W samym centrum błoni rozciąga się ogromne jezioro. Uczniowie często tu przychodzą, szczególnie w gorętsze dni, gdy chłodna woda jest wprost idealnym sposobem by choć odrobinę się ochłodzić. Jest to również idealne miejsce, by przy cichym plusku małych fal obijających się o brzeg, odrobić lekcje, bądź poczytać książkę. Czasem można zaobserwować tu ogromną kałamarnicę, leniwie przebierającą swoimi mackami.
Sama nawet nie zauważyła, jak wiele zmian w jej życiu wprowadziło pojawienie się Dunbara pod tym mostkiem w Hogwarcie. Kompletnie nieświadomie cały czas towarzyszyło jej dziwne przeświadczenie, że za chwilę obudzi się z tego snu i znów będzie tą Larą, która wręcz rozpaczliwie potrzebowała pomocy. Tymczasem dzień mijał za dniem, a ona wciąż miała obok siebie kogoś, kto był w stanie wyciągnąć ją nawet z największego bagna emocjonalnego. Nic więc dziwnego, że nawet teraz, kiedy zwyczajnie miała ochotę kląć na czym świat stoi, siedząc obok Dżemiego, jakoś nie mogła tego zrobić. Bo nagle przestawała widzieć w tym sens. Bo wolała się delikatnie uśmiechać zamiast wprowadzać się w jeszcze większą złość. No i nie ma co ukrywać, jego uśmiech był tak zaraźliwym że nie sposób było przejść obok niego obojętnie. Chyba nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak pozytywny wpływ na nią posiadał. Nadal towarzyszył jej uśmiech na ustach kiedy przedstawiał jej doskonały plan stania się kopią słynnego hrabi. - Raczej nie polecam tych soczewek. Z tego co zauważyłam bardzo łatwo dzięki nim wystraszyć ludzi - na całe szczęście, jego nie wystraszyła, bo dalej dzielnie siedział obok niej. A może to właśnie dlatego że nie mógł obecnie zobaczyć jej oczu? Prychnęła pod nosem na wzmiankę o Irytku. Nienawidziła serdecznie tego gada od momentu, kiedy jej noga pierwszy raz przekroczyła próg zamku. Na samą myśl, że mogła jeść coś, do czego on coś dorzucił, brało ją na mdłości. Już miała rozchylić palce swoich dłoni, aby sprawdzić, o co mu dokładniej chodziło, ale jednak nie było jej to potrzebne. Od razu po słowach przeszedł do czynów, gdzie po chwili z równie wielką gorliwością go całowała, kompletnie nie zwracając uwagi na cały świat wokół nich. Przecież przyzwolenie otrzymali od samego prefekta naczelnego! Grzechem by było nie skorzystać. Jakoś tak instynktownie przesunęła się do niego jeszcze bliżej, całkowicie zatracając w tej cudownej pieszczocie. Co jak co, ale doskonale wiedział, jak poprawić jej nastrój. Odsunął się w końcu, nawet nie wiedząc, dlaczego to robi. Oddech miała mocno przyspieszony, a wzrok wrócił do normalności, co przywitała z nieskrywaną ulga. Złapała dłoń chłopaka i podniosła się z zajmowanego miejsca. - Ruszaj tyłek, miałeś mi pokazać swój autorski taniec - uśmiechnęła się do niego zachęcająco, bo miała dziwne przeczucie, że jeśli, zostaną dłużej w tym miejscu, to skończy się to szlabanem za bardzo nieodpowiednie zachowanie. - A do mnie i sukni się nie przyzwyczajaj - dodała, by pociągnąć go w stronę parkietu.
Bal majowy:
Wielki Bal Majowy
Taniec otwierający
Gdy namiot zamieni się w wielobarwne motyle, na scenie pojawia się zespół, który daje znać, że nadszedł czas otworzyć bal tradycyjnym tańcem Beltane. Pierwsza na parkiecie pojawia się Dyrektor Wang w akompaniamencie samego Ministra Magii, a za nią drepta kochany przez wszystkich Profesor Craine z dyrektorka Mahukotoro. W momencie, gdy wchodzicie na parkiet, wasze stroje wyjściowe zamieniają się w te tradycyjne, które mieliście okazję szyć podczas przygotowań (nie martwcie się, ponownie zmieniają się na wasze szaty galowe, po zakończeniu otwierającego utworu). Z każdą kolejną parą na parkiecie, jeden z użytych do dekoracji kwiatów zakwita, symbolizując obecność tych, których przez Bitwę o Hogwart już z nami nie ma.
Utwór otwierający
Zasady: Do tańców na otwarcie święta zaproszony jest każdy czarodziej, pamiętajcie jednak, że odbywa się on w parach! By wziąć udział w wydarzeniu, każdy musi rzucić kością k6, by dowiedzieć się, co stało się w trakcie układu! Każdy czarodziej, który wziął udział w lekcjach tańca może jednorazowo przerzucić kostkę.
Wydarzenie:
1. Oh nie! Magiczna zamiana stroju nie zadziałała na Tobie! Doskonale wiesz, że miałeś swoje tradycyjne przebranie gotowe, ale magia musiała cię złośliwie ominąć. Musisz tańczyć w swoim balowym stroju.
2. Duchy Beltane musiały stwierdzić, że chyba za szybko przebierałeś nogami, albo po prostu chciały sobie zażartować, bo przy każdym Twoim kroku z ziemi wyrastają nowe pnącza kwiatów i łapią cię za kostki!
3. Zaklęcie faktycznie sprawiło, że na czas tańca pojawił się na Tobie tradycyjny strój z przygotowań. Jednak magia chyba kiepsko na niego wpłynęła, bo zmienił rozmiar. Rzuć k6, liczba parzysta oznacza, że jest trochę za luźny i co chwila musisz go poprawiać w trakcie tańca bo się z ciebie zsuwa. Liczba nieparzysta oznacza, że jest trochę zbyt ciasny i z każdym kolejnym krokiem coraz mocniej rozchodzi się w szwach.
4. Tak pięknie wirujesz w tańcu, że wróżki postanawiają wyróżnić ciebie i Twojego partnera, swoją magią unosząc Was trochę ponad tańczące pary. Chociaż znajdujecie się jakiś metr nad ziemią, nie czujecie niewygody.
5. Duchom Beltane spodobał się Twój taniec, nie tylko to widzisz, ale i czujesz i przeżywasz, gdy Twoje włosy zostają ozdobione całym welonem świeżych, polnych kwiatów.
6. Tańczysz jak natchniony, jakby same duchy tego święta w ciebie wstąpiły! I nie ma w tym aż tak dużo przesady. Ty i Twój partner zaczynacie widzieć wokół siebie migające niczym gwiazdy sylwetki, które tańczą wśród Was i nikt inny zdaje się ich nie dostrzegać. Nie czujesz jednak z tego powodu przerażenia, a letnie ciepło, to dobry omen. Kroki tańca zdają ci się przy nich naturalnie proste, a blask jaki niosą duchy zdaje się z Tobą zostać. Do końca balu twoje oczy świecą się tysiącem gwiazd.
Magiczna moc ognia!
Tradycja mówi, że ogniska, rozpalane podczas obchodów Beltane, nie były stosami przypadkowo zebranych drewienek i chrustu. Ich magiczna moc tkwiła bowiem w odpowiednim przygotowaniu. Trzech ludzi trzykrotnie udawało się, by zgromadzić drewno z dziewięciu gatunków drzew. Dopiero tak odpowiednio przygotowane ogniska płonęły świętym ogniem Beltane. Wydarzenie to trzeba było jednak trochę zmodyfikować, by każdy uczestnik mógł wziąć w niej udział! Na okazję balu użyto zaklęć, by zasadzone specjalnie drzewa były gotowe do ścięcia i stworzenia z nich wielkich ognisk na obchodach. Każdy czarodziej może dołożyć się do tej zabawy i za pomocą zaklęć przynieść jeden z dziewięciu gatunków drewna. Kto wie, może i na niego spłynie błogosławieństwo celtyckiej nocy!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się dołożyć własny bal drewna, rzuca kostką eliksiru. Każdy eliksir to inny gatunek drzewa, a co za tym idzie - inne błogosławieństwa lub przekleństwo. By dowiedzieć się, czy moc magicznego ognia była po Twojej stronie, rzuć k6, gdzie wynik parzysty oznacza dar, z kolei nieparzysty - nieszczęście.
Dąb - bełkoczący napój
Parzysta:
po odstawieniu balu na ognisko, czujesz przyjemną sensację w gardle, zupełnie jakbyś jadł najdelikatniejszą z czekolad, a zaraz po tym przychodzi otwartość umysłu. Nie wiesz skąd i w jaki sposób, ale niezależnie od języka, którym ktoś się posługuje, rozumiesz wszystko, do tego stopnia, że nawet szmery zwierząt stają się dla ciebie czytelne. Do końca balu jesteś w stanie używać dowolnego języka jak najlepszy czaroglota! Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział w przywoływaniu magicznych istot, ignorujesz rzut kością i sam wybierasz, co przyjdzie.
Nieparzysta:
czujesz dziwną sensację, jakby ogień zajął ci całe gardło jak podczas najgorszego zapalenia. Boli cię krtań i migdałki, dostajesz ataku kaszlu, ale nawet przepicie wodą nie pomaga na ból. Ten znika dopiero po kilku minutach, za to zostawia za sobą ślad - co zdanie mylisz jakieś słowa i mieszasz ich znaczenia. Chcesz powiedzieć jedną rzecz, a wypada jej zupełne przeciwieństwo, lub coś zupełnie niepowiązanego z całym tematem. Oby twój partner był dobry w języku migowym!
Jesion - euforii
Parzysta:
wraz z ułożeniem stosu, czujesz też niesamowicie przyjemne ciepło na ustach, jak po najwspanialszym pocałunku! Aż nie możesz się nie uśmiechnąć! Czyż ten dzień nie jest wspaniały? Śmiech sam formuje ci się w gardle, a ty masz wprost doskonały humor! Odczuwałeś zmęczenie? Całkowicie minęło i nie zapowiada się, by wróciło! Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt fizyczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
wieczór ledwo co się zaczął, a ty już odczuwasz zmęczenie, jakby przenoszenie tego drewna wyssało z ciebie wszelkie siły. Chcesz się bawić, ale oczy zdają ci się same zamykać. Do końca wieczoru będziesz chodził senny, a jeżeli chcesz wytrzymać i skorzystać z wszystkich atrakcji, lepiej po każdej uwzględnij jakąś krótką formę odpoczynku!
Klon - postarzający
Parzysta:
czujesz ciepło pod czaszką, nie jest to jednak nieprzyjemne uczucie, a przyjemne, jak położenie się na poduszcze. Jeżeli bolała cię głowa, uczucie to przechodzi, a zamiast niego pojawia się olśnienie. Twój umysł otwiera się na wiele tematów, jakby w ciągu kilku minut pochłonął wiedzę wielu ksiąg. Jeżeli zdecydujesz się wziąć udział we wróżeniu, rozpatrujesz tylko wynik pozytywny wylosowanej wróżby.
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby twoja głowa płonęła a migrena rozchodziła się ognistym bólem przez całe twoje ciało, wypalając na nim znaki czasu. Rzuć k6, gdzie każde oczko to kolejne 10 lat, o które postarzyło Twoją postać do końca balu.Postać odczuwa fizycznie wszystkie efekty wylosowanego wieku.
Wierzba - amortencja
Parzysta:
czujesz ciepło w sercu, które aż zaczyna Ci mocniej bić, jakbyś przeżywał zakochanie zupełnie na nowo i ze zdwojoną siłą. Po chwili sama sensacja znika, ale uczucie zostaje i to nie tylko Tobie. Jeżeli przyszedłeś tutaj z partnerem, obydwoje odczuwacie cudowny przypływ miłości, jeżeli twój partner wylosował negatywny wynik tutaj, może go zignorować. Jeżeli przyszedłeś tutaj sam, roztaczasz wokół siebie aż do końca balu nieodpartą aurę kuszącą do flirtowania, roznosząc przy tym zapach amortencji.
Nieparzysta:
wraz z ciepłym uczuciem w sercu czujesz też coś innego, amortencję. Amortencję, która nachodzi cię zewsząd, im bardziej kogoś lubisz - tym mniej ją czujesz. Im bardziej kogoś nienawidzisz - tym bardziej nie jesteś w stanie powstrzymać się przed adorowaniem tej osoby i traceniem dla niej głowy.
Lipa - Gregory’ego
Parzysta:
ogień postanowił podarować ci moc nieodpartej perswazji, aż po samą umiejętność hipnozy. Jesteś w stanie swoich rozmówców tak głęboko przekonać do bycia ich przyjacielem, że są w stanie zrobić absolutnie wszystko dla Ciebie, cokolwiek im nie rozkażesz.
Nieparzysta:
równie silnym uczuciem co przyjaźń jest i nienawiść, nie wiesz dlaczego, ale przyciągasz do siebie gniewne spojrzenia. A może i nie tylko je same? Wybierz postać, która dostanie disadvantage na następnym rzucie - będzie musiała rzucić podwójną kostką i wziąć jej gorszy wynik. Do końca balu wraz z tą postacią stajecie się najbardziej zaciętymi wrogami.
Buk - spokoju
Parzysta:
ciepło, które rozeszło się po Twoich ramionach jak najlepszy masaż zdaje się sprowadzać na Ciebie dużo spokoju. Wciąż chcesz się bawić, jest to jednak dużo większy relaks psychiczny, niż z początku zakładałeś. Wszelkie troski odchodzą w niepamięć, a ty możesz po prostu skupić się na wspaniałym tu i teraz. Jeżeli dosięgnie cię dowolny negatywny efekt psychiczny na jakiejkolwiek atrakcji podczas balu - możesz go jednorazowo zignorować.
Nieparzysta:
czujesz się tak, jakby ktoś zrzucił na twoje barki ciężar całego tego drewna, które dopiero przeniosłeś. Tematy, które chodziły za Tobą w trakcie ostatnich dni stają się dużo bardziej obecne, a Ty sam odczuwasz więcej zmartwień. Rzuć k6 przy każdej próbie pójścia na atrakcję. Wynik parzysty oznacza, że przełamujesz wątpliwości i bierzesz w niej udział. Wynik nieparzysty sprawia, że nie jesteś się w stanie przemóc i musisz zaczekać, aż Twój partner na bal wróci z atrakcji.
Brzoza - felix felicis
Parzysta:
ogień dosłownie Cię pobłogosławił, gdy przechodzić obok jednego z już płonących ognisk, przenosząc swój bal drewna, płomień zatańczył na twojej ręce. Nie oparzył Cię jednak, a zostawił malutki znak iskierki, który zostanie z Tobą do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby żadne nieszczęście nie mogło stanąć na Twojej drodze. Zdobywasz jeden przerzut kostki i wybranie lepszego wyniku na dowolnej atrakcji. Wraz z wykorzystaniem przerzutu znak znika.
Nieparzysta:
- gdy dokładałeś bal do ognia, ten zatańczył na Twojej dłoni, parząc ją boleśnie i zostawiając czarne smagi, które będą widoczne aż do końca dnia. Póki go nosisz, czujesz, jakby widniało nad Tobą złe fatum. Przy następnej atrakcji musisz rzucić podwójnie i wybrać gorszy wynik. Wraz z wypełnieniem przerzutu znak znika.
Olcha - ridikuskus
Parzysta:
czujesz, jak nagłe ciepło rozchodzi się po Twoim ciele aż po same stopy! Które same rwą Cię do tańca! Magiczna atmosfera tego miejsca sprawia, że chcesz się bawić i szaleć do rana, a aura tak cię dopadła, że aż roztaczasz ją dookoła siebie nieodpartą charyzmą! Wszystkie Twoje żarty są śmieszne dla innych (nawet, jeżeli nigdy byś nie pomyślał, że śmieszne mogłyby być) i każdy kto się do ciebie zbliży od razu zyskuje lepszy humor! Dzisiaj po prostu nie da się ciebie nie lubić!
Nieparzysta:
masz wrażenie, jakby podłoże zaczęło cię palić! Przestępujesz z nogi na nogę, ale to nic nie pomaga, masz wrażenie, jakby ktoś podpalił twoje stopy, choć przecież nie są w ogniu! Sensacja znika po chwili, a wraz z jej gorącem masz wrażenie, że zrobiło Ci się trochę zimniej i mniej swobodnie. Może nie zauważasz tego od początku, ale Twoje poczucie humoru na pewno. Zabawa sama w sobie jest przyjemna ale dlaczego wszyscy tak słabo żartują? Ich kawały i zaczepki jakoś szczególnie cię nie bawią, a gdy sam próbujesz opowiedzieć dowcip - rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że się udał. Wynik nieparzysty znaczy, że wyszedł obraźliwie i nietaktownie. Lepiej do końca zabawy uważaj na język!
Topola - veritaserum
Parzysta:
wraz z błogosławieństwem ognia przyszło i błogosławieństwo prawy. Twoja aura staje się tak ciepła i kojąca, niczym płomienie w kominku, że ktokolwiek z Tobą rozmawia nie jest w stanie Cię okłamać.
Nieparzysta:
prawda potrafi być przekleństwem, szczególnie, gdy samemu jest się zmuszonym do jej mówienia. Ktokolwiek by cię dziś o coś nie zapytał - musisz odpowiedzieć szczerą prawdą.
Dowolny gatunek - bujnego owłosienia Nie ma swoich kostek, wybierz dowolny rodzaj drzewa! Pamiętaj, żeby wciąż rzucić k6 na efekt!
Wróżby
Jako ukłon w stronę ważnego wydarzenia, szkoły i Ministerstwa, centaury postanowiły dodać cegiełkę do tego wydarzenia. Obserwując obchody z polany na skraju lasu, chętnie przyjmują każdego, kto chce dowiedzieć się, co gwiazdy zapisały na temat jego przeszłości. Ostrzegają jednak, że nie zawsze są to wiadomości dobre.
Ze względów technicznych jesteśmy zmuszeni umieścić wróżby w osobnym poście, znajdziecie go z poście poniżej!
Jedzenie
Z okazji Beltane krasnoludzcy kucharze sporządzili najlepsze, celtyckie menu! Wszystkie potrawy zapisane w historii zarówno ludzi jak i magicznych istot zostały przygotowane z najwyższą starannością, a o ich smaku może poświadczyć sam fakt, że od miesiąca były testowane przez czarodziejskich adeptów gotowania pod czujnym okiem mistrzów tego fachu! W sam dzień Beltane otwarta kuchnia wrze emocjami zapalonych krasnoludów równie mocno, co cudownymi zapachami. Roześmiane istoty zapraszają do próbowania tych specjałów, oczywiście razem z obowiązkowym kuflem miodowego piwa! Jedzenie kosztuje 10 galeonów, opłatę odnotuj w odpowiednim temacie! Rzuć k6 by zobaczyć, jakie danie krasnoludy przygotują dla Ciebie!
Panicium - potrawka prosa, fasoli i soczewicy z dodatkiem warzyw i mięsa, gotowana podobnie jak risotto.
Efekt:
- to był naprawdę dobry i pożywny posiłek, który dodał ci sił! I to wiele sił! Tyle, że byłbyś w stanie podnieść nawet trzech krasnoludów! Lepiej panuj nad swoimi ruchami, po jednym klepnięciem w pień możesz obalić drzewa. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Laverbread - stworzony z wodorostów, które po zagotowaniu przekształca się w puree, dodaje do niego bekon i piecze na kształt bułeczki.
Efekt:
- nie tylko wodorosty są wyjęte z wody, ty też tak wyglądasz! Zupełnie nagle stajesz się przemoczony do ostatniej nitki, a twoje włosy i strój unoszą się i falują, jakbyś cały czas był pod powierzchnią wody! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund efekt się utrzyma.
Ciasto hevva - ostro przyprawiane, sypkie ciasto z dodatkiem suszonych owoców w środku.
Efekt:
- czyż to nie było aż zbyt ostre?! Niby słodycz, ale jak piecze! I to tak bardzo, że po każdym zdaniu zioniesz ogniem! Rzuć k6 żeby zobaczyć, ile rund efekt się utrzyma.
Colcannon - kremowe puree ziemniaczane wymieszane z kapustą i podawane z szynką.
Efekt:
- kremowość była tak doskonała, że przeszła i na ciebie. Twoja skóra lśni, błyszczy i aż zachęca, żeby ją pogłaskać. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund będziesz posiadać nieodparty urok wili.
Tablet - wytwarzana z cukru, skondensowanego mleka i masła, które jest gotowane do stanu miękkiej kuli i pozostawiane do skrystalizowania. Często jest przyprawiany wanilią, a czasem zawiera kawałki orzechów.
Efekt:
- słodki jak ciągutki i lepki jak ciagutki. Przyjemna słodycz nie rozchodzi się tylko w Twojej buzi ale i po tobie całym, przyklejając do Ciebie pierwszą osobę, którą dotkniesz! Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile odpisów (łącznie) będziecie ze sobą sklejeni.
Haggis - żołądek zwierzęcy nadziewany sercem, wątrobą i płucami owcy, zmieszany z owsem, łójem, przyprawami i cebulą, jest o wiele bardziej apetyczny, niż się wydaje. I często podaje się go z rzepą i ziemniakami.
Efekt:
- w trakcie jedzenia czujesz dziwne mrowienie w ciele, a po jego zakończeniu wyrastają ci:
Spoiler:
Rzuć k6 by się przekonać Króliczy ogon Rogi jelenia Skrzydła kruka Kolce jeże Orle szpony Owcze kopyta Rzuć k6 by zobaczyć, na ile postów utrzyma się efekt
Skakanie przez ogniska
Tradycyjnie planujący długie wyprawy ludzie przeskakiwali przez ogień trzykrotnie, aby zagwarantować sobie pomyślność. Gdy płomienie nieco przygasały, przeskakiwały przez nie młode kobiety, którym miało to zagwarantować dobrych mężów. Do zabawy przyłączały się także dzieci. Gdy w palenisku zostawał niemal sam żar, po popiołach przechodziły nawet kobiety ciężarne, z nadzieją, że przyniesie im to szczęśliwe rozwiązanie. Tlące się pozostałości po ognisku rozrzucano pomiędzy roślinami, aby zapewnić owocny plon. Każda rodzina zabierała także żarzące się węgle, by rozpalić nimi ogień w domowych paleniskach. Na balu można dołączyć do kultywowania tej tradycji, wiele małych ognisk tli się wśród ludowych instrumentów i wesołej muzyki, a odważni czarodzieje mogą spróbować trzykrotnie skoczyć nad płomieniami dla zapewnienia sobie pomyślności! Oczywiście, nic co daje szczęście, nie może być takie łatwe, magiczny ogień też chce się bawić! Co chwilę to bucha w górę, to dymi straszliwie, to obniża się do najdrobniejszego żaru, by zaraz podnieść się znowu. Sami mówimy, tylko dla najodważniejszych!
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w skakaniu przez ogniska, rzuca kością litery na wydarzenie, jakie spotkało ich podczas trzykrotnego pokonywania płomieni. Jeśli masz cechę gibki jak lunaballa dostajesz jednorazowy przerzut dowolnej kości.
wydarzenia:
A jak Ała jak boli! - jak widać wysokie loty to Twoja domena (i to nawet bez miotły)! W ostatnim momencie przed wybiciem się do skoku mocniejszy płomień buchnął tuż przed Tobą! Żeby w niego nie wpaść, skoczyłeś naprawdę wysoko, a magiczny ogień postanowił dołożyć do tego swoje trzy galeony i uniósł cię na dymie jeszcze wyżej. Przez chwilę czułeś się, jakbyś latał! Dopóki nie uderzyłeś głowa prosto w gałąź… Będzie bolało. B jak Beltane! - czujesz ducha święta aż po… Samego swojego ducha! Magiczny dym tworzy Twoje kopie, która pomagają Ci przeskakiwać, wręcz przenoszą Cię przez płomienie! C jak Confringo - gdy skaczesz nad ogniem, zmienia się on we fioletowo różowe płomienie! Każde Twoje lądowanie kończone jest dźwiękiem głośnym jak wybuch, któremu towarzyszą iskry lecące spod Twoich stóp! Rzuć kością k6. Jeżeli wynik jest parzysty, wszystko to tylko niegroźne efekty na pograniczu iluzji. Jeżeli wynik jest negatywny, wybuchy te ogłuszają cię do tego stopnia, że przez dwie następne rundy masz problemy ze słuchem. D jak Dymi się - wydaje ci się, że całkiem nieźle poradziłeś sobie ze skokami… Dopóki nie poczułeś smrodu spalenizny i Twoim oczom nie ukazał się dym, kopcący się z Twojego stroju! Lepiej szybko go ugaś! E jak Erupto Ignem - nie wiadomo czym aż tak zdenerwowałeś duchy Beltane, ale te postanowiły się Tobą nieźle zabawić, przy każdym skoku posyłając z ognia w Twoją stronę kule białego ognia! Rzuć 3k6, gdzie każda liczba parzysta to trafienie przez kulę, a nieparzysta - chybienie. Jeżeli udało się trafić dwa lub trzy razy lepiej, żeby ktoś uzdrawianiem przynajmniej 15 pkt szybko obejrzał te rany. F jak Feniks - to było przerażające! I dla ciebie i dla całej widowni, kiedy przy jednym ze swoich skoków potknąłeś się, lądując prosto w ogniu! Magiczne płomienie jednak nie zrobiły ci krzywdy, zamiast tego zatańczyły między Tobą, po czym otworzyły drogę, wypuszczając cię przy ozdobie szkarłatnego blasku. G jak Gumochłon - to zdecydowanie nie Twój dzień! Sukienka zbyt ciasna? Nogawka w spodniach za długa? A może wymęczyłeś się na tańcu? Cokolwiek by to nie było, zdecydowanie utrudnia ci skoki, co chwilę się potykasz i lądujesz zdecydowanie zbyt wcześnie, by nazwać to bezpiecznym. Twoje buty mogą ci tego nie wybaczyć… H jak Halucynacje - chcesz przeskoczyć przez ogień, a zamiast tego dym zajmuje całą Twoją wizję, zamykając cię w całej mgle obrazów. Rzuć k6, wynik 1-2 oznacza, że jakiekolwiek obrazy się tam nie pojawiły, wprawiły się w rozbawiony nastrój; 3-4 zapewniły ci flirciarski nastrój; 5-6 sprawiły, że posmutniałeś, może pomoże przytulenie drugiej połówki? I jak Inkantacja - może przypodobałeś się jakiejś wróżce, a może ta po prostu się nad Tobą zlitowała, cokolwiek by to nie było, jedna z nich właśnie towarzyszy Twojej przeprawie i wypowiada magiczne słowa, które zmuszają ogień do posłuszeństwa i zmieniają do w zwykłe płomienie. Od razu łatwiej skakać! Choć może warto też zapamiętać tę inkantację? Zyskujesz +1pkt do Zaklęć! J jak Jasnowidz - nie wiesz skąd ta nagła jasność myślenia, ale wszystko zwalnia i czujesz się, jakbyś mógł przewidywać następne wydarzenia. Wiesz, w którym momencie ogień buchnie, w którym ustąpi, jakby twoje wyczulenie stało się wręcz magicznym zmysłem. Tańczysz przez ogień jak natchniony, dając przy tym niezły popis.
Tańce przy ogniskach
Tańce przy wielkich stosach ogniskowych miały przynieść szczęście i ochronę przed wszelkimi chorobami, był to także sposób na zjednanie się z naturą i czczenie nadejścia lata. Wielkie stosy zapaliły się wielkim, magicznym ogniem, a pomiędzy nimi wygrywa skoczna, taneczna, tradycyjna muzyka z taką pasją, jakby grajkowie mieli nigdy się nie zmęczyć! Wszystkie czarodziejskie istoty, które były zaproszone do przygotowań, wychodzą teraz na środek pomiędzy stosy i zaczynają tańce, zachęcając wszystkich magów do dołączenia! Niech radość Beltane i stukot rozgrzanych stóp usłyszą nawet po same gwiazdy! Sam magiczny ogień też zdaje się tańczyć, swoimi płomieniami i dymem tworząc kształty i sylwetki rozbawionych, magicznych istot wielu gatunków, zjednoczonych w obłędnym, opętańczym wręcz tańcu. Kto wie, może jeśli wystarczająco długo będziesz patrzeć w ogień i on zdradzi ci ciekawe historie.
Zasady: W tańcach można brać udział nieograniczoną ilość razy! Będą trwać od samego rozpalenia stosów aż po wschód słońca, nieustannie czcząc witające świat lato. Każdy czarodziej może na nie wchodzić i z nich wychodzić, jednak za każdym razem musi rzucić na kość litery określającą wydarzenie. Efekty działają od wejścia na parkiet do zejścia z niego - przy ponownym wejściu należy rzucić na nowy efekt.
Wydarzenie:
A jak akrobacje - muzyka, rytm, taniec, śpiew cała ta atmosfera jest niesamowita! Porywa cię taniec i bawisz się nieziemsko! I to całkiem dosłownie! Ogień widząc jak oddałeś się zabawie, sam postanowił się do tego dołożyć, zgarniając ciebie i Twojego partnera pomiędzy ogień! Płomienie Was nie parzą, chcą z Wami tańczyć i uczestniczyć w tej zabawie, dosłownie niesiecie ze sobą po trawie ognisty huragan! B jak bajki na dobranoc - wydawało ci się, że ogień coś opowiadał, malował płomieniami fascynujące sceny aż zapatrzyłeś się na niego za bardzo. Nagle całe to kołysanie tańca staje się dużo mniej pobudzające, a wręcz usypiające. Historia opowiedziana przez ogień sprawia, że oczy same ci się przymykają. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że płomienie skutecznie opowiedziały ci bajki do snu i wręcz słaniasz się w ramionach partnera, musicie na chwilę odejść na bok, żebyś odpoczął. Wynik negatywny oznacza, że co prawda wygrywasz ze snem, ale Twoje kroki są bardzo niezsynchronizowane, jakby ciało i tak zdecydowało się pójść spać. C jak cacanki macanki - czy Twój partner od zawsze był tak pociągający? Do stopnia, w którym nie możesz opanować swoich rąk? Masz ochotę komplementować swojego partnera w najbardziej naturalny i nieskrępowany sposób - swoim własnym dotykiem, by wiedział, jak bardzo jest pożądany. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że zauważasz, że coś jest nie tak i że nie panujesz nad rękami, to nic nie zmienia względem ich błądzenia po ciele partnera, ale możesz się z tego wytłumaczyć. Wynik nieparzysty oznacza, że zupełnie zwariowałeś na punkcie drugiej osoby, a magia, która zawładnęła Twoimi dłońmi, włada i umysłem. D jak z dymem poszło - magicznemu ogniowi bardzo musi się podobać Twój taniec, bo jedna z dymnym postaci podchodzi do ciebie i Twojego partnera, próbując cię co chwila wyrwać z jego rąk i samej z Tobą zatańczyć. E jak epilepsja - z początku roztańczony, buchający ogień i wszystkie jego obrazy są przepiękne, niesamowite! Przyglądasz się im w zachwycie aż… Zaczynają migać zbyt szybko! Czy to figury w ogniu przyspieszyły w obłąkańczym tańcu, czy sprowadziły to też na ciebie?! Nie wiesz, jednak strasznie kręci ci się w głowie, obrazy zaczynają wirować i migać zupełnie jak płomienie i dym na tle nocnego nieba. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że kręcenie w głowie stało się tak obezwładniające, że aż ty dołączyłeś do niego! Wirujesz zupełnie jak ogień, znajdując się umysłem niemalże poza ciałem! Wszystko się kręci, faluje i jest niesamowite! Wynik negatywny oznacza, że było to za dużo bodźców jak na Twoją głowę, omdlewasz na parkiecie. F jak firebird - nie wiesz co w ciebie wstąpiło, czy masz doświadczenie z tańcem, czy też nie, nagle czujesz się jak profesjonalny artysta. Skąd znasz te wszystkie ruchy? Te wszystkie taneczne skoki? Nie masz pojęcia, ale nagle wykonujesz firebirda, ku zaskoczeniu nie tylko wszystkich tańczących, ale i samego ognia. Płomienie wystrzeliwują w Twoją stronę i… Tworzą dla ciebie ogniste skrzydła. Od teraz aż do zejścia z parkietu możesz z nich korzystać jak z prawdziwych skrzydeł w trakcie tańca. G jak goły i wesoły - ależ przy tych ogniach gorąco! Kto by się spodziewał, że może być aż tak upalnie w angielską noc! Jeżeli masz na sobie okrycie wierzchnie, czujesz potrzebę jego zdjęcia, rozpięcia koszuli czy rozsunięcia zasuwaka sukienki. Cokolwiek, byle tylko choć trochę się schłodzić! H jak harce hulańce! - oddajesz się tańcu z partnerem i wspólnej zabawie tak bardzo, że aż gubisz buta! Lepiej byłoby go znaleźć, choć wśród rozhulanych świętujących może to nie być najprostsze. Rzuć k6, wynik to ilość razy, gdy ktoś na ciebie wpadł, podeptał itd. podczas poszukiwań. I jak i do kółeczka - jeżeli myślałeś, że potańczysz ze swoim partnerem, pomyśl jeszcze raz! Magiczne istoty wszelkich gatunków zaciągają cię do wspólnego, szaleńczego koła tańca, co chwilę zamieniając się w tym, kto prezentuje swoje ruchy na środku! Niech twój partner uwzględni tańczenie w kółku w swoim wylosowanym wydarzeniu! Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty Twoje ruchy tak spodobały się magicznym istotom, że aż wyczarowały ci ozdobne ognie przyczepione do Twoich obcasów, żeby pokazać, jak niesamowity z ciebie tancerz! Jeżeli wynik jest negatywny, ogień bynajmniej nie jest ozdobą, to najprawdziwsze płomienie, mające parzyć Twoje stopy, byś szybciej nimi przebierał! Bierz się w obroty, to nie walc! To Beltane! J jak jak ja cię kocham! - wiesz, że przecież nie wybrałeś swojego partnera na przyjście na bal bez powodu, ale teraz wydaje się to tak proste i jasne! Niezależnie od tego, co Was łączyło przed tym tańcem, teraz czujesz się, jakby Twoje ciało, serce i dusza należało do tej jednej osoby i chcesz jej całe je oddać. Bliskością, przytuleniem, pocałunkami, jakkolwiek pokazać, jak bardzo Twoja miłość jest wręcz ognista!
Słup majowy
W Celtycką Noc mężczyźni przygotowywali go ze ściętego drzewa, z którego usuwano gałęzie i tak powstały pal, wbijano w ziemię, a następnie przyozdabiano roślinami i wstążkami. Na szczycie umieszczano kwietny wianek. Wokół tego słupa odbywały się tańce. Uczestnicy podczas trwającej zabawy trzymali w rękach kolorowe wstążki, które splatały się w tańcu, tworząc barwne wzory na majowym słupie. Na obchodach balu także pojawiły się majowe słupy, przyozdobione wieloma wiankami stworzonymi przez czarodziejów i wyposażone w wiele wstążek, by każdy mógł wziąć udział w zabawie. Weseli grajkowie zapewniają wspaniałą, taneczną muzykę, która aż sama zaprasza do pójścia w tan, a wesołe śmiechy i piski goniących się uczestników zapowiadają wspaniałą zabawę!
Zasady: W zabawie w słupy majowe można brać udział w parach bądź też osobno. By dołączyć do zabawy, należy postępować zgodnie z kostkami!
Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na kolor. Jeżeli nie masz pary i jeszcze nie masz osoby do której chcesz dołączyć - rzuć na swój kolor. Jeżeli nie masz pary i chcesz łapać inną osobę bez pary - bierzesz ten sam kolor co ona.
Rzut k6 na kolor wstążki:
1. Fioletowy - nawet jeżeli druga osoba to tylko twój przyjaciel lub, co gorsza, wróg(!) nie możesz odeprzeć uczucia, że jest po prostu przepięknym człowiekiem. Tego wieczoru wszystkie jego cechy fizyczne podobają ci się najbardziej na świecie. To twój ideał! 2. Żółty - czujesz się niesamowicie zawstydzony przy drugiej osobie, Twoje serce cały czas nieznośnie łopocze ci w klatce, a Ty sam masz nieustanną ochotę się rumienić. Słowa z trudem przechodzą ci przez gardło, jesteś zbyt onieśmielony swoim wybrankiem i masz po prostu chęć schować się w jego ramionach… Jednocześnie płonąc przy tym ze wstydu. 3. Niebieski - jesteście dla siebie całkowicie i bezapelacyjnie stworzeni! Do tego stopnia, że o cokolwiek druga osoba nie poprosi, pierwsza wykona wszystko. Oczywiście działa to w dwie strony. 4. Różowy - łączy Was nie tylko kolor wstążki, ale i każda myśl. Dosłownie. Po złapaniu za wstążkę łapiecie ze sobą połączenie myślowe, mogąc rozmawiać telepatycznie! 5. Zielony - czy kiedykolwiek byliście tak spragnieni dotyku? Chyba jeszcze nigdy. Nie możecie się od siebie oderwać, a każdy kontakt fizyczny jest na wagę złota. Macie ochotę cały czas trzymać się za ręce, przytulać… A może i nawet coś więcej? 6. Pomarańczowy - zapłonęło w was nie tylko ciepłe uczucie do partnera, ale coś znacznie bardziej niebezpiecznego - pożądanie. Macie ochotę być ze swoim partnerem dużo bardziej fizycznie, nawet teraz rozglądając się, gdzie moglibyście uiścić parę figli. Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Jeżeli jesteście parą - sami ustalacie jak długo się goniliście i czy finalnie udaje się Wam złapać. Jeżeli dobraliście sobie partnera dopiero w trakcie zabawy, każde z Was rzuca k100. Wygrywa wyższy wynik; jeżeli należy do osoby goniącej, udaje jej się złapać osobę łapaną; jeżeli należy do osoby łapanej, udaje jej się uciec przed osobą goniącą.
Kiedy już udaje Wam się odnaleźć w ganianym tańcu na około majowych słupów, Wasza wstążka związuje Was ze sobą jako symbol partnerstwa. Jeżeli bierzecie udział w zabawie w parze - tylko jedna osoba rzuca na związanie (ta, która nie rzucała na kolor). Jeżeli nie miałeś pary i rzucałeś na kolor - teraz dogoniona osoba rzuca na związanie.
Rzut k6 na związanie:
1. Nadgarstki - nic niezwykłego, wstążka tradycyjnie związała Wasze dłonie. 2. Talia - wstążka związała was w pasie w pozycji idealnej do tańca! Może czas wykorzystać tę sytuację? 3. Kostki - wstążka wycelowała naprawdę nisko i związała Was w kostkach, powodzenia z dograniem ruchów! 4. Łopatki - jest to zdecydowanie dziwna pozycja, gdy stoicie odwróceni do siebie plecami i związani na wysokości łopatek… Co teraz? 5. Ręce - wstążka zdecydowała się związać Wasze ręce po całej długości, opakowując je jak jakąś mumię. 6. Głowy! - Beltane naprawdę strzeliło wstążce do… Nitek? Związała Was głowami, przodem do siebie, stwarzając fantastyczną sytuację do zacieśniania więzi. No co? W takiej pozycji na pewno łatwo szeptać sobie swoje sekrety!
Rzuć kostką k6 i podziel ją przez dwa, by dowiedzieć ile postów utrzymają się efekty, po zakończeniu tej atrakcji. Podzielony wynik zaokrąglamy w górę.
Wiklinowe kukły
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest palenie wiklinowych kukieł na znak nadejścia lata. Czarodzieje przez cały miesiąc tworzyli te wspaniałe, magiczne figury, by teraz w swoim finalnym tańcu i pokazie mogły zapłonąć w imieniu Beltane i na szczęście ich twórcom. Zanim jednak całkowicie spłoną, prezentują one ostatnie, magiczne układy, mające uczcić celtycką noc i pomyślność wszystkich czarodziejskich stworzeń. Ich przedstawienie jest naprawdę piękne, powoli tląca się wiklina, płomienie sięgające coraz wyżej, aż do nieba, pachnący dym, od którego zapachu aż lepiej rozumie się przekaz i emocje, aż widzi się obrazy, które kukły chcą wymalować swoimi ruchami. Im dłużej przyglądacie się temu tańcowi, tym głębiej przeżywacie emocje towarzyszące pożegnaniu chłodnej pory roku w imię odrodzenia. Wszak wiklina, z której ludziki były wykonane, była magiczna.
Rzuć k6 na towarzyszącą emocję:
1. Radość! Coś się kończy a coś zaczyna, a to coś może być czymś pięknym i wesołym! Tak jak te obchody! Uśmiech sam wychodzi ci na usta, masz ochotę krzyczeć o tym, jak jest cudownie! Wesołe tańce kukieł sprawiają, że chcesz wraz z nimi zakręcić się po raz ostatni, by zaraz dzielić się tą radością ze swoim partnerem. Życie jest piękne! 2. Nadzieja! Dostrzegasz w tańcu kukieł opowieść o tym, że nie wolno się poddawać. Że cokolwiek by się nie działo, jutro też będzie dzień. Chciałeś coś dzisiaj zrobić? Powiedzieć o czymś drugiej osobie? Przyznać się do czegoś? To najlepszy na to czas, teraz wszystkie wątpliwości mogą spłonąć razem z kukłami i przynieść ukojenie. 3. Smutek! Układ wiklinowych ludzików był bardzo poruszający, do stopnia, w którym omal nie chciało ci się płakać. Wiesz, że to wesołe święto, ale złapała cię nagła nostalgia. Czy jest coś, za czym tęsknisz? Do czego chciałbyś powrócić? Może coś utraconego? Czujesz, jak to napływa do ciebie wraz z tymi tańcami i ich wizjami, płonąc w ogniu na Twoich oczach… 4. Zakochanie! Kukły opowiadają najpiękniejszą historię miłosną! A miłość ta… Chyba ty też możesz mieć na nią szansę? Jeżeli jesteś ze stałym partnerem, przeżywasz zakochanie zupełnie na nowo i nie możesz oderwać się od swojej drugiej połówki. Jeżeli jeszcze nie wyznałeś tej osobie miłości, cóż, czujesz przemożną ochotę przytulenia jej, pocałowania, powiedzenia wszystkiego, co leży na dnie serca. Kiedy, jak nie teraz? 5. Złość! Widzisz w tym tańcu kukieł gotowość do przejścia dalej, ale ty jeszcze sam na to nie jesteś przygotowany! To za szybko! Zbyt dużo na raz! Nikt nie pytał się o zdanie, czy życzysz sobie takich zmian. Jeżeli jest w twoim życiu teraz coś, co doprowadza cię do szału, złości lub chociaż zmarszczenia brwi w dezaprobacie, teraz się nasila. Musisz natychmiast wyżyć się z tych wszystkich emocji! 6. Ciekawość! Nowy początek to nowe możliwości, a w pokazie wiklinowych lalek widzisz ten niesamowity zapęd do odkrywania, całą gamę przygód, o których opowiadają swoim tańcem! Ty też chcesz na przygodę! Najlepiej już, teraz natychmiast! Jesteś gotowy podjąć się każdego wyzwania, a jeżeli ktoś ci coś zaproponuje, wszystko bierzesz dosłownie, gotowy wykonać to od ręki! Efekty trwają aż do przejścia na następną atrakcję, chyba że autor będzie chciał, by zostały na dłużej, może wtedy rzucić kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik zaokrągl w górę).
Kulning
Na przygotowaniach do święta wszyscy czarodzieje mogli zapoznać się z tą starożytną techniką przywoływania zwierząt. Teraz, kiedy oficjalny taniec rozpoczął obchody tak, jak tradycja nakazała, a ogniska na cześć świętego ognia i nadejścia lata zostały rozpalone, można zacząć zapraszanie innych istot do dołączenia do obchodów, by wspólnie czcić ten dzień połączenia z przyrodą i przyjścia urodzaju. Bariery obronne nie pozwolą niczemu i nikomu niebezpiecznemu dostać się na teren obchodów, ale każda dusza o czystych zamiarach i chęciach złożenia hołdu rozpoczynającemu się lecie może wkroczyć pomiędzy czarodziejów. Trzeba je tylko zaprosić śpiewem.
Zasady: Każdy czarodziej, który decyduje się wziąć udział w kulningu, rzuca kością k100, gdzie trafienie w okrągły numer (10, 20, 30… itd.) oznacza przyjście magicznego stworzenia. Magiczne stworzenia dokładnie rozumieją czym jest to pradawne święto i przyniosą dar czarodziejowi, który je wezwał. Nie martwcie się jednak, każdy numer sprowadza jakieś zwierzę, wszak przyroda nie odmówiłaby tak dobremu zaproszeniu.
Rzuć k100 by zobaczyć, co przyszło:
1-9 - stado zająców wybiegło spomiędzy krzaków i zaczęło skakać pomiędzy Twoimi nogami, zapraszając Cię do chwili wygłupów, po której z powrotem odbiegają w las. 10 = Abraksan - Przed Tobą pojawił się przepiękny, złoto-brązowy pegaz, który z gracją podszedł do Ciebie, kłaniając się lekko. Pozwolił się dotknąć i wtedy, zauważasz, że jedno z piór w jego skrzydłach ma zupełnie inna, śnieżnobiałą barwę. Abraksan potrząsnął swoim ciałem, a pióro wylądowało tuż obok Ciebie. W oczach istoty widzisz znak, że jest to prezent, który możesz ze sobą zabrać. Pióro pegaza zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy II lub III poziomu, przy warzeniu eliksirów uzdrawiających! 11-19 - dwa lisy wychyliły noski ze swoich norek i przez chwilę podejrzliwie na Ciebie zerkają, jednak po usłyszeniu Twojego śpiewu witają cię swoim własnym, lisim chichotem. 20 = Żabert - Może spodziewałeś się czegoś majestatycznego, ale Twój śpiew przywołał niezwykle nieelegancką krzyżówkę żaby i małpy. Żabert uśmiecha się do Ciebie, ukazując ostre zębiska, pomiędzy którymi można jeszcze dostrzec resztki jakiejś biednej jaszczurki, która stała się jego dzisiejszą kolacją. Twoją uwagę szybko jednak odwraca podarek, który zwierzę Ci wręcza, po czym szybko znika pomiędzy pobliskimi krzakami. Otrzymujesz fałszoskop. 21-29 - cała chmara świetlików musiała poczuć wibracje Twojego głosu, bo wyleciały z gęstego lasu, zdobiąc Cię swoim blaskiem jak najpiękniejszym ze strojów. Rzuć k6 by zobaczyć, przez ile rund zostaną na Tobie, zapewniając efekty świetlne. 30 = Błędne ognik - Ogniki musiały wyczuć, że w jakimś sensie potrzebujesz wsparcia i przybyły oświetlić Ci życiową drogę. Podążasz za nimi przez krótki moment, a gdy w końcu zatrzymujecie się, istoty tworzą niewielki krąg nad wydrążoną w drzewie dziuplą. Wkładasz tam dłoń i ze zdumieniem wyciągasz z niej kompas marzeń. 31-39 - gdy śpiewasz kulning, co kilka nut odpowiada Ci wycie. Dopiero po kilku powtórzeniach zdajesz sobie sprawę, że wycie to jest coraz głośniejsze, albo raczej - bliższe. 40 = Nieśmiałek - malutka, zielona istotka wdrapuje się do Ciebie po najbliższej gałęzi drzewa i zaczyna bujać się w rytm kulningu. Nieśmiałek był zdecydowanie za mały, żeby dać radę coś do Ciebie dodźwignąć, ale bardzo chętnie spędza z Tobą czas, a nawet w pewnym momencie wchodzi na Twoje ramię. Co więcej nie chce z niego zejść, znajdując sobie wygodne miejsce w Twoim stroju! Aż do końca balu towarzyszyć Ci będzie Nieśmiałek. Jeżeli napiszesz jednopostówkę pobalową, możesz zatrzymać go jako swoje zwierzątko. 41-49 - wydaje ci się, że nic nie przyjdzie, wszak niczego dookoła siebie nie widzisz. Myślisz tak, dopóki nie czujesz tupotu małych stóp na swoim ciele… I pod strojem! Udało Ci się przyzwać myszy! I chyba stwierdziły, że stanowisz darmową podwózkę do jedzenia! Przyzywać zwierzęta już umiesz, ale czy potrafisz je odganiać? 50 = Elf - O mało co, a zdeptałbyś niewielkiego elfa, który przeglądał się właśnie w pobliskiej kałuży. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że istota nawet Cię nie zauważyła, ale za to, gdy potrząsnęła skrzydełkami, trochę elfiego pyłu spadło na Ciebie. Czujesz, że promieniejesz niezwykłym, naturalnym pięknem, przyciągając spojrzenia do końca balu. Otrzymujesz +1pkt. do DA. Wynik nieparzysty oznacza, że istota zauważyła Twoją obecność. Znając elfią próżność, prawisz jej komplement, a ta z zachwytu podarowuje Ci nieco swojego pyłu. Elfi pył zastąpi Ci dowolny składnik odzwierzęcy, podczas warzenia eliksirów zwykłych: prostych lub złożonych! 51-59 - stado sarenek wyszło na łąkę, słuchać Twojego kulningu. Z początku tylko się Tobie przyglądały, jednak po pierwszym oswojeniu się, zaczęły spokojnie rzuć trawę w Twoim towarzystwie. 60 = Jednorożec - Masz wyjątkowy zaszczyt, bo oto podchodzi do Ciebie majestatyczny jednorożec. Delikatnie i niepewnie pozwala Ci się pogłaskać po pysku, po czym sam trąca Cię swoją głową, w przyjaznym geście. Czujesz, że coś twardego spada Ci na dłoń. Kawałek rogu jednorożca odłamał się i został podarowany Ci w prezencie. Róg jednorożca zastąpi Ci dowolny składnik każdego poziomu do eliksirów leczniczych 61-69 - spomiędzy krzaków wyłania się bardzo rozpoznawalna głowa, a później całe ciało. Skunksa da się poznać wszędzie, ten jednak, w przeciwieństwie do stereotypów, nie unosi ostrzegawczo ogona, a po prostu przygląda Ci się z daleka, kiwając główką do rytmu. 70 = Kudłoń - Dzisiejsze święto jest doprawdy magiczne. Twój kulning przywołał kudłonia, co jest o tyle niesamowite, że te zwierzęta zwykle mocno stronią od ludzi. Tym razem jednak spotkał Cię zaszczyt nie tylko w postaci interakcji, ale i prezentu. Istota podarowuje Ci jeden ze swoich włosów. Włos kudłonia zastąpi jeden, dowolny składnik odzwierzęcy, przy warzeniu eliksirów zwykłych. 71-79 - locha razem ze swoimi małymi dzikami wyszła z lasu usłyszawszy Twój kulning. Normalnie samice bronią swoich młodych agresywnie, ale po usłyszeniu pieśni wiedziała, że mogła bezpiecznie podejść. Małe warchlaczki radośnie kwikają, podbiegając do Ciebie za każdym razem, gdy zaczynasz śpiewać i odbiegając, gdy zaprzestajesz. 80 = Lunaballa - Widzisz, jak w Twoją stronę radośnie przebiera nóżkami jedna z najsłodszych, magicznych istot. Wielkie oczy lunaballi błyszczą, odbijając światło gwiazd i księżyca. Dorzuć k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymujesz od zwierzęcia lunaskop. Wynik nieparzysty sprawia, że trafia Ci się fiolka ze łzami lunaballi, które zastąpią Ci dowolny składnik roślinny przy warzeniu eliksirów leczniczych progu zaawansowanego lub wyżej! 81-89 - choć większość ptaków nocą śpi, są gatunki, które są aktywne. Jedna z sów musiała usłyszeć Twój śpiew. Nie wiedziałeś, że się zbliża, skrzydła sowy są bezszelestne, dopóki nie wyłoniła się w świetle ognia w całej swojej okazałości. Ląduje Ci na ramieniu, coś pohukuje i po kilku chwilach wraca w mrok nocnego nieba. 90 = Paqui - Wśród wszechobecnych kolorów i kwiatów dostrzegasz, że jeden z barwnych krzaków zaczyna się do Ciebie zbliżać. Po chwili widzisz, że to nie roślina, a zwierzę - przepiękny, magiczny paw. Istota widocznie chciała dołączyć do wszechobecnych śpiewów, bo zaczyna gruchać, jakby chciała zharmonizować się z Twoim kulningiem. Co prawda jest to raczej przykra dla uszu muzyka, ale warto przeżycia, gdyż po chwili paqui rozkłada swój ogon, podarowując Ci jedno ze swoich piór. Pióro paqui może zastąpić Ci dowolny składnik przy specjalnych eliksirach! 91-99 - na łąkę wychodzi sam król lasów, wielki jeleń o wspaniałym porożu. Przygląda Ci się uważnie, bada spojrzeniem, fuka nieufnie. Rzuć k6, jeżeli wynik jest parzysty, jeleń uznaje Twój śpiew i kłania się delikatnie, by zaraz w Twojej obecności zjeść trochę trawy. Jeżeli wynik jest nieparzysty, jeleń unosi się dumnie na dwóch nogach, po czym biegnie w kierunku lasu. 100 = Hipogryf - na pewno nie spodziewałeś się takiego gościa, a i gość ten nie spodziewał się tak godnego zaproszenia, na które chętnie i równie godnie odpowiedział. Wylądował przed Tobą, wpatrując się w Ciebie ciekawskim wzrokiem. Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że pozwolił Ci się pogłaskać i nawet dotknąć swoich skrzydeł. Wynik nieparzysty sprawia, że hipogryf, gry tylko pogłaskałeś jego skrzydła, kładzie się na ziemi, zapraszając Cię na swój grzbiet i krótką, podniebną przejażdżkę. Jeżeli jesteś z partnerem, on także może z Tobą wejść na grzbiet hipogryfa.
Modyfikatory do rzutu:
Wzięcie udziału w nauce kulningu na przygotowaniach do Beltane pozwala na rzucenie dwiema kostkami wydarzenia i wybranie lepszej opcji. Dowolna specjalizacja z ONMS pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji lub +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Każde 10pkt z ONMS w kuferku pozwala +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji. Cecha powab wili pozwala na przerzut dowolnej kostki w tej atrakcji. Cecha świetne zewnętrzne oko pozwala na +/- do 2 punktów z dowolnej kostki z tej atrakcji.
Wodne wianki
Jedną z tradycji Celtyckiej Nocy jest puszczanie wianków na strumieniach, jeziorach czy rzekach, chcąc zaskarbić sobie przychylność rzecznych duszków. Nie bez powodu czarodzieje mieli szansę zapleść swoje własne wianki w trakcie przygotowań do święta. Miały one być nie tylko ozdobą i pamiątką, ale także częścią obchodów. Jeżeli jednak ktoś nie zrobił własnego wianka, nie musi się martwić. Miasto wykupiło ich wiele od uczestników przygotowań, mając cały zapas dla chętnych do uczestnictwa w zabawie. Tej nocy cała okolica wrze od magii, wrze także i rzeka, bulgotając na dziwne sposoby. Nad powierzchnią unoszą się wodne bąbelki, wśród szumu prądu słychać psotliwe, radosne śmiechy i śpiewy, a co jakiś czas coś gdzieś pluska w nietypowy sposób. A, jeżeli masz szczęście, dasz radę dostrzec kształty stworzone z wody przypominające ludzi, wyglądające znad nabrzeżnych kamieni. Duszki wodne także zgromadziły się na Beltane, czekając na swoje własne dary. Czy zdecydujesz się puścić z nurtem swój wianek i zobaczyć, czy zadowala on te żywiołowe istoty?
Zasady: Każdy czarodziej może wziąć udział w zabawie w wodne wianki, wystarczy, że rzuci kostką k6 na reakcję duszków. Jeżeli czarodziej robił swój własny wianek na przygotowaniach do święta, może rzucić kostką dwa razy i wybrać bardziej odpowiadający mu wynik.
1 - kilka wodnych postaci wyłania się spod tafli śmiejąc się i chichocząc. Wyciągają w Twoją stronę dłonie. Z rzeki zamiast szumu zaczyna napływać muzyka, a Ty nie umiesz odmówić im tańca, wchodząc z nimi za rękę do kółka na wodzie. Kto by pomyślał, że będziesz się razem z nimi nad nią unosić? Cóż za wspaniałe uczucie! Rzuć k6, wynik parzysty oznacza, że w porę orientujesz się w ich zamiarach i po chwili przyjemnego tańca wycofujesz się z tafli; wynik nieparzysty oznacza, że popadasz w zatracenie w ich tańcach, aż w końcu wrzucają Cię do wody! Sam nie potrafisz z niej wypłynąć przez ich magię! Lepiej niech ktoś szybko cię wyłowi! 2 - wianek złapała bardzo kształtna wodna duszka, która uwodzicielskim krokiem podchodzi do Ciebie i, nim się orientujesz, kradnie Ci pocałunek swoimi wodnymi ustami. I choć ci go zabrała, w darze zostawiła coś w zamian - teraz to Ty czujesz przemożną potrzebę całowania każdej osoby, która zamieni z Tobą słowo. Rzuć kostką k6, efekty utrzymają się przez x÷2 następnych rund po zakończeniu tej atrakcji (wynik należy zaokrąglić w górę) 3 - nim jeszcze zdążyłeś położyć wianek na tafli wody, spod rzeki wyskakuje bardzo zalotny wodny duszek w taki sposób, że ozdoba ląduje na jego głowie. Nie tylko to zwraca Twoją uwagę, ale i naszyjnik na jego szyi. Duszek szybko nachyla się, żeby pocałować cię w policzek w podziękowaniu, a kiedy zauważa, że przyglądasz się jego biżuterii, ściąga ją z siebie i ci ją zakłada. 4 - jeden z wodnych duszków siedział na brzegu i przygrywał melodię na niewielkim instrumencie, kiedy obił się o niego wianek. Duszek wydawał się tym nie tylko zachwycony ale i zawstydzony, złapał wianek, spojrzał w Twoim kierunku i pomachał szybko, wydawało się, że z nim zniknie, ale wtedy spod wody wypłynęła do Ciebie w zamian za ten kwietny dar magiczna karimba (+2 OPCM). 5 - wystarczyła chwila nieuwagi, a może po prostu nie spodziewałeś się, że trzy nastoletnie, wodne duszki wyskoczą na ciebie spod wody jak krokodyl. W jednej chwili dostrzegasz ruch, w drugiej już jesteś pod powierzchnią, kiedy te ściągają cię na dno. Nie chciały ci zrobić krzywdy! Tylko popsocić i coś pokazać… Zapominając, że czarodzieje nie oddychają pod wodą! Oby ktoś był obok, bo nie chcą cię puścić! To było przerażające przeżycie, przez następny miesiąc na wszystkie czynności kostkowe związane z wodą rzuć podwójnie i wybierz gorszy wynik. 6 - wianek wpłynął wprost na głowę jednego, bardzo młodego wodnego duszka. Kształt wodny ma wielkość zaledwie kilkuletniego dziecka i wyraźnie ucieszyło się ono z prezentu. Wychodzi do Ciebie na brzeg i… Rozcina swoją wodną powłokę? Pokazuje Ci, żebyś wystawił dłonie, na które nalewa Ci wody i instruuje migowo do jej wypicia. Magiczna woda młodego wodnego duszka sprawia, że możesz wyleczyć dowolną, chorobę, która nie jest śmiertelna. Jeżeli na żadną nie chorujesz, możesz zatrzymać ją sobie jako jedną z dwóch opcji - eliksir wiggenowy lub felix felicis.
Głosowanie na Majową Królową i Zielonego Człowieka
Tradycyjnie spośród grona niezamężnych panien wybierano Majową Królową, która następnie dobierała sobie „małżonka” – Zielonego Człowieka. Nazwa ta wywodzi się od dawnego boga natury i odrodzenia. Parę sadzano na ukwieconym powozie i obwożono po całej osadzie. Mieli oni symbolizować boską parę, jedność słońca i ziemi. Na obchodach jednak nie chciano nikogo wykluczyć, a także dać równe szanse na zostanie wybranym do tej fantastycznej atrakcji, jaką jest przejażdżka kwiecistym powozem po nieboskłonie, zaprzęgniętym w Aetany! Każdy czarodziej biorący udział w balu może zagłosować na Majową Królową i Zielonego Człowieka! Co więcej, nie trzeba wcale trzymać się przypisanych płci, nikt nie powiedział, że Majowy nie może być Król!
Zasady: Każdy czarodziej może głosować! Każda postać ma jeden głos! Prosimy, by oddawane głosy pasowały do głosującej postaci (przecież nikt nie głosowałby na swojego zaciętego wroga do dania mu takiej nagrody). By oddać swój głos należy wypełnić kod i wysłać go na konto Słodkiej Swatki w prywatnej wiadomości!
Węzidło:100 Minutki: 11 + 24 > 39 + 24 (reszta przerzutów off, bo się zepsułam z rzutami, a i tak jest W) [url=link]kostka nr 2[/url] [url=link]kostka nr 3[/url] [url=link]kostka nr 4[/url] [url=link]kostka nr 5[/url] Modyfikatory i przerzuty: 3 przerzuty, +24pkt Wynik: 5 + 1 = 6
Wynik
Punkty: 12 + 6 = 18 Ocena: W
Jedno wiedział - z tym człowiekiem nigdy nie miał lekcji, bo jakimś cudem zawsze udawało mu się go unikać. Czy to poprzez obowiązkowe wakacje od szkoły, czy jednak stan zdrowotny, niemniej jednak - zgodnie z własnym podejściem do tej sprawy - zamierzał zdać tym samym przedmiot, wszak ONMS wiązało się stricte z Uzdrawianiem, a i kiedyś przepadał za zwierzętami. Nawet jeżeli te obecnie jakoś wyczuwają od niego dziwną aurę, no cóż, stał przed salą i czekał, aż wszystko się rozpocznie. Ubrany na elegancko, choć nie do końca, wszak wiedział, że część praktyczna może tak naprawdę ubrudzić go i przyczynić się do gorszego urazu niż kopnięcie z kopyta od abraksana. Na szczęście bark go już nie bolał i mógł ostatecznie wziąć cięższy wdech, wiedząc, że w warunkach kontrolowanych nic złego nie powinno się wówczas wydarzyć. Chyba, raczej, na pewno. Najwidoczniej, kiedy to przysiadł do ławki, okazało się, że pytań było sporo, ale nie były one trudnościowo jakoś skomplikowane. Niosły ze sobą prędzej możliwość swobodnego wykazania się, tak więc i ruszał naprzód z pierwszymi pytaniami, nie zastanawiając się jakoś specjalnie nad śmiertelnym wrogiem bazyliszka bądź tego, z jakich zwierząt składa się chimera. Gatunki trollów może nie były tym, o czym lubił się rozpisywać, ale koniec końców szło mu całkiem nieźle. No ba, jakimś cudem nie miał problemów z pytaniami, a więc i test pozostawał wypełniony najróżniejszymi odpowiedziami, które - jak Lowell miał nadzieję - będą w jakiś sposób prawidłowe. Rysowane raz po raz literki, które układały się w słowa, pozostawały wyraźne i prawidłowe, jako że lewą rękę zdołał w ciągu tych paru miesięcy całkiem nieźle opanować. Część praktyczna była bardziej ekscytująca, bo, jak się okazało, pójście nad jezioro z nauczycielem, gdzie czekała jeszcze dodatkowo komisja (to się nieźle postarali), niosło ze sobą konieczność założenia kelpii więzadła, z czym nie miał żadnego problemu. Najwidoczniej szczęście mu dopisywało; złe sytuacje ciągle go omijały i poza koniecznością użycia na sobie zaklęcia Bąblogłowy, wyglądało na to, że wiele rzeczy pozostawało w kontrolowanych warunkach. Dlatego, kiedy zakończył zakładanie przedmiotu na stworzenie, nie pozostawało nic innego, jak udać się w swoiste rodeo na podwodnym rumaku i udowodnić, że mimo ćwiczeń - nawet jeżeli bardzo by się starał - zdołał chwycić się zwierzaka tylko i wyłącznie na jedną minutę. No cóż, to, co się pobawił, to jego, a i tak wyszedł zadowolony z egzaminu, gdy okazało się, że szło mu całkiem nieźle i nie miał prawa narzekać. To są w sumie zawsze te ostatnie, dobre wspomnienia ze szkoły, prawda?
[ zt ]
Zoe Brandon
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170
C. szczególne : dużo gada, nie zawsze z sensem; pachnie konwaliowymi perfumami
Choć w książkach zaczytywała się namiętnie, zdecydowanie nie było wśród nich zbyt wielu podręczników - zawsze wydawało jej się, że posiadanie wiedzy praktycznej jest dużo bardziej przydatne, i dużo ciekawiej jest się go uczyć, niż wkuwać nudną teorię, która jakoś nigdy nie chciała na dłużej zadomowić się w jej umyśle. Ambitna była, naturalnie, jednak nie na tyle, by na przykład regularnie przyswajać tegoroczny materiał z opieki nad magicznymi stworzeniami i skrzętnie zgłębiać tajniki rozmaitych gatunków opisanych w podręcznikach; dlatego gdy tuż przed egzaminem dowiedziała się od grupki wyraźnie przestraszonych Puchonów, że profesor Villeneuve przygotował m o r d e r c z o trudny sprawdzian z zadaniami opisowymi, testem wielokrotnego wyboru i Merlin (he) wie czym jeszcze, cóż, lekko spanikowała. Na tyle, by dać się namówić wewnętrznemu demonowi na szybkie spisanie ściągi, która w teorii miała ją uratować od kompletnej porażki, w praktyce... cóż. Sama świadomość podjęcia skandalicznej próby oszustwa sprawiała, że Zosia zapociła dłonie, zzieleniała na twarzy i prawie zemdlała ze stresu, że zostanie przyłapana - i nawet ślepy Alex by zauważył, że dziewczę kręcące się nerwowo w ławce na tyłach coś kombinuje. Została zdemaskowana przez nauczyciela jeszcze zanim cokolwiek wyczytała z lekko rozmazanych bazgrołów, a wszystko, co zdążyła do tej pory napisać - niewiele - zostało bezlitośnie przekreślone i podsumowane wielkim "0 punktów". Żenująca porażka rozproszyła ją na tyle, że podczas praktycznej części zadania (bardzo ekscytującej, swoją drogą) kompletnie zapomniała o potrzebie założenia na zwierzę wędzidła, o czym na szczęście przypomniał jej profesor, odejmując przy tym jeszcze kilka punktów. Wiedziała, że jeśli nie uda jej się odpowiednio długo utrzymać na grzbiecie kelpii, najzwyczajniej w świecie obleje - a ponieważ nie miała zamiaru do tego dopuścić, przełknęła śliskie skrzeloziele, zacisnęła zęby, uśmiechnęła się do swojego rumaka i bardzo zdeterminowana udała się na wspaniałą podwodną przejażdżkę, która przebiegła tak gładko i przyjemnie, jakby robiła to codziennie. Udało jej się wytrzymać całe pięć minut zgodnie z poleceniem nauczyciela, a kiedy wyłoniła się na powierzchnię i zaczerpnęła powietrza, była z siebie tak dumna i tak szczęśliwa, że nawet nie przejęła się tym, że koniec końców jej wiedza została oceniona jako okropna.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Modyfikatory i przerzuty:przerzut na wędzidło za kuferek (użyty) +12 do minutki za kuferek (i tak nic nie daje) Wynik: 6pkt
Wynik
Punkty: 12pkt Ocena: Z
Idąc na egzamin z ONMS kompletnie nie wiedziała czego się spodziewać. Niby ostatnio trochę się podszkoliła w tej dziedzinie, a jednak wciąż nie czuła się zbyt pewna wśród magicznych zwierząt. Siadając do teorii była więc naprawdę maksymalnie skupiona. Test był długi i dotykał naprawdę wielu zagadnień. Niektóre były dziewczynie bardzo dobrze znane, inne zdecydowanie mniej. Starała się nigdzie nie zostawiać pustego miejsca. Pióro sunęło po pergaminie starając się umieścić na nim możliwie najwięcej poprawnych odpowiedzi, choć niestety nie zawsze było to takie proste. Trolle, kapturki i inne piękne stworzenia w końcu zaczęły jej się mieszać w oczach razem z całą wiedzą, jaką na ich temat dziewczyna posiadała. Ledwo zorientowała się nawet, że czas przeznaczony na tę część egzaminu minął. Oddała więc pergamin nie do końca ukontentowana z tego, jak jej poszło i przystąpiła do części praktycznej. Gdy usłyszała, że jej zadaniem jest dziś kelpie nie wiedziała, czy się cieszyć, czy wręcz przeciwnie. Bardzo dobrze pamiętała, że podczas lekcji poległa przy druzgotkach, choć kilka dni później z Blainem miała okazję dostrzec i nawet nieco wywabić to stworzenie ze szkolnego jeziora. Ostrożnie zajęła się więc zakładaniem wędzidła, co o dziwo poszło jej naprawdę sprawnie, a dzięki temu mogła zabrać się za dalszą pracę. Dosiadła kelpie i już zanurzyła się pod wodę. Niestety nie było jej dane spędzić tam zbyt wiele czasu. Minęła minuta, może z kilkoma sekundami, gdy już była ponownie na brzegu. Ruda miała już serdecznie dość tych wszystkich egzaminów i tym bardziej licznych porażek, jakie w swoim mniemaniu odnosiła. Na szczęście zbliżała się już do mety i rozciągała się przed nią wizja błogiego odpoczynku.
//zt
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Test:1 > 5 Modyfikatory i przerzuty: darmowy przerzut(wykorzystany) Wynik: 10
PRAKTYKA
Węzidło: Postać stworzona po 01.02.2021. Nie muszę rzucać : D Minutki: 33 + 27 = 60 34 + 27 = 61 72 +27 = 99 32 + 27 = 59 42 + 27 = 69 Modyfikatory i przerzuty: + 15 do wyniku za świeżą postać, +12 do wyniku za kuferek, +5 pkt za wędzidło Wynik: 5 + 5 = 10
Wynik
Punkty: 10 + 10 = 20 Ocena: Wybitny
Nadeszła pora na opiekę nad magicznymi stworzeniami. Przedmiot, który zdecydowanie znajdował się bardzo wysoko na jego liście ulubionych przedmiotów szkolnych. Mimo to część teoretyczna była... ciekawa. Niektóre pytania były dziecinnie proste, ale były też takie przy których musiał się kilka chwil zastanowić. Trafiły się nawet takie przy których poległ i nie był w stanie na nie sensownie odpowiedzieć. Pytaniami które go pokonały były oczywiście siódme i dwunaste. Na szczęście z resztą jakoś sobie poradził. Kiedy przeszli do części praktycznej, dziękował sobie że jednak postanowił ślęczeć w bibliotece, kiedy pisał dla Villeneuve'a pracę domową o kelpiach. Skrzeloziela nie brał, bo jego efekt trwał aż godzinę a on miał utrzymać się na stworzeniu tylko przez pięć minut. Dlatego zdecydował się na zaklęcie bąblogłowego, które sam rzucił. Dobrze że w wodzie były też trytony, bo naprawdę nie miał chęci zwalczania natrętnych druzgotek. Nigdy też by nie pomyślał że egzamin może mu sprawić tyle frajdy. Przez te pięć minut w wodzie czuł się wspaniale. Zleciały mu one tak szybko, że nawet nie wiedział kiedy. Po otrzymaniu oceny, która napawała go dumą mógł ruszyć się wysuszyć i przygotować do kolejnego egzaminu.
/zt
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Opieka nad Magicznymi Stworzeniami brzmiała dla Maxa jak koszmar. Nigdy nie krył się z tym, że nie jest to jego ulubiony przedmiot i też nie posiadał aż takiej wiedzy w tym temacie, by czuć się wyjątkowo pewnym. Ponownie więc nie oczekiwał cudów, gdy tak zmierzał na błonia w kierunku jeziora. Nie trzeba było być geniuszem, by domyślić się, że egzamin będzie pewnie traktował o istotach wodnych. Widząc arkusz z pytaniami przez chwilę go zatkało. Dostał nagłej pustki, którą to musiał jakoś zwalczyć. Powoli przypominał sobie potrzebne informacje, spisując je na pergaminie. Powoli acz dokładnie zapełniał pustą przestrzeń, aż w końcu okazało się, że nie pozostawił nawet kawałka pustego miejsca. Tego to na pewno się nie spodziewał. Nieco bardziej pozytywnie nastawiony przystąpił więc do części praktycznej. Nigdy nie miał do czynienia z kepie, ale wiedział dokładnie, jak postąpić, by ta dała mu wejść na swój grzbiet i nie utopiła w ciągu sekundy. Dość sprawnie poradził sobie z wędzidłem, a następnie dosiadł istoty. Nieco niechętnie przyjął skrzeloziele, nie będąc pewnym, jak będzie się po nim czuł i ruszył pod wodę. Wydawało mu się, że jest tam zaledwie kilka sekund, więc ślizgon naprawdę zdziwił się, gdy wypłynął na powierzchnię i usłyszał, że spędził w jeziorze całe pięć minut. Mokry, ale i zadowolony opuścił błonia wiedząc, że na dziś ma już fajrant.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Doireann Sheenani
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 158
C. szczególne : Jest drobna i wygląda zdecydowanie młodo. | Na lewym barku ma blizny po Sectumsemprze, a pomiędzy łopatkami ma tatuaż. | Posiada kolczyk w nosie. | Końcówki włosów pofarbowane są na żółto.
Test:k6 Modyfikatory i przerzuty: Modyfikator dla początkujących Wynik: 12
PRAKTYKA
Węzidło: - Minutki: 78 91 82 37 + 15 = 52 69 Modyfikatory i przerzuty: Modyfikator dla początkujących; brak rzutu na węzidło, +15 do czasu.
Wynik: tu wpisujesz ilość uzyskanych punktów w cz. praktycznej.
Wynik
Punkty: 10 Ocena: 22 - wybitny
Doireann miała bardzo specyficzną relację z Opieką Nad Magicznymi Stworzeniami. Były to bowiem jedne z jej ulubionych lekcji. Wciąż nie oznaczało to jednak, że przychodziła na nie z promiennym uśmiechem, bezbłędnie przygotowana i naładowana chęciami na poznawanie kolejnych niesamowitych kreatur i ich jeszcze dziwniejszych właściwości. Część teoretyczna zajęć była bezpieczna i nawet ciekawa, a mimo to potrafiła doprowadzić młodą Puchonkę do mdłości. Sheenani miała niską odporność na magiczne dziwactwa i niebezpieczeństwa, toteż słuchanie o niektórych przypadkach było... trudne. Dziewczyna uznawała jednak, że wszystko jest lepsze od trzymania w ręku różdżki, toteż starała się za makabrycznym materiałem nadążać. Teoretyczna część egzaminu pokazała, że... Bitwę z własnymi lękami wygrała - i to w epickiej i widowiskowej walce, której koniec zwieńczony został pokazem fajerwerków i wiwatującym tłumem. Przynajmniej tak wyglądało to w głowie Puchonki, która coraz mniej dowierzała, jak dobrze szły jej egzaminy. Do tej pory zdobywała naprawdę wysokie oceny. Czuła w kościach, że dobra passa nie potrwa zbyt długo. Kiedy zrozumiała, na czym praktyczna część egzaminu miałaby polegać, poczuła, jak uginają się pod nią kolana. Na nic zdały się zapewnienia o bezpieczeństwie; Doireann nie widziała przed sobą atrapy, a kalpię. Narastający lęk nie omieszkał dodać jej parę kolejnych centymetrów w kłębie. Jeszcze zanim odważyła się podejść do tego wcale-nieżywego-wcale-niegroźnego-konia-co-wciąga-pod-wodę-i-zabija z zamiarem założenia wędzidła, czuła się, jakby przegrała wszystko. Dotychczas zdobyte dobre oceny przestały mieć znaczenie, gdy spojrzała w oczy niechybnie nadchodzącej śmierci. Prawdopodobnie owe przerażenie sytuacją przyczyniło się do tego, że Doireann wytrzymała pod wodą naprawdę długo. Dziewczę, z okalającą jej głowę bańką powietrza, zesztywniałe ze strachu, przyległo do grzbietu atrapy, skupiając się tylko i wyłącznie na jednym - nie spadnij. I nic nie było w stanie jej rozproszyć. Kiedy część praktyczna się zakończyła, a Doireann wysłuchała, co do powiedzenia miał profesor, Puchonka niemalże biegiem oddaliła się od jeziora. Była roztrzęsiona i rozpłakana; a zdobycie najlepszej możliwie oceny wcale jej nie pocieszało. Postanowiła, że już nigdy nie wlezie na nic, co chociaż trochę przypominać będzie kalpie.
//zt
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Nie było mowy o tym, żeby Huang ominęła egzamin z ONMS. Jej ukochana dziedzina, ta z którą wiązała swoją przyszłość. Po prostu nie było opcji, aby nim wzgardziła. Dlatego też zjawiła się na wyznaczonym miejscu o odpowiedniej porze, aby przystąpić do części teoretycznej. Ta nie byłą wcale taka straszna. Głównie dlatego, że większość pytań była dosyć popularna i należała do podstaw zagadnień związanych z magicznymi stworzeniami. Ciekawiło ją natomiast jaką formę mogłaby przyjąć część praktyczna. Dosyć szybko przekonała się o tym w momencie, gdy dotarli nad jezioro. Niemożliwe... Ujeżdżanie Kelpie? Ale jak to? Tak po prostu? Z uśmiechem na ustach podeszła do magicznej atrapy, aby następnie skierować zająć się zakładaniem jej wędzidła. Ta część poszła jej z pewnością bezbłędnie i mogła z powodzeniem zacząć siodłać kelpie wcześniej spożywszy skrzeloziele. No to żelaznego byka puszczono w ruch. Nie było łatwo. Koń wierzgał się całkiem mocno zarówno nad powierzchnią wody jak i pod nią, a nagłe uderzenie tafli wody przy nurkowaniu było sporym wyzwaniem. Czuła napływający masyw wody jeziora, a jedyne co mogła zrobić to zacisnąć mocniej dłonie na trzymanych lejcach oraz ścisnąć mocniej udami boki zwierzęcia, starając się jakoś dostosować do jego ruchów i nie dać się zrzucić przy pierwszej lepszej szansie. Cudem udało jej się wytrwać całe pięć minut, które przesycone były adrenaliną płynącą żyłami, szybko bijącym sercem i okrzykami euforii. To było naprawdę fajne. Chciała jeszcze raz. No, ale zamiast tego mogła jedynie przyjąć wystawioną ocenę i opuścić tereny jeziorne.
z|t
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Węzidło:3 → 49 – sukces Minutki: 89 50 93 96 55 Modyfikatory i przerzuty: 0/1 przerzut na wędzidło [kuferek], 1/1 przerzut na utrzymanie się pod wodą [kuferek], +12 do utrzymania się pod wodą [kuferek] Wynik: 10 pkt
Wynik
Punkty: 8 [teoria] + 10 [praktyka] = 18 Ocena: PO
Dlaczego zdecydował się zdawać opiekę nad magicznymi stworzeniami? Sam chyba nie byłby sobie w stanie do końca odpowiedzieć na to pytanie, nigdy w końcu nie przejawiał jakiegoś nadmiernego zainteresowania zwierzętami, choć na lekcjach nawet sobie jako tako radził (miał nawet wyrobioną licencję). I to prawdopodobnie zadecydowało o tym, że i w tym roku postanowił znów podejść do egzaminu z tego przedmiotu, nawet jeśli w zasadzie nie musiał. Jak każdy inny egzamin i ten rozpoczęła teoria składająca się z dwunastu pytań. Na pierwszy rzut oka mogło się to wydawać dużo, ale po wczytaniu się w ich treść okazało się, że nie są one specjalnie trudne i nie wymagają tworzenia elaboratów na kilka rolek pergaminu. Nie był ekspertem, a i tak na większość udało mu się udzielić odpowiedzi, których był pewien; co do reszty miał pewne wątpliwości, ale ogólnie i tak był całkiem dobrej myśli, jeśli chodzi o tę część. Nie da się zaprzeczyć, że znacznie więcej entuzjazmu wzbudzała część praktyczna, która miała polegać na utrzymaniu się przez co najmniej pięć minut na grzbiecie nurkującej kelpii. Nie takiej żywej rzecz jasna, ale dość wiernie wykonanej magicznej atrapy tego stworzenia. Jak dobrze pamiętał z napisanego w ramach jednego z zadań domowych eseju najpierw należało tej wodorostowej paskudzie założyć wędzidło, żeby nie skończyć jako jej obiad. Tak więc i zrobił. Potem rzucił na siebie zaklęcie Bąblogłowy, jako iż nie widział sensu we wmuszaniu w siebie obślizgłego skrzeloziela, skoro w wodze miał spędzić góra kilka minut, a efekt zielska utrzymywał się co najmniej godzinę, by następnie dosiąść grzbietu stworzenia-atrapy i dać się porwać pod taflę jeziora. Utrzymanie się na grzbiecie kukły wcale nie należało do najprostszych zadań, temu nie było co zaprzeczać, ale Ślizgon mocno zacisnął palce na wodrostach i dość pewnie przylgnął do grzbietu wodnego demona. Sporo pewnie też dawało mu to, że miał dużo doświadczenia w lataniu, które teraz starał się przekładać na to zadanie; nie zaprzeczyłby też, że zwyczajnie dobrze się przy tym bawił. Nie liczył czasu spędzonego w jeziornej toni, ale kiedy atrapa się wynurzyła okazało się, że spędził tam całe wymagane pięć minut. Uzyskana ocena go jak najbardziej satysfakcjonowała, więc pozostało mu jedynie się osuszyć po tym podwodnym rodeo i opuścić brzeg jeziora.
| z/t
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Test:3 Modyfikatory i przerzuty: kuferek Wynik: 6pkt
PRAKTYKA
Węzidło:54 Minutki: 98 65 79 8 przerzucone na 60 60 Modyfikatory i przerzuty: kuferek Wynik: tu wpisujesz ilość uzyskanych punktów w cz. praktycznej.
Wynik
Punkty: 10pkt Ocena: 6pkt+10pkt=16pkt - Powyżej Oczekiwań
Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami z pewnością była przedmiotem interesującym, ale równocześnie dosyć niebezpiecznym. W zasadzie nie wiedziała czego powinna się spodziewać i jaki zakres materiału zostanie poruszony w czasie egzaminu. Być może dlatego właśnie poszło jej tak... średnio. Nie była zachwycona z tego, że nie potrafiła odpowiedzieć na tak wiele pytań, ale miała nadzieję na to, że przynajmniej zrehabilituje się w tracie trwania części praktycznej. Nie bardzo uśmiechała jej się perspektywa ujeżdżania Kelpie. Miała, co do tego złe przeczucia. Nawet jeśli zwierzę nie było prawdziwe. rzuciła na siebie zaklęcie Bąblogłowy, a następnie chwyciła wędzidło, które umieściła w pysku wodnego wierzchowca. To był dobry początek. Teraz jedynie utrzymać się na jej grzbiecie. Okazało się jednak całe szczęście, że nie było to aż tak trudne wyzwanie. Nie była sportowcem. Obawiała się, że przez to może mieć pewne trudności w trakcie wykonywania tego zadania, ale jednak nie było takiej tragedii. Chociaż może Kelpie po prostu nieco się nad nią zlitowała i nie szalała aż tak bardzo. Faktem było na pewno to, że Kanoe trzymała się jej tak kurczowo, że aż pobielały jej palce, a gdy tylko zeszła na ląd czuła jak nogi niemal się pod nią uginają z nadmiaru emocji. Ważne jednak, że zaliczyła tę część bez większego problemu.
z|t
Ariel D. H. Dickson
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 149
C. szczególne : Dziewczęce rzęsy, pieprzyki na lewej stronie twarzy i ciele, piegowaty nos, wiecznie nieobecne spojrzenie
Chciałem udać się nad jezioro od samego początku szkoły, ale udaje mi się to dopiero w tym momencie. Hogwart zarzuca mnie obowiązkami w ilości, której się nie spodziewałem i dla nikogo nie ma tam taryfy ulgowej. Jestem zajęty przez całe dnie, tym bardziej że wszystko zajmuje mi znacznie więcej czasu niż przeciętnemu uczniowi. Pisanie esejów i prac domowych to jakieś nieporozumienie, myśli krążą niespokojnie godzinami, aż w końcu zastaje mnie noc. Tym razem nie zamierzam na to pozwolić i wychodzę z zamku chwilę po ostatnich zajęciach. Oczywiście mży, ale nie byłbym Szkotem, gdyby mi to przeszkadzało. Udało mi się nie zapomnieć płaszcza, więc paskudna aura dosłownie po mnie spływa kiedy idę przez błonia, w swoich kaloszach wskakując w każdą napotkaną po drodze kałużę. Żadna mi nie umknie! Patrzę przed siebie i wyznaczam sobie błotno–kałużową trasę prowadzącą do mojego celu. Skacząc przez nie, zbliżam się do brzegu jeziora i byłbym dotarł już do celu, gdyby udało mi się pokonać ostatnią, największą z nich. Patrzę na nią srogo, a ona błyska do mnie swoją niewzburzoną jeszcze powierzchnią, kropelkami deszczu puszcza do mnie oczko. Więc skaczę. To nierówna walka i niestety kałuża ją wygrywa. Chlupie dookoła kiedy w nią wskakuję, a potem coś idzie nie tak (za to ja nie idę wcale) i ślizgam się w jej mokrym dnie, lądując tyłkiem w samym jej środku.
Oliver F. Fox
Wiek : 14
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 135
C. szczególne : Nadmierna dbałość o dykcję, więc gdy się podekscytuje jego "r" może brzmieć nieco zabawnie; specyficzny, nieco niezręczny uśmiech, który prezentuje niemal cały czas; zapach jabłkowej gumy balonowej; okulary z grubymi szkłami
Próbował naprawić swojego dziurawego buta zaklęciami, jednak albo nie opanował wystarczająco nowopoznanego Reparo, albo to zwyczajnie nie mogło poradzić sobie z materiałem, który nie tyle uległ wypadkowi, co zwyczajnie przetarł się ze starości. Nie zamierzał pozwalać na to, by taki szczegół powstrzymał go przed szukaniem składników, które, jeśli wierzyć starszym uczniom, pozwolą mu dorobić się aż kilkunastu galeonów więcej miesięcznie. Nie tylko obłożył stopę super wytrzymałym papierem kanapkowym, ale też obwiązał ją foliową reklamówką, tak przygotowaną ochronę zakrywając najcieńszą skarpetką, jaką tylko znalazł w swoim kufrze. Przy każdym kroku szeleścił cicho, jednak krótki spacer przez błonia upewnił go w tym, że jego konstrukcja działa i choć sam but przemókł mu dość szybko, tak on sam nie czuł wcale zimna, które po lekcji zielarstwa usztywniło mu wychłodzone palce. Kitrał się właśnie na samym skraju jeziora, koczując w wysokiej trawie przy samych szeleszczących cicho na wietrze trzcinach, gdy nagle wyciągnął się w górę, wynurzając się z zieleni niczym surykatka z piasku, w podobny sposób rozglądając się w koło w poszukiwaniu źródła donośnego chluśnięcia. - Pomóc Ci? - zawołał w ramach powitań, na wpół w szoku, na wpół w zmartwieniu przyglądając się wyłożonemu na mokrej ziemi chłopakowi, raz dwa doskakując do niego, komicznie manewrując między kałużami, nie ufając światowi magii na tyle, by nie bać się, że któraś z nich nie pochłonie go zupełnie. - Ojej, Ariel - wypalił głupio, gdy wyciągnął już dłoń przed siebie, gotów pociągnąć chłopaka do pionu, drugą dłonią unosząc zachlapane mgiełką okulary, by z przymrużonymi oczami przyjrzeć się napotkanemu przypadkiem uczniowi, nie kryjąc wcale zdziwienia, ale też trudów identyfikacji. - Zabawne, że zawsze któryś z nas ląduje na ziemi, nie? - zagadnął pogonie, uśmiechając się szeroko, gdy przecierał już okulary o sweter, by z mokrymi smugami mogły powrócić na jego nos. - Też przyszedłeś szukać żab? Podobno taka pogoda jest najlepsza na zbieranie skrzeku, ale trudno mi się szuka przez ten deszcz...
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Nie był jeszcze pewny, co myślał o Marli O'Donnell; słyszał o niej trochę na korytarzach i to raczej w pochlebnych kontekstach, a i na plus oceniał fakt, że starsza, zapewne zapracowana - bo sądził jeszcze, że bycie studentem jest wyłącznie dla tych, którzy szczerze pasjonowali się nauką - koleżanka znalazła dla niego tak łatwo wolny czas. Z drugiej strony jej bezpośredni, a nawet wulgarny sposób bycia zdecydowanie go onieśmielał, szczególnie w połączeniu z dobitną pogardą do zasad i reguł, którą wyraziła w liście. Nie wiedział zatem, czy moralne było korzystanie z pomocy osoby w ten sposób postępującej i mogącej chcieć sprowadzić go na złą drogę. No i z trzeciej strony naprawdę, naprawdę chciał utrzeć nosa Baby. Ubrał się więc ciepło, nie bardzo wiedząc, czemu mają praktykować legalne zaklęcia poza zamkiem, kiedy pogoda nie była zupełnie sprzyjająca, ale postanowił się o to nie dopytywać, bojąc się, że umykało mu po prostu coś istotnego. Być może transmutacja reagowała lepiej przy większej wilgotności powietrza? - Dzień dobry - rzucił nieśmiało do Gryfonki - długo zastanawiał się w jaki sposób się do niej zwracać, bo samo imię wydawało mu się niegrzeczne i niezręczne, jakby nie do końca był do tej formuły uprawniony. Zaraz jednak się wyprostował, postawą próbując dodać sobie pewności siebie.- Jestem Emrys Ambrose Ray Landevale. Przyszedłem się uczyć - wyrecytował już standardową formułę, wyciągając poważnie rękę do dziewczyny.
Uśmiechnęła się szeroko na widok chłopca. Nigdy w życiu by się nie spodziewała, że ktoś się do niej zgłosi o pomoc w nauce. N A U C E. Była pewna, że gdy to nastąpi to świat się skończy. A jednak, apokalipsa (jeszcze) nie nadeszła i nic nie wskazywało na to, żeby miało do niej dojść. Świadomość, że do tego młodego Krukona dotarła wieść, iż to właśnie ona dobrze sobie radzi z transmutacją, powodowała u niej przyjemne ciepło w okolicy serca. - Cześć! Nie musisz się stresować ani mówić do mnie dzień dobry, jestem Marla - wyciągnęła dłoń, aby przypieczętować tę nową znajomość i dodać chłopakowi trochę odwagi. Wyglądał na spiętego, a nie chciała, żeby ktokolwiek w jej towarzystwie czuł się sztywno. - Ubrałeś się ciepło? Będziemy się uczyć tu, bo mamy dookoła mnóstwo rekwizytów, które możemy wykorzystać. Wzięłam gorącą czekoladę i mnóstwo słodyczy, mam nadzieję, że pomożesz mi je zjeść - zaczęła konwersację klasycznym słowotokiem, wskazując na torbę wypchaną owymi przekąskami. Gdy zorientowała się, że zapomniała zgarnąć z dormitorium pled, zdjęła apaszkę z głowy i za pomocą Invento transmutowała ją w duży, miękki koc. - Pomożesz mi rozłożyć? Przecież nie będziemy siedzieć na ziemi ani tak sterczeć! Kiedy ogarnęli już miejsce, klapnęła, zachęcając do tego samego Krukona. - Okej, pomyślałam sobie, że zaczniemy od czegoś, co nie tylko ułatwi ci codzienne życie, ale i będzie przydatne w jakichś pojedynkach. Quartario - oznajmiła uroczyście. - Wiesz do czego służy to zaklęcie? - zapytała, chcąc jednocześnie sprawdzić na jakim poziomie jest jego podstawowa wiedza. - Jeśli tak, to jakiego chwytu byś użył?
Póki co bez kostek - sama oceń czy Emrys wie o czym mowa.
______________________
Emrys A. R. Landevale
Rok Nauki : I
Wiek : 14
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 145
C. szczególne : Rzadko się uśmiecha, jeszcze rzadziej śmieje; ma na nadgarstku małą bliznę ugryzieniu gnoma
Stresowanie się w większości wypadków nie było od niego zależne, więc samo zapewnienie starszej koleżanki nie sprawiło, że jego ramiona opadły luźno, chociaż szeroki uśmiech Gryfonki i przyjazny słowotok, a już w szczególności torba wypchana słodyczami - do której oczywiście od razu ciekawsko się wychylił - nieco go uspokajały. Energicznie pokiwał więc głową, może jeszcze się nie uśmiechając, ale dając się podejść na tyle, by nie marszczyć podejrzliwie czoła. - Nie skurczy się zaraz? Moje transmutacje zawsze trwają tylko chwilkę - zdradził jej półszeptem, jakby samo wspominanie o tym, że coś mu nie wychodziło, było dla niego trudne i wstydliwe - bo przecież rodzice wymagali od niego bycia ponadprzeciętnym. Łapiąc miękki materiał w palce i pomagając rozłożyć go starannie na ziemi, zupełnie nie pamiętał, że przecież od Marli był sporo młodszy i miał jeszcze sporo czasu, by takich rzeczy się nauczyć. Opadł obok niej na koc, od razu wygładzając kilka zagnieceń i wbijając wzrok w swoje palce, licząc że to jednak Gryfonka poprowadzi rozmowę odpowiednim torem. - Och, tak myślę. - Skinął głową, potrzebując jednak chwili, aby się przekonać do wypowiedzenia teorii, której nie był pewny. - Quart jest od ćwierci, więc zaklęcie pomniejsza. To znaczy nie tak jak Reducio. Pomniejsza ciężar? Bo rzeczy jest tyle samo, ale wydaje się, że mniej - wytłumaczył koślawo, zdecydowanie nie czując się zbyt swobodnie w ustnych odpowiedziach; gdyby mógł to sobie zapisać, to Marla na pewno nie pomyślałaby sobie, że jest niemądry. - I... no nie jestem pewien, ale spróbowałbym chwytu beta. Alfa i gamma wyglądają dużo ofensywniej. - Udał, że trzyma różdżkę w dłoni i, utrzymując łokieć przylegający do ciała, zaprezentował, w jaki sposób poprawnie wykonywało się wspomniany chwyt.
Tym razem Forester przeszedł sam siebie - dużą część szkolnego jeziora zamienił w lodowisko. Postawił odpowiednią, ciepłą budkę, w której dwa wesołe skrzaty wypożyczają łyżwy. Na lodowisku zazwyczaj może przebywać niezbyt duża ilość osób, by nie sprawić problemów czuwającej tutaj magii i nie wpaść do wody. Raz dziennie Howard rozsiada się na przygotowanym dla niego krzesełku i pilnie ocenia jak kto potrafi poruszać się po zamarzniętej tafli. Usilnie próbuje znaleźć króla lodowiska.
❅❅❅❅
Zasady: Każdy z was może po prostu pojeździć na łyżwach i zobaczyć jak wam poszło. Nawet jeśli nie chcecie występować w konkursie - i tak zgadzacie się na to wchodząc tutaj (Howard pilnie monitoruje!). Rzucacie kostkę k100 na to jak wam poszło podczas jazdy na łyżwach. Macie dodatkowe modyfikatory. Jest to konkurencja z tańca na łyżwach, nie z szybkości, wytrzymałości itp. Na końcu podkreślcie wasz ostateczny wynik k100.
❅ Nie możecie wylosować więcej niż 49 jeśli macie napisane w karcie, że nie lubicie/umiecie łyżew/sportów zimowych. ❅ Jeśli wasza postać nigdy nie jeździła na łyżwach, jest słaba w sportach itp. (nie musi być to potwierdzone w fabule, wystarczy, że sami o tym wiecie) - również nie możecie wylosować więcej niż 49. Opisujcie to zgodnie z kanonem postaci. ❅ Możecie dodać 10 punktów do rzutu kostką, jeśli DA jest jedną z waszych dwóch najwyższych statystyk i kolejne 10 jeśli to taniec jest jest waszą domeną. ❅ Połamany Gumochłon odejmuje sobie od wyniku - 30 punktów. Gibki jak lunballa dodaje do wyniku (szybkość 15, zręczność i zwinność 30).
0-24 Niestety, to jest zwyczajna jazda na tyłku, nie taniec. Wywalacie się nieustannie, jeździcie pupą po lodzie i więcej jesteście na pośladkach niż na nogach. Rzućcie dwa razy kostką k6, by zobaczyć ile razy upadliście. Po tej żenującej przejażdżce obowiązkowo musicie pójść do osoby, która ma co najmniej 15 punktów z uzdrawiania albo skierujcie się do SS. 25-49 Cóż, nie idzie wam to najlepiej... Może nie wyróżniacie się spektakularną porażką, ale... No nie idzie wam za dobrze. Rzućcie kostką k6, by sprawdzić ile razy upadliście. Jeśli wylosowaliście 1 lub 6 - oznacza, że wpadliście na jakąś osobę i musicie to rozegrać. 50-79 Naprawdę nieźle! Wygląda na to, że faktycznie... jakoś tańczycie na tym lodzie! Tu jakiś obrót, tam machnięcie ręką. Naprawdę fajnie! Może spróbujecie porwać kogoś do tańca? Jeśli decydujecie się na obrót razem z drugą osobą rzućcie kostką k6. Parzysta - Jest perfekcyjnie! Obydwoje dodajecie +20 do swojego wyniku k100. Nieparzysta - Obydwoje upadliście na tyłki... odejmujecie -20 do swojego wyniku 100. 80 + To prawdziwa magia co wyprawiacie na tym lodowisku! Naprawdę nie można oderwać od was wzroku. Rzućcie kostką k6, by zobaczyć jak wam poszła ostatni figura, gdzie możecie kogoś podnieść! Parzysta - No dobra, nie warto było podnosić. Co prawda sama figura jest niezła, ale osoba której to zrobiliście nie utrzymała się stabilnie, poleciała do barierki i wpadła do jeziora. Na ułamek sekundy wszyscy tak są podekscytowani samym podniesieniem, że mało kto zauważa tonącego partnera, więc wasze punkty nie zostały odjęte. Nieparzysta - Idealne zakończenie! +5 punktów do wyniku k100 dla Ciebie oraz osoby, którą podnosisz.
______________________
Zacharias E. R. Oddey
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : Okulary, dołeczki w policzkach, drobne tatuaże; wiecznie uśmiechnięty
K100:30 + 10 za DA +5 będzie od Ruby = 45 Dorzut k6:1 c:
Nie wiem, czego @Ruby Maguire może ode mnie chcieć, ale za to nie mam żadnych wątpliwości co do tego, że nie będę w stanie jej odmówić. Spotkanie się w bliżej nieokreślonym miejscu "na błoniach" wzbudza moje podejrzenia, ale tylko przytakuję, żeby przypadkiem nie podjudzić dziewczyny do wymyślenia czegoś jeszcze bardziej podpadowego niż to, co już chodzi jej po głowie. Zgadzam się na wybrany przez nią dzień, zgadzam się też na godzinę, ale kiedy ten termin nadchodzi, to zaczynam żałować. Pogoda jest brzydka - nie w taki sposób, jaki lubię, uśmiechając się do burz i nawet śnieżne uznając za wystarczające. Jest zimno, wilgotno, ale jednocześnie na tyle nijak, żebym wcale nie miał ochoty opuszczać zamku, o przytupywaniu na rozmokłych błoniach nie wspominając. Gapię się pod nogi, żeby nie wywinąć sowy na śliskim podłożu, więc też z opóźnieniem dociera do mnie, że znajduję się blisko jeziora, a znad niego... dochodzi śmiech? Rozmowy? Gdyby było nieco cieplej, pewnie bym się wcale nie zdziwił, a jednak teraz unoszę głowę z wyraźnym brakiem zrozumienia w piwnych tęczówkach. - Ruby... - witam dziewczynę niezadowolonym jękiem, kiedy ta już do mnie dołącza. - Lodowisko, poważnie? Przyznaj po prostu, że chcesz mnie zabić - wyrzucam jej, zastanawiając się, czy jeśli przytulę ją odpowiednio mocno, to zrezygnuje z tych prób morderstwa. - Pójdziesz za to do Azkabanu, zobaczysz! - Ale coś mi w tej wizji do końca nie pasuje, więc szybko muszę się poprawić. - No, przynajmniej do czasu, aż dementorzy nie uznają, że mają dość... i cię wypuszczą...
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Od momentu utraty punktów w wyniku dziwnej inwersji charakteru, staram się nieco odratować sytuację domu, nawet jeżeli nie jest to do końca konieczne. Sto pięćdziesiąt punktów to jest ogromna ilość, z którą mogę mieć problem, jeżeli nie zacznę systematycznie przeciwdziałać, w związku z czym nic dziwnego, że staram się angażować w jakieś kółkowe aktywności. Nie żebym był ich wielkim fanem, co najwyżej dwa kółka mnie interesują, niemniej wiem, że jak raz już mi się uda doprowadzić do poziomu zerowego - z minusowego, oczywiście - będę miał czyste sumienie. Może to nieco pozostaje podejściem w postaci współczucia winy, ale nie chcę, by wyrzuty w jakiś stopniu na mnie wpływały. Mimo stresu, przez który częściej miewam krwotoki z nosa, mimo ciągłego rozglądania się za Irytkiem, mimo słów, które ten wypowiada i rymów, jakich bez zastanowienia używa. Chodzę bardziej przemęczony niż zwykle, a i pogodność - jeżeli mogę to tak nazwać w moim przypadku, gdy dla innych pozostaje to nadal wycofaniem - zanika gdzieś w eterze nawarstwiających się problemów. Przymykam oczy, oddaję się na krótki moment szumowi, gdy ponownie dźwięki dochodzą do mnie z opóźnieniem, a sam czuję się niczym na jakiejś planszy, gdzie ktoś z góry decyduje o tym, czy podłożyć mi nogę i obserwować, jak się wywracam, czy jednak zrzucić cegłę prosto na głowę. Jezioro, które obecnie służy za lodowisko, stanowi niemałą atrakcję. Sam nieco mam pewne wątpliwości co do tego, czy aby na pewno zrobienie go z miejsca, gdzie żyją magiczne stworzenia, jest dobrym pomysłem, aczkolwiek moja zdolność rozmowy z kimkolwiek i podawania argumentów... no cóż. Nie pozostaje mi nic innego, jak podejść do skrzatów, aby pożyczyć od nich odpowiednie łyżwy. Po tym, jak je ubieram, nieco niepewnie wstępuję na lodowisko, by móc sprawdzić, czy w ogóle potrafię jeszcze jakkolwiek jeździć. Kiedyś jeździłem, ale teraz... nie byłbym tego taki pewien. To znaczy się, równowagę potrafię utrzymać, z tym nie mam problemów, więc nie jest aż tak źle, niemniej czuję gdzieś wewnątrz siebie, że definitywnie nie dam sobie rady z czymś bardziej poważnym. Barierek w ogóle nie ma, więc nic dziwnego, że czasami upadam na własne cztery litery, co niespecjalnie mnie cieszy - co jest dobrego w zetknięciu się tyłka z zimną warstwą lodu? Nie mam bladego pojęcia, kiedy to staram się nieco poprawić własne ruchy i nabrać rozpędu - szkoda tylko, że kogoś tym samym nie zauważam. Kompletnie zdezorientowany trafiam jakimś cudem na dziewczynę, którą kojarzę, aczkolwiek nie to w tym wszystkim jest najważniejsze. To, w jaki sposób na nią wbijam, pozostawia naprawdę wiele pytań cisnących się na usta - jakim prawem w ogóle jej nie zauważyłem, tego też nie wiem. Może to przez zmęczenie, a może po prostu za bardzo się rozpędziłem; nie ma to obecnie żadnego znaczenia. Znaczenie ma to, że padamy razem w sferze plączących się kończyn, a ja na obecną chwilę pozostaję na tyle zdezorientowany i stłumiony, iż nawet nie wypowiadam z siebie niczego więcej oprócz - J-Ja pierdolę... - które i tak jest wystarczająco ciche.
Nie należała do tego koła, prawda była taka, że Ruby i wszelka działalność artystyczna zawsze kończyło się istną katastrofą. Raz nawet próbowała nauczyć się grać na pianinie, to okazało się, że ma za małe dłonie, żeby chwycić głupią otawę, zresztą przy gitarze było to samo, nie wszystkie akordy była w stanie fizycznie chwycić. Jedyne co jej się udawało, to całkiem nieźle śpiewała. Wybitną piosenkarką nie była, ale przynajmniej nie fałszowała, co uznawała już za sukces. Co innego jeśli chodziło o sporty. Tutaj nie było wyjątku i jeśli zaczynała się zima, to m u s i a ł y być łyżwy! Nie miała od początku planu wyciągać akurat Oddey’a na lodowisko – o którym dowiedziała się oczywiście od razu – ale skoro napatoczył się zaraz po śniadaniu, to tak, jakby los zdecydował za nią, kogo tego dnia zaszczyci swoją wszędobylską obecnością. Ari też nijak protestował, więc uznała to za sprzyjającą aurę i skazywała ten dzień na powodzenie, dla odmiany. Po eliksirach więc, na których oczywiście gówno jej wyszło i była nawet przekonana, że dosłownie, pobiegła do dormitorium się przebrać w coś znośnego, bo przecież nie będzie jeździć na łyżwach w szkolnym mundurku, a potem biegiem też udała się nad jezioro, już szczerząc swoje zęby w uśmiechu, kiedy dopadła do Zachariasa. — Nie jęcz, panie drama queen — wbiła mu zaczepnie łokieć między żebra — Śmierć na lodowisku, to piękna śmierć. Chodź, idziemy po łyżwy! — i już go ciągnęła w stronę skrzacie budki, podając swój i przyjaciela rozmiar. Wzięła obie pary, wciskając odpowiednią Oddey’owi i przysiadła na ławeczce. Prawdę mówiąc, trochę się o przyjaciela martwiła, ale przecież nie mógł całe życie przesiedzieć zamknięty pod kloszem. To były tylko łyżwy, nie szli do serca zakazanego lasu, na rundkę pojedynku z akromantulą. Co prawda nowa dyrektorka niby las oczyściła, ale Ruby niekoniecznie w to tak całkowicie wierzyła.
______________________
without fear there cannot be courage
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Zima w pełni zawitała do Wielkiej Brytanii, co napawało Robin optymizmem. Uwielbiała tę porę roku. Czuła się wtedy jak ryba w wodzie. Nie przeszkadzały jej zimne temperatury i wszechobecny śnieg. Ba, uwielbiała śnieg, który stwarzał pozory, że wszystko jest wtedy piękniejsze. Można było udawać, że świat skryty pod tą śnieżną powłoką, jest zdecydowanie piękniejszy, przyjemniejszy w odczuciu. Nic dziwnego, że kiedy tylko właśnie tak mroźna, lodowa kraina, zawitała do Hogsmeade, Robin postanowiła zrobić z tego użytek. W końcu, Hunter jej wspominał, że powinna nieco lepiej o siebie dbać. A odwiedzenie wioski w momencie, gdy wszystko wyglądało tak bajkowo, na pewno można było uznać za jakąś formę odpoczynku. Samo oglądanie świątecznych dekoracji potrafiło być bardzo odprężającym zajęciem. Tych w Hogwarcie jeszcze nie uświadczyła, więc postanowiła poszukać ich w Hogsmeade. Ludzi było dużo i wszędzie, a ona niespecjalnie miała ochotę na towarzystwo. Wolała krzątać się w rejonach, gdzie tych znajdzie mniej. Nie miała nastroju na długie pogawędki o wszystkim i o niczym, czy jakieś bardziej zaangażowane wymiany zdań nad kuflem kremowego piwa. Wolała postawić na prosty spacer, gdzie będzie miała odpowiednią w jej odczuciu ilość czasu na podziwianie śniegu, mrozu na szybach czy też wszechobecnych choinek lub bombek. Nie zwracała za bardzo uwagi dokąd idzie. Odziana w grubą kurtkę i nieprzemakalne buty, po prostu szła przed siebie. Mróz i śnieg nie były jej straszne. Nawet nie zauważyła, gdy dotarła w rejon jeziora, które całe było pokryte grubą warstwą lodu. Słyszała śmiechy i krzyki, choć nie to zwróciło jej uwagę, a raczej fakt, że dochodziły one dokładnie znad jeziora. Ludzie ślizgali się po nim, a to mogło oznaczać tylko jedno: łyżwy! Już wiedziała, co będzie dalej robić. Uwielbiała jazdę na łyżwach i nie mogła tego przegapić. Dlatego śmiało podeszła do skrzatów i wypożyczyła odpowiednią parę, by już po kilku chwilach radośnie wkraczać na lód. Pierwsze kilka minut było niepewne, choć nie zaliczyła upadku. Od kiedy ostatni raz jeździła, minęło sporo czasu i prawdopodobnie miało to miejsce w Austrii, gdzie mieszkała jej babcia i dziadek. Niemniej, wtedy szło jej naprawdę bardzo dobrze, więc miała szczerą nadzieję, że i tym razem będzie tak samo. Nie pomyliła się. Po niedługim czasie, śmigała z zawziętością i czerwonymi od chłodu policzkami, z zawrotną prędkościa mijając ludzi i wykonując po drodze piruety. I to właśnie wtedy, podczas jednego z piruetów, co jej nie zagrało. Ona wykonała wszystko dobrze, tylko nogi poplątały się chłopakowi, który jeździł tuż obok niej. Jak nie gruchnęła na lód, to aż wszystko zagrało. Gwiazdy pokazały się przed jej oczami, ale nie mogla nic na to poradzić. Po prostu leżała, próbując się uspokoić i nie zwracać uwagi na rwiący ból lewej ręki. Chociaż tyle dobrego, że nie ta, która dzierży różdżkę, przeszło jej przez myśl. Merlinie, ratuj…
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Niestety - moje zdolności unikania problemów okazują się być czymś kompletnie nieosiągalnym. Niespecjalnie chcę mieć z nimi do czynienia, ale te znajdują się obok mnie i próbują raz po raz chwycić za rękę, zaciskając na niej palce wyjątkowo mocno. Z premedytacją wręcz; jakby pył upadał na ziemię za każdym uderzeniem serca, a wszystko padało i burzyło w jednostajnym rytmie. Co chwilę przykuwam uwagę i co chwilę mam do czynienia z coraz to bardziej absurdalnymi rzeczami - niezależnie od tego, jak bardzo bym się wycofywał i jak bardzo starał doprowadzić do czegokolwiek innego. Święta są teoretycznie okresem, podczas którego powinienem na siebie bardziej uważać, ale w końcowym rozrachunku wychodzi nieco inaczej, niż w rzeczywistości bym chciał. Jakbym tracił nad życiem kontrolę, którą posiadam od dawien dawna; czy mogę być z tego dumny? Nie podejrzewam, kiedy to jeżdżę na łyżwach względnie dobrze, względnie źle - zależy, jak na to spojrzeć - by następnie wpaść wprost na blondwłosą dziewczynę. Od dłuższego czasu unikam kontaktu z kimkolwiek, mając nadzieję, że nie trafię na jednostki, na które wolałbym się nie natknąć - w pasji łatwo można się zagubić, a więc nic dziwnego, gdyby moją pasją stały się kłopoty najróżniejszej maści. Biorę głębszy wdech, gdy doprowadzam do wypadku, a miednicą uderzam niespecjalnie miło o taflę grubego lodu, który twardością przypomina zapewne nieco beton. I tyle z mojego unikania kolejnych spojrzeń, litościwego bądź mniej podejścia wiążącego się niewidzialną nicią z moją duszą. Lądujemy niespecjalnie dobrze, ale natychmiastowo się odsuwam, starając zachować jakąkolwiek resztkę równowagi. Nie zrobiłem tego specjalnie, w związku z czym czuję się głupio, a też, nieco mnie ten bok boli, choć staram się jakoś nie zwracać na to szczególnej uwagi. Mogę się ruszać, więc nie doszło do niczego innego poza prostym obiciem - przynajmniej w moim przypadku. Przyglądam się uważniej studentce pochodzącej z domu Salazara Slytherina, która nie wygląda najlepiej. Niestety, moje umiejętności korzystania z magii leczniczej nie są najlepsze, no ba, nie mam ze sobą w ogóle różdżki - staram się przyzwyczaić do faktu, że prędzej czy później nie będzie mi potrzebna - w związku z czym jedynie mogę przykucnąć. Rozpoznaję, że jest to dziennikarka, która bardzo często zamieszcza na swoim Wizbooku różnorakie teksty dotyczące rzeczy z życia Hogwartu. - H-Hej, mogę... mogę jakoś pomóc? - pytam się niepewnie, nie wiedząc, czy zostanę zgromiony nienawistnym spojrzeniem ciemnych obrączek źrenic, ale unikam kontaktu wzrokowego - jak zawsze - gdy jeszcze przy okazji boli mnie bok ciała. Jeżeli trzeba - podaję rękę. Jeżeli trzeba - pomagam wstać. Czuję się głupio, że przez mój brak uwagi względem otoczenia przyczyniłem się do wypadku. - N-Na Merlina, ja przepraszam, nie zauważyłem... P-Potrzebujesz iść do Skrzydła Szpitalnego? - proponuję kompletnie zmieszany tą sytuacją, ponieważ nie wiem, co tak naprawdę zrobić. Nie mam drewnianego patyczka o kasztanowym drewienku, nie mam ze sobą praktycznie niczego, czym mógłbym pomóc. Nawet moja obecność może prędzej denerwować niż radować oko, w związku z czym staram się nie być aż nadto nachalny; zwyczajny ludzki strach przejawia się poprzez moje tkanki, powodując ich napięcie.
Przez naprawdę długą chwilę, nie wiedziała, co się właściwie stało. W jednym momencie jeździła sobie bez najmniejszego nawet problemu po lodzie, wykonując jakieś dziwne i skomplikowane akrobacje, by zaraz potem na nim leżeć. Adrenalina wyraźnie buzowała w jej żyłach. Słyszała bardzo głośne bicie własnego serca w swoich uszach. Na dupę sklątki, to nie tak powinno wyglądać. Powinna dalej śmiać w najlepsze, tymczasem właśnie próbowała wygramolić się z niezłej plątaniny kończyn, w której to utknęła. Pech chciał, że połowa spośród tych kończyn nie należała do niej… Usiadła ciężko, mocno siląc się na to, aby nie uszkodzić się jeszcze bardziej. Ból w lewej ręce nasilał się. Promieniował od jej śródręcza i ciągnął się w stronę barku. Sama już nie wiedziała, co ją dokładnie bolało, a co nie, bo po chwili poczuła też, jak jej pośladki pulsują mocno, tak samo jak lewe biodro. Świetnie, panno Doppler… Musiała się nieźle poobijać i skoro teraz tak bardzo bolało, to aż bała się pomyśleć, co będzie jutro bądź chociażby za kilka godzin. Nawet nie wiedziała, że łzy potoczyły się po jej policzkach, dopóki nie poczuła, jak te zamarzają na skórze. Otarła twarz rękawem sprawnej dłoni i dopiero wtedy podniosła spojrzenie na winnego całego zamieszania. Możesz się zamknąć… pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Chłopak niewątpliwie mógł być nieco bardziej uważny w tym co robił. Zwracać uwagę na otoczenie. Z drugiej strony, wypadki chodziły po ludziach i jak widać, wbrew temu, co od dłuższego czasu myślała, wcale nie potrzebowała obok Eskila, aby stała się jej krzywda… Nauczka na przyszłość, uważać na wszystkich ludzi. Sięgnęła po jego dłoń swoją w pełni sprawną, próbując nie zwracać uwagi na to, jak dokuczliwy był ból w lewej dłoni. Merlinie drogi i słodka Morgano… Nie mówiła nic, bo wiedziała, że jeśli otworzy usta, to pierwsze co zrobi, to krzyknie tak głośno, że prawdopodobnie skruszy ten lód w drobny mak! Pokręciła szybko i mocno głową, kiedy zapytał o skrzydło szpitalne. Jeszcze tego jej brakowało… Ona doskonale wiedziała, do kogo powinna się zgłosić z takimi uszkodzeniami ciała, ale jej duma na to nie pozwalała! Nie mogła przecież zaczepiać Felinusa tylko wtedy, gdy miała jakiś problem. Sięgnęła dłonią do kieszeni swojej kurtki i zaklęła siarczyście, gdy odkryła, że jej różdżka zniknęła. Szybko rozejrzała się wokół i dostrzegła ją tuż obok miejsca ich upadku. Chociaż tyle dobrego. - P…podaj mi różdżkę - powiedziała, wskazując głową w tamtą stronę. Bez tego sobie nie poradzi, a sama wolała się aktualnie nie ruszać, jeśli nie musiała tego robić. Poczekała, jak chłopak poda jej drewniany patyczek, po czym chwyciła go pewnie w dłoń. Prawa ręka nieco się jej trzęsła, gdy celowała nią w lewą, tą, która była uszkodzona. Rzuciła niewerbalne episky ponieważ była bardziej niż pewna, że coś tam jest złamane. Usłyszała głośne chrupnięcie, kiedy jakaś kostka w śródręczu przeskoczyła na swoje miejsce, a ból w jej dłoni jednocześnie zelżał. Westchnęła głośno i przeciągle z ulgi. Warto było nieco podszkolić się w uzdrawianiu.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Nieszczęścia chodzą parami, a mi się wydaje, że mam ich całą masę - raz po raz chwytających się mnie za rękę, raz po raz starających udowodnić, że zawsze będę miał z nimi do czynienia. I nic nie robi w tej kwestii podmuch wiatru uderzający nas podczas upadku, i nic nie zmienia tego, że doszło do wypadku; plątanina kończyn, ból boku, choć nie na tyle duży, bym musiał jakkolwiek na niego narzekać. Pewnie jest obity, pewnie trochę poboli - gorzej z osobą, na którą wpadłem poprzez własne niedopatrzenie. Czuję się winny, a uderza w mnie to z dość sporą siłą, kiedy zauważam, że zawsze, gdy wychodzę w jakiś sposób i chcę się angażować... niosę za sobą więcej problemów. Może nie powinienem odrabiać tych punktów, a zamiast tego... skupić się po prostu na zdaniu z roku na rok? Brzmi to jak plan. Interesowanie się własnym biznesem, własnymi czterema literami, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę, wcale nie jest takim złym pomysłem. I mam nadzieję, że uda mi się go jakoś zrealizować. Im baczniej to wszystko analizuję - oczywiście na tyle, na ile pozwala mi nieco zamroczony niewielką ilością adrenaliny umysł - tym bardziej zauważam zależność nieszczęść wobec aktywności, których się podejmuję. Pod kopułą czaszki pojawia się zatem myśl, by zacząć unikać wychodzenia jakkolwiek i angażowania się w cokolwiek, skupiwszy w pełni na podejmowanym zadaniu. Ale co zrobić, gdy w sumie nawet na lekcjach przynoszę pecha? Nie mam bladego pojęcia, kiedy krzywię się na tę myśl i wiem, że pewnych rzeczy nie mogę tak łatwo unikać. Zauważam, że dziewczyna nic nie mówi, co pewnie wynika albo ze zdenerwowania - a raczej próby jego stłumienia wewnętrznego w celu uniknięcia jakiejkolwiek konfrontacji - albo z przyczyny typowo bólowej. Albo mieszanina tego wszystkiego? Nie mam bladego pojęcia, gdy pomagam dziewczynie pochodzącej z domu Salazara Slytherina wstać na dwie nogi, na cztery łapy. Jeszcze gorzej by było, gdyby ktoś nie zahamował i w nas wjechał lub, co gorsza, przyczynił się do odcięcia palców. Na samą myśl o krwi - mojej własnej, nie cudzej - czuję się wewnętrznie słabiej; ostatnio częściej zdarzają mi się krwotoki z nosa, co niby powinno spowodować przyzwyczajenie, ale wcale tak się nie dzieje. Propozycja udania się w kierunku miejsca, gdzie ta mogłaby otrzymać pomoc, kończy się pokiwaniem przecząco głową, na co marszczę lekko czoło i ściągam brwi. Albo to oznaczało, że studentka nie przepada za Skrzydłem Szpitalnym, albo sama jest w stanie się uleczyć. Jak się okazuje, ten drugi scenariusz ulega spełnieniu; prawie, bo otrzymuję tym samym prośbę, a słowa, które przedostają się do moich uszu, ewidentnie podbite są tym, jak ciało reaguje na całą sytuację. Klnę na siebie w myślach, coraz to bardziej czując chęć wycofania się, a dłonią następnie sięgam po patyczek, by podać go odpowiedniej osobie. - P-Proszę... - dukam tylko, czując się już tak bezużytecznie, że głowa mała. W leczenie nie umiem, w zaklęcia nie umiem, potrafię tylko w to, co nie wymaga de facto korzystania z magii. Obserwuję zatem, jak z widocznym drżeniem ręki ta decyduje się na własnoręczne korzystanie z odpowiednich uroków, stojąc na lodzie we względnej równowadze. Pozostaje mi chyba tylko tyle, choć staram się nieco baczniej spoglądać dookoła, czy ktoś nie decyduje się w nas uderzyć. Poprawiam nerwowo kosmyki włosów nachodzące na blade czoło. - Czy mogę... jeszcze jakoś pomóc...? - pytanie opuszcza moje usta na ścieżce niepewnej i pełnej wątpliwości; nie wiem, czy nie dolewam sobie oliwy do ognia, ale w sumie nie mam bladego pojęcia, co powinienem zrobić. Wycofać się? Udawać, że nic się nie stało? Nie, chyba nie tędy droga... - J-Jeszcze raz przepraszam, po prostu... cię nie zauważyłem. Nie zrobiłem tego w żaden sposób s-specjalnie. - czuję potrzebę wysłowienia się względem okoliczności, bo sabotażystą nie jestem. Tym bardziej, że czuję skutki nieprzyjemnego upadku.
Nie ma co, rzucenie odpowiedniego zaklęcia przyniosła jej niewyobrażalną wręcz ulgę. Od razu poczuła się pewniej, lepiej, kiedy chociaż w jakimś stopniu ból w jej lewej dłoni został zneutralizowany. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że i tak prawdopodobnie nie obejdzie się bez wizyty w skrzydle szpitalnym, bądź chociaż spotkania z kimś, kto jest o wiele bardziej od niej wyszkolony w zakresie uzdrawiania, ale była zadowolona z faktu, że chociaż w tak bardzo doraźny sposób, mogła sobie poradzić. Teraz miała czas i możliwość rozejrzeć się wokół, przyjrzeć sobie i wszystkim innym obrażeniom, które tutaj odniosła. Choć jej ciało było przykryte przez naprawdę grubą warstwę odzieży, to chociaż po pobieżnych oględzinach, mogła stwierdzić, co jej dolega. Jej spodnie były mocno zniszczone przez ten upadek, co tłumaczyło, dlaczego tak bolało ją lewe biodro. Wiedziała, czego będzie mogła się spodziewać, gdy je zdejmie i to prawdopodobnie nie będzie nic ciekawego, czy dobrego. - Myślę, że chyba nie jesteś w stanie - powiedziała, gdy chłopak zapytał o to, jak jej może jeszcze pomóc. Jednak pośród tych słów nie kryła się uraza, czy gniew. Zdarza się. Najlepsi upadają i psują swoje zdrowie, a nie ma co ukrywać, że ona do najlepszych w tej dziedzinie nie należała. Choć była zła, że coś podobnego miało miejsce, nie zamierzała obwiniać o to chłopaka. Przecież nie zrobił tego specjalnie, co tylko potwierdzały jego kolejne słowa. - Daj spokój, zdarza się. Nie przejmuj się tak, mogło być gorzej - próbowała go pocieszyć, choć wiedziała, że te słowa prawdopodobnie nie wywrą na nim takiego wrażenia, jakie powinny. Prawdopodobnie, gdyby nie jego wyraźna skrucha po tym, co się stało, to pewnie byłaby tutaj niezła kłótnia, ale tak? Nie miała serca na niego krzyczeć. Wzięła głęboki oddech, co okazało się nie być najlepszym pomysłem. Adrenalina powoli opuszczała jej ciało, przez co wszystko zaczynało ją boleć. Wiedziała już teraz, że kilka najbliższych dni, nie będzie należało do przyjemnych, ale co mogła na to poradzić? Stało się i się nie odstanie. Jedyne co mogła, to zażyć odpowiednie eliksiry i mieć nadzieję, że te pomogą. - A tobie co się stało? Wszystko w porządku? - dopytywała, jakby dopiero teraz przypominając sobie, że w wypadku brały udział dwie osoby, nie ona jedna. I że należało zająć się również poszkodowanym chłopakiem, który właśnie przed nią stał. - Wiesz, nie jestem najlepsza w uzdrawianiu, ale coś tam potrafię. Jakieś podstawowe zaklęcia, może będę w stanie nieco uśmierzyć twój ból, jeśli gdzieś go odczuwasz - dodała po chwili. Nie zamierzała udawać, że może go całkowicie postawić na nogi, bo zwyczajnie tego nie potrafiła, ale przynajmniej w jakimś stopniu mogła mu pomóc.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Zazdroszczę innym pełnej możliwości, a przede wszystkim pewności co do rzucanych zaklęć. Kiedyś mi one wychodziły subtelnie z końca różdżki, nie będąc skażonymi pierwiastkiem uczucia w postaci tego, że coś może się nie udać. Z naturalnym drygiem, chęcią wydobycia i wykrzesania z siebie cząstki magii. Zresztą, z czasem mój dar teleportacji stał się mniej pewny, a przede wszystkim nieco problematyczny, gdy świadomość, że jeżeli coś pójdzie nie tak, będę musiał zmagać się z rozszczepieniem. Wiele rzeczy ustawia się w życiu przeciwko mnie, w tym również ja - i uważam to za proces nieunikniony, naturalny, wynikający z wydarzeń przeszłych pozostawiających piętno aż do dzisiaj. Docenianie teraźniejszości stało się nikłą czynnością, wdzięczność natomiast wyrobiłem tylko wobec zwierząt, które nie oceniają. Są, choć należy je do siebie przekonać; z ludźmi jest inaczej. Wiem o tym, dlatego cicho tylko się przyglądam, jak dziewczyna uśmierza ból zlokalizowany na lewej ręce, będąc w pełni świadom braku możliwości pomocy. To, że nie jestem w stanie, jest bardziej niż pewne - stuprocentowa gwarancja nie ma prawa względem zasad logiki, by stała się mniejsza. By wydobyła z siebie ziarno niepewności przechadzające się pod sklepieniem skóry w celu uwierania. Nie mam tego w ogóle za złe, bo to, że jestem, nie oznacza, że potrafię. Są ludzie, którzy pozostają dobrzy we wszystkich dziedzinach, ja natomiast zmagam się z zawężeniem punktu widzenia na parę interesujących mnie dziedzin. Zapominam nieco o bólu na prawym boku; niespecjalnie chcę pomocy. - T-Tak, nie jestem. - potwierdzam cicho, bo mimo wszystko i wbrew wszystkiemu wypada odpowiedzieć. Nie wyczuwam gniewu przedostającego się przez słowa, nie wyczuwam niczego, co stawiałoby mnie raczej w świetle, że zaraz będę uciekać w podskokach w celu ochrony samego siebie. Na kolejne słowa przytakuję smętnie głową, może melancholicznie - gdybym rzucił monetą, ta zapewne utknęłaby na własnej krawędzi, nie mogąc się obrócić na jedną lub drugą stronę. Takie jest moje szczęście, którego struktury mogę tylko nikle stwierdzić jako te nieistniejące, pozbawione możliwości bytu, odzwierciedlenia w rzeczywistości. Na pytanie nieco unoszę zaskoczony brwi, zakładając jedną z dłoni na własnym zgięciu łokcia. Jest to normalne, że ktoś ma prawo się zastanawiać, czy po drugiej stronie barykady panuje względny porządek. - W-Wszystko w porządku, serio. - zaciskam nieco mocniej zęby po wydobyciu tej sentencji. Propozycja ze strony Ślizgonki tym bardziej mnie przekonuje do tego, że nie chcę pomocy. Nie cierpię, gdy ktoś coś majstruje przy moim ciele, rzucając na nie mniej lub bardziej znane mi zaklęcia. Zresztą, moja niechęć do lekarzy powoduje często, że zmagam się z dodatkowymi problemami, aczkolwiek to nie ma żadnego znaczenia w celu zachowania własnego komfortu psychicznego. Współpraca ze mną dla uzdrowicieli to dramat zarówno względem mojego zachowania, jak i tego, jak postrzegam tego typu rzeczy. - N-Nie, naprawdę, nic mi nie jest... - utrzymuję się mimo tego, ze bok mnie boli i podejrzewam stłuczenie. Wysokiego progu wytrzymałości nie posiadam mimo wszystko, w związku z czym podejrzewam, że prędzej czy później się to na mnie odbije. - Chyba... Chyba sobie zrezygnuję z dalszego j-jeżdżenia. - mówię, spokojnie przesuwając się po lodzie na łyżwach, a następnie w pewnym momencie spoglądając na dziewczynę z widocznym zastanowieniem; oczywiście wtedy, gdy się zatrzymałem. - A t-ty? - pytam się jeszcze, poprawiając grzywkę nachodzącą na blade czoło. Ból głowy zaczyna mi doskwierać jeszcze bardziej, w związku z czym czuję, że nie powinienem tutaj za długo być. - Z-Za ten upadek chyba Forester nie policzy nam dużo punktów, więc... - dodaję jeszcze, bo gorzej już być nie może.
Nie ma co rozprawiać nad rozlanym eliksirem, takie było zdanie Robin. Krzywda się stała i się nie odstanie. Dziewczyna była poturbowana, tak samo zresztą jak i chłopak, który był tego wszystkiego sprawcą. Niemniej, nie zamierzała się na niego gniewać, czy robić nie wiadomo co. Merlin jej świadkiem, że obecnie było to ostatnim, na co miała ochotę. Wolała po prostu zapomnieć o całej sytuacji i tyle. Najlepiej zaszyć się w mieszkaniu George’a z kubkiem parującej herbaty w dłoni i czekać, aż ból minie. Może zastosować jakieś dodatkowe eliksiry, które miałyby ten proces przyspieszyć. Naprawdę nie była zła, choć chyba powinna, w końcu sama na siebie tego nie sprowadziła. Tylko jakoś tak nie była w stanie gniewać się na niego, kiedy widziała te smutne oczy i ogólnie, że jego samopoczucie również jest dalekie od idealnego. Faktem jest, że odechciało jej się jeżdżenia na łyżwach na naprawdę długi czas. Ewidentnie nie miała do tego szczęścia. Najpierw topiący się Hunter, teraz to… Tak, łyżwy musiały być odwieszone na bok na dłuższy czas. - Na pewno? Serio to nie będzie żaden problem - upewniła się jeszcze, gdy chłopak uznał, że w zasadzie to nie potrzebuje żadnej pomocy ze strony Robin. Z jej perspektywy wyglądało to nieco inaczej, ale nie zamierzała się narzucać. W końcu, nic na siłę robić nie zamierzała. Przecież go nie zwiąże i nie zacznie rzucać na niego zaklęć uzdrawiających, byle tylko poczuł się lepiej. Aż taką wariatką nie była. Chyba… - Oh, zdecydowanie dla mnie to już koniec na dzisiaj - obwieściła, kiedy tylko powiedział, że sam zrezygnuje z dalszej zabawy na lodzie. W ich obecnym stanie było to wysoce niewskazane. Nie musiała być uzdrowicielem, aby to wiedzieć i po prostu czuć na własnej skórze. Powoli zaczęła przesuwać się w stronę krawędzi lodowiska, uważając, aby przypadkiem na kogoś nie wpaść. Jeszcze tylko tego brakowało, aby do obecnych obrażeń dołożyć kolejne, które prawdopodobnie nie byłyby już tak przyjemne, jak te, które obecnie posiadał. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc jego kolejne słowa, ale na więcej nie miała siły, co sądziła, że może spotkać się ze zrozumieniem z jego strony. - Myślę, że wygraną właśnie zabiliśmy podczas tamtego upadku - przyznała, kręcąc z niedowierzaniem głową. Kompletnie nie przypuszczała, że jej przechadzka zakończy się właśnie w taki, a nie inny sposób. - Z tego wszystkiego nawet nie pamiętam jak masz na imię, a jednak wolę to wiedzieć, zanim jakiś facet na mnie wyląduje - dodała, trochę na rozluźnienie, zerkając na chłopaka. Kojarzyła go, na pewno, ale za cholerę nie mogła przypisać twarzy do żadnego imienia. Może to skutek tego upadku? Merlin jeden raczy wiedzieć.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
W moim przypadku zdolność przyglądania się rozlanemu eliksirowi istnieje i to na dość długi okres czasu. Raz udało mi się to zrobić do tego stopnia, że do dzisiaj odczuwam skutki - koniec końców głupota ludzka nie zna granic. Mimo to gdzieś wewnątrz mój głos - może nie tyle odpowiedni, co prędzej zdający się mnie ciągnąć uparcie w złym kierunku - nakazywał uległość. O ile wcześniej, po spotkaniu z Fairwynem, udało mi się jakoś wykrzesać z siebie chęć i wolę walki, nie wydobywając z siebie ani krzty zająknięcia, o tyle uczucie przeminęło. Długa droga minie, zanim uda mi się ponownie dotrzeć do poziomu, na jakim to się znajdowałem przed zakończeniem szkoły podstawowej. O ile w ogóle uda mi się dotrzeć do tego samego, idealnego wręcz pułapu. Życie jest jedną, wielką niewiadomą. Spoglądam zatem w kierunku dziewczyny raz jeszcze, choć nie nawiązuję kontaktu wzrokowego. Spojrzenie ludzkich oczu zawsze jawi się u mnie jako możliwość odczytania tego, czego nie chcę, by było z mojej strony odczytane. Poza tym, czuję się nieswojo - jakby ktoś zatapiał palce w struktury, które nie powinny być w ogóle dotknięte. - Tak, n-naprawdę. - tylko przytakuję cicho, zbywając ten temat na pobocze. Ból przeminie. Prędzej czy później, jakoś, o ile oczywiście postanowię skorzystać z cudzej pomocy wtedy, gdy sytuacja stanie się poważna. Czy się stanie? Nie wiadomo.. Magiuzdrowicielem nie jestem, ale jednego nie potrafię zaprzeczyć - tego, że za byciem leczonym nie przepadam. Gdzieś narasta wówczas we mnie niechęć wobec osób, które jakkolwiek podejmują się rzucania w moim kierunku stosownych w danym celu zaklęć. Zaciskam mocniej wargi; przyczyniłem się do tego, iż Ślizgonka zrezygnowała z dalszej jazdy. Nie jest mi z tym dobrze, bo nim się obejrzę, a roznoszę wokół siebie pecha, jakbym posiadał go w nadmiernych ilościach. Wcale mi się to nie podoba, mam ochotę skurczyć ramiona, w głowie narastają nieprzyjemne myśli. - S-Szkoda, że nie da się jej wskrzesić... - cicho mówię pod nosem, bo marzenia te są głupie i nierealne. Odebranie duszy z tamtego świata nie jest możliwe, z czego doskonale zdaję sobie sprawę. Wiem również, że w takiej czynności nie miałoby to w ogóle żadnej wartości, ale wiem, że to ja zawiniłem podczas jazdy i to na mnie powinny spaść punkty ujemne za brak stylu, koordynacji ruchowej i spoglądania dookoła. - A-Ach, tak, przepraszam. - mruczę nieco skrępowany, bo wcześniej należałoby się mimo wszystko przedstawić. - Hawk. - wysuwam niepewnie do przodu własną dłoń, jakoby bacznie się jej przyglądając. - Ty jesteś... Robin, t-tak? Widziałem, że publikujesz artykuły na W-Wizbooku... - postanawiam w tym kierunku poprowadzić rozmowę. - D-Do trzech razy sztuka? Nie... wolałbym już więcej cię nie uszkadzać... - niemrawo mówię, żarty mi nie wychodzą, może gdybym zastosował inny ton głosu i ogólnie gesty, byłoby znacznie lepiej. Nie wiem jednocześnie o paru rzeczach, które mogłyby być w pewnym stopniu... znacząco istotne.