Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Rekonstrukcja bitwy o Hogwart:
Rekonstrukcja Bitwy o Hogwart
Dyrektor i nauczyciele szkoły postanowili pozwolić uczniom lepiej zrozumieć, jak naprawdę wyglądała tragedia tego historycznego wydarzenia sprzed 25-ciu lat i zorganizowali rekonstrukcję Bitwy o Hogwart. Każdy uczestnik, losowo przydzielony do jednej ze stron konfliktu może poczuć się jak uczestnik tego historycznego wydarzenia dzięki wyjątkowej akcji Ligii Pojedynków.
Zasady i dodatkowe informacje
•UWAGA! Jeśli Twoja postać, lub ktoś dla niej bardzo ważny brał udział/ucierpiał w Bitwie o Hogwart, proszę o dokładne przemyślenie udziału w evencie!
• Na wejściu do pokoju życzeń, każdy z was otrzymuje biały lub czarny pierścień. Jasny oznacza, że jesteście po stronie obrońców Hogwartu, ciemny, że jesteście napastnikami. Pierwsza osoba, która napisze posta rzuca kością k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymuje ciemny pierścień, nieparzysty - otrzymuje jasny pierścień. Kolejne pierścienie rozdawane są naprzemiennie bez rzutu kością. • Pierwszy post, bez względu na to, gdzie wylądujecie, musi znaleźć się w tym temacie! • Każdy z was, ze względu na ilość kuferkowych punktów z zaklęć i OPCM, staje przed jedną z trzech par drzwi: ~0-15 pkt. - Żółte drzwi prowadzą was do miejsca, które wygląda jak Korytarz przy Wielkiej Sali. (zostajecie w tym temacie) ~16-25 pkt. - Białe drzwi przenoszą was na Dziedziniec Wieży z zegarem ~>25 pkt. - Zielone drzwi przenoszą was na Błonia • Obowiązuje KATEGORYCZNY ZAKAZ używania zaklęć czarnomagicznych! • Po zakończeniu rekonstrukcji, kadra Hogwartu dba o wyleczenie wszelkich ewentualnych obrażeń, jakie mogliście otrzymać. • Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Ilość punktów z Zaklęć w kuferku: tu wpisz ilość</zgss> <zgss> Kolor pierścienia: </zgss> biały/czarny
• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2 pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1 pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
Zasady dla osób, które walczą w tym temacie
•Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć tylko z jednym rywalem! • Kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji. Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście. Jeśli wybraliście Transmutację, możecie korzystać tylko z zaklęć z tej dziedziny, które nie wymagają więcej niż 15 pkt w kuferku! • Atak powyżej 85 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 30-85, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 30 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony. • Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na podłogę, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia. • Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
-Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
-Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie kostką literką, żeby zobaczyć, co wam się przydarzyło w trakcie walki:
Scenariusze:
•A,C,E,G,I - nic się nie dzieje •B.....yło blisko - Walcząca obok para widocznie zatraciła się w pojedynku, a jedno z ich zaklęć przeleciało obok Ciebie, dekoncentrując Cię. Otrzymujesz -20 do obrony w tej rundzie. •D....rewniany atak - Obok was galopują przetransmutowane biurka. Skupieni na pojedynku, nie zwracacie na nie uwagi i jedno z was wpada na ożywiony mebel. Dorzuć k100. Wynik mniejszy niż 50 oznacza, że efekt dotyczy Ciebie, a wyższy lub równy 50. Jeśli k100 było parzyste, osoba, której dotyczy efekt traci -20do ataku w tej rundzie, a jeśli było nieparzyste. traci -20 do obrony. •F....ikuśne rozproszenie - Jedno z szalejących obok zaklęć trafia prosto w znajdującą się obok roślinę, a jej liście wpadają Ci do ust. Tracisz -20 do ataku, a następne zaklęcie, jakie rzucisz, musi być niewerbalne, ze względu na resztki rośliny w ustach. •H....isteria - Widać całe to wydarzenie zbyt mocno przeraziło jednego z uczestników, którego opętała histeria. Nie patrząc, co robi, wpadł na Ciebie, wytrącając Ci różdżkę z ręki. Nie masz możliwości obrony w tej rundzie. •J....azda ze skrzatami - Jak to w prawdziwej bitwie, nigdy nie wiesz, czego mogłeś się spodziewać. Nagle zauważasz, że między nogami latają wam skrzaty, które miały pomóc w walce. Osoba, która ma czarny pierścień obrywa od skrzata po łydkach i przez to nie jest w stanie wyprowadzić w tej rundzie ataku!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Dodatkowo: </zgss>
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Parsknął, tak po prostu, bo i cóż innego miał jej odpowiedzieć na to głupie zwrócenie mu uwagi. - Bo Terry Watts jest pustym cwelem. - Podkreślił to po raz kolejny, ściągając brwi w nieco gniewnym wyrazie. - Nie ma zielonego pojęcia o sztuce… a w dodatku przyklejał Claudine muchy do warkocza, gdy byliśmy w trzeciej klasie, a potem rechotał, gdy dałem mu za to w zęby. - Przypomniał jej z zabójczą precyzją, nie mając pojęcia czy Caelestine w ogóle wie, o której sytuacji mówi. Mówił cokolwiek, byleby tylko odwrócić jej uwagę od bólu i konsekwencji wiążących się z tym stanem u jego siostrzyczki. Przy okazji wykazał się nieostrożnością, gdy tak okrutnie i jakże bezmyślnie się przed nią obnażył. Przyznał się, w końcu się przyznał, że zależy mu na Dinie trochę bardziej, niż to zawsze mówił. Był przekonany, że szczerze jej nienawidzi i właśnie tak zawsze oboje to wszystkim przedstawiali, gdy bez krępacji tłukli się słowami na korytarzu. Wychodziło jednak na to, że Swansea dbał o nią… na ten swój popierdolony sposób, którego nikt wokół nie pojmował. Nie chmurzył się dłużej, niż było to konieczne, po prostu spacerował nerwowo wzdłuż ściany, mając nadzieję, że Caelestine po prostu go posłucha i przywoła myślą coś - cokolwiek - z czego mogliby w tym momencie skorzystać. Cokolwiek miękkiego uratowałoby mu życie, nawet zwykła, prosta kanapa. Kiedy pojawiła się klamka, bezmyślnie chwycił ją między palce i trochę niezdarnie, bo wciąż trzymał Cysię, przekroczył próg. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi pokoju życzeń po prostu się roześmiał. Spontanicznie i gardłowo, ale tak szczerze jak od dawna się nie śmiał. - Jak TY to zrobiłaś. - Poprawił ją, a jego głos wręcz drżał od tłumionego rozbawienia. - Naprawdę? Mogłaś wyobrazić sobie wszystko, a ty chciałaś zobaczyć dom? - Zapytał uszczypliwie, ale przeszedł przez pokój, aby wsunąć Puchonkę do jej własnego łóżka. Ułożył ją na miękkich poduszkach, nachylając się w ślad za nią, aby ucałować jej czoło. Robił tak zawsze, gdy trapił ją jakiś wyjątkowo paskudny sen… czyli stosunkowo często przy jej wieszczych tendencjach. - Potrzebujemy przemeblowania? - Zapytał zaczepnie, nie potrafiąc powstrzymać się od drobnej uszczypliwości nawet w stosunku do niej i w sytuacji, w której ewidentnie cierpiała. Rozejrzał się jednocześnie po wykreowanej przez nią rzeczywistości, doszukując się w niej czegoś smutnego, czego po prostu nie potrafił w tym momencie nazwać. Wątpił czy kiedykolwiek będzie umiał to zrobić. I zadała mu pytanie. Tak kompletnie abstrakcyjne, że nawet przez myśl mu nie przeszło odpowiedzieć inaczej. - Dyniowe - chlapnął głupio, zaciskając mocniej wargi, gdy uświadomił sobie, że to niewłaściwa odpowiedź. - Nie, marchewkowe chyba bardziej. - Zmienił zdanie, spoglądając na jej rudawą czuprynę z zainteresowaniem. - Dlaczego pytasz?
Autor
Wiadomość
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Babcia zawsze mówiła, że dopiero jak dwoje ludzi ze sobą zamieszka to okazuje się czy są w stanie ze sobą żyć. Nie miała pojęcia jak widzi to Riley, a tym bardziej jak ona chciałaby widzieć ich wspólne mieszkanie. Ekscytowało ją to choć też trochę stresowało. Czy nie będzie mu przeszkadzać to, że ona w gotowaniu jest niczym pijana sklątka tylnowybuchowa? Wiedziała, że w końcu o tym porozmawiają, zapewne już niebawem, gdy tylko zbierze się i poinformuje o tym Elijaha. Teraz mogli zając się jednak wyszukiwaniem pyszności i wspólnym spędzaniem czasu. - A tu wystarczy być dorosłym i zobacz, słucham rozsądku i namawiam ciebie do tego samego. Jestem okropna. - ale roześmiała się, aby też pokazać, że po prostu sobie żartowała. Będąc małym brzdącem planowała zwiedzić cały świat tak jak Éléonore a teraz, gdy niedługo kończyła studia dalej miała problem z umiejscowieniem swojej przyszłości w jednym konkretnym zawodzie. Sztuką nie będzie zarabiać, to pewne. Musi na szybko znaleźć coś, co pokocha od razu nim Riley odkryje jej niezdecydowanie. - Ja czuję bardzo dużo sera, a więc już kocham tę zapiekankę. - wyłożyła obie porcje na talerzyki, które oczywiście pojawiły się znikąd, co przypomniało jej gdzie są. Zaśmiała się pod nosem i zgarnęła jasny kosmyk włosów za ucho. - Jesteśmy w pokoju życzeń i możemy zażyczyć sobie czego tylko pragniemy. A ja wcale nie muszę, bo już to spełniłeś i żaden magiczny pokój mi nie mógłby dać tego, co ty. - oznajmiła z szerokim uśmiechem i usiadła grzecznie naprzeciwko niego, od razu biorąc sobie kęsa zapiekanki. Skrzacia kuchnia była niebem na ziemi, ale raj to kosztowanie tej kuchni z kochaną osobą. - Mmm... to co według ciebie musi być najważniejszego w naszym przyszłym wspólnym mieszkaniu? Przechowalnia na składniki? - przymrużyła jedno oko i popatrzyła na chłopaka znad zapiekanki. - Portret jakiegoś dziadka albo ciotki? - tutaj odrobinę żartowała, co też dała mu znać przez puszczenie mu oczka. - Ulubiony skrzat? Powinniśmy to omówić, bo nasze gusty wyposażenia wnętrz diametralnie się różnią i nawet nie myśl o ustępowaniu. Ma być wygodnie. - ona miała bardzo przytulny i puchaty pokój, on wypełniony czaszkami, słoikami z dziwnymi cieczami i niech Merlin będzie jej świadkiem, że nie pozwoli, aby w sypialni stała choć jedna, jedyna malutka i niegroźna marynowana para oczu. Od tej myśli chciało się jej śmiać, a więc wgryzła się w zapiekankę, aby nie parsknąć śmiechem.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie powstrzymałem cichego parsknięcia, przyłączając się do niej w rozbawieniu jej słowami. - Ktoś tu musi być rozsądny. - Podsumowałem, nie będąc w stanie nie uśmiechnąć się z pewnym rozczuleniem. Do tej pory, jak mi się zdawało, byliśmy rozsądni zawsze naprzemiennie. To mimo wszystko świadczyło całkiem nieźle o naszym zgraniu się. Chociaż jednocześnie perfekcyjnie wskazywało, że z nas to jest raczej para emerytów, a nie nastolatków. Mało w nas było porywów kompletnej spontaniczności, ale do tej pory niezwykle mnie to cieszyło, ponieważ każda taka chwila tylko upewniała mnie w tym przekonaniu, że nie zawsze trzeba być nastolatkiem z buzującymi dziko hormonami, aby spędzać miło czas w towarzystwie drugiej osoby. Dzięki temu nie czułem się tak nie na miejscu… Przyjąłem porcję zapiekanki od Elaine, wbijając w nią widelczyk i przyglądając jej się jak mówi oraz się uśmiecha. Nic więcej nie było mi potrzebne. Mógłbym oglądać jej radość całymi dniami. - Czy ja wiem - udałem zawahanie, niby przypadkiem muskając palcami zaczarowany koszyk. - Mnie tam brakuje jeszcze mrożonego koktajlu. - Oczywiście, kilka sekund później zadzwoniły szklaneczki. Skrzacia wersja nie była tym samym rodzajem napoju, który piliśmy po spotkaniu w księgarni, to prawda, ale i tak budziła miłe wspomnienia. Lekki uśmiech, który powlekł moje wargi i tak sugerował, że doskonale wiem co ma na myśli oraz jestem jej za te słowa wdzięczny. Nabrałem pierwszy kęs zapiekanki i zważyłem go ruchem nadgarstka, zastanawiając się nad odpowiedzią na jej pytanie. - W zasadzie to ze wszystkim trafiłaś. - Westchnąłem, robiąc minę winnego i nie potrafiąc powstrzymać się przed lekką niepewnością na myśl, że mogłaby faktycznie chcieć, aby w naszym wspólnym mieszkaniu znalazło się miejsce na schowek na składniki. Niemniej, byłby przydatny. Portret mamy również. No i skrzat, który dostał mi się niejako w „spadku” po Finnie. Opowiedziałem jej o tym wszystkim, dodając jeszcze, że zabiłbym za niewielką biblioteczkę. No bo jak to tak krukońskie mieszkanie bez małego kącika na ulubione lektury? Rozmawialiśmy, jedliśmy obiad, potem się przytulaliśmy. To był naprawdę miły wieczór.
| ztx2
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
W sumie nie chodziło o to, że tego potrzebował. Nawet nie wiedział, jak miałby się do tego zabrać. Pewnie się zastanawiacie, o co dokładnie chodzi... Już wyjaśniam. Dick znalazł się w pokoju życzeń kompletnie przypadkowo, nie zrobił tego specjalnie. Zwyczajnie wałęsał się po szkolnych korytarzach, szukając miejsca, w którym mógłby się zdrzemnąć... Tak. Miał swoje własne łóżko, ale nie ma żadnej frajdy w spaniu, kiedy wokół ciebie łazi kilku chłopaków, szczebioczących do siebie jak piętnastolatki. Musiał się skupić, zrelaksować... I tak zaglądał do każdej sali, która nie była zamknięta lub używana od jakichkolwiek zajęć. I akurat trafił na otwarte drzwi do bliżej nieokreślonego miejsca. Dosłownie, pojawiły się znikąd bo nie kojarzył, aby kiedykolwiek wcześniej je widział. Zawsze lubił twarde materace, a kanapa wyglądała jakby właśnie taka była. Twarda, niewygodna do dłuższego siedzenia... Ale spania? Zamknął za sobą drzwi i podszedł do mebla, zdjął buty, usiadł, przez moment rozprostowując palce i... Położył się w dogodnej dla siebie pozycji, jaką były plecy i zamknął oczy, nawet nie fatygując się i odliczając czasu. Kiedyś to robił, aby zasnąć... Teraz czuł, że nie było mu to całkowicie potrzebne. Czuł jak, powieki zaklejają mu się podczas drogi do tego miejsca, dlatego nie miał dzisiaj problemy, aby troszkę odlecieć. Dzięki Merlinowi za zasłony w tym miejscu, które teraz nie dopuszczały żadnej formy światła do tego pomieszczenia. Odetchnął, otwierając lekko usta i rozluźniając każdy mięsień swojego ciała. Rzadko kiedy ma czas dla Dickensa.
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Gryfonka chodziła od rana po całym Hogwarcie.Po co to nawet sama nie wiedziała. Po prostu się nudziło dziewczynie i nie miała co robić. W końcu koniec roku i co dalej robić. Zwiedziła praktycznie każdy zakątek Hogwartu. Po drodze spotkała wielu uczniów ale żaden nie zrobił na niej wiekszego wrażenia. W końcu zostało Mad ostatnia część zamku a konkretnie wszyscy mówili na niego Pokój życzeń. Może kogoś spotka tam interesującego. Kto wie..Weszła, wcześniej myśląc:"Chcę, bym znalazła się w pokoju, który by mnie ukrył".I spełniło się. W końcu wlazła do omówionego wcześniej pokoju i zobaczyła dosyć ciekawy wystrój tego pomieszczenia. Było idealnym wręcz zakątkiem do relaksu i wyspać się mozna pożadnie. Po chwili dopiero Mad zauważyła jakiegoś chłopaka .Chyba wyglądał na ten sam wiek co ona a może młodszy. Może by trzeba było zagadać. Na sam początek postanowiła się przedstawić i się przywitać. - Cześć, jestem Madeleine Ford,Gryfonka ostatni rok studiów.- Powiedziała uśmiechając się lekko do niego.
Dickens V. Vardana
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Naprawdę odpłynął, chociaż miał z tym problemy w tej szkole. Nie znosił tych pomieszczeń, które nazywali dormitorium, a chociaż przydzielonych miał samych studentów z wymiany... I nie było ich aż tak wielu, jakby się mogło wydawać. Serdecznie nie znosił tego uczucia, którym był ich oddech na karku. Dlatego tak rzadko tam zaglądał, a jeszcze rzadziej tam sypiał. Nie usłyszał pojawienia się w pokoju drugiej osoby. Gdyby miał strzelać, był przekonany, że raczej nikogo tutaj nie spotka. Nie wiedział dokładnie, na jakiej zasadzie działał tej pokój, faktycznie wymyślasz sobie, co chcesz, coś, czego naprawdę w danym momencie pragniesz i ot, tak, pojawia się magicznie przed naszymi oczami? I czy inni mieli wstęp tutaj, chociaż marzyli o czymś innym? Nie wiedział, nie wnikał. Kiedy usłyszał głos, otworzył oczy, przez moment skupiając się na rozmazanym obrazie, do momentu aż się nie wyostrzy. Westchnął przeciągle, unosząc kącik ust do góry, kiedy rozpoznał dziewczynę, a nie długowłosego trzecioklasistę, który mógłby go wykorzystać. No tak, w końcu Dick to szczyt nastoletnich marzeń. Brakowało tylko blizny na twarzy, aby miał większy urok. Nie wstał i cały czas leżąc, wyciągnął w jej kierunku dłoń.-Zbyt dużo informacji. Dickens.-Przyglądał się jej spokojnie, chociaż wcale nie wyglądał, aby był czymkolwiek zadowolony. Bruzda między jego brwiami się powiększała, a jego spojrzenie lustrowało jej postać, jakby była niezwykle ciekawym okazem. Uwielbiał kolczyki, szczególnie te w okolicach ust.
Była zła. Była rozczarowana. Była zawiedziona. Ale nic nie równało się z tym, jak nagle stała się nakręcona na sport i treningi. Zapowiadał się przecież mecz finałowy, wyglądało też na to, że miał się odbyć całkiem niedługo. Potrzebowała teraz jakiegoś sposobu na wybieganie się, choć wiedziała, że mogła być w tym raczej osamotniona. Walczyła gdzieś przy okazji z chęcią napicia się na smutno, posiedzenia w ciszy, pobicia kogoś quidditchową pałą... Generalnie miała mętlik. Wiedziała jednak, że świetnym pomieszczeniem, które znałoby jej wymagania okazałby się Pokój Życzeń z siódmego piętra. Choć nie wiedziała jeszcze, jak do niego dotrzeć, doskonale zdawała sobie sprawę z jego istnienia oraz z sposobu, w jaki się tam dostawało. Uroki skrajnej wścibskości względem tajemnic szkolnych korytarzy. - Witajcie w Raju. - nie była tu sama, bo towarzyszyły jej Loulou oraz Hemah, zapewne równie zmieszane emocjonalnie, co Morgan. Gdzieś po korytarzu powinien kręcić się też Fergie, który obiecał pojawienie się wcześniej. Po jej słowach tłuczek śmignął w powietrzu, zmuszając je do uchylenia głów, a potem pomknął z powrotem do sali po kolejnym względnie zgrabnym uniku pani kapitan. - Rozgośćcie się. - zaśmiała się, widząc pomieszczenie w pełnej krasie. Wyglądało jak ogromna polana, na której środku rosło drzewo o gałęziach całkiem nieźle umożliwiających wspinaczkę. Z jednej z nich coś wisiało. Pod ścianą z drzwiami znajdowały się stoły z krzesłami, jednak były one zupełnie puste. Po obu stronach od wejścia do sali znajdowały się pojemniki z pałkami quidditchowymi, którymi wręcz należało się poczęstować, żeby tutaj przeżyć. W końcu po polanie radośnie hulał tłuczek...
Z Pokojem Życzeń miała już styczność, spotykając się tutaj z Chloé. Teraz, kierując się w jego stronę z Moe i Hemah nie tryskała szczególnie energią. Miała ochotę wyładować na czymś wściekłość za spieprzony mecz. Czuła się wciąż winna temu, że Emerson oberwał i stracił kafla, choć mógł zdobyć punkt, że Pro bodajże dwukrotnie dostał tłuczkiem. Niby cieszyła się, że Nancy, świeżo po przejęciu dowodzenia nad swoją drużyną nie dała plamy, że popchała ich do zwycięstwa w jednym meczu, ale... Dlaczego musiał to być mecz z nimi? Pojawiała się jednak myśl, że wciąż nie wszystko stracone, gdyż czekał ich jeszcze mecz z Krukonami. Na ostatnim sparingu udało się ich rozgromić, więc istniała szansa... A później w grę wchodziły czynniki, olejne zajęcia, na których ktoś mógł być kontuzjowany oraz wiele innych. Miała dość ciągłych myśli o meczu i o tym, co można było zrobić, a czego się nie zmieniło. Napiłaby się, gdyby wiedziała, od kogo może skombinować odrobinę alkoholu, wciąż jeszcze nie mogąc kupić samej. Cholerne urodziny w grudniu. Wciąż pogrążona we własnych myślach weszła do pokoju za kapitan i oniemiała. Tak, jeśli tak wyglądał raj, to ona tu zostaje. - Ja... Ja tu zostanę do następnego meczu, dobra? - spytała ze śmiechem, czując, jak na moment poprawia jej się humor. Podeszła, nieomal podbiegła, do kosza z pałkami, po czym wybrała jedną. Podrzuciła nią w dłoni, sprawdzając jak leży, a widząc nadlatujący tłuczek, zamachnęła się i posłała go w drugim kierunku. Pierwszy fragment złości został odesłany na drugą stronę. - Że też nie wpadłam na takie wykorzystanie tego pokoju - dodała, wzdychając cicho, i nie przestając wodzić za tłuczkiem spojrzeniem. W końcu oderwała się, przesuwając wzrok na dziewczyny. - Co w planach? Reszta drużyny dojdzie? - dopytała, spoglądając ukradkiem na puste stoły, a także wielkie drzewo. A może tak wejść na nie i ukryć się w koronie?
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Była zmęczona. Po prostu, po ludzku. Ciągłymi treningami, narzucanym sobie tempem, presją, która mocno siadała na psychikę. Nie jest dość dobra, co ona robi w drużynie narodowej? Jest wciąż dzieciakiem, a rzuciła się na wodę tak głęboką, iż cudem jeszcze łapie powietrze. Znajduje się na skraju utonięcia. Powinna te szkolne rozgrywki traktować jak zabawę albo w ogóle nie grać - to byłoby zdrowsze. A jednak nie umiała, podchodząc do wszystkiego poważnie. Na tyle, że jeszcze trochę i z przeładowania stresem przestanie się czymkolwiek przejmować. Nerwy odreagowała w kuchni. Zdążyła już dopaść wałka oraz piekarnika, owoców i jajek. Zrobiła desery dla drużyn, a Barney prawie zniszczył jej jeden z ostatnich listów, mając dość latania z paczkami słodyczy. Chociaż to przekochana sowa, miejscami umie pokazać pazury. Informacja o imprezie dała jej kolejny powód do siedzenia w kuchni. Robiła zimne i ciepłe przekąski, stopniowo pozbywając się większości negatywnych emocji. Nie można wszak bawić się na głodno! W wirze twórczym (obejmującym podejrzanie dużo noży) zdążyła naprawdę się odstresować. Wobec tego teraz wesoło szła w stronę pokoju życzeń, niosąc paczki i magiczne opakowania grzejące, aby nic w razie nie wystygło. Drzwi się z wolna materializowały, a kiedy się otworzyły, coś zimnego i obrzydliwego spłynęło po dziewczynie. Uczucie stresu wróciło na nowo. To nie miała być impreza? Zabawa? Skąd tu tłuczek i pałki... Zapiekło ją pod powiekami; zamrugała szybko, aby ukryć tę wilgoć. Nawet Morgan uważa, że Hem powinna więcej ćwiczyć. Ścisnęło jej wnętrzności, a płuca zaczęły domagać się większej ilości tlenu. Z trudem przełknęła ślinę. - Jak dla mnie to tutaj jest karygodny brak wanny, aby to był raj - odpowiedziała przekornie. Nie chciała dać po sobie znać, że coś jest nie tak. Szybko zatem podeszła do stołów i zajęła się rozstawieniem bufetu. Odruchem uchylając się przed tłuczkiem, który mało nie uderzył jej w tył głowy. Wzięła wolno głębszy wdech, słysząc jeszcze plany Lou. A potem uśmiechnęła się. - Najwyżej im pomożemy dojść - puściła jej zaczepnie oczko. Nie paliła się do łapania za pałę i atakowania tłuczków. Naprawdę... Chciała ten jeden wieczór sobie odpuścić. Ale Morgan zapewne ma rację. Nie powinna trwonić czasu na odpoczynek. - Któraś wzięła wiggenowe? Albo jakąkolwiek apteczkę? Mogę wrócić się i przynieść - zaproponowała. Z tłuczkami lepiej być zabezpieczonym.
Jego pierwszy mecz i od razu porażka. Właściwie odpowiedniejszym słowem był tutaj wpierdol, bo bez bólu głowy się nie obeszło. Można było zrzucić to na brak przygotowania, rozkojarzenie, szczęście rywala i wiele innych, tylko po co? Gdyby zawsze się wygrywało, życie byłoby nudne. Choć na ten pulsujący łeb załatwił sobie worek z lodem, bo bez zimnego okładu byłoby ciężko. W pokoju życzeń jeszcze nie był, ale dostał od pozostałych instrukcję, jak się tam dostać. Rodziła się w nim nadzieja, że jednak może nie uchyli przed nim swoich drzwi i da mu odpocząć po tym krótkim meczu, ale los tym razem mu "sprzyjał". Przeszedł przez wrota, które co dopiero się przed nim pojawiły i podniósł rękę w powitalnym geście. Chwilę przystanął. Patrząc po minach pozostałych, stwierdził, że przeżywają to bardziej niż on. Przecież jest jeszcze jeden mecz przed nami - stwierdził, nie dzieląc się tą złotą myślą z pozostałymi. W powietrzu wisiał tłuczek, a on już miał ich na dziś dość. W końcu zdobył się na miły gest i podszedł do Moe, objął ją ramieniem i poczochrał po głowie. -Jeszcze się będziesz śmiała z puchatków podnosząc puchar. - rzucił do niej i wisiał tak oparty przez chwilę, aż puścił uścisk. Marzył o masującym fotelu, tabletce na ból głowy i szklance wody. Wszystko to dostał w mgnieniu oka przed sobą. Aż grzech było nie skorzystać, od razu połknął kapsułkę. -Lou! Właśnie, czy ja się do kogoś mocno dostawiałem ostatnim razem na imprezie? Dostałem jakieś dziwne pogróżki listowne. - zapytał z ironicznym uśmiechem, przypominając sobie, że jeszcze przed grą odpisywał na coś, czego nie do końca rozumiał. Nie przypominał sobie, żeby odwalił coś podobnego. Nawet to zabawne było, bo wraz z groźbami o odpowiedzialności karnej, zaraz dostał takie, o samodzielnym wymierzaniu sprawiedliwości. Hipokryzja, ale co zrobić, był tylko ciekaw, czy dobrze pamięta wszystko. A może film mu się urwał? Było sztywno w luj, niemal jak na stypie, a nic tak nie pozwalało nie myśleć, jak kopanie piłki. Przynajmniej w jego przypadku, bo wolał mugolski sport od tego, który naprzykrzył mu guza. Może nieco podrasowany, bo nie sądził, że każdy zrozumie od razu na czym to polega.. No i już. W odległości kilkunastu metrów od niego pojawiła się wisząca pętla, nie za duża, nie za mała w jednym z rogów polany. Zaraz po tym na jego stopę spadła dmuchana, skórzana piłka. Odbił ją kilka razy do góry, po czym na niej stanął. -O! Zagrajmy w prawdę lub wyzwanie. - powiedział zadowolony, bo pokój życzeń zdawał się spełniać wszystkie jego zachcianki. -Zasady są proste. Kopnięciem wbijamy z tamtąd gałę w pętlę, jeśli ktoś nie trafi, druga osoba każe mu coś zrobić, albo odpowiedzieć prawdą na zadane pytanie, by później samej spróbować szczęścia. Ktoś chętny? - o tak hazard to on lubił, nawet jeśli stawką były jego tajemnice. A może zwłaszcza gdy, bo co to za gra bez dreszczyku emocji i o nic.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Pokój Życzeń stał się sporą polaną z olbrzymim drzewem wiśni japońskiej na samym środku 'pomieszczenia'. W różnych miejscach nowo powstałej lokacji, w na tyle bezpiecznym oddaleniu od siebie, aby nie wpadać na siebie nawzajem, można znaleźć różnego rodzaju atrakcje, zarówno dla łasuchów, jak i sportowych świrów, którzy po meczu nie mają jeszcze dość wrażeń, albo wręcz jeszcze bardziej jakichś potrzebują. Przy drzwiach wejściowych znalazł się cały rząd stołów wypełnionych przygotowanym i przyniesionym przez Hemah jedzeniem. Gałąź wiśni ozdabia prowokująca do atakowania jej piniata. Po przeciwległej stronie polany ujrzeć można pojedynczą pętlę oraz zestaw różnego rodzaju piłek. A imprezowiczów przy okazji prześladują fruwające po polanie tłuczki.
Poczęstunek od Hem
Stołów w 'sali' pojawiło się tyle najwyraźniej nie bez powodu. Hemah przygotowała posiłki na wszelkie okazje i każde podniebienie z całą pewnością znajdzie wśród przekąsek coś dla siebie. Wybór pierwszej potrawy, którą chcemy się poczęstować jest losowy - później mamy już pełną dowolność względem dobieranych przysmaków.
Rzuć kością:
1 - Panna cotta z krwistą pomarańczą Ozdobiony plasterkami czerwonej pomarańczy deser dumnie leży na talerzykach. Lekko kwaskowaty, jogurtowy w smaku, po zjedzeniu ozdabia skórę krwistymi wzorami. U jednego mogą wyglądać jak tygrysie paski, u innego jak witraż, tribal, koronka. Wszystko zależy od osoby. Trwa do końca imprezy.
2 - Brownie z truskawkami Ciężkie ciasto przekładane jest plasterkami truskawek. Gorycz czekolady łagodzi słodycz owoców, nie wspominając o walorach estetycznych. Zaś po zjedzeniu między włosami pojawiają się drobne kwiatuszki . Ich wyrwanie nie sprawia bólu, acz jeśli nie zostaną zebrane, urosną do końca imprezy w żywy wianek.
3 - Ravioli ze szpinakiem i mięsem świergotnika Malutkie pierożki, piętrzące się na grzejącym je talerzu oraz oprószone serem. Świergotniki mają delikatne mięso, w smaku lekko pieprzowe. Z kolei zjedzenie go znacząco poprawia zdolności wokalne - niekoniecznie chce się śpiewać, ale głos robi się czysty, u mężczyzn głęboki, u kobiet dźwięczny. Niesamowicie przyjemny dla ucha. Trwa do końca imprezy.
4 - Taco z mięsem hipogryfa Kilka misek zawiera różne składniki, a na głównym talerzu leżą kukurydziane tortille - wszystko gotowe, aby samodzielnie dobrać sobie proporcje do idealnego taco. W jednej z największych misek znajduje się przyprawione mięso hipogryfa. Ma mocny aromat i wyjątkowo ciemny kolor. Zaś po zjedzeniu na policzkach pojawiają się drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie. Trwa do końca imprezy.
5 - Skrzydełka paqui w sosie z hibiskusa ognistego Dość spore, pieczone i cudowne ostre, zachęcają chrupiącą skórką. Ułożone są razem w sporej, grzejącej misie. Przypominają w smaku dziczyznę, a po zjedzeniu niesamowicie działają na włosy - zaczynają łagodnie mienić się różnymi kolorami tęczy. Trwa do końca imprezy.
6 - Kanapeczki z wędzonymi na zimno plumpkami Niewielkie, ale bogate w dodatki, ułożone na dużej paterze. Pomiędzy listkami alg oraz fantazyjnie krojonymi warzywami są kawałki czerwonego mięsa plumpek. Słone oraz smakujące oceanem po zjedzeniu sprawiają, że przy mówieniu z ust dobywają się kolorowe bańki. Bańki na szczęście nie smakują mydłem. Trwa co najmniej 1 post.
Napitek od Hynka
Profesor Bozik przybył z własną beczką piwa i zostawił ją na jednym ze stołów. Zaraz po tym, wokół beczki pojawiły się różnokolorowe szklanki, do których można sobie tego piwka śmiało nalać. Pierwsze losujemy, kolejne dobieramy już wedle życzenia. W końcu to Pokój Życzeń. Co więcej - alkoholem nie upijecie się mocniej, niż do około 0,5 promila, bo pomieszczenie pilnuje Waszego upojenia i w razie potrzeby redukuje moc trunków. Możecie również pić oferowane trunki zupełnie pozbawione procentów - po dmuchnięciu w pianę na powierzchni piwa traci ono alkoholową moc zupełnie, choć magiczny efekt pozostaje bez zmian.
Rzuć kością/Wybierz:
1 - biały kufel - Pszeleszczyna, jasne, wyglądające na pszeniczne piwo, jednak w smaku zadziwiająco orzechowe. Po wypiciu wywołuje polepszenie zmysłów - szczególnie węchu oraz słuchu. Jesteś w stanie wyczuć nawet zapach innych osób na swoim ubraniu niczym najlepszy pies gończy. Do tego żadna plotka Cię nie ominie przy tym słuchu, choćby było to szeptanie w odległym rogu sali. Trwa 2 posty. 2 - fioletowy kufel - Czarnylas - wiśniowe, choć mające różne twarze piwo o kolorze mętnego szkarłatu. Może okazać się jednocześnie lekkim, jak i bardzo ciężkim trunkiem. Po napiciu się przywołuje wspomnienie - rzuć dodatkową kostką: Parzysta - wspomnienie jest miłe. Poprawia Ci humor i pozwala się rozluźnić, jeśli miałeś z tym problem. Nieparzysta - wspomnienie jest bolesne i choć nie rusza Twóich najgłębszych lęków, chyba otwiera Cię na innych. Roztrzęsiony masz ochotę tylko na to, aby się do kogoś przytulić i schować w jego ramionach. Po tym się uspokajasz. 3 - czerwony kufel- Rubinowy Smok, doprawiony ponoć jalapeño oraz hibiskusem ognistym. Piwo to ma mocny, czerwony kolor i unoszą się znad niego kłęby dymu wywołującego swędzenie nosa. W smaku jest ostre, zimno piwa przeplata się z gorącem dodatków, tworząc osobliwą mieszankę. Rozgrzewa, dodaje sił i chęci do tańca. Do tego stopnia rozpala, że przy każdym otwarciu ust... Zionie się ogniem! Na szczęście jest to efekt wyłącznie wizualny. Trwa 2 posty. 4 - czarny kufel - Rajska Czekolada - smak płynnej czekolady do pary z mleczną pianką kojarzy się z piciem kakao zimową porą. Jedno jest pewne - piwo jest ciemne, łagodne i rozgrzewające nie tylko alkoholem. Rumieńce wstępują Ci na policzki, a skórę opatula zapach kakao. Czy chcesz, czy nie, roztaczasz wokół Ciebie słodką woń najlepszego deseru do końca imprezy. 5 - niebieski kufel - Syreni Śpiew w smaku jest orzeźwiający, z odrobiną soku jabłkowego i mięty. Już po kilku łykach czujesz, jak lśniące łuski rosną na różnych cześciach ciała. Zielone, połyskujące na fioletowo-niebiesko przypominają cekiny, zdobiąc policzki i dłonie. Niestety czujesz także, że masz ogromną ochotę ściągnąć z siebie ubrania i pływać w powstałym obok basenie. Najlepiej nago. Efekt trwa przez 2 posty. 6 - zielony kufel - piwko Orchidea ma jakby kwiatowy smak, o którym trudno powiedzieć coś innego oprócz 'energetyzujący', zanim zacznie Cię ona roznosić. Napicie się go dodaje prawdziwego zastrzyku mocy - nie można ustać w miejscu. Ciągle chce się chodzić, a najlepiej biegać, rzucać na tłuczki, gadać i zaczepiać każdego. Trwa przez 2 posty.
Basen z pianą
Na życzenie Hem i w związku z awanturą, w niedalekiej odległości od stołów powstało prostokątne wgłębienie sięgające ok. 2 metrów w dół o wymiarach 3mx6m, ciągnące się wzdłuż ściany. Dziura szybko wypełniła się pianą, w której z łatwością dałoby się zanurzyć i pływać, przy tym w środku jest ciepło, jakbyśmy weszli do jacuzzi, a przy okazji piana na życzenie może zmyć z nas wszelkie wizualne efekty poczęstunku.
Piniata od Morgan
Na środku polany znajduje się nienaturalnie wręcz duże drzewo wiśni japońskiej w pełnym rozkwicie, a z jednej z jej gałęzi zwisa wielka, dość tajemnicza piniata, która po skupieniu na niej wzroku zmienia swój wygląd na taki, który zachęca zainteresowaną nią osobę do intensywniejszego pałowania jej. Masz ochotę komuś przypieprzyć? Zabawka zmieni wygląd na osobę, która Twoim zdaniem najbardziej na to zasługuje. Jesteś zły na wynik meczu? Oberwałeś od kogoś tłuczkiem? Może obraz któregoś z przeciwników, na którym przynajmniej w taki sposób się zemścisz trochę Cię podbuduje. Nie liczcie jednak na żadne traumatyczne obrazy - piniata ma mobilizować i cieszyć, a nie prześladować Was przeszłością. Nie macie pomysłu? Przywalcie w Puchar Quidditcha, albo któremuś z nauczycieli. Dziś możecie.
Rzuć kością-k6:
Liczba parzysta - być może za bardzo chciałeś, albo masz już dość oglądania tych zakazanych mord zasługujących na dostanie w ryja. Chybiasz, a tłuczek po minięciu nietrafionej zabawki leci ponad drzewo i wybucha, zamieniając się w spadające na wiśnię, czerwone wstążki. Podobny widok czeka Cię w czerwcu, jak już wygracie ten przeklęty Puchar.
Liczba nieparzysta - Twój cel dostaje i zgina się z bólu/robi się w nim wgniotka. Jeżeli celem jest żywa osoba, z piniaty wydobywa się obolała reakcja danej postaci, być może również wraz z niecenzuralnym komentarzem na temat tego, co o Tobie myśli.
Po drugim trafieniu piniaty przez jedną osobę, rozlatuje się ona, zostawiając po sobie jednego z magicznych pluszaków, który sam przyjdzie do osoby, która go uwolniła. Potem piniata się odnawia, więc można okładać ją dalej, jednak już bez dalszych nagród dla tych, którzy już coś zdobyli, bo przypada tylko jedna zabawka na postać.
Wylosowane maskotki rozliczę Wam na koniec imprezy, więc się tym nie przejmujcie.
Prawda/Wyzwanie od Ferdka
W rogu polany znajduje się pojedyncza pętla, a kilkanaście metrów przed nią ustawionych jest kilka piłek - zarówno futbolowych, jak i kafli. Zabawa polega na próbie trafienia wybraną piłką w obręcz (w przypadku kafla dobrze jest sobie pomóc pałką). Każde niecelne uderzenie oznacza, że rywal może nam zadać wyzwanie, bądź wymóc na nas jakieś wyznanie.
Rzuć kością:
Parzysta - nuda, trafiasz, być może jesteś za dobry w te klocki i duża odległość od obręczy nie stanowiła dla Ciebie żadnej trudności.
Nieparzysta - nic z tego, lepiej się wsłuchaj, czego od Ciebie chce oponent, bo właśnie się wkopałeś w jakąś z jego zachcianek.
Nie-taki-zabójczy Tłuczek od Loulou
Jeżeli akurat postanowisz siedzieć bezczynnie, nie zajmując się ani poczęstunkiem, ani przygotowanymi aktywnościami, pokój zadba o to, żebyś miał co robić - lepiej, żebyś miał przy sobie pałkę, które można było ze sobą zabrać przy wejściu, bo właśnie leci w Ciebie tłuczek i chyba nie ma najczystszych zamiarów.
Rzuć kością na odbicie:
Parzysta - celnie odbijasz krwiożerczą piłkę. Łatwizna. Sam oceń, czy to dobry sposób na wyrwanie Cię z letargu.
Nieparzysta - obrywasz, ale to nie jest taki tłuczek, jaki mógłbyś kojarzyć z boiska. Choć jest szansa, że zarobiłeś właśnie siniaka, piłka przy zetknięciu z celem rozpada się w jadalny brokat. A raczej - w iluzję brokatu, którą możesz z siebie zdjąć zaklęciem Disclore/Enutitatum. Czy pamiętasz jeszcze lekcję Pattona, na której tego uczył?
Po oberwaniu dorzuć kość na jego kolor:
1 - czarny - budzi się w Tobie nutka agresji, podpowiadająca, że dobrze byłoby zrobić komuś krzywdę. Na szczęście na środku polany wisi prosząca się o bęcki piniata, więc może nikt żywy nie ucierpi. 2 - pomarańczowy - hazard, ryzyko, masz ochotę się z kimś pozakładać. Co powiesz na zabawę Ferdka? 3 - fioletowy - robisz się TAK BARDZO głodny, że nie jesteś sobie w stanie odmówić poczęstunku, który kusząco zajmuje miejsce na stole. Zjedz coś, bo nie jesteś sobą, trzęsą Ci się ręce, a bluzgi cisną Ci się na usta. 4 - żółty - nagle chce Ci się pić. Może lepiej będzie ugasić czymś pragnienie, zanim tutaj padniesz z odwodnienia? 5 - czerwony - chcesz komuś powiedzieć coś miłego? Pochwalić za wysiłki meczowe, pozytywne nastawienie, albo choćby za to, że ma fajne sznurówki, albo jest po prostu równym gościem? Zaczep go i zrób to. 6 - różowy - nagle masz wyjątkowo dobry humor, chce Ci się śmiać i żartować, dla chętnych również przytulanie się.
Jeżeli tłuczek się na Tobie rozbił, zaraz tworzy się na nowo i irytująco oblatuje Cię dookoła, prosząc się o odesłanie go pałą w niebyt. Pieprznij mu. Zrób to.
Efekt brokatu po otrzymaniu tłuczkowych obrażeń obowiązuje Cię w tym, bądź w Twoim następnym poście. Albo w jednym i drugim, zdecyduj samemu.
W sportowych zabawach obowiązują przerzuty zgodne z meczowymi - 1 przerzut za każde 10 punktów kuferkowych z GM, nie wliczamy żadnego wyposażenia. Na wszystkie atrakcje przypada Wam jedna pula przerzutów.
Kodzik:
Kod:
<zg>Atrakcja:</zg> <zg>Kość:</zg> [url=link]oczka[/url], efekt <zg>Magiczne efekty:</zg> co Cię trzyma i jak długo? <zg>Zdobycze:</zg> co wyniesiesz?
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia Pon 25 Maj 2020 - 14:00, w całości zmieniany 6 razy
Nils Tyvärr
Rok Nauki : II
Wiek : 25
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 191 cm.
C. szczególne : Amerykański akcent. Wypalony rysunek hipogryfa na prawym udzie: krzywy, smutny i brzydki.
Czuł się jak jedyny Gryfon, którego porażka w ostatnim meczu nie wgniotła boleśnie w ziemię. To nie tak, że cieszył się ze zwycięstwa Hufflepuffu. Po prostu było mu bardzo wszystko jedno, czy Czerwoni zdobędą tytuł Największych Koksów w Quidditcha 2019/2020 czy nie. Dla niego każdy z tych popaprańców już miał dopiętą dożywotnią łatkę bycia Największym Koksem w Czymkolwiek, nawet jeśli duża część z nich (z samym Nilsem na czele) wcale nie koksiła w historii magii czy innych transmutacjach. Niemniej nie był na tyle dużym ignorantem, by nie zrozumieć, że Lwom po prostu na tym sporcie zależało. Tuż po meczu zwalił się Hemah na chatę z piwem, gdzie znad blatu pełnego słodyczy i mięcha dowiedział się o gryfońskiej imprezie pocieszeniowej. Trochę bał się, że będzie jedna wielka stypa, ale chyba ta obawa tym bardziej utwierdziła go w fakcie, że powinien się na nią wybrać. Nawet jak nie każdemu podobał się jego styl bycia, hej, opcja powiedzenia mu w twarz, że jest niedomytym debilem, wciąż była lepsza, niż płakanie z powodu meczu! Chętnie da się obrazić, byleby ulżyć kolegom. Coś zresztą czuł, że da im powody do nazwania się głupkiem-… - Sieeeemaaaaaa! – rzucił nieco przeciągle, otwierając dopiero co zmaterializowane drzwi na ślepo. Oburącz trzymał wielką, upchaną po brzegi siatę, którą położył tuż przy wejściu. Dopiero wtedy odwrócił się i zobaczył co się stało z Pokojem Życzeń. – O kurwa… - zamrugał zaskoczony, widząc, że Gryfoni chyba jednak nie przyjęli porażki ze smutkiem i płaczem, a z jawną chęcią dorżnięcia się na bonusowym treningu. – Nie umiecie odpoczywać, co? W sumie myślałem, że raczej będziemy tu tylko chlać. Nie doceniłem waszego ducha walki. – pokiwał głową z uznaniem, uśmiechając się przy tym dość zaczepnie. Info dostał od Hemah, toteż sam wierzył, że nie będzie tu żadnego Quidditcha. Rozglądał się z zainteresowaniem, musząc przyznać, że było tu całkiem ładnie… aż coś śmignęło mu koło ucha. Tłuczki? – Okeeeej… jesteście chorymi pojebami. – zaśmiał się, szczerze zachwycony, że przed chwilą otarł się o utratę uzębienia. – Czyim pomysłem były te tłuczki? – zapytał, pochylając się po siatkę. - A ja mam dla was prezenciki~ - rzucił słodko, uśmiechając się wyjątkowo niewinnie. Zaraz wyjął z siatki… swoją koszulkę. Najzwyklejszą w świecie, w jednolitym kolorze – ten egzemplarz był biały. Trzepnął nią raz i odwrócił, chcąc pokazać drużynie przód. Tuż pod kołnierzykiem był wielki napis „Love u anyway, dudes! Even if u sucked! – your no.1 fan Odin” wymalowany w rozpaczliwie krzywy i pokraczny sposób. Wyglądało to tandetnie… i było napisane czarnym markerem, więc między literami były dziwne przerwy od nierówności materiału. Plus niewykluczone, że w którejś koszulce wkradł się błąd ortograficzny – niezamierzony, on po prostu nie umiał pisać. Na każdej, tuż pod tekstem było urocze, szczere serduszko z uśmieszkiem. Brzydkie, ale starał się… i to naprawdę szczerze się starał, co chyba było najgorsze. Był mocno nieuzdolniony artystycznie. Stał i wyszczerzył się do nich, niezwykle dumny i rozbawiony własnym żartem. – Tadaaaa! Nawet jak przegraliście, pamiętajcie, że wciąż macie wiernych fanów! – puścił im oczko, licząc na to, że mieli jeszcze choć odrobinę dystansu do siebie. Spojrzał po nich, chcąc ocenić jak bardzo miał przejebane za swoje głupie poczucie humoru. – Ogółem jestem chujowy w transmutację… dlatego jest marker. Ii… dlatego też każda koszulka jest taka duża. Bo to moje prywatne egzemplarze z szafy. Sorry, dziewczyny, jeśli będziecie tonąć. Przysięgam za to, że każda jest czysta! – wyjął póki co cztery koszulki, z wyraźnym przepraszającym spojrzeniem, zerkając na Morgan, która ze wszystkich była tu najdrobniejsza. – Generalnie jak robiłem te t-shirty to nie spodziewałem się, że będą tu latać jebane tłuczki… także uprzedzając: IT’S JUST A PRANK, BRO! – roześmiał się, gotowy, żeby każdemu podać spersonalizowane ubranie… ewentualnie rzucić gdzieś w kąt, jeśli wszyscy mieliby nagle uznać, że prezent był zbyt godzący w ich lwią dumę.
@Hemah E. L. Peril@Loulou Moreau@Ferdinand Emerson@Morgan A. Davies Każdemu z Was Odyn podaje - przynajmniej próbuje - koszulkę z napisem. Możecie sobie wybrać jakiego jest koloru czy ogółem jak wygląda. Pamiętajcie tylko, że Nils to nie bogacz, a już na pewno nie modniś, więc to najzwyklejsze w świecie t-shirty, niektóre mogą być nawet powyciągane. Ale dawane z miłością!
Kostka na wejście: 1.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Po tym, jak odpisał Moe i zebrał się na odpowiednie piętro, nie pozostawało mu już nic innego, jak czekać na zabawę. Liczył na to, że będzie równie wykurwiście, jak na urodzinach Nancy albo przynajmniej tak w chuj zabawnie, jak w czasie ich szaleńczych, starczych gargulków, kiedy bawił się naprawdę zajebiście. Nie bardzo miał co ze sobą zabrać, poza sobą rzecz jasna, a w końcu jego osoba była w chuj wykurwista, czyż nie? Miał ze sobą standardowo talię kart tarota, gdyby komukolwiek przyszło do głowy, że po pijaku najlepiej się wróży, pewnie nie miałby z tym problemu, tak samo jak z pokazaniem ich, jak palić zioła, żeby mieć wizje, co było już nieco zbyt pojebane, jak na ten wieczór. Noc? Nie wiedział, ile zamierzali tam siedzieć, ale w sumie chuj go to bolało, ostatecznie bowiem nie zwracał uwagi na podobne gówna, a im dłużej mogli odpierdalać jakiś szajs, tym lepiej. Wsunął dłonie w kieszenie spodni, bo przecież on nic złego tutaj, kurwa, nie robił, prawda? Był w gruncie rzeczy całkiem grzeczny, normalnie, pierdolony aniołek, nie było w nim ani krztyny diabła, nie było w nim niczego, co mogłoby wskazywać na to, że należy mu się jakiś jebany szlaban. Szedł sobie na jebany spacer po zamku, w końcu można, nie? Rozglądał się przy okazji za Moe, bo nie do końca wiedział, w którym momencie się na nią natknie. Nie miał również pojęcia, co na niego czeka, ale jak miało się wkrótce okazać, było to raczej w chuj niesamowite. Dobra zabawa, dobre żarcie, czego chcieć, kurwa, więcej? Na dokładkę doborowe towarzystwo, chociaż kto wie, jak skończy się jego spotkanie z Boydem. Najwyżej dadzą sobie w końcu porządnie po mordach, co nie? - Moe - rzucił, kiedy już ją zobaczył i uniósł lekko brwi, jakby chciał zapytać, co będą tutaj odpierdalać, a chwilę później był już w jebanym pokoju życzeń. Trzeba przyznać, że drzewo na jego środku nieco go zdziwiło, ale z drugiej, kurwa, strony, czemu nie? Znaczy, zaczął się domyślać, gdzie wylądował, bo na serio nie sądził, żeby takie jebane miejsce istniało w Hogwarcie, a to mu ani trochę nie przeszkadzało. Od razu zauważył jeden ze stolików z jedzeniem i doszedł do wniosku, że w sumie to jest, kurwa, głodny, więc znalazł się tam zaraz i popatrzył na te wszystkie miski stojące obok placów i poczuł, że aż mu burczy w brzuchu. No, ja pierdolę! Taco z mięsem hipogryfa? No i chuj, czemu nie? Nie spodziewał się tylko, że poza tym, że żarcie jest dobre, znowu oberwie jakimś pierdolonym efektem. Zaśmiał się, kiedy tylko dostrzegł łuski na placach, a na policzkach coś zaczęło go łaskotać i skumał, że ma tam pióra. - No, kurwa, dobry początek. Ale to jest zajebiste - stwierdził, kiedy już przełknął pierwszy kęs i zaczął się rozglądać po okolicznych atrakcjach, nie mogąc się doczekać, aż coś się tutaj, kurwa, zacznie odpierdalać. A opcji, jak widać, było w chuj dużo.
Atrakcja: Poczęstunek od Hem Kość:4, efekt: na policzkach pojawiają się drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie (do końca imprezy!) Magiczne efekty: na policzkach pojawiają się drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie (do końca imprezy!) Zdobycze: n/d
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Widząc uśmiech Moreau nie potrafiła powstrzymać śmiechu. Zostawanie tutaj na dłużej? Raczej nie zapowiadało się na to, by dotknęła ją w związku śmierć głodowa. Ale Davies, zapewne ku ich trwodze, zdążyła już przygotować dla nich bardziej zaawansowany plan treningowy, niż tutejsze atrakcje. Choć nadal bardziej powinien ich on bawić niż wyczerpywać przed meczem. W końcu przecież nie chodziło o to, by na finał wyszli zajechani na śmierć. - Mm. - mruknęła potwierdzająco, zaraz jednak przechodząc do dalszych wyjaśnień. - Musimy powysyłać wiadomości o tym, gdzie mają przyjść i jak tutaj trafić. Zaczekam w progu na pierwszych chętnych. Pomyślcie, kogo tu chcemy oprócz drużyny i wezwiemy ludzi. - opcji było nadal całkiem sporo, od patronusów po wizzengera, choć sowy już teraz odpadały, o ile ktoś z ekipy nie pomyślał o tym wcześniej, albo nie zdecydowałby się na chwilę wyjść. - To grzeczne tłuczki, Hem. Ale nie martw się, ja Cię obronię. - zapewniła najpierw o braku zagrożenia życia, a potem o tym, że brak wanny nie oznaczał jeszcze braku opcji na odpoczynek. W tym czasie jeden z tłuczków wybrał się w stronę dziewczyn, a Davies, wcześniej biorąc nieduży rozmach, odesłała go w stronę korony kwitnącej wiśni, z której część różowych kwiatów zaczęło łagodnie opadać na ziemię. W miejsce tych strąconych natychmiast pojawiły się nowe. - Przyniosłeś mi tu elementy futbolu? - przewróciła oczami, choć w rzeczywistości była bardzo pozytywnie zaskoczona. Gdyby nie to, że trzymały się jej jeszcze obowiązki odźwiernego, zaraz złapałaby się za kopanie do celu. Czy jeszcze cokolwiek pamiętała z intensywnych treningów z dziewczynami z LFCW? - ODYYN. - wydarła się na powitanie, wpadając na Tyvärra w drzwiach. Tyvärra, który dość entuzjastycznie zasygnalizował, że od teraz będzie częścią tej imprezy. - Nie było opcji alkoholu. - odparła z całkiem szczerym smutkiem, doskonale wiedząc, że właśnie taki 'sport' świetnie w przypadku niektórych z nich zdałby egzamin. Kateringiem zajęła się jednak Hem i dla Moe w zupełności to wystarczyło. Właściwie już same widoki tego, co było na stole przyprawiały ją o zawroty głowy ze szczęścia. - Wow. Mega! Ej, mamy jeszcze dla kogo się starać, widzicie? - skwitowała słowa Nilsa po tym, jak zabrała od niego białą koszulkę i przywdziała ją na swoje dotychczasowe ciuchy, składające się z koszulki i szortów, które teraz pod nilsowym t-shirtem przepadły bez śladu, bo ten sięgał jej prawie do kolan. Wyszczerzyła się zarówno w podziękowaniu, jak i w rozbawieniu tym, jak się prezentowała. - Nie daj się tłuczkom. - ostrzegła, choć nie do końca było przed czym, a przy tym skinieniem głowy wskazała mu kosze z pałkami quidditchowymi przeznaczonymi do samoobrony i umożliwiającymi korzystanie z większości gier. Później, już w progu pokoju, wyłapała wzrokiem Maxa i gestem przywołała go w swoim kierunku, a potem zaprosiła do Pokoju, zostając na posterunku i czekając na pozostałych. Liczyła, że im się jeszcze nie odwidział pomysł imprezy, ale z drugiej strony każdy po przegranym meczu miał prawo mieć dość. I nie każdy pisał się na dodatkowe ćwiczenia. - Jak ktoś chce tylko leżeć i pachnieć to pod ścianą wiszą koce. - szkoda, że nie, kurwa, dywany, Lazar by się uśmiechnął. - Frędzlami mogą odganiać tłuczki za Was, także opcja świętego spokoju nadal wchodzi w grę. - szkoda tylko, że zapieprzyła organizacyjnie z alkoholem, który powinien być właściwie kluczem całego wydarzenia. Czy dało się jeszcze coś z tym zrobić? W odpowiedzi póki co jedynie wrócił do niej uderzony wcześniej tłuczek. I tym razem dostał w łeb, a ona czuła, że powoli się rozkręcała. Lepiej, żeby reszta się pospieszyła, zanim Davies wpadnie w jakiś sportowy szał tłuczkowo-piłkarski, do którego wyraźnie było jej coraz bliżej.
Ostatnimi czasami w jego życiu nic szczególnego się nie działo. Na zewnątrz robiło się ciepło i przyjemnie, dziewczęta zaczęły przybierać coraz to mniej odzieży, kwiatki kwitły. To było wszystko pocieszające, ale nie z tego powodu złapał doła. Zbliżały się wakacje, a jemu chciało się płakać na samą myśl. Chwila odpoczynku jemu się przyda, owszem, ale nie chciał wracać do domu. Nie chciał widzieć ojca, a tylko jego miał. Praca? Tak, o ile jemu by jemu odpowiadała i miałby z tego jakiś zysk. Poza tym cała ta kawiarnia przypominała mu o matce. Patrząc na ojca, wiedział, że nie tylko jemu. Wciąż się zastanawiał, dlaczego ojciec nie sprzeda tej głupiej kawiarni i nie wynajmie po prostu jakiegoś domku. Tak byłoby znacznie łatwiej. Zwłaszcza kiedy Russell już niedługo zamierzał się stamtąd wyprowadzić. Marzyłby żyć na własną rękę. Marzył, aby kogoś poznać. Jednak po nie udanej randce z Oli, podczas której zazdrosna kelnerka oblała ją gorącą herbatą, wiedział, że nic nie może być takie proste. Wiedział, że musi się ocknąć z tej melancholii. Leżenie całymi dniami i gapienie się w sufit na pewno nic mu nie da. I to właśnie wtedy otrzymał list od Morgan. Nie spodziewał się tego. Czyżby chciała powiadomić kolegów z domu o kolejnym treningu? Zawsze podziwiał dziewczynę. Była niesamowitą kapitan. Jednak tym razem to nie trening go czekał. Spotkanie, które już trwało. Brzmiało zachwycająco. Poczuł się, jakby dostał jakiś znak. Kiedyś uwielbiał imprezy i nie mógłby przepuścić żadnej z nich. Dlaczego miałby nie przyjść, skoro dostał zaproszenie? To miała być kolejna przygoda. Był zachwycony tym pomysłem, dlatego też wziął szybki prysznic, przebrał się i ruszył. Co prawda daleko iść nie musiał, bo siódme piętro to te same, w którym było położone ich dormitorium. Długo szukać dziewczyny nie musiał. Od razu zauważył dziewczynę, która stała i tak jakby czekała na innych. Uniósł pytająco brew. Czy to nie była sala życzeń? Tysiące razy tu był, doskonale znał to życie, ale miała właściwości… magiczne. Kiedy po uprzednim przywitaniu się z gryfonką wszedł do środka, nie spodziewał się, że… tak się postarają. Nie mógł napatrzeć się na atrakcje. Był podekscytowany. Jeśli zadawanie się z kapitan przynosiło ze sobą takie korzyści, to chciał to robić jak najczęściej. Długo się nie zastanawiając rzuszył w kierunku jedzonka. Tego nie mógł przegapić. Skusił się na kanapeczki. Przepyszne, słone, idealne. - Jakie to pyszne- powiedział, a z jego ust wyleciały kolorowe bańki. Nie mógł się powstrzymać, by nie przebić jednej palcem.
Atrakcja:poczęstunek Kość:6 Magiczne efekty:mydlane bańki przy mówieniu, 1 post Zdobycze: -
Atrakcja: Pałowanie Kość:1 i 2, obrywam pomarańczowym brokatem Magiczne efekty: budzi się we mnie hazardzista XD Zdobycze: wyniosę zwłoki Orzechujskiego!!!
Po spektakularnej porażce na boisku, rozjaśnionej co prawda nieco obecnością Lary, która na jakieś pięć minut poprawiła mu humor, starczyło mu tylko sił żeby doczołgać się do mieszkania i dramatycznym gestem opaść na swój tapczan, pogrążając się w bezdennej rozpaczy, przerwanej dość szybko niespodziewanym listem od Lou, która kazała mu iść na siódme piętro i wypatrywać Moe. Westchnąwszy ciężko, bo wcale mu się, kurwa, nie chciało, ale zarazem wszystko było lepsze od tego leżenia, skorzystał z propozycji i pół godziny później był już wciągany przez Morgan do tajemniczego pokoju, który okazał się być zarazem… polaną z tłuczkami? - Trening na imprezie? – mruknął do niej, sam nie wiedząc czy z aprobatą, sięgając od razu po jedną z pałek leżących przy wejściu; z jednej strony, bardzo dobrze, nie ma czasu do stracenia, z drugiej zaś latające pałki przypominały mu tylko o tym fatalnym meczu. Zamachnął się, średnio skupiając na tłuczku, bo jednocześnie witał się z resztą drużyny, i w efekcie nie trafił. Oberwał w ramię, jednak zamiast poczuć ból, piłka obsypała go pomarańczowym brokatem i od razu poczuł, jak nabiera ochoty na podjęcie jakiegoś ryzyka – Co jest, kurwa? – rzucił sam do siebie, a potem rozejrzał się za jakąś fajną atrakcją (może mieli gdzieś krwawego barona albo jakieś wyzwania?), gdy jego wzrok napotkał Orzechujskiego, opychającego się łapczywie jakimś żarciem. No kurwa, wszystko zniesie, tylko nie to. - KTO TU ZAPROSIŁ TEGO KUTASIARZA I PO CHUJ - wyrwało mu się kulturalnie w bliżej nieokreślonym kierunku, bo sam nie wiedział kto był na tyle głupi, żeby wpaść na pomysł uświetnienia drużynowej imprezy obecnością tego psidwaka. Zupełnie jakby po przegranej jego wkurwienie nie sięgało zenitu. Może powinien wyjść? Powinien wyjść. Nie, kurwa. On się nigdzie nie ruszy, to Orzechujski powinien wyjść. Niech wypierdala w kosmos. Ruszył więc w głąb polany, a chuj tam, ruszył sobie prosto do stołu z żarciem, bo co, bo dlaczego nie, bo ten śmieć tam stoi? Nie będzie mu jego obecność dyktować, co ma robić. No.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
@Russell Alvarez@Hemah E. L. Peril - Wbijaj, Russ, mamy żarcie od mamy Hemci. - popatrzyła przy okazji dość znacząco na Peril, posyłając jej uśmiech zarówno wdzięczny i doceniający jej wysiłki, jak i nieco kąśliwy. Choć czy na pewno tytułowanie jej w ten sposób przy matkowaniu, jakie im uskuteczniała mogło być dla niej obelgą? - Tylko nie jedz wszystkiego naraz. I uważaj na tłuczki. - liczyła, że skorzysta też z innych imprezowych atrakcji, a przy okazji wpadnie w towarzystwo, jakie zebrało się już na miejscu i miło spędzi czas z resztą grupy. Koniec końców choćby Davies miała z nim jeszcze dziś do pogadania.
@Boyd Callahan@Maximilian Brewer & @Ferdinand Emerson - Ja też jeszcze nie wiem, czy mi się to podoba. - przytaknęła Callahanowi, bo trochę była rozdarta między potrzebą wykrzyczenia się, wyciszenia, wybiegania i wyspania. Pokój Życzeń bardzo się starał dostosować się do wszystkich zachcianek, więc była bardzo wdzięczna, że tak to finalnie wyglądało. Czy jednak miało to wszystko mieć pozytywne skutki? Póki co szykowała się wojna. - Przypierdolcie sobie w Durnia, durnie. Bo ja Wam... - rzadki przypadek rzucania bluzgów przez Davies właśnie mógł zostać zarejestrowany w pamięci najbliższej jej grupy ludzi w szkole, oczywiście nie licząc osobnika, który za jakieś trzy tygodnie miał się stać jej największym wrogiem. Przerwała groźbę w środku zdania, żeby sami mogli sobie dopowiedzieć, co im groziło w przypadku zignorowania poleceń. Z drugiej strony uważała, że byli dorosłymi facetami i tak naprawdę nie mieszałaby się ich utarczki, choćby miało dojść do mordobicia. Może właśnie tego potrzebowali, by ochłonąć zarówno po meczu, jak i w swoim wewnętrznym konflikcie. - Dajcie znać, jak skończycie. - wzruszyła ramionami i oddaliła się w kierunku atrakcji, która oferowała możliwość pokopania piłki do nogi. Najpiękniejszej, najzwyczajniejszej, mugolskiej futbolówki. Stęskniła się za tym widokiem. - To genialne. - zaczepiła Fergiego za jego pomysł/życzenie i zaczęła się zastanawiać, na ile podzielali w takim razie uczucia względem piłki kopanej. Choć zaczęła chyba z najgorszej możliwej strony, bo zaraz mogłoby się okazać, że niekoniecznie ich to połączyło. - Kibicujesz komuś? - zapytała, podbijając piłkę do góry i łapiąc ją w ręce, a przy tym pokazując ją właśnie Emersonowi, jakby chciała zasygnalizować, że właśnie o piłkarskie drużyny miała zamiar go wypytać.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Tu nie było z czego się śmiać, choć i Lou nie potrafiła zachować powagi. Z każdym kolejnym dniem czuła się coraz lepiej i nawet Nimbus przestał przywodzić gorzkie wspomnienia, myśl. Morgan rzeczywiście była nie tylko świetnym kapitanem, ale także zasługiwała na miano przyjaciółki, starając się, aby każdy czuł się dobrze, częścią ich drużynowej rodziny. Doceniała to, bardzo, co miała nadzieję, że było widać z każdym dniem bardziej, a także teraz, w jej uśmiechu. Potrzebowała tłuczka, żeby móc na nim odreagowywać i Pokój zareagował odpowiednio. Nie chciała jednak, aby cokolwiek się komuś stało, no, może poza siniakiem. I tu nie zwiódł jej Pokój, dając odpowiednią wersję szalejącej piłki. - Hem, przepraszam, to moja wina - odparła, uśmiechając się nieco przepraszająco, choć jej buntownicze spojrzenie mówiło coś zgoła przeciwnego. Cieszyła się, że latał tutaj taki samotny przedstawiciel quidditcha, w którego można było wycelować pałką co jakiś czas, a który nie będzie mógł się zrewanżować. Uśmiechnęła się lekko, kiedy @Hemah E. L. Peril wspomniała o wannie. Cóż, rzeczywiście zanurzenie się w gorącej wodzie nie byłoby złe, choć w tej chwili cieszyła się z takiego relaksu, jaki mieli zapewniony. Na uwagę białowłosej jedynie mruknęła, że pewnie, że pomogą, nieświadoma lekkiego, zdradzieckiego rumieńca, który pojawił się na jej policzkach pod wpływem wspomnień. Na szczęście zaraz podleciał tłuczek, w który uderzyła z całej siły, odsyłając go w przeciwnym kierunku i licząc, że jeszcze trochę czasu spędzi z dala od nich. Zaraz też usłyszała, że @Ferdinand Emerson ją woła. Spojrzała więc na niego, nieco zaskoczona pytaniem, czując lekką irytację w bliżej nieokreślonym kierunku. Na niego, że wplątał się w jakieś bagno, nie uprzedzając, a także na tego, kto ośmielił się wysyłać pogróżki. - Z tego co pamiętam, to ja raczej tuliłam innych, a ty... Poza dziwnymi tekstami, po którymś piwie, byłeś grzeczny. Coś ty znowu odwalił? - spytała, kręcąc lekko głową. Właściwie spodziewała się po nim wszystkiego. Jednak w miarę szybko zignorowała jego listowne problemy, widząc, że i on przygotował atrakcję. Cóż, warto będzie i tego spróbować. Spojrzała w stronę wejścia, gdzie powoli pojawiali się nowi. Chłopaka z koszulkami kojarzyła jedynie z widzenia, ale nie było w ty nic dziwnego. Tak włąściqwie to niewiele osób zdązyła poznać. Przyglądała się koszulce, którą wyjął, aby zademonstrować napis i choć poczuła, jak irytacja związana z meczem na nowo w nią uderza, uśmiechnęła się, odbierając od niego szarą koszulkę, którą za przykładem Morgan ubrała na swoje ubrania. Nie zostawiła jej jednak wiszącej ot tak, ale podwinęła dół, aby splątując ze swoją koszulką, związać ją nieco z boku, powyżej pępka. Teraz przynajmniej nie czuła się, jakby tonęła w za dużej koszulce. - Nie przejmuj się, koszulki są świetne - stwierdziła, uśmiechając się nieco zaczepnie, odbijając przelatujący obok nich tłuczek. Choć wiedziała, że nic się nie stanie, gdy nie uderzy go pałką, nie stała w oczekiwaniu na zderzenie. Obserwowała nowych gości, ze zdziwieniem dostrzegając Maxa, a później słysząc reakcję Boyda na widok Brewera. No tak, zapomniała o ich młości. Miała jednak nadzieję, że nie wykorzystają za chwilę pałek do okładania siebie zamiast tłuczków. Nie odchodząc zbytnio od okolicy stołów, zastanawiając się nad sięgnięciem po coś ciekawego, spojrzała na @Russell Alvarez, które poznała jeszcze na feriach. - Hej Russell, co słychać? - zagadnęła lekkim tonem, opierając pałkę o ramię, mając ją w pogotowiu, gdyby znów nadleciał tłuczek.
To był bardzo długi dzień dla Hynka Bozika. Szczęśliwie przez większość czasu oddawał się swojej największej pasji, jaką było browarnictwo. Och, jakiż on rad był z tego, że wiedza z eliksirowego zakresu miała swoje odzwierciedlenie w takich praktycznych i przyjemnych dziedzinach życia. Ten aromat, ten uspokajający i uczący cierpliwości proces fermentacji... Oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie przemycał do tego przedsięwzięcia pewnych zaklęć przyspieszających pracę drożdży. Wiedzę teoretyczną trzeba wprowadzać w życie, moji milý. Zawsze to powtarzał swoim studentom. O ile przychodził na swoje własne lekcje czy wykłady... Trochę zmęczony, ale jednak usatysfakcjonowany finiszem swojej ciężkiej pracy, zebrał świeżutkie piwerko do sporej wielkości beczki, którą potem trochę zaczarował, bo przecież nie będzie się przemęczał i targał przez pół zamku takich ciężarów, no szanujmy się! Kuchnię od jego gabinetu dzieliło trochę pięter, głupotą byłoby marnowanie takiej ilości energii na samą drogę. I... tak się jakoś stało, że zawędrował aż na siódme piętro. Może to złośliwość magicznych schodów, a może... zasługa tegoż wykwintnego napitku, którego nie sposób było nie spróbować w trakcie przelewania do beczułki. Tak czy owak - nauczyciel Magicznego Gotowania znalazł się nieopodal wyjątkowej ściany. Ściany, która skrywała najbardziej pożądany pokój w Hogwarcie. Pokój Życzeń. Kojarzył to miejsce. Choć był w szkole krótko, to zdążył już nasłuchać się legend o tym bajecznym miejscu, a nawet raz na nie trafił przypadkowo, po wyjątkowo udanym wieczorze w Hogsmeade. Niewiele pamiętał z tamtej nocy, nie dałby sobie różdżki złamać, czy aby na pewno wszystko to działo się naprawdę, ale na pewno spędził trochę czasu w wyjątkowym pomieszczeniu z fontannami alkoholu, tacami smażonego sera, wygodnymi pufami i z ogromnym gramofonem, z którego płynęły słodkie nuty folkowej muzyki. I aż mu się łezka w oku zakręciła, gdy znów znalazł się nieopodal. Już, już - chciał podejść do ściany i rozpocząć proceder ujawniania magicznych drzwi, kiedy... Dostrzegł grupkę uczniów wchodzących kolejno do zaczarowanej sali. Przystanął za filarem i przyglądał się całemu zajściu z zaciekawieniem. - To je zajímavé... - mruknął pod nosem, pocierając palcem wskazującym swój zarośnięty podbródek. Ewidentnie kroiła się jakaś impreza. Nie bardzo połapał się w tym, że wszyscy wchodzący do pokoju uczniowie to Gryfoni, bo nie znał ich na tyle dobrze. Ale nic to nie zmieniało! Jeśli szykowała się jakaś zábava, to on musiał zadbać o odpowiednie nawodnienie młodych czarodziejów. Dzielenie się dobrocią tego świata było jeszcze przyjemniejsze niż samotne spożywanie smakowitego piwa. Z beczką pod pachą podszedł pod drzwi, w progu natykając się na @Morgan A. Davies, którą akurat dobrze znał ze swoich zajęć, również tych dodatkowych. - Panna Davies. Co tu się wyczynia, ha? - zmierzył uczennicę na pozór srogim wzrokiem. Nie był za dobrym aktorem, więc Morgan mogła łatwo domyślić się, że nie będą mieli żadnych nieprzyjemności ze strony Bozika. Zapuścił żurawia przez drzwi i aż kopara mu opadła. No tego się nie spodziewał! Sala w zamku, a jakby przenieśli się na polanę. I to nadal będąc tak wysoko. Do tego to wielkie, piękne drzewo i stół z jedzeniem... Nawet latające tłuczki nie psuły efektu. Zerknął na swoją beczkę, w której chlupało radośnie piwko. Może to nie przypadek, że wpadł akurat na szykujących się do imprezowania uczniaków? - Krásné děti! Chyba czegoś Wam brakuje... - uśmiechnął się szelmowsko i wszedł do środka, nie czekając na zaproszenie ani słowa wytłumaczenia ze strony Gryfonów. Podszedł do stołu z jadłem, uchylając się przed nadlatującą piłką. Cudem. Z łoskotem postawił na ziemi beczkę i bez chwili zwłoki otworzył ją, demonstrując z dumą całą zawartość. - Potraktujmy to jako... degustację w ramach koła. - cóż, dyrektor nie byłby za bardzo zadowolony z takiej formy zajęć dodatkowych, ale przecież... nikt nie musiał się o tym spotkaniu dowiedzieć. Poza tym piwo nie posiadało zatrważająco wysokich procentów, bo Hynek nie cechował się mocną głową - To žehnej Vám! - zachichotał, stając obok beczki i krzyżując ręce na piersi. Ufał im. Ufał swoim uczniom.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Impreza się dopiero rozkręcała, czy może raczej - miała się rozkręcić. Udało mu się wpierdolić naprawdę dobrą przekąskę, nim nagle pojawił się Boyd i spruł się jak jakieś jebane stare gacie, na co Max wywrócił jedynie oczami i przekrzywił lekko głowę. Zerknął na Moe, kiedy ta się odezwała, po czym mrugnął do niej zaczepnie. Dla niego oczywiste było, że prędzej czy później on i Callahan musieli dać sobie po mordach, taka była naturalna kolej rzeczy, a po prostu miał nieco więcej oleju w głowie, niż ten zjeb i nie zamierzał się z nim napierdalać w czasie zajęć. Bo na chuj? Teraz mieli lepszą okazję do tego, żeby pogadać sobie przy pomocy pięści, na dokładkę Max miał również całkiem oryginalne i urocze pazury, więc nie było mowy o tym, żeby nie zrobił Boydowi żadnej krzywdy. Z miejsca uśmiechnął się pod nosem, bo było to dostatecznie zachęcające. - No, dajesz, Callahan. Czy bez tego swojego Ślizgońskiego chłopaczka nie umiesz? - rzucił do niego zaczepnie. Nie mógł się po prostu powstrzymać i chociaż inni mogli dojść do wniosku, że konflikty można rozwiązywać inaczej, Max doskonale wiedział, że w tym wypadku innej opcji nie było. Albo dadzą sobie po mordach, albo będą wiecznie na siebie łypać jak jakieś jebane sępy, czekając po prostu tylko na to, żeby jeden wkurwił drugiego. Nie zakładał, że z miejsca po mordobiciu zostaną przyjaciółmi i będą pili wódeczkę, no bo tam chuj, ale może przynajmniej Callahan przestanie się do niego dopierdalać, a to zawsze był jakiś plus. Moe nie do końca rozumiała to, że czasami, w pewnych środowiskach, tylko spranie się wzajemnie na kwaśne jabłko wzbudzało pozytywne emocje, więc cóż, chwilowo miał akurat w dupie to, co zamierzała powiedzieć. Poza tym to nie ona miała zarobić w dziób, a jeśli uznają, że za bardzo im odpierdala, to zawsze mogli ich stąd wyjebać, prawda? Zakładał, że inni mieli na tyle rozumu, żeby się od nich po prostu odsunąć, bo był pewien, że za chwilę zacznie lecieć do około jebane pierze. Nie liczył na to, że w ogóle nie dostanie po mordzie, ale zakładał, że mogą skończyć podobnie. Boyd był w końcu pierdolonym pałkarzem, ale Maxowi mimo wszystko daleko było do pizdusiowatego ułomka i wiedział, jak się wyprowadza ciosy. Co lepsze, wiedział również, jak się rzuca pierdolone zaklęcia lecznicze, więc mógł skończyć ze zdecydowanie mniej obitą mordą, jak tylko mu się zachce, ale na razie po prostu nieco pogardliwie czekał, aż Callahan postanowi się na niego zamachnąć.
Atrakcja: n/d Kość: n/d Magiczne efekty: na policzkach pojawiają się drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie (do końca imprezy!) Zdobycze: n/d
Atrakcja:tłuczek, jedzonko Kość:nieparzysta->3 fioletowy proszek; 4 Magiczne efekty: chcę jeść! I pić! A na dodatek na policzkach pojawiają się drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie (do końca imprezy) Zdobycze:-
- Jasne, będę uważał. Dzięki- mruknął i wziął ze sobą pałkę. Przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? Kto nie oberwał nigdy w życiu tłuczkiem, ten właściwie nie wiedział co życie czy jakoś tak. On wiele razy oberwał, mimo że nawet nie był w drużynie. To, co właśnie zajadał. Nie do końca wiedział, co to takiego może być, ale smakowało nieziemsko. Nigdy nie był dobry z magicznego gotowania, a nawet żadnego gotowania dlatego mógł tylko zachwycać się niesamowitym wyglądem i smakiem. A więc to jedzonko to była zasługa Hem? Widać było, że dziewczyna się postarała. Pewnie Podziękuje jej za to później, jak będzie tylko okazja. Jego łatwo było kupić. Już miał chwycić za kolejną przekąske kiedy usłyszał za sobą czyjś przyjemny kobiecy głos. Odwrócił się na piecie i ujrzał śliczną dziewczynę, którą z całą pewnością znał. Miał przyjemność poznać ją na feriach osobiście, ale znał ją już wcześniej ze swoich zdjęć, które robił. Kilka z meczu, kilka podczas kolacji. Dla niego zdjęcia miały urok. Było w nich coś magicznego. W każdym razie nie zamierzał nikomu się przyznawać o tym. Straciłby swoją reputację. - Hej Lou- przywitał się z dziewczyną lekkim skinieniem głową - Właściwie to dopiero co przyszedłem. Niedawno dostałem list od Morgan. Nie mogłem przegapić takiej okazji. Nie zdarza się na co dzień uczestniczenie w takich atrakcjach- i nim się zorientował, podleciał do niego tłuczek, ale niestety nie zdążył zareagować. Dostał tłuczkiem, ale efekt był zupełnie inny. Był to brokat, a właściwie jego iluzja. Fioletowy pył posypał się, a jemu zachciało się tak bardzo jeść jak nigdy wcześniej! Nie chciał przy dziewczynie rzucić się na to jedzenie. Jednak i tak to zrobił. Na usta aż cisnęły mu się bluzgi i cały się trząsł. Popatrzył na dziewczynę przepraszająco w momencie kiedy z policzków zaczęły wyrastać drobne piórka. Nie ma to jak zrobić wrażenie. - Może masz ochotę się napić?- zaproponował jej, wskazując na trunek, który przyniósł profesor.
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Atrakcja: Piwo! Oraz tłuczek Lou. Kość: 3, czerwony kubek || 3 na tłuczek, żółty brokat. Magiczne efekty: Bardzo chce jej się pić, piwo na dobre będę rozliczał od następnego posta. Zdobycze: OCZYWIŚCIE, ŻE PLUSZAKI, JAK TYLKO JE WYGRAM.
Wiedziała, że Nils gdzieś zboczył i uciekł na parę chwil, ale nie wnikała dokładnie, co chce zrobić. Nie martwiła się też zbytnio o niego - ogarnia, gdzie iść, a w drzwiach czekała Moe. Nie powinien się zgubić. Zajęła się zatem dopieszczeniem swojego poczęstunku, kiedy Dyś wrócił do pokoju życzeń... Niosąc ze sobą niecodzienny prezent. Słodko-gorzki to był podarek, bowiem intencje niezmiernie doceniała. Nie zmieniało to jednak faktu, jak słabo poczuła się na widok stwierdzenia, iż ssała na boisku. Nie to chciała usłyszeć... Ale czego innego mogła oczekiwać po tym parszywcu? Na pewno nie zwykłego wsparcia. Z drugiej strony... I tak by nie pokazała po sobie, że go potrzebuje. Więc nie ma podstaw obwiniać Nilsa o gruboskórność. Wzięła błękitną koszulkę, acz nie mogła zebrać się, by ową ubrać. Chociaż parsknęła w pewnym momencie śmiechem. - Muszę cię zabrać na zakupy - pokręciła głową z niedowierzaniem. Dał im jego własne koszulki. Niemożliwy, chociaż dalej parszywiec. Zwinęła rękę w pięść i uderzyła go w ramię, kiedy Moe ubierała swoją koszulkę. - Wolałabym kibiców, którzy coś sobą reprezentują - skomentowała, acz słychać było, że tylko się drażni dla zabawy. Schowała póki co ubranie do torby, zanim postanowiła sięgnąć po pałkę. - Twoje tłuczki? To może ci je oddam? - Zaproponowała z uśmiechem w stronę @Loulou Moreau. Niestety, zbyt późno ogarnęła się, że piłka leci w jej stronę i nie zamachnęła się odpowiednio mocno. Tłuczek rozbił się na głowie Peril, obsypując dziewczynę żółtym brokatem. No to pięknie... Teraz się tego w życiu nie pozbędzie. Umrze i będą z jej włosów wyczesywać brokat. - Bloody hell... - Trzasnęła po tym piłkę, jaka odnowiła się zaskakująco szybko oraz prosiła się wręcz o wpierdol. Teraz już tłuczek poleciał ku Kanadyjce. Pomachała w stronę @Russell Alvarez, acz nim zdążyła cokolwiek doń powiedzieć, dość mocno i głośno @Boyd Callahan zaznaczył, że nie życzy sobie Maxa na imprezie. Otworzyła usta, w pierwszej chwili planując ich powstrzymać. Stali niebezpiecznie blisko stołów z jedzeniem. Niech sobie obiją te mordy, byle tylko nie zmarnowali pracy Hem. Ale potem wpadła na lepszy pomysł. Pod Gryfonami znikąd pojawił się basen, pełen gęstej, pachnącej piany. Wylądowali w nią oboje, zanurzając się w ciepłych odmętach. Teraz stoły są bezpieczne, a na imprezie pojawiła się dodatkowa atrakcja. Basen był duży. Dobry, aby sobie popływać. Po paru głębszych nawet nago. Jak na zawołanie, pojawił się Bozik. W pierwszej chwili spięła się. Szybko stres zniknął, kiedy browarnik postawił przy stole beczkę piwa, otwierając ją pewnym ruchem. No proszę, impreza się rozkręca. A jej się tak bardzo pić chce... Bezmyślnie sięgnęła po kubek. Czerwony, jak Gryffindor. - W takim razie profesor pozwoli, że zdegustuję - zanurzyła naczynie, nabierając pełny kubek piwa. Uniosła je. - Za Lwy! - Zaśmiała się, opierając plecami o stół. Bozik był w porządku. Nawet mocniej niż w porządku. Chociaż to pewnie efekt po prostu bycia półwilem... Którego od bycia łysym alkoholikiem z brzuszkiem piwnym ratują tylko magiczne geny. Ale i tak urok działał. Nie mogła powstrzymać się, pod wpływem magicznego brokatu, aby nie upić piwa. Rozgrzewa... Tego się nie spodziewała. Stróżka dymu umknęła z kącika jej ust, kiedy powachlowała się delikatnie materiałem własnej koszulki. - Może profesor spróbuje? Sama gotowałam - aż przysłoniła usta, kiedy trochę ognia z nich buchnęło. No aż tak gorąca to nie jest, bez przesady.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Atrakcja: Kopię piłkę Ferdka i idę po piwko Kości:6, 4 Magiczne efekty: Rajska Czekolada 0%, pachnę pysznym deserem Zdobycze: -
Hynek Bozik w ciągu trwającego roku szkolnego był już w jej skali fajności pedagogów chyba na każdej ze skrajnych stron, początkowo wagarując z zajęć, a potem prowadząc naprawdę świetne zajęcia bożonarodzeniowe i całkiem zaskakujące w skutkach kółko kulinarne. Nie potrafiła go jednogłośnie opisać, nie licząc tego, że w spełnianiu się w roli profesora trochę blokowały go jego używkowe upodobania. Czy jednak byłby sobą, gdyby nie pił? - Przyszliśmy wypocić smutki. - opowiedziała już po tym, jak Bozik wprosił się z beczką piwa do środka i najwyraźniej miał zamiar ubarwić imprezę swoją obecnością. Oby tłuczki nie postanowiły ubarwić jego, bo pewnie byłoby na nią, że miała złe zamiary.
Kiedy już na moment odeszła od drzwi i zamknęła pokój, nie spodziewając się większej liczby gości, udała się do piłki i zagadała Fergiego, aby zaraz potem wziąć krótki rozbieg w stronę leżącej futbolówki i posłać ja wprost do wiszącej dalej pętli. Niektórych rzeczy się nie zapomina, co? To był najwyraźniej znak, aby jeszcze przez chwilę odpuścić sobie własne rozrywki. Chłopcy mieli zamiar się bić, co więcej chyba na oczach Hynka, bo już się nakręcali jak resoraki z napędem pullback. Oszołomy. Ale i tak ich kochała, jebanych troglodytów.
- Blond Ci pasuje, Hem. - zaczepiła vice-kapitan, która, choć była ścigającą, w potrzebie zastąpiła Morgan w boiskowej roli. A potrzeba była tak pilna, jak tylko dało się to wyobrazić, bo końcem stycznia Hal zapewnił im niemałe piekło. Davies miała półtora miesiąca wydarte z życia na tyle, że nawet wyjazd Larchów nie zdołał odpowiednio do niej dotrzeć. - Za Gryffindor! - zawtórowała po Peril, początkowo dmuchając w pianę, a potem również częstując się bezalkoholowym już piwkiem, jednak kubek, który wybrała, był czarny, a ten smak już skądś znała. Kakao. Czekolada. Na wszystkie gdaczące dziobaki, jaka ta słodycz była otulająca. Potem nie pozostało jej nic innego, jak przyglądać się facetom zanurzonym w pianie wypełniającej nowo powstały basen. Teraz już chyba tego konfliktu nie dało się traktować poważnie. Parsknęła niekontrolowanie, unosząc kufel w górę, w kierunku Hynka. Niech wie, że to pozdrowienie było przede wszystkim dla niego. Cześć i chwała imprezowemu napitkowi.
Oczywiście, porażka w meczu z Puchonami bolała bardzo, dlatego trzeba było ten ból jakoś złagodzić. Domyślała się, że list od Lou, mógł oznaczać tylko jedno. Party time! Zgodnie z instrukcjami Ode udała się więc na siódme piętro, gdzie według Lou na korytarzu miała czekać Moe. Jednak zamiast rudowłosej Gryfonki wpadła na profesora Hynka, który właśnie wychodził z jednego z pomieszczeń, znajdujących się na tym poziomie. - Dzień dobry, panie profesorze - przywitała się grzecznie, posyłając mu niewinny uśmiech i zwinnie prześlizgując się przez uchylone przez niego drzwi. - Do widzenia, panie profesorze! - dodała jeszcze wyszczerzona, zanim zniknęła w głębi pokoju. Mogła się domyślić! Siódme piętro - Pokój Życzeń. - Jakie piękne... - rzuciła z fascynacją w głosie, patrząc na drzewo, umiejscowione na środku ogromnej polany. Tak polany, bo na czas imprezy Pokój Życzeń wyglądał jak pokaźnych rozmiarów łąka, ze wspomnianym drzewem wiśni w centrum. Nie mogła objąć wzrokiem tych wszystkich atrakcji, jednak oczywiście jej wzrok padł na stoły z jedzeniem i beczkę, obok której znajdowały się kufle. Tyle atrakcji. Aż ciężko zdecydować się od czego zacząć. Ostatecznie podeszła do beczki i sięgnęła po kufel, nalewając sobie trunku. Domyślała się, że w środku jest piwo, jednak miało ono intensywnie czerwony kolor a z naczynia wydobywał się dym, który powodował, że dziewczynie chciało się kichać. Kiedy upiła łyk, nie spodziewała się tak ostrego smaku. Skrzywiła się niemal natychmiast, czując jak coś parzy jej język. Papryczka w piwie? Chuchnęła w powietrze, próbując pozbyć się tego posmaku, a wtedy z jej ust wydobyła się smuga ognia. Zaśmiała się automatycznie, co spowodowało kolejne zionięcie płomieniami. - Wow, to będzie gorąca impreza. - mruknęła sama do siebie, pomiędzy kolejnymi "ognistymi oddechami". Odwróciła się od beczki, z kuflem w ręku i zobaczyła @Loulou Moreau, z pałką na ramieniu, stojącą ze ścigającym drużyny (@Russell Alvarez). - Cześć wam. Lou, dzięki za zaproszenie - przywitała się podchodząc do nich i obdarzając ich jednocześnie pokazem swoich nowych zdolności. Zamykając usta, uśmiechnęła się niewinnie. - Fajne... efekty specjalne. - dorzuciła jeszcze wskazując na szklankę trzymaną w ręku, jednak kiedy przeniosła wzrok na Russella, uznała, że jeszcze wszystko przed nią... - Wow, jesteś opierzony! - odezwała się, wpatrując się w twarz chłopaka z rozbawieniem.
Ostatnio zmieniony przez Odeya Worthington dnia Wto 26 Maj 2020 - 16:35, w całości zmieniany 1 raz
Był pod wrażeniem tego, co ta magiczna sala potrafiła zmaterializować. Naprawdę wystarczyło tylko mocno czegoś chcieć? W Souhvězdí nie mieli takich wspaniałości... W myślach zanotował sobie, że przy najbliższej okazji odwiedzi ten korytarz i spróbuje siły swojego umysłu. Oby wtedy nie natknął się na bandę uczniaków, bo ryzykować po raz drugi tak, jak ryzykował teraz... cóż, nazwanie tego lekkomyślnością byłoby zbyt łagodne. Pokiwał głową w stronę panny Davies, doskonale rozumiejąc pobudki młodych czarodziejów. Zachichotał nawet pod nosem, być może przypominając sobie jakieś swoje szkolne wybryki i imprezy. Bo kiedyś to były czasy, ale jak widać - teraz też mogą być. I gdy tak stał wesoło, i spozierał na nich beztrosko, to zobaczył, że nie wszyscy są w pogodnych nastrojach. Dwóch młodzieńców ewidentnie szukało guza, czego pacyfista Bozik pojąć nie potrafił. Na początku chciał zawołać chłopaków do beczki, wszak powszechnie wiadomo, że piwo łagodzi obyczaje, ale zanim zdążył cokolwiek zrobić - zainterweniowała jedna z jego ulubionych uczennic @Hemah E. L. Peril. Uniósł brwi ku górze, nie kryjąc swojego podziwu względem pomysłowości dziewczyny. A potem odsunął się od stołu i podszedł w stronę @Boyd Callahan i @Maximilian Brewer, uważając na latające tłuczki i inne niespodzianki. - Panowie są chyba z jednego Domu, zgadza się? - zapytał, wciąż lekko się uśmiechając, choć ton jego głosu stał się bardziej stonowany, odrobinę poważniejszy i słychać było w nim nuty stanowczości - Nerozumím. Powinniście się szanować i wspierać. A tu jakaś hádka. Obaj napiszecie mi pracę domową. Jak nie, to będą szlabany i ujemne punkty! - pogroził palcem, zlecając tę surową karę. Nigdy nie wymagał od swoich uczniów zbyt wiele, a swój przedmiot traktował jako coś dodatkowego, co przede wszystkim miało nieść przyjemność. Jego zagniewanie nie trwało jednak zbyt długo, bo tuż po chwili wrócił z uśmiechem do @Hemah E. L. Peril. Dopiero teraz mógł lepiej przyjrzeć się tym wszystkim smakowitościom. Odczuwał dumę. - Panno Peril, jestem pod wrażeniem. Vypadá to krásně. Będę ja jednak już uciekał. Bawcie się dobrze. - uśmiechnął się ciepło, a policzki jego przypominały w tej chwili dwie bułeczki - I grzecznie! - dodał, mierząc spojrzeniem kawalerów od karnej pracy domowej. I choć ufał tym swoim uczniakom, i choć bardzo, naprawdę bardzo, chciałby tam z nimi jeszcze chwilę posiedzieć, może nawet wypić więcej z tej swojej beczułki, którą tak ochoczo się podzielił, to... wiedział, że nie wolno jemu. Zarówno oni, jak i on ryzykowali sporo. Nie chciał kłopotów, a nie było pewne to, że ktoś postronny uwierzyłby w zapewnienia, że on tu tylko kontroluje tudzież rozstrzyga bójki. Z bólem serca i z wielkim westchnięciem pokierował swe kroki do drzwi wyjściowych. Zanim jednak opuścił miejsce imprezy, nie omieszkał skusić się na coś ze stołu. Przecież nie mógłby zrobić przykrości pannie Peril! Skubnął więc dwa taco i jeszcze zanim wyszedł z Pokoju Życzeń, to zjadł jedno, rozpływając się nad fuzją smaków, jaka uderzyła jego podniebienie i rozpieściła kubki smakowe. Zdolna ta młodzież.
[zt]
"karna" praca domowa:
@Boyd Callahan i @Maximilian Brewer Waszym zadaniem jest odrobienie pracy domowej, którą niedawno Bozik zadał, tutaj macie więcej szczegółów: klik. A żeby nie było tak łatwo, to nie możecie uzyskać oceny wyższej niż P, choćby praca była wybitna. Taka kara za brak miłości! Uuu, bardzo groźny Hynek @Hemah E. L. Peril może za to liczyć na pewne profity przy ocenianiu zadania, bo zaimponowała Bozikowi
Nie wiedział, dlaczego tak bardzo wkurwiał go Brewer i gdyby ktoś go zapytał o racjonalny powód - straszna kłótnia, zdrada, jakaś wyrządzona w przeszłości krzywda, miażdżąca różnica poglądów, cokolwiek - dla którego darzył go tak ogromną pogardą i miał ochotę nakopać mu za każdym razem, gdy tylko miał go przed oczami, to nie byłby w stanie. Bo takowy powód nie istniał - po prostu MIELI NA PIEŃKU i szczerze mówiąc, to nie pamiętał już nawet za co uderzył go wtedy na zajęciach z Voralbergiem, bo to było coś tak nieznaczęcego. Być może na jego złość miało wpływ to, że podczas rozpętanej przed zaklęciami bójki, w którą zostali wciągnięci lub dołączyli dobrowolnie też inni uczniowie w ilości hurtowej, Max do nie dołączył do napierdalanki, nie oddał mu nawet trochę i choć teoretycznie Bodzio powinien uznać to za poddanie się i przypisać sobie chlubę wygranej, to w praktyce to w ogóle nie było satysfakcjonujące. To była druzgocząca porażka, gdy przeciwnik nie podnosił rzuconej mu rękawicy i, choć bardzo próbował sobie wmówić, że to dlatego, że był słabszy, ale wcale nie - był zwyczajnie mądrzejszy. A że Boyd głupi był i narwany, to naprawdę niewiele mu było trzeba, żeby się zacietrzewił i przestał słuchać jakichkolwiek dochodzących z zewnątrz głosów pozostałych imprezowiczów, w tym pogróżek Moe; po słowach Brewera wyważył pałkę w ręku i zamachnął się, wcale jednak nie na jego parszywy ryj, tylko by odbić dostrzeżony kątem oka lecący prosto w jego własną twarz tłuczek, potem zaś rzucił pałę na bok, bo przecież przeciwnik nie miał broni, to niehonorowo byloby jej użyć. Sugestia Maxa jakoby nie był w stanie mu przyjebać bez Fillina za plecami nie ubodła go wcale, bo była idiotycznie bezsensowna, rozsierdził się za to, słysząc pogardliwe chłopaczek o swoim przyjacielu. No nie będzie tak. No nie. - A będziesz miał jaja, żeby tym razem mi oddać? - odparł tylko, i już już nagle, znowu nie wiedząc kiedy, rozkwaszał Brewerowi nos swoją pięścią; w tym momencie ziemia osunęła im się spod stóp i wylądowali w basenie pełnym piany, niestety nie była zimna, więc ani trochę nie ostudziła jego żądzy mordu. Fakt, że kotłowanie się w mydlinach odejmowało wiele (całą) powagi tej dramatycznej sytuacji, nie przejmował się teraz wcale tym, że wygląda śmiesznie i że przy okazji nażarł się piany - liczyło się tylko to, że Orzechujski zdecydował się tym razem na odwet i mogli się w końcu obaj porządnie ponapierdalać. Przerwali wymianę ciosów na chwilę, gdy gdzieś w pobliżu zabrzęczał głos pana Hynka (a ten skąd się tu wziął?), który zamiast próbować ich rozdzielić albo karać szlabanem, smęcił coś tylko o pracy domowej. - Z przyjemnością, panie Bozik, napiszę panu to zadanie, jak tylko zapierdolę tego gnoja - zapewnił, bo to pilny uczeń był przecież, i wrócił do siania spustoszenia na mordzie Orzechujskiego.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
ATRAKCJA: piwo! KOŚĆ: 4 MAGICZNE EFEKTY: Rumieńce wstępują Ci na policzki, a skórę opatula zapach kakao. Czy chcesz, czy nie, roztaczasz wokół Ciebie słodką woń najlepszego deseru do końca imprezy. ZDOBYCZE:-
Właściwie dobrze, że nie wiedziała, że widnieje na czyichś zdjęciach bez jej woli, bo raczej nie zareagowałaby pozytywnie, choć wszystko zależy od tego, w jaki sposób dowiedziałaby się o tym. Póki co, nie mając o niczym pojęcia, uśmiechała się wesoło do Russela, czekając, aż jakiś tłuczek znów do niej przyleci. Wciąż jeszcze nie czuła się dobrze po przegranym meczu, wciąż potrzebowała odreagować, szczególnie gdy patrzyła na koszulkę od Nilsa. - Wyobraź sobie, jak będzie wyglądać impreza, gdy zdobędziemy puchar - rzuciła do Russella, uśmiechając się szeroko i przygryzając wargę. Pragnęła pucharu i może to był sposób na pozbycie się irytacji z powodu przegranej? Sama nie wiedziała, czy zbytnio zlekceważyła zagrożenie związane z Puchonami, czy zwyczajnie im bardziej zależało na honorowej wygranej. Nagle nadleciał tłuczek i nie zdążyła go odbić, chroniąc Gryfona, ale przecież nic złego się nie stało! Jedynie został obsypany brokatem i nagle zachciał jeść. Patrzyła za chłopakiem, gdy ten nalewał sobie piwa. Ciekawe, że profesor dał im beczkę! Może warto zapisać się na koło kulinarne? - Właściwie chętnie się napiję - stwierdziła, wychodząc z założenia, że skoro już dostali trunek od profesora, to nie będzie się powstrzymywać. W końcu sami swoi, prawda? Nagle jednak usłyszała swoje imię i dostrzegła dziewczynę, do której wysłała zaproszenie. Nie było w tym nic dziwnego, cała drużyna powinna być na tej imprezie. - Hej Ode! - rzuciła do dziewczyny, uśmiechając się szeroko, aż nie dostrzegła płomieni. - Oho, boję się, co mi się przytrafi - zaśmiała się, po czym nalała sobie piwa i spróbowała. Zaraz też uśmiechnęła się szerzej, czując rozkoszne ciepło rozchodzące się po jej ciele. Była pewna, że ma rumieńce na policzkach, a smak piwa od razu rozpoznała. Czekolada. Spojrzała ponownie na dziewczynę, i gestem wskazując jej na kosz z pałkami. - Uważaj na tłuczki. Można się na nich wyżyć, a jeśli nie zdążysz, zostaniesz skąpana brokatem. Russ przez niego rzucił się na jedzenie - stwierdziła, po czym mrugnęła zaczepnie do chłopaka i ponownie napiła rozglądając po reszcie osób. Widok skaczących sobie do gardeł @Boyd Callahan oraz @"Maximiliam Brewer" nie był niczym nowym. To, że teraz okładali się prawdziwie, było czymś zaskakującym, a także basen, w którym nagle się znaleźli. Nagle, pchana dziwną pewnością, przez powoli szumiące w głowie piwo, choć wiele nie wypiła, a może mając skojarzenia z żeńską formą zapasów w kisielu, uśmiechnęła się szeroko. - Bez koszulek będzie wam lepiej w tej pianie - rzuciła w kierunku bijących się, w chwilę później upijając łyk piwa. Czekoladowe... Jak komuś udało się zawrzeć w płynie tak cudny smak?