Chętnie odwiedzany Pokój Zakochanych ma coś w sobie. Panuje w nim idealny półmrok - pomieszczenie oświetlane jest przez znajdujące się pod sufitem lampiony, dające poświatę w kształcie i kolorze serca. Jest też gramofon, obok którego rozstawione są wszelakie płyty z miłosnymi piosenkami. Na środku jest trochę miejsca do tańczenia, a po bokach rozstawione są kanapy w kształcie ust - mają one magiczną właściwość! Po rzucieniu w nie zaklęciem aquamenti nie moczą się, a stają sofami wodnymi! Przed nimi stoi stolik w kształcie serca. Największą zaś atrakcją jest znajdująca się na nim fontanna niekończącej się czekolady.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Co robić, co robić, co robić, CO!! Nudą wieje, nudą powiewa, nudą zawiewa, NUDA! Gabriel chodził po zamku jak oparzony. NUDZIŁO MU SIĘ! Czy to tak trudno zrozumieć? Czemu w tym cholernym zamku nic się nie dzieje? NIC! Żadnej lekcji, żadnej imprezy normalnie NIC! Co się stało ze wszystkimi uczniami? Wyparowali? Nie! Uczyli się, jak nienormalni! Ech na nikogo już w życiu nie można było liczyć! I jego kotka przepadła jak kamień w wodę! Chociaż Gabriel przypuszczał, gdzie może się znajdować i to go irytowało jeszcze bardziej. W końcu wszedł do pierwszego lepszego pomieszczenia. Gdy się rozejrzał nie mógł dowierzyć własnym oczom a na jego twarzy wymalowały się słowa, „Co jest kur..” Gdzie on do cholery trafił i, co to miało być za miejsce?! Czy on, aby na pewno jest nadal w Hogwarcie? W szkole magii i czarodziejstwa? Czy nie przeniósł się do jakieś romantycznej bajki po drugiej stronie lustra? No cóż, skoro już tu jest to warto było się tu rozejrzeć a nóż kiedyś to miejsce mu się przyda? Gabriel z miejsca dostrzegł gramofon. No przynajmniej o tyle dobrze , że była jego ulubiona piosenka i natychmiast ją puścił. Kiedy odetchnął głęboko postanowił się położyć i uspokoić. W końcu złość piękności szkodzi, chociaż on nie był tyle zły, co poirytowany. Jemu nie mogło się nudzić toż to było niedopuszczalne! A jednak taka była rzeczywistość. Smuteczek. Gabriel zamknął oczy i zaczął przenosić się w stan lekkiego ducha między snem a jawą myśląc o wszystkim i o niczym. Raz za razem powracał obraz puchonki, co go strasznie irytowało. Tak w, tedy, gdy ostatni raz się spotkali kłamał, lecz cóż miał innego zrobić? Nie umiał zaufać i poddać się uczuciu. Instynkt kazał mu się wycofywać, uciekać. Bał się i tak był tchórzem cóż miał na to poradzić? Zmienić się? Nie umiał. Nie chciał. Gdy dusza rozpada się na kawałki nie można jej naprawić zaklęciem nie można jej amputować trzeba ją złożyć od nowa, a to taki bolesny proces. Nie chciał znowu stracić kogoś ukochanego tak bardzo się tego bał, że uciekał od każdej bliższej znajomości. Gdy tylko ktoś znaczył dla niego trochę więcej niż gram piasku natychmiast uciekał. Taki jest i to właśnie dla tego czuję się teraz podle, najgorzej. Lepiej było udawać zimnego drania niż okazywać serce czekające na srebrny sztylet takie miał podejście do sprawy i raczej nic go nie przekona, iż można, inaczej. Łatwiej jest spalić most niż go zbudować łatwiej coś zniszczyć niż naprawić. To tylko krok, by granice przekroczyć.. Spuścić wzrok nie patrzeć w oczy… Przeszłość oddzielić grubą kreską… Lecz może zdołam jeszcze naprawić wszystko przed śmiercią..
Dziewczyna zatrzymała się dysząc zmęczona na korytarzu. Oparła o ścianę biorąc głęboki wdech. Jeju! Ta kotka jest niesamowicie szybka… albo to mnie mijają ślimaki na korytarzach. Ja mam dość! Pasuję, nie wiem gdzie mnie prowadzisz kochana, ale nie nadążam i trudno mi się oddycha. Nikola usiadła na ziemi i przymknęła oczy, tylko na chwilkę. Jednak już po chwili poczuła jak ogon pewnej kotki gładzi ją po ręce. Otworzyła oczy i pogłaskała ją zmarnowana. - Czego tak naprawdę ode mnie chcesz? Gdzie mnie prowadzisz? – westchnęła. Wiedziała, że ta jej nie odpowie. Wzięła ją na ręce i miała zamiar wycofać się z powrotem do pokoju wspólnego, albo chociaż podrzucić ją pod domem Slythrinu, gdy nagle usłyszała coś. Odwróciła się i uchyliła niepewnie drzwi spoglądając do danego pomieszczenia. Hę? Tak, nie wiedziała, że w Hogwarcie jest takie miejsce. Spojrzała na osobę, która znajdowała się w środku i odchrząknęła niepewnie. - Przyniosłam Ci kota… – wyszeptała zmieszana i zakłopotana. Nie chciał jej widzieć, nie chciał jej znać. Zostawi kotkę i opuści to miejsce. Nie chce być przeszkodą, nie chce zawadzać. Drgnęła. Wzięła głęboki oddech, przez głowę przepływało jej setki myśli, niektóre chłopak mógł wyłapać, ale te, które ją najbardziej przerażały pogubiły się w tym tłumie.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel był w swoim świecie gdzieś za milionowym zakrętów. Płynął przez ocean wrakiem Tytanica. Nie wyciągajcie Tytanica tam ciągle gra muzyka, nie wyciągajcie… Nagle ktoś mu przerwał ten wspaniały trans, gdzie był tam, gdzie chciał być robił to , co chciał robić. Spojrzał się na dziewczynę nie pewny, czy to jeszcze sen czy rzeczywistość. Widział swoją Moxie w jej rękach, która wcale jakoś nie specjalnie do niego legła. O co temu kotu chodziło? Ktoś, by powiedział, że to oczywiste, ale mimo wszystko to był KOT! I nikt mi nie wmówi, że, kto może być tak.. Przebiegły. Że taki zwykły kot może chcieć na siłę połączyć ze sobą dwa serca, a może te serca już są połączone tylko oni, a raczej on udaje, że jest inaczej? Może jego kotka to wie i próbuję mu to uzmysłowić? Sam już nie wiedział… Zresztą ja też już nie wiem. Przecież to świat magii i czarodziejstwa, gdzie naprawdę wszystko jest możliwe czyż nie? - Ciekawe, czy, gdybym był deszczem, potrafiłbym łączyć ludzkie serca tak , jak padając na ziemię, łączyłbym ją z bytem tak odległym, jak niebo z jego błękitem...? – Wyszeptał wciąż się na nią patrząc. Z skąd ten wiersz znalazł się w jego głowie? Sam nie wiedział tak samo, jak nie wiedział, dlaczego to powiedział po prostu najpierw mówi potem myśli i w chwili, kiedy zdawało się, że znów ją zignoruje znów usłyszała jego cichy szept. - Przyciągamy się wzajemnie jak krople wody, jak planety i odpychamy się wzajemnie niczym magnesy lub odmienne kolory skóry. – W końcu odwrócił od niej wzrok i zamknął oczy. Nie wiedział, co się z, nim dzieje przypuszczał, że po raz kolejny tego pożałuje, że znów ucieknie tak jak zawsze to robi ponownie stchórzy i znajdzie się w punkcje wyjścia. Wpadł do błędnego koła, z którego nie ma ucieczki czy nikt mu nie pomoże się z niego wydostać? Czy tak to ma wyglądać? Zawsze, gdy będzie myślał, że powoli już sobie radzi z ogniem w swoim ciele zamieniając go na gorący żar będzie ją spotykał i znów ten płomień w, nim się zapali on się ponownie pogubi, ucieknie i wróci tam, gdzie był kilka chwil temu? To takie bezcelowe a jednak nie potrafił, inaczej. Każdy ma w końcu słaby punkt i każdy ma swój problem nie do rozwiązania. Ona była jego słabym punktem i problemem i zamiast się poddać, zawalczyć, pogodzić się on wciąż uciekał i, chociaż zdawało mu się, że jest coraz dalej od niej ona nagle pojawia się przed, nim i wszystko dzieje się od początku. - Dopóki nie chwycę miecza, nie mogę cię chronić. Trzymając miecz, nie mogę cię objąć. – Wyszeptał ponownie nie patrząc na nią. A jemu, co tak nagle wzięło się za sypanie wierszami hę? No cóż w końcu to człowiek zagadka. Ja już naprawdę przestaje się czemukolwiek dziwić, jeśli chodzi o Gabriela, bo domyślanie się jego zamiarów lub poczynań i rozważanie jego obecnych słów mnie męczy a i tak dla mnie on pozostaje jedną wielką tajemnicą. Chłopak spojrzał się prosto w oczy dziewczyny, która wciąż trzymała jego kotkę. Uśmiechnął się lekko, chociaż słabo i mizernie jak na niego jak, gdyby zapomniał jak to się robi lub nie miał na to siły. – Widziałem ostatni Viki na eliksirach. Chyba nie chcesz wiedzieć, do czego tam doszło. – Powiedział wstając i podchodząc do dziewczyny bliżej, chociaż nie za blisko. Nadal pozostawał poza zasięgiem ramion. - Jak to się stało, że ją wypuściłaś? Sądziłem, że już umiesz to kontrolować. – Powiedział niemalże oskarżycielskim tonem tylko, dlaczego ja słyszałem tam troskę i smutek? I to spojrzenie jak, gdyby bolesne i smutne. Czy to , aby na pewno był Gabriel? Czy to , aby na pewno było możliwe? Już sam nie wiem, w co mam wierzyć.
Dziewczyna wpatrywała się w ślizgona zdezorientowana. Nie spodziewała się po nim takiej reakcji. Przytuliła do siebie Moxie i podeszła trochę bliżej. Bo przecież mogła, ne? Nie będzie miał jej tego za złe? Nawet jak mówił do siebie, a ona była przypadkowym przechodniem to nie wygonił, jej… może miał nadzieję, że jak ja zignoruje to sobie pójdzie? Dziewczyna wpatrywała się w niego niepewnie, była… zagubiona. Trzymała kotkę w rękach i nie miała najmniejszego zamiaru jej puścić, ona też jakoś nie szarpała się, żeby opuścić jej ramiona. Kiedy Gabriel spojrzał na nią tak intensywnie, dziewczyna odwróciła wzrok zakłopotana. Z jego ust padło pytanie. Eliksiry, tak? - Nie… nie chce wiedzieć. Prawdę mówiąc obawiam się tego… – wydukała i westchnęła pod nosem. Nie spoglądała na niego, nie wpatrywała się w jego twarz, nie analizowała spojrzenia. Jej oczy były nieobecne i błądziły po ścianie, podłodze, omijały go szerokim łukiem. - W kryzysowych sytuacjach nawet ja nie dam rady wytrzymać z emocjami i się poddam. Już nie wychodzi swobodnie. – powiedziała, a przy tych słowach zadrżała. Zamknęła oczy i wzięła głęboki wdech. To nie tak, że się bała, czy coś, po prostu miała pewną trudność w tej rozmowie, czemu? Nie wiedziała – Jednak, kiedy emocje wygrywają to nie panuje nad swoim umysłem… – wytłumaczyła się. Westchnęła pod nosem. Położyła kotkę na ziemi, z nadzieją, że ta pobiegnie do swojego pana.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel wpatrywał się na nią wiedząc, że ta sprawa już nie jest do wygrania nawet, jeśli, by się nagle obudził już było po wszystkim przegrał skrzydła zostały mu podcięta i upadł jak Ikar. I kogo to była wina? Jego i tylko jego sam o tym doskonale wiedział nigdy nie szukał osób drugich lub trzecich, na których mógłby zrzucić całą winę za swą porażkę. Jeśli nawalił to o tym wiedział i przyznawał się do błędu przynajmniej sam przed sobą. Nie był oszustem w stosunku do siebie i to chyba była jedyna jego zaleta no może prócz niewyczerpanej cierpliwości, która go charakteryzowała. Gabriel przeczesał ręką włosy i spojrzał się na Moxie, która teraz miauczała wyraźnie zła za to , że już nie jest na rękach tylko na ziemi. Chłopak uśmiechnął się lekko. - Ostatnim razem, gdy się widzieliśmy… - Zaczął, lecz już wiedział, że źle zaczął. Nie powinien zaczynać od końca, lecz od początku. – Pamiętasz ten list, który spaliłem, gdy odchodziłaś z tym Krukonem? Dowiedziałem się w, nim, że mój ojciec jest na granicy życia i śmierci i błagano mnie bym natychmiast wrócił do domu. – Mówił spokojnie wręcz melancholijnie i tym razem on nie patrzył na nią tylko gdzieś na bok. Czuł jak łzy powoli napływają mu do oczy i odwrócił się do gramofonu niby tam szukając jakieś płyty. - To wszystko plus, do co do ciebie poczułem.. – Mówił nadal do niej, mimo iż na nią nawet nie patrzył. – Pogubiłem się w tym wszystkim ja nie jestem przystosowany do nadmiaru uczuć. – Czy to miały być przeprosiny? Sądził ze mu wybaczy? Nie. Po prostu chciałby wiedziała to wszystko przecież jej nie zatrzymywał i nie zabraniał jej wyjść, ale, skoro nadal tu jest to przecież mogła wiedzieć prawda? Już mu nie zależało na tym, by udawać zresztą jak mam być szczery to Gabriel nadal nie wiedział, czy to mu się po prostu śni, czy to się dzieje naprawdę i może właśnie, dlatego tak się zachowywał? Że był szczery? Niewykluczone. - Proszę spróbuj mnie zrozumieć. – Powiedział znowu patrząc na nią. – Nie mogę być dla ciebie przyjacielem i nie potrafię być wrogiem. Nigdy nie będziemy tak blisko, jak bym tego pragnął dla tego wolę usuwać się w cień po za tym.. – Na chwilę Gabriel się zawahał, lecz po chwili mówił dalej w końcu, skoro to mu się śni to , co ma do stracenia? – Boje się. Boje się znów kogoś stracić nauczyłem się uciekać od uczuć i to mi wychodzi najlepiej ze wszystkiego. Jeśli umiem coś zrobić pięknie to pięknie coś spieprzyć. – Powiedział uśmiechając się sam do siebie lekko kpiąco, lecz, żeby dziewczyna nie zrozumiała tego źle zaraz jego wyraz twarzy wrócił taki, jaki był. - Nie wiem , co czujesz i co myślisz. Nie badam twego umysłu już od wielu tygodni. Możesz mnie znienawidzić i zostawić i naprawdę zrozumiem to sam bym siebie znienawidził, za to wszystko, jednakże proszę cię tylko o to byś nigdy nie pozwoliła się traktować tak jak kiedyś mnie lub temu pieprzonemu krukonowi, bo następnym razem zabije. Obiecuję. – Ostatnie słowo powiedział bardzo stanowczo. Czy byłby gotów to zrobić? Jeśli mogę coś powiedzieć na pewno to na pewno, by to uczynił. Raz pozwoliłby ten krukon zwyciężył, lecz następnym razem nie zawaha się przed niczym nawet, jeśli mają go, za to skazać na pocałunek dementora to wcześniej nacieszy się każdą sekundą jego tortur aż w końcu piekło po spotkaniu z, nim wyda mu się rajem. Tak był do tego zdolny. Bo, jeśli naprawdę mu zależało to nie cofnie się przed niczym i nie zatrzyma się na każdej granicy, która cechuje człowieka porzuci tę płytką warstwę i stanie się gorszy od bestii bez cienia litości. Spali, zniszczy zrobi rzeczy, których sam Farid lub Voldemort, by się zawstydził i przestraszył, bo jest nieobliczalny.
Dziewczyna spojrzała na niego zdezorientowana. Co się teraz działo? Zaczął rozmowę, a ona opuściła wzrok wpatrując się w rozzłoszczoną kotkę. Wspomniał o liście, jednak kiedy usłyszała, co się w nim znajduje spojrzała na niego zszokowana. - Ja… przepraszam… nie pomyślałam, nie spodziewałabym się… – wyszeptała zakłopotana. Zignorowała to co zrobił. On robił wiele rzeczy niektórych całkowicie nie rozumiała, a to, że spalił list nie zaskoczyło ją. Myślała, że tak już ma. Albo nie chce czytać listów od tego adresata. Przegryzła wargę zakłopotana. Może jednak powinna się tym wtedy zainteresować? Ale czasu nie cofnie, nie teraz. Jego kolejne słowa uderzały nią z taką siłą, że nie miała odwagi wypowiedzieć chociaż jedno słowo. Wpatrywała się w kotkę beznamiętnie. Nie potrafiła spojrzeć mu w twarz. Położyła dłoń, na srebrnej bransoletce, na której wyświetlało się aktualnie jej imię. Przegryzła wargę i odważyła się spojrzeć na niego. Pozwoliła mu mówić. Zawsze była lepszym słuchaczem niż mówcą. Dodatkowo nie przeszkadzało jej to, aż tak bardzo. Zaśmiała się pod nosem i podniosła kotkę wręczając mu ją do rąk. Zaczęła odchodzić. Miała zamiar go tak zostawić? Nie obchodziły ją jego słowa? To musiało być okrutne, że kazała mu się otworzyć, a później i tak go zignorowała. Jednak nie poszła. Przysunęła do chłopaka fotel i wdrapała się na niego z gracją. Kiedy złapała równowagę spojrzała na niego z góry i położyła dłoń na jego głowie. Zaczęła mierzwić jego włosy, nie odrywała od nich spojrzenia. - Dobrze… już nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek mnie tak potraktował… – powiedziała i nie przestawała go głaskać – Jeżeli kiedyś czytałeś mi w głowie to pewnie wiesz, że potrafiłam wybaczyć nawet mordercy mojej matki. Nawet temu bezlitosnemu draniowi, którego w głębi duszy nienawidzę. Więc… – zawahała się, jednak nie położyła obie dłonie na jego policzkach i uniosła jego twarz, tak, żeby móc na nią spojrzeć – więc dlaczego miałabym tobie nie wybaczyć? Pamiętasz co mówiłam? Będę na ciebie czekać i czekałam, a ty przyszedłeś. – dziewczyna pochyliła się nad nim i złożyła na jego czole pocałunek. Nie za długi, było to zwykłe muśnięcie, kiedy się odsunęła puściła jego policzki i wlepiła swoje spojrzenie w przestrzeni. - Każdy się czegoś boi, jednak uciekając przed problemem nie pomagamy sobie, wręcz przeciwnie, pogłębiamy go. Jeżeli chcesz przestać się bać, to musisz zacząć walczyć. Bo co z tego, że zrobisz krok w tył, gdy napotkasz przeszkodę, skoro gdy znowu wyruszysz w trasę znów ją ujrzysz przed oczami? – spytała. Czy to był sen? Możliwe. Wyobrażenie chłopaka, jak dziewczyna zareagowałaby na jego słowa. No bo czy normalny człowiek tak łatwo by wybaczał? Czy pozwalałby się tak poniżać, tak traktować, a później powiedzieć, że nic się nie stało?
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
No cóż znowu wracamy do punktu wyjścia i stajemy przed tym samym korytarzem, więc czy i tym razem koniec korytarza okaże się taki sam jak wcześniej? Ja nie wieże w wybaczenie uważam, iż dziewczyna czeka tylko na odpowiedni moment, gdy chłopak będzie najsłabszy, by w końcu go zniszczyć raz na zawsze, lecz tak, by tym razem się już nie podniósł. Lecz ja to jestem ja a Gabriel jest Gabrielem chłopakiem, który obecnie się pogubił i sam nie wiedział już, czego chciał, a co powinien chcieć. Patrzył się na nią, by w końcu zamknąć oczy i westchnąć. -, Co teraz? Mamy udawać przyjaciół? Ja nie jestem do tego zdolny. – Powiedział tym razem spoglądając jej w oczy i mimowolnie obejmując ją w biodrach. Serce mu przyśpieszyło, krew uderzała do skroni a w głowie mu szumiało. Próbował nad tym zapanować, lecz nie potrafił. Nadal się hamował i nadal nie chciał zrobić czegoś, co mogłoby zaważyć o ich dalszych losach. Z skąd ten brak wiary w samego siebie? Nigdy bym nie przypuszczał, że kiedyś Gabriel w siebie zwątpi a jednak ta chwila nadeszła może była spowodowana tym, że naprawdę mu zależało. Lecz, jeśli to miało się okazać tylko snem to, przed czym się wahał? Sam już nie wiedział. – Co zamierzasz z zemną zrobić? – Zapytał wciąż się patrząc jej w oczy. Miał już dosyć decydowania, bo nie miał na to siły i odwagi. Nie chciał już decydować, bo jedyne, co potrafił to uciekać. Jeżeli dziewczyna tak bardzo chce mu pokazać inną, lepszą drogę niech zdecyduje niech mu pokaże, że można. Niech okaże się tą, która wprowadzi słońce do jego duszy, które zastąpi w niej wieczny deszcz. Niech mu pokaże, że świat się nie zmienił, że wciąż można walczyć o lepsze jutro i wciąż jest nadzieja. Nich ona okaże się dla niego nadzieją, byle, by nie liną, na której będzie mógł się powiesić. Tak blisko, tylko trochę i mógłby ją pocałować. Mieć ją przez chwilę dla siebie. Była tak blisko.. Lecz nie mógł. Dlaczego? Przecież ona tego nie chciała. Lecz był to sen.. Tak blisko.. Ona go niszczy, a może ratuje? Ona go nienawidzi, a może kocha? Ona chce dla niego zguby, a może ratunku? Ona chce, a może nic nie chce?
Dziewczyna stała spoglądając na niego z góry. Delikatnie głaskała chłopaka po głowie i wpatrywała się w jego oczy. Uśmiechała się delikatnie i spoglądała na niego. - Nie wiem… – wyszeptała i zamknęła oczy. Prawdę mówiąc to i jej serce waliło jak opętane, ale czy były to pozytywne, czy negatywne uczucia. Zaśmiała się pod nosem i pogłaskała go po policzku. - Moje decyzje nigdy nie były dobre, za każdym razem popełniałam błędy, a później żałuje swoich decyzji… – wydukała – Ty… nie jesteś rzeczą, nie chce robić z tobą cokolwiek… Prawdę mówiąc wolałabym zapomnieć, wszystko… zacząć od nowa, od samego początku, nie chciałabym popełniać tych samych błędów… Zaśmiała się pod nosem. - Wiesz, że mogę Cię zranić, prawda? – spytała i poczuła ucisk w klatce piersiowej. Położyła jedną dłoń na niej, a jej oczy zadrżały –Zdecydowałam się w końcu wybrać, nie wodzić za nos wszystkich. Ale to jest trudniejsze niż mi się wydawało… – pogłaskała go po włosach i zadrżała – Nie potrafię wyrzucić z serca ciebie… nie wiem czemu, ale nie potrafię…
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
„Nie wiem” A czy ktokolwiek z nich wiedział? Nikt nie wiedział i nikt nie chciał decydować, bo bał się popełnić pomyłkę, ale także i tej niewiadomej nie mogli pozostawić między sobą niczym znaku zapytania. Więc co teraz? Oboje powinni, a raczej musza zdecydować tylko, czy to ma jakiś większy sens? Nawet, jeśli, im się uda to , co z Viki? Ona za każdym razem będzie biegła do tego Japończyka i co w tedy? Ma się nią dzielić? Ktoś ma całować te same usta, które mogą mu na dobranoc szeptać czułe słowa? Czy mógłby to znieść? Znieść świadomość, że jest zmuszony się nią dzielić z kimś innym? To chyba najgorsze pytanie ze wszystkich. - Wiem. – Powiedział wzruszając ramionami. – To działa w obydwie strony. Obydwoje ryzykujemy i stawiamy wszystko na jedną kartę czyż nie? – Zapytał patrząc się na nią i na chwilę odzyskując zdolność mówienia. - Wybrać? A, więc co lub kogo wybierasz? – Tak było lepiej wiedzieć od razu bez zbędnych nadziei i podtekstów, które tylko raniły tworzyły nowe znaki zapytania i usuwały grunt z pod ziemi. W końcu trzeba było wiedzieć, na czym się stoi i, kto, dla kogo, ile znaczy. – Z serca? – Zapytał jak, gdyby się przesłyszał jak, by nie mógł uwierzyć w to , co przed chwilą usłyszał. Nie mógł pojąc znaczenia jej słów, pomimo iż odbijały się echem w jego głowie nadal ich sens do niego nie docierał a on patrzył się zdziwiony na nią czekając na jakąkolwiek reakcje z jej strony. - Wiesz, że łatwiej i bezpieczniej będzie, jeśli wyjdziesz. – Powiedział. Cóż poradzić? Taka była prawda. Nie oznaczało to , że tego pragnął a wręcz przeciwnie, ale mimo wszystko musiał to powiedzieć nawet, jeśli za chwilę miał się obudzić ze świadomością, iż to był tylko piękny sen. – Nie jestem ci w stanie czegokolwiek obiecać, bo obietnice to tylko puste słowa, które często nie są pokrywane czynami. Nie mogę ci nawet powiedzieć, że się zmienia. Nie mogę ci czegokolwiek zaoferować, bo sam nie wiele mam. Nie mogę ci nawet powiedzieć, że przy mnie będzie łatwo i przyjemnie a znając mnie to będzie całkiem na odwrót. – Czy chciał ją zniechęcić? Być może. Możliwe też, że chciał ją uświadomić, nim dziewczyna powie o dwa słowa za dużo. – Wiem tylko jedno. Chociaż wypowiesz tysiąc słów ja zrozumiem ich tylko sto zapamiętam, zaledwie dziesięć a i tak będę czekał tylko na te dwa. – Powiedział, a raczej wyszeptał w jej stronę jak, gdyby bał się, że tymi słowami ją spłoszy. Kości zostały rzucone, więc albo w lewo albo w prawo ewentualnie na wprost ku przepaści.
Nikola wpatrywała się w chłopaka zdezorientowana. Zamknęła powieki i opuściła bezwładnie ręce. Wiesz, że łatwiej i bezpieczniej będzie, jeżeli wyjdziesz. Dziewczyna westchnęła i zeszła z fotela ponownie stając się tą mniejszą postacią w pomieszczeniu. Podobało się jej na górze, ale to nie o to chodziło. - Wiesz… czasami łatwiej i bezpieczniej, nie oznacza lepiej, chociaż… – spojrzała na niego z dołu z lekkim uśmiechem – ja nie wiem jaką podjąć decyzję. – dlaczego to mówiła? Dlaczego chciała to powiedzieć, mimo iż wolała to ukrywać i sama poradzić sobie z problemami nie wiedziała co zrobić – Wiesz… od pewnego czasu czuję się zagubiona… mimo iż wokół mnie jest tylu ludzi, wydaje mi się, że jestem sama. Nie mam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Boję się… boję się tego co może nastąpić. Tego co było, a najbardziej boję się tego co jest. Popełniłam straszny błąd, sam fakt, że nie potrafiłam, a może raczej nie chciałam tego dostrzec było straszne. Nie chce podejmować żadnych decyzji, bo najzwyczajniej świecie boję się, boję się popełnić błąd. Tak jak ty po prostu się boję. A to, czy chce, czy nie jest nie uniknione. – powiedziała. Nie spojrzała na niego ani razu, mówiła to wszystko, ale czy na pewno słowa kierowała do niego? - Spoglądam na to wszystko z góry, dzięki temu widzę plusy i minusy, jednak to mi nie pomaga, nadal… nie widzę rozwiązania. Nie ważne jak bardzo staram się poczuć… sercem, a nie umysłem. Zawsze gubię się w tym labiryncie. Kogo wybrać? Kogoś muszę zranić, komuś muszę zaufać, kogoś muszę… – przegryzła wargę i zacisnęła pięści. Odetchnęła – Czuję się jak jakaś postać w grze, która nie posiada własnego charakteru, pozwala na wszystko co robią z nią inne postacie, to jest odrażające… Kogo wybrać… Kogoś, kto zapewni bezpieczeństwo, ale rzuci Cię jak zabawkę, gdy znajdzie coś lepszego? Kogoś, kto pokochał Cię bezgranicznie, jednak nie potrafi zapewnić bezpieczeństwa, to TY musisz go chronić, czy… Dziewczyna niepewnie spojrzała na chłopaka i odetchnęła. - Przepraszam… – wyszeptała i zbliżyła się do wyjścia, jednak nie wyszła. Położyła dłoń na ścianie i oparła się o nią, jakby oczekując czegoś.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel patrzył się na nią, chociaż już widział koniec, nim on nastał. A, więc jednak? Już po wszystkim? Chwila nadziei niczym tlący się żar ugaszony wiadrem zimnej wody. Ponownie to samo i znowu wpadamy w to samo błędne koło. Czy spodziewał się czegoś innego? Tak przez chwilę. Przez chwilę wierzył.. Jakim idiotą się okazał! Po raz kolejny, po raz kolejny przeklina własną głupotę… Gabriel zamknął powieki i oddychał płytko jak, gdyby był zmęczony nie mogąc w to wszystko uwierzyć. Nie , nie było sensu wiedział o tym przecież. Wiedział, że tak jest lepiej, bezpieczniej. Wiedział, że lepiej jest teraz, dopóki jest jeszcze tak wcześnie niż później w momencie, w którym naprawdę, by się oddał bez reszty. Lepiej, bezpieczniej, rozsądniej i mniej boleśnie, chociaż to wcale nie oznaczało, że wcale. - Rozumiem. – Wyszeptał w jej kierunku i zamknął oczy. Na jego kolana wskoczyła Moxie, która zaczęła miauczeć żałośnie. Gabriel najchętniej, by ją udusił gołymi rękoma. Czuł jak adrenalina znów bierze, nim górę i traci zmysły. Siedział spokojnie walcząc sam ze sobą, by jednak pozostać nie tracić panowania, by po prostu się pogodzić. Przyjąć ten cios tak jak powinien to przyjąć już dawno temu i spróbować żyć dalej. Tak jak, gdyby nic się nie stało. To tylko jeszcze jedna igła w jego sercu, pomimo że ma już ich dziewięćset. To nie powinno bardziej boleć. Ale boli…, Dlaczego? - Gdy pokochasz raz oddasz jej cały swój świat. Zagrasz z życiem o szczęścia blask, by móc zaśmiać mu się prosto w twarz. Powiedz, czemu kochamy, czemu swojej życie miłości powierzamy ona bezlitosna wznosi na wyżynach granic, by podciąć ci skrzydła opadasz jak liść na wietrze bez życia bez wiary a mimo wszystko wciąż kochamy, więc pytam się, dlaczego to robimy, dlaczego serce swe kaleczymy, dlaczego miłość nas garbatym uczyniła a jej spojrzenie los garbatego odwróciła. Ona jak wieczne morze taka piękna i cicha, spokojna w swej naturze mogła królem kalekiego uczynić a króla kalekim zrobiła. Nie płacz już więcej zaśnij, zapomni tak będzie lepiej. Nadal płaczesz? Nadal szlochasz? Kochasz ją… Kochasz? - Gabriel mówiąc to wszystko głaskał swą kotkę patrząc się na nią. Zapewne, nie zdawał sobie sprawy, jakim tonem to wszystko mówił pełnym smutku i bólu, a co ważniejsze nadal nie zdawał sobie sprawy, iż stworzył najpiękniejszy wiersz, jaki kiedykolwiek słyszałem. (Mówiłem że go w końcu napiszę! *.*) Znowu zamknął oczy, bo już miał dosyć na wszystkiego. Chciał jakoś się odnaleźć w tym wszystkim znaleźć swoje miejsce. Znów upadam widząc łzy drżące ręce, takiego piekła nie chcę ja też ma przecież serce, którego ty tak często nie chcesz..
Dziewczyna słyszała każde słowo i każde słowo uderzyło z nią wielką niespotykaną siłą. Zacisnęła pięści i zamknęła powieki. - Nienawidzę Cię… – wyszeptała, a po jej policzkach spłynęły łzy, łzy, których chłopak nie mógł już dostrzec, gdyż stała tyłem. - Najpierw dręczysz mnie i znęcasz się nade mną, później zaprzyjaźniasz się ze mną, później wyznajesz mi swoje uczucia i odtrącasz jak jakąś szmacianą lalkę, znowu masz mnie dość, znowu mówisz mi, że coś do mnie czujesz, każesz mi odejść, a kiedy już chce wyjść, mówisz coś takiego… – każde słowo drżało. Ona cała drżała, nie mogła powstrzymywać łez. To ją dobiło, po prostu ją to dobiło. Dziewczyna przegryzła wargę i skuliła się opierając o ścianę. Tym razem jej twarz skierowana była w jego stronę, rękoma ocierała potok łez starając się za wszelką cenę uspokoić. - Powiedz mi w końcu jak jest… ja nie rozumiem… Nikt mnie nigdy wcześniej nie kochał, ojciec mnie zostawił, siostra mnie porzuciła, dziadek, dziadek był psychopatyczny… a mama… nawet nie pamiętam jak to jest przytulić się do kogoś i wypędzić wszystkie swoje smutki. – naprawdę już nie wytrzymała. To ją naprawdę wykańczało, powoli, ale jednak.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel spojrzał się w jej stronę nie mając pojęcia, że dziewczyna jeszcze tu jest, gdyby wiedział za pewne, by nie powiedział ani słowem. Teraz patrzył się na nią i szczerze się wahał. Nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Walczył ze sobą, by do niej podejść jednocześnie, by ją zostawić. Moxie patrzyła na niego tym razem pozostawiając los w „jego” rękach. Spojrzał się na nią z tą samom myślą jak na trybunach „Pieprzony futrzak”, Lecz mimo wszystko Moxie zrobiła to, na co on nie miał odwagi, więc powinien jej dziękować niż ją karcić. Chłopak zdjął ją ze swych kolan, co przyjęła bez protestu i podszedł do dziewczyny kucając przy niej. Nie mógł nawet spróbować wyjaśnić swego postępowania, bo sam go nie do końca rozumiał. Co miał powiedzieć? - Starał się ciebie wyrzucić ze swego życia i serca, ale znowu mi w życiu nie wyszło. Prawda jest taka, że pragnę cię mieć blisko przy sobie. Troszczyć się o ciebie i dbać o twój uśmiech. Już nie potrafię z tym dłużej walczyć. Nie wiem, czy to ja jestem głupim lwem czy ty głupią owcą. Może całkiem na odwrót dla mnie to już nie ma znaczenia. Nie chce już postępować tak jak jest łatwiej, bo już nawet nie mam na to siły. Do cholery, jeżeli naprawdę mam spłonąć w piekle to przynajmniej za coś, czego nie będę żałować. – Mówił czułym szeptem, po czym delikatnie złapał ją za podbródek i pocałował ją. Pragnął tego od dawna i niech się dzieje, co chce, jeśli teraz go dziewczyna zostawi to przynajmniej będzie wiedział, że próbował, że ten jeden raz nie uciekł, lecz spróbował i zaryzykował. - Mam ci powiedzieć jak jest? Sam tego nie wiem. Zależy mi na tobie. Chce w drugą stronę kręcić światem, by zobaczyć twój uśmiech. Chcę, co dzień walczyć o znikający uśmiech i nie marzy mi się nic więcej niż być jego powodem. – Gabriel zbliżył się do niej i przytulił ją do siebie przymykając oczy. – Jeśli nikt cię nie tulił ja to będę robić, jeśli mi na to pozwolisz. Będę odważny, jeśli chcesz abym walczył. Powiedz tylko tak lub nie zrozumiem każdą decyzję i do niczego nie chcę cię zmuszać. Wiesz już, czego chce i czego pragnę, ale liczą się też twoje uczucia i pragnienia. – Gabriel zamknął oczy tuląc ją do siebie. Gdyby się tak zastanowić to ich relacje naprawdę były dziwne i skomplikowane, a za każdym razem, gdy się spotykali zmieniały się diametralnie jednak tym razem Gabriel jasno powiedział, czego chce i co ważniejsze pokazał to. Nie miał już nic do dodania może nie umiał już nic powiedzieć lub wyrazić więcej. On tak jakby uczył się wszystkiego na nowo uczył się czuć i opiekować się kimś, ale to nie była chwilowa zachcianka, lecz pragnienie od dawna podsycane, które narastało za każdym razem, gdy ją widział. Teraz już pozostawała decyzja dziewczyny, którą Gabriel będzie zmuszony zaakceptować. Albo go przyjmie albo odrzuci trzeciego wyjścia nie było. Ni było go wczoraj, dzisiaj i nie będzie go jutro.
Rozpłakała się, po prostu się rozpłakała. Nie wiedziała co ma ze sobą począć i jak zareagować na to wszystko. Chłopak podszedł do niej i przykucnął przed nią. Płakała, jednak bardzo starała się opanować łzy. Czy da radę? Wątpię w to jednak co poradzimy. Wpatrywała się w chłopaka zdezorientowana. Dlaczego zawsze wszystko musi się komplikować, dlaczego zawsze wszystko musi iść źle? Boję się, boję się tej decyzji. Nie chce decydować, nie chce… Nie spodziewała się, to stało się tak szybko, Gabriel złapał jej podbródek i wpił się w jej usta. Czy go odsunęła? Czy go uderzyła? Czy oddała pocałunek? Nie zrobiła nic, wpatrywała się zszokowana w jego twarz, a na jej policzkach w tym momencie pojawił się wielki rumieniec. Kiedy się odsunął nie potrafiła wydusić z siebie żadnego słowa, nawet litery. To było dla niej trudne, trudniejsze niż mogłoby się wydawać. Właśnie w tym momencie podjęła decyzje, może będzie jej żałować, jednak nie widziała innego wyjścia, jak na razie. Gdy ją przytulił łzy przestały spływać, a ona wpatrywała się w przestrzeń nieprzytomnym spojrzeniem. W pewnym momencie na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Jej blada twarz, na której były ślady łez i ten uśmiech, który nie sprawiał, że dziewczyna wyglądała lepiej. Wręcz przeciwnie, przypominała teraz kogoś kto umiera, lecz jest przygotowany do śmierci. Czy naprawdę coś w niej umarło? Nikola położyła dłonie na jego torsie i posłała mu ten blady, niewyraźny uśmiech. Był smutny, daleki od rzeczywistości. Odsunęła się od niego delikatnie i uniosła jedną dłoń kładąc na jego policzku. - Zdecydowałam… – wydukała i zamknęła powieki. Teraz już nie może się cofnąć – Nie… – z jej ust wydobyło się jedno słowo, które przebiło ciszę i sprawiło, że atmosfera stała się ciężka. Nie przestała głaskać go po policzku. – Nie wybiorę ciebie, ale… – wyszeptała i uśmiechnęła się do niego słabo. Nie chcę umierać… – nie wybiorę nikogo… – westchnęła pod nosem, zdecydowała i nie miała zamiaru zmienić zdania, bynajmniej nie do momentu, w którym wszystko sobie ułoży – to nie tak… że nie chce Cię wybrać… albo… że chcę Cię zranić. Ja po prostu… nie wiem co mam zrobić… pogubiłam się… ja… – umieram… moja dusza umiera, przez to wszystko umieram… – Możesz mnie znienawidzić, ale nie tylko tobie powiem nie… jednak… chciałabym żebyś wiedział, że coś czuję, nie wiem co to jest, ale jest to przyjemne uczucie, kierowane właśnie do ciebie - dodała po chwili i zbliżyła się do niego składając mu delikatny pocałunek. Odsunęła się od niego i odwróciła twarz w bok. Przepraszam… Może to samolubne z mojej strony, egoistyczne, okrutne… jednak nigdy, nigdy taka nie byłam. Ten jeden, jedyny raz chce tak postąpić i chociaż wiem, że będę tego żałować, nie chcę się cofnąć przed tą decyzją. Po prostu… Ja… Zamknęła powieki, a w jej oczach stanęły łzy. Przegryzła wargę i wzięła głęboki wdech, była zdenerwowana, bardzo zdenerwowana. To nie była pochopna decyzja. Rozmyślała nad tym od pewnego czasu. Jednak nie wliczała Gabriela w te kręgi, nie myślała, że wróci on do tej listy.
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel odsunął się od niej powoli, aczkolwiek spokojnie. Wiedział, co powie i był na to przygotowany. Tym razem nie robił sobie żadnych nadziei żadnych marzeń, nic nie boli jak, gdyby sztylet trafił w puste miejsce tam, gdzie kiedyś było serce. Teraz stał wyprostowany tyłem do niej i oddychał spokojnie. Nie czuł nic i to go przerażało. Naprawdę był przerażony tym, co się, nim działo. On się bał i to okrutnie. Nigdy, przenigdy nie czuł takiego lęku takiego strachu takiej… pustki. Zawsze coś czuł cokolwiek, ale czuł, odrazę, zrozumienie, pogardę, miłość, strach, ból. Czuł. Teraz był tylko przerażony tym, że tego nie potrafi. Co się z, nim działo? - Rozumiem. – Powiedział spokojnie, opanowany i pewny siebie, chociaż głosem pustym pozbawionym emocji. Nie patrzył na nią i prawdę mówiąc bałby się spojrzeć w lustro nawet jego kot widząc go uciekła do Nikoli ze zjeżonym futrem. Czy naprawdę mógł wyglądać aż tak źle, tak okrutnie, iż jego własny kot przed, nim ucieka? Moxie nigdy przed, nim nie uciekała, chociaż widziała go w istniej szaleńczej furii, gdy stracił ukochaną osobę to nie uciekała przed, nim, bo wiedziała, iż jej nic nie grozi, ale teraz.. Nawet ona była przerażona, przerażona tak samo, jak Gabriel. Tylko pustka niczym jedna wielka, czarna dziura, w której nie ma nic. To takie dziwne, przerażające a zarazem lekkie uczucie. Gabriel usiadł w swoim fotelu i zapalił papierosa odprężając się. No cóż przynajmniej próbował i tego mu nie można było powiedzieć, iż nie. Mógł kroczyć drogą światła i nadziei, ale po raz kolejny został zepchnięty w ciemność. Czyż wcześniej nie wspominałem, iż moim zdaniem dziewczyna właśnie tego dla niego chciała? Może to jego przeznaczenie? Może wcale nie jest mu szczęście pisane? No cóż jest jak jest a on pogodził się z tym, zanim to nastało. - Weź Moxie ze sobą, gdy zechce to wróci. – Powiedział znowu tym bezbarwnym, pustym tonem głosu. – Zresztą widzę, że u ciebie ma się lepiej. – Dodał po chwili zamykając oczy i odlatując w stan lekkiej nieważkości. Teraz już nie miał powodów, by się bronić, hamować. Wcześniej nie chciał zapadać się do końca w tej ciemności dla Nikoli, dla tego, że chciał ją chronić teraz już nic go nie powstrzymywało mógł spokojnie w niej odpłynąć pozwolić, by go udusiła i, by dzień jego narodzin był obchodzony żałobą, by wkroczył dumnie na tą łódką i niech Haron przewiezie go przez czarne morze. Żadnych granic, żadnych za hamowań. Już nic nie istniało. Tylko czerń i pustka.
- Gabriel… – wyszeptała wpatrując się w chłopaka. Co się właściwie stało? Nie miała zielonego pojęcia. Wpatrywała się w chłopaka zdezorientowana. Przegryzła wargę. Czyżby mogła wybrać jedną najgorszych decyzji? - Gabriel, spójrz na mnie… – wyszeptała i spojrzała na kotkę, która uciekła przerażona od swojego właściciela. Ona nie miała zamiaru odejść przerażona. Zrobiła krok w jego stronę i nie odrywała od niego swojego spojrzenia. - Gabriel, posłuchaj mnie… – wydukała i zbliżyła się do niego. Skoro stracił wszelkie uczucia, skoro była w nim tylko pustka, to nie powinno to na nim robić wrażenia. - Gabriel, odezwij się… – w końcu do niego dotarła. Położyła dłoń na jego ramieniu i spojrzała na jego twarz, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Gabriel, ja, przepraszam… – przegryzła wargę i opuściła głowę zabierając rękę z jego ramienia. Czy ona nie potrafiła podjąć właściwej decyzji? Czy ona nie potrafiła wybrać właściwej drogi? Dziewczyna podniosła głowę i spojrzała na chłopaka pustym spojrzeniem. Wyłączyła się, odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę wyjścia. - Moxie… proszę Cię… zostań z Gabrielem… jeżeli nie ty, to kto mu pomoże? Ja… ja jak na razie tylko pogarszam sytuację. Nie ważne jak się staram za każdym razem sprawiam, że jest gorzej. Po prostu, nie wiem jak mogę mu pomóc… – wyszeptała w stronę kotki, czy chłopak słyszał jej słowa? Nie wiadomo, nie chciała, żeby ich słyszał, ale nie zawsze to co chcemy się spełnia. - Moxie, proszę…
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel siedział w swoim fotelu z przymkniętymi oczyma próbując się.. Uspokoić? Nie, bo przecież był spokojny nadzwyczaj opanowany po prostu starał się nad tym wszystkim zapanować nad nowymi uczuciami, które, nim zawładnęły, a raczej nad tą pustką, która niczym cały wszechświat chciała go ogarnąć, pochłonąć, zamknąć w ciemnej piwnicy i udusić trzymając mocno za szyje. Każde jej słowo odbijało się echem w jego głowie i zaznaczało tam swoje piętno. Gabriel siedział niewzruszony mając cichą nadzieje, że dziewczyna sobie pójdzie, że go zostawi, lecz nie trzeba było jeszcze trochę go po torturować. Bo jak to, inaczej nazwać? Pokazał, że mu zależało zrobił wszystko , co mógł zrobić w danej chwili, a kiedy dziewczyna go odrzuciła mogła przypatrywać się, jak upada jak cierpi. Może między nimi miało już tak zostać, iż jedno wyniszczało drugiego, doprowadzało do szaleństwa i samozniszczenia, a może coś, kiedyś miało się zmienić? Gabriel w końcu wstał z fotela i spojrzał się wprost na dziewczynę. - To była najbardziej najsłuszniejsza decyzja, jaką mogłaś podjąć, więc, o co chodzi? Martwisz się tym, że dbając o własne szczęście i wygodę ranisz przy tym innych? Jeśli umiesz liczyć licz na siebie, bo twoje szczęście innych… - No cóż dania nie warto było dokańczać, bo przecież każdy wiedział, co Gabriel miał na myśli prawda? – Dbaj o siebie i swoje szczęście i nie patrz na cierpienie innych ludzi. Pieprzyć ich! – Dokończył wzruszając ramionami i doskonale zdając sobie sprawę, iż mówił także o sobie samym. - Na twoim miejscu zrobiłbym to samo i uważam, iż dobrze postąpiłaś. – Powiedział tym razem patrząc jej się tylko w oczy i uśmiechając się lekko, tajemniczo. – A postąpisz jeszcze lepiej, gdy się odwrócisz i mnie zostawisz. – Dokończył. Czy tego właśnie pragnął? Tak. Pragnął pozostać sam ze swoimi myślami i ze swoim smutkiem, by nikt nie musiał na to patrzeć zwłaszcza osoba, która była tego sprawcą. Przez dłuższą chwilę Gabriel milczał i przypatrywał jej się, jak, gdyby ją badając, oceniając, sprawdzając. Najlepiej będzie jak zapomnisz o mnie. Nie możemy być razem, więc żyjmy osobno. Tym razem słowa skierował do jej umysłu. Nie chciał dłużej uczestniczyć w tej pogmatwanej grze i dając się poplątać tym wszystkim uczuciom, których nie rozumiał, bo miał już tego wszystkiego szczerze dosyć. Chciał odpocząć, odnaleźć równowagę i ponownie żyć tak jak żył bez uczuć trudnych dla ludzi.
Ranić ludzi, może chłopak miał rację, mogła tylko myśleć o sobie i ranić ludzi, którzy ją otaczają, ale czy to było najlepsze rozwiązanie? Czy ona naprawdę chciała, żeby jej życie wyglądało właśnie tak? Nie… stanowczo starała się uciec od tego. Nie chciała nikogo ranić, zawsze wolała mieć gorzej niż komuś sprawić przykrość. To była jej słabość, ona dla dobra innych potrafiła wyniszczyć samą siebie. Nikola przegryzła wargę, chciała mu powiedzieć, tak bardzo chciała mu powiedzieć, ale nie miała na to odwagi. Westchnęła pod nosem i pogłaskała kotkę. Spojrzała na niego smutnym spojrzeniem i posłała mu delikatny uśmiech. - Przepraszam… mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy, bo nie chce zniknąć na zawsze. – wyszeptała i odwróciła wzrok ze łzami w oczach. Nie czekała już na jego odpowiedź, po prostu wyszła, a raczej uciekła przed pytaniami, jakie chłopak mógł jej zadać.
[z/t]
Gabriel Lacroix
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : legimilencja & oklumencja, teleportacja
Gabriel siedział z zamkniętymi oczyma przez bardzo długą chwilę mając pewność, że dziewczyny już dawno nie ma. Dopiero teraz pozwolił sobie na odprężenie i rozluźnienie mięśni. Na jego twarzy wykwitł mściwy uśmiech oznaczający zadowolenie i zapalił papierosa. Wszystko szło zgodnie z planem. Jego planem. Dziewczyna była uwikłana w jego grę nie zdając sobie sprawy, że podąża szlakiem, który to on jej wytyczył. No proszę i można było to osiągnąć bez manipulacji umysłowej! Musiał przyznać, że tak było o wiele ciekawiej i dłużej. Lecz był naprawdę dumny ze swego kota. Moxie spisała się naprawdę rewelacyjnie! Wszystko szło tak idealnie, tak gładko. Aż sam nie mógł w to uwierzyć! Chociaż był trochę zawiedziony, bo przecież tak pięknie odegrał swoją rolę, iż powinien dostać order merlina lub, chociaż czarodziejskiego Oskara za to! Gabriel odetchnął głęboko zaciągając się dymem z papierosa. Zakładanie na siebie kolejnych masek i udawanych poz, uczuć i tym podobne było trochę męczące i irytujące, lecz to nie miało żadnego znaczenia w obliczu tego wszystkiego. Tak pięknie wpadła w jego pułapkę nie zdając sobie sprawy ze gra w jego grę, że zmierza obranym przez niego kierunku. Lecz czyż jej tego nie powiedział? Nie, chyba nie. Będzie patrzył jak usycha jak ten wiatrak powoli przestaje się obracać a serce kamienieje. Będzie to wszystko śledził, badał i jest bardzo ciekaw rozwiązania tej sprawy. Ile czasu dziewczyna wytrzyma bez niego? Obstawiał dwa tygodnie nie wiedząc, że już jutro dostanie od niej list pożegnalny! To będzie świetna zabawa! Gabriel wyszedł zadowolony z siebie, lecz na twarzy pozostawał ponoru, bo a nuż ją spotka? Lecz jego myśli szybko zastąpiła brunetka, z którą właśnie znikał w pustej klasie..
Cóż za piękny dzień na przyspieszenie kalendarza i na odegraniu scenek rodem z 14 lutego! Można? Można! Po prostu trzeba do tego znaleźć kogoś, kto udałby się z Tobą na tajemniczą randkę i przy tym również udawał nie zorientowanego w kalendarzu, żeby Ci szeptał miłe słówka i do tego dbał o Ciebie jak o gwiazdę najjaśniejszą. A to wszystko po to, żeby żyło się lepiej i wieczór miło spędzało. Ale nie od dziś wiemy, że niektórzy w swatki bawić się lubią. Parują cichaczem swoich znajomych, a potem obserwują czy udało się im wywołać magiczne iskry czy też nie! A zatem czyżby spotkanie CeCe i Toma nie było przypadkowe? Zapewne nie... Ale kto ich tu sprowadził i jak to możliwe... To chyba nigdy się nie dowiemy... Wiadomo jednak, że panna Meyers znalazła się tu wcześniej od chłopaka i zasiadła dumnie na jednej z kanap w kształcie ust przy fontannie, która wiecznie czekoladą płynie! A zatem gdzie jej tajna randka? Znalazła się po kilku minutach w sali nieco zdziwiona, nieco rozśmieszona i z malym co nieco na ustach jeszcze po kolacji!
Hej ho, przygodo! Hej ho przygodo! – powtarzał w głowie, coś tam pogwizdując pod nosem. Czemu przyszedł? Zasadniczo sam nie wiedział. Jakie to wspaniałe. Ktoś chciał go wyswatać. No, żyć nie umierać. Mari się ucieszy. Chociaż w sumie.. Od jakiegoś czasu jej w szkole nie widział. Czyżby zniknęła? Umarła? Przepadła? Poszła do Azkabanu? Albo gorzej, została wyrzucona ze szkoły? Tak.. wyrzucenie z Hoga gorsze od śmierci. Ech, Thomas, Thomas.. Dobra, zostawmy to. On miał akurat dziwne priorytety. Sam nie do końca w sumie wiedział czemu. Skąd to się wzięło i tak dalej. No, ale to też zostawmy. Do owego Pokoju Zakochanych wszedł dość niepewnie. Bał się strasznie, że ktoś mu zwyczajnie zrobił jakiś dowcip i.. no i będzie zabawnie. W sumie, gdyby spotkał tu teraz faceta, nie zdziwiłby się. Ba! Nawet wiedział, co by zrobił. Po pierwsze z uśmiechem na ustach przedstawił, po drugie wyciągnął na jakieś piwo do Hogsmeade, albo do Kuchni na obiad. Tak, w sumie perspektywa zjedzenia jakieś ogromnnej, pełnej składników kanapki nie była taka zła. Że też nie pomyślał wcześniej, by coś przekąsić. Cholera. Zajebał. Ewidentnie. Szczęśliwie nie był jakoś bardzo, wybitnie głodny. To był jakiś plus. I to niemały. Przedłużał kolację o jakąś dobrą godzinę. Co najmniej godzinę! - Eeem.. – zaczął niepewnie, widząc jakąś dziewczynę siedzącą przy fontannie. Czy ona.. CZY TO BYŁA CZEKOLADA?! – Oczy TAHa rozszerzyły się, wyglądały jak spodki. O matko. Fontanna czekolady. Fontanna.. I KTOŚ TU DOPIERO CO NEGOWAŁ STAWIANIE ŚMIERCI POD WYRZUCENIEM Z HOGWARTU?! I KTOŚ POWIE, ŻE HOGWART NIE JEST GENIALNY?! Dobra, na potajemne spotkania z Czekoladą przyjdzie czas. Kiedy indziej. Teraz najważniejsza była ta randka. No, bez przesady. Spotkanie. Ciekawy był, czy ta dziewczyna, to na pewno ta dziewczyna. Bał się spytać. Cholernie. Usiadł zatem spokojnie. W końcu przemówił.. – Emm.. Przepraszam.. Czy Ty też dostałaś ostatnimi czasy dziwny list, którego adresat nakazywał zjawienie się tutaj, jakoś w przeciągu.. najbliższych pięciu, do dziesięciu minut? – zapytał, po czym wziął głęboki haust powietrza. Dziwna sprawa. Naprawdę bardzo dziwna. No, ale jak brzmiała Tomaszowa dewiza – no risk no fun. Zatem. Nie przejmując się tym, co sobie o nim pomyśli, powiedział, co miał powiedzieć. Gorzej, jeśli to nie ona. I zaraz miałby wparować jej facet, wysoki, czarny murzyn (murzyni są czarni – brawo Thomas..), duży jak szafa, nie jak trzy szafy i będzie chciał się z nim sparować. Co by zrobił? Jak na prawdziwego mężczyznę przystało, podjął walkę. I jak na prawdziwego słabeusza przystało, padł po jednym ciosie na ziemię..
No dobra dostała ten cały list i co dalej? W głowie jej się nie mieściło, że w ogóle ktoś wpadł na taki genialny pomysł jak swatanie jej z kimś. Halo, to przecież była ćwierć wila! Jakby miała już ochotę na jakieś randki to raczej problemu by z przekonaniem właściwego osobnika do tego nie miała, no ale dobra yolo, niech będzie. Pełna najgorszych przeczuć w końcu podniosła swoje cztery litery z miejsca, w którym akurat siedziała i kocim krokiem ruszyła w stronę uwaga, uwaga, POKOJU ZAKOCHANYCH! Chcę też zaznaczyć, że wcześniej siedziała w kuchni, sącząc czerwone, pół-słodkie wino z kieliszka, które przemyciły dla niej skrzaty domowe, które albo tak bardzo ją lubiły, albo tak dobrze CeCe je szantażowała. Mniejsza, chociaż stawiałabym na to drugie. W każdym razie był to jeden z naprawdę nielicznych razów, podczas których Meyers stawiła się przed czasem. Zazwyczaj zjawiała się jako ostatnia, gdyż czas nie był wcale jej najlepszym kompanem. Usiadła sobie wygodnie na kanapie, która wyglądała całkiem przyjemnie i wbiła wzrok w fontannę, opływającą czekoladą, zastanawiając się czemu jeszcze nikt nie wpadł na taki sam element infrastruktury tyle, że głównym składnikiem byłoby wino. Albo wódka! Tak, to też brzmiało całkiem nieźle. Boże CeCe Ty alkoholiczko niedobra! Nie siedziała sama długo, bo kilka minut później w pokoju pojawił się Puchon, dla którego lejąca się strumieniami czekolada była bardziej fascynująca niż ta wila co sobie siedziała na kanapie. No kto by pomyślał! Z czekoladą nie wygrasz heheh. W sumie ćwiartka też była trochę głodna, a w główce jej trochę szumiało od tej lampki, czy dwóch albo i czterech wina. Będą musieli potem wkraść się do kuchni i zrobić sobie szamę życia! To przecież oczywiste, Meyers nie może o tym zapomnieć kiedy już zejdzie na ten temat, a przecież na pewno zejdzie! Kiedy siadł obok niej wbiła w niego momentalnie wzrok, świdrując go swoimi granatowymi oczami. Bardzo uprzejmie, nie powiem. - Taaak, też dostałam ten list. W pierwszym momencie miałam ochotę urwać komuś łeb, ale spoko, czemu by nie spędzić tego wieczoru we dwójkę - wzruszyła ramionami i chciała nawet coś jeszcze dodać, ale przypomniało jej się, że nie zna imienia chłopca. Jeżeli chodziło o znajomość imion nie była w tym mistrzem, jak również wybitna nie była w zapamiętywaniu twarzy. Taki typ. Zmrużyła oczy jakby próbowała go z czymś skojarzyć, ale chyba widziała go pierwszy raz. - Uhm, CeCe - wystawiła doń swoją nieco bladą dłoń, którą nie czekając na jego ruch potrząsnęła jego łapką, wyczekując momentu w którym się przedstawi. - A i sorki jeśli kiedyś się poznaliśmy, bo ja mam kłopoty z zapamiętywaniem ludzi. No tyyylu ich jest! - wywróciła teatralnie oczami i uśmiechnęła się delikatnie na swoje usprawiedliwienie, dalej nie spuszczając z niego wzroku co mogłoby być nawet nieco krępujące.
We dwójkę. Z dziewczyną. W dodatku starszą. No, Thomas masz wzięcie.. – pomyślał, cały uśmiechnięty, słysząc słowa dziewczyny. Cóż. Miał tylko nadzieję, że nie należy ona do tych nudnych dziewoj, które boją się przygód i prawdziwej zabawy. A przecież ta prawdziwa zabawa była naprawdę genialna. Grunt, żeby była adrenalina i mnóstwo, ale to naprawdę mnóstwo radości. Tak, jak ostatnio, jak złamał swoją różdżkę. Że też musiała wypaść mu akurat na Bijącą Wierzbę. Cóż. Mówi się trudno. W każdym razie, nie ma i tak niczego lepszego od latania dokoła Zamku przy cholernie dużej prędkości, w dodatku przy złej pogodzie. A najlepiej bez trzymanki. Oj tak. Taką zabawę to on lubił. Przypuszczalnie, gdyby był mugolem, zostałby kaskaderem. A to nie byłaby taka zła opcja.. Właśnie miał się przedstawiać, ale ubiegła go… CeCe. Ciekawe imię. Spodobało mu się. Proste. Łatwe. Chwytliwe, ale przede wszystkim krótkie. Nie musiał go zdrabniać. Żyć, nie umierać. Naprawdę. Choć znając życie i tak stwierdzi, iż jest za długie i wymaga pewnych skrótów. Cóż.. Wybaczmy mu, to człowiek który ma sto pomysłów na życie na sekundę. I zawsze każdy jest tym najlepszym. – Thomas. – rzucił cicho – Thomas. – powtórzył nieco głośniej i pewniej, ściskając rękę nowopoznanej koleżanki. – I nie, nie poznaliśmy się. Znaczy.. W sumie. To już się znamy.. – Rzucił, uśmiechnięty od ucha, do ucha. Ciekawe. Słaba pamięć? W tym wieku? Nie, no.. Dajcież spokój, w końcu aż tak staro nie wyglądała. A może to.. makijaż?! Kto wie? Hym hym..?! Trzeba to będzie później przeanalizować, ale Tomek powiedziałby, zapytany, że jest studentką. Jego uśmiech nie znikał z twarzy mimo, iż dziwnie nie spuszczała z niego wzroku. Jemu samemu to nie przeszkadzało. W końcu on sam skupił się na fontannie czekolady. Tak, z nią nie wygrasz. Nie u niego. Czekolada. No cóż.. Był Belgiem. Miłość do czekolady i frytek miał w pewien sposób w genach. No i do Brukselki. Znaczy, powinien mieć, ale niezbyt za nią przepadał. Brukselka była ochydna. Ale czekolada.. – To jest piękne. Chcę coś takiego w domu.. – powiedział spokojnie, wpatrując się w nieustający strumień tej wspaniałej słodyczy. Mógłby ją jeść bez końca. Chyba tu później jeszcze wróci. Koniecznie z kubkiem. Wiadrem. Wiadrami. Co najmniej kilkoma. - Więc. Droga Ce.. – a miał nie zdrabniać! – Studiujesz, uczysz się, pracujesz? – spytał, autentycznie ciekawy. Poznawanie nowych ludzi było chyba najwspanialszym procesem na świecie. W ogóle poznawanie. Tak. W tym była moc. W poznaniu w sensie. A teraz to właśnie ją chciał poznać. Poznać, pogadać, potem coś zjeść, by następnie wyruszyć na podbój świata!
Naprawdę nie rozumiem tego, dlaczego CeCe i Thomas się wcześniej nie poznali! No ok, prawdopodobnie dlatego że był od niej trzy lata młodszy, a Meyers czasami potrafi być okropną zołzą, która uważając się za nie wiadomo kogo, nie zwraca na takich tam młodszych Puchonów uwagi. Mogę twierdzić, że to był błąd, ale co ja tam wiem. W każdym razie dwójka dzieciaczków padła ofiarą naprawdę niezłego kawału, który jakby nie patrzeć wyszedł im obydwojgu na dobre. Nie, CeCe mimo zdziadziałego imienia (bo Cecilia) wcale nie była nudną dziewoją. Jeżeli ktoś miał zrobić coś naprawdę szalonego, ona rwała się do tego pierwsza. Przypływ adrenaliny był dla niej czymś w rodzaju chleba powszedniego, a raczyła się nim na śniadanie, obiad i kolację, czasem nawet uwzględniając i podwieczorek. Nie było rzeczy, na którą nie dałoby się jej namówić. Chyba, że rzeczywiście byłaby to jakaś głupota to bez przesady, Gryfonka ma trochę oleju w głowie żeby wyselekcjonować tego typu przypadki. Jeżeli chodzi o nie zdrabnianie, to chyba ludzie są takim gatunkiem, że nawet zdrobnienia zdrabniają, więc jest to w pełni zrozumiałe! Co prawda ćwiartka najbardziej preferowała kiedy zwracało się do niej po prostu 'CeCe', ale od biedy mogła przełknąć wszelakie zdrobnienia. Nienawidziła jednak kiedy ktoś zwracał się do niej pełnym imieniem, no dramat ludzie! Przecież zupełnie do niej nie pasowało! Poza tym C. już i tak była przez większą część swojego życia, chodzącym ewenementem, kiedy to tak zawzięcie farbowała swoje kudły na rudo. Co się więc stało, że po wakacjach nie pojawiła się przez dwa miesiące w Hogwarcie, tłumacząc się sprawami rodzinnymi, a w dodatku jej włoski nabrały zupełnie naturalnego blasku (odpowiedź jest prosta, ktoś mi perfidnie ukradł wygląd!)? Na to pytanie jeszcze nikomu nie udzieliła wyjaśnienia, więc może kiedyś tam pojawi się jakiś szczęśliwiec, który odkryje jej wspaniałą tajemnicę (czyt. może uda mi się kiedyś wpaść na jakiś super pomysł, jednak na razie nazwanie tego sekretem brzmi zdecydowanie ciekawiej). - A no to dobrze, uspokoiłeś mnie i moje sumienie. Niefajnie tak czasem jak ktoś mi mówi cześć, a ja nie wiem kto to. Źle o mnie świadczy i w ogóle, ale spoko. Zapamiętam Cię, obiecuję! - dla potwierdzenia swoich słów złożyła dwa palce ku górze, a drugą ręką złapała się powyżej piersi. Takie tam słowo harcerza, gdyby obydwoje w ogóle wiedzieli co to są za stworzonka te harcerze. W każdym razie oprócz dawania słowa, w żadnym innym stopniu wila nie nadawałaby się na bycie takim zwierzątkiem. Uśmiechnęła się uroczo, rozczulona tym że tak dziarsko spróbował jej się przedstawić i głośno niczym męski mężczyzna! Trochę to przykre, że z fontanną czekolady nie wygra, ale spoko, jakoś do tego przywyknie. W sumie to dalej trochę nie pasował jej obraz spływającej strumieniami czekolady zamiast wina. Zdecydowanie mogłaby to być czekolada z whiskey i obydwoje byliby uszczęśliwieni! A co do brukselki... Tego warzywa też nie lubiła, więc mogą założyć rzeszę szalonych antyfanów brukselki. - Niedługo święta, więc zapamiętam Twoje życzenie - stwierdziła z niezwykle poważną miną, poklepując go po ramieniu. Potem się uśmiechnęła oczywiście, co by nie pomyślał, że rzeczywiście na taki prezent dla niego się zdecyduje. Chociaż kto wie w końcu yolo, a CeCe do odważnych należała. - Nie uważasz, że mogłaby jednak być wzbogacona o jakiś super sekretny składnik? Dajmy na to na przykład em... ALKOHOL! - zasugerowała zaraz potem tak leciutko. Nie żeby jakaś z niej alkoholiczka była, ale jak już wpadła w sztos to ciężko jej było przystopować i najczęściej kończył się on po kilku dniach. Czy tygodniach. Nie pamiętam. Mniejsza. W każdym razie w nauce jej to nie przeszkadzało, bo cholernie dobra z niej uczennica była, a i korepetycji udzielała, więc jak kiedyś Tomkowi zdarzy się opuścić w nauce, wie do kogo walić! - Studiuję, a Ty? - uniosła teraz brwi na znak zainteresowania, bo przecież skoro się dopiero poznali to nie wiedziała ile ma lat, z jakiego domu jest, ani nic w tej podobie. Mogła jedynie wnioskować, że jest zapalonym miłośnikiem czekolady, a dając mu w prezencie taką fontannę zyskałaby jego miłość do końca życia, a może się mylę?
Była trzy lata starsza, a Thomas mimo całego swojego Don Kichotyzmu, bohaterstwa i ogólnie sporej dawki heroizmu, nie bardzo miał powodzenie u studentek. Ale to nie tak, że szukał wśród nich damy serca, czy coś w tym stylu. Oj nie! Po prostu. One jakoś obywały się bez jego pomocy. No i jakoś nigdy o nią nie prosiły. Nie wiedzieć czemu, Thomas nigdy nie mógł tego zrozumieć, zawsze uważały, że jest małym, namolnym, zboczonym Puchonkiem, który po prostu chce sobie pomacać. Nic bardziej mylnego! Do dziś pamiętał, jak pomógł jakieś studentce. Akurat szlajała się po Hogwarcie pijana. Szczęśliwie była z jego Domu, toteż odprowadził ją do dormitorium. Nawet dostał buziaka, ale kto patrzył wtedy na buziaki?! Liczył się sam fakt, że dama w opresji przestała być w opresji! A ona tak mu po wszystkim podziękowała, że gdy tylko zwymiotowała, co miała zwymiotować do miseczki (NOTABENE, TO ON JE POSTAWIŁ Z OBU STRON ŁÓŻKA!) to wszystkiego się wyparła. Ech. Ludzie.. Ale to dobrze! W końcu jak już zostawać superbohaterem to trzeba mieć jakiś pseudonim. Jakieś coś tam i końcówkę „Man”. I koniecznie! MAJTKI NA SPODNIACH. BEZ TEGO SIĘ NIE DA. BO JAK INACZEJ?! Chłopak uśmiechnął się na samą myśl. Mógłby nawet walczyć z brukselką i dawać ludziom wałówę. Oj tak. Taka kilkudniowa, trwająca siedem dni i siedem nocy wielka szama, połączona z libacją i jakąś orgią. Niepotrzebne skreślić. On sam skreśliłby ową orgię. Starczała szama i alkohol. Swoją drogą. Zjadłby jakąś kanapkę. No, ale jeszcze czas do kolacji. Jeszcze jakieś dwie, dwie i pół godzinki. - Skoro nie masz pamięci do imion, to może lepiej nie obiecuj? – rzucił, dość niepewnie, słysząc wywód dziewczyny i pamiętając zachowanie tamtej studentki. Wysoce nieprzyjemna. – Ale mimo to cieszę się. Sama próba. To już coś. – W pewien sposób nie krył wzruszenia. Merlinie czemu się wzruszył. Otarł łzę, na oku. Dobra, wyglądało to sztucznie, z resztą taki był jego cel. Wolał przerysować ten gest, żeby ukryć faktyczną łzę, niż spokojnie, pokazać ją CeCe. O nie! Tego byłoby już za wiele! Facet przed kobietą się nie rozkleja. Chyba, że to jego żona, albo matka! W innym przypadku, nie było mowy. - Alkoholu..? – powtórzył zamyślony, wpatrując się w fontannę. W końcu w czymś spojrzenie trzeba było utkwić. – W sumie.. – uśmiechnął się szeroko. – Nie głupi pomysł. Z takim rumem. A co! Jak szaleć to szaleć! – mówił głośno, wymachując ręką, nieco nadmiernie, toteż przestał. – No, święta niedługo. Mam nadzieję, że uda mi się taką znaleźć. No i zamontować gdzieś to całe coś na alkohol.. – mówił po cichu, prawie, że pod nosem. Na tyle jednak głośno, by go słyszała. Pomysł może i absurdalny, ale jak już wspominałem, TAH zrobiłby wszystko, damę z opresji wyciągnąć! - Uczeń. Na siódmym roku. Więc chyba już koniec w tym i studia, nie? – spytał ją, szczerze zdezorientowany. Jakoś nie interesował się tym jeszcze. Powinien? Pewnie tak, ale i on do najgorszych uczniów nie należał.