Chyba najfajniejsze pomieszczenie w całym Hogwarcie. Wystarczy coś sobie wymarzyć, a już to mamy. Niestety, nie można tam wyczarować jedzenia, ani picia, także jeśli chce się przygotować romantyczną kolację, posiłek trzeba przynieść samemu. Jedną z większych zalet jest, że gdy jesteś w środku osoba która nie wie czymś stał się dla ciebie ten pokój nie może dostać się do środka. Aby pojawiły się drzwi, przez które można wejść, należy przejść trzy razy wzdłuż ściany, myśląc o odpowiedniej rzeczy.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Rekonstrukcja bitwy o Hogwart:
Rekonstrukcja Bitwy o Hogwart
Dyrektor i nauczyciele szkoły postanowili pozwolić uczniom lepiej zrozumieć, jak naprawdę wyglądała tragedia tego historycznego wydarzenia sprzed 25-ciu lat i zorganizowali rekonstrukcję Bitwy o Hogwart. Każdy uczestnik, losowo przydzielony do jednej ze stron konfliktu może poczuć się jak uczestnik tego historycznego wydarzenia dzięki wyjątkowej akcji Ligii Pojedynków.
Zasady i dodatkowe informacje
•UWAGA! Jeśli Twoja postać, lub ktoś dla niej bardzo ważny brał udział/ucierpiał w Bitwie o Hogwart, proszę o dokładne przemyślenie udziału w evencie!
• Na wejściu do pokoju życzeń, każdy z was otrzymuje biały lub czarny pierścień. Jasny oznacza, że jesteście po stronie obrońców Hogwartu, ciemny, że jesteście napastnikami. Pierwsza osoba, która napisze posta rzuca kością k6. Wynik parzysty oznacza, że otrzymuje ciemny pierścień, nieparzysty - otrzymuje jasny pierścień. Kolejne pierścienie rozdawane są naprzemiennie bez rzutu kością. • Pierwszy post, bez względu na to, gdzie wylądujecie, musi znaleźć się w tym temacie! • Każdy z was, ze względu na ilość kuferkowych punktów z zaklęć i OPCM, staje przed jedną z trzech par drzwi: ~0-15 pkt. - Żółte drzwi prowadzą was do miejsca, które wygląda jak Korytarz przy Wielkiej Sali. (zostajecie w tym temacie) ~16-25 pkt. - Białe drzwi przenoszą was na Dziedziniec Wieży z zegarem ~>25 pkt. - Zielone drzwi przenoszą was na Błonia • Obowiązuje KATEGORYCZNY ZAKAZ używania zaklęć czarnomagicznych! • Po zakończeniu rekonstrukcji, kadra Hogwartu dba o wyleczenie wszelkich ewentualnych obrażeń, jakie mogliście otrzymać. • Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Ilość punktów z Zaklęć w kuferku: tu wpisz ilość</zgss> <zgss> Kolor pierścienia: </zgss> biały/czarny
• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2 pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1 pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
Zasady dla osób, które walczą w tym temacie
•Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć tylko z jednym rywalem! • Kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji. Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście. Jeśli wybraliście Transmutację, możecie korzystać tylko z zaklęć z tej dziedziny, które nie wymagają więcej niż 15 pkt w kuferku! • Atak powyżej 85 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 30-85, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 30 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony. • Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na podłogę, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia. • Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
-Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
-Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie kostką literką, żeby zobaczyć, co wam się przydarzyło w trakcie walki:
Scenariusze:
•A,C,E,G,I - nic się nie dzieje •B.....yło blisko - Walcząca obok para widocznie zatraciła się w pojedynku, a jedno z ich zaklęć przeleciało obok Ciebie, dekoncentrując Cię. Otrzymujesz -20 do obrony w tej rundzie. •D....rewniany atak - Obok was galopują przetransmutowane biurka. Skupieni na pojedynku, nie zwracacie na nie uwagi i jedno z was wpada na ożywiony mebel. Dorzuć k100. Wynik mniejszy niż 50 oznacza, że efekt dotyczy Ciebie, a wyższy lub równy 50. Jeśli k100 było parzyste, osoba, której dotyczy efekt traci -20do ataku w tej rundzie, a jeśli było nieparzyste. traci -20 do obrony. •F....ikuśne rozproszenie - Jedno z szalejących obok zaklęć trafia prosto w znajdującą się obok roślinę, a jej liście wpadają Ci do ust. Tracisz -20 do ataku, a następne zaklęcie, jakie rzucisz, musi być niewerbalne, ze względu na resztki rośliny w ustach. •H....isteria - Widać całe to wydarzenie zbyt mocno przeraziło jednego z uczestników, którego opętała histeria. Nie patrząc, co robi, wpadł na Ciebie, wytrącając Ci różdżkę z ręki. Nie masz możliwości obrony w tej rundzie. •J....azda ze skrzatami - Jak to w prawdziwej bitwie, nigdy nie wiesz, czego mogłeś się spodziewać. Nagle zauważasz, że między nogami latają wam skrzaty, które miały pomóc w walce. Osoba, która ma czarny pierścień obrywa od skrzata po łydkach i przez to nie jest w stanie wyprowadzić w tej rundzie ataku!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Dodatkowo: </zgss>
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Parsknął, tak po prostu, bo i cóż innego miał jej odpowiedzieć na to głupie zwrócenie mu uwagi. - Bo Terry Watts jest pustym cwelem. - Podkreślił to po raz kolejny, ściągając brwi w nieco gniewnym wyrazie. - Nie ma zielonego pojęcia o sztuce… a w dodatku przyklejał Claudine muchy do warkocza, gdy byliśmy w trzeciej klasie, a potem rechotał, gdy dałem mu za to w zęby. - Przypomniał jej z zabójczą precyzją, nie mając pojęcia czy Caelestine w ogóle wie, o której sytuacji mówi. Mówił cokolwiek, byleby tylko odwrócić jej uwagę od bólu i konsekwencji wiążących się z tym stanem u jego siostrzyczki. Przy okazji wykazał się nieostrożnością, gdy tak okrutnie i jakże bezmyślnie się przed nią obnażył. Przyznał się, w końcu się przyznał, że zależy mu na Dinie trochę bardziej, niż to zawsze mówił. Był przekonany, że szczerze jej nienawidzi i właśnie tak zawsze oboje to wszystkim przedstawiali, gdy bez krępacji tłukli się słowami na korytarzu. Wychodziło jednak na to, że Swansea dbał o nią… na ten swój popierdolony sposób, którego nikt wokół nie pojmował. Nie chmurzył się dłużej, niż było to konieczne, po prostu spacerował nerwowo wzdłuż ściany, mając nadzieję, że Caelestine po prostu go posłucha i przywoła myślą coś - cokolwiek - z czego mogliby w tym momencie skorzystać. Cokolwiek miękkiego uratowałoby mu życie, nawet zwykła, prosta kanapa. Kiedy pojawiła się klamka, bezmyślnie chwycił ją między palce i trochę niezdarnie, bo wciąż trzymał Cysię, przekroczył próg. Zatrzasnąwszy za sobą drzwi pokoju życzeń po prostu się roześmiał. Spontanicznie i gardłowo, ale tak szczerze jak od dawna się nie śmiał. - Jak TY to zrobiłaś. - Poprawił ją, a jego głos wręcz drżał od tłumionego rozbawienia. - Naprawdę? Mogłaś wyobrazić sobie wszystko, a ty chciałaś zobaczyć dom? - Zapytał uszczypliwie, ale przeszedł przez pokój, aby wsunąć Puchonkę do jej własnego łóżka. Ułożył ją na miękkich poduszkach, nachylając się w ślad za nią, aby ucałować jej czoło. Robił tak zawsze, gdy trapił ją jakiś wyjątkowo paskudny sen… czyli stosunkowo często przy jej wieszczych tendencjach. - Potrzebujemy przemeblowania? - Zapytał zaczepnie, nie potrafiąc powstrzymać się od drobnej uszczypliwości nawet w stosunku do niej i w sytuacji, w której ewidentnie cierpiała. Rozejrzał się jednocześnie po wykreowanej przez nią rzeczywistości, doszukując się w niej czegoś smutnego, czego po prostu nie potrafił w tym momencie nazwać. Wątpił czy kiedykolwiek będzie umiał to zrobić. I zadała mu pytanie. Tak kompletnie abstrakcyjne, że nawet przez myśl mu nie przeszło odpowiedzieć inaczej. - Dyniowe - chlapnął głupio, zaciskając mocniej wargi, gdy uświadomił sobie, że to niewłaściwa odpowiedź. - Nie, marchewkowe chyba bardziej. - Zmienił zdanie, spoglądając na jej rudawą czuprynę z zainteresowaniem. - Dlaczego pytasz?
Autor
Wiadomość
Nils Tyvärr
Rok Nauki : II
Wiek : 25
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 191 cm.
C. szczególne : Amerykański akcent. Wypalony rysunek hipogryfa na prawym udzie: krzywy, smutny i brzydki.
Ucieszył się jak dziecko, któremu upiekło się po zbiciu najładniejszego wazonu w salonie. Dobrze jest! Nikt nie chciał go zabić za tak osobliwy prezent, więc może nie był tak durnowaty jak mu się wcześniej wydawało. Patrzył wyszczerzony jak dziewczyny ubierają jego fanowskie koszulki, czując w serduszku, że zrobiło mu się naprawdę miło. - Super na was leżą! – kciuk w górę, 10/10, Odyn aprobuje. Leżały tak, że mogłyby robić za sukienki, ale raczej na próżno było oczekiwać od niego znajomości modowych, gdy sam łaził jak obdartus, który dopiero co wyszedł z lasu – co zresztą często było prawdą, bo przechadzki między drzewa lubił sobie robić nad wyraz często. – Oczywiście, że macie! Na finałowy mecz też przyjdę i będę dla Was darł ryja z trybun. – Puścił oczko do @Morgan A. Davies. To się nazywa suport, proszę państwa. Był raczej znany ze swojej niechęci do Quidditcha, ale nic mu nie szkodziło powspierać drużyny. – Co prawda więcej koszulek chyba ode mnie już nie dostaniecie, bo wykorzystałem prawie wszystkie z szafy, ale kto wie, kto wie… może zrobię dla Was spodnie do kompletu ze słowami wsparcia? – jeszcze chwila i zostanie nago przez te swoje pomysły. Zwrócił się jeszcze do @Hemah E. L. Peril, którą obdarzył najbardziej łobuzerskim uśmiechem z całego swojego katalogu głupich min. - U, idziemy na shopping~? – machnął łapą jak typowy gej-czajniczek, wysuwając nieco bioderko do boku. Chciał pośmiać się jeszcze trochę ze swojej pokrętnej interpretacji zakupoholiczki, ale Hemah zdecydowała się go obrazić. – Pff… jak to? Przecież widać jak na dłoni, że reprezentuję biedę. Nie wybrzydzaj, bo to zawsze coś! – posłał jej ostatni uśmiech, wracając znów do Morgan. Posmutniał nieco na alkoholowe wieści, które przekazała mu dziewczyna, ale nie zdążył nawet stosownie tego skomentować, a już w drzwiach Pokoju Życzeń pojawił się pokręcony nauczyciel eliksirów. Uniósł nieznacznie brwi, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. - Kocham tego faceta! – ryknął śmiechem, gdy Czech zdążył opuścić pokój. Oczywiście od razu poszedł do beczki, dalej trzymając siatę z koszulkami, którą zsunął sobie na nadgarstek. Zerknął nieco zaskoczony w kierunku Śnieżynki, widząc, jak zmienia się w zionącego ogniem smoka. – O chuj, ale czad! Który wzięłaś? – podekscytował się i sięgnął po kufel, który wydawał mu się być w tym samym kolorze, co ten Hem – ale pomylił się i zamiast czerwonego, trzymał w ręku zielony. Upił łyk i od razu poczuł, że raczej nie stanie się kolejnym władcą ognia, bo na języku zaświdrowały mu jakieś kwiatowe nuty. Odsunął od siebie kielich skonfundowany, ale niepewność szybko rozwiał mocny kop energii. – WOW. – przeskoczył z nogi na nogę. – Jesteście pewni, że Bozik nie dosypał nam żadnych proszków do tego piwa? Kurwa mać, jak kopie… - poskakał w miejscu kilka razy, od razu zaczynając się niespokojnie rozglądać wokół siebie. Już bez żadnych wspomagaczy potrafił poruszać się jak dzikie zwierzę w klatce. Dobrze, że teren był dość rozległy, więc było miejsce na jego podrygi. Grunt, że humor wciąż mu dopisywał. Wychwycił spojrzeniem @Odeya Worthington, której niemal od razu zamachał nienaturalnie energicznie, szybko zrywając się i biegnąc do niej, w ramach rozładowania energii z dziwacznego piwa nauczyciela. - SIEMAA ODEEE! – krzyknął z entuzjazmem, ściszając ton dopiero, gdy znalazł się dostatecznie blisko. Siłą rzeczy uśmiechnął się również do @Loulou Moreau, która stała obok. Zapunktowała u niego znacznie, gdy zdecydowała się ubrać tę idiotyczną koszulkę. Wyraźnie roznosiła go energia, z którą niekoniecznie był w stanie sobie poradzić, przestępując z nogi na nogę. Musiał wyglądać dziwacznie, ale nie oszukujmy się: tuż obok Odeya właśnie zionęła ogniem. – Holy fuck, gurl… gorąca z ciebie sztuka, jak widzę. – uniósł nieznacznie brwi, uśmiechając się zaczepnie. Jego naładowanie energią zaczynało coraz bardziej blaknąć na tle innych dziwactw, gdy zwrócił uwagę na @Russell Alvarez. Niestety kojarzył go tylko z widzenia, jednak po tym co zobaczył, zdecydowanie łatwiej będzie go na następny raz wychwycić z tłumu. – O stary… obrosłeś w piórka! – ryknął śmiechem, patrząc na chłopaka, kompletnie rozbawiony. – Fajna stylówa. Nie boli cię to w ogóle? A.. no i Odyn jestem, bo chyba wcześniej się nie poznaliśmy. – wyciągnął do niego rękę. – Jakieś lewe to piwo, uważajcie. Mnie po nim roznosi, jakby Bozik dosypał tam amfy. – a później zerknął za skaczącymi sobie do gardeł chłopakami. – Mmm… Lou, chciałem dać i Boydowi moją super koszulkę. Jaka jest szansa, że jak teraz wpierdolę się między nich, to dostanę między oczy…? – rzucił, mając minę, jakby naprawdę kalkulował prawdopodobieństwo włączenia w bójkę… z rozmyślań wyrwał go dopiero tłuczek, sypiąc mu fioletowym brokatem po oczach. – Co do-… - zamrugał zaskoczony, patrząc jak okrąża go irytująca piłka. Nie miał przy sobie pałki.
Atrakcja: Piwo -> Tłuczek Kość: Piwo: 6. Tłuczek: 5->3. Magiczne efekty: Na razie roznosi mnie energia, efekt tłuczka w następnym poście! Zdobycze: ADHD Premium.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Atrakcja: obrywam tłuczkiem, potem nie trafiam w piniatę Kości: 1, 2 -> 6 Magiczne efekty: Rajska Czekolada 0%, pachnę pysznym deserem Zdobycze: - Przerzuty: 6/7
- I w czym wtedy będziesz chodził, co? - zaczepiła Odyna, przy okazji notując sobie w głowie, że dzięki prezentom dla drużyny chłopisko niedługo nie będzie miało w czym chodzić. Nie do pomyślenia! Inna rzecz, że o ile z koszulki cieszyła się otwarcie i szczerze, tak myśl o spodniach już trochę ją niepokoiła. W pewnym momencie zaskoczył ją tłuczek, który po uderzeniu dziewczyny w plecy obsypał jej białą koszulkę i włosy niepokojącą czernią. Czy to kwestia tego koloru, który obudził w niej chęć obicia komuś ryja? A może zdenerwowała się na myśl o tym, że ubrudzono jej prezent? W każdym razi wyglądała na taką, która miała ochotę roznieść kogoś w strzępy. Tłukli się w środku imprezy, zajmowali basen, dostali szlaban. Zasługiwali na takie bęcki, że powinni przez tydzień jeść zupki na wózkach inwalidzkich. ALE NIE. Postanowiła uszanować ich prywatne boje, zamiast tego skupiając się na wiszącej z gałęzi piniacie, która przedstawiała jakieś kreskówkowe, przytulające się do siebie wersje Callahana i Brewera. Ah, gdyby to tak wyglądało naprawdę. Posłała w tamtym kierunku jeden z miotających się po polanie tłuczków, jednak nie trafiła. Piłka przesmyknęła się pomiędzy gałęziami, wzleciała ponad koronę i wybuchła czerwonymi wstążkami. Davies, czując się choć trochę uspokojona, odwróciła głowę do tłukących się mądrali. - Jak już skończycie to zróbcie miejsce. - pouczyła ich, kompletnie nie przejmując się napiętą atmosferą, czy oddaniem chłopaków względem tego, by się nawzajem zajebać na miejscu. W tym basenie i z komentarzami reszty drużyny tracili wszelkie resztki powagi. Rozejrzała się wokół, szukając chętnych na wspólne okładanie piniaty. Jedni się bili, reszta plotkowała, zbierając się przy Lou. Jedli, pili, Loulki zagadywali. Dobrze. Morgan potrzebowała wyrzucić z siebie agresję, więc chwilowo unikała ludzkiej bliskości.
- A ja właśnie jestem mega ciekawa! - oznajmiła, wypuszczając z ust kilka płomieni, kiedy @Loulou Moreau skomentowała jej nową zdolność, mówiąc, że obawia się swojej porcji piwa. Na szczęście ogień wydobywał się z jej ust już nie tak często, nie przy każdym wypowiedzianym przez nią słowie, więc nie było to aż tak bardzo uciążliwe. Kiedy Moreau wzięła łyk swojego piwa, Ode spodziewała się, że zobaczy jakiś magiczny efekt od razu na jej twarzy albo przy jakimś jej ruchu, jednak nic takiego się nie wydarzyło. Można było jedynie dostrzec niewielki rumieniec na jej policzkach, jednak Odeya nie wróciła na to uwagi. Za to poczuła niemal od razu słodką woń czekolady. Uśmiechnęła się, wdychając ten przyjemny aromat, który roztoczył się wokół Lou, a jednocześnie, wędrując wzrokiem za ręką Gryfonki, która wskazała jej pojemnik z pałkami. Uśmiech na jej ustach poszerzył się momentalnie, słysząc słowa dziewczyny. - Można się wyżyć, mówisz... Chyba się skuszę. - odparła z entuzjazmem, obdarzając ich obowiązkowym pokazem zionięcia płomieniami. Podchodząc do kosza, wyjęła z niego kij. Warto było spróbować swoich sił także w pałowaniu... Zaśmiała się na słowa Lou, kiedy ta skomentowała bijatykę, jaka miała miejsce w basenie z pianą. Machnęła pałką w powietrzu, udając, że odbija niewidzialnego tłuczka. - Nam wtedy też będzie się lepiej to oglądać - zawtórowała jej po chwili, kierując swoje słowa w stronę chłopaków (@Boyd Callahan@Maximilian Brewer), którzy naparzali się wściekle. Wyobraziła sobie ich bez koszulek i kiwnęła kilka razy głową, uznając, że podoba jej się ten pomysł. Swoją drogą, ciekawa była o co im poszło. Taka zwada musiała mieć jakiś poważny powód, prawda? Zauważywszy @Nils Tyvärr, machającego do niej zawzięcie wyszczerzyła zęby w uśmiechu i opuściła kija, którego trzymała w ręku. W następnej chwili usłyszała jak krzyczy jej imię i w zawrotnym tempie znalazł się przy niej. - Hej, Odyn. Przeładowałeś akumulatory na słońcu, czy co? - wypaliła (i to dosłownie, bo ponownie spomiędzy jej warg wydobył się kłębek ognia), mając na myśli jego nadmiar energii, którą każdym swoim ruchem próbował rozładować. Z uśmiechem przyklejonym do twarzy, obserwowała jak kołysze się z nogi na nogę, nie mogąc ustać w miejscu. Też czasami tak miała, że wydawało się, że ją rozsadzi od środka, ale nie zdawała sobie z tego sprawy, a przede wszystkim sama tego u siebie nie widziała. W odpowiedzi na jego komentarz, co do zionięcia płomieniami, parsknęła śmiechem - Uważaj, bo spłoniesz, grzeszny Odynie - rzuciła poważnym tonem, po czym ponownie się zaśmiała. - Amfa? W takim razie Hynek umie się ostro bawić. - dodała po chwili, kiedy przeszli na temat nauczyciela i jego podejrzanej beczki z piwem. Zaraz po kilku komentarzach, co do wyglądu @Russell Alvarez, Nils przeniósł wzrok na gwiazdy wieczoru, tarzające się w pianie. Ode powędrowała spojrzeniem ponownie w stronę tej dwójki. - Ooo, chłopaku... ja to bym na Twoim miejscu jednak wybrała inny moment na to. - zwróciła się do chłopaka, kładąc mu rękę na ramieniu, cały czas obserwując obrót sprawy w basenie. Przez to, że stała w tym momencie za Odynem, nie zdołała zauważyć nadlatującego tłuczka, który chwilę później rozbił się nad nim, a fioletowe drobinki brokatu opadły na Gryfona. Jednak jej także dostała się niewielka porcja błyszczącego proszku, który opadł jej na włosy. Wybuchnęła śmiechem widząc kumpla, którego twarz w tej chwili mieniła się we wszystkich odcieniach fioletu. - Wybacz, nie zdążyłam zareagować. Kiepski ze mnie pałkarz - oznajmiła, unosząc pałkę, trzymaną w ręku i robiąc niewinną minę. Wzruszyła ramionami a na jej usta wpełzł delikatny uśmiech. - Ale pasuje Ci ten kolor! Rozejrzawszy się po pomieszczeniu dokładniej, zauważyła pojedynczą obręcz, a kilkanaście metrów dalej kosz z różnymi piłkami. Podekscytowana, zwróciła się do swoich towarzyszy. - Hej, może idziemy porzucać do pętli? Nie znam do końca zasad, ale coś czuje, że będziemy się tam dobrze bawić. Co wy na to? - zaproponowała, szczerząc się i unosząc zachęcająco brwi. Spoglądała wyczekująco to na Lou, to na chłopaków. Dopiero przyszła, ale miała nadzieję, że impreza się rozkręci i nie miała tu wcale na myśli więcej rozkwaszonych nosów czy rozwalonych warg, ale przednią zabawę, związaną z atrakcjami w tym niesamowitym pokoju.
Atrakcja:piwo Kość:1 Magiczne efekty: wszystko czuję i słyszę jak pies gończy- 2 posty a do tego nadal mam pióra, łuski i długie paznokcie Zdobycze: -
Russell nikomu nie chciał wyrządzić krzywdy, robiąc zdjęcia. Oczywiście jeśli zostałby poproszony, to zniszczyłby wszystkie fotografie dobrym zaklęciem. Jednak robił to wszystko na własny użytek. Przecież chciał rozwijać swoje pasje. Robienie zdjęć gdy ciągle ktoś się ruszał, to wymagało szczególnej precyzji. Był coraz w tym lepszy i naprawdę zaczynał być z siebie dumny. Tak naprawdę nie wiedział jeszcze, kim chciałby być w przyszłości. Był jeszcze zwykłym uczniem. Tyle było przed nim! - Na pewno go zdobędziecie, tego jestem pewien- może i Russell nie był w drużynie, ale zawsze bardzo im kibicował. Można powiedzieć, że był wiernym fanem, chociaż z drugiej strony im zazdrościł. Również, by chciał poczuć, jak to jest być graczem, jak to jest grać nad meczu nad takim tłumem. Jak to komentator wymawia nazwisko. Na chwilę obecną cieszył się, że w ogóle był zaproszony na tę imprezę. Podszedł razem do piwa i wybrał biały kufel. Smak miał zupełnie inny, niżby na to wskazywało i w tym samym momencie usłyszał słowa gryfona, który do nich podszedł. Jakież to było niesamowite, że ludzie chcieli się z nimi integrować. Ludzie byli cudowni, tacy otwarci. - Te piórka są leciutki i właściwie czuję tylko łaskotanie- zapewnił chłopaka. Pochylił się do niego i szepnął mu do ucha - Nie wszędzie mam piórka, wiesz?- zaśmiał się. O tak, na plecach wyraźnie czuł wyraźnie łuski. A jeszcze te długie paznokcie. Nie dało się ich zauważyć kiedy podał chłopakowi na powitanie dłoń. - Russell. Tak, chyba nie mieliśmy wcześniej okazji, ale nic straconego- zapewnił go, a kiedy wspomniał o piwie, pociągnął kolejne łyki swojego piwa. Jeśli amfa, to musiał pić aż do dna. I wtedy to poczuł. Co poczuł? Wszystko! Przywitał się także z @Odeya Worthington, którą jakoś niewiele znał, ale była naprawdę piękną kobietą. Niestety nie mieli okazji porozmawiać ze sobą zbyt długo. - Lou, czuję od ciebie zapach deseru- stwierdził. Po chwili również zaczął słyszeć inne głosy w oddali, więc nastawił uszy, jak prawdziwy pies kończy. - Tak, zdecydowanie coś nie tak z tym piwem. Mnie się nawet podoba. Czuję i słyszę coś, co nie powinienem. MORGAN TY TEŻ PACHNIESZ DESEREM- krzyknął w głąb sali. Doskonale ją słyszał tak jak wszystkich z resztą w tym momencie. Pytanie tylko, czy to działało w dwie strony.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Powód jakiś był, ale chuj wie jaki. Max nie miał pojęcia, od czego to całe gówno się zaczęło i w gruncie rzeczy to chyba nawet nie chcial za bardzo wiedzieć, bo go to ani trochę nie ruszało. Było, to było, Boyd wkurwiał go dodatkowo z powodu Alise, ale zdawał sobie sprawę z tego, że po prostu ostro reagował na każdego jebanego fagasa w otoczeniu swojej przybranej siostry. Był gotów bronić jej jak jakiś popierdoleniec i efekt był, jaki był. Miał w sumie w dupie to, co myśli sobie o nim Callahan i niekoniecznie chciał z nim w ogóle dyskutować, bo i na chuj, a na zaklęciach to faktycznie on był górą, kiedy tak prosto parsknął z ubawienia i nie wdał się z tę żałosną w chuj bójkę, którą na dokładkę sam rozpętał. To akurat mu się naprawdę udało i spokojnie mógł sobie pogratulować. Teraz jednak widać było, że to już nie przelewki i jeśli po prostu nie przypierdoli Boydowi, ten się od niego nie odjebie, ani teraz, ani nigdy. Nie miał więc żadnych problemów z tym, że ten rozpierdolił mu nos i miał mu oddać, kiedy nagle wylądowali w jakimś jebanym gównie... Co to w ogóle było, do chuja pana?! Spróbował się podnieść, bo w tym wszystkim udało mu się wylądowac w tym pierdolonym syfie prosto na ryj i akurat zobaczył Bozika, który nie bardzo ogarniał, co się tutaj odpierdala i kazał im napisać jakąś karną pracę domową. Chuj mu w plecy, później się tym zajmie. - Oczywiście, panie profesorze - powiedział, salutując mu, a potem odwrócił się do Boyda i uśmiechnął się do niego krzywo. I co zrobił? Ano wykonał krok, by przypierdolić mu z dołu w szczękę prawą dłonią. Z całej siły, a tej wbrew pozorom posiadał całkiem sporo. Na razie nie używał pazurów, jakimi został obdarzony przez cudowne jedzenie, bo dopiero zaczynali się bawić, ale nie zamierzał się z tym jakoś szczególnie mocno pieprzyć, więc z miejsca zrobił krok do tyłu, by zaatakować znowu, tym razem mierząc szybkimi ciosami w klatkę piersiową przeciwnika. Zasady? Chuj z nimi, teraz się po prostu napierdalali. Zamierzał zepchnąć go do konieczności obrony, żeby potem przyjebać mu lewym sierpowym i być może wykorzystać szpony, zostawiając mu na policzku uroczą ranę. Już i tak pewnie miał nieco przejebane, bo w końcu przypierdolił mu w szczękę. Może sobie ugryzł ten pierdolony jęzor i zamknie mordę, która nie umiała wypowiadać żadnych sensownych słów? Tak czy siak, chciał się napierdalać, to właśnie to dostał, może teraz w końcu posra się w gacie i odjebie od niego na dobre. Bo i na chuj tak się denerwować, ekscytować i podskakiwać, jak to nic nie dawało? Nie obchodziło go również, co robi reszta zaproszonych gości, mogli się na nich gapić, mogli sobie nawet nakurwiać zakłady, w gruncie rzeczy - godził się na wszystko, bo to nie miało teraz dla niego znaczenia. Tak samo jak roztrzaskany nos, który był w gruncie rzeczy naprawdę łatwy do poskładania.
______________________
Never love
a wild thing
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
ATRAKCJA: prawda/wyzwanie ; tłuczek KOŚĆ:1 - nieparzysta ; 2- odbity MAGICZNE EFEKTY: roztaczam wokół siebie zapach deseru, ZDOBYCZE:-
- Tłuczki są świetne, no i jeszcze piniata. Jeśli tylko potrzebujesz odreagować, bierz pałkę w dłoń i uderzaj w co chcesz - dodała w stronę @Odeya Worthington, która o chwili rzeczywiście brała pałkę w dłoń. Kiedy jednak dziewczyna również skomentowała bójkę chłopaków w pianie, nie mogła sie nie zaśmiać. Jednego miała okazję już widzieć bez koszuli i skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie podobał jej się widok. Drugiego, choć nie raz widziała zlanego potem po treningu, nie miała jeszcze okazji podziwiać bez koszulki. Kto wie, może pójdą za ich namową i się rozbiorą po części? Wątpliwe, ale wizja przerwanej bójki na mikro striptiz wywołała kolejny cichy śmiech Lou wraz z pokręceniem głową. Zaraz też spojrzała na @Nils Tyvärr, który dołączył do ich grupki, uśmiechając się szeroko. Jego koszulka leżała na niej względnie dobrze, jeśli zignorowało się za luźną górę. Na szczęście związanie jej na brzuchu poprawiało ogólny wygląd. Choć napis początkowo nie poprawiał humoru, tak teraz, po pierwszych łykach piwa, wszystko było jej jedno. - Ode ma rację, teraz lepiej nie dołączaj do nich, chyba że również masz z nimi jakąś spinę - odpowiedziała na jego pytanie dotyczące koszulki dla Boyda. Lepiej, żeby nie ryzykował połamanym nosem, gdy impreza była tak przyjemna. NIewiele później Nils oberwał tłuczkiem, który zaczął ich irytująco okrążać. Trzymając piwo w jednej dłoni, drugą może i niezbyt silnie, ale wystarczająco mocno odbiła go, posyłając w głąb sali. Niech leci i irytuje innych. Sama zaś czuła się znów nieco lepiej. Uśmiechnęła się, gdy @Russell Alvarez skomentował jej zapach. Tak mogła pachnieć dziennie, ale możliwe, że wtedy próbowałaby, czy już zmieniła się w czekoladę, czy jeszcze trochę czasu jej zostało. Kochała kakao i wszystkie wyroby z niego, ale czekolada zajmowała najważniejsze miejsce w jej sercu i cieszyła się, że właśnie to piwo udało jej się dostać teraz. - Masz świetny węch, skoro czujesz, jak pachnie Moe - zaśmiała się, spoglądając w stronę kapitan i unosząc nieznacznie kubek w jej kierunku, upijając następnie z niego łyk piwa. Spojrzała na Ode, która zaproponowała, aby wzięli udział w grze zorganizowanej przez Emersona - prawda/wyzwanie. - Jasne! Ja zaczynam - zgodziła się, po czym wybrała kafel. Choć nie mogła narzekać na brak siły w rękach, tak nie była w stanie dorzucić kaflem do obręczy, a co dopiero, aby w nią trafić. Zaśmiała się pod nosem, kręcąc głową, po czym spojrzała na resztę, unosząc nieco dumnie podbródek. - Wyzwanie proszę - dodała, spoglądając wprost na Ode.
Nils Tyvärr
Rok Nauki : II
Wiek : 25
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 191 cm.
C. szczególne : Amerykański akcent. Wypalony rysunek hipogryfa na prawym udzie: krzywy, smutny i brzydki.
Zaczynał czuć się naprawdę dziwnie. Jakim cudem wypadał na tle niektórych gości jako najmilszy miś świata? Powiódł jeszcze ostatni raz nieco zaskoczonym spojrzeniem po Morgan, nie rozumiejąc, co ją nagle tak rozgniewało. Długo jednak nad tym nie rozmyślał, wiedziony niesamowicie energicznym działaniem piwa Bozika, które miotało nim teraz jak Szatan. Albo z jednego miejsca na drugie, albo przynajmniej z nogi na nogę. Choć w wzwyż też się zdarzało, bo idiotyczne hopsasanki na paluszkach również od biedy zdawały egzamin. Zaśmiał się na słowa @Odeya Worthington, w kwestii jego przeładowanych akumulatorów, nie mając innego wyjścia, jak po prostu przyznać jej rację. Jedyne za co był wdzięczny ekscentrycznemu Czechowi, to fakt, że dzięki niemu miał teraz lepszy refleks i w porę uchylił się przed kolejnym ogniowym oddechem dziewczyny. Nie wiedział czy przemawiał przez niego utajony piroman czy po prostu miał nierówno pod sufitem, ale tak potwornie zazdrościł jej tego efektu… no umówmy się, kto nie chciałby choć na chwile pobyć smokiem? - Grzeszny Odynie! – ryknął śmiechem, unosząc delikatnie brew. Niemniej było widać, że ewidentnie przypasował mu taki przydomek. Nawet poświęcił chwilę pauzy, żeby nacieszyć się ksywką, nim palnie jakąś głupotą. – Zawsze wiedziałem, że będę smażyć się w Piekle. Jak rozumiem planujesz zrobić mi małe demo piekielnych czeluści tym swoim ogniowym oddechem? Jeśli takie laski karzą tam na dole, to z pewnością JESTEM grzeszny. – szczególnie za durne myśli i głupie teksty należałby mu się fotelik obok samego diabła. Nawet jej oczko puścił, żeby osiągnąć apogeum sugestywności tej wypowiedzi. Niemniej Nils nie należał do osób, które pchały łapy tam, gdzie nie było im wolno. Grzeszny na myśli, ale grzeczny w czynach, więc Ode mogła czuć się w jego towarzystwie bezpiecznie, nieważne jakie durnowate rzeczy opowiadał. Zresztą, podejrzewał, że była do niego przyzwyczajona. Postarał się zapamiętać imię nowo poznanego chłopaka, choć początkowo nie wiedział jak zareagować na ten konspiracyjny szept. W pierwszej myśli trochę zaczął się obawiać, że @Russell Alvarez mu zaraz opowie o jakiejś swojej narośli na tyłku, nie mogąc wiedzieć, że chodziło o łuski… ale widząc pazury od razu odegnał dziwne myśli i wybałuszył oczy jeszcze bardziej w pełnym zachwycie. – Duudee… ja składam kurwa mać reklamację. – aż mu się podskoczyło. – Mnie się trafiło naćpać jakimś gównem, przez które biegam jak pojeb, a wy plujecie ogniem albo zamieniacie się w bestię! Czuję się zdecydowanie pokrzywdzony. – no normalnie duży chłopiec zabawki nie dostał. Co prawda całość powiedział w ramach żartu, ale było w tym trochę szczerości – kto jak nie on z chęcią przyjąłby formę jakiegoś monstrum, a najlepiej podsmażył kawałek trawy żarem z pyska? Jeszcze tłuczkiem oberwał. Nie wiedział ile czasu by go ta piłeczka okrążała, nim dałby radę ją odgonić, ale na całe szczęście z pomocą przyszła @Loulou Moreau. - O! Dziękuję pani ślicznie! – aż się ładnie ukłonił z uśmiechem w kierunku Kanadyjki, choć dostojnie nie wyglądał, próbując jednocześnie wygrzebać z włosów brokat. Zachciało mu się być wyzwolonym facetem z ambicjami na kuca-metalowca czy innego podróżnika i miał te kosmyki dosyć długie, więc zdążyło się na nich osadzić sporo fioletu. - Duh, że pasuje! – wyprostował się w końcu, z zadziornym uśmiechem spoglądając na Ode. Poddał się - będzie ładnie błyszczeć i udawać, że wcale nie czuje się przez to o dwa stopnie mniej męski. – SHINE BRIGHT LIKE A DIMOND~! – sparodiował jakiś sceniczny ruch typowej divy z popowej sceny, znając ten kawałek tylko przez ścisłe powiązanie z mugolskim światem. Plus był taki, że przez brokat faktycznie wypadał w tym wygłupianiu się trochę ładniej, niż zazwyczaj. Ale był nie tylko głodny atencji… Merlinie najsłodszy jak jemu się jeść zachciało-… w połączeniu z działaniem piwa momentalnie zaczął wyglądać jak dzika, wygłodniała bestia. - Ok, też gram! Aleeee… za moment, k? – i w długą do stolika z żarciem. Bez wyjaśnienia, bez niczego… ale tyle dziwactw się już tutaj działo, że chyba nie wypadł jakoś mocno niekulturalnie? Dobił za to do jedzenia, polując na pierwsze co mu wpadło pod łapy – kanapeczki! Proste, jak sam Nils. Gdy miał już jedzenie, było mu znacznie łatwiej się opanować. Nie wyglądał jak polujący na łanię wilk, toteż mógł spokojnie obserwować grę w prawda/wyzwanie. Lou nie wyszedł rzut, ale dziewczyna i tak mogła liczyć na pełen suport ze strony Amerykanina. - ŁUUU! Ale było bliskoooo! WE STILL LOVE U, GIRL. – ale on był głośny. Dobrze, że się na chwilę oddalił i miał na tyle instynktu samozachowawczego, żeby ściszyć japę, w miarę jak do nich z powrotem podchodził, ciamiąc kanapkę. To co było niezmienne u Odyna, to ten jego wielki głupkowaty uśmiech. Zadziorny i zawadiacki. – Może rzut nie wyszedł, ale pała to Ci leży w dłoni idea-… - i wyszczerz mu zrzedł w samą porę, gdy zobaczył, jak z ust wylatują mu mydlane bańki. – Okay, tu wszystko jest jakieś lewe. – zaczął się śmiać, zbijając bąbelek palcem. – Wiem, że czasem wyrażam się dosyć nieładnie, ale nie sądziłem, że przemyją mi tu gębę mydłem…
Atrakcja: Jedzenie Hem. Kość:6 Magiczne efekty: Dalej trzyma go ADHD, a przez chwilę wilczy głód. Poza tym… banieczki mydlane z buzi! Zdobycze: -
Max, po tym jak już podjął wyzwanie, okazał się być naprawdę godnym przeciwnikiem. N a p r a w d ę godnym, bo wykorzystał fakt że ten stary pajac Bozik odwrócił na chwilę ich uwagę od napierdalanki i od razu przyjebał mu w szczękę. Siła i precyzyjne uderzenie prawie go znokautowały, byłby pewnie upadł prosto w tę pianę i się utopił, i koniec, i po chłopie, szczęśliwie jednak wpadł tylko mocno oszołomiony na ścianę basenu i tylko dzięki niej udało mu się utrzymać pion, choć nie był na tyle mobilny, by uniknąć kolejnego ciosu Brewera. Śmieć przez chwilę przeżywał chwile chwały w pianie, masakrując mu ryj swoimi pazurami, ale w końcu Bodziowi udało się odwdzięczyć i wymierzył mu kolejny raz sprawiedliwość prostym ciosem w mordę, a potem poprawił solidnym pierdolnięciem pod żebro, elegancko i prosto w wątrobę, licząc na to, że znokautuje skurwola, a potem to już pójdzie z górki i będzie mógł go dobić. Tak naprawdę to nie, wcale na nic nie liczył i o niczym nie myślał, bo nie miał w ogóle teraz głowy do relfeksji: liczyło się tylko przeżycie i to, żeby nie udławić się przy okazji pianą, która mieszała się mu w ustach z metalicznym posmakiem krwi, która ciekła mu z któregoś z obitych miejsc. Co na to inni? W ogóle go nie interesowało, tak samo jak to że prawdopodobnie rujnują właśnie imprezę. Chociaż... on bawił się naprawdę dobrze, chociaż bolało jak skurwysyn. Faktem jest, że napierdalanie się po mordach to nie jest rozrywka najwyższych lotów, właściwie to nie powinna być żadna rozrywka, pamiętajmy jednak, że Boyd nigdy nie był człowiekiem na poziomie i zwyczajnie w świecie czerpał przyjemność z tej prymitywnej zabawy i coraz bardziej obolałego ciała, zupełnie jakby z każdym wymierzonym i otrzymanym ciosem ulatywało z niego trochę tego wkurwienia, które zagnieździło mu się w głowie po przegranym meczu. Właściwie to w całej tej drace juz chyba nawet nie chodziło o Brewera i o to, jakim był kutasem, a raczej o to, by dać upust negatywnym emocjom i wyżyć się na kimś - kimkolwiek, mógłby to równie dobrze być Nils czy Russell, o ile tylko udałoby mu się znaleźć jakiś pretekst do tego, żeby im nastukać. Całe szczęście, że ludzie mają oczy i zawsze można uznac, że ktoś krzywo spojrzał. Niezawodny sposób. Ponieważ jednak napatoczył się mu akurat Max, to powodu do bitki nie musiał szukać długo, bo pojawił się sam w osobie chłopaka. Jak zesłany z nieba po prostu. Anioł wpierdolu.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
O, do chuja pana, oczywiście, że umiał się napierdalać. Doskonale wiedział, gdzie komuś przyjebać, żeby bolało, nic zatem dziwnego, że nie wahał się po prostu jebnął Boyda w szczękę, żeby go aż, kurwa, w powietrze wypierdoliło. O to dokładnie w tym chodziło i nie zamierzał się ani trochę powstrzymywać, jak zaś wkrótce się przekonał, Callahan również. Jego cios był mocny i Max aż musiał splunąć, bo w momencie zachciało mu się rzygać, musiał się również cofnąć, ale nie pochylił się, bo wiedział, że naraziłby się z miejsca na cios kolanem w mordę. Zasłonił się więc przedramionami, gdyby Boyd chciał go teraz napierdalać i łapał głębsze oddechy, starając się zapanować nad tym, co właśnie się stało, po czym ponownie ruszył do ataku. Tym razem zamarkował cios z prawa, by jebnąć Boyda z całej siły lewym sierpowym, przy okazji biorąc się do przypierdolenia mu kolanem tam, gdzie trafi. Gdyby to tylko było możliwe, zamierzał jeszcze poprawić mu od prawej strony w żebra, a ponieważ nie wahał się robić takich rzeczy - w razie, gdyby miał taką szansę - po prostu zamierzał dojebać mu łbem w łeb, żeby go srogo pierdolnęło. Nie ograniczał się, ani trochę, a ponieważ miał doświadczenie w takich pojebanych napierdalankach, to nie czuł się ani trochę źle. Pewnie gdyby miał pod ręką jakąś butelkę i za mocno się w to wszystko wkręcił, to przyjebałby Boydowi i szkłem. Może lepiej, że nic takiego nie znajdowało się w jego zasięgu, bo tak mógł chcieć jedynie kutasa utopić, chociaż właściwie nie wiedział już sam, za co i po co, bo właściwie to nie mieli powodu do tego, żeby się napierdalać, tak jak zauważył Bozik. Cóż jednak z tego, skoro słowo się rzekło, a kobyłka u płota - po prostu starał się dać złamasowi wycisk, na jaki zasłużył i ani trochę się w tym nie ograniczał, więc trzeba przyznać, że pazury również były w akcji, a jego ciosy były tak mocne, na jakie tylko w tej chwili było go stać. Mięśnie w łapach miał nie od parady, wiedział również, jak przyjebać, żeby w chuj bolało, więc ciągnął to dalej, w dupie mając to, czy właśnie rozwalają imprezę, czy nie. Jeśli tak - wyjebią ich obu. Jeśli nie? Cóż, skończą jak skończą, ale cała ta jakaś złość, czy kurwa wie co, skierowane na Callahana, jakoś mu przechodziło, kiedy mógł mu w końcu zasadzić porządną lepę na ryj i pokazać, że po prostu nie da sobie pluć w mordę.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Starała się chwilowo nie przejmować tym, że nieletnia Ode piła alkohol, że Brewer i Callahan pozbawiali się nawzajem uzębienia, a Nils ciągle narzekał na swoje mało epickie efekty związane z atrakcjami. Jednak na wrzaski Russella zdecydowała się już zareagować i chyba nie chodziło o to, że odważył się na obrazę majestatu i za bezczelny komentarz należała mu się sroga zjebka. O nie, po prostu... - RUSTY, CHODŹ NA SŁOWO. - wykrzyczała do niego w rewanżu, jakby zapowiadała wrzucenie go do basenu wpierdolu, jednak niczego takiego nie planowała. Jego zaczepka przypomniała jej, że oprócz zabawy mieli tutaj coś jeszcze do załatwienia. W oczekiwaniu na jego reakcję postanowiła znowu zająć się piniatą i, a jakże, znów w nią spudłowała pomimo najszczerszych chęci. Wiszące na gałęzi popiersie kapitana Krukonów w reakcji jedynie pokazało jej język, co Davies skwitowała odwróceniem się od drzewa, by nikt nie oglądał tej makabrycznej scenki. - Widziałam, że ostatnio ożywiłeś się sportowo. Co powiesz, by spróbować swoich sił w drużynie? - nie przedłużała, nie mając zamiaru podtrzymywać jakiejkolwiek niepewności, czy budować w nim napięcia. Sądziła, że za ostatnie starania zdecydowanie na to zasłużył, udzielając się, starając się również chyba sobie coś udowodnić i nie łamiąc się przy napotykaniu na trudne początki. Czy dołączenie do drużyny mogło dla niego coś znaczyć osobiście? Sądziła, że większość zawodników, którzy chętnie parali się miotlarstwem prędzej, czy później liczyli na to, by stać się częścią całości, jaką stanowił zespół. A Gryfoni mieli wyjątkową ekipę. Choć patrząc teraz po Pokoju Życzeń dało się odnieść wrażenie, że byli jakąś rozbitą bandą skłonną do bójek i trzymającą się od siebie nawzajem z daleka. Może to był dobry moment na rozdzielanie tych pawianów w basenie? Być może zamyśliła się na zbyt długo, być może Pokój uznał, że koniec dyskusji i pora na sport. W pewnym momencie bowiem zaskoczył ją tłuczek i zdecydowanie nie miała czasu na niego zareagować. @Russell Alvarez - przy okazji możesz rzucić kością na odbicie tłuczka lecącego w Morgan i zostać bohaterem
ATRAKCJA: nie trafiam w piniatę i leci we mnie tłuczek, w który nie trafię KOŚCI: zakończona kompromitacją seria 3 przerzutów na piniatę i tłuczek MAGICZNE EFEKTY: pachnę deserem ZDOBYCZE: - PRZERZUTY: 0/7
Napierdalanka trwała w najlepsze, okładali się nawzajem pięściami, kolanami, łbami i w ogóle czym popadło i rzeczywiście, może to i lepiej że wpadli do basenu i nie mieli dzięki temu pod ręką żadnych narzędzi walki i żadne butelki, pałki quidditchowe i inne cuda (na przykład krzesła?) nie poszły w ruch, bo sytuacja mogłaby się zrobić niebezpieczna. Choć, biorąc pod uwagę to, że żaden z nich nie miał zamiaru się kontrolować i ograniczać, to może już taka było? Paru ciosów Orzechujskiego udało mu się uniknąć bo był zwinny i gibki i chuja mu mógł przeciwnik zrobić, jednak nie wszystkich, a pozostałe wymierzane bezwzględnie raz po raz całkiem porządnie pogruchotały mu kości, podrapały mordę i wykręciły żołądek. Nie pozostawał mu dłużny i sam też nie walił na oślep, a celował w najbardziej newralgiczne miejsca na ciele, które miały powalić rywala, a na koniec jeszcze podarował mu finezyjne limo pod okiem, na pamiątkę. Nie miał co prawda tak imponujących szponów jak Brewer, które stanowiły naprawdę niezłe urozmaicenie tego wpierdolu, ale chyba udawało mu się nadrobić siłą, w końcu lata treningów z pałowania i wszczynania bójek nie poszły na marne. Płynęli obaj na fali gniewu i buzujących hormonów niczym parostatkiem w piękny rejs i choć pewnie stracili poczucie czasu, to napierdalanka trwała wystarczająco długo, by statek zaczął powoli zbliżać się do portu, a im bardziej ich mordy zaczynały przypominać mielonkę, tym bardziej emocje opadały. Siły też, ale do tego nie przyznajemy się na głos, bo jesteśmy twardzielami. Nie wiedział nawet jak i kiedy to się stało, że w końcu przestali obaj się napierdalać i stali naprzeciwko siebie w tej pianie, dysząc ciężko i patrząc wciąż spod byka, obaj poturbowani, ale dzielnie trzymający się na nogach i nie było z nimi sędziego, ale gdyby był, ogłosiłbyb remis. I tak oto Brewer udowodnił swoją wartość i choć raz nie zachował się jak pizda, Boyd dał upust pomeczowemu wkurwieniu, byli wreszcie kwita, a na świecie zapanowała harmonia, ład i porządek, dlatego teraz jedyne co mógł zrobić to dwa kroki w stronę przeciwnika, którym towarzyszyły jedyne słuszne w tej sytuacji słowa: - To co, piwo?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Atrakcja: Napitek od Hynka Kość:4 Rajska Czekolada (pachnę czekoladą) Magiczne efekty: na policzkach drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie Zdobycze: obitą mordę!
Napierdalali się aż miło. Nie miał nic przeciwko temu i właściwie to czuł się całkiem dobrze, a cała jakaś złość, czy chuj wie co to właściwie było, poszło się pierdolić. Może miał uwagi do Callahana, może uważał go czasem za kutasa, ale w gruncie rzeczy nie zrobił nic, co by miało wskazywać na to, że jest jakimś jebanym leszczem czy cipą, więc nie miał do niego żadnych pretensji i uwag. Na razie, bo też Alise nic mu jeszcze nie wyćwierkała, tylko nagle zaczęła prowadzić się z Lucasem, co było już w chuj mylące i nie wiedział, co ma z tym zrobić. Na razie zaś to wszystko wyleciało mu z obitego łba. Splunął krwią, oddychając głęboko, a potem zdjął ujebaną posoką koszulę, bo i tak na chuj była mu teraz potrzebna, po czym przetarł nią mordę, starając się pozbyć z niej tych najgorszych śladów, które mogłyby mu w czymś przeszkadzać. Przymknął powieki - czy raczej powiekę, bo drugie oko zaczynało mu w chuj puchnąć - kiedy Boyd się do niego zbliżył, ale widać przyszła pora na rozejm. Buchali jak jakieś jebane lokomotywy, ale nie dało się powiedzieć, żeby któryś z nich naprawdę wygrał, tak więc po prostu mierzyli się spojrzeniem i musieli uznać, że sprawa została ostatecznie rozwiązana. - Piwo - rzucił nieco chrapliwie, bo zdecydowanie potrzebował się czegoś napić. Wygramolił się z tego pierdolonego basenu - nie wiedział, kto wpadł na ten pomysł, żeby go w ogóle wyczarować - rzucił koszulkę na ziemię i podszedł do miejsca, gdzie znajdowało się piwo, by wybrać na chybił trafił jedno z nich. Smakowało jak kakao. Było raczej słabe, co Maxa szczególnie nie dziwiło, ale dało się je w siebie szybko wlać i zwilżyć gardło, na czym obecnie zdecydowanie mu zależało, bo po prostu nie bardzo miał, jak gadać. - Słodka czekolada dla bab - mruknął pod nosem, a potem rozejrzał się i przeciągnął, starając się, by mięśnie naprężyły się po raz ostatni. Bolało go ciało, bo Boyd miał jednak silne łapska, ale nie narzekał, ostatecznie bowiem wszystko zostało do końca wyjaśnione, chociaż przecież nie powiedzieli sobie ani słowa.
- Ale patrząc na tą scenkę, zdecydowanie lepiej, żebyś nie miał z nimi spiny - rzuciła rozbawiona, jeszcze a propos duetu Callahan&Brewer, którzy najwidoczniej znudzili się po chwili bijatyką i najzwyczajniej w świecie poszli razem na piwo. Faceci... - Demo? To była właśnie pełna wersja tego jak będę Cię tam podsmażać. Ale widzę, że zapałka się już wypaliła. - mówiąc to, chuchnęła gdzieś w bok, demonstrując nieznaczny kłęb dymu, który jeszcze przed chwilą z każdym jej słowem był troszkę mocniejszy, ale z czasem zaniknął. Kaszlnęła pokazowo, śmiejąc się z tego efektu. A co do słów @Nils Tyvärr - nie znała go od dzisiaj i dobrze wiedziała z jakim dystansem powinna brać każdy wyraz wypowiedziany z jego ust. Miał podobne poczucie humoru do niej i może dlatego tak dobrze się rozumieli. A poza tym, chłopakowi odpowiadał styl jej pisania i przez to, że jako jeden z nielicznych czytał jej opowiadania, mogła domyślić się, że tak samo jak ona lubi takie zaczepne teksty i jest tej samej myśli, że nie zawsze trzeba brać je na poważnie. - Wow, wychodzą lepsze niż z płynu do naczyń! - skomentowała armię mydlanych baniek, które wydobywały się z pomiędzy warg chłopaka, z każdym jego słowem. Zaczęła przebijać je razem z nim, śmiejąc się i czerpiąc z tego wręcz radość dziecka. Po tym jak @Loulou Moreau udało się uwolnić ich od tłuczka, obserwowała z rozbawieniem jak Odyn próbował wytrzepać sobie z włosów brokat, którym wystrzeliła w niego piłka. Chwilę później jednak chłopak oznajmił, że chce z nimi porzucać do pętli, jednak ostatecznie zniknął na moment, żeby dorwać się do jedzenia. Atak Lou na pętle nie wyszedł, więc oznaczało to, że dziewczyna była zdana teraz na Ode. Kiedy brunetka oznajmiła, że wybiera wyzwanie, Worthington wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu, zastanawiając się jednocześnie nad efektownym challenge'em dla Kanadyjki. - Okej. Krzyknij przez okno: "Kocham profesora Craine'a" - wspominając o oknie, wskazała kciukiem za swoje plecy, na ścianę za nią, na której w mgnieniu oka pojawiła się duża okiennica, ukryta na czas imprezy, kiedy to pomieszczenie pełniło funkcje polany. Posłała koleżance łobuzerski uśmiech, chcąc zachęcić ją do podjęcia wyzwania, chociaż spodziewała się, że dla niej może to być pikuś. Może nie było to zbyt spektakularne zadanie, ale na początek wydawało się okej. Sama także postanowiła wepchać się w kolejkę i odkładając pałkę obok kosza na piłki, wyciągnęła z niego tę futbolową i oddała rzut do obręczy. Jaki był jej wybuch radości, kiedy piłka przeleciała przez pętlę, lądując na ziemi, po to aby zniknąć i pojawić się znowu w pojemniku przed nimi. Aż podskoczyła z radości, z euforią wymalowaną na twarzy. Zupełnie jak kilkuletnia dziewczynka. - Yaaaas! Ma się tego cela. - wypaliła, wykonując z miejscu swój krótki taniec zwycięstwa i śmiejąc się. - Dobra, to kogo teraz kolej? - dodała po chwili, sięgając po kafla i nie czekając na odpowiedź, a jednocześnie widząc, że ten młotek Odyn dalej wsuwa kanapeczki, wcisnęła piłkę, przechodzącej właśnie @Hemah E. L. Peril - Hem! Zagraj z nami! - zaczepiła jasnowłosą Gryfonkę i wcale nie wydawało jej się niegrzeczne, wciąganie w zabawę kogoś, kto mógł mieć właśnie inne plany. Najwyżej odmówi. Albo nie. I będzie dobrze się z nimi bawić.
Piwo było jedynym słusznym rozwiązaniem po takiej napierdalance i idealnym przypieczętowaniem chwilowo - bo wiecie, nigdy nie wiadomo - zawartego rozejmu i być może kwitnącej nowej przyjaźni, dlatego gdy Max przystał na jego lakoniczną propozycję, ruszyli razem w stronę miejsca z napitkiem od Bozika, który szczycił się byciem zajebistym browarmistrzem, dlatego spodziewał się może niekoniecznie jakiegoś powalającego na kolana, mocnego trunku, bo w końcu byli w szkole, ale liczył chociaż na przyzwoite walory smakowe, pragnął znajomego, lekko gorzkiego posmaku, a trafiło mu się jakieś czekoladowe gówno. Skrzywił się mimowolnie, bo słodki napój, choć obiektywnie smaczny, nie był tym, co w tym momencie trafiało w jego gust, dlatego poparł słowa równie zdegustowanego Maxa. - Kurwa, już bym wolał pić tę pianę z basenu - fuknął, racząc się jeszcze jednym łykiem czekoladowej mazi - Spodziewałem się więcej po Boziku - ocenił jeszcze, co jednak wcale nie przeszkodziło mu w opróżnieniu całej szklanki dwoma solidnymi łykami, i tak już trochę chciało mu się rzygać po tym napierdalaniu, to było mu wszystko jedno. Odstawiwszy kufel na stół, usiłował jeszcze jakoś podratować swój komfort i podjął próby wyżymania koszulki, całej przemoczonej i do tego poplamionej krwią i jego i maksową chyba też; na niewiele to się zdało, nadal była w fatalnym stanie, no trudno. Rozejrzał się po pokoju i dopiero teraz tak naprawdę dotarło do niego, jak wiele tutaj się działo; była i piniata i jakieś miejsce z kopaniem piłek i uginający się od przekąsek stół. No i basen, oczywiście, ale to akurat doskonale pamiętał. Całkiem zajebiście. - Ej, w chuj atrakcji tu mamy - zauważył bystro, no w końcu w przeciwieństwie do Brewera miał sprawną całą parę oczu, co nie znaczy, że był w lepszym stanie niż on; czy jednak przez to, że był posiniaczony i ciekła mu krew z ryja, miał zamiar teraz siedzieć na dupie przez resztę imprezy? No raczej, że nie. ZABAWA DOPIERO SIĘ ZACZYNAŁA - Chodź, ponapierdalamy se w tę piniatę - zaproponował luźno, jakoś tak automatycznie uznając teraz Maksa za swojego kompana na tej imprezie. No w końcu wszystko sobie wyjaśnili bez słów, to czemu nie?
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Atrakcja: Piniata od Morgan Kość:1 Magiczne efekty: na policzkach drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie; pachnę czekoladą Zdobycze: obitą mordę!
Wiedział oczywiście, że teraz nie czeka ich jakaś dozgonna przyjaźń, czy coś, ale w sumie nie miał już żadnych uwag co do Boyda, właściwie nawet nie wiedziałby, za co chciałby mu wpierdolić. Może inaczej by było, gdyby Alise dokładnie powiedziała mu, o co poszła ta cała gówniana awantura, ale najwyraźniej jego przybraną siostra obawiała się, że skończy się to wszystko tak, jak przed chwilą. Tylko wtedy pewnie Max nie powstrzymywałby się już w ogóle i nie byłoby czegoś takiego, jak, kurwa, zmęczenie. Teraz jednak kiedy zeszło z niego ciśnienie był w stanie spokojnie pić z Callahanem piwo, chociaż faktycznie było raczej szczynami z kakao niż czymś więcej. - Pewnie trzęsie dupą, że nas upije - stwierdził jeszcze Max i odstawił kufel, a potem, choć niewiele przecież widział przez to rozpierdolone oko, podążył za Boydem, by faktycznie przymierzyć się do piniaty. Chciał komuś jeszcze przyjebać? Owszem. Było kilka takich osób i zastanawiał się, kogo by mógł sobie w tej roli wyobrazić - zaczynając na swoim ojcu, a na Lucasie kończąc, bo tego typa nie trawił jeszcze mocniej niż Boyda i jakby mógł, to pewnie upierdoliłby mu jaja przy samej szyi. Zatem ostatecznie nic dziwnego, że chyba właśnie on - bo Brewer faktycznie gówno widział przez to rozpieprzone oko - zarobił, kiedy Maxowi udało się trafić w piniatę, co zostało potwierdzone efektownym jękiem bólu i rozpaczy, czy co to tam, kurwa, było. - No, kurwa, mówiłem Moe, że nadaje się do drużyny - parsknął, w gruncie rzeczy rozbawiony takim, a nie innym obrotem spraw, bo naprawdę nie interesował się nigdy niczym związanym z górą, po prostu umiał się napierdalać, a jak widać na załączonym, jebanym obrazku, to wystarczyło, żeby być jednostką co najmniej zwycięską, przynajmniej w tej jednej rundzie z pierdoloną piniatą, którą chętnie posłałby w jakiś jebany kosmos. Poruszył głową, aż mu coś trzasnęło w karku, ale właściwie to nawet dobrze, bo nieco mniej zaczęły boleć go tamte okolice. Boyd srogo mu przypierdolił, ale Max ani trochę nie narzekał, takie rozwiązywanie spraw było dla niego całkiem naturalne, w pełni akceptowalne i odpowiadało temu, co do tej pory robił przez całe swoje kurewskie życie. Nic zatem dziwnego, że czuł się całkiem nieźle z takim, a nie innym wynikiem tej całej napierdalanki.
Nie zastanawiał się teraz nad tym, czy od teraz będzie już na zawsze trzymał sztamę z Brewerem czy może będzie im dane jeszcze kiedyś poobijać sobie nawzajem mordy i prawdopodobnie nie ubolewałby ani nad pierwszą ani nad drugą opcją; ot, na razie się dogadali, a co będzie kiedyś, czy jeszcze się na siebie porządnie wkurwią - to już wszystko jedno. O ile Max nie da mu powodu to tego, by zmienił znów zdanie na jego temat, to raczej powinien być spokój, tak jak teraz, gdy ramię w ramię ruszyli sobie w stronę imponującego drzewa z piniatą. I to nie byle jaką piniatą, tylko taką, która zmieniała swój kształt tak, by jak najbardziej zmotywować uderzającego do srogiego pierdolnięcia. Przystanął z boku, wyważając pałkę w ręce i przygotowując się na swoją kolej i obserwował w milczeniu jak Max precyzyjnie wymierza sprawiedliwość znajomej, choć wcale nie przyjemnej mordzie. Trzasnął typa aż drzewo się zatrzęsło, na co Boyd zarechotał z aprobatą, bo też przecież miał z nim na pieńku. - No, pierdolnięcie masz srogie - przyznał - Widzę że mamy podobne zdanie o Lucasie - dodał, wskazując głową na jęczączy ryj i poczekał chwilę aż piniata zmieni kształt; po paru sekundach, podczas których wbijał w nią wzrok, przybrała postać Valenti, w zwycięskim geście unoszącej w górę dłoń ze skrzydlatą piłeczką. A niech ma, kurwa, niech ma za tego znicza. Wróciło mu wkurwienie związane z przegranym meczem, a ponieważ to był jedyny sposób, żeby się na niej zemścić - no przecież tak w realu to jej nie jebnie - zamachnął się i przyłożył jej tłuczkiem z impetem nie mniejszym niż wcześniej Brewer, równie celnie, powodując żałosne stęknięcie piniaty i coś, co brzmiało jak włoskie przekleństwo. Czy poczuł się od tego lepiej? Niekoniecznie, ale był zadowolony, że trafił.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Atrakcja: Piniata od Morgan Kość:3 Magiczne efekty: na policzkach drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie; pachnę czekoladą Zdobycze: obita morda i pluszowa akromantula z piniaty
Do dozgonnej, jebanej przyjaźni to na pewno było im w chuj daleko, ale właściwie Max się tym nie przejmował, jedna sprawa została wyjaśniona i na chwilę obecną mu to odpowiadało, co dalej - okaże się, ale na pewno, kurwa, nie zamierzał się nad tym jakoś szczególnie mocno zastanawiać, analizować i sprawdzać, czy ma rację, czy może musi popracować, żeby osiągnąć szczęście u boku Boyda. Na razie mieli się całkiem nieźle, a na dokładkę okazało się, że piniata, którą okładają, ma dla obu dokładnie tego samego ryja, co jeszcze bardziej mu się podobało, bo mimo wszystko nic tak nie łączy, jak jakiś jebany wspólny wróg. Chuj wie, dlaczego dokładnie Maxowi przyszło nagle do głowy, że może lepiej byłoby Boydowi pewne kwestie wyjaśnić. Przez Alise? Nie wiedział do końca, co w nim widziała, ale chuj z tym, był dla niej ważny, a później wszystko się pierdolnęło i teraz łaziła z tą pierdoloną cipą w rurkach. - Pierdolona cipa z niego. Jeszcze się chuj tak ze wszystkim obnosi, że w końcu mu przyjebię - stwierdził i jakby w ramach demonstracji, pierdolnął z całej siły w piniatę, aż wydała z siebie cudownie zachwycający jęk jebanego bólu i rozpadła się na kawałki. Max nie do końca wiedział, co się tutaj odpierdala, ale po chwili na jego nogę weszła pluszowa akromantula, która w końcu usadziła mu się gdzieś na ramieniu, a on parsknął z ubawienia, po czym czując, że chce mu się trochę od tego rzygać, postanowił wypierdolić z siebie to, co w nim siedział. - Słuchaj, Boyd, teraz to cię pewnie chuja interesuje, ale nie podpierdoliłbym ci Alise z tej prostej przyczyny, że jest dla mnie jak siostra i nie umiem o niej inaczej myśleć, ok? Po prostu przypierdolę każdemu, kto będzie ją źle traktował - rzucił, zakładając ręce na piersi i czekając, aż chłopak przyjebie w piniatę albo w niego. Chuj tam z tym, w sumie czuł się jakoś, kurwa, lepiej, jak ostatecznie postanowił pewne kwestie wyjaśnić. Nie zamierzał się jakoś szczególnie mocno w tym wszystkim rozwlekać, ale postawić sprawy jasno. Nadal nie wiedział, co się dokładnie odjebało, że teraz łaziła z Lucasem - któremu chętnie zafundowałby trepanację czaszki i upierdolił jaja przy szyi, bo zachowywał się jak jakiś pierdolony maczo, który posiadał jedynie smutnego kutasa i nic więcej - i może to nawet lepiej, bo chyba poszedłby sprawdzić, jak mocno można zrobić komuś krzywdę.
- Mnie też wkurwia. Przyjeb mu, a ja poprawię - podsumował, a po tej wymianie zdań można było niemalże dostrzec nić porozumienia, która pojawiła się między chłopcami wraz z odkryciem nowego, wspólnego wroga w postaci Lucasa, którego morda na piniacie właśnie eksplodowała po kolejnym uderzeniu Maxa; na ten widok usta mimowolnie wykrzywiły mu się w pełnym satysfakcji uśmiechu. Dobrze mu tak było, bardzo dobrze. W czasie gdy na towarzysza wpełzała zabawkowa akromantula, która wylazła z roztrzaskanej głowy Sinclaira, Boyd zacisnął ręce na pałce i przygotował się do kolejnego uderzenia, bo to napierdalanie było całkiem satysfakcjonujące. Nie aż tak jak w żywego człowieka, wiadomo, ale całkiem nieźle. Może powinien sobie taką zamontować w domu? Gdy skupiał się na nadlatującym tłuczku, dotarły do niego słowa Brewera, słowa, których absolutnie nie spodziewał się od niego usłyszeć, ani teraz, ani w ogóle nigdy, co nie znaczyło, że nie powinny one paść. Milczał chwilę i zamachnął się pałką, by rozwalić piniatę pod raz drugi, co skończyło się w podobny sposób jak wcześniej - rozpadła się w akompaniamencie żałosnych jęków, a następnie wylazła z niej zabawka, choć tym razem była to lunaballa. Wcisnął maskotkę niedbale do kieszeni i dopiero wtedy odwrócił się w stronę Brewera, łypiąc na niego i analizując to, co właśnie od niego usłyszał. Kurwa, w sumie doceniał, że się chłop zebrał na szczerość i postawił sprawę jasno, bo, nie ukrywajmy, gdy jeszcze spotykał się z Alise to posądzał go o różne zamiary wobec niej. - Nie podpierdoliłbyś mi Alise, bo nie dorastasz mi do pięt - poprawił go, ale nie były to słowa podszyte niechęcią, tylko kumpelska zaczepka, o czym świadczyło towarzyszące mu klepnięcie w ramię. Spoważniał jednak zaraz, żeby Max nie miał wątpliwości, że wziął jego słowa na serio - Dobra, rozumiem. Rozumiem, mam podobnie z Nessą - dodał, stwierdzając, że może uwierzyć, że Max mówi prawdę, bo w sumie to po co miałby go w tej kwestii okłamywać. A nawet jeśli, to i tak już go nie dotyczyło tak jak wcześniej, przecież temat dziewczyny był zamknięty, otwarty ewentualnie na przyjaźń - Ale masz rację, teraz to już i tak chuj. Bo Alise... Alise to tak na poważnie z tym kutasiarzem, nie? - spytał, przenosząc wzrok na piniatę, która wracała właśnie do swojego pierwotnego kształtu. Powinien jeszcze dodać, że skoro Max jest skory do przyjebania każdemu, kto zrani Alise, to powinien zacząć od niego, ale dyplomatycznie milczał, bo raczej to nie było coś, czym chciał się chwalić.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Atrakcja: Nie-taki-zabójczy tłuczek Kość:2 Magiczne efekty: na policzkach drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie; pachnę czekoladą Zdobycze: obita morda i pluszowa akromantula z piniaty
- Cienki z niego kutasiarz - stwierdził jeszcze Max na chwilę przed tym, jak faktycznie przyjebał piniacie, a potem pokiwał głową na znak uznania, kiedy Boyd poprawił tej imitacji Lucasa. Należało się tej piździe i to zdecydowanie mocniej. Mówienie, że go wkurwia, to jak nie powiedzenie niczego, był naprawdę pojebanym ciulem, na którego nie chciał patrzeć i aż go świerzbiło, jak widział, jak się zasadza na Alise. A ta znowu miała jakąś sieczkę w mózgu i chuj wie co, wyraźnie też nie umiała z siebie wydusić tego, co się dzieje, więc Maxa powoli brała kurwica i miał wrażenie, że jeszcze chwila i po prostu wyniesie ją na plecach z zamku, posadzi przed sobą i srogo opierdoli, jak to tylko brat z siostrą mogą sobie do oczu skoczyć. - Tak trochę - rzucił na to nieco zaczepnie, pijąc również do ich wzrostu i generalnie mając w dupie to, że właśnie nieco się obrażał, ale w sumie chuj z tym, bo jakoś mu to po prostu nie przeszkadzało. Skinął głową na znak, gdy Boyd wspomniał o Nessie, bo widać było, że wreszcie znaleźli kilka nici porozumienia i nie chciał ich w sumie tracić, bo na chuj. Nie miał realnych powodów, żeby tego zjeba nie lubić, więc skoro dali sobie po mordzie i wyjaśniali pewne, jakże istotne kwestie, to już nie musieli skakać do siebie, jakby byli co najmniej pojebani. - Nie wiem, nie wydaje mi się, za bardzo mi to gównem śmierdzi. Nigdy nie kręciła, jak coś jej nie leżało albo miała problem, poza tymi razami, kiedy nie chciała mi robić przykrości, a teraz... ja tu widzę jakieś pierdolone bagno i w chuj mi się to nie podo... - zaczął, przymykając powieki, czy raczej jedną, bo druga wyglądała już jak śliwka i nie zdążył dokończyć, bo nagle dostrzegł lecący prosto na niego tłuczek, z miejsca się więc zamachnął, by mu przyjebać tak srogo, jak się tylko da, bo co do chuja znowu się tutaj odpierdalało, to nie wiedział. - Kurwa, a to co znowu za gówno było? - rzucił jedynie, kiedy odbity przez niego tłuczek poleciał chuj wie gdzie i chuj wie po co. Nie miał pojęcia, że te gówna latają tutaj samopas jak szalone i nie bardzo wiedział, co ma z tym fantem zrobić. Właśnie wtedy zobaczył też pętlę, która znajdowała się gdzieś w rogu i przekrzywił nieznacznie łeb, by przyjrzeć się temu, co się tam dzieje, po czym skinął w stronę stołu z piwami, proponując, żeby wzięli sobie jeszcze po jednym i sprawdzili, co się właściwie tam odpierdala, przy tych piłkach i chuj wie czym. Ostatecznie, jak nie będzie tu już niczego ciekawego do roboty, to mogą się na nowo wpierdolić do basenu, prawda?
______________________
Never love
a wild thing
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Zaśmiała się na słowa Nilsa, kręcąc lekko głową. Z pałą w dłoni jej do twarzy? Czy tylko dla niej brzmiało to wyjątkowo dziwnie, czy po prostu lepiej tego nie mówić? Mimo to nie można było nie uśmiechać się, gdy ktoś reagował z takim entuzjazmem na wszystko, co działo się wokół niego. Spojrzała na Ode, gdy ta mówiła, jakie wyzwanie powinna Lou wykonać. Poważnie tylko tyle? Uśmiechnęła się kącikiem ust, kierując się w stronę okna. Krzyknąć, że kocha Craine'a? Nic trudnego. Ba, gdyby ktoś pociągnął ją za język, powiedziałaby, że choć jest wrednym typem, to na swój wiek jest całkiem przystojny. Można byłoby się zakochać, jeśli lubi się typ chłodziarki do kostek. - Kocham profesora Craine'a! - krzyknęła, wychylając się przez okno. Nie dbała, czy ktoś mógł to słyszeć. Zamykając okno, spojrzała w stronę Ode, uśmiechając się tryumfalnie. Zadanie zaliczone. Nadeszła pora na spróbowanie innych atrakcji, jak przykładowo piniata. Spojrzała w jej kierunku i natrafiła na rozebranego w połowie Maxa. Przez moment po prostu wpatrywała się w jego tatuaże, sunąc powoli spojrzeniem od jednego do drugiego, przez co prawie nie zauważyła tłuczka. Zdążyła na całe szczęście dźwignąć pałkę i odbić go w przeciwnym kierunku. Cóż, najwyraźniej nie dane jej jest sprawdzić, jaki brokat był jej przeznaczony. - Wy już skończyliście? - spytała, gdy tylko podeszła do piniaty, spoglądając na pluszową akromantulę na ramieniu Brewera. Czuła zapach czekolady, który nagle się zwiększył, ale postanowiła tego nie komentować. Spojrzała za to na piniatę, aby dostrzec, jak ta powoli zmienia się, ukazując jej głowę wujka. A więc to na niego była ostatnio ciągle wściekła? Pora skończyć z tym. Zacisnęła palce na trzymanej pałce i uderzyła solidnie w piniatę, nie dbając o jęki, jakie ta wydawała z siebie.
Fortuna czasem, niczym troskliwa matka, przyjdzie pogłaskać pocieszająco po ociężałej od zmartwień głowie, by podnieść zaraz nadzieją podbródek w zapewnieniu, że będzie dobrze, że wszystko się ułoży, że przecież nie ma tego złego, co by w jakiś sposób nie wyszło na dobre, bo świat pełen jest odcieni szarości. Tym razem jednak Fortuna spojrzała na Was jak starsza siostra, cmokając z dezaprobatą widząc, że ewidentnie należy Wam jakoś pomóc w drobnej radości, bo błądzicie we mgle jak na dzieci przystało, nie czerpiąc z życia odpowiednio dużo, stale powtarzając te same czynności. I tak jak na starszą siostrę przystało, nie mogła po prostu zrobić czegoś miłego, dać Wam drobnego upominku, cmoknąć w czoło i po prostu odejść. Nie, musiała wylać na Was całe wiadro szamba. Dosłownie, bo z rozbitej przez Loulou piniaty wyleciało Wam pod nogi kieszonkowe bagno wraz z łajnobombą, tworząc malowniczą mieszankę na całej Waszej trójce i wszystkim dookoła (czekam na żarty o gównianym wnętrzu wujka). Jedyne co w tej brązowej mozaice sztuki nowoczesnej mogło rzucić się Wam w oczy, to dwie kulki: biała i purpurowa, jednak nijak nie da się ich przywołać żadnym zaklęciem, a nawet łajnobagno trzyma się ich uparcie, nie dając się wyczyścić magią. Zakładając oczywiście, że w ogóle takie znalezisko przemówiło do Waszej duszy zbieracza.
UWAGA: Skoro kulkę strzegły zaklęcia, możecie domyślać się, że kryje w sobie jakąś tajemnicę. Jest jednak zaczarowana w ten sposób, że nie reaguje na żadne rzucane w nią zaklęcia poza Disclore. Jeśli nie znacie jeszcze tego zaklęcia, to cóż, możecie poprosić kogoś o pomoc w jej odczarowaniu lub zwyczajnie zdobyć brakujące punkty z transmutacji/nauczyć się zaklęcia poprzez samonaukę. Nie ma jednak tak łatwo, że wpadniecie na ten pomysł od razu, więc możecie odczarować kulkę dopiero w jakimś następnym wątku lub jednopostówce (min. 5 linijek), chyba że... Loulou będzie na tyle miła i podzieli się wiedzą na temat kulki, którą wcześniej sama zdobyła i odczarowała - wtedy możecie spróbować odczarować ją już tutaj.
Gdziekolwiek zrealizujecie odczarowanie swojej kulki - proszę oznaczyć #mistrzskaj w poście, a MG przybędzie, by zdradzić co konkretnie Wam się trafiło! Po wszelkie pytania, zażalenia, pospieszania, błagania lub wyrazy miłości również zapraszam do @Skyler Schuester Najlepiej na gg (69042261), ale może być też discord (Haerowen#7689) lub pw.
- Hm - mruknął błyskotliwie w odpowiedzi na słowa Maxa, gdy ten dość dosadnie stwierdził, że związek Alise z Lucasem śmierdzi gównem i że wyczuwa w tym jakieś pierdolone bagno; nie miał pojęcia, co o tym sądzić, bo z jednej strony też wydawało mu się mało prawdopodobne, by Alise była w stanie stracić głowę dla takiego samca jak Sinclair, z drugiej zaś ich amory przed lekcją OPCM wyglądały zupełnie wiarygodnie, nie wiedział też, dlaczego dziewczyna miałaby się pakować z typem w jakieś dziwne układy, jeśli nic do niego nie czuła - Myślisz, że... - zaczął drążyć temat, ale szybko zmienił zdanie i porzucił rozpoczęty wątek, odsuwając się w porę, by nie oberwać podczas zamachu, jaki Max brał pałką - Dobra, chuj z tym, nie moja sprawa. Krzyż na drogę Ali i Sinclairowi - stwierdził, wzruszając ramionami i uznając, że nie będzie truł dupy Brewerowi swoimi rozterkami sercowymi, bo to nie był czas i miejsce na to. Z aprobatą zatarł rączki, gdy rozmówca niewerbalnie zaproponował mu kolejne piwo, postanawiając, że tym razem sięgnie po jakieś bardziej przyjemne dla podniebienia niż tamto kakaopodobne, zdążyli jednak zrobić raptem krok w stronę stołu, gdy za piniatę zabrała się Lou, a jej cios zakończył się cuchnącą powodzią. - Mówiłeś coś o gównie...? - odezwał się do Brewera, ścierając zawartość łajnobanga z policzka, co na niewiele się zdało, bo tylko wszystko rozmazał i odwracając w stronę drzewa - Lulka, CO TY ODPIERDALASZ, zamieniłaś tę piniatę, kurwa, w kibel, czy co - dodał do dziewczyny, niekoniecznie rozeźlony bezpośrednio na nią, a raczej na tą cuchnącą sytuację; wśród brązowej mazi pod swoimi stopami dostrzegł wówczas jakiś różowy błysk, stwierdził więc, że skoro i tak jest już cały upierdolony, to może równie dobrze wsadzić w nie rękę i sprawdzić, co to. - Patrzcie, kulka - oznajmił bystro, unosząc oblepiony gównobłotem, okrągły przedmiot i potrząsnął nim, w pierwszym odruchu chcąc sprawdzić, czy coś może w środku grzechocze albo coś takiego, nic jednak nie usłyszał, więc spojrzał pytająco to na Maxa, to na Lou, zupełnie jakby któreś z nich mogło mu wyjaśnić, o co tu chodzi. Może powinien był najpierw zająć się zmyciem z siebie tego łajna, ale chwilowo był zaintrygowany swoją zdobyczą.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Atrakcja: Urozmaicenie od Mistrza Gry! Kość: n/d Magiczne efekty: na policzkach drobne piórka, z kolei na palcach - łuski i wydłużone paznokcie; pachnę czekoladą Zdobycze: obita morda i pluszowa akromantula z piniaty i jakaś magiczna kulka od Mistrza Skaja
Max mógłby w tym momencie uznać, że skoro tak, to widać Boyd tak naprawdę ma w dupie Alise, ale nie chciało mu się w to za mocno zagłębiać, poza tym uznał, że przede wszystkim musi pogadać ze swoją siostrą, a dopiero potem ewentualnie w jakiś sposób interweniować. Skinął więc jedynie głową, bo chuj tam z tym, nie byli też w tak bliskich relacjach, żeby jakoś Callahana pocieszał, czy coś podobnego, ale jak dla niego to ten cały związek jebał gównem na kilometr i zdecydowanie nie mógł się doczekać, kiedy przydybie Alise, żeby wyciągnąć z niej wszystkie potrzebne mu do życia informacje. Chciał mieć to z głowy i wreszcie wiedzieć, na czym dokładnie stoi, jak to wygląda i co z tym dalej, czyli po prostu, czy powinien spuścić wpierdol Lucasowi oraz jak mocny powinien być to wpierdol. - Co do... - zaczął, kiedy faktycznie skończyli w jakimś bagnistym gównie i spróbował się odwrócić, przy czym wypierdolił się na jakiejś kulce, której w tym całym pierdolniku po prostu nie widział. Jebnął na ziemię, brudząc się jeszcze bardziej, by zaraz podnieść winowajczynię jego obecnej sytuacji - białą, ujebaną gównem, kulkę. Spojrzał w stronę Lou, orientując się jeszcze wcześniej, w kogo właściwie napierdalała. - Szambo w końcu wyjebało? - spytał jedynie, kiwając łbem w stronę piniaty, którą całkiem nieźle rozpoznawał, w końcu mężczyzna był opiekunem ich domu przez pewien czas i raczej trudno było go przegapić, nie mówiąc o tej jebanej aferze, jaka się potem rozkręciła. Chuj mu w dupę. Tak jak Lucasowi. - Jakieś chłoszczyć, czy pierdolimy i skaczemy do basenu? - spytał, przekręcając w palcach kulkę, jakby zastanawiał się, czym to właściwie jest, po czym wcisnął ją do kieszeni, orientując się, że przecież dalej siedzi na nim biedna, brudna już akromantula, której również należała się, zdecydowanie, kąpiel. I to nie w jakimś łajnie, bo to już przerabiała. Jak wszyscy tutaj zebrani, chociaż Max musiał przyznać, że wypierdolenie gówna z Hala było całkiem zabawne, w końcu stanowiło pewną symbolikę tego, jak ten wziął i spierdolił, bo dzieci na niego, kurwa, krzyczały.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Okładanie pałką piniaty, która przypominała jej wujka, było zajęciem tak cudownym, że nie zwróciła uwagi na to, iż chłopaki nie zdążyli się oddalić. Właściwie odreagowywała całą sobą wszystko, co było ostatnimi czasy nie w porządku. Zrzucając na karb radosnego wyjazdu Hala wszystko, łącznie z przegraną z Puchonami, uderzała aż miło. Usłyszała lekki trzask, który sugerował, że za chwilę piniata się rozpadnie, więc poprawiła tylko zacisk palców na pałce i uderzyła jeszcze raz, aby... No nie, tego się nie spodziewała. To była metafora Hala, ostatniej afery z nim czy jej prób wygrania czegokolwiek? Stała przez chwilę, wpatrując się z niedowierzaniem w piniatę, jakby nagle miał wyskoczyć skrzat domowy, krzycząc, że to żart. - Chrzań się, też jestem teraz w gównie - warknęła w stronę Boyda, wzdychając i upuszczając pałkę. - Tak... Można uznać, że to piękne podsumowanie Hala na koniec problemów z nim - dodała, próbując zetrzeć z siebie cuchnące plamy, nie wiedząc właściwie, za co wpierw się wziąć. Jej uwagę jednak przykuło co innego. Kulka? Podeszła krok bliżej chłopaków, uważając, aby nie ujechać na resztkach łajnobomby, przyglądając się zdobyczy Boyda i zerkając na to, co Max chował do kieszeni. - Czyli tu uciekły pozostałe kulki. Mam taką złotą... Znaczy się, miałam. Dajcie znać, czym są wasze, gdy już odczarujecie. Chyba że komuś pomóc? - rzuciła lekko, patrząc z zainteresowaniem po obu Gryfonach. Ciekawa była, czy oni rozpoznaliby to, czym stała się jej kulka, ale nie zamierzała teraz o tym mówić. Spojrzała na Maxa, gdy pytał o sposób pozbycia się z siebie tego błota z dodatkiem. - Ja wybieram basen - rzuciła, wzruszając ramionami. Liczyła na magię Pokoju Życzeń, która nie pozwoli im na kąpanie się dalej w szambie, tylko magicznie oczyści wodę. Nie interesowało jej też, że będzie mieć później mokre ubrania. Od czego były czary? Uśmiechnęła się lekko, zbliżając się do basenu. Impreza miała pomóc w pokonaniu rozgoryczenia związanego z przegranym meczem, a pomogła z czymś więcej. Jak dla niej - była wyjątkowo udana. Bez zastanowienia weszła do basenu, na moment całkowicie zanurzając się w pianie, aby po chwili wynurzyć się z lekkim uśmiechem na twarzy. Miała nadzieję, że chłopaki nie wrócą nagle do naparzania się, a pozwolą po prostu zrelaksować się odrobinę.
Średnio mu się spodobało zostanie oblanym gównem, ale gdy już skończył fuczeć na Lou i zorientował się, że powodem zajścia był wybuch twarzy Hala, nie mógł powstrzymać śmiechu, bo to było przekomiczne, że akurat on, były opiekun Gryffindoru który obraził się na wszystkich za parę postów na wizbooku, wybuchł łajnem. Piękna metafora, idealne podsumowanie. Iście poetyckie. - Odczarować? - powtórzył słowa dziewczyny, podnosząc na nią wzrok znad swojej kulki i zerkając z zainteresowaniem, bo poczuł się jeszcze bardziej zaintrygowany tym, co takiego może skrywać dziwaczny przedmiot. Oby jego zawartość nie była tak gówniana jak wnętrze pana Cromwella, bo to byłaby naprawdę kiepska niespodzianka i już wolałby nic nie dostać. No, ale zaryzykuje, pomyślał, chowając kulkę do kieszeni z zamiarem podjęcia później prób odczarowania jej, albo poproszenia o pomoc mistrza transmutacji, Fillina, w razie gdyby nie poradził sobie sam - Damy radę - dodał, stwierdzając że faktycznie rozsądniej będzie teraz dać sobie spokój z tajemniczymi kulkami i skupić raczej na pozbyciu się obklejającego ich syfu, a że basen wypełniony czystą, ciepłą pianą znajdował się tuż pod ręką, różdżki zaś nie miał przy sobie, to szturchnął Brewera na znak, że też wybiera tę opcję i ruszył dziarsko w jego stronę tuż za Lou, a po chwili siedzieli w nim już we trójkę, z ulgą na twarzach spłukując z siebie paskudne wnętrze piniaty, a potem po prostu sobie odpoczywając, bo zarówno mecz, jak i ta impreza, były przecież dość męczące i zdecydowanie wszystkim należała się w końcu chwila relaksu. O żadnym mordobiciu już nie było mowy, wyżyli się na sobie nawzajem, na tłuczkach i twarzach wrogów, dlatego resztę wieczoru spędzili już jak porządni imprezowicze, wymieniając jakieś mniej lub bardziej błyskotliwe uwagi, żartując i pływając w basenie z przerwami na bozikowe piwko. Kto by pomyślał, że to spotkanie skończy się tak sielankowo?
/zt dla mnie, Orzechujka i Lou
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Skurwiele dostali swoje własne super-smoki... Ekhm, to znaczy: znajome kulki wypadły z bagna, którym trzyosobową ekipę pałkarzy i innych zakutych pał potraktowała piniata. Było nie zmieniać jej w Hala, bo wszyscy już doskonale zdążyliśmy się przekonać, że wuja był full of shit - najwyraźniej nie tylko metaforycznie. Dla niej jednak istotniejszą kwestią było gryfońskie pogodzenie się (ciekawe, jak się to miało jeszcze do relacji chociażby Brewka-Fillin), nawet, jeżeli odbyło się na dosyć nietypowych zasadach. A może po prostu tak miało być? - Dobra, wiesz co, pieprz się. - pozdrowiła piniatę, w którą sama celowała tłuczkiem od dobrych kilkunastu minut z niedługimi przerwami na chociażby wymiany zdań. Usiadła na brzegu zbiornika z pianą i zauważyła, że ta wbrew pozorom nie zaśmierdziała się na amen - ba, nadal była równie cudownie świeża, co początkowo. Odwróciła się jeszcze do Alvareza, trochę zdając sobie sprawę, że jego obecność w drużynie była dla chłopaka sporą rzeczą, ale pewnie i szokiem. Posłała mu pokrzepiający uśmiech - w końcu niecały rok temu była dokładnie w tej samej sytuacji. A teraz?
W poniedziałek 22.06 w godzinach porannych kończymy - wtedy też zamykam i rozliczam zdobycze, więc do tego czasu można jeszcze śmiało się udzielać, jeżeli ktoś ma ochotę na atrakcje/zaczepki.