Po chwili strzepał krople wody z włosów i ruszył w stronę kuchni. Nim tam dotarł usłyszał kobiecy głos. Lekko zaskoczony ruszył w jego stronę i spojrzał na… małą dziewczynkę, która przyprowadziła… O nie! Chciałabym tylko skromnie dodać, że chłopak wyglądał BOSKO. Zmierzwione mokre włosy, lekko zaspane oczy, nie miał koszuli, bluzki, na sobie miał tylko spodnie, które założył przed wyjściem z toalety. - Nie ma szans… wywal to coś na ulice, niech sobie samo radzi – warknął w jej stronę i wystawił dłoń w stronę Floriana jakby wyczuł, że ten rzuci się na niego z wielkim zachwytem i radością. Francuz biegł wręcz w miejscu chcąc przebić się przez zaporę zrobioną z ręki, a Edward wpatrywał się w pannę West z uwagą. Wszystkie mięśnie na jego prawej ręce napięły się powstrzymując Floriana. No cóż… przy Florku to on wyglądał na rasowego faceta! W pewnym momencie zwrócił swoje spojrzenie na fioletowowłosą dziewczynkę i prychnął pod nosem. Mogłeś chociaż przyprowadzić jakąś seksowną laskę, a nie dziecko łamago – pomyślał i niespodziewanie odsunął się sprawiając, że Francuz runął za nim i uderzył prosto w ścianę. - Nie wiesz dziewczynko, że nie powinnaś się tak zajmować obcymi? Co jakby to był jakiś psychopata? On nawet tak się zachowuje – wydukał ignorując całkowicie Floriana, który jakimś cudem znalazł się w łazience i zaczął robić prywatna kąpiel z bąbelkami Kevinowi. Ed podszedł do półki wyciągnął pergamin i napisał na nim kilka słów. Chwilę później przyzwał jednym dźwiękiem kruka, który bez słowa poleciał do odpowiedniego miejsca. - Jeżeli chcesz nagrodę, to musisz poczekać na właściciela, bo gdybym mógł, to bym to wypieprzył za drzwi… – z lodówki wyciągnął sok pomarańczowy i nalał do szklanki, widząc, że dziewczyna dalej stoi w miejscu wskazał jej krzesło, po czym napił się w ciszy.
O proszę. Pojawił się przed nią plus tego „dnia dobroci dla zwierząt”. To jest ten cały Harper? Mniam. Ciasteczko. Obejrzała go dokładnie tak, jakby pozbawiła go w swojej wyobraźni również spodni (i wcale się z tym nie kryła). Dobrze zbudowany, wysoki. Miła odmiana po tej ciamajdzie, którą za sobą prowadziła. Czemu by nie skorzystać z daru od losu? - Nie wiem jakie macie między sobą relacje, ale no cóż, miał twój adres – Wytłumaczyła się kompletnie ignorują warknięcie Harpera. Cóż, wydawał się bardzo zdenerwowany, ale nie była osobą, która przejmowała się tym, co inni myślą gdy sama miała jakiś swój ukryty zamiar. - Gdyby to był psychopata mówisz? - Zagaiła po czym zrobiła kilka kroków do przodu kompletnie niezrażona. Kątem oka spoglądała na poczynania dziwnego francuza. Czuł się tutaj jak u siebie, co oznaczało, że chyba po prostu tak się ze sobą droczą. Wtrącać się to nie będzie. Ma ciekawsze rzeczy do roboty. - Liczyłabym, że uratuje mnie jakiś książę na czarnym koniu – Wymruczała to w bardzo seksowny sposób. Może była niska, ale urody nie można było jej wymówi. I co najważniejsze, doskonale o tym wiedziała. Potrafiła tak się uśmiechnąć, by swoim urokiem roztopić nawet najzimniejsze serce. Dlatego zazwyczaj dostawała tego, co chce. Cóż, to bardzo rozpieszczona osoba. - Poczekam – Zdjęła z siebie płaszczyk wieszając go w odpowiednim miejscu i usiadła na wskazanym krześle. Bawiła się kosmykiem swoich fioletowych włosów jednocześnie zakładając nogę na nogę. - Więc skoro nie ty jesteś właścicielem, to nie nazywasz się Jay Harper, tak? - Zagaiła rozmowę będąc ciekawą, z kim w takim razie ma przyjemność. Jeśli to gość, to jak długo zostanie. Jeśli współlokator, to kiedy znajdzie dla niej chwilkę by mogła spędzić z nim trochę swojego cennego czasu?
No dobrze. Trzeba przyznać, że zignorował to na początku. Mimo, że wyglądała na małą dziewczynkę, to poziom seksapilu wzrastał u niej z każdą minutą, a to było… bardzo interesujące. Odłożył na bok sok z pomarańczy i wystawił rękę jakby oczekiwał sokoła. Nie pomylił się, kruk wylądował na niej i odebrał wiadomość pozbywając się ptaka jednym zgrabnym ruchem. Nie odrywał od niej swojego spojrzenia odpowiadając na jej zachowanie właśnie nim. Tym pożądliwymi oczami, które nie przyjmowały odmowy i ostatnio… hipnotyzowały bardzo wiele kobiet. Odwrócił od niej spojrzenie tylko na kilka sekund, by upewnić się, co pisze na pergaminie, po czym wyrzucił go do kosza wzdychając pod nosem. Jak na razie postanowił całkowicie zignorować Francuza, który nie dawał nawet znaków życia. Tam było cicho… za cicho, jednak pan Harper nie miał zamiaru się tym teraz przejmować. - Nie… Jay to mój brat – wytłumaczył, po czym wyciągnął szklankę i nalał również jej soku. Postawił przed dziewczyną i sam usiadł naprzeciwko niej – i z jego odpowiedzi wynika, że nie pojawi się tutaj za szybko… – ten chytry uśmieszek. Nie ukrywał zadowolenia z faktu, że brat się nie pojawi. A to pożądliwe spojrzenie… jak u bestii, która głodowała przez wiele lat. Gdyby mógł to wziął by ją tu i teraz… ale chciał najpierw z nią trochę pograć – będziesz musiała się zadowolić tylko mną…
On się na nią patrzy pożądliwie. Ona na niego. Jakim cudem jeszcze nie zaczęli się rozbierać i nie trafili na górę na tą antresolę? A no tak. Florian w łazience. Trzeba się hamować. Troszkę. Troszeczkę... Oblizała dolną wargę chcąc dać mu znać o czym dokładnie myśli. Była to osoba tak szczera, że zawsze otwarcie pokazywała na co w danej chwili ma ochotę. I wiedziała, że faceci to lubią. Szczególnie Ci po przejściach, choć on na takiego nie wyglądał. - I też jest taki przystojny jak ty? - Spytała biorąc sok i upijając z niego tylko jeden łyk. Miała nadzieję, że potem zdecydowanie bardziej będzie jej się chciało pić – Bo jeśli tak, to chętnie na niego poczekam. Jeśli nie, to jak najbardziej mi wystarczysz – No rzuć się słodziaku. Wtedy będzie mogła w razie czego powiedzieć, że to on zaczął. A i tak oboje na tym skorzystają...
No cóż. Zaśmiał się na jej słowa i spojrzał na nią, lekko pogardliwie spod byka. - Oczywiście, że nie – może nie będzie wspominać o tym, że są bliźniakami. Och… on ci tylko wystarczy? Panno Nicoline tymi słowami ściągasz na siebie największe na świecie tornado. Chłopak już całkowicie nie myślał o Florianie, który bawił się w łazience z żółwiem. A raczej nie miał zamiaru zwracać na niego uwagi. Wstał niespodziewanie z miejsca i ruszył w stronę łazienki zamykając drzwi, na klucz. Miejmy nadzieję, że młody nie ma przy sobie różdżki. A dodatkowo nie będzie w niczym przeszkadzał. Do kobiety stał tyłem przez kilka sekund tylko po to, by nagle niespodziewanie pojawić się przy niej i uderzyć jej drobnym ciałem o lodówkę. Górował nad nią i to bardzo. Miał zamiar wykorzystać to, podniósł jej podbródek i wpił się w jej usta z taką namiętnością i żarliwością, że głowa mała. Widać, że chłopak był w… potrzebie? Chyba tak. Złapał dziewczynę za tyłek i podniósł ją do góry zrzucając z lodówki różne notki, czy przyczepki, które kiedyś tam zawisły. Była ZA niska, nie miał zamiaru się cały czas schylać.
Z bliźniakami jeszcze nie miała okazji, więc może faktycznie dobrze, że nie wspomniał. A jeszcze lepiej, że udało jej się tak szybko skusić chłopaka do dalszych poczynań. Obserwowała jak ten idzie i zamyka drzwi. Widocznie nie chciał, by im przeszkodzono. I bardzo dobrze, bo nie zamierzała się spieszyć jak nastolatka, która boi się, że rodzice zaraz wrócą do domu. Szczególnie, że gdy tak się rzucił już wiedziała, że będzie ciekawie. Ten seks będzie jedną wielką walką o dominacje, bo ta dziewczyna nie daje sobie wchodzić na głowę. Jak na razie jednak pozwoliła mu na realizowanie swoich potrzeb. Jego pocałunek zdusił w jej ustach cichy jęk. Natychmiast go odwzajemniła. Dobry w tym był. Jakby miał spore doświadczenie. Gdy natomiast ją podniósł zirytowała się lekko. Nie jest lalką. Przejaw tego pokazała poprzez ugryzienie go w wargę. Wplotła palce w jego włosy i mocno zacisnęła na nich rękę sprawiając mu pewnie trochę bólu po czym ponownie przyległa do jego ust od razu rozpoczynając francuski pocałunek. Jedna z jej dłoni wciąż trzymała jego włosy. Druga przejechała po szyi by zaraz potem podrapać go od ramienia przez tors swoimi zadbanymi paznokietkami. Był już do połowy nagi. To zdecydowanie ułatwi jej całą tą zabawę. Ta dziewczyna lubiła szybkie i krótkie akcje. Nie podobało jej się rozwlekanie to też można przypuszczać, że zejdzie im na tym na tyle krótko, by Florek nie połapał się co i jak.
Gdy ugryzła go tak niespodziewanie, syknął pod nosem. Nie miał zamiaru przestawać, posadził ją na jednym z blatów i przyłączył się do tego francuskiego tańca. To będzie ciężka walka, w której do samego końca żaden z nich nie da za wygraną. Kiedy tylko poczuł paznokcie na swoim ramieniu odsunął się od dziewczyny i zjechał z ustami na jej szyję, by tam na początku delikatnie przejechać językiem, a po chwili ugryźć niczego niespodziewającą się dziewczynę. Nie miał zamiaru czekać. Jego ręka jakimś dziwnym sposobem już była pod jej bluzką i dobrała się do stanika rozpinając go jednym zwinnym ruchem. Widać było, że znał się na rzeczy i to nie jest jego pierwsza zabawa. Na chwilę się od niej odsunął i wyrzucił gdzieś w tym odzież, której się już pozbył. Powiedzcie mi proszę, jakim cudem ściągnął z niej stanik nie ściągając z niej dotychczasowych ubrań? Ja nie mam zielonego pojęcia jak, ale to zrobił! Ta przerwa nie była tylko po to by pozbył się bielizny, ale po to, by na tą którą chwilę mogli wziąć wystarczającą ilość powietrza. Nie miał zamiaru się jej pytać o zdanie, po prostu kiedy uznał, że mogą już kontynuować zrobił to. Wpił się ponownie w jej ust rozpoczynając znów taniec języków. Jedna z jego dłoni zaplątała się w jej złote loki, a druga… wolno, jakby na przekór dziewczynie, jechała w górę, od wewnętrznej strony ud, przez jej brzuszek, talię i na końcu zatrzymując się już na jej piersi.
Najwyraźniej oboje w tym tańcu namiętności skończą z ugryzieniami, zadrapaniami i bóg wie czym jeszcze. Byle by nie uszkodził w żaden sposób jej ślicznego ciałka. Szkoda byłoby chodzić tak oszpeconą jak jej okropna przyrodnia siostra. Ta to w ogóle wyglądała jak jakiś potwór wyjęty z horroru. I jakoś Nico nie było jej wcale szkoda. Pewnie sobie zasłużyła. Ale nie będzie o niej teraz myśleć, bo przejdzie jej całe podniecenie. Gdy dłonią jeździł po jej ciele mruczała jak kotka starając się go jeszcze bardziej pobudzić. Jednocześnie wykorzystała fakt, że siedzi na blacie a on zajmuje się jej stanikiem i złapała go bezceremonialnie za krocze lekko zaciskając palce, a zaraz potem masując swojego nowego przyjaciela. Przerwał jej zabawę kolejnymi pocałunkami. Nie, nie pasowało jej to. Złapała go za policzku i opuściła jego twarz z powrotem na swoją szyję wskazując mu, że ma się tam dalej bawić. Rządziła się i to mogło albo podniecać, albo wkurzać. Tak jak ją fakt, że uprzykrzał jej życie wolno się przesuwając. Przecież nie będzie robiła wszystkiego za chłopaka! Westchnęła gdy dotknął jej piersi. Jej sutek sterczał i był gotowy na wszelkie zabawy. Tak, jak i Nicoline.
Chłopak siedział w łazience bawiąc się z żółwiem jednak stało się coś strasznego i zaczął panikować. Rozejrzał się po pomieszczeniu i wrzucił wszystkie ręczniki do wanny, po czym zaczął przeszukiwać wszystkie półki. Nigdzie nie umiał znaleźć niczego, co mogłoby mu pomóc. W końcu postanowił, że pójdzie do Jaya poprosić go o pomoc. Nacisnął klamkę raz, nacisnął klamkę drugi raz i po chwili wyciągnął różdżkę wykonując proste zaklęcie. Nawet nie myślał o tym, że ktoś zamknął go tam specjalnie. Po cichu otworzył drzwi i przyjrzał się parze, która w najlepsze zabawiała się na blacie. Prawie na palcach podszedł do nich i tak stał… naprawdę trudno go było dostrzec, a on po prostu sobie stanął i obserwował co oni robią. W końcu postanowił zdradzić swoją obecność i położył dłoń na ramieniu gryffona. Ten lekko drgnął i odwrócił się widocznie zdezorientowany. Do uszu Florka dotarły tylko dwa słowa: „Co kurwa?”. To zaskoczenie i niewyobrażalna złość jaka pojawiła się w panu Harperze była nie do ukrycia… chociaż pan d’Aumont i tak tego nie dostrzegł. - Mon ami – powiedział z szerokim uśmiechem i rozkładając w jego stronę ręce – chyba utopiłem Kevina! – co? ŻE JAK KURDE?!
Rozkręcili się tak bardzo, że kompletnie nie zauważyła podchodzącego Floriana. Była skupiona na chłopaku i zdecydowanie nie zamierzała tego przerywać. Gdy zobaczyła, że jej nowy kolega się odwraca sama zerknęła ja jego ramię. Nawet się nie zasłaniała, ani nic. Nie uważała, żeby miała się czego wstydzić. Natomiast słowa o żółwiu jednocześnie ją wkurzyły i rozbawiły. W każdym razie cała atmosfera przepadła. Mogła się domyślić, że skoro ten Francuzik jest czarodziejem, to najprawdopodobniej nie zgubił jeszcze różdżki i bez problemu sobie otworzy. Westchnęła. - Przykro mi kotku. Może innym razem – To mówiąc cmoknęła go w policzek, odsunęła się i... Teleportowała się. Tak po prostu zniknęła najwyraźniej nie mając ochoty ani kontynuować, ani komentować tej całej sytuacji.
Drzwi się otworzyły, a Jay wszedł do środka zaskakująco spokojny. Jego myśli błądziły w tak wielu rejonach, że gubił się kilka razy nim w końcu dotarł do domu. Tak wiele rzeczy nie dawało mu spokoju. Ignorując otoczenie – jego dźwięki i zdarzenia, zdjął buty, płaszczyk. Odłożył w odpowiednie miejsce. Westchnął głęboko opierając czoło o ścianę. Ni cholery nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. W co ona się wpakowała? W co on się wpakuje, jeśli nie odpuści i zacznie węszyć? Jego zastanowienia przerwały głosy dochodzące w pokoju obok. Postanowił, że jednak zainteresuje się tym co się dzieje w domu. W końcu Florek i Edward nie powinni zostawać sami na długo, mam racje? A pozwolił im na kilka chwil we dwoje. No, Jay jeszcze nie wiedział co tu się stało.
Jay wchodząc do pomieszczenia mógł potknąć się o śpiącego na środku pomieszczenia Florka. Trudno było określić co się stało, ale nie było to miłe spotkanie. Kiedy tylko jego śliczna… towarzyszka zniknęła, gryffon wściekły jak lew rzucił się na małego Francuzika, po czym złapał go za koszulę i uderzył jego plecami o ścianę. Florian jedynie wyszczerzył swoje białe zęby w jego stronę i wskazał, że Kevin jest w łazience… no chyb szlak go trafi uderzył chłopaczka w brzuch tak mocno, że automatycznie stracił przytomność. Edzio zrzucił go na środek pokoju ledwo się powstrzymując, żeby nie uszkodzić Florka jeszcze bardziej, po czym poszedł do łazienki sprawdzić co z żółwiem. Zwierzę poszło spać do skorupy i tyle było po jego ‘śmierci’. Westchnął zirytowany i wziął ze sobą stworzenie do kuchni. Wyciągnął mu trochę sałaty i usiadł na kanapie czekając na brata. W końcu się pojawił, a mina bliźniaka mówiła wszystko. - Nigdy… więcej… – było w tym tyle jadu, że aż było to dziwne – a żółwia konfiskuję!
Otóż to. Gdy już się ogarnął i wchodził do środka pomieszczenia nagle coś mu wlazło pod nogi. A raczej on na coś wszedł. Kevin? Nie. Florianek. Zamrugał zaskoczony gapiąc się na ziemię jak na idiotę. Na chwilę zapomniał o swoich zmartwieniach i po prostu stał gapiąc się, na nieprzytomnego przyjaciela. Ominął go ciesząc się, że chociaż chwilę będzie spokój aż ten się obudzi. Faceci się ze sobą nie cackają, to też nawet nie pomyślał o zwlekani go z ziemi. Spojrzał na zajadającego sałatę żółwia, potem na Edwarda i usiadł obok niego. Widząc brata w pobliżu żółwia wpadł na szatański pomysł, ale to załatwi za chwilę. Uśmiechnął się do niego i podniósł rękę by zmierzwić mu fryzurę. Nie zamierzał pytać. - Pamiętasz, jak załatwiałem Ukulele? No więc zaprosiłem Lilith na randkę. Było super. Potem się pojawił jej opiekun i ją zabrał. Uwielbiam tą dziewczynę. I... Nie wiem, martwię się czy ten człowiek nie robi jej krzywdy. Jest bardzo miły, ale ona tak strasznie się go boi... Mam mętlik – To mówiąc obsunął się na kanapie i położył głowę na ramieniu brata. Zamknął oczy i odetchnął jego perfumami. Uspokajały go jak nic innego. No chyba, że widok Lilith jedzącej arbuza.
Chłopak słuchał z wielką uwagą brata i po chwili zaśmiał się pod nosem. - A ja dalej nie mam pojęcia, co widzisz w tym dziecku – westchnął pod nosem i odsunął sałatę od zwierzątka, które swoim tempem ponownie podeszło do rośliny i chciało ją ugryźć, jednak gdy tylko zbliżyło się do sałaty, Ed znowu ją odsunął. Na Kevinie też się wyżyje, a co?! To też po części jego wina, że zamiast ostrego seksu miał tylko… wrrrr. Ponownie odsunął mu sałatę. - Moim zdaniem powinieneś zaufać instynktowi – powiedział bez wahania. W tym żółwiu było coś… wciągającego. Nawet nie wiedział kiedy poświęcił mu całą uwagę, a bratu tylko odpowiadał na męczące go pytania – albo ona przesadza i chce być w centrum twojego zainteresowania – podniósł żółwia i spojrzał mu prosto w oczy – albo on udaje i jest prawdziwym skurwielem w rzeczywistości. Trwał w tej pozycji przez kilka chwil, po czym opuścił Kevina i zamrugał kilka razy. Co jest do cholery?! Wstał z miejsca i podał bratu stworzenie widocznie zdezorientowany tym co się właśnie stało. - Zabierz to ode mnie! – żółw, który hipnotyzuje ludzi… to będzie hit sezonu!
Zaśmiał się wraz z nim. - Szczerze? Ja też nie wiem. Jest po prostu inna niż wszystkie. Znasz inną dziewczynę, która napycha sobie policzki arbuzem jak chomik? Albo taką, która biegnąc na spotkanie po drodze zalicza nosem ścianę? Lub taka, która gdy jej śpiewasz sprzedaje Ci cios w głowę? - Wymienił tylko kilka drobiazgów, a ego było o wiele więcej. Mógłby tak mówić godzinami, ale już przy piątek sytuacji Edward by się znudził. Z niego był zdecydowanie mniejszy romantyk, choć był lepszy w organizowaniu wyjątkowych randek. Dopełniali się dzięki temu i dlatego dotychczas każda dziewczyna była ich. I co? Obecnie Jay planował się ustatkować z jedną. Przynajmniej spróbować. - Cieszę się, że to akceptujesz... - Uniósł się i sprzedał mu soczystego buziaka w policzek żeby go trochę poirytować, choć to chyba nie był dobry pomysł,skoro ten już się wyżywał na żółwiu. W międzyczasie chciał mu zabrać żółwia, ale się to nie powiodło. - Nie wiem. Instynkt... On mi mówi, że to dobry gość. Ale jej reakcje podpowiadają mi co innego – Opowiadał mu dalej jedncześnie obserwując, jak ten gapi się w żółwia. Nagle jego chytry plan stał się doskonałym pomysłem. Zgodnie z prośbą zabrał od niego gadzisko i posadził na stole razem z sałatą. Po czym nagle wstał i... Wyszedł z domu. Nawet się nie ubierał. Po prostu wyszedł...
----- 20 minut później------
Wrócił do mieszkania w wyśmienitym humorze. Aż za bardzo był zadowolony zważając na to że przed samym wyjściem bardzo mu się żalił. Ominął nadal nieprzytomnego (albo po prostu śpiącego jak dziecko) Florianka zastanawiając się tylko chwilę czy oddycha... Ruszała mu się klatka piersiowa. Oddycha. W każdym razie podszedł do Eda wielce zadowolony i podał mu kartonik. Gdy ten natomiast go otworzył? Wyjrzał z niego mały, przeuroczy szczurek. Gryfon wyszczerzył się po czym wrócił do przedpokoju po klatkę i ustawił ją w strategicznym miejscu – na samej górze na antresoli, skrajnie po prawej. - To samiczka. Podobno już udomowiona. Nazywa się Psotka. Żeby Ci nie było przykro, że tylko ja mam dziewczynę – Musiał! No po prostu musiał gdy widział go z tym żółwiem i rozmawiali o dziewczynie!
Widząc jak brat ucieka z mieszkania zamrugał kilka razy i uniósł jedną brew, po czym olał to całkowicie. Przez te 20 minut zajął się przygotowywaniem obiadu dla całej trójki co jakiś czas drażniąc się z żółwiem. W pewnym momencie stracił gadzinę z oczu i uratował go przed samobójczym skokiem z blatu w kuchni. Zeżarł sałatę i chciał się zabić. Niedobry żółw. Położył go na ziemi z nadzieją, że może przypadkiem go nadepnie i będzie miał spokój z Kevinem i przy okazji z Florkiem, który… widocznie odbył sobie bardzo długą drzemkę. Dwadzieścia minut starczyło, by zrobić na szybko Spaghetti. Akurat wtedy pojawił się jego brat, odebrał od niego pudełko i zajrzał do środka zaciekawiony. Jego mina mówiła wszystko. Nie za bardzo był zadowolony z tego prezentu… CHOLERA! Gdzie jest żółw?! Rozejrzał się po ziemi i zobaczył, że zwierzę samo podreptało do Kevina i schowało się w skorupce na jego klatce piersiowej. I tak sobie oboje spali. Albo Kevin też był idiotą i dlatego nie bał się Floriana, albo Florian był na tyle głupi, że zwierzęta się go nie bały. - Zajebiście… – wydukał wyciągając Psotkę z pudełka i zerkając jak szczurek niucha go i po chwili robi sobie wspinaczkę po jego ramieniu – zamiast seksu z zajebistą laską mam szczura, żółwia, brata i łamagę… – westchnął niezadowolony z tego jak się ułożyło jego życie – do dupy – podszedł do blatu… szczura nie odłożył. Coś mi się wydaje, że się do niego chłopak bardzo przywiążę. Nałożył na dwa talerze jedzenie i położył je na stole. Nie minęło kilka sekund, Ed odwrócił się do stołu… był tylko jeden talerz. Spojrzał niepewnie na Jaya, który zapewne też nie wiedział co się stało. Spojrzał na miejsce, w którym wcześniej leżał Florian… było puste, Kevina też spojrzał na drzwi wyjściowe, były otwarte. Czy ten chłopak właśnie okradł ich z obiadu?
Oj tam zaraz niezadowolony. Na pewno w głębi duszy cieszył się jak dziecko. I dlatego Jay szczerzył się do niego przez cały czas. Potem natomiast wyczuł spaghetti i przestał się interesować ich nowym współlokatorem. Chodziło o Psotkę, bo dla Floriana i Kevina nadal musiał znaleźć miejsce. Na razie nie miał pomysłu do kogo ich dać, skro Oriana nie była w stanie sobie poradzić. Sam natomiast nie może się nim opiekować już do końca życia. - Laską... Aaa czekaj, czyli to do ciebie. Idąc po drodze dopadła mnie jakaś sowa z dwoma listami. Odczytałem tylko twój – To mówiąc podał mu pergamin na temat rzeżączki. Swój natomiast wyjął z drugiej kieszeni i rzucił na antresolę. Potem to przeczyta. Odwrócił się do stołu i... Brakowało talerza? To oznaczało, że potwór się obudził i pewnie wsuwa spaghetti. Tylko, że drzwi było otwarte... BOŻE. On znowu uciekł! - FLOREK! - Krzyknął po czym pacnął się w głowę. O nie! Nie będzie za nim znowu ganiać. Zmarnowany usiadł przy stole i położył się obok talerza. Posiedział tak chwilę po czym wziął za widelec i zaczął jeść spaghetti. Jak kocha, to wróci... Albo on, albo Kevin. A że trzymają się razem, to pewnie przywloką siebie nawzajem. Już był tu drugi raz. Na pewno zna drogę, prawda?
Odebrał od brata list i zamrugał kilka razy. - Chyba komuś się nudzi – wydukał i rzucił zgniecioną karteczkę do śmieci. Skoro brat czytał jego pocztę, to nie miał zamiaru być mu dłużny. Wziął skrawek papieru i przeczytał na głos kryjące się tam słowa. - Nie chcesz wiedzieć, co ci zrobię jeśli w jakikolwiek sposób skrzywdzisz Lilith Nox. Wierz mi jednak, że obserwuję Cię i jeśli zobaczę choć jeden niewłaściwy ruch z twojej strony, to oberwanie Sectusemprą będzie dla ciebie miłym wspomnieniem – przeczytał i zaśmiał się pod nosem – chyba masz odpowiedź na swoje pytanie – od razu pomyślał o opiekunie gryffonki – może dlatego się go boi, bo jest zbyt opiekuńczy – wydukał i podał mu kartkę, żeby sam mógł sobie przeczytać. Co do Florka… on nie miał zamiaru go szukać. Cieszył się z jego ucieczki nawet jeżeli ukradł talerz i widelec. Nałożył sobie porcję i usiadł naprzeciwko brata. Szczur wykorzystał sytuację i przetransportował się na stół, po czym zadowolony zaczął dobierać się do makaronu. Edward wpatrywał się w stworzenie w ciszy… po czym zamiast je przegonić zaczął jeść. Coś mi się wydaje, że właśnie tego potrzebował.
Nie wiedziała co ma ze sobą począć. Po spotkaniu z Vittorią była roztrzęsiona, smutna, bolało ją serduszko i miała ochotę popłakać się na miejscu. Schować się przed całym światem i zapomnieć o wszystkim co się działo w jej życiu. Jednak przypomniało jej się… a raczej poczuła silną potrzebę zobaczenia kogoś i… wypłakania mu się w ramię? Można to tak nazwać. Pierwszy raz w życiu czuła, że chce się z kimś podzielić swoimi myślami. Nigdy wcześniej nikogo o to nie prosiła i radziła sobie z takimi rzeczami sama. Z jednej strony poczuła się jakby była słaba i była z tego powodu na siebie zła. Z drugiej strony uświadomiła sobie jak bardzo mu ufa. Chciała go zobaczyć, przytulić się do niego i usłyszeć z jego ust: „będzie dobrze”. Posiedzieć z nim chwilę, albo i całą noc. To było dla niej dziwne, że nie pragnęła tak bardzo samotności jak zazwyczaj. Zapukała do mieszkania Harperów i uderzyła delikatnie w swoje policzki, żeby uspokoić wszystkie negatywne emocje, które w niej pływały. Nie było nawet południa, ona wyglądała… no cóż. Widać było, że potrzebowała wsparcia… gdy drzwi zostały otworzone i zobaczyła w nich Harpera, którego chciała zobaczyć… jej mina mówiła jedno: „przytul mnie”. Nie czekając nawet na jego reakcję, czy słowa, zrobiła kilka kroków do przodu i wtuliła się w jego tors, schowała twarz w jego koszuli i trwała w takim stanie przez krótką chwilę. Wymamrotała coś niewyraźnie. Dopiero po chwili zorientowała się, że chłopak nic nie rozumie z jej słów. Odsunęła się i zerknęła na niego z dołu. - Widziałam się z Titi. – wyszeptała, a ton jej głosu sugerował wszystko.
Od kilku godzin nie robił nic nadzwyczajnego. Siedział z Edwardem i trochę się przekomarzali na temat Psotki. Jego zdaniem nie powinna chodzić sama po mieszkaniu, natomiast brat wypuszczał ją bez większego zainteresowania. Dobrze, że nie byli mugolami, bo na pewno już dawno zeżarte by zostały wszystkie kable. Mimo to Jay nie miał ochoty oglądać bobków na podłodze, za to Edward stwierdził, że to elegancki szczur równie jak on i korzysta tylko w klatce. W tych ich sprzeczkach o wszystko i o nic nagle usłyszał, że ktoś znajduje się na klatce i puka to drzwi. Wstał z kanapy i podszedł do wejścia. Nie spoglądając przez wizjer otworzył i zobaczył... Lilith? Stan w jakim była zdecydowanie sugerował, że nie miała dobrego dnia. Wyglądała lepiej niż ostatnio, a to mogło oznaczać, że albo rany powoli zaleczały się same, albo faktyczni ktoś się nią zainteresował i pomógł organizmowi. W każdym razie ta minka i to jak od razu wpadła w jego ramiona wskazywało iż stało się coś złego. Przytulił ją mocno do siebie i stał z nią. Będzie stał tak długo, jak będzie trzeba. Gdy natomiast w końcu się odezwała, a on spoglądał w jej oczka... Od razu zrozumiał, że chce z nim porozmawiać. Spojrzał w stronę Edwarda mając nadzieję, że ten nie słyszał powodu przyjścia tu Lilith. - Nie mieliście z Psotką iść na spacer? - Zagadnął uśmiechając się do niego i prowadząc swoją Lilith na kanapę. Gdy już ją posadził nalał jej soku porzeczkowego i podał do malutkiej łapki. Dopóki brat nie wyjdzie nic więcej nie może zrobić.
Gumowe ucho poziom mistrzowski, aktywacja. Kiedy brat podszedł do drzwi, chłopak jak na zawołanie podniósł szczura i zaczaił się przy rogu podsłuchując każde słowo. Kiedy usłyszał imię Titi… zamarł, a jedyne co miał ochotę zrobić to opuścić to lokum. Więc kiedy brat do niego zagadał, był już ubrany przy drzwiach. Szczur chyba schował mu się w kołnierzu. Panie i panowie mamy drugiego Florka! Po czym wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami… jednak coś mu podpowiadało, że nie powinien stąd iść. To też oparł się o drzwi wejściowe do mieszkania i stał tak wpatrując się w sufit i skupiając na każdym słowie wypowiedzianym przez gryffonkę. Ostatnie słowo, które usłyszał, było dla niego szokiem.
Tak właśnie tego potrzebowała. Ciepłego ramienia chłopaka, który bez jakichkolwiek jej słów zrozumie jej pragnienia i pokaże jej, że potrafi dokonać tego, czego pragnie. Bez słowa pozwoliła się wprowadzić do środka i uśmiechnęła się niepewnie do Edwarda. Dopiero kiedy wyszedł trochę się rozluźniła… a raczej sztuczny wyraz twarzy zniknął, a ona wlepiła oczka w soczek wpatrując się w swoje odbicie. - Kim jest Psotka? – zagadnęła na początek rozmowy. Mimo iż wcześniej nie wytrzymała i wystrzeliła w jego kierunku informację o Titi bez zastanowienia, to teraz jednak potrzebowała odrobinę czasu by się zastanowić. Upiła odrobine nektaru i poklepała miejsce obok siebie z nadzieją że chłopak usiądzie, a kiedy to zrobił, oparła się głową o jego ramię i dopiero kiedy poczuła jego zapach zaczęła. - Zmusiłam podstępem Titi do spotkania – zaśmiała się pod nosem, widziała jak bardzo było wściekła może jednak nie był to dobry pomysł… ale inaczej by nie przyszła! – dosyć paskudnym podstępem… ale wiedziałam, że w innym wypadku nie przyjdzie – miała rację. Nie przyszła by. Unikałaby jej jak ognia, a wiadomość zignorowałaby. Udawała przecież, że jej nienawidzi! To było jasne – napisałam bezpłciowy list, w którym błagam o pomoc i napisałam, gdzie się ukrywam – taki list wysłany w pośpiechu, mógł trafić do kogokolwiek. Upozorowała, że trafił właśnie do niej i to od niej zależy, co dalej się stanie z gryffonką. Z jednej strony czuła się źle, że tak bardzo ją oszukała… chociaż było sporo prawdy w tym liście. Potrzebowała jej tak bardzo jak ona potrzebowała Lilith. W oczach panny Nox zaszkliły się łzy, które tym razem nie ukrywały się długo. Natychmiast się wyprostowała zaskoczona. - Co jest? – wpatrywała się w swoje odbicie w soku, wpatrywała się w swoją zapłakaną twarz. Za każdym razem, kiedy chciało jej się płakać, łzy czekały na pozwolenie, a teraz… przy tym chłopaku nie była w stanie udawać silnej, nie była w stanie udawać, że wszystko jest w porządku. Łzy działały same, bez jej pozwolenia – Przepraszam, to dla mnie nowość – zaśmiała się zakłopotana i zaczęła je ocierać. Nie raz mógł widzieć ją na skraju płaczu, jak każdy, ale prawie nikt nigdy nie widział jej naprawdę płaczącej. Zawsze chowała się wtedy w samotności, by pomyśleć, a teraz… jej samotnią okazał być się nie jaki – Jessie…
Gdyby słyszał jej myśli, to zapewne ucieszyłby by się, że zrobił dokładnie to, czego chciała. Chciał być dla niej oparciem, bo wiedział, że i ona odwdzięczy mu się jeśli będzie trzeba. Obecnie jednak jej problemy były na tyle duże, że sam wręcz nie miał prawa mieć swoich. Może to i dobrze. Obecnie miał całkiem szczęśliwe życie. Z nią.. - Kupiłem Edwardowi szczura – Zaśmiał się, po czym przypomniał sobie ich rozmowę – To jego pomocnica, bo Ed jest teraz super bohaterem – Wyszczerzył się do niej delikatnie i właśnie podał jej soczek. Siadając obok objął ją ramieniem i przytulił do siebie. Twarz położył na jej główce i wdychał zapach jej włosów. Bardzo go to odprężało Słuchał każdego kolejnego słowa, które wydobywało się z jej ust. Nie oceniał jej. Chciał po prostu wiedzieć wszystko, a gdy zobaczył, że płacze... Serce wręcz łamało mu się na dwie połówki. Dużo mocniej ją do siebie przytulił nie wiedząc, co może powiedzieć. - Nie przejmuj się skarbie. Jeśli potrzebujesz, to płacz. Jestem tu. I będę tak długo, jak będziesz potrzebowała – Cmoknął ją we włoski i spoglądał w jej twarzyczkę. Wyjął z kieszeni chusteczkę i podał jej by lepiej mogła otrzeć buźkę. Co takiego dziwnego było w płaczu? Nie rozumiał co w tym nowego. Ale nie pytał. Nie było sensu.
Słysząc o super bohaterach zaśmiała się pod nosem i w jej głowie pojawiło się wyobrażenie Edzia i super szczura. Jednak długo nie potrwała w tym stanie. Nie miała na to zbyt dużo siły. Tak właśnie objawia się różnica wychowania. W jej domu płacz był niedopuszczalny. Nie wolno było ronić łez przy kimś, nawet przy rodzinie było to wzbronione. Zawsze płakała w samotności, odgradzając się od świata, nie ukazywała łez. Właśnie dlatego była tak bardzo zaskoczona, gdy te mimo wielu lat ćwiczeń i praktyki zaczęły wypływać z jej oczu bez ostrzeżenia. Właśnie przy nim. Wtuliła się w niego, z jednej strony była szczęśliwa, z drugiej czuła jak smutek ją ogarnia coraz bardziej. Kurde, co ona ma czuć w tym momencie?! To skomplikowane! - Kontynuując – wyszeptała już spokojnie, bez płaczu. Pozwoliła się obejmować i prawdę mówiąc pozwoliłaby mu na co tylko teraz by chciał. Sama czuła się bezradna do tego stopnia, że nie wiedziałaby nawet jak zaprzeczyć – sam fakt, że przyszła pokazał mi, że tak naprawdę to mnie nie nienawidzi – nutka szczęścia w jej głosie była… pocieszająca? Chyba tak – była na mnie zła za to, że tak ją zwabiła – znowu się zaśmiała. Ta zmiana mimiki i nastrojów była CHORA – ale dowiedziałam się wielu ważnych rzeczy – znowu smutek. Czasami się zastanawiałam, czy ta dziewczyna nie ma zaburzenia osobowości i dlatego zmienia twarze w mgnieniu oka – powiedziała mi, że… opuszcza nas… że już nie wróci – w jej oczach pojawiły się łzy – że mam… – przegryzła dolną wargę… nie tego chyba nie powtórzy – mamy zaopiekować się Edwardem – a może jednak to powie? Prawdę mówiąc była zakłopotana tym faktem… chyba jednak zostawi to dla siebie – to brzmiało tak… jakby naprawdę miała odejść już na zawsze… Lilith bez ostrzeżenia wstała, zrobiła kilka kroków do przodu i odłożyła szklankę na bok. Stała do Jaya tyłem, wpatrując się nieprzytomnie w przestrzeń. Czuła jak uczucia z niej ulatują, a jej twarz ponownie przybiera ten bezpłciowy (dop. Aut. xD) wyraz. Jakby nagle przestała być sobą. Nic nie wskazywało na to, że nagle się odwróci w stronę Harpera. Szybkim krokiem ruszyła w jego stronę i położyła dłoń na jego torsie, silnym i zdecydowanym ruchem, który zupełnie nie pasował do panny Nox, popchnęła go na kanapę. Nim chłopak się zorientował o co chodzi i co się dzieje, wspięła się na jego kolana i usiadła na nich okrakiem. Dłonie wplotła w jego włosy i wpiła się w jego usta. A w jej głowie unosiło się tylko jedno zdanie. Całymi nocami namiętnie i bez pamięci kochaj się z Jayem...
Szkoda, że ta rozmowa o super bohaterach nie mogła potrwać dłużej, może poprawiła by jej nastrój i uspokoiła na dobre. Niestety ważniejsze było to, co za chwilę miała mu przekazać, więc nie chciał tego ciągnąć. Prędzej czy później i tak będzie musiała wylać z siebie każdą swoją myśl, a lepiej by stało się to po kolei niż wielkim wodospadem, który ich zaleje jakąś przesadzoną rozpaczą. Przytuliła ją, głaskał po ramieniu i słuchał. I dziwił się, że ktoś może tak często zmieniać swoją twarz, usposobienie i reakcje. Na zmianę bawiło go to i interesowało, ale musiał się skupić na tym by wiedzieć jak jej potem poradzić. - Kotku może... Może po prostu musisz zapomnieć? - Powiedział gdy wstała i westchnął. Nie chciał jej tego mówić, ale skoro Vittoria tak się opiera to może mądrym było po prostu dać jej spokój? Sam pewnie nie byłby w stanie tego zrobić, gdyby chodziło o Edwarda, więc ta rada tak naprawdę była tylko radą. Nie była poparta żadnym „gdybym był na twoim miejscu”, to też nie mogła za bardzo jej pomóc. Trudno. Spoglądał na nią i nagle... Kompletnie się nie spodziewał. W jego mniemaniu Lilka była tylko słodką nieśmiałą dziecinką, przy której to on zawsze musiał być tym, który zaczyna. Ona była tą, która kończy. Tym razem zrobiła pierwszy ruch i zmieszał się. Nie wiedział, czym to jest podyktowane. Mimo wszystko smak jej słodkich ust sprawił, że przestał się nad tym zastanawiać. Złapał ją w tali mocniej do siebie przyciągając i odwzajemnił pocałunek z równią namiętnością, z jaką ona się na niego rzuciła. Jedna z jego dłoni wsunęła się pod jej koszulkę i drapała ją po dolnej części plecków. Druga natomiast przesunęła się na zewnętrzną stronę uda i gładziła ją opuszkami. Miał ogromną nadzieję, że Edward nie będzie wcześniej wracał do domu, bo marzył by ten moment trwał w nieskończoność.
Można było wyczuć wielką zmianę w jej zachowaniu. Nie licząc fragmentu z rzuceniem się na chłopaka, później było coraz… intensywniej? Chyba tak i oprócz tego… czy ona zawsze całowała w ten sposób? Chociaż trudno to określić, nigdy… jeszcze nigdy wcześniej chyba nie pozwolili sobie na to, by pogłębić tą chwilę. Za pierwszym razem był to test. Za drugim wparował Lucas, a trzeci… to był tylko nieśmiały całus, o którym Jessie nie miał zielonego pojęcia. Kiedy Lilith poczuła jego dłoń na swoich plecach zadrżała, jej ciało samo reagowało, a ona nie była w stanie nad tym wszystkim zapanować. Na chwilę oderwała się od ust chłopaka tylko po to, by wziąć oddech i spojrzeć na niego tym… tajemniczym spojrzeniem. Bardzo często zmieniała twarze, bardzo często zmieniała mimikę, rodzaje spojrzeń, ale to… to było najbardziej skomplikowane ze wszystkich. Postarzało ją troszeczkę. Wyglądała tak jakby miała na kącie o wiele więcej doświadczeń życiowych niż w rzeczywistości, a przede wszystkim, wpatrywała się w niego bez żadnego skrępowania i zawstydzenia. Ta chwila przerwy mogła trwać wieki, dlatego postanowiła ją przerwać jak najszybciej. Jej usta wylądowały na szyi chłopaka i nim ten się zorientował językiem przejechała po całej jej długości tylko po to, by na końcu złożyć pocałunek na jego ciele i tą krótką pieszczotę zakończyć delikatnym ugryzieniem. Jej dłonie w mgnieniu oka zakopały się pod jego koszulkę i delikatnym aczkolwiek zdecydowanym ruchem tworzyły nieznane nikomu wzory na jego ciele. Odsunęła się ponownie, by spojrzeć mu prosto w oczy po raz kolejny, teraz tym razem wykonała swoje specyficzne kombo, najpierw oblizała górną wargę, a później przegryzła dolną jakby mówiła: „Podoba mi się, chcę więcej”. Nie tylko jej usta i spojrzenie wskazywały na to, dłonie w końcu skończyły swą podróż, nawet trudno było dostrzec kiedy z pleców, były już na brzuchu, a krótko mówiąc przy pasku od spodni. Bez skrępowania złapała ze niego by jednym ruchem go rozpiąć…. Eeee Lilith?