Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Rekonstrukcja bitwy o Hogwart:
Rekonstrukcja Bitwy o Hogwart
Dyrektor i nauczyciele szkoły postanowili pozwolić uczniom lepiej zrozumieć, jak naprawdę wyglądała tragedia tego historycznego wydarzenia sprzed 25-ciu lat i zorganizowali rekonstrukcję Bitwy o Hogwart. Każdy uczestnik, losowo przydzielony do jednej ze stron konfliktu może poczuć się jak uczestnik tego historycznego wydarzenia dzięki wyjątkowej akcji Ligii Pojedynków.
Zasady i dodatkowe informacje
•UWAGA! Jeśli Twoja postać, lub ktoś dla niej bardzo ważny brał udział/ucierpiał w Bitwie o Hogwart, proszę o dokładne przemyślenie udziału w evencie!
• Na wejściu do pokoju życzeń, każdy z was otrzymuje biały lub czarny pierścień. Jasny oznacza, że jesteście po stronie obrońców Hogwartu, ciemny, że jesteście napastnikami. Pierwsza osoba, która napisze posta rzuca kością k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymuje ciemny pierścień, nieparzysty - otrzymuje jasny pierścień. Kolejne pierścienie rozdawane są naprzemiennie bez rzutu kością. • Pierwszy post, bez względu na to, gdzie wylądujecie, musi znaleźć się w tym temacie! • Każdy z was, ze względu na ilość kuferkowych punktów z zaklęć i OPCM, staje przed jedną z trzech par drzwi: ~0-15 pkt. - Żółte drzwi prowadzą was do miejsca, które wygląda jak Korytarz przy Wielkiej Sali. (zostajecie w tym temacie) ~16-25 pkt. - Białe drzwi przenoszą was na Dziedziniec Wieży z zegarem ~>25 pkt. - Zielone drzwi przenoszą was na Błonia • Obowiązuje KATEGORYCZNY ZAKAZ używania zaklęć czarnomagicznych! • Po zakończeniu rekonstrukcji, kadra Hogwartu dba o wyleczenie wszelkich ewentualnych obrażeń, jakie mogliście otrzymać. • Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Ilość punktów z Zaklęć w kuferku: tu wpisz ilość</zgss> <zgss> Kolor pierścienia: </zgss> biały/czarny
• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2 pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1 pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
Zasady dla osób, które walczą w tym temacie
•Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć tylko z jednym rywalem! • Kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji. Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście. Jeśli wybraliście Transmutację, możecie korzystać tylko z zaklęć z tej dziedziny, które nie wymagają więcej niż 15 pkt w kuferku! • Atak powyżej 85 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 30-85, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 30 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony. • Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na podłogę, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia. • Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
-Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
-Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie kostką literką, żeby zobaczyć, co wam się przydarzyło w trakcie walki:
Scenariusze:
•A,C,E,G,I - nic się nie dzieje •B.....yło blisko - Walcząca obok para widocznie zatraciła się w pojedynku, a jedno z ich zaklęć przeleciało obok Ciebie, dekoncentrując Cię. Otrzymujesz -20 do obrony w tej rundzie. •D....rewniany atak - Obok was galopują przetransmutowane biurka. Skupieni na pojedynku, nie zwracacie na nie uwagi i jedno z was wpada na ożywiony mebel. Dorzuć k100. Wynik mniejszy niż 50 oznacza, że efekt dotyczy Ciebie, a wyższy lub równy 50. Jeśli k100 było parzyste, osoba, której dotyczy efekt traci -20do ataku w tej rundzie, a jeśli było nieparzyste. traci -20 do obrony. •F....ikuśne rozproszenie - Jedno z szalejących obok zaklęć trafia prosto w znajdującą się obok roślinę, a jej liście wpadają Ci do ust. Tracisz -20 do ataku, a następne zaklęcie, jakie rzucisz, musi być niewerbalne, ze względu na resztki rośliny w ustach. •H....isteria - Widać całe to wydarzenie zbyt mocno przeraziło jednego z uczestników, którego opętała histeria. Nie patrząc, co robi, wpadł na Ciebie, wytrącając Ci różdżkę z ręki. Nie masz możliwości obrony w tej rundzie. •J....azda ze skrzatami - Jak to w prawdziwej bitwie, nigdy nie wiesz, czego mogłeś się spodziewać. Nagle zauważasz, że między nogami latają wam skrzaty, które miały pomóc w walce. Osoba, która ma czarny pierścień obrywa od skrzata po łydkach i przez to nie jest w stanie wyprowadzić w tej rundzie ataku!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Dodatkowo: </zgss>
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Parsknął, tak po prostu, bo i cóż innego miał jej odpowiedzieć na to głupie zwrócenie mu uwagi. - Bo Terry Watts jest pustym cwelem. - Podkreślił to po raz kolejny, ściągając brwi w nieco gniewnym wyrazie. - Nie ma zielonego pojęcia o sztuce… a w dodatku przyklejał Claudine muchy do warkocza, gdy byliśmy w trzeciej klasie, a potem rechotał, gdy dałem mu za to w zęby. - Przypomniał jej z zabójczą precyzją, nie mając pojęcia czy Caelestine w ogóle wie, o której sytuacji mówi. Mówił cokolwiek, byleby tylko odwrócić jej uwagę od bólu i konsekwencji wiążących się z tym stanem u jego siostrzyczki. Przy okazji wykazał się nieostrożnością, gdy tak okrutnie i jakże bezmyślnie się przed nią obnażył. Przyznał się, w końcu się przyznał, że zależy mu na Dinie trochę bardziej, niż to zawsze mówił. Był przekonany, że szczerze jej nienawidzi i właśnie tak zawsze oboje to wszystkim przedstawiali, gdy bez krępacji tłukli się słowami na korytarzu. Wychodziło jednak na to, że Swansea dbał o nią… na ten swój popierdolony sposób, którego nikt wokół nie pojmował. Nie chmurzył się dłużej, niż było to konieczne, po prostu spacerował nerwowo wzdłuż ściany, mając nadzieję, że Caelestine po prostu go posłucha i przywoła myślą coś - cokolwiek - z czego mogliby w tym momencie skorzystać. Cokolwiek miękkiego uratowałoby mu życie, nawet zwykła, prosta kanapa. Kiedy pojawiła się klamka, bezmyślnie chwycił ją między palce i trochę niezdarnie, bo wciąż trzymał Cysię, przekroczył próg. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi pokoju życzeń po prostu się roześmiał. Spontanicznie i gardłowo, ale tak szczerze jak od dawna się nie śmiał. - Jak TY to zrobiłaś. - Poprawił ją, a jego głos wręcz drżał od tłumionego rozbawienia. - Naprawdę? Mogłaś wyobrazić sobie wszystko, a ty chciałaś zobaczyć dom? - Zapytał uszczypliwie, ale przeszedł przez pokój, aby wsunąć Puchonkę do jej własnego łóżka. Ułożył ją na miękkich poduszkach, nachylając się w ślad za nią, aby ucałować jej czoło. Robił tak zawsze, gdy trapił ją jakiś wyjątkowo paskudny sen… czyli stosunkowo często przy jej wieszczych tendencjach. - Potrzebujemy przemeblowania? - Zapytał zaczepnie, nie potrafiąc powstrzymać się od drobnej uszczypliwości nawet w stosunku do niej i w sytuacji, w której ewidentnie cierpiała. Rozejrzał się jednocześnie po wykreowanej przez nią rzeczywistości, doszukując się w niej czegoś smutnego, czego po prostu nie potrafił w tym momencie nazwać. Wątpił czy kiedykolwiek będzie umiał to zrobić. I zadała mu pytanie. Tak kompletnie abstrakcyjne, że nawet przez myśl mu nie przeszło odpowiedzieć inaczej. - Dyniowe - chlapnął głupio, zaciskając mocniej wargi, gdy uświadomił sobie, że to niewłaściwa odpowiedź. - Nie, marchewkowe chyba bardziej. - Zmienił zdanie, spoglądając na jej rudawą czuprynę z zainteresowaniem. - Dlaczego pytasz?
Autor
Wiadomość
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Teraz mógł tak naprawdę odetchnąć z ulgą. Całe napięcie tego dnia właśnie z niego schodziło, rozluźniał się w ten prawidłowy sposób jakby przez długi czas wstrzymywał oddech i nagle mógł poczuć w płucach powiew świeżego powietrza. Wszystko było w porządku. Robin uśmiechała się od ucha do ucha, jemu wilowatość przez najbliższy czas nie groziła, z Lucasem poprawił relacje, a z Sophie ma już zaplanowane wspólne wyjście w imię zacieśniania więzi. Nagle okazało się, że nie miał tylko babci, ale też pojawiło się kilkoro innych osób na których może polegać. Nic więc dziwnego, że na jego ustach błąkał się uśmiech kiedy już wrócili do rzeczywistości i mógł obserwować dziewczynę chowającą do plecaka podarowane fiolki. Póki co nic mu więcej do szczęścia nie było potrzebne. Z reguły człowiek notorycznie wyczuwa jakiś deficyt i dąży do jego wyeliminowania a teraz Eskil po prostu nie musiał się niczym martwić. To było piękne i ta ulga w jego oczach spozierała ze sporej odległości. - Na palcach jednej ręki wyliczę ci zainteresowanych. A może po prostu nie rzucam się tak w oczy z tym wszystkim. - rozłożył ręce na boki w geście bezradności. Z dnia na dzień nie potrzebował tak silnej atencji otoczenia bo zaczynała mu wystarczać uwaga tych, których darzył szczerą sympatią. Nietrudno jest odgadnąć, że teraz zależało mu na tej od Robin. Roześmiał się kolejny raz, odchylając głowę i kręcąc nią na boki. - Bo tak było! - ona była niemożliwa, wyczuwała jego postawę na kilometr! - Zamiast powitania groziłaś mi wypatroszeniem bo Lucyfer się na mnie wspinał. - przypomniał jej, ale przy tym tak się szczerzył, iż wiadomym jest, że traktował to jako bardzo przyjemne wspomnienie. Dawno nie widział jej kotowatego. Ba, nawet o nim nie myślał bo przecież tyle się działo! Nie było czasu na takie nudne przyziemne sprawy skoro co rusz w jego klatce piersiowej wybuchały różnorakie emocje pochłaniające pełną uwagę. - Ej, staram się być miły! - udawał, że się obruszył, ale rumieniec na jej policzkach zdradził, że przede wszystkim nie spodziewała się takiego czegoś z jego strony (on też nie, serio) i że może... może faktycznie sprawiło jej to przyjemność? Wstrzymał oddech gdy zmniejszała między nimi odległość i jak się okazało, do przytulenia. Od razu objął jej plecy, a brodę oparł o jej ramię. - Okay, to jak będę mówić komplementy to ty będziesz mnie przytulać. Brzmi jak niezły interes. Mogę to perfidnie wykorzystywać? - zapytał przymykając oczy i napawając się ciężarem jej dłoni na szyi. Cokolwiek by się nie wydarzyło to lubił mieć ją przy sobie. Nie miał pojęcia jak to się stało, że tak bardzo ją polubił. Dzielnie starał się teraz za dużo nie wybiegać myślami naprzód aby się jej nie narzucić choć od jej bliskości powoli zaczynało kręcić mu się w głowie. Zacisnął mocno powieki i zapragnął nagle pokazać Robin jedno miejsce. Pokój Życzeń zafalował, by je spełnić i zmienić scenerię. W jednej minucie stali przy myślodsiewni, w następnej chwili ściany zniknęły. Odsunął się na niewielką odległość, ale cały czas trzymał dłoń na jej plecach, a po sekundzie na jej talii. Sprawdzał czy mu na to pozwoli. - W Zakazanym Lesie jest takie miejsce. - skinął głową na to wszystko wokół. - Trafiłem tam tylko raz zanim gajowy mnie nie wyciągnął stamtąd za ucho. Nie wiem czemu ale to zajebiste miejsce. Tam wolałbym ćwiczyć, ale raczej ciężko będzie się tam przedostawać bo nie wiem jak tam znowu trafić. - bo przecież to zakazane miejsce. Nie potrafił tego wytłumaczyć ale tam czuł się taki... ujednolicony. Tam nie był osobą składającą się z cząstek dwóch ras, tam czuł się jak jedność. Nie mówił tego teraz Robin, bo przecież mogłaby to uznać za pierdzielenie głupot. Zamiast napawać się widokami to zatrzymał wzrok na jej włosach. Czy mu się wydawało czy trochę pociemniały?
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Sama nawet nie podejrzewała, jak bardzo była zestresowana dzisiejszym dniem, do momentu, kiedy nie znalazła się w tym pomieszczeniu. Tutaj, w jego obecności, jakoś cały ten stres i napięcie uleciało w siną dal i nie zamierzało wrócić. Czuła się taka spokojna i rozluźniona, jakby żaden problem nie istniał i nic nie miało większego znacznie. Rzadko kiedy pozwalała sobie na momenty takie jak ten, kiedy to bez skrępowania mogła zapomnieć o wszystkich i wszystkim. No, nie na wszystkich tak zupełnie, bo przecież o Eskilu nie mogła zapomnieć. A nawet gdyby mogła to uczynić, to z pewnością by tego nie chciała. Za dobrze czuła się w jego towarzystwie. Wszystkie małe gesty były zbyt kojące i pełne czegoś na kształt zrozumienia, którego tak bardzo potrzebowała. Nawet nie podejrzewała, jak ważnym był dla niej kontakt z kimś, kto nie uważał jej wyłącznie za wariatkę (którą notabene była...), ale potrafił dostrzec coś więcej. - Wiesz, jakby nie patrzeć, nie przypominasz słodkiej o powabnej trzpiotki, chociaż msz blond włosy i niebieskie oczy - otwarcie się z niego nabijała, bo było to dla niej czymś kompletnie naturalnym i zrozumiałym. Chciała to robić i wiedziała, że nie będzie miał jej tego za złe. Tak samo jak ona nie mogła mieć mu za złe, że tamtego dnia, jej własny kot wolał jego obecność. Lucyfer był jaki był i chyba tylko skończony kretyn próbowałby kwestionować jego kocie życie i zachowanie. Koty rządziły się swoimi prawami, ot co! - Bo chciałeś mi go ukraść! - od razu mu wypomniała to, jak błękitne tęczówki zaświeciły się na myśl, że mógłby sobie przywłaszczyć tego konkretnego kotka. Więc dla niej było oczywistym, że tamtego dnia musiała bronić swojej własności, nawet jeśli ta własność wcale niekoniecznie była z tego powodu zadowolona. Kiedyś mi za to podziękuje, łudziła się, choć było to mało prawdopodobnym. Nawet super wyszukanymi smakołykami nie była w stanie tak przekupić kota, jak Eskil przez dosłownie kilka chwil obcowania z nim. Niemniej nie powstrzymało ją to przed tym, żeby pokazać mu język w tym momencie, bo przecież no... kot był jej i koniec. W kolejnych momentach ponownie otulił ją znajomy zapach lasu i iglastych drzew, który od jakiegoś czasu kojarzył się jej tylko z wiolwatym. Nie wiedziała, jak to robił, ale za każdym razem, kiedy była bliżej niego, to czuła dokładnie to samo. Ta przyjemność rozlała się po jej nozdrzach, a ona delikatnie przymknęła oczy. - A rób z tym, co chcesz - skwitowała jego wypowiedź luźnym tonem, który delikatnie został stłumiony przez ten uścisk, którym go obdarzyła. Nie zamierzała się odsuwać, bo było jej zwyczajnie dobrze, szczególnie wtedy, gdy i on ją objął. Miała ochotę protestować, kiedy odsunął się od niej, ale wtedy uchyliła powieki. Takiego widoku się nie spodziewała. Stała pośrodku morza paproci, przyozdobionych przez jakieś świetliki. Zapach lasu wzmógł się, bo przecież właśnie w nim przebywali. Kompletnie nie rozumiała tego, co właśnie się działo. Nie była pewna, czy to doskonała iluzja, czy co, ale przecież nawet kora tych drzew wydawała się tak realna. Kanapa na której wcześniej spoczął Eskil również nią była, choć teraz pozostawała wspomnieniem. Sama teraz odsunęła się nieco od niego, żeby podziwiać miejsce, w którym aktualnie byli. Było naprawdę piękne. Liście łaskotały jej łydki, ale ona nie chciała się ruszyć nawet o milimetr. Przeniosła swoje spojrzenie, kiedy zaczął opowiadać o tym, gdzie ją sprowadził. Wciąż nie zdejmowała swoich dłoni z jego barków, choć nie wiedziała, czemu tego jeszcze nie uczyniła. Jego własne ręce na jej talii też jej nie przeszkadzały. Czuła, jakby właśnie tam powinny być. - Zawsze możesz ćwiczyć tutaj - powiedziała cicho. Czuła, że gdyby użyła głośniejszego tonu, to wszystko uległo by zniszczeniu, choć kompletnie nie potrafiła wytłumaczyć, dlaczego tak jest. - Piękne jest to miejsce. I takie realne - dodała po dłuższej chwili, uśmiechając się przy tym delikatnie. Chciała mu zadać jeszcze jakieś pytanie, które wiedziała, że jest ważnym. Tylko jakoś tak kompletnie wypadło jej to z głowy, bo wpatrywała się w jego oczy. Otoczenie wokół nich jakby podkreślało dodatkowo ten błękit. Nie wiedziała, jak to możliwe. Nie wiedziała, jakim cudem tak się działo. Jakaś magia tego miejsca ewidentnie wydobywała wszystko to, co najładniejsze. Nic dziwnego, że nie mogła mu się w tamtym momencie oprzeć. Zresztą, kto by dał radę w takiej sytuacji? Powoli ponownie się do niego przysunęła, choć tym razem nie po to, aby ucałować jego policzek. Wspięła się na palce, by delikatnie ułożyć swoje własne wargi na jego. Nie roztrząsała tego, co robiła. Nie zastanawiała się nad tym, czy to dobre, czy złe zachowanie. Po prostu właśnie tego teraz chciała. Jego usta były jej w tamtym momencie bardzo potrzebne i zamierzała po nie sięgnąć. Coś głęboko podpowiadało jej, że nie będzie miał jej tego za złe.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Parsknął śmiechem, kolejny raz w trakcie tych czterdziestu minut przebywania w pokoju życzeń. Co ta dziewczyna w sobie miała, że z taką łatwością poprawiała mu humor i to nie traciła przy tym swojego ciętego języka. - Na całe szczęście! - niby to się obruszył, ale dalej się uśmiechał bo takie nabijanie się z siebie uczyło nabierania dystansu do trudnych aspektów swojej tożsamości. Uczył się tego od dziewczyny - oceniania siebie z przymrużeniem oka. Skoro ona potwierdzała, że jest wariatką, a i nie próbowała wyeliminować z siebie tej cechy tak i on miał szansę zaakceptować fakt, że czasem wyłazi z niego krwiożercza harpia. - Fakt, chciałem go ukraść i gdybyś nie przyszła to sobie bym go przywłaszczył. - przyznał bez bicia bowiem od samego początku znajomości zapewniał ją o swoich niecnych zamiarach względem tak majestatycznego kota. Z całej tej wilowatości najbardziej podobała mu się sympatia zwierząt. Same do niego lgnęły - czy to koci Lucyfer, kocia Kira czy pan Tic, Tac i Toe. Tylko kameleon Eskila wydawał się być całkowicie obojętny na jego obecność. Trzymał to bezimienne zielone coś z przyzwyczajenia aniżeli z jakichkolwiek uczuć. Najwyraźniej on jeden jedyny był odporny na całego Clearwatera. Teraz jednak to nie miało znaczenia bowiem chłopak uzmysłowił sobie jeden, istotny fakt. Znalazł się z Robin sam na sam, w Pokoju Życzeń, gdzie nikt nie zdoła wejść. Nikt nie przeszkodzi, nikt nie może się zainteresować... Ta świadomość przypłynęła do niego z opóźnieniem i z niewyjaśnionej przyczyny uderzyła go fala gorąca. Przecież mogli robić co chcieli! Mógłby... mogliby porozmawiać i spędzić razem czas gdziekolwiek chcą, nic ich nie ogranicza. Żaden Hunter ani Felinus nie będą teraz mieli racji bytu bo miał całą Robin tylko dla siebie i ta świadomość cieszyła go jak idiota. Z ręką na sercu nie zdawał sobie sprawy, że gdy pokój zrealizuje jego małe pragnienie to nagle zrobi się tak... romantycznie? To naprawdę nie było jego celem! Dopiero kiedy zobaczył blask w jej oczach zrozumiał jakie to musiało zrobić na niej wrażenie. Pominął już całkowicie fakt swojego braku błyskotliwości - przecież naprawdę mogą tu przychodzić i ćwiczyć tylko na to nie wpadł. Zaśmiał się, ale ten śmiech zepsuł się gdzieś przy ostatnich nutach bowiem poczuł na sobie jej spojrzenie, a i doskonale zdawał sobie sprawę, że choć już się nie przytulali to cały czas trzymała dłonie na jego szyi. Byli ze sobą tak blisko. Wokół panowała leśna cisza, miał przed sobą wesołe oczy, wspaniałą dziewczynę... Oniemiały obserwował jej zbliżające się usta, a po chwili poczuł ich miękkość na własnych. Przesunął dłoń z jej talii na sam środek pleców i przysunął ją do siebie, jednocześnie od razu składając na jej ustach powitalny pocałunek. To było takie cudowne mieć ją przy sobie! Chciał stracić dla niej głowę i nie myśleć już o niczym innym i na Merlina, był na bardzo dobrej drodze by się nieodwołalnie zakochać. Pomny tego jak się ostatnio potoczyły zbyt zachłanne pocałunki postarał się, aby te, które zaczął licznie składać na jej ustach miały w sobie choćby ziarenko spokoju. To było trudne zważywszy, że po jego twarzy rozlewała się fala gorąca wywołana zachwytem, że tym razem to ona sama go pocałowała, a nie musiał się jej narzucać. Zakrył jej jasny policzek swoimi bladymi palcami i przedłużał pocałunek, powolny, leniwy acz bardzo ciepły. Słysząc kotłowanie się swojego serca uznał, że warto zaczerpnąć choć trochę powietrza zanim odbiłoby mu z wilowatością. Odsunął się na ćwierć cala od jej ust, na naprawdę niewielką odległość. - Tak będzie za każdym razem gdy tu przyjdziemy? - zapytał cicho, ze śmiechem czającym się na drżących ustach. Pogładził kciukiem jej polik, nie mógł się powstrzymać przed zbadaniem jego faktury. Skradł jeszcze jeden krótki pocałunek zanim kontynuował mówić (z wiarą, że przy częstym łapaniu oddechu wilowatość nie pojawi się w ogóle). - Lucyfera nie mogę sobie zatrzymać to może... to może ciebie się uda. - wymsknęła mu się myśl, której nie przemyślał. Oparł ich czoła o siebie, znowu ją przytulił, gładząc przez materiał ubrania jej plecy. Nie musiała go o nic pytać. Zgadzał się na niemal wszystko. Przymknął oczy i napawał się tą chwilą.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Naprawdę nie rozumiała, jakim cudem w jego obecności mogła tak wyluzować. Czuła się taka szczęśliwa i zwyczajnie odprężona, jak dawno nie miała ku temu okazji. Niemalże całkowicie zapomniała o tym, że jeszcze kilka godzin temu Felinus siłował się z umysłowym napastowaniem jego osoby, a Eskil występował w roli agresora. Teraz nie miało to żadnego większego znaczenia. W tym pokoju życzeń wszystko wyparowało, choć jeszcze kilka chwil temu, tak żywo wspomnienia wirowały wokół nich, kiedy ponownie oglądała je w myślodsiewni. Teraz „kłócili” się na temat tego, czy Eskil miał prawo ukraść jej sierściucha, czy też nie powinien tego robić, jakby nic innego nie istniało. Miała ochotę raz po raz wybuchać od nowa śmiechem, bo po prostu zarażał ją tym swoim pozytywnym podejściem do życia. Nie wiedziała, czy to raczej on na nią tak wpływał, czy ona na niego, ale kto by się tym przejmował akurat teraz? Faktycznie, sama też o tym wcześniej nie pomyślała, ale w miejscu, gdzie aktualnie się znajdowali, nie istniał temat Huntera, Felinusa, kompletnie nikogo. Byli tylko oni sami, w naprawdę przepięknym miejscu. Oczywistym było, że od razu zwróciła uwagę na to, jak było tam uroczo. Magiczny klimat zapanował wokół nich, a ona musiała przyznać sama przed sobą, że naprawdę cieszyła się z faktu, że była tutaj właśnie z Eskilem. Nie wiedziała czemu i nie rozumiała tego, co się dzieje w jej wnętrzu. Nie dopuszczała do świadomości, że w ogóle cokolwiek mogłoby się dziać. Dalej uparcie wypierała ze swojej podświadomości tę myśl. Szło jej to naprawdę trudno, ale starała się. Pamiętała doskonale, jak zazwyczaj kończyły się jej bliższe relacje z kimkolwiek. Więc nie nastawiała się na nic, bo prędzej czy później i tak to wszystko się rozwali w drobny mak, prawda? Dlatego starała się wyłączyć wszystkie swoje myśli, kiedy zaczynała go powoli całować. Wolała nie robić sobie żadnych wyobrażeń, aby nikogo nie skrzywdzić. Po prostu było dobrze, byli razem tu i teraz, więc nie zamierzała tego roztrząsać. Całowała delikatnie jego usta, zapominając o całym świecie. Przymykała powieki, aby skupić się tylko na odczuciach, a te były wręcz obezwładniające. Ponownie upajała się jego zapachem, nie bardzo kontrolując to, co robi. Jej mózg odłączył się, ciało samo sterowało swoimi losami i cholernie cieszyło się, kiedy Eskil przysunął ją do siebie jeszcze bliżej. Jakby instynktownie palcami jednej dłoni zaczęła kreślić bliżej niezidentyfikowane kształty na jego karku, który wciąż obejmowała. Czuła, że było inaczej, niż w przypadku ich poprzedniego razu, ale nie przeszkadzało jej to. Sama jego obecność obok była naprawdę zupełnie wystarczająca. Czuła, jak ciepło rozlewa się po całym jej ciele, choć nie potrafiła zidentyfikować jego źródła. Wciąż powoli skubała jego wargi, delikatnie zahaczając o nie językiem. Westchnęła z delikatną złością, kiedy się od niej odsunął. Policzki miała wyraźnie zarumienione, oczy roziskrzone. Wpatrywała się w jego twarz, a z tak bliskiej odległości wyraźnie widział, że wciąż pozostawał sobą, nie swoją wilowatą częścią. Przez głowę przemknęła jej myśl, że może to właśnie dlatego był taki… spokojny? Parsknęła lekko śmiechem, kiedy zadał jej tak proste pytanie. – Cholera wie, co się wtedy będzie działo – stwierdziła, bo nawet nie chciała nad tym rozmyślać. Było jej zwyczajnie tak dobrze, że chciała tak pozostać. Mogłaby go całować przez naprawdę długi czas i prawdopodobnie nie byłoby jej mało. Jego kolejne słowa rozlały się w jej głowie i uparcie odbijały się od ścian, kiedy uparcie zastanawiała się, co mogłaby teraz odpowiedzieć. Nie zamierzała składać mu żadnych deklaracji. Obiecywać czegoś, co być może nie będzie miało pokrycia w rzeczywistości. Nie robiła tego ludziom i jemu również nie zamierzała. – Kto wie, może tak będzie. Na razie nigdzie nie zamierzam się stąd ruszać – odpowiedziała w końcu, delikatnie się przy tym uśmiechając. Również przymknęła oczy, wsłuchiwała się w ciszę wokół nich. Jego zapach wciąż drażnił jej nozdrza, kiedy był tak blisko. Tylko że kompletnie nie chciała się teraz od niego odsuwać. Gdyby on sam spróbował, to prawdopodobnie zrobiła by mu krzywdę. Kompletnie zapomniała o wszystkim tym, co znajdowało się poza obszarem tego pokoju. Prawdopodobnie już panowała w zamku cisza nocna. Być może ktoś zastanawiał się, gdzie tych dwoje przepadło. Ale miała to w nosie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Tak powinny wyglądać idealne popołudnia. Zero nauki, książek, obowiązków, błotnistego śniegu, mroźnego powietrza bądź nieprzyjemnych rozmów. Eskil mógł nawet stwierdzić, że mu się poszczęściło pod względem dzisiejszego dnia. Mógł obejmować Robin! Ba, mógł nawet ją całować, a to był szczyt marzeń. Cały czas czuł zmęczenie psychiczne, oczy jeszcze trochę piekły, a czoło lekko pulsowało, ale to wszystko nie miało teraz żadnej siły przebicia bowiem ciepłe ręce Robin i jej miękkie usta działały na niego znieczulająco. Starał się też zachować spokój, aby nie burzyć tej przyjemnej ciszy i niejako harmonii. Napawał się tym, co się działo i nie przyspieszał niczego, bo przecież nie musieli tego robić. Może i w kwestii nauki nie grzeszył mądrością jednak doskonale odczytywał w wypowiedzi dziewczyny... odłożenie decyzji w czasie. To wyciągnięcie z jej słów głębszego znaczenia w pewien sposób znowu uzbroiło go w cierpliwość. Uciszała jego niepokój związany czy w ogóle go lubi w ten drugi sposób czy jedynie po prostu niepewnie między nimi iskrzy, ale nic poza tym? Bardzo chciał mieć Robin zawsze i tylko na wyłączność (aby potem patrzeć na Huntera z miną objedzonego kota), ale też na tyle mu na niej zależało, że starał się czekać. Nie tylko umiała go przejrzeć - a przecież musiała wiedzieć co do niej czuje - ale najwyraźniej posiadała zdolność wydłużania jego cierpliwości. Kto wie, może uda się tego kiedyś użyć w przypadku harpiowego problemu. - Mi tam to odpowiada. - wyszczerzył się i powrócił do jej ust, ale z większym zaangażowaniem wychodząc z założenia, że kolejna taka okazja może się prędko nie przydarzyć. Na przerwach czy w Wielkiej Sali nie okazywali sobie aż tak przywiązania, dalej szwendali się w swoim towarzystwie i póki co musiało to wystarczyć. Kwestia czasu nim Eskil przejdzie do ofensywy i pewnego dnia zapyta o stan uczuć Robin, choć zapewne przy tym dostanie pierdolca ze stresu. Teraz pozwolił, aby miękkie wargi dziewczyny przegoniły z jego głowy wszystkie pozostałe myśli. Wsunął palce między jej włosy i całował, całował, całował, nigdy mu się to nie znudzi, przerywał jedynie na krótkie łapanie oddechu, by znowu wrócić do sprawdzania jakiego rodzaju pocałunki można złożyć na jej ustach. Nabierał przy tym wprawy, czasami się zaśmiał kiedy ciepłe szczęście nie chciało się zmieścić w jego trzewiach, ale ogólnie rzecz biorąc następna godzina była wypełniona bardzo przyjemnymi doświadczeniami. Gdy już w gardle zaschło, a płuca protestowały to jeszcze połaził z nią po Pokoju Życzeń i opowiedział jej pokrótce jak wyglądało dzieciństwo narwanego półwila, a też przy okazji wypytał dziewczynę jak to u niej się prezentowało - czy była taka uparta od zawsze czy może dopiero od niedawna? Nieistotne o której godzinie stąd wyszli. Dzień można było uznać za naprawdę udany.
| zt x2
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Felek posiadał zrozumienie nauki, którą przekazywał Maxowi i potrafił powoli zrobić z niej użytek na własną korzyść. Solberg jednak dopiero wchodził w ten świat i szczerze był tym przerażony. Siedząc tam, po kolei zapoznając się z tym, co krył jego własny umysł nie mógł ukryć ani zaciekawienia, ani strachu. Nie wszystko, co zobaczył mu się podobało, choć w tej chwili był na tyle wyciszony, by nie pokazać tego fizycznie po sobie. Nie chciał otwierać drzwi, które tak usilnie zamykał, choć gdzieś w głębi serca wiedział, że jest to jedyna opcja, by poradzić sobie z tym, co się za nimi kryło. Spokojnie powrócił do rzeczywistości, gdy Felek oznajmił, że na dziś wystarczy. Ciężko było mu opisać to, co aktualnie czuł w głowie. Mieszanina pustki i jednoczesnego chaosu opanowała jego umysł, a ślizgon czuł, że nie obejdzie się bez migreny. -Na pewno się zgłoszę, jak już będę gotowy. - Potwierdził, bo pomimo wszystkiego w pewien sposób był ciekaw, co jeszcze uda mu się odkryć poprzez podobne zagłębianie się w struktury własnego umysłu. Pożegnał się z puchonem, prosząc by na niego nie czekał. Potrzebował samotności. Kilka rzeczy, których dotknął dzisiaj gdy to się wyciszył musiał przemyśleć i choć był naprawdę zmęczony, nie potrafił tak po prostu wstać i wrócić do codzienności. Siedział w Pokoju Życzeń dopóki to nie poczuł, jak powieki zaczynają mu ciążyć, a organizm coraz bardziej naciskać na odpoczynek. Dopiero wtedy podniósł się i udał do lochów, by tam praktycznie od razu oddać się w ramiona snu. Bardzo niespokojnego snu.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Długi czas biła się z myślami. Miała wiele obiekcji. Wciąż przed oczami pojawiały się jej wydarzenia w dokach, które skutecznie odstraszały przed podjęciem jakichkolwiek, bardziej zawiłych działań. Jednak ostatecznie uznała, że skoro powiedziała już jedną literkę, to należało również powiedzieć inne, kolejne w alfabecie. Nie chciał, aby jedno niepowodzenie oddaliło z przed oczu jej cel, jakim było nauczenie się hipnozy. Dlatego w końcu z nie małym przestrachem, sięgnęła po książkę, którą udało jej się zdobyć w Norwegii. Niewielkiego rozmiaru, czarny tom, był bardzo specyficzny w swoim sposobie użycia. Mogła go przeczytać tylko raz, dlatego postanowiła wynieść z tego jak najwięcej. Przygotowała swój magiczny dyktafon, aby wszystko skrupulatnie zanotować. Upewniła się, że nikt oprócz niej, nie wejdzie do pokoju życzeń i nie dotrze do niego wiedza tajemna. Tak, wszystko dokładnie obmyśliła. Otworzyła książkę na stronie pierwszej i od razu zaczytała się w rozdziale, głośno i wyraźnie czytając każde kolejne zdanie. Z zaskoczeniem obserwowała, jak przeczytane słowa znikały, jakby nigdy nie istniały w tej książce. Dlatego ucieszyła się, że postanowiła wszystko to nagrać na swoim dyktafonie. Dokładnie tak, jak sądziła, że to będzie, pierwsze strony książki stanowiły na temat wstępu teoretycznego do zagadnienia hipnozy. Dlatego chcąc nie chcąc, zaznajomiła się z jej dokładną definicją, której wcześniej aż tak nie znała. -Hipnoza definiowana jest jako stan prawidłowo funkcjonującego umysłu, w którym uwaga danej osoby jest mocno zogniskowana na określonych bodźcach, świadomość bodźców pochodzących spoza obszaru zogniskowania uwagi jest znacznie ograniczona oraz podczas którego krytyczny osąd danej osoby zostaje częściowo zawieszony… Cokolwiek to oznacza – zawiesiła się na moment na przeczytanym przez nią fragmencie, aby dokładnie przeanalizować go w swoich myślach. Układała to wszystko tak, jak powinno to wyglądać w jej głowie. Aby wszystko stało się jak najbardziej zrozumiałe. Nie była w stu procentach pewna, czy jej pomysł z nagrywaniem wszystkiego na magiczny dyktafon zadziała, więc chciała skupić się na tym zadaniu jak najbardziej. Kiedy upewniła się, że przeczytany fragment dokładnie został przez nią zrozumiany i zanotowany w głowie, ruszyła dalej. - Doświadczenia nad hipnozą pokazały, że nie jest ona związana z istotną zmianą funkcjonowania mózgu. Częstotliwość fal mózgowych osób zahipnotyzowanych nie różni się od częstotliwości rejestrowanych u osób znajdujących się w stanie czuwania. Podczas hipnozy człowiek nie zyskuje żadnych umiejętności, czy też możliwości, których nie posiadałby w stanie pełnej świadomości, jeśli byłby odpowiednio zmotywowany. Innymi słowy, przy pomocy hipnozy, hipnotyzer nie jest w stanie sprawić, aby osoba zahipnotyzowana zyskała nowe umiejętności. Dobra, mam – właśnie w tym momencie zaczęła doceniać fakt, że na miejsce swojej nauki wybrała pokój życzeń. Prawdopodobnie wielu uznałoby ją za skończoną wariatkę, gdyby czytała na głos podobne notatki i jeszcze je komentowała sama do siebie. – Część badaczy uznaje hipnozę za stan zmienionej świadomości odmienny zarówno od stanu czuwania jak i snu. W stosunku do stanu czuwania, podkreśla się takie odmienności hipnozy, jak obniżenie zdolności planowania, nierozdzielność uwagi, możliwość przywoływania wspomnień wzrokowych lub wyobrażeń, wzrost zdolności do wytwarzania nowych wyobrażeń lub fantazji, ograniczoną zdolność do prawidłowej oceny realności, zwiększoną sugestywność, skłonność do zachowań zgodnych z przyjętą rolą oraz niepamięć tego wszystkiego, co działo się podczas stanu hipnozy. – zatrzymała się na chwilę, stukając palcem w swoją wargę. Próbowała zrozumieć podstawową różnicę pomiędzy hipnozą, a urokiem, który mógł stosować Eskil. Ona pamiętała to, czego od niej chciał chłopak… Czytała jeszcze jakiś czas, aż w końcu uznała, że nie powinna przyswajać aż tak wielu informacji na raz. Ważne było to, aby było ich jak najwięcej w jej głowie, nie w jak najszybszym czasie.
/Zt.
+
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
W odczuciu Olivii Ślizgon wydawał się idealnym wyborem, by rozwiać wątpliwości, które od kilku dni nie dawały jej spokoju, a rodzące się wraz z nimi pytania odbierały sen. Oczywiście w myślach już widziała karcące spojrzenie Odey oraz słyszała jej pouczające słowa dotyczące relacji z Maxem, której gryfońska przyjaciółka nie popierała, jednak w gruncie rzeczy brunetka nie miała do kogo innego zwrócić się o pomoc. Nie przypuszczała tylko, że wraz ze zgodą chłopaka na spotkanie przyjdzie jej złamać jeden z punktów regulaminu szkoły, chociaż czy aż bardzo się tym przejmowała? Sam Obserwator - kimkolwiek był lub była - przyznał, że jako prefekt nie najlepiej wypełnia swoje funkcje, a jej samej nie ciężko było się z tym zgodzić. Nigdy nie prosiła się o to stanowisko, w zasadzie wielokrotnie zastanawiała się dlaczego wybór padł akurat na nią, może miał być formą motywacji? Widocznie okazała się zbyt słaba dla panny Callahan, która obecnie rozważała zrezygnowanie z powierzonej jej funkcji, nie chcąc zajmować miejsca komuś, kto lepiej by się sprawdził. Wspięła się po schodach prowadzących na siódme piętro, z trudem przeskakując kolejne stopnie. Jako ruda kotka nie radziła sobie najlepiej, zwłaszcza, że musiała ciągnąć za sobą torbę, w której, znajdowały się potrzebne rzeczy. Uniosła niebieskie ślepia napotykając nogi Maxa, który czekał na nią. Ciche miauknięcie które miało być powitaniem opuściło zwierzęcy pysk - jeszcze nie potrafiła równie szybko, jak zamieniała się w zwierzę, powracać do ludzkiej postaci. Niespodzianka, która spotkała ją o poranku wciąż stanowiła dla niej zagadkę, nie wiedziała czy ktoś postanowił sobie z niej zażartować czy zwyczajnie stało się to przypadkiem, jednak zyskała nowe umiejętności, którymi bawiła prawie cały dzień, skutecznie unikając zajęć.
Ostatnio zmieniony przez Olivia Callahan dnia Sob 6 Mar - 8:51, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czy zarywanie nocki w dzień poprzedzający mecz było odpowiedzialne? Zdecydowanie nie. Jednak po ostatnich wydarzeniach, Max ostatecznie przestał przejmować się tym, co wypadało. Powrócił do swojej dawnej wersji, która odrzucała wszelkie uczucia na bok, by wypełnić obowiązek i uchronić się przed zranieniem. Do tego wciąż próbował przemyśleć to, co wydarzyło się na Nokturnie podczas jego osobistej wizyty. Nie był pewien, czy powinien kontynuować swoją przygodę z czarną magią, szczególnie gdy początki wychodziły mu całkiem nieźle. Zgodził się więc spotkać z Olivią w pokoju życzeń i spróbować pomóc dziewczynie rozwiązać jej eliksirowe problemy. Choć na tyle mógł się przydać, a do tego miał nadzieję, że skutecznie odsunie to jego myśli od innych rzeczy. Na siódmym piętrze pojawił się punktualnie, czekając na Olivię przed kamienną ścianą, gdy to usłyszał jakieś ciche miauknięcie. -No cześć słodziaku. - Powiedział do kota i już chciał wziąć go na ręce, gdy zdał sobie sprawę, że zwierzak miał w komplecie torbę, a jego ślepia przypominały mu te, należące do gryfonki. -Oli? Czekaj, pomogę Ci. - Niespecjalnie dziwił go już chyba taki stan rzeczy. W końcu ostatnio śmigał po Zakazanym Lesie na końskim grzbiecie Brooks. Zarzucił sobie na ramię torbę i skupił się na otwarciu pokoju życzeń. Jako, że Max nie potrzebował wiele, znaleźli się w przytulnym wnętrzu z ogniem buchającym w kominku i herbatą na małym stoliczku. -Jakiś transmutacyjny żart? Mogę spróbować Cię odczarować. - Rzekł w stronę kotki, gdy już odłożył jej torbę na fotel, po czym wycelował w nią różdżką wypowiadając proste Finite.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Olivia niespodziewanie od niedawna zaczęła przyjmować bardzo podobną postawę - odrzucając moralne rozterki robiła w końcu to, na co miała ochotę. Dodatkowo przestała przejmować się zdaniem innych na swój temat, bo tylko ona wiedziała ile jest warta i nikt poza nią nie mógł zachwiać wiary we własne siły. Zmiany jakie w brunetce zaszły nie były może od razu zauważalne, jednak po dłuższym przyjrzeniu się jej, nie ciężko było je dostrzec. Nie zaczęła interesować się nagle czarną magią, jak Max. Swoją drogą było to bardzo nieodpowiedzialne, głupie i niebezpieczne. Ten rodzaj magii potrafił strawić ludzką duszę, wypalić ją niczym szatańska pożoga,która niszczyła wszystko na swojej drodze. Gdyby tylko miała świadomość tego w co Solberg postanowił się wplątać zrobiłaby wszystko, by go powstrzymać, bo ten idiota robił wszystko by doprowadzić do swojego upadku, a może nie tylko on sam był tego powodem? Czy nie przewidziała czegoś podobnego podczas ich ostatniej rozmowy? Kolejne miauknięcie opuściło pyszczek rudej kotki na słowa chłopaka, a na padające z jego ust pytanie skinęła głową, zaraz pokazując zęby. Chciała zaprzeczyć jakoby potrzebowała pomocy, gotowa poradzić sobie sama, jednak Ślizgon odebrał jej torbę, w której znajdowało się ubranie. Z niezadowoleniem malującym się w niebieskich ślepiach weszła do pokoju życzeń, zaraz wskakując na fotel - oczywiście za pierwszym razem jej się nie udało, zleciała uderzając łapami o kamienną posadzkę. Spróbowała drugi raz - tym razem z powodzeniem. Oczywiście proste Finite nie mogło w tym przypadku pomóc, to ona musiała chcieć zmienić się ponownie w człowieka. Kiedy jej torba wylądowała na miękkim aksamicie niezgrabnie ciągnąć za przymocowany do zamka breloczek otworzyła ją, na chwilę znikając we wnętrzu, z którego zaczęła wyciągać ubrania - zwykłą bluzę i jeansy oraz bieliznę . Nauczona poprzednimi doświadczeniami dnia dzisiejszego wiedziała, że gdy przyjmie ludzką postać będzie stała przed Maxem zupełnie naga. Miauknęła głośno nakazując mu, by się odwrócił, chociaż nie miała pewności czy zrozumiał. Niemniej sekundę później zamknęła kocie ślepia myśląc o sobie - postaci Gryfonki o uroczym uśmiechu i długich włosach - a w następnej zmaterializowała się jako człowiek, choć jej skóra miała zielony kolor, a tęczówki oczu stały się żółte. - Dobra, już możesz - powiedziała zakładając przez głowę kolorową bluzę, jeśli Solberg postanowił się jednak odwrócić, a jeśli nie to z lekkim zawstydzeniem szybko uciekła za fotel, gdzie włożyła na siebie wszystkie części garderoby. - Zyskałam nowe moce - zaśmiała się - Czuje się, jak mugolska superbohaterka, ale dzięki Merlinowi nie muszę latać - dodała, wzdrygając się na samą myśl, chociaż przez chwilę przypadkowo stała się dziś krukiem i wyglądała dość zabawnie kiedy próbowała chodzić zamiast unosić się w powietrzu, jak na ptaka przystało. - A teraz zmienimy trochę scenerię - oznajmiła, skupiając się na tym, czego oczekuje od pokoju życzeń. Będąc tu z Cassianem zrozumiała, jak działa to miejsce i postanowiła to wykorzystać - nie bez powodu stało się ono miejscem ich spotkania. Z przyjemnego pokoju z kominkiem, w którym palił się ogień zaczął zmieniać się w niewielkie wesołe miasteczko położone na jednej z łąk niedaleko Cork, gdy była dzieckiem zawsze z fascynacją podziwiała konstrukcję, która widoczna była z okna jej pokoju, chociaż nigdy noga dziewczyny tam nie stanęła; po prawej stała niewielka karuzela, dalej samochodziki, którymi można było się rozbijać oraz diabelski młyn, który nie miał prawa się tu zmieścić, a jednak był. - Wyglądasz nieco lepiej, Solberg - powiedziała, zwracając w końcu uwagę na chłopaka, delikatnie się przy tym uśmiechając. Zdecydowanie dobrze było widzieć go lepszej formie, bo nawet niewielka zmiana była w jego przypadku znacząca, chociaż daleko mu było do normalności, jaką charakteryzował się kilka miesięcy wcześniej. Z tymi słowami zaczęła z torby wyciągać smakołyki, które ze sobą wzięła - popcorn, watę cukrową, fasolki wszystkich smaków i te nieszczęsne czekoladę żaby. - Wiem, że potrzebuję twojej pomocy, ale mogę ją otrzymać w bardziej przyjaznej atmosferze - stwierdziła, tym razem uśmiechając się szeroko. Wizyta w wesołym miasteczku była jednym z jej życzeń, które spisywała na liście, a korzystając z tego, że zaledwie kilka dni temu miała urodziny postanowiła w końcu je spełnić. Ach, ta sentymentalność.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
U Maxa te zmiany zdecydowanie nie wynikały z poprawienia stanu mentalnego chłopaka. Wręcz przeciwnie. Ślizgon z każdym oddechem podupadał coraz bardziej i tylko ta sztuczna obojętność trzymała go jeszcze w ryzach. Czarna magia była ciekawym dodatkiem, którego nie planował, choć mentor, na jakiego trafił rozbudził w nim żywe zainteresowanie tą sztuką. Szczególnie, że początki wcale nie szły mu najgorzej. Zdołał w końcu połamać nie tylko manekina ale i Shawna, który o zgrozo, miał nauczać w Hogwarcie. Przynajmniej z tego, co ślizgon zrozumiał. Wiedział, że jego ostatnie wybory raczej nie spotkają się z niczyją aprobatą. Nie bez powodu więc powrócił do trzymania wielu rzeczy tylko dla siebie. Zdecydowanie nie potrzebował teraz morałów. Raczej spokoju i czasu, by sobie jakoś to wszystko poukładać. W końcu znaleźli się w pokoju życzeń. Max nie wierzył, że gryfonka nagle po prostu stała się kotem. Nie miał pojęcia, jak ma jej pomóc, więc zrobił jedyne, co przyszło mu na myśl. Nikogo jednak nie zdziwił brak rezultatów. Kolejnego miauknięcia początkowo nie zrozumiał, lecz gdy w końcu do niego dotarło zaśmiał się lekko. -Naprawdę? - Zapytał rozbawiony unosząc jedną brew, choć ostatecznie grzecznie się odwrócił, by dać Olivii czas. Sam nie do końca rozumiał to podejście, mając wielki dystans do ludzkiego ciała, a w dodatku przecież już i tak widzieli siebie nago, więc jaka to była różnica? Najwidoczniej dla dziewczyny była, a Solberg jakoś nie miał zamiaru się o to kłócić. Gdy usłyszał jej głos, ponownie zmienił pozycję tak, by spojrzeć na gryfonkę w jej własnym ciele. -Zamieniasz się w kiciusia? Uroczo. - Wyszczerzył białe ząbki, po czym przypomniał sobie wczorajszy dzień. -Ja przeczytałem jakiś komiks i zacząłem gadać z wężami, przy okazji zamieniając ludzi w kamień. Widać spersonalizowane te moce, nie ma co. - Choć humor nie do końca mu dopisywał, nie potrafił odpuścić sobie żartów. Jakoś w końcu całe to napięcie musiał rozładować. Po raz kolejny uniósł brew, gdy Oli postanowiła zmienić miejsce, w którym się znajdowali. Obserwował zachodzące zmiany czekając, aż pokój życzeń ostatecznie przyjmie kształt, jaki dziewczyna sobie wyobraziła. Nie wiedział, czego się spodziewać ale na pewno nie wyobrażał sobie czegoś takiego. -Wesołe miasteczko? W sumie, czemu nie. Przyda się trochę luzu przed jutrzejszym meczem. - Choć noga po wyprawie z Brooks do lasu wciąż czasem jeszcze dawała o sobie znać, skutecznie ją ignorował i miał zamiar skorzystać z tego, co Olivia właśnie im wyczarowała. - A dziękuję. Jest lepiej. - Kłamał? Był szczery? Wszystko zależało od punktu siedzenia. W sprawie wypadku Boyda i własnej kondycji fizycznej na pewno nastąpiła duża poprawa. Podczas ferii udało mu się nawet nieco podreperować psychikę, choć ostatnie dni nie były najmilsze. To początek marca tak naprawdę srogo dał mu po dupie, choć starał się jakoś po prostu kroczyć na przód. -A to prawda. Nie zawsze trzeba do tego siedzieć w lochach. - Uśmiechnął się do niej, po czym zgarnął opakowanie fasolek, wsadził sobie jedną do ust i spytał. -No więc, z czym do mnie przychodzisz?
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
W gruncie rzeczy, choć nie zgadzała się z wyborami jakich w ostatnim czasie dokonywał Ślizgon - część z nich była dla niej owiana tajemnicą - to Olivia nie uważała się za osobę, która powinna prawić mu jakiekolwiek morały, czy dawać "dobre" rady. Sama była tylko nastolatką, niewiele mogła pomóc, a w dodatku zdążyła już zauważyć, że niezależnie od tego, co mówiło się do chłopaka, on i tak postępował tak, jak chciał. Obojętność w jego przypadku była najlepszym, co można było oferować, jednocześnie nie oczekując niczego w zamian, bo gorycz rozczarowania była wtedy aż nazbyt wyczuwalna. Natomiast brunetce z coraz większą łatwością przychodziło bycie pasywną w relacji z Maxem, jeśli to, co było między nimi teraz można było określić mianem relacji. Naprawdę pomyślała, manifestując to kolejnym miauknięciem, choć on wydawał się być rozbawiony. W tym przypadku nastrój bruneta, nie udzielił się Oliv, która patrzyła na niego trochę inaczej niż kilka miesięcy temu. Nie czuła się przy nim pewnie, choć przecież miał okazję widzieć ją nago, jednak wtedy było inaczej; oboje o tym wiedzieli. Obecnie dziewczyna mu nie ufała i świadomie zwiększała dystans między nimi, bo tak było jej po prostu łatwiej. Może postępowała trochę egoistycznie, ale on był takim samym egoistą. - Mogę zmienić się w każde zwierzę o jakim pomyślę - odpowiedziała, szczerząc się. - Przez powiem czas byłam nawet krukiem, śmiesznie było patrzeć na ptaka, który zamiast latać, chodzi. Pierwszoroczniak chciał mnie zanieść do Ajaxa - dodała, wyraźnie rozbawiona, chociaż w momencie w którym uczniowi prawie udało się ją złapać przeżyła chwilę grozy. - Mówisz w mowie węży?! Ale ekstra - przyznała, na chwilę uciekając gdzieś myślami, patrzyła na niego nieco nieobecnym wzrokiem - A próbowałeś otworzyć komnatę tajemnic? - zapytała, dzieląc się z nim myślami, które sekundę wcześniej zaprzątały jej głowę. Pomysł może nie był zbyt ambitny, jednak sama ciekawa była, co znajduje się tam teraz - czy wciąż są tam ślady po bazyliszku? A może po obecności trójki Gryfonów, którzy stoczyli tam jedną z historycznych już walk? Dawniej zapewne zanegowałaby próbę dostania się w to miejsce, a teraz sama chętnie by się tam wybrała. Szkoda, że wcześniej nie wiedziała o umiejętności Maxa. Westchnęła nieco zawiedziona, jednak wystarczyło kilka sekund, by humor do niej wrócił, a wraz z nim pomieszczenie przekształciło się w wesołe miasteczko. - To jeden z punktów mojej listy życzeń - odpowiedziała automatycznie, nie do końca zastanawiając się, jak to zabrzmi. Bo naprawdę - kto jeszcze tworzył takie listy życzeń? Ostatecznie i tak była bardzo zadowolona z tego, co udało jej się stworzyć jedynie dzięki myśliom. Na potwierdzenie padające z ust Maxa, jedynie skinęła głową, od razu ruszając w kierunku karuzeli, zostawiając w ręku chłopaka fasolki. Wspięła się na jednego z drewnianych koni, w kolorze szarości, a wtedy konstrukcja zaczęła powoli się ruszać. Machnęła do Ślizgona, by ten się pospieszył, a potem od razu przeszła do tematu spotkania. - Pierwsza kwestia to amortencja i jej działanie... - zaczęła, opowiadając o tajemniczym zaproszeniu na walentynkową randkę, o tym kogo tam spotkała i w rzeczywistości oboje nie wiedzieli na co się piszą. Pokrótce też wyjaśniła w jakiś sposób Morius zareagował na eliksir, którym wypełnione były czekoladki; krew z nosa, łzy, wspomnienie zmarłej siostry, ból oraz pewnego rodzaju pociąg, który mimo wszystko zagłuszany był przez inne czynniki. Zastrzegła również, że nie mogła to być wina samych czekoladek, bo też je jadła i czuła się dobrze, pomijając fakt chwilowego zauroczenia Ślizgonem oraz chęci okazywania wobec czułych gestów, nawet jeśli się nie znali. - Zastanawiam się czy to możliwe by amortencja wyzwala tak wiele negatywnych? odczuć - dodała, biorąc kolejną kulkę popcornu, którą wrzuciła sobie do buzi, z wyraźnym zastanowieniem wypowiadając słowo "negatywnych", bo do końca nie wiedziała, jak określić, to co czuł Crow.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Lekcje się na dziś skończyły a on zamiast iść się uczyć na SUMy to bardzo chętnie przystał na popołudniowe spotkanie z Robin. Spójrzmy prawdzie w oczy, nawet gdyby miał już plany na ten dzień to skłonny byłby do ich przełożenia, aby się spotkać z dziewczyną. Tak jak miała to w zwyczaju nie powiedziała o co chodzi i z góry określiła, że pogadają w Pokoju Życzeń. Zaczynał podejrzewać, że dziś znowu będzie próbować ocieplić relacje między nim a Hunterem, a więc brał pod uwagę, że będzie to spotkanie we troje. Po Robin można było się spodziewać dosłownie wszystkiego. Porzucił mundurek na rzecz ciepłej bluzy i czarnych spodni do kompletu. Nie wyróżniał się niczym szczególnym (pominąwszy wilowatość, którą dostrzec mogło bystrzejsze oko, jeśli brało pod uwagę, że półwilowatość to też może być rodzaj męski) spośród reszty uczniów. Nie wchodził do Pokoju Życzeń bowiem nawet nie wiedział czego miałby potrzebować. Ręce skrzyżował na ramionach, nogę zgiął w kolanie aby podeszwę buta oraz plecy oprzeć o ścianę. W tej pozycji czekał sobie na nadejście albo samej Robin albo w towarzystwie Huntera. Wyglądał nieco lepiej niż ostatnio, koszmary zelżały, dni się poprawiły i uspokoiły. Zapanował względny spokój bowiem potencjalne bolączki czy problemy spychał głęboko na dalszy plan bo nie lubił poruszać trudnych tematów i wolał udawać, że nie istnieją. Wodził sobie wzrokiem po mijających go uczniach i nie mógł pozbyć się wrażenia, że po walentynkach zrobiło się coś więcej par na korytarzach. Jakoś tak nie mógł na to patrzeć a więc zamknął oczy i wyczekiwał te siedem minut do spotkania z jasnowłosą dziewczyną.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Oczywiście, że nie mogła mu powiedzieć wcześniej, o co jej chodzi. Sama dokładnie nie wiedziała, w jaki sposób powinna ubrać w słowa swoją prośbę, jaką zamierzała względem niego skierować. Więc nie mówiła nic, obwieszczając, że wszelkie rozmowy się odbędą, kiedy już się spotkają. Było to najrozsądniejsze rozwiązanie, w końcu, Eskil nie wiedział o jej planach. Tak naprawdę oprócz Irvette, która notabene stała się kompletnie przypadkową, acz bardzo ważną dla niej w tym momencie osobą, oraz Huntera, nikt nie wiedział o tym, co zamierzała zrobić i ćwiczyć. Nie ma co ukrywać, hipnoza oraz chęć nauczenia się jej, od dłuższego czasu spędzała jej sen z powiek. Bardzo dużo wolnych chwil poświęcała na to, aby jak najwięcej dowiedzieć się na ten temat. Książka, którą przypłaciła bardzo dużym bólem barku w Norwegii, była cudownym źródłem informacji. Jednak przede wszystkim prawiła o tym, jak to hipnoza bezpośrednio powiązana jest z czarną magią i jak bardzo jest ona zła. A z tego, co dotychczas zdążyła zauważyć Robin, niekoniecznie musiało tak być w każdym momencie. W końcu, to, co robił Eskil, w pewnym sensie również było hipnozą. Czy złą? Zależy, jak na to spojrzeć. I właśnie tego dziś od niego potrzebowała. Odmiennego spojrzenia na całą sprawę, które utwierdzi ją w przekonaniu, że jeszcze nie zwariowała i nie stała się złym człowiekiem. Jak zwykle biegła, żałując, że wybrała takie miejsce na spotkanie. Nienawidziła wspinać się po schodach, a teraz sama sobie robiła krzywdę, kompletnie na własne życzenie. Sama również postanowiła porzucić szkolny mundurek, na rzecz nieco mniej oficjalnego ubioru. Widząc Eskila z daleka, od razu na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nic nie mogła na to poradzić i nawet nie zamierzała udawać, że nie cieszy się na jego widok, czy cokolwiek. – Ktoś tu chyba przypakował! – powitała go z uznaniem w głosie, zauważając, jak nieźle opinał się ten sweter na jego ciele. Od razu kiedy podeszła to złapała między palce jego biceps i ścisnęła go, kiwając głową z uznaniem. Dopiero potem ponownie zerknęła na jego twarz, szczerząc się. – Chodź, mamy dużo do omówienia! – i pociągnęła go za sobą w stronę kamiennej ściany. Zamknęła oczy, skupiła się na tym, gdzie chciała się znaleźć, a po chwili przed nimi ukazały się duże, drewniane wrota. Robin śmiało wyciągnęła dłoń w stronę klamki, aby je przed nimi otworzyć. Od razu zewsząd otoczył ich zewsząd zapach lasu, który uwielbiała i który mocno kojarzył jej się z tym miejsce, przede wszystkim ze względu na fakt, że to Eskil jej pokazał ten pokój. Byli w samym środku lasu, co naprawdę się jej podobało. Puściła jego dłoń i zaczęła uporczywie grzebać w swojej torebce. Dopiero po chwili znalazła to, co chciała i w jej dłoniach wylądowało pudełko z kolorowymi babeczkami. Podsunęła je pod nos chłopaka, delikatnie potrząsając pudełkiem. – Wiem, że chcesz – powiedziała, by po chwili rozsiąść się wygodnie na kępce trawy, wyciągając nogi przed siebie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Z czystego przypadku uchylił powieki akurat wtedy kiedy wychodziła zza zakrętu. Znów w eleganckim stroju, a przywykł, że jest ubrana w szkolny mundurek. Niechcący przesunął spojrzeniem po jej odsłoniętych nogach, oczywiście, że zastanawiając się czy nie jest jej tak za zimno. Wcale, absolutnie wcale nie chodziło o to, że jest po prostu tak ładna, że coś go ściska w trzewiach na myśl, że nie potrafi zrobić tego kroku naprzód, który zrobił już te dwa miesiące temu. Przez amortencję został cofnięty aż trzy kroki i jakoś tak to utknęło, a on nie umiał się ogarnąć. Parsknął śmiechem kiedy zarzuciła mu "przypakowanie"! Dopiero dwukrotnie wariował "sportowo" z Olivią i nie wierzył, że miałby przypakować. A może po prostu dojrzewanie znowu przyspieszyło i nabrał masy? Trudno stwierdzić. Wywrócił oczami kiedy uszczypnęła jego biceps. - Mięśnie wyrobione w pocie czoła nad wielką blachą lazanii i dwunastoma czekoladowymi żabami pochłoniętymi razem z Hope, która przegrała z pojemnością mojego żołądka. - poklepał się po brzuchu. Tak, zażartował z siebie, czasem mu się to zdarzało, bo został akurat teraz skomplementowany i humor znacznie mu się poprawił. Kiedy tylko zakomunikowała, że mają dużo do omówienia (zaciekawił się jej pomysłami i tym bardziej zdziwił, że nie ma tu Huntera, który stał się przecież współsprawcą wszystkich szalonych pomysłów) to już odrywał się od ściany i dał się jej ochoczo pociągnąć. Nie musiała mu mówić jeszcze o co chodzi, a on już ją zagadywał bowiem rozmawianie z Robin było dziecinnie proste, a tematy pojawiały się samoistnie, bez większego wysiłku. Buzia mogła mu się nie zamykać przez dobrą godzinę dopóki nie zostanie uciszony, a wiedział, że Robin też jest gadułą to równie dobrze mogą najpierw zagadywać się przez godzinę zanim przejdą do sedna. Z nimi bywa tak zawsze. To niezawodny znak, że między nimi widnieje szczególna więź. Po przekroczeniu pokoju znaleźli się w lesie, a wtedy automatycznie na buzi Eskila pojawił się szeroki uśmiech, odsłaniający zęby w niemym zachwycie. Od razu też rozluźnił ramiona, nieświadom, że od rana miał je trochę spięte. Wymruczał coś pod nosem, coś na kształt "cudownie, pięknie", a i czuł w kościach, że harpii to się podoba. Wróć, jeśli ma myśleć tak jak profesor Dear zalecała to… jemu bardzo się tu podobało, a on i harpia to jedno. Uhh, nie będzie teraz o tym myśleć. Zdjął buty, rzucił je gdzieś w krzaki, to samo ze skarpetkami i bluzą. Nawet podwinął nogawki spodni do połowy łydek. Od razu pod stopami czuł miękki mech, a w powietrzu unosił się cudowny zapach. - Muszę tu przychodzić codziennie skoro zamknęli wejście do lasu. - aż źrenice Eskila się rozszerzyły z zachwytu. Miał ochotę wyłożyć się tu na plecach i leżeć do świtu. Widząc babeczki uśmiech się poszerzył. - Dobra, cwane podejścia z komplementem, lasem i pysznym żarciem. Do czego chcesz mnie przekonać, a uważasz, że się nie zgodzę?- zapytał biorąc wielką babeczkę z owocami do ręki. Tak nieznacznie roznegliżowany usiadł naprzeciw dziewczyny i wgryzł się w babeczkę, krusząc przy tym niemiłosiernie nie tylko na trawie, ale i na sobie.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Była raczej kompletnie nieświadoma tego, co działo sie w jego wnętrzu. Święcie przekonana, że wszystko przeminęło, starała się zachowywać zupełnie normalnie, tak, jakby nic nigdy nie miało miejsce. Może po prostu było jej w ten sposób łatwiej? Spoglądać na Eskila jak na naprawdę dobrego przyjaciela, z którym można spędzać świetnie wspólny czas. Więc słowa, które w jego stronę skierowała, były dlań kompletnie normalne. Zachowywała się jak zawsze, nie licząc na to, że będzie musiała swoje zachowanie zmienić. Tak było dobrze i wygodnie. Bez zbędnych filozofii czy niedomówień. Zwyczajnie, po ludzku, cieszyła się na jego widok i z chęcią to okazywała, poprzez szeroki uśmiech czy delikatne komplementy, które zaserwowała w jego stronę. Zaśmiała się, słysząc jego słowa a jednocześnie zaintrygowało ją, kim była rzekoma Hope, bo niekoniecznie wiedziała, czy miała szansę ją skądkolwiek kojarzyć. Przywykła do faktu, że niespecjalnie wiedziała o dziejach większości ludzi w tej szkole, więc wzruszyła delikatnie ramionami. - Czyli znów ćwiczyłeś żołądek? Niedługo nie będziesz się jednak mieścił w ten sweter - stwierdziła luźnym tonem, a potem wchodzili już do środka Pokoju Życzeń. Sama potrzebowała odetchnąć, a widząc, jaką radość sprawiła chłopakowi swoim pomysłem, jeszcze bardziej się rozluźniła. Przymknęła nawet na chwilę oczy, kiedy usiadła na trawie. Bezwiednie przebierała palcami między jej źdźbłami, odchylając głowę do tyłu, przez co jej włosy spływały na plecy. Otworzyła oczy dopiero słysząc słowa Eskila i widząc, że ten pozbył się znacznej większości swoich ciuchów, sama też postanowiła zrzucić buty ze stóp. - Dlaczego od razu sądzisz, że mam względem ciebie jakieś niecne plany? - zapytała, nawet próbując nadać swojemu głosowi nieco oburzony ton, ale niespecjalnie jej to wyszło. Sama była zachwycona tym miejscem, więc nie przejmowała się aż tak bardzo jego słowami. - A może po prostu postanowiłam spędzić z tobą czas i to była ta niezwykle ważna sprawa? - dodała jeszcze po chwili, nieco unosząc jedną brew ku górze. Parsknęła śmiechem widząc, jak od razu wpakował sobie wielki kęs babeczki do ust i sama sięgnęła po jedną z nich. Na pewno zaczęła ją jeść ze zdecydowanie większą finezją, niż jej wilowaty przyjaciel, ale z równie wielkim zachwytem nad jej smakiem. - Trzeba przyznać, że skrzaty się wyrabiają - powiedziała, oblizując znaczną część kolorowego kremu, który okazał się mieć truskawkowy posmak. Mruknęła z zadowoleniem, ponownie na kilka chwil przymykając powieki i delektując się smakiem, rozchodzącym po podniebieniu. Dopiero po dłuższej chwili ponownie otworzyła oczy i spojrzała na Eskila. Otrzepała dłonie z okruszków, wciąż się uśmiechając. - Chcę, żebyś poćwiczył na mnie wilowanie, ale nie mogę ci powiedzieć dlaczego. I chcę, żebyś mi to wszystko od podstaw wyjaśnił, w sensie, jak to robisz, dlaczego tak a nie inaczej, na czym się skupiasz, o czym myślisz w takim momencie.- skoro sądził, że przygotowała dla niego to wszystko po to, aby go wykorzystać, to chyba powinna powiedzieć, o co jej chodziło. Oczywiście, bez wspominania, że w jej przypadku miało to mieć związek z chęcią nauczenia się hipnozy. Na to jeszcze zdecydowanie za wcześnie.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Skoro nie lubił poważnych tematów to postanowił nie zagłębiać się teraz w swoje odczucia. Znajdowali się magicznym pokoju, który wizualizował pragnienia. Robin zapragnęła lasu, a to pokrywało się z pragnieniami Eskila. Czy to nie dowodzi tego, że naprawdę ich relacja jest wyjątkowa? Nie miał pojęcia, że mogłaby zapragnąć otoczenia lasem, a więc postanowił naiwnie wierzyć, że podobała się jej ta łączka, którą jej pokazał podczas ostatniej wizyty w pokoju życzeń. Stąd takie otoczenie? Było pięknie, miękko, pachnąco, a on od razu rozluźniał się i buzia sama się cieszyła. - Poprawka, ja ćwiczyłem mój metabolizm i jest w świetnej formie. Wszystko idzie w bicepsy. - roześmiał się z tego średnio udanego żartu bowiem jakoś tak krępował się przyznać, że czasem coś tam się poruszać, aby nie odstawać tężyzną fizyczną do Lucasa czy Huntera. Też chciał robić wrażenie i to nie tylko poprzez wilowatą buzię, dobra? Pozostawił więc tę informację dla siebie i reszta nie miała teraz większego znaczenia. - Bo nazywasz się Robin Doppler i ty zawsze masz jakiś plan. - odbił pałeczkę, nie dając się nabrać, że to spotkanie ma służyć tylko i wyłącznie korzyści z towarzystwa. Nie przeszkadzało mu to jakoś specjalnie, ot stwierdził fakt, bo zdołał już ją trochę poznać. Ściągnęła tu samego Eskila, do miejsca, gdzie nikt im nie wejdzie i to absolutnie nie był żaden rodzaj randki, a "sprawa". To brzmiało jak coś ważnego, o czym ma nie wiedzieć nikt poza nimi. Niechętnie podejrzewał, że chodzi o te "obiecane" wilowanie, do którego nie pałał taką radością i ochotą. Wierzchem dłoni wytarł lukier z ust i zajadał się babeczką, sycąc kubki smakowe wyborną słodkością. - Sząkenalne. - powiedział z pełną buzią i dopiero jak przełknął to uśmiechnął się lekko. - Są genialne. Uwielbiam je. Babeczki i skrzaty. - poprawił się i otrzepał kołnierzyk koszulki z różowego lukru. Tym razem wierzył, że nie ma tam nawet kropli amortencji. Gdy Robin przeszła do sedna sprawy, przestał jeść, a słysząc kolejne magiczne "ale nie mogę ci powiedzieć", odłożył do połowy zjedzoną babeczkę z powrotem do pudełka i utkwił wzrok w dziewczynie. - Dlaczego nie mogę wiedzieć? - zapytał wprost, nieco poważniejąc. Dugi raz dostał już hasło "zrób coś dla mnie, ale nie pytaj" bądź "nie mogę ci powiedzieć" i trochę go to mierziło. - Nie ufasz mi? Przecież nie puszczę pary z ust ani też nigdy cię nie oceniam. - może nie powinien zagrywać teraz na emocjach, ale skoro miał wilować (a wiedziała, że się do tego zraził) i rozkładać wszystko na czynniki pierwsze (ach, mózg będzie parować od wysiłku), dostarczając jej wszelakiej wiedzy, a dokładniej rzecz ujmując: kawałek siebie, to chciałby wiedzieć po co jej to. Ufał jej, wiedział, że z tą wiedzą i wilowaniem nie robi nic złego, ale mimo wszystko... czuł w sobie potrzebę bycia poinformowanym. Oparł łokcie o swoje kolana i smukłymi palcami zaczął maltretować rosnącą przed nim wysoką trawę.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Oczywiście, że ich realcja była wyjątkowa. Od samego początku wyglądała w taki sposób. Zaczęła się w tak kompletnie niepozorny sposób i trwała po dziś dzień, czy tego chcieli, czy nie. Czuli się w swoim towarzystwie wyśmienicie i jak widać, bardzo często myśleli o podobnych rzeczach. Może nie bez powodu tego dnia Robin pragnęła znaleźć się na pięknej, leśnej polanie, która notabene tak bardzo kojarzyła się jej z Eskilem. Jakoś tak zapach lasu nieoderwalnie stał się dla niej związany z półwilem i pewnie już zawsze tak miało to wyglądać. Jakże wyszukany żart w wykonaniu chłopaka sprawił, że tylko uśmiechnęła się pod nosem z niewielkim politowaniem, ale nie skomentowała tego w żaden sposób. Naprawdę, stać go było na znacznie lepsze teksty, niż ten, ale cóż. Może nie był dzisiaj w formie? Przewróciła oczami słysząc kolejne jego słowa i wgryzła się ponownie w babeczkę. Jak widać, chłopak znał ją naprawdę całkiem nieźle, choć sama pewnie by tego nie przyznała. Za większością jej działań krył się jakiś plan. Od zawsze tak miała. Nie przepadała za podejmowaniem zbędnych kroków w jakiejkolwiek dziedzinie, skrupulatnie planując wszystko, co tylko można było zaplanować. I o ile tym razem przy pomocy jedzenia i wybrania akurat takiego miejsca, chciała wyłącznie sprawić Eskilowi przyjemność, tak nie zawsze kryły się za jej działaniami tak altruistyczne pobudki... Tak, naprawdę ją znał. Więc pewnie wiedział, że będzie musiała iść dalej w zaparte. - Oh Eskil, jak ty mnie jeszcze słabo znasz... - westchnęła nieco zbyt teatralnie, by potem parsknąć śmiechem. No i to by było na tyle z jej udawania, że może zachowywać się inaczej, niż on wie, że w danym momencie się zachowa. Gdzieś niedaleko nich zaśpiewał jakiś ptak, a Robin próbowała wsłuchać się w ten dźwięk zachwycona faktem, że nawet takie rzeczy ten pokój był w stanie imitować. A potem znów parsknęła głośnym śmiechem słysząc, jak Eskil próbuje coś powiedzieć, jednocześnie dalej pałaszując babeczkę. Mruknęła coś nie do końca zrozumiałego pod nosem, choć na pewno mógł zwrócić uwagę na niewielką irytację w jej głosie. Miała nadzieję, że pójdzie prosto. Ale jak widać, w towarzystwie Eskila nic nie mogło być proste. Również odłożyła babeczkę i podciągnęła nogi tak, aby usiąść po turecku. Zadbała o to, aby sukienka zakrywała wszystko to, co zakrywać powinna i utkwiła w półwilu mocny wzrok. - To jest bardzo nie fair zagranie. - skomentowała tylko jego słowa odnośnie zaufania. I skoro on pogrywał w taki sposób, sama też nie zamierzała stosować czystych chwytów. - A ty, ufasz mi? Gdybyś mi ufał, to nie potrzebowałbyś wiedzieć, po co konkretnie mi ta wiedza - delikatnie przekrzywiła głowę na bok, unosząc jedną brew ku górze. Nie spuszczała z niego wzroku, nieświadomie rzucając mu dziwnego rodzaju wyzwanie w stylu "kto pierwszy odpuści". Patrzyła tak prosto w jego jasne oczy, nawet bez jednego mrugnięcia. Po głowie krążył jej znacznie bardziej radykalny sposób wprowadzenia swojego planu w życie, ale to była dla niej raczej ostateczność. - Więc? Jak się za to zabierasz? Wolisz zacząć od teorii , czy od praktyki? - kącik jej ust uniósł się ku górze, kiedy dosyć wyraźnie zasygnalizowała mu, że nie zamierza odpuścić.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Znał ją dobrze i mogła sobie zaprzeczać ile tylko dusza zapragnie, a on wie swoje. Nie spotkał jeszcze nigdy tak dobrze zorganizowanej osoby czym się z nią diametralnie różnił. Eskil znowuż mało co planował, większość sytuacji wychodziła spontanicznie, a i to wyjaśniało czemu w wielu sprawach wychodził na dosyć niekorzystnej pozycji. Tak czy siak, wiedzieli oboje, że on ma rację, a nie ona. Pozostało zatem dowiedzieć się dlaczego Robin ukrywa przed nim kolejną rzecz, co było jawnym dowodem braku zaufania. To trochę bolało, ale przecież nie jest mięczakiem, nie będzie z tego powodu jęczeć i marudzić. Był w stanie zrobić dla tej dziewczyny naprawdę wiele, jeśli nie ośmielić się stwierdzić, że wszystko, ale mimo wszystko oczekiwał od tego chociażby wiedzy. Ot tak, dla zasady. - Uczę się od lepszych. - w jego głosie zadrgał ton urazy. Czyż to nie od niej nauczył się czasem poruszania kwestii zaufania kiedy potrzeba ślepej zgody na wszystko? Zdawał sobie sprawę, że nie było to czyste zagranie, ale co miał zrobić? Widział w jej natarczywym spojrzeniu, że nie odpuści, ale też musiała zrozumieć, że i on potrafił uprzeć się jak najdzikszy tebo. Z reguły jego opór dosyć szybko topniał, ale teraz zawziął się na tyle na ile mu się udawało ogarnąć swoją determinację tym niewyspanym umysłem. Intensywność jej spojrzenia trochę go uwierała, ale nie odwrócił wzroku. Zdołała go już przyzwyczaić do tak stanowczego spojrzenia, którym zapewne próbowała przewiercić się przez jego bunt. A może chciała, aby zwątpił w sens opierania się? Albo może wszystko naraz, wszak była zdolna pod kątem perswazji. Potrafiłaby przekonać nawet i trolla do zatańczenia baletu (albo profesora Voralberga do obściskiwania się ze swoją dziewczyną w miejscu publicznym), a i wmówiłaby mu, że sam tego chciał. Taka była Robin - niezaprzeczalnie przenikliwa, uparta, utalentowana i złotousta. Trudny przeciwnik, ale Eskil dzięki swojej głupocie determinacji oparł się spojrzeniu i wykonał ten groźny krok - skrzyżował ręce na ramionach. - To już nadinterpretowanie. Ufam ci, więc tu przyszedłem w ciemno, gotów zmieniać wszystkie plany bo masz do mnie ważną sprawę. Ufam ci, bo obiecałem ćwiczyć na tobie wilowanie choć wcale mi się to nie uśmiechało. Ufam ci z wielu, ogromnie wielu powodów, a ty po raz drugi nie chcesz dać mi zwyczajnego wyjaśnienia dlaczego potrzebujesz aż tak szczegółowej analizy wilowania. - zmarszczył jasne brwi, walcząc o tę wiedzę. Nie miał pojęcia na ile starczy mu tego samozaparcia, ale cóż, według profesor Dear był harpią, a harpia akurat miała w sobie dużo uporu. Może czas z nią współpracować i pokazać Robin, że musi się postarać, aby całkowicie zniszczyć jego buntowniczą postawę.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie mógłby się jej dziwić, gdyby tylko wyraziła te obawy na głos. Robił wiele wątpliwych rzeczy i podejmował bardzo dużo ryzykownych decyzji, które różnie odbijały się na jego życiu i relacjach. Ostatnie tygodnie przeminęły mu jednak dość spokojnie, głównie na pracy i próbie poukładania wszystkiego, co jedna głupia wycieczka do lasu tak pięknie spierdoliła. Ferie wydawały się być czasem, gdy to wszystko mogło odejść w zapomnienie, a niektóre sprawy zostały wyjaśnione. Jak jednak się okazało, nie ostatecznie i powrót do Hogwartu wiązał się dla Maxa z kolejnym kopem w ryj od życia. Musiał więc zmienić swoje podejście, a w chwili obecnej skupić przede wszystkim na jutrzejszym meczu. -Kurde, Callahan, to jest zajebiste! I do tego mega przydatne. Taka dojebana wersja animaga. - Trochę zbyt mocny entuzjazm pojawił się na jego twarzy na samą myśl, o możliwościach, jakie ta moc dawała. Gdyby to przytrafiło się jemu zapewne przełożyłby spotkanie i starał się jak najlepiej przeżyć ten dzień. -Mówiłem. Już nie mówię niestety. Chociaż mam błyskotkę, co pozwala mi w pewien sposób wyczuwać ich uczucia. - Doprecyzował. Choć początkowo nie wiedział, czy pierścień kiedykolwiek mu się przyda, zabawa z nim naprawdę zaczęła sprawiać mu przyjemność. Szkoda tylko, że nie będzie mógł już użyć jej by komunikować się z Proximą. -A wiesz, gdzie ona jest? Bo mi niestety nic na ten temat nie wiadomo. - Wątpił, by gryfonka mogła coś na ten temat powiedzieć, ale zapytać nie zaszkodziło i choć Shawn proponował Maxowi zbudowanie drużyny pierścienia poszukiwawczej, narazie Solberg nie myślał o tym, by zaproponować inicjatywę komukolwiek. Spokojnie, lecz ze zdziwieniem obserwował kolejne zmiany zachodzące wokół nich, aż wreszcie stali pośrodku wesołego miasteczka. Max nie wiedział, co dokładnie o tym sądzić, choć odrobina zabawy na pewno mu nie zaszkodzi. Przynajmniej taką miał nadzieję. -Listy życzeń? Dużo tam masz jeszcze do odhaczenia? - Sam jakoś specjalnie nie spisanych żadnych marzeń, czy osiągnięć, które chciał osiągnąć. Do sprawy tych pierwszych podchodził dość cynicznie, te drugie starał się na bieżąco osiągać, co o dziwo nawet mu się udawało. Zazwyczaj. Widząc, jak Oli wskakuje na karuzelę, początkowo nie miał zamiaru dołączyć, choć ostatecznie dał się namówić. Rzucił na siebie niewerbalne Kinetosis, by nie umrzeć od tego całego wirowania i usadowił się niedaleko gryfonki. Jęknął cicho na wspomnienie Amortencji, ale wysłuchał dziewczyny do końca, na bieżąco analizując w głowie wszystkie informacje, które mu przekazywała. -To może być dość skomplikowana kwestia. Jeżeli nie jedliście tej samej sztuki czekoladki nie masz pewności, że w obydwu słodyczach eliksir był tak samo przyrządzony. Zdarza się przy masowej produkcji, że kilka partii wywaru ląduje w jednym pudełku, koleś mógł trafić akurat na jakąś błędnie przyrządzoną. - Zaczął od uświadomienia Olivii, że nawet jedząc z jednego pudełka można nadziać się na naprawdę różne rzeczy, a jeżeli dzielili czekoladkę i tylko u chłopaka wystąpiły takie objawy... No cóż, tu historia była już całkiem inna i bardziej skomplikowana. -Przede wszystkim Amortencja nie wywołuje uczucia, tylko jego iluzję. Z doświadczenia wiem, że nawet na jedną osobę potrafi działać na różne sposoby i o ile sam nie spotkałem się z aż tak negatywnymi skutkami, to myślę, że jest to możliwe tylko przy błędnym uwarzeniu. Mówię tu o objawach fizycznych. Wspomnienia, pociąg i reszta uczuć wpisują się bardzo mocno w działanie tego gówna. - Na jego twarzy widać było wyraźną niechęć do eliksiru, z czym nawet nie miał zamiaru się kryć. Ostatni miesiąc spędził analizując ten wywar i wciąż nie potrafił wymusić z siebie choć odrobiny entuzjazmu czy sympatii w jego kierunku, co jak na Maxa było naprawdę czymś wyjątkowym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Planowała wszystko bardzo skrupulatnie. Wynikało to z jej własnego przekonania, że dzięki takim działaniom uniknie błędów a co ważniejsze, konieczności powtarzania tych samych czynności wielokrotnie. Czasami było to jej błogosławieństwem a czasami utrapieniem, niemniej nie potrafiła inaczej. Lecz Eskil mylił się sądząc, że zaprosiła go do pokoju życzeń tylko z jednego powodu i było to chęć pozyskania od niego wiedzy. Przecież lubiła spędzać czas w jego towarzystwie. Zawsze dobrze się jej to kojarzyło. I akurat wiedza o wilowaniu, o ile potrzebna, tak była dla niej drugoplanowa podczas tego spotkania. Przecież tę mogła spróbować pozyskać nawet od profesor Whitehorne, a jednak rozmawiała z nim. Bo to jemu właśnie ufała i w jego towarzystwie czuła się dobrze. Słysząc urazę w jego tonie, zmarszczyła brwi, nie bardzo wiedząc, jak na to zareagować. Nie rozumiała, po co musiał zadawać jej te wszystkie pytania. Wolała rozegrać to po swojemu tylko i wyłącznie po to, aby Eskil był bezpieczny. By w razie gdyby powinęła się jej noga, on był spokojny i nie miał z tym nic wspólnego. Nie chciała wciągać kolejnej osoby w to bagno. Wolała rozegrać to sama, święcie przekonana, że dzięki temu go ochroni. Każde kolejne słowa wypowiadane przez niego odciskały się mocno w jej mózgu. I nie tylko tam, bo czuła fizyczny ból tymi wszystkim oskarżeniami. Jawnym pokazaniem, że nie jest dostatecznie dobra i jak wiele on musiał poświęcić dla niej, a w zamian otrzymał wielkie gówno. Skrzywiła się brzydko i skuliła sama w sobie. Cała jej pewność siebie odeszła gdzieś daleko. Nie wiedziała, co powinna teraz powiedzieć, czy zrobić. To, z jakim uporem patrzył w jej stronę całkowicie zabrało jej jakikolwiek punkt zaczepienia w tej rozmowie. Nie chciała jej już kontynuować. Coś dziwnego się z nią działo i nie potrafiła tego dokładnie wyjaśnić. Oderwała wzrok od jego twarzy, skupiając swoje spojrzenie na pobliskim drzewie. Bezgłośnie analizowała w głowie to, co powiedział, świadoma faktu, że nie miał racji. A ona naprawdę nie chciała go narażać na jakiekolwiek niebezpieczeństwo. Przecież Irvette dokładnie jej powiedziała, jak świat postrzegał hipnozę. Jako coś strasznie złego, co w ogóle nie powinno mieć miejsca. Wiedziała, że jeśli tylko o tym wspomni, to zaraz zaatakuje ją milion pytań o to, przede wszystkim skąd ten pomysł. Dlaczego chciała to zrobić. I nie obyłoby się bez powiedzenia, że poniekąd to on stał się motorem napędowym dla jej pomysłu. - Wiesz, Eskil, nie było tematu. - powiedziała w końcu, kompletnie zmienionym głosem. Nie patrzyła na niego, bo nie chciała, żeby dostrzegł czające się w jej oczach łzy, które uparcie hamowała. Nie zamierzała płakać. Nie mogła tego zrobić i nie chciała tego robić. Okazało się jednak, że to ona była tą, która pierwsza odpuściła… - Jak chcesz, to idź i realizuj wszystkie swoje plany, które przeze mnie musiałeś zmienić - dodała po chwili, wciąż na niego nie patrząc. Bała się tego, co mogłaby zobaczyć w jego oczach. I jednocześnie przekazać swoimi własnymi, jak bardzo zabolały ją te wszystkie słowa. Może nie miał konkretnie tego na myśli, ale nikt nie powiedział, że ona nie będzie interpretować tego na swój własny sposób.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Tego się nie spodziewał. Może przez to, że Robin nigdy nie odpuszczała? Nie odwracała pierwsza wzroku? To on powinien właśnie ulegnąć i zrobić wszystko, czego tylko ona zapragnie. A jednak zaparł się, żądając w zamian wiedzy. Najwyraźniej to było to, do czego nie miał takiego prawa. Może mu się wydawało, że może rościć sobie prawo do jej zaufania a wychodzi na to, że się srogo pomylił. Dlaczego miałaby mówić mu wszystko? Nie był Hunterem. Choć czy chciałaby jemu też wyznać o co tak naprawdę chodzi? Nie powiedziała mu ani słowa co się stało w Norwegii. Widział to na jego twarzy, zbolałej, smutnej. A on idiota napawał się tą przewagą. Nie musiał widzieć jej oczu by wyczuć, że zbiera się jej na płacz. Powinna pamiętać, że już dwukrotnie ją do tego doprowadził. Brawo, Eskil. Oby tak dalej a ją od siebie odstraszy. Nie harpią, a sobą. Zmieniony głos dziewczyny zdradzał wiele. - To nie fair! Dobrze wiesz, że nie o to chodzi!- to był cios poniżej pasa, a może po prostu zabolało to tak mocno bo posunął się do wymiany tego marnego argumentu? Stracił całkowicie apetyt na jakiekolwiek jedzenie, a chwilę temu miał ochotę zjeść dwie dokładki. - Po co te wszystkie tajemnice? Nie ufasz mi. Ani Hunterowi. Widziałem jego minę kiedy zorientował się, że nie powiedziałaś mu nic na temat tego, dlaczego miałaś złamany bark. Mi też w sumie niewiele powiedziałaś.- zaraz pospieszył z wyjaśnieniem, aby nie myślała, że mu wszystko wypaplał. Nie, on nie wie nic, bo ja też nic nie wiem. - udawało mu się rozmawiać z chłopakiem choć towarzyszyło mu przy tym dziwne uczucie - jakby dyskomfortu związanego z tym, że nie może się w pełni przy nim rozluźnić. A jednak chciał to widywać, to było niezaprzeczalne. Mimo wszystko powstawało pytanie dlaczego Robin odsuwa i jego i Huntera od swoich tajemnic. Patrzył przez chwilę na jej twarz i miał ochotę sam siebie walnąć za to, że do tego ją doprowadza. A nie wiedział gdzie popełnił błąd - wygórowanymi oczekiwaniami czy wysokim mniemaniem o sobie? Możliwe, że jedno i drugie. Głośno westchnął, roztarł palcami swoje oczy i policzki. Pomylił się srogo w ocenie ich relacji. Ufali sobie, ale nie na tyle, aby dzielić się tajemnicami. Ta myśl była gorzka. - Dobra. Jak chcesz. Przy wilowaniu muszę czegoś mocno chcieć inaczej wszystko na nic. Więc lepiej najpierw opowiem co tam ci potrzeba bo jak się teraz za to zabiorę to nie wyjdzie nic. Masz jakieś pytania spisane czy coś? - ale wcześniejszy komfort już gdzieś uleciał. Robin lubiła dostawać to, czego chciała. On też. Z tą różnicą, że ona nie potrzebowała wilowania by sięgnąć po spełnienie swojego pragnienia, a on już tak. Zwinął nogi bliżej siebie i je skrzyżował, siadając wygodniej.
Olivia Callahan
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 173
C. szczególne : lekka wada wzroku; zmuszona jest przez nią nosić okulary, wąskie usta, gęste i długie włosy
Czy to, że wypowiedziałaby swoje myśli na głos coś by zmieniło? Szczerze w to wątpiła, dlatego postanowiła je zachować dla siebie. Dobrze, że Max chciał by w jego życiu zaszły zmiany, jednak chęci to jedno, a dążenie do nich stanowiło ciężką, usłaną wieloma przeszkodami drogę. Była tego świadoma, bo sama podjęła podobną decyzję - pragnęła odmiany od dotychczasowego życia, które nigdy dotąd jej nie rozpieszczało, a w ostatnich miesiącach dodatkowo dało popalić. Od momentu, kiedy w miarę ogarnęła swoje życie zachowywała się trochę inaczej, a przede wszystkim zaczęła czerpać z niego radość. Z tego też powodu, kiedy przytrafiła się jej poranna niespodzianka, zamiast się denerwować i szukać winnego wykorzystała ten dzień na zabawę. - Przydatne… możliwe. Nie miałam za dużo pomysłów, by wykorzystać tą umiejętność, chociaż wystraszyłam kilku uczniów, trochę nabroiłam w Wielkiej Sali i w sumie miałam z tego mega frajdę - przyznała, nie umiejąc powstrzymać szerokiego uśmiechu, który ukazywał białe zęby, wywołując dołeczki w policzkach. Słysząc entuzjazm w głosie Ślizgona zarumieniła się delikatnie - No wiesz, nie potrafię jeszcze… - urwała, ostatecznie machając dłonią na znak, że to nie ważne, choć w pierwszym odruchu chciała wytłumaczyć, że nie umie jeszcze dobrze łamać regulaminu czy wykorzystywać możliwości, jakie daje jej los. Nie była w tym tak dobra, jak Max, w gruncie rzeczy dopiero się uczyła. Widząc pierścień, chwyciła dłoń chłopaka lepiej mu się przyglądając, ale kiedy zdała sobie sprawę, że nie powinna przekraczać takiej granicy szybko ją opuściła. - Ekstra - przyznała, zaraz kręcąc przecząco głową na zadane pytanie. Tak naprawdę nie wiedziała niczego o Komnacie Tajemnic poza tym, co napisane było w książkach, a tam informacji nie było zbyt dużo, jakby obawiano się, że ktoś spróbuję odnaleźć to miejsce. Zdecydowanie zabawa była tym, czego potrzebowali, by na chwilę oderwać się od rzeczywistości, a pokój życzeń był do tego wręcz idealnym miejscem. - Nawet sporo - przyznała otwarcie, jednak w taki sposób jakby chciała uciąć ten temat. Może sprawa listy życzeń wydawała się odrobinę śmieszna, niemniej dla Olivii dość ważna. Wiele radości sprawiało jej odhaczanie kolejnych punktów, ale również dopisywanie nowych, dzięki temu miała wciąż jakiś cel w życiu, który często powstrzymywał ją przed robieniem głupot. Wysłuchała uważnie słów Ślizgona, oczywiście jej uwadze nie umknęło to, w jaki sposób reagował na samo wspomnienie o eliksirze, dlatego kierowana wrodzoną ciekawością w pewnym momencie zapytała - - Ktoś poczęstował cię tym eliksirem? - chociaż nie zamierzała wymuszać na nim zwierzeń. - Czyli tak naprawdę nie mam po prostu pewności czy eliksir, który wraz z czekoladkami zażył Moriusa był dobrze przygotowany, to w zasadzie wiele wyjaśnia. Sądziłam, że spożywamy to samo. - oznajmiła po chwili zastanowienia. Jej samej nie przyszło do głowy, że zachowanie chłopaka mogło być po prostu skutkami źle przyrządzonej mieszaniny. - To teraz druga sprawa - powiedziała, zeskakując ze swojego rumaka i zaczęła grzebać w torbie, idąc tym razem w kierunku samochodzików. - I czas na walkę - dodała, zawadiacko się przy tym uśmiechając - Jeździłeś tym kiedyś? - zapytała, chodząc między samochodzikami zanim wybrała ten w kolorze fioletu. - Muszę wiedzieć, co jest w tej fiolce - oznajmiła rzucając do Maxa prezent otrzymany od trolla, zanim wskoczyła do autka.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Była praktycznie że pewna, że chłopak za chwilę po prostu wstanie i wyjdzie z tego pomieszczenia, zgodnie z jej własnym życzeniem. W końcu to jednak nie było tak miłe spotkanie, jak planowała, że będzie. A ona z każdą kolejną sekundą czuła się coraz gorzej. Wszystkie jego słowa głęboko osiadały w niej samej i nawet nie wiedziała, w jaki sposób to skomentować prócz prostego "nie ma sensu o tym mówić". No bo co miała mu powiedzieć? Nie znajdowała odpowiednich słów, a i tak każde inne nawet grzęzły w jej krtani, która niebezpiecznie się zaciskała. Nie chciała płakać. Nie planowała tego. A już na pewno nie robiła tego po to, aby wywołać w nim jakieś współczucie, żal, czy cholera wie, co jeszcze. Po prostu jego słowa bolały, bo kompletnie nie miał racji, a ona nie bardzo wiedziała, jak może to wytłumaczyć. Poza tym, była tylko kobietą, która prawdopodobnie zanadto przejmowała się niektórymi kwestiami, zamiast puścić je koło uszu, aby sobie odpłynęły w niebyt. Nie mogła tak zrobić. To godziło i w jej troskę o innych, jak i w jej upór. - Oooo, no tak, bo za to ty zachowujesz się fair i w ogóle jak ucieleśnienie cnót wszelakich! - wypaliła od razu, kiedy wypomniał jej, że nie mogła płakać. Oczywiście od razu zgromiła go spojrzeniem zza kurtyny łez, które jeszcze nie wydostały się poza obręb powiek i oczu. Poderwała się z miejsca i zaczęła chodzić wokół, bez żadnego celu i bez żadnego konkretnego pomysłu na siebie w tym momencie. Po prostu wiedziała, że jeśli dalej będzie siedzieć w tym samym miejscu, to zwariuje, więc musiała w jakikolwiek sposób pozbyć się emocji, które w niej buzowały. Zatrzymała się nagle, słysząc kolejne jego słowa. -Nie ufam wam?! NIE UFAM?! - wysyczała w jego stronę, ciskając gromami z oczy. Nerwowym ruchem otarła prawą powiekę, bo łza w końcu się skropliła i zapragnęła udać się na wycieczkę po jej policzku. - Kurwa mać, Eskil! Myślisz, że gdybym ci nie ufała, to poprosiła bym wtedy abyś przyszedł do mnie?! - nie wiedziała, w jaki inny sposób mogłaby do niego dotrzeć, bo jak widać, wszystko, co mówiła, kompletnie odbijało się od jego mózgu i nie miało szans na zakorzenienie się nieco głębiej. Pokręciła głową z niedowierzaniem, że ktoś mógł aż tak bardzo nie rozumieć jej toku myślenia. - A nie przyszło ci do głowy, że robię to z troski o Ciebie? Że nie chcę cię wciągać w jakieś głupie bagno, w którym sama tkwię po uszy? Że chcę cię chronić? - zapytała w końcu, nieco spokojniejszym tonem, choć wciąż było pełno w nim brzydkich emocji. Jak miała mu wyjaśnić, że ona nie zamierzała zrezygnować z hipnozy, a on nie powinien o tym wiedzieć? Nie chciała, aby komukolwiek stał się krzywda, więc ograniczała tę wiedzę najbardziej, jak się tylko dało. Ludzie nie lubili hipnozy. Traktowali ją jak zło. I wypleniali u samych podstaw. A ona i tak zamierzała się z tym bawić. Więc nie mogła pozwolić sobie na to, aby wciągać w to swoich przyjaciół.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zazwyczaj faktycznie nie docierało do niego cokolwiek, co ludzie mówili o jego debilizmie. Ostatnimi czasy widać było jednak w ślizgonie dość sporą zmianę na wielu płaszczyznach i choć w większości był to krok w lepszą stronę, nie mogło obyć się bez kilku potknięć, które zazwyczaj z takimi zmianami nierozerwalnie się łączą. Widział nieco inne nastawienie gryfonki i cieszył się z tego. Dla niej także ten rok nie był zbyt łaskawy i dziewczyna potrzebowała w końcu odpocząć. Bez względu na to, czy udało już jej się pogodzić z poprzednimi wydarzeniami czy też nie, Maxowi nie umknęła jakaś nowa energia, która w dziewczynę wstąpiła, choć zdołał też wyczuć ten lekki dystans, jaki zaczął się między nimi pojawiać. -To już jakiś początek! Uprzykrzyłaś życie biednym, głodnym uczniom? - Zaśmiał się, bo potrafił wyobrazić sobie nie jeden scenariusz na podobny wybryk i był pewien, że na pewno Ci, którzy akurat w tym pomieszczeniu siedzieli raczej w większości nie skakali ze szczęścia. Ale zabawa na pewno musiała być przednia. Przekrzywił lekko głowę w geście niemego pytania, gdy urwała zdanie, ale nie miał zamiaru ciągnąć jej za język. Jeżeli uznała, że nie jest to żadna istotna informacja, nie miał zamiaru wymuszać na niej czegokolwiek. W tym roku dość boleśnie przekonał się, że czasem niewiedza jest błogosławieństwem. -Tak myślałem. Nie bez powodu jest komnatą TAJEMNIC, prawda? - Uśmiechnął się lekko, bo gdyby to było takie proste już dawno ktoś urządziłby sobie tajemny aquapark w tej mistycznej lokacji i połowa zamku wiedziałby, jak się tam dostać. A z tego, co Solbergowi było wiadomo, nikt nie miał pojęcia chociażby gdzie Salazar myślał o zbudowaniu pokoiku dla swojego potwora, a co dopiero, gdzie to faktycznie uczynił. Po raz kolejny gryfonka zbyła go ogólnikiem, co było dla Maxa szokiem, ale czy nie przyzwyczaił się już powoli, że jego ważniejsze relacje w końcu idą w tym kierunku? Nie dał po sobie pokazać żadnych emocji z tym związanych, choć w środku czuł się nieco dziwnie. Sam nie widział niczego złego w stworzeniu takiej listy, choć osobiście miałby problem z zapełnieniem jej. Był raczej kimś spontanicznym, kto daje się porwać nurtowi wydarzeń. Jeżeli miał cokolwiek na kształt marzeń to raczej były to rzeczy naprawdę już ciężkie do osiągnięcia, choć starał się nie umieszczać słowa "niemożliwe" we własnym słowniku. -Tak bym tego nie nazwał. Bardziej przypadkiem sam się na niego nadziałem raz... Czy pięć. - W większości to gra w Durnia powodowała, że przez chwilę w jego żyłach krążyła Amortencja, choć ten zjebany piernik najbardziej wpłynął na jego postrzeganie i obsesję na punkcie tego eliksiru. Przynajmniej dzięki temu dość mocno rozwinął się znów w swojej ulubionej dziedzinie. -Dokładnie. Wiesz, ja zawsze powtarzam, że jedyny pewny eliksir to ten, który się przyrządzi samemu. Nie jestem fanem gotowców. Chyba, że od Dearów lub z Pippina, tym jestem w stanie jeszcze zaufać. - Wyjaśnił, bo nie raz na spotkaniach kółka powtarzał im, by nie tykali czegoś z obcych kociołków. Nie bez powodu zresztą. Nawet zaklęcia wyjawiające skład nie mówiły nic komuś, kto się na tym totalnie nie znał. -Walkę? Przygotuj się na porażkę, piękna. - Zaśmiał się wskakując do najbliższego, żółtego samochodziku. Odnowił na sobie zaklęcie, dla bezpieczeństwa i złapał podaną mu fiolkę. Naprawdę temat nieznanych mikstur był dziś na czasie. -Zdarzyło mi się nie powiem. - Przyznał, bo nie raz podczas wakacji ze znajomymi wsiadali na te samochodziki, co czasem kończyło się mniejszymi urazami. -Skąd to masz? - Zapytał wyciągając przed siebie rękę z fiolką i dokładnie przyglądając się jej zawartości, a następnie odkorkował i ostrożnie powąchał. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, bo ciężko było nie rozpoznać jednej z najpopularniejszych w jego środowisku mikstur. -Wiggenowy. Bez wątpienia. - Wyciągnął z kieszeni różdżkę i niewerbalnie rzucił Liquidus Revelio, by zapoznać się dokładniej ze składem naczynka. -Nie widzę tu żadnych nieprawidłowości, więc raczej jest bezpieczny do spożycia. - Dodał, gdy już skończył magiczną analizę eliksiru, która jak się spodziewał nie wykazała żadnych rewelacji. Od zwykły eliksir leczniczy.
Prawda była taka, że nieważne co by robili, powrót do normalności, którą stanowiło wszystko sprzed wypadku był niemożliwy. Wówczas nastąpił upadek - dla Boyda, Maxa i Oliv, chociaż nie dla wszystkich było oczywistym, że i ona oberwała dość mocno, a co ważniejsze równie dotkliwie. Każde z nich musiało nauczyć się funkcjonować w nowej rzeczywistości i tylko od nich teraz zależało, jak będzie ona wyglądała. Dziewczyna ostatecznie pogodziła się z tym, co miało miejsce, niemniej jednocześnie postanowiła odgrodzić grubą kreską przeszłość, co wiązało się z tym, że między tą dwójką pojawił się widoczny dystans. Z jakiegoś powodu, który znany był tylko Oliv nie potrafiła postąpić inaczej; może to przez brak zaufania? może przez fakt, że Max odpuścił zostawiając ją ze wszystkim samą? może dlatego, że tak naprawdę sukcesywnie się od siebie oddalali, chociaż wtedy nie umiała tego dostrzec? Może to wszystko na raz. Nie zamieszała rozmyślać o tym, co było, a dzięki temu, że chwytała się chwili obecnej, stała się inna. Wiele osób w miłym komentarzu rzucało jej, że promienieje, częściej się uśmiecha i stała się bardziej przystępna, a patrząc w lustrzane odbicie sama potrafiła dojrzeć niektóre zmiany. Transformacji uległo również jej nastawienie do niektórych osób, otworzyła się mocno na nowe znajomości, z których czerpała czystą przyjemność. - Czasem czekałam, aż się najedzą - odpowiedziała rozbawiona - Żebyś widział minę pewnej Puchonki, przed którą pojawia się agama kołnierzasta gotowa do ataku - dodała, nie potrafiąc nie podzielić się tym szczegółem, bo przecież kiedyś się przyjaźnili - Niektóre dziewczęta nie przepadają za gadami, zapamiętaj to Solberg - pacnęła go w ramię, robiąc ewidentną aluzję do tego, że był Ślizgonem, a w herbie jego domu widniał wąż. -Po prostu łamanie regulaminu nie jest moja specjalnością, chociaż w ostatnim tygodniu skreśliłam już dwa jego punkty - wyjaśnia, odpowiadając na nieme pytanie, chociaż widoczne było u niej lekkie zawstydzenie. W zasadzie trochę wykorzystywała fakt, że wciąż jeszcze jest prefektem, ale teraz postanowiła się nieco poprawić, bo nie mogła wciąż tego robić, dodatkowo swoje obowiązki zrzucać na Bruna. - Niby jest, ale dobrze wiesz że trójce Gryfonów udało im się ją odnaleźć, tak przynajmniej mówią pogłoski, więc dlaczego teraz miałoby się to nie udać znowu? - uniosła do góry brew w pytającym geście, zaraz jednak dopowiadając - Zwłaszcza, że niby bazyliszek tam już nie ma, chociaż ta szkoła wciąż skrywa wiele tajemnic - ostatnie słowa nie budziły wątpliwości. Nikt chyba tak naprawdę nie jest w stanie dokładnie powiedzieć co działo się i dzieje między kamiennymi murami, miała wrażenie, że nawet dyrektorzy tego nie wiedzą, choć w teorii zarządzają tą placówką. Callahan nigdy nie przypuszczała, że ich znajomość potoczy się właśnie takim torem, że ścieżki ich życia nagle rozdzielą się. Wszakże wspomniała mu już o tym, jak postrzegała to co ich łączyło, sądziła, że to więź, którą jednocześnie uważała za nierozerwalną, lecz ostatecznie życie to zweryfikowało, wydając zupełnie inny osąd. Czy czuła się z tym dobrze? Absolutnie nie, zwłaszcza, że podczas tamtej rozmowy okłamała Ślizgona, jednak starała się o tym po prostu nie myśleć. Stało się. Koniec. Kropka. Zmiany jakie zaszły w ich relacji nie rozeszły się bez echa, mając na brunetkę ogromny wpływ - wzniosła wokół siebie mur przez który, aby się przebić należało być cierpliwym i wytrwałym - nikt nie był na to gotowy. W gruncie rzeczy stworzona przez Olivię lista zawierała w sobie równie spontaniczne punkty, co zachowanie Maxa. Można tam było znaleźć przeróżne rzeczy od pocałunku w deszczu po wspięcie się na najwyższe drzewo, jakie była w stanie znaleźć. Niektóre z nich były wręcz absurdalne, inne banalne przez co wywoływały śmiech, zwłaszcza, że dziewczyna zaczęła ją pisać w wieku siedmiu lat, kiedy nauczyła się składać litery w słowa. Niezwykła dzielić się tym z nikim, traktując jako największy sekret, chociaż podejrzewała, że Boyd wiedział, wszakże jakimś cudem podczas wakacji, spędzając z nim czas, zawsze mogła później odhaczyć kilka punktów. Odpowiedzi jakie otrzymała od bruneta, choć sporo wyjaśniały, to wciąż budziły u Gryfonki pewne wątpliwości, jednak nie zamierzała ciągnąć tego tematu dalej, bo tak naprawdę powinna porozmawiać o tym z Moriusem, który ostatnio był trudno dostępny. Zupełnie jakby celowo jej unikał. Ciężko było nie zgodzić się z Maxem i jego brakiem zaufania do eliksirów, których nie uwarzyło się samemu, chociaż Olivia unikała tej czynności niczym ognia. - Na twoją zawsze jestem gotowa - odpowiedziała, szeroko się przy tym uśmiechając. Zacisnęła dłonie na kierownicy, układając stopy na pedałach. - Co jest nagrodą wygranego? - zapytała, bo choć lubiła prostą rywalizację, to więcej frajdy czerpała z niej, kiedy mogła coś wygrać. Tym razem to Ślizgon miał możliwość dyktowania warunków, wszakże była pewna swojej wygranej. W momencie kiedy Solberg skupił się na eliksirze, dodała gazu uderzając w jego samochodzik, by następnie wycofać się i uciec przed ewentualnym rewanżem. - Dostałam od rzeźby trolla, gdy wybrałam się tam z Olą, taką rudowłosą Puchonką, to dziewczyna Fitzgeralda. Niestety ona straciła różdżkę - krzyknęła z drugiego kąta planszy po której jeździli. W tej kwestii nie zamierzała kłamać czy zatajać prawdy, jednocześnie nakreślając postać koleżanki, której Max pewnie nawet nie kojarzył. - Przyda się w takim razie - rzuciła, słysząc czym jest zawartość fiolki. Ponownie ustawiła się naprzeciwko bruneta, dodając gazu, by uderzyć raz jeszcze w jego autko - tym razem bez powodzenia, bo ten zdążył uciec. - I tak cię dopadnę - zagroziła, śmiejąc się w głos.