Te stare, rozłożyste drzewo rosnące w pobliżu jeziora zawsze przyciągało amatorów wspinaczki. Grube, nisko osadzone gałęzie to ułatwiają. Wejść nie jest tam trudno, a widok na jezioro i pobliskie tereny jest cudowny. Uczniowie lubią tu odpoczywać, plotkować lub się uczyć.
Autor
Wiadomość
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Dzień był przepiękny. Świeciło słońce, śpiewały ptaszki, było nawet względnie ciepło. W dzień taki jak ten siedzenie w zamku było grzechem. Gemma zbiegała pół zamku w poszukiwaniu kogoś kto chciałby wybrać się z nią na piknik, ale wszyscy byli czymś zajęci. Rozumiała, że OWUTEMY są ważne, ale halo! - jak często w tym smutnym jak ... kraju świeciło słońce?! Wolała już powłóczyć się samotnie po błoniach niż siedzieć w bibliotece. Na szczęście był jeszcze Chomik. Gemma zrobiła sobie kilka olbrzymich kanapek ze wszystkim, zapakowała je do torby razem z kocykiem, wzięła kota i wyszła z nim na dwór. Zwierzak szarpał się na początku, myśląc za pewne, że znowu niesie go na leczenie do profesor Pober, ale kiedy skręciła nad jezioro zrozumiał chyba, że nic mu nie grozi. Gemma rozłożyła się sobie kocyk pod ogromnym drzewem i puściła kota. Chomik spokojnie zajął się obwąchiwaniem terenu, ona zaś wyciągnęła się i przymrużonymi oczami gapiła się w prześwitujące między rzadkimi liśćmi słońce.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Powoli zaczynała się wiosna - zrobiło się cieplej i słońce świeciło tak przecudownie! Nie mogłam się powstrzymać i zapakowałam sobie trochę jedzenia, po czym poleciałam nad jezioro, żeby nacieszyć się trochę piękną pogodą. Zabrałam ze sobą Kafla - stwierdziłam, że to niezły pomysł, żeby kot trochę się wybawił, skoro warunki atmosferyczne temu sprzyjały. Nie miałam żadnego problemu z namówieniem go na przechadzkę - miał w sobie trochę krwi Koguchara i dzięki temu był bardzo inteligenty i (przynajmniej w moim mniemaniu) rozumiał to co do niego mówiłam. Dotarliśmy nad jezioro, a moim oczom ukazał się jakiś inny kot. Kafel natychmiast zaczął go obwąchiwać, a ja przyjrzałam mu się i zobaczyłam, że jest rudy i ma tylko jedno oczko. - Chomik? - zapytałam sama siebie Obecność Chomika musiała wskazywać na to, że w okolicy była Gemma. Rozejrzałam się i faktycznie siedziała nieopodal na kocu. Pomachałam jej i krzyknęłam: - Hej Gemma! Robisz piknik?
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Aż podskoczyła słysząc czyjś głos. Obróciła się w jego stronę i zobaczyła Lottę. A zaraz potem Kafla. Wyszczerzyła zęby do Krukonki. - Wielkie umysły myślą podobnie, huh? - przetoczyła się bliżej krawędzi koca - Siadaj! Ciebie też wiosna wygoniła z zamku? Tak sobie myślę, że może by rzucić to wszystko w cholerę i wyjechać gdzieś, gdzie mają taką łagodną pogodę cały rok - przeciągnęła się leniwie i zaśmiała - I tak nie zdam OWUTEMów jak tak dalej pójdzie. Mogłabym wypasać owce gdzieś w górach... Nie zastanawiała się na poważnie czy zda tegoroczne egzaminy czy nie, ale kiedy się tak nad tym zastanowiła, perspektywa oblania nie była taka straszna. I tak nie miała na siebie pomysłu, więc równie dobrze, mogłaby wypasać owce.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Usiadłam koło puchonki i z uśmiechem wyciągnęłam z torby górę słodyczy, które ze sobą zabrałam. - Zdecydowanie wiosna. Wow, to słońce! - westchnęłam radośnie i dorzuciłam: - Hmm, wypasanie owiec na Islandii... to by było coś Sięgnęłam po czekoladową żabę i to samo zaproponowałam Gemmie. - Te Owutemy to bajka. Teraz się przejmujesz, za rok nie będziesz o nich pamiętać - powiedziałam krzepiąco. Osobiście przed Owutemami sama sikałam ze strachu, ale z perspektywy czasu wydawały mi się łatwizną, więc chciałam trochę pocieszyć młodszą koleżankę. W między czasie nasze koty próbowały się zapoznać - nie szło im jakoś super szybko, ale przynajmniej nie były wobec siebie agresywne.
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
- Ale w Islandii jest zimno! - zauważyła. Była zdecydowanym ciepłolubem - Może w Nowej Zelandii... Wiedziałaś, że urządzają tam zawody w strzyżeniu owiec? Kilka sekund i po robocie. Poczęstowała się czekoladową żabą i wyjęła z torby kanapki skinieniem głowy proponując Lotcie, żeby brała się jeśli ma ochotę. Spojrzała na kart i przeczytała: - "Almeric Sawbridge - pokonał największego, zamieszkującego Wielką Brytanię trolla dolinowego..." Historię zaliczę na W! - zażartowała, odrzucając kartę na bok. Jeśli coś miała na pewno oblać, to była to właśnie historia. Już teraz nie pamiętała nazwiska tego Almerica, a przecież miała je przed oczami sekundę temu. - Dzięki - uśmiechnęła się - Mam nadzieję, że będę chociaż pamiętać, to czego się do nich nauczę. Równie dobrze mogłaby mieć nadzieję, na to, że wygra milion galeonów w loterii, ale przecież za marzenia nie karzą. Spojrzała na obwąchujące się z rezerwą koty. Chomik i tak wyglądał na bardziej żywszego niż zwykle. - Chyba się starzeje - rzuciła ni stąd ni zowąt, mając na myśli oczywiście swoje zwierze. Trudno powiedzieć czy jej się to podobało. Z jednej strony zrobił się bardziej przytulaśny, ale czasem brakowało jej jego hasania.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
- Yhm.. Nowa Zelandia to by było coś. Tam zawsze jest ciepło. - zaśmiałam się ze strzyżenia owiec i dodałam: - Podobno mugole z Nowej Zelandii uznali w sądzie jakąś rzekę za osobę prawną. Nie znam się na tym zbytnio, ale brzmi zabawnie. Ja niestety nie mogłam popisać się swoją kartą, bo trafił mi się chyba piętnasty Dumbledore. Chyba miałam jakiegoś pecha co do jego osoby, więc po prostu wróciłam do tematu egzaminów: - Szczerze powiedziawszy wątpię. Większość rzeczy przyswajanych w szkole funkcjonuje na zasadzie: zakuć, zdać, zapomnieć. Z Opieki pamiętam niemal wszystko, za to z Zielarstwa mam wielką dziurę w głowie. Na wiadomość o starzeniu się Chomiczka pociągnęłam noskiem robiąc odrobinę smutną minkę. Nikt nie lubi gdy zwierzaki się starzeją - ja osobiście marzyłam o tym, żeby mój ukochany Kafelek był wiecznie malutkim hasającym kociątkiem i żeby przy okazji mnie przeżył, bo nie wyobrażałam sobie życia bez tego małego potwora. - Ile ma lat? - zapytałam
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
- Czyli... - zrobiła zamyśloną minę zapowiadającą, że zbliża się jakaś głębsza rozkmina - Jeżeli się w niej zamoczy, można zostać oskarżonym o gwałt. Ciekawe czemu to zrobili? Pewnie kryje się za tym jakaś szalona historia jak za dziwnymi zakazami, ze na przykład zakaz noszenia lodowych rożków w tylnej kieszeni gdzieś tam w Stanach. Nie była nawet pewna czy w Wielkiej Brytanii też mają takie dziwaczne przepisy. Trochę wydawało jej się, że stereotypowa powaga i sztywność Brytoli nie pozwała im na zamieszczanie durnot w prawie. A może po prostu o nich nie wiedziała. Była niemal pewna, że mieszkańcy stanu, w którym obowiązywał rożkowy zakaz, nie mieli o tym pojęcia. - Zapamiętuje się tylko to co , czym się interesujemy... Hej, nie znasz może kogoś kto gra na gitarze? - przypomniało jej się nagle. Problemy z Enemą chodziły za nią zawsze i wszędzie. Zaczęła zbierać zespół w październiku i nadal nie mieli pełnego składu. Za nic nie chciała jednak przyznać się do porażki. Było za wcześnie na takie sądy. Zmarszczyła nos licząc na palcach wiek Chomika. - Osiem? Nie więcej niż dziewięć w każdym razie - nie była do końca pewna ile miał, kiedy tato przyniósł go do domu. Nie wiedziała nawet skąd go wziął, skoro jednak był to okres, kiedy nie rozmawiała jeszcze z rodzicami, musiało to być 8-9 lat tamu - Strasznie go zmuliło ostatnio. Najpierw myślałam, że się zrobił bardziej przyjacielski, ale nie idzie go zmusić do zabawy. Patrz - chwyciła jakąś gałązkę i wychyliła się w stronę kotów. Poszurała nią w rawie przed nosem swojego. Bez większego zainteresowania patrzyła chwilę na patyk, po czym obrócił się znów do Kafla. Gemma pacnęła go delikatnie w główkę, ale ten tylko odsunął się kawałek dalej. Nawet nie próbował się odgonić. - Ewentualnie zmądrzał - wróciła na kocyk, kręcąc gałązką miedzy palcami - Jest teraz dojrzałym, statecznym kotem i nie bawią go takie głupoty.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
- Ooo, słyszałam o tych rożkach! -rzuciłam z wielki entuzjazmem i rozpoczęłam dalszą część festiwalu ciekawostek - Podobno w Maryland można dostać karę za sprzedawanie nielateksowych prezerwatyw, a w Michigan wciąż zakazane jest cudzołóstwo. Wprawdzie rzadko się to respektuje, ale jednak to dość dziwne prawo! Po pytaniu zadanym przez puchonkę zastanowiłam się chwilę, ale mimo wytężonej pracy mózgu nikogo nie mogłam sobie przypomnieć, więc zasmucona rzuciłam: - Niestety nie. Znam chyba samych pianistów i wokalistów, ale gdyby ktoś mi się przypomniał to dam znać. A czemu pytasz? Gdyby Chomik był wychowany w mugolskiej rodziny osiem, czy dziewięć lat oznaczałoby już połowę (czy nawet ciut więcej) jego życia, ale okazy wychowywane wśród czarodziejów trzymały się dłużej, dlatego to co Gemma powiedziała odrobinkę mnie zmartwiło, więc powiedziałam: - Może się źle czuje? Próbowałaś mu dać jakiś eliksir wzmacniający?
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Spojrzała na Lottę zaskoczona, a po chwili zaśmiała się krótko. - Czyli są ludzie, którzy jeszcze nie słyszeli - w końcu jakaś dobra wiadomość. Nadal istniała szansa, że gdzieś po Hogwarcie kręcił się gitarzysta, który zwyczajnie nie wiedział o jej poszukiwaniach. Poklepała się po kieszeniach i wyciągnęła z jednej zmiętą ulotkę - To stara. Perkusistę już mamy. Gdzieś w torbie mam cały plik aktualnych - nie rozstawała się z nimi na krok. Profesor Percy ostrzegała ja tylko przed ponownym rozwieszaniu plakatów, nic nie wspominała o rozdawaniu ogłoszeń do rąk własnych. A przynajmniej Gemma nie pamiętała... - Rozwieszałam po całej szkole postery od października do stycznia. Potem wpadłam i musiałam przestać. Wszystkie zwierzęta Twisletonów były w jakiś sposób poszkodowane przez los i nierzadko umierały przedwcześnie. Z niemałego zwierzyńca, który Gemma poznała dołączając do rodziny 9 lat temu, pozostał tylko pies Marsellus. Te, które po leczeniu nie były do nich przywiązane, ani przeprowadzka nie wiązała się ze zbyt dużym stresem, starali się oddawać do adopcji (pojemność ich domu nie była niestety kompatybilna z pojemnością serc), jednak wiele z nich odchodziło pod ich dachem. Mimo to ze śmiercią nie dało sina dobre oswoić. Gemma doskonale wiedziała nad którymi z nic wisiała ona jak topór katowski i nieraz nie spała całą noc, nie mogąc odegnać myśli jak będzie wyglądało jej życie po śmierci tych, do których była najbardziej przywiązana. - Nieee, on jak się źle czuje, to przestaje sikać - uśmiechnęła się kwaśno, był jakiś plus tych jego moczowych problemów - Już go faszeruję z tego powodu... chyba mu wystarczy.
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Uśmiechnęłam się wpatrując się w ulotkę i zapytałam: - Mogłabyś mi dać kilka? Skoro ja nie słyszałam, to może wśród moich znajomych znajdzie się ktoś kto by chciał do was dołączyć? Wprawdzie nie znałam zbyt wielu muzyków, ale a nuż ktoś by się znalazł i mogłabym go polecić Gemmie? Warto było spróbować, szczególnie że bardzo chciałam ich usłyszeć na żywo! - Dołączę do waszego fanklubu, jak zaczniecie grać! - rzuciłam ze śmiechem Bardzo przejęłam się kociakiem Gemm, bo zwyczajnie zwierzęta były dla mnie piekielnie ważne, powiedziałabym nawet, że od zawsze były niemal najważniejszym elementem mojego życia i wiązałam z nimi przyszłość. Miałam nadzieję, że Chomik po prostu stał się statecznym kotem i że nic mu nie dolegało. Odchodzenie zwierząt wciąż było rzeczą, z którą mimo upływu czasu nie umiałam się pogodzić.
Początek nowego roku - ostatnia klasa w Hogwarcie... Trudno będzie opuszczać te mury, ale takie już jest życie. Dzień był ciepły, Max włożył więc szarą koszulę i czarne spodnie, w czasie wakacji stracił znów kilka kilogramów, dlatego ubranie obwisało na nim straszliwie, jak na strachu na wróble. Na nogach obowiązkowo skórzane, znoszone buty, a w tylnej kieszeni książka - od dziecka miał słabość do mugolskiej literatury, dziś wybrał "A Summer Birdcage" Margaret Drabble. Wokół panowała cisza, nie było nikogo. Idealnie - to jedyna myśl, jaka zrodziła się w tej chwili w głowie młodego Blackburna. Przystanął i przymknął oczy, chłonąc dźwięki i zapachy, by po krótkim momencie zapomnienia ruszyć w stronę rozłożystego drzewa - lubił tu przychodzić, koniec lata pachnący jesienią był szczególną porą, mimo braku konkretnych oznak zbliżającej się zmiany pory roku dało się wyczuć, że jest blisko. Wspiął się na gałąź 2 metry nad ziemią i przesunął, znajdując się bezpośrednio ponad taflą jeziora. Oparł plecy wygodnie, szukając odpowiedniej pozycji i patrzył. Kolibry przystawały nad kwiatem kapryfolium, a którego słodka woń przyjemnie drażniła nozdrza Maximiliana. Wreszcie sięgnął po lekturę i otworzył pierwszą stronę, zanurzył się teraz w innym, obcym świecie. Nagle świat był jakby przytłumiony; niewyraźny, a wyobraźnia pobudzana kolejnymi wersami budowała własną rzeczywistość... Włosy targał wiatr, a miał się gdzie zaplątać, bo fryzjer nie był na liście czołowych miejsc do odwiedzenia i kręcone włosy urosły o kilka centymetrów dłuższe niż zazwyczaj im na to pozwalał.
Kolejny rok się zaczął. Roxi nie miała większego entuzjazmu wracać do szkoły. W domu było jej tak dobrze. Nie wybierała się na szkolne wakacje, dlaczego? Zwyczajnie chciała pobyć te wakacje w domu. Zresztą jej rodzice mieli wielkie wątpliwości, ażeby puścić ją na ten wyjazd. Wcale im się nie dziwiła. No cóż. Jeszcze nie jedne wakacje ma przed sobą, więc czego tutaj dramatyzować? Przecież będą następne, tak? A miała jednak czternaście lat więc nie dziwota, że rodzice bali się jej puścić samej, tym bardziej, że jej starsza siostra również się na nie nie wybierała. A zresztą co ona by tam robiła? Miała dopiero czternaście lat, więc takie wycieczki nie są dla niej. Wiecznie pod nadzorem nauczycieli to naprawdę nie są fajne wakacje. Dlatego też postanowiła pozostać w domu, mimo iż na początku nieco truła rodzicom że chciałaby wyjechać. Ale przyszedł kolejny rok i musiała przyjechać do szkoły. Czy tęskniła? A kto by nie tęsknił? W końcu Hogwart to drugi dom, tak? A nigdzie lepiej nie nauczy się zaklęć i życia w magicznym świecie niżeli w szkole. Po uczcie udała się na przechadzkę po błoniach. Rozłożyste drzewo, które dość często odwiedzała, nawet za nim się stęskniła. Więc jednak Hogwart coś tam znaczył w jej życiu i to bardzo wiele. Doszła do miejsca, jednakże było zajęte spojrzała na ślizgona i wzruszyła lekko ramionami na jego obecność. - Dziwne od czterech lat tutaj przychodzę i zawsze mogłam się wczuć w to wszystko, a w tym roku taka niespodzianka. - spojrzała na starszego chłopaka. No cóż. Miała jedynie nadzieję, że nie zostanie jakoś bardzo negatywnie przyjęta. W końcu każdy mógł tutaj zajrzeć, tak?
Zagłębiony w lekturze nie zwrócił uwagi na to, że ktoś przyszedł w to miejsce - nie nasłuchiwał, ani nie spodziewał się tego. Usłyszał jednak głos, który wyrwał go z zamyślenia. Powoli, niespiesznie odwrócił głowę w kierunku, z którego dobiegły go te słowa - ujrzał malutką dziewczynę, na pewno młodszą, ale nie potrafił zidentyfikować jej wieku, była kruszyną, ale szacował, że może być w IV lub V klasie. - Hej, i ja nie spodziewałbym się tu towarzystwa - odparł bez cienia uśmiechu, ton głosu przybrał jednak sympatyczny - Przeszkadzam Ci? - spytał uprzejmie spoglądając z drzewa na dziewczę. Zamknął książkę zaginając róg strony - musi pozbyć się tego destrukcyjnego dla papieru nawyku. Wstał na gałęzi i musiał się wydać dziewczynie olbrzymem - 2 metry nad ziemią jego 190 centymetrowe, chude, więc optycznie wydające się jeszcze dłuższym, ciało musiało być nieco straszne dla dziewczyny, która prawdopodobnie nie osiągnęła półtora metra wzrostu. Przeszedł balansując na krawędzi w stronę pnia i zeskoczył z drzewa - Pięknie tu, prawda? - powiedział trochę do niej, trochę w przestrzeń spoglądając na spokojną, niemal nieruchomą taflę jeziora, marszczącą się tylko co jakiś czas przy nagłym poruszeniu wiatru. Wsunął książkę z powrotem do tylnej kieszeni spodni i zerknął na młodszą koleżankę, której imienia nie znał, bo wydawało mu się, że nie miał prawa znać - wcześniej nigdy się sobie nie przedstawiali i prawdę powiedziawszy nie zwrócił na nią uwagi w szkole.
Ta miejsce było dla niej dość ważne. Zawsze tutaj przychodziła gdy miała zamiar się uczyć czy też zwyczajnie nie miała co robić. To miejsce wydawało się być dla niej tak bardzo wyjątkowe. To tutaj potrafiła się w stu procentach skupić na nauce i na otaczającym ją świecie. Jednakże dzisiaj ten rytuał zaprzepaścił jej ten oto ślizgon. Zawsze jak tutaj przychodziła była absolutnie sama, a żeby tutaj kogokolwiek spotkać było naprawdę wręcz niewykonalnym zadaniem. - Nie no nie przeszkadzasz mi. To prędzej ja mogłabym Tobie przeszkadzać, bo jednak byłeś tutaj pierwszy. Nie ukrywam, że jest to dla mnie wyjątkowe miejsce, ale jak widzę nie tylko dla mnie. - powiedziała do niego i lekko się uśmiechnęła. Roxie nie była ufna co do ludzi, ale na pewno nie odstawia ich od razu na ostatni szereg. Zawsze mają u niej szanse jeżeli chodzi o jakiekolwiek relacje. Więc i ten starszy ślizgon nie był spisany od razu na straty. Gdy tylko chłopak wstał spojrzała na niego z dołu. Był od niej o wiele wyższy, ale czy to jakiś problem? Nie dla niej. Był przecież od niej starszy to było równoznaczne z tym, że musiał być od niej wyższy. - Tak pięknie. Inaczej bym tutaj nie przychodziła. - mruknęła do niego. Miejsce naprawdę aż tryskało magią. Co prawda było to na terenie Hogwartu więc to nie żadna niespodzianka. Magia tutaj musiała być podobnie jak w murach Hogwartu. - Jestem Roxanne- przedstawiła się, bo byla na tyle wychowana, że pasowałoby przedstawić się rozmówcy. Miała nadzieję, że i ten wykona podobny ruch i przedstawi jej się, ażeby mogli jakoś nawiązać konwersację. Nie liczyła na jakąś zażyłą relację, bo jednak był od niej starszy, ale kto to wie.
Dziewczyna ton miała dość odważny i sprawiała wrażenie pewnej siebie - nie owijała w bawełnę i waliła prosto z mostu, co nie było powszechne u kilka lat młodszych dziewcząt. Spoglądał na nią, chcąc nie chcąc, z góry obserwując ruch warg i dosyć powściągliwą, ale zadziorną mimikę. - Nie, nie, jest ok - zapewnił gdy wspomniała, że to ona mogłaby przeszkadzać jemu. Cóż, potrafił szybko zmieniać nastrój i nastawienie, dziś planował milczenie, spokój i samotność, ale nie oponował gdy się to zmieniło i nie przeszkadzało mu zanadto - Dobre miejsce by pomyśleć i trochę się zachwycić - podchwycił a cień uśmiechu przemknął po jego chudej twarzy. Czas wziąć się za dietę tuczącą, bo niedługo zacznie straszyć zapadłymi policzkami - A ja Max, miło Cię poznać - uścisnął delikatnie, acz stanowczo jej niewielką dłoń i zdobył się na miły wyraz twarzy - Jesteś w Hufflepuff? - strzelił bez większego namysłu, bo nie umiał jej dopasować do żadnego domu, a przeważnie nikt nie czuł się urażony jeśli omyłkowo wzięto go za puchona. No, chyba że ślizgoni, Blackburn nie rozumiał tego za bardzo, bo sam nie odczuwał wyższości domu węża, ale jak powszechnie wiadomo dzielący z nim pokój wspólny mieli nieraz chorobliwą obsesję na tym punkcie. W Slytherinie jednak nie była na pewno, bo inaczej przynajmniej twarz byłaby dla niego co najmniej znajoma, a więc strzał w pucholandię wydawał mu się rozsądny - ten dom kojarzony jest zazwyczaj pozytywnie, więc zapewne dziewczyna się nie obrazi, nawet jeśli do niego nie należy.
O tak to miejsce było bardzo miłe. Może dlatego, że nikt tutaj prócz niej nie przychodził? Przynajmniej wtedy kiedy ona tutaj przebywała więc zawsze gdy chciała pobyć sama, pomyśleć o wszystkim i o niczym to to miejsce było wtedy jej. Uśmiechnęła się do chłopaka. Jak na ślizgona był naprawdę bardzo miły, przynajmniej na razie. Tym bardziej dziwiła się, że normalnie z nią rozmawia, bo jednak był od niej grubo starszy i powinien ominąć ją i zwyczajnie pójść w swoim kierunku. A tutaj było zupełnie inaczej. - Żebyś wiedziała. Właśnie o to chodzi w tym miejscu. - mruknęła. Gdy tutaj siadła to nie może opuścić tego miejsca jakby coś chciało ją tutaj jeszcze na dłużej zatrzymać. Spojrzała na niego lekko zdziwiona. Czy ona wygląda na puchonkę? Może dlatego sobie tak pomyślał, bo jej siostra jest w Hufflepuff i można oczywiście się pomylić. Ale ona nie miała zamiaru się obrażać, bo sama była pewna, że trafi do puszków, bo jednak ta sama krew i rodzina i powinny trafić do tego samego domu. Ale jednak dziewczyny się dość różniły. - Nie, nie. Ravenclaw. - mruknęła do niego poprawiając go. Uśmiechnęła się lekko. On jednakże nie musiał mówić z jakiego jest domu, bo ona doskonale to wiedziała dlatego nie miała zamiaru się go pytać. Najwyżej sam jej to oświadczy, ale była pewna swego.
Stereotyp wrednych ślizgonów może i miał czasem uzasadnienie, ale prawda jest taka, że w każdym domu trafia się jakaś czarna owca. No cóż, każdy ma prawo kierować się jakimiś stereotypami. - Często tu przychodzisz? - zagaił uprzejmie. Nigdy jej nie widział w pobliżu, ale faktycznie raczej przychodził tu w takich porach, by nikogo nie zastać. Przeczesał palcami włosy opadające mu na twarz, odgarniając je do tyłu w myślach przeklinając się za to, że nadal nie zrobił z nimi porządku. A więc Krukonka... Hmm, też fajnie. Z resztą kategoryzowanie ludzi po przynależności do domu wydawało mu się trochę śmieszne, spytał bardziej dla podtrzymania rozmowy i trochę z ciekawości - Ja ze Slitherinu - powiedział, mimo, że nie spytała. Może wie, może nie, ale uznał, że skoro ona powiedziała, to i on wspomni. Nie, żeby to była jakaś bardzo istotna informacja. Zastanawiał się nad jej wiekiem, bo twarzyczkę i posturę miała bardzo młodziutką, ale wiedział, że to nieraz mylące. Cóż, o to jednak nie wypada pytać płci pięknej, prawda? Była młodsza, to na pewno, bo swój rocznik przynajmniej wzrokowo znał, tyle informacji musiało mu wystarczyć.
Jej siostra miała taki pogląd jeżeli chodzi o uczniów ze Slytherinu i można powiedzieć czy tylko Roxanne dotarła do szkoły broniła ją przed nimi, chociaż kompletnie nie rozumiała dlaczego. Nie miała jakiś wrednych kolegów. Owszem, niekiedy odezwali się do niej chamsko, ale i ona niekiedy ma taki dzień. Miała znajomych z tego domu i nie miała zamiaru w tym aspekcie słuchać swojej siostry. Każdy ma szansę na poprawę, a to, że ona się sparzyła nie znaczy, że będzie jej słuchała i nie będzie miała żadnych kontaktów z innymi uczniami. Rozumiała, że będzie ją chroniła, bo od tego jest. Od tego ma się starszą siostrę, no ale bez przesady. - Bardzo często. Zazwyczaj tutaj się uczę. - mruknęła do niej i uśmiechnęła się lekko. Dzisiaj miała naprawdę tak doskonały humor, że pewnie nikogo by nie skrytykowała, ale jednakże krukonka jak nie ma humoru potrafi wyzwać nawet swojego najlepszego przyjaciela. - A wiesz, że nie wyglądasz na ślizgona. - spojrzała na niego z lekkim ukosem. Mogła się domyślać, że może sie zdenerwować na takie słowa. Bo jednak może jest godny bycia ślizgonem, a może kompletnie nie ma pojęcia dlaczego Tiara go tam przydzieliła. Niekiedy wydaje jej się, że ten magiczny kapelusz się jednak czasami myli. Pewnie nie tylko jej się tak wydaje.
- Ja też. Jednak dzisiaj nie przyszłaś się uczyć - stwierdził patrząc w przestrzeń. Początkiem września nawet gdyby chciała, nie miałaby się za bardzo czego uczyć. Sam nie wiedział dlaczego to powiedział, po prostu wyartykułował myśl, która przyszła mu do głowy. Zaśmiał się, gdy powiedziała, że nie wygląda na Ślizgona - A jak wygląda Ślizgon według Ciebie? - spytał szczerze rozbawiony - Powinienem pewnie być wredny dla wszystkich, śmiać się z mugolaków, być przystojny i niedostępny i do tego jeszcze cyniczny, tak? - przedstawił w skrócie randomowe cechy kojarzone z domem węża. Ależ zabawne popołudnie mu się trafiło! Tiara przydziela różnie, ale właściwie to jakąś swoją logikę ma, od zawsze działała i Max czuł, że na zawsze w Hogwarcie pozostanie, inaczej jak byliby przydzielani? A może jej pomyłki tak naprawdę nimi nie były? Blackburn dowiedziawszy się jaka jest opinia o Slytherinie bardzo nie chciał tam trafić i wydawało mu się, że tam nie pasuje. Gdy jednak przydzielono go do zielonych uznał, że zobaczy co pokaże życie i nie może powiedzieć, że jest niezadowolony. Idiotów przekonanych o własnej wyższości znajdzie się w każdym domu.
Jak to nie miała z czego się uczyć? Ona przecież jest krukonką. Zawsze sobie znajdzie coś do nauki. Wiele jest książek w bibliotece, które można studiować i uczyć się na każdym kroku. Ale jak na razie wolała odpocząć od tego wszystkiego. Rok szkolny dopiero się zaczynał więc nie chciała od razu brać się za naukę, chociaż bardzo to lubiła robić. Na razie przyjaciele, dawno się z nimi nie widziała, a później przyjdzie czas na naukę. - No może trochę przesadziłeś, ale tak. Zazwyczaj właśnie tacy są ślizgoni. Wiesz zazwyczaj z uczniami z waszego domu nie rozmawiam, z mojego rocznika ślizgoni są nie dość, że wredni to jeszcze znęcają się nad słabszymi. - powiedziała do niego tak jakby chciała mu przekazać, że ma się zabrać za swoich młodszych kolegów i ich wyszkolić. Ale oczywiście nie miała tego na myśli, bo chłopak nic na to nie mógł poradzić. Pewnie i jego koledzy tacy byli w jej wieku, teraz są starsi i pewnie o wiele mądrzejsi. Roxanne bardziej potrafiła się dogadać ze starszym ślizgonem niżeli z jakimś gówniarzem. Ona wierzyła bardzo w Tiarę. Skoro ją przydzieliła do niebieskich to tak musiało być. W tym domu czuję się chyba najlepiej, chociaż nie raz jak rozmawia z siostrą to mówi, że puchoni są bardzo przyjaźni. Owszem, znała również takich, ale i w jej domu uczniowie są przyjaźni, jednakże bardziej są skupieni na nauce niżeli na zawieranie głębszych relacji.
Cóż, dziewczyna widocznie skupiała się bardzo na twardym przydziale do domu - jest Krukonką, więc automatycznie musi dużo się uczyć. Nie jest to zła cecha, więc skoro taki stereotyp skłania ją do zgłębiania wiedzy - nieźle. Choć trochę to niebezpieczne podejście, bo gdyby Maximilian myślał podobnymi kategoriami to musiałby stać się właśnie taki, jak opisał. Chyba nie byłoby to najlepsze. - Po co generalizować - prychnął lekko, bo nie chciało mu się wierzyć, że poznała wszystkich ślizgonów ze swojego rocznika ale i osoby z innych domów. Wśród krukonów, puchonów i gryfonów też na pewno masa wrednych osób z poczuciem wyższości i rezerwowanie tych cech dla zielonych było po prostu głupie - Każdy dom ma takich, nie skreślaj ludzi za szybko - uśmiechnął się do dziewczyny przyjaźnie, taka ot rada od starszego kolegi. Pewne cechy faktycznie są charakterystyczne dla poszczególnych domów, ale nie należy tak kurczowo trzymać się podziałów, szczególnie że z niewiadomych Maxowi przyczyn akurat do ślizgonów przykleja się te najgorsze.
Dużo się uczyć. No może i tak. Jednakże czy tylko nauka się dla niej liczyła? Na pewno nie. Rodzina była dla niej bardzo ważna, ale również przyjaciele. Oczywiście nauka miała wielki na to wpływ, bo nie raz wystawiała przyjaciół, bo musiała się uczyć. Ale była młoda, nauka ją pochłonęła. Wszystko sprawiało jej niesamowitą satysfakcję. Mimo iż należała z rodziny czaordziei w gruncie rzeczy to jednak wiele rzeczy było dla niej nowych i lubiła pogłębiać wiedzę. Pewnie później się to wszystko zmieni, bo jednak nauka sprawia satysfakcje do jakiegoś czasu, a później jest bardziej obowiązkiem niżeli przyjemnością, ale czy w niej się to zmieni? Tego nie wiedziała. Oczywiście zgodziłaby się z jego zdaniem gdyby powiedział je na głos. Nie tylko ślizgoni tacy byli, znaleźliby się i gryffoni, a nawet krukoni z takim niemiłym nastawieniem do ludzi i rzeczywistości. Wiele tutaj odgrywała rolę czystość krwi. Nawet krukon jeżeli jest z rodziny magicznej potrafi dogryźć osobie, która nie kest z takiej rodziny. Roxanne jednakże nie patrzyła na to. Kompletnie nie obchodziła ją czystość krwi. Nigdy na to nie patrzyła. Być może to dlatego, że sama z czysto krwistej rodziny nie pochodziła. Ale była bardzo dumna ze swojej rodziny i kochała ją nade wszystko i dla niej jest w stanie zrobić wszystko. - Oczywiście, że tak. Nigdy nie oceniam ludzi po wyglądzie, ani po czystości krwi. Nie należę do osób, które tylko na to patrzą, a wręcz przeciwnie. Jestem co do nich sceptycznie nastawiona. Wolę z takimi nie mieć żadnych relacji. - powiedziała. Uwielbiała się wywyższać nad innymi, jednakże przy starszym ślizgonie nie miała zbytnio czym. Zgasił by ją pewnie po jednym zdaniu więc wolała sobie tego zaoszczędzić, a zostawić tę przyjemność na swoich rówieśnikach czy też osobach, które są młodsze od niej.
I znów uprzedzenie! Oj, młoda Krukonka sama w sobie była pełna sprzeczności. Niby nie ocenia, a jednak gardzi. Gardzi tymi, którzy gardzą. Lepsze to, niż gardzenie dla gardzenia, ale wciąż kiepsko. Cóż, młoda, może jej się to zmieni? Nie, raczej nie. Pewne rzeczy po prostu zostają. - Oj widzisz, znów uprzedzenie. Daj szansę, ludzie mądrzeją - uśmiechnął się łagodnie. Miał jakiś taki... instynkt opiekuńczy względem tej kruszyny. Była bojowo nastawiona, momentami wręcz butna, ale wiedział, że to część jakiejś pozy - Trochę czasu minie i inaczej na nich spojrzysz. Oni się zmienią, Ty też dojrzejesz i może okaże się, że ci, których teraz obrażasz są całkiem w porządku? - zasugerował troszkę nieśmiało, nie chciał jej nic narzucić, bo na to pewnie zareagowałaby kolejną ofensywą. Dzień chylił się ku końcowi i tarcza słońca obniżała się, by utworzyć przepiękną łunę zza okrywających ją chmur, która prześlicznie odbijała się w lustrze jeziora - Wrzesień zachwyca zachodami - westchnął trochę do siebie, trochę do dziewczyny i odetchnął głęboko, sycąc się pięknym zapachem ulatującego lata, zostawiającego miejsce nadchodzącej jesieni. Temperatura była już bliższa tej kolorowej porze roku, jednak przekwitające kwiaty nie pozwalały zapomnieć, że wciąż jeszcze cząstki letnie wiszą w powietrzu.
- Oczywiście, że mądrzeją, ale wiesz, różnie jednak bywa. Wybacz, że to powiem, ale jesteście dość fałszywi, a ja mimo młodego wieku nie jestem na tyle głupia, żeby ufać pierwszemu, lepszemu zielonemu. Jestem w szkole cztery lata i doskonale zdaje sobie sprawę jacy jesteście. Nie mówię, że każdy taki jest, ale rzadko bywają przypadki. - mruknęła do niego i lekko się uśmiechnęła. Nie, żeby była akurat do niego sceptycznie nastawiona, ale u niej na jakiekolwiek zaufanie trzeba sobie zasłużyć i nie ma u niej z tym takie hop siup. - Szczerze powiedziawszy bardzo bym chciała tego się przekonać. - powiedziała do niego i zaśmiała się. Nie wierzyła w cuda. Tak, robiło się coraz to ciemniej i straszniej w oczach młodej krukonki, dlatego wolała się powoli już zbierać do zamku. Spojrzała na starszego kolegę i uśmiechnęła się lekko. No tak, wrzesień był bardzo piękny, ale robiło się już coraz to zimniej i to jej się kompletnie nie podobało. Uwielbiała słońce i ciepło, lubiła też zimę, bo jednak śnieg był dość fascynujący jak dla niej. - Wracasz do zamku? Chodź, bo dość zimno się robi. - powiedziała do niego i czekała, aż chłopak wstanie i wraz z nią udał się w stronę szkoły. Jeszcze przez drogę rozmawiali, a później w murach szkoły każdy poszedł w swoim kierunku. /zt x2
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Poranek zapowiadał się cudowny, słońce już przyjemnie grzało skórę na twarzy i szyi, przez co nawet poranna rosa i cała wilgotność jaka utrzymywała się jeszcze w powietrzu, nie były w stanie popsuć tego uczucia, to będzie dobry dzień. Wstał mocno przed pierwszym pianiem koguta, przez co szkoła była opustoszała, ogromnie lubił ten stan osamotnienia, spokoju i ciszy. Był samotnikiem i każdy zdążył to już chyba zauważyć w tej szkole. Oczywiście jak każdy potrzebował też z kimś porozmawiać. Nie koniecznie się przy tym żaląc na wszelkie trudności i bóle, a raczej by się wyszaleć. Wtedy jego osobowość zdawała się odwracać o sto osiemdziesiąt stopni, przez co można było podejść do niego bez obawy i bez długiego kija. Lecz ten dziwny stan u chłopaka nie zdarzał się zbyt często. Przez co nawet teraz gdy wychodził pobiegać zabierał z sobą różdżkę, będąc gotowym na wszelkie zatargi. Zabrał jednak też trochę galeonów mając na uwadze dzisiejsze spotkanie z Marceliną. Kiedy skończył poranny trening ruszył w umówione miejsce by spotkać się z dziewczyną. Po drodze przeczesując pobliski las w poszukiwaniu najodpowiedniejszych gałęzi które będzie potrzebował. Po wszystkim stanął pod charakterystycznym drzewem opierając się o nie plecami wpatrując się nieobecnym wzrokiem w taflę wody ogromnego jeziora.
Nienawidziła tego miejsca, a każdy krok przypominał o niechęci względem Hogwartu, z którego pragnęła uciec. Nie raczyła szkolnych murów zbyt częstą obecnością, jak gdyby wyplewiając z umysłu wszelkie wspomnienia o tym miejscu. Emocje zalewały ją, zmuszały do myśli, które nigdy wcześniej nie pojawiłyby się w głowie rudowłosej. Nie była s o b ą. Próbowała opanować własne odczucia, przez co zwlekała z przybyciem pod umówione drzewo. Sądziła, że jest to nader błaha sprawa, raczej bez większego angażowania w to czarów, dlatego też naiwnie ufała intencjom Aleksa. Ostatnie dni uniemożliwiały Holmes rzucanie inkantacji, a to komplikowało prawdopodobnie wiele, choć może to tylko chore wyobrażenia krukonki, która coraz częściej wątpiła we własny talent? Dostrzegła ślizgona z pewnej odległości, a skoro i tak czekał, wolała tego nie odwlekać w czasie. - Cześć – zasygnalizowała swoją obecność, po czym uniosła wymownie brwi. Smukłe palce skryła w materiale płaszcza, wsuwając je do kieszeni i czekała na jakąkolwiek reakcje. - Powiesz o co chodziło? Wolałabym wiedzieć, na co powinnam się przygotować… – powiedziała bez złośliwości, wszak mimo wszystko – zgodziła się.