Nie miał zamiaru się ubierać. Nich dziewczyna patrzy i podziwia jaki to on jest cudowny, seksowny i w ogóle zajebisty. A oprócz tego skromność to jego główna cecha. Kiedy zszedł na dół wyciągnął z lodówki składniki i bez żadnego ociągania zaczął przygotowywać jajecznicę. Różnica gotowania pomiędzy Harperami. Jay robił jajecznice, a Ed tworzył przepyszne arcydzieło. On nie umiał inaczej, kiedy już coś robił w kuchni, musiało być schludnie, ładnie i przede wszystkim idealnie w smaku. Kątem oka zmierzył dziewczynę, oblizał się ukradkiem. Pragnął jej to fakt, ale… uważnie przyjrzał się pręgą na jej nogach westchnął niezadowolony z tego, że to tak wygląda. Nie pytał, bo wiedział, że nie dostanie szczerej odpowiedzi… o ile w ogóle ją dostanie. Jednak wciąż miał ochotę podejść ją jakoś podstępem i zmusić do szczerości. - Masz rację… – powiedział i jego słowa wcale nie nawiązywały do myśli spod drzwi. Teraz miał ważniejsze sprawy niż mała gryffonka i jego brat – niektóre są mniejsze – przerzucił na talerz gotową, wręcz perfekcyjną jajecznice i położył na stole tuż przed dziewczyną – niektóre większe – przy tych słowach zmierzył ją uważnie spojrzeniem. To było logiczne, do czego nawiązywał w tej chwili. Usiadł naprzeciwko niej i oparł brodę o dłoń, łokieć zaś o stół i tak ją obserwował. Jeść nie miał zamiaru, nie był głodny… ale chciał coś wyczytać z niej… piękna jest.
No patrz. I podziwia. I mógł korzystać z tego, że jej wielkie niebieskie oczy ciągle przeszywały ją, a ona sama czuła się szczęśliwa, że był jej własnością. Ona natomiast jego, choć w pewnym sensie, bo niestety nie była zbyt wierna odkąd jej się magicznie odmieniło. Zobaczymy jak to się rozwinie. Wpatrywała się w jego ręce. Wszystko robił tak dokładnie i tak perfekcyjnie. Byłą w ciężkim szoku, że ktoś może charakteryzować się taką dbałością o szczegóły. I to przy zwykłej jajecznicy! No proszę was, ale co za filozofia włożyć na patelnię jajka, sól, szynkę i zamieszać kilka razy? Żadna. Natomiast on faktycznie zdawał się tworzyć z tego arcydzieło. I dlatego tak przyjemnie się na niego spoglądało. Sama była w wielu sprawach perfekcjonistką. Więc taki widok to miód na jej serce. Chciała coś powiedzieć. Ale po co, skoro przed nią wylądowała jajeczniczka. I to jaka! Idealna. Nie lejąca, ale nie sucha. Boże, ale jej się trafił facet. Bez zastanowienia dopadła widelec i zaczęła wsuwać. Generalnie nie była aż tak głodna, ale to było takie pyszne... Pochłonęła połowę talerza takim tempem. Pamiętasz imprezę? Jako jedyna dawkowała się, by nie zajadać się jedzeniem Edwarda. Nie chciała mu dawać satysfakcji. Teraz najwyraźniej miała to głęboko w dupie i właśnie dlatego bez hamulców opróżniła część pokarmu bogów. Nagle spojrzała na Edwarda jakby z wielkim bólem w oczach. - Mam problem – Wyszeptała cicho, by potem krzyknąć – Mój żołądek jest za mały żeby aż tyle zjeść! A to takie dobre! - To mówiąc najwyraźniej się podłamała. Akurat mówiła szczerze, ale nie była aż tak smutna jakby się mogło wydawać. Podniosła się z krzesła i nachyliła nad stołem. Cmoknęła go krótko w wargi. - Dziękuję. A teraz powiedz mi o tych twoich mniejszych i większych myślach. – Uśmiechnęła się, a całe jej oczka błyszczały jak dwie gwiazdeczki. Usiadła ponownie rozglądając się wokół siebie po pokoju jakby z ciekawością. Jakoś tak nigdy jeszcze się nie przyjrzała temu miejscu dokładnie. Teraz miała okazję. - Pogodziłam się ostatnio z Orianą, wiesz? - Zagaiła uśmiechając się do niego delikatnie – Swego czasu się przyjaźniłyśmy. Potem pożarłyśmy się przez Lucasa. Teraz znowu jest okej – Pochwaliła mu się wyraźnie chcąc się z nim podzielić szczegółami ze swojego życia. I to takimi drobnymi. Zaskakujące więc, że nie mówi mu tak ważnej rzeczy jak to, dlaczego jest taka poraniona. Ewidentnie to musiała być bardzo ważna sprawa.
Widząc jak się rzuciła był w nie małym szoku. Bardzo dobrze pamiętał, że była jedyną kobietą, która ignorowała ten pięknie przygotowany stół. Może właśnie dlatego chciał jej tak bardzo zaimponować tym prostym daniem, no i udało się. A jaką satysfakcję to przyniosło! To głowa mała! Trudno sobie to wyobrazić aż! Gdyby mógł to jak paw zacząłby się chwalić swoim ogonem z dumy. Dla kucharza najważniejszą rzeczą jest ważnie to, by jego danie było bez zarzutu, każdy zadowolony klient był jego sukcesem, o którym nie może zapomnieć. Ale również nie może popaść w samouwielbienie. Wiedział o tym bardzo dobrze, właśnie dlatego stan indora trwał tylko kilka minut, po czym wrócił do normalności i na jego, ostatnio ciągle naburmuszonej twarzy, pojawił się delikatny uśmiech. No cóż, teraz ten ciepły uśmiech nabrał jeszcze większego znaczenia i większej siły. - No wybacz księżniczko, ale musisz to pokonać, dla mnie – wyszeptał wlepiając w nią swoje intensywne spojrzenie – ewentualnie mogę Cię pokarmić, jak Ci tak bardzo zależy – gryffon prychnął pod nosem mówiąc to zdanie. Wyobraził sobie jak to puszcza samolociki na widelcu w stronę salemki. No to teraz czas na wygadanie się. Nie miał na początku zamiaru nic mówić, ale kiedy wspomniała o sytuacji z Orianą… poczuł się trochę lepiej. Sam nie do końca wiedział dlaczego, ale jakoś było mu lżej, że jednak powiedziała mu o czymś co się działo w jej życiu. Może zaczął się powoli obawiać, że nie ma zamiaru się z nim niczym dzielić? Pewnie nie, to tylko głupia myśl, którą trzeba zignorować. - Cieszę się z tego powodu – wydukał i wstał z miejsca, usiał na krześle obok niej i bez ostrzeżenia złapał ją w talii tylko po to, by przenieść ją na swoje kolana. Swoją twarz oparł na jej ramieniu i wtulił nos w jej włosy. Mogła się opierać plecami o jego nagi tors, a on… po prostu chciał mieć ją blisko. - Mała Lilith zepsuła mi ostatnio światopogląd – wydukał lekko zmarnowany – tak dużo żartów przygotowałem dla Jaya na temat jej cnotliwości, a ona złamała tą moją opinie o nią w jeden dzień… – westchnął. To nie tak, że nie cieszył się ze szczęścia brata, ale… no było to dla niego trochę bardziej niż dziwne. Może dlatego go tak… martwiło? Tak martwił się o brata i to bardzo. - A z większych rzeczy – wyszeptał nie unosząc twarzy nawet o milimetr. Miał zamknięte oczy, chciał napawać się nią przez ten cały czas – to martwi mnie to, co się z tobą stało… – to było logiczne, a jednak trzeba było to powiedzieć głośno.
Fajnie, że go to ucieszyło. Na prawdę uwielbiała widywać w jego oczach te iskierki nawet, jeśli walczył za wszelką cenę by się nie uśmiechać. Jednak nie musiał to robić. Jakoś tak wiedziała kiedy jest szczęśliwy, a kiedy coś go dręczy. No i tą wiedz użyje już za zaledwie kilka chwil, by dowiedzieć się co też mu chodzi po głowie. W każdym razie zaśmiała się widząc tą jego radość. Natomiast ta propozycja karmienia... O nie. Nie jest małym dzieckiem. Grzecznie zaczęła jeść i co by jej tu żadnych samolotów nie wymyślał. Szczególnie, że z tą jego głupawką różnie by się to mogło skończyć! Jeszcze samolocik zboczył by z kursu i trafił jej do oka. Zdecydowanie wolała wcisnąć resztę potrawy sama. Pychota, ale miała naprawdę pełny brzuch to też walczyła trochę grzebiąc widelcem w talerzu, trochę dziobiąc. - Ja też. Generalnie lubię ją. Poza tym wie o mnie dość sporo i to niebezpieczne mieć z nią złe kontakty – Dodała i podniosła na niego wzrok dokładnie w momencie, w którym wstał. Spoglądała na niego z zaciekawieniem. Uśmiechnęła się gdy usiadł bliżej najwyraźniej chciał być obok. I była zaskoczona (choć jak nad tym pomyśleć, to nie tak bardzo) gdy tak nagle zgarnął ją do siebie. Jejku. Jaki on był uroczy. Nie powiedziała by mu tego na głos, bo na pewno by się wyparł. Ale przyznajcie, no jest po prostu kochany. Wtuliła plecy w jego tors widocznie dobrze się czując. Podciągnęła nogi pod siebie kładąc stópki na jego kolanach. Jakby cała chciała się schować w jego ramionach. - Żartujesz? Lilith spała z Jayem? - Powiedziała będąc najwyraźniej w takim samym szoku, jednak chwilę później zaczęła się śmiać – Szybka jest. Ostatnio powiedziałam jej coś w stylu, żeby żyła pełnią życia i żeby korzystała z twojego brata. No i jak widzisz, korzysta na całego – Jakoś nie mogła sobie tego wyobrazić. Ta Litka, dla której każdy najmniejszy dotyk był powodem do zawstydzenia? Nie no. Będzie musiała koniecznie z nią kiedyś o tym porozmawiać. Jeśli oczywiście jeszcze będą miały okazję. Wciąż nie wiedziała, czy gryfonka ma jeszcze pojęcie kim też jest Vittoria Brockway. I wciąż bała się o tym przekonać. - Skarbie. Nie musisz się martwić. Nie dzieje mi się żadna krzywda – Odpowiedziała nie ściszając głosu, nie pesząc się. Wydawała się być tego pewna. Nic jej się nie działo i była bezpieczna. Szczególnie z nim. Przy nim wiedziała, że nic jej nie grozi.
Zaśmiał się pod nosem słysząc jej słowa. No tak, miała rację. Przyjaciół miej blisko, a wrogów jeszcze bliżej. Tym bardziej, jak wiedzą o tobie za dużo. Każda tajemnica i informacja była na wagę złota i gdyby ktoś mógł to wykorzystać. W tym świecie informacja i wiedza była największą potęgą. Mogła kogoś zniszczyć i zdeptać, bądź dać komuś władzę i wynieść na szczyt. Trzeba było tylko umieć się nią posługiwać w dobry sposób i wykorzystać w odpowiednim momencie. - Weź mi nie przypominaj – nie bez powodu nie powiedział tego prosto z mostu. To brzmiało tak nierealnie, że głowa mała. Również salemka wypowiadając te słowa mogła być świadoma tego, że to bardziej jak bajka brzmi, niż prawdziwa historia – ale nie widziałem brata w takiej euforii już dawno… no i pół nagą gryffonkę biegającą po mieszkaniu w jego koszulce… – jego ręka automatycznie, z jej talii przeniosła się pod bluzkę. Delikatnym ruchem gładząc ją po brzuchu i drażniąc jej skórę różnorodnymi ruchami, za pomocą nieznanych nikomu symboli – jak dla mnie to dalej jest dziecko – może właśnie dlatego czuł się tak z tym źle? Coraz bardziej i coraz intensywniej szukał wymówek dla tego dziwnego uczucia, które go ogarnęło i chyba ta myśl była najbardziej trafna. Nie ważne ile razy ją widział, za każdym razem zachowywała się jak dziecko i oprócz tego wyglądała jak dzieciątko. Jak można brać taką dziewczynę na poważnie? Przez to, że ona taka była, automatycznie martwił się o brata, który mimo wszystko brał ją na poważnie. Nie miał pojęcia dlaczego, ale… no cóż. Nie zmieni jego decyzji, może go tylko w tym wspierać. - No bardzo szybka – dodał po chwili na jej kolejne słowa – po spotkaniu z tobą od razu przyszła do Je… – schował jeszcze bardziej twarz w jej włosach obrażając się za to, co prawie zrobił – dżemowego Jaya się z nim zabawić – chociaż był jej wdzięczy za to, że dziewczyna jednak przyszła do młodszego Harpera, dzięki temu mógł spotkać się z Titi i wyjaśnić sobie wszystko. Nie miał zamiaru przyjmować ten odpowiedzi do wiadomości. Skoro miała rany na całym ciele, to nie było możliwe, żeby nie działa jej się krzywda, nawet jeżeli ona tego tak nie pojmowała. Dla niego może to wyglądać zupełnie inaczej. Ale nie miał zamiaru jej zmuszać do wyznawania prawdy. - Nie będę spokojny, dopóki nie będę znał wszystkich szczegółów – jego ton głosu brzmiał tak jakby wymagał od niej prawdy w tym momencie, jednak po chwili sprostował wszystko tymi kilkoma słowami – ale skoro nie chcesz mi zdradzić szczegółów, to poczekam, aż będziesz na to gotowa – te słowa wyszeptał jej wprost do ucha i już sekundę później zaczął całować ją po szyi zostawiając na niej, tak jak przy pierwszym razie piękny znak. To mój podpis, właśnie to świadczy o tym, że należysz do mnie i bez względu na wszystko, nie oddam Cię nikomu.
Otóż to. Ria wiedziała, że Titi boi się ognia. Wiedziała też, że jej przyjaciel nie żyje. Wiedziała bardzo wiele rzeczy, których nie powinien wiedzieć nikt więcej i choć wiele z nich było już nieaktualnych to jednak wciąż mogły w jakiś sposób wpływać na jej życie. Te natomiast obecnie było idealne. Z Edwardem u boku. Tak właśnie chciałaby spędzić jeszcze wiele, wiele swojego czasu. Nawet przez chwilę przemknęło jej przez głowę, że dobrze było by z nim kiedyś zamieszkać, czy coś. Jednak od razu odrzuciła tę myśl. I co? Kochanie akurat co pełnie mam jednodniową delegację z pracy i muszę wyjechać? Idiotyczne. Nie mogła być związana przez żadne zobowiązania. Nawet jeśli akurat przez niego chciała być wiązana w każdym tego słowa znaczeniu. - Widziałeś Lilith pół nago?! Czuję się zdradzona! – Obfukała go chcąc na chwilę odwrócić jego temat od tego, jak bardzo to przeżywał. Chyba trochę za bardzo. Zamruczała czując jak jego palce drażnią skórę na jej brzuchu zręcznie omijając ranki. - Wiesz, wydaje mi się, że to nie o to chodzi. Dziwnie się czujesz z tym, że Jay ma kogoś stałego. I jesteś trochę zazdrosny, że ma z Lilith mniejsze problemy niż ty ze mną – Powiedziała przyjmując w tym wszystkim swoją własną teorie. Prawda, gryfonka zachowywała się jak dziecko. Jednak potrafiła też być niezwykle dojrzała o czym Edward nie wiedział. I nie było sensu go przekonywać, bo ten i tak by nie uwierzył. Może kiedyś przekona się o tym, bo teraz pewnie będzie widywał ją często skoro ta spotyka się z jego bliźniakiem. - Ale jeśli Cię to uspokoi, to z nią pogadam – Powiedziała chcąc go trochę podnieść na duchu. Słysząc o dżemowym Jayu zareagowała tylko śmiechem. Najwyraźniej nie zauważyła co dokładnie chciało mu się wymsknąć i odebrała to za kolejny objaw jego wszechobecnej głupawki. Czy ta rozmowa o jej ranach będzie się ciągnąć w nieskończoność? Na prawdę nie chciała mu nic mówić. I te hasło na temat gotowości tylko powodowało, że próbowały się w niej obudzić jakieś wyrzuty sumienia. Nie dopuszczała ich do głosu. Westchnęła tylko pod nosem, ale na szczęście ten zmienił trochę atmosferę dobierając się do niej szyi. Przymknęła oczy chcąc skupić się na tym doznaniu. Czuła, że robi jej malinkę. Znowu w widocznym miejscu... Nie będzie jednak nosić chustki. Nie wstydziła się tego, że się z kimś spotyka. I to z kim. Z Edziem. Marzenie wielu kobiet w Hogwarcie. - Wiesz co mnie denerwuje? - Wyszeptała kręcąc się trochę, wiercąc się by odwrócić się do niego bokiem. Spojrzała w jego oczka – Że oni jaki pierwsi ochrzcili wasze mieszkanie, a myśmy mieli okazję ochrzcić tylko moje – Cmoknęła go w nos przenosząc dłoń na jego policzek i delikatnie go gładząc.
Wiecie co? Chrzanić to. Nie miał zamiaru się tym przejmować, mimo iż wersja Vittorii wydawała się być bardziej prawdopodobna, to i tak miał zamiar wyrzucić to z głowy. Co go to do jasnej cholery obchodzi? Zły Edzio, brzydki Edzio, zaraz spryskam Cię wodą w ramach kary! Na żadne jej słowa nie odpowiedział, w momencie kiedy dobrał się do jej szyi, nie obchodziło go nic. Miał zamiar uspokoić tą wszechobecną głupawkę i dotrzeć do momentu, którego oczekiwał już od spotkania na szczycie i pożegnania stanika. Jednak coś mi się wydaje, że bez względu na wszystko potrzebowali oni tego, nie szybkiego numerka i rozejścia się w swoje strony, a tej krótkiej rozmowy, by ich zaufanie do siebie nawzajem nie zmniejszyło się. Kiedy ta odwróciła się w jego stronę, przez krótką chwilę obserwował całą jej twarz uważnie tylko po to, by złapać ją w pewnym momencie za podbródek i wpić się namiętnie w jej usta. Ten zwykły pocałunek nie trwał długo, a już po chwili zamienił się w namiętny, francuski taniec dwóch serc… czy coś. Jego dłoń z jej brody w między czasie przetransportowała się na tył jej głowy wplatając się we włosy, a druga zabłądziła w okolice jej ud tylko po to, by trochę ją podrażnić w tym miejscu. Nie miał zamiaru się znowu powstrzymywać i próbował się za wszelką cenę powstrzymać od głupich pomysłów. Wstał z krzesła zmuszając, by dziewczyna objęła go nogami i podtrzymując ją za tyłek, a nie przerywając pocałunku, zrzucił wszystko co mu przeszkadzało ze stołu i oparł jej zgrabny tyłeczek o ten mebel. Nie odsuwał się od niej wciąż całując tak, jakby miał się zaraz skończyć świat.
Faktycznie to dość idiotyczne, że mając kobietę w jego koszuli obok siebie (nawet więcej, na sobie) ten przejmuje się dziewczyną brata. Jay był mądrą osobą. Nie bez powodu wybrał właśnie Lilith. Była dobrą, kochaną, cudowną dziewczyną, w której nie trudno się zakochać, a że na co dzień miała swoją wadę w postaci zdziecinnienia, to jednak kto powiedział, że i w tym nie można się zakochać? Vittoria życzyła im wszystkiego najlepszego i miała nadzieję, że kiedyś będzie mogła zobaczyć ich razem jak się przytulają i cieszą swoim szczęściem. To byłby miód na jej serce. Spoglądała na niego z uśmiechem na ustach. Był cudowny. Tak bardzo cieszyła się, że może z nim być. I kiedy ją pocałował mógł poczuć, że nim odwzajemniła mu pocałunek uśmiechnęła się. Potem jednak dała się porwać falą przyjemności oddając mu nawet najkrótszy i najmniejszy pocałunek. Drażniła językiem jego podniebienie, wargi. Faktycznie było to miłą kontynuacją ich rozmów i czerpała z tego jeszcze większą przyjemność niż wtedy na wzgórzu. Mimo wszystko dobrze im było z sobą nie tylko w sferze łóżkowej. Rozumieli się również na co dzień. Dlatego uważała, że go kocha. Pytanie tylko, że można to nazwać miłością gdy wiedziała, że akurat seks nie będzie sferą związaną tylko z nim. Cóż zrobić, Vittoria jest obecnie dość trudną osobą. Objęła go nogami tak, jak chciał i pozwoliła przenieść się na stół. Talerz z odrobiną jajecznicy zleciał na ziemię z hukiem się rozbijając, ale oboje nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Przyciągnęła go tak mocno do siebie, by cała do niego przylegać. Często tak robiła. Uwielbiała to. Szczególnie, że ona miała na sobie tylko koszulę i majtki to też czuła całe ciepło jego ciała. Zresztą dobrała się również do jego paska, a że stał to naturalnie już chwilę później spodnie opadły mu do kostek. Nie robiła jednak nic więcej w tym rejonie. Dotykała jego pleców, zostawiał na nim ślady po swoich paznokciach. Pilnowała się jedynie by go nie gryźć. Nie wiadomo jakie to by mogło mieć skutki, więc z tym musiała jak na razie uważać. - Mogę zostać na noc? - Wyszeptała cicho między kolejnymi pocałunkami. Jej propozycja była zapowiedzią wielu godzin seksu pod warunkiem oczywiście, że nie będzie tu Jaya. Więc będzie musiał się jakoś pozbyć brata na ten wieczór.
Miał ochotę wziąć ją tu i teraz, choćby na stole, jednak nie było to takie proste. Dziewczyna wymagała od niego trochę więcej i on musiał to uszanować. Zrezygnowany wlepił w nią swoje oczy i położył dłoń na jej policzku nie odrywając od niej spojrzenia nawet na sekundę. - Głupie pytanie – wydukał, po czym niechętnie się od niej odsunął. Z blatu w kuchni zerwał kawałek pergaminu i napisał na nich kilka słów, po czym przywołał Tanatosa ruchem ręki i wręczył mu świstek. Miał nadzieję, że brat uszanuje jego prośbę i nie wpadnie z teksem: „Nie będziesz wyrzucał mnie z mojego mieszkania!”. Błagam Jay, nie rób tego. Kiedy ptak odleciał wrócił do swojej księżniczki. Jego dłonie oparły się po jej obu stronach, przy pośladkach, a on oparł swój nos o jej noc wciąż i wciąż się w nią wpatrując. - Jay poszuka sobie jakiegoś noclegu na dzisiaj – tymi słowami potwierdził, że brat nie powinien pojawić się i nie powinien im przeszkadzać dzisiejszego wieczoru. Ed, tym razem delikatnie wpił się w jej usta. Zrobił to specjalnie, tylko dlatego, żeby móc złapał ją za pupę i podnieść ze stołu. Po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, że wolałby zacząć od łóżka i skończyć na stole, albo ewentualnie w innym miejscu mieszkania. Kiedy w końcu udało mu się donieść ją do antresoli, rzucił ją na łóżko i zawisł na nią ograniczając jej możliwość ucieczki. Złączył ich usta w namiętnych pocałunku, a w między czasie jego dłoń pozbyła się dwóch guzików, które ograniczały mu dostęp do reszty ciała. Miejmy nadzieję, że jego głupawka zniknęła na dobre i teraz będzie zachowywał się już w miarę normalnie.
+18:
Jego usta zaczęły wędrówkę po jej ciele powoli się zsuwając i zatrzymując na jednej z piersi. Na początku pieścił jej sutek językiem co jakiś ssąc go, druga ręka w tym czasie zbliżyła się do jej punkciku i przez bieliznę zaczął powoli pobudzać dziewczynę do dalszych igraszek. Po krótkiej chwili, która mogła przeciągać się w nieskończoność ugryzł go delikatnie i pociągnął do góry zwiastując w ten sposób koniec tego gestu. Jego usta znowu zaczęły schodzić niżej, całował ją po każdej części ciała i przygryzał skórę w niektórych miejscach. Miał zamiar sprawić jej jak największą przyjemność zanim dobierze się do kolejnego celu podróży. Jej bielizna nie wiadomo kiedy, nie wiadomo jak odleciała hen, hen daleko.
[Tu powinien być wątek +18, ale co za dużo to nie zdrowo]
Było już po wszystkim. Tak jak planowali dziewczyna ostatecznie z antresoli przeniosła się na kanapę, a potem znów na stół. A dokładniej to ktoś ją przenosił. W każdym razie podobała jej się ta wycieczka i zdecydowanie było jej z chłopakiem cudownie. Tęskniła za jego wargami, dotykiem, przekomarzankami. Był w tym wszystkim taki agresywny, a jednocześnie czuły. Nic dziwnego, że chciała się z nim spotykać. Co najważniejsze uważał na jej rany nie pytając o nie ponownie, więc mogła się odprężyć i w pełni skupić. Siedziała na stole spoglądając na Edwarda, który właśnie szedł do łazienki żeby się oporządzić. Kompletnie nie spodziewała się tego, co stanie się a moment to też nawet się nie zakrywała. Uśmiechała się czekając aż gryfon zniknie za drzwiami łazienki. Nie miał jednak ku temu okazji.
Jay wpadł do swojego domu jak burza. Wprawdzie doskonale wiedział, że Edward będzie tu z jakąś laską, ale miał taką ochotę popsuć mu plany, że po prostu nie wytrzymał. Wprawdzie ten uszanował jego czas z Lilith, ale potem głupie komentarze puszczał i dlatego Jessie miał zamiast się trochę na nim zemścić. Dlatego też otworzył drzwi, wleciał do pokoju i z godnie z tym co wcześniej podejrzewał starszy Harper rzucił: - Nie będziesz mnie wyrzucał z mojego... - Tu zamilkł widząc z kim to też Edzio się pieprzy. Czy ona czasem nie mówiła, że odchodzi o w ogóle? Kurcze. Ładne miała ciało tylko strasznie poranione. Ciekawe, czy Lilith o tym wie... Nieważne. Musi przestać się gapić zanim go Ed zabije. Szczególnie, że miał swoją dziewczynę, która była równie prześliczna nago jak i w ubraniu – Nie będziesz mnie wyrzucał z mojego mieszkania! - To mówiąc wyszczerzył się i bezczelnie rozsiadł się na kanapie gapiąc się to na nagą Titi, to na stojącego pod drzwiami łazienki brata i... Zobaczył, że generalnie to już skończyli skoro ten idzie się ogarniać. Kuźwa. Nie zdążył. Cholera! Niezadowolony fuknął pod nosem, obraził się i wyszedł z mieszkania.
Dziewczyna przyszła tutaj koło południa. Była normalnie ubrana, zwykłe spodnie i zwykła bluzka ze skórą. Czuła jak stres zżera ją od stóp do głów. Co ona ma zrobić? Co ma powiedzieć? Nie była pewna, ale wiedziała, że potrzebuje pomocy, a nie miała kogo innego o nią prosić. Każda osoba, która była dla niej ważna wbiła jej w serce sztylet. A on… on również, ale to co innego. To skomplikowane. Dlaczego tak bardzo chciała dotrzeć akurat do niego? Przecież mogła dogadać się z Vittorią, spróbować dowiedzieć się o co chodzi, a on… Tego dnia przestraszył ją i to bardzo. Czuła tą wściekłość, każdą jego emocje podwójnie, jakby narastała również w niej nienawiść, agresja… ale nie odczuła jej tak jak kiedyś. To było dziwne. Zawsze uniewrażliwiła się w tym momencie i pokazywała swoje puste oblicze, a wtedy? Przy nim nie była w stanie wydobyć z siebie tego złego oblicza, tak jakby ktoś nie pozwolił jej na to, jakby sama się powstrzymywała od tego. Jessie… – przegryzła dolną wargę i w końcu się odważyła. Zapukała w drzwi czekając, aż chłopak otworzy. Serce waliło jej z wielką siłą, a ona wpatrywała się nieprzytomnie w drzwi, a kiedy tylko zobaczyła, że się uchylają, zareagowała od razu. Nie czekając, aż chłopak ją zauważy, czy w ogóle zareaguje, zwinnie przecisnęła się między nim, a drzwiami. Zatrzymała się za nim i zawiązała ręce na piersi, a jej mina ukazywała jej zdeterminowanie. - Posłuchaj mnie, bo nie będę powtarzać – warknęła w jego kierunku… czemu mimo tego, że na niego warczała wydawała się być taka urocza i słodka? JAKIM KURNA CUDEM?! – jeżeli mnie nie wysłuchasz, to obiecuję Ci, że możesz o mnie zapomnieć! – czy ona denerwowała się tak prześlicznie? Nie licząc akcji w pokoju rozrywki, gdzie ociekała niezadowoleniem, nigdy tak chyba się nie denerwowała przy nim. Ale porównując tamto i to… NAWET TERAZ mimo tego, że była zła, niezadowolona i zdesperowana, to wyglądała tak uroczo, że tylko ją rozczochrać i przytulić – I na tyle skończy się to twoje… – zatrzymała się, czy na pewno chciała to powiedzieć? Chyba bardziej pogorszyć tej sytuacji nie mogła – już nie będę należeć tylko do ciebie… już nigdy nie będziesz miał do mnie żadnego prawa! – w tych słowach potwierdziła mu, że zgadza się z tym co usłyszała na korytarzu. Uznała to za konieczność, ale czy to zadziała? Zobaczymy za chwilę.
Od jakiegoś czasu praktycznie nie wychodził z domu. Nawet na lekcje nie chodził jedyne, co robił to wpadał przez jakiś czas do Edzia, ale dzięki magii i ten dość szybko stanął na nogi. Wciąż miał amnezję, ale podobno to miało już niedługo minąć. Nie wiedział czy to dobrze, czy źle. Zachowywał się normalnie, jak kiedyś i wydawał się szczęśliwy. Jednak czy to nie jest trochę niesprawiedliwe, że ma wyrwany z głowy kawał życia? I to całkiem spory. Myślał o tym już od godziny zajadając się jakąś breją, którą sam sobie ugotował jakimś cudem nie wysadzając przy tym kuchni. Właściwie, to on tylko grzebał w misce bez większego sensu. Westchnął głęboko i odstawił ją na bok. Musi się przejść. Właśnie stał przy drzwiach z zamiarem ubrania się, gdy usłyszał pukanie. Ktoś do niego? Nikogo nie zapraszał, a bratu zostawił klucze gdyby się jakimś cudem minęli. Zamrugał kilka razy zaskoczony. Podszedł i nacisnął na klamkę bez większego niepokoju. I gdy zobaczył właśnie JĄ przeciskającą się przed drzwiami uniósł lekko brew. Czy był zaskoczony? Ani trochę. Wiedział, że się będzie tłumaczyć. - Co chcesz mi więcej powiedzieć? Dobierałaś się do Lucasa, podobno też do Enzo – Chwilę temu uaktualnił wizbooka, także... No cóż. Jeszcze bardziej był poirytowany co było widać w jego tonie – W dodatku wmawiasz mi, że nie spaliśmy ze sobą. Czy ty naprawdę uważasz, że jestem aż tak głupi i teraz dam się ugłaskać? - Był głupi, bo miał ochotę ją utulić. I to było w tym wszystkim najgorsze. Dlatego odwrócił się do niej tyłem. Wskazał jej na kanapę, a sam wziął krzesło i obrócił je tak, by siedząc na nim mieć oparcie między nogami. Najwyraźniej mimo swoich słów chciał usłyszeć co ma do powiedzenia. Nawet jeśli wciąż odwracał od niej wzrok.
Widząc jego reakcję poczuła jak jej serce się ściska. Myślała bardzo długo nad tym co ma mu powiedzieć i była już przygotowana do odpowiedzi, ale kiedy stanęła z nim twarzą w twarz… poczuła pustkę, nieznośną pustkę w głowie, której nie mogła bez względu na wszystko pokonać. Miała ochotę się popłakać, ale nie mogła. Musiała pokazać, że jest silna i przede wszystkim nie chciała tego naprawiać płaczem i żalem. Najpierw Lucas, teraz Enzo? Co się dzieje? Dlaczego. W przeciwieństwie do chłopaka, ona nie widziała jeszcze aktualności wizzbookowych. - Nie jesteś głupi, wręcz przeciwnie – wyszeptała bardziej do siebie niż do niego przy okazji kichając. Opuściła wzrok i wlepiła swoje zmieszane spojrzenie w podłodze. Jak mały zbity kociak… no nie mogę! Jednak gdy wskazał jej kanapę, uniosła wzrok, a jej twarzyczka rozjaśniała z tym małym ziarnkiem nadziei, które właśnie się pojawiło była w stanie zrobić wszystko. Usiadła w wyznaczonym miejscu i wzięła głęboki oddech. Od czego zacząć? - To co teraz powiem na pierwszy rzut oka może wydawać się nie związane z tym wszystkim, ale wydaje mi się, że to pomoże zobrazować to wszystko – nie dam rady. Na sto procent uzna, że zmyślam… jeżeli mi nie uwierzy, to co ja wtedy zrobię? – niepewnym wzrokiem zlustrowała twarz chłopaka. Zagubienie, właśnie to odczuwała w tym momencie – dzisiaj rano obudziłam się pod zakazanym lasem, byłam w piżamie – wydukała zakłopotana. Naprawdę miało się to nijak do sytuacji, którą miała wyjaśnić – jedna studentka przechadzała się i znalazła mnie spetryfikowaną… ktoś rzucił we mnie zaklęciem – takie wysnuła wnioski, tylko, że najgorsze miało się pojawić teraz – nie mówię tego, żeby wzbudzić twoją litość! – wyskoczyła natychmiast bez zastanowienia. Taka była prawda, prawda, w którą chłopak może nie uwierzyć – Ja… nie mam zielonego pojęcia co ja tam robiłam – wyszeptała. Powiedziała mu coś podobnego w dniu imprezy u amerykanów –ostatnie co pamiętam, że wyszłam z zajęć, a później… później obudziłam się właśnie tam – Lilith zaplotła ze sobą dłonie i zacisnęła je próbując uspokoić drżące ciało. Nie trzęsła się ze strachu, a z zimna. Musiała się przeziębić – to nie pierwszy raz kiedy mam dziurę w pamięci – dodała po dłuższej przerwie – najpierw to ignorowałam, ale to się pojawiało coraz częściej – westchnęła głęboko. Na pewno jej nie uwierzy, na milion procent, a jednak wciąż próbowała. Dziewczyna podniosła wzrok i utkwiła go w Harperze. - Kiedy byłam w domu pana Hawkesa, kiedy przyszłam do ciebie po spotkaniu z Titi, na imprezie amerykanów, teraz… to kilka z tych dziur, których nie jestem w stanie niczym uzupełnić – długo nie była w stanie się w niego wpatrywać. Bała się, naprawdę się bała, jednak… czuła się trochę lżej. Nawet jeżeli jej nie uwierzy, zwyzywa ją i wyrzuci za drzwi… to wtedy będzie oznaczało koniec. Nie może powiedzieć mu nic innego, bo nie wie o niczym innym.
Głupi jest dlatego, że nie uwierzył gdy Edward mówił, że ona nie jest taka jak się wydaje. Okazała się być naprawdę sprytna, i cwana. Wodziła za nos wszystkich. I najwyraźniej próbowała robić to również z nim. A on? Był zbyt słaby żeby ją wyrzucić z mieszkania. Chciałby to zrobić, jednak jednocześnie marzył by pocałować ją, przytulić, dotknąć, kochać. Wszystko naraz. Ciężko było się powstrzymać, ale robił to. Walczył by nadal móc postawić na swoim. By nie być jej szczeniaczkiem na posyłki, który ciągle za nią lata a i tak dostanie pstryczka w nos. Słuchał jej dokładnie. Nie przerwał jej ani razu, a jego twarz wyrażała tak wiele, że nie sposób się było w tym połapać. Zresztą i tak nawet na niego nie patrzała. Gapiła się gdzieś w podłogę i zastanawiała się tylko czy to dlatego, że jest jej przykro, czy to dlatego że kłamie. Wszystko co mówiła było jakieś pokręcone, ale gdy się jest czarodziejem czy to ma jakieś znaczenie? W ich świecie niemalże wszystko było możliwe. - Wiesz jak to brzmi, prawda? Jak tandetna i spreparowana wymówka – Powiedział jednak jego słowa niczego nie przesądziły. Nie pokazywały ani wiary, ani niewiary w jej słowa. Miał w głowę mętlik i nie mógł tego jakoś ogarnąć. - Chcesz mi wmówić, że nie wiesz co robiłaś? A może przejmuje Cię ktoś inny co? Jakiś straszny duch włada twoim ciałem? - Mruknął po czym wstał z krzesła i odepchnął je w bok tak, że oparcie z hukiem uderzyło o stolik – Nie pamiętasz imprezy tak? - Zaczął się do niej zbliżać – Ani jakiegoś wypadu pod Zakazany Las? – Był już obok niej. Nachylił się na nią – I tego też nie? - Wpił się w jej wargi bez zastanowienia od razu łapiąc się za jej koszulkę i wkładając pod nią rękę. Drugą opierał obok jej głowy przypadkiem kładąc ją na jej włosach, więc trzymał ją przy kanapie. Bez możliwości ucieczki.
Nastała cisza, a kiedy chłopak ją przerwał zaśmiała się pod nosem zakłopotana. Tak, wiem doskonale jak to brzmi – pomyślała i przytaknęła głową na jego słowa. Czuła w gardle wielką gulę, której nie mogła się pozbyć. Teraz kiedy powiedziała już wszystko nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego więcej słowa. Nagle do jej uszu dotarł trzask. Podskoczyła w miejscu i przyjrzała mu się z uwagą. Poczuła jak żołądek jej się ściska, a całe ciało powoli krzyczy, by uważała na to co się teraz stanie. Nie mówiła nic. Obserwowała go uważnie, każdy jego ruch, każdy gest. - Je… Jessie? – wydukała nie odrywając od niej spojrzenia. Jednak nie odpowiedział, kontynuował swój monolog, a już po chwili wpił się w jej usta. Z jednej strony cieszyła się, że to zrobił, bo mogłaby to zinterpretować jako pakt pokojowy. Wybaczył jej? Więc dlaczego podszedł do niej tak agresywnie? Prawie natychmiast dostała odpowiedź na to pytanie. Jego ręka zabłądziła pod jej koszulką, a druga złapała za włosy. Nie była w stanie się odsunąć, nie była w stanie odwrócić głowi. Poczuła jak w jej oczach pojawiają się łzy. Najpierw próbowała zabrać jego dłoń spod ubrania, jednak to nic nie dało. Błagała w myślach, by przestał, jednak było to bez celowe. Został jej tylko jeden pomysł. W pokoju słychać było plask. Lilith wpatrywała się ze łzami w oczach w Jay. Czuła jak jej dłoń pulsuje po kontakcie z jego skórą. Drżała, bała się, jednak spoglądała na niego pewnie, w ciszy czekając na jego dalszą reakcję.
Całował ją z pożądaniem godnym zwierzęcia, nie kochanka. Jego ręka bezkarnie przenosiła się coraz wyżej, bo wiedział, że mu nie ucieknie. Nie wiem co chciał przez to zrobić. On po prostu jakoś... Nie wiem. Może chciał jej coś udowodnić? A może sobie chciał? Tak czy siak nie interesowało go czego Nox chce. Chciał zrobić coś, na co miał ochotę i tyle. Dotknął jej stanika i wtedy... Poczuł ból na policzku. Jego twarz automatycznie odwróciła się w bok. A on? Zesztywniał. Nie ruszał się. Jakby analizował co się przed chwilą stało i nie mógł w to uwierzyć. Po kilku krótkich chwilach odsunął się od niej. Milczał. Jednak ten spokój trwał tylko chwilę. Nagle wszystko podziało się bardzo szybko. Złapał ją za ramię i podniósł z kanapy. Bez słowa pociągnął ją w stronę drzwi i po prostu ją za nie wystawił. Nim zdążyła zareagować zamknął je przed dziewczyną. Stojąc jeszcze chwilę przed nimi westchnął głęboko i odszedł w stronę kanapy, na której położył się i wpatrywał tempo w sufit. Nie chciał na nią patrzeć. Czuł się z tym wszystkim fatalnie. Z tym co ona robiła. Z tym co sam zrobił. Zamknął oczy mając nadzieję, że niedługo zmorzy go sen.
Była przerażona. W oczach miała łzy, a jej ciało drżało. To co się przed chwilą stało, nie powinno mieć miejsca. Nie chciała się go bać, a jednak po tym co zrobił jakoś intuicyjnie ciało odczuwało do niego niechęć. Wiedziała, że nie zrobiłby jej krzywdy, a może nie chciała w to wierzyć? Trudno powiedzieć. Miała ochotę wyjść kiedy tylko się odsunął. Wybiec stąd jak najszybciej się dało, ale nie zdążyła tego zrobić. Poczuła jak chłopak łapie ją za ramiona, a jej żołądek automatycznie zacisnął się w obawie. Ale on tylko wyniósł ją za drzwi jak stare krzesło i zamknął za jej plecami. A ona? A ona stała. Wpatrując się w podłogę stała pod tymi drzwiami myśląc intensywnie. Co się z nią dzieje? Najpierw chciała uciekać, a teraz miała ochotę wrócić i przytulić do siebie chłopaka. Może lepiej będzie jak ograniczą kontakty między sobą, tak będzie lepiej dla nich, a jednak… A jednak nie była w stanie zrobić kroku na przód. Stała pod drzwiami nie ruszając się ani o milimetr. W końcu zrobiła jeden krok i oparła się o ścianę obok drzwi. Kątem oka wpatrując się w nie w oczekiwaniu zjechała plecami po ścianie i usiadła na ziemi. Już po krótkiej chwili przyciągnęła do siebie kolana i schowała w nich swoją twarz. Nie była w stanie odejść, nie była w stanie się wrócić. Więc została w połowie.
Nie wiem jak długo spał. Myślę, że kilka godzin. W każdym razie gdy otworzył oczy było już ciemno. Wstał i zaczął się powoli zbierać. Już wcześniej miał ochotę przejść się, ale wieczorny spacer to był jeszcze lepszy pomysł. Bolała go głowa z braku świeżego powietrza, więc obowiązkowo powinien się przewietrzyć. Przebrał się w jakąś koszulę i elegantsze spodnie, ubrał skórzaną kurtkę i otworzył drzwi. Zamrugał zaskoczony widząc, że korytarz nie jest pusty. Siedziała tam Lilith. Wpatrywał się w nią zszokowany. To ona nie poszła? Siedziała tu przez cały czas... Westchnął. Kucnął kładąc rękę na jej plecach, ale ona nawet się nie poruszyła. Chyba zasnęła. Przez chwilę miotał się ze swoimi myślami, ale po chwili uległ instynktowi. Temu, który mówił mu, że powinien się nią opiekować. Przesunął się trochę i wziął ją na ręce. Przeniósł ją do domu i położył na antresoli. Nie spuszczając z niej wzroku usiadł na schodkach i oparł się plecami o ścianę. Zamknął oczy. W co on się pakuje...
Siedziała. Wpatrując się w pustkę, wsłuchując się w ciszę. Siedziała. Nie do końca wiedząc dlaczego i po co. Myślała. O wszystkim co się w jej życiu działo, o tym co ją spotkało, o tym jak powinna się zachować, jakie powinna podjąć decyzję. Myślała. Intensywnie i długo, aż jej oczy opadły bezwładnie, a ona zasnęła skulona przy ścianie. Kiedy chłopak podniósł dziewczynę nie obudziła się nawet na chwilę. Czując czyjeś ciepło i przyjemny zapach, automatycznie wtuliła się w jego tors, a kiedy odłożył ją samotną na antresolę skuliła się wtulając w kołdrę. Jej łagodny wyraz twarzy został nagle załamany. Zaczęła się trząść, oddech przyśpieszył, a ona wierciła się widocznie przestraszona wizjami, jakie ją właśnie nękały. Całe jej ciało płonęło, zwłaszcza w niektórych miejscach, nie dało jej się wybudzić. Co takiego działo się w jej głowie?
Sen:
Lilith otworzyła oczy i zobaczyła naprzeciw siebie lustro. Już kiedyś je widziała, było ogromne, sięgające do samego szczytu nieskończonej Sali. Uniosła swoje spojrzenie wypatrując się promyku światła, który poprzednim razem przywiódł jej zniszczenie, jednak niczego nie dostrzegła. Nawet melodia ucichła, a ona siedziała samotnie w tej ciszy. Miała złe przeczucia. Nagle dostrzegła, że lustro nie daje jej odbicia, niepewnie położyła dłoń na jej powierzchni i wtedy usłyszała śmiech. Gdy się odwróciła było już za późno. Jej nadgarstki zostały związane i jej drobna sylwetka uniosła się w powietrzu. Próbowała oswobodzić dłonie z lin, jednak nie miała na tyle siły. Wisiała z uniesionymi rękami szukając osoby, która tak bardzo chciała ją unieszkodliwić. To co zobaczyła przerosło jej oczekiwania. Przed jej obliczem stała ona sama, z wielkim, szalonym uśmiechem zbliżyła się do niej i uniosła nóż, który miał posłużyć jej do zabawy. - Nienawidzę Cię wiesz? – wydukała po czym jednym zwinnym ruchem wykonała pierwsze cięcie. Z gardła Lilith wydobył się krzyk – Jesteś moją skazą, którą muszę usunąć jak najszybciej – dziewczyna zaśmiała się zadając bez wahania drugi cios. Gryffonka przegryzła dolną wargę próbując pokonać ten ból – zniszczę Cię, bez względu na wszystko – nowy cios – zostaniesz sama, tak bezradna, tak samotna, tak beznadziejna – ponowny krzyk bólu – że nie zostanie Ci nic innego jak wypuszczenie mnie na wolność… – odbicie posłało jej uśmiech i wbiła sztylet w jej brzuch. Panna Nox poczuła silny ból, pod wpływem ataku wypluła na ziemię sporą ilość krwi, wciąż nie wypowiadając jednego słowa. - Odbiorę Ci wszystko… – lustro złapało dziewczynę za brodę i zwróciło jej twarz na nią samą – przyjaciół, tożsamość, a nawet twarz – zaśmiała się i spoliczkowała ją zmuszając do kolejnego splunięcia krwią – nikt nie będzie chciał Cię znać… już nigdy… – dziewczyna uniosła nóż i zadała kolejny cios, tworząc wielką ranę na jej drobnym ciele. A ona? Ona wciąż milczała. Irytowało ją to, czuła jak wściekłość w niej rośnie. - Powiedz coś do cholery jasnej! – warknęła w jej stronę i kiedy mała Lil uniosła spojrzenie, zamarła. Na twarzy dziewczyny widniał delikatny uśmiech i choć w oczach gasła wciąż starała się utrzymać ten pozytywny wyraz twarzy. To sprawiło wybuch, którego nie dało się powstrzymać i odbicie bez najmniejszego wahania czy zastanowienia poderżnęła jej gardło.
W końcu dziewczyna otworzyła oczy i usiadła prawie natychmiast łapiąc się za krtań. Nawet nie dostrzegła kiedy jej policzki zrobiły się mokre od łez. Oddech był przyspieszony, a ona nawet nie zorientowała się, że jest wraz z Jessiem. Wciąż trzymając się za krtań schowała twarz w kolana próbując uspokoić ten atak paniki.
Siedząc tak i opierając się o ścianę wciąż się w nią wpatrywał. Myślał. Z każdą sekundą oglądania jej skrzywionej minki na delikatnej twarzy jego złość przechodziła. Zaczął uświadamiać sobie, że popełnił błąd. Nie powinien tak szybko jej ocenić. Może faktycznie to wszystko dało się wyjaśnić jakoś logicznie... Może faktycznie miała zaniki pamięci. Odchylił głowę do tyłu. Ale czy to możliwe, że to co robiła faktycznie nie było dyktowane jej chęciami? Nic z tego nie rozumiał, a im dłużej myślał tym bardziej zdawało się to zagmatwane i niekompletne. Ale... Ale nie mógł jej krzywdzić. Wiem, że to robił, ale serce mu krwawiło za każdym razem gdy widział łzy w jej oczach. I dlatego widząc jak budzi się jak w jakimś amoku, z wielkim przerażeniem... Nie zastanawiał się. To był odruch. Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie przytulając do swojego torsu tak, jakby chciał ją całą zakryć i schować w sobie. - Już dobrze... Jestem tutaj – Wyszeptał do jej ucha tak, jakby między nimi nigdy nic się nie stało. Jakby wciąż byli dla siebie tym idealny Jing i Jang, między którym zawsze jest harmonia. I nie zamierzał jej puścić przez następne minuty choćby go kopała czy groziła mu torturami.
Kiedy poczuła czyjś dotyk, przez jej ciało przebiegł dreszcz przerażenia. Nie zdążyła nawet zobaczyć kto ją chwyta, a pierwszą osobą, która przyszła jej do głowy była ona. Wraz z tym odruchem z jej ust wydobył się dziwny dźwięk. Coś jakby krzyk tylko zduszony przez zaciśnięte gardło. Jednak gdy poczuła zapach chłopaka poczuła jak wszystko z niej spływa. Złapała jego koszulę i wtuliła twarz w jego tors wylewając morze łez. Cały czas się trzęsła i nie była w stanie się uspokoić. - Ona… ona znowu to zrobiła – wykrzyczała pomiędzy salwami płaczu – ja… ja nie wiem, który to już raz… – zacisnęła swoje małe dłonie na jego koszuli i gdyby była w stanie schowałaby się w jego ramionach jeszcze bardziej – tak bardzo… bardzo się boję… – nie wiedziała co się wokół niej dzieje. Czuła się jakby dalej śniła. Czuła się jakby wszystko co było między nimi w ostatnim czasie w ogóle nie miało racji bytu i było złym koszmarem. Tak bardzo chciała pozostać w tej pozycji. Nagle jej oczy się rozszerzyły, gdy usłyszała jego głos nie była w stanie powiedzieć nic więcej, jego bliskość, ciepło, zapach ten dotyk był dla niej kojący. Może właśnie dlatego tak szybko się uspokoiła. Już po kilku minutach dreszcze, ból, oraz łzy zniknęły, a ona wtulała się w chłopaka wpatrując się w przestrzeń. Nie chciała się odsuwać, czuła się tak bardzo słaba i bezsilna, że byłaby w stanie odpuścić… jednak kiedy czuła jego dłonie… nie była w stanie się jej poddać, tylko dla niego. - Powinnam się była już przyzwyczaić… – wyszeptała bardziej do siebie niż do niego – zabijała mnie już tyle razy, a jednak… – zabijała? Czyżby ktoś krzywdził dziewczynę w snach? Tak bardzo, tak intensywnie – nie ważne ile razy ona to powtarza… ja… nie jestem w stanie… – ponownie zaczęła drżeć, a w jej oczach pojawiły się nowe łzy. W tym śnie było tyle negatywnych emocji, tak wielka fala nienawiści i okrucieństwa czasami, że kiedy się kumulowały doprowadzały ją wprost do szału. - Przepraszam Cię Jessie… błagam Cię… – nie była w stanie mu niczego racjonalnie wytłumaczyć, był na nią wściekły, a ona i tak zaczęła go zmuszać, by został przy niej, z powodu tego, że jej żałuje. Nie chciała tego i właśnie dlatego była na siebie tak wściekła – nie zostawiaj mnie… potrzebuję Cię… tak bardzo… – schowała twarz w jego koszuli. Była zapłakana, zasmarkana, miała podkrążone oczy, była przerażona jak mały kociak… ale wciąż… wciąż była Lilith.
Nie puszczał jej. Trzymał mocno pozwalając, by się wypłakała bo czuł, że jeśli powie cokolwiek to wszystko zaprzepaści. Bał się, że znów z jego ust wyrwie się złość czy nerwy. Nie chciał jej ranić. Chciał żeby była szczęśliwa. W końcu była jego malutkim Bamboszkiem, o którego musiał dbać żeby nic złego go nie dotknęło. - Ona? - Wyszeptał nie mając pojęcia o kim mówi. Czyżby jeszcze nie do końca się obudziła? Wydawało się, że majaczy. Wpatrywał się w nią kompletnie nie rozumiejąc... Kogo się bała? Kto... Kto ją zabijał? Jak to zabijał?! Czekał wciąż licząc, że mu to wyjaśni zamiast bełkotać. Chciał zrozumieć co się dzieje w głowie tej dziewczyny. - Lilth o czym ty mówisz? - Zapytał wiedząc, że jednak nie wytrzymał i po prostu musiał domagać się wyjaśnień. Była mu to winna po tym wszystkim. Wprawdzie mówiła o zanikach pamięci i tyle, ale wydawało się, że do tego doszły jeszcze nowe fakty, które przed nim ukrywała. - Kochanie... Nie zostawię. Ale obiecaj mi proszę... Że nigdy nie będę musiał być o ciebie taki zazdrosny – Poprosił jeszcze mocniej ją do siebie przytulając. Mocniej,to już można tylko łamać żebra. Jednak w ten sposób oboje mieli pewność, że nikt ich nie rozdzieli, a to było w tej chwili najważniejsze.
/Jay jest oburzony, że nie jest wpisany w polu Partner/
Potrzebowała czasu, potrzebowała jego i wiedziała, że chłopak walczy ze sobą jak tylko się da. Była mu wdzięczna, chociaż nawet jeżeli by na nią teraz nawrzeszczał, to by wiele nie zmieniło… dobra zmieniłoby wszystko, ale nie ważne! Słyszała jego pytania, słyszała wszystko dobrze i wyraźnie, ale nie była na razie w stanie mu odpowiedzieć. Milczenie to była jedyna sensowna odpowiedź na jaką udało jej się zdobyć. Dopiero kiedy zaczął jej żebra przytaknęła zaciskając mocniej łapki na jego koszuli. - Obiecuję… – wyszeptała już o wiele spokojniej. Była gotowa mu wszystko powiedzieć, byle tylko nie odsunął się od niej… no może troszkę, żeby było jej łatwiej oddychać. - Ja… na początku śniła mi się ktoś… mówiła, że mnie nienawidzi, żebym sczezła w piekle, chciała mnie zniszczyć, ona – zatrzymała się. To nie były normalne sny – krzywdziła mnie na wiele różnych sposobów – nie była w stanie wydobyć z siebie słowa ‘torturować’, było zbyt ostre, zbyt ciężkie dla niej w tej chwili – za każdym ciosem, w którym odbierała mi życie budziłam się… nigdy wcześniej, nigdy później. Jakby chciała nadać temu wszystkiemu jakiegoś realizmu – co ona gada? Kto miał nadać realizmu tym snom? Przecież to były tylko – przepraszam… przesadzam, to tylko koszmary… – wyszeptała. Te ‘tylko koszmary’ oddziaływały na niej o wiele bardziej niż można było sobie to wyobrazić. Chłopak mógł to zobaczyć gołym okiem - w pewnym momencie zaczęła przybierać kształt, okazało się, że ona była mną… – zaśmiała się pod nosem. Jakież to irracjonalne bać się siebie – a raczej wyglądała jak ja… – nie puszczaj mnie, tylko dlatego, że tu jesteś czuję się bezpieczna – groziła mi… zabijała mnie… wyśmiewała mnie… zabijała mnie… krzywdziła mnie… zabijała mnie… i tak w kółko… do bólu się już przyzwyczaiłam – tymi słowami potwierdziła, że jej mózg bez względu na wszystko interpretuje to jako rzeczywistość – ale śmierć… moment śmierci wciąż mnie przerasta…
Milczenie zdecydowanie nie było dobre w tej sytuacji. Wolałby, żeby nadal opowiadała bajki niż żeby była cicho. Taka cisza najczęściej oznaczała zgadzanie się na najgorsze, a to byłoby końcem tego, co rodziło się między nimi napawając oboje szczęściem. Chciała czy nie, musiała mu wszystko wytłumaczyć. Dosłownie wszystko. Dlatego gdy zaczęła mówić trochę ją puścił, a jedną ze swoich rąk położył na jej głowie by ją głaskać po tych mięciutkich włoskach, które po prostu uwielbiał dotykać. To co mówiła przerażało go. Na prawdę. Mało jest rzeczy, których się boi, a jednak widok takiego koszmaru z jego osobą w roli głównej skutecznie zabrałby mu chęć snu na dobre kilka dni, jak nie tygodni. Była naprawdę silna jeśli mimo to wciąż potrafiła co dzień stąpać po ziemi. Jak widać jednak nie na tyle silna, by wytrzymać takie ciśnienie i zachowywać się normalnie. - Podsumujmy. Masz zaniki pamięci, okropne koszmary, robisz rzeczy wbrew sobie... Boże te sny. Lilith może ty powinnaś zgłosić się do psychologa? Skarbie ja Ci nie jestem w stanie pomóc, a sama sobie też nie poradzisz. To byłoby dobre wyjście – To mówiąc złapał jej twarz w swoje duże dłonie i przyciągnął ją tak, by oprzeć swoje czoło o jej czółko. Przymknął oczy wyraźnie wciąż zastanawiając się nad tym wszystkim. Przelała na niego swoje problemy i to dobrze. Nie wiem tylko, czy Jay był gotowy żeby się zmierzyć z czymś na taką skalę.
Jay nie był pewien czy jest gotowy zmierzyć się z czymś na taką skalę? A co ona miała powiedzieć? Była od niego o wiele młodsza, porzucona już kilka razy. Ostatnio wiele osób chciało ją zniszczyć, czy to przez wypowiedzi obserwatora, czy przez same plotki, które zaczęły się rozprzestrzeniać po szkole. Samotna, bezsilna, z zanikami pamięci, z koszmarami… a wciąż szła przed siebie uśmiechając się do każdego i udając, że z nią wszystko w porządku. Chociaż w głębi duszy płakała, krzyczała o pomoc, to jednak w życiu codziennym wciąż starała się być normalna. Myślała o spotkaniu z psychologiem, ale cały czas odkładała to na później. Oczywiście nie bez powodu, musiała się upewnić, co się z nią dzieje, zanim rozsieje wszędzie panikę. Problem był taki, że bała się sama wykonać jakikolwiek krok. Potrzebowała przy sobie chociaż jednej osoby, która będzie podtrzymywać ją przed upadkiem. Osoby, która bez względu na wszystko, nie zostawi jej samej. Może właśnie dlatego przyszła tutaj, a nie do lekarza. Chciała naprawić swoje relacje chociaż z jedną ważną osobą, zanim postanowi z tym wszystkim walczyć. Nie wypowiedziała żadnego słowa. W ciszy wpatrywała się w jego oczy, jakby próbowała wyczytać z nich wszystkie odpowiedzi. Cieszyła się. Cieszyła się, że nie uznał ją za kłamcę, cieszyła się, że mogła się w końcu z kimś tym podzielić. - Wiesz Jessie… – wydukała w końcu przerywając tą nieznośną ciszę – jesteś jedyną osobą, której jestem w stanie powiedzieć wszystko – dodała po chwili nie odwracając od niego spojrzenia nawet na chwilę – gdyby nie ty… – uniosła swoje ręce i ułożyła na jego dłoniach. W przeciwieństwie do jego, jej ręce były wręcz lodowate – pewnie dalej walczyłabym w samotności ze śmiercią rodziców… – to wtedy pierwszy raz się przed kimś otworzyła, a tą osobą był nie kto inny jak pan Harper. Dziewczyna nagle spięła się, poczuła jak jej ciało zadrżało, a policzki zapłonęły na samą myśl o tym co chciała powiedzieć. - Ano… – wydukała widocznie zmieszana. Podniosła na niego swoje oczy. Nie była pewna tych słów, ale chciała to powiedzieć, nie tylko dla niego, ale również dla siebie – czy mogę… mogę mieć prośbę? – przedłużała ten moment. Jej dłonie opadły na dół, a ona starała się nie odwracać od niego spojrzenia. - Czy ja naprawdę… czy naprawdę mogę… – zakłopotała się po raz kolejny. Naprawdę chciała to powiedzieć? Jej spojrzenie na kilka sekund uciekło od niego, ale już chwilę później, łagodnie zachęcało go do… do czego? – Czy ja naprawdę mogę być tylko twoja?