Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Pomysłów na kostiumy miała wiele. Od Kobiety Kota, przez frytkę czy też hot-doga, , do Lorda Vadera. Jednak wszystkie te wymysły odrzuciła z wielu banalnych powodów, których nie warto przytaczać. Na końcu zdecydowała się na banalny strój anioła. Takowym nie była, ale pozory można zgrywać, prawda? W każdym razie nałożyła na siebie pierwszą lepszą białą sukienkę nad kolana i przymocowała do niej skrzydełka, które każdy szanujący się anioł mieć powinien. Na głowę założyła aureolkę, która przytrzymała jako tako jej loki. Teraz maszerowała żwawym krokiem, a przynajmniej takim, na jaki pozwalały jej buty na obcasie, przez korytarz podśpiewując sobie. Wreszcie dotarło do niej, że zimy już nie ma i oto rozpoczyna się piękny czas, a mianowicie wiosna! Jej ulubiona pora roku. Nie dość, że robiło się coraz cieplej, to wszystko się odradzało. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy po wejściu do Sali to to, że na imprezie było dość mało osób. Niby szkoda, ale to wcale nie znaczy, że impreza będzie zła. Szczerze? Miała ochotę się porządnie napić. A im mniej osób, tym więcej alkoholu dla niej. O ile tu takowy w ogóle był...
Cóż tę czerwoną czuprynę wypatrzył by nawet na zlocie rudzielców a co dopiero na prawie pustej sali! I pewnie gdyby nie obcasy, od razu by do niej podbiegł! Niestety, nie był aż tak do nich przyzwyczajony w przeciwieństwie do trampek, no ale... trzeba przecież dobrze wyglądać! - Elliott! - krzyknął przez całą salę, a że nie było zbyt gwarno i tłoczno, dziewczyna nie mogła go nie zauważyć. Szczególnie, kiedy był wyższy o jakieś 10 centymetrów, czyli był mniej więcej wzrostu Simona... ah, żałował, ze jeszcze go tu nie ma! Pewnie padłby z wrażenia widząc go tak ubranego! Aby zachęcić gryfonkę, uniósł do góry dwie szklanki pełne ponczu czy innego ustrojstwa. Coś czuł, że naprawdę będzie sie tym razem dobrze bawił!
Słysząc swoje imię, aż podskoczyła. A że w obcasach nadal nie czuła się jakoś szczególnie pewnie, to musiała się podtrzymać ściany, żeby nie klapnąć na swoje zgrabne cztery litery. Już miała nakrzyczeć na ową osobę, ale rozpoznała w niej Namidę, więc się powstrzymała. Jakoś dziwnie wysoki był. I nie, nie wydawało jej się. Dopiero kiedy podeszła do niego bliżej zorientowała się, że oto nasz Ślizgon też postanowił założyć dzisiaj buciki na obcasie. Proszę, proszę. Teraz to już zupełnie czuła się jak kurdupel. A przecież ostatnio urosła! Aż dwa centymetry, a to przecież wyczyn, prawda? - Cześć kotku - wyszczerzyła się do niego. Uff... dobrze, że jednak nie wybrała tego stroju Kobiety Kota. Wyglądałaby zapewne o wiele gorzej od Namidy, który, trzeba przyznać, prezentował się wspaniale. Ciekawe tylko, jak on będzie się poruszać po kilku szklaneczkach doprawionego ponczu, hehe. Odebrała od chłopaka jedną ze szklaneczek. - Oby ta impreza była o wiele lepsza od poprzedniej. - Upiła łyczek napoju, pozostawiając na naczynku czerwony odcisk ust. - Jak tam ręka? Tylko bez żadnego zmyślania.
Grigori nie bawił się w takie imprezy. Zazwyczaj, bo w końcu zawsze był jakiś powód do tego, żeby się napić i zrobić coś odpowiednio głupiego, odpowiadające ostatniemu wybrykowi. W każdym razie Orlov pomimo lekkich oporów co do tego, postanowił zjawić się na śmiesznej imprezie. Przebranie było szczególnie kłopotliwe. Dopóki nie zajrzał do garderoby teatralnej, gdzie znalazł buty, zakładał, że jeździeckie, które na niego pasowały. Dodając do tego zwykłe spodnie i do połowy rozpiętą koszulę, uznał że jest świetnym zaklinaczem koni, jeźdźcem czy czymś w tym rodzaju. Przypiął sobie pejcz do paska, stwierdzając, że będzie mógł mieć z nim świetną zabawę. Oprócz tego znalazł pudełko, które wyjątkowo mu się spodobało, bo zawartość była godna uwagi, więc schował go przykładnie w garderobie, by móc po to wrócić po przyjęciu. Poszedł na górę po odpowiednie zapasy i kiedy zjawił się w Sali teatralnej było już całkiem sporo ludzi. Przykładnie zignorował stojącego kowboja może jedynie trochę krzywiąc się na jego widok. W zasadzie nie zauważył nikogo ciekawego, a przynajmniej średnio rozpoznawał więc poszedł do stojącego w rogu stolika i usiadł na nim. Zapalił zgrabnie papierosa i otworzył butelkę wódki. Jego spojrzenie padło na stojącą samotnie dziewczynę, przebraną na krzyżówkę myszy z arystokratką, czy coś w tym stylu. Nie podszedł do niej, tylko siedział i patrzył się na nią bezczelnie, jak miał w zwyczaju, zastanawiając się czy to jest może Tamara. W zasadzie nawet jakby była średnio by wiedział jak się zachowywać w stosunku do dziewczyny. Nawet nie miał pojęcia jakie ma relacje z jego przyjacielem czy innymi. Z przerażeniem stwierdził, że ostatnio miał kontakt jedynie z irytującą wilą. Na sekundę rozejrzał się po Sali, sprawdzając czy nie ma tu ślizgonki i trochę uspokojony z powrotem wlepił wzrok w stojącą niedaleko dziewczynę.
- O tak, stanowczo prawidłowy toast na początek! - powiedział, nie chcąc wracać pamięcią nawet do tamtej "imprezy". Właściwie, to nawet przez myśl mu przeszło, że po tym, co Simon przeżył, utrata przyjaciela... że może w ogóle nie będzie chciał uczestniczyć w dzisiejszej imprezie właśnie przez złe wspomnienia i obawy...? Żałował, ale jednak miał nadzieje, że się pojawi. - Z ręką już lepiej. - na potwierdzenie zaczął wymachiwać nadgarstkiem, kręcąc nim na wszystkie strony. Strzelało w nim przy każdym obrocie w prawo dokładnie w jednym ruchu, ale... coo tam! - Już nie boli, nawet jak tak strzela. No i już ćwiczyłem grę i szło mi całkiem nieźle, więc wracam do formy. Śladu tez już prawie nie widać! - przychylił się nieco, wskazując na policzek. On sam był już zadowolony, a to wystarczyło.
A owszem, dobry. Chyba żadne z nich nie chciało wracać do tych felernych Waletynek. Zostawiły wiele przykrych wspomnień i ran, których nie da się zaleczyć nawet najlepszym lekarstwem na świecie. Tym bardziej Namida musiał to przeżywać. W końcu został porwany przez niezrównoważonego psychicznie człowieka, który uważał się za wielkiego czarnoksiężnika. Baran jeden. Ciekawe czy przyjdzie Jane... pewnie wolała przez jakiś czas omijać jakiekolwiek imprezy, ale może jednak ją zaskoczy, kto wie? Popatrzyła sceptycznie na jego nadgarstek, który podobno był w porządku. A jednak nie był. A dlaczego? Bo strzykał jak opętany! Choć plusem jest to, że nie boli. Dobra, nie będzie mu dzisiaj tym zajmować głowy. W końcu mają się bawić, a nie wynajdywać problemy. - I bardzo dobrze. Gdyby z ręką stało się coś poważniejszego, świat straciłby wielki talent muzyczny. - Uśmiechnęła się, mrugając do Ślizgona. - A teraz opowiadaj... jak tam sprawy z tym chłopakiem, o którym mi wspominałeś? No... chyba że nie chcesz mówić. Zrozumiem.
- Ah tak, tak, no cóż... ale na szczęście jest wszystko ok. - poczuł się mile połechtany, kiedy Elliott powiedziała o jego wielkim talencie. No cóż, był utalentowany, nie da się przecież ukryć! Kolejne pytanie dziewczyny jednak na moment go zamroczyło. Musiał chwilkę się zastanowić, żeby przypomnieć sobie, o co chodzi. Napił się, i dopiero załapał! - Aaaa, tooo... A noo... - zaczepił palcem o kocie uszko, a dzwoneczek do niego przyczepiony zadzwonił wesoło. Od razu także rozradowały się oczy Namidy. - To, cóż, powiem tak: żaden heteryk nie oprze się mojemu urokowi osobistemu. A na pewno nie Simon... - zaśmiał się. Cóż, domyślał się, że Elliott nie pyta o to bez powodu, skoro on sam zapomniał. Musiała już o tym wiedzieć... No, ale przed tym małym rudym gryfiaczkiem nic się nie ukryje! - Już pewnie wiesz, ale oficjalnie Ci powiem, że o to Ja, Namida Kirei jestem w związku z Simonem Lewisem.... Ah, jak to ładnie brzmi, nie uważasz? - spytał wyniosłym głosem, chociaż cały czas szeroko się uśmiechał. Jak zawsze, kiedy myślał o swoim Krukonie.
Niezauważalnie pojawiłem się w sali, na szczęście nikt mnie nie zauważył do tej pory. Nie żebym się wzbraniał z pokazaniem się innym, przecież kreacja którą miałem na sobie wyszła spod ręki Płomyczka. Ale czułem się dziwnie nie nosząc moich zwykłych ubrań do tego nie zdążyłem pokazać się Margaret, więc nie wiedziałem czy dobrze wyglądam. Moja ukochana wpadła na pomysł by mnie przebrać za pirata, oczywiście byłem z tego rad tylko nie widziałem czy wszystko do mnie pasuje. Na głowie miałem czarną chustę oraz opaskę na oko, biała mocno rozpięta koszula z kamizelką okrywała mój tors po części ukazując mój tatuaż. Co do spodni były czarne ale jakoś za krótkie? Do tego dziwne buty i to cały ja. No prawie zapomniałbym o broni, jatagan przy pasie i dwa sztylety jeden przy pasie drugi w cholewie lewego buta dopełniały całości. Myślałem o zabraniu Ylii ze sobą, ale uznałem że może okazać się to zbyt niebezpieczne. O ile dobrze słyszałem piraci to zazwyczaj czarno włosi, brodaci, wysocy, straszliwi i mógłbym tak dalej morscy rabusie. A ja niski, z brązowymi kręconymi włosami, oczywiście bez zarostu czy aby na pewno przypominałem pirata? No nic koniec rozważań, oparłem się ścianę blisko wejścia tak by nie sposób przegapić pojawienia się Ukochanej, to właśnie dla niej tu byłem, oczekując Jej nadejścia.
Margaret wkroczyła pełnym dumy krokiem do sali teatralnej. Szła z wysoko podniesioną głową. O tak. Dzisiaj wyglądała jak nie ona i tak miało być! Dzisiaj była prawdziwa kobietą. Od razu zauważyła Yavana. Podeszła do niego dosyć szybko i rzuciła mu się naszyję. - Mój piracik! - Powiedziała żartobliwie i cmoknęła chłopaka w nos. Odeszła kawałek. - Nono, nie jestem taka zła w szyciu. Nie wyglądasz najgorzej, a nawet groźnie. - Mrugnęła do niego i przytuliła się mocno. Znów się odsunęła i okręciła wokół własnej osi. - Dzisiaj jestem twoja księżniczką. - Wyszeptała. Miała na sobie piękną, ciemnozieloną suknię, wykańczana była złotem przy bufiastych rękawach i końcu falban przy podłodze. Swoją talie zacisnęła gorsetem, dzięki temu Yavan bez problemu mógłby objąć ją tylko dłońmi. Jej włosy, zwykle rozczochrane, były ułożone w wysoki kok, który wieńczyła mała korona. Postawiła dzisiaj na makijaż i to dość ostry. Kiedy zobaczyła się w lustrze po raz pierwszy w stroju, nie wierzyła, że może tak dobrze wyglądać. Jednak gdyby ktoś zajrzał pod jej sukienkę zobaczyłby krwistoczerwone trampki za kostkę.
Zaśmiała się cicho i dźwięcznie. -Hmm... Jestem przynętą. Zwabiam ludzi do siebie, a później prowadze ich do Ciebie na niechybną śmierć.- szepnęła mu na uszko. Gdy komentował jej strój była mile zaskoczona. -No, proszę, proszę. Nie wiedziałam, ze znasz się na modzie. Jestem mile zaskoczona.- Powiedziałą z uznaniem. -Ty również wyglądasz zjawiskowo. Ta peleryna i szata ze znagiem greckiej omegi... Idealne połączenia.- powiedziała z nieudawaną uprzejmością.
Ludzi przybywało, a sztywna atmosfera wcale nie mijała. Niezbyt nawet rozpoznawał kogokolwiek, ale chyba o to chodziło w całym "przebieraniu się". Przestał to już uważać za głupotę, w końcu był to "wstęp" do dobrej zabawy. Jakże wspaniałej! Nie chciał liczyć, ile nie miał alkoholu w ustach. Nie przyniosło to by nic dobrego! Może dzięki tej imprezie zmieni nastawienie do Anglików? Na dzień dzisiejszy nie miał do nich żadnego sentymentu. Nudni ludzie, którzy ani nie potrafili się bawić ani pić. Ciągle tylko mieli kluchy w gębie - paskudny akcent najbardziej mu przeszkadzał. Chociaż może i nawet go przeżył, gdyby potrafili się rozerwać! Cudowna zabawa właśnie została przekuta szpilką. Powietrze eksplodowało, a on się cały zagotował, gdy zobaczył Grigoriego. Jeszcze gorsza paskuda! Nie dość, że psychol i pirotechnik, to jeszcze ubrał się podobnie do niego! No może nie miał tych butów jeździeckich, ale koszula również była rozpięta! Przecież to było oczywiste, że Thomas ma od niego lepszą klatę. To było w amerykańskich genach! Może i wypijał więcej swojej rosyjskiej wódki, ale niszczył sobie też wątrobę. Steve prychnął pod nosem, kierując na niego spluwę. Zrobił charakterystyczne "pif paf", a następnie chuchnął na wylot. - Grigori - wymówił rosyjskie imię z amerykańskim akcentem, przekształcając je totalnie (gredżori). Nie przejmował się tym zbytnio, bo w końcu po co się zamartwiać rosyjski kitajcem pseudokozakiem? - Gdzie zgubiłeś pozostałą część farmy? - spytał, rozglądając się za jakimś alkoholem. Lecz zamiast tego ujrzał Piękną Tamarę! Czy jest ona świadoma, że czarny koronkowy stanik wciąż jest do odebrania? Przecież nie będzie wysyłał go pocztą! "Farmę" wymówił z lekką kpiną.
Simonowi dotarcie do Sali teatralnej zabrało trochę czasu. Nie przepadł jakoś szczególnie za skrzydłem studenckim. Ale impreza,to impreza a szczególnie z okazji pierwszego dnia wiosny. Wiosna tak cudooowna pora roku że nie sposób jej nie uczcić. Ale reasumując.,Simonowi ( w końcu) udało się znaleźć Sale teatralną. Przed wejściem poprawił swoją koszule i kapelusz,które świetnie komponowały się z czarnymi spodniami,i niebiesko-fioletowymi trampkami zafarbowanymi w Tęczowym pokoju. Chłopak śmiało otworzył drzwi i szybkim krokiem wszedł do sali. Szczerze powiedziawszy myślał ze ludzi będzie więcej,ale cóż...nasz bohater przejechał wzrokiem po wszystkich obecnych i zauważył Namidę. Uśmiechnął się od ucha do ucha i podszedł do niego obejmując go mocno w pasie. Spojrzał na twarz chłopaka która była teraz na wysokości jego twarzy : -Cześć kocie-pocałował go w policzek. Dopiero teraz zauważył Elliott,która wyglądał bardzo aniołkowato. -Cześć Ell-posłał jej uśmiech pełen ciepła. Wiedział ze ta impreza to naprawdę dobry pomysł.
Nami o mało nie pisnął ze szczęścia, widząc Simona, i o mało nie umarł z tego samego powodu, kiedy go tak przytulił i pocałował nawet w policzek! Musiał przyznać, że zabawnie było być tego samego wzrostu, co on. Przynajmniej mógł patrzeć mu w oczy bez zadzierania głowy do góry. - Heeeeeej, Przystojniaku. - powiedział rozmarzonym głosem, poprawiając dosłownie o pół milimetra jego kołnierzyk. Właściwie nie wymagał on poprawy, ale tak jakoś samo... - Już się martwiłem, że jednak nie przyjdziesz. - powiedział już nieco ciszej. Wiedział, że temat jest delikatny i nie chciał, aby Simon musiał wracać myślami do tamtego dnia, więc od razu zmienił temat. - Masz ochotę na coś do picia? - nie czekając na odpowiedź, od razu zalał mu nieco słodkiego alkoholu. Starał się za wszelką cenę nie zachowywać zbyt babsko ale... jakoś średnio mu wychodziło, szczególnie w takim stroju. Miał to jednak głęboko gdzieś.
Chłopak uśmiechnął się łobuzersko do ślizgona. Aby zniszczy jego obawy szepnął tylko; -I stracić przez to możliwość spędzenia wieczoru z Tobą? Nie mógłbym przepościć takiej okazji kocie-puścił do niego oko. Zapora w jego mózgu i tak przepełnionym jedna osoba (Namidą),od jakiegoś czasu była bardzo mooocna i trwała. Rana na policzku zagoiła się bez większych ekscesów zostawiając po sobie słabo widoczną bliznę. -Z wielką chęcią-pochwycił szklankę z alkoholem i upił trochę. Uwielbiał smak ponczu,a szczególnie podkręcanego.
Tamara obserwowała uważnie zza swej maski to, co działo się na imprezie. A zbyt wiele się jak na razie nie działo, co jak na razie wychodziło jej na dobre. Chociaż... chyba jednak chciała z kimś zamienić choć parę słów, nawet o sprawach nieistotnych. Bo choć miała kontakty z ludźmi, to jednak zbyt mały, by on jej wystarczał. Częściowo przez jej czasowe ogólne zniechęcenie, dlatego mogła mieć pretensje właściwie tylko do siebie. I miała postanowione, że wyjdzie niedługo stąd, jeśli nie zjawi się nikt ciekawy. Ale poczuła na sobie palący wzrok i ponownie rozejrzała się po sali, a jej oczy zatrzymały się na tym, który siedział na stoliku. Poznała do razu, kim on był i nieprawdą byłoby, gdybym powiedziała, że nic się w niej w tej chwili nie zmieniło. Ale nie spłonęła rumieńcem pod wpływem tego jakże bezczelnego wzroku, ale zbladła. Całe szczęście, że miała maskę, więc nie było tego widać. Wychwyciła moment, gdy ten rozglądał się po sali nerwowo, jakby sprawdzał, czy nie ma tam kogoś, kogo obecność nie była pożądana. O kogo chodziło, nie miała pojęcia. Ale potem znowu dojrzała, że na nią spoglądał. Odeszła na bok, by zdecydować, czy podejść do niego, czy udać, że go nie zna. Jednak uznała, że ta druga postawa nic nie da. Co nie zmieniało faktu, że bała się rozmowy ich obojga, choć przecież z drugiej strony tak jej oczekiwała. Uniosła do góry ręce, skierowała je ku supłowi, dzięki któremu maska nie spadała i rozwiązała go. Nie miała z tym większego problemu. Po tym zdjęła maskę i wzięła ją do ręki. I nawet nie obchodziło jej, że teraz mogą ją wszyscy poznać. Miała to w nosie. Odwróciła się ponownie w stronę Orlova i wtedy ujrzała Howarda, który to podszedł do Rosjanina i zaczął rozmowę, która nie zapowiadała się raczej dobrze. Postanowiła nie wtrącać się w to. I tak już wiele namieszała. Obserwowała więc ich, by czekać na dalszy rozwój wydarzeń.
- Ciekawe, czy jest coś dzisiaj zaplanowane. Jakieś atrakcje. Nie umiem za bardzo, ale mam jakąś dziwne ochotę trochę potańczyć. - zaśmiał się. Cóż, Elliott sama mogła poznać jak kiepski z niego tancerz, ale przecież poskakać i "pobujać" się do jakiejś skocznej muzyki to nie jest wielka sztuka. Upił nieco alkoholu... Oh, cóż, Namida nigdy nie miał mocnej głowy, to wiedział, i coś czuł, że kilka takich szklaneczek i polegnie... Ale co tam! Ta impreza miała być zupełnie odmienna, i planował nie wypić za dużo, aby ją doobrze zapamiętać ale... troszkę mu nie zaszkodzi.
Naleigh rzadko pojawiała się na imprezach. Po pierwsze - dużo ludzi. A po drugie w Hogwarcie były same kinder party. Jeśli się bawić to tylko w porządnym towarzystwie (czyli wśród narkomanów). Gdy tylko się dowiedziała, że jest jakaś organizowana, i to przez studenta, postanowiła na nią iść. A co, raz się żyje! Weszła tam przebrana w sumie za nie wiadomo kogo. Hm, jak to określiła babcia - hinduska przeżywająca żałobę. Miała na sobie długą, czarną suknię z obszernym kapturem, ozdobioną koralikami od dekoltu do pasa. Na ręce założyła mnóstwo złotych bransoletek, aby w miarę ukryć blizny. W całym przebraniu mocno wyróżniała się jej cera i włosy o niemal białym odcieniu. Przed samym wyjściem zrobiła sobie jeszcze kropkę na środku czoła, a potem założyła kaptur na głowę. Może wtedy będzie mogła w spokoju wypić ? Liczyła, że tutaj alkoholu nie zabraknie. Usiadła z boku. Minę miała zaciętą, aby zagwarantować sobie brak towarzystwa oraz ciszę. Nawet się nie rozejrzała kto tu w ogóle jest. Szczerze mówiąc nie obchodziło jej to.
-Zapewniam Cię że przy mnie jesteś mistrzem. Taniec to kolejny antytalent zaraz po rysowaniu-uśmiechnął się wesoło. Był koszmarnym tancerzem. Zatańczył raz na weselu swojej starszej siostry jak miał 13 lat! No i parę razy w domu;pokrzywdził rodzinę tym widokiem. Upił jeszcze trochę ponczu z szklaneczki delektując się tym wspaniałym smakiem. Alkohol cudna acz zgubna rzecz.
Powoli nudziło się Ianowi tak siedzieć w cieniu, w szczególności, że dojrzał Simona. Ale zaraz, on tam z kimś jest...Gryfon nie widział z kim, bo owe ktosie były odwrócone tyłem, ale tak czy inaczej nie chciał przeszkadzać. W pewnej chwili zaświtał mu pomysł, żeby zrobić wielkie 'bu' i nastarczyć swoją wapirkowatością wszystkich. Dobra, zły pomysł. Ta dam, zjawia się Naleigh! Ta wspaniała osoba z świetną osobowością i w ogóle. Już miał grzecznie podejść, żeby porozmawiać, ale wpadł na następny pomysł. Niczym prawdziwy wampir skradł się do Nal i przybliżył głowę do jej szyi. Zdradził się już co prawda zapachem truskawek, ale co tam! - Strzeż się przed krwiożerczym Iankiem! - wyszeptał i od razu cofnął się trochę, aby nie zderzyli się, gdy studentka się odwróci.
- W takim razie obaj będziemy udawali, że umiemy tańczyć. - Namida cały czas dowiadywał się co rusz czegoś nowego o Simonie. I z każdą kolejną informacją wyłapywał to, ile mają ze sobą wspólnego. Obaj nie mieli talentu plastycznego ani nie umieli tańczyć. Obaj mieli wielki talent muzyczny i, co najważniejsze, łączyło ich teraz wielkie uczucie. Zawsze manifestował swoje uczucia. Szczególnie na szkolnych korytarzach, szczególnie kiedy przechodził jakiś nauczyciel... Po prostu, lubił to. Ale teraz mu na tym nie zależało, żeby na siłę się pokazywać. Nic na siłę. Mimo to, nie umiał się powstrzymać. Miał świadomość, że Elliott patrzy, a może nie tylko ona, ale miał to gdzieś. Wysunął się lekko do przodu, bo mając buty na obcasie nie musiał nawet się podnosić na palce, i pocałował Simona w usta, czując jeszcze słodki posmak ponczu.
Simon już miał zagadnąć Elliott co tak w ogóle u niej słychać,o i zapytać jeszcze o te jakże wyśmienite chipsy które jadł z nią w sali końca. Już otwierał usta,już pierwsza literka widział światło dzienne aż tu nagle,poczuł miękkie usta Namidy na swoich. I znów za sprawą ślizgona zapomniał o bożym świecie. Przyciągnął go troszkę mocniej do siebie,odpowiadając na pocałunek z ochotą. Chwilkę potem przerwał go jednak,patrząc w oczka Namidy: -Hmmm...tęskniłem-mruknął na swój sposób uwodzicielsko,przy czym uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie wiesz o mnie prawie nic ale i tak, potrafiłaś mnie rozpoznać, moje uznanie- Skinął głową, rozejrzał się po przybyłych, oho Widzi pirata i to znajomego, obok jakaś księżniczka, zaraz ta czupryna, widziałem ją raz, zaraz Margaret, czyli ten pirat to Yavan, uśmiechnął się perfidnie pod maską- Kusicielko, Chyba czas złapać dwie dusze do zaświatów, i to pirata i księżniczkę, Jesteś zainteresowana- delikatnie szepnął jej w ucho, wskazując głową kierunek w którym się znajdowali, sięgając po klepsydrę patrząc jak piasek w niej się przesypuje, aż u góry została tylko odrobina- Czas już, by odwiedziła ich Śmierć- Powiedział grobowym tonem.
Skłoniła sie lekko na słowa uznania. Jednak gdy "Ponury" zaproponował jej polowanie na duszyczki uśmiechnęła się złosliwie pod maską. -Jeszcze się pytasz...- szepneła do niego, a przez szparki na oczy w masce można było zobaczyć błysk jej oczu.
upomnienie 3/5 - post musi mieć co najmniej 5 linijek!
-No to ruszaj w ich kierunku, jesteś wszak Kusicielką czyli muszą ci widzieć ja zaś jako Ponury zjawie się niespodziewanie , Skłonił się swej towarzyszce, wskazał jej Kierunek i cel głową, po czym zniknął w cieniu, i między osobami przybyłymi na bal, Idąc niezauważenie i bezgłośnie przez sale zauważył, Gregoriego pod ścianą, i jakiegoś kowboja który zaczynał z nim "uprzejmą rozmowę" kątem oka zobaczył następną postać która wydała mu się jakoś znajoma, w tej masce, ale kto to sprawdzi później, ma teraz Dwie Duszyczki na celu, a zajęci tak sobą że można by im zrobić masę psikusów nim by się zorientowali, Obserwował też El jak się doń zbliżała, sam zatrzymał się w ich ślepym polu i czekał na ruch El, postraszę ich później.
- Mrrrr... - Nami nie mógł powstrzymać cichego pomruku zadowolenia. Uuuuwielbiał te pocałunku, uwielbiał całego Simona, dosłownie wszystko! Był nim tak strasznie mocno zauroczony, że zastanawiał się, czy nie wychodzi przez to na jakiegoś chorego fana. - Heh, no nie mów... - zaśmiał się cicho. Teraz widywali się duużo częściej, ale tęsknota była jak najbardziej prawidłowa w tym przypadku. - Ja teeż, Przystojniaku... Namida pokręcił lekko głową, a dzwoneczki przy kocich uszach zadzwoniły zabawnie.
Nie pozwoliła mi na siebie długo czekać, niecałe pięć minut po moim przybyciu weszła mocnym krokiem do sali promieniując pewnością siebie. Przy Płomyczku przestałem się dziwić, ale to nie wykluczało faktu że bardzo często zaskakiwała mnie swoimi poczynaniami i to bardzo mile tak jak teraz. Choć dzieliło nas najwyżej kilka metrów, a Margaret pokonała je zadziwiająco szybko zdążyłem przyjrzeć się mojej ukochanej. Suknie miała wspaniałą, chociaż to nie ona przykuwała moją uwagę. Jej włosy były wysoko upięte odkrywając szyję na ten widok od razu zrobiło mi się cieplej, jak ja uwielbiałem...do tego makijaż sprawiały że nadal była sobą, a jednocześnie nie. - Mój piracik! - rozbawiło mnie to stwierdzenie, mało kto używał w stosunku do mojej osoby zdrobnień. Następnie poczułem Jej wargi na swoim nosie. - Dzięki Tobie i tylko Tobie mogę pochwalić się tą kreacją - po chwili przytuliła się do mnie co sprawiło mi wielką radość. Tak jak podziwianie Margaret w pełnej krasie kiedy okręciła się wokół osi. Zbliżyłem się powoli i delikatnie dotknąłem szyi Płomyczka następnie namiętnie pocałowałem ukochaną. - Zawsze jesteś moją księżniczką. – wyszeptałem do ucha, oddaliłem się na jeden krok. - Co teraz? Szczerze moje doświadczenie w zachodnich przyjęciach jest nikła, ostatni bal jakoś nie wpłynął pozytywnie na moją wiedzę. - zapytałem z lekkim rozbawieniem, chciałem tym ukryć rozdrażnienie. Powinienem wiedzieć co zrobić! Ale jakoś nie pomyślałem wcześniej o zdobyciu tej wiedzy.