Czekał na brata pod mieszkaniem. Był na tyle ciekawski, że już wcześniej wszedł i cóż... Najgorzej nie było. Owszem, dużo miejsca, fajna przestrzeń. Jednak liczył, że słowo „kawalerka” nie jest przez ciotkę traktowane tak dosłownie. Ale tu był naprawdę jeden pokój! Jak ONI mieli się pomieścić w jednym pokoju? Przecież ich ego zajmowało przestrzeń sporo większą niż to mieszkanie. Coś mi się zdaje, że nie skończy się to dobrze. Ale to i tak więcej prywatności niż we wspólnym męskim dormitorium. Dobrze być studentem! Kiedy zobaczył, jak jego brat wdrapuje się po schodach na 2 pięto wyszczerzył się w powitaniu i nic nie mówił. Nie powiedział mu nawet w jednym słowie o co chodzi. Gdy ten był już obok rzucił mu po prostu klucze i wszedł do ICH mieszkania! Jak to fajnie brzmi. Bezceremonialnie rzucił buty w kąt, a potem poleciał zająć sobie antresolę! Nie chciał zaklepywać zanim ten nie zobaczy jak wygląda mieszkanie. Ale skoro tu już jest. SPAĆ NA GÓRZE MOŻE TYLKO ON!
Kiedy wdrapał się na drugie piętro i zobaczył minę brata od razu zauważył, że coś jest nie tak. Ocho… – przeleciało przez myśl to jedno słowo i złapał kluczę obserwując jak brat wchodzi do pomieszczenia. Nie dawało mu to spokoju. Nawet konkretnych informacji nie dostał na temat tego mieszkania, dlatego uznał, że trzeba działać. W przeciwieństwie do brata wszedł do mieszkania spokojnie i ściągnął buty. Jego brat zniknął z pola widzenia więc postanowił działać. - Rezerwuje to lepsze miejsce! – powiedział na wstępie i rozejrzał się po pomieszczeniu. To była… kawalerka?! Jak oni mają się tu pomieścić we dwóch. Zwłaszcza, że ich ego zajmuje dużo więcej miejsca!... Nie ma to jak połączenie umysłowe. - Ach czyli lepsze miejsce jest na górze… – powiedział przyglądając się bratu z chytrym uśmieszkiem – w takim razie żegnam z mojego ‘pokoju’, stary!
Działanie nie bardzo mu to wyszło. Jay już sobie wesoło siedział na schodach antresoli i oglądał ilość miejsca. Cóż, zmieści się razem z jakimiś rzeczami pierwszej potrzeby (jak prezerwatywy) i na pewno będzie miał więcej prywatności niż Edward na kanapie. A no właśnie, nie ma tak dobrze! Nie da się stąd wypędzić choćby nie wiem co! Więc kiedy ten krzyknął, że zajmuje lepsze miejsce to cóż, nie miał już nic do gadania. - Spieprzaj, kto pierwszy ten lepszy! - Krzyknął i złapał się poręczy tak, jakby to był jego największy skarb – Jak Ci nie pasuje kanapa, to możesz spać w wannie! Wystarczy, że masz kuchnie pod moim łóżkiem – To mówiąc wskazał palcem pod siebie bo owszem, rozciągała się tam całkiem porządna kuchnia. Już Jay wyobrażał sobie te zapaszki kiedy Harpia będzie z samego rana pichcić im jakieś pyszne śniadanko... W końcu doskonale wiedział jak przekonać brata, żeby nie myślał tylko o sobie. Wystarczyło się trochę podroczyć. - Ale to nie wszystko. Na stole jest list, przeczytaj sobie – To mówiąc wskazał na list, w którym poza opisem formalności związanych z mieszkaniem znajdowała się jeszcze wizja rychłej wizyty ciotki. A co lepsze, jej wyobrażenie jakoby mieli tu przyprowadzić wtedy swoje życiowe partnerki. Ciotka taka już była. Uważała, że skoro mają po 20 lat, to jak przystało na chłopców wychowanych w rodzinie o wysokim standardzie, już nie długo znajdą sobie żony. Ha, niedoczekanie. Jednak wiedział już, że pewnie oboje będą walczyć o to, by ciotce przedstawić Orianę. Była chyba najlepszą kandydatką. Niestety była tylko jedna. A jak na razie nie miał żadnej innej panny na myśli.
- Spoko – powiedział nie przejmując się za bardzo tą sytuacją. Ale trzeba przyznać, że jak na niego to za szybko oddał wygraną. Podszedł do blatu i wziął list do ręki – serio… – wymamrotał pod nosem i podniósł wzrok na brata – weźmy wyślijmy jej nasze zdjęcie z podpisem, moja miłość na zawsze, to się może odczepi – zaśmiał się pod nosem odkładając papier na miejsce, po czym, po krótkim zastanowieniu dodał – ewentualnie ty wyślesz swoje, a ja swoje zdjęcie i podpis, miłość mojego życia, której nikt nie pokona, to byłaby przynajmniej prawda – no tak… taka jest prawda. Kochali siebie samych nad życie, więc po co im ktoś inny? Znudzony Gryffon podszedł do lodówki i otworzył ją ogarniając zawartość. Jakoś był zbyt spokojny jak na osobę, która przegrała wojnę o najlepsze łóżko ever… coś było totalnie nie tak. - Ach właśnie... tak jak zawsze masz zakaz wstępu do kuchni, tylko ja gotuję, spoko? – zapytał się wpatrując się uważnie w brata. Och jaką miał nadzieję, że się zgodzi. Teraz tylko wystarczy powiedzieć kilka słów i… - No i prawie zapomniałem – dodał po dłuższej przerwie zamykając lodówkę i z tym triumfalnym uśmiechem stanął naprzeciw brata – jeżeli nie dostanę łóżka na górze, to jedyne co dostaniesz, to zapach mojego pysznego śniadania, którego ci nie zrobię! To już było totalne świństwo! Jego potrawy były zawsze genialne i niepowtarzalne, a zapachy sprawiały, że ślinka ciekła bez przerwy. I on jeszcze powiedział mu prosto w twarz, że będzie gotował tylko po to, żeby perfidnie sobie samemu wszystko zjeść – Tyczy się to wszystkich posiłków, och mój kochany braciszku, nie zmuszaj mnie do takiej ostateczności – powiedział niby to zmarnowany i zrezygnowany postawą bliźniaka. Wszakże to on go ZMUSIŁ do podjęcia tak diametralnych kroków.
Był zdziwiony, że tak szybko odpuścił. A skoro tak, to pewne jest jedno – miał jakiś złowrogi plan! Dlatego Jay miał się na baczności i obserwował go niepewnie. Mają bliźniaczą więź, więc na pewno wyczuje jeśli ten będzie chciał go zrzucić z łóżka. Nic się przed nim nie ukryje. - Stary, zrobiliśmy to już kiedyś. Przy tej pierwszej... Jak jej tam było. Mieliśmy po 7 lat. Zabierała nam czekoladowe żaby i chciała buziaka żeby je oddać. Jak ona miała na imię... - Zadumał się przypominając sobie jego... A właściwie ich pierwszą miłość. To chyba wtedy pierwszy raz podzielili się dziewczyną i od tego momentu jakoś to funkcjonowało. Ha, a co najlepsze wtedy to właśnie Jay podszył się pod Edwarda! A teraz rolę tak się odwróciły, kto by pomyślał. Niestety ni cholery nie mógł sobie przypomnieć jak się nazywała. - Tak czy siak zaklepuję Orianę - Powiedział to, co chwile wcześniej wypowiedział Ha! Ciekawe kogo wartego przedstawienia ciotki Edward przyprowadzi. W końcu wiele panienek, które na co dzień zarywali było po prostu głupich - Wprawdzie ona z kimś tam chodzi, ale jakoś się to załatwi. Spodziewał się tego. Dlatego się nie zgodził. Poczekał aż dokończy. Nie z nim te numery! Za dobrze znał swojego brata. - Jeśli dorwiesz się do mojego łóżka, to zrobię Ci tam prawdziwy armagedon. Pamiętasz jak u ciotki robiłem spaghetti? Nie chcesz powtórki... - Złowrogi ton jaki przywdział kompletnie nie pasował do jego osobowości. I jeszcze mniej do miny, bo na jego twarzy był po prostu uśmiech pełen białych ząbków, na które tak leciały panienki. - Tak właściwie, to może zrobisz coś na parapetówkę? - Zaproponował będąc ciekawym, czy brat również ma ochotę pochwalić się przed kumplami i pięknymi paniami jakie im się udało gniazdko uwić – Ah i musimy zrobić podział na dni w które ty, a w które ja mogę spraszać laski. Lepiej żeby się nie widziały jednocześnie, bo się potem nie zamienimy tak łatwo.
- Rose chyba – dokończył myśl brata. Tak, od zawsze podobało mu się dzielenie się kobietami. Między innymi dlatego, że często mieli podobny gust i kończyło się to w taki sposób, że zamiast się kłócić o kobietę, to zgadywali się jak leci kolejka i wszyscy byli zadowoleni i najszczęśliwsi na świecie. A do tego jak jeden nie był w stanie poderwać dziewczyny, to drugi dawał rady i dlatego żadna nie była w stanie się im oprzeć. To się nazywa siła braci. - Że jak? – zapytał spoglądając na niego niezadowolony – To ja ją ogarniam stary… – westchnął niezadowolony, aż wpadł na genialny pomysł – a może przyprowadzę faceta… to byłby dobry plan – dodał po chwili śmiejąc się pod nosem wyobrażając sobie minę ciotki – wiesz podejdę do niej i powiem. Kochana cioteczko, to jest Alfred, Alfred i ja bardzo się kochamy – nie wytrzymałby ze śmiechu. Plus nie chce doprowadzić ciotki do zawało to lepiej zrezygnować z tego pomysłu. Groźba z rozwaleniem kuchni była dobra, chłopak musiał się poważnie zastanowić czy to wszystko było warte świeczki… - Śpimy razem? – zapytał po chwili nie widząc innego wyjścia jak podzielić się po prostu połową łóżka. Najlepszy plan jaki kiedykolwiek istniał. Kobietami się dzielą, to łóżkiem się nie podzielą? No wiecie co! - Właśnie po to zerkałem do lodówki, jutro zrobię zakupy. I ogarnę żarcie, ty się zajmij alkoholem i napojami – chłopak usiadł na blacie i z torby wyciągnął notes. Rzucił go w brata i zaczął wymieniać. - Trza zrobić listę gości, notuj psiaku – dodał w zamyśleniu – to będzie Vittoria, Clarissa, Oriana, Destiny, Dorian, Nathaniel.
Tak, Rose. To była ona. Śliczna, mała blondyneczka która niegdyś tak bardzo zawróciła mu w głowie. Pewnie do teraz nie wie, że chodziła z dwoma facetami naraz. Ale była naprawdę w porządku jak na dzieciaczka. Do teraz miło wspominał ją. Potem jakoś tak w Hogwarcie byli już tylko znajomymi i jakoś tak zaginęła za masą innych dziewczyn. Albo szarmancki i spokojny Edward, albo szalony i ciągle roześmiany Jay. Zawsze trafiali w dziesiątkę jednym z tych dwóch typów osobowości. Na prawdę dobrze to sobie wymyślili. Tylko, że przez to byli od siebie bardzo uzależnieni. Łączyła ich taka więź, której po prostu się nie dało urwać. I może dlatego właśnie to mieszkanie razem w takiej klitce nie było aż tak przerażające. - Wiem, ale byłem pierwszy -Wystawił mu język schodząc powoli ze szczytu schodów i siadając w ich połowie, żeby być z bratem na tym samym poziomie. Aż by się chciało powiedzieć „zniżam się do twojego poziomu” ale się pohamował. Mieli ważniejsze sprawy na głowie niż dokuczanie sobie po raz setny. - Boże, ciotka by Cię zabiła. Toleruje to, że nie mamy czystej krwi. Nie wiem, czy by tolerowała przejawy gejostwa. A lepiej jej nie podpadać skoro nam załatwiła to mieszkanie – Mimo to zaśmiał się na samo wyobrażenie tego, jak Edward przedstawia ciotce swojego życiowego wybranka. Alfred. Boże, nic tylko się ze śmiechu udusić. - Tak – Odpowiedział na temat spania razem w taki sposób, jakby to było coś normalnego. Jakby i tak wiedział, że do tego dojdzie. I w sumie nie bardzo mu to przeszkadzało. Dwie kołdry, dwie poduszki i będą mieli tam wystarczająco dużo miejsca. A laleczki będą zabierać na kanapę, co by żaden nie zostawiał śladów... Eee wiadomo czego, w łóżku. - Ognista Whisky. Może też załatwię jakiś mugolski alkohol, jest smaczny – Odpowiedział również w zamyśleniu, jakby ten podział obowiązków był w pełni naturalny. Nic dziwnego, Edward to mistrz kuchni, Jay nie potrafi nawet mleka tak ugotować żeby go nie przypalić. - Nathaniel to ten twój przyjacel, prawda? Ria, Clari i Des to wiadomo. Dorian jest spoko. Kim jest Vittoria? - Spytał przekrzywiając twarz w bok. Nie dzielili się nią, to też jej nie kojarzył. Czyżby nowa panienka do ich wspólnej kolekcji? Zaraz jednak i on zabrał się do uzupełniania listy – Rose zaprośmy, mam ochotę ją zobaczyć. I koniecznie Lilith. Będę miał maskotkę to łóżka – Wyszczerzył się sam do siebie pisząc to wszystko na kartce. Zaraz niżej zaczął tworzyć treść listu – W takim wypadku jutro wieczorem. Panowie z osobami towarzyszącymi. Panie bez.
To w jakim stopniu byli od siebie uzależnieni był przerażający. Nie wiem co zrobiłby jeden z nich, gdyby drugiego zabrakło. Wszystko robili razem, dzielili się obowiązkami w taki sposób, który pasował do ich osobowości. Ta więź, to przywiązanie nie do rozerwania przez nikogo. Choćby ktoś nie wiadomo jak się starał, nie dałby rady tego zrobić. - Dobra, dobra znajdę sobie jakieś coś do przedstawienia – nagle na jego ustach pojawił się chytry uśmieszek, a on wpadł na genialny pomysł – ta Lilith, co ci mam jej nie kraść, może byś ją pożyczył na spotkanie z ciotką? – tak, powiedział to specjalnie, tak, chciał zobaczyć reakcję brata na ten pomysł. Był ciekawy to była pierwsza jak dotąd dziewczyna, która nie szła do podziału, to było logiczne, że będzie chciał o niej wiedzieć wszystko. - Może zrobię nachos i samse – wydukał i wyciągnął jakiś drugi zeszyt zapisując składniki do kupienia – roladki z łososiem też będą niezłe – dodał w zamyśleniu. O nie, Edward się wciągnął. Czyli skończy się na tym, że na blacie będzie MNÓSTWO jedzenia. Impreza ma się odbywać dla bliskich znajomych, a on przygotuje jedzenie jak dla armii… - na ciepło pizza i muszle z chili con carne… no i jakaś zimna płyta – ratujcie! Bo wszystkie pieniądze pójdą na żarcie! Miejmy nadzieję, że mu starczy – się kupi jeszcze jakieś przekąski i będzie spokój – dzięki bogu skończył. Kiedy brat wspomniał o Vittori zamarł. No tak nie wspominał mu o niej. Niepewnie podniósł wzrok i przyjrzał się bratu. Co ma mu powiedzieć? Przecież on jej nie lubi, więc czemu ją zaprasza? Cholera miał pustkę w głowię. - Dosyć… ciekawa osoba – wydukał niby to zajęty wymyślaniem nowych przysmaków – no to mamy ustalone co do zaproszeń!
Pewnie jakby jednego zabrakło, to drugiego w krótkim czasie również. Więc lepiej żeby nigdy nic się takiego nie wydarzyło. Chociaż zaraz zabraknie Edwarda jak będzie mu dawał takie durne propozycje! - A spróbuj tylko! Litka jest nietykalna! To moja mała córeczka – Poinformował go wyraźnie zirytowany i rozczulony. Nie nazwie jej przy nim zabawką czy lalką, bo akurat Edward na pewno to kompletnie inaczej zrozumie. A chciał podkreślić fakt, że Lilith jest TYLKO jego i kropka. Chociaż pewnie potem poprosi Edzia żeby trochę go poudawał. Jest ciekawy, czy młoda się połapie. - Nie wiem co do mnie mówisz, zrób co chcesz. A ja idę do sklepu – Trochę zdziwił się reakcji brata na pytanie o tą Vittorię. Jednak no cóż, pognębi go potem. Albo spyta jej kiedy ta już przyjdzie. O ile połapie się która to. Choć imię było dość znajome. Nie wiedział tylko do którego worka ją wsadzić. Jak powiedział tak zrobił. Zniknął w sklepie. A gdy wrócił godzinę później wysłał listy...
Dzień imprezy, godzina 18:00
Chcę tylko zaznaczyć, że nie obowiązuje kolejność pisania.
Chłopak ubrany w jeden ze swoich ulubionych kompletów siedział na kanapie patrząc, czy akurat Edward nie patrzy jak ten próbuje dobrać się do stojącego na stole jedzenia. Zrobili miejsce do rozmów, do jedzenia, to tańca, do picia. Domyślał się, że będzie skakał między jednym a drugim bardzo często, dlatego korzystał z ostatnich chwil żeby po prostu posiedzieć. Był przekonany, że pojawi się większość gości jeśli tylko będą mieli na to ochotę. A czemu mieliby nie mieć? To dwójka zajebistych facetów, którzy znają niemal wszystkich. Popularni, przystojni, zabawni. Nic tylko skorzystać! I dobrze się zabawić!
Ostatnio zmieniony przez Jessie "Jay" Harper dnia Wto Mar 08 2016, 20:55, w całości zmieniany 1 raz
Ależ oczywiście, że pilnował jedzenia jak w oka w głowie. Zapinając do końca czarną koszulę podszedł do brata i pacnął go w rękę. - Wytrzymasz – warknął w jego stronę i dopiął koszulę do końca. Chłopak poprawił każdy z talerzy, akurat tutaj musiało być idealnie, na stole zawsze musiało być idealnie! Przynajmniej do momentu, aż pierwszy gość zobaczy jak zajebisty był Edward! Oczywiście pojawiły się również słodkości. Tak… dla Edzia w tym momencie najważniejsze było jedzenie, nic więcej się nie liczyło. Och jak on marzył o kobiecie, która będzie się zachwycać jego kuchnią i będzie jego testerem. Zje wszystko co dostanie pod nos i będzie szczęśliwa z faktu, że ktoś dał jej jedzenie. Szkoda, że ktoś taki nie istnieje.
Była zaskoczona, że dostała zaproszenie na imprezę. Jednak kiedy doczytała od kogo zaskoczenie nagle minęło. Po tym, co ostatnio razem robili nic dziwnego, że Edward chciał by przyszła. Pewnie znowu chciał się z nią podroczyć i znowu mieli wzajemnie się wciągnąć w jakieś chore dni. Jedna nieee, nie zamierzała tam iść. Nie po tym jak odkryła, że zostawił na jej szyi malinkę! Chodziła w chustce przez cały czas, bo to cholerstwo blakło, ale nie chciało całkowicie zniknąć! Co to miało być! Stwierdziła, że mu tego nie daruje. Jednak póki nie miała pomysłu jak mu dopiec wolała go unikać. Nie wiadomo co taki myśli sobie po takim spotkaniu. Kiedy się dowiedziała, że Litka też idzie momentalnie zmieniła zdanie. Puścić małego kurdupelka na pastwę dwóch rekinów?! Nigdy. Dlatego ubrała się w coś ładnego i postanowiła wyruszyć razem z przyjaciółką. Dotarły dość punktualnie dlatego spodziewała się, że jeszcze nikogo nie będzie. Ludzie zazwyczaj się spóźniali, ale Litka koniecznie musiała być na czas. Może się bała, że zjedzą jej wszystko? Ona również chętnie coś przekąsi. Jednak co ważniejsze będzie musiała uważać na alkohol. Nie zamierzała się do niego zbliżać nawet na krok. To by się mogło źle skończyć. Otworzyła drzwi wchodząc z lekkim uśmiechem. Tak jak myślała. Były pierwsze. Rzuciła krótkie cześć do gospodarzy oraz beznamiętne „dziękuję za zaproszenie”. O, jedzenie. Podeszła do stołu i usiadła na kanapie obok. Czuła się jakoś... Dziwnie. Jak osaczona sarenka. Dlatego była taka spokojna. Poza tym nie mogła na Edwarda patrzeć. Poprawiła chustkę na szyi. Miała nadzieję, że poza Lilith nie będzie tu nikogo znajomego.
Rose po przeczytaniu listu chwilę zastanawiała się czy pójść na tę imprezę. Miała średni humor po tym, jak wróciła z domu. Postanowiła jednak, że właśnie to pomoże jej się wyluzować i przestać myśleć o ponurych sprawach. Ubrała sukienkę w kwiatki, którą niedawno uszyła, czarne rajstopy i zarzuciła na siebie dżinsową kurteczkę. Przypudrowała nosek i w zasadzie była gotowa do wyjścia. Pomyślała jeszcze, że miło byłoby coś ze sobą wziąć. Wyjęła więc z czeluści swojej szafy butelkę jakiegoś pędzonego w domowych warunkach alkoholu i dokładnie schowała ją pod płaszczem, aby nikt nie zauważył co niesie. Dotarła pod wskazany adres, trochę była zestresowana, ale za kilka łyków alkoholu od razu jej przejdzie. Chociaż ten stres mieszał się z ekscytacją i podnieceniem związanym ze spotkaniem Edwarda. Rose nie chciała się jednak do tego przyznać nawet przed samą sobą. Stojąc przed drzwiami zapukała trzy razy.
Miał ochotę dobrać się do całego tego jedzenia i samemu je wszamać. Edward, może z brat jest twoją wymarzoną dziewczyną? Przecież już nawet podczas gotowania pchał mu łapy w garnki i ciężko go było odgonić. Teraz pozostało siedzieć mu ze szklanką Ognistej Whisky w ręce i czekać na gościu. Drzwi zostawił otwarte, więc kiedy po raz pierwszy się otworzyły niemal od razu wstał zadowolony, że ktoś jest. W drzwiach zobaczył Vittorię, Lilit. Oczywiście wesoło się z nimi przywitał. Potem ktoś zapukał i skoczył pierwszy do drzwi. O, Rose. Właśnie, Rose! Przyszła! - Rose, tyle czasu. Tak się cieszę, że przyszłaś. Miałem ogromną ochotę Cię zobaczyć – Powiedział szarmancko po czym schylił się i pocałował jej rękę. Uśmiechnął się pokazując swoje białe ząbki i prowadząc ją do środka – Mam nadzieję, że będziesz się bawić świetnie- Poprowadził ją do stołu z alkoholem i jakby czytając jej w myślach zrobił jej drinka. Z soku porzeczkowego i mugolskiej wódki, z brzegiem maczanym w cukrze. Nie planował jej upić... A może? Wszystko każe się z czasem.
Kiedy dostała sowę, nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Niegrzecznie tak odmówić przyjścia, ale nie miała ochoty na imprezy, zwłaszcza po tym co się ostatnio u niej działo. Jednak… nie może całkowicie się odseparować od ludzi, więc uznała, że ta impreza pomoże jej wrócić na właściwie tory. Jednak nie mogła tam iść sama! Poprosiła więc Vittorię, która również dostała zaproszenie. Lilitka narzuciła na siebie zwykłą, prostą czarną sukienkę. Nie chciała stroić się w kolory, mimo wszystko dalej jest w żałobie po rodzicach. Spięła włosy w wysoki kucyk i była gotowa do wyjścia. Udały się razem do mieszkania dwóch rekinów, które czekały już na nie z otwartymi zębiskami. Gryffonka przywitała się i przekazała jednemu z gospodarzy ciasteczka, które wypiekła akurat tego dnia i postanowiła je przynieść, po czym wparowała do środka prowadzona przez przepiękny zapach. Kiedy zobaczyła stół pełen jedzenie… zignorowała całkowicie Jaya i zaczęła się zachwycać każdą potrawą na stole. Nie mogła się napatrzeć na wszystko co się tutaj znajdowało. Koreczki, tortille, nachos, sałatki, CZEKOLADA. Raj dla dziewczyny! Wzięła pierwszą lepszą rzecz ze stołu i nagle… rozpłynęła się, na jej twarzy można było widzieć przerażający wręcz zachwyt i rozmarzenie. Po tym jednym kęsie straciła kontakt z rzeczywistością.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Stanęła przed drzwiami ubrana w takie coś. Zawsze uważała, że zielony idealnie pasuje do koloru jej włosów. Zapukała do drzwi i po otworzeniu ich przez jednego z braci weszła do środka. Nie chcąc wyjść na osobę nachalną nawet nie rozejrzała się po pomieszczeniu tylko ściągnęła swoje szpilki i przywitała z bratem który otworzył jej je jak i wręczyła mu mały upominek dla nich. Ciasto czekoladowe z truskawkami. Następnie przeszła do dalej i zauważyła drugiego z nich wraz z trzema innymi dziewczynami. Jedną z nich poznała podczas gry. Uśmiechnęła się do nich. - Dziękuję wam za zaproszenie. I cześć... Jay? Miło znów Cię widzieć Lilith jak i was wszystkich. - była trochę spięta i można było wyczuć to w jej sposobie poruszania się jak i gestykulacji jednak kiedy zobaczyła jedzenie na stole wszystko wokół niej przestało istnieć. Jej oczy zaświeciły radosnymi iskierkami, a usta lekko wygięły ku górze. Każdy kto znał dobrze pannę Grigori wiedział, że kochała jeść. - Który z was to przygotował? - swoim rozbieganym spojrzeniem zaczęła biegać od Edwarda do Jaya. - Wygląda apetycznie. Aż mam ochotę usiąść i jedynie jeść. Choć nie po to przyszła. - zazwyczaj nie była tak rozgadaną osobą. I trochę zrobiło się jej przez to głupio przez co na jej policzkach pojawiły się różowawe plamy. Przygryzając dolną wargę usiadła na wolnym miejscu czekając na resztę i nie chcąc znów palnąć czegoś głupiego.
Ostatnio zmieniony przez Clarissa R. Grigori dnia Sro Mar 09 2016, 13:59, w całości zmieniany 1 raz
No i ludzie zaczęli się zbierać. Pierwsza była Vittoria z jakimś kurduplem, który później okazał się być tą niesamowitą Lilith, o którą tak walczył jego brat. Aż normalnie postanowił ją sprawdzić i obserwował uważnie każdy jej ruch. Gdy dziewczyna podeszła do stołu i wręcz dostała orgazmu zajadając się jego jedzeniem podszedł do brata i położył dłoń na jego ramieniu. - Wiesz co… nie jestem jednak do końca przekonany, czy Ci ją oddam – wydukał i tak szybko jak do niego podszedł opuścił go siadając obok… Vittori. Jego kochany braciszek zajął się Rose, więc on nie miał nic innego do roboty. Nie odrywając wzroku od rozmarzonej gryffonki uśmiechnął się szeroko i zaczął rozmowę. - Jak tam szyja? – zapytał ironicznie i zaśmiał się pod nosem. Tak naprawdę to chciał zapytać o jedzenie, ale z tą szyją było o wiele ciekawsze pytanie i chciał przede wszystkim zobaczyć jej reakcję. Słysząc pukanie ulotnił się tak szybko jak tylko mógł i pojawił się przed drzwiach, posyłając pięknej Clarissie swój zabójczy uśmiech numer trzy. No cóż, chyba wszystkie kobiety będą dzisiaj jego. - Jay nie potrafi nawet zagotować mleka, więc... - powiedział z wielką dumą i przekonaniem
Widząc jak jej przyjaciółka zajada się pysznościami nie mogła się nie śmiać. Coś mi się wydaje, że mimo iż wierzyła w to, że są to same pyszności to i tak od tego tempra rozboli ją brzuch. Jednak jakoś nie miała serca jej powstrzymywać, a i sama chwilę później położyła swoje łapki na jakimś czekoladowym cudeńku. Czekolada to czekolada. Wciągnęła kawałeczek w siebie zanim Edward usiadł obok. Już się musi przystawiać buc jeden. Tylko, że tym razem nie zamierzała mu pozwolić na jakąkolwiek intymność. Po pierwsze za dużo tu było ludzi. A po drugie? Nic ich nie łączyło. - A zasadził Ci ktoś kiedyś kopa idealnie między pośladki? - Spytała szeptem nawet na niego nie patrząc i jeszcze raz poprawiła chustkę, na wszelki wypadek. O jaka chwalipięta. Nie mógł odpuścić okazji by zaprezentować jaki to jest dobry w gotowaniu. I... Nie mogła mu tu niczego wymówić. Był w tym świetnym. Ale nie będzie się obżerać żeby mu nie sprawić przyjemności. Nie zasłużył. Odwróciła się w stronę Rose i Clari, które siętu pojawiły. Zarówno w stosunku jednej jak i drugiej uniosła rękę na powitanie i się uśmiechnęła. Nie znała ich. Kurcze, chyba będzie tu jedyną przyjezdną. Czuła się obco, ale nie pokazywała tego po sobie.
Nie miała ochoty wybierać się na tą imprezę. Tym bardziej, że była ona u Jeya. Jak jego brata mogła znieść - w końcu uważała go za tego lepszego xd - tak z Jayem miała mały problem. Zdecydowała jednak, że pójdzie. Lucas i tak wiedział o tej imprezie i pomimo jego grymasów zgodził się. Przynajmniej nie musiała go okłamywać. Zabrała butelkę jakiegoś mocnego alkoholu dla gospodarzy i wcisnęła się w sukienkę. Teleportacja jednak nie była takim złym pomysłem. Stojąc pod drzwiami zapukała kilka razy i po chwili otworzył jej jeden z braci. Nie miała jednak pojęcia który. - Jay? - w końcu chciała wiedzieć z kim powinna się przywitać. Chwilę później była już w środku i serce jej stanęło. Była tam też Wittoria. szybko jednk się opanowała. - Cześć wszystkim. Nie patrząc na nią usiadła jak najdalej od dziewczyny.
Tak, dla Lilith nic innego nie istniało, tylko ten cudowny stół wyłożony jedzeniem. Nawet nie zauważyła, kiedy obok niej usiadła Clarissa. Przyjrzała jej się z wielką uwagą próbując sobie przypomnieć czy dziewczyna się z nią witała i przede wszystkim… kiedy przyszła do tego pomieszczenia! Za chiny ludowe nie była w stanie sobie przypomnieć więc posłała krukonce szeroki uśmiech wypychając sobie chomicze policzki czekoladkami. Och na Merlina, jakie to wszystko było pyszne. Chyba cała impreza skończy się przy stole zamiast na parkiecie… a przynajmniej dla gryffonki tak się skończy. Nagle do jej uszu dotarło kilka słów, a mianowicie na temat osoby, która to wszystko przygotowała. Wpatrywała się w Edwarda z szeroko otwartymi oczami. Czyli… to znaczy, że człowiek przygotował te pyszności? Zwykły człowiek? Nie możliwe. Gwiazdki w jej oczach nie znikały, a wręcz pojawiały się kolejne, a ten zachwyt i wielbienie powiększało się z każdym kolejnym gryzem. - Ano! – wydukała nie chcąc nikomu przerywać wypowiedzi – Ed… – powiedziała bez wahania przyglądając mu się z uwagą – wyjdź za mnie proszę… – tak. Ona naprawdę to powiedziała. Ona powiedziała to na głos. Powiedziała to z wielką szczerością i przekonaniem.
Pomieszczenie powoli się zapełniało, co bardzo mu się podobało. Stał z Rose obok stołu i uśmiechał się do niej. Kiedy poczuł rękę brata na swoim ramieniu spojrzał na niego kątem oka, ale zignorował. Doskonale wiedział, że Lilitka nie jest w ich typie. Nawet jeśli Edzio również by ją polubił, to był to inny rodzaj znajomości niż typowo damsko-męska. - Ori! Miło, że przyszłaś! Pięknie wyglądasz - Kiedy otworzył Orianie wiedział już, że będzie mógł z nią dzisiaj porozmawiać na temat swojego planu. Jej również podał pysznego drinka z mugolskiej wódki mając nadzieję, że trochę się spije, a potem będzie mógł coś od niej wyprosić. Ostatnio Edward go wrobił w to, że niby coś kombinuje. Cóż, kombinował. Więc na trzeźwo będzie na pewno za bardzo mieć się na baczności - Lilith! Nikt mi nie będzie tu za nikogo wychodził! - Krzyknął kiedy usłyszał jej słowa. Mało brakło, a jak na Lessie przystało by na nią zawarczał. Na szczęście było to prywatne określenie, które brat używał tylko przy nim. To też nikt go normalnie do psa nie porównywał. Przyłożył palce do oczy i wskazał na Lilith w geście „obserwuję Cię” po czym to samo zrobił w stosunku do Edwarda. O nie, nie będzie jego mała córeczka się z nikim żenić!
Widząc chłopaka uśmiechnęła się szeroko. Jeszcze szerzej się uśmiechnęła, kiedy pocałował ją w rękę. Która kobieta tego nie lubi! - Czeeeesć! - Powiedziała ciepło. Nie odważyła się użyć imienia chłopaka, bo przecież nie potrafi ich rozróżnić. Tym bardziej, że minęło trochę czasu, odkąd ostatnio się widzieli. Pozwoliła się zaprowadzić do stolika. Na słowa o dobrej zabawie tylko przytaknęła, bo właśnie tak zamierzała spędzić dzisiejszą noc. Była zadowolona, że została posadzonaw pobliżu alkoholu. Wyjęła spod płaszcza butelkę i postawiła obok innych. - Pasuje jak ulał. - Powiedziała ze śmiechem. O tak, zdecydowanie potrzebowała zacząć od drinka. Podziękowała za niego i upiła kilka łyków. W tym momencie zauważyła dziewczynę, którą tak niedawno widziała w szale, przywalającą Lucasowi w nos. Na samą myśl uśmiechnęła się do siebie, bo znając go wiedziała, że musiał sobie zasłużyć. Usmiechała się do nowo przybyłych gości i rzucała krótkie "cześć", prawie nikogo tu nie znała. Jeszcze tylko ze dwa drinki i wszystkich pozna, to na pewno. Alkohol sprawia, że Rose staje się jeszcze bardziej towarzyska i skłonna do robienia głupich, czasem niebezpiecznych rzeczy. Już zapomniała jak to jest. Teraz po prostu chciał się wyluzować. Mimochodem słuchając tego, co działo się wokół już wiedziała, że ma do czynienia z Jayem. Zaraz będzie musiała dotrzeć i do Eda, ale na razie był ewidentnie zajęty. - Jay - zaczęła - opowiadaj, co u ciebie. - Mrugnęła do niego i znów zrobiła kilka łyków drinka.
Zdziwiło ją powitanie przez Jaya. Choć musiała przyznać, że alkohol który jej dał była jej w tej chwili bardzo potrzebny. Każdy wiedział, że Ria miała słabą głowę choć bardzo starała się to ukryć. - Dziękuje Ci bardzo Jay. - zmrużyła trochę oczy. Nadal pamiętała o ostrzeżeniu które dostała od jego brata. Czyżby faktycznie coś kombinował? Chcąc się trochę rozluźnić po widoku Wittori upiła ze szklanki spory łyk drinka. Wódka zapiekła ją trochę w gardle ale nie tak bardzo jakby była sama. Prawie nikogo, nie licząc gospodarzy i Wittori, nie znała. Było to dziwne zwarzywszy, że już trochę chodziła do tej szkoły. I nagle usłyszała coś przez co miała ochotę się zaśmiać. I to zrobiła. Jedna z dziewczyn oświadczyła się Edwardowi. Było to naprawdę zabawne jak i urocze. - Za to jedzenie które robi sama bym za niego wyszła jednak już mam swojego wybranka. - uśmiechnęła się do dziewczyny. Nie miała jednak odwagi aby spojrzeć na Wittorię. Nie chciała aby poczuła się źle ale chyba właśnie do tego doprawadziła. I po co to mówiłaś głupia?
No, no, no. Tego to on się nie spodziewał. Żeby to córcia Jaya sama wybrała go zamiast swojego tatulka? Teraz musiał brat dostać w kość. Ale go nie interesowały dzieci, chciał tylko podrażnić brata, ale że sama dziewczyna to zrobiła widocznie niczego nieświadoma, tym lepiej dla niego. - Wybacz mała, ugadaj się ze swoim ochroniarzem i najwyżej daj mi znać – powiedział posyłając gryffonce oczko. Widząc, że Jay opuścił biedną malutką Rose, podszedł do niej opierając się o blat. - Wiesz Rose – kontynuował rozmowę za Jaya. Wróć… to on jest Ed, czy Jay w końcu? Ale odpowiedział na pytanie Lessi, więc… chłopcy robili chyba wszystko co możliwe, żeby tylko namieszać wszystkim paniom w głowach – u mnie bez żadnych zmian. Zresztą moje życie nie jest tak ciekawe… bardziej interesujące co tam u ciebie? – wydukał szczerząc się do niej. No cóż, to chyba był ich urok, że mieszali się pomiędzy sobą jak tylko mogli. W między czasie chłopak przygotował dwa drinki, na podobieństwo tego od Ro i Rii – Wybacz mi skarbie na chwilę – powiedział gdy skończyła opowiadać mniej więcej o sobie i ruszył po drodze. Obok małej gryffonki położył szklankę. Widząc, że chciała coś powiedzieć, zapewnił ją, że to tylko zwykły soczek… tak… na pewno. Po czym podszedł do Vittori i podał jej drugą szklankę – smacznego.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Jak Clary kochała jeść. Uwielbiała to, a co najlepsze - nie tyła! Dobre geny odziedziczyła po matce i jej rodzinie. dlatego od razu przyłączyła się do Lilith próbując wszystkiego po trochu. Osoba obserwująca ją z boku mogła uznać, że dziewczyna głodowała od kilku dni. Prawda jednak była zupełnie inna. Nie chciała jednak wyjść na niekulturalną osobę tak więc postanowiła si przywitać z dziewczyną siedzącą po drugiej stronie gryfonki. - Wybacz, że nie przedstawiłam się wcześniej. Jestem Clarissa ale możesz mi mówić Clary. - uśmiech nie schodził z jej twarzy, a w oczach tańczyły małe iskierki. Tak bardzo dawno nie była na imprezie. W pokoju wspólnym nie miała co liczyć na takie atrakcje. - Uważaj bo zaraz będziesz miał drugą w kolejce do za mąż pójścia. - uśmiechnęła się uroczo w stronę Edwarda - Wybacz Lilith ale coś czuję, że będę twoją konkurentką. - oczywiście, wszystko to mówiła z żartem i miała nadzieję, że jej towarzyszka to zauważy.
Puchonce ciężko było się połapać z tym który jest który. Nie zamierzała się nad tym teraz zastanawiać. Cóż ona mogła opowiadać o tym, co u niej. Miała wrażenie, że od bardzo długiego czasu nic nowego się nie dzieje. Ciągle ta sama szara nuda. Mniej więcej tak odpowiedziała, bo nie będzie wywlekać nie wiadomo czego. Jeszcze niewystarczająca ilość alkoholu krążyła w jej organizmie. Już drugi raz została opuszczona od tych dziesięciu minut przez które tu jest. Westchnęła tylko i poszła do stolika. Usiadła i dopiła swojego drinka. Już zaczęła narzucać sobie dobre tempo. Jak dalej tak pójdzie to za długo nie wytrzyma. Sięgnęła po butelkę i przygotowała sobie kolejnego drinka, trochę mocniejszego. Usiadła przy stole i sącząc obserwowała wszystko, co dzieje się dookoła niej. Patrząc na to, jak większość obecnych tu zajada się tymi wszystkimi pysznościami pomyślała, że może za chwilkę wstanie i też coś przegryzie. Przynajmniej będzie mogła wtedy więcej wypić.
Ostatnio zmieniony przez Rose Nelson dnia Wto Mar 08 2016, 22:55, w całości zmieniany 1 raz