Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Oczywiście, jak to zwykle bywało, zaspał. Miał twardy sen, do tego położył się wczorajszej nocy późno, gdyż był zajęty, nie, wcale nie myśleniem o teatrze, a jakimiś bzdurami. Obudziło go dopiero jakieś dziwne przeczucie, że zamiast leżeć w łóżku powinien być gdzieś indziej. Powoli otworzył oczy, spojrzał na zegarek i... Cholera! Spóźniony. Wyskoczył z łóżka jak oparzony. Raz dwa naciągnął na siebie wytarte na kolanach, ciemne spodnie i pierwszą lepszą bluzkę, która okazała się nieco dziwaczna, gdyż pomijając fakt, że czarny kolor wyblakł w praniu do szarości, to na środku widoczna była wielka zielonkawa plama. Co to jest do cholery? No cóż, nie było czasu się nad tym zastanawiać. Chłopak sprytnie ukrył plamę pod szalikiem i nie wyglądał najgorzej. Butów znaleźć nie mógł, w końcu jednak wygrzebał spod łóżka kowbojki, naciągnął je na stopy i wyszedł, a właściwie wybiegł z dormitorium. Na korytarzu poczuł, jak burczy mu w brzuchu, więc zanim skierował się do skrzydła studenckiego, odwiedził kuchnię. Po chwili pojawił się w sali teatralnej, nieco spóźniony, w dłoniach trzymał spore metalowe pudełko, wypchane różnymi ciastkami. Tak, załagodzi słodyczami to, iż nie jest punktualny. Rozejrzał się po przybyłych, a jedna brew momentalnie podskoczyła mu do góry. Same kobiety i on... Na twarzy wykwitł mu delikatny uśmiech. - Dzień dobry - przywitał się, przeszedł przez salę i spoczął na scenie obok Cass. Przez moment rozglądał się tylko dookoła, a zaraz otworzył pudełko z ciasteczkami i oparł je na kolanach. - Może któraś ma ochotę? - zapytał zerkając na każdą dziewczynę z osobna.
Bell jak to Bell przyszła spóźniona. Jednak tym razem miała doskonałą wymówkę! Przecież jeszcze nigdy nie zapuszczała się do Skrzydła Studenckiego... jakoś tak, wydawało się jej to za daleko. Ale teraz, jeśli i tak tutaj odbywały się zajęcia kółka teatralnego to będzie miała okazje też nieco pozwiedzać. Już od tygodnia, kiedy się zapisała, nie mogła się doczekać. Co prawda nigdy nie brała w czymś takim udziału, ale teatr uwielbiała i od zawsze chciała zobaczyć tam i siebie. Odgrywanie emocji których naprawdę się nie czuło, musiało być na swój sposób ciekawe. Trzeba było zapomnieć od relacjach łączących z innymi ludźmi, żeby pokazać publiczności scenę w której w prawdziwym życiu być może nie brałaby udziału. Kiedy weszła do sali, przywitała się ze wszystkimi, niektórych obdarzając uśmiechem a innych wręcz przeciwnie. Wcale nie podobało jej się, że była tutaj Rose, zważywszy na sytuację w której ostatnio ją zastała. Nie będzie na nią zwracała uwagi i tyle.
Rose nie lubiła spóźnialstwa i była już nieco zirytowana. Co rusz ktoś przychodził, ale dalej była ich zaledwie garstka. Uśmiechnęła się do Hanny, kiwnęła głową Gabrielle, ale na wejście spóźnionego prowadzącego uniosła brwi do góry ze zdziwieniem. Nie lubiła go, ale nagle odezwał się jej żołądek domagający się porcji żywieniowej. Z wahaniem kiwnęła głową i wzięła jedno ciastko z kawałkami czekolady, patrząc, czy i reszta dziewczyn skusi się na słodkości. Rose ugryzła kawałek. Okej, punkt dla niego - skrzaty naprawdę znały się na swoim fachu, więc powinien im teraz dziękować. - Dzięki - powiedziała i w końcu otrzepała ręce. Wpatrzyła się z oczekiwaniem na siedzących na scenie. Ostatecznie nie przyszli tu gawędzić o niczym i jeść ciastka. Z ciekawocią czekała na dalszy ciąg. Nagle jednak do sali wpadła Bell i Rose z zażenowaniem opuściła wzrok, wpatrując się w swoje ręce. Czuła, że się czerwieni. A już prawie zapomniała o tamtej sprawie! Wzięła głęboki wdech i podniosła oczy. Co ją obchodzi ta cała Rodwick? Niech sobie myśli, co chce. Ona nie będzie z nią rozmawiać. Ich oczy na chwilę się spotkały i Harm kiwnęła ledwo dostrzegalnie głową, po czym znów zwróciła wzrok w stronę sceny.
Droga dziewczynie niezmiernie się dłużyła. Miała wyjść wcześniej, aby się nie spóźnić, ale książka do Historii Magii okazała się znacznie ciekawsza. Jak się łatwo domyślić - Michelle ocknęła się dopiero kiedy usłyszała, jak jakiś uczeń w Pokoju Wspólnym powiedział na głos godzinę. To już jest tak późno?! Oczywiście, jak to Mich, podała książkę pierwszej lepszej osobie w pobliżu, prosząc o odniesienie do jej dormitorium, i bez przygotowania pognała do skrzydła studenckiego. Co z tego, że jej włosy wyglądały tak, jakby przed chwilą wstała z łóżka? Dobiegła do drzwi, po czym z gracją weszła do sali teatralnej. - WITAJCIE! - przywitała zebranych. Pierwsza zasada: Spóźniasz się? Zwróć na siebie uwagę! Nie przepraszając za nic, usiadła koło innych, by wszystko słyszeć. Już nie mogła się doczekać zakładania strojów.
Zapamiętała imię Rose już na zawsze. Może dlatego, że miały tak samo na drugie imię? Uśmiechnęła się, wstając, aby była bardziej widoczna. Coraz więcej ludzi się schodziło, co ją bardzo cieszyło. Ach, te znajome twarze! Momentalnie się uśmiechnęła. - Też byłam w Puffie. I również mam na imię Elizabeth - odpowiedziała Rose z olbrzymim uśmiechem. Gdy zjawiało się coraz więcej osób, wskazała na widownie - Siadajcie, siadajcie! - rzekła radośnie. Może chociaż w kółku teatralnym się sprawdzi? Na pewno chciałaby, aby każdemu się tu podobało i mógł traktować scenę jako swój drugi dom. A gdy będzie mu smutno... przyszedł, posiedział, zerkając na widownie. I żeby z pustych krzeseł mógł czuć wsparcie. Kiedyś na pewno sala będzie zapełniona! Gdy w końcu ujrzała Marvola, skarciła go wzrokiem, wskazując na niewidzialny zegarek na nadgarstku. Wyciągnęła do niego dłoń, aby stanął z nią na scenie. - Chodź tu, ciasteczkowy potworze.
Gweennie weszła do Sali Teatralnej. Co prawda, co nieco się spóźniła ale, to nic. O rany! Zauważam tu jedynie jedną osobę ze Slytherinu! Zaraz... Pierwsza zasada... No tak... - WITAJCIE WSZYSCY! - Przywitała się. Usiadła na jednym z krzeseł, myślała że wszyscy nagle na nią nie odwrócą wzroku. Oby tak nie było. Co prawda, nie miała gumy i okularów, co było lekko podejrzane.
Szczerze powiedziawszy Marvolo też nie mógł doczekać się przymierzania strojów, szczególnie, kiedy będą to robiły wszystkie jego towarzyszki. No, ale przecież nie mógł wstać i od razu zarządzić, żeby zrobić przymiarkę. Chociaż... Nie ważne. Chłopak uśmiechnął się do Rose, kiedy wzięła ciasteczko. Tak, nie lubił jej, ale właściwie dlaczego, zapewne powodem tego było to, iż była w Huffelpufie. Przez moment zastanawiał się nad tym, jednak zaraz sięgnął po ciastko i włożył je sobie do ust. Nowo przybyłym skinął jedynie głową. Kiedy przełknął ciastko zerknął na Cass pytająco. I co teraz? Właściwie on z wielką chęcią by jedynie siedział, rozmawiał o wszystkim i o niczym i jadł ciastka. Jednak nie po to tu wszyscy przyszli i chłopak dobrze o tym wiedział. Odłożył pudełko z ciastkami obok siebie i wstał, powoli ruszył w kierunku Cassandry i zatrzymał się obok niej. Przez moment patrzył tylko na nią, a jego mina zdradzała, że na prawdę nie wie co robić, zwłaszcza, że był tu jedynym przedstawicielem płci męskiej. Nie, żeby mu to przeszkadzało, ale czuł się nieco dziwnie, co pewnie było po nim widać. Odruchowo poprawił szalik na szyi. Cholera, on stoi na scenie, a wszystkie panny patrzą się na niego, na niego i Cass. Czyżby miał tremę?
/// kolejność pisania: po mnie pisze: Rosiak, Ann, Gabiś, Marv, Mich, Gween xD Jak się ktoś wbije w trakcie, automatycznie idzie na koniec. Bell została pominięta, bowiem polazła sobie.
Cassandra parsknęła śmiechem, Marv zdecydowanie wydawał się niepewnym i przez to niesamowicie uroczy. Pogłaskała go po tej czuprynie na pocieszenie. - Moje drogie panie i szanowny rodzynku, tak właśnie na scenie należy grać niepewność! - zakomunikowała, a następnie zaczęła bić brawo. Tak, tak, dokładnie. Wiedziała, że Marv posiada idealny talent aktorski. Przysunęła się do niego, aby móc szepnąć na uszko. - Nie bój się, nie zjedzą. Chyba, że Twoje ciastka. Poczekała chwilkę na ciszę, aby móc zacząć całe spotkanie inauguracyjne. To będzie trudne. Tyle ludzi. Będą w stanie ich ogarnąć? - Wiemy po co tu jesteśmy, wiemy co nas drzemie... Tak więc zaczynamy od ćwiczeń! Nikt się nie śmieje, bowiem trema zżera wszystkich nas. - rzekła, przyglądając się wszystkim. Ach, miała nadzieję, że to będzie bardzo zgrana grupa i znikną wszystkie podziały. - Wpierw na scenie zapraszamy Rose, która zagra nam emocje... - powiedziała, zaczynając bić brawo. Wraz z Marvem zeszli na dół, aby dać jej całkowite pole do popisu. Cassandra podeszła do każdego z osobna, aby dać karteczkę z emocją, którą powinni teraz zagrać. I nie ma bata! Każdy!
Rose otworzyła oczy ze zdziwieniem. Zazdrość? Ekhem, nie mówię, że nigdy tego nie czuła. Zwłaszcza, jeśli chodziło o Charles'a... Może to jest jakaś metoda? Rose weszła na scenę i poczuła, jak głośno bije jej serce. Wyobraziła sobie jej ukochanego, jak kompletnie ją ignoruje (co przecież zdarzało się nagminnie) i podchodzi do kobiety, która miała wszystko, czego Rose nie miała: była otwarta, wesoła i pewna siebie, nie tylko pozornie. W jej myślach zaczął ją dotykać i całować niczym największy skarb, a Rose poczuła ukłucie bólu. Jakże bardzo chciałaby być na jej miejscu! Czy to właśnie była zazdrość? W jej oczach zalśniły łzy, a ręce zacisnęła w pięści. Zmrużyła powieki ze złością. Dlaczego nie ona? Nie musiała udawać, to uczucie rozgrzało w niej naprawdę. Widziała Primorse'a i tę wymyśloną przez nią dziewczynę, widziała, jak rozkwita ich miłość. Podeszła do nich kilka kroków, wyciągnęła rękę, jakby chciała ich rozdzielić, wściekła, po czym nagle opuściła dłoń zrezygnowana. Nigdy nie dostaje tego, czego chce. Schowała twarz w dłoniach. - Dlaczego nie ja? - pomyślała i uświadomiła sobie, że powiedziała to głośno. Dla niej to właśnie była zazdrość, spleciona z bólem i miłością. - Przepraszam - szepnęła, po czym zeszła ze sceny zawstydzona. Nie wiedziała, że to będzie takie trudne.
/Przepraszam, wiem, że to jest beznadziejne, ale nie miałam pomysłu. XD
Wzięła od Cassie karteczkę, na której była napisana emocja, jaką miała zagrać. Popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Gabrielle nie oczekiwała, że będzie łatwo, no ale... Chyba za mało poważnie do tego podeszła. No nic, zobaczmy, jak będzie szło innym. Obserwowała uważnie grę tej Puchonki, też Rose bodajże. Nawet dobrze jej szło, musiała przyznać. Te emocje były prawdziwe, tak. No, gdy już zeszła ze sceny, teraz nadeszła kolej Gabrielle. Przynajmniej nikt inny nie szedł, a chciała mieć to już za sobą. Weszła na scenę, popatrzyła jeszcze dyskretnie na karteczkę, po czym schowała ją do kieszeni. Grę czas zacząć! Musiała sobie pomóc wyobrażeniami, inaczej nie dałaby rady, jak na razie. Podbiegła kawałek i upadła na kolana, przy wyimaginowanym ciele ofiary, a w ręku trzymając nieistniejący rewolwer. Ona przecież nie chciała tego zrobić, nie chciała go zabijać, nie! Ona przecież nie potrafiła, nie zabijała ludzi, do cholery! - Boże, co ja zrobiłam? - zadała retoryczne pytanie rozpaczliwym głosem. Jej ręce drżały z niemocy. Szybko odrzuciła na bok ten pistolet, którego tak naprawdę nie było. - Dlaczego ja to zrobiłam, ja... co teraz ze mną będzie? Ja nie chciałam, naprawdę, nie, ja przecież nie mogłam, nie... - powtarzała jak mantrę, chcąc odgonić od siebie te nieprzyjemne myśli, które krążyły po jej głowie. W jej oczach zalśniły prawdziwe łzy. Chwile tak jeszcze mówiła coś w stylu "ja nie mogłam, ja nie chciałam, nie...", po czym wstała, odwróciła się do obecnych i ukłoniła się, a następnie zeszła ze sceny i usiadła na jednym z krzeseł, chcąc schować się tak, jak tylko się da. Nie była pewna, czy jej się udało, a nie chciała zaznać upokorzenia.
Słowa Cass sprawiły, że poczuł się nieco pewniej. Uśmiechnął się do niej. Właściwie zapewne, gdyby nie ona byłby jeszcze bardziej stremowany, a przy niej czuł, że nie musi. No, ale nie przyszedł tu rozmyślać o tym, jak bardzo uwielbiał Cass, a pokazać, że teatr to całkiem fajna zabawa. Kiedy Cassandra oznajmiła, że tak powinno odgrywać się niepewność i zaczęła bić brawo ukłonił się delikatnie. - Mam nadzieję, że nie wszystkie - odpowiedział szeptem na słowa Cass i uśmiechnął się do niej, a zaraz ruszył za nią i usiadł na widowni. Oparł się wygodnie w fotelu. Kiedy dostał karteczkę z nazwą swej emocji gapił się na nią przez dłuższą chwilę bez mrugnięcia okiem. Będzie trudno, zwłaszcza, że chłopak zazwyczaj odczuwał zupełnie przeciwne uczucie co do swej osoby. Wyciągnął przed siebie nogi i wzrok zawiesił na scenie. Z uwagą przyglądał się Rose, która według niego zagrała bardzo realistycznie. Przez moment myślał nawet, że on nie da rady. Kiedy dziewczyna zeszła ze sceny zaklaskał w dłonie i odprowadził ją wzrokiem. Pojawienie się kolejnej osoby na deskach sprawiło, że zawiesił na niej wzrok. Palec wskazujący i kciuk lewej dłoni oparł na brodzie drapiąc się po niej. No to pięknie, będzie trudniej niż myślał. Zejście krukonki również uwieńczył brawami. Czyżby teraz była jego kolej? Chyba tak. Przełknął głośno ślinę i powstał. Po drodze na scenę zerknął jeszcze na Cass, zupełnie inaczej mu się grało, jak byli sami, traktował to jak zabawę, a teraz miał nieco tremy. Zatrzymał się na środku sceny i odetchnął głośno kilka razy. Zaraz wystawił przed siebie dłoń przyglądając się jej z obrzydzeniem, przejechał prawą ręką po lewej, jakby chciał coś z siebie zgarnąć, coś co wydawało się paskudne, ohydne wręcz. Skrzywił się, jakby do jego nozdrzy dotarł nieprzyjemny zapach, po czym przejechał palcami po twarzy i włosach odgarniając je do tyłu. Chwycił w obie dłonie brzeg swej bluzki miętosząc go przeszedł się po scenie. Ponownie skrzywił się i zmrużył oczy. - Wstydzisz się?... - wyszeptał sam do siebie - powinieneś - odpowiedział głośniej - straszne, okropne, przerażające wręcz, jak mogłeś, dlaczego... dopuściłeś się tego czynu. Czujesz? Czujesz, jak ona Cię nienawidzi? A Ty? Możesz spojrzeć w lustro, czy możesz to zrobić? - krzyknął, a zaraz spuścił głowę i dodał przyciszonym głosem - nie - miał nadzieję, że nie wyszło najgorzej i udało mu się przekazać emocję, którą wylosował. Ukłonił się delikatnie i ruszył z powrotem na widownię. Zasiadł na swym wcześniejszym fotelu i osunął się nieco na dół, jakby chciał się ukryć.
Karteczki? Emocje? Występy? Ale o co chodzi? Michelle przed chwila weszła, a już dostała... coś. Gdyby była pierwsza na scenie - kompletnie nie wiedziałaby, co zrobić. Rozwinęła papier, odczytując hasło. Pacnęła się w głowę. Kalambury! Tak popularna wśród Mugoli gra. Najwyraźniej nie tylko. Czyli mają odegrać hasło, w tym wypadku emocje, tak, aby inni odgadli? Coś wprost dla Michelle. Od razu rozejrzała się po sali. A gdzie stroje? Nie mogła się doczekać dnia, aby móc się przebrać w coś starego, udawać kogoś, kim nie jest. Uważała za ciekawą rozrywkę przebieranie się za księżniczkę, a jeszcze fajnie będzie się poczuć jak ona. Chociaż to tylko przedstawienie. Uwielbiała też podziwiać innych, więc kiedy pierwsza osoba weszła na scenę, zaczęła jej się uważnie przyglądać. Rose. Z tego, co Krukonka wywnioskowała, dziewczyna miała zazdrość albo chociaż coś na jej kształt. Musiała przyznać, że wyszło jej to niezmiernie realistycznie, niemalże prawdziwie. Wiadomo, że kiedy trafi się na emocje, której często używamy, będzie nam łatwiej. Czyżby Puchonka była zazdrosna...? Koniec. Oklaski na sali. Dłonie Michelle samoczynnie zaczęły o siebie uderzać. Gratulacje. Po chwili postać na środku się zmieniła. Zamiast blondynki stała szatynka - Gabrielle. Cisza na sali. Czas na akacje! Krukonka gra. Czy dobrze? W mniemaniu Michelle wspaniale. Jeszcze chwila, trochę dłuższe przedstawienie, a z oczu Krukonki poleciałyby łzy. Oczywiście panna Yowane nigdy nie zacznie wątpić w swoje zdolności. Oczywiście jeśli takie istnieją. Zaklaskała w dłonie. Koniec. Gabrielle zeszła ze sceny, zabierając ze sobą swoją emocje. Trzecia osoba? Tak. Wreszcie chłopak. Żałowała, że tak mało osób płci męskiej zapisało się do kółka. Rzecz jasna są i atuty tejże sytuacji. Każdy z uczestników zajęć będzie mógł odegrać więcej różnych postaci, charakterów. Zatkało ją. Występ Marvola był równie prawdziwy jak i reszty. Chłopak mówił to wszystko, jakby naprawdę jego ciało zrobiło coś, czego nie chciał. Jakby było skażone. Jakby chciał je zerwać, zamienić, pozbyć się. Już. Skończone. Teraz chłopak zachowywał się normalnie. Jak wcześniej. Momentalnie zmienił swoje zachowanie. Wspaniale. Powstała. Jej kolej? Przełknęła ślinę – trema robi swoje. Stanąwszy (chyba dobrze napisałam xd) na środku, ostatni raz zerknęła na karteczkę, po czym schowała do kieszeni. Czas grać. Spojrzała przed siebie, mrużąc gniewnie oczy. Wpatrywała się w nieokreślony punkt, który miał być „człowiekiem”. Zacisnęła zęby, zaciskając dłonie w pięści. Obróciła się na pięć, chcąc odejść. Odwróciła się jeszcze na chwilę, by powiedzieć: - Nie odzywaj się do mnie! – w jej głosie wyczuwalne było wzburzenie. Tak, miała mu za złe. Odeszła, a właściwie zeszła ze sceny. Wiedziała, że jej się nie udało. Emocja, którą miała, niby była łatwa, ale jak miała odegrać ją, skoro nie korzysta z niej? Westchnęła, wracając na miejsce. Będzie lepiej. Z czasem.
Gdy po raz pierwszy zerknęła na zegarek w pokoju wspólnym, na jej wargach zakwitł uśmiech. Było jeszcze tak wcześnie, druga popołudniu, przecież napisze wypracowanie na eliksiry wieczorem. I tak nie zajmie jej dużo czasu... Ruszyła jednak do biblioteki, aby odświeżyć nieco swój uśpiony przez bezmózgi weekend młody, rządny wiedzy umysł. Przysiadła i zatopiła się w mugolskiej lekturze Sheakspare'a, Makbet. Zasiedziała się nad nią i koiła swoją duszę kolejnymi, cudownymi wierszami, pełnymi pasji, emocji i radości, która wyglądała nieśmiało spod każdego, kolejnego słowa. Nawet spod tych najdłuższych monologów, chociaż dla innych mogły wydawać się nużące. Skończyła pierwsze 15 stron, chłonąc każdą bez opamiętania. W pewnym sensie, oddaliła się z tego świata. Gdy skończyła wystarczającą dlań ilość, zagięła kartkę wpół i odłożyła, po czym przymknęła powieki i oparła się komfortowo o przeznaczone ku temu oparcie... Oczyma wyobraźni widziała siebie na scenie, recytująca monologi w stroju baśniowej wróżki i dopiero wówczas o czymś sobie przyponniała. KOLKO TEATRALNE! Pognała czym prędzej do Sali Teatralnej w skrzydle studenckim, chociaż po drodze milion razy zbłądziła. W ostateczności, spóźniła się... trochę. - Przepraszam. - Bąknęła we framudze, po czym siadła na podłodze pod ścianą i objęła nogi rękoma, rumieniąc się ze wstydu.
Podeszła do Marvola i też wzięła ciastko. Jakże mogłaby przegapić taka okazję? Uwielbiała przecież słodycze, chociaż gdyby to była czekolada... to już w ogóle. Usiadła w drugim rzędzie, tuż za przyjaciółką. Nachyliła się nad nią, tak, żeby mogła mówić jej prosto do ucha. - Cześć, Misiek. Nie wiedziałam, że też tu będziesz - powiedziała z jakąś taka pretensją w głosie. Bo jak to tak mogła przed nią... och, ukryć! taki ważny fakt. Właściwie, to Krukonów, a raczej Krukonek było najwięcej. Aż trzy, łał. Patrzyła jak każdy po kolei wchodzi na scenę by przedstawić wylosowane emocje. Jeszcze chyba tylko ona... a nie, Hanna i ta jakaś Ślizgonka nie wykonały zadania. Zaklaskała kiedy Miśka wracała na miejsce, a kiedy już-już miała usiąść, jedna stopą popchnęła przednie siedzenie do przodu, tak, że się złożyło. Jak nic, niczego nieświadoma padnie na ziemię. Uśmiechnęła się sama do siebie, ach, uwielbiała takie fotele!
Wpadł do Sali Teatralnej trochę bardzo spóźniony. Nie do końca wiedział, co takiego zmusiło go, aby się tutaj zapisać i jakoś bardzo mu nie zależało, toteż szczególnie się nie śpieszył. Miał tylko nadzieję, że wezmą jego starania pod uwagę, gdy będzie chciał dostać się tutaj na studia. Jednak gdy stanął w framudze i rozejrzał sie po sali, zachwiał się i wyostrzył wzrok. Co tutaj robi Cass?! Dlaczego nic mu nie powiedziała, że tutaj studiuje? Myślał, że wciąż pracuje w ministerstwie. Postanowił póki co nie objawiać swojej obecności. Chciał chociaż przez chwilę w spokoju na nią popatrzyć i ocenić, czy zdolna z niej aktorka. Chociaż po wyczynach w ich pamiętnym domku nr 36 mógł spodziewać się wiele i najprawdopodobniej się nie zawiedzie. Oboje całkiem nieźle chociażby improwizują. Uśmiechnął się do siebie, po czym usiadł gdzieś w cieniu na widowni.
W koncu i ona dostała karteczkę. Z jednej strony nie mogła się doczekać, ciekawa była co też dostanie... a z drugiej po prostu się bała. O tak, trema. No, ale tak dużo tutaj znowu ludzi nie było. Co to będzie kiedy cała sala będzie pełna wpatrujących się w nią oczu? Nie mogła się bać popełnienia błędu, nie ona! Wstała ze swojego miejsca i miętosząc kartkę w dłoni weszła na scenę. Łatwe, a jednak tak trudne. Dlaczego emocje kiedy powinny być pokazane na zawołanie nie chcą wyjść? Jest się bezradnym, zupełnie nie wie co zrobić. Szła po scenie, niby czymś zamyślona. Jakby głowiła się nad czymś bardzo ważnym. Kroki stawiała na pozór pewnie. Wiedziała gdzie idzie, zmierzała przecież to doskonale jej znanego miejsca. Musiała drogę znać na pamięć, każdy kamień na niej, wystający korzeń czy krawężnik, bo całą swoją uwagę poświęcała temu czemuś, a ani razu nawet się nie potknęła, co dopiero mówiąc o przewróceniu. Dopiero po chwili, kilku sekundach, może nawet minutach... stanęła gwałtownie jakby uprzytomniwszy sobie, że powinna być gdzie indziej. Rozejrzała się z niepewnością w oczach, błądząc wzrokiem po twarzach widzów, na każdej twarzy przez chwilę się zatrzymując. Po chwili, jakby zrezygnowana, odwróciła się w drugą stronę i postawiła kilka kroków, tym razem jednak niepewnych. Zagryzła wargę, po raz kolejny starała się kogoś znaleźć. Dlaczego go nie było? Przecież umówili się właśnie tutaj... Ręce, nie mając co począć, najpierw otarły się o spodnie, a potem przybliżyły do ust, które ogrzały je choć na chwilę ciepłym oddechem. Zupełnie nie wiedziała co robić... powinien tu być! Wypuściła powoli powietrze z płuc, po czym zeszła ze sceny i dla odmiany usiadła obok Misz. Toż to był jakiś niewypał... jak miała taką emocję zobrazować za pomocą słów? Bez też nie umiała. Uff, zostało jeszcze przynajmniej kilka osób, może nie będzie najgorsza.
W Hannie narastało przerażenie odkąd tylko Cassandra oznajmiła im, że czas zagrać. Bardziej była przerażona faktem, że te kilkanaście par oczu wpatrywać się będzie w jej osobę, gdy ona próbować będzie wyrazić, co może czuć jakikolwiek człowiek w danym stanie emocjonalnym. Pozbyć się stresu nie pomogła jej także karteczka, którą wręczyła jej blondynka.Emocja, która odczytała z zwitku papieru była niesamowicie prosta. Ba, można by rzecz, że banalna ! Wiadomo jednak, że często rzeczy, które z pozoru wydają się niezwykle proste, stają się prawdziwym utrapieniem. Rudowłosa miała przeczucie, że tak będzie i w tym wypadku. Przedstawienie tego oto stanu ducha, na pewno okaże się porażką, co nie było dla niej ani pocieszające, ani dobre. Może i upadki motywują do działania, ale gdy na twoje potknięcia patrzy kilka osób, mądrość ta zwyczajnie się nie sprawdza. Nie pomogły także występy przedników, które były świetne i każde zostały nagrodzone przez Hannę brawami. Coraz bardziej denerwował ją też fakt, że kandydatów do grania na scenie ubywało i została ona i kilka osób, które dopiero co przyszły i nie miały jeszcze wręczonych emocji do zagrania. Także, została tylko ona. Zdenerwowana podniosła się ze swojego miejsca, próbując opanować drżenie dłoni, starając się zlikwidować nieprzyjemny ścisk w brzuchu. Nie pomagały także nogi, które ogarnęło dziwne uczucie, jakby miały się pod nią zaraz załamać. Jakże się bała ! Najbardziej przerażał ją fakt, iż po jej występie po sali potoczy się stłumiony chichot, który nie ukazał się w całej swej okazałości, tylko dzięki życzliwości i dobroci odbiorców. Stojąc na scenie, myślała tylko o tym aby czuć się swobodnie i wyobrazić sobie jak można najlepiej wyrazić ową emocję. Zanim zdążyła się zorientować poniesiona falą adrenaliny skakała po scenie z szerokim uśmiechem na scenie, kopiąc niewidzialną piłkę.Jej śmiech potoczył się po sali, gdy przez przypadek potknęła się o jedną z wystających desek, co sprawiło, że całkowicie zapomniała, iż patrzą na nią inni i przeistoczyła scenę w swój własny prywatny raj. - Uwielbiam życie ! - Krzyknęła za nim zdążyła się zorientować, że słowa te naprawdę padły z jej ust. Opuściła scenę szybko z uśmiechem na twarzy, który był mieszanką szczęścia z delikatnym zażenowaniem. Niecodziennie ma się okazję robić z siebie wariata na scenie.
Zaraz po niej, do sali wszedł Wilk, wyraźnie czymś zmartwiony. Ta jednak nie miała zamiaru nękać nim sobie teraz głowy... Już i tak za dużo nań poświęciła przed Kamienną Scianą. O taaak, teraz niby ze sobą chodzą. Miała tylko nadzieję, że Conn i Nami tego nie rozpaplają i plotka nie rozejdzie się po szkole. Jeżeli ta doleci do uszu jego dziewczyny... Ugh, wolała teraz nawet nie myśleć o konsekwencjach. Dzisiaj przekonała się, że jej pomysły nie zawsze są absolutnie genialne. Może i Namida jest przystojny, ale nie okazuje się wart tych wszystkich kłamstw i komplikacji. Otrzymała karteczkę od jakiejś kobiety, z napisem "wstyd". Nie do końca rozumiała co takiego miała zrobić, ale w pojęciu tego, pomogła jej Bell, która już po chwili wkroczyła na scenę. Domyśliła się zaś, że należy zaprezentować na niej emocję, którą zapisano na kartce. W jej przypadku, należy zagrać wstyd - przybrać maskę i zaprezentować to uczucie. Nie mogła się już doczekać! Uwielbia występować! Niekoniecznie przed jakąś szerszą publicznością... ale zazwyczaj, kochała być w centrum uwagi. Nie zwróciła najmniejszej uwagi na wyczyny pani prefekt, ponieważ za bardzo poniosły ją refleksje. Dopiero gdy na scenę wkroczyła Hanna, jej serce zabiło szybciej. Dziewczyna jest taka piękna. Nawet, kiedy się denerwuje nie można zaprzeczyć jej bezpretensjonalnemu wdzięku. Aaach, uwielbiała w niej wszystko. Tak skupiła się na wychwalaniu jej licznych zalet, że nie zwróciła uwagi na to, co takiego miała do zaprezentowania i nie sprawdziła, czy jej przypuszczenia co do przeznaczenia tej kartki z napisem "wstyd" okazały się słuszne. Nie widząc zaś, by podnosił się po niej ktoś jeszcze, dziewczyna powstała i chwiejnym krokiem ruszyła w stronę sceny. Zamrugała gwałtownie, po czym odgarnęła z pozoru pewnym ruchem niesforne kosmyki z twarzy. Chciała pokazać dziewczynie, że jest pewna siebie. Chciała jej zaimponować. Mimo wszystko, w środku okazałaby się niesamowicie krucha. Stanęła, ukłoniła się teatralnie, po czym zarumieniła gwałtownie i ogarnęła kolejną porcję niesfornych kosmyków za ucho. Nie zdążyła nawet zagrać tego, co miała na kartce... ponieważ jej realny wstyd, jej realne zakłopotanie, zrobiło to za nią. Z uśmiechem pełnym satysfakcji i w podskokach ruszyła ze sceny, aby już po chwili usiąść tuż obok Hanny.
Cassandra usiadła wygodnie na krześle w pierwszym rzędzie. Była bardzo ciekawa tego, jaka ekipa trafiła się na koło teatralne i co najważniejsze czy potrafią stawić czoła wyzwaniom. A co jak co, niektórzy znają Cassie i wiedzą, że przygotowała nieco zadań. Zakładając nogę na nogę, odsłoniła kawałek uda. Dziś w ogóle postanowiła się ubrać bardzo radośnie! Oprócz fioletowej sukienki, która jak zwykle musiała odsłaniać jej długie nóżki, założyła kolorowe rajstopy. A co! Uważnie zaczęła się skupiać, czekając, co też pokaże jej dziś Rose. Fakt, że znała wszystkich emocje utrudniał jej obiektywne ocenianie, ponieważ cóż, wiedziała, czego powinna się spodziewać. Jej występ dla wielu mógł być czymś przełomowym, a dlań bardzo stresującym, wszak pierwsza miała stanąć na dość sporej scenie! Przekręciła główkę, chcąc dokładnie obserwować emocje, jakie kierują jej ciałem. Kiedy tylko w jej oczach, ujrzała łzy, zanotowała sobie w pamięci, że Rose potrafi grać obrazem swojej duszy. Niewielu tak robiło. Z tego co chodziła do mugolskich teatrów często słyszała od krytyków „twarz gra, a oczy puste, kłamstwo, a nie aktorstwo!”. Tylko tak naprawdę czy aktorstwo nie było łganiem? Cassandra widziała, jak Rose napina wszystkie mięśnie i wściekła próbuje coś rozsuwać. Momentalnie zaobserwowała jej bezradność i rozpacz. Nie przepraszaj za nic! - zakomunikowała, bijąc brawo. Zaraz wszyscy podłączyli się do niej. Nie zrozumiała, dlaczego Rose na sam koniec wypowiedziała te słowa. Wszak była na scenie, powinna grać, nie zważając na to, co my sobie pomyślimy. To był jej czas w świetle reflektorów. - Na scenę zapraszam teraz pannę Gabriellę! - rzekła radośnie, zachęcając ją brawami. W zasadzie jej występu najbardziej się obawiała, bowiem Krukonkę traktowała jako osobę najbardziej zamkniętą w sobie. Zmarszczyła brwi, gdy wszelakie wątpliwości w jednej sekundzie zostały rozwiane. Gabrielle bowiem padła na kolana, co dodało całej scenie wiele dramatyzmu. Gdy tylko ujrzała, że ściska coś w ręku, była bardzo ciekawa, co też właściwie jest. Trudnym zadaniem dla amatora było zagrać coś bez rekwizytów. I co więcej dla czarodzieja. Dokładnie widziała, jak drży jej ciało z przerażenia i jak odrzuca od siebie to „coś”. Odebrała to jako odpędzenie się od problemów. Jednak wciąż była ciekawa, czym to „coś” było. Podczas występu Gabrielle pojawiło się wiele pytań, bowiem Cassandra nie była w stanie zgadnąć, co też zrobiła Krukona. Jedyne co zrozumiała to to, że czegoś żałuje. Zdziwiła się, gdy z blaskiem w oku po prostu ukłoniła się, schodząc. Gdzie ta nieśmiałość, która była charakterystyczną cechą Gab? Znikała na scenie! Jej występ został nagrodzony wielkimi brawami. - A teraz czas na... - zawiesiła głos na ułamek sekundy, sprawdzając na swojej podręcznej liście, kto też idzie na ścięcie. - Ciasteczkowego Potwora! - zakomunikowała, znów zachęcając kolejną osobę brawami. Cóż, miała nadzieję, że nikomu się nie nudzą występy. Kiedy tylko spojrzał na nią, uśmiechnęła się do Marva zachęcająco. Cudownie było znać w końcu jego imię. Nie był już tajemniczym nieznajomym. I zaczynało jej to w końcu pasować. Chwilkę poczekała, aż po schodach wejdzie na scenę, a następnie zacznie grać. Gdy tylko wystawił dłoń, wzrok Cassie od razu na nią podążył. Była ciekawa, co też nią jest nie tak. I miała cichą nadzieję, że nie wypowie słów hamletowskich „być albo nie być – o to jest pytanie”. Wtedy parsknęłaby śmiechem. To na pewno! Na szczęście nie zrobił tego, wręcz przeciwnie, usiłować coś zrzucić. Jakby był zanurzony w jakimś eliksirze, który parzył jego ciało. Miała również wiele pytań, do tego, co zrobił i co to jest za „ona”. Czuła, że jedyne co chciał zrobić, to schować głowę w piasek, jak najgłębiej się tylko dało. Nagrodziła jego występ brawami, a następnie poklepała miejsce obok siebie. - Scena należy do Michelle! - rzekła, ponownie zachęcając ją brawami. Była ciekawa też, jak kolejna krukonka określi taką emocję. Sama Cassandra uznała ją za bardzo trudną. Widząc jak Mich zaciska zęby oraz pięści, przekręciła główkę w lewo. Po chwili odwróciła się na pięcie i niczym pięciolatka dodała, aby ktoś się do niej nie odzywał. Zmarszczyła brwi delikatnie, uznając, że naprawdę ją zeżarła trema. Scena była bardzo króciutka i wcale ją nie zaintrygowała. Może dla tego, że nie miała żadnych pytań, co też zrobiła ta osoba? Zmieniła nogi, czując jak przestaje jej być wygodnie i ponownie nagrodziła występ brawami. Mich zdecydowanie pokazała, jak można być dziecinnym. - Kolej na Bell – zakomunikowała. Czyż trzeba dodać, że każdy kolejny występ poprzedzała brawami? Mały psotnik wszedł na scenę i zaczął nerwowo się poruszać. Jakby czegoś szukała, a jednocześnie się bała. Jej ciało całe było spięte, nieważne było czy działa na nią tak trema czy nerwy podczas odkrywania emocji. Zmarszczyła nosek, gdy dłonią przejechała po ciele. Chciała się ogrzać? Odczuła, jakby Bell na kogoś czekała. Czy właśnie o to chodziło w tej emocji? Zobaczymy, jak zareagują inni i czy dobrze trafią. No, no, była tego bardzo ciekawa! Niewątpliwie osoba Hanny wpływała na nią tak jak nie powinna i przez to nie czuła się za komfortowo. Lecz... w życiu trzeba będzie umieć odsuwać od siebie sprawy prywatne oraz zawodowe, czyż nie? Dlatego też przygryzła na chwilę dolną wargę, widząc kolejne nazwisko na liście. - A teraz zapraszam Ann! - rzekła. Chyba nigdy nie przestanie jej tak nazywać. To było coś w rodzaju sentymentu. Dlatego też jej ciało momentalnie się spięło i przez przypadek musnęła dłoń Marvola przy przekładaniu kartki. W zasadzie nie wiedziała, czy ruch nogi Ann był tańcem czy coś kopała. Uśmiechnęła się tylko. Ach, ona zawsze była odważna. Skakanie, wirowanie, krzyczenie, zdecydowanie było czymś, co robi człowiek szczęśliwy i zakochany. Na pewno pod wpływem endorfin lub innych substancji narkotyzujących. Tak jak szybko pojawiła się na scenie, tak szybko z niej zeszła. Czyżby się wstydziła? Ależ nie było potrzeby! Również jej występ został nagrodzony brawami. Po chwili ponownie zerknęła na pergamin, chcąc poprawnie przeczytać nazwisko, które sprawiało jej nie lada problemy. W końcu chrząknęła. - Francesco, scena jest Twoja! - oznajmiła radośnie. Młodziutka dziewczynka wyglądała tak uroczo, że nie mogła powstrzymać uśmiechu. To było tak dawno, kiedy miała tyle samo lat, co i ona! I chyba za bardzo się zamyśliła, aby mogła zrozumieć jej występ. Mrugnięcie oczami, a następnie szybkie zwianie ze sceny. Albo ona coś przegapiła, albo to naprawdę była najkrótsza scenka. - Gween i Wilkie, czas na Was – zakomunikowała, czekając aż któreś z nich się ruszy. W między czasie jeszcze wstała, aby coś powiedzieć. To było bardzo ważne. - Swoje typy na najlepszy i najgorszy występ należy wrzucić do tego koszyka – wskazała na plecionkę znajdującą się opodal trzeciego rzędu tuż pod ścianą. - Najlepszy dostanie nagrodę, najgorszy karę. Dodatkowo proszę o zastanowienie się, kto jaką emocję zagrał, bo zaraz to przedyskutujemy, dodamy swoje uwagi, a następnie przejdziemy do kolejnego zadania, które zagracie w parach. Ach, jeśli ktoś zgadnie wszystkie emocje zagrane na scenie, również otrzyma nagrodę.
[ typy najlepszego i najgorszego proszę o wysłanie na PW, tam również proszę dodać, jakie kto zagrał emocje. Walczymy o nagrodę! ;)) Po występie Gween i Wilkiego dostaniecie kolejne PW z zadaniem do wykonania.]
Gweennie wiedziała, że nie będzie miała lepszego występu niż wszyscy którzy byli przed nią. No, ale nigdy nic nie wiadomo... Raz, kozia śmierć... Zerknęła jeszcze na swoją kartkę. I muszę to sobie wyobrazić... Zawiedzenie... Kiedy to ja, ach, no tak... Wstała i weszła na scenę. Widziała to wszystko przed sobą, Ceremonia Przydziału, a raczej jej pierwsza ceremonia przydziału. 11-sto letnia Gweennie stała sama, nikt jej nie zauważał... Już była zawiedziona, w jej oczach nawet stanęły łzy zawodu, ona nigdy nie zapomniała tej chwili... Nagle, zostało wyczytana jej nazwisko. W jej wyobraźni zrobiła kilka kroków w przód, ale na scenie jeden. Poczuła to. Tiara przydziału na jej głowie, ciągle szepcząca jej do ucha "Gdzie by cię tu przydzielić... Za grosz nie pasujesz do Gryffindoru, nie pasujesz też do Huffelpuffu, ani Ravenclav... Tak, już wiem... SLYTHERIN!" Ostatnie słowo było Tiary okrzykiem na całą Wielką Salę. Tak, teraz jej głowa opadła w dół, burza jej włosów zasłaniała jej twarz, ona sama była zawiedziona. Co się stanie, jeżeli rodzina się dowie? Pewnie przyślą jej wyjca i tyle... Łzy spływały jej po policzku, to było takie smutne dla niej... - Nie... - Pomyślała, ale jej myśli okazały się słowami. Wyobraźnia prysła. Ona stanęła prosto, wytarła łzy ręką, ukłoniła się i zeszła ze sceny. Wiedziała, że to nie był jej najlepszy występ...
Wszedł na scenę jako ostatni, nie mogąc tego dłużej odkładać. Ach, a jednak Cassandra go zauważyła. Aby nieco ochłonąć wywrócił mimo wszystko ramionami i pewnym krokiem wkroczył na scenę. Nigdy nie miał kłopotów z występowaniem na scenie i przemawianiem przed szerszym forum. Co za tym idzie, ani trochę się nie krępował. Gdy jednak mijał Cass... nie potrafił zostawić jej tak sobie obojętnie, chociaż z kolei ona zachowywała się wyjątkowo formalnie. Jakoby w jej oczach był zwykłym młodym, zagubionym ślizgonkiem, który przyszedł po raz pierwszy na kółko teatralne. Chociaż kogo on próbuje oszukać... Czy tak nie było? Cudem w ogóle zapamiętała zapewne jak mu na imię. - Rozliczymy się później. - Szepnął zaczepnie uśmiechając się łobuzersko, chociaż w jego tonie nie można było wyczuć wiele entuzjazmu. Na scenie jednak doznał lekkiego zaćmienia umysłu i nie miał pomysłu jak zagrać chęć zemsty na kimś. Był świetnym kłamcom, potrafił wybrnąć ze wszystkiego, więc co za tym idzie; jest świetnym aktorem. Uśmiechnął się na wstępie do paru znanych mu twarzy; Bell, Gab, Hann... i zajął się swoim występem. Nie musiał jednak rozmyślać nad nim zbyt długo, ponieważ już po chwili wpadł mu do głowy pewien pomysł. Zdjął z głowy niewidzialny kapelusz, po czym cisnął nim z całej siły na ziemię i z widoczną wściekłością począł go brutalnie kopać i niemal warczeć. TAK - warczeć. Chociaż pokazał raczej wściekłość, niźli chęć zemsty, to i tak nie miał za dużo czasu na dobranie odpowiedniego pomysłu. W ostateczności był święcie przekonany, że wypadł najlepiej... chociaż gdyby patrzył na to z boku, raczej by się zawiódł. Raczej nikt nie zgadłby emocji, którą miał przedstawić. Podniósł niewidzialny kapelusz z ziemi, po czym otrzepawszy go zgrabnie drugą ręką, założył na swoją niesforną czuprynę. Skłonił się teatralnie wymahcując nim wdzięcznie, po czym zszedł ze sceny siadając w drugim rzędzie trochę odizolowany od reszty członków kółka.
Chwilę po swoim występie jeszcze siedziała wbita w krzesło, jednak zaraz po tym wyprostowała się. Nie spodziewała się tylu oklasków. W ogóle się ich nie spodziewała. Czyżby jej wyszło? No, zobaczymy. Oglądała uważnie występ Marvola, który był dosyć osobliwy, jak i pewnie emocja, która miał przedstawić. Widać było, że brzydził się siebie, swych czynów, przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Czy umiał grać? Na pewno. Po jego występie naturalnie Gabrielle biła brawa. Po chwili na scenę wkroczyła Michelle. Ta emocja była łatwiejsza do rozpoznania, ale i chyba Michelle nie była do końca zadowolona ze swojego występu. Może dlatego, ze nigdy jej wcześniej nie używała? Gab nie widziała jej nigdy w takim stanie. to musiało być dla niej obce. A ciężko jest stosować coś, co do czego nie jesteśmy pewni. I po jej występie klaskała w dłonie. Bell. Jej forma była ciekawa. Intrygująca. Niełatwa do odgadnięcia. Ale i prawdziwa. Tak ją odebrała panna Papillon. Która nagrodziła jej występ brawami. Potem widziała rudowłosą Hannę, która która miała chyba najprostsze, a zarazem najtrudniejsze zadanie. Jednak udało jej się, pokazała część swoich możliwości, pokazała siebie. Oczywiście należały jej się oklaski. I Francesca, która musiała przyjść w trakcie, a po której było widać niepewność. Widać było, że bała się. Czy wiedziała, na co się porywa? Czemu właściwie zeszła ze sceny zaraz po tym, jak weszła? Zastanawiające. Gabrielle myślała nad tym i doszła do jednego wniosku - Puchonkę zjadła trema. Ale zaklaskała Krukonka, zaklaskała, na zachętę. Najlepszy i najgorszy występ. Zastanówcie się, jakie emocje pokazywali. Zadanie w parach - słowa Cassandry wbiły się w jej umysł. Och, tyle myśleć. Znowu. No, ale po chwili zastanowienia wiedziała już, który występ wybrać. Tym bardziej, że w między czasie obejrzała jeszcze pokaz umiejętności aktorskich tej Ślizgonki, Gween? I Wilkie'ego. Czy jej się podobało. Dosyć. Na brawa zasłużyli. Napisała na karteczce swoje typy, po czym wrzuciła je do koszyka, a następnie udała się ponownie na swoje miejsce.
Umhumhumhumhum. No pięknie. Niesamowicie. Noga chłopaka uderzała nerwowo o posadzkę. Przygryzł dolną wargę i wpatrywał się w niepewnie w drzwi, przez które zamierzał przejść. Wszedłby tam spokojnie, chwytając za klamkę i mijając próg. Przeszkodził mu jedynie pewien fakt. Nieistotnie istotny. Spóźnił się. Ha, żeby to jeszcze było spóźnienie! Jeszcze nie zdarzyło mu się przyjść aż tyle po umówionym terminie. Ale. Ale myślał, że jednak się wyrobi. W końcu nie było go jakiś czaaas... Ach, właśnie. Chodziło głównie o to, że nie chciał przerwać czyjegoś występu. To byłoby bardzo nieuprzejme, wparowywać do sali teatralnej, kiedy ktoś jest w połowie odgrywania sceny. Nieco nerwowym ruchem poczochrał włosy i pchnął drzwi, aby jednak wejść. Ostatecznie skieruje na siebie niepotrzebną uwagę i nie znajdzie w gębie żadnych konkretów. Wymówki nie miał. Przykre. Nie patrząc za bardzo w stronę obecnych przemknął się do przodu, udając, że go nie ma. Zajął jakieś wolne miejsce, siadając tak, aby ze sceny widoczne były tylko jego oczy i reszta głowy ponad nimi. Musiał przecież widzieć, co się dzieje. Chociaż i tak nie ogarniał. Przyjął minę, która obwieszczała, iż jest na siebie fochnięty.
Rose powoli się uspokojała i zaczęła uważnie przyglądać się reszcie występom. W końcu nic się takiego stało. A jeśli chodzi o resztę uczestników... Rzeczywiście wielu widocznie miało talent, kilku chyba zjadała trema, ale poziom był dość wysoki. Jednak kiedy Cass poprosiła o napisanie swojej opinii o koleżankach i kolegach, Harm nie zdziwiła się zbytnio, ale trudno zaprzeczyć, że nie wiedziała, jakiego dokonać wyboru. To jasne, że miała swoje typy; ktoś podobał jej się na scenie bardziej, a ktoś mniej. Mimo to nie wiedziała, kogo wybrać. W końcu jednak naskrobała dwa nazwiska, a zaraz potem spróbowała określić emocje, które znalazła w każdym z występów. W końcu oddała Cass kartkę i otrzymała nową. Otworzyła oczy ze zdziwieniem. I tak wydawało jej się to łatwiejsze niż pokazywanie emocji. Przynajmniej mogła więcej mówić, wyobrazić sobie tę sytuację. Trudno stanąć i ot tak pokazać jakieś uczucie. Konkretna scenka wydała się jej o wiele prostsza do zagrania, co nie znaczyło jednak, że uważała, że sobie niesamowicie dobrze poradzi. Pierwsze koty za płoty! Rzuciła spojrzenie Gween, która miała jej towarzyszyć. Miała nadzieję, że będzie umiała się z nią współpracować. Wolałaby, gdyby Cass dała im chociaż chwilę na ustalenie scenariusza, ale widocznie miały grać spontanicznie. Pewnym siebie krokiem weszła na scenę, oglądając się na koleżankę. Kiedy obie stały obok siebie, Rose odeszła na drugi koniec, rzucając Ślizgonce porozmiewawcze spojrzenia. Spojrzała na widownię. Wprawdzie siedziału tam tylko kilku nastolatków, ale mimo to nagle przypomniała sobie dokładnie, dlaczego kocha teatr. Zapraszamy na przedstawienie, w rolach głównych: Moss i Harm! Rose podeszła powoli do Gween, rzucając nerwowe spojrzenia po całej sali. Kiedy była już blisko niej, obtarła oczy i spojrzała na nią pełnym bólu spojrzeniem. - Ja już tak nie potrafię. Wiesz, że ostatnio miałam ciężki czas, ale... bałam się powiedzieć ci, dlaczego. Prawda jest taka, że... - Podniosła na nią wzrok. Zdawała się być udręczona i zmęczona swoim milczeniem. - Nie potrafię już tak. To dla mnie zbyt trudne. - Złapała ją za rękę i przyłożyła w miejscu, gdzie powinno leżeć serce. Starała się nie przesadzać z gestami, jako, że na kartce znalazła też wiadomość, że ma to być raczej gra słowem niż mową ciała, ale chciała nadać scenie realizmu. - Jesteś najbliższą mi osobą na świecie. Boję się, że ja już nie jestem nią dla ciebie. Bo widzisz, ja... - Wzięła głęboki wdech. - Ja jestem homoseksualna. Jestem ciotą, lesbą czy jak to różni ludzie nazywają - powiedziała, wpatrując się w nią z nadzieją. Chciała wypaść przekonująco. To było coś zupełnie innego, niż pierwsze zadanie. Tam ruchem ciała, gestami czy mimiką miała wyrazić emocje, a tutaj miała zagrać coś realistycznego, rzeczywistego.
Uśmiechała się do każdego wdzięcznie, kto wrzucił karteczkę do koszyczka. Od razu musiała na nie spojrzeć, a następnie ocenić kto wygrał wspaniałe nagrody. Aby kontynuować zebranie, pierwsza para miała już wejść na scenę. Cassandra zostawiła więc kartki na bok, chcąc całkowicie skupić się na występie. Jednak... musiało jej przerwać skrzypnięcie drzwi. Machnęła ręką na dziewczyny, aby kontynuowały, a sama wstała, kierując się ku źródłu dźwięku. Wcale się nie zdziwiła, że był to ktoś z kółka. - Jared - jęknęła, lekko się krzywiąc. Niestety pozostali przyszli jeszcze w trakcie pierwszego zadania i wtedy mogli zostać. A on tu bezczelnie przerywa występ. Spojrzała na niego pełna wyrzutu. - Słońce, kupię Ci zegarek, abyś na następne zebranie się jednak nie spóźnił. - rzekła zupełnie niezadowolona - Jak chcesz możesz usiąść i popatrzeć, aczkolwiek w występach nie będziesz brał udziału. Aktor powinien być punktualny. - dodała tylko, opierając się o ścianę i kątem oka zerkając na występ. Oj tak, to był bardzo trudny temat.
Oglądał wszystkie występy z uśmiechem na twarzy, nawet nie zauważył, kiedy zmienił pozycję wychylając się do przodu i opierając łokcie na kolanach. Oczywiście po każdej scence klaskał w dłonie. To będzie całkiem ciekawa trupa teatralna. Każdy występ miał w sobie coś co mu się podobało. Kiedy zdenerwowana Cass musnęła jego dłoń zerknął na nią i uśmiechnął się ciepło. Nie wiedział o co chodziło, może kiedyś zapyta, teraz jednak zajęty był oglądaniem kolejnej sceny. Gdy wszyscy odegrali już swoje emocje, a Cass zarządziła by wybrali najlepszą i najgorszą odnotował coś na karteczce i wrzucił ją do koszyka. Miał z tym nie mały problem, ale w końcu udało mu się coś wybrać. Kolejny świstek papieru, który dostał sprawił, że uniósł do góry jedną brew, właściwie sprawiło to to, co było tam napisane. Choler... Przeklął w myślach, ale mu się trafiło. Nie chodziło tu o osobę, z którą miał grać, a o to, co miał zagrać. Zerknął kątem oka na Gab, nie mógł się też powstrzymać by nie spojrzeć za Cass, zaraz jednak ponownie spojrzenie przeniósł na scenę. Słysząc słowa Rose uniósł do góry obie brwi. To pięknie, nie tylko on miał wcielić się w trudną postać, ona miała odegrać dziewczynę, która lubowała się w tej samej płci, a on... No właśnie, też nie podpasowała mu jego rola. Ale cóż to będzie?