To mugolskie miejsce... albo raczej na takie wygląda. Można zrobić tutaj również magiczne tatuaże!
Ceny tatuażu: - Tatuaż zwykły 20G - Tatuaż zmieniający kolor (trzy kolory) 40 G - Tatuaż poruszający się w miejscu (jak zdjęcie) 50 G - Tatuaż poruszający się po całym ciele 70 G - Tatuaż zmieniający kolor w zależności od nastroju 100 G Jeśli chcesz np. tatuaż zmieniający kolor i poruszający się w miejscu płacisz 90 G, czyli sumujesz odpowiednie kwoty. Można tu zrobić również dowolny piercing!
Teleportowała się wraz z Ann przed studio, jeszcze trzymając dłonie na jej oczach. - Kochanie, prawda, że niedawno miałaś urodziny? - rzekła przy jej uchu, dotykając ustami jej płatek - Teraz czas na mój prezent... Chciałam, abyś go zapamiętała... I wydaje mi się, że to dobry pomysł, jednak jeśli się nie zdecydujesz... Zrozumiem - wzięła dłonie z jej oczu, ukazując salon z bilbordem "salon piercingu i tatuażu". Całe wnętrze było zachowane w czerni i czerwieni. Ktoś się musiał nieźle napracować. Po prawej stronie na szklanej ścianie wisiało wiele wzorów na zdobnictwo ciała. Zaś po lewej kolczyki. Na środku pod samą ścianą stały czarne, skórzane sofy. Zastanawiała się, czy lepiej byłoby dać zielone akcenty na uspokojenie zamiast czerwonych. Wszystko było utrzymane w sterylnym porządku, a prace tatuażystów aż zachęcały do odważnego czynu! Uśmiechnęła się do niej, ujmując jej dłoń - I jak?
Miałeś dziś umówionych kilku klientów w studiu, którym miałeś przedstawić zamówione przez nich projekty tatuaży oraz jednego Pana, któremu miałeś zacząć sesję. Przyszedłeś więc do pracy pełen zapału i pozytywnej energii, gotowy do działania. Gdy tylko skończyłeś kawę i uprzątnąłeś z kurzu miejsce pracy, pojawił się pierwszy z klientów.. Rzuć Kostką! Możliwe Scenariusze: 1,4 Kobieta, której miałeś przygotować wzór tatuażu na plecy dla męża z okazji rocznicy jej związku przyszła przed czasem. Przeszliście od razu do rzeczy, bo była zniecierpliwiona i chyba się śpieszyła. Pokazałeś jej swoje propozycje, tłumacząc, czemu akurat wykorzystałeś tak mało oczywiste wzory oraz kolory. Długo zastanawiała się, który z trzech szkiców jest najlepszy, jednak wciąż nie przestawała się uśmiechać. Była zachwycona! Klasnęła w dłonie podekscytowana i natychmiast umówiła się na sesję, dając Ci 30 Galeonów dodatkowej zaliczki za tak doskonałe przygotowanie i talent! Widać było, że nie mogła się doczekać! Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie! 2,6 Byłeś zdziwiony, jak wielu potencjalnych klientów odwiedziło dziś studio i zagadywało Cię o wolne terminy czy ceny wykonania tatuażu. Notes szybko się wypełniał, a Tobie brakowało rąk i podzielności uwagi, aby dogodzić każdemu. Gdy poprosili Cię o pokazanie swoich szkiców z przykładowymi pracami, zacząłeś grzebać w biurku i pośpiesznie wyciągnąłeś notes, ruszając w ich stronę. Nie zauważyłeś jednak odwiązanej sznurówki, potknąłeś się i poleciałeś jak długi, natomiast Twój drogocenny szkicownik wylądował pod nogami jednego z klientów, uderzając go wcześniej w rękę. Ten wypuścił swoją kawę i cała jej zawartość niestety wylądowała na Twoich zamówieniach! To nie był szczęśliwy dzień, będziesz musiał prosić o więcej czasu, a do tego wszystkiego pościerałeś sobie kolana i ręce. 3,5 Rysowałeś w spokoju, oczekując młodego mężczyzny, z którym byłeś dziś umówiony na sesję. Jegomość zjawił się o czasie, więc od razu zaproponowałeś coś do picia i zabraliście się do pracy. Przyglądał się uważnie Twoim ruchom, zaczynając temat związany ze sztuką. Okazuje się, że Twój klient był rysownikiem komiksów i zaczął Ci o tym opowiadać, udzielając cennych wskazówek na przyszłość! Tatuaż wyszedł doskonale, klient był zadowolony, a Ty nauczyłeś się czegoś nowego! Do Twojego kuferka wpada 1 Punkt DA! Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie!
______________________
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Przeczuwał, że to będzie dobry dzień. Mimo że ledwo wstał z łóżka to miał jednak więcej energii niż zwykle, a jego codzienna kawa momentalnie postawiła go na nogi. Nic nie zapowiadało, że miałoby wydarzyć się coś, co popsuje mu humor! Nie miał dziś zapisanych żadnych kłopotliwych klientów. Przynajmniej do tej pory nie sprawiali mu problemów, wydawali się zdecydowani i uprzejmi. Pogoda była całkiem przyjemna jak na wrzesień, nikt go nie zdenerwował, cóż, żyć nie umierać! Żeby dzień był jeszcze piękniejszy – do studia dotarł nawet wcześniej niż powinien. Wobec tego złapał za szczotkę i trochę ogarnął studio, mimo że zrobił to wczoraj przed wyjściem i zbyt wiele kurzu nie zdążyło osiąść na meblach, nie mówiąc już o czystej podłodze. Zrobił sobie jeszcze jedną kawę, bo ostatnio przyniósł zapas do pracy, w razie gdyby był niewyspany. Dzisiaj raczej mu to nie groziło. Był wyspany, gotowy do pracy, pełen zapału i energii. Spojrzał na zegarek i aż zdziwił się tym, jak szybko się dzisiaj uwinął. Wszystko było czyste i gotowe na przyjęcie pierwszych klientów. Usiadł przy stoliku, oglądając jeszcze raz projekty, które przygotował na dzisiaj dla umówionych przyszłych wytatuowanych. Leniwie pił kawę, rozkoszując się jeszcze ciszą poranka. W momencie kiedy ujrzał dno filiżanki i pomyślał, że dobrze by już było z kimś pogadać i rozpocząć pracę pierwszy klient wszedł do studia. Rzucił jeszcze okiem na zegarek i zdziwił się, że klientem tym była kobieta, której miał przygotować projekt tatuażu. Miała przyjść dopiero za pół godziny. Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się czy wyrobią się w czasie, bo pierwszy zapisany klient miał być już za piętnaście minut. - Jest pani wcześniej, dzień dobry! – zauważył, posyłając jej uśmiech. Wstał i gestem zaprosił kobietę do stolika. Po pierwszych sekundach rozmowy wiedział już, że powinni zmieścić się w kwadransie, bo kobieta zdawała się spieszyć i była nieco niecierpliwa. Chciała jak najszybciej zobaczyć i wybrać projekt. Swoją drogą pierwszy raz projektował tatuaż na zlecenie innej osoby niż sam tatuowany. Kobieta chciała zrobić mężowi prezent na rocznicę związku. I to nie byle jaki, bo całkiem spory, zajmujący większą część pleców. Dominik uważał, że takie decyzje mąż powinien podjąć sam, ale kobieta tylko machnęła ręką, twierdząc, że mężczyzna wytatuuje sobie wszystko, co ona mu wymyśli. Cóż, nie miał zamiaru z nią dyskutować, pewnie wiedziała co mówiła. Mąż będzie musiał tu przyjść z własnej woli, więc przed rozpoczęciem pracy jeszcze zapyta go czy na pewno chce zrobić tatuaż, który wybrała mu małżonka. Kobieta powiedziała mu ogólnie co by chciała, pokazując kilka tatuaży, którymi chciałaby się zainspirować. Dominik więc przygotował dla niej kilka projektów i wytłumaczył każdy z nich. Kobieta od razu odrzuciła część, zostawiając na koniec trzy, które najbardziej jej się spodobały. Miała spory dylemat, ponieważ każdym z nich była zachwycona. Na sam ich widok uśmiechnęła się i nie przestała aż do wyjścia ze studia. Po dłuższym czasie w końcu zdecydowała się na jeden z nich i już nie mogła się doczekać, aż wręczy mężowi kupon i w końcu zobaczy rysunek na jego plecach. Od razu zarezerwowała dogodny termin na sesję, dając Dominikowi 30 galeonów premii za przygotowanie tak wspaniałych projektów. Chłopak z wdzięcznością przyjął pieniądze i wiedział, że reszta dnia minie mu tak świetnie jak dzień się rozpoczął!
Niezależnie od tego czy planowałeś tego typu zmianę czy okazja sama wpadła ci w ręce, dzisiejszego dnia zaoferowano ci możliwość przyłączenia do studia nowego, zdolnego tatuatora. Nie stoi za nim ani ogromne doświadczenie, ani solidne wykształcenie, lecz jego prace zawsze są staranne i przykuwają uwagę. Jego dzieła nie są do końca zgodne z twoją estetyką, lecz dobre studio musi przyciągać do siebie ich różnorodnością, nieprawdaż? Sprawdź jak poszły ci negocjacje.
1 i 2 - Nie potrafisz porozumieć się z tym butnym, pyskatym dzieciakiem. Chłopak myśli, że podbił już cały świat, podczas gdy tak naprawdę to ty wiele ryzykujesz biorąc go pod swoje skrzydła. Chce zmusić cię do ofiarowania mu swobody działania, co wydaje ci się nie do przyjęcia w przypadku kogoś, kto nie może poszczycić się bogatym CV. Kiedy wychodzi, masz wrażenie, że to jeszcze nie koniec i nie musisz długo czekać na obsmarowanie twojego studia w mediach społecznościowych. Za słowami idą także czyny - wybite szyby, uszkodzone zamki w drzwiach, a nawet wykradzione projekty. Na szczęście szybko ustają, ale i tak skutecznie podnoszą ci ciśnienie na kilka najbliższych dni. 3 i 4 - Masz pewne obawy, zwłaszcza gdy okazuje się, że staje przed tobą nieśmiały i wycofany chłopak, który broni się jedynie ogromną pasją. Rozmowy idą powoli. Wspólnie wypracowujecie kontrakt, który daje mu możliwości rozwoju, a ciebie zabezpiecza przed ewentualnymi pomyłkami młodego, niedoświadczonego pasjonata. Wkrótce okazuje się, że warto było dać szansę świeżej krwi. Tatuażysta okazuje się być pełen pomysłów i aktywnie prowadząc wizzbooka wkrótce sprowadza do studia mnóstwo nowych klientów, zapełniając wasz grafik niemalże na cały miesiąc wprzód. Wzrost popularności przekłada się na twoją pensję. Tutaj możesz zgłosić się aż po dodatkowe 40G do wypłaty. 5 i 6 - Już na pierwszym spotkaniu okazuje się, że doskonale się dogadujecie. Macie podobne poczucie humoru i podczas, gdy ty chciałbyś zabezpieczyć się przed ewentualnymi skutkami pomyłki niedoświadczonego tatuatora, chłopak jedynie pragnie się uczyć. Bez trudu spisujecie umowę, jaka satysfakcjonuje was oboje, a widząc swojego nowego pracownika w akcji jedynie upewniasz się w tym, że postąpiłeś właściwie. Podczas ostatnich kilku dni udało ci się podpatrzeć mnóstwo nowych technik, z których mogą skorzystać wszyscy pracujący u ciebie tatuatorzy. Zyskujesz punkt z działalności artystycznej, o który możesz upomnieć się w tym temacie.
______________________
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Od znajomego z branży dowiedział się, że pewien młody, choć podobno zdolny tatuator poszukuje pracy. U niego w studio nie ma już miejsca, ale może Dominik miałby ochotę wnieść powiew świeżości do swojego (nareszcie) studio? Rowle zastanowił się przez chwilę i przyznał, że właściwie dlaczego nie? Może przydałaby się taka świeża krew. Dostał kontakt od znajomego i umówił się z kandydatem na rozmowę. To była pierwsza rozmowa kwalifikacyjna, którą przeprowadzał jako pracodawca, a nie potencjalny pracownik. Na rozmowie wypytywał chłopaka o najważniejsze rzeczy. Kandydat, co prawda, nie miał ani zbyt ogromnego doświadczenia, ani solidnego wykształcenia, jednak prace, które przyniósł ze sobą były starannie wykonane i na pewno przykuwały uwagę klientów. Zresztą od początku był pozytywnie nastawiony na zatrudnienie go, w końcu każdy przecież kiedyś zaczynał karierę i musiał się wielu rzeczy nauczyć w praktyce. Sam Dominik doskonale o tym wiedział. Portoflio chłopaka nie było do końca w guście Dominika, jednak przecież po to również ma się kilku pracowników, aby klient miał do wyboru różnorodność stylów tatuaży, a nie żeby każdy robił „na jedno kopyto”. Początkowo rozmowa szła gładko, dopóki nie doszli do warunków zatrudnienia, pracy i wynagrodzenia. Chłopak zachowywał się jakby pozjadał wszystkie rozumy. Dobrze, jasna sprawa, że można być dumnym z własnych prac, ale on ewidentnie uważał, że jego tatuaże są już na najwyższym poziomie i generalnie mało kto jest w stanie mu dorównać. Dominik skwitował to milczeniem. Długo jednak milczeć nie mógł, bo to co wymyślał chłopak było kompletnie nie do przyjęcia. Swoboda działania dla początkującego? No… Nie. Kilka minut rozmowy, a potencjalny pracowników już zaczął snuć wizje, jak to można zmienić to studio i dlaczego to on powinien być kimś w rodzaju kierownika. Dominik już wiedział, że pierwsze wrażenie było mylne i niestety, ale nie może zatrudnić kogoś takiego. Nie mogli się dogadać w żadnej kwestii. Podziękował mu uprzejmie i zaprosił do wyjścia, ale chłopak zdenerwował się okropnie i przez następne dwadzieścia minut Dominik musiał tłumaczyć mu powody swojej decyzji. Gdy chłopak nadal nie mógł się z nią pogodzić Rowle stanowczo uciął temat i po prostu kazał młodziakowi opuścić studio. Chłopak wyszedł, trzaskając drzwiami. Dominik patrzył za nim przez chwilę, ale nie mógł odetchnąć z ulgą, bo coś przeczuwał, że jeszcze zobaczy tego pyskatego młodzieńca. Długo nie musiał czekać. Jego studio zostało publicznie obsmarowane, a dodatkowo Dominik był zmuszony wymienić szyby w oknach i zamki w drzwiach. Po kilku dniach na szczęście wszystko ustało, bo Dominik miał już zgłosić ten fakt odpowiednim służbom. Jednak młodzik podniósł mu ciśnienie na kilka dni.
Nie wiedziała co tutaj robi. Cały czas w głowie mówiła sobie, że to niepotrzebne, że niczego dobrego tym nie wskóra, że tylko rozdrapie rany, które pewnie są już zaleczone. Bo są, prawda? Nie chciała ich otwierać, nie będąc właściwie pewną, dlaczego to robi. Nie chciała brudzić krwią powstałą z ich wspomnień i niedomówień. Wciąż kwestionowała w myślach to, dlaczego znalazła się tu i teraz. Skąpana w deszczu, żalu i tęsknocie. Bo, wbrew wszystkiemu, Lia miała w sobie uczucia. Cały ich zestaw, chociaż czasem wolała chować się w sobie, grać dobrą miną, by później rozbić się na miliony kawałków, kiedy to zostawała sama. W głowie nieprzerwanie dudniło jej wciąż jedno pytanie – czemu to sobie robisz? Dlaczego postanowiłaś wrócić? Dlaczego nie możesz pozwolić, by ten rozdział życia po urwał się w środku, bez odpowiedniego zakończenia? Talia, dlaczego wtedy zniknęłaś, tak po prostu, nad ranem, odchodząc ramię w ramię z nocą? Całe otoczenie zdawało się współgrać z jej nastrojem, ozdabiając okolicę gęstym deszczem, który spływał po jej twarzy i włosach, a także po nagich ramionach i dekolcie, mieniąc się jak malutkie kryształki na prawie białej skórze. Nie wiedziała, że słoneczne przedpołudnie zamieni się w iście angielską pogodę, dlatego gdy wychodziła z domu, ubrana zaledwie w czarną sukienkę, nie zabierała ze sobą wierzchniej szaty. Teraz nieco marzła, drżała, a na jej skórze pojawiła się gęsia skórka. Otoczyła się ramionami, idąc w dół ulicy – jej nogi automatycznie obrały kierunek, jakby decyzyjność dzisiaj leżała w ich roli. Nie oponowała. Wiedziała gdzie go szukać, chociaż nigdy tam nie była. Właściwie Londyn był usłany miejscami, które omijała, więcej ich było niż tych, w których można ją znaleźć. Tak, jakby zostawiała po sobie ślady swoich porażek i złych decyzji. Tym razem jednak chciała coś zmienić i złapać los w ramiona, potrząsnąć nim i zmienić stan rzeczy. W głowie rozgrywała scenariusze tego, co może się wydarzyć. Pierwszy: na jej widok, może się teleportować i tyle po nim. Nie, na pewno nie, nie zrobiłby tego. Znała go za dobrze. Chociaż, przecież minęły lata, mógł się zmienić. Jednak było coś, co na pewno mu zostało, ta wrodzona ciekawość, która tak ją kiedyś pociągała. Na pewno będzie ciekaw co aurorka ma do powiedzenia. Jaką wymówkę sobie usnuła. Druga opcja: naskoczy na nią, trześnie jej drzwiami w twarz, potraktuje jakimś zaklęciem. Niemożliwe. Nawet w największej złości Dominik nie byłby w stanie podnieść ręki na kobietę. Niezależnie, czy byłaby to obca dziewczyna, czy taka, z którą dzielił łóżku. Westchnęła na tą myśl o łóżku, o sypialni, do której zakradali się nad ranem, robiąc wszystko, tylko nie idąc spać. Było w nich tyle życia, a w niej tyle pragnienia zapełnienia pustki. Na siłę chciała go wcisnąć w dziurę w swoim sercu, ślepa na to, że dziura ta ma zupełnie inny kształt, którego nic, nigdy nie zapełni. Jednak myśl o jego cieple była dla niej jak rażenie prądem. Co dziwne, właśnie o tym myślała – nie o pocałunkach, nie o momentach, w których scałowywał świat z jej otwartych ud. O cieple. O oparciu, które jej dawał. O obietnicy wieczności, którą odepchnęła. Jeszcze tylko jeden zakręt do spotkania się z przeznaczeniem. Nieźle musiała się powyginać w ministerstwie, by dowiedzieć się gdzie pracuje. Była to misja złożona z wielu uśmiechów, drobnych przysług i szczypty wilowego uroku, który w sobie miała.
Dwa kroki. Nic nie mogła już zrobić. Nic nie mogła nic zmienić. Nie było słów, które pomogą wyłgać jej się z tej sytuacji.
Najpierw zobaczyła jego plecy. Przez sklepową witrynę widziała jak krąży po pomieszczeniu. Szybko podniosła wzrok, by przeczytać szyld, który mówił o studio tatuażu. Artysta. Pięknie skrojony garnitur naprężał się na jego rękach, gdy spinał mięśnie. Coś zaczynało w niej pękać, a umysł bił na alarm – dziewczyno, uciekaj, póki możesz. Uciekaj, dopóki masz przewagę. Nogi jednak twardo stały na ziemi, a obcasy jej butów wydawały się przybite do chodnika. Wpatrywała się w niego jak zaczarowana. W każdym jego ruchu była pewnego rodzaju elegancja. Wydawał jej się jednocześnie obcy i znajomy. Kobieta uniosła dłoń, dotykając szyby na wysokości jego twarzy, przesuwając palcem po szkle, na który wciąż spadały krople deszczu. Jego widok był jak silny odrzut po zaklęciu. Jakby wyleciała w powietrze i z całych sił zderzyła się z ścianą, łamiąc na niej kości. Drugą dłonią odgarnęła kosmyki z twarzy, po czym zawiesiła ją na wysokości piersi, na medalionie, którym bawiła się zawsze, gdy była zdenerwowana. Wdech. Wydech. Wdech. Wydech.
Czy coś wskazywało na to, że ten dzień będzie bogaty w takie wydarzenie? Może dlatego niebo płakało od kilku godzin, nie nastrajając do uśmiechu, wprawiając wszystkich w niezbyt wesoły humor? Może dlatego obudził się rano z nieprzyjemnym wrażeniem, że wolałby zostać w łóżku, niż iść do pracy, którą przecież kochał? Naprawdę nie miał ostatnio najlepszych dni. A ten... miał być tego zwieńczeniem. Nigdy nie spodziewałby się tego, co miało się wydarzyć, kogo miał spotkać. Na szczęście nie miał dziś dużo klientów, więc mógł trochę posiedzieć i odpocząć. Czekał tylko, aż dzień pracy się skończy i będzie mógł iść do domu. Czas jednak wlókł się niemiłosiernie, kiedy tak siedział bezczynnie, zaczął więc sprzątać i układać i tak ułożone już przedmioty w studio. Deszcz bębnił monotonnie w witrynę studia, tworząc jeszcze bardziej senną atmosferę. Dominik zerknął na zegar. Szybciej, błagam, pomyślał i odwrócił się w kierunku wejścia. Za zamazaną deszczem szybą zamajaczyła jakaś postać. Dominik zamarł, bo przypominała mu... ją. Ale przecież to niemożliwe. Ona zniknęła. Nawet jeśli wróciła to nigdy się do niego nie odezwała. Zdołał jakoś uporać się z uczuciami, choć po prawdzie zajęło mu to trochę czasu. To... było w pewnym stopniu podobne do sytuacji z matką. Dał radę zepchnąć uczucia i żal głęboko wgłąb siebie, tak, żeby nie cierpieć znowu. Wystarczył mały impuls, aby wszystkie wypłynęły na zewnątrz. Tak stało się i tym razem, choć nadal nie wierzył, że to ona. Zamrugał, ale postać nie zniknęła. Czy to duch? Czy świat miał zamiar rozdrapać rany, które wydawały się zagojone ale najmniejszy dotyk sprawiał, że znów krwawiły? Zły był na siebie, że nie potrafi się zdystansować do końca, na zawsze, tak, aby stare wspomnienia nie bolały. Czuł się z tym mało męsko, dlatego zwykle nie okazywał swoich uczuć na zewnątrz, tylko tłumił je w sobie. Podszedł kilka kroków do przodu, postać za szybą trzymała dłoń na gładkiej tafli szkła i wcale nie miała zamiaru znikać. Im bliżej podchodził, tym bardziej był pewny, że... że to Talia. Dziewczyna, która w myślach stała z nim na ślubnym kobiercu. Nie miał jeszcze dwudziestu lat, kiedy byli razem, ale uczucie było tak silne, że nie wykluczał spędzenia z nią życia. Dziewczyna, która nagle bez słowa, bez wiadomości, kilku zdań wyjaśnienia zniknęła z jego życia i nie odezwała się od tamtej pory nawet słowem. Nie zasługiwał nawet na marny list. Ile dla niej znaczył, że nie zdobyła się nawet na to? Co do niego czuła, skoro bez mrugnięcia okiem opuściła go i nie miała problemu z tym, że więcej go nie zobaczy? I jeśli to była ona... Czemu rozdrapuje te rany? Co chce mu powiedzieć teraz? Co tu robi? W jego głowie i sercu wybuchł chaos. Kiedy był już bardzo blisko - był pewny. Wpatrywał się w jej oblicze szeroko otwartymi oczami, z wyrazem niedowierzania na twarzy. Jak lunatyk podszedł do drzwi, otworzył je gwałtownie i wyszedł dwa kroki przed studio. Nie zauważył nawet, że zimne krople deszczu spływały mu za marynarkę. Teraz już wyraźnie widział. Ta delikatna twarz, teraz może trochę bardziej dojrzała, blond włosy, zwisające teraz w mokrych kosmykach wokół twarzy i te oczy, których kolor rozpoznałby wszędzie. Czy wydawała mu się obca czy rozpaczliwie znajoma? Chyba i to, i to. A co do niej czuł? Nie miał pojęcia, myślał, że wyzbył się uczucia do niej, ale to chyba nie było takie proste. W jego głowie krążyło wiele myśli, ale nie potrafił ich już uporządkować. Wpatrywali się w siebie dłuższą chwilę, która wydawała się wiecznością. Bliscy, choć jednocześnie obcy sobie ludzie, dojrzalsi o kilka lat, które mogliby spędzić razem, skąpani w deszczu nie wiedzieli, co powiedzieć. Dominik drgnął lekko i przeniósł wzrok na medalion, którym się bawiła. Zawsze to robiła. Tyle wspólnych wspomnień, tyle wydarzeń... Tyle rozmów, uścisków, pocałunków, nocy... Wszystko przepadło, rozpadło się jak domek z kart w jednej chwili. Uśpione przez lata, teraz brutalnie wyciągnięte na powierzchnię. - Talia - Dominik w końcu odezwał się cicho. - Dlaczego? Zadał tylko to pytanie. Co oznaczało? Dlaczego odeszłaś? Dlaczego nie napisałaś? Czy może... dlaczego wróciłaś? Mogło oznaczać każde z pytań.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Wydawało jej się, że poradzi sobie z tym wszystkim o wiele lepiej. Że jest już na to gotowa - w końcu przygotowywała się do tego spotkania właściwie od momentu, w którym na palcach opuszczała pokój, patrząc na śpiącego w łóżku mężczyznę. Już w tamtej chwili w myślach wracała do niego, odbywali tę rozmowę, wybaczali sobie złe decyzję, układali swoje życie razem na nowo. Gdyby to tylko było takie proste. Im więcej jednak czasu mijało, tym trudniej było jej zawrócić. Wyrzuty sumienia męczyły ją prawie każdego dnia. Niekiedy wydawało jej się, że w końcu może oddychać i żyć dalej, jednak nie na długo. Wątpliwości wracały, chwytały ją za gardło i zaciskały na krtani kościste palce. Czas mijał, dni zmieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, a te w lata. Wraz z ich upływem Talia przekształcała się z zagubionej dziewczyny w równie zagubioną kobietę, po drodze tracąc jednak sposobność do wyrażania uczuć, umiejętność angażowania się w cokolwiek, co nie było pracą. Oddała jej resztę siebie. Stojąc na chodniku przed studio, myślała, że stała się jak trudny do wzruszenia kamień - jednak na dźwięk jego głosu poczuła, jakby ktoś z całej siły uderzył ją w splot słoneczny. Otworzyła usta, głośno nabierając powietrza, a jej usta milczały. W głowie wyrywała się do przodu, rzucając mu się w ramiona i przy okazji rozbijając stojący pomiędzy nimi mur. Zmuszała go do odwzajemnienia gestu, a każdy milimetr jej ciała scalał się z jego w jedność. Czuła się przy nim jak w domu – jakby dom nie był fizycznym miejscem, a jego uściskiem, którego wspomnienie było teraz jak brzemię. W swojej wyobraźni potrafiła mówić, potrafiła opowiadać najpiękniejsze historie, które wyswobodziłyby ją z niezręczności tej sytuacji, potrafiła snuć wiersze o utraconej miłości. Prawda była jednak zupełnie inna. W rzeczywistości drżała – trochę od tego, że była całkowicie przemoczona, ale głównie na widok jego spojrzenia, które nie wyrażało niczego dobrego. Miałaś nadzieję, że się ucieszy, co? Liczyłaś, że powita Cię jak kiedyś, jakbyś wyszła godzinę temu i zwyczajnie wracała ze spaceru? Skup się! - Ja… - Ty co? Dopiero kiedy się odezwała, poczuła, że cały czas zaciskała mięśnie szczęki, które rozluźnione zaczęły nieprzyjemnie ją łaskotać. Puściła medalion, by pomasować je dłonią, spojrzenia jednak nawet na ułamek sekundy nie odrywała od Dominika. Każde mrugnięcie było jak zmarnowany moment, w którym nie może zjadać go spojrzeniem, jakby łapczywie nadrabiając miniony czas. Zmężniał. Wydawało jej się, że nie ma już niczego z tego chłopca, którym był. Na jego twarzy pojawił się grymas, ciekawiło ją, czy to stały element jego mimiki, czy wręcz nie może się powstrzymać by nie krzywić się na jej widok. W końcu co ona myślała, tak egoistycznie się tu pojawiając bez wcześniejszego powiadomienia. Ale czy gdyby wysłała do niego sowę, zjawiłby się na spotkaniu? Prawda była taka, że całkowicie w to wątpiła. Sama też nie mogła się do tego zebrać – po prostu, pewnego ranka musiała wstać i poczuć, że to jest ten dzień, w którym się rozmówią. W którym uścisną sobie dłonie, kończąc swój rozdział. A może znaczną inny, lepszy? Naiwna dziecinko. Powiedz coś. No powiedz. - Dominik, wejdźmy proszę do środka. Zmarzniesz. I ja też marznę, pomówmy proszę gdzieś, gdzie nie pada deszcz. – Powiedziała, proponując. Tak dziwnie jest wypowiadać jego imię. To, którego tak bardzo unikałam przez... trzy lata. Właściwie nie czekała na jego reakcję, tylko ominęła go, wsuwając się do pomieszczenia. Przypadkiem jednak jej dłoń musnęła mankiet jego marynarki, a opuszki palców wręcz paliły ją żywym ogniem, jakby zebrały się w nich wszystkie negatywne emocje.
I tyle, po prostu pękła. Odwróciła się gwałtownie, wpadając na niego, kiedy wchodził do budynku. Przytuliła go z taką siłą, że oboje znowu wypadli na zewnątrz, chwiejąc się w tym stęsknionym uścisku. Nawet jeśli było to tylko jednostronne, to wydawała się tym nie przejmować, nie zmniejszając naporu. Głowę położyła na jego piersi, a blond kosmyki moczyły mężczyźnie materiał koszuli. Było jej z tego powodu wszystko jedno. Bo, wbrew wszystkiemu, to nie było tak, że go nie kochała. Że opuściła go beznamiętnie, zupełnie się tym nie przejmując. Przecież był jej pierwszą miłością, jedyną w którą tak się zaangażowała. Tylko, że... czasem musimy podejmować radykalne kroki. Cholerna, angielska pogoda faktycznie czytała im w myślach, wpasowując się w panujące nastroje.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
On też wielokrotnie wyobrażał sobie powrót Talii. Przynajmniej przez pierwsze miesiące. Najpierw zastanawiał się, co zrobił źle, że zasłużył na opuszczenie go bez słowa, nad ranem... Potem myślał, że może coś jej się stało i niemal szalał ze zmartwienia, kiedy nie odpisywała na jego listy. A później dowiedział się, że wyjechała i to ponownie złamało mu serce i rozbudziło wewnętrzny gniew. Jak mogła? Co takiego zrobił lub co takiego się stało, że postąpiła tak, a nie inaczej? Jeśli nie chciała już z nim być, dlaczego po prostu nie powiedziała? Byłoby trudno, ale jakoś by to przebolał. Jak każdy. A ucieczka bez słowa to było najgorsze, co mogła zrobić... Zwłaszcze, że podobnie potraktowała go matka, zostawiając bez słowa wyjaśnienia. Teraz już nie żyje i nigdy nie będzie miał okazji z nią porozmawiać. Zresztą jak widać, ona wcale nie miała na to ochoty. Jednak Talia wróciła. Przyszła do niego, do jego studia, to nie było przypadkowe spotkanie. Przyszła specjalnie do niego, aby... No, właśnie. Aby co? Wyjaśnić, przeprosić? Tyle razy w myślach układał sobie, co jej powie, kiedy się do niego odezwie. Scenariusze były różne: radość i wybaczenie, smutek, gniew, wykrzyczenie całej złości... Potem jednak wspomnienie zbladło, rana się zabliźniła, a on przestał o tym myśleć. Bo jaki był sens? Żaden, trzeba było iść dalej. Teraz? Teraz nie miał pojęcia, co powinien jej powiedzieć, zapomniał wszystkiego o czym myślał wielokrotnie. Zdołał wypowiedzieć tylko jedno słowo: dlaczego? Kiedy stała tak, lekko drżąc, skruszona wyglądała tak wzruszająco niewinnie. Przyciągnęła go do siebie tą delikatnością, łagodną twarzą i kruchą postacią, jakby potrzebowała schronienia, kogoś, kto ją obroni. Wyszło na to, że to jego ktoś powinien przed nią schronić. W końcu odezwała się, ale dała radę wypowiedzieć tylko jedno słowo. Dominik czekał, teraz nigdzie mu się nie spieszyło. Sam nie wiedział, co czuje. Po prawdzie to w tej jednej chwili czuł się zupełnie pusty w środku, bez oczekiwań, założeń, potencjalnych scenariuszy. Po prostu czekał na rozwój wypadków, wpatrując się w nią intensywnie, tak jak ona patrzyła na niego. Czas jakby zatrzymał się w miejscu i Dominik nie wiedział czy minęło parę godzin czy zaledwie kilka chwil. Zaproponowała w końcu, aby weszli do środka. Dominik ocknął się z tego dziwnego letargu i właściwie przyznał jej rację, ale zawahał się chwilę. Moment wykorzystała Talia, wsuwając się do środka, tuż obok niego, tak, że nie było możliwości, aby nie musnąć się lekko. Poczuł jakby burza rozpętała się między nimi, to było takie dziwne, nowe, a jednocześnie stare i znajome. Przeszła obok niego dziewczyna, która parę lat temu była mu tak bliska, że takie przypadkowe muśnięcia nie robiły już na nich wrażenia. Byli bardzo bliscy i wydawało się wtedy, że bardzo szczęśliwi. Jak widać, jednak nie do końca. Przez parę chwil stał jeszcze odwrócony twarzą do ulicy, aż w końcu odwrócił się powoli. Nie spodziewał się tego, co się wydarzyło. Talia z impetem wpadła mu w ramionach, a on zaskoczony wytoczył się w tył, z powrotem na chodnik przed studio. Oplotła go rękami, przytulając tak mocno, jakby przez te kilka lat zbierała w sobie całą tęsknotę do niego i w końcu mogła go nią oblać. Dominik początkowo stał zdezorientowany, niezdolny do jakichkolwiek ruchów, niezdecydowany co powinien zrobić. Czy miał ochotę ją odepchnąć? Może na początku... W końcu co ona sobie myśli, zjawiając się tu po kilku latach od zniknięcia i bez słowa wyjaśnienia po prostu wpada mu w ramiona, jak gdyby nigdy nic? Jego serce przeszyła chwilowa wściekłość. Nie ma prawa tego robić! Uciekła, nie są już razem! Czemu rozdrapuje stare rany i jeszcze myśli, że bezkarnie może go przytulać? Dominik jednak nie był taki. Powinien jej przynajmniej wysłuchać, poznać powody jej wyjazdu. Merlinie, czemu był taki wyrozumiały?! Chyba nie potrafił inaczej zwłaszcza, gdy chodziło o osoby mu bliskie. W końcu z wahaniem, objął ją rękami, czując w ramionach znajomą postać, te same kształty, które kiedyś należały do niego. Z bezradnym westchnieniem pochylił głowę i zanurzył twarz w jej teraz mokrych włosach. Czy nadal ją kochał? Jeszcze wczoraj powiedziałby, że uczucie minęło. Teraz? Sam nie wiedział, jej pojawienie się tu dzisiaj rozbudziło wszystkie emocje, które skrupulatnie usypiał. Podejrzewał jednak, że zbyt bardzo go zraniła, żeby coś między nimi mogło jeszcze być. Zawsze będzie się obawiał, że pewnego ranka obudzi się z pustym miejscem obok. Głowa go rozbolała od nadmiaru emocji i sam siebie musiał uspokoić. Zresztą, kto powiedział, że ona chciałaby do niego wrócić? Może przyszła tylko wyjaśnić i przeprosić? Nie dowie się tego, gdy będą tak stać na deszczu, w desperackim uścisku. Musiał zresztą zachować swoją dumę. Odchrząknął i powoli odsunął ją od siebie. Trzymając dłoń na jej plecach wprowadził dziewczynę ponownie do środka. Na szczęście, dziś pracował sam, chwilowo też nie miał umówionego żadnego klienta. Zamknął drzwi i wywiesił kartkę "zaraz wracam. Zwlekał chwilę z powrotem do Talii, krzątał się przy drzwiach, potem nastawił wodę na herbatę, oboje byli przemoczeni. Zewnętrzne ciuchy mogliby osuszyć magią, ale deszcz i zimno są zdradliwe, lepiej rozgrzać się od środka. Zrobił dwie herbaty i dopiero wrócił do Talii. Podał jej pękaty kubek, a swój postawił na stoliku obok. Przysunął sobie krzesło, siadając na wprost dziewczyny i popatrzył na nią. - Teraz możemy rozmawiać - powiedział, zachęcając ją do rozpoczęcia. Nie miał zamiaru jej pomagać, nie chciał zadawać pytań, które swoją drogą, mogłyby ją tylko wybić z rytmu. Niech sama opowie to, co ma do powiedzenia. Pytania może zadawać później.
Talia L. Vries
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Wisiorek z wiecznie kwitnącym, pachnącym asfodelusem.
Z całą pewnością brała pod uwagę to, że może zostać odepchnięta. Sama pewnie tak by tak na jego miejscu zrobiła – nie ze względu, że nie tego nie chciała, ale urażona duma zwyczajnie nie pozwalałaby jej oddać się takiemu gestowi. A może dla niego zrobiłabyś wyjątek i odrzuciła dumę? Nie mogła tego wiedzieć, w końcu stała po drugiej stronie barykady, ze spuszczoną głową i zaciśniętymi powiekami łaknąc przyjemności jego dotyku. Przez moment czuła, jakby zamiast człowieka przyległa ciałem do marmurowej figury - jednak po chwili ta się ugięła, drgnęła i położyła swoje dłonie na plecach aurorki. Talia uniosła delikatnie głowę, znajdując miejsce pomiędzy podbródkiem Dominika a jego szyją i napełniła płuca znajomym zapachem, jakby na zapas, wiedząc, że zaraz się od siebie odsuną i być może nie będzie już miała drugiej takiej szansy. Woń ta paliła ją od środka, pozostawiając jej w środku piętno, na które sama się zdecydowała. Musieli się od siebie odsunąć – miała wrażenie, że jeszcze sekunda, a całe napięcie jakie jest między nimi wybuchnie, niszcząc wszystko wokół. Niechętnie dała się wprowadzić z powrotem do środka.
W przeciwieństwie do Dominika, w głowie aurorki zaczynał powoli panować spokój. W końcu to, co uważała za najgorsze miała już za sobą. Przyszła tu. Zobaczyła go na własne oczy. Teraz już nie mogła (i nie chciała) zawrócić, więc dodatkowe emocje na nic jej się nie zdadzą. Przymknęła więc powieki, oddychając głęboko, próbując całkiem skutecznie odepchnąć od siebie wszystkie te uczucia, które jej nie służyły. Słyszała, że mężczyzna coś robił, więc w oczekiwaniu na niego usiadła w fotelu, znajdującym w rogu pomieszczenia. Krople wody ściekały jej z włosów wprost na policzki, podążając trasą przez jej długą szyję, by w końcu zatrzymać się na materiale sukienki. Zadrżała – cholerna jesień przyszła szybciej, niż się tego spodziewała, pokazując na co ją stać. Sięgnęła do paska, wysunęła zza niego swoją różdżkę i wycelowała ją wprost na siebie, mrucząc pod nosem silverto. Ogarnęło ją przyjemne ciepło, a z mokrej kupki nieszczęścia, stała się znowu sobą. Mimo to przyjęła herbatę z wdzięcznością, przytulając kubek w dłoniach. Zanim zaczęła mówić, upiła łyk, jakby płyn miał otworzyć tajemne przejście, z którego zaraz wyleją się słowa. - Pamiętałeś, że nie słodzę. – Mruknęła bardziej do siebie, niż do niego. Musiała nieco oswoić się z dźwiękiem swojego głosu, który wydawał jej się teraz obcy, kanciasty, a wymawiane słowa zdawały się być nie jej. Mimo to, kontynuowała. Zapatrzyła się w ścianę, jakiś mały punkt nad ramieniem mężczyzny, nie mogąc mu jeszcze patrzeć w twarz. Muszę do niego przywyknąć. Może po prostu łatwiej było jej w ten sposób sklejać słowa, wiedząc, że nie potknie się, kiedy zobaczy w jego spojrzeniu te wszystkie uczucia. – Nie było w tym Twojej winy. To zrodziło się we mnie. Banał, prawda? Wszyscy tak mówią. Ale naprawdę tak było. Na początku przybrało kształt obawy, a z każdym dniem rosło i rosło, w końcu zamieniając się w pewność. To uczucie było pierwszym, co miałam w głowie, gdy się budziłam. I ostatnim o czym myślałam, gdy zasypiałam przytulona do Twoich pleców. To było… to było jak obsesja. Nie potrafiłam wyrzucić tego z… - Uniosła dłoń i palcem wskazującym popukała się po czole. Z każdym słowem jej głos brzmiał pewniej, w pewnym momencie wypełniał całe pomieszczenie, wibrował w powietrzu, nacierając na tę dwójkę. Ktoś mógłby pomyśleć, że budzi się w niej gen wily, że czaruje biednego chłopaka swoimi słowami, ale to nieprawda. Te słowa rosły w niej tak długo, że w końcu uwolnione, miały w sobie moc, której nie mogła logicznie wytłumaczyć. – Pewnie uznasz, że to głupie. Już wtedy bałam się, że tego nie zrozumiesz. – Rzuciła pośpiesznie, jeszcze zanim przeszła do meritum. Zerknęła na jego twarz, wprost w jego oczy, próbując dodać sobie odwagi. Dopiero teraz zobaczyła, że czas odcisnął ślad na jego twarzy. Miała ochotę wyciągnąć dłoń i dotknąć jego policzka. Zbadać fakturę jego skóry, zmierzwić palcami jego włosy. Wiedziała jednak, że odepchnąłby jej rękę. I dobrze, nie może być taka egoistyczna w tych popędach. Powinna mu dziękować, że w ogóle siedzi tu przed nią, próbując zrozumieć jej bełkot. Przesunęła spojrzenie z jego twarzy na witrynę studio. Leniwe, jesienne słońce kłaniało się ku zachodowi, zalewając pomieszczenie ostatnimi promieniami dnia. Lia odstawiła kubek na stoliczek i kontynuowała swoją opowieść.
- Nigdy nie opowiadałam Ci o moim ojcu. Nigdy nie mówiłam Ci o tym, co przeszłam. Wiem, że mogłam, że zawsze to ja urywałam ten temat, ale nie potrafiłam, nadal jest mi ciężko. – Przełknęła gulę, która rosła w jej gardle i od razu pożałowała, że siedzą tak blisko. Że może dostrzec w jej spojrzeniu ogniki, małe iskierki pojawiające się za każdym razem, gdy zaczynała ten temat. Z boku mogło to wyglądać na czające się w kącikach łzy, ale tak naprawdę była to czysta złość. Chęć zemsty, czająca się by przejąć kontrolę nad kruchą psychiką swojej właścicielki. Nie była tego świadoma, ale jej dłonie zaciskały się tak kurczowo na podłokietnikach fotela, a paznokcie żłobiły ślady w drewnie. Historia morderstwa Theodore’a Vries miała w sobie więcej niewiadomych, niż wiadomych. Pewnego dnia, jak codziennie, teleportował się do swojej księgarni, tej samej, którą obiecał przekazać swojej córce. Ot, zwykły dzień. Rano jeszcze zaczął pisać do córki list, w końcu kończyła za kilka dni szesnaście lat. Kilka tygodni wcześniej, podczas ostatnich dni lata, rozpracowała jego skrytkę na prezent. W wyciętej dziurze w jednej ze starych, nieprzydatnych ksiąg schował złoty wisiorek. Nie był on zwyczajny – od wieków przekazywany był on najstarszym córą rodu Vries. Wiecznie kwitnący asfodelus widniał kiedyś w ich herbie. Nie był na nią zły, raczej dumny, że jak zwykle była zbyt sprytna na jego pomysły. Jak zwykle, nic się przed nią nie ukryło. No, może tylko to, że moment, w którym zapinał jej wisiorek na szyi, będzie jednym z ostatnich, które razem spędzą. Że będzie to jego ostatni, najszczęśliwszy moment w życiu. Widok jej, duma jaka go rozpierała. Listu nigdy nie skończył. Talia nigdy nie dowiedziała się, jaką myśl chciał przekazać jej po samotnej kropce, na pergaminie, który znalazła w jego gabinecie. Część osób mówiła, że znalazł się w złym miejscu i w złym czasie. Inni, że miał porachunki z bandą przemytników i właśnie Ci, postanowili obrać go sobie za cel, kiedy zamykał starą księgarnie. Nie było to piękne morderstwo. Nie było delikatne. Nie obyło się bez cierpienia. Ktoś był zły i tej złości dał upust. Kiedy dziewczyna została wezwana do gabinetu dyrektora, który przekazał jej wieść o tragicznej śmierci ojca, załamała się jej świat. Prawie trzy miesiące spędziła w domu, z dala od wszystkich. Umierała wtedy na własny sposób, dzień po dniu. Ojciec był dla niej najważniejszą osobą, miała z nim kontakt o wiele bardziej zażyły i szczególny, niż z matką. Była dla niego całym światem, a myśl, że nigdy nie mogli się pożegnać całkowicie ją rozstroiła. Wtedy też uświadomiła sobie, jak namacalna jest śmierć. Że cały czas masz ją przy sobie, może właśnie teraz opiera się o Twoje ramię, gotowa wyjść z cienia – skończyła, przełykając ślinę. Miała wrażenie, że słowa latają po pokoju, próbując znaleźć ujście. Ze złością wytarła samotną łzę, która spłynęła jej po policzku.
- Nigdy nikogo tak nie kochałam. Nikt nie był dla mnie tak ważny. Przynajmniej nie do momentu, w którym poznałam Ciebie. Wiesz, że na początku za Tobą nie przepadałam? – Rzuciła, a z jej ust wydobyło się ciche prychnięcie, które miało w sobie tyle samo smutku, co radości. Trudno jej było wrócić do normalnego tonu. Czuła się odsłonięta, bardziej naga, niż kiedykolwiek wcześniej. Chociaż znał jej ciało na pamięć, chociaż widział ją bez ubrań niezliczoną ilość raz, to nigdy wcześniej nie czuła się z nim tak intymnie, jak teraz, kiedy pozwoliła mu wejść do tej części swojego życiorysu, o którym wiedzą nieliczni. – Trochę ze sobą walczyłam, żebyś mi się nie spodobał. Udawałam, że to co tak mnie w Tobie pociągało, tak naprawdę mnie denerwuje. – Ta dobroć, którą w sobie masz, brałam ją za słabość. To ciepło, szczerość, oddania. Wszystko próbowałam odwrócić na drugą stronę. – Chyba średnio mi to wszyło, prawda? – Zamyśliła się, odpływając na chwilę gdzieś daleko. Nie było jej kilka sekund, chociaż w tej sytuacji wydawały się one minutami. Kiedy wróciła jej ton przybrał inną barwę, słychać było inny rodzaj smutku, jakby nie mieszał się już ze złością, a z rezygnacją. Rozczarowaniem samą sobą. - Myślałam, że nikogo już tak nie pokocham. Że tamte uczucia były zbyt czyste, zarezerwowane tylko dla jednej osoby. Całkowicie się myliłam. Miłość do Ciebie mnie uratowała – Kiwnęła głową, jakby dodając mocy swoim słowom. – Dlatego tak bardzo bałam się, że Cię stracę. Że ktoś mi Ciebie zabierze, albo co gorsza, sam się zabierzesz. Widziałam jak Ci zależało. Ale wiedziałam też, jak trudno było Ci zaakceptować to, że nie potrafię się całkowicie otworzyć. Myśl, że pewnego dnia obudzę się bez Ciebie jeszcze bardziej mnie blokowała. – Nie, nie blokowała. To było o wiele intensywniejsze. – Nie mogłam sobie z tym poradzić, to… to naprawdę było jak obsesja. Nie poradziłabym sobie z tą stratą, więc próbowałam ją ubiec. Dominik, zrozum, ja… kurwa, ja wtedy nie umiałam inaczej. Myślałam, że lepiej to przeżyję, jeśli ja będę podejmować decyzję. Że łatwiej mi będzie, jeśli to ja odejdę, jeśli to ode mnie będzie zależało. Wiem, że z perspektywy czasu to było najgorsze co zrobiłam. Nie chciałam, żeby tak wyszło. Każdego dnia chciałam do Ciebie wrócić, ale czułam, że mi nie wybaczysz. Naprawdę nie chciałam zachować się jak Ona. – Ona. Kobieta–echo, której widmo zawsze im towarzyszyło. Chociaż Talia tak bardzo nią gardziła, w pewnym momencie zrobiła dokładnie to samo co matka Dominika. Kiedy sobie to uświadomiła, załamała się jeszcze bardziej. Pamięta ten moment, gdy na środku ulicy dotarło do jej świadomości to jak go skrzywdziła. Wpadła w tak spanikowany szloch, że zebrała wokół siebie gapiów. Jedna z obserwujących ją czarownic krzyczała, że to urok, że zaraz się biedna odwodni od tych hektolitrów łez, które spływały na chodnik w małej, francuskiej mieścinie. Zamilkła, zawieszając głos. Dopiero teraz poczuła, jak drętwieją jej dłonie, wciąż zaciśnięte na oparciu. Chociaż wiele miała jeszcze do powiedzenia, to była gotowa na wszystko, co miało zaraz nadejść.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Ujął w dłonie kubek, po to oczywiście, aby upić łyk rozgrzewającego napoju, ale też, żeby zająć czymś ręce. Gorące naczynie w dłoniach dawało mu niejako poczucie rzeczywistości i stabilności. Co i raz przekładał tylko kubek z jednej ręki do drugiej, aż herbata nie ostygła na tyle, aby nie parzyć mu skóry. Uśmiechnął się lekko, kiedy powiedziała, że pamięta, że nie słodzi. - Odruch - powiedział. - Tyle razy robiłem ci herbatę, że chyba to już się we mnie zapisało na zawsze - uśmiechnął się nieco gorzko. Kiedy odwiedzała go w domu, sam lubił robić jej herbatę, nie potrzebował pomocy skrzata. Na początku odruchowo chciał wrzucać do jej filiżanki choć jedną łyżeczkę cukru, ale ona cierpliwie poprawiała go, że nie słodzi. Potem się nauczył, dzięki temu nawet sam ograniczył słodkość swojej herbaty. Kiedy szli gdzieś do kawiarni czy cukierni zawsze dodawała "bez cukru". Normalne więc, że wyrobił sobie taki odruch. Nawet po tych kilku latach machinalnie przygotował jej taką herbatę, jaką najbardziej lubiła. Na co dzień nie zwraca się uwagi na takie szczególy. Dopiero, kiedy tego zabraknie widzimy jak wiele różnic widać między ludźmi, jakie mają przyzwyczajenia, zwyczaje... Dopiero wtedy wiemy, jak dobrze znamy innego człowieka. Spiął się lekko, kiedy nadszedł czas rozmowy, z którą tu przyszła. Pierwszy szok minał, uprzejmości mieli za sobą. Dominik spoglądał na twarz dziewczyny, tak bardzo mu kiedyś bliskiej. W końcu zaczęła opowiadać. Dziwnym uśmiechem przytaknął, kiedy wypowiedziała pierwsze zdania. Banał, to fakt. Ale widocznie taka była prawda, choć Dominik wtedy i nawet dzisiaj poczuwał się do jakiejś części winy tej sytuacji. Przecież, gdyby było dobrze to by go nie zostawiła, prawda? Nie była to miła myśl, że kiedy on był szczęśliwy prawdziwie to ona tylko z zewnątrz. Że kiedy przytulała się do niego to już myślała, że coś jest nie tak, jak powinno być. Zacisnął lekko szczęki, czekając na dalszą część. Nie chciał jej przerywać. Zwykle trochę raził go fakt, gdy słyszał w swoim kierunku "bałam/bałem się, że nie zrozumiesz". Czy naprawdę tak złe sprawiał wrażenie, że ludzie nie wierzyli, że jest w stanie cokolwiek zrozumieć? Owszem, był wtedy nastolatkiem, ale szybko musiał dorosnąć. Jednak jej opowieść, która nastąpiła tak niespodziewanie, przybliżyła go nieco do tego, co Talia musiała czuć. Nie wiedział czy wtedy zrozumiałby powód jej odejścia. Teraz by starszy, a miał problem, żeby nie wykrzyczeć swoich uczuć tylko w spokoju wysłuchać i starać się zrozumieć. Historia jej ojca wstrząsnęła nim do głębi. Biedna dziewczyna! I tyle lat dusiła to w sobie, nawet jemu, który był jej najbliższy nie powiedziała o swoich przeżyciach. Choć pytał. Nie chciała mówić, a on nie naciskał. Byli ze sobą blisko, ale Dominik szanował tematy, o których nie chciała rozmawiać, nie chciał psuć tego, co było między nimi. Tak głębokie, ale jednocześnie świeże. I znowu to gdybanie... Gdyby mu powiedziała wtedy... To co? Zrozumiałby powód odejścia? Czy nie uznałby, że w ich przypadku będzie inaczej? Skąd mógł wiedzieć, jak będzie wyglądała przyszłość? Co mógł jej obiecać? Zaśmiał się krótko, było to raczej ciche prychnięcie rozciągniętych kącików ust. Czy wiedział? Jasne, że tak! - Zauważyłem. Tak jednak mnie zaczarowałaś, że walczyłem o to, żebyś w końcu zobaczyła, że mam w sobie coś wartościowego. Byłaś dla mnie niezłym wyzwaniem, ale też kimś, kto warty jest tego trudu - nagle w jego głosie zabrzmiał cień smutku. - Fakt, średnio - uśmiechnął się znowu, myślami wracając do tamtych chwil, czując się znowu jak ten nastoletni chłopiec, zakochany bez pamięci w nieco straszej dziewczynie. Tej, która wydawała mu się ideałem, którą pokochał całym sercem i o którą chciał walczyć. I która w końcu pokochała jego. Był wtedy najszczęśliwszy na świecie. Nie pamiętał już, że siedzą w tak zwykłym studio tatuażu, w tym szarym, deszczowym Londynie. Byli tylko oni, dwie zranione osoby ze wspólną przeszłością. Kiedy myślał o jej powrocie wydawało mu się, że nie da rady normalnie z nią rozmawiać. Okazało się jednak, że czuł, jakby te parę lat wcale się nie wydarzyło, jakby widzieli się ostatni raz wczoraj. Owszem, było inaczej, to nieuniknione, ale nadal czuł, że jest jedną z bliższych mu osób. Nie powinien, nie może znów się przywiązać i codziennie zastanawiać się, czy znów nie przyjdzie mu cierpieć. Co zrobić jednak z głupim sercem? Nie znaczy to, że wybaczył wszystko, ot tak i wszystko jest w porządku. Za dużo się wydarzyło, żeby to miało tak zadziałać. Zresztą co mógł wiedzieć o tym, jaka Talia jest teraz? Te lata musiały zmienić ją, tak jak i zmieniły jego. Nad tym, co będzie później - później będzie się zastanawiał. Nie wiedział co czuł, kiedy wyznała mu, że go kochała. Własnie tego się bał i w to wierzył przez te lata. Że on oddał jej całego siebie, całą miłość, na którą było go stać, a ona tak naprawdę traktowała go jak dobrego przyjaciela. Dlatego tak bardzo przestraszyła się tej sytuacji, że zostawiła go bez słowa. Bo go nie kochała. Teraz wiedział, że kochała go za bardzo. Trochę to pokrętne, ale starał się nadążyć za jej tokiem rozumowania, za jej emocjami i tym, co czuła wtedy. Tak bardzo nie chciała stracić Dominika, że wolała sama podjąć tę decyzję. Aby nie cierpieć, jak wtedy, gdy zmarł jej ojciec. Może to ma jakiś sens, może nie. Dominik nie do końca kupował tę wersję, choć nawet potrafił to zrozumieć, w pewnym stopniu. On raczej wychodził z założenia, że miłość wszystko pokona. Jednak co jeśli miłość by umarła? Z jego strony? Tego bała się Talia. Bała się, że ją zostawi ze złamanym sercem, więc zrobiła to sama, aby nie przeżywać czegoś podobnego jeszcze raz. Ludzki umysł jest jednak zawiły. Szkoda, że nie pomyślała, że teraz to on będzie się tak czuł. A może pomyślała, ale odsuwała tę myśl od siebie? Człowiek może potrzebuje być czasami egositą, podejmować decyzje, które kogoś zranią. Zrozum. Czy rozumiał? W pewnym stopniu tak. Kiedy pierwszy szok, złość i smutek minęły, był w stanie nawet spojrzeć na tę sytuację chłodno i logicznie. Próbował zrozumieć jej rozumowanie, ból z powodu straty ojca i strach o inna stratę, której nie chciała przeżywać. Próbował tłumaczyć, że zrobiła to impulsywnie, że żałowała i bała się wrócić. Pytanie tylko czy prędzej wybaczyłby jej wtedy czy teraz? Sam nie wiedział, obie opcje są możliwe. Drgnął lekko, kiedy wspomniała o jego matce. Och, czyli zdawała sobie sprawę z tego, że postąpiła tak samo? Dominik, uważając ją za nabliższą mu osobę, opowiedział jej sytuację w domu, z powodu której wychowywał ich ojciec. Dlatego jej odejście tak bardzo go bolało. I chyba w tym momencie wydawało mu się, że dobrze, że przyszła do niego dopiero teraz. Kiedy zaczął zapominać, kiedy rany już tak nie piekły. Kiedy mógł wszystko sobie przemyśleć i poukładać. Wtedy kierowało nim zbyt dużo emocji. Może nie chciałby jej wysłuchać, zbyt zdenerwowany i urażony, kiedy rany były jeszcze zbyt świeże? Nie wiadomo, co by z tego wynikło. Westchnął ciężko i odstawił na stolik kubek z zimną już herbatą. Kiedy skończyła przetarł oczy i zakrył je na chwilę dłonią. W końcu spojrzał na nią i przez parę momentów trwał w milczeniu. - Przykro mi z powodu twojego ojca - odezwał się w końcu. - Straszna historia - pokręcił głową ze współczuciem. - Rozumiem, że trudno było ci o tym mówić... - przerwał, bo chciał dopowiedzieć ale szkoda, że nie miałaś do mnie tyle zaufania, aby opowiedzieć właśnie mi, ale ugryzł się w język. Akurat tu nie ma co wypominać. On też nie rozpowiadał o swojej sytuacji na prawo i lewo, a jego matka przecież żyła. - Szczerze, nie bardzo wiem, jak mam się teraz zachować - powiedział cicho, a głowa dokuczała mu coraz bardziej z nadmiaru emocji. - Nie mam zamiaru krzyczeć, obwiniać cię, choć były momenty, że miałem ochotę - uśmiechnął się gorzko. - Jednak... minęło parę lat, dorośliśmy, to wszystko się wydarzyło i czasu nie cofniemy. Rozjaśniłaś mi trochę fakt, że jednak nie byłem ci obojętny, bo przez długi czas szukałem w sobie tego, czym cię do siebie zniechęciłem, że musiałaś postąpić w ten sposób. Szukałem winy w sobie, tak samo, jak robiłem to, gdy odeszła od nas matka - chrząknął, bo jego głos zaczynał się łamać z kumulowanych emocji. - W końcu jednak uznałem, że to nie ma sensu, że muszę zapomnieć. Cieszę się...? Może i mogę tak powiedzieć. Cieszę się, że zdecydowałaś się wrócić i o wszystkim mi opowiedzieć. To trochę jak dokończenie książki, której ostatni rozdział ktoś pisał przez kilka lat. Wierzę ci, że tego nie chciałaś - podjął wątek, bo po ostatnim zdaniu zawiesiłsię na chwilę. - Inaczej nie przyszłabyś tutaj. Widział jak kurczowo zaciska dłonie na oparciu i z chwilowym wahaniem nachylił się i oderwał je od krzesła. Znowu poczuł w swoich dłoniach jej delikatne dłonie, teraz lodowate i spięte od zaciskania. Nagle poczuł się zupełnie pusty, a jednocześnie... wolny? Ich historia była taka urwana, nie wiedział, dlaczego go zostawiła, gdzie jest i co się z nią dzieje. Wszystkie emocje, choć uśpione nadal w nim tkwiły, a teraz... Teraz już wiedział. Jeśli mówiła prawdę to sam czuł się jakiś oczyszczony, odczuwając ulgę, że to jednak nie on, nie jego wina. Dobrze zrobiła ta przerwa, teraz już wiedział, że wtedy nie umiałby do tego podejść w ten sposób. Nie widział powodu, aby jej nie wierzyć. Nawet najlepsza aktorka nie odegrałaby tak dobrze takich emocji, widział, że dziewczyna ledwo nad sobą panuje. - Byłaś zagubiona i nie umiałaś sobie z tym poradzić, rozumiem to - powiedział i westchnął ciężko. - Szkoda, że nie sprawdziłaś, czy mógłbym ci pomóc. Paradoksalnie pewnie lepiej bym sobie z tym poradził, gdybyś po prostu zerwała. Cierpiałem - musiał jej to powiedzieć, choć z trudem przychodziło mu mówienie o swoich uczuciach. - Ale, jak to mówią, było, minęło. Czas pomógł mi się z tym uporać i naprawdę jestem wdzięczny, że postanowiłaś jednak wszystko mi wytłumaczyć - powiedział szczerze. Puścił jej dłonie i odchylił się do tyłu, opierając o oparcie krzesła. Co będzie dalej? Nie wiedział Sprawa była świeża, a raczej "odświeżona". Na pewno muszą się z tym oswoić, ale domyślał się, że Talia mogła czuć ulgę z wyjaśnienia całej sytuacji, tak samo jak on. Nie oznacza to oczywiście, że czuł się cudownie uspokojny i z uśmiechem obudzi się jutrzejszego dnia. To nie jest takie proste. Musi ponownie przeżywać tamtą sytuację i wszystko sobie przetrawić. Nie spodziewał się takiego wydarzenia dzisiejszego dnia i trochę wybiło go to z rytmu i równowagi. Zwłaszcza, że sam nie wiedział, czy dobrze robi, czy mówi to, co powinien? Może powinien zareagować złością? Ale to nie w jego stylu...
Kompletnie zapomniała, że pisała do brata przyjaciółki o termin na magiczny tatuaż, który właściwie chciała zrobić już od dawna. Ruda jak zwykle tonęła w obowiązkach, więc w pierwszej chwili, gdy odczytała list od Rowle'a, uznała go za jakiś żart. Dopiero kilka minut później, przeglądając w kalendarzu spis książek do przerobienia przed końcem miesiąca, wróciła jej pamięć. Odpisała szybko na wiadomość, potwierdzając dalszą chęć uzyskania tatuażu, szukając w starym dzienniku jakichś wzorów, które miała przygotowane. Najgorszym problemem było jednak miejsce i tu liczyła na pomoc zawodowca, który po latach doświadczeń wiedział, gdzie dany wzór będzie dobrze wyglądał. Nastał wtorek, a Lance wzięła wolne od wieczornego patrolu i teleportowała się po obiedzie do domu, aby wziąć więcej pieniędzy oraz skorzystać z pięknej, aczkolwiek chłodnej pogody na wypad motorem. Śnieg odbijał światło, niebo było bezchmurne, a wiatr wyjątkowo ograniczył swoje dmuchnięcia, dając wszystkim piękny, zimowy dzień. Na zwykły ubiór wciągnęła kombinezon, założyła czarny plecak i wygodne, ciepłe buty. Ku niezadowoleniu rodziców, ruszyła w drogę nazbyt krótko przed czasem, aby pozwolić sobie na wolne delektowanie się jazdą. Nie wspomniała też o dwóch Irlandzkich kawach z odrobiną whiskey, które wypiła od rana na ukojenie nerwów lub też ekscytacji. Zaparkowała przed studiem, gasząc maszynę i zabezpieczając przed ewentualną kradzieżą, aby następnie zgrabnym ruchem z niej zejść. Dostrzegając obok kawiarnie, wstąpiła po trzy kawy — jedną dla siebie i dwie do wyboru dla Dominika, bo nie była pewna, jaką lubi. Podeszła do właściwych drzwi, wchodząc i zamykając je szybko za sobą nogą, aby nie wpuścić zbyt dużo zimnego powietrza. Odłożyła tackę z napojami na bok, ściągając kask i rozglądając się z ciekawością dookoła, aż karmelowe ślepia natrafiły na właściciela. Emily nie wspomniała, że jej brat wygląda aż tak dobrze, przez co Nessa może nazbyt bezczelnie lustrowała go wzrokiem. Cóż, po jej opowieściach miała w głowie zapracowanego, nieco siwego od stresu pączuszka. - Dzień dobry. Cześć. Przepraszam za spóźnienie, mam nadzieję, że niebyt długie.- zaczęła z uśmiechem, odkładając kask na wieszak i zdejmując kombinezon do jazdy, aby ostatecznie wygładzić materiał białego, miękkiego swetra. Podniosła tackę, wrzucając wcześniej plecak na ramię i podeszła do niego, wyciągając ręce w jego stronę.- Kawy? Latte lub podwójna z piernikową pianką. Nie oddam Irlandzkiej, przykro mi. Ah, jestem Nessa. Zakończyła, uświadamiając sobie, ze w ogóle się nie przedstawiła, co było niegrzeczne. Nie była typem onieśmielonej i rumieniącej się dziewczyny, chociaż widać było w jej spojrzeniu odrobinę zdenerwowania — głównie przez to, że nie była pewna, który z dwóch wzorów i gdzie go umieścić. A ona bardzo źle znosiła utratę kontroli. Nie wiedziała, czego się spodziewać ani po tym tatuażu, ani po samym Dominiku, mając obecnie w głowie męska wersję Emily, bo raczej nie wyglądał jak nabuzowany energią i całkowicie nieodpowiedzialny Charlie. Nie skojarzyła też jeszcze faktu, że Beatrice mogła kiedyś o nim wspominać.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Cieszył się, że mógł jednak pracować tego dnia. Wcześniej klient odwołał całodzienną sesję, co zwykle było dość problematyczne, z tego względu, że cały dzień był stracony. Więc panna Lanceley, która pytała o termin była dla niego jak zbawienie. Dobrze się złożyło też ze względu na to, że mieli omówić wzór i urządzić ogólną burze mózgów jak tatuaż ma wyglądać. Jako że cały dzień miał wolny mogli to zrobić bez pospiechu. Zdążą wprowadzić do wzoru poprawki, wybrać miejsce, Dominik będzie mógł na bieżąco go rysować i w ostatecznej wersji zacząć dzisiaj tatuowanie. Jeżeli tatuaż nie będzie obejmował większości ciała to prawdopodobnie tego samego dnia mogą go też skończyć. Przedpołudnie spędził na porządkowaniu studio, skoro nie miał w tym czasie żadnych klientów. Ktoś co i raz wchodził z jakimś pytaniem, ale generalnie był to spokojny dzień i Dominik czekał tylko, aż przyjdzie umówiona panna Lanceley. Usłyszał dźwięk motocykla, więc z zaciekawieniem wyjrzał przez okno. Maszyna zaparkowała tuż pod jego salonem. Schodzący z niej motocyklista miał drobną sylwetkę, więc Dominik trafnie zgadywał, że była to kobieta. Zrobił minę, wyrażającą uznanie i przeszedł wgłąb studia, bo postać zniknęła w pobliskiej kawiarni. Ostatnio z ciekawością przyglądał się motocyklom na ulicach, bo prezent kupiony Charliemu na urodziny rozpalił w nim chęć posiadania takiego samego. W końcu usłyszał dźwięk otwieranych drzwi i wstał z krzesła, wychodząc naprzeciw gościowi. Jakie było jego zdumienie, kiedy dostrzegł drobną motocyklistkę, którą obserwował wcześniej przez okno. Dziewczyna odłożyła na bok kawy, które z pewnością kupiła w kawiarni, do której weszła i zdjęła kask. Oczom Dominika ukazała się śliczna twarz otoczona burzą rudych włosów. Nie wiedział właściwie kogo się spodziewać, ale nie sądził, że ten dzień rozjaśni mu taka piękność. Dziewczyna przyglądała się mu karmelowymi oczami, aż zaczął się zastanawiać czy wygląda jakoś dziwnie, czy co... Gdyby wiedział zaciekawiłby się pewnie niezmiernie w jaki sposób mówi o nim Emily, że ludzie wyobrażają go sobie jako przyprószonego siwizną pączka. Ciekawy był też czy Beatrice mówiła o nim tylko w kontekście tatuażu czy może czegoś więcej, skoro - jak wynikało z listu Nessy - dziewczęta były przyjaciółkami. - Cześć - uśmiechnął się serdecznie i machnął ręką. - Właściwie to żadne spóźnienie, widziałem cię przez okno - powiedział, spoglądając wymownie na zaparkowany motocykl. Zdjęła kombinezon i pozostała w ładnym, białym sweterku, który zdecydowanie kontrastował z ostrzejszym wizerunkiem motocyklistki. Wygląd dziewczyny od razu zdawał się być delikatniejszy. Jak to ciuchy wpływają na odbiór innych ludzi. Za tę kawę aż miał ochotę ją ucałować! Już jakiś czas temu poczuł, że kofeina nie płynie już w jego żyłach i myśli coraz częściej odlatywały w stronę szafki z kawą. - Bardzo chętnie! Ta piernikowa pianka brzmi zachęcająco. A jaka to jest Irlandzka, że nie chcesz się podzielić? - uśmiechnął się, odbierając od niej odpowiedni kubek. Dotarł do niego przyjemny kawowy aromat. Tak, zdecydowanie było to jego uzależnienie. - Dominik - przedstawił się, spoglądając w oczy swojej nowej klientce i wyciągnął dłoń. Zabrał jeden kubek, więc dziewczyna miała możliwość utrzymania tacki w jednej ręce i Dominik mógł po chwili uścisnąć jej drobną dłoń. - Piękne imię - zauważył. - Takie niespotykane. A przynajmniej ja nie spotkałem - zaśmiał się krótko, zapraszając ją gestem do stolika. Upił łyk kawy. - Pyszna, można jeszcze poczuć święta - powiedział, mając na myśli piernikowy posmak. Odstawił kubek na stolik. - Pozwól jednak, że kolejną kawę ja stawiam - zaoferował się, bo to może być długi dzień i jeszcze jedna kawa z pewnością im się przyda. - Powiedz mi o swojej wizji i wątpliwościach, co do wzoru - powiedział, przechodząc od razu do rzeczy.
Doskonale znała pojęcia takie jak pracoholizm i ucieczka w pracę z autopsji. Sama nie lubiła marnować dni, a robienie czegoś pożytecznego sprawiało, że łatwiej było jej ogarnąć myśli. Różnica między nimi była taka, że Dominik zarabiał galeony, a Nessa zwiększała wiedzę lub przypominała sobie wcześniej znane fakty. Była trochę zdenerwowana. Od dawna myślała o ozdobieniu magicznym tatuażem jakieś części swojego ciała, co z pewnością nie uzyskałoby aprobaty w oczach rodziców. Sugerując się tym, wybrała miejsca raczej ustronne, skryte przed wścibskim okiem — no, może poza karkiem, który również znajdował się na liście. Nie miała pojęcia, ile taka sesja trwa — doliczając obrady, decyzję i czas na konwersację, która w takich przypadkach zawsze się nawiązywała. Wolała więc skorzystać z możliwości przesunięcia obowiązków, biorąc wolne popołudnie i wieczór, mówiąc, że być może wróci dopiero na patrol przed ciszą nocną. Maszyna zgasła, a ona odetchnęła głębiej, rozglądając się dookoła. Szyld studia sprawił, że uśmiech przemknął po twarzy rudzielca, a gdy spojrzenie dostrzegło informację o kawiarni — co lepszego mogło się wydarzyć? Nic więc dziwnego, że po zabezpieczeniu maszyny, jej kroki poszły tam. Irlandzka kawa była lekiem na każde zło, a z tatuażystą było, jak z lekarzem — lepiej utrzymywać dobre stosunki. Po załatwieniu im krótkiej przyjemności poszła od razu do studia. Myśl, że Dominik jest bratem Emily sprawiała, że automatycznie miała do niego więcej zaufania, nie mówiąc już o relacji z Beatrice. Były dla siebie jak siostry. Odłożyła kask, rozglądając się z ciekawością po mieszczeniu w trakcie zdejmowania ocieplanego kombinezonu. W końcu napotkała właściciela, co poza zdziwieniem, wywołało jeszcze uśmiech. Widząc jednak jego minę, odwróciła spojrzenie, aby skorzystać z okazji i podnieść tackę z kofeiną i ruszyć razem z nią w jego stronę. Była znacznie niższa, przez co, gdy znalazła się na tyle blisko, musiała nieco odchylić głowę do tyłu. - Trochę ryczy, nie? Coś mi chyba tłumik uszkodziło, muszę się tym zająć, jak będzie cieplej. - wzruszyła ramionami, marszcząc na chwilę brwi i odwracając głowę w stronę okna, aby faktycznie z łatwością dostrzec zaparkowany przed studio motor. Nie znała się aż tak na mechanice, jak na samym prowadzeniu magicznych pojazdów, jednak lubiła próbować nowych rzeczy. Ruchem głowy zgarnęła włosy na plecy, znów na niego patrząc.- Więc wybaczone? Kawę i tak masz na rozpoczęcie nowej znajomości. To nie przekupstwo! Zachęciła go, potrząsając tacką, a następnie tłumacząc, która kawa, była jaka. Widząc błysk w spojrzeniu mężczyzny, przez myśl jej przeszło, że darzy brązowe ziarenka o pięknym zapachu, równie silnym uczuciem co ona i nie wyobraża sobie życia bez nich w równym stopniu, co bez magii. - Piernikowa pianka jest pyszna, polecam. Mają ją tylko do końca stycznia w ofertach! Irlandzka? Z Whiskey, naturalnie. To dopiero napój bogów! Gdyby nie to, że pracujesz i to tak jakby — na mnie, też bym Ci wzięła. Mogę dać Ci jednak łyka spróbować. Powiedziała ze spokojem, wyjmując kubeczek, a zostawioną samotnie, trzecią opcję, odłożyła na stojący nieopodal mebel. Zacisnęła ręce dookoła naczynia, czując w nozdrzach zapach bitej śmietany, irlandzkiego alkoholu i królowej kawy. Przedstawił się, chociaż od dawna znała jego imię i uścisnęli dłonie, a Nessa westchnęła cicho z nutą rozbawienia. - Moich rodziców chyba poniosło w miłości do Ojczyzny i potwora z jeziora, ale dziękuje. - zaczęła, idąc za jego wskazówką i kierując się do stolika, aby zająć jedno z miejsc. Usiadła wygodnie, zakładając nogę na nogę, kładąc kubek na kolanie. - Święta zawsze brzmią smacznie, to raj dla fanów korzennych smaków. Okey, następna jest w Twoim geście. - kontynuowała dość beztrosko, przesuwając paznokciami po tekturowym kubeczku. Najgorsze było to, jak bardzo była niezdecydowana odnośnie do tego, co chciała zrobić. Wiedziała, że rada ze strony Rowle'a była niezbędna, chociaż nie bardzo wiedziała, jak zacząć ów wizję przedstawiać. Spomiędzy warg uciekło ciche "hmm", a następnie rudzielec wbił w niego wzrok, kiwając wcześniej głową. - Zaczniemy może od początku? Miejsce. Wybrałam aż cztery, które by się nadały, chociaż jedno lub dwa z nich mogą być dość oklepane. Bea mówiła, że będziesz umiał mi doradzić, bo jesteś świetny w tym, co robisz. -przerwała, unosząc napój i robiąc łyka. Przyjemne ciepło rozeszło się po ciele, a ona zwilżyła usta, pozbywając się z nich resztek bitej śmietany. Cholera, pyszna była ta kawa. - Wymyśliłam sobie kark, kość biodrową, łopatkę lub coś hmm — pomiędzy lub pod piersiami. Mówiąc, uniosła wolną dłoń i palcem wskazała miejsce zaraz pod biustem, zahaczając jednak palcem o miejsce, gdzie była odrobina przerwy i tworzył się dekolt — tyle że niżej.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Fakt, że ktoś przyszedł do niego z polecenia wprowadzał lekką nutę stresu do jego pracy. W końcu gdyby zrobił coś nie tak lub klient byłby niezadowolony lub rozczarowany jego pracą czy poradami... Czułby się w tym miejscu przegrany i sam zawiedziony swoimi umiejętnościami. Chciał być mistrzem w swoim fachu i mimo że prawdopodobnie na zewnatrz nie pokazałby jak bardzo przejął się porażką to w środku, aż by się w nim gotowało ze złości na samego siebie. Uspokajał się jednak, że gdyby nie był dobry w tym, co robi to nie byłby teraz właścicielem studia. Przeszedł długą drogę, aby się tu znależć. Od samego początku, poczynając od stażysty, któremu dopiero po jakimś czasie pozwolono na tatuowanie klientów. Teraz sam mógł tego uczyć i służyć radą. Wobec tego zdusił w sobie to lekkie napięcie i zawierzył swoim talentom i wydobywając na wierzch pewność siebie. - Jestem pełen podziwu, ale obawiam się sam coś zasugerować, żeby nie popisać się wiedzą mniejszą niż twoja - mrugnął do niej z uśmiechem. - Zwłaszcza, że sam jeszcze nie dorobiłem się motocykla, więc chyba masz większe doświadczenie. Nie ma czego wybaczać, ale kawę chętnie przyjmę, zwłaszcza jak ma być symbolem nowej znajomości. Odczuwam pewną dozę niepewności co do człowieka, który mówi, że nie lubi kawy. Dobrze, że my się dogadamy w tym temacie - powiedział, unosząc w jej kierunku kubek z kawą. - Och, wobec tego można ją bardziej docenić w świątecznym okresie. Z whiskey? - zapytał, marszcząc lekko brwi, bo najpierw odezwał się w nim tatuator. - W związku z tym rozumiem, że wybierasz tatuaż w stu procentach magiczny? Mugolski wyklucza alkohol na dwadzieścia cztery godziny przed zrobieniem. Ale to chyba żadna strata? Magiczne są bardzo efektowne - stwierdził. - Ale... widzę, że dogadamy się w kolejnym aspekcie. Motocykle, kawa... i whiskey. Szanuję. W takim razie kolejna kawa - irlandzka. Że też ja jeszcze jej nie odkryłem - pokręcił głową ze zdziwieniem. - I to tak blisko! - machnął ręką, w kierunku kawiarni. Usiedli przy stoliku i Dominik wysłuchał Nessy, popijając co i raz łyka kawy z kubka. Uśmiechnął się na wspomnienie Beatrice, która uznała, że jest świetny w tym, co robi. Mimo że niby znał swoją wartość to od czasu do czasu potrzebował słowa uznania od innych, taka zwykła ludzka słabość. - Według mnie nie ma czegoś takiego jak oklepane miejsce. Jakby tak na to patrzeć to większość ciała można tak przyporządkować - uśmiechnął się do niej, żeby była spokojna i wybrała takie miejsce, które jej się marzy. - Pytanie czy masz choć zarys pomysłu - i od niego będzie zależał wybór miejsca - czy raczej do miejsca będziemy dobierać tatuaż. Weźmy na przykład dolne okolice biustu - Nessa nie zauważy u niego nawet cienia zawahania w tym miejscu. Był profesjonalistą i robił już tatuaże w tylu miejscach, że nic nie robiło na nim wrażenia. Do swojej pracy podchodził poważnie i profesjonalnie, jak magomedyk. - W tym miejscu bardzo efektownie wyglądają tatuaże tego typu, idące wzdłuż linii odcięcia biustu - wyjaśnił i pokazał jej przykład z portfolio. - Ewentualnie różnego rodzaju kwiaty, rośliny czy napisy idące wzdłuż linii jednej z piersi. Pomiędzy piersiami, wyżej - wskazał na przykładzie zdjęć z portfolio - dobrze wyglądają wąskie tatuaże. Jeśli chodzi o kark i kość biodrową to tutaj jedynym ograniczeniem jest mniejsza ilość miejsca i nie wszystkie wymyślone tatuaże będą dobrze wyglądać, ale generalnie myślę, że nie ma zbyt wiel obostrzeń w tym temacie. Na łopatce jest najwięcej miejsca i właściwie można zrobić tam wszystko, czego dusza zapragnie - uśmiechnął się. Udostępniał klientom również portfolio ze wzorami, które sam rysował i które można było przygarnąć. Nessa mogła je przejrzeć i wybrać jeden z nich lub wymyślić zarys swojego pomysłu, który on narysuje w swoim stylu i będą udoskonalać go na bieżąco. Spojrzał na dziewczynę pytająco. - Nie spiesz się, tatuaż zostaje z nami na zawsze, więc możesz zastanawiać się tyle czasu, ile potrzeba. Gdybyśmy dziś nie zdążyli to nie ma problemu umówić się na inny dzień. Ważne, żebyś wybrała taki, którego nie będziesz żałować - posłał jej serdeczny uśmiech. Do najbardziej upierdliwego i niezdecydowanego klienta podchodził z cierpliwością, dlatego klienci czuli się u niego w studio dobrze i swobodnie. Presja czasu mogła spowodować, że ktoś dla świętego spokoju wybierze coś, co nie do końca mu pasuje.
Wbrew publicznej opinii, jego praca nie była taka łatwa. Zdobienie cudzego ciała było dużą odpowiedzialnością, a reputacja liczyła się równie mocno w tej branży, co w muzycznej — a może i mocniej? Długo nie wiedziała, do kogo pójść, dopóki właśnie Beatrice jej nie wspomniała o niesamowitych umiejętnościach artystycznych i socjalnych młodego Rowle'a. A komu miała mocniej ufać niż jej? Nessa rozejrzała się po studiu raz jeszcze, a do głowy jej przyszło, że kluczem do wszelkiego sukcesu jest pewność siebie. Bez nie da się dojść nigdzie, bo we współczesnym świecie konkurencja i przysłowiowe pchanie się do koryta było ogromne. Karmelowe ślepia powróciły do atrakcyjnego mężczyzny, gdy tylko się odezwał. Jak na czarodzieja czystej krwi, wydawał się jej osobą normalną i łagodną, co nieczęsto miało miejsce. Większość miała szczotki w tyłku. - Nie jestem jakąś alfą i omegą, na pewno znasz ciekawostki, o których nie mam pojęcia. Zresztą, jakakolwiek wiedza jest lepsza, niż żadna. Lepiej mówić, niż milczeć w takich sytuacjach. -odparła ze spokojem, wzruszając ramionami. Młoda czarownica była osobą mocno stąpająca po ziemi i niezwykle ambitną, co w połączeniu ze szczerością dawało nieco bezczelny obraz. Nie była jednak głupio mądra i nigdy, przenigdy nie stawiała siebie wyżej od innych. Była jedną z tych, którym rodowe nazwisko bardziej wadziło, niż pomagało. - Najgorzej podjąć decyzję, ale potem się zakochasz. Daje Ci cudowne możliwości ta maszyna, jest wygodniejsza, niż miotła. Da się w ogóle nie lubić i żyć bez kofeiny? Uniosła brew w akcie niedowierzania, które tylko spotęgowały jej nieme oskarżenia o kłamstwo wobec ludzi, którzy tak mówili. Nessa odkąd wpadła w tryb wielofunkcyjnej perfekcjonistki kawy piła więcej niż wody. Zgarnęła na bok włosy, robiąc kolejnego łyka Irlandzkiego specjału ze swojego kubka, szybko pozbywając się resztek śmietany z ust. Przesunęła po nim spojrzeniem, kiwając głową. - Słyszałam, że magiczny łatwiej zamaskować, a uwierz mi, Dominiku, mam bardzo staroświeckich rodziców i nie wiem, czy nie przeszliby na drugą stronę, widząc mnie z tatuażem. Masz też rację z efektywnością. - powiedziała zgodnie z prawdą, oczywiście wcześniej dowiadując się o możliwych opcjach tatuowania i tym, co wolno, a czego nie wolno było robić. Miała w sobie niestety znacznie więcej rozsądku i odpowiedzialności niż szaleństwa w ostatnim roku. Ta beztroska i odważna dziewczyna zdaje się, że umierała lub przechodziła na wieczną emeryturę.- Pewnie dlatego, że masz masę na głowie! Ja też odkryłam to przypadkiem, ale to dość mało elegancka historia. Beatrice wspominała, że się dogadamy, ale nie sądziłam, że jesteś tak.. No nie wiem, niewymyślny. Dodała z westchnięciem, rozkładając ręce z ulgą na boki. Nie chciałaby trafić na kogoś pokroju Fairwryna, z którym chyba nigdy nie będzie w stanie się dogadać. Paskudnie się czuła, przywołując notorycznie najlepszą przyjaciółkę do głowy, która by tak ładnie z tym tatuażystą wyglądała. Może nawet rodzina by jej odpuściła, gdyby przyprowadziła do domu czarodzieja z dobrego domu? Zajęli miejsce, oparła się wygodnie i przedstawiła mu zarysy swojego pomysłu. Było jej głupio, że do zdecydowania była tak daleka droga, jednak tatuaż na pewno chciała zrobić. Był bardziej doświadczony, a skoro Bea mu ufała, ona też chciała — na strefie zawodowej, bo z zaufaniem w prywatnej u tej ślizgonki było znacznie gorzej. Słuchała go w milczeniu, utrzymując kontakt wzrokowy, aby wiedział, że traktuje go poważnie, a nie zajmuje tylko czas i bada teren. - Myślałam o łapaczu snów, jeśli mowa o wzorze, chociaż niezbyt pasuję on pod piersi. Na karku musiałoby być coś małego, nie wiem, może zwykły znaczek nieskończoności? - westchnęła, przesuwając dłonią po swojej brodzie w zamyśleniu. - Mogłabym też użyć symbolu swojego zwierzęcego opiekuna, podobno to pomaga przy transmutacji. O! Ten pierwszy wzór, tego typu przeglądałam, jeśli chodzi o biust! Kwiaty i rośliny to jednak nie moja historia, nie jestem mistrzem zielarstwa, a kwiaty są do tego delikatne. Przyglądała się z uznaniem jego projektom. Nessa niby tworzyła biżuterię, potrafiła robić z nią projekty, jednak wszelkie szkice były raczej proste i mało zmyślne, stawiała na klasyczne zdobiona lub proste rośliny. Tatuażysta niczym malarz musiał mieć w palcach kunszt. Umiejętność przelania na papier słów klienta i interpretacja ich, dostosowanie do wskazówek było trudnym i wymagającym wielu lat praktyki zajęciem. Wzięła bezceremonialnie jego portfolio, kładąc je sobie na kolanach i przeglądając, popijając przy tym kawą. - Są naprawdę świetne. Masz talent! Na chwilę obecną wiem, że skłaniam się bardziej ku piersiom lub karkowi, łopatkę i kość biodrową możemy puścić w niepamięć. Mogłam zabrać ze sobą Trice, pomogłaby mi wybrać. Plus taki, że jestem całkiem zdecydowana na Ciebie. - rzuciła z uśmiechem, posyłając mu przelotne spojrzenie i wracając do przewracania stron. Zacisnęła usta w zastanowieniu, bojąc się, że zdecyduje się ostatecznie dwa, zamiast jednego i jak rodzice to odkryją, to będzie kaplica. - Ile czasu nam zejdzie na poszczególną partię? Mnie się nie śpieszy, jednak dostosuję się do Twojego grafiku.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
To, co mówiła na temat motocykli było bardzo mądre i Dominik nie mógł się z tym nie zgodzić. Tak samo, jak z jej zdziwionym pytaniem dotyczącym kawy. On też nie rozumiał, jak można żyć bez porannej kawy i w ogóle nie lubić smaku tego napoju. Rozumiał jeszcze ewentualnie picie różnych rodzajów kaw, ale żeby tak w ogóle nic...? Abstrakcja! Pokiwał głową ze zrozumieniem, słysząc o staroświeckich rodzicach. - Ja myślałem, że mój ojciec nie jest staroświecki, ale okazało się... - zaczął, ale ugryzł się w język. Po pierwsze, co to mogło obchodzić piękną pannę Lanceley, a po drugie powinni się skupić na tatuażu i nie marnować czasu na ponure rozmowy. Machnął więc tylko ręką i nie kontynuował tematu. Domyślał się zresztą, że nie musiał wypowiadać na głos tego, co miał zamiar powiedzieć, bo Nessa doskonale wiedziała, o co mu chodziło. Pochodziła wszak z czystokrwistego rodu, znała Beatrice i nadal studiowała w Hogwarcie w domu Slytherina. Na pewno znała sytuację Emily. Uśmiechnął się półgębkiem. - Może kiedyś mi opowiesz, przy jakiejś irlandzkiej kawie - mrugnął do niej wesoło. Przechylił głowę w bok i uniósł brwi. - Niewymyślny? Mam nadzieję, że to komplement, bo nigdy nie słyszałem takiego określenia na swój temat - zaśmiał się krótko. Potem skupili się już na wyborze wzoru. Dominik kiwał głową, kiedy mówiła i chował te wzory, na które nie była chętna. - Zgadza się, łapacz snów bardziej nadawałby się tutaj z boku, poczynając od żeber - pokazał na schemacie ludzkiego ciała, który miał w portfolio. - Na karku taki wzór byłby dużo mniejszy lub zachodziłby wyżej na szyję bądź plecy. Znaczek nieskończoności jest bardzo popularnym wzorem, ale ten symbol zwierzęcego opiekuna... Ciekawy pomysł. Jesteś animagiem? - zainteresował się. - Jakie zwierzę? Dziewczyna wzięła jego porfolio i przez chwilę siedzieli w milczeniu, popijając kawę. Dominik uśmiechnął się na kolejne słowa Nessy. - Dobrze to słyszeć, dziękuję - powiedział tylko, bo nie widział sensu w zaprzeczaniu komplementom, zwłaszcza gdy sam dla siebie był reklamą. Umiał, oczywiście, malować czy rysować również na papierze, ale to ludzką skórę wziął sobie pod zawodowy warsztat. Bądź co bądź, to mu się udało i był z siebie dumny, że dotarł do miejsca, w którym obecnie się znajdował i to w całkiem młodym wieku. - Bardzo mnie to cieszy - dwornie skinął głową. I nie były to puste słowa, ale naprawde cieszył się, kiedy ktoś doceniał jego styl i pracę, wybierając go na swojego tatuatora. Dominik zastanowił się chwilę. - Magiczne tatuaże robi się nieco szybciej - przynajmniej mi tak wychodzą - więc z tym - wskazał na wzór, który pokazał jako pierwszy - lub jakimś w jego rodzaju, jeśli zdecydujesz się na zmiany, powinniśmy się wyrobić do wieczora. Prawdopodobnie ten na karku byłby gotowy dużo wcześniej, zależy na jaki wzór ostatecznie się zdecydujesz. Mi też się nie spieszy - dodał jeszcze. - Dla ciebie mam zarezerwowaną dziś resztę dnia, więc jak zdążymy możemy nawet machnąć oba - roześmiał się. - I, jak wspomniałem, gdybyśmy jednak nie zdążyli to umawiamy się po prostu na drugą sesję na inny dzień. W mojej pracy nie ma pośpiechu, to nie jest byle jaki rysunek, który zmyje się za tydzień.
Nie znała się na mechanice i silnikach tak, jakby chciała — obiecując sobie, że więcej czasu motoryzacji poświęci, jak już skończy studia i wybierze jakąkolwiek drogę w swoim życiu, bo na razie to tkwiła w kropce, nie mając pojęcia, co ze sobą zrobić. Znała się na muzyce, znała się na jubilerstwie, a jednak żadna z tych dziedzin wydawała się nie być właściwą na miarę drzemiącej w niej ambicji. Coraz częściej auror lub niewymowny chodził jej po głowie. Zaśmiała się na jego słowa, machając ostentacyjnie dłonią — bo przecież nic się nie stało. Pojawiła się dość późno w ich życiu, rzec można, że na ostatni dzwonek, więc tym starała się tłumaczyć ich konserwatywne poglądy. Młodość zostawili przecież dawno za sobą. Zrobiła łyka kawy, zerkając w stronę Rowle'a. - Nie przejmuj się. Jestem przyzwyczajona do tych reakcji. Ty masz rodzeństwo, to też inaczej. To znaczy, ja też mam, ale adoptowane z różnych przyczyn losowych. Tak krew z krwi, to jestem sama, wymagają więc perfekcji. - wytłumaczyła z delikatnym wzruszeniem ramion, nieco może żartobliwym tonem, chociaż była poważna. Na pewne rzeczy wpływu nie miała i dostosowywała się pod nie, co na szczęście nie przychodziło jej z trudem. Była dość uniwersalnym człowiekiem, który szybko akceptował aktualny stan rzeczy, chociaż tylko powierzchownie z nim sobie radził. Dominik i Nessa byli w stanie zrozumieć się bez słów lepiej, niż siebie o to podejrzewali, czego dowodem było krótkie, aczkolwiek intensywne spojrzenie. Powróciła uwagą do projektów, studiując uważnie przepiękne detale. Chociaż tematyka kilku prac była taka sama, każda z nich była indywidualnym i różniącym się od siebie obrazem. Na jego słowa zaśmiała się krótko — podobnie, jak on, kiwając głową. - Oczywiście, że komplement. Ostatnio usłyszałam to słowo w szkole. Śmieszne, prawda? - przerwała, skupiając na nią uwagę i odkładając portfolio na stół. Śledziła jego dłonie podczas ten pełnej analizy wypowiedzi, gdy sugerował i pokazywał jej to, jak wybrane przez nią motywy mogły wyglądać. Gdzie pasowały. Wydała z siebie ciche mruknięcie zamyślenia, niemal natychmiast rezygnując z łapacza na karku, jednak wizja przy żebrach wydała się jej całkiem atrakcyjna. - Nieskończoność zbyt popularna w takim razie, a ja nie lubię być jedną z wielu. To też więc zostawmy. Tak, jestem. O dziwo, ryś. Mówiąc, zgarnęła rudy kosmyk włosów za ucho, przesuwając palcami następnie po swojej szyi. Prawda była taka, że całe życie wyobrażała sobie majestatycznego wilka, który pilnował swojego stada, a nie niezależnego indywidualistę — kota. Nigdy nawet nie była fanką kotów, jednak teraz postrzegała te zwierzęta odrobinę inaczej. Nessa nie byłaby sobą, gdyby nie sprawdziła dokładnie charakterystyki swojego duchowego "ja", dochodząc ostatecznie do wniosku, że całkiem jej pasowało. No i był rudy, a to zawsze lepsze niż skończyć, jako wiewiórka. Miała chociaż pazury. - Beatrice mi z tym bardzo pomogła, jest niesamowita w eliksirach. - przyznała jeszcze, chwaląc swoją przyjaciółkę i robiąc jej dodatkowo reklamę przed przystojnym tatuażystom. Skrzyżowała ręce na piersiach.- Nie mam pojęcia, co mamy zrobić. Przepraszam, niby wiem, czego chcę, a jednocześnie nie wiem. Jak to jest z ukrywaniem magicznych tatuaży? Jest na to zaklęcie, prawda? Posłała mu zaciekawione spojrzenie. I z każdym kolejnym słowem, które Dominik wypowiadał, oczy jej delikatnie rozbłysły. Dlaczego tak ją kusił i chciał, aby od razu zdecydowała się na dwa lub trzy? Nessa była zwykle bardzo samoświadoma i wiedziała, że jak już zdecydowała się na tatuaż, to istniało bardzo duże prawdopodobieństwo na to, że będzie tu wracała po następne. Oczywiście kobieta nie powinna przypominać skrajnie zdobionego płótna, jednak drobne znaczki wydawały się jej niezwykle urokliwe. - No dobra. Skoro mam Cię na cały wieczór, zacznijmy może najpierw od karku? Ten pod biustem musimy rozpracować, bo mam małe wyobrażenie o tym, jak ten wzór można przekształcić. Czy odcisk łapy rysia nie wydaje Ci się zbyt banalny na szyję? Chociaż z pewnością byłby wyjątkowy, bo wydaje mi się teraz, że częściej pojawia się właśnie nieskończoność, tak, jak mówiłeś lub krzyże czy kwiaty. Usiadła wygodniej w fotelu, instynktownie unosząc dłoń i przesuwając palcami po swoim karku. To jedyne miejsce na jej ciele, gdzie nie miała nigdy zimnej skóry i nie przypominała jakiegoś trupa temperaturą ciała. Bo kolor był już inną bajką. Zgarnęła rude włosy na bok, pozwalając im opaść swobodnie przez ramię i ułożył się w dziwny kłębek na kolanach.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Przyznał jej rację, bo słowo "niewymyślny" raczej nie było standardowym komplementem, który słyszało się na co dzień. Dominik nadal nie do końca rozumiał, o co w nim chodziło, ale postanowił nie zagłębiać się w ten temat. Uśmiechnął się jednak na rozmyślania na temat znaku nieskończoności. - Tak też myślałem, nie wyglądasz jak "jedna z wielu", więc ten motyw zdecydowanie mi do ciebie nie pasował - stwierdził z uśmiechem. - Ale wiesz... Klient nasz pan, jak to mówią - wzruszył lekko ramionami. Jako tatuator poczuwał się do sugerowania klientom odpowiednich wzorów albo subtelnego odradzania. Jednak wiele tatuaży było kwestią gustu i chęci danego człowieka na dany wzór czy umiejscowienie, więc robił takie, jakie ludzie pragnęli mieć na swoim ciele. Gdyby Nessa zapragnęła jednak znak nieskończoności, oczywiście, dostałaby go. Spojrzał na dziewczynę z nieukrywanym podziwem. - Szanuję, ja nie czułem się na siłach, żeby nawet pomyśleć o byciu animagiem w przyszłości - zaśmiał się. - Poza tym bardziej skupiałem się na działalności artystycznej niż na zaklęciach czy transmutacji - powiedział, stukając wymownie w jedną z kart portfolio. - Albo eliksirach - dodał, kiedy Nessa wspomniała o Beatrice, na której wspomnienie uśmiechnął się mimowolnie. - Wierzę, w szkole była jedną z lepszych - powiedział jeszcze, wspominając szkolne lata. Dziewczyna miała eliksiry we krwi, jeśli można to tak dość niefortunnie ująć. - Tak - kiwnął głową. - Abscedo, ukrywa tatuaż na mniej więcej godzinę. Myślę, że tobie - jeśli jeszcze go nie znasz - opanowanie go zajmie chwilę, biorąc pod uwagę fakt, że udało ci się opanować animagię - posłał jej uśmiech. - Tylko trzeba pamiętać o odnawianiu go, jeśli będziesz z wizytą u rodziców dłużej niż godzinę - mrugnął do niej z wesołym uśmiechem. Dopił kawę i wyrzucił tekturowy kubek do kosza na śmieci. - Moim zdaniem nie jest zbyt banalny - pokręcił głową. - A dodatkowo ma dla ciebie znaczenie - zauważył. - Myślę, że będzie idealny - stwierdził. Potem przysunął do siebie kawałek papieru i naszkicował odcisk łapy rysia. Jako że nie był to skomplikowany projekt mógł to zrobić przy dziewczynie, nanosząc od razu sugestie i poprawki, które mogła na bieżąco podpowiadać. - Pasuje? - zapytał ostatecznie, gdy wzór był już gotowy, uwzględniając sugestie Nessy.
Nessa pomimo silnego charakteru, była idealnym przykładem człowieka dość prostego wewnętrznie i skromnego. Nie lubiła być tak naprawdę w centrum uwagi, ceniła sobie indywidualizm i samotność. Wierzyła w potęgę podstaw w magii, a także minimalizmu w ubiorze czy zachowaniu. Było biało lub czarno. Nie szła za modą czy popularnością, starając się żyć i funkcjonować w zgodzie ze sobą. W praktyce przynajmniej. Dlatego właśnie oblegany znak nieskończoności nie wchodził w grę. - Dziękuje. Ty też nie możesz być przeciętny, bo moja przyjaciółka jest niezwykle wybredna do mężczyzn, a o Tobie wyrażała się bardzo pozytywnie. -powiedziała ze szczerym wzruszeniem ramion, posyłając mu krótkie spojrzenie i pozwalając sobie wrócić wzrokiem do rysunku. - Oj wiem. Grając wcześniej zawodowo na skrzypcach — nawet nie wiesz, ile razy wybierali te same piosenki. Wywróciła oczyma na samo wspomnienie, kolejny raz ubolewając nad ubogą znajomością ludzi w muzykę. Większość szła za modą, wybierając utwór na swoje wielkie okazje, podobnie jak za modą szli z tatuażami. On miał jednak gorsza sytuacje, bo wzór na skórze zostawał na całe życie i poniekąd mógł czuć się odpowiedzialny. Nie ukrywała się ani nie rozpowiadała też swojego animagicznego sekretu. Gdy ktoś pytał, mówiła. Nie była to prosta dziedzina magii, faktycznie wymagała wielu lat zagłębiania podstaw i tajników, rozwijania wiedzy, czytania opasłych tomisk. Z drugiej jednak strony — czy istniała gorsza lub mniej potrzebna dziedzina magiczna? Każda stanowiła element niezbędny w świecie czarodziejów. - Wydaje mi się, że to kwestia predyspozycji i ćwiczeń. Zawsze dobrze radziłam sobie z czarami praktycznymi, czy to transmutacja, czy zaklęcia. A za to kompletnie nie rozróżniam roślin i gdyby nie pomoc z Beatrice, to pewnie bym przez to oblała. Na szczęście uczyła mnie receptur mikstur przerabianych w szkole i jakoś udawało mi się wybrnąć. - [i]zaśmiała się na wspomnienie długich godzin spędzonych w pokoju czarownicy, która wykazywała wobec Nessy olbrzymie pokłady cierpliwości. Była pilną uczennicą, ale przecież poza korepetycjami, Bea miała też studia i własne życie.[/i] - Zawsze chciałeś robić tatuaże? Oh, czyżbym nie była jej jedynym asystentem przy kociołku? Uniosła na chwilę brew wymownie, całkiem zadowolona z uzyskanej informacji. Będzie miała, jak jej dokuczać. Zacisnęła na chwilę usta, sięgając jednak po kubek i dopijając ostatecznie resztę kawy, westchnęła. Naprawdę chciałaby, żeby czarnowłosa chociaż przez chwilę była szczęśliwa ze swoim życiem romantycznym, bo obydwie były w tej kwestii dość pechowe. Tylko pytanie, czy Rowle był odpowiednim facetem? Słuchała jego instrukcji z uwagą, zaraz przypominając sobie strony przeczytanych przez siebie ksiąg pełnych zaklęć. Chyba zrzuciło się jej w oczy, jednak nigdy nie angażowała się w jego trening, bo przecież nie miała żadnych tatuaży. Miała dobrą pamięć, nie powinno być problemu. - Okey, przekonałeś mnie. Zaklęcie rozwiąże problemem mojego małego sekretu, przynajmniej dopóki nie wyprowadzę się z domu. - odparła z zadowoleniem, czując się trochę głupio, że tak ją komplementował. Oczywiście, opanowanie animagi było wymagające, jednak wierzyła, że każdy tak naprawdę miał na to szanse. Swoją drogą, rodzina Dear bardzo jej pomogła — Liam zaszczepił w niej miłość, Beatrice pomogła z miksturą. - Mogę zawsze dać Ci odcisk łapy, skoro uważasz, że to niezły pomysł. Według wierzeń tatuaż z symbolem zwiększa siłę w formie zwierzęcej. - rzuciła luźno, całkiem przekonana do pomysłu, skoro sam Dominik uznał go za niezły. Obserwowała z zaintrygowaniem, jak sunął ołówkiem po pergaminie, tworząc znany jej dobrze kształt, często widziany w ziemi po odwróceniu głowy. Miała wrażenie, że skupiając się na rysunku, Rowle nabiera delikatności. - Tak! Jest idealny! Na kark czy na biodro, bo nie wiem, którą część garderoby zdejmować? Podniosła się z krzesła, wyrzucając również kubek po sobie i przeciągając się leniwie, oparła dłoń na biodrze, zawieszając na nim spojrzenie — gotowa do działania. Karmelowe ślepia aż błyszczały z ekscytacji.
Dominik Rowle
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 187
C. szczególne : Blizna na skroni po wypadku w szwajcarskich górach.
Dominik usmiechnął się. - Miło to słyszeć - powiedział, a zadowolony uśmiech nie chciał zejść mu z twarzy przez następne parę minut. Zawsze to przyjemnie słyszeć o sobie takie słowa. - Prawdopodobnie tak, ale i tak podziwiam. I trochę zazdroszczę, to musi być niesamowite posiadać taką umiejętność - pochwalił ją. - Właściwie... - zastanowił się. - Właściwie mogę powiedzieć, że od zawsze. Od kiedy pamiętam lubiłem rysować, a pomysł o wykonywaniu tatuaży krystalizował się w mojej głowie od dłuższego czasu, zanim przyznałem ostatecznie, że to jest mój plan na życie. Miałem szczęście, że w tak młodym wieku postanowiłem, co chcę robić i kocham to, co robię. Niektórzy nie mają takiego szczęścia - uśmiechnął się lekko. - Owszem, często musiała mnie ratować z eliksirowych tarapatów - zaśmiał się, przypominając sobie szkolne lata. Słuchał jej uważnie, kiedy mówiła o zwierzęcym symbolu. - Interesujące! W sumie, dobrze wiedzieć. Jak kiedyś wpadnie mi do głowy pomysł próbowania zostania animagiem, to wiem, jaki tatuaż sobie sprawić - powiedział z uśmiechem. Poczuł znane uczucie niecierpliwości i adrenaliny napływającej do żył, bo wiedział, że zbliżali się już do konkretów, czyli wykonania tatuażu. Cieszył się, że Nessie podoba sie jego projekt. Zlustrował ją wzrokiem, kiedy wstała, opierając dłoń na biodrze. - Widzę go na biodrze - powiedział z całkowitą pewnością. - Ale ostateczna decyzja należy do ciebie, szyja to też dobre miejsce - powiedział, nie chcąc przecież decydować za dziewczynę. Ta jednak poparła pomysł biodra. Dominik wskazał jej miejsce, gdzie powinna się położyć, bo w takiej pozycji będzie najwygodniej. Kiedy odsłoniła miejsce, w którym miał być wykonany tatuaż, Dominik odbił projekt na jej skórze, aby mieć odpowiedni szkic. Złapał różdżkę w dłoń. - Przy magicznych tatuażach możesz odczuwać silne ciepło bądź pieczenie - ostrzegł klientkę standardowo. - Gotowa? - zapytał, a kiedy potwierdziła przystąpił do pracy. - Fuco - powiedział wyraźnie w kierunku różdżki i rozpoczął rysowanie odcisku łapy. Operował różdżką, jak ołówkiem, a na skórze dziewczyny pojawiały się kolejne linie, znające pewną rękę tatuatora. - Chcesz go jakoś ożywić? - zapytał, nie odrywając wzroku od pracy. - Może mienić się trzema kolorami albo zmieniać go w zależności od nastroju, może poruszać się jak zdjęcie albo wędrować po ciele, choć dwie ostatnie opcje raczej odpadają. Bo jak ma się w miejscu poruszać odcisk łapy, a skoro chcesz go ukrywać to raczej nie powinien wędrować, gdzie mu się żywnie podoba - zaśmiał się, odrywając na chwilę różdżkę od pracy. - Osobiście, bardziej widzę go w czerni niż w kolorach, będzie się wydawał bardziej poważny i majestatyczny, ale zapytać muszę - dodał jeszcze, spoglądając jej pytająco w twarz.
Wzruszyła ramionami, bo przecież nie powiedziała niczego, co zakrawałoby na kłamstwo. Lance nie lubiła kłamać, bo i po co? Miała wrażenie, że brak szczerości jest tylko próbą zamaskowania własnych słabości. Podczas spotkania z Rowlem była nieco żywsza i bardziej entuzjastyczna, niż zwykle, tkwiąc pod wpływem alkoholu i papierosów — otumaniona na umyśle z zaburzoną pracą trybików. Nie była jednak pijana, bo głowę miała mocniejszą niż nie jeden chłop, co to ma dwa metry. - Na dobrą sprawę, to jest w stanie to osiągnąć. Potrzeba pracy i systematyczności, zaparcia. Ah no i świadomości z konsekwencji. - chociaż brzmiała skromnie, rudej wcale nie chodziło o to. Jej zdaniem największe ograniczenia ludzie narzucali sobie sami, zapominając, aby patrzeć dalej i sięgać po więcej. Samodoskonalenie było jedyną drogą do satysfakcji, którą ślizgonka znała. Karmelowe ślepia przesunęły po twarzy tatuażysty, słuchając uważnie. Dobrze było słyszeć, że istnieli jeszcze ludzie, którzy kierowali się w życiu swoimi zainteresowaniami, a nie możliwościami finansowymi. Przynajmniej praca sprawiała mu satysfakcję.- Masz rację. A co może być gorszego, niż spędzenie pięćdziesięciu lat na tym, co doprowadza nas do szału? Taak, Beatrice ma to do siebie, że nie odmówi pomocy, gdy ktoś poprosi. Uśmiechnęła się nieco czulej na myśl o swojej przyjaciółce, chociaż była sporo starsza i w momencie, gdy ona kończyła podstawowe klasy Hogwartu, ta była już na studiach. Zawsze jednak miała dla Nessy czas i wyciągała ją, pomiędzy spotkaniami z przyjaciółkami. Pokręciła głową z rozbawieniem. - To tylko opowieści — ale jak dojdę do tego, czy prawdziwe, dam Ci znać. - obiecała, nie chcąc w żaden sposób wprowadzać go w błąd. Miała jednak nadzieję, że wrażenia i legendy okażą się prawdziwe, a niewielki tatuaż poprawi scalenie zmysłów oraz sposobu postrzegania świata, który miała w formie zwierzęcej. Wstała, zadając mu jeszcze kilka pytań i sięgając po ostatnie rad. Kto powiedział, że zaprzestaną na jednym?? - Niech będzie biodro, przynajmniej zawsze będzie schowany. Tylko to nie taka duża łapka, bo te rysiowe to by mi podejrzewam, tam nie wlazły zbyt ładnie. - zaczęła ze spokojem, zgarniając włosy na plecy i ze spokojem przeciągnęła się, przesuwając spojrzeniem po studiu. Nie była kimś, kto bał się bólu, igieł czy odrobiny dyskomfortu.- Możemy zaczynać. Potwierdziła swoją gotować, całkiem ufając artyście i kierując się w stronę wskazanego miejsca, ułożyła się wygodnie, odsłaniając wybrane miejsce. Kiwnęła głową na jego ostrzeżenia, dając sygnał, że mógł spokojnie zabrać się do pracy. Faktycznie, odrobinę piekło, gdy różdżka zaczęła przesuwać się po skórze, rdzeniem wypalając w pewien sposób magiczny atrament tak, aby tkwiła w któreś jej warstwie — nie miała pojęcia, której. Na szczęście miał chłodne dłonie, które równoważyły nieprzyjemne momentami ciepło. Wlepiła w niego wzrok, słuchając jego pomysłów, nieco zaskoczona ilością możliwości. - Zaskoczyłeś mnie tym wszystkim. -mruknęła, unosząc dłoń i przesuwając palcami po powiekach, zostawiła je na chwilę przymknięte — nie mogła sobie wyobrazić ani mieniącej się w trzech kolorach łapki, ani też wędrującej swobodnie po ciele, bo co, jeśli na zajęciach zachce się jej wejść na polik? Zacisnęła usta, przekręcając głowę w jego stronę, aby po otworzeniu oczu, napotkać jego spojrzenie.- Podoba mi się Twój pomysł z czernią, bardziej do mnie pasuje. Może przy odkrytej skórze nabierze odrobiny trójwymiaru? Zapytała z ciekawością, chcąc wyjść z jakąkolwiek inicjatywą, a nic lepszego rudej do głowy nie przyszło, niż to. Bo brokaty czy ozdobienie tego w inny, błyszczący sposób wydawało się Nessie mało eleganckie. Ufała jednak Dominikowi, chcąc iść za jego radą. Praca trwała kilka godzin, które mogli spędzić na rozmowach i obgdywaniu Beatrice.
|ZT x2
+
Ostatnio zmieniony przez Nessa M. Lanceley dnia Nie Mar 21 2021, 18:57, w całości zmieniany 1 raz
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Jajko:#3 -J, drugie jajko zdobyte; drugi rzut to pomyłka XD
Faktycznie ponieważ mój najlepszy ziomek, nie wiem dlaczego nie gościł na swojej leżance zbyt wiele pięknych kobiet; co tylko wzmacniało mnie w przekonaniu, że kobiety kompletnie się nie znają, gdybym ja był dziewczyną z buciorami bym próbował wkroczyć do łoża i życia Boyda (z pewnością wszystkich by to zdziwiło). Musimy jednak ustalić sobie co robimy, kiedy jednak udało mi się zauważyć tą niezwykle ważną sprawę. - Nie to - powtarzam bardzo bystro, kręcąc głową z przekonaniem, jakbym w pełni Cię rozumiał, a nie próbował jakoś ogarnąć moje kiepsko działające szare komórki. - Emosjonalnie - jeszcze raz papuguję po Tobie z miną myśliciela i teraz z kolei kiwam głową trochę pijąc whisky, a trochę ją wylewając na kolanka. - Szszszsz... - uciszam Cię sprytnie kiedy wspominasz o naszej umowie, bo przecież nikt nie może wiedzieć o tajemnicach największych ogierów Hogwartu. - Riki tiki z Viki - powtarzam po Tobie po raz trzeci i chichoczę niezwykle rozbawiony z pięknego połączenia tych słów. Kiedy już ustaliliśmy, że świetnym pomysłem będzie wspólne wytatuowanie swoich mord na klatach i zdecydowanie mniej dyskusyjne, proste w przekazie jeśli chodzi o naszą męską miłość, niż ustawianie statusów na wizzie, zarzucam ręce na Twoje ramiona i wyruszam w podróż. Trochę się idzie do tego studia, a po drodze znajduję nawet to śmieszne jajko, które tym razem grzecznie leży i nie ucieka mi, więc mogę go sprytnie schować do kieszeni. Za to kiedy dochodzimy w końcu do studia ofc. Okazuje się, że miejsce jest otwarte! A przynajmniej tak nam się wydaje, bo kiedy szarpiemy klamkę drzwi nie chcą się otworzyć, a przecież wyraźnie widać, że jest zapalone mgliste światło i jakiś człowiek siedzi w środku. - Ej, ej! - próbuję zwrócić uwagę gościa i walę w drzwi, mając nadzieję, że zauważy takich ważnych klientów! A kiedy ten doczłapuje się do wejścia i lekko zdumiony uchyla drzwi, tak bym sobie na trzeźwo pomyślał, że raczej nie wygląda jak ktoś kto potrafi zrobić jakikolwiek tatuaż. Za to myślę, że byłby świetny w sprzątaniu odchodów psich w parku. - Przepraszamy, my tu musimy koniecznie, koniecznie zrobić sobie tatuasze - mówię błagając dziwnego ziomka i już klękam przed nim ze złożonymi rękami, by podkreślić wagę problemu.
Ciężko mu było stwierdzić czy studio znajdowało się tuż za rogiem czy na drugim końcu miasta, bo stracił poczucie czasu – wiadomo, jak to w doborowym towarzystwie – i nie miał też pojęcia, w którym kierunku idą, ważne jednak, że ostatecznie dotarli do swojej destynacji. W czasie gdy Fillin zaczął jakieś pertraktacje z obecnym w środku typem, na pierwszy rzut oka mało przyjemnym, Boyda rozproszyło kolejne jajko, lewitujące kawałek dalej; kicnął po nie szybciutko, tak by zaraz móc dołączyć do ziomka, niestety po drodze potknął się, upadając na ryj, zaś zdobycz przepadła bezpowrotnie w pobliskim rowie. Zniesmaczony porażką, wrócił bliżej Fillina, nie zauważając nawet, że zrobił to imponującym zajęczym susem; gdy zaś otworzył usta, by dołączyć do gorących próśb, z jego ust zamiast słów wydobyło się gdakanie. Dziwne, ale szczerze – i tak nie wiedział, co mówi. Nie był przekonany, czy typ ulegnie sile perswazji dramatycznie klęczącego na bruku Fillina, więc na wszelki wypadek postanowił wytoczyć cięższe działo i pociągnął za drzwi, otwierając je szeroko, gotów do tego by zaraz wjechać do środka z buta, a potem oznajmił, starając się brzmieć groźnie oczywiście: - Słuchaj no, albo dostaniesz galeony albo w mordę – a przez to nieszczęsne gdakanie, którym przeplatana była wypowiedź, uzyskał raczej komiczny efekt, no i nie wziął też pod uwagę tego, że typ jest uzbrojony w miotłę, a ich wystarczyłoby szturchnąć lekko palcem, by obaj leżeli spacyfikowani na podłodze. Sprzątacz nie wyglądał na szczególnie przejętego ani błaganiami Fillina, ani pogróżkami Boyda, nie był też zbyt bystry, ale z pewnością szczwany i łasy na łatwy zarobek, dlatego usłyszawszy o pieniądzach zaraz burknął z chytrym uśmiechem, wyciągając łapsko po zapłatę: - Czterdzieści – (był też przy tym zaskakująco uczciwy, w końcu podał kwotę zgodną z cennikiem lokalu, to się chwali; a może po prostu nie wyglądali na takich, co by mieli przy sobie więcej?)
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Dobrym pytaniem też byłoby jakim cudem w ogóle dodarliśmy do tego studia tatuażu. Trzeba przyznać, że to była zaiste boska interwencja. Poprzetykana co prawda takimi drobnostkami jak łapanie jajek (wielkanocnych), złorzeczenia na płeć piękną i parę okazji do naprawdę zacnych przewrotek. W końcu jednak zjawiamy się pod drzwiami niespecjalnie przyjemnego pana, którego ja właśnie błagam na kolanach, brudząc sobie swoje eleganckie spodenki na tym londyńskim bruku. Oczywiście Boyd bierze się zupełnie inaczej do roboty niż ja, próbując dość klasycznie kwestii zastraszania. I dla odmiany ani jedno, ani drugie nie zadziałało. Muszę przyznać, że już ze zrezygnowaniem i łzami w oczach powoli planowałem się oddalić, jeszcze może ostatnimi błaganiami odzierając się z resztek godności. Ale wtedy stało się coś całkiem niespodziewanego. Boyd wyjął jakieś swoje ciężko zarobione zaskórniaki i dał w łapę dziwnemu gościowi. I oczywiście to dopiero podziałało, więc wchodzę za moim ziomkiem do lokalu rozglądając się po pomieszczeniu. - No dobra, więc... umie się pan tym posługiwać? Myśleliśmy o wytatuowaniu sobie naszych twarzy na piersiach. Cena nie gra roli! - mówię i by wyjaśnić dokładnie o co mi chodzi pokazuję na mordę mojego ziomka, a potem rysuje ją bardzo obrazowo na swojej klasie, żeby dokładnie wiedział co mam na myśli. I chociaż już chcę zdejmować koszulkę, by dać się dziarać, ale wtedy patrzę na jego sprzęt, czyli mopy, wodę i inne sprzęty do czyszczenia, co daje mi do myślenia, że to może po prostu jakiś charłak, pracujący tu wieczorami i może wcale nie jest tutaj maestro tatuaży. - Albo wybierzemy coś łatwiejszego? - bełkoczę jakże bystro do mojego przyjaciela, kiedy widzę jak gość podchodzi do tych igieł z tuszem.
Pewien bardzo groźny, i przy okazji bardzo mądry zapewne, mugol powiedział kiedyś, że dobrym słowem i pistoletem można zdziałać znacznie więcej niż samym dobrym słowem – Boydowi zawsze się wydawało, że to prawda, teraz jednak miał okazję dowiedzieć się nowej prawdy, otóż najwięcej można było zdziałać galeonem. Niestety, dzięki mocno ograniczonym zdolnościom poznawczym nie zapamiętał tej cennej lekcji na przyszłość, a może to i dobrze, w końcu nie miał tyle galeonów, żeby zacząć nagle nimi szastać na łapówki. Po udanym wtargnięciu do lokalu od razu zaczęli tłumaczyć gościowi o co chodzi; Bogi nie skumał, że coś tu jest nie tak, nie zauważył nawet tych mopów i mioteł, chociaż tatuażysta jedną z nich ciągle trzymał w ręce (chyba na wypadek konieczności samoobrony, co było całkiem mądrym posunięciem); po słowach Fillina zamyślił się głęboko. Z jednej strony bardzo pragnął posiadać wizerunek najlepszego kumpla na całej klacie, z drugiej zaś przyszła mu do głowy inna myśl. - Wiesz co… słuchaj. Słuchasz? – upewnił się, tłukąc go w ramię, co w jego mniemaniu było tylko lekkim stuknięciem palcem – Bo… to może będzie samolubne ale wiesz… ty jesteś taki… taki piękny mężczyzna że jak wiesz… już nigdy nie wyrwę żadnej dziewczyny bo mnie przyćmi twoja podo… podob… twój ryj no – dokończył, dla odmiany chwytając jego głowę w ręce w bardzo romantycznym, choć trochę topornym geście – Słowa mówią więcej niż ryje – dodał filozoficznie, poważnym tonem, po czym czknął i puścił wreszcie twarz Fillina, a potem pomyślał jeszcze chwilę i zwrócił się uroczystym tonem do typa – PAN MI PIERDOLNIE O TUTAJ TAKI… TAKI NAPIS: „FILLIN IS MY LIFE”. To moje motto. Dobre, nie? – dodał, zerkając na ziomka w poszukiwaniu aprobaty, a gdy ją otrzymał, brawurowo wskoczył na fotel i wyciągnął rękę, gotów do oszpecenia upiększenia się kunsztownym dziełem sztuki – Pan robi, a ty myśl co ty chcesz – pogonił sprzątacza i Fillina, rozsiadając się wygodnie, a myślami już wędrował do McMagic, które w tej chwili postanowił odwiedzić jak już skończą. Coś tam go piekło, coś tam go kłuło, ale w sumie nie zwracał na to uwagi, zajęty własnymi błyskotliwymi przemyśleniami i jakąś głupią gadką z przyjacielem; gdy było już po wszystkim (wydawało mu się, że to trwało bardzo krótko, ale kto to tam wie), zaczął podziwiać napis zdobiący od dziś na wieki jego przedramię, koślawy jakby pisany przez jego siedmioletnią siostrę i głoszący dumnie: „Fillin are my live”. Przyglądał mu się chwilę w milczeniu, mrugając intensywnie by uzyskać ostrość wzroku która pozwoli mu go przeczytać (nie udało się), aż wreszcie poddał się i zawołał: - NO I ZAJEBIŚCIE – autentycznie zachwycony, nie dostrzegając w dziele ani jednej wady. Tatuaż był jeszcze piękniejszy niż sobie wyobrażał. Był Fillinem wśród tatuaży. Rozentuzjazmowany, popchnął ziomka w stronę stołka, bo nadeszła jego kolej.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Patrzę zdumiony wyznaniem kumpla i kładę dłoń na sercu, jakże wzruszony, że tak myśli o mnie mój najlepszy ziomek. Niemalże ocieram łzę, która pojawia się na moim policzku. Pojawia się? A może nie? Kto to wie, ja mam wrażenie, że niemalże wybucham szlochem. - Jak mozszesz tak mówić! Masz najpiękniejszy ryj w całej galtyse! - krzyczę przerażony takim myśleniem mojego najlepszego ziomka i równocześnie najprzystojniejszego mężczyzny jakiego znam. Któremu teraz kładę ręce na ramionach, kiedy ten pokracznie łapie moją buzię, w geście romantycznym, chociaż równie dobrze mogła to być próba skręcenia mi karku, gdyby akurat jakiś przechodzień zajrzał do nas. Przychodzi kolejne wzruszenie, kiedy słyszę motto życiowe mojego przyjaciela i ponieważ wciąż mi ściska w gardle ten napływ pijackich emocji, jedynie kiwam głową i czułym klepaniem wyrażam swoją wdzięczność oraz niesamowity zachwyt nad tym mottem. - Boli? Boli? - pytam raz za razem próbując zaglądać przez ramię mężczyźnie, który robił tatuaż i jeszcze wdając się w jakąś głupią gadkę, żeby tylko mój ziomek zapomniał jeśli faktycznie jest to tak mocno niekomfortowe jak słyszałem. Kiedy jest koniec podekscytowany stoją obok mojego ziomka i również przypatruję się pilnie napisowi i uznaję, że jest... IDEALNY. - JEST CUDOWNY! - mówię i wpadam jeszcze ziomkowi w ramiona, by trochę się poklepać i poprzytulać. Kiedy odrywamy się od siebie już siadam na jego miejscu i pochylam głowę. - Ja chcę ALL FOR BOYD, myślę, że to dobrze odd... i daje to co czuję - mówię i stukam się po szyi tuż nad krańcem koszulki, gdzie wymarzyłem sobie tatuaż. Nasz specjalista pochyla się nade mną, a ja krzyczę i jęczę, bo strasznie to boli, ale na szczęście trochę popiłem, a obok mój irlandzki ziomeczek zaczyna pierdzielić farmazony, więc nawet zapominam o tym okropnym bólu. Bo paru godzinach (znaczy nie wiem dokładnie ile to w ogóle trwało), mężczyzna oznajmia, że koniec roboty. Na karku mam napisane pięknie ALL FOUR BOYD. To dopiero gratka. - I co, i co? - pytam przyjaciela, próbując pokazać mu moje wyznanie miłości, chcę też to zobaczyć w lustrze, ale zapomniałem, że tak średnio widać napisy w odbiciu.