Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Już chciała usiąść kiedy poczuła, że coś, a raczej ktoś zbliża zęby do jej szyi. Naciągnęła kaptur jeszcze mocniej. Lekko podskoczyła, bo nie ma się co oszukiwać - Ian ją przestraszył. Och, nie warto denerwować Naleigh, nie warto. Obróciła się, aby posłać chłopakowi mordercze spojrzenie. Rzuciła okiem na jego strój. Zaniepokoiło ją coś, czego na chwilę obecną nie potrafiła dokładnie określić. - A ty się strzeż przed złymi studentkami - odburknęła. Hm, pachniał zdecydowanie za ładnie jak na wampira. Powlokła się w stronę stolika, który stał w samym rogu. Z gracją opadła na krzesło. Zobaczyła, że Ian zajmuje to sąsiednie. Prychnęła cicho. - Skąd pomysł na tak.. dziwaczny strój ? - zapytała obojętnie. Skoro już tu był to warto zacząć rozmowę, prawda ? I wtedy poznała powód swojego wewnętrznego niepokoju. Ian miał fioletową kamizelkę! FIOLETOWĄ! Nalcia nienawidziła tego koloru. Zacisnęła pięści i wsadziła je pod uda, aby przypadkiem nie uderzyć Gryfona w tę piękną, młodą buźkę. Z trudem opanowywała emocje, jakie wywoływał u niej widok tego koloru. Wdech i wydech. Wdech i wydech. Najważniejsze to to, żeby nie przestać oddychać. Postanowiła nie komentować. Wszak nie on jeden miał na sobie coś fioletowego. Drażnił ją i wywoływał wspomnienia, bardzo bolesne dla studentki. Ale cóż, mówi się trudno i.. płynie się dalej ?
Stałem przy drzwiach przeczesując sale wzrokiem. Tak własciwie to nic ciekawego. Paru uczniów którzy maja ochot się zabawić,wesoła muzyka alkohol śmiechy. -Co ja tu tak właściwie robię?-mruknąłem do Hermesa,którego oczywiście zabrałem ze sobą. ten w odpowiedzi zaskrzecz głucho przestępując z nogi na nogę na moim ramieniu. Uśmiechnąłem się złowieszczo. "No proszę proszę" pomyślałem widząc dwóch panów zachowujący się bynajmniej nie codziennie. Miałem nadzieje ze mnie nikt nie dostrzega...
Wolnym krokiem ruszyła w stronę dwóch duszyczek czekających na stracenie. Podeszłą do nich i zagadnęła swym aksamitnym, chipnotyzującym głosem. -Witajcie. Mam nadzieję, ze dobrze się bawicie?- zagadnęła i stała przez chwilę mierząc wzrokiem najpierw Księżniczkę, a później Pirata. Nagle ktoś zmienił muzykę, na coś spokojnego... jakiegoś przytulańca. Jakoś nikt się nie odzywał, więc zwrociła się do Pirata. -Może zatańczymy?- zaproponowała i nie czekając na jego reakcję pociagnęła go na parkiet zostaiwajac za sobą zszokowaną Księżniczkę. Przyciągnęła go do siebie i przytuliła delikatnie tak, ze On miał ponurego za plecami, a ona na wprost siebie. Puściła oko do Ponurego.
Ostatnio zmieniony przez Elena Marion dnia Sro Mar 23 2011, 16:49, w całości zmieniany 1 raz
Simon patrzył w oczy Namidy jak zwykle zaczarowany. Uderzył delikatnie w jego "nowe" ucho dłonią przez co dzwoneczek znów się rozszalał: -Nie sposób było nie tęsknić-pocałował go jeszcze raz lecz dość szybko i spojrzał na Elliott kompletnie nie skrępowany: -Ell,a tak na marginesie co u ciebie? A i skąd wytrzaskujesz te świetne chipsy jabłkowe?-popatrzył na gryfonkę z uśmiechem.
Jakże on mógł zapomnieć z kim zadziera?! Niedopuszczalne. Nie było jednak czasu, aby naprawić to co zrobił. Zrobił tylko niewinna minkę i oczka zbitego psa. - Dzięki, będę pamiętał - mruknął. Kompletnie się załamał pod morderczym spojrzeniem Nal. Powlókł się jednak za studentką do stolika, przyglądając się jej cały czas. W końcu musiał w pełni ją zrozumieć ale też i zapamiętać sposób jej poruszania, jeśli chce napisać o niej książkę. Klapnął bez entuzjazmu na krzesło na przeciw dziewczyny. Czekał na jej pierwszy ruch. Nie chciał bardziej się pogrążyć w jej oczach. Hm... wyjawić jej sekret? - Powiem ci, ale nikomu...- zaczął konspiracyjnym szeptem nachylając się do niej, jednak urwał widząc reakcje dziewczyny na niewiadomoco. Może podekscytowanie poznania tajemnicy? Nie, przecież kilka razy Ian rozmawiał już z Nal i o coś takiego jej nie podejrzewał. Trochę zaniepokojony, poprawił pelerynę, zakrywając się nią całkowicie. - ... nic nie mów - dokończył. Już miał rzucić tekst w stylu ,,Wiem, że mój urok zniewala, ale rozluźnij się bejbe", ale zrezygnował. Nalał sobie Kremowego Piwa do szklanki, na początek. Nie miał się zamiaru upić do nieprzytomności, oczywiście.
Zanim usłyszałem odpowiedź na moje pytanie pojawiła się przed nami tajemnicza Dama, inaczej nie potrafiłem Jej określić, strój, styl poruszania i co najważniejsze rodzaj wysławiania przynajmniej w tym momencie na to wskazywał. Miała przyjemny głos co ważne nie wiele zdradzał, spojrzała na nas jakby z góry, no cóż była wyższa nic na to nie mogłem poradzić, uśmiechnąłem się do swoich myśli. Następne posunięcie Damy zaskoczyło mnie, miałem tańczyć? To dopiero niespodzianka, a jeszcze większą okazało się że proponująca wcale nie czekała na moją odpowiedź, zaskoczony pozwoliłem się poprowadzić. Coś mi tu nie pasowało i to bardzo, Dama ewidentnie grała, co z tego że z wielkim wdziękiem i wprawą. Po chwili ktoś pojawił się w pewnej odległości za mną, a Dama dała mu znak. Miał doświadczenie, ale nie na darmo specjalizowałem się w skradaniu. Do mnie nie tak łatwo można było się zbliżyć szczególnie kiedy jestem czujny. Ktoś chce się zabawić i to moim kosztem no zobaczymy jak się to im uda, wiedząc na czym stoję poweselałem. Po garderobie, dodatkach i nie tylko doszedłem do wniosku że moja partnerka w tańcu który jeszcze się nie zaczął nie zemdleje przy ostrzejszej grze. Kiedy już mieliśmy zacząć taniec zatrzymałem się i spojrzałem swoim w tej chwili lodowatym wzrokiem, mało osób wytrzymywało moje spojrzenie. Cóż osoby które zabiły mają całkowicie inny wzrok, ale Damie ku mojej radości udało się tego dokonać, nic nie szkodzi. Błyskawicznie przeszedłem do niezwykle miłego uśmiechu, a zrazem tak nieszczerego, że tylko ślepy mógłby nie zrozumieć aluzji, całkiem niebezpiecznej aluzji. - Wybacz, ale mój pierwszy taniec jest zarezerwowany dla mojej ukochanej. - powiedziałem przesłodkim delikatnym głosem, w tej chwili przypominałem najedzoną kobrę. Ale moja lewa ręka która niezauważalnie powędrowała ku szyi Damy mówiła całkowicie coś innego, nie była to pieszczota, a może jednak była? Niestety kryło się za nią niemiłe przesłanie, przecież tak łatwo złamać kark. - Wybacz, moje zachowanie jest troszeczkę...karygodne. - nadal mówiłem słodkim głosem, uśmiechając się przez cały czas. Powoli się odwróciłem ku napastnikowi który stał za mną. - Wybacz znamy się? - tym razem mój uśmiech był drapieżny, słowa wypowiadałem chłodno, a lodowate spojrzenie dopełniało całości
- Wybacz jej Yavan, chodziło byś skupił się na kimś innym i odsłonił plecy- Cichy głęboki głos skierowany wprost do jego ucha- Chyba będę musiał cię nauczyć, jeszcze umiejętności w pilnowaniu pleców w otoczeniu, poza niewerbalnymi -powiedział to tak by tylko on usłyszał uśmiechałem się pod Maską Ponurego, Wyprostowałem się patrząc na trzymaną w dłoni klepsydrę, spojrzałem spod kaptura na Margaret- Moja Droga miło Cie znów widzieć, zaniedbujesz naszą znajomość, ach zapomniał bym, Pragnę pozostać Ponurym, na czas tego spotkania
Zachichotała lekko pod maską słysząc jego głos. -Nie pogrywaj ze mną, bo nie warto.- syknęła mu tym samym glosem do ucha. Stali tak przez chwilę, patrząc sobie w oczy. Jego spojrzenie było zimne jak lód i niezwykle silne, ale na Kusicielce nie zrobiło większego wrarzenia. Nagle poczuła jego rękę na swoim karku. Zareagowała instynktownie. gdy ten się odwrócił chwyciła jego rękę szybko, zwinnie i silnie, lecz gdyskretnie zarazem. Gdy skończył "rozmowę" z ponurym odwróciła go do siebie przodem, położyła jego rękę na swoich plecach, a swoją położyła na jego ramieniu. Drógą ręką ujęła silnie dłoń Pirata i zaczął się ich taniec. -Ostrzegam, umiem sie obronić.- znów syknęła mu do ucha.
Dama okazała się Żmijką no proszę, promieniowałem z zadowolenia. Do tego Jej reakcja całkiem szybka, z zadowolenia pozwoliłem sobą dyrygować do pewnego momentu oczywiście. A więc była to sprawka Aleksandra, rozluźniłem się przecież nie miałem się czego obawiać. Moje spojrzenie złagodniało, była to raczej niewinna gra. - Nie... - pokręciłem głową na ostatnie słowa studenta skierowane do mnie – ...powinieneś nauczyć mnie jak zareagować magicznie na taką sytuację... - chciałem dokończyć zdanie kiedy poczułem jak dziewczyna odwróciła mnie do siebie i ponownie chciała zatańczyć. Żmijka jednak nie chciała dać za wygraną do tego mi groziła. - Mogłabyś jeszcze raz? - zapytałem ze szczerym uśmiechem. - Uwielbiam węże, ich syczenie, ale...- szybkim ruchem podciąłem dziewczynę by poleciała plecami na ziemię w ostatniej chwili przytrzymałem Ją przy sobie tak by pozostawić dokładnie centymetr między Jej ciałem, a podłogą. Spojrzałem w oczy Żmijki. - Wybacz, ale kocham tylko jedną kobietę i nie jesteś Nią. - wysyczałem Jej do ucha odpowiedź. Błyskawicznym ruchem podniosłem dziewczynę i delikatnym ruchem obróciłem Żmijkę tak by wpadła w ramiona Aleksandra. - Jestem przekonany, że potrafisz się obronić. - odpowiedziałem poważnie, bo naprawdę wierzyłem w słowa dziewczyny, nie zwykłem ignorować innych. - Ale uważam że w tych ramionach będziesz czuć się o wiele lepiej. - powiedziałem szczerze. - Nazywam się Yavan Hyjandal. Niech cię pisaki pustyni błogosławią. - ukłoniłem się Żmijce w specyficzny sposób mojej rodziny, co przywodziło na myśl węża.
Patrzyłem jak to rozegra Yavan, obserwując jego ruchy poczekałem na odpowiedni moment, widać do czego zmierza, wziąłem Margaret za rękę lekko prowadząc ją w kierunku tej Parki, i w momencie gdy on przekazał mi moją kusicielkę, delikatnie pchnąłem Margaret w jego kierunku, po czym zamknąłem Kusicielkę w ramionach, cicho szepcząc jej do ucha -Ciekawie zagrane, lecz uważaj jak grasz, posłuchaj ponurego jesteś zbyt agresywna, cierpliwość i subtelność, a teraz pozwól porwać się do Tańca-wypuścił ją z ramion, wyciągając ramie w jej kierunku, delikatnie się skłaniając.
W zasadzie pomimo tego, że mieli różne charaktery, pogląd co do anglików Grigori i Steve mieli dość podobny. Na pierwszej powitalnej imprezie, to dzięki niemu wszystko nabrało barw, a przedstawiciele nudnego narodu angielskiego patrzyli na to co najwyżej ze krzywo i zszokowani. Na kolejnej nawet nie pojawił się chyba, że licząc fakt, iż był na dachu, żeby poprzeszkadzać towarzystwu. Ale w tej chwili zastanawiał się czy nie podejść do dziewczyny. W zasadzie należałoby się, bo długo nie gadali ze sobą, ale biorąc pod uwagę czyn, który zrobiła, nie miał na to ochoty. Wahając się tak i popijając wódkę, to paląc papierosa, kiedy prawie zdecydował, że jednak podejdzie, przed swoim nosem zobaczył pistolet. Skrzywił się widząc, że podszedł do niego Amerykanin. Sam nie wiedział czy wolał utarczkę z nim, czy ględzenie nudnego anglika. Uniósł do góry brwi kiedy Howard wymówił jego imię, ale nie skomentował tego, mając nadzieję, że na tym zakończy ich pogawędkę. W zasadzie dopiero po jakimś czasie zauważył, że mają podobne przebrania, bo raczej nie zwracał uwagi na ubiór innych facetów, w przeciwieństwie do Steve’a, a szczególnie na ich klaty. Uśmiechnął się pod nosem słysząc jego dziwne, dokuczliwe pytanie. - Skoro mam już poganiacza krów, teraz przydaliby się ludzie przebrani za jakieś zwierzęta – powiedział robiąc aluzję do tego za kogo przebrał się Howard. Wiedział kim byli kowboje, ale mieli śmieszną angielską nazwę. - Dałbym ci łyka, ale to raczej dla facetów, ale twoje zdrowie – powiedział unosząc butelkę w jego kierunku, po czym biorąc palącego łyka trunku. Miał ochotę po chwili trzasnąć szkłem w znajomego, kiedy zaczął ślinić się patrząc na Tamarę. Ale Grig to spokojny chłopak jak wszyscy wiedzą, więc zaciągnął się jedynie z furią papierosem.
No, bo ona umiała trafne komplementy prawić, ot co. A i prawdziwe były. Przecież nie od dziś wiadomo, że w szkole jest wielu dobrych muzyków, a Namida nawet wiedzie wśród nich prym. A takie było jej zdanie przynajmniej. I nic go nie zmieni. Ano nic się przed nią nie ukryje. Ma oczy dookoła głowy i wyławia wszelkie niuanse. Tym bardziej takowe, których ludzie nie starają się wielce ukrywać. - Brzmi pięknie i oby tak zostało jak najdłużej. A w każdym razie tego właśnie wam życzę. - Mrugnęła do Namidy i zaśmiała się. Wtem w Sali zjawił się sam zainteresowany, czyli nasz drogi Simon. - No cześć. - Uśmiechnęła się do niego szeroko i z delikatnie uniesioną brwią patrzyła na zakochanych. Słodcy byli, co tu dużo mówić. Bardzo dobrze, że nie ukrywali, iż są parą. Chcąc dać im choć trochę prywatności rozejrzała się po pomieszczeniu. Uśmiechnęła się do Aleksandra, skrzywiła na widok Eleny oraz pomachała Marg i Yavanowi. Ci też stanowili wspaniałą parę. -Ell,a tak na marginesie co u ciebie? A i skąd wytrzaskujesz te świetne chipsy jabłkowe? Słowa dotarły do niej z lekkim opóźnieniem, choć nie wiadomo czym spowodowanym. Może to przez alkohol, może przez powolną muzykę, a może przez cholerne buty, które strasznie ją obcierały. Kto wie... spojrzała na Simona z dość niewyraźnym wyrazem twarzy. Nie aż takim, żeby trzeba było brać od razu Rutinoscorbin, ale jednak. - Stare śmieci, mój drogi, stare śmieci. A chipsy przysyła mi moja koleżanka. Wie, jak je uwielbiam. Mam ich spory zapas, więc jeśli chcesz, mogę ci dać parę paczuszek. Uśmiechnęła się szeroko. W końcu ktoś docenił ten przepyszny smakołyk!
Z początku Namida przysłuchiwał się rozmowie Elliott i Simona, jednak szybko zgubił wątek. Nie wiedział, o czym mówią, pewno coś robili wcześniej razem, i teraz wspominali... Czipsy jabłkowe?! Nami nie gardził właściwie niczym do jedzenia, wręcz przeciwnie, lubił jeść i próbować nowe rzeczy ale... Nie był pewien, czy by się odważył. Rozejrzał się po sali. W sumie nadal było mało ludzi. Nie poznawał wszystkich. Było kilku studentów, jakiś ślizgon, trochę gryfonów... I jeden, szczególny. Jeżeli Namida dobrze pamiętał, to miał na imię Ian... Oh, cóż, miał kiepską pamięć do imion, a trochę sie tych gryfonków mu już przewinęło. Kiedy tylko podchwycił wzrok chłopaka, puścił mu ukradkiem oczko. Tak po prostu, zwyczajnie, z lekkim uśmiechem na ustach. Zaraz jednak coś do niego dotarło... Przecież nie powinien! Szczególnie kiedy Jego chłopak stoi tuż obok a nawet go obejmuje! To było dosłownie poniżej krytyki, a Nami aż wymierzył sobie siarczysty policzek, oczywiście tylko w myślach. Szybko wrócił do rozmówców, nawet opierając się brodą o ramie Simona, na chwile zamykając oczy. Musiał sobie raz dwa wszystko ułożyć w głowie. W końcu nie był już wolnym ptaszkiem...
Juz otworzyła usta, żeby odpowiedzieć pojawiła się Elena. Nie przypadły sobie do gustu już w dodatkowej auli... Zmierzyła ją wzrokiem. Nie była mile widziana, tym bardziej teraz, kiedy Margaret widziała jak patrzyła na JEJ Yavana. Zaprosiła go do tańca. Margaret nawet nie drgnęła, bo niby co ma zrobić? Taniec jak taniec. To nic, że będą się przytulać. Coś ścisnęło ją w gardle, nie miała pojęcia co to. Jeszcze nigdy TEGO nie czuła. Przygryzła dolną wargę i odwróciła wzrok w zupełnie inną stronę. Modliła się, żeby jej ciekawość, nie pozwoliła jej spojrzeć w stronę tańczącej już zapewne pary. Stała tak dość chwilę, aż poczuła czyjąś dłoń na swojej. Spojrzała wprost w oczy Aleksandra. Uśmiechnęła się tylko, a on pociągnął ją w stronę Yavana i Eleny. Podniosła jedną brew do góry, nie działo się nic niepokojącego. W jednej chwili znalazła się w objęciach swojego ukochanego... Spojrzała przelotnie na jego twarz. Jej wzrok był obojętny. Położyła głowę przy jego ramieniu.
Przytuliłem Margaret ku sobie, Jej wzrok całkiem sporo mówił, obojętność jest tak...bolesna. Pocałowałem delikatnie ucho Płomyczka. - Wybacz, że Cię zostawiłem. - wyszeptałem do ucha ukochanej – Nigdy nie oddam pierwszego tańca nikomu innemu niż Tobie. - spokojnie kontynuowałem, choć wewnątrz mnie panowała burza której sam nie potrafiłbym stłumić. - Tylko Ciebie Płomyczku kocham jak mężczyzna kobietę i to się nigdy nie zmieni.
Przysunęła usta do jego ucha. - Przecież się nie gniewam. - Wyszeptała. - Bo niby za co miałabym się gniewać. - Odsunęła się tak, żeby mógł zobaczyć jej twarz. Uśmiechnęła się smutno i jej głowa wróciła na dawne miejsce na ramieniu. Jego dłonie położyła sobie w talii, a swoje na jego ramionach. Muzyka dalej była idealna do przytulańca.
Nadal się smuciła, co kuło mnie prosto w serce. Praktycznie zawsze uśmiechnięta, pełna energii, a ja doprowadziłem Ją do takiego stanu. Przeklinałem się w duchu za moje zachowanie, moje instynkty raniły moją ukochaną, chyba naprawdę byłem bezdusznym wężem jak mnie zwykli nazywać na pustyni. - Płomyczku, proszę...- słowa w tym momencie nie były właściwą formą. Przytuliłem mocniej Margaret i zacząłem poruszać w miejscu w rytm piosenki. Delikatnie muskałem ustami szyję dziewczyny, a jedna z rąk chwyciła Jej dłoń.
Przecież on nic nie zrobił! To ona czuła teraz coś dziwnego. Coś takiego, że... Powinna być zła, ale nie wie dlaczego, nie wie co zrobił. Wiedziała tylko, że musi być zła. Wewnętrzny głos ciągle tak jej powtarzał. To było chore, doprawdy. - O co mnie prosisz, kochanie? - Powiedziała oddalając się od niego i patrząc mu w oczy.
upomnienie 1/5 - post musi mieć co najmniej 5 linijek!
Zadała trudne pytanie, sam nie wiedziałem co odpowiedzieć i czy w ogóle było cokolwiek do powiedzenia. Nie odwróciłem wzroku tego nie mogłem zrobić i nigdy nie zamierzałem. Odetchnąłem głęboko i spokojnie. Nie było mi do śmiechu lecz pojawił się delikatny uśmiech przesycony troską. Podszedłem do Płomyczka i mocno przytuliłem Ją do siebie. - O nic tylko...- z czułością wypowiedziałem słowa – jeśli jest Ci smutno lub jesteś zła bądź nie duś tego w sobie, ja zawsze będę przy Tobie, więc po prostu czuj o nic więcej Cię nie proszę kochana. - przejechałem powoli ręką po plecach Margaret, cokolwiek czuła nie powinna trzymać tego w sobie. Nie Płomyczek! Tylko nie Ona zniosę naprawdę wiele byle nie to.
Z początku nie mogła się zdecydować czy w ogóle przychodzić na imprezę... ale właściwie, jak mogłaby tak przegapić pierwszy dzień wiosny? Przecież uwielbiała takie wydarzenia, tym bardziej, że obowiązywało przebranie... co innego, że nie miała pojęcia co na siebie założyć. W końcu wynalazła ładną, ale prawie nie zdobioną, białą sukienkę, taką nieco przed kolana. Można by pomyśleć, że to było wszystko, jednak Bell w jednej z ksiąg z zaklęciami znalazła zaklęcie pozwalające zmienić kolor skóry na kilka godzin i właśnie dzisiaj go użyła, w efekcie czego zamiast taka jak zwykle, miała lekki odcień zieleni. Pewnie w tym świetle co było w teatrze i tak trudno było cokolwiek dostrzec... Na lewym nadgarstku za to, zwracało uwagę kilka kolorowych bransoletek, każda innej grubości, ale wszystkie zostały zrobione z koralików. Weszła do sali teatralnej, zerkając na chłopaka, co stał tuż przy wejściu. Sam, z sokołem na ramieniu... pomyślała, że to musi być ślizgon, zresztą kojarzyła go z widzenia. Rozejrzała się za kimś, ale że go nigdzie nie dostrzegła, to mogłaby znaleźć kogoś innego... znajomego. Dostrzegła zaraz kuzynka i Naleigh i naprawdę baaardzo się ucieszyła. Podeszła do ich stolika i stanęła nad nimi, nie pytając oczywiście czy im przeszkadza. Bo co z tego, najwyżej dokończą kiedy indziej. - Iaaanek - tutaj poczochrała chłopaka po uroczych blond włoskach, - i Nal. Jak miło was widzieć. Mimo wszystko się uśmiechnęła, chociaż jak wspomniałam wcześniej, albo i nie, humoru dobrego dziś raczej nie miała, i dosiadła się do stolika.
Margaret zachichotała. - Wyobrażasz sobie mnie złą? Przecież to niemożliwe. - Musiała jakoś ukryć to, czego nie rozumiała, nie mogła wyjść na idiotkę. Nie przed Yavanem! - Nie martw się, wszystko jest super. - Mrugnęła. Już teraz czuła, że czeka ją co najmniej jedna nieprzespana noc. Kiedy dotknął delikatnie jej pleców, poczuła dreszcze. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się szeroko. Przyłożyła nos do jego policzka i musnęła je delikatnie ustami. - Wszystko jest super. - Powtórzyła szeptem.
Cóż nie byłem przekonany odpowiedzią Płomyczka, będąc ze sobą szczery nie przekonała mnie w ogóle, ale też nie zamierzałem drążyć tego tematu. Sprawiłbym tym ból mojej ukochanej, a tego chciałem uniknąć za wszelką cenę, przecież przybyliśmy się tu bawić. Miły wieczór tak właśnie miało być i będzie, nie poddam się. Kiedy zbliżyła się do mnie i nasze twarze były tuż tuż, a następnie usłyszałem Jej szept, tak pomału wkradała się radość do serca Margaret. Moje serce za biło szybciej, nadal wodziłem delikatnie po plecach ukochanej. - Jestem tu dla Ciebie i zrobię wszystko co zechcesz. - wyszeptałem. Następnie pocałowałem delikatnie Jej usta i nadal tuliłem do puki zechciała.
Simonowi wydawało się że gryfonka nie do końca łapie o co mu chodzi. Ale zaraz usłyszał odpowiedź i nie da się ukryć odetchnął w myślach. Strach go obleciał że znów gada bez sensu.: -Naprawdę nie wydarzyło się nic ciekawego? nie wieże. To w tym miejscu prawie nie możliwe. Byłbym wdzięczny są przepyszne-posłał jej uśmiech. Popatrzył na Namidę który opierał się brodą o jego ramię i schował zabłąkany kosmyk za jego ucho w czułym geście. Rozejrzał się po sali. Gdzieś przy stoliku dostrzegł Iana jakąś studentkę i jeszcze jedna rudo włosom której ni kita nie mógł rozpoznać. Przy drzwiach stał ślizgon podajże Nicholas, na parkiecie tańczył dwie pary... Gdzieś tam stało jeszcze paru studentów. Jednym słowem nuda. Może powinien zatańczyć z Namidą? W końcu ten coś tam pobąkiwał że ma ochotę zatańczyć... Podejmując szybko decyzje o prawdopodobnym skompromitowaniu się,dał Elliott znak że idą zatańczyć,po czym upił do końca poncz,tak dla odwagi. Chwile potem wtulony w swojego chłopaka próbował tańczyć. Był pewien ze z boku wygląda to na pewno śmiesznie,ale miał to głęboko gdzieś. Było mu cholernie dobrze i nic nawet jego totalny antytalent nie mógł tego zniszczyć!
Przewróciła oczami tak, żeby tego nie zauważył. Przecież ona doskonale to wiedziała. Muzyka umilkła i zastąpiła ją inna - o wiele szybsza i skoczniejsza. Margaret chwyciła Yavana z rękę i pociągnęła w stronę jednego ze stolików. Usiadła naprzeciw niego, podparła brodę i wpatrywała się w niego długo. Zmrużyła oczy. - Masz może przy sobie swoją piersiówkę? - Uśmiechnęła się przyjaźnie. Musiała być grzeczna. W przeciwnym razie nie dostanie ani łyka tego przepysznego i mocnego trunku. Jego mina nic nie mówiła. Albo on chciał, żeby nic nie mówiła. Pokazała wszystkie zęby w swoim najszerszym uśmiechu.
Muzyka się zmieniła wraz z nią zachowanie Margaret, szybko pociągnęła mnie do stolika nieopodal . Kątem oka dostrzegłem Elliott skinąłem głową na przywitanie, jakoś dziwnie bym się czuł machając ręką to pewnie wina mojego wychowania i sióstr no cóż. Kiedy usiedliśmy Płomyczek podparła rękami brodę, uśmiechnąłem się tajemniczo na ten widok. Ów obraz malujące się naprzeciwko mnie bardzo mi się podobał, a co do pytania ukochanej postanowiłem trochę poczekać z odpowiedzią radując się chwilą. - Oczywiście, bez noży, czekolady i wina nie ruszam się. - nie mogłem pozwolić by czekała nazbyt długo na moje słowa. Tym razem nie miałem żadnego problemu ze znalezieniem buteleczki, która znajdowała się w moje torebce przy pasku. Wyciągnąłem ją i podałem Margaret, z zadowoleniem patrząc jak odbiera trunek, zawsze miło jak ktoś chwali domowe dziedzictwo.
Margaret zatarła ręce na widok małej buteleczki. Wyszczerzyła się do Yavana i odebrała trunek z największą delikatnością. - Dziękuję bardzo. - Mrugnęła do niego. Odkręciła i przyłożyła ją do ust. Przechyliła głowę do góry i do jej gardła wpłynęło kilka łyków mocnego napoju. Zasyczała. - Może łyka? - Wyciągnęła buteleczkę w kierunku Ślizgona, po czym nie czekając na odpowiedź wlała w siebie mniej więcej tyle, co za pierwszym razem. Zakręciła piersiówkę z powrotem i rzuciła do Yavana. - Łap i chodź tańczyć! - Powiedziała ze śmiechem. Trunek nadał jej większych rumieńców i przełamała spięcie, jakie w niej siedziało, odkąd tutaj weszła.