Kurhan otoczony jest barierą antyteleportacyjną. Jeśli chcesz odnaleźć to miejsce musisz rzucić kością:
Spoiler:
Parzysta - po długiej tułaczce odnalazłeś stary zaniedbany i zapieczętowany magią kurhan. Nieparzysta - krążysz w kółko, nie jesteś w stanie nawet się tu zbliżyć.
Mawia się, że w tym miejscu spoczywają szczątki pierwszego wilkołaka, najstarszej jasnowidzki Nowego Orleanu oraz wiedźmy- matki magii voodoo. Budowla jest zapieczętowana silną i przeklętą magią. Jeśli masz w kuferku minimum 5 punktów z czarnej magii możesz podejść do budowli i ją podziwiać bez szkód fizycznych. Jeśli nie masz tylu punktów robi Ci się bardzo niedobrze ilekroć próbujesz podejść do budowli na odległość chociażby dwóch metrów. To bezcenny zabytek, a w powietrzu wyczuwalne jest silne natężenie magii. Tutaj wydarzyło się kiedyś coś złego...
Autor
Wiadomość
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
W gruncie rzeczy - nawet jeśli zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że Lucas jest facetem - nie przypuszczała, że zagranie jakiego się dopuści chcąc zwyczajnie zrobić mu na złość, w jakiś sposób go poruszy. Sądziła, że zwyczajnie zakończy się to jego krzykami, jak głupia jest skoro myśli, że coś takiego na niego działa, a jednak - nie tylko on wydawał się być zaskoczony. Na szczęście swoje zdziwienie Gabrielle zamaskowała śmiechem. - Trzeba było ze mną nie zadzierać - odpowiedziała na jego "obelgę" wystawiając mu przy tym język. Czyżby jeszcze nie wiedział, że ona również wie jak uderzyć w jego czuły punkt? Co prawda nigdy wcześniej nie zachowywała się wobec niego w podobny sposób. Między nimi nigdy nie było tej iskry, którą Puchonka czuła chociażby podczas spotkań z Charlim. Nie musiał mówić tego głośno, by świadoma była że przyjdzie jej kiedyś zapłacić za to, co zrobiła. Widziała to w jego oczach, w których malowała się chęć słodkiej zemsty, jednak na ten moment zupełnie się tym nie przejmowała. Choć była zmęczona dobry humor jej nie opuszczał. Czując chłodny wiatr na swojej skórze mimowolnie stanęła bliżej Lucasa zabierając mu trochę jego ciepła - był grubszy, miało go co grzać! A widząc jak powoli wszyscy ruszają do łódek, postanowiła iść w ich ślady. - Dawaj, zbieramy się. - rzuciła do przyjaciela, jednak zanim ten zdążył przyswoić jej polecenie chwyciła go za rękę, kierując ich stopy w odpowiednią stronę.
wspólne czytanie5 - łącznie mamy 7 - dzika magia nas przenika efekt rytuału 5 - zachorowała mi sowa
Nie rozumiała, co się dzieje i dlaczego nagle była tak spięta, tak zestresoana. Szczęśliwie z każdym kolejnym oddechem, z każdym uderzeniem serca, emocje z niej opadały i czuła, jak stopniowo na nowo się rozluźnia. Podejrzewała, że jej eliksir nie był przygotowany, jak należy i potrzebował czasu na rozpoczęcie działania, początkowo dając odwrotny efekt. Ewentualnie był wybrakowany, ale bliskość blondynki czyniła cuda. Nie wiedziała i nie zastanawiała się nad tym zbytnio, zwyczajnie skupiając się na ciepłu, jakie czuła, gdy tylko Krukonka nieco się zbliżyła. Zapach czekolady otulał ją, mieszając w głowie i gdyby tylko mogła, najchętniej przytknęłaby nos do jej skóry, aby czuć go więcej. Jakby czytając w jej myślach Hanael sama zbliżyła się, nachylając i coś mówiąc. Przez chwilę Lou zdawała się nie rozumieć, co dziewczyna powiedziała, po czym zaśmiała się cicho. - Skorzystam następnym razem - odparła cicho, uśmiechając się zaczepnie. Czuła, że rozluźnienie w końcu samo przyszło i nie trzeba było jej pomagać, a w dodatku nagle Ebenezer zaczął wydawać kolejne komendy. Stanęła w wyznaczonym miejscu, wyciągając dłonie w kierunku towarzyszki. Ścisnęła delikatnie jej palce, aby dać znać, że z nią już wszystko w porządku i poradzą sobie z tym, co szalony czarownik przygotował. Nie spodziewała się jednak łaciny do czytania. Miały wypowiadać kolejne słowa równo, w odpowiednim tempie, starała się więc dostosować do Krukonki. Sama miała o tyle łatwiej, że łacina kojarzyła jej się z francuskim i wydawało jej się, że czyta całkiem dobrze, choć emocje robiły swoje. Mimo to wierzyła, że udało im się poprawnie odczytać inkantację, skoro po krótkiej chwili znaki oraz runy na ich ciałach zaczęły świecić. Nie podobała jej się jednak ta ciemność wokół i wrażenie bycia zdanej samej na siebie, bez magii. Poczuła, że Hanael zaciska palce na jej dłoniach. Wbiła czekoladowe spojrzenie w jasne tęczówki Krukonki, starając się dodać jej otuchy, choć sama nie czuła się pewnie. Co to miało być? Nagle wszystko się uspokoiło i znów mogły dostrzec, że stoją w tym samym miejscu, co wcześniej. Ebenezer wyjaśnił, że wchłonęły dziką magię i przez jakiś czas mogą mieć problem z rzucaniem zaklęć. - Było dość ciekawie, nie? - zagadnęła blondynkę, gdy obie otrzymały tatuaż na pamiątkę. Wsiadły do łódki i przepłynęły na drugą stronę, aby przy promieniach wschodzącego słońca udać się do swoich domków i odespać intensywną noc.
Włosy Frelki łaskotały jego twarz, co skutkowało coraz wyższym unoszeniem kącików ust. Pozwolił sobie kilka razy, ukradkiem (a przynajmniej taką miał nadzieję), zatopić nos w jej kosmykach, aby móc chłonąć całym sobą zapach dziewczyny – przypominał mu chłodny wieczór nad oceanem, upiększony dodatkowo różowo-brzoskwiniowym zachodem słońca. Czy tak wygląda szczęście? Ścisnął ją delikatnie za dłoń; katastroficzna wizja, że ta chwila zaraz się skończy i już nigdy nie będzie tak pięknie, odmalowała się ciemnymi barwami pod aslanowymi powiekami. Ale wiedział już, że ma w sobie na tyle odwagi – że ten lew gdzieś w nim tkwi – aby o to walczyć. Choćby nie wiadomo co, niezależnie od kosztów. Cichy głosik podszeptywał mu złe rzeczy: każdy uśmiech trzeba spłacić, Colton, nie jesteś na to gotowy. Pokręcił przecząco głową, chcąc odgonić te myśli; nie było niczego cenniejszego niż możliwość bycia blisko tej prześlicznej rusałki, a skoro to była nagroda, to wszystko inne może stracić. Niepewnie stanął naprzeciwko Krukonki, kurczowo zaciskając palce na jej drobnej ręce – tak, jakby połączył ich Trwały Przylepiec. I chociaż było to wymagane do ukończenia rytuału, robił to bardziej z myślą o sobie, napędzany egoistycznymi pobudkami. Początkowo wszystko szło zgodnie z planem (a przynajmniej mocno w to wierzył, powierzając swój los nieznanemu staruszkowi o dziwnych umiejętnościach, igrającemu z prastarą magią). Ebenezer wykrzykiwał w kierunku niebios jakieś pierdoły, na horyzoncie pojawił się kształt oka, a następnie w okolicy ich twarzy znikąd ukazał się napis, prawdopodobnie po łacinie. No wyglądało to na maksa legitnie. I gdy ciszę przerwało parsknięcie Nielsen, poprzedzone wcześniej porozumiewawczym i aż nadto poważnym spojrzeniem, koniuszki coltonowych ust poszybowały ku górze, w efekcie wtórując jej w tych (mocno niepotrzebnych z punktu widzenia rytuału) śmieszkach. A potem po kolei, niczym lawina, zaczęły spływać na nich nieszczęścia. Zrobiło się niesamowicie zimno. Ich zmęczone ciała przykrył szron, a znużenie coraz mocniej dawało o sobie znać. Nie w głowie mu było zastanawianie się nad przyczyną porażki i wyczerpania – przecież to mogły być siły, z których istnienia wcześniej nie bardzo zdawał sobie sprawę, dzielenie z Freją szczególnie wąskiej przestrzeni czy też zmiana charakteru ich relacji – musiał wytrzymać. Jego palce owinęły się wokół tych frelowych niczym liny, zakończone węzłem gordyjskim, bo ze wszystkich rzeczy, jakie się teraz dookoła nich działy, najwięcej radości czerpał z frejowego dotyku. Wiatr niebezpiecznie wył, rozwiewając ich włosy i ciskając w nich kamieniami pokrytymi runami. Twardo zaciskał zęby, od czasu do czasu jedynie sycząc z bólu – te kilka siniaków były wciąż małą zapłatą za możliwość bycia tu z nią. Z każdą kolejną chwilą czuł się coraz słabszy, a tatuaże złowrogo wibrowały, zmieniając swą temperaturę. Nie przywykł do takich doświadczeń, bo nigdy wcześniej nie miał do czynienia z magią, która mocno w jego mniemaniu wykraczała poza bezpieczeństwo, jakiego od dziecka uparcie łaknął i szukał. Po okręgu został tylko spopielony ślad, a po jego wcześniejszym zapale i szczęściu wspomnienie. Był zbyt zmęczony, aby nadążać i w porę reagować. Świat zawirował, a on odpłynął – najpierw w odmęty świadomości, a kilkanaście minut później łódką w kierunku pensjonatu, mając niejasne wrażenie, że odkąd się przebudził, czegoś mu brakuje. Ale jednocześnie coś zyskał. Freję Nielsen.
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Ciemność już nigdy nie miała kojarzyć mu się z czymkolwiek negatywnym, bo wszelkie jej wspomnienia wyparło to uczucie, które towarzyszyło mu teraz, gdy z opadającymi od zadowolenia powiekami, poddawał się kolejnym pocałunkom, angażując się w każde otarcie ust o wilcze wargi, jakby w każdej chwili jego chłopak miał stwierdzić, że to już koniec, że czas przerwać tę błogą perfekcję i powrócić do rytualnej rzeczywistości. I trudno było mu teraz pamiętać o jakichkolwiek runach, o wymalowanych farbami wzorach, o stworzonym okręgu i o starym Ebenezerze, który mógłby tę chwilę szczęścia im zakłócić. Dla niego byli zupełnie sami, otoczeni rojem świetlików dzięki swoim uczuciom, a nie wydającej się przy nich tak zwyczajnej magii. - Też Cię kocham - powtórzył zaraz po nim, bo odpowiedź “ja Ciebie też” wydawała mu się tak pusta bez wyjątkowości tego sformułowania, dopiero w kształcie tego niskiego pomruku mogąc rozpłynąć się nad błogością tego uczucia wzajemności i pewności, która się z tym wiązała. Złapał się na tym, że uśmiechał się mimowolnie, a jednak nie potrafił ściągnąć kącików ust w dół, nie pozwalając sobie na zepsucie sobie humoru nawet tym, że musiał wspiąć się na palce, by ucałować czoło Mefisto, powolnymi w swojej drobności pocałunkami schodząc na jego skroń i kość policzkową, by ukryć się w zagłębieniu jego szyi w przytuleniu, w którym szukał siły na odsunięcie się od ukochanego ciała. - Kocham tak bardzo - mruknął cicho, ocierając się jeszcze policzkiem o jego bark, pozwalając uczuciom rozlać się z niewystarczającego dla nich ciasnego sformułowania, nie znając lepszych słów do przekazania mu jak silnie zawładnął jego myślami. Westchnął w końcu, odsuwając się niechętnie, ale dłonią wciąż trzymając Mefisto za umięśniony bok, by móc gładzić go rytmicznie, próbując nie tylko spamiętać, ale i rozumieć dawane im polecenia końcowe. Uśmiechnął się swobodnie do swojego Wilka, nie za bardzo myśląc o jakichkolwiek negatywnych możliwościach rytuału, skoro mimo trzymającego go lekkiego zmęczenia czuł się bezpiecznie i dość przyjemnie, dzięki trzymającemu go rozluźnieniu, które wcale nie tak często łapało jego zazwyczaj spięte od wszelakiego stresu mięśnie. Przesunął dłońmi po ramionach Mefisto, przesuwając je aż do jego dłoni, by spleść ich palce i ustawić się we wskazany sposób na okręgu, dziękując sobie w myślach za przyłożenie się do łacińskich nazw ingrediencji, dzięki czemu nie miał teraz większego problemu z odczytaniem wypisanego w powietrzu napisu. Zaśmiał się cicho, dostrzegając, że ogniki nie tylko nie dają im spokoju, ale wręcz wydają się pomnażać i natarczywie kręcić wokół nich. - Chyba im też podoba się nasza wspólna energia - zauważył cicho, jakby podniesieniem głosu choć o pół tonu wyżej, mógłby spłoszyć lgnącą do nich magię i bez większego namysłu przysunął się do Mefisto z powrotem, uznając brak dalszych instrukcji za koniec rytuału. Ledwo przylgnął do niego w inicjacji pocałunku, a poczuł jak odrywa się od ziemi, co przy jego Wilku wcale nie było obcym mu odczuciem. - Popsułem coś? - spytał, pierwszy raz po zejściu z łódki pozwalając sobie na większe zwątpienie, odruchowo próbując wspiąć się na ręce swojego chłopaka, jakby miało go to uchronić przed upadkiem. I w tym ciasnym przylgnięciu poczuł nie tylko przyjemne mrowienie na szyi, jakby ktoś składał mu motyle pocałunki w miejscach, gdzie jeszcze przed chwilą znajdowały się drobne blizny po wilkołaczych kłach, ale też drobne wibracji magi w kieszeni, gdy nagle poczuł w niej obcą ciężkość. - Przysięgam, że tym razem to nie ja, ale nie zmienia to faktu, że zawsze cieszę się na Twój widok - mruknął, sięgając dłonią między nich, by wyciągnąć z kieszeni tajemniczy kamień, który pod wpływem bezpośredniego dotyku zapulsował silniej, jakby cieszył się z poświęconej mu uwagi. - To… chyba nic groźnego, nie? Chcesz go zatrzymać? W końcu to Ty chciałeś iść na rytuał - zaproponował, uśmiechając się ciepło i wciskając kamienny odłamek w dłoń Mefisto.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie chciał się odsuwać od Sky'a ani na milimetr, tym ciężej było mu skoncentrować się na dalszym wykonywaniu poleceń starego Ebenezera. I chociaż rytuał był ciekawy i niewątpliwie magiczny, to Mefisto trochę nie mógł się doczekać jego końca - by poczuć swobodę w trzymaniu Sky'a przy sobie, odetchnąć i przestać się zarzucać rozważaniami odnośnie tego, na czym dokładniej cała ta zabawa polegała. Nie mógł oczekiwać bezpośrednich wyjaśnień od prowadzącego, który mimo wszystko uchylał przed nimi rąbek lokalnej tajemnicy, stając na czele gromady obcokrajowców... ale cicho liczył na coś więcej. Tym chętniej przysunął się z powrotem do swojego chłopaka, mrucząc z aprobatą, chociaż kompletnie nie obchodziły go te naruszające ich przestrzeń osobistą ogniki. - Nie, to chyba- magia przyczepiła się mojej myśli, żeby spróbować reach for the Sky... - zaśmiał się cicho, przytrzymując Puchona mocniej, gdy pochylał się do drobnego pocałunku. Nie zauważył nawet kiedy wrócili już na ziemię, dopiero po chwili pozwalając sobie zauważyć, że czuje pod stopami stabilne oparcie. - A szkoda... - Westchnął z rozbawieniem, bo aż coś załaskotało go po brzuchu, zapewne inicjując pierwszy z aprobujących bliskość dreszczy. - Nie mam pojęcia co to, ale weźmiemy i poszukamy jakichś informacji, mm? Tak gadasz, że nie jesteś romantykiem, a tu proszę... kamienie mi wręczasz... - Cmoknął Sky'a raz jeszcze, by rozejrzeć się po okolicy i uznać, że czas się zbierać, ale po drodze warto zahaczyć jeszcze Ebenezera. Pociągnął do niego swojego partnera, dając się błyskawicznie zaciekawić obietnicą jakichś wyjątkowych tatuaży, które koniecznie musieli otrzymać przed odejściem - i chociaż nie był pewien, czy jest to dobry pomysł, to w gruncie rzeczy nie mógł się już teraz wycofać, nie chcąc zaprzepaścić pozytywnego przebiegu rytuału. - Nienawidzę świadomości, że ktoś inny cię tatuuje - mruknął do Sky'a, pozerkując na niego zazdrośnie. U niego niewielka runa wyglądała zupełnie inaczej, ginąc gdzieś w mozaice obrazów pokrywających prawą nogę. - Nigdy więcej - zastrzegł jeszcze, chyba ganiąc tym trochę samego siebie, bo to on wplątał ich w rytuał. Ale nie mógł w pełni żałować, bo zyskanie tatuażu przy okazji stanowiło jakiś punkt zaczepienia - teraz mógł doczytywać o znaczeniu runy. Nie dokładnie teraz, bo teraz koncentrował się jedynie na swoim chłopaku, chcąc bezpiecznie dostarczyć go do pensjonatu.
Czas płynął, uciekał wściekle, a ona nawet nie do końca wiedziała, co się dzieje. Była już zmęczona, a kiedy usłyszała, że mają jeszcze coś recytować, spojrzała na Fillina, jakby miała ochotę powiedzieć mu, że nawet jak dla niej, to już troszkę za dużo. Zbyt wiele. Niemniej jednak ujęła go za ręce, starając się recytować poprawnie, ale najwyraźniej nie miała już tak wielu sił, nie było to ani piękne, ani synchroniczne, nic zatem dziwnego, że nim się zorientowała, magia zaczęła wpływać na nich zdecydowanie dziwnie. Nie wiedziała, w którym dokładnie momencie poczuła, że po prostu magia w nią uderzyła, jakoś tak mocno, dziko, w sposób zdecydowanie nieznany, który wręcz ją powalił. Cóż, może w przenośni, ale na pewno zachwiała się dość mocno, mając wrażenie, że cała jej głowa ma ochotę eksplodować. Było coś, co chyba straciła, ale nie była tego do końca świadoma, nagle coś wyparowało, ale prawdę powiedziawszy, w tych okolicznościach, miała wrażenie, że mowa tutaj o jej duchu, a nie o wspomnieniach. To nie było do końca to, czego oczekiwała po tym rytuale, o ile w ogóle czegoś oczekiwała, a zmęczenie po prostu niemalże rzuciło ją na ziemię. Wcześniej nic im nie wychodziło, a teraz, cóż, też nie było najlepiej. Spojrzała na Fillina, jakby starała się sprawdzić, jak ten się ma, co się z nim dzieje, czy na pewno w porządku, a kiedy doszła do wniosku, że nie spotkało go raczej nic aż tak tragicznego... odetchnęła głęboko. - Chyba... Myślę... że powinniśmy wracać - powiedziała cicho, mając wrażenie, że nawet wyrażanie swoich myśli jest dla niej za ciężkie. Odetchnęła, starając się jakoś nad sobą zapanować, ale ostatecznie mogła tylko dojść do łódki, zbierając swoje rzeczy, mogła tylko paść na dno, mogła tylko spać. Nie pozostało w niej już właściwie nic, po prostu była wykończona.