość rzucenia znacznie silniejszych zaklęć, w związku z czym z chęcią oddawał się temu zajęciu. Może nic nie było idealne. Może wiele rzeczy się pierdoliło w jego przypadku, a jedyne, czym mógł się poratować, to zaciągnięciem szluga, niemniej jednak to nie rozwiązywało żadnych problemów. Bo dym ze szluga był kolorowy, wszystko było kolorowe, a koniec końców każda twarz mieniła się najróżniejszymi barwami, w zależności od własnego widzimisię zdradliwej magii. Z czasem wszyscy rozpoczęli ustawianie się do kolejnego etapu lekcji, co uważnie obserwował, by uniemożliwić powstanie złych nawyków, a bardziej utrwalić te dobre. Wszystko wskazywało na to, że nie było aż tak źle; co prawda Boydowi nie poszło nader dobrze i pozostawił go do dyspozycji Lucasowi, ale gdy do ratowania biednego pacjenta podeszła @Irvette de Guise, nie mógł się nie uśmiechnąć na jej udane podejście w postaci perfekcyjnego rzutu Dispareo Oedema. - Brawo, Irv! Znakomicie ci poszło. - posłał jej szczery uśmiech, by następnie asystować przy kolejnych osobach, gdyby potrzebowały pomocy, choć nie było to proste. Głowa nakurwiała go maksymalnie i nie mógł się na tym skupić, na chwilę mrugając dziwnie, choć dość szybko się uspokoił.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Na szczęście tamte zadrapania udało mu się jakoś ogarnąć. Po kilku próbach, ale jednak. Zdycydowanie będzie musiał nieco powałkować zaklęcia uzdrawiające, żeby mu wychodziły za pierwszym razem. W końcu jeśli kiedyś coś się naprawdę przy nim stanie, to lepiej jeśli będzie w stanie coś zrobić żeby ta osoba się nie wykrwawiła, albo żeby przynajmniej ulżyć jej w bólu. Przyszła w końcu też pora na sprawdzenie oddechu i tętna magicznego manekina. Ustawił się więc w kolejce i oczekiwał na swoją kolej. Nieco się stresował, bo znał swoje szczęście do uzdrawiania. Zwłaszcza podczas nowiu, gdzie jego różdżka zdaje się mieć kaca takiego samego jak Drake po pełni. Kiedy nadeszła pora na niego, zbliżył się ostrożnie do fantoma pochylił się do jego ust by sprawdzić jak z jego oddechem. Do tego przyłożył palce do tętnicy szyjnej by sprawdzić puls. Doskonale wiedział gdzie ona jest z pewnych przyczyn... Dlatego kiedy już ustalił stan "pacjęta" zabrał się za rzucanie czaru. Nie był pewien czy da sobie z nim radę, ale mimo wszystko warto spróbować. - An duca tuas - No i coś się zadziało. Puls wrócił, ale tak nikły że wilkołak nie był w stanie stwierdzić czy powinien to uznać za sukces. Odsunął się kawałek robiąc miejsce innym osobom.
Coulter z góry zakładał, że z magią leczniczą idzie mu najlepiej... A sytuacje takie jak ta mocno kompromitowały go we własnych oczach. Wiedział, żeby się nie poddawać, ale było to niesamowicie demotywujące. Widząc przechadzającego się po klasie @Lucas Sinclair posłał mu smutny uśmiech. Westchnął również cicho, kiedy ten tłumaczył mu działanie tego zaklęcia. Potrzebował praktyki... I poświadczyć to mógł tak Sinclair jak i Lowell, który przybył chwilę później. - Poćwiczę jeszcze to zaklęcie... - Powiedział ze zrezygnowaniem. Ciężko było mu zazwyczaj znieść gorycz porażki, zwłaszcza na czymś, na czym mu zależało. - Potrzebuję praktyki. Może zaciągnę jednego fantoma do dormitorium... - Powiedział pół żartem pół serio. Musiał znaleźć czas na douczki. - Nawet kilku, nawet kilku... - Skomentował zaczepkę o poradzie. - A na korepetycje z chęcią bym się załapał. Do tej pory nie wiem, jak ja zdałem egzaminy. Może faktycznie dołożenie się @Felinus Faolán Lowell do zarobków i skorzystanie z jego pomocy było jakimś rozwiązaniem... Pewnym było też to, że koniecznie musiał znaleźć pracę. Powoli przestawał być stabilny finansowo i niestety, kieszonkowe przestawało starczać, a trzeba było pamiętać, że pomoce naukowe w sumie też kosztują. Na dobrą sprawę każde uwarzenie eliksiru wiązało się, z pożytkowaniem pieniędzy. Może dopyta się Felka albo Lucasa po kole czy nie mają jakiegoś miejsca do polecenia, gdzie akurat szukają kogoś do pracy. Zgodnie ze wskazówkami, których udzielił mu Lucas chłopak jeszcze raz przyłożył się do zaklęcia. Faktycznie, poszło mu znacznie płynniej i wydawać by się mogło, że potrafił je rzucać już wcześniej. To nie było jakieś bardzo skomplikowane zaklęcie, ale ruch nadgarstka wydawał mu się dość specyficzny i najprawdopodobniej to właśnie on popsuł całość efektu wcześniej. Nie czekając na fanfary od razu postanowił spróbować kolejnego zaklęcia. Tego niestety nie kojarzył i nie wiedział czy po prostu nie dotarł jeszcze do tak złożonych zaklęć, czy raczej przeoczył któreś ze stron w podręczniku. Na tę chwilę nie było to istotne, zapewne i tak wyląduje dziś po zajęciach w bibliotece próbując poszukać wszystkich informacji odnośnie An Duca Tuas. Rylan pochylił się uważnie nad fantomem starając się poczuć na swoim uchu chociażby cień oddechu. Nie mając do końca pewności, czy aby na pewno ten nie oddycha postanowił skorzystać z techniki, którą zapamiętał z mugolskiej szkoły. Położył trzy palce tuż pod uchem, a potem wykonując płynny, wyuczony na dobrą sprawę ruch te same palce trafiły na szyję tak, by wyczuć delikatne ruchy pulsujące. Niestety nie poczuł niczego. - No dobrze... Czyli Tom nam umiera. - Westchnął cicho pod nosem i odchrząkując skierował w jego kierunku różdżkę. Wykonał odpowiedni ruch tak samym magicznym kijkiem jak i nadgarstkiem i starał się artykułować mocno i dźwięcznie. - An Duca Tuas. Tom wydawał się jakby... Znajdować na granicy życia i śmierci. Klatka piersiowa zdawała się delikatnie poruszać, ale... Ledwo. Tak jakby jego nić życia była mocno nadszarpnięta. Po ponownym sprawdzeniu pulsu wiedział, że serce działało, ale tylko ledwo co. - Tracimy pacjenta. - Powiedział pół żartem pół serio nie wiedząc już samemu co do końca robił źle. Skoro wyczuwał puls, to czy powinien jeszcze raz ponowić zaklęcie? Czy nie spowodowałoby to ponownego wstrzymania akcji serca?
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Była naprawdę zmęczona. Od dłuższego czasu nie mogła zmrużyć oka, by nie męczyły ją wszelkiego rodzaju koszmary senne. Wcześniej już i tak mało sypiała przez połączenie wszystkich swoich obowiązków, ale przynajmniej wtedy mogła liczyć na marne kilka godzin snu bez większych problemów. Nic dziwnego, że wyglądała naprawdę marnie i nawet pod warstwą makijażu trudno było jej ukryć sińce pod oczami oraz widoczną bladość skóry. Wysłuchała uważnie tego, co miał jej do przekazania Lucas, a następnie zabrała się za rzucanie odpowiednio wskazanego przez niego zaklęcia. Chociaż z powodu niewyspania czuła się naprawdę słabo to jednak jej magia zdawała się być aż przepełniona mocą. Czuła jak jej różdżka nagrzewa się pod wpływem ogromnego przepływu energii, który nie miała pojęcia skąd się wziął. Niemniej dzięki niemu trucizna została szybko i sprawnie usunięta z ciała fantoma, a ona mogła odetchnąć. Przynajmniej na chwilę.
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
O Mulan można powiedzieć tyle, że nie radziła sobie zanadto z magią leczniczą. W zasadzie prawie w ogóle sobie z nią nie radziła. Być może dlatego właśnie zjawiła się na zajęciach klubowych, by się czegoś nauczyć. Chociażby dla własnego użytku, bo często się ładowała w coś z czego wychodziła z ranami. Pierwsze podejście do zleconego jej przez Lucasa zaklęcia było dosyć słabe. Potrzebowała kilku podejść, aby za pomocą w miarę prostego zaklęcia zaleczyć parę drobnych ranek, a i nie poradziła sobie ze wszystkimi. Przeklęta magia lecznicza. Trzeba było zostać w domu i nie pchać się na te zajęcia. Nic tylko kłody pod nogi.
Zajęcia z uzdrawiania zainteresowały go, od kiedy się o nich dowiedział. Pomaganie innym leżało w jego naturze, a wiedza na temat leczenia była pod tym względem bardzo ważna. Zaczynał się już przyzwyczajać do tego, że jest otoczony przez starszych uczniów a zajęciach. Na początku go to deprymowało, ale teraz było całkiem normalne. Wysłuchał wstępu Lucasa Sinclaira z uwagą. Pierwsza pomoc, super! Jeszcze bardziej go ucieszyło, że jednak tu przyszedł. Potem odezwał się Felinus Lowell. Kiedy Christian usłyszał jego imie, spiął się nieco. To z nim Jenna spędziła pół dnia, kiedy przestała się odzywać do Krukona. Nie wiedział, czemu właściwie tak zareagował, w końcu miała prawo spotykać się, z kim chce, ale coś jednak mu w tym nie pasowało. Ale Sposób bycia byłego Puchona szybko go rozluźnił. Był zwyczajnie sympatyczny. Christian nieświadomie uschnął się do niego. Nie był to, jakiś entuzjastyczny wyszczerz, ale jak na wiecznie poważnego Krukona, był to całkiem miły wyraz twarzy. Przyszła kolej na naukę, więc podszedł razem z Jenn do fantomu z rankami. - Spróbuję pierwszy. - Zdecydował, że pójdzie na pierwszy ogień. Jeśli coś pójdzie nie tak, Jenn będzie miała możliwość wyciągnąć wnioski z jego błędów. Wypowiedział inkantacje i powtórzył gest, najdokładniej jak umiał, ale to nie wystarczyło. Ranka, w którą celował, nie zareagowała wcale. Chłopiec zmarszczył czoło. Coś zrobił nie tak, tylko co. Pewnie gest, jego różdżka była krótka i łatwo było źle dopasować ruch. Poprawił gest i za drugim razem zadziałało, ranka się zamknęła, a Chris wznowił wstrzymany oddech. Ostatnio wszystko szło mu kiepsko, więc taki mały sukces cieszył go wyjątkowo. - Teraz ty. Pewnie pójdzie ci lepiej - Spojrzał w oczy kuzynki z całą wiarą w jej możliwości, jaką miał, a miał jej sporo.
Ostatnio zmieniony przez Christian Hastings dnia Nie Wrz 19 2021, 21:13, w całości zmieniany 1 raz
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
44, 1, J Jenna przyszła na spotkanie koła uzdrowicielskiego zachęcona wczorajszego wieczora przez Felinusa, od którego w ogóle się dowiedziała o istnieniu takowego. Początkowo zamierzała iść sama, ale oczywiście szybko jej stosunki z Christianem wróciły do normy i dziewczynka nie wyobrażała sobie sytuacji, w której kuzyn nie poszedłby razem z nią. Poza tym zapowiadały się bardzo przydatne zajęcia, a nie jakieś latanie na miotle. Tu mogła się nauczyć ratowania życia! Kiedy zobaczyła Felinusa, twarzyczka jej pojaśniała, a oczęta zabłysły radośnie. Strasznie go polubiła. Nie chciała mu jednak zawracać głowy, skoro wyraźnie był zajęty, a i ona miała co robić. Te manekiny! Coś niesamowitego! Gdyby niemagiczni mogli się na takich uczyć... Westchnęła i przegoniła smutne myśli o matce, która na pewno by się rozgniewała, gdyby usłyszała o czymkolwiek tego rodzaju. Musiała się skupić na zadaniu, a to chyba nie należało do najprostszych, biorąc pod uwagę to, jak poszło jej kuzynowi. Uśmiechnęła się słabo na jego słowa otuchy i deklarację wiary w nią, ale nie podzielała jego zdania, co też szybko się potwierdziło w czynach. Szło im identycznie. Niby nie dramatycznie, ale jednak słabo. Jak wszystko w tej szkole.
- Nie poprzejmuj się, jeszcze trochę poćwiczymy i będzie idealnie Zabrzmiał optymistycznie, ale jego optymizm szybko zgasł, bo następne próby nie były już tak skuteczne. Ale nie zamierzał się poddać łatwo. Ćwiczył i powtarzał, aż zaklęcie zaczęło działać w większej ilości przypadków. Jak tylko zauważył, co tym razem poszło nie tak, mówił o tym Jenn, sam też się jej przyglądał, żeby wyciągnąć wnioski. Przyszła kolej na drugie ćwiczenie. To już byłą poważna sprawa. Przywracanie do życia miało się nijak do leczenia małych ranek, więc podszedł do tego odpowiednio poważnie. Nie miał większych problemów z ustaleniem, że fantom nie oddycha. Zabrał się za rzucanie zaklęcia, początkowo myślał, że się udało, ale "poszkodowany" po chwili przestał znowu oddychać. Christian ciężko westchnął i spróbował jeszcze raz, tym razem poszło lepiej. Kolejny mały sukces. Chyba polubi tę dziedzinę. Zwłaszcza że uczyła czegoś, co naprawdę mogło się przydać w życiu. - Dzięki, że mnie namówiłaś, podobają mi się te zajęcia - Na twarzy chłopaka było widać szczerość tej wypowiedzi
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Odetchnęła kilka razy przed przejściem do ćwiczenia kolejnego zaklęcia. Już wcześniej je wykonywała więc nie powinno jej pójść tak źle. Chociaż niepokoiło ją nieco to w jakim stanie się aktualnie znajdowała. Była przemęczona, a jej magia była niestabilna. Pierwsze, co musiała zrobić to sprawdzić puls manekina, ale przez przemęczenie i stres jakoś nie mogła sobie poradzić z tak prostym zadaniem, które zajęło jej o wiele więcej czasu niż powinno. Dopiero, gdy uświadomiła sobie, że faktycznie ma do czynienia z zatrzymaniem krążenia, sięgnęła po swoją różdżkę, aby rzucić odpowiednie zaklęcie. Nie zdołała zrobić zbyt wiele. Ledwo wymówiła inkantację, przykładając drewno do klatki piersiowej fantoma, gdy poczuła jak to rozgrzewa się pod jej dotykiem, by w końcu eksplodować od rdzenia w kaskadzie ostrych drzazg. Pod wpływem impulsu wysyczała krótkie japońskie przekleństwo, gdy tylko zdała sobie sprawę, że wybuch różdżki, zranił jej dłoń. Takie już jej parszywe szczęście. Przynajmniej manekin odzyskał jakiś puls chociaż ten był niezwykle słaby.
Jenna Hastings
Rok Nauki : III
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 155
C. szczególne : Piegi; jasne, przenikliwe oczy; spojrzenie zbyt poważne jak na jej wiek.
Jenna skupiła się na dalszym zadaniu, nieco nieszczęśliwa, że nie ma okazji się popisać umiejętnościami przed Felinusem. Strasznie jej na tym zależało, no ale co robić? Starała się najbardziej jak potrafiła. Christianowi dobrze poszło ze sprawdzaniem pulsu, dlatego Jenna podeszła do tematu trochę na pewniaka. Ćwiczyła to z mamą, która już dawno zadbała, by jej córka potrafiła udzielić pierwszej pomocy. A tu psikus. Jenna starała się w duchu przekonać, że to dlatego, że fantom nie był prawdziwym człowiekiem, ale w duchu ją męczyło, że miała problemy z tak podstawową czynnością jak wykrywanie pulsu. Była zestresowana, ale w końcu sobie wyjaśniła, że to lekcja i że właśnie po to tu jest - żeby się nauczyć. Drugie zaklęcie postanowiła najpierw powtórzyć sobie na sucho parę razy, w trakcie kiedy Christian jako pierwszy podejmował próbę. Kiedy nadeszła jej kolej, była już dobrze przygotowana. - An Duca Tuas - powiedziała spokojnie, celując w pierś manekina i powtarzając ruch nadgarstka. Udało się! Udało! Zrobiła to perfekcyjnie! Najpierw uśmiechnęła się z dumą do Christiana, a potem rozejrzała się za Felinusem. Czy on to widział? Czy zobaczył, jak świetnie jej poszło?! Mała Krukonka z jakiegoś powodu marzyła o pełnym aprobaty spojrzeniu, może nawet o jakiejś pochwale. To było dla niej takie... Ważne. I wtedy wybuchła różdżka jakiejś Puchonki. Jenna zareagowała totalnie instynktownie, podsycona chwałą dopiero co odniesionego sukcesu. Poza tym, na diadem Roweny, przecież właśnie się tego uczyli! Leczenia! Prawda?! No i przede wszystkim czytała o tym, że w tłumie jest najtrudniej uzyskać pomoc, bo każdy czeka, aż kto inny zadziała. No to zdecydowała się działać natychmiast. - Jesteś ranna? - spytała Krukonka, niemal materializując się przy Yuuko i trochę bez pytania sięgnęła po dłoń Puchonki, żeby ją obejrzeć. - Masz drzazgi w ręce, to chyba nic poważnego, ale powinnaś usiąść. Tyle zdążyła, bo zaraz na pewno podejdzie ktoś, kto lepiej się na tym wszystkim znał. Ale Jenna mogła zrobić coś jeszcze, co mieściło się w jej skromnych kompetencjach. Wygrzebała szybko z kieszeni mundurka pudełko z czekoladową żabą i podała je starszej koleżance. - Weź, to pomaga. Przeczytałam wczoraj w bibliotece, że czekolada pomaga w produkcji dopaminy, czyli... - urwała, gorączkowo usiłując sobie przypomnieć, co to była ta dopamina. - ... Czyli naprawdę działa!
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Doktor Huang przechodzi do kolejnego poważnego przypadku. Brakowało tylko jakiś syren w tle oraz jakiejś niezwykle dramatycznej muzyki, aby zaznaczyć jak ważna była to chwila. Co do tego nie było żadnych wątpliwości. Troszkę dziwny był fakt, że tak dobrze udało jej się odnaleźć przy manekinie i wyczuć dosyć szybko, że nie miał on pulsu. Chociaż... może po prostu źle się do tego zabrała i był faktycznie ten puls, ale zrobiła to tak, że nie czuła. To już nie było takie ważne. Bardziej skupiła się na poprawnym rzuceniu zaklęcia, co takie proste wcale nie było. Musiała wykonać kilka powtórzeń nim w końcu coś ruszyło i pacjent wrócił do w miarę normalnego stanu. Uśmiechnęła się jedynie na ten widok i z radością odłożyła na bok różdżkę.
Starał się ogarnąć wszystkich wzrokiem, aby w razie konieczności pomóc kolegom w zaklęciach, jeśli mieli z tym problem. Jednak nie spodziewał się, ze przyjdzie ich dość sporo, zwłaszcza tych najmłodszych. Jak tylko pojawili się w sali skupił także na nich swoją uwagę, aby poinstruować ich co do rzucanych zaklęć. I chociaż magia lecznicza była bardzo skomplikowaną dziedziną, to musiał dać im szansę do spróbowania podstawowych czarów z tego zakresu. Za to specjalnie dla niech, był zmuszony zmodyfikować drugą część, by zlecić @Jenna Hastings i @Christian Hastingstylko i wyłącznie sprawdzanie tętna u manekina, bo niestety, ale zaklęcie przywracające krążenie, które im przedstawił było na tyle złożone, że nie mieli nawet się za co zabierać. Zapewne w przyszłości będą mogli podejść do nauki tego czaru leczniczego, jednak jak na razie było na to za wcześnie. Podszedł także do @Mulan Huang, aby najpierw sprawdzić jak sobie radzi, a po chwili dać jej kilka rad, aby mogła poprawnie rzucić zaklęcie. W końcu nie każdemu udaje się zasklepić nawet małe ranki za pierwszym podejściem. Do tego potrzeba wprawy, a Gryfonka właśnie na nią pracowała. Ćwiczenia były tym co w magii leczniczej było zdecydowanie najważniejsze. Kiedy podszedł znowu do @Rylan A. Coulter, tym razem przy okazji prób przywracania funkcji życiowych, akurat usłyszał jego komentarz co do efektów jego zaklęcia i nie mógł powstrzymać uśmiechu. Sam uwielbiał śmieszkować przy nauce. Jednak to nie zmieniało faktu, że kumpel powinien jednak coś z tego spotkania wynieść. Zwrócił się więc do niego, odnoście gestu jaki wykonywał przy okazji rzucania zaklęcia An Duca Tuas, aby go nieco u Krukona poprawić i przećwiczyć z nim kilka razy ten ruch. W końcu był to niezwykle przydatny czar, który naprawdę warto było znać, bo można było uratować komuś nawet życie. Natomiast, kiedy @Yuuko Kanoe w pewnym momencie eksplodowała różdżka, był w ciężkim szoku, że to się wydarzyło. Nie miał pojecia czym to było spowodowane i naprawdę doceniał chęć pomocy młodej Krukonki, która szybko do niej podeszła, jednak zaraz pojawił się przy nich, aby za pomocą Astral Forcipe zacząć wyjmować drzazgi z ręki Puchonki, a następnie ją sprawnie uleczyć. Najgorsze jednak było to, że dziewczyna straciła swoją różdżkę, a Sinclair doskonale wiedział co mogła czuć. Rok temu jego własna, która służyła mu przez długie lata, również uległa zniszczeniu. Czarodziejowi w takiej chwili wydaje się jakby został pozbawiony kończyny...
- Dziękuję wszystkim za spotkanie. Mam nadzieję, że się czegoś nauczyliście i jednocześnie już teraz z tego miejsca zapraszam na kolejne. Do zobaczenia! - pożegnał wszystkich na koniec, aby z uśmiechem ruszyć na koniec sali i zacząć sprzątać za pomocą zaklęć cały ten rozgardiasz, który spowodowali. Tak, aby był porządek na kolejne spotkanie kółka.
|zt dla wszystkich| dziękuję Wam!
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Szkiele-wzro z pewnością było jednym z najbardziej skomplikowanych eliksirów jakie przyszło jej warzyć, ale jakoś szczególnie się tym nie przejmowała. Wystarczyło jedynie uważnie prześledzić to, co na jego temat miał do powiedzenia podręcznik i odpowiednio nastawić się psychicznie na jego warzenie. Jej wzrok śledził w pełnym skupieniu to, co widniało wytłuczone czarnym tuszem na kartkach odpowiedniej książki z przepisami eliksirowymi dla średniozaawansowanych. Była już zaznajomiona z działaniem eliksiru, ale wciąż musiała poczytać nieco o procesie odbudowy kości i o tym jak przebiegał, jak szybko, jakie mogły się wiązać komplikacje z nieprawidłowo uwarzonym eliksirem oraz przeczytać najważniejsze wskazówki, które miały jej pomóc w całym procesie przygotowywania szkiele-wzro. To było dla niej najważniejsze jako, że miała to być jej pierwsza prawdziwa próba uwarzenia eliksiru także rzetelny research był pierwszym, co musiała zrobić. Dopiero, kiedy uznała, że jest gotowa na to, by przystąpić do tego procesu, sięgnęła po znajdujący się w sali klubowej kociołek, który umieściła nad palnikiem. Sięgnęła po różdżkę, by rzucić szybkie Incendio, które poprzedzało Aquamenti użyte do napełnienia wcześniej wspomnianego kociołka. Pierwszym do czego przystąpiła było rozbrojenie uzbrojonego aloesu, z którego miąż miał znaleźć się w środku wywaru. Musiała przy tym pracować niezwykle ostrożnie, aby przypadkiem się nie zranić w czasie uważnego operowania nożem. Dopiero po chwili udało jej się nazbierać odpowiednią ilość miąższu obecnego w liściach rośliny, który wrzuciłą w pierwszej kolejności do kociołka, w którym energicznie zamieszała, aby mieć pewność, że składnik nie osiądzie na dnie, a zostanie dobrze rozprowadzony w gotującej się wodzie nim przystąpi do przygotowywania kolejnych składników. Tyle dobrego, że kość taranda, którą nabyła już została sproszkowana i znajdowała się w odpowiednim opakowaniu. Wystarczyło jedynie nabrać odpowiednią ilość na łyżeczkę i wrzucić do kociołka, którego zawartość przemieszała raz jeszcze przed przejściem do obrabiania korzenia mandragory. Tyle dobrego, że już nie krzyczał. Głównie ze względu na to, że nie był częścią żywej już rośliny, a nieco już przesuszonym produktem. Przynajmniej nie musiała się martwić zatykaniem uszu. Obrała go ze skóry, a później przystąpiła do krojenia na odpowiednie kawałki, które odważyła, aby mieć pewność, że na pewno posiada ich odpowiednią ilość. Odmierzywszy korzeń mandragory, wrzuciła go do reszty ingrediencji i zerknęła do podręcznika, aby upewnić się, co do dalszych kroków, które powinna zastosować. Zdawało się, że znajdowała się już na finalnym etapie warzenia, gdzie musiała jedynie doglądać tego jak jej idzie. Kontrolując to jak gotuje się eliksir, przygotowała odpowiednią fiolkę, do którego miała go nalać oraz etykietę mającą informować o zawartości. Zapach robił się coraz bardziej nieznośny, a bladożółty kolor raczej nie zachęcał do próbowania. Niemniej przelała wywar w naczynie, ignorując kłęby dymu, które temu towarzyszyły po czym zakorkowała butelkę, którą schowała do torby.
z|t
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
2022/01/16 - Laboratorium Medyczne Spotkanie w ramach działalności kółka
Lubił Klasę Magii Leczniczej, ale wraz z nowymi rozporządzeniami nie mógł (nie powinien) w niej przebywać w ramach prowadzenia kółka Laboratorium Medycznego. Nic dziwnego zatem, że zajęcia te - kompletnie nieobowiązkowe - odbywały się gdzieś indziej. Tym razem różniły się one jednak od tego, z czym zazwyczaj uczniowie i studenci mieli do czynienia, w związku z czym mogło to być nieco zastanawiające, ale czy zawsze tak musi być? Nie, nie musi. To, że jest to kółko powiązane z Uzdrawianiem i Eliksirami wcale nie oznacza, że musi mieć z nimi styczność absolutnie bezpośrednią. Od zawsze cenił sobie uczniów od konieczności prowadzenia zajęć, tak więc nic dziwnego, że w sali zapanował aromat gorącego kakao przygotowanego nie tylko przez skrzaty, ale także i samego Lowella. Może chciał być dobrym nauczycielem, może chciał przełamać stereotypy nudnych, mniej lub bardziej koniecznych rozmów; może po prostu chciał, by ta atmosfera świąteczna utrzymywała się nieco dłużej, niż w rzeczywistości miało to miejsce. Na stolikach znajdowały się natomiast eliksiry najróżniejsze, o barwach i konsystencjach różniących się od siebie w stopniu wręcz zaskakującym. Miał plan prosty, polegający przede wszystkim na ich identyfikacji - nic dziwnego, że zamierzał podejść do prowadzenia Laboratorium Medycznego bez parcia na obowiązkowe zdobywanie wiedzy. Ostatnią rzeczą, którą to zrobił, było krojenie ciast najróżniejszych - począwszy od prostej babki piaskowej, a kończąc chociażby na miodowniku. Bo lubił słodkie. Od dłuższego czasu na tym się opierał - i w sumie, jakby nie było, opierał się również na posiadanej od momentu pamiętnego zdarzenia lasce. Trochę było to bolesne, wszak odebranie pełnej sprawności biło w jego własną samoocenę, ale skutecznie to ukrywał. Albo inaczej - nie pozwalał, aby pewien cichy głos mówił mu, co ma o tym myśleć. Zdarzyło się, a czasu cofnąć nie mógł. - Zapraszam, zapraszam! - powiedział, kiedy to pierwsze osoby pojawiły się w sali, kiwając im głową na powitanie. Nie potrzebował kulturalnego przywitania, no ba - wolał podejść do uczestników na ty. - Proszę się śmiało częstować. - te słowa opuściły jeszcze jego lekko spierzchnięte usta, gdy stał, trzymając w lewej dłoni laskę, dzięki której poruszanie się było zdecydowanie mniej obarczone ryzykiem potencjalnego wywalenia się na podłogę. - Eliksiry na stolikach będą wam służyły w późniejszym etapie spotkania, proszę ich na razie nie otwierać. Możecie siadać nawet w szóstkę, komunikacja to ważna rzecz. - uśmiech rozkwitł na twarzy niczym za subtelnym dotknięciem czarodziejskiej różdżki, kiedy to czekał na kolejne osoby; zapowiadało się spokojne popołudnie. - Jak wam minęły Święta i Nowy Rok? - pytał się raz po raz wchodzących do pomieszczenia osób, stawiając wszystkie karty przede wszystkim na rozmowę, nie na odbębnienie własnych spraw.
Spoiler:
Wasze zadanie w tym etapie jest proste - musicie rzucić kostką k100, by dowiedzieć się, jaki to eliksir znaleźliście na stolikach. Każdy z Was!
Uwaga: jeszcze nie wiecie, co to są dokładnie za eliksiry. To jest informacja do Waszej wiadomości - gracza - a nie postaci!
Kolejny etap: za parę dni. Mój następny post nie blokuje możliwości pisania.
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Od początku roku Wacław strajkował wobec seksu. Chociaż wraz z mijającymi dniami zastanawiał się czy ta decyzja jest druzgocąca dla jakieś większej części społeczności, czy tylko dla niego. Odpowiedź była uzależniona od godziny: wstawał rano o trzynastej, pełen energii witalnej z myślą, że to będzie kolejny cudowny dzień, który zmieni świat. Tak trzymał się do obiadu aż nie przychodziła Straszna Noc. Czas samotnych ludzi, wielu złych myśli nachodzących na siebie, piętrząc się na wieży gorszej niż Babel, bo pizda, że jakieś typki upatrzyły sobie w budowli problem z podziałem świata na języki. Wacuś cierpiał, bo silna wola kłóciła się z naturalnym dlań darwinizmem. Wszak nawet "Chłopi" przepełnieni byli tanim seksem tylko wystarczyło umieć dobrze patrzeć, bo zwykle to ludzie patrzą i nie widzą. Tak jak chociażby patrzą na "Lalkę" i wiedzą, że Łęcka to kurwa. Ano i to już wcale nie jest prawdą, a lata popularyzowania tego krzywdzącego schematy zasłaniają piękną kobietę, której przestrzeń osobistą zabierał zdziadziały bogacz, anektując sobie prywatność oraz bliskich Izabeli. Obecnie, na twitterze Wokulski, szmaciarz miałby overparty w trzy minuty. Chociaż jeśli szukać podobieństw między Wodzirejem na Stachem to ani ten, ani ten nie poruchali, co jest właściwie bardzo smutne. Ogólnie to Wacuś też nie wiedział, co to za szalony pomysł organizowania rzeczy w niedziele. Jak wiadomo jest to czas albo trzeźwienia, albo alkoholowego doprawiania się trunkami. No i z drugiej strony tak do fallusowego imiennika na zabawę nie iść do w religii tego Puchona uznawane było za grzech ciężki. Dlatego odział się w szkolny mundurek i to nie dlatego, że akurat ten ostał się jako jedyna nieobrzygana rzecz, ale dlatego, że czasem miło ponosić borsucze barwy pod kolor włosów. Doda z 2007 byłaby dumna. Wszedł do sali blady, ale z kolorkami malującymi się powoli na twarzy, zapach kakao był mdlący a ciasta... W tym roku chyba przy każdym swoim kacu nieumiejętność trawienia kosztowała go spożywanie darów, którymi nie pogardziłby sam Swarożyc. Na plecach miał duży szalik, który trochę przypominał koc i miło grzał kark. Albo pelerynę, bo Wacław snuł się dziś po zamku trochę jak wampir na detoksie. Na wejście obdarzył Lowella jakimś smutnym spojrzeniem cielęcia, które wie, że zaraz zostanie smaczniutkim schabem. Dotarł krok po kroczku do przypadkowego miejsca, ułożył się całą powierzchnią twarzy na blacie i połówką otwartego oka spojrzał na eliksiry. - Jak to wypije to rzygnę - rzucił w eter, ale chciał też jakoś zacząć rozmowę z kimś pobliskim. Poza tym cokolwiek znalazłoby się w jego ustach wypłynęłoby z nich szybciej niżeli się znalazło. No, może eliksiry detoksykujący dałoby się znieść. Albo zimną perełkę eksport.
Do sali Drake wszedł raczej cichutko starając się nie zrobić zbyt wielkiego zamieszania. Był tylko delikatnie zmęczony i trzymany przy życiu głównie za pomocą kawy oraz termosu w którym ta się znajdowała. Rozejrzał się krótko po sali i przywitał z Felinusem który prowadził dzisiejsze spotkanie kółka. I ruszył do najbliższego wolnego miejsca. Przy stoliku siedział już akurat znany mu Wacuś, więc przynajmniej będzie miał z kim porozmawiać przez ten czas w którym ludzie dopiero się zlatują do sali. Usiadł obok i przy okazji odpowiedział na jego komentarz dotyczący eliksiru.-Uwierz mi, nie wszystkie smakują aż tak okropnie. Zwłaszcza że zaczynają już powstawać takie o konkretnym smaku. - Sam już był nieco uodporniony na chujowy smak eliksirów, bo tojadowy który jest zobowiązany pić wiele osób prawdopodobnie przyprawiłby o odruch wymiotny. No ale mówiło się trudno. Akurat tojadowy to lek, a lekarstwa nie mają być smaczne tylko skuteczne.