W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Sama nawet nie zauważyła, jak wiele zmian w jej życiu wprowadziło pojawienie się Dunbara pod tym mostkiem w Hogwarcie. Kompletnie nieświadomie cały czas towarzyszyło jej dziwne przeświadczenie, że za chwilę obudzi się z tego snu i znów będzie tą Larą, która wręcz rozpaczliwie potrzebowała pomocy. Tymczasem dzień mijał za dniem, a ona wciąż miała obok siebie kogoś, kto był w stanie wyciągnąć ją nawet z największego bagna emocjonalnego. Nic więc dziwnego, że nawet teraz, kiedy zwyczajnie miała ochotę kląć na czym świat stoi, siedząc obok Dżemiego, jakoś nie mogła tego zrobić. Bo nagle przestawała widzieć w tym sens. Bo wolała się delikatnie uśmiechać zamiast wprowadzać się w jeszcze większą złość. No i nie ma co ukrywać, jego uśmiech był tak zaraźliwym że nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak pozytywny wpływ na nią posiadał. Nadal towarzyszył jej uśmiech na ustach kiedy przedstawiał jej doskonały plan stania się kopią słynnego hrabi. - Raczej nie polecam tych soczewek. Z tego co zauważyłam bardzo łatwo dzięki nim wystraszyć ludzi - na całe szczęście, jego nie wystraszyła, bo dalej dzielnie siedział obok niej. A może to właśnie dlatego że nie mógł obecnie zobaczyć jej oczu? Prychnęła pod nosem na wzmiankę o Irytku. Nienawidziła serdecznie tego gada od momentu, kiedy jej noga pierwszy raz przekroczyła próg zamku. Na samą myśl, że mogła jeść coś, do czego on coś dorzucił, brało ją na mdłości. Już miała rozchylić palce swoich dłoni, aby sprawdzić, o co mu dokładniej chodziło, ale jednak nie było jej to potrzebne. Od razu po słowach przeszedł do czynów, gdzie po chwili z równie wielką gorliwością go całowała, kompletnie nie zwracając uwagi na cały świat wokół nich. Przecież przyzwolenie otrzymali od samego prefekta naczelnego! Grzechem by było nie skorzystać. Jakoś tak instynktownie przesunęła się do niego jeszcze bliżej, całkowicie zatracając w tej cudownej pieszczocie. Co jak co, ale doskonale wiedział, jak poprawić jej nastrój. Odsunął się w końcu, nawet nie wiedząc, dlaczego to robi. Oddech miała mocno przyspieszony, a wzrok wrócił do normalności, co przywitała z nieskrywaną ulga. Złapała dłoń chłopaka i podniosła się z zajmowanego miejsca. - Ruszaj tyłek, miałeś mi pokazać swój autorski taniec - uśmiechnęła się do niego zachęcająco, bo miała dziwne przeczucie, że jeśli, zostaną dłużej w tym miejscu, to skończy się to szlabanem za bardzo nieodpowiednie zachowanie. - A do mnie i sukni się nie przyzwyczajaj - dodała, by pociągnąć go w stronę parkietu.
Bal majowy:
Wielki Bal Majowy
Taniec otwierający
Gdy namiot zamieni się w wielobarwne motyle, na scenie pojawia się zespół, który daje znać, że nadszedł czas otworzyć bal tradycyjnym tańcem Beltane. Pierwsza na parkiecie pojawia się Dyrektor Wang w akompaniamencie samego Ministra Magii, a za nią drepta kochany przez wszystkich Profesor Craine z dyrektorka Mahukotoro. W momencie, gdy wchodzicie na parkiet, wasze stroje wyjściowe zamieniają się w te tradycyjne, które mieliście okazję szyć podczas przygotowań (nie martwcie się, ponownie zmieniają się na wasze szaty galowe, po zakończeniu otwierającego utworu). Z każdą kolejną parą na parkiecie, jeden z użytych do dekoracji kwiatów zakwita, symbolizując obecność tych, których przez Bitwę o Hogwart już z nami nie ma.
Utwór otwierający
Zasady: Do tańców na otwarcie święta zaproszony jest każdy czarodziej, pamiętajcie jednak, że odbywa się on w parach! By wziąć udział w wydarzeniu, każdy musi rzucić kością k6, by dowiedzieć się, co stało się w trakcie układu! Każdy czarodziej, który wziął udział w lekcjach tańca może jednorazowo przerzucić kostkę.
Wydarzenie:
1. Oh nie! Magiczna zamiana stroju nie zadziałała na Tobie! Doskonale wiesz, że miałeś swoje tradycyjne przebranie gotowe, ale magia musiała cię złośliwie ominąć. Musisz tańczyć w swoim balowym stroju.
2. Duchy Beltane musiały stwierdzić, że chyba za szybko przebierałeś nogami, albo po prostu chciały sobie zażartować, bo przy każdym Twoim kroku z ziemi wyrastają nowe pnącza kwiatów i łapią cię za kostki!
3. Zaklęcie faktycznie sprawiło, że na czas tańca pojawił się na Tobie tradycyjny strój z przygotowań. Jednak magia chyba kiepsko na niego wpłynęła, bo zmienił rozmiar. Rzuć k6, liczba parzysta oznacza, że jest trochę za luźny i co chwila musisz go poprawiać w trakcie tańca bo się z ciebie zsuwa. Liczba nieparzysta oznacza, że jest trochę zbyt ciasny i z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej rozchodzi się w szwach.
4. Tak pięknie wirujesz w tańcu, że wróżki postanawiają wyróżnić ciebie i Twojego partnera, swoją magią unosząc Was trochę ponad tańczące pary. Chociaż znajdujecie się jakiś metr nad ziemią, nie czujecie niewygody.
5. Duchom Beltane spodobał się Twój taniec, nie tylko to widzisz, ale i czujesz i przeżywasz, gdy Twoje włosy zostają ozdobione całym welonem świeżych, polnych kwiatów.
6. Tańczysz jak natchniony, jakby same duchy tego święta w ciebie wstąpiły! I nie ma w tym aż tak dużo przesady. Ty i Twój partner zaczynacie widzieć wokół siebie migające niczym gwiazdy sylwetki, które tańczą wśród Was i nikt inny zdaje się ich nie dostrzegać. Nie czujesz jednak z tego powodu przerażenia, a letnie ciepło, to dobry omen. Kroki tańca zdają ci się przy nich naturalnie proste, a blask jaki niosą duchy zdaje się z Tobą zostać. Do końca balu twoje oczy świecą się tysiącem gwiazd.
Magiczna moc ognia!
Tradycja mówi, że ogniska, rozpalane podczas obchodów Beltane, nie były stosami przypadkowo zebranych drewienek i chrustu. Ich magiczna moc tkwiła bowiem w odpowiednim przygotowaniu. Trzech ludzi trzykrotnie udawało się, by zgromadzić drewno z dziewięciu gatunków drzew. Dopiero tak odpowiednio przygotowane ogniska płonęły świętym ogniem Beltane. Wydarzenie to trzeba było jednak trochę zmodyfikować, by każdy uczestnik mógł wziąć w niej udział! Na okazję balu użyto zaklęć, by zasadzone specjalnie drzewa były gotowe do ścięcia i stworzenia z nich wielkich ognisk na obchodach. Każdy czarodziej może dołożyć się do tej zabawy i za pomocą zaklęć przynieść jeden z dziewięciu gatunków drewna. Kto wie, może i na niego spłynie błogosławieństwo celtyckiej nocy!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się dołożyć własny bal drewna, rzuca kostką eliksiru. Każdy eliksir to inny gatunek drzewa, a co za tym idzie - inne błogosławieństwa lub przekleństwo. By dowiedzieć się, czy moc magicznego ognia była po Twojej stronie, rzuć k6, gdzie wynik parzysty oznacza dar, z kolei nieparzysty - nieszczęście.
Dąb - bełkoczący napój
Parzysta:
po odstawieniu balu na ognisko, czujesz przyjemną sensację w gardle, zupełnie jakbyś jadł najdelikatniejszą z czekolad, a zaraz po tym przychodzi otwartość umysłu. Nie wiesz skąd i w jaki sposób, ale niezależnie od języka, którym ktoś się posługuje, rozumiesz wszystko, do tego stopnia, że nawet szmery zwierząt stają się dla ciebie czytelne. Do końca balu jesteś w stanie używać dowolnego języka jak najlepszy czaroglota! Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział w przywoływaniu magicznych istot, ignorujesz rzut kością i sam wybierasz, co przyjdzie.
Nieparzysta:
czujesz dziwną sensację, jakby ogień zajął ci całe gardło jak podczas najgorszego zapalenia. Boli cię krtań i migdałki, dostajesz ataku kaszlu, ale nawet przepicie wodą nie pomaga na ból. Ten znika dopiero po kilku minutach, za to zostawia za sobą ślad - co zdanie mylisz jakieś słowa i mieszasz ich znaczenia. Chcesz powiedzieć jedną rzecz, a wypada jej zupełne przeciwieństwo, lub coś zupełnie niepowiązanego z całym tematem. Oby twój partner był dobry w języku migowym!
Jesion - euforii
Parzysta:
wraz z ułożeniem stosu, czujesz też niesamowicie przyjemne ciepło na ustach, jak po najwspanialszym pocałunku! Aż nie możesz się nie uśmiechnąć! Czyż ten dzień nie jest wspaniały? Śmiech sam formuje ci się w gardle, a ty masz wprost doskonały humor! Odczuwałeś zmęczenie? Całkowicie minęło i nie zapowiada się, by wróciło! Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt fizyczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
wieczór ledwo co się zaczął, a ty już odczuwasz zmęczenie, jakby przenoszenie tego drewna wyssało z ciebie wszelkie siły. Chcesz się bawić, ale oczy zdają ci się same zamykać. Do końca wieczoru będziesz chodził senny, a jeżeli chcesz wytrzymać i skorzystać z wszystkich atrakcji, lepiej po każdej uwzględnij jakąś krótką formę odpoczynku!
Klon - postarzający
Parzysta:
czujesz ciepło pod czaszką, nie jest to jednak nieprzyjemne uczucie, a przyjemne, jak położenie się na poduszcze. Jeżeli bolała cię głowa, uczucie to przechodzi, a zamiast niego pojawia się olśnienie. Twój umysł otwiera się na wiele tematów, jakby w ciągu kilku minut pochłonął wiedzę wielu ksiąg. Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział we wróżeniu, rozpatrujesz tylko wynik pozytywny wylosowanej wróżby.
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby twoja głowa płonęła a migrena rozchodziła się ognistym bólem przez całe twoje ciało, wypalając na nim znaki czasu. Rzuć k6, gdzie każde oczko to kolejne 10 lat, o które postarzyło Twoją postać do końca balu.Postać odczuwa fizycznie wszystkie efekty wylosowanego wieku.
Wierzba - amortencja
Parzysta:
czujesz ciepło w sercu, które aż zaczyna Ci mocniej bić, jakbyś przeżywał zakochanie zupełnie na nowo i ze zdwojoną siłą. Po chwili sama sensacja znika, ale uczucie zostaje i to nie tylko Tobie. Jeżeli przyszedłeś tutaj z partnerem, obydwoje odczuwacie cudowny przypływ miłości, jeżeli twój partner wylosował negatywny wynik tutaj, może go zignorować. Jeżeli przyszedłeś tutaj sam, roztaczasz wokół siebie aż do końca balu nieodpartą aurę kuszącą do flirtowania, roznosząc przy tym zapach amortencji.
Nieparzysta:
wraz z ciepłym uczuciem w sercu czujesz też coś innego, amortencję. Amortencję, która nachodzi cię zewsząd, im bardziej kogoś lubisz - tym mniej ją czujesz. Im bardziej kogoś nienawidzisz - tym bardziej nie jesteś w stanie powstrzymać się przed adorowaniem tej osoby i traceniem dla niej głowy.
Lipa - Gregory’ego
Parzysta:
ogień postanowił podarować ci moc nieodpartej perswazji, aż po samą umiejętność hipnozy. Jesteś w stanie swoich rozmówców tak głęboko przekonać do bycia ich przyjacielem, że są w stanie zrobić absolutnie wszystko dla Ciebie, cokolwiek im nie rozkażesz.
Nieparzysta:
równie silnym uczuciem co przyjaźń jest i nienawiść, nie wiesz dlaczego, ale przyciągasz do siebie gniewne spojrzenia. A może i nie tylko je same? Wybierz postać, która dostanie disadvantage na następnym rzucie - będzie musiała rzucić podwójną kostką i wziąć jej gorszy wynik. Do końca balu wraz z tą postacią stajecie się najbardziej zaciętymi wrogami.
Buk - spokoju
Parzysta:
ciepło, które rozeszło się po Twoich ramionach jak najlepszy masaż zdaje się sprowadzać na Ciebie dużo spokoju. Wciąż chcesz się bawić, jest to jednak dużo większy relaks psychiczny, niż z początku zakładałeś. Wszelkie troski odchodzą w niepamięć, a ty możesz po prostu skupić się na wspaniałym tu i teraz. Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt psychiczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
czujesz się tak, jakby ktoś zrzucił na twoje barki ciężar całego tego drewna, które dopiero przeniosłeś. Tematy, które chodziły za Tobą w trakcie ostatnich dni stają się dużo bardziej obecne, a Ty sam odczuwasz więcej zmartwień. Rzuć k6 przy każdej próbie pójścia na atrakcję. Wynik parzysty oznacza, że przełamujesz wątpliwości i bierzesz w niej udział. Wynik nieparzysty sprawia, że nie jesteś się w stanie przemóc i musisz zaczekać, aż Twój partner na bal wróci z atrakcji.
Brzoza - felix felicis
Parzysta:
ogień dosłownie Cię pobłogosławił, gdy przechodzić obok jednego z już płonących ognisk, przenosząc swój bal drewna, płomień zatańczył na twojej ręce. Nie oparzył Cię jednak, a zostawił malutki znak iskierki, który zostanie z Tobą do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby żadne nieszczęście nie mogło stanąć na Twojej drodze. Zdobywasz jeden przerzut kostki i wybranie lepszego wyniku na dowolnej atrakcji. Wraz z wykorzystaniem przerzutu znak znika.
Nieparzysta:
- gdy dokładałeś bal do ognia, ten zatańczył na Twojej dłoni, parząc ją boleśnie i zostawiając czarne smagi, które będą widoczne aż do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby widniało nad Tobą złe fatum. Przy następnej atrakcji musisz rzucić podwójnie i wybrać gorszy wynik. Wraz z wypełnieniem przerzutu znak znika.
Olcha - ridikuskus
Parzysta:
czujesz, jak nagłe ciepło rozchodzi się po Twoim ciele aż po same stopy! Które same rwą Cię do tańca! Magiczna atmosfera tego miejsca sprawia, że chcesz się bawić i szaleć do rana, a aura tak cię dopadła, że aż roztaczasz ją dookoła siebie nieodpartą charyzmą! Wszystkie Twoje żarty są śmieszne dla innych (nawet, jeżeli nigdy byś nie pomyślał, że śmieszne mogłyby być) i każdy kto się do ciebie zbliży od razu zyskuje lepszy humor! Dzisiaj po prostu nie da się ciebie nie lubić!
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby podłoże zaczęło cię palić! Przestępujesz z nogi na nogę, ale to nic nie pomaga, masz wrażenie, jakby ktoś podpalił twoje stopy, choć przecież nie są w ogniu! Sensacja znika po chwili, a wraz z jej gorącem masz wrażenie, że zrobiło Ci się trochę zimniej i mniej swobodnie. Może nie zauważasz tego od początku, ale Twoje poczucie humoru na pewno. Zabawa sama w sobie jest przyjemna ale dlaczego wszyscy tak słabo żartują? Ich kawały i zaczepki jakoś szczególnie cię nie bawią, a gdy sam próbujesz opowiedzieć dowcip - rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że się udał. Wynik nieparzysty znaczy, że wyszedł obraźliwie i nietaktownie. Lepiej do końca zabawy uważaj na język!
Topola - veritaserum
Parzysta:
wraz z błogosławieństwem ognia przyszło i błogosławieństwo prawy. Twoja aura staje się tak ciepła i kojąca, niczym płomienie w kominku, że ktokolwiek z Tobą rozmawia nie jest w stanie Cię okłamać.
Nieparzysta:
prawda potrafi być przekleństwem, szczególnie, gdy samemu jest się zmuszonym do jej mówienia. Ktokolwiek by cię dziś o coś nie zapytał - musisz odpowiedzieć szczerą prawdą.
Dowolny gatunek - bujnego owłosienia Nie ma swoich kostek, wybierz dowolny rodzaj drzewa! Pamiętaj, żeby wciąż rzucić k6 na efekt!
Wróżby
Jako ukłon w stronę ważnego wydarzenia, szkoły i Ministerstwa, centaury postanowiły dodać cegiełkę do tego wydarzenia. Obserwując obchody z polany na skraju lasu, chętnie przyjmują każdego, kto chce dowiedzieć się, co gwiazdy zapisały na temat jego przeszłości. Ostrzegają jednak, że nie zawsze są to wiadomości dobre.
Ze względów technicznych jesteśmy zmuszeni umieścić wróżby w osobnym poście, znajdziecie go z poście poniżej!
Jedzenie
Z okazji Beltane krasnoludzcy kucharze sporządzili najlepsze, celtyckie menu! Wszystkie potrawy zapisane w historii zarówno ludzi jak i magicznych istot zostały przygotowane z najwyższą starannością, a o ich smaku może poświadczyć sam fakt, że od miesiąca były testowane przez czarodziejskich adeptów gotowania pod czujnym okiem mistrzów tego fachu! W sam dzień Beltane otwarta kuchnia wrze emocjami zapalonych krasnoludów równie mocno, co cudownymi zapachami. Roześmiane istoty zapraszają do próbowania tych specjałów, oczywiście razem z obowiązkowym kuflem miodowego piwa! Jedzenie kosztuje 10 galeonów, opłatę odnotuj w odpowiednim temacie! Rzuć k6 by zobaczyć, jakie danie krasnoludy przygotują dla Ciebie!
Panicium - potrawka prosa, fasoli i soczewicy z dodatkiem warzyw i mięsa, gotowana podobnie jak risotto.
Efekt:
- to był naprawdę dobry i pożywny posiłek, który dodał ci sił! I to wiele sił! Tyle, że byłbyś w stanie podnieść nawet trzech krasnoludów! Lepiej panuj nad swoimi ruchami, po jednym klepnięciem w pień możesz obalić drzewa. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Laverbread - stworzony z wodorostów, które po zagotowaniu przekształca się w puree, dodaje do niego bekon i piecze na kształt bułeczki.
Efekt:
- nie tylko wodorosty są wyjęte z wody, ty też tak wyglądasz! Zupełnie nagle stajesz się przemoczony do ostatniej nitki, a twoje włosy i strój unoszą się i falują, jakbyś cały czas był pod powierzchnią wody! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Ciasto hevva - ostro przyprawiane, sypkie ciasto z dodatkiem suszonych owoców w środku.
Efekt:
- czyż to nie było aż zbyt ostre?! Niby słodycz, ale jak piecze! I to tak bardzo, że po każdym zdaniu zioniesz ogniem! Rzuć k6 żeby zobaczyć, ile rund efekt się utrzyma.
Colcannon - kremowe puree ziemniaczane wymieszane z kapustą i podawane z szynką.
Efekt:
- kremowość była tak doskonała, że przeszła i na ciebie. Twoja skóra lśni, błyszczy i aż zachęca, żeby ją pogłaskać. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund będziesz posiadać nieodparty urok wili.
Tablet - wytwarzana z cukru, skondensowanego mleka i masła, które jest gotowane do stanu miękkiej kuli i pozostawiane do skrystalizowania. Często jest przyprawiany wanilią, a czasem zawiera kawałki orzechów.
Efekt:
- słodki jak ciągutki i lepki jak ciagutki. Przyjemna słodycz nie rozchodzi się tylko w Twojej buzi ale i po tobie całym, przyklejając do Ciebie pierwszą osobę, którą dotkniesz! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile odpisów (łącznie) będziecie ze sobą sklejeni.
Haggis - żołądek zwierzęcy nadziewany sercem, wątrobą i płucami owcy, zmieszany z owsem, łójem, przyprawami i cebulą, jest o wiele bardziej apetyczny, niż się wydaje. I często podaje się go z rzepą i ziemniakami.
Efekt:
- w trakcie jedzenia czujesz dziwne mrowienie w ciele, a po jego zakończeniu wyrastają ci:
Spoiler:
Rzuć k6 by się przekonać Króliczy ogon Rogi jelenia Skrzydła kruka Kolce jeże Orle szpony Owcze kopyta Rzuć k6 by zobaczyć, na ile postów utrzyma się efekt
Skakanie przez ogniska
Tradycyjnie planujący długie wyprawy ludzie przeskakiwali przez ogień trzykrotnie, aby zagwarantować sobie pomyślność. Gdy płomienie nieco przygasały, przeskakiwały przez nie młode kobiety, którym miało to zagwarantować dobrych mężów. Do zabawy przyłączały się także dzieci. Gdy w palenisku zostawał niemal sam żar, po popiołach przechodziły nawet kobiety ciężarne, z nadzieją, że przyniesie im to szczęśliwe rozwiązanie. Tlące się pozostałości po ognisku rozrzucano pomiędzy roślinami, aby zapewnić owocny plon. Każda rodzina zabierała także żarzące się węgle, by rozpalić nimi ogień w domowych paleniskach. Na balu można dołączyć do kultywowania tej tradycji, wiele małych ognisk tli się wśród ludowych instrumentów i wesołej muzyki, a odważni czarodzieje mogą spróbować trzykrotnie skoczyć nad płomieniami dla zapewnienia sobie pomyślności! Oczywiście, nic co daje szczęście, nie może być takie łatwe, magiczny ogień też chce się bawić! Co chwilę to bucha w górę, to dymi straszliwie, to obniża się do najdrobniejszego żaru, by zaraz podnieść się znowu. Sami mówimy, tylko dla najodważniejszych!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w skakaniu przez ogniska, rzuca kością litery na wydarzenie, jakie spotkało ich podczas trzykrotnego pokonywania płomieni. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa dostajesz jednorazowy przerzut dowolnej kości.
wydarzenia:
A jak Ała jak boli! - jak widać wysokie loty to Twoja domena (i to nawet bez miotły)! W ostatnim momencie przed wybiciem się do skoku mocniejszy płomień buchnął tuż przed Tobą! Żeby w niego nie wpaść, skoczyłeś naprawdę wysoko, a magiczny ogień postanowił dołożyć do tego swoje trzy galeony i uniósł cię na dymie jeszcze wyżej. Przez chwilę czułeś się, jakbyś latał! Dopóki nie uderzyłeś głowa prosto w gałąź… Będzie bolało. B jak Beltane! - czujesz ducha święta aż po… Samego swojego ducha! Magiczny dym tworzy Twoje kopie, która pomagają Ci przeskakiwać, wręcz przenoszą Cię przez płomienie! C jak Confringo - gdy skaczesz nad ogniem, zmienia się on we fioletowo różowe płomienie! Każde Twoje lądowanie kończone jest dźwiękiem głośnym jak wybuch, któremu towarzyszą iskry lecące spod Twoich stóp! Rzuć kością k6. Jeżeli wynik jest parzysty, wszystko to tylko niegroźne efekty na pograniczu iluzji. Jeżeli wynik jest negatywny, wybuchy te ogłuszają cię do tego stopnia, że przez dwie następne rundy masz problemy ze słuchem. D jak Dymi się - wydaje ci się, że całkiem nieźle poradziłeś sobie ze skokami… Dopóki nie poczułeś smrodu spalenizny i Twoim oczom nie ukazał się dym, kopcący się z Twojego stroju! Lepiej szybko go ugaś! E jak Erupto Ignem - nie wiadomo czym aż tak zdenerwowałeś duchy Beltane, ale te postanowiły się Tobą nieźle zabawić, przy każdym skoku posyłając z ognia w Twoją stronę kule białego ognia! Rzuć 3k6, gdzie każda liczba parzysta to trafienie przez kulę, a nieparzysta - chybienie. Jeżeli udało się trafić dwa lub trzy razy lepiej, żeby ktoś uzdrawianiem przynajmniej 15 pkt szybko obejrzał te rany. F jak Feniks - to było przerażające! I dla ciebie i dla całej widowni, kiedy przy jednym ze swoich skoków potknąłeś się, lądując prosto w ogniu! Magiczne płomienie jednak nie zrobiły ci krzywdy, zamiast tego zatańczyły między Tobą, po czym otworzyły drogę, wypuszczając cię przy ozdobie szkarłatnego blasku. G jak Gumochłon - to zdecydowanie nie Twój dzień! Sukienka zbyt ciasna? Nogawka w spodniach za długa? A może wymęczyłeś się na tańcu? Cokolwiek by to nie było, zdecydowanie utrudnia ci skoki, co chwilę się potykasz i lądujesz zdecydowanie zbyt wcześnie, by nazwać to bezpiecznym. Twoje buty mogą ci tego nie wybaczyć… H jak Halucynacje - chcesz przeskoczyć przez ogień, a zamiast tego dym zajmuje całą Twoją wizję, zamykając cię w całej mgle obrazów. Rzuć k6, wynik 1-2 oznacza, że jakiekolwiek obrazy się tam nie pojawiły, wprawiły się w rozbawiony nastrój; 3-4 zapewniły ci flirciarski nastrój; 5-6 sprawiły, że posmutniałeś, może pomoże przytulenie drugiej połówki? I jak Inkantacja - może przypodobałeś się jakiejś wróżce, a może ta po prostu się nad Tobą zlitowała, cokolwiek by to nie było, jedna z nich właśnie towarzyszy Twojej przeprawie i wypowiada magiczne słowa, które zmuszają ogień do posłuszeństwa i zmieniają do w zwykłe płomienie. Od razu łatwiej skakać! Choć może warto też zapamiętać tę inkantację? Zyskujesz +1pkt do Zaklęć! J jak Jasnowidz - nie wiesz skąd ta nagła jasność myślenia, ale wszystko zwalnia i czujesz się, jakbyś mógł przewidywać następne wydarzenia. Wiesz, w którym momencie ogień buchnie, w którym ustąpi, jakby twoje wyczulenie stało się wręcz magicznym zmysłem. Tańczysz przez ogień jak natchniony, dając przy tym niezły popis.
Tańce przy ogniskach
Tańce przy wielkich stosach ogniskowych miały przynieść szczęście i ochronę przed wszelkimi chorobami, był to także sposób na zjednanie się z naturą i czczenie nadejścia lata. Wielkie stosy zapaliły się wielkim, magicznym ogniem, a pomiędzy nimi wygrywa skoczna, taneczna, tradycyjna muzyka z taką pasją, jakby grajkowie mieli nigdy się nie zmęczyć! Wszystkie czarodziejskie istoty, które były zaproszone do przygotowań, wychodzą teraz na środek pomiędzy stosy i zaczynają tańce, zachęcając wszystkich magów do dołączenia! Niech radość Beltane i stukot rozgrzanych stóp usłyszą nawet po same gwiazdy! Sam magiczny ogień też zdaje się tańczyć, swoimi płomieniami i dymem tworząc kształty i sylwetki rozbawionych, magicznych istot wielu gatunków, zjednoczonych w obłędnym, opętańczym wręcz tańcu. Kto wie, może jeśli wystarczająco długo będziesz patrzeć w ogień i on zdradzi ci ciekawe historie.
Zasady: W tańcach można brać udział nieograniczoną ilość razy! Będą trwać od samego rozpalenia stosów aż po wschód słońca, nieustannie czcząc witające świat lato. Każdy czarodziej może na nie wchodzić i z nich wychodzić, jednak za każdym razem musi rzucić na kość litery określającą wydarzenie. Efekty działają od wejścia na parkiet do zejścia z niego - przy ponownym wejściu należy rzucić na nowy efekt.
Wydarzenie:
A jak akrobacje - muzyka, rytm, taniec, śpiew cała ta atmosfera jest niesamowita! Porywa cię taniec i bawisz się nieziemsko! I to całkiem dosłownie! Ogień widząc jak oddałeś się zabawie, sam postanowił się do tego dołożyć, zgarniając ciebie i Twojego partnera pomiędzy ogień! Płomienie Was nie parzą, chcą z Wami tańczyć i uczestniczyć w tej zabawie, dosłownie niesiecie ze sobą po trawie ognisty huragan! B jak bajki na dobranoc - wydawało ci się, że ogień coś opowiadał, malował płomieniami fascynujące sceny aż zapatrzyłeś się na niego za bardzo. Nagle całe to kołysanie tańca staje się dużo mniej pobudzające, a wręcz usypiające. Historia opowiedziana przez ogień sprawia, że oczy same ci się przymykają. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że płomienie skutecznie opowiedziały ci bajki do snu i wręcz słaniasz się w ramionach partnera, musicie na chwilę odejść na bok, żebyś odpoczął. Wynik negatywny oznacza, że co prawda wygrywasz ze snem, ale Twoje kroki są bardzo niezsynchronizowane, jakby ciało i tak zdecydowało się pójść spać. C jak cacanki macanki - czy Twój partner od zawsze był tak pociągający? Do stopnia, w którym nie możesz opanować swoich rąk? Masz ochotę komplementować swojego partnera w najbardziej naturalny i nieskrępowany sposób - swoim własnym dotykiem, by wiedział, jak bardzo jest pożądany. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że zauważasz, że coś jest nie tak i że nie panujesz nad rękami, to nic nie zmienia względem ich błądzenia po ciele partnera, ale możesz się z tego wytłumaczyć. Wynik nieparzysty oznacza, że zupełnie zwariowałeś na punkcie drugiej osoby, a magia, która zawładnęła Twoimi dłońmi, włada i umysłem. D jak z dymem poszło - magicznemu ogniowi bardzo musi się podobać Twój taniec, bo jedna z dymnym postaci podchodzi do ciebie i Twojego partnera, próbując cię co chwila wyrwać z jego rąk i samej z Tobą zatańczyć. E jak epilepsja - z początku roztańczony, buchający ogień i wszystkie jego obrazy są przepiękne, niesamowite! Przyglądasz się im w zachwycie aż… Zaczynają migać zbyt szybko! Czy to figury w ogniu przyspieszyły w obłąkańczym tańcu, czy sprowadziły to też na ciebie?! Nie wiesz, jednak strasznie kręci ci się w głowie, obrazy zaczynają wirować i migać zupełnie jak płomienie i dym na tle nocnego nieba. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że kręcenie w głowie stało się tak obezwładniające, że aż ty dołączyłeś do niego! Wirujesz zupełnie jak ogień, znajdując się umysłem niemalże poza ciałem! Wszystko się kręci, faluje i jest niesamowite! Wynik negatywny oznacza, że było to za dużo bodźców jak na Twoją głowę, omdlewasz na parkiecie. F jak firebird - nie wiesz co w ciebie wstąpiło, czy masz doświadczenie z tańcem, czy też nie, nagle czujesz się jak profesjonalny artysta. Skąd znasz te wszystkie ruchy? Te wszystkie taneczne skoki? Nie masz pojęcia, ale nagle wykonujesz firebirda, ku zaskoczeniu nie tylko wszystkich tańczących, ale i samego ognia. Płomienie wystrzeliwują w Twoją stronę i… Tworzą dla ciebie ogniste skrzydła. Od teraz aż do zejścia z parkietu możesz z nich korzystać jak z prawdziwych skrzydeł w trakcie tańca. G jak goły i wesoły - ależ przy tych ogniach gorąco! Kto by się spodziewał, że może być aż tak upalnie w angielską noc! Jeżeli masz na sobie okrycie wierzchnie, czujesz potrzebę jego zdjęcia, rozpięcia koszuli czy rozsunięcia zasuwaka sukienki. Cokolwiek, byle tylko choć trochę się schłodzić! H jak harce hulańce! - oddajesz się tańcu z partnerem i wspólnej zabawie tak bardzo, że aż gubisz buta! Lepiej byłoby go znaleźć, choć wśród rozhulanych świętujących może to nie być najprostsze. Rzuć k6, wynik to ilość razy, gdy ktoś na ciebie wpadł, podeptał itd. podczas poszukiwań. I jak i do kółeczka - jeżeli myślałeś, że potańczysz ze swoim partnerem, pomyśl jeszcze raz! Magiczne istoty wszelkich gatunków zaciągają cię do wspólnego, szaleńczego koła tańca, co chwilę zamieniając się w tym, kto prezentuje swoje ruchy na środku! Niech twój partner uwzględni tańczenie w kółku w swoim wylosowanym wydarzeniu! Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty Twoje ruchy tak spodobały się magicznym istotom, że aż wyczarowały ci ozdobne ognie przyczepione do Twoich obcasów, żeby pokazać, jak niesamowity z ciebie tancerz! Jeżeli wynik jest negatywny, ogień bynajmniej nie jest ozdobą, to najprawdziwsze płomienie, mające parzyć Twoje stopy, byś szybciej nimi przebierał! Bierz się w obroty, to nie walc! To Beltane! J jak jak ja cię kocham! - wiesz, że przecież nie wybrałeś swojego partnera na przyjście na bal bez powodu, ale teraz wydaje się to tak proste i jasne! Niezależnie od tego, co Was łączyło przed tym tańcem, teraz czujesz się, jakby Twoje ciało, serce i dusza należało do tej jednej osoby i chcesz jej całe je oddać. Bliskością, przytuleniem, pocałunkami, jakkolwiek pokazać, jak bardzo Twoja miłość jest wręcz ognista!
Słup majowy
W Celtycką Noc mężczyźni przygotowywali go ze ściętego drzewa, z którego usuwano gałęzie i tak powstały pal, wbijano w ziemię, a następnie przyozdabiano roślinami i wstążkami. Na szczycie umieszczano kwietny wianek. Wokół tego słupa odbywały się tańce. Uczestnicy podczas trwającej zabawy trzymali w rękach kolorowe wstążki, które splatały się w tańcu, tworząc barwne wzory na majowym słupie. Na obchodach balu także pojawiły się majowe słupy, przyozdobione wieloma wiankami stworzonymi przez czarodziejów i wyposażone w wiele wstążek, by każdy mógł wziąć udział w zabawie. Weseli grajkowie zapewniają wspaniałą, taneczną muzykę, która aż sama zaprasza do pójścia w tan, a wesołe śmiechy i piski goniących się uczestników zapowiadają wspaniałą zabawę!
Zasady: W zabawie w słupy majowe można brać udział w parach bądź też osobno. By dołączyć do zabawy, należy postępować zgodnie z kostkami!
Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na kolor. Jeżeli nie masz pary i jeszcze nie masz osoby do której chcesz dołączyć - rzuć na swój kolor. Jeżeli nie masz pary i chcesz łapać inną osobę bez pary - bierzesz ten sam kolor co ona.
Rzut k6 na kolor wstążki:
1. Fioletowy - nawet jeżeli druga osoba to tylko twój przyjaciel lub, co gorsza, wróg(!) nie możesz odeprzeć uczucia, że jest po prostu przepięknym człowiekiem. Tego wieczoru wszystkie jego cechy fizyczne podobają ci się najbardziej na świecie. To twój ideał! 2. Żółty - czujesz się niesamowicie zawstydzony przy drugiej osobie, Twoje serce cały czas nieznośnie łopocze ci w klatce, a Ty sam masz nieustanną ochotę się rumienić. Słowa z trudem przechodzą ci przez gardło, jesteś zbyt onieśmielony swoim wybrankiem i masz po prostu chęć schować się w jego ramionach… Jednocześnie płonąc przy tym ze wstydu. 3. Niebieski - jesteście dla siebie całkowicie i bezapelacyjnie stworzeni! Do tego stopnia, że o cokolwiek druga osoba nie poprosi, pierwsza wykona wszystko. Oczywiście działa to w dwie strony. 4. Różowy - łączy Was nie tylko kolor wstążki, ale i każda myśl. Dosłownie. Po złapaniu za wstążkę łapiecie ze sobą połączenie myślowe, mogąc rozmawiać telepatycznie! 5. Zielony - czy kiedykolwiek byliście tak spragnieni dotyku? Chyba jeszcze nigdy. Nie możecie się od siebie oderwać, a każdy kontakt fizyczny jest na wagę złota. Macie ochotę cały czas trzymać się za ręce, przytulać… A może i nawet coś więcej? 6. Pomarańczowy - zapłonęło w was nie tylko ciepłe uczucie do partnera, ale coś znacznie bardziej niebezpiecznego - pożądanie. Macie ochotę być ze swoim partnerem dużo bardziej fizycznie, nawet teraz rozglądając się, gdzie moglibyście uiścić parę figli. Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Jeżeli jesteście parą - sami ustalacie jak długo się goniliście i czy finalnie udaje się Wam złapać. Jeżeli dobraliście sobie partnera dopiero w trakcie zabawy, każde z Was rzuca k100. Wygrywa wyższy wynik; jeżeli należy do osoby goniącej, udaje jej się złapać osobę łapaną; jeżeli należy do osoby łapanej, udaje jej się uciec przed osobą goniącą.
Kiedy już udaje Wam się odnaleźć w ganianym tańcu na około majowych słupów, Wasza wstążka związuje Was ze sobą jako symbol partnerstwa. Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na związanie (ta, która nie rzucała na kolor). Jeżeli nie miałeś pary i rzucałeś na kolor - teraz dogoniona osoba rzuca na związanie.
Rzut k6 na związanie:
1. Nadgarstki - nic niezwykłego, wstążka tradycyjnie związała Wasze dłonie. 2. Talia - wstążka związała was w pasie w pozycji idealnej do tańca! Może czas wykorzystać tę sytuację? 3. Kostki - wstążka wycelowała naprawdę nisko i związała Was w kostkach, powodzenia z dograniem ruchów! 4. Łopatki - jest to zdecydowanie dziwna pozycja, gdy stoicie odwróceni do siebie plecami i związani na wysokości łopatek… Co teraz? 5. Ręce - wstążka zdecydowała się związać Wasze ręce po całej długości, opakowując je jak jakąś mumię. 6. Głowy! - Beltane naprawdę strzeliło wstążce do… Nitek? Związała Was głowami, przodem do siebie, stwarzając fantastyczną sytuację do zacieśniania więzi. No co? W takiej pozycji na pewno łatwo szeptać sobie swoje sekrety!
Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Wiklinowe kukły
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest palenie wiklinowych kukieł na znak nadejścia lata. Czarodzieje przez cały miesiąc tworzyli te wspaniałe, magiczne figury, by teraz w swoim finalnym tańcu i pokazie mogły zapłonąć w imieniu Beltane i na szczęście ich twórcom. Zanim jednak całkowicie spłoną, prezentują one ostatnie, magiczne układy, mające uczcić celtycką noc i pomyślność wszystkich czarodziejskich stworzeń. Ich przedstawienie jest naprawdę piękne, powoli tląca się wiklina, płomienie sięgające coraz wyżej, aż do nieba, pachnący dym, od którego zapachu aż lepiej rozumie się przekaz i emocje, aż widzi się obrazy, które kukły chcą wymalować swoimi ruchami. Im dłużej przyglądacie się temu tańcowi, tym głębiej przeżywacie emocje towarzyszące pożegnaniu chłodnej pory roku w imię odrodzenia. Wszak wiklina, z której ludziki były wykonane, była magiczna.
Rzuć k6 na towarzyszącą emocję:
1. Radość! Coś się kończy a coś zaczyna, a to coś może być czymś pięknym i wesołym! Tak jak te obchody! Uśmiech sam wychodzi ci na usta, masz ochotę krzyczeć o tym, jak jest cudownie! Wesołe tańce kukieł sprawiają, że chcesz wraz z nimi zakręcić się po raz ostatni, by zaraz dzielić się tą radością ze swoim partnerem. Życie jest piękne! 2. Nadzieja! Dostrzegasz w tańcu kukieł opowieść o tym, że nie wolno się poddawać. Że cokolwiek by się nie działo, jutro też będzie dzień. Chciałeś coś dzisiaj zrobić? Powiedzieć o czymś drugiej osobie? Przyznać się do czegoś? To najlepszy na to czas, teraz wszystkie wątpliwości mogą spłonąć razem z kukłami i przynieść ukojenie. 3. Smutek! Układ wiklinowych ludzików był bardzo poruszający, do stopnia, w którym omal nie chciało ci się płakać. Wiesz, że to wesołe święto, ale złapała cię nagła nostalgia. Czy jest coś, za czym tęsknisz? Do czego chciałbyś powrócić? Może coś utraconego? Czujesz, jak to napływa do ciebie wraz z tymi tańcami i ich wizjami, płonąc w ogniu na Twoich oczach… 4. Zakochanie! Kukły opowiadają najpiękniejszą historię miłosną! A miłość ta… Chyba ty też możesz mieć na nią szansę? Jeżeli jesteś ze stałym partnerem, przeżywasz zakochanie zupełnie na nowo i nie możesz oderwać się od swojej drugiej połówki. Jeżeli jeszcze nie wyznałeś tej osobie miłości, cóż, czujesz przemożną ochotę przytulenia jej, pocałowania, powiedzenia wszystkiego, co leży na dnie serca. Kiedy, jak nie teraz? 5. Złość! Widzisz w tym tańcu kukieł gotowość do przejścia dalej, ale ty jeszcze sam na to nie jesteś przygotowany! To za szybko! Zbyt dużo na raz! Nikt nie pytał się o zdanie, czy życzysz sobie takich zmian. Jeżeli jest w twoim życiu teraz coś, co doprowadza cię do szału, złości lub chociaż zmarszczenia brwi w dezaprobacie, teraz się nasila. Musisz natychmiast wyżyć się z tych wszystkich emocji! 6. Ciekawość! Nowy początek to nowe możliwości, a w pokazie wiklinowych lalek widzisz ten niesamowity zapęd do odkrywania, całą gamę przygód, o których opowiadają swoim tańcem! Ty też chcesz na przygodę! Najlepiej już, teraz natychmiast! Jesteś gotowy podjąć się każdego wyzwania, a jeżeli ktoś ci coś zaproponuje, wszystko bierzesz dosłownie, gotowy wykonać to od ręki! Efekty trwają aż do przejścia na następną atrakcję, chyba że autor będzie chciał, by zostały na dłużej, może wtedy rzucić kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik zaokrągl w górę).
Kulning
Na przygotowaniach do święta wszyscy czarodzieje mogli zapoznać się z tą starożytną techniką przywoływania zwierząt. Teraz, kiedy oficjalny taniec rozpoczął obchody tak, jak tradycja nakazała, a ogniska na cześć świętego ognia i nadejścia lata zostały rozpalone, można zacząć zapraszanie innych istot do dołączenia do obchodów, by wspólnie czcić ten dzień połączenia z przyrodą i przyjścia urodzaju. Bariery obronne nie pozwolą niczemu i nikomu niebezpiecznemu dostać się na teren obchodów, ale każda dusza o czystych zamiarach i chęciach złożenia hołdu rozpoczynającemu się lecie może wkroczyć pomiędzy czarodziejów. Trzeba je tylko zaprosić śpiewem.
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w kulningu, rzuca kością k100, gdzie trafienie w okrągły numer (10, 20, 30… itd.) oznacza przyjście magicznego stworzenia. Magiczne stworzenia dokładnie rozumieją czym jest to pradawne święto i przyniosą dar czarodziejowi, który je wezwał. Nie martwcie się jednak, każdy numer sprowadza jakieś zwierzę, wszak przyroda nie odmówiłaby tak dobremu zaproszeniu.
Rzuć k100 by zobaczyć, co przyszło:
1-9 - stado zająców wybiegło spomiędzy krzaków i zaczęło skakać pomiędzy Twoimi nogami, zapraszając Cię do chwili wygłupów, po której z powrotem odbiegają w las. 10 = Abraksan - Przed Tobą pojawił się przepiękny, złoto-brązowy pegaz, który z gracją podszedł do Ciebie, kłaniając się lekko. Pozwolił się dotknąć i wtedy, zauważasz, że jedno z piór w jego skrzydłach ma zupełnie inna, śnieżnobiałą barwę. Abraksan potrząsnął swoim ciałem, a pióro wylądowało tuż obok Ciebie. W oczach istoty widzisz znak, że jest to prezent, który możesz ze sobą zabrać. Pióro pegaza zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy II lub III poziomu, przy warzeniu eliksirów uzdrawiających! 11-19 - dwa lisy wychyliły noski ze swoich norek i przez chwilę podejrzliwie na Ciebie zerkają, jednak po usłyszeniu Twojego śpiewu witają cię swoim własnym, lisim chichotem. 20 = Żabert - Może spodziewałeś się czegoś majestatycznego, ale Twój śpiew przywołał niezwykle nieelegancką krzyżówkę żaby i małpy. Żabert uśmiecha się do Ciebie, ukazując ostre zębiska, pomiędzy którymi można jeszcze dostrzec resztki jakiejś biednej jaszczurki, która stała się jego dzisiejszą kolacją. Twoją uwagę szybko jednak odwraca podarek, który zwierzę Ci wręcza, po czym szybko znika pomiędzy pobliskimi krzakami. Otrzymujesz fałszoskop. 21-29 - cała chmara świetlików musiała poczuć wibracje Twojego głosu, bo wyleciały z gęstego lasu, zdobiąc Cię swoim blaskiem jak najpiękniejszym ze strojów. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund zostaną na Tobie, zapewniając efekty świetlne. 30 = Błędne ognik - Ogniki musiały wyczuć, że w jakimś sensie potrzebujesz wsparcia i przybyły oświetlić Ci życiową drogę. Podążasz za nimi przez krótki moment, a gdy w końcu zatrzymujecie się, istoty tworzą niewielki krąg nad wydrążoną w drzewie dziuplą. Wkładasz tam dłoń i ze zdumieniem wyciągasz z niej kompas marzeń. 31-39 - gdy śpiewasz kulning, co kilka nut odpowiada Ci wycie. Dopiero po kilku powtórzeniach zdajesz sobie sprawę, że wycie to jest coraz głośniejsze, albo raczej - bliższe. 40 = Nieśmiałek - malutka, zielona istotka wdrapuje się do Ciebie po najbliższej gałęzi drzewa i zaczyna bujać się w rytm kulningu. Nieśmiałek był zdecydowanie za mały, żeby dać radę coś do Ciebie dodźwignąć, ale bardzo chętnie spędza z Tobą czas, a nawet w pewnym momencie wchodzi na Twoje ramię. Co więcej nie chce z niego zejść, znajdując sobie wygodne miejsce w Twoim stroju! Aż do końca balu towarzyszyć Ci będzie Nieśmiałek. Jeżeli napiszesz jednopostówkę pobalową, możesz zatrzymać go jako swoje zwierzątko. 41-49 - wydaje ci się, że nic nie przyjdzie, wszak niczego dookoła siebie nie widzisz. Myślisz tak, dopóki nie czujesz tupotu małych stóp na swoim ciele… I pod strojem! Udało Ci się przyzwać myszy! I chyba stwierdziły, że stanowisz darmową podwózkę do jedzenia! Przyzywać zwierzęta już umiesz, ale czy potrafisz je odganiać? 50 = Elf - O mało co, a zdeptałbyś niewielkiego elfa, który przeglądał się właśnie w pobliskiej kałuży. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że istota nawet Cię nie zauważyła, ale za to, gdy potrząsnęła skrzydełkami, trochę elfiego pyłu spadło na Ciebie. Czujesz, że promieniejesz niezwykłym, naturalnym pięknem, przyciągając spojrzenia do końca balu. Otrzymujesz +1pkt. do DA. Wynik nieparzysty oznacza, że istota zauważyła Twoją obecność. Znając elfią próżność, prawisz jej komplement, a ta z zachwytu podarowuje Ci nieco swojego pyłu. Elfi pył zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy, podczas warzenia eliksirów zwykłych: prostych lub złożonych! 51-59 - stado sarenek wyszło na łąkę, słuchać Twojego kulningu. Z początku tylko się Tobie przyglądały, jednak po pierwszym oswojeniu się, zaczęły spokojnie rzuć trawę w Twoim towarzystwie. 60 = Jednorożec - Masz wyjątkowy zaszczyt, bo oto podchodzi do Ciebie majestatyczny jednorożec. Delikatnie i niepewnie pozwala Ci się pogłaskać po pysku, po czym sam trąca Cię swoją głową, w przyjaznym geście. Czujesz, że coś twardego spada Ci na dłoń. Kawałek rogu jednorożca odłamał się i został podarowany Ci w prezencie. Róg jednorożca zastąpi Ci dowolny składnik każdego poziomu do eliksirów leczniczych 61-69 - spomiędzy krzaków wyłania się bardzo rozpoznawalna głowa, a później całe ciało. Skunksa da się poznać wszędzie, ten jednak, w przeciwieństwie do stereotypów, nie unosi ostrzegawczo ogona, a po prostu przygląda Ci się z daleka, kiwając główką do rytmu. 70 = Kudłoń - Dzisiejsze święto jest doprawdy magiczne. Twój kulning przywołał kudłonia, co jest o tyle niesamowite, że te zwierzęta zwykle mocno stronią od ludzi. Tym razem jednak spotkał Cię zaszczyt nie tylko w postaci interakcji, ale i prezentu. Istota podarowuje Ci jeden ze swoich włosów. Włos kudłonia zastąpi jeden, dowolny składnik odzwierzęcy, przy warzeniu eliksirów zwykłych. 71-79 - locha razem ze swoimi małymi dzikami wyszła z lasu usłyszawszy Twój kulning. Normalnie samice bronią swoich młodych agresywnie, ale po usłyszeniu pieśni wiedziała, że mogła bezpiecznie podejść. Małe warchlaczki radośnie kwikają, podbiegając do Ciebie za każdym razem, gdy zaczynasz śpiewać i odbiegając, gdy zaprzestajesz. 80 = Lunaballa - Widzisz, jak w Twoją stronę radośnie przebiera nóżkami jedna z najsłodszych, magicznych istot. Wielkie oczy lunaballi błyszczą, odbijając światło gwiazd i księżyca. Dorzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymujesz od zwierzęcia lunaskop. Wynik nieparzysty sprawia, że trafia Ci się fiolka ze łzami lunaballi, które zastąpią Ci dowolny składnik roślinny przy warzeniu eliksirów leczniczych progu zaawansowanego lub wyżej! 81-89 - choć większość ptaków nocą śpi, są gatunki, które są aktywne. Jedna z sów musiała usłyszeć Twój śpiew. Nie wiedziałeś, że się zbliża, skrzydła sowy są bezszelestne, dopóki nie wyłoniła się w świetle ognia w całej swojej okazałości. Ląduje Ci na ramieniu, coś pohukuje i po kilku chwilach wraca w mrok nocnego nieba. 90 = Paqui - Wśród wszechobecnych kolorów i kwiatów dostrzegasz, że jeden z barwnych krzaków zaczyna się do Ciebie zbliżać. Po chwili widzisz, że to nie roślina, a zwierzę - przepiękny, magiczny paw. Istota widocznie chciała dołączyć do wszechobecnych śpiewów, bo zaczyna gruchać, jakby chciała zharmonizować się z Twoim kulningiem. Co prawda jest to raczej przykra dla uszu muzyka, ale warto przeżycia, gdyż po chwili paqui rozkłada swój ogon, podarowując Ci jedno ze swoich piór. Pióro paqui może zastąpić Ci dowolny składnik przy specjalnych eliksirach! 91-99 - na łąkę wychodzi sam król lasów, wielki jeleń o wspaniałym porożu. Przygląda Ci się uważnie, bada spojrzeniem, fuka nieufnie. Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty, jeleń uznaje Twój śpiew i kłania się delikatnie, by zaraz w Twojej obecności zjeść trochę trawy. Jeżeli wynik jest nieparzysty, jeleń unosi się dumnie na dwóch nogach, po czym biegnie w kierunku lasu. 100 = Hipogryf - na pewno nie spodziewałeś się takiego gościa, a i gość ten nie spodziewał się tak godnego zaproszenia, na które chętnie i równie godnie odpowiedział. Wylądował przed Tobą, wpatrując się w Ciebie ciekawskim wzrokiem. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że pozwolił Ci się pogłaskać i nawet dotknąć swoich skrzydeł. Wynik nieparzysty sprawia, że hipogryf, gry tylko pogłaskałeś jego skrzydła, kładzie się na ziemi, zapraszając Cię na swój grzbiet i krótką, podniebną przejażdżkę. Jeżeli jesteś z partnerem, on także może z Tobą wejść na grzbiet hipogryfa.
Modyfikatory do rzutu:
Wzięcie udziału w nauce kulningu na przygotowaniach do Beltane pozwala na rzucenie dwiema kostkami wydarzenia i wybranie lepszej opcji. Dowolna specjalizacja z ONMS pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji lub +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Każde 10pkt z ONMS w kuferku pozwala +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Cecha powab wili pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji. Cecha świetne zewnętrzne oko pozwala na +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji.
Wodne wianki
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest puszczanie wianków na strumieniach, jeziorach czy rzekach, chcąc zaskarbić sobie przychylność rzecznych duszków. Nie bez powodu czarodzieje mieli szansę zapleść swoje własne wianki w trakcie przygotowań do święta. Miały one być nie tylko ozdobą i pamiątką, ale także częścią obchodów. Jeżeli jednak ktoś nie zrobił własnego wianka, nie musi się martwić. Miasto wykupiło ich wiele od uczestników przygotowań, mając cały zapas dla chętnych do uczestnictwa w zabawie. Tej nocy cała okolica wrze od magii, wrze także i rzeka, bulgotając na dziwne sposoby. Nad powierzchnią unoszą się wodne bąbelki, wśród szumu prądu słychać psotliwe, radosne śmiechy i śpiewy, a co jakiś czas coś gdzieś pluska w nietypowy sposób. A, jeżeli masz szczęście, dasz radę dostrzec kształty stworzone z wody przypominające ludzi, wyglądające znad nabrzeżnych kamieni. Duszki wodne także zgromadziły się na Beltane, czekając na swoje własne dary. Czy zdecydujesz się puścić z nurtem swój wianek i zobaczyć, czy zadowala on te żywiołowe istoty?
Zasady: Każdy czarodziej może wziąć udział w zabawie w wodne wianki, wystarczy, że rzuci kostką k6 na reakcję duszków. Jeżeli czarodziej robił swój własny wianek na przygotowaniach do święta, może rzucić kostką dwa razy i wybrać bardziej odpowiadający mu wynik.
1 - kilka wodnych postaci wyłania się spod tafli śmiejąc się i chichocząc. Wyciągają w Twoją stronę dłonie. Z rzeki zamiast szumu zaczyna napływać muzyka, a Ty nie umiesz odmówić im tańca, wchodząc z nimi za rękę do kółka na wodzie. Kto by pomyślał, że będziesz się razem z nimi nad nią unosić? Cóż za wspaniałe uczucie! Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że w porę orientujesz się w ich zamiarach i po chwili przyjemnego tańca wycofujesz się z tafli; wynik nieparzysty oznacza, że popadasz w zatracenie w ich tańcach, aż w końcu wrzucają Cię do wody! Sam nie potrafisz z niej wypłynąć przez ich magię! Lepiej niech ktoś szybko cię wyłowi! 2 - wianek złapała bardzo kształtna wodna duszka, która uwodzicielskim krokiem podchodzi do Ciebie i, nim się orientujesz, kradnie Ci pocałunek swoimi wodnymi ustami. I choć ci go zabrała, w darze zostawiła coś w zamian - teraz to Ty czujesz przemożną potrzebę całowania każdej osoby, która zamieni z Tobą słowo. Rzuć kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik należy zaokrąglić w górę) 3 - nim jeszcze zdążyłeś położyć wianek na tafli wody, spod rzeki wyskakuje bardzo zalotny wodny duszek w taki sposób, że ozdoba ląduje na jego głowie. Nie tylko to zwraca Twoją uwagę, ale i naszyjnik na jego szyi. Duszek szybko nachyla się, żeby pocałować cię w policzek w podziękowaniu, a kiedy zauważa, że przyglądasz się jego biżuterii, ściąga ją z siebie i ci ją zakłada. 4 - jeden z wodnych duszków siedział na brzegu i przygrywał melodię na niewielkim instrumencie, kiedy obił się o niego wianek. Duszek wydawał się tym nie tylko zachwycony ale i zawstydzony, złapał wianek, spojrzał w Twoim kierunku i pomachał szybko, wydawało się, że z nim zniknie, ale wtedy spod wody wypłynęła do Ciebie w zamian za ten kwietny dar magiczna karimba (+2 OPCM). 5 - wystarczyła chwila nieuwagi, a może po prostu nie spodziewałeś się, że trzy nastoletnie, wodne duszki wyskoczą na ciebie spod wody jak krokodyl. W jednej chwili dostrzegasz ruch, w drugiej już jesteś pod powierzchnią, kiedy te ściągają cię na dno. Nie chciały ci zrobić krzywdy! Tylko popsocić i coś pokazać… Zapominając, że czarodzieje nie oddychają pod wodą! Oby ktoś był obok, bo nie chcą cię puścić! To było przerażające przeżycie, przez następny miesiąc na wszystkie czynności kostkowe związane z wodą rzuć podwójnie i wybierz gorszy wynik. 6 - wianek wpłynął wprost na głowę jednego, bardzo młodego wodnego duszka. Kształt wodny ma wielkość zaledwie kilkuletniego dziecka i wyraźnie ucieszyło się ono z prezentu. Wychodzi do Ciebie na brzeg i… Rozcina swoją wodną powłokę? Pokazuje Ci, żebyś wystawił dłonie, na które nalewa Ci wody i instruuje migowo do jej wypicia. Magiczna woda młodego wodnego duszka sprawia, że możesz wyleczyć dowolną, chorobę, która nie jest śmiertelna. Jeżeli na żadną nie chorujesz, możesz zatrzymać ją sobie jako jedną z dwóch opcji - eliksir wiggenowy lub felix felicis.
Głosowanie na Majową Królową i Zielonego Człowieka
Tradycyjnie spośród grona niezamężnych panien wybierano Majową Królową, która następnie dobierała sobie „małżonka” – Zielonego Człowieka. Nazwa ta wywodzi się od dawnego boga natury i odrodzenia. Parę sadzano na ukwieconym powozie i obwożono po całej osadzie. Mieli oni symbolizować boską parę, jedność słońca i ziemi. Na obchodach jednak nie chciano nikogo wykluczyć, a także dać równe szanse na zostanie wybranym do tej fantastycznej atrakcji, jaką jest przejażdżka kwiecistym powozem po nieboskłonie, zaprzęgniętym w Aetany! Każdy czarodziej biorący udział w balu może zagłosować na Majową Królową i Zielonego Człowieka! Co więcej, nie trzeba wcale trzymać się przypisanych płci, nikt nie powiedział, że Majowy nie może być Król!
Zasady: Każdy czarodziej może głosować! Każda postać ma jeden głos! Prosimy, by oddawane głosy pasowały do głosującej postaci (przecież nikt nie głosowałby na swojego zaciętego wroga do dania mu takiej nagrody). By oddać swój głos należy wypełnić kod i wysłać go na konto Słodkiej Swatki w prywatnej wiadomości!
Ból dokuczał jej w znacznej części ciała, ale starała się dzielnie nie zwracać na niego uwagi. Wiedziała, że to wypadek, że chłopak nie zrobił tego specjalnie i naprawdę widać było po nim, że obecnie wolałby być wszędzie, tylko nie przy niej i nie musieć rozpamiętywać to, co miało miejsce. Pewnie dlatego nie miała mu za złe, że coś podobnego w ogóle miało miejsce. Że upadła i teraz była mocno poobijana. Tak naprawdę, jego postawa bardzo mocno ratowała chłopaka przed jej gniewem. No bo jak tu gniewać się na chłopaka, który tak wyraźnie żałował swojego występku? Nie była pewna, czy robił to specjalnie, czy przez przypadek, jednak był w tym cholernie przekonujący, musiała to przyznać. - Ok, w takim razie oboje możemy uznać, że nic się nie stało - zaproponowała delikatnie, jakby nieśmiało, wyciągając dłoń w jego kierunku, w ramach wyraźnego zawarcia rozejmu, nawet jeśli nie pojawiła się jeszcze między nimi żadna wyraźna wojna. Zaśmiała się, gdy wspomniał o wskrzeszeniu szans na wygraną. Szczerze to ona nawet nie wiedziała, że rozgrywają się tutaj jakieś zawody, a co dopiero o tym, że miała szansę w nich wygrać! Kto by się tym w ogóle przejmował? Na pewno nie ona. - Daj spokój. Nawet nie wiedziałam, że tutaj ma miejsce jakiś konkurs - przyznała szczerze, machając ręką, jakby chciała pokazać, że to naprawdę nie ma dla niej żadnego większego znaczenia. Przyszła tutaj dla rozrywki, nie dla wygranej. Co prawda doznała zamiast tego kontuzji, ale żeby to było pierwszy raz w jej życiu.. Robiąc to, co robiła, liczyła się z faktem, że przyniesie jej to wiele bólu i różnorakich uszkodzeń ciała. Teraz po prostu trafiło się kolejne. Tylko tyle. Więc miała szczerą nadzieję, że chłopaka nie zjedzą wyrzuty sumienia. - W takim razie uznajmy, że poznaliśmy się dopiero teraz i nic wcześniej się nie stało, co? - powiedziała, wyciągając również dłoń w jego kierunku i unosząc jedną brew do góry. Miała błysk w oku, zachowywała się naturalnie, choć była nieźle obolała. - Tak, faktycznie, Robin jestem - nie miała powodów aby się na niego gniewać. A raczej, miała je, ale nie zamierzała w żaden sposób używać. Co się stało, to się nie odstanie, ona zamierzała przejść nad tym do porządku dziennego, zapomnieć o niemiłym incydencie i tyle. - To co, podczas kolejnego spotkania będziemy łamać szczęki? - zaproponowała z szerokim uśmiechem. Widać było wyraźnie, że nabija się z tego wszystkiego, bo co innego im pozostawało? Tylko śmiech mógł ich tutaj uratować.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Brak mi zdecydowanie pewności siebie. Może kiedyś nie miałbym problemów z tą sytuacją, ale teraz czuję się winny i tam, gdzie nie pójdę, ciągle dzieje się coś... nieprawidłowego. Wystarczy spojrzeć, wystarczy iskra, iskrą natomiast jestem ja - by płomienie zaczęły siać zniszczenie czysto metaforycznie, pochłaniając strawę do strzępek, do kości i do ostatnich tkanek, które temu procesowi niespecjalnie chcą się poddawać. Żałuję, że do tego doszło - taki jestem. Wycofany, unikający, chcący prowadzić własną egzystencję w cieniu innych, jedynie bacznie im się przyglądając, a nie uczestnicząc bezpośrednio. Długo nie trwa moje szczęście, gdy postanawia wejść tym samym do akcji Irytek, którego szczerze nienawidzę. - Hawk na innych ludzi wpada, ale na kutasa Murphy'ego jeszcze bardziej się zdarza! - jak zawsze, jak żeby inaczej, mam dość jego dogryzania względem wydarzeń, które miały miejsce w schowku. Chodzę przez to bardziej zestresowany i pozbawiony chęci do czegokolwiek, bo choć i mogę ignorować to, co ten mówi, tak naprawdę inni muszą tego słuchać. I dowiadywać się mniej lub bardziej wymyślnych kłamstw. - Jemu przy dziewczynach zazwyczaj nie stoi, niech się zatem Robin obok niego przebywać nie boi! - jeszcze dorzucił parę dodatkowych komentarzy, zanim do odleciał w nieznane, dając nam wreszcie spokój. - P-Przepraszam za niego... dość m-mocno się uwziął... - mówię, dukam nieco, kiedy nie tyle wstyd, co po prostu żenada ze względu na zaistniałą sytuację zdawała się zagęścić wokół atmosferę. Biorę głębszy wdech, chłodne powietrze pozwala mi na nieco trzeźwiejsze myślenie przy stłuczeniu znajdującym się na boku. - T-Tak, ale chyba... chyba nawet bierze się w nim u-udział nieświadomie. - wskazuje podbródkiem na nauczyciela, który patrzy na najróżniejsze osoby poruszające się po tafli jeziora, gdy ze sobą jakoś rozmawiamy. Jakoś, bo w moim przypadku nie idzie to najlepiej. Podnoszę brwi na propozycję ze strony Ślizgonki. - W sumie... W sumie to b-bardzo dobry pomysł. - nie uśmiecham się, ale po tonie głosu można rozpoznać, że jest to coś, co mi pasuje i ewidentnie wolałbym na tym przystać. Na szczęście się nie mylę pod względem imienia blondwłosej dziewczyny, na co mogę odetchnąć z częściową ulgą, gdy ściskam jej dłoń. - S-Sobie będziemy wzajemnie łamać czy... k-komuś innemu? Myślę... myślę, że jest to dość ważny aspekt... - pytam się, bo raczej za przemocą nie przepadam i wolałbym uniknąć posiadania złamanej szczęki, bo nie przepadam za uzdrowicielami i nie posiadam odpowiednio wysokiego progu bólowego, by móc z czymś takim łazić na porządku dziennym. Łyżwy odhaczone, nietypowe spotkanie także, a jedyne, o czym marzę, to kubek gorącego kakao z kuchni i zimny okład na stłuczenie. Przygoda? Myślę prędzej, że wypadek, ale im bardziej się zamartwiam, tym gorzej wyglądam; rozchodzimy się po czasie i po tych przeciwnościach losu, wobec których nie możemy zrobić nic więcej.
Jazda na łyżwach kojarzyła się Ripley z wczesnym dzieciństwem. Zanim miała przyjemność spędzać każde święta w magicznej szkole, pozostawała wciąż dzieckiem marginesu, wychowywanym w przytułku, na który rzadko kiedy starczało dotacji ze skarbca królowej. Nie to, że było im źle, ale rozrywek zimowych wcale nie było dużo. W każdym sezonie starsze dziewczynki zabierały dzieciaki kilka razy na taką wycieczkę krajoznawczą, która polegała na przejażdżce autobusem w stronę lasu Waltham, by pobawić się na zamarzniętej tafli zbiornika Banbury i powygłupiać się w śniegu pokrywającym otaczające go pagórki. Patrząc na rówieśników, czyniących przepiękne popisy na lodzie w pamięci wciąż miała rosnącą ekscytację, kiedy autobus przebijał się przez ruchliwy Tottenham i mijał wielki sklep ikea. Bo to znaczyło, że byli tuż tuż! Niestety los już ma takie gorzkie poczucie humoru, żeby dać Ci dwie lewe ręce w tym, co Cię zaczyna ekscytować i to najlepiej w takim momencie, w którym wystarczyłaby odrobina motywacji i wsparcia, by mała Nellie wyrosła na, kto wie, mistrzynię łyżew figurowych. Po dziś dzień pamiętała, jak wyrżnęła czołem w drewnianą balustradę otaczającą akwen i nosiła wielkiego siniaka chyba aż do wiosny. Czasem jak udało się jej opalić latem, to mogła przysiąc, że wciąż widzi pręgę blizny, która została jej po tym wypadku - nic tam jednak nie było, poza odznaką złamanego serduszka małej artystki. Stała więc w jednej z większych zasp otaczających naszykowaną przez profesurę część wielkiego jeziora, w wyświechtanych narciarskich spodniach (no co, było zimno) i kultowej już, za dużej o pięć rozmiarów kurtce z szeleszczącego ortalionu. W kieszeniach mieściło się wszystko, istniała nawet szansa, że sama Ripley mogłaby do kieszeni tego przerośniętego elementu garderoby wpełznąć i zamieszkać w nim. Poruszając palcami w trzewikach coraz bardziej marszczyla brwi, walcząc ze sobą. Widziała jednak, że wszyscy bawią się bardzo dobrze niezależnie od tego jak im idzie na tym lodzie, a ona przecież miała poczucie równowagi i umiała jeszcze, chyba, ustać na nogach? Chwilę później wiązała zawzięcie sznurówki wypożyczonych łyżew, wyglądając jak pstrokata buka zakopana do połowy w ziemi. Spod napchanego kołnierza dało się słyszeć ciche ćwierkanie łamane przez gdakanie, w odpowiedzi na co krukonka mamrotała coś do swojej kurtki. - No, to teraz z górki. Lewa. Prawa. Lewa. - podyktowała sobie zadaniowo, jak z większością projektów, o których się przymierzała. I wydawało się, że to dobra taktyka, bo zarówno jak i lewa, a potem prawa, działały. Przez krótką chwilę. Zaraz ten rytm wyznaczony zupełnie się pomieszał, kiedy najpierw z lewej, a potem z prawej, przemknął koło niej jeden, a potem drugi ktoś, kto pozostał jedynie smugą w kolorze kurtki. Wszystkie dobre chęci ustania na nogach zakończyły się gwałtownie twarzą w zaspie. Może to i lepiej, bo tak siarczysta kurwa wypadła jej zupełnie niechcący z ust, że na pewno roztopiła dużo śniegu. Wyciągnąwszy głowę ze śniegu zobaczyła najpierw czyjeś eleganckie, wyglądające na całkiem ciepłe, zimowe buty, a potem obleczone spodniami kolana, a potem... a potem ręce w kieszeniach. Kiedy w końcu jej wzrok dotarł do twarzy chłód zdołał ucałować jej nos mrozem, pozostawiając różowy ślad, a wilgoć z rozmarzającego pod wpływem temperatury śniegu, zaczynała zamarzać na rzadkich rzęsach. - Nie śmiej się.
Jazda na łyżwach po jeziorze? Wraz z chwilą, kiedy o tym usłyszałem, wiedziałem gdzie spędzę grudniowe wieczory. Nauka i oceny to jedno, ale możliwość przypomnienia sobie zwykłej mugolskiej czynności obok zamku pełnego magii było dla mnie czymś ważniejszym. Dzięki temu mogłem się poczuć...normalnie. Zapomnieć na chwilę o wszystkich sprawach i problemach zaśmiecających moją głowę. Jedyne czego się obawiałem to brak odpowiedniego rozmiaru łyżew. Na mugolskim lodowisku musiałem czasami dość długo czekać, by móc sobie pojeździć. Dlatego łatwość, z jaką skrzaty obdarowały mnie idealnie dopasowanym rozmiarem wprowadził mnie wręcz w zachwyt. Postanowiłem zacząć od zwykłej jazdy w kółko, by się rozgrzać. Sunąłem przed siebie, mijając co jakiś czas innych uczniów, radzących sobie w lepszy czy gorszy sposób. Zauważyłem po chwili obecność nauczyciela, który podobno oceniał zmagania na lodzie. Uznałem to za dobry sposób by przypodobać się Foresterowi i nieco poprawić swój wizerunek w oczach profesorów Hogwartu. Miałem już zacząć, gdy mój wzrok padł na jednej z dziewczyn, która wyglądała bardzo znajomo. Zmrużyłem oczy jakby nie dowierzając, podjechałem do niej i zatrzymałem się, robiąc najpierw małe kółko. Przekrzywiłem głowę, poświęcając jej chwilę uwagi. Wydawała mi się, że była osobą, którą zostawiłem za sobą w Ilvermorny...i całe szczęście na wydawaniu się skończyło. Mój podjazd i następnie odjechanie bez słowa mogło być odebrane jako gwiazdorzenie, co jakoś zbytnio mnie obecnie nie interesowało. Ba, taki przecież był mój cel: pokazać co potrafię. Zacząłem od podstawowych ruchów, kilka obrotów, podskoków, połączenie obydwu ruchów...czułem się dość sztywno, z jakiegoś powodu nie mogąc się rozluźnić i po prostu oddać się chwili. Kilka minut jeżdżenia i próbowania później uznałem, że w taki sposób to zaprezentuje jedynie sztywność mojego kręgosłupa. Wziąłem głęboki wdech i przymknąłem oczy, rozluźniając swoje ciało. Wciąż z zamkniętymi oczami zacząłem sunąć po lodzie, tworząc przeróżne figury. Uważacie to za niezbyt męski widok? Cóż, zachowajcie swoją opinię dla siebie. Robiłem co chciałem, nie zwracając uwagi na innych i co sobie pomyślą, jak nagle się zatrzymam i zacznę tańczyć w miejscu. O, to się tak da? Przyznam, wygląda to dziwnie, jednak wywołuje dużo frajdy. Musicie spróbować jak już przestaniecie odbijać się od ściany do ściany. Gdy już się rozluźniłem na tyle, że mogłem w końcu rozpocząć główną część pokazu, przywołałem w wyobraźni taniec reprezentacji Francji z zimowej olimpiady i w dużej mierze go powtórzyłem. Pewno powiecie, że był to plagiat...no niby macie racje, ale co z tego? Raczej Forester nie oglądał mugolskich olimpiad, a nawet jeśli to wątpiłem by każdą z nich pamiętał i porównywał do tego co kto robi na lodowisku. Byłem skuteczny? Nawet bardzo. Przejmowałem się odgapianiem od innych? W najmniejszym wypadku. Owe przedstawienie uważałem za jedno z najładniejszych i byłem dumny z siebie, że chociaż w małej części dałem radę je powtórzyć. Na sam koniec została mi dość ciężka do wykonania figura : podniesienie drugiej osoby podczas jazdy. Wybrałem nie do końca przekonaną koleżankę, odjechałem kawałek by mieć miejsce do rozpędzenia się i kilka chwil później...jechałem trzymając dziewczynę pod pachami. Po kilku metrach odstawiłem ją delikatnie na lodowisko, kończąc swój występ w konkursie. Pozostałem jeszcze na lodzie, bawiąc się i relaksując przy dźwiękach skrobania o lód.
z/t
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Musiał przyznać, że profesor Forester zwyczajnie się nie starzał; nie miał pojęcia, jakim sposobem ten pogodny nauczyciel, po tak wielu latach spędzonych w Hogwarcie, dalej utrzymywał werwę i entuzjazm, ale jego propozycje artystycznych aktywności wciąż Ezrę pozytywnie zaskakiwały i inspirowały. Cóż, przynajmniej w większości przypadków. Propozycja zorganizowania konkursu tańca na lodzie podobała mu się z jednego prostego względu - on sam nie musiał w niej brać udziału, a za to ile radości mogło przynieść oglądanie śmiałków, decydujących się na podjęcie łyżwiarskiej rękawicy. Doskonale pamiętał swoje własne próby utrzymywania równowagi (bo na grację nie było nawet co liczyć) na lodowej powierzchni kilka lat wcześniej, jeszcze kiedy trzymał się chociaż odrobinę nadziei, że nie każdy sport powinien traktować jako swojego wroga numer jeden. I choć na przestrzeni dorastania okazało się, że faktycznie znalazło się wąskie grono aktywności, które mu wychodziły, to łyżwiarstwo do tego elitarnego grona zwyczajnie się nie załapało - najpewniej czuł się po prostu na stabilnym gruncie, nie w powietrzu, ani na lodzie. Świadomość swojego absolutnego braku zdolności nie przeszkadzała mu jednak, aby z entuzjazmem obserwować porażki uczniów i studentów - wszak nie byłby sobą, gdyby okazja do żartobliwego wyzłośliwiania się przemknęła mu koło nosa. I tym właśnie sposobem wpadł na krukońskie dziewczę (@Nell Ripley), które dosyć pokracznie zaczęło swoją przygodę z tańcem na lodzie. Nic zatem dziwnego, że obrał ją sobie za dobry obiekt do obserwacji - i być może dobrze zrobił, bo nawet jego rozbawienie na moment otarło się o zmartwienie, gdy nastolatka wylądowała w śnieżnej zaspie. Na wszelki wypadek postanowił to sprawdzić, nie chcąc by na jego warcie dziewczyna zrobiła sobie krzywdę. - Nie śmieję się, to tylko dobry humor, którym chcę się z tobą podzielić! - odparł, oczywiście dość wyraźnie się śmiejąc. Był to ewidentny plus pozycji nauczycielskiej. - Nie wiem, czy wiesz, ale cała sztuka jazdy na łyżwach polega na utrzymywaniu się na nogach - podpowiedział usłużnie, gdy tylko jasna czupryna wyłoniła się z zaspy. Wyciągnął też zaraz obitą w ciepłą rękawiczkę rękę, by pomóc jej podnieść się do pionu, ani na moment jednak nie pozbywając się z ust szerokiego uśmiechu. - No i proponuję nie patrzeć w dół, bo podobno należy patrzeć tam, gdzie chce się dojechać. A gleba to nie twój cel, jak podejrzewam. [/b][/b]
Marla O'Donnell
Wiek : 21
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
k100: 95 (dorzut: parzysta) modyfikatory: +30 za cechę gibki jak lunaballa (zwinność) suma: 125
Siedziała zawinięta w koc w dormitorium, niemalże wyrywając z bezsilności włosy podczas pisania eseju na obronę przed czarną magią, kiedy jej uszu dobiegły podekscytowane głosy młodych Gryfonek, że nad jeziorem poczciwy Forester organizuje codziennie casting na najlepszego łyżwiarza. Nie musiała się zbyt długo zastanawiać nad tym co z tą informacją zrobić - rzuciła notatki na swoje niepościelone łóżko, przebrała szkolny mundurek na coś wygodnego i ciepłego i wybiegła z gryfońskiego królestwa, szpagatami zmierzając na błonia. Trochę żałowała, że Murphy był w pracy i nie mogli iść tam razem. Doskonale pamiętała z dzieciństwa jak każdej zimy Fiadh zabierała ją na lodowisko, gdzie udawały, że są wytwornymi, zgrabnymi łyżwiarkami, przed którymi kariera stała otworem, a każdą udaną figurę głośno oklaskiwały i rzucały w swoją stronę wyimaginowane kwiaty, wiwatując i krzycząc wniebogłosy. I tym razem zamierzała pokazać klasę i udowodnić, że królowa łyżew jest tylko jedna. Ona sama. Dygnęła radośnie przed Howardem, zgarnęła łyżwy dostępne dla tych, którzy nie posiadali swoich (od razu zanotowała w głowie, że to kolejna rzecz, którą musi kupić, nawet kosztem obiecanych łajnobomb dla Ruby) i stanęła na brzegu jeziora oddychając głęboko. Choć pierwsze kroki na lodzie stawiała nieporadnie, tak z każdym kolejnym ruchem sunęła po powierzchni z coraz większą gracją, odzyskując pewność siebie. Okazało się, że jazda na łyżwach jest dla niej jak oddychanie - zupełnie naturalna; nie musiała się zastanawiać w jaki sposób ustawić stopy, aby wykonać obrót, skręt czy zjawiskowy piruet. Utrzymanie równowagi nie stanowiło dla niej żadnego problemu, toteż jechała dalej z wielkim uśmiechem na twarzy, nie przejmując się ani mrozem ani konkursem, w którym właśnie brała udział. Mknęła przed siebie, odnajdując w jeździe namiastki dawnych lat i beztroski, tego szczęścia wypełniającego każdy skrawek jej duszy. Była w raju i znów czuła się jak mała dziewczynka, która pod okiem mamy doświadczała czegoś pięknego - łyżwy, podobnie zresztą jak Quidditch, dawały jej poczucie wolności i pozwalały na ekspresję skrywanych głęboko emocji. Może i nie była tancerką stulecia i daleko jej było do powabu takiej wili, ale na lodzie odnajdywała się równie dobrze jak w transmutacji czy na miotle. Dlatego niesiona ekscytacją, podjechała do jakiejś nieznanej Puchonki, która radziła sobie znacznie lepiej niż pozostali i zapytała czy ma ochotę na rozegranie przed nauczycielem jakiegoś fenomenalnego układu w duecie, jednocześnie popisując się przed nią zmyślnym podskokiem. Gdy ta się zgodziła, złapała ją za rękę i wyobrażając sobie, że ma przed sobą milionową publiczność, uniosła ją nad sobą, z dumą prezentując figurę, której nie powstydziliby się profesjonaliści. Dziewczyna jednak nie była aż tak wprawną łyżwiarką, jak jej się wydawało - straciła równowagę i niefortunnie odbiła się od barierki, wpadając do lodowatej wody. Na całe szczęście, nikt nie zauważył tej paskudnej wpadki, dlatego powstrzymała krzyk zatrwożenia i ukłoniła się przed wszystkimi, zaraz potem pędząc do nowopoznanej towarzyszki, żeby wyłowić ją z czeluści jeziora.
/zt
______________________
Nell Ripley
Rok Nauki : II
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165
C. szczególne : Color capillus, kardynał, emanacja biedactwem, słowiański przykuc, baza wiedzy bezużytecznej
Widząc, jak brunet w najlepsze zrywa boki z jej nieszczęścia uszy pokraśniały jej intensywnie, a temperatura czaszki podniosła się tak mocno, że niemal widać było parującą z włosów wilgoć. - No no, już, zatrzymajmy tę karuzelę śmiechu, bo się uduszę. - powiedziała markotnie, chwytając jednak jego rękę i podnosząc się chwiejnie na nogi. Uścisk solidny, żelazny jak kajdany, zelżał dopiero, kiedy była pewna, że trzyma stabilnie pion. Podparła się pod boki, nieco zbyt zamaszyście przez co znów się zachwiała wytrzeszczając oczy niczym żaba na drucie wysokiego napięcia, zaraz jednak znów złapała równowagę i zrobiła minę, jakby wcale to przed chwilą się nie wydarzyło. - Oohoo, widzę, że trafiłam na znawcę. - uśmiechnęła się przymilnie, choć lisi, chytry błysk szybkolotnego kruka błysnął jej w oku- Będzie mi niezwykle miło, jeśli członek kadry pedagogicznej zaprezentuje mi, jak to się robi! - klasnęła zachęcająco, ale również zachowawczo - nie szalejmy, nie chcemy się wywalić nie ruszając się z miejsca - w dłonie i kłaniając się lekko wskazała ręką budkę z łyżwami do wynajęcia. Para z uszu na całe szczęście przestała jej buchać, bo to też i nie wypada wcale tak się boczyć, szczególnie na swojego nauczyciela będącego jednocześnie krukońskim bożyszczem, byłym prefektem, mistrzem wielu tytułów i pozycji, aktorem i gwiazdą estrady. Przecież Siostra Bernadetta by ją od czci i wiary odżegnała, za tak karygodne zachowanie. Patrząc wyczekująco na Ezrę powoli, lewa, prawa, zaczęła przesuwać się w stronę budki z łyżwami, coby już od samego progu móc chłonąć jego wiedzę i talenta. Była bowiem śmiertelnie przekonana, że kto jak kto, ale osoba z takim zapleczem musicalowym musi mieć doskonałą koordynację, a jako nauczyciel działalności artystycznej - w związku z niewątpliwym artyzmem sztuki tańca na lodzie - musi być po prostu boski w te klocki. Kto wie, może nawet uda im się jakieś miejsce wygrać? Starym dobrym sposobem na: utalentowani w pierwszym rzędzie, reszta z tyłu kiwa się na boki i nuci uła-ha uła-ha.
Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, gdy dostrzegła błysk radości w oczach Emrysa na wzmiankę o słodyczach. Nic tak nie łączyło ludzi jak wspólne jedzenie czekolady, powtarzała zawsze jej mama i wychodziło na to, że miała rację. – Raczej nie powinno, bo dość często używam tego zaklęcia, więc mam wprawę – uspokoiła chłopca, a zaraz potem konspiracyjnie nachyliła się, aby wyłapać jego wyznanie wyszeptane tak jakby się tego wstydził. – To normalne, że trwają chwilę, jesteś w Hogwarcie zaledwie kilka tygodni i nie miałeś możliwości poćwiczyć. Uważam, że i tak powinieneś być z siebie zadowolony, bo jakkolwiek się udają. Radzisz sobie lepiej niż niejeden młody czarodziej – pochwaliła go z ciepłym uśmiechem, nie mogąc się pozbyć nieznośnej myśli, że większość pierwszorocznych, z którymi miała do czynienia, charakteryzowała się bardzo niefajną przypadłością, a mianowicie brakiem wiary w siebie i nieumiejętnością doceniania swych sukcesów. – Ja w twoim wieku ledwo byłam w stanie utrzymać różdżkę w dłoni, bo ciągle mnie parzyła. Także wyobraź sobie jak źle wychodziło mi rzucanie zaklęć – zaśmiała się, sięgając po termos z gorącą czekoladą, którą rozlała do kubków. Podała mu jeden, a gdy moczyła usta w słodkim, gęstym napoju, słuchała tego, co wie o inkantacji, którą planowała z nim dzisiaj przećwiczyć. - Tak! Transmutacja zawsze polega na przemianie obiektu, musi być on namacalny i istnieć. Nie zmieniasz próżni, tylko dokonujesz modyfikacji - częściowej albo całościowej. Quartario zmniejsza ciężar - potwierdziła słowa Emrysa. - Tak w ogóle, nie jestem wybitną nauczycielką. Więc jeśli czegoś nie zrozumiesz to daj mi znać, nie przywykłam do uczenia innych. Czasem mogę mówić zbyt chaotycznie, ale nie bój się pytać. Bo po to tu jestem - żeby ci pomóc - wlepiła w Krukona przejęte czekoladowe tęczówki, chcąc upewnić się, że nie będzie krępował się z zadawaniem pytań czy traktować ją jak - nie daj Merlinie - takiego Patola. Ze skupieniem obserwowała chwyt, jaki jej prezentował. Z trudem powstrzymywała zachwyt, bo miał zaledwie jedenaście lat, a radził sobie lepiej niż (czasem) ona. - Dobry trop, jednak chodzi o chwyt alfa. Bo to transfiguracja prosta, zmieniamy tylko jedną cechę substratu, w tym wypadku ciężar. To działa na tej samej zasadzie co zmiana rozmiaru. Musisz więc wyprostować łokieć, o tak - pokazała mu na czym to polega, zerkając na twarz Krukona, aby upewnić się, że rozumie. – Spróbuj teraz na sucho. Chwyt i wymowę.
• rzucasz k100 zarówno na chwyt, jak i wymowę -> 45 lub więcej zapewnia ci sukces • rzuć też k6 na rozpraszacze: parzysta – jesteś zdeterminowany i skupiony, nic co się dzieje dookoła cię nie obchodzi, bo liczy się tylko to, żeby dobrze ogarnąć ćwiczenie (+15 do k100); nieparzysta – twoje myśli mimowolnie kierują się ku szuwarom, nieznośnie szeleszczącym przy brzegu/kichnięciu marli/zapachu czekolady – whatever, wybierz sobie co takiego odciąga cię od poprawnego wykonania zadania (-15 do k100) • możesz dowolnie rozdysponować plusowe lub minusowe punkty wynikające z k6 do chwytu czy wymowy • za każde 3 pkt z transmutacji lub zaklęć masz przerzut
Każdego ucznia i studenta Hogwartu los przyprowadzi prędzej czy później nad jezioro - czy to w poszukiwaniu cichego zakątka do nauki, miejsca do wygrzewania się na słońcu lub po prostu najkrótszej drogi w kierunku polany, na której odbywały się czasem zajęcia z Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Z jakiegoś powodu trafił też w tą okolicę niedawny bohater meczu quidditcha i wychowanek Slytherinu, Archie Darling. Słońce świeciło wysoko w kwietniowym zenicie, nic też nie wskazywało na to, że brzeg jeziora mógł być jakkolwiek niebezpieczny. Coś jednak rozdrażniło druzgotki, które kotłowały się zaraz pod taflą wody, gryząc siebie nawzajem oraz wszelkie ryby czy magiczne stworzonka chcące się do nich zbliżyć czy je wyminąć. Kotłowanina rozgniewała jednak najbardziej prominentnego mieszkańca tutejszego akwenu - wielką kałamarnicę, która napędzając swoje cielsko wszystkimi mackami ruszyła w stronę zbiorowiska druzgotków z wyraźnie nieprzyjaznymi zamiarami.
Rzuć 2x kostką k6. Wynik pierwszej kostki: 1 - rozpędzona kałamarnica wbiła się w druzgotki, które po chwili oporu zdały sobie sprawę, że jest on bezcelowy. Podczas ucieczki jednak macka mięczaka trafiła jedno ze złośliwych stworzeń wyjątkowo mocno, wyrzucając je na brzeg prosto w kierunku Ślizgona. Rozgniewany druzgotek gryzie Cię w [wynik drugiej kostki] miejsc. 2 - kałamarnica kotłuje się przez chwilę z druzgotkami, ostatecznie pokrywając przybrzeżną taflę warstwą magicznego atramentu, którego część pada także na Ciebie. Przez [wynik drugiej kostki] fabuł mienisz się kolorami tęczy, ale też dość brzydko pachniesz. 3 - powtarza się scenariusz z kostki numer jeden, druzgotek jednak zamiast Cię gryźć postanawia jak najszybciej wrócić pod wodę. Nie omieszkuje jednak zabrać ze sobą pamiątki - tracisz sakiewkę z [wynik drugiej kostki]x10 galeonów. 4 - powtarza się scenariusz z kostki numer dwa, czując jednak co się świeci postanawiasz zasłonić się Zaklęciem Tarczy. Nie jest ono idealne, ale chroni Cię przed większością atramentu - i dobrze, gdyż ten rodzaj okazuje się silnie żrący. Jeśli [wynik drugiej kostki] to 5 lub 6, tracisz różdżkę z powodu opryskania jej kwasem. Na wynikach 1-4 masz jedynie podziurawione ubranie. 5 - druzgotki momentalnie się rozpierzchają, kałamarnica też jakby nieco mniej leniwie odpływa gdzieś w głębiny tak szybko, jak się pojawiła. Czujesz na sobie wzrok kelpie - skąd się tutaj wzięła? - która wyskakuje z wody i zaczyna Cię wciągać w topiel. Po jakimś czasie się uwalniasz, jednak jesteś przemarznięty i, przede wszystkim, pogryziony. Czeka Cię wizyta w skrzydle szpitalnym - i post na 1000 + [wynik drugiej kostki]x500 znaków. 6 - w całym tym zamieszaniu jakim była jeziorna wojna domowa, nie zauważyłeś nawet jak podkradł się do Ciebie langustnik ladaco i dziabnął w łydkę. Przez kolejne [wynik drugiej kostki] wątki masz ogromnego pecha.
______________________
Archie N. Darling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 175cm
C. szczególne : Bardzo jasne oczy, kolczyk w języku, dużo biżuterii, kokosowy zapach, irlandzki akcent, dźwięczny głos
Jestem przyzwyczajony do kalifornijskiej pogody - dużo, dużo bardziej słonecznej niż to, czym przywitała mnie Wielka Brytania. Ciężko mi zatem powstrzymać się od spacerów, kiedy już pogoda robi się nieco przyjemniejsza; dalej nie jest idealnie, ale przynajmniej świeci słońce, trochę też przygrzewa, a ja nie zamierzam przecież bezsensownie narzekać. Chcę lepiej zwiedzić okoliczne tereny Hogwartu, które do tej pory pozostawały dla mnie tajemnicą, skrytą w twardości zmarzniętej ziemi i błocie wiosennych deszczy. Przechadzam się bez większego celu, by złapać powietrze, a może też trochę spokoju. Mam świadomość, że brak Księżyca dziwnie wpływa na Wielką Brytanię i słyszałem coś o hogsmeadzkich zbiornikach wody, które dziwnie wylewają i powodują podtopienia... Ale nie kojarzę tego w żaden sposób z innymi jeziorami czy stawami, więc całkiem pewnie kręcę się w okolicy szkolnego jeziora, próbując wypatrzyć w niespokojnych ruchach wody macek słynnej kałamarnicy, która podobno wcale nie jest taka groźna. Nie spodziewam się zobaczyć druzgocącej (!) jatki, a już w ogóle głupieję, kiedy walka przenosi się poza jezioro... Próbuję pospiesznie wyciągnąć różdżkę, bo jakiś druzgotek pada na trawę tuż obok mnie, ale zaraz coś szarpie mnie za szatę i nim się orientuję, kolejny z małych potworków na mnie wisi. Sytuacja musi wyglądać doprawdy komicznie, bo ja spróbuję go strzepnąć - nie mając dostępu do różdżki, bo druzgotek mi zablokował kieszeń - a on próbuje ode mnie uciec, razem jednak skaczemy i plączemy się dobrą chwilę, dopóki stworzenie wreszcie nie zmyka z powrotem pod wodę. Ja z kolei zwijam się jak najszybciej do zamku; próbuję udawać, że nie jestem spanikowany, ale wbiegam po schodkach szybciej niż normalnie, a przy tym zaraz po wejściu do Hogwartu ściągam kurtkę i wierzchnią szatę, by odnieść ją do prania, zanim zarażę się czymś obrzydliwym od tamtego druzgotka. Dopiero wtedy orientuję się, że chociaż różdżka w kieszeni była bezpieczna, to sakiewka z pięćdziesięcioma galeonami już nie... i tylko klnę pod nosem, bo może pieniędzy mi tak znowu nie brakuje, ale jednak wykorzystałbym je nieco lepiej niż jakiś podwodny stworek!
| zt
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Odkąd tylko pamiętała, należała do praktycznie wszystkich szkolnych kółek, bo uznawała to za najlepszą drogę do chłonięcia wiedzy, której od zawsze była głodna. Oryginalne zadania stawiane przed ich członkami pozwalały na liźnięcie odrobiny praktyki, zamiast gnicia przed książkami, czego wcale nie była wielką fanką. Dopiero wyjazd do Beauxbatons oderwał ją od szkolnych aktywności, tam z kolei nie miała czasu na angażowanie się w podobne sprawy, bo skupiała się przede wszystkim na rozwoju kiełkującej kariery. Teraz kiedy wróciła i uporządkowała swoje sprawy, znowu miała czystą kartę i mogła na nowo być trochę sobą, cokolwiek by to nie znaczyło. Postanowiła zacząć od rzeczy, które kiedyś sprawiały jej przyjemność... a jeśli miała przy tym pomóc szkole, to może korona wyjątkowo nie spadnie jej z głowy? Prawdę mówiąc, miała małą nadzieję, że jednak uda jej się trafić na kelpie. Teoretycznie nie rysowała ani nie malowała pejzaży, ale tak wyjątkowy widok byłby idealną pozycją do jej małej kolekcji. Dlatego też nad jezioro przyszła nie tylko z różdżką, ale też szkicownikiem i kilkoma podstawowymi ołówkami. — Kici kici, kelpie — zawołała cicho, przykucając w miarę blisko brzegu, ale nie tak, żeby stworzenie mogło wciągnąć ją do środka, gdyby postanowiło się jednak pojawić.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Aerudio - oznajmił falom i wodzie Shaw, machając różdżką w okrężnym ruchu dookoła swojej głowy. Powietrze zaświstało dookoła niego, wydając jakże znajomy dźwięk, tym razem jednak jeszcze w akompaniamencie plusku wody, która obijała się o powietrzną tarczę. Tym razem też żaden langustnik nawet nie próbował się do niego zbliżyć - w sumie, biorąc pod uwagę dość niebezpieczne dla nieostrożnych macek używane przez Shawa zaklęcie, tym lepiej dla wszelkich skorupiaków i druzgotków. Darren zauważył kruczą amatorkę jezioracznych landszaftów dopiero wtedy, gdy postanowił zrobić sobie krótką przerwę - nawet nie z powodu zmęczenia, ale raczej ślizgającego się po jeziorze, majowego zefirku, który mimo dość przyjemnej temperatury bywał uciążliwy, szukając praktycznie każdej szpary w szatach by spowodować nieco drżenia czy gęsiej skórki na ciele Krukona. Amatorkę pejzaży na razie należałoby jednak nazwać amatorką spotkań z kelpie, bo właśnie tego stwora postanowiła wołać, kucając nad brzegiem wodnego zbiornika. - Ostatnio chyba nie trzeba się zbytnio starać, by spotkać kelpie - powiedział cicho, starając się stawiać kocie kroki po piasku nad brzegiem jeziora, na wszelki wypadek gdyby Krukonce zdarzyło się jednak przywabić tutaj jakąś wyjątkowo płochą kelpie, choć Shaw nie był pewien czy takie w ogóle istniały.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Odwróciła wzrok od tafli jeziora, kiedy usłyszała zgrzyt żwiru rozdeptywanego – choć delikatnie – czyimiś butami, tuż przed tym, kiedy rozbrzmiały słowa. Nie odpowiedziała od razu, z początku po prostu zawiesiła na nim spojrzenie, próbując przypasować imię do znajomej twarzy. Nie było to takie znowu trudne, nawet jeśli średnio orientowała się w aktualnej ekipie prefektów, to doskonale kojarzyła go z czasów sprzed wyjazdu. Pełne krytycznej oceny spojrzenie złagodniało. — Widocznie za mną nie przepadają. — powiedziała, wydymając wargi w grymasie rozczarowania. Ale zaraz porzuciła swój wielki smutek na rzecz wzruszenia ramion. — Może jestem zbyt koścista? No, w każdym razie chyba nie mam na co narzekać. Może chciałbyś jakąś poudawać? — znacząco potrząsnęła zamkniętym nadal szkicownikiem i w końcu uśmiechnęła się do niego na tyle zaczepnie, że trudno było powiedzieć, czy aby na pewno żartuje. W gruncie rzeczy nie pogardziłaby dobrym portretem na tle szkolnego jeziora, w ostatnim czasie częściej malowała, niż rysowała i zdążyła wyjść z wprawy. Postukała ołówkiem w okładkę, ale w końcu porzuciła go niechętnie i złapała za różdżkę. Leniwie wstała i przeciągnęła się. — Myślisz, że protego to jakakolwiek ochrona? Może lepiej byłoby powiększyć kamienie i zrobić coś na kształt wałów? — tak do końca to nawet na niego nie patrzyła, nazbyt pochłonięta próbą rozwiązania szkolnego problemu. Rzuciła niewerbalne protego, ale to przecież zaraz zniknęło.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Mam być kelpie? - Shaw uniósł brew, zastanawiając się, czy to propozycja z rodzaju tych obraźliwych lub wręcz przeciwnie - Wciąganie pod wodę zagubionych duszyczek brzmi dość nudno - wzruszył leniwie ramionami, rozbudzając się jednak nieco w chwili, gdy kolejna Swansea rzuciła jakieś ochronne zaklęcie, które po chwili jednak i tak wyparowało. - Pewniej machaj tą różdżką to i Protego wytrzyma dłużej - stwierdził z głosem doprawionym szczyptą zainteresowania. Zaklęcia to była mimo wszystko jego broszka - i to przede wszystkim te poświęcone defensywie. - Nie wiem, co na to trytony - powiedział bardziej w stronę jeziora niż do Leighton - bo chyba tak nazywała się dziewczyna - Krukon - Może spróbuj Accenure - zaproponował, machnięciem Mizerykordii tworząc przed sobą niewidzialną ścianę, o którą zaczęły obijać się fale gigantycznego jeziora - Ale to w sumie też zaraz zniknie - dodał kwaśno, widząc już krople wody przedostające się przez pierwsze szpary w powierzchni zaklęcia. Przez ostatnią pracę nad Aurum Cavea oraz, ergo, nad swoją pracą dyplomową, zaczął podchodzić do czarowania w sposób o wiele bardziej suchy, doceniając tym samym coraz bardziej transmutacyjne formułki i wzory. Może więc zaproponowana przez Krukonkę transfiguracja nie była tak złym pomysłem? Shaw teatralnie westchnął i oklapł. Miał nadzieję, że chociaż dwa miesiące przed końcem edukacji ucieknie od robótek pro bono na rzecz Hogwartu - wyglądało jednak na to, że kolejny raz jedyną zapłatą będzie czas spędzony z dziewczyną, której imienia nawet nie był pewny. - Poszukam kamieni - powiedział kwaśno, celując różdżką w taflę jeszcze dość płytkiej tutaj wody i wyciągając z dna kolejnymi ruchami co większe, mniej więcej wielkości buta, otoczaki.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Odpuściła sobie komentarz, że przecież niezły z niego ogier, więc na kelpie w sam raz, nie miała ochoty na błazenadę, bo i nie znała go na tyle, żeby wiedzieć, czy rozbawi go to tak samo, jak ją. A skoro już się napatoczył, to naprawdę nie miała ochoty, żeby sobie szedł, zwłaszcza że sam z siebie był skłonny udzielać porad w kwestii rzucania zaklęć (no i wciąż trochę liczyła na dobry szkic). Nie była w tym zbyt mocna, we wszystkim była znacznie lepszym teoretykiem niż praktykiem, dlatego, choć nieszczególnie dała to po sobie poznać, ucieszyła się na wskazówkę, która mogła jakoś poprawić jej umiejętności. Zresztą zaraz zastosowała się do jego sugestii i bariera rzeczywiście wytrzymała trochę dłużej, kiedy poprawiła ruch różdżki – jednak wciąż nie na tyle, żeby miała móc chronić brzeg jeziora, po tym jak już sobie stąd pójdą. — Mon Dieu, no przecież się nie utopią — zauważyła ze szczerym rozbawieniem, zwieszając na dłużej wzrok na tafli jeziora, trochę tak, jakby mimo wszystko spodziewała się, że wychyli się z niej trytonia głowa i pięść, która zacznie jej wygrażać. — W innym wypadku może lepiej dla nich, to byłyby strasznie kiepskie trytony. — Dodała trochę ciszej, z pewnym zaskoczeniem odnajdując w sobie eugenistyczne zapędy, przynajmniej wobec wodnych stworzeń wykazujących inteligencję. Nie świadczyło to o niej chyba najlepiej. — A w ogóle to mogłyby pomóc, nie sądzisz? Od tylu lat żyją z nami w zgodzie, a jak świat staje na głowie, to nie są w stanie ogarnąć swoich durnych wodnych koni? Ściszyła głos, bo ostatnie czego chciała to jakaś drama z trytonami wywołana tym, że przypadkiem ją dosłyszały. Na pewno miały tam jakieś osobniki, które rozumiały ludzką mowę, skoro czarodzieje mogli nauczyć się ich języka, to na odwrót musiało to działać zupełnie identycznie. — A wtedy nie zamknę się przypadkiem w środku? Myślałam raczej o barrera — pokiwała głową z namysłem — może gdyby jakoś to... zamrozić. Ale wtedy chyba straciłoby na działaniu. Może spowolnić? Arresto momentum pewnie załatwiłoby sprawę, ale i tak co najwyżej na kilkanaście minut. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czego oni od nas oczekują. Powoli zaczynała się frustrować, bo każdy kolejny pomysł był skazany na porażkę. Brakowało jej umiejętności praktycznych, ale nawet w teorii nie potrafiła znaleźć wielu skutecznych rozwiązań. Przestąpiła z nogi na nogę, przyglądając się, jak Krukon wyciąga z wody kolejne kamienie. Ciekawe ile z nich kryło w sobie pozostałości dawnego życia, albo, co lepsze, kryształy? I kiedy tak stała i zastanawiała się nad tym, co mają w sobie kamienie, całkiem przypadkiem wpadła na to, czego nie mają, a co mieć mogą. — Arcanum Adscribo! — zawołała nagle, a różdżka w jej dłoni wypuściła kilka barwnych iskier i rozgrzała się, ewidentnie myśląc, że próbuje rzucić zaklęcie. — No przecież, że tak. One nawet nie muszą być duże, wystarczy, że będzie ich dużo i zamkniemy w nich zaklęcia obronne, jakiekolwiek. Wtedy wystarczy, że coś ich dotknie, uruchomi czar i już nie przejdzie dalej. Była absolutnie podekscytowana tym, że udało jej się wymyślić coś, co miało szansę powodzenia. Oczy błyszczały, na policzki wstąpiły delikatne, słabo widoczne rumieńce i ani trochę nie starała się nad sobą panować.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Kolejna próba rzucenia Protego okazała się już być absolutnie przyzwoita - niestety jednak rzeczywiście zaklęcie to miało to do siebie, że nie było trwałe. Nie mogli też otoczyć jeziora pełną, olbrzymią barierą - nawet nie ze względu na umiejętności, ale zbiornik wodny był przecież używany przez choćby pierwszorocznych podczas dostawania się tutaj z Hogsmeade. Shaw uśmiechnął się lekko w odpowiedzi na komentarz o topiących się trytonach. Nie dało się ukryć, że syrenom to nie groziło - mimo wszystko Shaw jednak nie był zapamiętany jako "ten prefekt, który wkurwił ryboludzi". Albo ludzioryby. - Reklamacje co do przydatności naszych trytonów kieruj do Wang - stwierdził, odskakując nagle dobre pół kroku do tyłu. Jeden z kamieni które wyciągał na brzeg okazał się druzgotkiem - zaskoczonym ruchem różdżki cisnął nim dobre kilkanaście metrów, wgłąb jeziora oczywiście - Tymi też mogliby się zająć - powiedział kwaśno, nie przejmując się jednak tak jak Swansea uczuciami trytonów i nie zniżając głosu. - Jak się postarasz, to możesz nieco inaczej wygiąć tą ścianę z Accenure - powiedział. Była to już jednak nieco bardziej zaawansowana magia, ale na dobrą sprawę nie miał pojęcia co sobą reprezentuje pod zaklęciarskim względem Leighton. Chwilę potem uniósł lekko brwi do góry, bo wyglądało na to, że czekało go dość poważne zaskoczenie - Arcanum Adscribo? - powtórzył, a Mizerykordia w jego dłoni również zadrżała po wypowiedzeniu inkantacji, jednak bardziej rozczarowana niż iskrząco podekscytowana - Arcanum nie należało przecież do żadnych czarnomagicznych tajników - To nie taka prosta magia - stwierdził, opuszczając różdżkę. Kamieni wystarczyłoby na ustawienie miniatury Stonehenge, co dopiero rzucenia paru zaklęć obronnych - Ale pomysł bardzo dobry - przyznał, posyłając Locomotorem kilka otoczaków w kierunku Swansea - Ja wezmę teren stąd do tamtego kamienia, ty stąd do tamtego mostku? - zaproponował, wskazując na może trzydziestometrowy kawałek nabrzeża - a wyciągnął akurat około trzydzieści skałek. Musiał też przyznać, że był pod jakimś tam wrażeniem (choć bez przesady). Leighton, o ile dobrze pamiętał, przed swoim zniknięciem nie wyglądała na kogoś specjalnie zainteresowanego zaklęciami, a tu proszę, co za teoretyczne przygotowanie - Shaw nie miał też powodu wątpić, że szło ono w parze z praktycznymi umiejętnościami.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
Z Wang to akurat nie miała ochoty zadzierać, kobieta pojawiła się tutaj w czasie jej nieobecności i ewidentnie udało jej się zaprowadzić w szkole względny porządek, a to budziło szacunek i odrobinę lęku. Nie wiedziała o niej zbyt wiele, poza tym, że plotki na jej temat są dość wybujałe. Była aurorka i jasnowidzka? Dobre sobie. — To chyba coś jak ich... zwierzątka, no nie? A ludzie mówią, że to mój noctis jest paskudny — pokręciła głową z niedowierzaniem. Skoro trytony mogły cieszyć się z hodowli druzgotków, to Pan Kot w ogóle nie powinien mieć żadnych kompleksów – jeśli jakieś miał, oczywiście. Choć patrząc na tego leniwego rozpieszczucha, można było łatwo wnioskować, że ma w poważaniu opinię całego świata. — Naprawdę? — dla odmiany zareagowała na kolejną jego wskazówkę, całkiem szczerze zaintrygowana jakie możliwości mogło dawać to zaklęcie, kiedy opanowało się je w stopniu pozwalającym na wprowadzanie modyfikacji. Sama nie miała z czarem najlepszych doświadczeń, kiedyś na lekcji zdarzyło jej się zamknąć w środku i nieszczególnie potrafiła potem wyjść. Całkiem żenująca historia. W każdym razie uznała, że Bennettowa powinna zmienić program nauczania i wprowadzić tam takie elementy, bo były znacznie bardziej interesujące, niż większość zaklęć defensywnych samych w sobie. Skinęła głową, uznawszy, że to sprawiedliwy podział i kucnęła przy kupce kamieni. Znalazła tam jeden wyjątkowo małych rozmiarów, który prawdopodobnie leżał już na brzegu. — Arcanum adscribo. Rictumsempra — wyszeptała, zbliżając końcówkę różdżki do kamyczka. Innym zaklęciem i gwałtownym ruchem różdżki posłała kamyczek w stronę Krukona, licząc, że ten nie zdąży się uchylić. Zachichotała pod nosem bez względu na efekt i zabrała się do faktycznej pracy, bez ociągania się i durnych żartów, do których wyraźnie miała dzisiaj nastrój. — Arcanum adcsribo. Protego. Arcanum adscribo. Barrera. — I tak w kółko. Dla pewności mruczała pod nosem formułki, bo Darren miał zdecydowaną rację, że nie kojarzył jej z wybitnymi zaklęciarskimi umiejętnościami. Wiedziała to, co mogła wyczytać z książek, ale magia była przecież czymś znacznie więcej, niż ciągiem liter. Żyła swoim życiem – zupełnie jak sztuka.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Masz noctisa? - spytał zainteresowany Krukon, słysząc kiedyś o mrokotwórczych umiejętnościach tej kociej rasy - Chyba bym zszedł na zawał gdyby mi kiedyś jakiś wyłączył światło - dodał, ryjąc końcem różdżki runę Arcanum Adscribo w jednym z otoczaków i dodając do tego Arresto Momentum. Bo przecież kto mu zabroni. - A czemu nie? - wzruszył ramionami Darren, sam nieco zdziwiony zaskoczoną postawą Leighton. Chwilę później jednak się zreflektował - ostatnio coraz częściej zapominał o tym, że mimo wszystko w zaklęciach był utalentowany ponadprzeciętnie, i to zwykle on był w takich rozmowach jednostką wychodzącą poza schemat, a nie ktoś, kto nie spędził trzech lat z ostatnich pięciu nad księgami czaroznawczymi w bibliotece. I nie było w tym nic złego oczywiście, ale Shaw zaczynał się martwić, że zaczynał brzmieć jak nadęty, przemądrzały Krukon, albo gorzej - Patton Craine - To ty powinnaś rzucać zaklęcia, nie zaklęcia powinny rzucać tobą - No, chyba że dostaniesz akurat Levicorpusem. Parę chwil później, gdy Shaw był pochylony parę metrów dalej nad kolejnym kamulcem - tym razem zaklinanym za pomocą Protego Maxima, bo czemu by nie, Darren poczuł że coś uderza go w ramię, a chwilę później ląduje obok jego stopy. Ledwo zdążył się odwrócić i spojrzeć w dół, a runę Arcanum Adscribo zakrył mu pomarańczowy promień zaklęcia, które śmignęło Krukonowi prosto między oczy, odrzucając go widowiskowym saltem na mniej więcej trzydziestocentymetrową wodę i powodując szaleńczy atak łaskotek, które nie pomagały w chęci niezmoczenia się jeszcze bardziej. Chichocząc przez dobrych parę sekund Shaw, stojąc na czworaka, nie dał rady nie wytaplać całej swojej szaty w wodzie i mokrym piasku. Kiedy urok ustał, Darren wyszedł z jeziora - już ani trochę nie rozbawiony, nieco zdenerwowany i całkowicie mokry. Spojrzał na Swansea, ale ostatecznie jedynie potężnie westchnął, brodząc do porzuconej przy barierze z kamyczków różdżki. - Lei, jeszcze nie miałem okazji zamienić nikogo w wiewiórkę - powiedział bezbarwnym tonem, pochylając się po Mizerykordię, która zadrżała w oczekiwaniu na kolejne zaklęcie. Krukon zrobił krótki obrót nadgarstkiem, ale ostatecznie z patyczka wydostał się jedynie strumień ciepłego powietrza i piany, która zbierała resztki piasku z jego szaty - Następnym razem uprzedź mnie przed waleniem urokami w plecy, co? - spytał, zasiadając na kamienistym brzegu i ściągając jeden z butów, wylewając z niego z powrotem do jeziora zebraną tam zupę ze skarpet.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
— Nie jest tak źle, chyba że nadepniesz mu na ogon. Kiedyś wlazłam przez to bosą stopą prosto w środek miski pełnej kociego żarcia. — wrażenie co najmniej, jakby się wdepnęło we wnętrzności nieboszczyka, ale nie wprowadzała Darrena w urokliwe szczegóły tamtej sytuacji, ani tym bardziej w to, jak trudno pozbyć się zapachu kociej karmy z ludzkiej skóry. Plus był jeden – Pan Kot nigdy wcześniej, ani nigdy później nie towarzyszył jej tak chętnie dokąd tylko poszła, jak w tamtym czasie. Zaśmiała się dźwięcznie, niezwykle kulturalnie zasłaniając usta dłonią, tak jakby miało coś zmienić w tym, że było ją słychać prawdopodobnie nawet z błoni. — Wygląda na to, że zaklęcie Tobą rzuciło — nie potrafiła odmówić sobie tego komentarza, ale zaraz przybrała skruszoną minkę i dodała — przepraszam! Naprawdę nie spodziewała się aż tak skutecznego efektu zaklęcia. Zrobiło jej się trochę głupio, ale tylko trochę, bo komizm sytuacji mimo wszystko zdecydowanie przeważał. Postanowiła po prostu nie zauważać, że Darren był trochę zły za ten jej wybryk i zaczarowała jeszcze kilka kamieni, uprzednio układając je ładnie jeden przy drugim, tak żeby żaden paskudnik ladaco nie dał rady wsadzić pomiędzy nie swojego odnóża, a już tym bardziej aparatu gębowego, którym zwykł siać spustoszenie. Tudzież pecha. — Dlaczego akurat w wiewiórkę? Osobiście preferowałabym jakąś... może kunę — w końcu podniosła się z kucków i usiadła na brzegu koło niego, trącając go lekko ramieniem. — Może być kuna? Nie sądziłam, że tak cię odrzuci, chciałam tylko trochę połaskotać — wytłumaczyła się ze swojego przewinienia i uniosła różdżkę, rzucając niewerbalne silverto, którym zaczęła go osuszać. — Może rzut bez ostrzeżenia faktycznie był trochę niehonorowy. Teraz to już w ogóle nie zgodzisz się mi zapozować, nie? — Na wszelki wypadek spojrzała na niego pytająco i uśmiechnęła się nieznacznie, wcale jeszcze nie rezygnując ze swojego pomysłu. — Nie musisz być w roli kelpie, ani nawet tutaj. Portret z kubkiem kawy brzmi jak niezła rekompensata, przynajmniej w moim świecie — podrapała się po głowie, mierzwiąc nieco włosy. Przy okazji zauważyła, że te Darkowe nieco rozwiały się pod wpływem zaklęcia, ale starała się nie dać nic po sobie poznać. Spory w jej rodzinie zwykle rozwiązywało się w taki właśnie sposób – przez sztukę. Chyba nie znała innego, bardziej normalnego i przede wszystkim skuteczniejszego sposobu.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Przeprasza! - krzyknął, wyrzucając ręce do góry, nie ukrywając nawet oburzonego tonu - oraz tego, że przemoczone rękawy bezpardonowo opryskały wodą z jeziora także prowodyrkę całego zamieszania - Nie wytrzymam - dodał o wiele bardziej zrezygnowanym tonem, wracając do wylewania wody z drugiego tym razem buta i osuszania pary obuwia za pomocą zaklęć osuszających - Odpierdol się. Accio - rzucił jeszcze w kierunku jakiegoś zbytnio ciekawskiego trytona patrzącego na niego spod wody, ciskając w niego owym butem i przywołując go od razu krótką inkantacją. - A nie wiem czemu w wiewiórkę - westchnął, wracając do osuszania świeżo zmoczonego adidasa - Od dwóch lat straszę tak pierwszoroczonych - powiedział, stukając się w odznakę prefekta - teraz, i niedługo jeszcze - naczelnego - Może być kuna, ale tego jeszcze nie testowałem - wyznał, przesuwając się na tyłku o dziewięćdziesiąt stopni i siadając tym samym twarzą naprzeciw Swansea - Może wyjść mi łasica albo jakiś szczur - ostrzegł, po kolejnych słowach dziewczyny wracając jednak do suszenia szaty. Wyglądało więc na to, że dziewczyna nie była aż tak doświadczona w kwestii zaklęć, za jaką uchodziła na początku. Darren był prawie - prawie! - pewien, że byłby w stanie nieco pomniejszyć siłę tego i owego zaklęcia, ale Rictusempra w swojej podstawowej wersji była przecież pełnoprawnym czarem pojedynkowym, nawet jeśli jednym z najprostszych. - Jak to "zapozować"? - spytał, mrużąc oczy i kładąc nacisk na ostatnie słowo. Takiej propozycji jeszcze nigdy nie otrzymał - choć w sumie czasami zastanawiał się, co musiałby zrobić żeby zostać twarzą kolejnej kampanii reklamowej fasolek Bertiego Botta - Kawy? - kontynuował, tym razem unosząc brwi. Ciekaw był, czy Leighton wiedziała na kogo trafiła - kofeinologa hartowanego w ogniu ministerialnego Biura Bezpieczeństwa oraz niewyspania związanego z brakiem księżyca na niebie - Sprzedane - westchnął zrezygnowany. Miał tylko nadzieję, że Swansea miała w zanadrzu coś więcej niż jakąś tanią lurę z Dziurawego Kotła.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
W odruchu zasłoniła się dłońmi, ale i tak ani trochę nie pomogło jej to uchronić się przed zimną wodą z jeziora, na szczęście w znacznie mniejszej dawce, niż ta, którą przyjął Darren. Gdyby była na miejscu Darrena, głowa napuchłaby jej od loków, przyjmując niewyobrażalne rozmiary i grożąc, że fryzura pochłonie w całości i ją, i jej towarzysza. Nie lubiła się z wilgocią, mieszkanie na Wyspach Brytyjskich było pod tym względem utrapieniem. Była zmuszona wstawać o pół godziny wcześniej niż w Beauxbatons tylko po to, żeby zapanować nad stanem swojej fryzury – no bo nieszczególnie wyobrażała sobie tego nie zrobić. Początkowo pomyślała, że przekleństwo rzucone tuż po tym, jak się dosiadła, jest wycelowane w nią i zaśmiała się znowu w celu odparcia słownego ataku w najlepszy możliwy sposób. Kiedy jednak zauważyła spłoszony trytoni ogon, wybuchnęła prawdziwym śmiechem. Kto by pomyślał, że głupie zadanie postawione przed zainteresowanymi przez opiekuna kółka może zapewnić jej aż tak dużą dawkę endorfin? Inaczej sprawy miały się zapewne w przypadku Darrena... ale czy naprawdę zamierzała się tym przejmować? — Koszatniczka? — wyciągnęła rękę, licząc, że dobiją targu i jeśli nie uda mu się wyczarować kuny, to przynajmniej nie skończy gorzej niż myszka. Potrafiła sobie wyobrazić, że to całkiem niezłe, być takim małym zwierzątkiem; mogłaby wcisnąć się w każde miejsce, które pozostawało dla niej zamknięte i jedyny mankament to to, że musiałaby unikać własnego kocura. — No... wiesz, zapozować — elegancko zaprezentowała, jak to się robi, przybierając kilka wymyślonych naprędce póz. W pierwszej chwili oparła brodę na dłoniach, potem wyeksponowała prawy profil, a na koniec przytrzymała różdżkę górną wargą (bez wątpienia wyglądała wtedy jak glonojad, oby uroczy), nie odmawiając sobie przy tym zbieżnego zeza, po którym wybuchnęła śmiechem. — Jak chcesz, wszystko mi jedno, ja chcę tylko poćwiczyć, kompletnie wyszłam z wprawy, a kelpie nie chcą być moimi modelami. I dobrze, i tak nie lubię koni — te ostatnie słowa wypowiedziała znacznie głośniej i wyraźniej, kierując je prosto w stronę jeziora. Niech wiedzą, że jeśli ktoś tutaj coś traci, to oczywiście same kelpie, na pewno nie ona. Mimo wszystko nie spodziewała się, że po tym podtopieniu Darren zgodzi się z nią gdziekolwiek pójść, dlatego przeniosła na niego zaskoczone spojrzenie, a na twarzy stopniowo rozlał jej się uśmiech. Skinęła głową i podniosła się, otrzepując spódniczkę mundurka z kamieni i piachu. Postanowiła dokończyć przerwane dzieło Darrena, kiedy ten będzie kończyć osuszanie i pozaklinać jeszcze kilka kamieni. Udało jej się zrobić to dwóm z nich, trzeci bowiem okazał się być sprytnie zakamuflowanym langustnikiem, który widocznie postanowił uciąć sobie drzemkę i był co najmniej niepocieszony, że ktoś ośmiela się zakłócić jego spokój, w dodatku w brutalny sposób próbując wypełnić go niechcianą magią. Kiedy tylko rzuciła czar, skorupiak podskoczył jak oparzony i uczepił się jej ręki, gryząc ją do krwi. Powstrzymała się od piśnięcia, ale za to odskoczyła i to w dodatku – być może pod wpływem parszywego błogosławieństwa, jakie łaskawie udzielił jej langustnik – prosto w wodę, mocząc sobie cały tyłek. Strzepnęła zwierzę w odmęty jeziora i zerwała się na równe nogi. Teraz tylko brakowało, żeby przy próbie osuszenia zaklęcie podwiało jej spódniczkę na samą mordę. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że aktualnie wszystko jest możliwe.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Shaw nawet zbytnio nie ukrywał, że podczas całego procesu suszenia parę razy cisnął kroplami wody w jej kierunku z premedytacją. Czuł się jednak w tym dość usprawiedliwiony - no chyba że Leighton w ten dość mało subtelny sposób chciała mu dać znać o tym, że jego szacie przyda się pranie. Teraz już Krukon musiał to zrobić, bo kolana i rękawy, czyli okolice które były najbliżej dna, mimo szybkiej interwencji zaklęć czyszczących waliły nieco mułem. Dalsze informacje o pozowaniu Darren przyjął z zadziwiającym spokojem. Prawdę mówiąc od jakiegoś czasu chodził mu po głowie pomysł zakupienia własnego, magicznego portretu - w końcu mógłby porozmawiać z kimś na poziomie. Czy było to zachowanie megalomaniackie i zapatrzone w sobie do trzeciej potęgi? Oczywiście że tak, ale jeśli nie wolno było zrobić takiej rzeczy Mistrzowi Pojedynków, to na chuj mu był ten tytuł, bo dwieście galeonów nagrody na pewno nie było aż tak kuszącą zdobyczą. I tak, od skojarzenia do skojarzenia, Shaw nieco się rozchmurzył. Niewiele było trzeba by uspokoić Krukona, szczególnie że niedługo potem Swansea prawie że "sobie głupi ryj rozbiła". - No dobrze, tylko pamiętaj o tej kawie - ostrzegł ją dosłownie chwilę przed tym, jak jego uwagę zwrócił nagły ruch po swojej lewej, czyli tam, gdzie dziewczyna odeszła by zaczarować ostatnie kamyczki. Wyglądało na to, że użarł ją langustnik, co było dość ironicznym chichotem historii, biorąc pod uwagę wydarzenia dosłownie sprzed chwili. I nie tylko - również wpadła w jezioro, a pamiętając o układzie damskiego, hogwarckiego mundurka, to musiała mieć o wiele bliższe spotkanie z zimną przecież wodą od Darrena, który pod szatą nosił jeszcze spodnie. - Jednak szukasz tam tych kelpie? - spytał głosem, za którego fasadą skrywał się cień złośliwego, duszonego w gardle chichotu. Do tej uroczej scenki rodzajowej brakowało jeszcze tylko tego, żeby zaczęli nawzajem oblewać się wodą - ale biorąc pod uwagę natężenie langustników i właśnie kelpie, to może lepiej było po prostu się wysuszyć i na razie odpuścić przebywanie w okolicy jeziora, bo kończyło się to jak na załączonym obrazku - Wyłaź, bo całkiem cię pożądlą i będziesz miała pecha do końca roku - ostrzegł ją, machnięciem różdżki rzucając także na nią zaklęcie suszące - ale Mizerykordia dziwnym trafem, najwyraźniej zmęczona kolejną serią grzecznych uroków, odmówiła mu posłuszeństwa, a zamiast ciepłego podmuchu wiatru Krukon rozpętał prawdziwy, gorący szkwał. - Och - powiedział, szybko kierując różdżkę na pustą przestrzeń nad taflą wody - Pech już chyba działa.
Leighton J. Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Duże usta, kilka pieprzyków, ślady farby na rękach
O jakże los z niej zakpił, jakże chichrał się i to – przynajmniej w jej głowie – śmiechem Darrena. Bo i kto inny w tym konkretnym momencie mógłby mocniej niż on pragnąć, by skończyła w taki właśnie sposób? Stopą i kolanem zaryła prosto w cuchnący muł, lodowata woda od razu wdarła się pod bieliznę, a sprawca całego tego nieszczęścia bezczelnie przyglądał się temu wszystkiemu, zanim odpłynął w sobie tylko znanym kierunku. Jak z każdego nieszczęścia, jakie odważyło się ją spotkać, starała się wyjść z tego z godnością – zarówno z jeziora, jak i z całej sytuacji. Uniosła wysoko brodę, zachowała możliwie kamienną minę (przynajmniej na tyle, na ile pozwoliło jej przybierające na intensywności drżenie, kiedy zawiał lodowaty wiatr) i rzuciła chłoszczyść na zabłocone zakolanówki. Zaklęcie zadziałało chyba zbyt dobrze, bo te w całości pokryły się pianą, zamiast po prostu zmyć z siebie brud. I właśnie wtedy, kiedy myślała już, że to w tym objawił się jej pech, Darren zrobił dokładnie to, co sama uczynić się obawiała. Poczuła podmuch wiatru, ale nie jakiś tam zwykły, skąd, nad Hogwart przybył huragan Darek i rzecz jasna zadarł jej szatę pod samą brodę. Włosy, które zgodnie z przewidywaniami zaczęły kręcić się niemożebnie i zwiększać objętość, wystrzeliły we wszystkie strony świata, targane intensywnymi podmuchami. Wpadały jej do ust, oczu nosa i skutecznie uniemożliwiały zasłonięcie swoich wdzięków aż do momentu, kiedy zaklęcie zostało skierowane w inną stronę. Wypluła kilka loków, przygładziła mundurek i odgarnęła burzę włosów z twarzy. — Chyba działa — wydusiła przez zaciśnięte zęby, wyraźnie niezachwycona zaistniałą sytuacją. Jedno trzeba było przyznać – teraz bez wątpienia byli już kwita. Z westchnieniem schyliła się po porzucony na piasku notatnik, który na szczęście nie ucierpiał w zmaganiach z siłami natury. — Idziesz? — entuzjazm nieco z niej wyparował, ale to nie znaczyło, że zrezygnowała z zabrania go na kawę, nawet jeśli wcale nie umawiali się, że będzie to już za chwilę. Było właściwie wręcz przeciwnie – nie miała najmniejszej chęci, aby zostać teraz sama, Merlin jeden wie, co przyniesie pech i jeśli miała się z nim zmagać, wolała mieć kogoś przy swoim boku. Oczywiście nie zamierzała się do tego przyznawać, ostatnie co by zrobiła, to proszenie go o pomoc i to w takiej desperacji. — Jak się nieco postarasz, to wygniesz ścianę accenure, albo rozpętasz huragan? — uniosła brew, przyglądając mu się z pewnym zainteresowaniem. Zastanawiała się, czy był perfidny, aby zrobić to specjalnie, czy jednak magia wymknęła mu się spod kontroli. Bo jeśli to drugie, to była chyba w hogwarckiej mniejszości, która mogła zobaczyć to na własne oczy. — Sama nam zrobię tej kawy — stwierdziła, bo i straciła ochotę na wychodzenie do zalanego miasteczka. Ciepła zamkowa kuchnia zdawała się być znacznie lepszym wyborem.
Zadanie Koła Realizacji Twórczych Wynik:69 + 30 (za cechę) = 99 → dorzut na ostatnią figurę: 2
Jazda na łyżwach, chociaż niewątpliwie wiązała się z wodą, nie była dla Victorii ani trochę przerażająca. Było w tym coś szalonego, coś, czego nie umiała nazwać i nawet nie próbowała tego zrobić, zupełnie, jakby ignorowała fakt, iż lód powstawał z reguły na stawach i innych zbiornikach wodnych. Była jednak przekonana, że tutaj, w Hogwarcie, pod bacznym spojrzeniem profesora Forestrea, naprawdę nie spotka jej nic złego. Nim jednak ostatecznie zdecydowała się wejść na lód, przez kilka dni upewniała się, że jest to bezpieczne i wszystko jest dopilnowane, zapięte na ostatni guzik i nie ma mowy o tym, by na łyżwach poruszało się na raz zbyt wiele osób. Mając pewność, że nie zostanie zabita, kiedy tylko sama postanowi nieco pojeździć, założyła ostatecznie łyżwy i dołączyła do tej niewielkiej garstki osób, która już teraz ślizgała się przed siebie. Nieco lepiej, nieco gorzej, ale najwyraźniej sprawiało im to całkiem sporo frajdy, a to powodowało, że nawet Victoria była skłonna do tego, żeby się uśmiechnąć. Może łyżwiarstwo nie było czymś, do czego przykładała wielką wagę, ale umówmy się, było jedną z tych dziedzin, które na upartego dałoby się włączyć w poczet kwestii transportowych. Większość członków jej rodziny wiedziała zatem, jak poruszać się na łyżwach, zaś ona, podobnie, jak i jej siostry, dodatkowo robiły to ze sporą gracją. Jazda na łyżwach była swoistą sztuką, podobnie, jak taniec, nic zatem dziwnego, że jej mama zadbała o to, żeby sobie to wszystko przyswoiła. Nie było to wymaganie, które jakoś przeszkadzałoby Victorii, więc po kilku pierwszych, prostych okrążeniach, gdy próbowała jedynie rozgrzać mięśnie, przeszła do zdecydowanie bardziej skomplikowanych ruchów. Nie znała niesamowicie dobrze jakichś fantastycznych figur, bo to by poważnie wykraczało poza jej zainteresowania, ale podstawy podstaw znała i miała pojęcie, jak wprowadzić je w czyn. Dodatkowo treningi związane z miotlarstwem i szczupła sylwetka pozwalały jej na lawirowanie pomiędzy pozostałymi łyżwiarzami, kiedy starała się choćby jechać tyłem, czy wykonać jeden z prostych obrotów. Można było nawet powiedzieć, że z jakiegoś powodu całkiem się w tym zatraciła, zupełnie, jakby to miał być jakiś dodatkowy element, który pozwalał jej na zapomnienie o otaczającym ją świecie. Victoria nie była do końca pewna, kiedy dołączyła do niej druga dziewczyna, nie wiedziała również, jak dokładnie ta się nazywała, ale ostatecznie faktycznie jeździły razem, próbując wyraźnie osiągnąć więcej, niż podstawy podstaw. Jak to jednak w życiu bywa, nie wszystko jest tak piękne i bezpieczne, jak się wydaje i coś poszło na sam koniec nie tak. Brandon była już zmęczona i pewnie właśnie dlatego nie zdołała podtrzymać dziewczyny, a ta w dość fantazyjny sposób wyleciała za barierki. Na szczęście prędko wyciągnięto ją na nowo na powierzchnię, a Victoria postarała się pomóc jej się osuszyć, by później zdecydować, że zabierze ją ze sobą do skrzydła szpitalnego. Serce mocno jej biło z przerażenia, którego wcześniej nie czuła i była pewna, że i tak nie zostanie dłużej sama na lodowisku. Dlatego też prędko odpięła łyżwy i nie oglądając się już za siebie, nie zwracając nawet uwagi na osoby, które gratulowały jej tego, że szło jej naprawdę dobrze, skierowała się wraz ze swoją towarzyszką do zamku. Ciepłego, bezpiecznego i suchego.
z.t
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Świąteczny wynik: 19 - 15 (za niechęć do sportu) => 4
Po pierwsze: fajnie, że Howard zorganizował takie lodowe szaleństwo na jeziorze blisko szkoły. Wacek widział się jako człowieka zimy. Ta pora roku zawsze sprawiała mu niemało radości, a ponad to były atrakcje niemal niedostępne w takie - dajmy na to - lato. Ono było mizerne i miałkie. Słońce grzało niemiłosiernie. Wszyscy mówili: o nie, czemu jesteś taki blady? Albo chcieli pić nad wodą (co jest niebezpieczne!) po czym i tak kończyło się piciem nad jakimś jeziorkiem, spokojnym wchodzeniem do wody i włamaniem się do mugolskich wodnych zabaw. A kto nie zjechał pijany w wodną toń ze ślizgawki rowerku wodnego. Cóż, nie wiem czy jest smak letniego wieczoru. Po drugie: łyżwiarstwo to bardzo elegancki sport i o ile całym tym ruchem Wacław gardził, tak też chciał zaskoczyć Drejka i zatańczyć z nim w sylwestra. To wymagało poświęcenia i partnera. W najgorszym wypadku Puchon będzie wyglądać jak w teledysku Maty. Jeszcze gdyby wyglądał jak Młoda Leokadia to pół biedy, ale brunet celował raczej w Michała Milowicza. - No, więc ten, będziesz prowadził, nie? - Zapytał, biorąc łyżwy z budki ze skrzatami czy innymi wynajętymi pokrakami załatwionymi przez profesora. Puchon czuł się niezręcznie tak w gruncie rzeczy. Rzeczywiście nie miał do tańca drygu, co najwyżej niekiedy miewał chęci. Też fakt, jedną rzeczą kręcenie dupą w klubie, drugą - polonez czy inny elegancki taniec. Jeszcze inną belgijka czy jakiś kujawiak. Tsa, taniec był bardzo dziwnie ułożony w duszy Wodzireja. - Mordo, bo ty w ogóle umiesz w taniec? - Dopytał, bo Wacek umiał w lody, ale umieć w lody a jazdę na lodzie. Bardzo dużo sprzecznych rzeczy w tak małej głowie. Jednym słowem - tragedia. A zaczęło się tylko od bycia na lodzie czy tam. Właśnie, bo co oni w ogóle mieli zrobić? Coś z lodowiskiem, tak, z lodowiskiem.
Kiedy się dowiedział, że Wacek chce iść na łyżwy, ucieszył się jak dziecko na boże narodzenie. Kair zawsze lubił łyżwy. Już od smarka pocinał po zamarzniętych, okolicznych akwenach wodnych na takich łyżewkach metalowych co to dziadek z kawałka blaszki wyciął i na rzemykach mocował do Kairowych bucików. Nie były wybitnie stabilne, ale właściwie przez nie wyrobił sobie bardzo mocne kostki i wybitne wyczucie równowagi. Zanim się dowiedział, że jest czarodziejem, marzył, by wyjechać do Kanady i być zawodowym graczem hokeja na lodzie. Był wprawdzie trochę za wysoki, ale to, według niego, przy takim łyżwiarskim talencie, żaden problem. Wziął od skrzatów łyżwy, z lekkim zażenowaniem, bo znalezienie rozmiaru dla jego stóp-kajaków zajęło im niebagatelną chwilę i wyszczerzył do Wodzireja jak zwierze. - No spoko! - w ogóle nie odczuwał podobnego dyskomfortu. Kair był absolutnie najbardziej pomocnym kumplem, choć na tańcach męsko-męskich nie znał się wcale, ale nie mogły się różnić aż tak od damsko-męskich, prawda?- Poprowadzę. - skinął głową, kiedy przycupnęli na ławce, by założyć łyżwy, a ta skrzypnęła pod ciężarem kairowej dupy- Człowieku, jak ja tańczę, to ludzie schodzą z parkietu, tak im wstyd! - zrobił dumną minę. W końcu jak był konkurs na otwarcie Pure Lux to wygrał w cuglach. Oczywiście właściciel tylko robił ich w bambuko z tym konkursem, bo nie było żadnej nagrody, co Kair osobiście uważał za niehonorowe, ale co się będzie kłócił z kochankiem gangstera. - Chodź. - wyciągnął do niego rękę, by wspólnymi siłami dostali się na powierzchnię lodowiska- Jak dobrze jeździsz na łyżwach? - dopytał, ruszając powoli, przodem do Wacka tyłem do kierunku jazdy, ciągnąć go za rękę- Chcesz się dziś nauczyć po prostu gibać, czy jakieś gwiazdy tańczą na lodzie w axlami i podnoszeniem? - błysnął zawadiackim uśmiechem.