W tej sali w Wieży Astronomicznej przeprowadzane są wszystkie zajęcia z tego przedmiotu i egzaminy sprawdzające wiedzę uczniów w zakresie nauczanego materiału.
Autor
Wiadomość
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Wynik egzaminu teoretycznego:6 i 5 czyli 7pkt Wynik egzaminu praktycznego:9 czyli 1pkt + 2pkt(nowa postać) = 3pkt Ostateczna ocena:10pkt ->Powyżej Oczekiwań
Ania przyszła na egzamin przygotowana w dość umiarkowanym stopniu. Właściwie to w trakcie nauki interesowało ją głównie to, czy gwiazdy mogą coś powiedzieć na temat jej świetlanej przyszłości z Tym Jedynym, dlatego gdy skupiała się głównie na gwiazdach dotyczących jej samej. Jakież było jej zdumienie, gdy siadając na części teoretycznej zobaczyła dokładnie te zagadnienia, którym poświęciła tyle czasu! Niebywałe! No ale jak dają to trzeba brać, prawda? Przynajmniej jeśli chodzi o sprzyjające pytania na lekcjach. Szybko zaczęła uzupełniać kartkę. Ba! Nawet zupełnym przypadkiem zauważyła na kartce z sąsiedniej ławki coś, co jej otworzyło kilka klapek w mózgu i umożliwiło dopisanie jeszcze istotniejszych informacji! Ta część poszła jej wprost wybitnie. Gdyby tylko praktyka tak wyglądała... Tu już nie było tak różowo, bo Anna Luna Brandon po prostu odpłynęła, a kropki na jej mapie, które miały reprezentować gwiazdy, zaczęły niepokojąco przypominać układem pewnego czarującego nauczyciela Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami... Oczywiście trzeba było wiedzieć, na co patrzeć, żeby to zauważyć, a nikt nie mógł się tego spodziewać, więc Aneczka czuła się wyjątkowo bezpiecznie. Maziała sobie na arkuszu, coraz rzadziej udając, że w ogóle patrzy w niebo, aż wreszcie czas egzaminu się skończył. Puchonka szybko dorobiła kilka kropek tuszujących właściwe dzieło i oddała swą radosną twórczość nauczycielowi. Kiedy usłyszała wynik, w pierwszej chwili nie mogła uwierzyć własnym uszom. Później jednak wszystko stało się oczywiste. Atlas. Jej słońce i gwiazdy! To oczywiste, że nieboskłon układał się nad nią w tę jego piękną, wymarzoną twarz... Właściwie dziwne, że nie dostała za swoją pracę W, ale nie można przecież wymagać zbyt wiele. Szkoda tylko, że pracę musiała oddać. Ale to nic, narysuje sobie nową, wierniejszą oryginałowi, która będzie przynosić jej radość w smutniejszych chwilach... Bo czy twarz ukochanego nie była największą pociechą? z/t
Wynik egzaminu teoretycznego:3 + ) (scenariusz 3) = 3 Wynik egzaminu praktycznego:1 (12 na kości) = 1 Ostateczna ocena: 3 (teoria) + 1 (praktyka) + 2 (postać młodsza niż 3 miesiące) = 6 (Nędzny)
Anastasia naprawdę nie rozumiała celowości istnienia takiego przedmiotu jak astronomia. Nie miała pojęcia co jej przyjdzie z gapienia się w gwiazdy, tym bardziej, że odbywało się to w nocy, zaburzając tym samym rytm dobowy uczniów. Zafascynowana medycyną dziewczynka uważała to za skandaliczne i zdecydowanie nie podzielała entuzjazmu innych pierwszoklasistów, którzy skakali z radości na myśl o buszowaniu nocą po zamku. Z części teoretycznej coś udało jej się wymyślić. Nie było to może jakieś szaleństwo, ale przynajmniej wiedziała, że ominie ją Troll. Z tego powodu na części praktycznej nawet nie udawała, że jej zależy. Kiedy inni pracowali, ona skrobała sobie na arkuszu gwiazdki, marząc o tym, by egzamin sie skończył. Nie miała czasu na takie głupoty, była zirytowana, a kiedy tylko już było wolno, oddała arkusz nauczycielowi i poszła czym prędzej do własnego łóżka. To się nadawało do zgłoszenia dyrekcji, ot co! z/t
Andrew Park
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Wynik egzaminu teoretycznego:5+nic ze scenariusza i 1 z kuferka = 6pkt Wynik egzaminu praktycznego: 49+17=68 (4pkt) Ostateczna ocena: 10pkt - Powyżej Oczekiwań
Astronomia może i nie była czymś czym interesował się pod względem bardziej fizycznym, a jedynie traktował to jako dziedzinę, która była niezwykle pomocna w przypadku wróżbiarstwa. Chociaż w zasadzie nie musiał aż tak dobrze znać się na gwiazdach, planetach i ich układach, aby wywróżyć ludziom coś z tego jak się one rozstawiły na nieboskłonie, albo w jakiej formacji widniały w trakcie ich narodzin. Mógł w końcu korzystać z wielu innych sposobów na znalezienie odpowiedniej wróżby, ale jednak stwierdził, że ciekawie byłoby się znać również na tym aspekcie. Przygotował się wcześniej do podejścia do egzaminu z wcześniej wspomnianego przedmiotu, chcąc być jak najlepiej zorientowany w tym o co mógł zostać zapytany. Okazało się, że była to niezwykle trafna decyzja bowiem faktycznie jakimś cudem miał na tyle wyczucia, że akurat trafiło mu się coś, co powtarzał jeszcze poprzedniej nocy, próbując zapamiętać najważniejsze zagadnienia. Wszystko było tym prostsze dla niego ze względu na to, że jako wielbiciel wróżbiarstwa faktycznie kiedyś już zajmował się analizowaniem nieba w momencie swoich narodzin i dzięki temu pamiętał pewne szczegóły, które mógł z łatwością przywołać i umieścić na arkuszu egzaminacyjnym. Dopiero później przyszedł czas na praktykę, która była zawsze o wiele gorsza ponieważ jej nikt nie mógł się wykuć na blachę, a zamiast tego miał się wykazać faktycznymi umiejętnościami. To nie mogło być tak proste jak się wydawało. Niemniej Andrew zdawał się doskonale wiedzieć czemu znajdował się w tym miejscu, w którym stał i co właściwie powinien zrobić. Na początku podchodził do zadania naprawdę entuzjastycznie, ale po jakimś czasie stwierdził, że było to dużo bardziej skomplikowane niż na początku mu się wydawało, a zapał powoli stygł. Jednak nawet w takiej sytuacji udało mu się wykonać całkiem dobrze powierzone zadanie. I tak jak mógł się tego wcześniej spodziewał, za całość swojego wystąpienia otrzymał naprawdę przyzwoitą i zadowalającą ocenę, z którą mógł w pogodzie ducha opuścić salę egzaminacyjną.
z|t
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Wynik egzaminu teoretycznego:1 i 3 = 1 Wynik egzaminu praktycznego:79 = 4pkt Ostateczna ocena: 1 + 4 = 5 (nędzny)
Kiedyś Remy nauczy się, żeby przed egzaminami mającymi miejsce w nocy nie chodzić na treningi. Nic jednak nie mogła na to poradzić! Musiała trenować do zawodów! W dodatku tego dnia Rozanow przeciorał ją tak mocno po lodowisku, że nie tylko nie czuła własnych nóg, ale bolały ją nawet włosy na głowie. Jedyne o czym marzyła to sen, nic więcej, tylko sen. Prawie nawet spać poszła. Ba! Nawet już była w piżamie i gdy przymknęła oczy… Przyszła jej wiadomość na wizzengerze od Lunci, że dlaczego nie ma jej pod salą, już wpuszczają na egzamin. Kurwa. Mać. (Oraz bless Anias’ soul). Zastanawiała się, czy nie pobiec na egzamin w piżamie, ale koniec końców zmotywowała się na tyle, by jednak się przebrać. Zdążyła w ostatniej chwili! I to wcale nie pomogło jej w skupieniu na pytaniach, na których odpowiedź w większości wyglądała jak „eeee”. Udało jej się tylko złożyć w całość jedną… Brawo Seaver, jak ojciec zobaczy, to chyba tydzień spędzisz na łodzi czytając z gwiazd. W sumie jakby się Remy miała zastanowić, to brzmiało to jak najlepszy tydzień świata. Całe szczęście na praktyce obudziła się na tyle, by odmalować dokładną mapę gwiazd, pewnie poszłoby jej jeszcze lepiej, gdyby nie to, że sen zaczął jej zamykać oczy i gdyby nie kilka szturchnięć w bok od przyjaciółki, w ogóle zaczęłaby tam chrapać.
Nie było wielu zajęć, na jakie Frederick naprawdę chodził, jakie go ciekawiły, jakie były ważne dla niego samego, a nie tylko dlatego, że coś sobie założył, zaplanował i zamierzał po to sięgać. Astronomia zaliczała się do prostych przyjemności, jakie pozwalał sobie mieć, nic zatem dziwnego, że zaraz po zachodzie słońca, skierował się do właściwej wieży, wspinając się niespiesznie pod odpowiednie drzwi. Nie męczyło go to, nie czuł się również z tego powodu zły, czy zirytowany, takie wycieczki były dla niego normą, skoro przemierzał dziennie cały rezerwat, zaglądając w jego najróżniejsze zakamarki, starając się znaleźć wszystko, co powinno zostać znalezione. Zerknął przez ramię na jednym z zakrętów, by dostrzec @Lockie I. Swansea, który najwyraźniej również zmierzał na zajęcia, ale nie zatrzymał się, udając, że wcale go nie widział. Nie miał potrzeby rozmawiania, śmiania się, czy czegoś podobnego, ale podejrzewał, że drugi Ślizgon za chwilę go dogoni i uzna, że mogą razem poczekać na zajęcia. Shercliffe powoli się z tym oswajał, chociaż standardowo stał z boku, nie chcąc dawać się wciągać w jakieś miłości i problemy między uczniami. Czym innym była walka o słuszne prawa, a czym innym jakieś przyjaźnie, układy, buziaki i nie wiadomo co jeszcze. To nie było mu w życiu potrzebne, tym bardziej że przyszedł tutaj, żeby się dokształcić, a nie po to, żeby znaleźć bliskich do grobowej deski. I właśnie z tego powodu spokojnie dotarł pod drzwi sali astronomicznej, gdzie zatrzymał się bez zadyszki, spokojnie czekając na pojawienie się profesora.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
Nie była wielką fanką astronomii, ale póki co dziewczyna nie była jeszcze zawalona pracami domowymi czy nauką na egzaminy, w związku z czym miała więcej czasu wolnego, niż była w stanie zagospodarować. Prawdę powiedziawszy odkąd przyjechała do Hogwartu większość wieczorów spędzała sama w dormitorium lub włócząc się po błoniach – bo i co innego miała tu niby robić? Większości dzieciaków albo nie znała albo miała z nimi na pieńku, omijała więc z daleka integrację w pokoju wspólnym Ślizgonów, zamiast tego wybierając własne towarzystwo. Może rozważyłaby zakup kota, gdyby nie fakt, że wszelkie zwierzęta również za nią nie przepadały. Mając więc w perspektywie kolejny samotny wieczór, Lyssa zdecydowała się dać szansę astronomii… szczególnie, że ponoć od ubiegłego roku mieli jakiegoś nowego profesora, który wyglądał niczego sobie. W najgorszym wypadku dziewczyna spędzi noc gapiąc się w niebo i na nowego dydaktyka. Była już niemalże na szczycie wieży astronomicznej, kiedy w pół kroku poczuła, że stopień, na którym stanęła w rzeczywistości nie jest wcale stopniem. - Cholera jasna! – zaklęła pod nosem, nim padła jak kłoda na kamienne schody. Poniewczasie przypomniała sobie o niesławnym znikającym stopniu. Wiedziała o nim, KAŻDY o nim wiedział, a jednak rok poza Hogwartem wystarczył, by dziewczyna zapomniała o osobliwościach zamku. Czując nasilający się ból w kostce przeczołgała się pod ścianę i wyciągnęła różdżkę z torby. Pytanie brzmiało, czy pamiętała odpowiednie zaklęcie?
/leże na schodach, zapraszam :D
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Swansea chodził na astronomie, jakby był wielkim pasjonatem, a był idiotą. Nic nie rozumiał z ruchu ciał niebieskich, ale lubił te ładne mapy nieba i patrzeć sobie na gwiazdy nocą, więc zawsze był obecny. Napisał do @Maximilian Felix Solberg, żeby ten nie spał, tylko szedł do wieży astronomicznej, po czym sam, sapiąc jak parowóz, zaczął się tam wspinać. Po drodze zaczepił go jakiś gówniak z gryffindoru, dając do rak cukierki, a Lockie niestety był z pewnością bardziej łakomy, niż mądry, więc zaraz wpakował je sobie do buzi. Wydawało mu się, że gdzieś przed nim majaczy postać @Frederick Shercliffe ale był zbyt zajęty walką o życie na tych schodach, by pomyśleć o gonieniu go. Jakim cudem zauważył najpierw Freda, a nie klęczącą tuż przed nim @Lyssa Heartling, to wiedziały tylko tajemnicze meandry jego myśli. Zatrzymał się przed nią, ciumkając cuksa i obserwował ją chwilę, jak się szamocze, jak zając w potrzasku. - Czymaj tołbe. - powiedział z mordą pełną ciukierka, złapał ją bez problemu za ramiona i podniósł, jak wór, bo była tak chudym szpakiem, że nie stanowiła dla niego wyzwania- Bołi? - kiwnął głową na nogę, na której wyraźnie unikała przenoszenia ciężaru. Przełknął memłanego cukierka i wyjął różdżkę: - Durito. - wycelował w jej nogę, po czym uśmiechnął się i dodał - Locus. - i wetknął różdżkę za pasek - Nie dziękuj, bo boję się, że jak okażesz wdzięczność, to się zadławisz własnym językiem, a wskrzeszać nie potrafię. - powiedział, unosząc rękę, by powstrzymać ją przed czymkolwiek, czym chciała w niego jadowicie splunąć. Zrównał się Z Fredem więc dopiero pod wejściem do sali: - Siema. - stęknął, czując mrowienie w nosie, po czym krew siurnęła mu z niego tak spektakularnie, że oblała jego, Fredericka i jeszcze ścianę za nimi. Krwotoczki?! A to mały gryfoński chujas.
Przygoda: 1 - "dopada cię Irytek i rzuca w ciebie łajnobombę, cuchniesz jak obornik"
Idąc na zajęcia z Astronomii, Lily myślała wciąż o obietnicy, którą złożyła Solbergowi. Oczywiście zamierzała ją utrzymać, ba, nawet rozważała rozszerzenie jej na pozostałe zajęcia. I okazało się, że tym razem zyskała w swojej walce nieoczekiwanego sprzymierzeńca, który zadbał o to, by wszyscy woleli trzymać się od niej z daleka. Łajnobomba, która wylądowała na ubraniach Blackwood, cuchnęła jeszcze mocniej niż jej reputacja, a z tą z dnia na dzień było coraz gorzej. Oczywiście puchonka poświęciła sporo czasu na to, żeby się doprowadzić do porządku, ale sam chłoszczyść tu nie wystarczał, a ona nie mogła sobie pozwolić na cofnięcie się aż do szkolnych podziemi, bo zwyczajnie nie zdążyłaby dotrzeć na zajęcia w najwyższej wieży zamkowej. Kiedy dotarła na miejsce, nie przywitała się z resztą. Widziała tu samych ślizgonów, z czego jeden padł ofiarą jej uroku, więc wolała trzymać się na dystans. Tym bardziej, że wciąż próbowała ogarnąć jakoś temat gównianego zapachu, który roztaczał się wokół niej mniej subtelnie niż uroda wili.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
Astronomia widziała na rozpisce jej zajęć, jako przedmiot obowiązkowy. W końcu uznała, że skoro jej pobyt w szkole przeciągnął się — całkowicie nie z jej wolnej woli — o kolejny rok, to równie dobrze może nieco pomiksować, pozamieniać niektóre z przedmiotów, które kiedyś wydawały się kluczowe, na te, które po prostu ją ciekawiły. Studia widziały jej się, jako przydługa droga, aspirująca na miano męczącej i żenującej. Pięć lat. Pięć cholernych lat. W innym życiu pewnie nie pamiętałaby już, jak okropnie upierdliwe potrafią być ruchome stoły, ani jak wiele rodzajów marmolady podają skrzaty do porannych tostów. W tym nie pozostało jej nic innego, jak wierzyć, że do trzech razy sztuka. Z termosem (który nie był termosem, tylko magicznie utrzymującą ciepło butelką) pełnym kawy pod pachą, zgasiła niedopałek papierosa o podeszwę lakierowanego buta i zebrała się z dziedzińca w długą drogę w górę. Ostatnie tygodnie wypełnione były małymi atakami paniki, gdy przebywała zbyt długo w zamkniętych pomieszczeniach, toteż każda sposobność wyrwania się na zewnątrz była przez nią nadużywana. O tej godzinie większość uczniów zbierała się już w dormitoriach, ale jakiś wielce podekscytowany gryfon przechwalał się koledze, że wygrał zakład, wciskając komuś całą garść truskawkowych krwotoczków. Niespecjalnie ją to interesowało, ale ich głosy nadal towarzyszyły jej, gdy zaczynała wspinaczkę po schodach. Już niemal była na samym szczycie, zatrzymując się, tylko by nabrać oddech i pogapić się bez celu przez monoforię, gdy odgłos czyiś pośpiesznych kroków przyciągnął jej uwagę — próbowała się odsunąć, co by zrobić przejście uczennicy (wyglądającej, jakby nie chciała zwracać na siebie nawet najmniejszej uwagi, przez co zwracała jej całkiem sporo), ale w tej samej sekundzie blondynka potknęła się o własne nogi, skazując je na kolizję. Pisnęła, gdy fiolka trzymana w jej dłoniach zachybotała, ochlapując krukonkę zawartością. Nie miała czasu spytać, kto do jasnej nosi niezakorkowane eliksiry, bo ta już znikała w dole krętych schodów. Odczekała chwilę, przypatrując się wilgotnym plamkom na rękawie koszuli, czekając, aż wydarzy się coś, co byłoby adekwatne do poziomu jej szczęścia — czyli, przykładowo, odpadnie jej ręka. Westchnęła, wielce nieroztropnie głęboko nabierając do tego powietrza, a płuca, jak na rozkaz, wypełnił jej wielce znany zapach. Na tyle charakterystyczny, że automatycznie obróciła się za ramię, zerkając, czy nikt nie zaszedł jej od tyłu. Dowlokła się na sam szczyt, na siłę wyrównując oddech, gdy mijała @Lyssa Heartling, jak gdyby cholernie nie paliły ją łydki (a paliły paskudnie) i nie kłuło ją w boku (kłuło na tyle, że zaczęła się zastanawiać, czy ów eliksir jednak nie zadziałał z opóźnieniem, aktywnie zamieniając jej wnętrzności w papkę), co wydawało jej się uwłaczające dla kapitanki krukonów. Wciąż kręciło ją w nosie, ale uznała to za całkowicie normalne, skoro już zauważyła @Lockie I. Swansea. Pewnie wypachnił się, jak ten jeden wujek na swoją imprezą imieninową, że aż zawiewało na schody. Chcąc nie chcąc, oczy prawie wyszły jej z orbit, widząc potoki krwi puszczające z jego nosa, ale słowa mijanego wcześniej gryfona przebiły się przez jej, a jakże, spanikowaną falę myśli. — Dałeś się wychujać jedenastolatkowi? — Rzuciła, podchodząc, na wpół rozbawiona, na wpół dziwnie poruszona. Na poczekaniu wyrwała kartkę z notesu, transmutując ją w chustkę, chociaż sukces zaklęcia stanął pod znakiem zapytania, przez ciągłe ucieczki spojrzeniem na ramiona ślizgona (czy zawsze były tak szerokie? Czy to ten slutty golfik?). Nawet widok czerwonych strug nie był w stanie odciągnąć jej nachalnych obserwacji, które mnożyły się, jak załamania nerwowe wśród uczniów po lekcjach u O’Malleya. Odkleiła spojrzenie od Lockiego, połykając propozycję, by może pozwolił jej spojrzeć na swój nos bliżej, najlepiej w jakiejś odległej sali. Roweno, co się z nią działo? Jej policzka zdawały się płonąć, kiedy zmusiła się do przymknięcia powiek i przywołania do jakichkolwiek, pozostałych resztek rozsądku. Przeniosła wzrok na milczącego @Frederick Shercliffe, krótko lustrując jego twarz — na próżno szukając w głowie odpowiedniego imienia i nazwisko, zanim powtórzyła zaklęcie i jemu podając chusteczkę. Kropla krwi wolno spływała po jego policzku. — Podobno jakiś puchon właśnie obrzyguje portret Morgany, więc chyba mogło być gorzej. Stwierdziła ni to do jednego, ni to do drugiego. Zakotwiczyła spojrzenie w nieznajomym, bo Merlin jej świadkiem, sama świadomość ruchu Swansea, którą rejestrowała kątem oka, łaskotała ją po synapsach. Na całe szczęście, kiedy już prawie złamała sobie kark, siłując się sama ze sobą, by nie odwrócić się w jego stronę, na szczycie schodów pojawiła się @Lily Blackwood. Rzuciła, że musi jej coś oddać, odwróciła się na pięcie i podbiegła w jej kierunku, zapominając, że i dla niej musi znaleźć jakąś wymówkę, argumentując to nagłe zagadane.
Astronomia nie należała do jego ulubionych przedmiotów, bo nie do końca sobie z nią radził, ale też nie uważał jej za coś tragicznego, czy beznadziejnego, w czym nie chciałby uczestniczyć. Wręcz przeciwnie. Była, w dużej mierze, na wskroś mugolska, a on lubił słuchać o rzeczach, jakich nigdy miał nie dotknąć, nie dosięgnąć, o rzeczach, jakie sprawiały mu przyjemność, pozostając tajemnicami, jakich nie był w stanie tak naprawdę sięgnąć. I pewnie właśnie dlatego zebrał się w sobie i postanowił wybrać się na zajęcia, wiedząc doskonale, że i tak nie powinien spać w kącie, skoro jego obecność była właściwie wymagana. Nie mógł na razie pozwolić sobie na uciekanie przed obowiązkami, nie mógł tak po prostu uznać, że nie wybiera się na dane zajęcia, bo chce mu się spać. Widział zresztą oczami wyobraźni jak jego ojciec by na to zareagował i wolał go nie złościć, nie chcąc, żeby podobne wieści dotarły do niego ze szkoły. Nie chciał wywoływać u niego zawodu, co to, to nie. Wspiął się zatem pod salę astronomiczną, po drodze mijając milion problemów, jakie przydarzały się innym uczniom i studentom, nie do końca wiedząc, jak to było możliwe. Ponieważ jednak szedł jako jeden z ostatnich, nie spiesząc się, żeby nie dostać niepotrzebnie zadyszki, nie uczestniczył w pomocy, ale również nie znalazł się w ogniu problemów, rozchylając wargi, kiedy nagle @Lockie I. Swansea zaczął smarkać krwią, na dokładkę tak popisowo, że zachlapał nią któregoś ze swoich kolegów z domu. Ian już niemalże chciał ruszyć z odsieczą, ale Saskia wzięła to w swoje ręce, więc pozostało mu stanąć z boku i nie rzucać się w oczy.
Riley Rain
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : dołeczek w lewym policzku; szeroki uśmiech; gitara przewieszona przez plecy
Zawsze uważał, że astronomia była naciągana. Nie do końca wierzył i ufał jak to tak można było czytać niebo i uważać, że tyle się wie. Gwiazdy były ładne – lubił w nie patrzeć, a noce były ciche i uspokajające, przeważnie pozbawione intensywnych barw, które widywał w ciągu dnia. Nie darzył jednak tego przedmiotu aż taką niechęcią jak wróżbiarstwo, które dla szesnastolatka było po prostu stekiem bzdur i nikt – nawet opiekunka domu – nie mógł go przekonać, że było inaczej. Wspinał się na wieżę astronomiczną, dostając zadyszki, bo do sportowca to było mu tak daleko jak do ministra magii. Dysząc więc jak shepherdess w upalne dni i skupiając się na tym, by zaraz się nie udusić, kiedy jakaś dziewczyna poleciała jak długa. Nie wiedział dlaczego, bo skupiał się na sobie i tym, żeby nie wyzionąć ducha na setnym stopniu. Chciał jednak dogonić @Ian D. MacTavish, który już był u góry Nie wiedział więc, że stopnie znikały i dosyć twardo sam się o tym przekonał. Stopa poleciała w dół, a on poleciał jak długi, nieładnie klnąc, bo kostkę przeszył ostry ból i obił sobie dłonie i kolana. Na Merlina, na uczcie rozlał sok na siebie i wszystkich wokół, a teraz już sobie skręcił krzywdę. Wszystko nagle zaczęło być przyciemnione, nachodzące czernią, bo już nienawidził tego roku. Tak zaczęty nie mógł być wcale dobry. Chciał wrócić do domu, niczym jakiś dzieciak. — Cholera, ała — mamrotał pod nosem, kiedy się podnosił. Może jednak wróci do pokoju wspólnego.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Zajęcia po zachodzie słońca, wydawały się jej mniej chaotyczne niż te poranne lub przedpołudniowe. Po zachodzie wszystko było inne, może dlatego Fern postanowiła wybrać się na Astronomie, chociaż miała o niej dość małe pojęcie. Odkąd jednak poznała Danielle, widziała w gwiazdach coś więcej niż jaśniejące punkciki na granatowym niebie. Nie spodziewała się niespodzianek, to znaczy głucha powinna zawsze się spodziewać, że coś na nią wyskoczy, przewróci ją lub rzuci w jej plecy łajnobombe, ale nie tym razem. Nienawidziła Irytka, właściwie to chciała mu odpisać "Ty chuju!", ale zdała sobie sprawę, że na to na nic. W końcu duch jak szybko się pojawił, tak szybko się ulotnił. Zauważyła jednak, że nie tylko ona została trafiona przez złośliwego poltergeista, a na pewno poczuła. Odsunęła się od pozostałych, aby nie straszyć ich swoim smrodem, podchodząc do @Lily Blackwood, którą kojarzyła z zajęć, ale nie znała jej za dobrze. Wiedziała, że Aiyana chyba się z nią zaprzyjaźniła. Puchonka również pewnie wykalkulowała, że nie zdąży się przebrać i wrócić pod drzwi sali astronomicznej w takim krótkim czasie. Tego ducha ktoś powinien usunąć z tej szkoły. Nie stać ich na jebanego egzorcystę?! Pokazała swój notes Lils, a pismo jej zniekształciło się pod wpływem negatywnych emocji, w których było trochę złości, ale jednak nadal były czytelne.
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
W końcu nadszedł czas na astronomię... Nie posiadała się z ekscytacji - nie tylko dlatego, że był to jej absolutnie ulubiony przedmiot, na którym z reguły wiodła prym, lecz także dlatego, że w tym roku prowadził go nie kto inny jak... JEJ KUZYN. Perspektywa posiadania rodziny w zamku wciąż była dla niej egzotyczna i im bliżej zajęć, tym bardziej czuła się... Spięta? Roztrzęsiona? Uradowana? Nie umiała stwierdzić, która z emocji dominowała w całym tornadzie wirujących w jej głowie myśli. Zjawiła się przed salą przed czasem, napotykając już kilka znajomych twarzy. Pałkarze Slytherinu, ten nowy, starszy Ślizgon (na szczęście już zaopatrzony, bo gdyby przyszła akurat w chwili tryskania fontanny krwi, najpewniej omdlałaby nieco), ambitna pierwszoroczna, a także... @Fern A. Young. Stała w towarzystwie Puchonek dzierżąc swój notes i pachnąc... Jak łajno. DeeDee zrobiło się przykro, bo biedaczka prawdopodobnie natknęła się na swojej drodze na Irytka, który nie odpuszczał absolutnie nikomu i zwietrzył w niej łatwy cel. Przypomniała sobie, jak w zeszłym roku wepchnęły poltergeista wraz z Victorią Brandon do pieca i powzięła postanowienie, że jeśli tylko spotka urwisa na swojej drodze, zrobi wszystko, by pomścić koleżankę. A w międzyczasie postanowiła nieco inaczej pomóc jej uporać się z przykrymi konsekwencjami. Rzuciła w jej plecy chłoszczyść, by pozbyć się z jej ubrania resztek łajnobomby, a następnie przymknęła oczy i rzuciła zaklęcie essentia mirabile, licząc, że jego działanie sprawi, że każdy z obecnych poczuje coś przyjemnego zamiast odoru obornika.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Drzemał sobie po zajęciach, bo wrzesień zawsze go wykańczał natłokiem obowiązków. Powrót na zajęcia, do tego sprawy w "Luxie", treningi i cała reszta, robiły swoje, więc Max jak mógł korzystał z chwili odpoczynku. Niestety nie było mu dane w pełni nacieszyć się snami, bo @Lockie I. Swansea zaczął go trącać i kazać zapierdalać gdzieś na chujne piętro na chujne zajęcia. -Czy Ciebie do reszty pokurwiło? Po co mam tam iść? - Zapytał półprzytomny, ale był na tyle zaspany, że zwlókł dupsko i ruszył za Swansea bo wiedział, że ten nie da mu spokoju. Wyglądał jak po ostrym seksie, tak go drzemka potargała, ale nie był na tyle obudzony, by zdawać sobie z tego sprawę. Człapał się więc na wieżę, próbując jakoś obudzić choć pół komórki mózgowej, gdy kątem oka dostrzegł cukier. -Weź się podziel, kurwa, a nie. Coś mi się należy za to, że tu lezę. - Wyrwał jednego słodycza kumplowi i wsadził sobie do ryja, memlając powoli. Nawet nie do końca dotarło do niego, czemu Lockie zaczął machać na kogoś różdżką. Wlazł więc do sali, mamrocząc jakieś powitanie do wszystkich i miał już siadać na ziemi, by powrócić do drzemki, gdy i jemu jucha poszła nosem, spadając na stojącego obok niego i Lockiego @Frederick Shercliffe . -Jednak mogło być gorzej. - Odpowiedział sennie, z lekkim uśmiechem na mordzie, dorzucając jakieś przeprosiny w stronę Freda i ocierając krew rękawem bluzy. Umrzeć chyba nie miał, a krwotoczki miały ograniczony czas działania, więc nie przejmował się za bardzo. Narazie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Na zajęcia dotarła bez większych przygód, co dało jej więcej czasu na rozmyślanie o nadchodzącej lekcji. Nie wiedziała, czego może spodziewać się po astronomii. Nie patrzyła bowiem na zajęcia jak na coś mugolskiego. Już teraz doszukiwała się w tym wszystkim tej magicznej nutki, wykorzystania wiedzy do czegoś, co odbiegało od możliwości niemagicznych. Nie wiedziała jeszcze, gdzie i kiedy ją odnajdzie. Liczyła jednak na to, że prędzej czy później się ona pojawi. Wszak sama astronomia, jako zwykła nauka, brzmiała niezwykle interesująco, a co dopiero w momencie, gdy doda się do tego odrobinę najprawdziwszej magii. Jak przystało na Aiyanę, w pierwszej kolejności podeszła do dobrze jej już znanych twarzyczek. Padło na @Lily Blackwood oraz @Fern A. Young, które najwyraźniej ze sobą "rozmawiały". Kiedy jednak podeszła bliżej, nie mogła postąpić inaczej, jak tylko zatkać nos. - Cześć, co wam się stało? Ohh... Odpowiedź dostrzegła na kartce Ślizgonki, gdy podeszła, aby się z nią należycie przywitać. Nie zdążyła jednak niczego napisać, gdy jedna z uczennic postanowiła rzucić zaklęcie. Cała uwaga pierwszoroczniaczki przeniosła się na @DeeDee Carlton. - Woah! Jak to zrobiłaś? Dość głupiutkie pytanie, w końcu użyła zaklęcia. W tej młodej główce miało ono znacznie więcej sensu. A że poczuła się bardzo pewnie w towarzystwie ofiar Irytka, znacznie łatwiej przyszło jej nawiązać rozmowę ze starszą Krukonką. DeeDee nie została jednak zalana pytaniami dotyczącymi magii, a przynajmniej nie tak od razu. W życiu trzeba było mieć priorytety. - Ją też tak możesz wyczyścić? - zapytała, wskazując na Lily. Nie chciała, aby siedziała na lekcji i brzydko pachniała z powodu żartów Irytka. Gdyby tylko miała takie umiejętności, również użyłaby chłoszczyść na nieszczęsnych uczniach. Z tego też względu patrzyła na Krukonkę jak na klasowego bohatera.
Tak naprawdę Adela wcale nie zamierzała iść na astronomię, bo w jej materii czuła się niemal równie zdebilała jak w przypadku historii magii, ale pokierowały ją tutaj tarapaty. Szukała odosobnionego miejsca z boku wieży astronomicznej, bo potrzebowała odrobiny spokoju, ale niestety jeden ze stopni spłatał jej figla, sprawiając, że dziewczyna skręciła kostkę. Choć starała się to nadrobić, to wciąż nie była szczególnie biegła w magii leczniczej, więc zdecydowanie potrzebowała pomocy z tą kostką, zaś do skrzydła szpitalnego było zwyczajnie zbyt daleko. Chcąc nie chcąc, gdy dostrzegła grupę uczniów czekających na astronomię, pokuśtykała w ich stronę, starając się znaleźć jakąś przyjazną i pomocną twarz. - Hej Lockie! - powiedziała w końcu, dostrzegając ulubionego Ślizgona (@Lockie I. Swansea), a następnie wskazała na uszkodzoną nogę - Pomożesz? Wtedy jeszcze nie wiedziała, że nie uda się jej stąd wywinąć przed przyjściem profesora, a cała sytuacja skończy się tak, że jednak wyląduje w sali, udając, że ma jakiekolwiek pojęcie o astronomii.
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Przez chwilę stał tak ze skrzepem, dyndającym obrzydliwie z nosa, zupełnie zdezorientowany sytuacją, zdziwiony stanem siebie, zdziwiony stanem @Frederick Shercliffe, zdziwiony pojawieniem się krwi, patrzył, jak @Maximilian Felix Solberg obsmarkuje ich z drugiej strony, po czym się zaczął śmieć jak idiota psychopata, umorusany krwią jak cielak w rzeźni. Odwrócił się w stronę znajomego głosu i rozciągnął usta w uśmiechu: - Zajebiste to było. - przyznał - Ale jak go spotkam, to mu połamie nogi. - dodał, unosząc brwi, bo żaden guwniak gryfoński nie będzie go oszukiwał na cukierki. Przestał rżeń niekontrolowanie, nadstawiając się bliżej saskowych dłoni, by wytarła mu tę buźkę, którą tylko matka może nazwać piękną, zaglądając jej w oczy z jakimś niezrozumieniem - Sassy, czy Ty się rumienisz? - to było pytanie retoryczne, bo przecież widział już ją zarumienioną. Więcej niż raz. - Tak Cię kręcą chłopy umaczane we krwi? Powiedz. - puścił jej zaczepne oczko. Otworzył usta, by dodać coś jeszcze, ale krukonka uciekła, nim zdążył złożyć zdanie. Nie, że szybko, bo Lokiemu składanie zdań zajmowało chwilę, ale fakt - uciekła. Zauważył @Adela Honeycott, która utknęła na schodach i pokiwał głową: - Piękna moja, oczywiście! - zawołał dziarsko, mijając @Ian D. Mactavish puścił mu oko z chytrym uśmiechem, jakby mieli jakiś sekret, o którym tylko oni dwaj wiedzieli i poszedł do gryfonki - Co jest? Noga? - ukucnął, żeby popatrzeć, czy jej równo puchnie i gwizdnął przez zęby - Komu zasadziłaś kopa, że aż rozwaliłaś sobie st00pke. - pokiwał brwiami, ale wyciągnął różdżkę i wpierw rzucił zaklęcie znieczulające, by potem kolejnym nastawić zwiggnięcie. - Poczekaj jeszcze. - bo to przecież bestia w gorącej wodzie kąpana. Wyczarował usztywnienie i owinął nim jej nogę, nieco troskliwiej, niż w przypadku @Lyssa Heartling, z tego prostego powodu, że wiedział, że mu Honeycott nie napluje w ryj, jak jej będzie owijał nogę, a w przypadku Lyssy nie mógł mieć takiej pewności.
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
Można by przypuszczać, że spędziwszy niemal dwa miesiące w szpitalu św. Munga, Lyssa z większą łatwością odszuka w pamięci odpowiednie zaklęcie lecznicze. Uzdrowiciele rzucali je przecież na prawo i lewo, a ona z braku innych zajęć zaczęła ukradkiem podpatrywać stosowane przez nich techniki. Opuszczając oddział pod koniec sierpnia, dziewczyna była już całkiem nieźle wkręcona w całe to uzdrawianie, planowała zresztą kontynuować naukę w Hogwarcie. Ktoś mógłby powiedzieć, że nazwisko zobowiązywało, tyle że dziewiętnastolatka nie mogła mieć bardziej obojętnego stosunku do rodzinnej spuścizny. Pół życia spędziła próbując odciąć się od matczynej reputacji, a pójście w ślady rodziny kobiety dałoby efekt bodaj odwrotny. Szukała w pamięci odpowiedniej inkantacji, jednak nim udało jej się do niej dokopać napatoczył się samozwańczy rycerz na białym koniu, sapiąc przy tym jak lokomotywa. Rzuciła mu naprawdę mordercze spojrzenie, kiedy tak stał nad nią jak dwumetrowy słup soli, zamiast powiedzieć co miał do powiedzenia i iść dalej. Nie oponowała jednak, kiedy pomógł jej wyswobodzić się z pułapki i już miała podziękować, kiedy Swansea jak dżentelmen - którym z tego co pamiętała ani trochę nie był - zwrócił uwagę na jej niezaprzeczalnie skręconą kostkę. - Trochę. – przyznała, bo i po cóż miałaby kłamać. Nie spodziewała się jednak, że Ślizgon nastawi jej tę feralną kostkę, w dodatku z powodzeniem. Może jednak nie był wcale taki głupi jakiego udawał? Jakikolwiek zalążek dobrego zdania na temat chłopaka mógłby się formować w głowie Lyssy, niemal natychmiast umarł śmiercią naturalną po kolejnym wypowiedzianym przez Lockiego zdaniu. Czyli jednak był palantem, nic się nie zmieniło. Przewróciła oczami i bez słowa ruszyła w stronę klasy. Jeśli nie chciał podziękowań, to nie zamierzała dziękować na siłę. Karma okazała się jednak zabawnym zjawiskiem, bowiem ledwo stanęli na szczycie schodów, nos Ślizgona zamienił się w fontannę krwi. Przez krótki moment zastanawiała się, czy nie podać chłopakowi chusteczki, rzucając mu w twarz tym samym tekstem o podziękowaniach, którym on sam uraczył ją minutę temu, nim jednak zdążyła podjąć decyzję, na ratunek Ślizgonowi rzuciła się Larsonówna (@Saskia Larson), wywołując tym samym u falę zawodu. Nie była może z Krukonką w najlepszych kontaktach, ale po cichu szanowała jej temperament, a tu proszę, taka niespodzianka – Lyssa prychnęła i przewróciła oczami na widok rumieniącej się Saskii. Serio? Swansea? Pokręciła głową z dezaprobatą i przeniosła wzrok na pozostałych zebranych przed salą uczniów. Nosiła się nawet z zamiarem podejścia do młodziutkiej Ślizgonki (@Fern A. Young), którą kojarzyła jeszcze jako pierwszaczka, nim jednak zdążyła zrobić krok w jej stronę, dziewczyna podeszła do jakiejś Puchonki, z która Heartling nie miała większej ochoty rozmawiać. No cóż, może innym razem… Pozostało jej czekać, aż nauczyciel łaskawie postanowi pojawić się na własnych zajęciach.
Fitzroy Baxter
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 187
C. szczególne : kolczyki w uszach, skóry i dresiki, platynowe, czasem różowe włosy
Biegnę sobie wesoło na lekcję astronomii, całkowicie nieskalany jakimkolwiek problemem. Jednak kiedy docieram na lekcje - widzę istny armagedon wokół mnie. Z niedowierzaniem rozglądam się po wszystkich. Część cuchnie jak jakieś kupsko, najwyraźniej padli ofiarą jakiegoś łobuza, część utknęła w schodach i właśnie się wyjmowała, a niektórzy nadal byli lekko zakrwawieni. Zszokowany rozglądam się po wszystkich i staję sobie pod ścianą, gotów jak coś oczywiście pomóc, ale po pierwsze nie chciałem oberwać żadnym rykoszetem, kto wie czy ktoś tu zaraz nie zacznie wymiotować? Pojawiłem się tu, bo postanowiłem wziąć się do roboty na ostatnim roku. No i ustalić czy może mam jakąś inną pasję oprócz qudditcha... Gwiazdy, miotły, niebo... Może to był całkiem niezły trop? Oczywiście wybrałem taką lekcję, że nie widziałem w okolicy ani Rojsa ani Ruby, więc czekam sobie po prostu bardzo grzecznie na początek.
______________________
flying isn’t dangerous; crashing is
Sid Carlton
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : ciemna karnacja, czarne oczy, dużo cudacznych pierścionków na palcach
Postanowił łaskawie pojawić się na swoich zajęciach tylko chwilę po czasie, a gdy dotarł na szczyt wieży, przywitał go nie tylko tłum uczniów przewyższający prorokowaną przez Kerseya frekwencję która miała wynosić trzy do pięciu osób, ale też towarzyszący im chaos. Zarejestrował bandaż na czyjejś kostce, ślady krwi na twarzach innych i unoszący się dookoła smród łajnobomby. A skąd wiedział dokładnie, że to łajnobomba? Bo chwilę wcześniej, osobiście poślizgnął się na cuchnących resztkach i sam był otoczony niezbyt przyjemnym zapachem którego nie zamaskował Chłoszczyść. No cóż, bywa i tak. - Piątek trzynastego - skomentował, uznając że to wyjaśnia absolutnie wszystkie pechowe zjawiska ze szczytu wieży, po czym powiódł niezbyt czujnym wzrokiem po wszystkich zgromadzonych, żeby skontrolować ich stan i sprawdzić, czy nikt przypadkiem nie umiera albo nie potrzebuje pomocy. Czający się w okolicy schodów @Riley Rain wyglądał jakby sponiewierał sobie kostkę, więc rzucił na niego zaklęcie uzdrawiające i zapytał: - Czy już wszyscy są cali? Jak tak to zapraszam - i machnął ręką w stronę drzwi, wpuszczając wszystkich do środka. - Wyjątkowo nie skupimy się dziś na gwiazdach, bo gwiazdą wieczoru będzie Układ Słoneczny. Prosty, przyjemny temat na początek...
Etap I
W klasie lewitują szklane półkule, na których znajdują się charakterystyczne chociaż nieoczywiste informacje o różnych ciałach niebieskich Układu Słonecznego (jakieś ciekawostki, fascynujące dane o masie, atmosferze i takie tam). Każdy z obiektów został opisany dwoma różnymi informacjami na dwóch różnych pólkulach, więc każdy z was musi dopasować dwie połówki opisujące ten sam obiekt i połączyć je ze sobą. Jak ktoś chce fabularnie wchodzić w szczegóły, to możecie w poście opisać obojętnie jakie informacje z internetu albo własnej głowy.
PRZYKŁAD:
Na jednej macie napisane "Ma najgęstszą atmosferę ze wszystkich planet skalistych w Układzie Słonecznym" a na drugiej "Nachylenie osi obrotu planety wynosi niecałe trzy stopnie, co minimalizuje także sezonowe wahania temperatury" i ponieważ posiadacie szeroką wiedzę astronomiczną to wpadacie na to że AHA, TO BĘDZIE WENUS i wtedy łączycie sobie je w jedną kulkę
Możecie sobie wybrać dowolnie z listy poniżej, byle każdy miał coś innego. To, co wybierzecie, będzie ciałem niebieskim z którym będziecie pracować podczas tej lekcji:
Słońce | Merkury | Wenus | Ziemia | Księżyc | Mars | Ceres | Jowisz | Saturn | Uran | Neptun | Pluton | Eris | Haumea | Makemake
Rzuć k6, aby dowiedzieć się ile czasu zajęło ci odnalezienie pary informacji.
k6:
Osoby, których astronomia jest najwyżej punktowaną dziedziną w kuferku mogą sobie odjąć 2 oczka. 1,2 - po prostu wiesz co robisz, idzie ci elegancko i bezbłędnie. Dostajesz +5 punktów dla domu. 3,4 - potrzebujesz więcej czasu, by zastanowić się nad odpowiedzią, może poprosić kogoś o pomoc, ale twoja pierwsza decyzja jest dobra 5,6 - popełniasz błąd, a nieprawidłowo połączone połówki zamiast skleić się w całość, wybuchają ci w rękach. To tylko magiczny efekt, który nie zrobi ci krzywdy, tylko osmali nos i sprawi że włosy staną ci dęba. Po tej atrakcji półkule wracają w powietrze, a ty próbujesz dalej.
Po prawidłowym połączeniu dwóch części i stuknięciu w nie różdżką wraz z wypowiedzeniem nazwy ciała niebieskiego, kula przyjmuje wygląd imitujący daną planetę czy tam gwiazdę. Musicie jednak zadbać o to, by miały one odpowiednie proporcje rozmiaru względem siebie, znajdowały w odpowiednich miejscach, poruszały po odpowiednich torach i tak dalej.
I tutaj przyda nam się znajomość MAGIZYKI oraz MATEMAGII. Dostajecie częściowe dane, dostajecie również niezbędne wzory i z nich musicie sobie obliczyć wszystkie brakujące wartości, by w waszym Układzie Słonecznym zapanował ład i harmonia.
Każdy rzuca: * k100 na to, jak precyzyjne są wasze obliczenia - im wyższy wynik, tym lepiej * k6 na to, jak bardzo felerne pomoce naukowe wam się trafiły
k6:
1 - każde narzędzie i tabela jakie dostajesz okazują się być prima sort! (+10 do k100) 2 - twój niezbędny do obliczeń kątomagimierz z jakiegoś powodu dostaje skrzydeł jak puszka RedGhulla i odlatuje, więc musisz za nim gonić po całej klasie 3 - nie starcza dla ciebie ż a d n y c h pomocy, musisz poprosić kogoś o podzielenie się lub jeśli jesteś ze slytherinu ukraść jak nie będzie patrzył 4 - czarkulator, na którym usiłujesz wykonać działania, nie chce współpracować (-10 do k100), ale za to przy każdym naciśnięciu znaku równości zamiast wyniku wyświetla się... Dorzuć: parzysta - komplement dla ciebie; nieparzysta - niemiły przytyk 5 - w ferworze pracy przewracasz kałamarz. Dorzuć k6 na to, kogo zalewasz atramentem: parzysta - kolegę obok i jego obliczenia, nieparzysta - siebie i swoje obliczenia. Ty lub on(a) musicie ruszyć głową i rzucić k100 ponownie. 6 - znaki na tabelach wzorów skaczą jak szalone, aż wreszcie przeskakują na pergamin kogoś innego, musicie się więc podzielić!
Termin pisania: do 16.09 włącznie (jeszcze dwie osoby mogą w tym etapie dojść spóźnione)
Kodzik do uzupełnienia:
Kod:
Ciało niebieskie: wpisz wybrane Łączenie półkuli: wpisz pierwszą k6 Obliczenia: wpisz k100+- modyfikatory z kostek Pomoce naukowe: wpisz drugą k6 Punkty: +5 za przyjście (+jeśli komuś wypadło z kostek to proszę tu wpisać)
Ciało niebieskie: Mars Łączenie półkuli: 1 jestem miszcz Obliczenia: 55 Pomoce naukowe: 3 żadnej pomocy, a nie zniżę się do kradzieży Punkty: +5 za przyjście (+5 za łączenie półkul)
Obejrzał się na przychodzącego @Sid Carlton, bo miał bardzo ciekawą urodę, taką akurat do malowania obrazów, ale był zbyt zajęty doczyszczaniem ubrań z juchy @Maximilian Felix Solberg, żeby skupić się na tym na dłużej. Weszli do sali, kiedy Carlton tłumaczył zadanie i natychmiast zaczął rozglądać się za dwiema półkulami, zawierającymi informacje ze sobą zbieżne. Złapał pierwszą półkulę, na której widniał napis Olympus Mons, znajdująca się na powierzchni, jest najwyższą górą w układzie słonecznym i zaczął się rozglądać za inną ciekawostką, dotyczącą czerwonej planety, bo po tej ciekawostce wiedział już, czego szuka. Bardzo prędko odnalazł pasującą połówkę, bowiem na drugiej napisane było Valles Marineris, znajdujący się na powierzchni kanion, mógłby być najdłuższą rzeką w Układzie Słonecznym. Znalezienie połówek poszło mu szybko, połączenie jednak... Teraz przyszła pora na część trudniejszą. Magizyka matemagia to nie były jego wybitne dziedziny - lubił wierzyć, że jest artystą, a artyści nie muszą myśleć logicznie. Złączenie półkul w prawidłowy sposób, nadanie im masy i rozmiaru odpowiedniego planecie mars, wymagało od niego niemałego wysiłku. No ale zrobić to było trzeba. - Umiesz w Magizykę? - szturchnął @Frederick Shercliffe, jako że przecież był starym dziadem, to chyba powinien. Jednocześnie zezował na to, co robiła @Saskia Larson, bo jakoś założył, że o ina ogarnia. Prawdopodobnie z tego samego argumentu, czemu myślał, że ogarnia Fred.
Ciało niebieskie: Eris Łączenie półkuli: 6 Obliczenia: 58 Pomoce naukowe: 5Siebie Punkty: +5 za przyjście
Miała sporo szczęścia w drodze na te zajęcia. Zdołała nawet uniknąć Irytka i jego genialnego pomysłu, zrzucania łajnobomb na wędrujących po zamku, uczniów. Jednak nawet ona nie mogła czuć się bezpiecznie w obliczu tak feralnego dnia. Piątek trzynastego był bezlitosny i swymi urokami raczył każdego, niezależnie od wieku czy magicznego doświadczenia. Aiyana odczuła na sobie efekt tego wyjątkowego dnia, dopiero na sali lekcyjnej. Złączenie ze sobą dwóch połówek ciała niebieskiego, teoretycznie nie powinno sprawiać większego problemu. A jednak, nawet podczas tak prostego zadania, coś zdecydowanie poszło nie tak. Połówki, zamiast scalić się w jeden obiekt, efektownie eksplodowały jej w dłoniach, osmalając jej twarz. Była zaskoczona takim przebiegiem wydarzeń, jednak nawet to nie popsuło dobrego humoru Puchonki. Zamiast się złościć, zaśmiała cichutko. Uznała całe zajście za dość zabawne, co z resztą udowodniła, posyłając wesoły uśmiech w kierunku @Fern A. Young. Tak, wciąż miała okopconą twarzyczkę. Dopiero teraz brała się za wycieranie śladów problematycznego łączenia. Stety albo niestety, kłopoty pierwszoroczniaczki jeszcze się nie skończyły. Kiedy wyciągała pióro z kałamarza, niechcący zahaczyła o niego swoją dłonią, przez co atrament rozlał się po jej dotychczasowej pracy. Na całe szczęście, nie zniszczył wysiłku Fern, choć zakołysał się niebezpiecznie. - Nie ubrudziłam cię?- zapytała ją z troską, samej ścierając efekt ostatniego wypadku. Albo raczej przedostatniego, bo gdy ponownie wzięła się za obliczenia, tym razem popełniła gdzieś kolejny błąd, który przyczynił się do wprowadzenia jeszcze większego chaosu, drastycznie wpływając na ostateczny wynik puchonki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciało niebieskie: Jowisz Łączenie półkuli: 4 - trochę męczę, ale daję radę Obliczenia: 52 Pomoce naukowe: 2, kątomagimiesz mi spierdala Punkty: +5 za przyjście
Skoro krwawa sprawa była za nimi, nie pozostawało nic innego, jak się zabrać do roboty. -Gwiazdy... Jak pójdziemy w stronę wróżenia, osobiście zrzucę Cię z tej wieży. - Mruknął do @Lockie I. Swansea , bo to jego obwiniał za swoją obecność na tych zajęciach. A mógł przecież smacznie spać i nie przejmować się jakimiś gwiazdami. Był bardzo niezadowolony ze swojej sytuacji, ale jak już napluł krwią na kolegów, to wypadało jednak zostać i chociaż spróbować. Wziął się za dopasowywanie półkul i zbieranie informacji. Szło mu topornie nie tylko dlatego, że gówno o tym wiedział, ale też był wciąż nierozbudzony i zdecydowanie bardziej myślał o przycięciu komara niż o jakiś ciałach niebieskich. W końcu jednak udało mu się odkryć, że ma do czynienia z Jowiszem. Nazwa fajna, ale poza tym wiedział kilka rzeczy o tej planecie, zdecydowanie nie gwieździe, poza tym, że strasznie wkurwiało go robienie obliczeń, bo jedno z narzędzi postanowiło wyrosnąć sobie skrzydła i zacząć mu spierdalać, co też nie było bez znaczenia w kontekście tego, jak długo nad tym siedział. Niby gonił za narzędziem, ale bardziej chodził, licząc na to, że samo wpadnie mu w łapy. Nieważne były środki, ważne że ostatecznie wykonał zadanie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Danielle Carlton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 163
C. szczególne : cydrąż wyglądający z rękawa szaty, ciemne jak noc oczy, zapach jabłek
Ciało niebieskie: Księżyc Łączenie półkuli: 1 Obliczenia: 29, ale wywrócił się kałamarz, więc po przerzucie 100 Pomoce naukowe: 5, dorzut 3 - nieparzysta, więc przerzut na k100 Punkty: +5 za przyjście + 5 z kostek (łączenie półkuli)
Liczyła, że jej uczynek nie zostanie zauważony, ale najwyraźniej nie doceniła bystrego oka ciekawskiej pierwszaczki, która musiała odwrócić głowę w jej stronę akurat wtedy, gdy wykonała to delikatne machnięcie różdżką. Za późno było, by odwrócić się na pięcie i uciec w ciemny kąt, bo @Aiyana Mitchelson wywołała ją do odpowiedzi na oczach zebranych, choć przesadą byłoby stwierdzenie, że wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę. Już te dwie czy trzy wystarczyły, by Carlton spąsowiała. - Eeeee - zaczęła mało elokwentnie, zapominając języka w gębie i strzelając oczami na boki jak złapana w świetle reflektorów dzika zwierzyna. Z jednej strony chciała pomóc @Fern A. Young pozbyć się z jej ubrań resztek łajna, a także zatuszować nieprzyjemny zapach, by inni uczniowie nie patrzyli na nią w oceniający sposób, ale z drugiej została przyłapana na rzucaniu komuś zaklęć w plecy. Czy tak przystoi prefektowi z błyszczącą odznaką na piersi? - To takie zaklęcie czyszczące - dodała w końcu. - Nic nadzwyczajnego. Wkrótce je poznasz - rzekła jeszcze, uśmiechając się nieco, gdy dostrzegła w oczach Puchonki ten cień podziwu. Czy faktycznie była taką bohaterką? - Mogę, jeśli Lily sobie życzy - odparła, aczkolwiek nie spodziewała się, by @Lily Blackwood chciała jej pomocy. Potrafiła rzucić chłoszczyść sama.
Rzucone przez nią zaklęcie rozpylające w powietrzu miłe zapachy zdawało się być za słabe, by poradzić sobie z odorem łajna roznoszącym się między zebranymi, bo gdy pod klasą pojawił się nauczyciel, przynosząc na butach kolejną porcję smrodu, DeeDee przestała czuć miłą woń jabłek z cynamonem. Uśmiechnęła się do kuzyna, choć nie była pewna, czy dostrzegł ten drobny gest, miał wszak do ogarnięcia całą rzeszę osób. Wrzesień okazał się być rekordowy, jeśli o frekwencję chodziło i sama Carlton zastanawiała się, co sprawiło, że tylu ludziom chciało się wejść na wieżę astronomiczną? Może to sam @Sid Carlton wzbudził takie zainteresowanie i wszyscy przyszli przetestować nowego profesora? Lewitujące w klasie półkule wzbudziły jej ciekawość, toteż wysłuchała instrukcji i zaczęła przechadzać się po sali wraz z resztą osób, biorąc do rąk coraz to inne półkule, czytając ciekawostki i zastanawiając się, czemu były przynależne. Trafiła w końcu na jedną o Księżycu i natychmiast przywłaszczyła sobie tę półkulę, za cel biorąc znalezienie drugiej od zestawu. - Mogę? - zapytała enigmatycznie @Riley Rain, który chyba właśnie zamierzał wziąć w ręce drugą z półkul Księżyca. Z lekkim uśmiechem sięgnęła po nią, odczytując z niej ciekawostkę o średniej amplitudzie temperatur na powierzchni satelity, może tym samym przypadkiem ratując młodszego Krukona od błędnie dokonanego połączenia? Obie części pasowały do siebie jak ulał i bez problemów udało jej się je złączyć. Pozostało jej teraz wykonać resztę potrzebnej pracy i obliczeń, by dopełnić dzieła. Zabrała się do pracy ochoczo, ale z tego pośpiechu wywróciła kałamarz, który pokrył jednolitą warstwą tuszu wszystkie zapiski na pergaminie, a przy okazji ubrudził jej dłonie i paznokcie. Mruknęła coś pod nosem, po raz kolejny tego dnia musząc korzystać z zaklęcia chłoszczyść, a potem musiała zabrać się do obliczeń od nowa. I co tu dużo mówić - były p e r f e k c y j n e.
Ostatnio zmieniony przez DeeDee Carlton dnia Pon 16 Wrz - 21:18, w całości zmieniany 1 raz
Ciało niebieskie: Słońce Łączenie półkuli:4 Obliczenia:100 (XD) Pomoce naukowe:2 Punkty: +5 za przyjście
Nie dało się ukryć, że Adela nie chciała być na tej lekcji, ale już strasznie głupio było jej się wycofać, gdy profesor zobaczył ją w wejściowych drzwiach, więc z lekko zwieszonymi ramionami wkroczyła do sali, przeklinając samą siebie, że poszła po pomoc akurat do Lockiego. Pewnie upokorzyłaby się już na etapie łączenie półkul, ale na całe szczęście dostrzegła pierwszą część słońca, czyli gwiazdy, o której uczyła się co nieco już na kursie podstawowym, po którym zrezygnowała z uczęszczania na astronomię. Słońce było na tyle podstawowe, że była w stanie połączyć ciekawostki - zajęło jej to jednak dłuższą chwilę i musiała kilkukrotnie zastanawiać się, czy aby na pewno wybrała dobrze. Wszystko jednak wskazywało na to, że tym razem udało jej się uchronić przed absolutną klapą. Gorzej było w przypadku obliczeń - nie była szczególnie dokładna, ani tym bardziej biegła w matemagii. Na domiar złego jej kątomagimierz bez wyraźnego powodu dostał skrzydeł i zaczął latać po całej klasie. Adela była zwinna, jednak nawet od niej, złapanie niesfornego narzędzia wymagało dłuższej chwili, co rzecz jasna skróciło jej czas na obliczenia. - Przepraszam, ale możesz mi podpowiedzieć, jak zacząć? - szepnęła do siedzącej nieopodal @DeeDee Carlton. To był dobry pomysł, bo tor nadany przez Krukonkę sprawił, że Adela była w stanie coś obliczyć.
Lyssa Heartling
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : burza loków, anorektyczna budowa ciała
Ciało niebieskie: Wenus Łączenie półkuli: 1 Obliczenia: 68 + 10 za pomoce naukowe = 78 Pomoce naukowe: 1 Punkty: +5 za przyjście (+5 za łączenie półkul)
Punktualność była czymś, na co dziewczyna wyjątkowo zwracała uwagę. Nie lubiła się spóźniać, a także nie tolerowała spóźnień u innych – za bardzo szanowała swój czas, by użerać się z ludźmi, którzy najwyraźniej tego nie robili. Dlatego zmarszczyła nos w ledwo zauważalnym grymasie, gdy zegar wybił godzinę rozpoczęcia zajęć, a profesora nadal nie było widać. Nie interesowało ją, czy zaspał, zgubił się po drodze, czy zwyczajnie o lekcji zapomniał – fakty były takie, że w tej chwili marnował jej czas, który mogła spędzić… no właśnie, na czym? W gruncie rzeczy nie miała przecież nic innego do roboty, to był główny powód, dla którego w ogóle pojawiła się na dzisiejszych zajęciach. Mimo wszystko nie podobało jej się spędzanie czasu w sposób równie nieproduktywny, jak czekanie przed salą na spóźnionego pedagoga. Minuty dłużyły jej się niemiłosiernie, kiedy tak stała sama jak palec, udając, że ani trochę cała sytuacja jej nie rusza. Reszta klasy najwyraźniej nawet nie zauważyła, że nauczyciel się spóźnienia, zbyt zajęta prowadzonymi rozmowami o Salazar jeden wie czym. Czy chciałaby do nich dołączyć? Nieszczególnie, bo i o czym miałaby z nimi rozmawiać? Praktycznie nie znała otaczających ją osób, a z tymi, których nawet kojarzyła, nie miała najlepszych relacji. Może przez rok, kiedy jej nie było co poniektórym udało się rozwinąć dwie szare komórki, Lyssa nie zamierzała jednak z własnej woli się o tym przekonywać. Zaczęła się właśnie zastanawiać, czy nie lepiej byłoby zrezygnować z tej lekcji i wrócić do pokoju wspólnego, kiedy na schodach rozległy się kroki, a uszu zgromadzonych na szczycie wieży uczniów dobiegło mamrotanie kogoś, kto prawdopodobnie był tym nowym profesorem. Niczego sobie. Facet nie był stary, miał za to nieczęsto spotykaną na wyspach urodę i nieco chaotyczną aurę – a może to wina burzy loków, które okalały twarz o wyjątkowo ładnych, ostrych rysach. Dziewczyna nie była przekonana, czy uroda nauczyciela okaże się wystarczającym zadośćuczynieniem nie tylko jego spóźnienia, ale i tego, co zapowiadało się na naprawdę nudne zajęcia – bo co ciekawego może być w gwiazdach? Do klasy weszła praktycznie na samym końcu, do ostatniej chwili rozważając, czy aby na pewno chce zarwać nockę na rzecz gapienia się w niebo. Kiedy jednak wreszcie przekroczyła próg, jej oczom ukazały się lewitujące półkule, lśniące czy to własnym blaskiem, czy może odbijające wpadające do klasy światło księżyca. W każdym razie widok był przyjemny dla oka do tego stopnia, że Lyssa pokusiła się, by przyjrzeć się nieco bliżej znajdującej się najbliżej szklanej połówce. Ta planeta nazywana jest czasem planetą bliźniaczą Ziemii, ma bowiem podobne do niej wielkość, masę i skład. Interesujące. Skinieniem różdżki rozkazała półkuli podążać za sobą i przeszła się po klasie, odczytując kolejne inskrypcje, aż natrafiła na tę, która jej zdaniem dotyczyła tej samej planety. Zwana Gwiazdą Zaranną lub Jutrzenką widoczna jest niedługo przed wschodem lub niedługo po zachodzie Słońca. Aha! Połączyła obie połówki zgodnie z instrukcjami nauczyciela, a jej oczom ukazał się mlecznobiały model Wenus. Nie znała się na astronomii na tyle, by wiedzieć jakich rozmiarów powinna być wybrana przez nią planeta, kierując się więc bardziej intuicją niż realną wiedzą nadała jej odpowiednią wielkość. Gdyby miała pewność, że osoba, która wylosowała Ziemię ma choć szczątkowe pojęcie na temat ciał niebieskich, zapewne spróbowałaby podpatrzyć, jakich rozmiarów jest jej kula, skoro obie planety miały być „bliźniaczkami”. Pewności jednak nie miała, była więc zdana tylko na siebie i ewentualny łut szczęścia, w który już od lat nie wierzyła. Cóż, przynajmniej trafiły jej się porządne pomoce naukowe, w przeciwieństwie do niektórych….