To mugolskie miejsce... albo raczej na takie wygląda. Można zrobić tutaj również magiczne tatuaże!
Ceny tatuażu: - Tatuaż zwykły 20G - Tatuaż zmieniający kolor (trzy kolory) 40 G - Tatuaż poruszający się w miejscu (jak zdjęcie) 50 G - Tatuaż poruszający się po całym ciele 70 G - Tatuaż zmieniający kolor w zależności od nastroju 100 G Jeśli chcesz np. tatuaż zmieniający kolor i poruszający się w miejscu płacisz 90 G, czyli sumujesz odpowiednie kwoty. Można tu zrobić również dowolny piercing!
Teleportowała się wraz z Ann przed studio, jeszcze trzymając dłonie na jej oczach. - Kochanie, prawda, że niedawno miałaś urodziny? - rzekła przy jej uchu, dotykając ustami jej płatek - Teraz czas na mój prezent... Chciałam, abyś go zapamiętała... I wydaje mi się, że to dobry pomysł, jednak jeśli się nie zdecydujesz... Zrozumiem - wzięła dłonie z jej oczu, ukazując salon z bilbordem "salon piercingu i tatuażu". Całe wnętrze było zachowane w czerni i czerwieni. Ktoś się musiał nieźle napracować. Po prawej stronie na szklanej ścianie wisiało wiele wzorów na zdobnictwo ciała. Zaś po lewej kolczyki. Na środku pod samą ścianą stały czarne, skórzane sofy. Zastanawiała się, czy lepiej byłoby dać zielone akcenty na uspokojenie zamiast czerwonych. Wszystko było utrzymane w sterylnym porządku, a prace tatuażystów aż zachęcały do odważnego czynu! Uśmiechnęła się do niej, ujmując jej dłoń - I jak?
Porządki? Oj Adrienne na pewno nie należała do osób, która sprząta i w ogóle. Poza tym jak można sprzątać skoro się nie nabrudzi? Oczywiście, jeżeli ma gości czy coś to tak, stara się wszystko wyczyścić, ażeby nie było wstydu, ale na co dzień? Mycie podłóg czy czegokolwiek ją można powiedzieć przerażało. Ale od czego jest magia? Jest już pełnoletnią czarownicą, dlatego też w jej mieszkaniu aż dudni magią. Szklanki, talerze latają po kuchni same się układając. Kochała magię, uwielbiała ją. Nie wyobrażała sobie mugolskiego życia. Chociaż kto wie do czego ją życie zmusi? Może będzie musiała kiedyś odstawić różdżkę, azeby oddać się mugolskiej rodzinie? Swojej, mugolskiej rodzinie? Jej dzieci muszą być czarodziejami, nie wyobrażała sobie innej ewentualności. Rienni? Klemens ją tak przezwał, szczerze powiedziawszy nigdy by do swojego imienia takiego zdrobnienia nie użyła. No ale najwyraźniej można i da się tak? Adrienne bardzo jej się to podobało. Mężczyzna w jakimś stopniu imponował jej. Spojrzała na niego z lekkim przerażeniem. - Tak, chyba się zdecydowałam, ale boję się jak cholera... - mruknęła do niego. Nie wiedziała co mogłaby sobie namalować na swoim ciele, miała nadzieję, że Klemens podpowie jej. Słyszała, że tatuaże na ciele jak się ma mają znaczyć jej charakter i ogólnie ażeby znaczyły coś o danej osobie. Więc stwierdziła, że najlepiej jak ktoś z osób trzecich powie jej coś na jej temat. - Nie boli, nie? - zapytała. Dlatego też na sam początek chciała coś małego w miejscu gdzie najmniej boli, ale to Klemens musi się wtrącić i jej o tym powiedzieć.
Tutaj nie było miejsca na bajzel, powiedzmy sobie szczerze. Kto by tutaj przychodził? Musiał z czegoś żyć, a skoro bycie ulicznym grajkiem mu nie wyszło... Musiał ograniczyć się do piercingu i tatuażu. Nie żeby narzekał, czy coś. Nie był pewny czy magia jest czymś, bez czego nie wyobrażał sobie życia. Prawda jest taka, że nie nigdy nie czuł tej euforii przy używaniu różdżki. Nie skakał z radości kiedy dowiedział się, kim jest. Bo to jedynie oznaczało, że w jego rodzinie jest czarodziej. Czarodziej, którego szczerze nienawidził, który dosłownie zniszczył życie jego matki. Historia smutna, zapewne powszechna ale dla niego wciąż dość świeża. Szczerze? Od dawna miał gdzieś to, co dzieje się z jego "ojcem". Jedna widok... Wróć. Cofaj się. Nie chcesz wchodzić na te rewiry. Powiedzmy po prostu, że od zawsze radził sobie bez magii. A od momentu kiedy dowiedział się, że potrafi z niej korzystać... Cóż, nic dobrego z tego nie wyszło. Był wychowywany jak mugol i wciąż będzie robił to, czego został nauczony w dzieciństwie. Adrienne było dla niej zdecydowanie za poważne. Przynajmniej w jego mniemaniu. Lubił użyć skrótów, takich, które miały jakieś znaczenie dla niego. -To musi wyjść od Ciebie, wiesz? Nie mogę Ci powiedzieć czy tego chcesz czy nie... -Powiedział spokojnie.-Musisz być zdecydowana. Słowo "chyba" nie widnieje w moim słowniku złotko.-Puścił w jej kierunku perskie oczko i uśmiechnął się szeroko. On sam miał chyba trzy tatuaże, które wyszły z kompletnie idiotycznej inicjatywy. Był pijany. Bardzo często wściekły... Ale był z nich dumny. Ten człowiek nie wstydził się niczego, co kiedyś na pewno doprowadzi do jego zguby. -Najbardziej boli w miejscach, gdzie skóra jest najdelikatniejsza. Najcieńsza, że tak to ujmę.-Powiedział spokojnie i przysunął się na krześle do dziewczyny. Chwycił jej dłoń i palcem drugiej ręki zaznaczył miejsce od nadgarstka po wewnętrzną stronę ramienia.-W Twoim przypadku wydaje się, jakby było to niemalże wszędzie.-Zaśmiał się. Palcem, którym kreślił miejsce na jej dłoni wskazał miejsce za uszami, lekko zjeżdżając w dół.-Ból zależy od wszystkiego. Od miejsca, od samej wrażliwości osoby... Możesz nawet nic nie poczuć. Nie jesteś alergikiem, prawda? -Uniósł lekko brew. Najgorzej gdyby była uczulona na tusz. W tym wypadku radziłby jej trzymać się z daleka od takich miejsc.
Każdy robi to co lubi prawda? Adrienne na przykład nie nadawałaby się kompletnie do takiego zawodu jaki wykonuje Klemens. Ona i ranienie człowieka w jakikolwiek sposób? Matko to w ogóle do niej nie pasuje. Wiadomo każdy robi to na własną odpowiedzialność, przecież nikt go do tego nie zmusza. Adrienne w żaden sposób nie wyobraża sobie życia bez magii. Wychowała się na niej, może nie była stu procentową czarownicą, ale większą połową. Rodziców miała czarodziejów, a to, że w rodzinie byli jacyś mugole. Ehh. No cóż. Może gdyby miała krystalicznie czystą krew kto wie czy Tiara Przydziału nie przydzieliła jej do Slytherinu. Dokładnie pamięta jak wahała się nad wyborem domu dla niej. Jej to było w sumie obojętne, w szkole w Beauxbatons można powiedzieć, że nie było domu który byłby jakiś potępiony przez innych uczniów, tutaj jednak tak było. Od kiedy się przeprowadziła do Hogwartu każdy jej powtarzał, że Slytherin to jest ten zły dom, ona tam nigdy tego nie zauważyła, wręcz przeciwnie. Zawsze miała dobre kontakty ze ślizgonami i ma do tej pory. No ale cóż. Ona nie miała mu za złe, że ten ją przezywał po swojemu. Po prostu była do tego przyzwyczajona, że zawsze nazywano ją tak jak brzmi jej prawdziwe imię. A to, że ktoś sobie wymyślił przezwisko na nią wcale jej nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. - No ok jestem zdecydowana. - mruknęła do niego i uśmiechnęła się. Może jakoś przezwycięży ten strach? Może wcale nie będzie ją to bolało? Klemens może będzie się starał ażeby tak było, miała taką nadzieję. Poczuła niesamowite ciepło gdy Klemens zaznaczał na jej ciele jakieś zygzaki swoimi palcami. Czuła się naprawdę bardzo dobrze. Nie było przekonana do samego końca do tego tatuażu, ale może jakiś mały, prawda? Na razie chciała na miejscu, który nie jest widoczny dla innych. Co będzie jak się nikomu nie spodoba? Ona tam się nikomu nie ma zamiaru podobać, bo na tym jej kompletnie nie zależy, ale jednak skoro robi się tatuaż to jednak wypadałoby, ażeby się komukolwiek podobał, prawda? - A masz jakieś propozycje wzorów? - zapytała. Sama nad tym kompletnie nie myślała, mogłaby sobie wymyślić sama, ale czy Klemens podołałby jej kryteriom?
Ranienie kogoś? Nieee. To tak nie wyglądało, w żadnym znaczeniu i w żadnym stopniu. W końcu jest to umyślne i za zgodą tejże osoby, prawda? Inni mają czerpać z tego jakąś dozę przyjemności, pocieszenia i co z tego, że przy okazji może troszkę zapiec? Nic nie odbywa się bez zapłaty. Dosłownej czy też nie. Czy chodziło o to, że jego krew jest jedynie w połowie mugolska? Czy w połowie czarodziejska? Nie o to chodziło. Nie miał nic do mugoli ani do czarodziei, po prostu dziwił go fakt a może nawet bardziej zasmucał, jak niektórzy czarodzieje potrafią być zacofani w swojej magii. I wyobrażeniu, że tylko ona jest przydatna do życia i że bez niej, cóż, życie nie jest zbyt wiele warte. Klemens cenił pracę ręczną, wszystko, w co człowiek włożył wiele wysiłku. Nie tylko fizycznego, ale i emocjonalnego. Coś, co wymaga od nas większej pracy i skupienia, ofiarowuje o wiele więcej w zamian niżeli coś, co przychodzi nam z łatwością. Bo w końcu, tak jak szybko do zyskaliśmy, tak szybko może to być nam odebrane. Zero radości czy dumy z tego, czego się dokonało to najgorsze z możliwych scenariuszy. Przydział na domy... Szczerze nienawidził ograniczeń, którymi człowiek obarczył drugiego człowieka. -Muszę Ci się pochwalić, że żaden klient nie narzekał na ból kiedy to oto te, zwinne paluszki zajmowały się ich dziełami. -Uśmiechnął się lekko, podnosząc do góry dłonie i teatralnie machając palcami. -Najważniejsze jest to, abyś Ty czuła się dobrze z tym, co pozostanie na Twojej skórze.-Westchnął cicho, przekręcając głowę.-Choć będzie to dla mnie wielkim żalem... Zawsze wyobrażałem sobie, jak to będzie kiedy tu wejdziesz i w końcu będę mógł puścić wodzę mojej fantazji co do pracy nad Twoim ciałem.-Powiedział to tak, jakby była to najnormalniejsza rzecz pod słońcem. Cóż, dla niego właśnie tak było. Jeżeli coś wpadło mu w oko, miał na tym punkcie lekką obsesję. A ona miała niesamowitą skórę. -I nigdy nie mogłem znaleźć odpowiedniego połączenia. Bo widzisz, masz niesamowitą skórę.-Mruknął cicho, jakby do siebie. Po chwili szeroko się uśmiechnął i podniósł na nią swoje spojrzenie.-Coś małego.-Mruknął i rozejrzał się. Odwrócił się na krześle i wszedł do pomieszczenia dla personelu. Wrócił z książką, w której były wzory odpowiedniej wielkości do tego, co chciała Ad. -Jak mówiłem, to musi mieć znaczenia dla Ciebie. Coś co lubisz, może coś z czym się identyfikujesz.-Podał jej książkę. -Przejrzyj.-
Adrienne mimo iż była puchonką to była naprawdę odważną dziewczyną. Ojciec jej się zawsze dziwił jakim cudem ona wylądowała w takim domu, ale Adrienne była z niego bardzo zadowolona i na ten moment nie wyobrażała siebie w innym. Hufflepuff był dla niej domem, drugim a może i nawet pierwszym domem, bo tego rodzinnego domu i ciepła za bardzo nie doznała jako dziecko. Wolała o wiele bardziej spędzać czas w szkole niżeli w swoim domu we Francji. Pewnie już tam nigdy nie pojedzie, Boris jak będzie chciał ją odwiedzić zawsze może to zrobić w Londynie, prawda? Ona na pewno nie będzie wędrowała taki kawał, ażeby patrzeć na swoją ukochaną macochę, którą szczerze powiedziawszy nigdy już nie chciała oglądać. Do szczęścia z pewnością nie było jej to potrzebne. Ją zawsze interesował świat magii, nigdy na nikogo nie patrzyła pod względem czystości krwi. Wcale ją to nie interesowało. Zawsze chciała i marzyła o przyjaciołach wiernych na których to zawsze może liczyć. A mieć przyjaciół dla szpanu i dla czystości krwi było dla niej co najmniej chore. Mało to zielonych uczniów nawet nie lubi danego ucznia, ale przyjaźni się z nim bo jego rodzice są czystokrwistymi czarodziejami i może mieć kiedyś tam poważanie, ponieważ jest przyjacielem domu można powiedzieć. Adrienne uważała to za chory fakt, no ale dobrze wiedziała, że taka była prawda że tak naprawdę się działo w Hogwarcie. No cóż. Jej nigdy na tym nie zależało i zależeć z pewnością nie będzie. Mężczyzna albo kokietował puchonkę, albo po prostu starał się być miły. - Ty zawsze się tak odzywasz do swoich klientek? - zapytała uśmiechając się do niego lekko. Nie chciała się w to w jakiś sposób wtrącać, bo tak naprawdę mało ją to na ten moment interesowało. Przecież nie może go kontrolować czy czegoś zabraniać, prawda? Ba! Nawet go nie znała przecież. - Aż się boję o tę Twoją fantazję. - zaśmiała się i poruszała teatralnie brwiami, a co. Nie może? Niektórzy mówili, że Adrienne jest doskonałą aktorką, ona tam tego nie widziała, ponieważ nigdy nikogo nie udawała, zawsze była sobą. Nagle chłopak zniknął i wrócił z jakąś książką. Otworzyła ją, ale kompletnie nie wiedziała co takiego może sobie wybrać. - A nie możesz mi doradzić co najczęściej dziewczyny w moim wieku sobie robią? - zapytała. O może właśnie w ten sposób będzie w stanie jej pomóc? Zawsze to jednak jest jakieś rozwiązanie, tak? Adrienne nie myślała nad kształtem tego tatuażu, miała wielką nadzieję, że Klemens będzie bardziej kreatywny niżeli ona.
Była odważna? Nie zależy to od tego, w jakim domu była. I dziwi go zdziwienie jakie ludzie ukazują, kiedy dowiadują się, że ktoś posiada inne cechy, nie przypisane do jakieś frakcji. Ograniczenie ludzi to naprawdę straszna rzecz. Dlatego on tego nie robił. Szczególnie w przypadku swojej osoby. Każdy miał czystą kartę i od niego zależy co na tej karcie się znajdzie, prawda? Dom jest tam, gdzie go sobie zbudujemy. Musimy się tam czuć dobrze, nie musimy udawać, choć czy nie udajemy najmocniej przed samymi sobą? Czystość krwi? Prooooszę Cię! Przecież to jest jakaś ściema. Jego mata była mugolką, niczego nieświadomą, niemalże niewinną... A jednak w oczach innych mogła uchodzić za obrzydliwą i odpychającą. A przecież w swoim dotychczasowym życiu nie zrobiła niczego, co mogłoby tak bardzo wpłynąć na jej opinię. Po prostu nie miała w swojej krwi ani grama magii. Była gorsza? Nie. Uważał, że w wielu aspektach była o wiele lepsza od tych, którzy mienią się prawem tych "lepszych". Tak, "czystość krwi" jest komiczna. A rozwodzenie nad tym nic im nie da. Nic się nie zmieni. Jedynie poziom irytacji na ludzką ignorancję wzrośnie. A przecież nie powinien się niepotrzebnie denerwować, prawda? -Czy zawsze? Jestem po prostu nieziemsko czarujący i pociągający.-Zaśmiał się i wzruszył nonszalancko ramionami.-Mówię co myślę, wiesz? I można uznać to za pewne zboczenie zawodowe. Jestem artystą, na swój inny sposób. Lubię widzieć swoje dzieła zanim jeszcze pojawią się na papierze. Każdy szczegół, pojedyncza linia... A wiesz, że z tego najważniejsze jest płótno? -Westchnął.-Tok mojego myślenia jest złożony, więc nie będę Cię tym zanudzał.-Zaśmiał się pod nosem i przewrócił kilka kartek w książce. -To co inne dziewczyny w Twoim wieku robią? Nie chcę abyś była jedną z tych, która idzie za modą czy za tym, co ma na ciele jej inna koleżanka? Powszechność jest nudna. -Pokręcił głową jakby ją karcił. Potem oparł brodę na otwartej dłoni.-Powiedz Co lubisz. Może z czym się utożsamiasz... Tak będzie mi łatwiej Ci pomóc.-Mruknął i posłał jej delikatny uśmieszek.
Owszem, Adrienne nigdy nie była za czystością krwi. Co prawda rodziców miała czarodziejów, ale do czystości krwi jest jej daleko. Nigdy nad tym nie ubolewala, nigdy ją to jakoś szczególnie nie interesowało. Teraz w szkole tak bardzo się to nie liczy, owszem nadal do tej pory są uczniowie, którzy nie zamienią słowa z koleżanką, bo ta ma matkę czy ojca mugola, a nie daj boże oby dwóch. Dla niej to było chore myślenie. Adrienne wręcz przeciwnie, podziwiała osób, które pochodzą z rodziny mugolskiej. Zawsze są to bardzo ambitni uczniowie i cenią naukę magii. Ci co wiedzieli do czego ich życie zmierza, byli bardziej uświadomieni mniej zależy im na poznawaniu magii, a przecież stu procentowy czarodziej jak i mugol przychodzą do tej szkoły całkowicie tacy sami. Nie używali przedtem magii mimo iż w domach stoły po kolacji same się sprzątały, ale to samo widział mugol w ich telewizorach. Świat mugoli ją fascynował, był bardziej zbudowany niżeli czarodziejski. Tutaj wszystko oparte jest na różdżce. Masz różdżke masz władze. Ehh. Świat czarodziei jest o wiele bardziej niebezpieczny, jedynie znajomość zaklęć jest w stanie nieco pomóc uczniom, ale czy uczniowie obronią się gdy jakiś śmierciożerca ich zaatakuje? No pewnie tylko nielicznym by się to udało. - Wiesz co idąc tutaj do Ciebie zobaczyłam kilka jaskółek fruwających nad moją głową, pomyślałam sobie, że chce być właśnie taką jaskółką, nic nieświadomą istotą na której życie opiera się na upolowaniu śniadania, obiadu i kolacji. Tylko to jest w ich życiu priorytetem nic poza tym. - mruknęła do niego. Bycie zwierzęciem zawsze interesował Adrienne. Dobrze wie, że czarodziej moze stać się zwierzęciem, Adrienne nieco się tym interesowała, ale nigdy nie pomyślała, że sama mogłaby dostać tę umiejętność. Czy była zrezygnowana tymże posunięciem. Wiedziała, że to wymaga wielkiej i solidnej pracy, ale nigdy nie pomyślała, ażeby się jej podjąć. - Co myślisz o właśnie takim tatuażu? Jaskółka można powiedzieć przypomina mnie. Jestem właśnie taką jaskółką, która nie potrafi znaleźć odpowiedniego miejsca na tym świecie... - mruknęła spoglądając na chłopaka.
Urodził się w świecie mugoli. Nawet nie śniło mu się, że należy również do świata, który znał jedynie z książek. Co swoją drogą było niezłe przekłamanie, wiesz? To jak opisują nas w książkach dla dzieci czy filmach. Mniejsza. Świat mugoli. Zawsze lepiej mu w nim szło. Każda strona miała swoje błędy, swoje prawa... Jednak najlepiej żyło mu się w świecie, z którego naprawdę pochodził. Cenił sobie pracę, jaką wykonują mugole. Ciężka i zasłużona. Nigdy nie ufał rzeczom, które przychodzą zbyt łatwo. A poznanie wartości tego, co się ma? Bezcenne. Być może sądził tak, bo tak był wychowany. Przyglądał się jej, cały czas podczas tej rozmowy. Jaskółka? Pokręcił lekko głową na znak niezgody z jej słowami. -Adrienne. Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz. -Mruknął cicho.-Jaskółki są symbolem wolności. Pragnieniem, tęsknotą czy jej obecnością. I powiem Ci szczerze, że idealnie trafiłaś.-Zaśmiał się pod nosem i zdjął czapkę z włosów. Wzruszył lekko ramionami i chwycił książkę. Przekartkował ją i zatrzymał się na tym, czego szukał. Były to przeróżne wzory ów ptaków. Jedne miały wypełniony kolor inne były jedynie konturami. -Idealnie pasujesz do tego ptaka.-Uśmiechnął się lekko, troszkę dziwnie jakby za jego słowami kryło się coś jeszcze i tylko on wiedział co.-Powiedz mi, czy Ty też pragniesz wolności? Ucieczki od tego, w jaki obrazek zostałaś wepchnięta? -Przesunął palcem po kartce i wskazał na jeden obraz.-Rozparte skrzydła, same kontury a wypełnienie koloru będzie przychodziło od skrzydeł. Na samym końcu.-Powiedział.-Ilekroć zrobisz coś, dzięki czemu poczujesz się wolniejsza... Przyjdź do mnie. Będziemy wypełniać go kolorem.-Uśmiechnął się delikatnie, prawie niezauważalnie. Był w tym naprawdę dobry. W odnajdywaniu prawdy o innych. Czasem wystarczyło jedno spojrzenie, odpowiednia reakcja czy zwykła wymiana zdań. I już wiedział, jakby znał tę osobę od zawsze. Gorzej gdy przychodziło to zrobić w drugą stronę. Bo jeszcze nikt nie potrafił sprawić, że poczuł się poznany. A wiesz jak bardzo tego chciał? Aby znalazła się jedna osoba... Pewnie dlatego obraca się wśród samych śmieci.
Świat mugoli wydawał się o wiele łatwiejszy i przede wszystkim przyjemniejszy. Nie było takiego ryzyka. Owszem tam jest broń, tutaj jest różdżka, i tutaj i tutaj jest niebezpiecznie. Ale w świecie magii jednak jest niebezpieczniej. Jest o wiele więcej niebezpieczeństw, tutaj nawet magiczne zwierzęta i rośliny są wrogami dla czarodziei. Dobrze pamięta wizytę u smoków wraz z ojcem kiedy jeszcze chodziła do francuskiej szkoły. Naprawdę było cudownie, bardzo jej się tam podobało, do czasu gdy jeden z opiekunów nie został pozbawiony ręki przez smoka. Co dziwne wcale nie ziajały ogniem, gdyż były tak wyszkolone, ale jednak nie musiały zionąć ogniem, ażeby zrobić krzywdę człowiekowi. A mężczyzna był wielce przekonany, że są oswojone i ufa im i co? Zwierzętom jak i ludziom nie można ufać. Adrienne doskonale zdaje sobie z tego sprawę, już nie raz zaufała i co? Zawiodła się. Uśmiechnęła się jedynie do mężczyzny, doskonale wiedziała, że dobrze trafiła. Jaskółki można powiedzieć są jedynymi zwierzętami które tak naprawde bardzo jej się podobają. Mimo iż one są bójne i do człowieka nie podlecą to jednak Adrienne uważała je za bardzo inteligentne stworzenia. - Dobre pytanie, mój drogi. A czy każdy nie ma takiej potrzeby? Nikt nie ma życia idealnego, zawsze jest coś od czego chcemy uciec. Owszem, nikogo życie nie będzie takie piękne, usłane różami, bo nikt nie potrafi prowadzić takiego życia. Człowiek wtedy się totalnie gubi i popełnia banalne błędy. - powiedziała potwierdzając swoją tezę kiwając głową. Tatuaż chciała jednak biało czarny, ale jeżeli Klemens zadecyduje inaczej to będzie inaczej. Adrienne kompletnie się na tym nie znała, dlatego tutaj jest to on miał jej doradzić jaki i w jaki sposób znajdzie się ten tatuaż na jej ciele. - Jasne, panie jestem gotowa i niech pan działa póki się kolejny raz nie wystraszę. - mruknęła do niego słodko się uśmiechając. Niech zacznie jej to robić dopóki jeszcze siedzi na tyłku, sama nie była pewna czy zaraz nie znajdzie się na ulicy pokątnej.
Mugolski Londyn był jej całkowicie nieznany. Na jej nieszczęście w Hogsmade nie było Studia Piercingu ani Tatuażu i najprawdopodobniej to, które ona chciała w przyszłości założyć byłoby pierwszym, które powstało w tym małym miasteczku. Chciała nowy kolczyk, to było postanowione, jednak do końca nie wiedziała, gdzie chce go mieć. Calum zbijał się z niej wciąż, że jeśli zrobi sobie septum to będzie wyglądać jak mały, wściekły byczek. Sama Devi zdecydowała się nie zaprzeczać, aczkolwiek wiedziała, że na pewno nie przebije sobie tej części ciała. A przynajmniej nie w ten sposób. Pełna nadziei na to, że skończy dzisiejszego dnia z nowym nabytkiem wmaszerowała do zakładu. Miejsce wyglądało stylowo, a sama Devi wręcz uśmiechnęła się, gdy zobaczyła pięknego chłopaka siedzącego przed biurkiem i grzebiącego w jakiś papierach. - Dzień dobry! Chciałam się przebić - rzekła głośno i spojrzała na COLDa, który teraz stał obok niej i rozglądał się po pomieszczeniu. - tylko jeszcze nie wiem, gdzie. - dokończyła i uśmiechnęła się serdecznie do przystojnego chłopaka.
Dla mnie również Londyn był miastem zupełnie nieznanym, a już tym bardziej jego mugolska część. Wychowałem się i mieszkałem w Birmingham, a w Londynie bywałem wyłącznie w okolicach ul. Pokątnej, zarówno po to, by zrobić zakupy, jak i po to, by odwiedzić Hudson, która mieszkała w tamtym miejscu. Studio piercingu i tatuażu kojarzyłem wyłącznie dlatego, że było usytuowane niedaleko mojego miejsca pracy i przechodziłem obok niego, chcąc nie chcąc, kilka razy w tygodniu. Wspomniałem o tym Devi, która od kilku dni powtarzała mi, że ma ochotę zrobić sobie nowy kolczyk, ale nie wie gdzie i jaki... Gdy tylko usłyszała, że znam mugolskie studio, od razu podłapała temat i umówiliśmy się któregoś wieczora po mojej zmianie. Powitałem ją radośnie, po czym zaprowadziłem pod same drzwi celu naszej podróży. Stanąłem we wnętrzu i rozejrzałem się dookoła. Miejsce nie budziło u mnie żadnych uczuć, nie byłem ani zniesmaczony, ani zachwycony, ani wystraszony, ani podekscytowany. Patrzyłem beznamiętnie na obecnych w środku tatuatorów. Dobrze, że miałem na sobie zestaw mugolskich ciuchów, bo mógłbym wyglądać naprawdę dziwnie. - Sutki masz już przekłute - przypomniałem jej półgłosem.
- Cal, a może czas na Ciebie, co? Najpierw sutki, a potem przebijemy Ci penisa - żachnęła się głośno, całkowicie nie zwracając uwagi na inne osoby, które przebywały w lokalu. Mężczyzna stojący przed nimi postanowił nie skomentować całego zajścia, być może był on świadkiem nie jednej dziwnej rozmowy. Zaraz zaprowadził ją na fotel przy okazji podając jej książkę w której były zdjęcia przekuć, jakich on sam się podejmował. Postanowiła zapytać Caluma o radę. - Powiedz stary to - wskazała palcem jedno ze zdjęć przebicia ucha - czy to. - przesunęła go na drugie zdjęcie. - Pomóż, bo będziemy tutaj siedzieć 100 lat - uśmiechnęła się do niego delikatnie. Jej było to obojętne, jednak chciała się podobać. Ona sama nie znała się na tym co lubią faceci. Oczywiście wiedziała, że chłopak nie wczuje się w jej sytuację i raczej podejdzie do tej sprawy bardzo olewawczo. Ale przecież nie szkodziło zapytać. Gdy ta siedziała myśląc miała czas na to by uważnie rozejrzeć się po salonie. Gdzieś z boku siedziała babka, którą ktoś tatuażował. Chyba. Brunetka nie była pewna, szczególnie, że maszynka, która wykonywano zabieg była jakaś dziwna. Ona sama miała z nimi doczynienia i napoewno rozpoznałaby maszynkę. No i ten sprzet nie bziuczał. Na szczęście zaraz uświadomiła sobie co działo się w rogu. Kobieta miała robioną hennę. Ona sama pare razy się fo tego przymierzała, ale chyba bardziej wolała ranić ludzi i sprawiać im ból. Nagle wpadła na genialny pomysł. - Calum, a może zrobimy sobie jeszcze hennę? - powiedziała do chłopaka - Wiesz, taki ścieralny tatuaż, który po jakiś 3 tygodniach znika. Chyba. - dodała na końcu, nie będąc ostatecznie pewną co do długości utrzymywania się takiego tworu na skórze.
Uśmiechnąłem się w odpowiedzi. Może robiłem ze sprawy zbyt dużą konspirację i w takim miejscu tego typu uwagi są na porządku dziennym, ale jej reakcja wydała mi się bardzo zabawna. Pracownicy raczej nie zareagowali, a przynajmniej nie usłyszałem ani stłumionego śmiechu, ani komentarzy. Nachyliłem się nad nią i znów półgłosem powiedziałem: - Gdybyś nie zdradzała na prawo i lewo swoich niecnych planów, może pozwoliłbym Ci wybrać miejsce mojego pierwszego kolczyka. Teraz sprawa jest spalona, wybacz - Oczywiście nie mówiłem tego na poważnie. Nie zamierzałem robić sobie żadnego kolczyka, ani teraz, ani w najbliższej czy jakiekolwiek przyszłości. Nie chciałem przekłuwać mojego ciała w ogóle. Już naprawdę wolałem je nakłuwać i zrobić sobie kolejny tatuaż, który swoją drogą już powoli planowałem w głowie. Nachyliłem się nad obrazkami, które mi pokazywała i starałem się doradzić jej jak najlepiej, wybierając opcję, która podobała mi się najbardziej. Cieszyłem się, że wybierała jednak inne miejsca niż nos, bo septum bym nie przeżył. Nie dość, że wyglądałaby jak młody byczek, to jeszcze wyobrażacie sobie mieć katar z kolczykiem przez środek nosa? Fuj. Pokazałem opcję, która wydawała mi się najlepsza, ale ostatecznie czekałem na to, co sama zdecyduje w związku ze swoimi uszami. O, bo wybrałem kolczyk w uchu. Zerknąłem jeszcze w miejsce, które mi pokazała i na moment olśniło mnie. - Pewnie, henna. Jasne, robimy! - zareagowałem chyba zdecydowanie bardziej entuzjastycznie niż mogłaby się spodziewać, ale już wiedziałem, co my z tą henną zrobimy.
- No i super — wypowiedziała na koniec. Tak jak się spodziewała, samo przekucie bolało jak diabli, jednak uczucie to mieszało się z pewnego rodzaju satysfakcją. Pod sam koniec zabiegu pomyślała, że przecież mogła wcześniej rzucić zaklęcie znieczulające. Devi już tak miała, że wszystkie dobre pomysły dochodziły do niej na końcu. Przyczyną takiej przypadłości wcale nie była jej głupota czy zapominalstwo, niczego jej nie brakowało, co to, to nie. Po prostu miała tak dużo na głowie, że czasem zdarzało jej się zapomnieć o jakiś ważnych sprawach. O urodzinach nie pamiętała, no chyba, z o swoich, a co dopiero inne ważne daty związane ze Światem Czarodziejów. Kiedy nadszedł koniec i musiała zapłacić za wykonanie kolczyka, niepostrzeżenie szepnęła do Caluma. - Nie ogarniam mugolskiej kasy, pomóż. - Chociaż się uśmiechała, była trochę zawstydzona. Stwierdziła, że chyba nadszedł czas, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o mugolskiej kulturze albo przynajmniej zasadach wśród nich panujących. Spodziewała się tego, że ich Zycie różni się całkowicie od tego, jakie prowadzili mugole. Na szczęście chłopak jej pomógł. I nadszedł czas na wybór odpowiedniego wzoru. Brunetka wiedziała, że Calum wybierze coś głupiego, więc postanowiła, nie być mu dłużną. Z jednego z grubych woluminów wybrała wzór. Oczywiście nie pokazując go swemu koledze, skierowała się do osoby, która miała „dziarać” chłopaka i konspiracyjnie szepnęła jej na ucho co chce. Teraz pozostało jej tylko czekać na to, aż Calum wybierze odpowiedni wzór i można ruszać!
Aż żal było mi patrzeć, kiedy koleś, który przebijał ucho Devi, wbijał tą igłę, a na jej twarzy wymalował się obraz prawdziwego cierpienia. Żałowałem teraz podwójnie, że nie byłem najlepszy jeśli chodzi o zaklęcia z dziedziny uzdrawiania, bo mogłem ukradkiem rzucić na nią zaklęcie znieczulające. Z drugiej strony chyba nie chciałem ryzykować, że któryś z tu obecnych dostrzegłby, jak wyciągam różdżkę, macham nią, chowam czy w ogóle robię cokolwiek dziwnego. Pozostało mi więc tylko stać z boku. Odwróciłem wzrok, obawiając się widoku krwi tryskającej z ucha Devi. Skupiłem się raczej na katalogu wzorów tatuaży, który zacząłem przeglądać. Nie znalazłem niczego, co mogłoby mi się na dłuższą metę spodobać w tym momencie i z przykrością stwierdziłem, że jakieś takie bez polotu to studio. Chwilę później Devi stała już na nogach ze świeżo przekłutym uchem, a ja przełknąłem głośno ślinę, patrząc na jej kolczyk. Naprawdę nie rozumiem, po co ludzie to sobie robią. I chyba nigdy nie pojmę tego fenomenu piercingu. Kiedy poprosiła mnie o pomoc z mugolskimi pieniędzmi, parsknąłem cicho śmiechem. Zabawne, że akurat mnie zapytała, jak się obsłużyć banknotami. Do pewnego czasu nie miałem bladego pojęcia o tym, co oznaczają wszystkie te banknoty, ale na szczęście byłem w stanie jej pomóc. Sklep z amuletami, w którym pracowałem, był zlokalizowany w jednej z mugolskich dzielnic Londynu, toteż zdarzało mi się obsługiwać ludzi niemagicznych, którzy płacili mi właśnie takimi dziwnymi pieniędzmi. Nie było to jednak trudne do załapania, wkrótce nauczę też Devi. - Skąd Ty w ogóle wytrzasnęłaś te pieniądze? Zawsze nosisz przy sobie mugolską kasę, czy specjalnie odwiedziłaś Gringotta? - zapytałem. W sumie nie byłem pewny, czy w Gringotcie można było wymieniać magiczne pieniądze na te niemagiczne, wiedziałem tylko, że działa to w drugą stronę. Cała ta henna wydawała mi się zabawną opcją, toteż zaproponowałem, byśmy wybrali sobie nawzajem wzory bez zdradzania tego drugiej osobie. Dla Devi wybrałem bardzo prosty, aczkolwiek imponujący wzór oraz miejsce. - Mam iść pierwszy? - zapytałem. No i padło, że tak, więc usiadłem na tym śmiesznym fotelu i zacząłem rozpinać koszulę. Widząc pytający wzrok Devi, odparłem: - No co, jak szaleć to szaleć - Po cichu liczyłem, że wybrała dla mnie jakiegoś smoka czy coś, żebym się mógł później ewentualnie komuś pochwalić. Oddałem się w ręce tatuatorki, która zaczęła kreślić wzór henną na moim ciele.
- Mam w razie czego, jakbym gdzieś zabłądziła. Mam łapać samochód z napisem „taxi” i kazać się zawieźć pod adres jednej z moich ciotek. - wyznała kiedy, nikt ich nie słyszał. W końcu nie mogli się zdradzić, a na pewno dwójka młodych ludzi rozmawiająca o jakiś Galeonach i innych Gringottach nie była niczym dziwnym i niespotykanym. Widząc to jak Calum przed chwilą się rozgołocił zaśmiała się serdecznie. Chyba wydawało mu się, że wybrała coś całkowicie normalnego. Jakiś dziwny wzór, typu smok czy inny potwór. Wiedziała, że jeśli zobaczy gotowe dzieło, będzie w zajebistym szoku. - Oj, COLD, kochanie, będziesz zadowolony z efektu, na bank — powiedziała jeszcze przewrotnie i siadła w poczekalni, podziwiając dzieło powstające na piersi chłopaka. Że też musiał sobie wybrać takie miejsce. Zaraz przyszła kolej i na nią, malowanie nie zajęło zbyt długiego czasu, a Devi nie zdążyła się nawet porządnie wynudzić i wszystko było gotowe. Nie stresowała się tym, co zaraz tam powstanie, wygodnie rozsiadła się na krześle i przymknęła oczy, nie chciała wiedzieć, co tam się tworzy. Ona nie miała możliwości wybrania sobie miejsca, ale jej to nawet pasowało. To wszystko wydawało się jej bardzo zaskakujące. Gdy artystka skończyła, Devi spojrzała na afekt końcowy i aż westchnęła z podziwu. Obrazek był bardzo realistyczny i nawet jej się podobał. Ona wiedziała, że sama się na takie coś nie zdecyduje, ale może namówi na to kogoś innego i sama wykona podobnego pajęczaka. - Cool, przynajmniej masz klasę, nie to, co ja jakieś koty — wzruszyła ramionami.
Dobrze, że moje pytanie skierowałem do niej półgłosem, bowiem faktycznie było to dość nieodpowiedzialne, by wspominać w mugolskim miejscu nazwę magicznego banku. Z drugiej jednak strony, co też mogło obchodzić tych ludzi tutaj, skąd jesteśmy i kim jesteśmy? Swoją drogą, jak już jesteśmy w tym temacie, przez chwilę gorączkowo zastanawiałem się, czy ludzie ze studia myślą sobie, że jesteśmy z Devi jakąś parą? Nie miałem pojęcia, jak to wygląda na co dzień wśród par będących w stałym związku, ponieważ nigdy takiego nie stworzyłem, ale dziewczyna dość często zwracała się co mnie per "kochanie", czy też uśmiechała się w taki ciepły sposób... Otrząsnąłem się szybko z tych dziwacznych myśli, które zaległy mi w głowie. Po co w ogóle się tym przejmowałem? Szczerze powiedziawszy nie wiem, czy byłem bardziej rozbawiony, czy raczej zawiedziony, kiedy tatuatorka skończyła swoją robotę, a ja spojrzawszy w lustro, zobaczyłem dziwaczną, skorupkowatą plamę, która na pewno nie wyglądała jak smok ani żadne inne niebezpieczne stworzenie. Bardzo, ale to bardzo byłem ciekaw, co pojawi się pod spodem, jak tylko wierzchnia warstwa henny zacznie odpadać. Dziewczyna, która mi to robiła, przestrzegła, bym pod żadnym pozorem nie skrobał jej ani nie zdzierał na siłę, żeby nie uszkodzić tatuażu, a dodatkowo robiła bardzo tajemniczą minę mówiąc o tym, przez co nie byłem pewny, czy się ze mnie nabija, czy mówi poważnie. Odstąpiłem Devi fotel i obserwowałem, jak dziewczyna odgarnia włosy z karku. Wziąłem do ust zdecydowanie więcej powietrza niż zazwyczaj, a później wypuściłem je bardzo powoli. Widok jej szyi przypomniał mi pewną sytuację, która wydarzyła się między nami i nie potrafiłem zaprzeczyć myślom, że dość często ją wspominałem. Nie było to dla mnie naturalne, toteż gorączkowo szukałem jakiegoś tematu zastępczego. Nic mi nie przychodziło do głowy, więc czekałem, aż tatuatorka skończy przyozdabiać Devi w małego pająka za uchem. Liczyłem, że jej się spodoba, więc usłyszawszy słowa uznania z jej strony, napuszyłem się trochę, ale moja radość nie trwała długo, bo dotarło do mnie, co właśnie powiedziała. - Koty? - zapytałem z niedowierzaniem, rozdziawiając usta w niemym okrzyku. - Chcesz mi powiedzieć, że dałem sobie wytatuować KOTA NA KLACIE?
Devi nie wiedziała co czuję. W czasie, gdy miała okazję poznać Caluma zdarzyło się wiele wspaniałych rzecz, a ona wreszcie mogła powiedzieć, że znalazła sobie przyjaciele. Wiadome było, że nigdy nie zastąpi mu Lotty, która młody Dear znał od początku Hogwartu, jednak brunetce na tym nie zależało. Ona chciała tylko się zaprzyjaźnić, a jakiś wyścig szczurów w rankingu przyjaźni jej nie interesował. Zresztą sama miała paru kumpli. Zawsze był Lysander, do którego z resztą bardzo dawno się odzywała. Jakoś tak, była za bardzo zaabsorbowana Calumem i tym, że chłopak był dla niej dużo bardziej dostępny. Wspólny dom jeszcze bardziej ich zbliżał. Samej Devi nie zawsze chciało się wychodzić i czasem tylko szyła w ciszy w Pokoju Wspólnym w akompaniamencie rozmów osób z jej rocznika, które prowadziły żywe rozmowy na wszelkie tematy. Zdecydowanie musiała udać się do Lysa i wyjaśnić z nim parę spraw. Jednak postanowiła, że teraz nie będzie sobie zawracać tym głowy, w końcu była tutaj z Calumem do którego w pewien sposób również żywiła pozytywne uczucia. - No, co - roześmiała się perliście - Ja kocham koty, to dzięki temu pięknemu stworzonku, które będziesz miał na piersi Ciebie też będę jeszcze bardziej kochać, Cold. - zakończyła poklepując go po pleckach. - Przecież nikt go nie zobaczy, no chyba, że masz zamiar rozbierać się przed ludźmi z naszego domu. - rzekła jeszcze na koniec, jednocześnie udając się do kasy żeby zakończyć transakcję.
Dla mnie też najważniejsze było to, że Devi okazała się być dla mnie dobrą przyjaciółką, której byłem w stanie powierzyć swoje sekrety. Tak naprawdę nie planowałem tego, bardzo szybko okazało się, że dziewczyna wiedziała o mnie znacznie więcej niż reszta moich dobrych znajomych z Hogwartu - ale o dziwo nie przeszkadzało mi to. Możliwe, że to wszystko przez jej własną historię, którą mi powierzyła. Nie wiedziałem, czy mówiła o niej każdemu, ale to też mnie nie obchodziło. Szczerość za szczerość, tyle w temacie. Okazało się, że całkiem nieźle sprawdzała się w roli przyjaciółki, nie paplała o mnie na prawo i lewo, a przynajmniej nic do moich uszu nie dotarło - a to liczyło się najbardziej. Doceniałem to, co robiła. Ciężko było mi się zastanawiać nad tym, co nas łączy i nie pochylałem się nad definiowaniem naszej relacji, ponieważ na ten moment było to awykonalne. Wiedziałem, że dość często siedzi w mojej głowie i takie sytuacje, jak ta sprzed chwili, dawały mi do myślenia, czy nie powinienem poświęcić tej relacji odrobinę uwagi więcej? Byłem załamany, gdy okazało się, że pod skorupką z henny wcale nie znajdował się jakiś męski wzór, niebezpieczny stwór, czy chociażby niegroźna sowa, tylko kot. Jakiś durny kot. Mogłem się spodziewać, że Devi wybierze dla mnie coś "śmiesznego", ale po cichu liczyłem jednak na coś od serca. Skoro w jej sercu znajdowały się koty... Cóż, przegrałem. Spojrzałem smutno w lustro, omiatając wzrokiem moją klatkę piersiową z czymś, co niedługo miało być kotem (i to z pizzą na pysku. Szkoda, że o tym nie wiedziałem, bo może jakbym zaczął zrywać tą zasraną hennę, nie odbiłby się tak dokładnie). - To ma mnie pocieszyć? - zapytałem, a w brzuchu poczułem delikatne, zupełnie niezrozumiałe mi uczucie, w reakcji na jej słowa. Zignorowałem to jednak. - Akurat chciałem, żebyś mi uszyła koszulę. I co? Będziesz zdejmowała miary i padniesz ze śmiechu - powiedziałem, udając lekko zasmucony głos. Pic na wodę, Devi już miała chyba wszystkie wymiary, jakie mogła mieć, poza długością mojej stopy i przyrodzenia. - Ile to ma się trzymać? - zapytałem tatuatorki i jęknąłem zbolały, że aż 3 tygodnie. - No to mnie załatwiłaś... Teraz na pewno nie wyrwę żadnej laski...
- Byś spróbował wyrywać jakąkolwiek inna pannę niż mnie - położyła swój palec na jego klatce piersiowej i zwróciła swoją twarz ku górze, tak by móc spojrzeć mu w oczy, po czym uśmiechnęła się do niego serdecznie. - Będziesz miał łeb oberwany przy samej dupie - powiedziała wesołym tonem i odsunęła się od blondyna z tajemniczym uśmiechem na twarz. Z salonu wyszli w miarę zadowoleni. A przynajmniej ona była bardzo zadowolona, cały czas uśmiechała się serdecznie. Nie żeby to nie było do niej podobne, jednak stojąc sobie teraz pod rękę z tym że chłopakiem wywoływała w niej jakieś wyjątkowo pozytywne uczucia. Powoli nabierała wyrzutów sumienia widząc jego twarz i to jak bardzo udawał, że się nie przejmuje. - No chodź tu, Calum, kochanie - wypowiedziała w jego stronę i przyciągnęła go do siebie, by mocno go przytulic cały czas uważając na to, by nie uszkodzić dzieła na jego ciele. - Pierwszy tatuaż, jak Ci zrobię nie będzie kotem, obiecuje. - znów spojrzała w górę, by móc dokładnie przyjrzeć się jego twarzy. - Daj dziuba, na zgodę. - nastawiła policzek w stronę młodego Deara, tak by mógł ją w go pocałować.
Parsknąłem śmiechem, kiedy powiedziała coś o wyrywaniu innych panien - w sumie nie czułem się na siłach na wyrywanie samej Devi. W ogóle nie wiedziałem, jak się podrywa laski, ale skoro uważała, że to robiłem... Chyba że nie uważała w ten sposób? A może to tylko jej oczekiwania względem mnie? Może właśnie chciała mi powiedzieć, że tego się po mnie spodziewa, żebym ją zaczął podrywać? Zrobił mi się z tego mały mętlik w głowie, wobec czego szybko odgoniłem od siebie te skomplikowane myśli. - Zaczynam się bać. W co ja się wpakowałem... - powiedziałem pod nosem, kręcąc głową z rozbawieniem. Fajna ta Devi, no cóż poradzić. Wyszliśmy z salonu i zaczęliśmy kroczyć ulicą. Devi trzymała mnie pod rękę, którą z chęcią nadstawiłem. Zaczynało się bardzo ściemniać, ale to dobrze, bo niedługo mieliśmy się teleportować z powrotem do Hogsmeade. Nieopodal była pewna wąska uliczka, w którą zawsze wchodziłem, gdy potrzebowałem skorzystać z umiejętności teleportacji i właśnie tam prowadziłem Brazylijkę. Co prawda średnio to wyglądało, że zaciągam ją w jakieś ciemne, ślepe zaułki, ale trudno, musieliśmy uważać. Devi nagle przystanęła i przyciągnęła mnie do siebie, by się przytulić, a mnie na moment zabrakło tchu. Kto by pomyślał, że w tym małym ciałku znajdowało się tyle siły? Po cichu liczyłem, że mój koci tatuaż jednak został naruszony - poświęciłbym nawet koszulę. Skrzywiłem się nieco. - Żeby zaplusować u mnie po tym fatalnym wyborze, będziesz musiała mi wytatuować jakiegoś zajebistego węża - powiedziałem, mimo że nie lubiłem węży. Jednak wszystko lepsze od jakiegoś sierściucha. - Dziuba dam, nie wiem jak ze zgodą - dodałem, ale już dla zgrywy. Nachyliłem się, by pocałować jej gładki policzek, a potem znów złapałem ją za rękę, zaciągnąłem w tą uliczkę i wróciliśmy do Hogsmeade.
Theo uwielbiał swoją pracę. Kiedy był młodszy myślał, że ostatecznie odnajdzie się w jakiejś galerii sztuki, pośród znanych obrazów, prawdziwych dzieł sztuki. Z czasem doszedł jednak do wniosku, że jego potrzeba wyrażania siebie wykracza poza ramy. Sama koncepcja tatuaży zawsze bardzo mu się podobała i nic dziwnego, że wylądował pod igłą już dobrych parę razy (jak nie więcej!). Kiedy tylko natrafił na odpowiednią okazję, postanowił zatrudnić się w Studiu Tatuażu. Piercing również mu nie przeszkadzał, ale Theo znany był z wykonywania bardzo dokładnych i ciekawych tatuaży. Chętnie proponował coś od siebie, doradzał i podrzucał zupełnie nowe pomysły. Nie trafił jeszcze na żadnego niezadowolonego klienta, ale możliwe, że miał w tym jakiś wkład jego urok osobisty - Evermore uśmiechał się do każdego niemalże hipnotyzująco. Jego malutkie czary, których nikt nie mógł udowodnić, były zbawienne dla tych bardziej spanikowanych. Jeśli ktoś zamierzał czmychnąć z fotela w ostatniej chwili, to Krukon dbał o powstrzymanie tak idiotycznego gestu. Nie przychodzili tutaj tylko czystokrwiści czarodzieje, którzy wiedzieli, że robienie magicznego tatuażu nie boli. Niektórzy, pochodzący z mugolskich rodzin, mieli na to zupełnie inne spojrzenie - i Theo to rozumiał, bo sam malował po sobie na przeróżne sposoby. Koniec końców jednak miał dobre podejście do ludzi i radził sobie doskonale. No, przynajmniej szef na niego nie narzekał! Kiedy nie miał żadnego klienta, tak jak teraz, zwykle sprzątał. Dopiero gdy wszystko lśniło czystością pozwalał sobie na chwilę odpoczynku, siedział na mięciutkiej skórzanej kanapie i bazgrał w notesiku najprzeróźniejsze bohomazy. Zastanawiał się nad jakimś nowym tatuażem dla siebie, bo dawno już nic nie dodał do swojej kolekcji... Ale jakoś nie mógł podjąć ostatecznej decyzji.
Uznała, że w sumie to fajnie byłoby mieć tatuaż. Może nie planowała tego od dawna, a w sumie to zaczęła to planować dopiero dzień wcześniej, ale nie liczyło się, od kiedy chce, tylko czy w ogóle chce, prawda? Ostatnio była na to moda, coraz więcej ludzi chodziło wytatuowanych po ulicach. Larissa nie chciała aż tak szaleć, ale skoro był taki trend, no to przecież trzeba było podążać. Musiała świecić przykładem na imprezach, jeśli chodzi o najnowszą modę. Wcześniej obiło jej się coś o uszy, że @Theo Romeo U. Evermore pracuje w studiu tatuażu, więc przy pomocy swoich szerokich kontaktów wystalkowała jego miejsce pracy i stawiła się pod danym adresem. Nawet nie przejmowała się faktem, że nie była wcześniej umówiona, przecież powinna być wszędzie mile widziana, to rozumiało się samo przez się. Zapukała lekko, otworzyła drzwi, nie czekając na odpowiedź i weszła do środka, rozglądając się chwilę, aż wreszcie jej wzrok zatrzymał się na Krukonie. - Hej - uśmiechnęła się uroczo na powitanie. - Co tam?
Smoki były świetnymi symbolami. Mogły budzić grozę, mogły oznaczać odwagę i męstwo. Jednocześnie bezapelacyjnie prezentowały piękno i majestatyczność godną pozazdroszczenia. Theo wiedział, że nie jest to nic oryginalnego - ale i tak projektował już elegancko pozwijanego smoka, którego mógł umieścić na swojej lewej łopatce. Nie byłby zbyt wielki, ale najistotniejsze były szczegóły. Dokładnie zaznaczona powinna być każda łuska, a nad poważnymi oczami chłopak spędził wyjątkowo dużo czasu. Może i dalej pewności nie miał, ale on po prostu lubił sobie myśleć, rozważać. Nie chciał podejmować pochopnej decyzji. Podniósł głowę, słysząc otwierające się drzwi. Bez problemu rozpoznał jasnowłosą Ślizgonkę, która przyjaźniła się ze Scottem - a na niego przecież Theo nie był w stanie nie zwracać uwagi. Uśmiechnął się od razu uprzejmie, kiwając w stronę Larissy głową na powitanie. Była tak pewna siebie, że nie sądził, aby jej przybycie do akurat tego lokalu należało do sytuacji niezaplanowanych. - A, pracuję tutaj sobie - zaśmiał się krótko, bo widać było, że aktualnie wcale nie ma rąk pełnych roboty. Machnął lekko ręką w zachęcającym geście, aby dziewczyna usiadła obok niego na kanapie - Ale chyba o tym wiedziałaś, hm? - Ciekaw był, czy dziewczyna ma jakąś sprawę do niego, czy też faktycznie chodzi jej o tatuaż. Nie znali się w końcu zbyt dobrze i nie miał pojęcia, czego się po niej spodziewać.
Skorzystała z zaproszenia i zajęła miejsce na kanapie, zakładając nogę na nogę, jak to zwykła robić. - Gdybym nie wiedziała, to by mnie tu nie było - odparła lekko na pytanie, uważnie obserwując wystrój wnętrza. Było czysto, więc i były to raczej odpowiednie warunki do zrobienia tatuażu. Świetnie. Scott też chciał mieć tatuaż, Winnie nawet dała mu kupon na dowolny. A teraz Scott strzelił focha, a Winnie nie odpisywała na list, chyba pora poszukać nowych przyjaciół. Bynajmniej z tym Larissa nigdy nie miała problemów. - Chcę mieć tatuaż - oświadczyła, bez zbyt dogłębnej analizy tego pomysłu, bo przecież i tak był świetny, tak jak wszystkie jej pomysły. Tylko po prostu nie wszyscy je doceniali, ot co! Nie mogła się tym przejmować i cały czas wyrzucała z głowy list od Savage'a. - I liczę, że ty mi go zrobisz. A wręcz jestem pewna, biorąc pod uwagę fakt, że to twoja praca. W sumie fajnie, że miał chłopak zainteresowania. Ona sama póki co tkwiła w cukierni w Hogsmeade, ale już niedługo, jak tylko uzbiera na kurs na pracownika Ministerstwa, natychmiast się stamtąd wyrwie.
Larissa z całą pewnością należała do specyficznych osób. Theo trochę bawiło jej podejście do życia, ale jedynie w pozytywny sposób. Dziewczyna była taka pełna entuzjazmu i wiedziała, czego chce. Nie bawiła się w półśrodki, tylko załatwiała co miała do załatwienia i tyle. Było w tym sporo uroku, a Krukon lubił właśnie taki urok. - Czuję się zaszczycony - poinformował ją wesoło. Miło mu było, że ktoś przyszedł tutaj specjalnie dla niego. Oczywiście, Larissa miała o nim dobre zdanie dzięki ich wspólnemu przyjacielowi... no, ale liczyło się! - No jasne, że zrobię - przytaknął. Nie było chyba potrzeby dodawania, że gdyby nie musiał, to i tak chętnie by to zrobił. Zatarł ręce z zapałem i otworzył swój szkicownik na jakiejś czystej kartce. Przydałby się w końcu rysunek poglądowy, prawda? Zamierzał w pełni swoją klientkę zadowolić... - Masz już może jakiś pomysł? - Niektórzy przychodzili z zupełnie pustymi głowami, inni przynosili właściwie własne szablony. Theo otwarty był na każdą propozycję, byle współpraca szła do przodu i wszyscy wyszli z tego zadowoleni. Nie sądził, aby do pracy z Larissą były mu potrzebne umiejętności hipnozy, albo jakieś wielkie pokłady cierpliwości. Raczej spodziewał się przyjemnego i efektywnego wspólnie spędzonego czasu.