Nie miała dobrego życia, to jasne. Jay natomiast miał świetne. I nigdy nie spodziewał się, ze przyjdzie mu wpakować się coś takiego. Ba, on nawet nie myślał o tym, że kiedykolwiek wyląduje w stałym związku. A teraz? Był z Lilith i miał obowiązek o nią dbać. Nie chodziło już tylko o niego i Eda. Pojawił się również mała kruszynka Nox, której problemy przynajmniej 10-krotnie przerastały jej wzrost. Jessie nie zamierzał jej zostawiać samej, jednak wściekłość zdecydowanie przerastała wszelkie jego chęci. Odbierała mu umysł i wszystkie odczucia, które miał w stosunku do niej co było widać wtedy na korytarzy, gdy boleśnie potraktował jej ramię i parę godzin temu gdy chamsko wyrzucił ją za drzwi. Można powiedzieć, że miał mały problem ze złością i jej ogarnięciem. Ale to nadal nic przy tym, z czym Bamboszek się borykał. - Ciesz się słoneczko. I masz mi mówić wszystko. Każdą wesołą, smutną czy wkurzoną myśl. Od tego mamy siebie, tak? - Wyszeptał po czym pochylił się jeszcze trochę by cmoknąć ją w nosek. Odsunął się by złapać jedną z jej łapek i zacząć ją pocierać między swoimi chcąc wyraźnie ją rozgrzać. Jaki troskliwy słodziak. On naprawdę ją kochał i nawet jeśli miał odchyły, to było to i tak widać w każdym jego geście. W pierwszej chwili nie rozumiał o co jej chodzi. Potem ogarnął. No tak. Coś takiego powiedział jej wtedy na korytarzy, gdy niemal płakała patrząc na jego napad agresji. Westchnął wyraźnie zakłopotany puszczając jej rączki. Jak to teraz... No dobrze. Miał jeden pomysł jakby to zrobić, by zapomniała o jego ostrych słowach. Wszystkich. - Kocham Cię... Więc to ja Cię pytam. Czy ty chcesz być tylko moja? - Spytał uśmiechając się do niej ciepło i pochylając się by znów ją pocałować. Nie było to jednak to, co na kanapie. Rączki trzymał przy sobie. Był delikatny. Był czuły. Był to długi całus nim spokojnie pogłębił pocałunek nadając mu namiętności, jedna nie przesadzając. Nawet nie musiał używać języka by i tak sprawiało im to przyjemność. A bez niego widać było, że są nie tylko parą pożądających się kochanków, ale też bardzo im na sobie zależy. Choć z tym pożądaniem... Skoro ona nie pamiętała, to jest to chyba jednostronne.
Trochę ją zatkało. Dobrze wiedziała, że pomiędzy nimi jest jakieś dziwne uczucie, przywiązanie, którego nie była w stanie wyjaśnić w normalny sposób. Chciała przy nim być, wygłupiać się z nim, przytulać się do niego, a nawet przy nim płakać i odbierać całą jego złość. Nigdy nie zastanawiała się nad tym głębiej, a kiedy chłopak tak po prostu nazwał to po imieniu, powiedział to prosto z mostu… nie wiedziała co ma mu odpowiedzieć i dzięki bogu, że nie czekał na żadne słowa z jej strony, tylko po prostu wpił się w jej usta. Przez kilka pierwszych sekund się wahała, przypominając sobie ich starcie na kanapie. Jednak tak szybko jak pojawiły się wątpliwości, tak szybko mu uległa oddając pocałunek jednak czegoś jej brakowało. Nawet nie zorientowała się kiedy odsunęła się od chłopaka tylko po to, by przetransportować się na jego kolana i rozsiąść się tam wygodnie. Ponownie wpiła się w jego usta zamykając oczy i starając się zagłębić w tym pocałunku. Ona nie miała zamiaru niczego inicjować. Po prostu chciała poczuć jego bliskość, jego dotyk, oddech. Wszystko na raz. Nie wiem czy dziewczyna była psychicznie gotowa na kolejny krok. Zwłaszcza, że borykała się ostatnio z takimi problemami. Nie potrzebowała teraz ostrego, gorącego seksu, a osoby, która schowa ją w ramionach i sprawi, że będzie czuła się bezpiecznie.
Taki właśnie miał plan. Trzymać ją w swoich ramionach i po prostu się z nią całować. Nie potrzebował niczego więcej tylko tego, by był obok. Gdy tylko przeszła na jego kolana uśmiechnął się delikatnie i pozwolił na to, by tym razem to ona rozpoczęła ich pocałunku. Błądził dłońmi po jej ramionkach i tali. W którymś momencie wsunął jej rękę pod koszulkę na plecach, by delikatnie ją po nich drapać. Czuł się z nią bardzo dobrze i miał nadzieję, że już tak zostanie. Że nie dowie się w najbliższym czasie nowych rewelacji. Minęło dobrych kilka minut nim się od niej odsunął by zaczerpnąć powietrza. Podniósł się zmuszając ją do tego by objęła go nogami i zszedł z antresoli na sam dół, by chwilę później posadzić ją na stole w kuchni. - Strasznie bym chciał nam zrobić kolację, ale ja naprawdę nie umiem gotować – To mówiąc wskazał na zlew, gdzie jeszcze piętrzyły się brudne gary. Wyszczerzył się głupkowato i użył na nich szybko zaklęcia Chłoszczyść udając, że wcale tam nic nie było. Kij z tym, że jej to pokazał. Ale naprawdę żałował, że nie potrafi nic ugotować. A szkoda. Miał nieziemską ochotę na spaghetti i wszystko było w domu! Tyle, że z magii gastronomicznej był zielony, a mugolskie gotowanie którym fascynował się Edward było jego słabą stroną. Szczególnie, gdy co innego chodziło my po głowie.
W końcu musieli się od siebie odkleić, ale na całe szczęście tylko w kwestii pocałunku. Chłopak postarał się o to, by nie odsuwała się od niego nawet o milimetr i prawdę mówiąc nawet ona tego nie chciała robić. Gdyby kazał jej wstać, to zaczepiłaby się o niego tak mocno, że nie byłby w stanie jej odkleić nawet zaklęciem. A była w stanie to zrobić! Na szczęście bez żadnego narzekania z jego strony zrobiła koale i prawdę mówiąc szczerząc ząbki ze szczęścia zerknęła na stos naczyń. Jej żołądek odezwał się na słowo ‘kolacja’, co było znakiem, że jest cholernie głodna. - Jedyna potrawa, która jest w miarę jadalna w moim wykonaniu, to spaghetti – wyszeptała zakłopotana tym faktem. Była w stanie nawet popsuć gotujące się jajko… naprawdę. Ale to jedno danie wychodziło jej ponad przeciętnie dobrze. Chcąc nie chcąc zeskoczyła z chłopaka i nie czekając na jego odpowiedź otworzyła lodówkę wyciągając składniki. No co… była głodna. - Pomożesz mi? – wydukała posyłając mu szeroki uśmiech… zanim przygotowała wszystkie składniki, zobaczyła, że na blacie stoi kosz z owocami… jakoś tak instynktownie dorwała się do jednego z najbardziej czerwonych jabłek i przetarła je o koszulkę. Jezu czemu ona ugryzła je tak jakby je całowała?!
Nie musieli się przecież ciągle całować by czuć swoją bliskość. Może dziwnie brzmi to w myślach faceta, który uwielbiał dotykać kobiety w każdy możliwy sposób i to szczególnie w trakcie seksu... Ale przy niej się uspokajał i tyle. Udało jej się usidlić młodszego Harpera na tyle skutecznie, że choć miał swoje potrzeby to jednak był w stanie się pohamować. Szczególnie, że dopiero co się pogodzili i zależało mu, by być dla niej najlepszym. - Czytasz mi w myślach, bo akurat Edward miał robić spaghtetti i wszystko jest w domu – Zaśmiał się. Oni naprawdę mają między sobą jakąś magiczną więź. Zdawało mu się, że Litka po prostu siedzi w jego głowie i wyciąga z niej niezbędne informacje dla sprawienia mu przyjemności. - Pomogę – Powiedział podchodząc bliżej i … Zamarł. Widok tego, jak ona je jabłko przez chwilę przypomniał mu o ich ostatnim spotkaniu. Po jego minie było widać, że coś jest nie tak. Na szczęście przez okno wleciał kruk od jego brata. Odczytał szybko list i równie szybko na niego odpisał. - Ed ma zaniki pamięci. Nie wie kim jesteś – Uświadomił ją by wiedziała o co dokładnie chodzi. Nie minął moment, a dostał kolejny list. Otworzył oczy w szoku. Obejrzał dokładnie dołączony list. To nie było pismo Lilith. W takim wypadku faktycznie istniała jakaś koleżanka... Ale dlaczego miały by szantażować Vittorię?! - Kim jest S.V? - Zapytał gryfonkę podchodząc i pokazując jej list brata. Odpisał mu tylko nim ponownie spojrzał ostro na swoją dziewczynę. Czekał na wyjaśienia.
Ucieszyła się na wizję wspólnego gotowania. Ostatnią osobą, z którą bawiła się w gotowanie był Ivo, a było to jak była małym dzieckiem. Prawie spaliła mu kuchnię i się przy okazji się zabiła od tego czasu nie wpuszczał jej do tego pomieszczenia. A później? Nie była w stanie nikogo znaleźć, kto byłby na tyle odważny, by przeżyć jej wyczyny kuchenne. Oczywiście, że zauważyła jego reakcję i wlepiła w niego swoje zdziwione ślepia. Już chciała pytać o co chodzi, kiedy do pomieszczenia wleciał kruk. - Ojej, co mu się stało? – zapytała widocznie zmartwiona, ale to co powiedział później zbiło ją z tropu. Schyliła się nad listem uważnie czytając jego treść. Jej mimika? Była po prostu zdziwiona i całkowicie nie miała zielonego pojęcia o kogo chodzi. - S… V… pierwszy raz słyszę takie inicjały – wydukała natychmiast zmuszając szare komórki do nadmiernej pracy. Nawet nie zauważyła, że chłopak jest na nią wściekły – nie znam chyba nikogo, o takich inicjałach, czemu pytasz? – wlepiła w niego swoje zaciekawione spojrzenie… czy ktoś byłby w stanie uwierzyć, że go teraz okłamuje? Wątpię.
- Skopał go nowy chłopak Vittori – Tylko tyle powiedział, bo to zdecydowanie nie był przyjemny temat do rozmów szczególnie, że zamierzał niedługo zemścić się na puchonie. I to tak, by ten już nigdy więcej nawet nie spojrzał na jednego z Harperów z obawy o swoje życie. To gotowanie naprawdę były by cudowne gdyby nie fakt, że oczywiście wszystko musiało się posypać. Znowu miał pokerową twarz, która nie mówiła nic o jego myślach. Czytał listy od brata jeszcze kilka razy. Potem usiadł na krześle i położył je na stole. - Zobacz sobie – Przesunął kartki bardziej w jej stronę czekając, aż obejrzy, poczyta i obserwując każdy jej nawet najmniejszy ruch. Chciał być pewien, że ta nie okłamie go. Szczególnie, ze ten ruch z jabłkiem kojarzył mu się z tym, czego Lilith rzekomo nie pamięta. To wszystko było naprawdę bardzo niepokojące.
Milczała. W ciszy przyglądała się jednej kartce pergaminu i drugiej. Dlaczego to tak musiało wyglądać? Kiedy udało jej się naprawić jedną sprawę, pojawiał się drugi problem. Wszystko się sypało. Im więcej pojawiało się niewiadomych, tym chłopak miej jej ufał. Im było więcej spraw, których nie była w stanie wyjaśnić, tym miała większą pewność, że on tego nie wytrzyma i po prostu z niej zrezygnuje. Pobladła. Bała się tego co się może teraz stać. Uwierzy jej? Musi… a jak nie to… Lilith uśmiechnęła się pod nosem i przegryzła dolną wargę z tych nerwów. - To już wiem dlaczego Titi mnie tak znienawidziła… – wydukała. Starała się uśmiechać, jednak wyraz jej twarzy mówił sam za siebie. Bolało ją to jak cholera – nie wiedziałam o tym nic… naprawdę – jej głos był słaby. Odłożyła kartki papieru na blat i odsunęła się od chłopaka opierając się o niego. - Jessie… moje życie… wydaje mi się, że będzie wyglądało teraz w taki sposób. Będę dowiadywać się o rzeczach, które rzekomo robiłam, a o których nie mam pojęcia – musiała mu to wszystko wytłumaczyć – nawet na wizzbooku obserwator wspomina o mnie co jakiś czas, a Titi… no cóż widać, że mnie nienawidzi – postanowiła. Jutro pójdzie do profesor Blanc z nią porozmawiać. Po prostu nie widzi innego wyjścia. Może ona jej pomoże w tym wszystkim? – ja nie chcę Cię do niczego zmuszać… – podniosła spojrzenie i utkwiła je w chłopaku – nie chcę, żebyś czuł się niepewny, żebyś był na mnie zły…
Wpatrywał się w nią i wpatrywał. Jednak jej reakcje wciąż wydawały się być szczere. Wskazywały na to, że faktycznie nie ma pojęcia co się dzieje, a gdy ta wspomniała o nienawiści Vittori jedyne co mu pozostało to westchnięcie i powiedzeniu kilku słów pod nosem, w których przejawiał frustrację. - Może i dobrze. Nie znoszę tej dziewczyny więc wolałbym żebyś się z nią nie widywała – Jak mógłby lubić kogoś? Kto złamał serce jemu bratu i jakby tego było mało sprawił, że Ed wylądował w Skrzydle Szpitalnym i do teraz miał problemy z pamięcią? To była przede wszystkim jej wina, a że nie może jej skrzywdzić (w końcu Ed i tak ją kochał), to postanowił skupić się na Norbercie. - Wiem, widziałem jej komentarze. Dostałem też list od Kath na twój temat. Chyba się z nią spotkam i spytam jak to dokładnie było. No wiesz, z Lucasem. Co sądzisz? Będziemy wiedzieli więcej... Ale ty mi musisz obiecać, że poszukasz sobie psychologa i umówisz się z nim. Jeszcze dzisiaj – Powiedział stanowczo. Najwyraźniej to był jego warunek. Nie zostawi jej pod warunkiem, że ta zaweźmie pomocy specjalisty. On natomiast zamierzał podziałać w inny sposób i trochę powęszyć.
Nie miała zamiaru odmawiać. Sama o tym myślała już jakiś czas temu, ale za bardzo się bała. Miała coś w sobie z pesymisty i prawdę mówiąc bała się konsekwencji tej decyzji. Co by się stało, gdyby okazało się, że pomóc jej mogą tylko na oddziale zamkniętym? To nie jest dobre rozwiązanie, przynajmniej nie dla niej. Jeżeli chodzi o temat z Vittorią, to nie miała zamiaru tego komentować. W tym przypadku ich nastawienie było różne. To była jej przyjaciółka, ale również bardzo dobrze wiedziała, jak ona zraniła Edwarda. Oprócz tego wiedziała jak Jessiemu na nim zależy. Wolała się nie kłócić i do momentu, w którym będzie to koniecznie, milczeć. Nie musieli teraz o niej rozmawiać. - To bardzo dobry pomysł… – powiedziała z nieukrywanym entuzjazmem, chociaż wciąż czuła przerażenie – jeszcze dziś pójdę do panny Blanc – dodała posyłając mu delikatny uśmiech, jednak przez chwilę coś w niej pękło i mimowolnie wyciągnęła dłonie w jego stronę. Złapała jego rękę i wlepiła spojrzenie w ziemie. - Jessie… – wyszeptała widocznie zmieszana – nie wiem co Kath Ci może powiedzieć, ale dopóki nie dowiemy się co o tym wszystkim myśli pani Blanc… obiecaj mi, że będziesz podchodził do tego z dystansem – skoro on chciał by ona coś obiecała, to i ona miała do tego prawo.
Ale pewnie jeszcze nie raz porozmawiają... - To zróbmy tak. Kath kazała mi się z nią spotkać za godzinę. Wprawdzie miałem nie iść, ale ogarnę się na szybko i do niej pójdę. A ty wracaj do szkoły i załatw co trzeba – Cieszył się, że tak entuzjastycznie, a przynajmniej z przekonaniem do tego podeszła. W każdym razie powinni się teraz rozejść każdy w swoją stronę i pokombinować. Podszedł do szafy i wyjął z niej koszulę od Edwarda. Jego się nie nadawały na spotkanie z panną „jestem królową szkoły”, a nie chodziło o to by ją zrazić, bo nie piśnie ani słowa. Dlatego przebrał się w coś bardziej eleganckiego. Nawet włosy uczesał, ale stwierdził, że wygląda jak debil więc i tak doprowadził je do nieładu kilkoma ruchami rąk. Wyszczerzył się do swojej dziewczyny i podszedł do niej by złapać jej małą rączkę. Zdąży odprowadzić ją kawałek. - Obiecuję, że najpierw porozmawiam z tobą – Wyszeptał jeszcze gdy przekraczali próg w nawiązaniu do jej poprzednich słów. Odprowadzi ją do samej drogi do Hogwartu, a potem zawrócił by dojść do Kolorowej Kawiarni.
Kiedy ty przyszła była pewna co chce zrobić. Dlatego droga minęła jej bardzo szybko. Ledwo przekroczyła mury Hogwartu, a od razu się teleportowała do jego mieszkania. Nawet nie przed drzwi, a bezczelnie na środek salonu. Plusy (albo minusy) bycia czarodziejem właśnie takie były – można się było pojawiać znienacka w miejscach, które już się kiedyś widziało. Które potrafiło się w głowie zwizualizować. Ona natomiast znała to mieszkanie doskonale. Potrafiła odtworzyć w głowie każdy jego kąt. Robiła wszystko, co chciała od dawna. Ale w tym nadmiarze wolności zgubiła to, co kiedyś było dla niej najważniejsze. Szukała ciepła, zainteresowania, pewnie też miłości wszędzie, tylko nie tam gdzie ją miała. I nawet wtedy, gdy po ich ostatnim spotkaniu przespała się z Lucasem to tęskniła do niego. List od Oriany uświadomił ją co robiła przez cały czas. Karała się. Podświadomie karała się za wszystkie swoje życiowe błędy. Za to, że nie potrafiła zatrzymać przy sobie matki. Za to, że nie potrafiła poukładać sobie swojego życia. Za to, że wilkołactwo tak bardzo przejęło jej umysł i doprowadziło do tylu głupich decyzji. Wiedziała, że nie zatrze tego wszystkiego w jeden wieczór, ale Edward nie odpuszczał mimo wszystko. On zdawał się widzieć kogoś wartościowego pod tą całą, podłą otoczką. Gdy się tam pojawiła od razu zaczęła się rozglądać za Edwardem. Nigdzie go nie widziała więc domyśliła się, że jest w łazience. Spotkali się w drzwiach, a ona? Nawet przez chwilę się nie zastanawiała. Pocałowała go. To nie był namiętny pocałunek zwiastujący seks i jej pewne zniknięcie. To było czułe. Zapowiadało jeszcze wiele takich pocałunków, które chciała by z nim realizować. Do końca świata. - Byłam idiotką – Wyszeptała między kolejnymi pocałunkami najwyraźniej nie chcąc tego przerywać – Pogubiłam się – Dodała chwilę później jednocześnie obejmując jego szyję i przywierając do niego całym ciałem – Kocham Cię – Po tych słowach rozdzieliła ich wargi na dłuższą chwilę, by na niego spojrzeć – Mam dość udawania, że potrafię być sama. Nie potrafię. Jedyną swoją przyszłość, jaką widzę to z tobą – Położyła dłoń na jego policzku i czekała. Na cokolwiek.
Chłopak zlazł z łóżka rozczochrując jeszcze bardziej włosy. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając jakiegokolwiek sygnału, który poinformowałby go, która jest godzina. Odkąd Jessie wyjechał do ciotki w jego mieszkaniu panował sajgon. Jakby huragan przeleciał przez cały pokój i porozrzucał wszystkie rzeczy w losowych miejscach. No co?! On był od gotowania, a Jay od sprzątania! A jak go nie było to… no cóż, lepiej było nie przychodzić do tego mieszkania. Nic takiego nie znalazł, więc pozwolił sobie ponownie paść na łóżko z nadzieją, że uda mu się zasnąć, zanim cokolwiek postanowi go wybudzić do końca. I jak pomyślał, tak się stało. Do jego uszu dobiegł dźwięk rytmicznych uderzeń w szybę. Wstał niezadowolony i otworzył krukowi, który przyniósł mu pocztę, a gdy zobaczył od kogo dostał list, jakby od razu wytrzeźwiał, a raczej obudził się. Zaczął tą krótką konwersację i bez problemu zaprosił dziewczynę do domu. Dopiero kiedy wysłał list rozejrzał się i… - Fuck… – syknął i zaczęła się wielka gonitwa i rzucanie zaklęciami. TRZEBA BYŁO POSPRZĄTAĆ! Na szczęście magia pomogła mu szybko ogarnąć, a on akurat ogarnął do końca łazienkę i przemył twarz wodą. Kiedy wychodził z łazienki, by upewnić się, że wszystko udało mu się zrobić, usłyszał jakieś dźwięki, CHOLERA ZOSTAWIŁ OTWARTE OKNO I SZOP WPADŁ DO POKOJU (ciekawe skąd w środku Hogsmeade szop… ale nie ważne)! Postanowił to sprawdzić, dlatego ruszył w stronę wyjścia. To ‘coś’ rzuciło się na niego i pocałowało, a to zbliżenie miało w sobie coś wyjątkowego. Chłopak wpatrywał się w dziewczynę widocznie zaskoczony tym spotkanie, a kiedy usłyszał te wszystkie słowa, to go zatkało. Nie był w stanie powiedzieć czegokolwiek, tak więc postanowił zareagować. Pochylił się i wpił w jej usta, w podobny sposób, co ona, złapał ją za talię i uniósł w powietrze kręcąc dookoła. Postawił ją dopiero po zrobieniu pełnego obrotu i dopiero wtedy się od niej odkleił. Sam nie spodziewał się, że to… że to dla niego będzie takie ważne? Widocznie tak… czuł się w pewien sposób szczęśliwy. A przy okazji nie miał zielonego pojęcia co powiedzieć, odjęło mu mowę. =
Szczerze? Spodziewała się, że ten nie będzie wiedział, co powiedzieć. I dlatego nawet nie była zaskoczona, gdy po prostu po tym wszystkim ją pocałował. Jej słowa mogły być dla niego niejasne. W końcu nadal jej nie pamiętał, ale z tego wszystkiego jakoś o tym zapomniała. Szczególnie teraz, gdy była skupiona na ich bliskości. Na pocałunku, który znaczył dla niej więcej niż milion słów z jego strony. Zaśmiała się w jego wargi czując, jak ten ją obraca. Gdy ponownie poczuła twardy grunt pod stopami, a on się odsunął uchyliła oczy chcąc znów na niego popatrzeć. - Dziękuję Ed... Dziękuję, że nawet jak mnie nie pamiętasz, to i tak przy mnie jesteś – Wyszeptała wpatrując się w niego swoimi dużymi, niebieskimi oczkami. Zrobiła krok do tyłu by przenieść się na jego kanapę i na niej usiąść, po czym poklepała miejsce obok siebie. - Dużo się teraz zmieni – Dodała gdy już usiadł, po czym przeniosła jego rękę za swoje plecy i najzwyczajniej w świecie wtuliła się w jego objęcia tak, jakby do szczęścia nie potrzebowała już nic więcej.
Tu pojawiał się największy problem, on też zapominał o tym, że jej nie pamiętał. Więc kiedy powiedziała ta słowa zamrugał zdezorientowany. - A… no fakt… – wydukał bardziej do siebie. Co poradzić, że go ciągnęło do niej bez względu na wszystko? Chociaż trzeba przyznać, że w przeciągu ostatnich kilku dni, pamięć wracała do niego coraz bardziej. Nie miał zamiaru się przyznawać, wolał to przemilczeć. Chłopak jak zahipnotyzowany poszedł za nią i usiadł obok obejmując ją. Nie musiała o to prosić. Sam chciał to zrobić. - Co masz na myśli? – Ed złapał prawą dłoń dziewczyny i uniósł ją do swoich ust by ją ucałować. Mieszanka Edzia była bardzo specyficzna i każdy kto znał go lepiej o tym wiedział. Ważne, że nie był już tym samym całkowicie nabzdyczonym chłopakiem. Wciąż był uparty, wredny i potrafił być agresywny, ale nie na każdym kroku. Nie panował wtedy nad sobą i to… to go przerażało.
Miała nadzieję, że jego utrata pamięci nie będzie przeszkodą. Muszę przyznać, że pomyślała nawet iż to dobrze – nawet jeśli opowiedziała mu o wszystkim, co przez nią było złe w jego życiu to skoro fizycznie tego nie pamiętał, to może właśnie dlatego nadal chce być obok? Jakoś mimo wszystko nie dochodziło do niej to, co sama mu chwilę temu powiedziała. Miłość. Nie była pewna, czy dobrze rozumie sens tego słowa. Po swojemu jednak kochała go i chciała być z nim tak długo, jak się da. Najlepiej już zawsze. I było po niej widać jak bardzo tego pragnie. W sposobie, w jaki się w niego wtulała. Jakby w końcu poczuła, że jest na właściwym miejscu... Oh jakie jakby. Tak właśnie było. - Chce być twoja na wyłączność. To dla mnie coś nowego – Uśmiechnęła się do niego szczególnie, gdy pocałował jej dłoń – Chcę chodzić z tobą na randki – To mówiąc uniosła się trochę, by krótko ucałować jego policzek – No i poza tym będziesz się musiał przyzwyczaić do tego, że co jakiś czas będę znikać... I wracać do domu jakby mnie zaatakował jakiś nożownik – Zaśmiała się akurat tą sytuacją nie przejmując się już tak bardzo, jak kiedyś. Zrozumiała, że to też była dla niej wymówka. To wprawdzie jest jakieś utrudnienie, ale na pewno nie powód by się z nim rozstać. - Niedługo będzie Festiwal Pokonania Voldemorta. Będę tam śpiewać na scenie – Zmieniła nagle temat najwyraźniej mając ogromną potrzebę się tym pochwalić. Generalnie niegdyś ukrywała przed nim wszystko. Teraz, gdy o jej wilkołactwie wiedziała cała szkoła... Nie musiała ukrywać przed nim niczego.
Słuchał jej z uwagą. Nie miał zamiaru przerywać. Dla niego to było też coś nowego, coś, czego wcześniej nie rozumiał. To jest Harper. Żadnej z braci nigdy nie myślał, że się będzie chciał ustatkować. Żaden z nich nie byłby w stanie sobie nawet wyobrażać, że któraś z pań ich usidli i co się stało? Skończyło się to tak, że w końcu znalazł się ktoś na tyle wyjątkowy, że porwał jego małe serduszko. A trzeba przyznać, że zapatrzony był w dziewczynę ponad przeciętnie. Nie ważne co mu powiedziała, nie ważne co mu zrobiła, nie ważne czy ją pamiętał, cały czas czuł tą wielką potrzeba posiadania jej przy sobie. - Zgodzę się na wszystko pod jednym warunkiem – to było bardzo ważne dla niego. Sam nawet nie wiedział dlaczego tak ważne – nigdy więcej nie zostawiaj dla siebie problemów. Cokolwiek by się nie działo, masz mi mówić okey? – spojrzał na nią w taki sposób, że nie mogła się sprzeciwić. On również miał zamiar się na niej oprzeć i… usamodzielnić? Tak, to znaczyło, że będzie ograniczał coraz bardziej brata, na rzecz dziewczyny. - Naprawdę? – wydukał widocznie zaskoczony – musisz mi dać listę kolejności, bo będę stał na stoisku z jedzeniem – chłopak ucałował ją w czoło gładząc przy okazji jej ramię – najwyżej oleję budkę i mnie okradną – on mówił poważnie… chyba… nie wiem, trudno określić – bo na pewno będę chciał Cię posłuchać – uwielbiał jej głos. To właśnie on najbardziej utknął w jego głowie.
Ona wciąż nie była pewna, czy jest w stanie się ustatkować. Stary kot nie zmienia swoich przyzwyczajeń, ale chciała z tym walczyć. Wprawdzie zaczęła czuć coś do Norberta i nie do końca była pewna ich relacji... Szczególnie po tym, jak Wizbook ogłosił całemu światu, że jest wilkołakiem. Ale skoro miała się spróbować ogarnąć, to chyba najlepiej z kimś, kto bez względu na wszystko ciągle ją przy sobie trzymał. Choć czy na pewno świadomość, że jeśli zdradzi Edwarda to ten i tak przy niej będzie była pomocna? Ciężko powiedzieć. Chwilowo jednak nie myślała o tym. Rozkoszowała się bliskością drugiego człowieka, czyli tą kwestią z którą w swoim życiu miała spory problem. - Dobrze. Będę Ci mówić o wszystkim – Zgodziła się z tym bez wahania w głosie, choć w jej głowie nie było to już takie pewne. Trudno czasem było mówić o wszystkich swoich problemach. Może niektóre rzeczy powinna jednak zachować tylko dla siebie? Zobaczymy jak to wszystko się rozwinie dalej. - Dam Ci jak tylko będę miała do niej dostęp. Będzie też Fallen Angels. Lilith ich uwielbia, więc pewnie pójdą z Jayem – Powiedziała, gdy ten akurat całował ją czółko, przy czym na chwilę przymknęła oczka. Potem wysłuchała dalszych jego słów. - Ja uwielbiam twoją kuchnię, więc na pewno przyjdę do Ciebie coś zjeść. Może też potem przejdziemy się po innych atrakcjach? - Zagaiła chcąc wykorzystać ten Festiwal właśnie jako ich pierwszą randkę mimo że oboje mają tam coś do roboty. Podniosła się z kanapy i przeniosła na jego kolana, ale nie po to by się z nim całować, tylko po to by przytulić się do niego. By mieć możliwość stykania się każdego centymetra ich ciała ze sobą. Ona naprawdę ma jakiś problem z brakiem bliskości. Zapewne to dlatego tak strasznie mieszała w życiu wielu osób.
On nie miał pojęcia co będzie za pięć minut. Sam nie był też do tego przyzwyczajony. Byli na takiej samej pozycji. Nie byli w stanie się ustatkować, a przynajmniej żyli w takim przekonaniu przez bardzo długi czas. Życie się odmieniło i oboje chcą tego… spróbować? Chyba tak. Czy to było coś dobrego? Zobaczymy w najbliższym czasie. - Ale wiesz… – zaczął niepewnie. Miał już wielkie plany co do swojego stoiska, a były to plany znęcania się nad biednymi przechodnimi, niestety, jeżeli dziewczyna będzie chciała skorzystać z jego usług to niestety, ale będzie mogła ucierpieć – lepiej przyjdź coś zjeść po występie – nie chciał przypadkiem uszkodzić jej gardła, czy czegokolwiek przy… nie powiem! To pozostanie wielką tajemnicą. - A później… – zamyślił się i pozwolił jej wgramolić się na siebie. Zauważył tą wielką potrzebę bliskości i nie przeszkadzała mu. Gdyby mógł, to by jej już nigdy w życiu nie puszczał, po prostu zamarł by z nią w objęciach i… zatrudniłby służbę, żeby ogarniała wszystko za nich, byleby jej nie puszczać. - Z wielką chęcią – powiedział i wpił się w jej usta bardzo delikatnie jak na niego samego. Jeżeli chodzi o jej wspomnienie brata i małej Lilith, wolał nic nie mówić. Na bracie mu zależało, małej Nox nie lubił. Koniec tematu. Wolałby się z nią nie widzieć, bo na pewno nie będzie dla niej miły, a wtedy brat go zjedzie za to. Skomplikowane to wszystko jest.
Ich życie było trudne. Okaże się, jak to wszystko się zakończy. Szczególnie, że oboje mieli ciągotę do kogoś spoza ich towarzystwa, prawda? To, że Titi lubiła Norberta zostało już wspomniane. Ciekawe natomiast, czy Ed planuje choć słowem wspomnieć o Marcelku. - Mam się bać? - Zaśmiała się widząc, że jego słowa nie są bez znaczenia. Ciekawe, co takiego wymyślił. Wolała jednak nie pytać. Nie chciała się dowiadywać, bo zepsuła by sobie całą niespodziankę. Zabawne, że myśli to dziewczyna, która kiedyś tak bardzo kochała mieć wszystko zaplanowane. Teraz też lubiła, ale miała z tym bardzo duży problem – wszystko ostatnio szło własnym rytmem, kompletnie bez jej wiedzy! Gdy ją pocałował z ogromną chęcią odwzajemniła pocałunek. Jednak zauważyła, że ten unika albo tematu brata, albo Lilith. Postawiła na to drugie. Cóż, ona również ostatnio czuła się nieswojo w jej towarzystwie, a Jay ją trochę irytował. Może w takim wypadku dobrze byłoby się spotkać i jakoś to naprawić? - Edzio – Najwyraźniej nie koniec tematu. Szkoda, że nie czytała mu w myślach – Może zrobimy z nimi jakąś poczwórną randkę? - Zagaiła niepewnie. Generalnie spodziewała się odpowiedzi.
Nie były bez znaczenia i jego stoisko będzie bardzo niebezpiecznym miejscem pełnym rozkoszy, albo rozpaczy i strachu. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce, ale jak na razie nie było to chyba aż takie ważne, nieprawdaż? Widać, że nie tylko on się zmieniał pod wpływem drugiej osoby. Panna Brockway wpływała na niego tak intensywnie, że szkoda gadać. Bez względu na wszystko. Miała w sobie coś takiego, co nie pozwalało mu normalnie reagować. Wszystko co się wokół niego działo, było dostosowane pod salemkę, tak bardzo chciał tego, że sam nie był tego do końca świadomy. To było dla niego zbyt skomplikowane i za trudne. Może właśnie dlatego przestał się nad tym zastanawiać i postanowił po prostu żyć. Podejmować decyzje bez względu na ich konsekwencje, robić to, co w tym momencie było dla niego najważniejsze. Niestety nic nie mogło trwać wiecznie i nie mogło być tak przyjemnie. Nie chciał rozmawiać z nią na ten temat. Westchnął głęboko i spojrzał na nią widocznie zamyślony. Co jej odpowiedzieć? Milczeć? A może zaprzeczyć? - Jeżeli Ci zależy – w tym krótkim zdaniu zawarł wszystkie swoje myśli. Mianowicie: wolałbym nie, ale nie robi mi to większej różnicy. Z bratem chciałby spędzić więcej czasu, ale… ta mała Lilith doprowadzała go czasami o ból głowy. Przecież to było dziecko, nieznośne dziecko, którym trzeba było się opiekować. Nie wierzył w to, że brat ma ochotę ją niańczyć 24/7.
Oboje mieli do siebie bardzo dziwne podejście. I popełniali w nim mnóstwo błędów, które sprawiały, że jednej strony chcieli się siebie trzymać, z drugiej jednak było to dość trudne. Przykładem było to, że skoro Ed był w stosunku do niej pobłażliwy, to mogła robić wszystko. Ta wolność jednocześnie ciągnęła ją do chłopaka, z drugiej jednak strony sprawiała iż nie tylko Edward stanowił pewną ważną pozycję w jej życiu. Jednak postanowiła, że wszelkie inne relacje, które choćby zakrawają o ten sam typ musi wykreślić ze swojego życia. Chciała być z Gryfonem i tak właśnie miał obecnie wyglądać jej świat - mieli być we dwójkę. Nie zamierzała widywać się z Norbertem, z Nathanielem, z Lucasem. Czekała na jego odpowiedź, a gdy ten w pewien sposób zgodził się na jej pomysł jedyne, co zrobiła to ułożyła się tak, by ich twarzyczki były na przeciw siebie i ucałowała najpierw jego czoło, potem nos aż w końcu na kilka długich sekund wpiła się w jego wargi. - Tak właściwie, to gdzie jest twój brat? Ostatnio go nie widuję - Zagaiła gładząc jedną ze swoich dłoni jego policzek i wpatrując się w niego z zaciekawieniem. Zastanawiała się nad czymś i chciała się jakoś z tych myśli wyrwać. Chodziło jej po głowie to, czy aby takie życie jest dla niej. Takie wygodne siedzenie razem, w domu. Rutyna dnia codziennego przerwana raz na jakiś czas pełnią. Czy ona się do tego nadaje?
No tak o to też musiała zapytać. Taki słodki pocałunek przerwany pytaniem o braciszka, serio? Ech, no cóż poradzić musiał się przyzwyczaić, że dziewczyna będzie się teraz interesować wszystkim. Rozmowa… taka rozmowa była dla niego ciężka. Nie był przyzwyczajony do takiego stylu życia. Zazwyczaj przychodził do kobiety, ewentualnie chłopaka, uprawiał namiętny, albo dziki seks, zamienił kilka słów, rzucił kilka komplementów i zapominał o danej sprawie. Nuda nie była dla niego i był tego świadomy. Równocześnie zaczynał się obawiać całej tej sytuacji. Dobrze wiedział co się z nim dzieje, kiedy zaczyna się nudzić. Co jeśli ten związek zacznie być monotonny? Wtedy na pewno porzuci biedną salemke szukając nowych wrażeń. Na samą myśl przeszły po jego plecach ciarki. Nie chciałby, by tak się stało. Ed spojrzał dziewczynie prosto w oczy i na kilka chwil pozwolił sobie zatonąć w nich. W tym błękicie, który pochłaniał go jak morskie fale i topił jego świadomość w nieznanych ostojach. Była piękna. Jego ręka wylądowała na jej policzki i pogładził go delikatnie kciukiem. Wyglądał jak jakby zachwycał się nią przez te kilka krótkich chwil. Trzeba w końcu odpowiedzieć na jej pytanie. Zamknął oczy i westchnął pod nosem. - Ostatnio dużo czasu spędza z małą… Lilith – ledwo się powstrzymał, żeby nie powiedzieć z małą jędzą. Wiecie co było najgorsze? Że wciąż do końca nie był świadomy, dlaczego tak bardzo nienawidzi dziewczyny. To było męczące.
Pytanie tylko, czy uda im się do tego przywyknąć? Czy pokochają taki styl życia i będą w stanie być tylko dla siebie? A jeśli nie... To ciekawe, które pierwsze nie będzie w stanie tego wytrzymać i dotkliwie zrani drugą osobę. Pewnie gdyby podzielili się tymi myślami, to byłoby im jakoś lżej. Może nawet wypracowali by jakiś wspólny pomysł na siebie? Jednak powiedzenie czegoś takiego byłoby zapewne jednoznaczne z poddaniem się swoim cholernym, zwierzęcym instynktom, a do tego wstyd było się przyznać. Cholera. Życie jest na prawdę trudne. Szczególnie, gdy ma się taki paskudny charakter jak Vittoria. Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę i najwyraźniej ani jedno, ani drugie nie było w stanie się oderwać. Dlatego nie ponaglała go w odpowiedzi. Korzystała z tego, że toną w sobie nawzajem. No właśnie. To jest kolejna sprawa, która ich tak do siebie ciągnie. - Nie o to pytałam. No ale nie mówmy już o tym - Przerwała ten dręczący jego duszę temat i zeszła z Edwarda by usiąść na ziemi zaraz przed nim i położyć sobie głowę na jego kolanach. To była dziwna pozycja, ale jej często było wygodnie w takich dziwactwach. Na przykład uprawiała z Lucasem seks w.... STOP! To jest tutaj kompletnie niepotrzebne. Przymknęła oczka odprężając się. - Musimy ustalić parę drobnych zasad żebym była pewna, że jesteś bezpieczny - W końcu dojrzała do tego, konkretnego tematu, który mógł w ich związku być najtrudniejszy. Zbyt wiele szczegółów trzeba było zaplanować, a o ile ona była w tym świetna, to podejrzewam iż Ed jest fatalny w układaniu życia według schematu.
Nie? Jak dla mnie to była odpowiedź. Gdzie jest Jay? Ostatnio bywa często z małą Lilith. Skoro go teraz nie ma, a chłopak nie odpowiedział na pytanie słowami: Jest tam i tam. To znaczy, że nie ma pojęcia, ewentualnie, że jest z tą małą. Odpowiedź padła, ale dziewczyna widocznie tego nie dostrzegła. On tylko westchnął. Nie miał siły się kłócić i tłumaczyć jej o co mu chodziło. Ważne, że temat się skończył i mógł swobodnie myśleć o czymkolwiek innym! Chłopak położył dłoń na jej głowie i zaczął gładzić jej włoski, kiedy ta opierała się o jego kolano. Nie przeszkadzała mu ta pozycja, sam czasami miał ADHD i musiał co pięć sekund zmienić pozycję lub wymyślić coś bardziej pokręconego i dziwnego. Życie powinno zaskakiwać i sprawiać różnego rodzaju niewiadome! Planowanie wszystkiego było zbyt nudne… no i właśnie dlatego nie podobał mu się kolejny temat… Wiedział, że tak trzeba, ale nie można mu zabronić być niezadowolonym! Zrzęda się z niego zrobiła. - Zasad? – spodziewał się czegoś podobnego, ale to, w jaki sposób dziewczyna to powiedziała, sprawiał, że dziwne myśli pojawiały się w jego głowie. Jak np. dziewczyna, która przynosi mu regulamin związku z wilkołakiem i pokazuje, które punkty w tym tomisku musi przestrzegać bez względu na porę, a które może odstąpić w święta i co drugi weekend. Uśmiech. Nie był w stanie się go pozbyć na tą chwilę, ale to chyba lepiej. Z jej perspektywy mogło to wyglądać jak atak pozytywnej energii!
Dziewczynie chodziło dokładnie o to, że choć widywała Lilith, to jego nie było w szkole. No, ale skąd miała wiedzieć, że ten po prostu pojechał do ciotki? Jakoś tak nie miała do niego pełnego zaufania. Nie po tym, co ten wyprawiał z Litką, z S.V. Do niej też nie miała zaufania... Eh. Nie wiem, czy tak na prawdę została jakakolwiek osoba poza Edwardem, której czuła, że może powiedzieć wszystko. A i gryfonowi nie chciała opowiadać o każdym szczególne dotychczasowego życia. Na przykład nawet nie przyszło jej do głowy, że mogłaby kiedyś opowiedzieć mu swoją historię rodzinną. Uniosła brew do góry, gdy zerknęła na niego tylko na momencik, a ten się uśmiechał. Co w tym było zabawnego? Nie znała jego myśli i dlatego też zaniepokoiła się jego wyrazem twarzy. Ten atak pozytywnej energii był trochę nie na miejscu, gdy jej twarz była poważna i skupiona na konkretach. Odwróciła się ponownie tyłem do niego. - Generalnie chodzi o to, że nie piję Eliksiru Tojadowego odkąd pokłóciłam się z tym, który mnie przemienił - Edward nie musi wiedzie o kogo dokładnie chodzi. Nie wiedziała jak by na to zareagował, więc wolała to przemilczeć - Więc w trakcie pełni nie mam pojęcia, co robię. Dlatego niech Ci nigdy nie przyjdzie do głowy pytać mnie gdzie wtedy jestem, a już tym bardziej mnie szukać czy za mną iść - Wprawdzie nie trudno ją było wyśledzić, bo w tym czasie udawała się głęboko w Zakazany Las (Lilith to w końcu zrobiła), ale liczyła, że nikt tego nie zrobi. - Poza tym kilka dni przed pełnią strasznie mi szaleją zmysły, także różnie się czuję. Zawsze są trochę lepsze niż ludzkie, ale wtedy to jest na prawdę uciążliwe. Ah i mam bardzo wzmożony apetyt na mięso, także nie zdziw się jak na co drugiej randce będę brała posiłek składający się głownie z mięsa - Westchnęła. To było z jednej strony zabawne, ale z drugiej jednak dość nieprzyjemne. - Za to po pełni nigdy nie wiem co robiłam, wracam cała zakrwawiona i wykończona do tego stopnia, że myślę tylko o tym by przez następny tydzień spać - W ten sposób opowiedziała mu jak w tej chwili wygląda cykl jej życia. Wprawdzie skonkretyzowała jak na razie tylko jedną zasadę, ale reszty nie trudno się było domyślić. Na wszelki wypadek jednak kontynuowała. -I najważniejsza sprawa. Unikamy jak ognia kontaktu mojej śliny z twoją krwią. Tak się przenosi Lykantropia, a ja się nie zamierzam tym darem z nikim dzielić - Zakomunikowała mu na zakończenie swojego stanowczego i najwyraźniej przemyślanego monologu.