Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Rekonstrukcja bitwy o Hogwart:
Rekonstrukcja Bitwy o Hogwart
Dyrektor i nauczyciele szkoły postanowili pozwolić uczniom lepiej zrozumieć, jak naprawdę wyglądała tragedia tego historycznego wydarzenia sprzed 25-ciu lat i zorganizowali rekonstrukcję Bitwy o Hogwart. Każdy uczestnik, losowo przydzielony do jednej ze stron konfliktu może poczuć się jak uczestnik tego historycznego wydarzenia dzięki wyjątkowej akcji Ligii Pojedynków.
Zasady i dodatkowe informacje
•UWAGA! Jeśli Twoja postać, lub ktoś dla niej bardzo ważny brał udział/ucierpiał w Bitwie o Hogwart, proszę o dokładne przemyślenie udziału w evencie!
• Na wejściu do pokoju życzeń, każdy z was otrzymuje biały lub czarny pierścień. Jasny oznacza, że jesteście po stronie obrońców Hogwartu, ciemny, że jesteście napastnikami. Pierwsza osoba, która napisze posta rzuca kością k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymuje ciemny pierścień, nieparzysty - otrzymuje jasny pierścień. Kolejne pierścienie rozdawane są naprzemiennie bez rzutu kością. • Pierwszy post, bez względu na to, gdzie wylądujecie, musi znaleźć się w tym temacie! • Każdy z was, ze względu na ilość kuferkowych punktów z zaklęć i OPCM, staje przed jedną z trzech par drzwi: ~0-15 pkt. - Żółte drzwi prowadzą was do miejsca, które wygląda jak Korytarz przy Wielkiej Sali. (zostajecie w tym temacie) ~16-25 pkt. - Białe drzwi przenoszą was na Dziedziniec Wieży z zegarem ~>25 pkt. - Zielone drzwi przenoszą was na Błonia • Obowiązuje KATEGORYCZNY ZAKAZ używania zaklęć czarnomagicznych! • Po zakończeniu rekonstrukcji, kadra Hogwartu dba o wyleczenie wszelkich ewentualnych obrażeń, jakie mogliście otrzymać. • Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Ilość punktów z Zaklęć w kuferku: tu wpisz ilość</zgss> <zgss> Kolor pierścienia: </zgss> biały/czarny
• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2 pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1 pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
Zasady dla osób, które walczą w tym temacie
•Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć tylko z jednym rywalem! • Kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji. Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście. Jeśli wybraliście Transmutację, możecie korzystać tylko z zaklęć z tej dziedziny, które nie wymagają więcej niż 15 pkt w kuferku! • Atak powyżej 85 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 30-85, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 30 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony. • Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na podłogę, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia. • Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
-Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
-Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie kostką literką, żeby zobaczyć, co wam się przydarzyło w trakcie walki:
Scenariusze:
•A,C,E,G,I - nic się nie dzieje •B.....yło blisko - Walcząca obok para widocznie zatraciła się w pojedynku, a jedno z ich zaklęć przeleciało obok Ciebie, dekoncentrując Cię. Otrzymujesz -20 do obrony w tej rundzie. •D....rewniany atak - Obok was galopują przetransmutowane biurka. Skupieni na pojedynku, nie zwracacie na nie uwagi i jedno z was wpada na ożywiony mebel. Dorzuć k100. Wynik mniejszy niż 50 oznacza, że efekt dotyczy Ciebie, a wyższy lub równy 50. Jeśli k100 było parzyste, osoba, której dotyczy efekt traci -20do ataku w tej rundzie, a jeśli było nieparzyste. traci -20 do obrony. •F....ikuśne rozproszenie - Jedno z szalejących obok zaklęć trafia prosto w znajdującą się obok roślinę, a jej liście wpadają Ci do ust. Tracisz -20 do ataku, a następne zaklęcie, jakie rzucisz, musi być niewerbalne, ze względu na resztki rośliny w ustach. •H....isteria - Widać całe to wydarzenie zbyt mocno przeraziło jednego z uczestników, którego opętała histeria. Nie patrząc, co robi, wpadł na Ciebie, wytrącając Ci różdżkę z ręki. Nie masz możliwości obrony w tej rundzie. •J....azda ze skrzatami - Jak to w prawdziwej bitwie, nigdy nie wiesz, czego mogłeś się spodziewać. Nagle zauważasz, że między nogami latają wam skrzaty, które miały pomóc w walce. Osoba, która ma czarny pierścień obrywa od skrzata po łydkach i przez to nie jest w stanie wyprowadzić w tej rundzie ataku!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Dodatkowo: </zgss>
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Parsknął, tak po prostu, bo i cóż innego miał jej odpowiedzieć na to głupie zwrócenie mu uwagi. - Bo Terry Watts jest pustym cwelem. - Podkreślił to po raz kolejny, ściągając brwi w nieco gniewnym wyrazie. - Nie ma zielonego pojęcia o sztuce… a w dodatku przyklejał Claudine muchy do warkocza, gdy byliśmy w trzeciej klasie, a potem rechotał, gdy dałem mu za to w zęby. - Przypomniał jej z zabójczą precyzją, nie mając pojęcia czy Caelestine w ogóle wie, o której sytuacji mówi. Mówił cokolwiek, byleby tylko odwrócić jej uwagę od bólu i konsekwencji wiążących się z tym stanem u jego siostrzyczki. Przy okazji wykazał się nieostrożnością, gdy tak okrutnie i jakże bezmyślnie się przed nią obnażył. Przyznał się, w końcu się przyznał, że zależy mu na Dinie trochę bardziej, niż to zawsze mówił. Był przekonany, że szczerze jej nienawidzi i właśnie tak zawsze oboje to wszystkim przedstawiali, gdy bez krępacji tłukli się słowami na korytarzu. Wychodziło jednak na to, że Swansea dbał o nią… na ten swój popierdolony sposób, którego nikt wokół nie pojmował. Nie chmurzył się dłużej, niż było to konieczne, po prostu spacerował nerwowo wzdłuż ściany, mając nadzieję, że Caelestine po prostu go posłucha i przywoła myślą coś - cokolwiek - z czego mogliby w tym momencie skorzystać. Cokolwiek miękkiego uratowałoby mu życie, nawet zwykła, prosta kanapa. Kiedy pojawiła się klamka, bezmyślnie chwycił ją między palce i trochę niezdarnie, bo wciąż trzymał Cysię, przekroczył próg. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi pokoju życzeń po prostu się roześmiał. Spontanicznie i gardłowo, ale tak szczerze jak od dawna się nie śmiał. - Jak TY to zrobiłaś. - Poprawił ją, a jego głos wręcz drżał od tłumionego rozbawienia. - Naprawdę? Mogłaś wyobrazić sobie wszystko, a ty chciałaś zobaczyć dom? - Zapytał uszczypliwie, ale przeszedł przez pokój, aby wsunąć Puchonkę do jej własnego łóżka. Ułożył ją na miękkich poduszkach, nachylając się w ślad za nią, aby ucałować jej czoło. Robił tak zawsze, gdy trapił ją jakiś wyjątkowo paskudny sen… czyli stosunkowo często przy jej wieszczych tendencjach. - Potrzebujemy przemeblowania? - Zapytał zaczepnie, nie potrafiąc powstrzymać się od drobnej uszczypliwości nawet w stosunku do niej i w sytuacji, w której ewidentnie cierpiała. Rozejrzał się jednocześnie po wykreowanej przez nią rzeczywistości, doszukując się w niej czegoś smutnego, czego po prostu nie potrafił w tym momencie nazwać. Wątpił czy kiedykolwiek będzie umiał to zrobić. I zadała mu pytanie. Tak kompletnie abstrakcyjne, że nawet przez myśl mu nie przeszło odpowiedzieć inaczej. - Dyniowe - chlapnął głupio, zaciskając mocniej wargi, gdy uświadomił sobie, że to niewłaściwa odpowiedź. - Nie, marchewkowe chyba bardziej. - Zmienił zdanie, spoglądając na jej rudawą czuprynę z zainteresowaniem. - Dlaczego pytasz?
Autor
Wiadomość
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Cassiana już od samego początku coś intrygowało w zachowaniu Nikoli, ale nie był na tyle zaniepokojony by stwierdzić, że powinien zagaić go co się tak właściwie dzieje... Szybko okazało się jednak, że już nie będzie mieć ku temu okazji, bo chłopak pośpiesznie się żegnając opuścił niestety ich grono. Gryfon delikatnie posmutniał, ale nie chciał by mogli sobie w jakikolwiek sposób popsuć zabawę z Liv. - No to chyba... Ty będziesz musiała przejąć jego broszkę. Tylko najpierw ogarnij te... - Momentalnie ręce Cassiana powędrowały do jego uszy, kiedy z Kłaposkrzeczek wydobył się wręcz przerażająco straszny krzyk. Po jego plecach przebiegł dreszcz, a oczy zniknęły pod powiekami. Gryfon dawno nie słyszał takiego przeraźliwego jazgotu, a co za tym szło, dawno nie odczuł tak paskudnych emocji.
Dopiero kiedy dziewczyna wyrzuciła roślinę w kąt sali, a jej dźwięk, znacznie wygłuszony w końcu przeminął chłopak wyciągnął różdżkę, jakby będąc przygotowanym na kolejną z prób oprawienia rośliny. Generalnie obok mandragor, to już kolejna, która wydaje z siebie tak straszny dźwięk... i kolejna, która zdaje się odczuwać emocje – co już wprawiło chłopaka w lekkie zakłopotanie, kiedy tylko taka myśl przemknęła mu przez głowę. - Uff... - Powiedział chłopak, kiedy udało się przygotować przez Olivię porządny pęczek Kłaposkrzeczki. - Powiedzmy, że poszło... Dobrze. - Puścił jej oczko na dodanie otuchy i wskazał moździerz, przy którym jeszcze przed chwilą siedział puchon.
Popatrzył się w kierunku dziewczyny. Przez głowę przemknęło mu wiele myśli, ale jedna, bardziej niż inne nie dawała mu spokoju. Dawno nie rozmawiał z Callahan w cztery oczy, a co za tym szło, nie wiedział, co tak na dobrą sprawę dzieje się w jej życiu... - Liv... Jak ty w ogóle się trzymasz? Co u ciebie? - Zagaił nieśmiało. Nie chciał by dziewczyna jakkolwiek go źle odebrała. W międzyczasie wykonując podręcznikowe instrukcje po prostu mu się nudziło i liczył na to, że drobną konwersacjom na temat ich doczesnego życia złagodzi trochę upływ czasu. - Wszystko okej?
W przeciwieństwie do drugiego Gryfona, Olivia w zachowaniu Nikoli nie zauważyła niczego dziwnego, ale wynikało to przede wszystkim z faktu, że go nie znała. Dopiero tu miała po raz pierwszy okazję zamienić z nim kilka słów, dlatego kiedy nagle pośpiesznie się z nimi pożegnał i wyszedł posłała w kierunku przyjaciela pytające spojrzenie, na które chłopak odpowiedział wzruszeniem ramion. Przyjęła ten jest lekkim uniesieniem kącików malinowych ust, ale nawet sama przed sobą przyznać musiała, że poczuła się trochę pewniej. Beaumont'a znała kilka dobrych lat, ufała mu w pełni, za to Puchon był jej zupełnie obcy i nie miała żadnej pewności, czy przypadkiem nie wyda ich niecnych zamiarów. Wówczas miałaby przechlapane nie tylko u Boyda, ale przede wszystkim u przedstawicieli kadry nauczycielskiej. - Dam radę - powiedziała, starając się brzmieć pewnie, chociaż eliksiry nigdy nie były jej ulubioną dziedziną, nie czuła się dobrze z myślą, że jeden nieodpowiedni składnik i cała praca idzie na marne lub co gorsza eliksir powstanie, jednak skutki jego zażycia mogą być opłakane w skutkach. Mimo zdenerwowania wywołanego nagłym krzykiem rośliny, brunetka zdołała - oczywiście przy pomocy Cassa - opanować sytuację, a w pomieszczeniu na powrót zapanowała cisza, którą przerywał ciężki, pełen skupienia oddech Gryfonki. W pewnym momencie wystawiła nawet język, próbując w odpowiedni sposób obronić Kłaposkrzeczkę, nadając jej zabawnego wyglądu, choć ona sama wydawała się być niezwykle poważna. Słysząc pochwałę padającą z ust bruneta zaśmiała się, wiedząc, że nie była to do końca prawda. - Elisikry to moja pięta Achillesowa, chyba powinnam załatwić sobie prywatnego nauczyciela - odpowiedziała, przechodząc do kolejnej czynności, jaką jej wyznaczył. To, że coś nie do końca szło po jej myśli czy zgodnie z planem, który zawsze miała, nie było jednoznaczne z tym, że zamierzała się poddać. Wręcz przeciwnie - rodziło w niej determinację do tego by sprostać zadaniu. Czując na sobie wnikliwe spojrzenie przyjaciela zmarszczyła czoło, po raz kolejny tego wieczoru posyłając mu pytające spojrzenie. Może znowu coś źle robiła? Albo już zdążyła się czymś ubrudzić? To byłoby tak bardzo w jej stylu, ale jednak nie. Zaskoczyły ją pytania, skierowane do niej, a jednocześnie uświadomiły, że rzeczywiście dawno nie mieli okazji zwyczajnie porozmawiać. - Raczej tak, już tak - odparła nieco wymijająco, a widząc, że chłopakowi to nie wystarcza, wzruszyła ramionami mówiąc dalej - Zaliczyłam małą wpadkę przed rozpoczęciem roku, przez co mój brat pobił chłopaka, który chyba mi się podoba bardziej niż myślałam. Teraz jest już względny spokój, do czasu aż znowu nie postanowią się pobić. Zawsze znajdą jakiś powód do bójki, zaczynam przypuszczać, że po prostu to lubią - na końcu westchnęła ciężko, jednak jej twarz zaraz rozpromienił uśmiech - A co słychać u ciebie? I ten Nicko to tylko kolega czy może ktoś więcej? - odbiła piłeczkę, uważnie przyglądając się Gryfonowi.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Cassian w świecie eliksirów czuł się niczym ryba w wodzie. Nie był oczywiście w stanie powiedzieć, że dogłębnie je rozumie, a żądne zagadnienie nie sprawia mu problemu, ale zdecydowanie wiedze z ich zakresu przyswajał najlepiej ze wszystkich dostępnych przedmiotów jakie miał na tym roku szkolnym. Pomijając już też fakt, ze chyba i wychodziło mu to najbardziej efektywnie, ze względu chociażby na brak wybuchów czy podpaleń w trakcie warzenia mikstur. Chociaż... Na jakiekolwiek wiwaty i brawa było jeszcze za wcześnie. Jeszcze czeka go trochę pracy. Chociażby teraz.
Obdarował dziewczynę ciepłym uśmiechem i takim samym uśmiechem. Chciał dodać jej otuchy, bo faktycznie... Dziedzina, którą się teraz zajmowali z oczywistych względów nie należała do najbardziej popularnych. Z resztą... Cassian z decydowanie był chyba w stanie wyróżnić kilka typów uczniów, a do każdego z nich przypisać konkretne zagadnienia, które w oczywisty sposób były lepiej przyswajalne niż inne. Eliksiry wymagały dużo skupienia i skrupulatności. Samotności i cierpliwością, a przy tym były wymagające pod względem uwagi. Nic więc dziwnego, że wielu poddawało tę drogę już na samym wstępie skłaniając się ku chociażby mniej wymagającej, acz niesamowicie nudnej Historii Magii, czy łatwiejszym w odbiorze, przynajmniej zdaniem Cassa, zaklęciom i urokom. - Nie powinnaś się tym aż tak przejmować. - Powiedział spokojnie mieszając w kociołku, a przy każdym obrocie, kiedy jego treść wirowała, stukał się w kolano palcem jakby odmierzając pełne zamieszania. - To ciężka dziedzina. Powiem ci, że sam nie wiem, dlaczego mnie tak urzekły... Z drugiej strony, uwierz mi. Nie chciałabyś mnie zobaczyć na miotle.
Chłopak nie znosił latać, a do tego wszystkiego zdawał się mieć jakiś dziwny rodzaj choroby lokomocyjnej, kota atakowała go tylko w magicznych środkach transportu. Między innymi podczas lotu na miotle. Co za tym szło... Odbijając się jakieś pięć centymetrów nad ziemie kończył z zawirowaniami żołądku i przekrojem jego treści u swoich stóp. W międzyczasie dodał kilka kropel naparu z lulka i wsłuchał się w słowa dziewczyny. - Och... To może być kwas i finalnie... - Zmarszczył czoło. - Potencjalny powód, dlaczego mogłoby wam nie wyjść, ale... Już jest okej? W sensie pomiędzy nimi tak? - Zagaił dla pewności. - Co do Niko, to nie... No co ty. - Odpowiedział szczerze się uśmiechając, bez dozy kłamstwa w głosie. - Nie mój typ, plus... Znamy się w sumie od przejazdu pociągiem tutaj. Od czasu do czasu potrafimy się nadal złapać. Nie celuję chyba w związki ostatnio... - Zaśmiał się nerwowo wiedząc, że przecież jego relacja z Ignasiem już dawno wykraczała poza ramy przyjaźni. Albo przynajmniej pretendowała do tego miana.
Olivii nie brakowało ani umiejętności skupienia się na jednym zadaniu ani skrupulatności w jego wykonywaniu, niemniej eliksiry po prostu nie były jej pasją, zdecydowanie bardziej wolała zaklęcia, które wychodziły za każdym razem, a nieudolny ruch ręką wyrządzał mniejsze szkody niż źle uwarzona mikstura. Widząc pocieszający uśmiech Cassiana poczuła się trochę lepiej i nawet roześmiała kiedy wspomniał o miotle. - Na pewnie jesteś na niej lepszy niż ja. Kompletnie nie nadaje się do latania, mam lęk wysokości, do tej pory nie wiem jakim cudem udało mi się zaliczyć ten przedmiot - powiedziała, przyznając się do jednej ze swoich słabości, których trochę miała. Każdy przecież jakieś miał prawda? Ludzie nie byli idealni, mieli wady z którymi albo nauczyli się żyć albo próbowali walczyć. - W tej dziedzinie cały talent odziedziczył Boyd - dodała, gdyż starszy Callahan naprawdę wymiatał - już nie tylko na szkolnym boisku a ona? Wciąż nie odkryła do czego ma talent, uzdrowienia było czymś co przez pewien moment swojego życia chciała robić, ale widok krwi przyprawia ją do mdłości i często sama bardziej potrzebuje czyjejś pomocy niżeli jej udziela. Składnik znajdujący się w moździerzu rozbiła w drobny proch. Założyła kosmyk włosów za ucho, podając jego zawartość Gryfonowi i czekała na kolejne instrukcje, jednocześnie słuchając tego, co ma do powiedzenia. - W zasadzie nie wiem. Ciężko stwierdzić - odpowiedziała, wzruszając ramionami, gdyż nie znała obecnej sytuacji między Maxem a Boydem. Nie zagłębiała się w to, ponieważ mogło to wywołać ból głowy - analizowanie niektórych spraw nie było warto zachodu. - Nie celujesz bo? - dopytywała zaciekawiona tym tematem, choć sama miała podobne podejście. Związki uważała za zbędne komplikowanie ułożonych relacji; tak, oszukiwała samą siebie.
Cassian H. Beaumont
Rok Nauki : VI
Wiek : 21
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 170
C. szczególne : Średniej wielkości znamię w kształcie krzyża pod okiem; Silny, szkocki akcent
Gdy tylko usłyszał, że dziewczyna jakkolwiek poddała w wątpliwość to jakim beznadziejnym lotnikiem jest momentalnie parsknął. Ona naprawdę nigdy musiała go nie widzieć te 3 centymetry nad ziemią, kiedy jego ciałem wstrząsały konwulsje i wymioty. Przerażająca choroba lokomocyjna, która zwykła władać wszelkimi jego podróżami objawiała się tylko w przypadku korzystania z magicznych środków komunikacji. Co za tym idzie Expres Hogwart był przez większość czasu najprzyjemniejszą z podróży do i z Hogwartu. Miotły, świstokliki, latające samochody czy powozy... Nie. Absolutnie nie. - Nawet nie wchodźmy na polemikę na ten temat. - Uśmiechnął się pod nosem. Akurat nie chciał licytować się teraz pod względem tego, ile jest w stanie wytrzymać na miotle, bądź co bądź to nie po to znaleźli się tutaj, gdzie się znaleźli.
Zamieszał w kociołku kilka razy do momentu, w którym ten nie zmienił barwy na szmaragdowo zielony. Był swego rodzaju intrygujący w tej postaci. Ciecz jawiła się jako przyjemnie lepka i jakaś taka... Niesamowicie plastyczna. Przyszedł zatem czas na nalewkę z piołunu. - Liv, obok ciebie leży zielona szklana butelka w kolorze podobnym do tego, który mam w kociołku. - Wskazał jej ręką na szmacianą torbę nieopodal jej. Właśnie w jej odmętach powinna znaleźć owe znalezisko. - Ja będę mieszać i monitorować temperaturę jednocześnie, kiedy ty przy każdym obrocie zakroplisz trzy krople, jasne?
Oczywiście mógł to zrobić samemu, ale... Po co? Chciał zaktywizować dziewczynę jakkolwiek, biorąc pod uwagę, że uważała, że eliksiry jej nie wychodzą. Jednocześnie kontynuował rozmowę o prywacie ze słowa na słowo coraz bardziej się pesząc. - Em... W sumie z braku czasu? - Skłamał. Liczył, że uda mu się wyminąć to pytanie. Jakkolwiek. - Na studiach rozejrzę się zapewne szerzej w tym temacie. - Powiedział podnosząc mieszadełkiem kilka kropel osadzonych nań. Eliksir powoli przybierał zamierzoną formę.
Na parsknięcia przyjaciela odpowiedziała szerokim uśmiechem, pokazując białe zęby. Humor po udanym oprawieniu rośliny na powrót zaczął dopisywać Gryfonce, która nucąc pod nosem jakąś melodię oraz słuchając słów Cassa wykonywała kolejne powierzone jej czynności. Zauważyła z jaką łatwością przychodzi jej opanowanie tego, co na lekcji eliksirów zawsze wywoływało u niej ból brzucha. Może to była wina nauczyciela? Profesor potrafiła czasem wprowadzić nerwową atmosferę, która Callahan udzielała się bardziej niż innym. - Nie mam zamiaru, nienawidzę latać - odparła na jego słowa, czując na ciele gęsią skórkę, jak tylko wyobraziła sobie, że miałaby wzbić się w powietrze, a "przygoda" którą przeżyła podczas ferii jedynie potęgowała nieprzyjemne uczucie. Zgodnie z poleceniem Gryfona odszukała potrzebną fiolkę, stając obok parującego kociołka. Spojrzała na chłopaka pytająco, czy aby na pewno chce, że to ona dolała obco wyglądającej substancji, a kiedy ten kiwnął potwierdzająco głową wspięła się na place, by dodać odpowiednią ilość kropel.
Rzuć kostką Cassian:
Spoiler:
1,4 bywają takie momenty w życiu, w których nie należy wierzyć kobieta, jednak kiedy Oli przyznała, że nie jest zbyt dobra w eliksirach powinieneś jej zaufać; dziewczyna wlała do kociołka więcej niż 3 krople płynu przez co zawartość kociołka zaczęła się z niego wylewać, chlapiąc przy tym wasze ubrania. Oby teraz nikt was nie spotkał, a zwykłe Chłoszczyć wam nie pomoże. 2,5 dłoń Oli pod wpływem niepewności jaką w sobie miała zadrżała, dodała o dwie krople za dużo, co spowodowało, że eliksir po prostu wyparował, a wy nawdychaliście oparów. 3,6 Olivia dodała odpowiednią ilość kropel, a mimo to coś poszło nie tak. Cały eliksir szlak trafił, chcecie zaczynać od nowa?
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Obiecana lekcja oklumencji zdawała się przeszywać jego umysł wieloma pytaniami, bo była poniekąd powiązana z innym tematem, podjętym podczas rozmowy. Umiejętność zachowania stabilności umysłu, tworzenia barier, a także odcięcia się od emocji, mogła mocno przydać się Maximilianowi. Nawet jeżeli nie strzelali od razu w nauczenie go tego wszystkiego, o tyle jednak liczył, że pewne schematy, które on sam przyjął, zostaną odpowiednio wchłonięte i tym samym znajdą odzwierciedlenie w życiu codziennym przyjaciela. Liczył, że zdoła mu w tej kwestii pomóc. Ciągłe faszerowanie się eliksirami ewidentnie niczego dobrego nie wniesie; ciche westchnięcie nie bez powodu wydostało się zatem spomiędzy jego ust, które to nadal pozostawały spierzchnięte. Wiedział, że tutaj wszystko zależy głównie od Ślizgona, a nie od niego, w związku z czym tajemnicza enigma unosiła się wokół Lowella, który zdawał się zastanawiać. Zastanawiać nad tym, w które to miejsce się udać, gdy zastali kogoś w Wyciszonym Pokoju. Jakby nie było, nie wszystko pozostaje do ich wolnej, swobodnej ekspozycji, dlatego powinni się poniekąd z tym liczyć, ale najwidoczniej im się to po prostu nie udało. Jak się okazało, było takie jedno miejsce, o którym pamiętał, a z którego to wyjątkowo rzadko korzystał. Spojrzawszy czekoladowymi tęczówkami na Solberga, zaproponował pójście na ostatnie, siódme piętro, które miało wycisnąć z nich resztki posiadanych zdolności wytrzymałościowych. Jak się okazało, nie zapomniał - wiedział, jak się do niego dostać, bo zaczął wędrować trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o tej jednej, odpowiedniej rzeczy. Magiczne drzwi pojawiły się przed nimi, a on sam je otworzył, dostając się do środka. — Stary, poczciwy Pokój Życzeń. O czym pomyślisz, to się wówczas pojawi. Nie dotyczy jedzenia, picia, eliksirów, używek. — wziął głębszy wdech, słysząc tym samym to, o czym pomyślał, o co poprosił, kiedy to pojawił się w progach. Szum liści dostał się do jego uszu, poniekąd uspokajając jego natrętne, poniszczone myśli; mógł to także usłyszeć Ślizgon, aczkolwiek efekt równie szybko znikł, gdy poprosił pod kopułą czaszki o jego wyparowanie. Może to tutaj mógłby znaleźć spokój, zatracając się w tym, co pozwoliłoby mu raz od czasu zapomnieć o pewnych rzeczach z własnego życia. Uśmiechnął się również delikatnie, wyciągając z dzierżonej torby podręcznik. Pod nim wyczarował się wygodny fotel, na którym od razu usiadł, oparłszy wygodnie własne cztery litery o miękki materiał. — Oklumencja jest magią dość specyficzną. Wymaga predyspozycji wynikających z cech. — westchnął, bo sam nienawidził swojej specyficznej, spokojnej postawy. Czasami łatwiej byłoby wykrzyczeć wszystko całemu światu, ale nie potrafił. — Aczkolwiek nie oznacza to, że nie możesz zastosować się do tego, jak uspokoić własne myśli i tym samym uniemożliwić negatywny wpływ nie tylko ze strony legilimentów, lecz także ze strony otoczenia. I na tym drugim byśmy się skupili. — podniósł wzrok znad podręcznika, kiedy to założył okulary, jak również nogę na nogę, wygodnie rozkładając się na meblu. W torbie miał jeszcze kakao, ale nie zamierzał go otwierać, dopóki tego wszystkiego nie skończą - a przynajmniej dopóki nie zapozna się z umiejętnościami przyjaciela. Dla niego również wyczarował odpowiedni, wygodny fotel, proponując gestem dłoni, by tym samym usiadł. Z drobnym, widocznym uśmiechem, kiedy to oparł własną piąstkę o swój policzek. — Na początku postaraj się rozluźnić. Pomyśleć o czymś przyjemnym, żeby nakierować umysł w te łagodniejsze struktury. Coś w stylu błogiego spokoju... — może on sam w tym wszystkim przestanie mniej myśleć? — Możesz kontrolować oddech, rozluźnić mięśnie. Im bardziej się na nim skupisz, tym prędzej uzyskasz wymagany efekt. Kiedy będziesz gotów, daj znać. — poprawił kosmyk włosów, jak również okulary, gdy siedział naprzeciwko, by tym samym powrócić do wertowania początkowych kartek. Ta sama wiedza, czysto teoretyczna, zdawała się znajdować na pożółkłym pergaminie - wiedza, która dotyczy nie tyle odcięcia się od umysłu, a prędzej schematu powstawania odpowiedniej bariery.
Kostki:
Siedzisz, starając się dostosować do rad Felinusa - mając tym samym nie tylko nadzieję, lecz realne chęci przystosowania samego siebie do nowych warunków. Rzuć kostką k6, by przekonać się, jak Ci pójdzie próba rozluźnienia. Za każde 10 pkt z Zaklęć lub/i 10 pkt z CM możesz wykonać opcjonalny przerzut.
1, 2 — no... nie idzie Ci najlepiej. Mimo że robisz wszystko w swojej mocy, nie udaje Ci się w pełni osiągnąć tego stanu. Mięśnie pozostają charakterystycznie spięte, aczkolwiek przypominasz sobie przecież o oddechu. Ale czy uda Ci się to wszystko pokonać, skoro musisz się jeszcze skupić na czymś pozytywnym? Jeżeli wylosowałeś 1 — nadal Ci się nie udaje. Musisz poświęcić znacznie więcej czasu na ten etap, ale nie ma co się denerwować - to są przecież początki, prawda? Jeżeli wylosowałeś 2 — idzie Ci znacznie lepiej, ale nadal, to nie jest to, co chciałbyś osiągnąć. Dopiero po kilkunastu minutach udaje Ci się wyciszyć własny umysł.
3, 4 — hej, nie idzie Ci wcale aż tak źle! Może podszedłeś do tego tematu z odpowiednią dozą zainteresowania, a może po prostu szczęście postanowiło Ci dopisać - nieważne. Ważne jest to, co udało Ci się osiągnąć, a udało Ci się osiągnąć wiele. Mięśnie Ci się rozluźniają, oddech uspokaja, umysł poniekąd również przechodzi niewielką metamorfozę. Jest Ci trochę łatwiej myśleć.
5, 6 — wystarczyło parę minut, byś mógł się wystarczająco mocno wyciszyć. Nim się oglądasz, a ciało jest jakieś bardziej... lekkie. A przede wszystkim nie czujesz obciążenia na umyśle powiązanego z poprzednimi wydarzeniami. Kolejne minuty pozwalają Ci na rozluźnienie mięśni i tym samym przejście do kolejnego etapu zadania. Czujesz się dziwnie, ale, jakby nie było, to dopiero początki, prawda?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wbrew wszystkiemu, co Felek powiedział, nauka oklumencji wprawiała Maxa w ogromny stres. Wieczór przed umówionym terminem starał się wyciszyć i odgonić od siebie wszelkie myśli, lecz zamiast tego jego ciało jeszcze bardziej ulegało nerwowym reakcjom. Ślizgon bardzo dobrze wiedział, co jest powodem tego stanu rzeczy, a że ucieczki wciąż były dla niego łatwiejsze niż stawianie problemom czoła, wolał zażyć eliksir słodkich snów i po raz kolejny odrzucić od siebie wszystko to, co podpowiadały mu rozum i serce zamiast zmierzyć się z tym twarzą w twarz. Rano obudził się wypoczęty i z pewną dozą ekscytacji udał się do Wielkiej Sali na śniadanie. W ostatniej chwili przypomniał sobie żeby nie pić kawy, więc zastąpił ją zwykłym sokiem pomarańczowym. Wmęczył w siebie skromy posiłek, bo mimo odruchu wymiotnego wciąż wolał zwracać co innego niż żółć i udał się na spotkanie z Felkiem. Z każdym kolejnym krokiem, który przybliżał go do momentu spotkania kumpla czuł, jak narasta w nim stres i przede wszystkim niepokój. Jakby ktoś potrząsnął nim i sprawił, że wszystkie nieprzyjemne myśli i uczucia zaczęły na nowo obijać się o zakamarki umysły. Nim więc przywitał się z puchonem, wyjął z torby flakonik eliksiru spokoju i sprawnym ruchem opróżnił wprost do swojego gardła. Sala, o której wcześniej rozmawiali okazała się być zajęta, więc ruszyli w miejsce jeszcze bardziej prywatne i trudnodostępne. Solberg nie miał pojęcia, czego spodziewać się, gdy przekroczy próg pomieszczenia i trochę ze zdziwieniem rozejrzał się po dość zwykłym miejscu. - Taaa... Bardzo dobrze wiem, jak to działa, ale dzięki za przypomnienie. - Uśmiechnął się do niego, bo prawa Gampa to znał chyba na pamięć. No i nie była to jego pierwsza wizyta w pokoju życzeń. Szum liści, który pojawił się praktycznie tak szybko, jak zniknął sprawił pojawienie się na ciele Maxa nieprzyjemnych ciarek i choć ślizgon nie dał sobie odpłynąć umysłem to i tak mimo zażycia eliksiru w sercu Solberga zaczął kiełkować strach. Obawa przed tym, co jego mózg postanowi wyciągnąć. Strach, że wszystko to, co tak szczelnie ukrywał nawet przed samym sobą w końcu przebije budowaną przez niego barierę i Max będzie musiał się z tym rozprawić. Jeżeli był czegoś w życiu pewien to tego, że nie jest jeszcze na to gotowy. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i uważnie wsłuchał się w słowa Felka próbując dobrze zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi i z każdym słowem miał coraz bardziej mieszane uczucia. Nigdy nie był w tym najlepszy a im większy miał w sobie chaos tym ciężej było mu kontrolować cokolwiek. - Coś w rodzaju medytacji? - Zapytał, gdy już pierwsze instrukcje zostały mu przedstawione. Nie wiedział do końca, jak ma się za to zabrać szczególnie, że wciąż czuł mocno kołaczące mu w piersi serce. W końcu jednak postanowił zejść z fotela i ułożyć się wygodnie na ziemi pod ścianą. Przymknął oczy i starał się skupić na czymś przyjemnym. Szybko przefiltrował to, co mimo szczęścia wzbudzało też inne, mniej pozytywne emocje. Czuł, jak eliksir spokoju zaczyna działać ze swoją pełną mocą pomagając mu zwolnić. Oddech ślizgona stał się dużo spokojniejszy i jego serce też zwolniło obroty. Całą siłę woli wykorzystał na to, by utrzymać się w miejscu, które nie zostanie zaraz zachwiane przez nieprzyjemne flashbacki. Mięśnie powoli rozluźniały się jeden po drugim i w końcu Solberg czuł, że bardziej już nie wyluzuje. Czuł dziwną pustkę w głowie, ale chwilowo nie zwracał na nią kompletnie uwagi.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Zauważał narastający w przyjacielu stres, ale nie zamierzał wcale tak łatwo się poddawać - nawet jeżeli poprzednia sala była zajęta, to nie mogli przecież zaprzestać. Max pozostawał przy nauce oklumencji, on... przy nauce akceptacji tego, kim jest. Co go denerwowało poniekąd, na co miał ochotę zapalić raz po raz papierosa, gdy wiedział, że to nie będzie wcale takie proste. W każdym z nich drzemały obawy, tudzież demony, aczkolwiek, koniec końców, kiedy to wiedział, że nie mają innego wyjścia, musieli przezwyciężyć własne lęki. Przeistoczyć się w istoty zdolniejsze, bardziej poprzedzające swoje obecne wersje, by może nie stać się lepszymi, lecz... bardziej łatwiejszymi. Poprawiwszy czarną koszulkę, nie bez powodu udał się zatem wraz z przyjacielem do Pokoju Życzeń, podnosząc kąciki ust na słowa Solberga, choć na nie w ogóle nie odpowiedział. Myślami był prędzej przy eliksirze, który chłopak zażył - zapewne spokoju - co mogło ułatwić mu wyciszenie się i osiągnięcie zamierzonego efektu. Usadowił własne cztery litery, zanim to nie przeszli do treningu; sam zaczął oddychać spokojniej, być może nie będąc perfekcyjnym przykładem, aczkolwiek... starając się tym samym też z tego skorzystać. Wszak nie tylko Max przy tym mógł się uczyć. Westchnięcie wydobyło się jednocześnie z jego ust, bo ostatnio też miał wiele zmartwień; nie potrafił się z nimi wszystkimi pogodzić. — Coś w tym stylu właśnie, ale nie do końca, co zobaczysz potem. — uśmiechnął się pod nosem, pozwalając na łagodne spojrzenie czekoladowych tęczówek, zanim to nie przeszli do ćwiczeń. Lowell spokojnie go obserwował, starając się robić to w nienachalny, odpowiedni sposób; każdy wdech, każdy wydech - kontrolowane, oczywiście. Kiedy po kilkunastu minutach osiągnął szczyt własnych możliwości, Faolán przechylił głowę, jakoby w zastanowieniu. Była to odmienna wersja, znacznie różniąca się od tej, z którą miał do czynienia na co dzień - jakoby bardziej błoga? Poniekąd cieszył się na duchu, ale też, postanowił aż nadto tego nie chłonąć, kiedy to wreszcie się odezwał, przerywając poniekąd ciszę. — Hej, nieźle ci idzie. — uśmiechnąwszy się do niego, nie mógł powstrzymać tego ciepłego poniesienia kącików ust do góry, kiedy to widział ten drobny sukces. Lowell lubił je widzieć, w związku z czym nie bez powodu odczuwał podobną radość, której pozwolił przeniknąć przez struktury mięśni własnej twarzy. Wyprostowanie nóg nastąpiło w dość widoczny sposób, kiedy to poprawił własne cztery litery, znajdując kolejną, wygodną pozycję do objęcia podczas zajmowania swoistego, wygodnego fotelu. Przeglądał tak samo kartki za pomocą własnych dłoni, które to od czasu do czasu zatrzymywały się w pewnym punkcie, w połowie niektórych zdań. Predyspozycje. W jego przypadku predyspozycji było całkiem sporo, ale jak w przypadku Maximiliana? Jeżeli potrafił na początku się rozluźnić i wyciszyć, mogło to świadczyć o jego drobnym, ukrytym talencie. Zagrzebanym, aczkolwiek możliwym do wydobycia przy odpowiedniej ilości poświęconego czasu. Poniesienie wzroku, składającego się z czekoladowych, przyjaźnie patrzących tęczówek, w stronę przyjaciela, pozwoliło mu przejść do kolejnej części nauki. — Skupimy się na analizie struktury myśli. Powinny być one spokojniejsze - postaraj się wyłapać każdą z nich, dzierżoną w podświadomości i tym samym odczytać. Różnica między nimi jest taka, że są one stałe. — wziął cięższy wdech, stosując się tak samo do tych zasad. — I mimo początkowych prób, jeżeli przejdziemy od razu do oczyszczania umysłu, może ci się nie udać, jeżeli nie zrozumiesz ich prawdziwej natury. — podrapał się po podbródku, by tym samym strzepać niewidoczny kurz z dzierżonego na sobie ubrania. Doskonale wiedział, z czym to się wiąże, jeżeli zapomni się o poszczególnych rzeczach, dlatego pozwalał Solbergowi na uniknięcie pewnych błędów powiązanych z nauką tej umiejętności. Chociaż sam zbyt wiele w niej nie osiągnął i jeszcze się uczył, to jednak wiedział, jak się odcinać od emocji. I jak tworzyć barierę - może nie do końca szczelną, aczkolwiek istniejącą. — Dzierżone w podświadomości myśli to są mimowolne, wynikające ze stanu psychiczno-fizycznego. Wynikające przede wszystkim z nastawienia i podejścia ze względu na posiadane w pamięci wspomnienia. Może ci się na początku wydawać, że ich w ogóle nie ma, niemniej jednak... istnieją. Tylko wymagają odpowiedniej cierpliwości, by je dostrzec. Najlepiej jest wówczas zamknąć oczy i zatopić w ciszy. Bez tego, zresztą, na początku nie dasz rady. — uśmiechnąwszy się łagodnie, kiedy to przewrócił kolejną kartkę od podręcznika, skupił się na tym, by to wszystko jeszcze raz wytłumaczyć. Wymagające utrzymania spokojnego stanu, mogły zdawać się nie być wcale tak łatwym orzechem do zgryzienia, aczkolwiek mogły wychodzić spokojnie i subtelnie. Czekał zatem na kolejne poczynania Maximiliana w tejże kwestii, mając nadzieję na to, iż mu się uda; sam przyglądał mu się z widocznym zaciekawieniem.
Kostki:
Skupiasz się na podświadomych myślach, starając się je wydobyć. Jak Ci jednak pójdzie? Może równie dobrze? Rzuć kostką k6, by się o tym przekonać! Za każde 10 pkt z Zaklęć lub/i 10 pkt z Czarnej Magii przysługuje Ci jeden przerzut.
1, 6 — jak się okazuje, idzie Ci równie dobrze, co poprzednio. Perfekcyjnie wręcz, bo nim się oglądasz, a zauważasz te małe, niewielkie myśli, chodzące swobodnie po głowie. A raczej pod poszczególnymi jej strukturami, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że zaczynasz je dostrzegać. I poniekąd powoli rozumieć, a w związku z zachowanym wcześniej spokojem - również analizować. Powoli, skrupulatnie, może czasami wywołując na swojej twarzy dziwny grymas twarzy, ale... część rzeczy wydaje Ci się być łatwiejszymi. I co najważniejsze - nie podchodzisz do nich z pesymizmem, prędzej z neutralnością. Nie całość, ale zauważasz to, jak pewne schematy działają w trochę błędny sposób. Może to jakaś mimowolna wskazówka?
2, 5 — idzie Ci poprawnie. Może nie zauważasz na początku podświadomych myśli, które przedzierają się w dość enigmatyczny sposób, aczkolwiek udaje Ci się osiągnąć zamierzony sukces. Zauważasz je - drobne, malutkie, wpływające na działanie reszty, niczym koła zębate. Niczym schemat, w którym zepsucie jednego elementu wymaga wymiany w celu przywrócenia pełnej sprawności. Nie znasz ich znaczenia, nie jesteś w stanie ich w pełni odczytać, lecz istnieją, jakbyś stał obok nich i słyszał każdy ruch. Czy działają poprawnie? Tego nie wiadomo. I zdają się rzeczywiście być tym, o czym mówił Felinus.
3, 4 — nie udaje Ci się na początku, w związku z czym delikatnie się denerwujesz - albo bardziej, zależnie od własnej interpretacji. Coś tam zauważasz, lecz za każdym razem, gdy próbujesz wyciągnąć dłoń do przodu, w celu ich rozczytania, te zdają się chichrać pod nosem, jakby były rzeczywistym, materialnym bytem, niemożliwym do prawidłowego uchwycenia. Próby te trwają wystarczająco długo, a dopiero po czasie udaje Ci się obrać prawidłową ścieżkę - nie na siłę. Z należytą dozą resztek rozszarpanego trochę spokoju, zauważasz je, ale nic poza tym.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ich ostatnia rozmowa na wizzie wywołała w ślizgonie wiele uczuć, które starał się odrzucić na bok. Zależało mu na wsparciu przyjaciela, który mógł mieć chwilowo problem z zaakceptowaniem nowoodkrytych o samym sobie rzeczy i na tym też chciał się skupić. Bez poruszania na siłę tematu liczył, że ten w razie potrzeby będzie wiedział, że może zwrócić się do niego o każdą formę pomocy. Jednocześnie też był strasznie dumny z puchona, który z dnia na dzień zdawał się coraz lepiej poznawać własne ja. Sam machinalnie już zamiast prób zrozumienia własnych myśli i emocji oddawał się różnym mieszankom eliksirów i widział ogromną różnicę w nastawieniu jeżeli akurat zapomniał ich zażyć, co zdawało się dziać niepokojąco często. Sam nie był pewien, czemu do końca olewał tę kwestię. Nie potrafił bez nich funkcjonować, a jednocześnie bał się stać całkowicie zależny. Chciał dusić w sobie pewne rzeczy, a jednocześnie się z nimi pogodzić. Wiedział, że jest to niemożliwe i musi wybrać w końcu jedną z dróg, lecz wciąż bał się konsekwencji swojej potencjalnej decyzji. Max bez zbędnego pierdolenia rozpoczął zarządzony przez Felka trening i o dziwo początek poszedł mu naprawdę dobrze. Wiedział, że bez eliksiru byłoby to niemożliwe szczególnie, że nawet teraz daleko mu było do ideału. Otworzył lekko oczy, gdy puchon się odezwał, lecz zaraz tego pożałował, na chwilę tracąc uzyskany spokój. Ponownie więc zamknął powieki próbując znów się wyciszyć. - To będzie ciężkie... - Powiedział tylko, bo właśnie podobnych kroków obawiał się najmocniej. Doskonale zdawał sobie sprawę co i z jakiego powodu spychał w głąb swojej podświadomości, więc nie skakał ze szczęścia na myśl, że teraz musi to wszystko odkopać i spojrzeć tym strukturom oraz myślom prosto w twarz. Strach, który początkowo kiełkował w jego sercu urósł odrobinę, ale Solberg ze wszystkich sił próbował zrobić to, o czym został poinstruowany. Nie miał pojęcia ile tam siedział nim zaczął dostrzegać pierwsze małe sukcesy. Powoli coś zaczęło wydobywać się na powierzchnię jego umysłu. Max starał się dokładnie temu przyjrzeć i choć jego ciało zaczęło nerwowo drżeć, myśli pozostawały dziwnie spokojne pozwalając mu to powoli analizować. Sam nie wiedział, co w tej chwili czuje, co było zdecydowanie lepszą opcją niż poddanie się emocjom, które opanowywały go na co dzień. Nie potrafił jeszcze wszystkiego do końca zrozumieć, ale z pewnością takie chłodne podejście zdawało się przynosić mu wytchnienie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Na razie nie powinien się skupiać na samym sobie - nie bez powodu zatem poświęcał pełni uwagi przyjacielowi, odciągając samego siebie od problemów, z którymi musiał się zmagać. Jedynie cicho westchnął, bo o ile wiedział, że Max może inaczej spojrzeć na własne sprawy, o tyle jednak Felinus się tego aż tak nie podejmował. Dwie różne szkoły - on nauczył się tłumić te podświadome myśli, by potem z podwójną siłą zaznawać szkód. I o ile się trzymał, o tyle wewnątrz zdawał się być spory bałagan, jakoby uporządkowane szuflady zostały wyciągnięte w dość chamski sposób i wysypane na zewnątrz. Musiał się również z nimi rozprawić, aczkolwiek obecnie sam skupiał się również na wyciszeniu własnych myśli, jakoby chcąc tym samym w pełni bez problemów podejść do tematu. Miał już to wyćwiczone - skupiał się zatem na połączeniach, dzięki którym mógł rozpoznać, co odpowiada za poszczególne emocje. I stawiać bariery - bariery, by nikt nie mógł się przez to przedostać. Bo o ile można spalić drogę, o tyle jest to zawsze radykalna metoda - a z każdym takim działaniem stawała się ona coraz to bardziej zniszczona. Podejrzewał, jak to musi być z Maximilianem, kiedy to siedział na własnym fotelu, spoglądając na niego jakoby ciut spokojniej. Zastanawiając się w nienachalny spokój nad tym, jak z nim musi być pod kopułą czaszki. O ile nie mógł spojrzeć pod struktury czaszki, o tyle jednak podejrzewał, że musi być ciężko. Demony mogły znajdować ujście wszędzie, a jakikolwiek błąd... Mógł przyczynić się do potencjalnych problemów i większego cierpienia. Nie bez powodu czekoladowe tęczówki, wbite w jego wyciszoną postawę ciała, zdawały się posiadać w sobie zmartwienie. I tyle dobrze, że Ślizgon miał zamknięte oczy, bo przynajmniej nie mógł wyłapać tego, że ten się martwił o niego. Świadomość wydarzeń, jakie odcisnęły na nim piętno, nie pozwalała zareagować w inny sposób, niż po prostu poprzez troskę. Bo jako przyjaciel się martwił - bo, jak na przyjaciela przystało, zależało mu nim. — Będzie dobrze. — zapewnił go, marszcząc mimowolnie brwi. Zastanawiał się jednocześnie, czy nie daje mu zbyt mocnego treningu, kiedy to wymagał wyciszenia się w ciut inny sposób, wydobywając jego spokój poprzez głównie magię. Mógł myśleć, ale czy to by coś wniosło? Pokręciwszy głową, spoglądał na jego kolejne postępy z charakterystycznym przymrużeniem oczu, kiedy to zauważył mimowolne drżenie mięśni. Sam tego na początku nienawidził, aczkolwiek starał się nie reagować, jedynie spinając mięśnie palców własnych kończyn górnych. Wiedział, że to wszystko może być dziwne, aczkolwiek bez odpowiedniego okiełznania własnych struktur mogło mu po prostu to wszystko nie wyjść. I chociaż wierzył, to wiedział, że wiara nie zawsze może zdziałać cuda, w związku z czym sam próbował samego siebie wyciszyć. Chłodne podejście w jego przypadku powstało niemalże automatycznie - nim się obejrzał, a sam to wszystko w sobie zauważał. Zamiast jednak skupiać się na analizie, skupiał się na tłumieniu - standardowym mechanizmie wyparcia i obrony przed potencjalną krzywdą. Może Solberg wyniesie z tej lekcji znacznie więcej niż on, ale też, niespecjalnie mu to przeszkadzało. Nim się obejrzał, a we własnych dłoniach zauważył buteleczkę z niebieskim płomieniem, który to ogrzewał przyjemnie skórę. Wskazówka? Sam nie wiedział. Nie odzywał się, wiedząc, że na tę część będą musieli poświęcić więcej uwagi. Że czas jest tutaj czynnikiem, który może im pomóc; cicho przewracał kartki, kiedy to założył ponownie nogę na nogę, poruszając butem swobodnie zwisającej kończyny. Nie chciał mu przeszkadzać, a mimo drżenia, które się pojawiło, zdawał się uspokoić. Chociaż, w razie konieczności, był gotów wystosować odpowiednie zaklęcia uzdrowicielskie - nie bez powodu palce pozostawały gotowe do chwycenia za własną różdżkę i tym samym skorzystania z możliwości magii leczniczej.
Kostki:
Starasz się utrzymać ten stan przez dłuższy czas, czując początkowo mimowolne drżenie mięśni, które z czasem się uspokaja. Twoje serce bije spokojniej, a oddechy są bardziej zrównoważone; powoli zagłębiasz się w połączenia, które stają się niewiele widoczne. Jakoby nieznane, nie wiesz, z czym masz do czynienia, ale też, prawdopodobnie nie chcesz przerywać nauki.
Rzuć kostką k100, wynik wyższy lub równy 50 oznacza sukces w dalszym zagłębianiu w myśli, które zaczęły się przed Tobą pojawiać. W przypadku wyniku niższego - nie udaje Ci się dalej tego uciągnąć, czując widoczne zmęczenie, wynikające z faktu pochłaniających Twoją energię czynności. Może natrafiłeś na przeszkodę? Na niewidzialną barierę?
Do k100 możesz dodać ilość punktów z Zaklęć i Czarnej Magii.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Sam nie wiedział czemu tak naprawdę zdecydował się przystać na pomysł puchona i podjąć nauki tych podstaw skoro strach zdawał się opanowywać praktycznie każdą komórkę jego ciała na samą myśl o tym. Może była to wewnętrzna potrzeba zrozumienia tego, co w nim siedziało, co spychał w najgłębsze zakamarki swojej duszy by nie musieć stawać z tym twarzą w twarz, a może faktycznie chęć nauki opanowania emocji, które tak często ostatnimi czasy powodowały u niego napady swego rodzaju szału i agresji. Bez względu jednak na przyczynę od samego początku szło mu dość dobrze, co w pełni przypisywał działaniu wypitego wcześniej eliksiru. Miał świadomość, że bez niego cała ta próba nauki wyciszenia siebie mogłaby spełznąć na niczym. Nie miał pojęcia. O tylu rzeczach nie wiedział, a mimo to nie pozostawał spokojny. Przymknięte powieki pozwalały mu odciąć się od kolejnej rzeczy. Spojrzenie puchona nacechowane troską na pewno nie umknęłoby jego uwadze i zapewne młody ślizgon wyraziłby swoje niezadowolenie z takiego stanu rzeczy. Pomimo tego wszystkiego, co razem przeszli i ile o sobie wiedzieli, wciąż nie potrafił zrozumieć tego podejścia Felka w jego kierunku. Siedział tam spokojny, wyciszony i przyglądał się własnemu wnętrzu. Coraz więcej myśli pojawiało się przed nim, by mógł dokonać ich analizy. Podobało mu się takie świeże spojrzenie na pewne sprawy, choć stawienie czoła innym wciąż go przerażało. Jednocześnie nie chciał przerywać tego stanu jak i uciec w rzeczywistość, byle tylko zagłuszyć to, co zawsze spychał głęboko w podświadomość. Mimo to siedział tam wciąż nieruchomo czując, jak z czasem drżenie ciała ustępuje, a jego ciało ulega jeszcze większemu rozluźnieniu. Zaczął zauważać pewne prawidłowości, ale nie potrafił ich połączyć w nic logicznego, jakby miał przed sobą otwartą księgę, ale nie znał odpowiedniego szyfru, by ją odczytać. Oddychał głęboko i równo, choć nie myślał już aż tak o swoim ciele. Całą uwagę skupić na tych nowych doznaniach, które wyciągały do niego ręce, a Max próbował się ich chwycić, by mogły przeprowadzić go przez jego własne wnętrze.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Niektórych rzeczy nie da się wytłumaczyć od razu. Ludzka ciekawość? Chęć lepszego zrozumienia struktur własnego umysłu? Kontrola nad emocjami? Przyczyn mogło być niezwykle wiele, ale od zawsze człowiek posiada te dwa, charakterystyczne wilki, które to nieustannie walczą. Niczym w potrzasku, wyją do księżyca, zdają się tym być obliczem dobra i obliczem zła, a przede wszystkim - odzwierciedlają ludzki charakter. Karmione, w zależności od preferencji ich właściciela, jeden może w pewnym momencie zagryźć drugiego. Tutaj nie chodzi w ogóle o to, by jeden z nich zwyciężył - tutaj chodzi o to, by rozjuszone stworzenia doprowadzić do harmonii. By służyły, zamiast stawać się niezbędnym ciężarem. By, zamiast szczerzyć kły w nieoczekiwanym momencie, posłusznie odgrywały swoją rolę, jak to właśnie na wilki przystało. Liczył na to, że Maximilianowi uda się poniekąd nad nimi zapanować, choć demony przeszłości mogą mu to znacząco utrudnić. Mimo to w niego wierzył; nie potrafił przecież inaczej, kiedy to spoglądał na niego i wiedział, z czym musi się zmagać na co dzień. Oklumencja mogła być nie tylko czymś przydatnym, lecz także, co, o dziwo zauważył, dziwną formą terapii, którą zamierzał zastosować. Poprzez własne, nikłe poniekąd doświadczenie, ale nadal, pozwalające mu działać do przodu względem innych. Bo o ile sam popełniał błędy, o tyle mechanizm odcięcia myśli od emocji i wspomnień pozwolił mu znaleźć swoje najsłabsze punkty, zachowując zimną krew w naprawdę wielu sytuacjach. Kiedy na niego patrzył, czuł charakterystyczne, wynikające z przywiązania i ludzkich odruchów, zaufanie. Był z niego dumny, że zdecydował się podjąć takich kroków, ale też, musiał pozostawać cierpliwą osobą, aby cokolwiek mogło z tego wyjść. Na razie udawało mu się to niezwykle dobrze, a Lowell sam powstrzymał charakterystyczny odruch dłonią, gdy na chwilę przymknął oczy. Ten dziwny spokój zdawał się być tak znajomy. Może nie widział w tym siebie, ale... widział w tym poniekąd możliwość częściowego podejścia do problemów w inny, kompletnie różniący się sposób. I liczył na to, że Solberg postanowi coś z tego wyciągnąć, kiedy to drżenie mięśni ustało, a sam przyjaciel zdawał się być jakoś spokojniejszy. Widać było te małe kroczki, polegające przede wszystkim na wyciszeniu się. — Nie otwieraj oczu. — mruknął pod nosem, kiedy to na niego spoglądał, by tym samym rozpocząć kolejny etap nauki. Spokojnie, gdy uderzał opuszkami palców o materiał, z którego został wykonany fotel, wbijał swoje tęczówki w widocznym, niemym zastanowieniu. Nie ruszał się z miejsca; nie zamierzał, zresztą. Sam potrzebował rozluźnienia, ale nadal, zbyt wiele tematów zatrącało obecnie jego głowę, by mógł się tym samym skupić na paru czynnościach jednocześnie. I o ile ponowne czytanie podręcznika jakoś pozwalało mu odetchnąć, o tyle jednak dziwna gorzkość wypełniała mimowolnie jego ciało. Czuł się wyjątkowo żałośnie; nie bez powodu zaczął to specjalnie tłumić, od czasu do czasu rozcinając te charakterystyczne połączenia, które perfidnie się odnawiały. — Widzisz, jak wyglądają te myśli. Są inne. Istnieją, choć na początku możesz w ogóle nie być świadom o ich strukturze. To nie jest stricte oklumencja, dokładnie to, aczkolwiek o nią zahacza. Jakoby podstawy podstaw. — uśmiechnął się pod nosem, kiedy to ciepły uśmiech pojawił się, powodując złagodzenie rysów jego twarzy. — Ich zrozumienie wymaga większego skupienia. Musisz odciąć inne, by móc się skupić na tej jednej, konkretnej. Postaraj się to robić subtelnie i bez jakichkolwiek przymusów. Jeżeli Ci nie pójdzie - nie denerwuj się. To wymaga czasu. — jak wszystko, zresztą; wstał z kanapy, kucając nieopodal przyjaciela, jakoby przyglądając mu się z widoczną dozą zaciekawienia. Zastanawiał się nad tym, jak mu to wszystko pójdzie, w związku z czym nie bez powodu skrócił odległość, starając się wyłapać najdrobniejsze szczegóły w mimice jego twarzy.
Kostki:
Postanawiasz skupić się na jednej, konkretnej - jakoby zdaniu w całej księdze, którą przed sobą obecnie posiadasz. Wzrok jasnozielonych oczu ląduje na nim, a sam starasz się je odpowiednio rozszyfrować. Rzuć literką na to, czy Ci się udało. Każde 10 pkt z CM lub/i Zaklęć uprawnia Cię do jednego przerzutu.
Spółgłoska — nie idzie Ci tak, jak myślałeś, że Ci pójdzie. Być może dobra passa się skończyła? Niezależnie od przyczyny, zdanie nadal pozostaje dla Ciebie wyjątkowo trudne do rozszyfrowania, w związku z czym musisz poświęcić mu znacznie większą dozę uwagi. Jeżeli jednak zachowasz spokój i zastosujesz się do rad Felinusa - z czasem zauważysz, jak pewne rzeczy stają się wyjątkowo jasne i klarowne. Pozbawione podsycenia emocjonalnego, jakoby przepełnione prędzej zasadami logiki, zdawały się umieszczać odpowiednią dozę światła w taki sposób, by Cię nie oślepiało. I o ile nie udaje Ci się osiągnąć wymaganego efektu na początku, o tyle efekt jest subtelniejszy. Mimo możliwej do odczucia dozy zdenerwowania, która początkowo paraliżowała Twoje zdolności.
Samogłoska — skupiasz się w pełni na tym, by odpowiednio rozpieczętować zdanie i po paru minutach, gdy uspokajasz się jeszcze bardziej (to tak się da?), zauważasz, jak pewne struktury zdają się być widoczne bez tej charakterystycznej otoczki. Zdanie układa się powoli w całość, a sam poświęcasz na to w pełni własną energię. I o ile nie trwa to zbyt długo, na pewno jest trochę wymęczające, aczkolwiek nie przestajesz we własnych działaniach. Część rzeczy staje się w wybranym przez Ciebie zagadnieniu trochę bardziej klarowna. Jeżeli odczuwałeś poczucie winy, zdawało się ono wówczas częściowo zaniknąć; większość negatywnych rzeczy zdawała się być chwilowo sparaliżowana, a sam poczułeś pewną barierę, którą delikatnie zacząłeś stawiać. Gratulacje! Może nie jest ona silna i mocna, stanowiąc prędzej podwaliny tego, co mógłbyś osiągnąć za parę miesięcy intensywnej nauki, aczkolwiek to już jest zawsze coś. W szczególności z Twoim temperamentem.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Mierzenie się z własnym umysłem stanowiło wyzwanie tak inne od wszystkiego innego, co zewnętrzne i niestety dla Maxa przynajmniej, dużo trudniejsze. W negowaniu niektórych rzeczy odnajdywał spokój i bezpieczeństwo, które dzisiaj musiał porzucić na rzecz analizy i zrozumienia, a te jak dotąd wydawały mu się być poza zasięgiem jego możliwości. Do tego mimo uprzedniego planu nie wszystko toczyło się tak, jak chciał. Myśli, którymi obecnie się zajmował były nieco inne niż te, którym chciał się w pierwszej kolejności przyjrzeć. Jakby wolał zacząć bezpieczniej, gdyby jednak coś miało pójść nie tak. Trwał w tym nienaturalnym dla siebie stanie zupełnie zatracając się w swoistej duchowości. Poczucie czasu i to, co działo się na zewnątrz kompletnie przestały się dla niego chwilowo liczyć. Dopiero głos Felka nieco to zmienił. Pokiwał głową na znak, że go słyszy, wciąż trzymając zamknięte powieki i próbując stabilnie trwać w tym, co już udało mu się osiągnąć. Czuł, jak pewnego rodzaju magia pcha go dalej, ale nie wiedział czym jest ani jak ją interpretować. Nie zadawał jednak żadnych pytań. Bał się, że jak tylko wykona jakikolwiek gest, ta chwila pęknie niczym mydlana bańka. Kolejnym krokiem miało być skupienie się na tym konkretnym elemencie i odepchnąć od siebie wszystkie inne. Ślizgon przez chwilę błąkał się po własnym umyśle nie mogąc podjąć decyzji, która wydawała się odpowiednia, aż w końcu dokonał wyboru. Znów stanął przed czymś, czego nie potrafił odszyfrować, lecz powoli widział, jak ta jedna część zaczyna nabierać sensu. Skupiał się, czując jak powoli wyczerpuje energię, lecz nie bez powodu brnąć dalej. Delikatne odpychanie całej reszty przynosiło mu ogromną ulgę i nawet jeżeli zaczynał być zmęczony, to w pewnym sensie czuł się coraz lepiej. Nie było to idealne odcięcie się od bodźców, ale zdecydowanie jakieś ich przytłumienie, a już samo to wydawało się przynosić pociechę. Głębszy oddech wyrwał się z jego płuc, gdy Max spróbował po raz kolejny zrobić mały krok naprzód. Poczuł jakiś opór, ale nie przeszkodziło mu to próbować. Przynajmniej na razie, gdy miał jeszcze jakiekolwiek siły, a obok w sali znajdował się Felek.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Sam siedział, spokojnie, starając się tym samym uspokoić własne rozjuszone myśli - spoglądając z należytą dozą równowagi w stronę trzech wilków, każdego z nich zdołał okiełznać. Lewy, agresywny, wyjątkowo perfidny, zdawał się być potulny, choć błysk w złocistych ślepiach zdawał się zdradzać poniekąd jego prawdziwe możliwości. Możliwości posiadanych przez samego siebie pazurów, silnych szczęk, gotowych wbić się z perfidnością w mięso, jak również smukłych, aczkolwiek potężnych w działaniach łap, które z łatwością byłyby w stanie powalić dorosłego człowieka. Emocje negatywne, powiązane poniekąd z jego przeszłością. Jak się okazało, jedne z prostszych do opanowania na sam początek, ale tym samym trudniejszych w utrzymaniu. Nie bez powodu - teraz, kiedy bał się samego siebie, stworzenie pozostawało rozjuszone. Widocznie, z najeżoną sierścią, nie mogąc tym samym go poniekąd opanować. Łypało na niego kłami, chciało poznać ponownie smak krwi. Co najgorsze - kontrolowany całkowicie przez niego, pozostający pod pełnym, funkcjonującym prawem. Tyle pozostało z jego pewności siebie. Kompletnie zniszczona, powodowała częściowe osunięcie się w cień, mimo iż tego na pierwszy rzut oka nie było widać. Powoli wykrzesywał resztki pozytywnej energii z siebie na rzecz... zwyczajnego zapomnienia. W związku z czym prawy również zaczął źle funkcjonować, gdyż nie było między nimi równowagi. Ponownie podkulał delikatnie ogon, lecz, odpowiednio potraktowany, przestawał się trząść, patrząc niepewnie własnymi oczami w stronę właściciela. Spoglądał zatem z należytą ostrożnością w stronę przyjaciela, starając się wyczytać cokolwiek z jego twarzy. Charakterystyczne kiwnięcie przedostało się do struktur jego świadomości, a on sam wziął głębszy wdech, by tym samym zapomnieć; by skupić się na tym, co oferuje mu rzeczywistość. Nie bez powodu intrygowało go to, jak Solberg sobie da z tym wszystkim rady, aczkolwiek podejrzewał, że ten trening może przynieść więcej ukojenia dla zagubionej duszy, niż sam trenujący mógłby się tego spodziewać. I na taki efekt właśnie liczył - nie tylko uspokojenie własnych myśli, lecz także chłodne podejście do pewnych spraw, które powinny zostać przez niego potraktowane w kompletnie inny sposób. I liczył na to, że z jego drobną pomocą ten da sobie rady. Spokojnie, z pewną pustką pod kopułą własnej czaszki, nie przerywał treningu - to jeszcze nie jest ten czas. Nawet jeżeli sądził, że może wystawić dłoń - skutecznie ją powstrzymał. Wiedział, mimo przejawiających się przez jego głowę chęci utrzymania bliższego kontaktu, tak charakterystycznego, że nie powinien. Ani robić sobie nadziei, ani pierdzielić się z tym wszystkim, ale mleko się rozlało, a on musiał to wszystko posprzątać. Nie bez powodu w jego głowie rodził się pewien plan, nad którym poważnie się zastanawiał, a który mógł mu pod tym względem przynieść należytą ulgę; powoli, skrupulatnie, do celu.
Kostki:
Przechodzisz, poznajesz, powoli analizujesz, a przede wszystkim - widzisz coś kompletnie odmiennego. Jakby prowadziło Cię do przodu, nie przerywając własnego wywodu, a przynajmniej do czasu. Spokojne przeglądanie tych wolniejszych, bardziej łatwiejszych dla ludzkiego rozumowania struktur zdawało się być główną atrakcją, przynosząc kolejny spokój. Ale na jak długo?
Rzuć kostką k100, wynik wyższy lub równy 50 oznacza sukces w analizowaniu myśli ich lepszym rozumowaniu - bez zbędnych emocji. W przypadku wyniku niższego - nie udaje Ci się dalej tego uciągnąć, czując widoczne zmęczenie, wynikające z faktu pochłaniających Twoją energię czynności. Może natrafiłeś na przeszkodę? Na niewidzialną barierę? Coś zakrzywiło wgląd? Samodzielnie możesz to zinterpretować
Do k100 możesz dodać ilość punktów z Zaklęć i Czarnej Magii.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max zawsze był przekonany, że to ten gorszy wilk góruje nad jego życiem, sukcesywnie zagryzając tamtego. Dopiero niedawno zaczął zauważać, jak bardzo się myli i że tak naprawdę to nie każdy postrzegał go w ten sam, negatywny sposób. Sam nie potrafił wskazać dokładnego momentu, kiedy zaczęło to do niego docierać i kiedy pozwolił sobie uwierzyć, że są ludzie, którym naprawdę zależy na jego dobru. Jeden z nich siedział tu dzisiaj z Solbergiem i próbował pomóc mu w pewien sposób rozprawić się z niektórymi negatywnymi rzeczami, które działy się w jego młodej głowie. Zależało mu na sukcesie nie tyle ze względu na siebie, co właśnie na niego. Nie był pewien, czy zwykłe wyciszenie się jest w stanie sprawić, że cały ten koszmar zniknie i będzie w stanie nagle normalnie funkcjonować, ale próbował. Nie siedział na swoim wyleżanym materacu w lochach, studiując kolejne fakty, które jeden za drugim go zawodziły. Nie. Podejmował jakieś akcje i pomimo ciągłych rozczarowań, uparcie brnął do przodu. Czuł zmęczenie, gdy przyglądał się kolejnym strukturom własnego umysłu. Te większe i bardziej skomplikowane odrzucał w kąt, na dłużej zatrzymując się przy tych skromniejszych, które łatwiej było mu zrozumieć nie tylko ze względu na nikłe umiejętności w tej dziedzinie, ale przede wszystkim na zupełnie inny ból, który wywoływały. Wiedział, że dotknięcie kilku z nich może zaważyć na jego dzisiejszym sukcesie, a nie chciał tego. Pragnął choć na chwilę odciąć się ot tego, co tak uparcie prześladowało go każdego dnia nie pozwalając spać ani jeść, powodując mdłości i migreny. Potrzebował odetchnąć. Kontynuował cały ten proces przez chwilę zastanawiając się, czy jest sens powracać do siebie, do rzeczywistości. W tym stanie czuł się lekko i zdecydowanie zbyt błogo, choć ta pustka emocjonalna w pewien sposób go przerażała. Raz czy dwa miał ochotę otworzyć powieki i wrócić świadomością do Felka, ale ostatecznie skończyło się tylko na lekkim drgnięciu mięśni. Brnął dalej rozumiejąc coraz więcej, lecz wciąż nie wystarczająco.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie chciał na nie patrzeć, kiedy to wiedział, że przynoszą obecnie więcej problemów, aniżeli pożytku - może nie walczyły. Może znajdowały się odpowiednio skute na łańcuchach, które sam im je założył, aczkolwiek... nadal bał się ich pierwotnego działania. Pierwotnych instynktów, nawet jeżeli panował nad tym środkowym całkowicie; wiedział, że wiąże się to z ogromną odpowiedzialnością. Bo jeżeli inni nie mogą zapanować nad swoimi emocjami w trudnych chwilach, on będzie w stanie przejąć charakterystyczną pałeczkę, by tym samym popchnąć wszystko i wszystkich do przodu, nie przejmując się potencjalnymi konsekwencjami na własnej duszy. Gdy zapominał o samym sobie w odmęcie zdarzeń, z którymi miał do czynienia, przynosiło to tylko i wyłącznie chwilową ulgę. Oszukiwał samego siebie - wiedział o tym doskonale, choć z czasem starał się to jakoś wszystko przełknąć, nie pozwalając na to, by cokolwiek go złamało. A jednak powoli niszczyło jego struktury, bo nie potrafił zaakceptować tego, kim tak naprawdę jest. I o ile wiedział, kiedy to sam u siebie na chłodno analizował te myśli, że to nie jest w porządku, nie mógł tego przetrawić. Potrzebował ewidentnie czasu, a wraz z czasem, który odpływał w nieznane - otoczenia bliskich mu osób. Nawet jeżeli otwarcie się do tego nie przyznawał, nie chciał poniekąd błagać i żebrać o pomoc; wszystko miało swoją cenę. Zauważał pewne zmiany w postawie - nie te polegające czysto na myśleniu, lecz te wynikające z wyciszenia. Max oddychał spokojnie, choć powieka raz po raz drgnęła mu, jakby tym samym chciał wyjść z tego wszystkiego. Nie bez powodu Lowell czekał, aczkolwiek, kiedy już od treningu minęło dość sporo czasu, sięgnął do własnej torby, wyciągając z niej dwa kubki i tym samym wyczarowując niewielki stolik, na którym je postawił. Z termosu rozdzielił odpowiednio kakao o aromatycznym zapachu, rozprzestrzeniające się w spokojny, subtelny sposób. Czekoladowy napój z domieszką solonego karmelu zdawał się przenikać przez brak jakichkolwiek bodźców, a czas uciekał, nie pozwalając na bycie z powrotem wskrzeszonym. Chciałby tego uniknąć - uniknąć przede wszystkim potencjalnego przemęczenia przyjaciela. — Myślę, że to na dzisiaj koniec. — mruknąwszy, siedząc we własnym wygodnym fotelu, gdzie to dzierżył we własnych palcach kubek, upił jeden łyk przyjemnego napoju, by tym samym poczuć błogie rozluźnienie wynikające nie tylko ze smaku, lecz także z ciepła. Zacisnąwszy mocniej opuszki, pozwoliło mu się to poniekąd bardziej rozluźnić, kiedy wiedział, że pewnym metodom nie można zaprzeczyć skuteczności, a czekoladowe tęczówki wbił w stronę Solberga, jakoby z niemym pytaniem cisnącym się na usta. — Proszę, oto obiecane kakao. — uśmiechnął się ciepło, by tym samym spokojnie zająć swoje miejsce. Pod kopułą czaszki rodziło się wiele pytań dotyczących postępów, bo o ile to były początki, o tyle widział, że Solberg nie ma z tym większych problemów. — Dłuższe sesje zazwyczaj nie mają sensu, gdyż powodują zmęczenie i odwrotne efekty do zamierzonych. — pokręcił głową, poprawiając własną bluzę, jakoby przykleiło się do niej za dużo kurzu, choć tego wcale nie było w Pokoju Życzeń, który, zresztą, był w stanie spełnić ich każdą zachciankę. Puchon poprosił tylko i wyłącznie o wygodne fotele, nic więcej. Nie chciał nadużywać szczodrości magii tego miejsca. — I jak pierwsze wrażenia? Odczucia? — proste zapytanie wydobyło się spomiędzy jego spierzchniętych warg, które to od czasu do czasu popijały ciepłe kakao; interesowało go to, z czym mógł zapoznać się podczas tego przyjaciel. Jednocześnie zamknął dzierżony na kolanach podręcznik, by utkwić jego struktury w odmętach własnej torby - tak wiele pytań, których nie chciał zadawać w nachalny sposób.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdawał sobie sprawę, że obecnie Felek może mieć ciężko, choć nie miał pojęcia co dokładnie zawracało jego głowę. Nie miał zamiaru sztucznie się wokół niego pojawiać, ale zdecydowanie chciał przy nim być. Wiedział, że czasem takie proste gesty mogą wiele pomóc, a jeżeli tylko puchon potrzebowałby czegoś więcej powinien wiedzieć, że akurat do niego może śmiało uderzać. Solberg na pewno nie odmówiłby mu żadnej formy wsparcia czy pomocy. Obecnie jednak ślizgon siedział poniekąd odcięty od całej tej popierdolonej rzeczywistości. Skupiony był całkowicie na tym, co działo się wewnątrz jego umysłu i toczył zaciętą walkę między ogromną ciekawością tego, co odkryje następnie, a chęcią ucieczki z obawy przed tym, czemu będzie musiał stawić czoła. Brnął dalej, stosując się do instrukcji Lowella, by powoli odkrywać coraz więcej. Nienaturalne jak dla niego wyciszenie zdawało się przynosić ogromną ulgę, ale Max bardziej skupiał się na rozbieraniu zauważonych struktur na czynniki pierwsze i choć nie było to łatwe, nie wahał się poświęcić temu wystarczająco dużo czasu. Zagłębił się w to na tyle, że dopiero po chwili dotarły do niego dźwięki wskazujące na aktywność Felka. Wycofał się więc z odmętów własnego umysłu, wracając do rzeczywistości. Nie od razu jednak otworzył oczy. Potrzebował chwili dla siebie. Dopiero gdy poczuł się gotowy uniósł lekko powieki i podszedł do kumpla, by zająć miejsce obok niego. Czuł się lekko oszołomiony i zdecydowanie zmęczony. Nie wiedział, czy takiego efektu się spodziewał, czy może czegoś innego. - Dzięki. - Powiedział zachrypniętym głosem, po czym odebrał kakao i przepłukał swoje gardło. Dopiero teraz poczuł, jak suche się zrobiło. - Ile czasu w ogóle minęło? - Pytań miał wiele, ale tylko to potrafiło mu obecnie przejść przez usta. Kompletnie stracił poczucie upływających minut. Równie dobrze mógł ta siedzieć dziesięć minut jak i pięć godzin. - Szczerze mówiąc ciężko mi się trochę pozbierać. Na pewno nie spodziewałem się tak łatwo wyciszyć nawet z pomocą eliksiru. - Przyznał, nie potrafiąc ująć w słowa tego wszystkiego, co na ten temat myślał. Wciąż był lekko oszołomiony i potrzebował chwili, by całkowicie wrócić do siebie.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Ukrywał to wszystko, tłumił w sobie, wiedząc, że na scenie, na której się znajduje, nie ma żadnej możliwości okazania jakichkolwiek słabości. Te mogły się przejawiać pod membraną jego skóry, mogły próbować zawładnąć nad jego ciałem, pełzając w samotności, ale nie zamierzał. Nie zamierzał powodować, że te z czasem zaczną pojawiać się w świetle dziennym, dlatego poniekąd cieszył się na duchu, że w jego przypadku oklumencja nie była tylko i wyłącznie próbą wyczarowania bariery, lecz także wyciszeniem własnych emocji, tudzież myśli. Z czasem zaczął więcej z niej rozumieć, kiedy to błądził niczym ślepiec po Zakazanym Lesie, aczkolwiek nadal pozostawał człowiekiem. Nie zdawał się być maszyną, w związku z czym czasami mu się nie udawało w pełni uspokoić. I ten dziwny żal, który przejawiał się pod kopułą jego czaszki, był na to subtelnym, widocznym dla niego dowodem. Nie powodem do jeszcze mocniejszego ćwiczenia tej umiejętności. Prędzej... powodem do tego, by rozwiązać pewne problemy, aniżeli się od nich uciekać. Bo owszem, może spróbować jakkolwiek je stłumić, ale te powrócą ze spotęgowaną siłą. Zaczną być czymś w rodzaju kata. Zamknie się sam w swojej szczelnej klatce, nie mogąc rozwinąć własnych skrzydeł, które i tak były częściowo popsute. Denerwująca, otaczająca go rzeczywistość. Nie bez powodu przerwał naukę - wskazówki zegara nieustannie tykały, mimo potencjalnego wrażenia zatrzymania upływu czasu. Bezlitośnie wskazywały na to, jak łatwo jest je zabić, ale zamiast tego odrodzenie z popiołu nie jest możliwe. Czasami Lowell chciałby zrozumieć rzeczywiste pojęcie tej jednostki, jakoby móc tym samym przywrócić jej martwe struktury do życia, lecz wiązałoby się to z pewnym, widocznym ryzykiem. A kiedy to minęła już ponad godzina, sięgając drugiej, musiał zakończyć lekcję. I chociaż sam starał się pozostać w swoim charakterystycznym stanie, nie zamierzał ryzykować tego, że Max będzie musiał zmagać się z potencjalnym bólem głowy i dziwną pustką. Czekoladowe oczy dokładnie spoglądały w jego stronę, kiedy to starał się wszystko zrozumieć - nie tylko to, co go otaczało. Widać było płynący z nich, pewnego rodzaju spokój. Nawet jeżeli gdzieś pod strukturami własnego ciała rozpętywała się gonitwa myśli. Kiwnąwszy głową na podziękowanie, sam ułożył się na własnym fotelu trochę wygodniej, jakoby chcąc tym samym przyjąć łagodniejszą postawę ciała. — Prawie dwie godziny. — mruknąwszy, pozwolił na to, by pewna jego zachcianka pojawiła się w pokoju, a był to zegar, wskazujący dokładnie dwa pełne obroty od momentu, kiedy zaczęli naukę. Spokojnie tykający, wydobywał z siebie dźwięk kwarcowego mechanizmu, zanim to całkowicie nie zniknął, rozpływając się w ciemną maź, która natychmiastowo stała się jedynie wspomnieniem. — To jest normalne, aczkolwiek, tak jak mówiłem, dłuższa nauka wiązałaby się z poważniejszymi konsekwencjami. — łatwo jest spaczyć swój umysł, trudniej jest się z tego wygrzebać. I chociaż czarna magia nie stanowi aż tak bezpośredniego zagrożenia, to może stać się pewnego rodzaju iskrą w pobliżu łatwopalnego gazu, która doprowadzi do widocznego, spektakularnego wybuchu. Pociągając za sobą wiele ofiar. — Na dzisiaj to koniec. Daj sobie odpocząć, odetchnąć. Za tydzień, może dwa, możemy to wszystko powtórzyć, o ile będziesz miał ochotę. — schował odpowiednio podręcznik do torby, by tym samym wstać na własne cztery nogi, zanim to nie przeszedł do drzwi. Zacisnął na nich swoje smukłe palce, gdy paliczki, widoczne w niezbyt przerażający sposób, pod napięciem mięśni, stawały się jeszcze bardziej uwydatnione. Kiwnął jednocześnie głową, jakoby tym samym chcąc zachęcić do opuszczenia pokoju przez Solberga, aczkolwiek... najwidoczniej chciał tutaj jeszcze zostać. Może próba poukładania tego wszystkiego? — Trzymaj się. — odpowiedział, zanim to nie przeszedł przez wrota, jakoby tym samym oddając się w ramiona tej odpowiedniej rzeczywistości. Może rzeczywiście powinien uważać. A może po prostu nie powinien tak się przejmować, ale nie potrafił inaczej.
[ zt ]
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Nie spodziewała się, że jeszcze tego samego dnia, będzie ciągnęła za sobą Eskila na kolejne piętra zamku, byle tylko znaleźć się w legendarnym pokoju życzeń. Jednak nie była to jej wina. Sama pewnie nie wpadałaby na podobny pomysł, gdyby nie specyficzny prezent, który półwil postanowił jej sprawić. Nie bardzo wiedziała, co ta dziwna fiolka miałaby zrobić i dlaczego akurat w pokoju życzeń zobaczyłaby, co w niej jest, niemniej nie zadawała zbędnych pytań. Nie było na to zbyt wiele czasu. Godzina gdzie powinni znajdować się wyłącznie w dormitorium zbliżała się wielkimi krokami, a ona miała wrażenie, że mają jeszcze wiele do zrobienia przed jej nastaniem. Więc czym prędzej wspinała się po schodach, czując lekkie podekscytowanie. Te postanowiły z raz czy dwa spłatać im figla, zatrzymując się na kompletnie nie tym piętrze, co powinny. Cholernie ją to złościło, ale co innego im pozostawało? Ukraść dwie miotły ze schowka i w taki sposób dostać się na siódme piętro? Totalny debilizm… Zatrzymała się dopiero przed ścianą, która, jak wiedziała, skrywała w sobie drzwi do pokoju życzeń. Słyszała o tym miejscu, choć jeszcze nie miała okazji w nim nigdy przebywać. Ekscytacja narastała z każdą chwilą. Eskil na pewno mógł zobaczyć radosne ogniki, które zakorzeniły się w jej oczach. Delikatnie przygryzła wargę, nie wiedząc, co dalej zrobić. Wpatrywała się w kamienną ścianę, a wszystkie myśli jakby poszły w niepamięć. Jej głowa jak na zawołanie stała się pusta akurat wtedy, kiedy najbardziej jej potrzebowała. Westchnęła z lekką irytacją i odgarnęła kilka blond kosmyków. W lewej dłoni wciąż ściskała malutką fiolkę. – A w zasadzie to co powinnam pomyśleć, żeby te drzwi się pokazały? – zapytała w końcu, kompletnie zdezorientowana. Nerwowo stukała stopą w podłogę, być może sądząc, że dzięki temu wpadnie na jakikolwiek genialny pomysł. Ten jednak uparcie nie nadchodził i nie wiedziała, dlaczego. W końcu westchnęła głośno z wyraźną irytacją. Poprawiła czarną torbę na ramieniu i zerknęła w stronę Eskila. – A może ty spróbujesz? – zapytała w końcu, sama zdziwiona tym, ile nadziei kryło się w jej głosie. Tak, to by było prawdopodobnie najłatwiejszym zadaniem, gdyby to Eskil otworzył pokój życzeń. W końcu sam najlepiej wiedział, czego aktualnie potrzebowali, prawda?
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Eskil znowuż nie spodziewał się, że będzie musiał tu z nią przyjść! W jego starannie opracowanym planie Robin pojawiała się w Pokoju Życzeń w samotności i w samotności oglądała jego wspomnienie, bez świadków, a już tym bardziej bez niego! Wstydził się teraz, ale przecież holowała go na siódme piętro, a on nie miał serca puszczać jej ręki przynajmniej przez połowę korytarza. Coś tam protestował, że powinna oglądać to sama, a nawet szykował się, aby powiedzieć co znajduje się w fiolce jednak jakoś tak zabrakło mu języka w gębie. Po drodze przecierał jeszcze powieki i gęsto mrugał, aby nie pojawiło się więcej nieprzyjemnego pieczenia. Zachłysnąłby się własnym oddechem gdyby w ostatniej chwili nie wypuścił powietrza z płuc. Takie wrażenie zrobiły na nim jej oczy. Kiedy on ostatnio widział w nich te iskry, które tak bardzo mu przypominały ciepły ogień? Jakoś tak i on się uśmiechnął, wciąż zakłopotany, ale dzielny bo przecież po ciężkim wysiłku postanowił sprostać wyzwaniu jakim jest obserwowanie Robin podczas "odpakowywania prezentu". Nie odpowiedział od raz bo zagapił się na opadające na jej plecy włosy i z lekkim opóźnieniem przypomniał sobie, że zadała mu właśnie pytanie. - Pomyśleć o tym czego potrzebujesz... no ale fakt, nie zdążyłem ci powiedzieć co to jest. - bardzo blisko podszedł do gładkiej i pustej ściany, wpatrując się w jej bury kolor. Dotknął chłodnego kamienia i próbował skoncentrować się na tym czego chce. Ciepły pokój z kamienną myślodsiewnią. Ciepły pokój z kamienną myślodsiewnią. Przez dłuższy czas nic się nie działo i niemal się rozczarował, że dziewczyna nie zdoła poznać zawartości fiolki. Już otwierał usta aby westchnąć bądź się oburzyć gdy ściana zafalowała, a następnie wypluła z siebie niezbyt szerokie drewniane drzwi ze srebrnymi zawiasami. - O! - posłał do dziewczyny uśmiech i nacisnął klamkę. Teraz babcia powinna być z niego dumna bowiem przepuścił Robin w drzwiach. Jeszcze kilka miesięcy temu w ogóle by się tym nie przejmował, ale ta blondynka obok była dla niego na tyle ważna, że chciał sprawić jej tę drobną przyjemność, którą mogłoby być przepuszczenie w drzwiach. Zamknął za nimi pokój wiedząc, że teraz już nie ma odwrotu. Weszli do miejsca, które przypominało neutralne dormitorium bez żadnych domowych bartw, a zamiast łóżek stały kanapy, fotele i pufy. Tam, gdzie powinien być stolik stała kamienna i stara jak świat myślodsiewnia do której Eskil od razu podszedł. - Tutaj. Tutaj to musisz wlać. - postukał palcami w szary kamień i cofnął się, siadając ciężko na kanapie. Nie będzie sterczał nad Robin jak idiota poza tym dalej był trochę zakłopotany. Dodatkowo jeszcze nie opuściło go zmęczenie po ćwiczeniach z Felinusem więc chętnie rozluźni się na kanapie kiedy Robin będzie oglądać wspomnienie. Wyciągnął z plecaka figurkę smoka i pozwolił jej śmigać w powietrzu i podpalać sąsiedni fotel. Do kieszeni wsunął drugą fiolkę, tej samej wielkości co poprzednia lecz ukrył ją przed Robin. Właśnie rozważał wpakowanie do środka kolejnego wspomnienia - tego sprzed godziny. Jeśli tylko jej się to spodoba... jeśli uzna to za ciekawe... to wyciągnie z siebie tę srebrną nitkę i jej da, bo przecież to była Robin. Jej imię stanowiło wszystko.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Dla niej oczywistym był fakt, że skoro już był odpowiedzialny za podarowanie jej czegoś takiego i nie wyjaśnił nic więcej, to musiał uczestniczyć w tym przedsięwzięciu. Zresztą, w ostatnim czasie bardzo przyzwyczaiła się do jego obecności w jej życiu. Nawet nie była pewna, w którym momencie stał się jego nieodłącznym elementem. Nie narzekała z tego powodu. Ba, była bardzo zadowolona, nawet pomimo tego, że kompletnie nie miała pojęcia, w jaki sposób rozczytywać, uczucia, które w niej były. Nie rozumiała ich i bała się nazwać je po imieniu. Przecież doskonale wiedziała, że to nie przyniesie niczego dobrego. Nauczona na własnych błędach dalej więc zachowywała się tak, jak gdyby nigdy nic. I traktowała Eskila tak, jak gdyby nigdy nic. Udawała że nie zauważała tego, jak zmieniał się niekiedy jego wzrok, gdy na nią spoglądał. Starała się, aby nie robiło to na niej wrażenia. W zasadzie całkiem nieźle jej to wychodziło. Uśmiechnęła się, kręcąc głową, kiedy stwierdził, że zapomniał o tym małym szczególe. I zapomniał pewnie też o tym, że nie wszyscy wiedzieli, co pokój życzeń potrafił i w jaki sposób funkcjonował. Ona tylko o tym miejscu słyszała i kompletnie nie potrafiła z niego skorzystać. Dlatego więc stała w miejscu i przyglądała się temu, co robił Eskil. A w zasadzie nie robił nic. Konsternacja coraz bardziej ogarniała jej umysł, bo nie rozumiała tego, co się działo. Jej oczy rozszerzyły się, kiedy w końcu na ścianie zaczął malować się kontur drzwi. Zerknęła na półwila, niepewnie ruszając do przodu, kiedy przepuścił ją do środka pomieszczenia. Zatrzymała się metr czy dwa od wejścia, rozglądając dookoła. Pomieszczenie nie robiło wrażenia, ale sam fakt tego gdzie była, już jak najbardziej. - I co, mogę tutaj dostać wszystko, czego zapragnę? - szybko zapytała chłopaka, po czym nawet nie czekając na odpowiedź, zaczęła wyobrażać sobie pierwsze, co przyszło jej na myśl. A że brakowało jej Austrii i wszystkiego, co z nią związane, to w kącie pomieszczenia po chwili pojawił się wielki stóg siana. Kiedy Robin zrozumiała, co się właśnie stało, zapiszczała z radości i na chwilę zapomniała o małej fiolce. Po prostu rzuciła się pędem w tamtym kierunku, by po chwili zniknąć w środku suszonej trawy. Ten niepowtarzalny zapach otoczył ją z każdej strony, a ona śmiała się, gdzieś tam zakopana w samym środku siana. - Na Merlina, dlaczego ja wcześniej nie wiedziałam o tym miejscu?! - zapiszczała ponownie z radości, wydostając się na zewnątrz. Cała była w sianie. Bluzka, spódniczka, nawet rajstopy. O włosach nawet nie chciała myśleć. Musiała wyglądać właśnie jak siedem nieszczęść, ale co z tego, skoro była tak cholernie szczęśliwa? Pospiesznie zaczęła wyjmować kolejne źdźbła trawy z włosów wiedząc, że prawdopodobnie i tak nie pozbędzie się ich wszystkich. Ruszyła z powrotem w stronę Eskila, który w międzyczasie rozłożył się wygodnie na kanapie. Podeszła do jakiejś dziwnej, kamiennej misy, wciąż ściskając fiolkę w dłoni. Zerknęła na niego niepewnie, kiedy wspomniał o tym, że powinna to coś wlać do środka - Poważnie?- szukała jeszcze potwierdzenia. Coś jednak musiało jej je dać, bo za chwilę odkorkowała flakonik i wlała dziwną substancję do środka. Ni to ciecz, ni to gaz, zawirował na powierzchni naczynia i zaczął kształtować się w jakieś obrazy. Wyglądało to dla niej znajomo. Zmarszczyła brew pochylając się jeszcze bardziej aby dostrzec więcej szczegółów. Nawet nie zauważyła, kiedy czubek jej nosa dotknął powierzchni. Nagle poczuła, jakby upadała na samo dno pomieszczenia głęboko pod nią. Krzyczała głośno, zbliżając się do podłogi, z którą mimo wszystko się nie zderzyła. Stała w miejscu, rozglądając się po szkolnej czytelni kompletnie niezrozumiałym wzrokiem. Jeszcze chwilę temu była w pokoju życzeń! Kiedy zobaczyła Eskila, ruszyła w jego stronę, ciesząc się, że go widzi. Choć ten uparcie ją ignorował i wpatrywał się w.... Na Merlina... W nią samą?! Jak to możliwe?! Oglądała scenę, kiedy to pierwszy raz użył na nią uroku. Widziała, jak wszystko wokół się rozmazywało, a widoczną pozostawała tylko jej twarz. Przez myśl przebiegło jej, czy aby na pewno zawsze tak wybałusza oczy. Wszystko działo się dokładnie tak samo, jak wtedy, choć obserwowała to z zupełnie innej perspektywy. I wszystko urywało się, kiedy Eskil zakończył działanie swojego uroku. Coś pociągnęło ją w tył, a ona zaczęła opuszczać czytelnię, wracając tam, skąd przybyła. Nagle wynurzyła twarz z naczynia. Oddychała szybko, odsuwając się od niego. Eskil dalej leżał na kanapie. Serce waliło jej jak oszalałe. - Eskil, co to było?! - zapytała od razu, próbując się uspokoić. Bo za cholerę tego nie potrafiła zrozumieć...
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Zabrakło w nim entuzjazmu z powodu wywołania Pokoju Życzeń. To nie tak, że go nie lubił, po prostu wydawało mu się, że wszyscy o nim wiedzą; był przekonany, że to miejsce jest oblegane dwadzieścia cztery godziny na dobę. Tak samo myślodsiewnia - jego babcia takowej niegdyś używała, a on wkradał się do niej i oglądał sobie jej wspomnienia z młodości. Poprzez te zabiegi odkrył jakim beznadziejnym człowiekiem był jego zmarły ojciec. Babcia oczywiście była przekonana, że wierzył, iż ten zmarł w wyniku nieszczęśliwego zbiegu okoliczności i że ogólnie za życia był ambitnym i wspaniałym człowiekiem. Dobre sobie - większego sukinsyna nie widział, a wystarczyło zobaczyć oczyma babci wyraz twarzy własnego rodziciela, aby domyślać się co z niego było za ziółko. Cóż, rodzice Eskila pozostawiali wiele do życzenia. Dostał w spadku najsłabsze geny, a jedyną jego wyjątkowością wydawała się wilowatość. Ogólnie podsumowując, te dwa elementy nie robiły na nim takiego wrażenia jak na Robin. Uzmysłowił sobie ten fakt poprzez oglądanie emocji malujących się na jej przepięknej twarzy. - Prawie wszystko. Żarcia nie wyczaruje, a szkoda. Ale poza tym możesz mieć tu nawet las w środku nocy. W poprzednich latach często tu przyłaziłem i spałem sobie w otoczeniu lasu, a potem mnie Gunnar szukał po nocach i opierdzielał, że nie ma mnie w dormitorium. - dodał małą opowiastkę, zdradzając też nieco więcej informacji o sobie. Chciał, aby Robin poznawała go coraz bardziej bo teraz już wiedział, że cokolwiek by jej nie powiedział to ona do od razu zaakceptuje nawet jeśli miałaby go przy okazji za coś opieprzyć. Parsknął śmiechem gdy z piskiem wparowała w stóg siana. Nie, Eskil wybuchł bardzo wesołym rechotem bowiem ten widok był niesamowicie rozczulający. Niemal leżał i kwiczał na kanapie kiedy wyszła cała w sianie. - Nie wiedziałaś, bo nie zadawałaś się ze mną. - otarł płynącą z kącika oczu łzę i wyprostował się, a na twarzy miał ogromny uśmiech wywołany jej radością. Na Merlina, miał ochotę teraz ją objąć i paść razem z nią w ten śmieszny stóg siana. Skinął głową, potwierdzając następny krok. Dalej był przekonany, że już domyśliła się co się stanie. Gdy zatonęła we wspomnieniu to przez ten czas z pomocą krańca różdżki wyciągał ze swojej skroni wspomnienie sprzed godziny. Doświadczenie było okropne, jakby sam sobie wywoływał migrenę. Czego jednak nie robi się dla tej dziewczyny? Nie wiedział czy będzie chciała więcej, ale wolał mieć w zapasie. Wzdrygnął się od przemykającego w myślach wspomnienia, nie miał ochoty do niego wracać, ale chodziło o sam fakt tego jak widział świat gdy użył najsilniejszej odmiany swojej wilowatości. Ledwie wpakował tę utuczoną wstęgę myśli do fiolki, a Robin odskoczyła jak oparzona od myślodsiewni. Nie zauważył kiedy zerwał się z kanapy i znalazł przy niej. W tym sposobie ruchu było coś... zwierzęcego? Zbyt zwinnie jak na zwykłego nastolatka dopadł do Robin, kładąc od razu dłoń na jej ramieniu, a jego twarz wykrzywiło zaniepokojenie. - Ech... nie podobało ci się? - teraz to może zapaść się pod ziemię, a fiolkę leżącą na kanapie w miejscu, gdzie siedział to najlepiej rozbić o ścianę. Zmizerniał. - No... no... no chodziło o to, że pomyślałem, że może... no wiesz... - nagle elokwencja Eskila rozbiła się w drobny mak, a i tak nią nie grzeszył - ... Pomyślałem, że może chciałabyś wiedzieć jak to wygląda moimi oczami gdy no wiesz... używam odświętnie wilowatości. Tak mówiłaś, że to ciekawe i wywnioskowałem... bo wtedy inaczej wszystko wygląda... nie no, masz rację, po co to robiłem. - nie dała mu ani razu znać, że jej się to nie podobało, ale szok wymalowany na jej twarzy wymusił w Eskilu dopisywanie sobie dalszego scenariusza rozmowy. - To było głupie. - nadąsał się bo przecież od początku nie miał pewności czy to jest element, którym mogłaby się zaciekawić. Tyle, jeśli chodzi o próbę zaimponowania jej! Opuścił rękę, skrzyżował ręce na ramionach i oparł się pośladkami o kamienną myślodsiewnię gdzie dalej wirowały czarne cienie wspomnienia.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Wiedzieć może i wszyscy wiedzieli, jednak nie każdy miał sposobność, aby osobiście zbadać umiejętności tego niezwykłego pomieszczenia. Prawdopodobnie właśnie dlatego to wszystko robiło na Robin takie wrażenie. I po prostu nie mogła oprzeć się pokusie, jaką było przetestowanie, chociaż w minimalnym stopniu, tego, co ten pokój miałby właśnie robić. Stóg siana nie był co prawda super wspaniałym testem, jednak dla niej w zupełnie wystarczającym, aby chociaż w minimalnym stopniu to sprawdzić. Nic więc dziwnego, że kiedy wpadła w to siano to prawie że nie usłyszała tego, co mówił. Wyłapała tylko fragment o jedzeniu i od razu uznała, że go przetestuje. Wymarzyła sobie wspaniałego burgera z ogromną ilością sera, warzyw i frytkami do tego. Zaczęła rozglądać się wokół, ale zgodnie z tym, co powiedział Eskil, jedzenie się nie pojawiło. Jęknęła nieco rozczarowana, bo jak na złość delikatnie zaburczało jej w brzuchu. Jednak minimalne fochy poszły w niepamięć, kiedy usłyszała tak radosny śmiech chłopaka. Ten śmiech dosyć wyraźnie utwierdził ją w przekonaniu, że pewnie właśnie wyglądała jak siedem nieszczęść. Ale przynajmniej szczęśliwe siedem nieszczęść. Kiedy wynurzyła się ze wspomnień, nie wiedziała, co się dzieje. Nawet nie zauważyła kiedy, a Eskil już był obok niej gotowy zrobić... no właśnie, co? Nie mógł jej w tym pomóc, bo i ona sama nie wiedziała, w jaki sposób mógłby to zrobić. Wpatrywała się w niego nie rozumiejącym wzrokiem, tak zgoła odmiennym od tego, co jeszcze przed kilkoma minutami sobą reprezentowała. Wbiło ją to w ziemię. Nie spodziewała się. Słuchała kolejnych jego wyjaśnień i nie rozumiała, dlaczego tak się tym przejmował. Ona po prostu nie wiedziała, jak to interpretować, bo i nie wiedziała, co to było. Kiedy kolejno jej wyjaśniał, niemalże czuła jak pod kopułą blond włosów, wszystko układa się na swoje miejsce. - Ej, ej, ej. Stop- zakryła jego usta dłonią, aby powstrzymać słowotok, który go zaatakował. Kiedy upewniła się, że nie będzie jej przerywał, powoli odsunęła swoje dłonie, zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co chciała powiedzieć. - Eski, nie pierdol głupot. To nie tak. Ja po prostu nie wiedziałam, co to jest - chyba każdego podobne zdarzenie mogłoby wcisnąć w podłogę, szczególnie wtedy, gdy człowiek był kompletnie na nie nie gotowym. Zdjęła ze swojej bluzki kawałek trawy, który wcześniej przeoczyła. W jej głowie myśli kotłowały się w najlepsze, ale mimo wszystko, jednego była pewna. - Cieszę się, że mogłam to zobaczyć. To takie... ciekawe- podniosła wzrok w jego kierunku, uśmiechając się przy tym delikatnie. Bo naprawdę tak sądziła. To było cholernie intrygującym doświadczeniem. Wiedziała, jak to wyglądało z jej perspektywy, ale ni jak miało się do tego, co właśnie zademonstrował jej Eskil. -Chcę to zobaczyć jeszcze raz - oznajmiła w końcu i kiedy odsunął się od kamiennego naczynia, powoli pochyliła się nad nim. Pozwoliła sobie na jeszcze jeden, długi oddech i zanurzyła głowę w jego wspomnieniach. Teraz, kiedy wiedziała już, czego powinna się spodziewać, było znacznie łatwiej. Znów wylądowała w czytelni. Ze świadomością tego, co za chwilę się wydarzy, mogła poświęcić więcej czasu na dokładne przyjrzenie się otoczeniu z jego perspektywy. Pozwoliła sobie jeszcze, aby spróbować dotknąć tamtego widmowego Eskila. Jednak jej ręka przeleciała przez nicość. Dlatego skupiła się na innych doznaniach. Widziała, jak skupiał na niej swój wzrok, jak powoli wszystko inne, prócz jej własnej sylwetki traciło na znaczeniu i barwie. Każdą komórką własnego ciała odczuwała to, co on chciał jej pokazać. Jak jego ton głosu się zmienia, co było procesem świadomie przez niego wywoływanym. Jak jej wzrok paskudnie się rozmaśla, kiedy rozumiała, że chce zrobić wszystko, o co tylko Eskil ją poprosi. Widziała, że kosztowało go to wiele wysiłku i dzięki temu mogła potwierdzić swoje wcześniejsze podejrzenia odnośnie tego, że im więcej trenował, tym prostszym się to dla niego stawało. Kiedy poczuła ponowne szarpnięcie, zrozumiała, że to koniec. Powoli i spokojnie wynurzyła się w pokoju życzeń. Ten prawdziwy Eskil znajdował się obok niej. Musiała sprawdzić, czy był realnym, więc sięgnęła palcami uszkodzonej ręki w stronę jego własnej. Czując fakturę jego skóry zrozumiała, że dotychczas wstrzymywała oddech. Wypuściła powietrze powoli z płuc, a na jej ustach zaczął rysować się szeroki uśmiech. - Ale czad - stwierdziła krótko, bo nawet nie znajdowała bardziej adekwatnych słów, aby to wszystko opisać. Cholernie się cieszyła, że mogła to zobaczyć. Niesamowite doświadczenie. Dopiero po chwili uderzyła ją myśl, że podzielenie się czymś podobnym musiało być dla niego bardzo trudnym przeżyciem. - To jest niesamowite. Na Merlina, ale czad - pokręciła jeszcze głową, jakby sama chciała się upewnić, że to, co właśnie ponownie zobaczyła, było czymś realnym, a nie tylko wytworem jej wybujałej wyobraźni. Ale musiało być. W końcu Eskil znajdował się obok niej, na wyciągnięcie dłoni. Czuła jego własną, pomiędzy swoimi palcami.
Eskil Clearwater
Rok Nauki : VI
Wiek : 20
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : wszędzie nosi ze sobą bezdenny plecak; na głowie czapka z daszkiem + kaptur bluzy
Nie potrzebował wiele aby stracić rezon kiedy w grę wchodziło wykazanie szczególnej inicjatywy. Czy chodziło o pokazanie wspomnienia czy o pocałowanie to jak na zawołanie wewnątrz jego czaszki zaczynały się kotłować poplątane myśli. Gotów był się z wszystkiego wycofać byleby jakimś cudem umniejszyć skrępowanie, które z pewnością pojawi się kiedy Robin istotnie przytaknie, że ten pomysł był głupi. Mówił, tłumaczył ale jego głos odbił się o miękką dłoń dziewczyny kiedy mu to przerwała. Popatrzył na nią pytająco, a gdy go subtelnie opieprzyła to po prostu nie wytrzymał, parsknął cicho śmiechem. Powinien być oburzony takim traktowaniem? Merlinie, on coraz bardziej ją uwielbiał nawet gdy przywoływała go do porządku. Mógł odetchnąć z ulgą, że tu chodziło o chwilowe zdezorientowanie i nieumyślne zakłócenia z przekazywaniem informacji. Gapił się na nią, bo nie dało się nazwać tego spojrzenia spokojnym przypatrywaniem i ściągnął z kołnierzyka jej szkolnego mundurka kilka źdźbeł siana. Na jego twarzy pojawiał się coraz to szerszy uśmiech, a ona już nurkowała ponownie we wspomnieniu. Opierał dłoń o myśloodsiewnię i po prostu patrzył na dziewczynę, czując się przy tym taki... lekki i szczęśliwy, że udało mu się przyczynić do poprawienia jej nastroju po tym, co odwalało się w tamtym pokoju z zaklęciem wyciszającym rzuconym na ściany. Gdy wróciła to trzymał w dłoni drugą fiolkę i obserwował zmiany na jej twarzy. Z reguły nie miał problemu z gadatliwością ale teraz miło było się jej przyglądać w milczeniu bo przecież oczy jej błyszczały w taki przyciągający sposób! Roztopił się od środka kiedy odruchowo odszukała jego rękę, a oczywiście znalazła ją, od razu ją do niej wyciągnął, a potem splótł ich palce, bo przecież to już któryś raz z kolei gdy się spotykają z tak bliska. Jasne oczy chłopaka po prostu uśmiechały się, dumne jak hipogryf kiedy równie elokwentnie oceniała wspomnienie. Fiolkę wielkości kciuka uniósł na wysokość ich oczu. - To gratis. Ale ostatnie, więcej nie mam. - odkorkował ją jedną ręką i wylał grubą nić do myślodsiewni, a potem... zanurzył się tam razem z nią bo czemu miałby przyglądać się temu bezczynnie? Ich niematerialne świadomości pomknęły do wyciszonego pokoju, konkretnie do fotela na którym siedział. Razem z nią oglądał to, co się wydarzyło, jak bardzo Felinus różnił się wyglądem wśród macek wilowatości od siebie prawdziwego z szarej rzeczywistości. Eskil widział go wtedy tak wyraźnie jakby stali ze sobą twarzą w twarz, z nieprzyzwoitej bliskości. Nie czuł się tak hop-siup kiedy znowu to oglądał, a więc we wspomnieniu patrzył na Robin. Cieszył się jak skończony głupek, bo jednak okazało się, że trafił z prezentem bez okazji! Kiedy myślodsiewnia wyrzuciła ich z powrotem do świata rzeczywistego to poczuł na skórze znajomy rodzaj ciepła, który to zaraz roztarł mocno wnętrzem ręki, aby żadna z jego cech nie musiała się teraz pojawiać. Popatrzył na Robin i wyszczerzył się od ucha do ucha odsłaniając przy tym większość zębów. - Są twoje i możesz robić z nimi co chcesz. - z pomocą krańca różdżki wyciągnął wspomnienia z powrotem do fiolek, obie zakorkował magicznie i podał je dziewczynie. - Najpierw wszystko staje się takie jaśniejsze, tylko z reguły nie zauważam tego od razu. - znowu się roześmiał i jakoś tak bezwiednie roztarł kciukiem bok jej dłoni. - Wiesz, że jesteś w sumie jedną z niewielu osób, które w ogóle się tym interesują? - zagaił, bo przecież powinna wiedzieć jakim jest wyjątkowym człowiekiem. - W ogóle nie zwracasz uwagi na stereotyp wilowatych, którzy ponoć czekają tylko aby zaczarować wszystkich i bawić się nimi jak marionetkami, histerycznie się przy tym śmiejąc. - wywrócił oczami co zdradzało co myśli o takiej łatce. Z drugiej strony czyż w dzieciństwie nie był okropny? Mścił się na wszystkich, otaczał się wianuszkiem innych kolegów z podwórka, wywyższał się i bywał arogancki. Jak dobrze, że mu to minęło i Robin mogła poznać kogoś bardziej przystosowanego do obcowania z ludźmi. - Dlatego jesteś taka fajna. - chyba pierwszy raz w życiu tak jawnie ją skomplementował. Słowa nie były zbyt górnolotne, ale czego tu oczekiwać od szesnastolatka, który pierwszy pocałunek miał właśnie z Robin i to stosunkowo niedawno? - D-dzięki. - ścisnął jej rękę bowiem nagle otoczyła go właśnie wdzięczność do niej. Może i źle wychodzili na swoich pomysłach, ale przynajmniej miał towarzystwo, aby przebrnąć przez swoją wilowatość. Ba, trafiła mu się najwłaściwsza osoba i zdawał sobie sprawę jakie ma szczęście. Znowu zrobiło mu się głupio od tej chwilowej powagi więc odwrócił wzrok na katalońskiego ogniomiota, namiętnie próbującego podpalić fotel.
Robin Doppler
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 166 cm
C. szczególne : Podobnież duże oczy, trzy podłużne blizny po pazurach od lewego nadgarstka aż do łokcia, bardzo jasne, blond włosy
Każdego czasami ogarniało zwątpienie względem tego, co robił czy mówił. Robin mogła tylko się domyślać, jak wielkie zwątpienie zaaakowało Eskila, kiedy to patrzyła na niego takim kompletnie niezrozumiałym wzrokim. Niemniej cieszyła się, że to wszystko szybko zostało wyjaśnione i mogli wrócić do zwykłego uśmiechania się od ucha do ucha i bycia po prostu sobą. W jego towarzystwie czuła się lekko i spokojnie, pomimo tego, kim był, co potrafił zrobić i jak bardzo ona sama nie potrafiła sobie z tym poradzić. Coś tam jednak bardzo głęboko mówiło jej, że nawet jeśli odczuwała choćby minimalny lęk, to powinna go zdusić w zarodku, bo przecież Eskil nie mógłby jej skrzywdzić. Z pewnością nie w kompletnie świadomy sposób. Pewnie właśnie dlatego czuła się przy nim taka wyluzowana i pewna siebie. Bo mogła być tą nawet najbardziej popapraną wersją własnej osoby i wiedziała, że chłopak nie będzie tego krytykował. Ileż to już razy pokazała mu te swoje najgorsze cechy osobowości a on mimo to nie uciekał, gdzie pieprz rośnie, kiedy tylko widział ją na horyzoncie. Nic więc dziwnego, że ją też do niego ciągnęło. Spędzanie czasu z kimś, kto akceptował wszystkie twoje wady oraz zalety, było cholernie satysfakcjonującym doznaniem. Kiedy pokazał, że posiada jeszcze jeden flakonik ze wspomnieniem, nie mogła ukryć podekscytowania tym faktem. Obserwowała, jak powoli wlewał tę myśl do myślodsiewni i zanurza się we wspomnieniu razem z nią. Ucieszyła się, że jej nie zostawił. Jakoś łatwiej było to wszystko znieść, kiedy w końcu zrozumiała, gdzie wylądowali. Widmowy Felinus zatańczył przed jej oczami, a ona ponownie poczuła, jak ogarnia ją dziwnego rodzaju panika, jak w tamtym konkretnym momencie. Jednak skutecznie próbowała to ukryć. To tylko wspomnienie. W oczach Eskila cała sytuacja wyglądała nieco inaczej i prawdopodobnie nie miał najmniejszego pojęcia o tym, co ona wtedy czuła. Jeszcze raz do jej uszu doleciał wstydliwy głos Lowella, kiedy to półwil zmusił go do powiedzenia o swoim najgorszym wstydzie. Westchnęła cicho, po części ciesząc się, kiedy myślodsiewnia zaczęła wypluwac ich na zewnątrz. Złapała obie podarowane jej przez chłopaka fiolki by po chwili zacisnąć dłoń w pięść. To był naprawdę bardzo cenny dla niej prezent. Musiała traktować go z należytym szacunkiem. Podeszła do swojej torebki, która leżała gdzieś w okolicy kanapy. Wyjęła z niej kilka czystych chusteczek i delikatnie owinęła nimi fiolki. Następnie ostrożnie schowała do jednej z mniejszych kieszonek, aby mieć pewność że nie uszkodzą się przez przypadek. Jedną brew uniosła do góry, kiedy wspomniał o tym, że mało kto się tym interesował. - Poważnie? Jakoś nie chce mi się wierzyć w to, że ludzie mają to w nosie - pokręciła delikatnie głową, bo naprawdę w to nie dowierzała. Natomiast kolejne jego słowa wprawiły ją w małe rozbawienie. - Daj spokój, gdybyś miał to zrobić, to już dawno byś mnie zawilował, jak byś chciał. Choć muszę przyznać, że wtedy jak cię spotkałam pierwszy raz w drodze do Hogsmade, to miałam wrażenie, że chciałeś sprawić, żebym zniknęła, bądź chociaż się odczepiła, bo byłam taka upierdliwa - parsknęła śmiechem, bo obraz tamtego popołudnia stanął jej jak żyw przed oczami. To, jak chłopak paskudnie próbował przywłaszczyć sobie jej kota i jak musiała wręcz wyrywać Lucyfera z jego wilowatych szponów. Biedny kot, nawet nie zdawał sobie sprawy, że zabrakły ułamki sekund, a stałby się zakładnikiem Eskila. Na szczęście wyszedł z tego cało i dalej hasał sobie bez skrępowania w okolicy. Ciekawe, gdzie dzisiaj się podziewał... Nic nie mogła poradzić na to, że kiedy usłyszała kolejne jego słowa, czerwony rumieniec rozlał się po jej policzkach. Chyba jeszcze nigdy nikt nie stosował względem niej takich otwartych komplementów, więc nie bardzo wiedziała, jak na nie zareagować. Ciepło rozlało się po jej ciele, kiedy wpatrywała się wciąż w jego oczy. - Ale ty pierdolisz głupoty - stwierdziła w końcu, wyraźnie zawstydzona, ale przecież wciąż trzeba mocno trzymać gardę. Wywróciła oczami i postanowiła, że go przytuli. Bo tak, bo na to miała ochotę, bo wydawało jej się to najwłaściwszą reakcją. Jej ręce kolejny raz wylądowały na jego szyi, kiedy wspięła się na palce, żeby się do niego przytulić. Różnica wzrostu nie była aż tak diametralna, jednak względem jej niedużego wzrostu, to każdy był wysoki, tak samo i Eskil. Ucałowała jego policzek i ponownie wtuliła się w jego ciało, nie bardzo przejmując się tym, czy takie zachowanie było odpowiednim, czy wręcz przeciwnie, powinna się za nie wstydzić.