W tej sali w Wieży Astronomicznej przeprowadzane są wszystkie zajęcia z tego przedmiotu i egzaminy sprawdzające wiedzę uczniów w zakresie nauczanego materiału.
Autor
Wiadomość
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
To, że przyszedł do sali astronomicznej było jedną, ogromną pomyłką, ale Ezra starał się bez (otwartych) narzekań znosić konsekwencje swoich wyborów. Gdyby było tragicznie, mógł rzucić jakąś niespecjalnie wyszukaną wymówką i się ewakuować. Nic go tu w rzeczywistości nie trzymało. - Nie obawiam się, że pan gryzie - odparł natychmiast, wyłapując w tym zdaniu błędną interpretację profesora. Ezra nie był jakimś dzieciakiem, bojącym się surowego, nauczycielskiego tonu, żeby się teraz denerwować. Wykazywana niechęć w samotnym przebywaniu z profesorem była raczej konsekwencją jednoznacznego z tym brakiem komfortu. Nie wiedział, jakim typem osoby jest Frybeus Bladestriker, a przekonywanie się na własnej skórze bywało męczące. Ezra lubił interesujących ludzi, bardzo łatwo było go jednak zniechęcić do siebie. W głównej mierze oceniał jednak za pomocą obserwacji, niekoniecznie sam będąc w centrum wydarzeń. W każdym razie, Ezra zachęcony słowami profesora, podniósł naczynie z czekoladą, powoli ją skubiąc, trochę dla zabicia czasu. Clarke nie wiedział, ile osób w Hogwarcie było zainteresowanych wróżbiarstwem, słyszał jednak o Calumie i tak naprawdę to jego spodziewał się, słysząc kroki. Najwyraźniej jednak więź telepatyczna między nim a Leonardo była w doskonałym stanie, bo jego chłopak przytruchtał z jakiegoś powodu do sali astronomicznej. Ezra, który utrzymywał jak dotąd raczej stonowaną mimikę, wyrażającą nic innego jak obojętność, odrobinę złagodniał, a jego postaw stała się bardziej przystępna. To była najkochańsza rzecz na świecie, że Leonardo naprawdę nie zostawił mu tych kluczy pod wycieraczką. I jeszcze został z nim i tym dziwnym facetem. To dopiero była miłość. Zabawne, że wystarczyło przesunąć wzrok odrobinę w prawo, żeby mieć przed oczami obraz prawdziwej głupoty. Ezra naprawdę lubił, kiedy nauczyciele nie mieli miotły w dupie, ale tak bezpośrednie... żarty? Insynuacje? Tego Ezra już raczej nie tolerował, uznając to za sporą bezczelność, skoro akurat ten nauczyciel praktycznie ich nie znał. - Tak, właśnie dlatego przyszedłem do klasy, pytając czy to na pewno tu odbywają się zajęcia. Umówiliśmy się na schadzkę na wróżbiarstwo - parsknął tonem całkowitej drwiny, tak naprawdę z trudem powstrzymując się od przewrócenia oczami. Skoro nauczyciel zachowywał się w ich stronę w tak koleżeński sposób, to chyba nie było problemu, gdy działo się to w drugą stronę. Nie wiedział do końca, czemu to wszystko miało służyć. Mimo wszystko miał nadzieję, że zrobią cokolwiek z dziedziny wróżbiarstwa, bo siedzenie tu wyłącznie jako rozrywki dla profesora było odrobinę bezsensowne. - Do Hogwartu jakimś cudem weszli mugole i przerwali bal - powiedział, kiedy mężczyzna zaczął jakiś sensowny temat. - Nikt nas nie poinformował, co tak naprawdę zawiodło, ale skoro zakłócenia magiczne są tak niebezpieczne, że przestały działać ochronne zaklęcia... - nie dokończył, bo tak naprawdę ciężko było określić, co w takiej sytuacji mogło się stać. - Najbardziej w tej sytuacji szkoda dyrektora. Nawet głupi zauważy, że nie jest niczemu winny, a tu od razu aresztowanie. Zakłócenia wpływały na nich już w Grecji i dla Ezry było jasne, że Ministerstwo powinno skupić się na szukaniu przyczyny, a nie aresztowaniu osoby, która naprawdę dobrze spełniała swoje obowiązki. Zamilkł, oddając głos innym osobom, które miały coś do powiedzenia i pojawiały się w międzyczasie. Nieszczególnie chciał puszczać w obieg jakieś plotki, skoro sam nie miał wystarczającej wiedzy o sytuacji. Poza tym profesor znowu go do siebie zniechęcił chwilę wcześniej tekstem o afrodyzjaku. Ezra grzecznie odstawił więc naczynie, nie jedząc więcej słodyczy. Podobno to myśli nastolatków krążyły wyłącznie wokół współżycia seksualnego... Clarke nic już nie powiedział, uśmiechając się tylko na pół ironicznie, na pół prześmiewczo. Mężczyzna sądził, że był zabawny i właśnie zyskiwał sobie sympatię, ale nic bardziej mylnego. On i Leo to jedno, ale był ciekawy jak zareaguje taki świętoszkowaty Calum, kiedy zostanie obdarzony podobnym tekstem. To akurat mogło być zabawne...
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Nie miał pojęcia, że właśnie ratuje swojego chłopaka od potwornie niezręcznej sytuacji - z jego perspektywy sam się w takową wpakował. Nie znał tego nauczyciela i kompletnie nie wiedział, czego się po nim spodziewać... A przywitany został zaskakująco złośliwym uśmiechem i komentarzem, który również za bardzo do niego nie przemówił. Było w tym coś nieprzyjemnego, albo może Gryfon zrobił się trochę przewrażliwiony... - Vin-Eurico, profesorze - poprawił go grzecznie i dumnie. Normalnie starał się nie zwracać takiej uwagi na ucinanie jednego człona jego nazwiska (zdarzało się to piekielnie często), ale mimo wszystko lubił nazwisko matki i nie chciał się go pozbywać. Bądź co bądź Eurico to był jego ojciec, nie on sam. Zanim odpowiedział w temacie "schadzki", zrobił to za niego Ezra - Leo jedynie uśmiechnął się kwaśno. Zdecydowanie wolałby umówić się ze swoim chłopakiem, a nie przesiadywać na wróżbiarstwie. Mimo wszystko należał do osób optymistycznych, tak więc zakładał, że zajęcia nie będą takie złe i może zmienią jego zdanie odnośnie przedmiotu? W Tecquali wróżbiarstwo było bardzo lubiane... Zamyślił się tylko na chwilkę, pozwalając aby Krukon opowiedział o zdarzeniach z balu. Drgnął dopiero w momencie, w którym Bladestriker zachęcił go do skosztowania czekolady. - Podziękuję - mruknął tylko, nawet nie spoglądając na szkatułkę. Nie kusiło go wcale zajadanie się słodyczami - prawdę mówiąc Leo nieco ograniczał słodkości, starając się chociaż odrobinę trzymać diety, której wymagały od niego treningi. Nie chciał wypaść z formy (chociaż jego zdaniem już poniekąd się to wydarzyło), tak więc jeśli nie miał na coś piekielnej ochoty, to po prostu sobie to darował. Tak było i teraz. Kiedy profesor wspomniał o afrodyzjaku atmosfera zgęstniała jeszcze bardziej, a chłopakowi ani przez myśl nie przeszło próbowanie tej czekolady. - W niektórych przypadkach lepiej być nie może, więc nic nie stracę, jeśli zrezygnuję - uznał z czymś na kształt prowokacyjnego uśmiechu (Bladestriker sam zaczął temat, dobra? Leo i tak się powstrzymał od większości dwuznacznych komentarzy, które cisnęły mu się na usta), przeczesując palcami włosy. Na całe szczęście do sali zaczęli wchodzić inni uczniowie, a Leo dawno nie cieszył się tak na widok Caluma czy Etki. Powitał ich szerokim uśmiechem, mając nadzieję, że przebrnie przez lekcję bez większego uszczerbku na zdrowiu (zarówno fizycznym, jak i psychicznym).
Wróżbiarstwo? Czekolada? Aż ciężko uwierzyć, że Prince nie zjawił się w sali jako pierwszy. Powód był banalnie prosty, bowiem chłopak zagadał się ze skrzatami w kuchni (ot, mała kanapeczka przed zajęciami). Kiedy zobaczył już na zegarze, że nie ma szans przyjść idealnie na czas, to wcale tak nie pędził. Spóźnienie to spóźnienie, tego się nie zmieni. Niespiesznie zatem udał się do sali astronomicznej, w której miały czekać go słodkości i tematy tak cudownie znajome. Przełknął ostatni kęs kanapki, wziął kilka głębszych wdechów, a potem zajrzał do sali z uprzejmym uśmiechem na ustach. - Dobry wieczór - przywitał się, spoglądając najpierw na nauczyciela, a potem na uczniów. Prawdę mówiąc niezbyt znał Bladestrikera, jakoś zawsze plan układał mu się tak, że uczęszczał na zajęcia innego profesora. Teraz nie tylko miał czas wolny, ale dodatkowo został zachęcony czekoladkami. Wszedł do środka, szczerząc się promiennie do @Lilyanne Scarlett Craven i przemykając pomiędzy pufami tak, aby wylądować obok niej. - Na wróżbiarstwie to cię chyba jeszcze nie widziałem - zauważył cicho, chociaż szepty mógł sobie chyba darować - lekcja jeszcze się nie zaczęła. Fakt faktem Prince nie wiedział co będą robili, podobno nie miały to być standardowe zajęcia. Rozejrzał się niezobowiązująco po sali, sięgając odruchowo po czekoladę i pochłaniając z lubością kilka kawałków. Raczej dość sceptycznie podchodził do wróżbiarstwa jako lekcji - głównie dlatego, że potęgę wizji odczuwał na własnej skórze. Drażnili go ludzie podający się za niewiadomo jakich jasnowidzów, robiący przedstawienie z zaglądania w kryształową kulę. Utalentowanych ludzi zainteresowanych tematem oczywiście w żaden sposób nie szkalował, a jedynie podziwiał. To potrafiło być trudne do zniesienia piętno... Ostatecznie zawiesił spojrzenie na profesorze, skubiąc kolejny kawałek słodkości i czekając na rozwój wydarzeń.
Lilyanne Scarlett Craven
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Mugolski tatuaż za uchem, przekleństwa, blizny na przedramionach i udach.
Pochłaniając czekoladę obserwowała obecnych w sali. Zbyt wielu osób nie było,więc skupiała się głównie na parce dyskutującej z nauczycielem. Liczyła na to, że pojawi się więcej osób, bo zajęcia w tak małej grupie z tak specyficznym profesorem mogły się okazać karuzelą żenady. Sięgnęła akurat po kolejny kawałek czekolady, gdy drzwi sali otworzyły się ponownie. Zaciekawiona spojrzała w ich kierunku, a po chwili uśmiechnęła się szeroko widząc wchodzącą do sali osobę. Miło było widzieć na tej obczyźnie znajomego Puchona. Pomacała się po kieszeniach aby sprawdzić, czy wzięła ze sobą zapas słodyczy, gdyby czekolada się skończyła. Znała już trochę wchodzącego do klasy chłopaka więc wiedziała, że przy ich dwójce smakołyk proponowany przez nauczyciela skończy się szybciej niż mogłoby się wydawać. - Bo do tej pory nie potrafili mnie dostatecznie zmotywować - odpowiedziała, uśmiechając się szeroko i wymownie patrząc na łakocie stojące obok puf. - Ale ten nauczyciel ma w sobie coś takiego, że postanowiłam dać szansę tym zajęciom - dodała, sięgając po kolejny kawałek przysmaku. Dobrej czekolady nigdy za mało. W sumie może wcale nie będzie tak źle, jak jej się wydawało. Bladestriker wydawał się być dosyć wyluzowany jak na profesora, więc jego lekcje również mogły odbiegać od takich typowych, schematycznych zajęć. - A ciebie co skłoniło do przyjścia tutaj? Oprócz czekolady, oczywiście - dodała żartobliwie, spoglądając na @Prince A. S. Shercliffe. W sumie nie uczęszczała wcześniej na wróżbiarstwo, więc może chłopak po prostu lubił te zajęcia?
-Ja nie mam nic przeciwko, nie wiem tylko co pozostali, którzy postanowią tutaj zajrzeć.- zaśmiałem się.-To prawda, panie Vin-Eurico.-tym razem, poprawnie, jak domniemałem użyłem nazwiska Leonarda. Dobry humor mnie nawiedził, kiedy zobaczyłem tą dwójkę. Możliwe, że towarzystwo normalnych ludzi, zwłaszcza uczniów sprawiało, że moja pozytywna i mniej gburowata osobowość ukazywała swoje oblicze. Szkoda, że i to działało tylko w Hogwartcie, a poza murami szkoły byłem zimnym gnojem bez skrupułów. Westchnąłem w duchu. Szkoda, że to było tylko tymczasowe. -Rozumiem, to całkiem poważna sprawa.-zmarszczyłem brwi-To bardzo poważna sprawa.-przetarłem dłońmi brodę.-Teraz rozumiem, skąd to całe napięcie w Hogwartcie.-teraz wiedziałem, że dobrze się stało, iż nie pojawiłem się na balu, chociaż z drugiej strony, nie byłem tego tak do końca pewien. Coś jeszcze chciałem powiedzieć, ale do sali zawitał Calum. Posłałem mu uśmiech i gestem dłoni zaprosiłem do środka. Już miałem mu odpowiedzieć, gdy pojawiła się uczennica. W dodatku nie kryjąca swojej niechęci do wróżbiarstwa. Zatem, pan wredny status aktywacja. -Widzę, że panna Wykehan musi być dość dobrze obeznana w cyrkowym sztuczkach. -wstałem z pufy, a ręką poprawiłem płaszcz w taki sposób, aby ta delikatnie załopotała.-Więc skoro tak, może zaprezentowałaby nam jakieś cyrkowe sztuczki pod koniec zajęć, a ja w zamian za to, wynagrodzę ją i nie odejmę 15 punktów Gryffindorowi? I może ewentualnie wszyscy dostaną upragnioną herbatę.-odparłem całkiem poważnie-Zatem, panno Wykeham, czekamy na pani występ. Liczę, że nas pani miło zaskoczy.-pochyliłem się, aby wziąć kostkę czekolady i wrzucić do buzi.-Mmm...muszę przyznać, że czekolada Milka jest naprawdę dobra.-spojrzałem na siedzących w sali uczniów.-A wiecie, że czekolada mugolska, praktycznie niczym w smaku nie różni się od tej czarodziejskiej? I jest o tyle dobrze, że nie próbuje uciekać przed nami.-poczekałem, aż czekolada rozpuści się w moich ustach. -Witam, panno Gilliams.- przywitałem Krukonkę, a ruchem głowy skinąłem jej na powitanie. Zaraz po niej, w sali pojawiła się Lilyanne. -Panno Lilyanne, cóż za pozytywna energia bije od pani. Mam nadzieję, że nie ucieknie w trakcie zajęć.- odwzajemniłem delikatnie uśmiech dziewczyny. Zaczynało się tu robić tłoczno, więc chyba jednak myk z czekoladą odniósł dość znaczny sukces. -Dobry wieczór, panie Shercliffe.-skinąłem głową, aby powitać nowego ucznia w sali. Przysłuchiwałem się chwilę rozmowie uczniów, a także ich zachowaniu. Trochę im zazdrościłem. W sumie mieli coś, czego nie miałem ja. Właśnie dlatego zostałem nauczycielem, żeby patrzeć na te beztroskie życie, które było tak kruche. Uznając, że nikt już nie przyjdzie. Podszedłem do drzwi. Rozejrzałem się po korytarzu, aby mieć pewność, że nikt się nie zbliża, po czym zamknąłem wierzeje. Lekcje czas zacząć. Za każdym razem, kiedy się ruszałem, dzwoneczek na moim kapeluszu wydawał przyjemną dla ucha melodię. Skierowałem kroki w miejsce, w którym mogłem widzieć wszystkich, bardzo dokładnie. -Dziękuję, że zawitaliście na zajęcia dodatkowe z wróżbiarstwa.- wodziłem wzrokiem po wszystkich-Możecie mnie dobrze nie znać, gdyż od niedawna uczę w Hogwartcie, więc przedstawię się jeszcze raz. Nazywam się Frybeus Bladestriker i będę waszym nauczycielem wróżbiarstwa. Liczę, że na dłuższy okres.-przedstawiłem się, chociaż pewno znali już moje nazwisko.-Chciałbym również, nim całkiem przejdę do omawiania tematu, abyście, w związku z problemami z magią, uważali na siebie i o każdej dziwnej sytuacji informowali nauczyciela, który jest w pobliżu.-mówiłem spokojnym, poważnym tonem. Zatrzymałem wzrok po kolei na każdym z obecnych uczniów. -Wasze bezpieczeństwo jest najważniejsze.-zabawne to brzmiało, kiedy wypowiadałem te słowa. Osoba, która potrafiłaby zabić takiego młodziaka, jak ci którzy tutaj siedzieli bez mrugnięcia okiem, mówiła o bezpieczeństwie. To był dopiero paradoks sam w sobie! -Krótkie przypomnienie tematu, abyście sobie odświeżyli nieco pamięć.-skrzyżowałem ręce na wysokości klatki piersiowej.-Jeśli pamiętajcie, a podejrzewam, że nie, wróżbiarstwo to nic innego jak zespół czynności, które mają pomóc wejrzeć w przyszłość. Mugole uznają, że ta moc podchodzi od sił wyższych.-rzuciłem krótko w kwestii przypomnienia, a na ostatnie słowa pokazałem palcem w górę.-Jak ktoś nie wie, to mam na myśli tego, którego wszyscy mugole nazywają Bogiem. Istota, która stworzyła cały nasz świat, włącznie z magią. Jak będziecie mieć pytania w tej kwestii to zapraszam albo dzisiaj po zajęciach albo jutro po południu.-od razu dałem im do zrozumienia, że założyłem z góry, iż będą mieć pytania-Do końca, oczywiście nie ma mocnych dowodów potwierdzających skuteczność wróżenia, ale myślę, że niedługo takie dowody się pojawią.-cały czas mierzyłem wzrokiem uczniów. Moje spojrzenie zdawało się być dość chłodne, a ton głosu poważny i spokojny. -Jest wiele możliwości wróżenia.-uśmiechnąłem się chytrze-Aeromancja, czyli wróżenie z chmur, komet, ogółem obserwacja nieba i zachodzącym na nim zjawisk.-mówiłem dalej-Astrologia, również zalicza się do sposobów wróżenia i wykorzystuje się do tego pozycję oraz wpływy ciał niebieskich, jest też, bibliomancja, czyli wróżenie ze świętych ksiąg, ceromancja, polegająca na wróżeniu z topionego i wylewanego do naczynia z wodą wosku. To drugie, jest bardzo popularne wśród mugoli jako rozrywka podczas święta przypadającego na 30 listopada, czyli w Andrzejki. Więcej o tym opowiem na zajęciach.-zacząłem powoli spacerować po sali.- Mamy również chiromancje, czytanie z linii na dłoni.-zatrzymałem się i pokazałem swoją dłoń, a palcem u drugiej wskazałem miejsca, które miałem na myśli-Zaliczamy także hydromancję, wróżenie z wody, harusupicję, która dotyczy wróżenia z wnętrzności zwierząt, głównie z wątroby. Nie polecam tego stosować, jeśli ktoś ma słabe nerwy.-spojrzałem wymownie na wszystkich po kolei.-I mówię poważnie. Jak komuś wpadnie do głowy pomysł, aby wróżyć z wnętrzności zwierząt, to sam osobiście dopilnuję, żebyście odczuli na własnej skórze swój bzdurny pomysł.-podkreśliłem wypowiadane słowa nieznacznie mocniejszą tonacją głosu-Wróżeniem z kryształowej kuli nazywamy krystalomancją, mamy także nekromancję, do której stosuje się zwłoki ludzkie. I również zaznaczam, aby nie próbować tego robić, bo osobiście postaram się, abyście wylądowali w Azkabanie.-posłałem im, jakże uroczy uśmiech.-Mamy wiele odmian wróżenia, a moją domeną...-podszedłem do Lilyanne, podwinąłem rękawy i zza jej ucha wyjąłem kartę-...jest kartomancja, czyli wróżenie z kart.-zacząłem obracać w palcach czwórkę atu. Oczywiście, to była zwykła karciana sztuczka, ale dzieciaki nie musiały tego wiedzieć. Grunt, że było to coś, co przykuwało wzrok i zachwycało każdego, nawet czarodziejów. Pokazałem im kartę, aby ją widzieli, kiedy obracałem nią między palcami. Znowu się chytrze uśmiechnąłem. Potrząsnąłem ręką, a wtedy dłoniach pojawiło mi się więcej kart. Rozłożyłem je w wachlarz. Uczniowie mogli bez problemu dostrzec wszystkie kolory oraz figury. Nie przestawałem się uśmiechać. Oczami pokazałem na karty, aby patrzyli na nie, po czym złożyłem je. Przejechałem dłonią po wierzchu pierwszej karty, a następnie znów je rozłożyłem. Jednak tym razem wszystkie karty miały kolor kier. Cofnąłem się nieco, po czym przełożyłem karty do drugiej dłoni. Znowu je złożyłem, a potem przetasowałem. Znowu je rozłożyłem i tym razem wszystkie miały kolor piku. Złożyłem je podobnie. Puściłem oczko do uczniów.Potrząsnąłem dłonią, aby w niej została mi tylko jedna, którą był As Pik. Przejechałem dłonią po karcie, a ta stała się biała. Pokazałem im tę kartę, a kiedy lekko potrząsnąłem na ich oczach pojawił się Joker. To wszystko, naprawdę było sztuczkami kuglarskimi. Uczyłem się ich, praktycznie od szczyla od Marcusa, więc teraz byłem prawie mistrzem. Chociaż nadal było mi dość, daleko do niego, ale moje sztuczki nie raz zachwycały wielu. Czy czarodziejskie dzieciaki też? Złożyłem kartę Jokera na cztery razy, a potem zacisnąłem pięść. Dmuchnąłem w nią, a kiedy rozłożyłem dłoń karty nie było. Poprawiłem rękawy, a następnie oddaliłem się jeszcze bardziej. Stanąłem tyłem, krzyżując ręce na wysokości klatki piersiowej. -Mam nadzieję, że nadążacie.-rzuciłem krótko-Skoro już mieliśmy małe przypomnienie, dla waszych umysłów, przejdziemy teraz do czegoś bardziej ciekawszego.-odwróciłem się w ich stronę-Porozmawiamy sobie trochę o Michelu de Nostredame, zwanego przez mugoli Nostradamusem.-zmierzyłem wszystkich wzrokiem-Czy ktoś z was, kiedykolwiek słyszał coś o nim lub też czytał w jakiś źródłach?-popatrzyłem ponownie na wszystkich wyczekując odpowiedzi. Przyglądałem się im uważnie, bo chciałem widzieć i zapamiętać dokładnie ich reakcję na zwykłe, mugolskie sztuczki kuglarskie, z którymi na pewno nie mieli nigdy kontaktu.
OOC:
"magiczne" sztuczki dla uczniów, którzy zawitali na dodatkowe zajęcia, taka mała dodatkowa niespodzianka dla Was. I poważnie, czekam na końcu zajęć na cyrkową sztuczkę!
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Chyba rozumiała troszeczkę tych, którzy nawet nie to, że jej radzili, ale wręcz prosili o to, żeby przestałachodzić na wróżbiarstwo. Właściwie to nie pamiętała zajęć, z których wyszłaby bez ujemnych punktów. Jeżeli chciało się ją uciszyć, łatwiej było dać jej w mordę, niż próbować się z nią na riposty. Potrzeba posiadania ostatniego słowa, była w niej silniejsza nż cokolwiek innego, a na wróżbiarstwie zawsze sama, choćby i nieświadomie, zaczynała tę zabawę. - Och - rzuciła ze sztuczną emfazą - Tak bardzo jak zależy mi na punktach Gryffindoru... - nie zależało jej; walka o Puchar Domów przestała ją obchodzić w trzeciej klasie, kiedy to doszła do wniosku, że to tylko nadmuchiwana zabawa, mająca utrzymać ich w ryzach; Ette uwielbiała rywalizację, ale nie w "dyzsyplinach", w których wynik w dużej mierze nie zależał od niej; te dla bezpieczeństwa uznawała za głupotę - muszę jadnak odmówić. Pozastawię tę kwestie zawodowcom - uśmiechnęła się słodko, skinąwszy w stronę nauczyciela. Włożyła do ust, trzymaną w ręku czekoladę. Herbaty za to było szkoda... Zapchała sobie usta głównie po to, żeby powstrzymać kolejny komentarz, który się na nie cisnął. Jakaś jej cząsta zachowała jeszcze resztki przyzwoitości. Zajadając się czekoladą, słuchała jednym uchem nauczyciela. - Haruspicję to myśmy widzieli - rzuciła znudzonym tonem. Widok rozbebeszonej chimery był raczej niezapomniany, choć wspomniała o tym głównie po to, żeby pokazać jak bardzo miała profesora w nosie. Nie wiedziała czy reszta obecnych była na wycieczce, którą zorganizował dla nich Fairwyn* w wakacje, ale wydawało jej się, że widziała tam Leo, nie mówiła więc całkiem za siebie - A jak będziemy wróżyć ze znalezionego truchła to co? - przez tempo narzucone przez Fairwyna w Instytucie Etruskologii, nie zdążyła spytać, ale już wtedy nurtowało ją pytanie, czy do haruspicji trzeba było zwierzę rytualnie ubić, czy można było pochylić się nad znalezionymi zwłokami kota. Nie chciała jednak sprawiać wrażenia zainteresowanej, więc utrzymywała wszystko w tonie prowokacji - Jak spróbuję przepowiedzieć przyszłość z wnętrzności martwego szczura, który leży na korytarzu, to też mnie profesor ukarze? Niewzruszona przyglądała się popisom nauczyciela, skubiąc powoli czekoladę. Jeszcze nawet nie zaczeli wróżyć, a ona już świetnie się bawiła - i nie, nie z powodu sztuczek Bladestrikera. Jej zabawa na wróżbiarstwie polegała na czym innym. Kiedy profesor skończył, Ettie odrzuciła kawałek czekolady, wyprostowała się na pufie jak struna i zaczęła energicznie klaskać. - Woooow! Magia! - zakrzyknęła zduszonym głosem - W Hogwarcie! Jakże niespotykane! Sztuczny zachwyt na jej twarzy zmienił się w złośliwy uśmieszek, kiedy ponownie opadła na pufę. Ciekawe czy Leo miał jej to za złe. Z drugiej strony... czy jej zachowanie aż tak różniło się od tego co Fire robiła na runach? Skoro prefekt mogła prowokować postrach Hogwartu, to czemu ona nie mogła pobawić się tutaj? - Profesorze? - komentarz, który zdusiła w sobie na początku zajęć zn9w przyszedł na myśł, ale tym razem wysawał się jeszcze trafniejszy, więc nie była w stanie się powstrzymać - Czy Frybeus to prawdziwe imię, czy pańska cyrkowa ksywka? - zapowietrzyła się na krótką chwilę - Przepraszam, to było niegrzeczne. Macie na to jakiś eufemizm? "Pseudonim sceniczny" może? - uśmiechnęła się niewinnie - A Bladestriker? Czy będzie pan żonglował nożami? Nie ważne jak bardzo pragnęła zamaniwestować swój tumiwisizm, tam gdzie mogła popisać się wiedzą, nigdy nie odmawiała. Znajomość historii była jej supermocą i nie mogłaby pozwolić, żeby ktoś próbował ją w tym prześcignąć. Nieważne jak bardzo nieobchodziło ją wróżbiarstwo, pytanie o Nostradamusa pochodziło po części z jej dziedziny i nikt nie będzie jej go kradł. - Żył w XVI wieku, był doradcą Katarzyny Medyceńskiej - królowej Francji; okultystą, domniemanym prorokiem, lekarzem, matematykiem i jak wszyscy ówcześni celebryci - astrologiem - odpowiedziała znudzonym tonem - Uważa się, że przepowiedział wiele historycznych wydarzeń, ale część uczonych uważa, że to zwykła nadinterpretacja i celowe podciąganie ich pod proroctwa Nostradamusa. Jak w przypadku każdej przepowiedni. Wywróciła oczami i poczęstowała się czekoladą. Ta herbata naprawdę by się przydała.
*#autoreklama Nie poszłam na kolokwium, żeby to napisać xDDD[/b]
Towarzystwo Scarlett jak najbardziej mu odpowiadało, przynajmniej nie nudzili się przed rozpoczęciem zajęć. Prince zajadał się czekoladą, kiwając z głową - to prawda, motywację Bladestriker wymyślił niezłą. - Mam trochę sentyment do wróżbiarstwa, moja babcia bardzo się tym interesowała - wyjaśnił ciemnowłosej, nie koncentrując się już na tym, że sam również ma z tym sporą styczność. Nie ukrywał swojego daru, ale wcale też się nim nie chwalił. Przeniósł teraz średnio zainteresowane spojrzenie na nauczyciela, powoli wbijając się w rytm zajęć. Niezbyt rozumiał czemu profesor opowiada tak ogólnikowo, choć ani nie ma początku roku, ani nie są pierwszoklasistami - a poza tym to zajęcia dodatkowe, dla zainteresowanych. Nie zwracał większej uwagi na dyskusje Gryfonki z profesorem. Bladestriker przysunął się trochę za bardzo i Prince odruchowo się spiął. Na szczęście chodziło tylko o sztuczkę przy uchu Lilyanne... Rozbawione (ale tak szczerze, pociesznie) prychnięcie samo opuściło jego usta, gdy Gryfonka tak bezczelnie ucieszyła się na widok magii. Starał się nie mieć nic do nauczyciela, ale to nie przeszkodziło mu w posłaniu radosnego uśmiechu do @Harriette Wykeham. Sam nie znał się na sztuczkach karcianych i musiał przyznać, że wyglądało to intrygująco. No, ale tylko sobie żartował, nie? Zresztą nie wiedział po co takie popisy, skoro i tak nie miały mu pomóc z interpretowaniem wizji. Ani niczym innym. - Twierdzisz, że każda przepowiednia to nadinterpretacja, czy tylko w kontekście Nostradamusa? - Dopytał z zaskoczeniem, niezbyt rozumiejąc gryfońskie wywrócenie oczami. Miał nadzieję, że nie odbierze tego negatywnie, po prostu jej postawa wskazywała na takie zdanie i Prince chciał dowiedzieć się o tym coś więcej. Zerknął kątem oka na nauczyciela, któremu pewnie trochę wciął się w słowo. Luźne zajęcia sprzyjały dyskusjom, prawda?
Lilyanne Scarlett Craven
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Mugolski tatuaż za uchem, przekleństwa, blizny na przedramionach i udach.
Towarzystwo chłopaka poprawiło jej nastrój. Słysząc jego odpowiedź pokiwała głową. Może i nie miała rodziny, ale przeczytała sporo książek, więc jako tako wiedziała jak działa na człowieka rodzina i rzeczy z nią związane. Nauczyciel zaczął lekcję. Słuchała go, ciągle sięgając po czekoladę i siadając na pufie tak, aby jak najmniej rzucać się w oczy. Liczyła na to, że te zajęcia miną spokojnie, bez konieczności zbytniej aktywności z jej strony. Gdy zaczęły się sztuczki, uśmiechnęła się pod nosem. Może gdyby nie to, że takie karciane triki były kiedyś dla niej i jej znajomych rozrywką podczas wielu wieczorów spędzanych na świetlicy, a później też sposobem na zarabianie w różnych podrzędnych knajpkach. Słysząc pytanie uniosła jedną brew. O gościu słyszała, ale nie zamierzała się odzywać. A nawet nie miała okazji, bo po chwili padła już na to pytanie odpowiedź.
Dalej lekcja toczyła się bez większych problemów. Profesor Bladestriker przerobił zaplanowany na ten dzień materiał i wszyscy przyjemnie spędzili czas (choć herbaty faktycznie było brak), częstując się czekoladkami, słuchając i dyskutując. Ostatecznie jednak były to jedynie zajęcia dodatkowe i nic wielkiego się nie działo. Powtórzone zostały podstawowe informacje, nie odbyły się jednak poważniejsze próby przewidywania przyszłości. Uczniowie zostali wypuszczeni z Sali Astronomicznej w raczej dobrych nastrojach, z wiedzą odnośnie wróżbiarstwa nieco odświeżoną. Postać nowego nauczyciela również stała się im nieco bliższa. Teraz pozostało tylko czekać na kolejne zajęcia, może bardziej praktyczne niż teoretyczne?
Ze względu na nieobecność nauczyciela prowadzącego, lekcję uznajemy za zakończoną. Punkty zaraz zostaną rozdane.
______________________
Adénuga 'Adé' A. Aighewi
Wiek : 39
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178cm
C. szczególne : bardzo szczupła, prawie chłopięca sylwetka
Nie spieszyła się z rozpoczęciem zajęć z kilku powodów; 1) wiedziała, że i tak każdy się spóźni (dojście schodami do wieży nie jest raczej przyjemną rozrywką sportową), 2) chciała mimo wszystko zrobić dobre wrażenie na swoich uczniach i nie strofować ich w pierwszy dzień swojej pracy, 3) stres coraz bardziej dawał się we znaki, więc wizja spędzenia kolejnych minut na sączeniu kawy w gabinecie wydawała się być błogim rajem. Nie była do końca pewna, czego się spodziewać po swoich podopiecznych i czy złapie z nimi dobry kontakt, co z pewnością ułatwiłoby sprawę prowadzenia zajęć. Zapach świeżo zaparzonej kawy, której filiżankę niosła w prawej dłoni, było czuć w każdym kącie wieży astronomicznej. Pod pachą miała wsadzoną teczkę z dokumentami, a lewą ręką przyciskała do ciała pergaminowe mapy nieba z różnych miejsc świata o różnych porach roku. Co tu dużo mówić, ledwo szła przy natłoku studentów biegnących do sali, a z każdym kolejnym krokiem modliła się, by następne drzwi prowadziły do klasy astronomicznej. – Piętnaście minut spóźnienia chyba wystarczyło wszystkim, by dotarli do klasy i spokojnie zajęli sobie miejsce, huh? – zza sterty papierów nie było widać jej twarzy, ale po głosie można było rozpoznać, że mówi to ze stoickim spokojem, podekscytowaniem i prawie dziecięcą radością. Rozejrzała się wzrokiem po sali, by zobaczyć, że niektórzy uczniowie nadal się „kokoszą” i rozmawiają ze sobą. – Przejdźmy do meritum całej sprawy; wyjaśnijmy sobie, czego obie strony (wskazała wpierw na siebie, później na klasę) od siebie oczekują, ustalmy zasady, których będziemy się trzymać i mam nadzieję, że jakimś cudem wszyscy dotrwamy do końca tych zajęć, a w następstwie do końca roku szkolnego. Jeśli spodziewacie się Państwo, że z tych lekcji wyniesiecie wiedzę na temat „dlaczego panowie spod znaku koziorożca są wiecznie zapracowani lub takich udają”, „dlaczego panie spod znaku panny są czepialskie”, „dlaczego bliźnięta potrafią być dwulicowe” lub „dlaczego raki są przewrażliwione na punkcie... hmmmm... wszystkiego” – niestety, muszę Państwa zasmucić – na tych lekcjach nie uzyskacie odpowiedzi na te nurtujące was pytania. Muszę przyznać, że sama chętnie chciałabym się dowiedzieć dlaczego tak właśnie jest, ale obawiam się, że wychodzimy poza zakres astronomii, a to na niej będziemy się w tych czterech ścianach komnaty skupiać. Astro-logia. Astro-nomia. Wbrew pozorom to zupełnie dwie różne rzeczy, więc uczulam na zadawanie niektórych pytań, bo po prostu nie będę w stanie wam pomóc. Z racji tego, że wcześniej nie współpracowaliśmy ze sobą i nie wiem też, jak bardzo jesteście Państwo pochłonięci wiedzą z dziedziny, którą się zajmuję – przygotowałam dla was test sprawdzający wasze umiejętności z zakresu astronomii. Spokojnie, spokojnie... Pytania nie należą do najtrudniejszych, więc dacie sobie radę. Machnięciem różdżki przeniosła stertę papierów ze swojego biurka na ławki uczniów, którzy nie byli szczególnie zachwyceni tym pomysłem i nie próbowali się z tym kryć. Na pierwszy rzut oka zwykła kartka pergaminu, która zaraz po trafieniu pod rękę ucznia samoistnie „zapisywała się” pytaniami. – Wyniki zostaną Państwu przedstawione zaraz po wypełnieniu arkusza, który został w magiczny sposób zaczarowany. Ostrzegam – nie bluźnijcie przy jego wypełnianiu, bo lubi robić psikusy i możecie zostać pozbawieni jakichkolwiek pytań bądź wasze pióro nie będzie mogło zapisać waszych odpowiedzi na pergaminie. Jeśli uzyskacie wynik pozytywny, zapraszam do kolejnego etapu naszych dzisiejszych zajęć – do zapoznania się z dokładną mapą nieba widoczną w dniu waszych narodzin. Starannie ją przestudiujcie, bo będzie stanowiła część waszej pracy domowej.
ETAP I:
TEST Pierwszym etapem dzisiejszej lekcji jest test sprawdzający wiedzę, który pozwoli mi się dowiedzieć jak bardzo zorientowani na temat astronomii są uczniowie hogwarckich korytarzy. Sprawdzian składa się z dziesięciu pytań, które moim zdaniem nie należą do najtrudniejszych (ba, kilka z nich jest dziecinnie prostych), więc powinniście sobie spokojnie z nimi poradzić. Zaliczenie zaczyna się od pięciu punktów. Uwaga! Na każde pytanie w teście przypada dwadzieścia sekund, więc czytajcie je ostrożnie i dwa razy zastanówcie się na odpowiedzią. Jeśli zaliczycie – zapraszam do drugiego etapu, jeśli nie – znajcie dobre serce nowej nauczycielki i spróbujcie ponownie, ale ujmijcie w swoim poście, że nie poszło wam najlepiej za pierwszym razem. Pod koniec testu zostaniecie poproszeni o wpisanie swojego imienia – wpiszcie pełne imię i nazwisko, tak abym nie musiała się później domyślać kto ma jaki wynik. Przy poście dotyczącym tego etapu należy zamieścić screen z uzyskanym przez was wynikiem.
ETAP II:
MAPA NIEBA Uczniowie, którzy uporali się z testem i go zaliczyli – biorą do rąk jeden z atlasów, który będzie odpowiadał roku i miejscu, w którym się urodzili. Na przykład: prof. Aighewi urodziła się blisko miasta Axum (Etiopia) dnia 05.03.1985, więc wybiera atlas, który będzie odpowiadał takim danym. Musimy założyć, że szkolna biblioteka posiada różnorakie atlasy, z których możemy korzystać. Mając do dyspozycji daną mapę nieba skupiamy się na gwiazdozbiorach, które były widoczne na niebie w danym dniu (w dniu urodzenia poszczególnych uczniów). Wasze postacie mają teraz czas studiować mapę, zadawać pytania i rozmawiać, a jeśli są obecne osoby urodzone w tym samym dniu – nie wykluczam pracy w grupach. Zadaniem domowym będzie wypracowanie na temat dowolnego gwiazdozbioru z waszej mapy nieba, które później mi oddacie. Proszę rozpatrzeć mapy pod różnymi kątami; skupcie się nie tylko na ich fizycznym wyglądzie, może któryś z gwiazdozbiorów jakoś specjalnie kojarzy się z waszą postacią (np. moim patronusem jest jaszczurka i taki też gwiazdozbiór widnieje na mojej mapie nieba). Wrzucam link do strony, która ułatwi wam zadanie, a poniżej wrzucam instrukcję tego, co macie na niej zrobić:
1. Wpiszcie lokalizację – dokładną miejscowość, w której urodziła się wasza postać. Jeśli nie znajdziecie jej (generalnie nie powinniście mieć z tym problemu), wpiszcie największe miasto, które leży najbliżej waszego miejsca urodzenia. 2. Wpisujecie datę urodzenia postaci, a poniżej godzinę narodzin i wciskacie przycisk „kolejny krok: OPIS”. 3. Przechodzimy do najważniejszej sprawy, czyli do tego, co chcemy zobaczyć na naszej mapie nieba. Zaznaczcie w zakładce „Elementy Mapy” wszystkie podpunkty (nazwy planet, ekliptyka, a przede wszystkim konstelacje i ich nazwy).
Tak oto macie już przed sobą waszą własną mapę nieba, na której możecie bazować. Nie musicie nic zapisywać – to wszystko jest po to, aby ułatwić wam zadanie. Nie znalazłam czytelniejszej mapy w naszym ojczystym języku, więc musimy korzystać z tej.
_____________________________________________
wszelkie pytania dotyczące lekcji proszę kierować na pw + można mnie łapać na chatboxie
Ostatnio zmieniony przez Adénuga 'Adé' A. Aighewi dnia Nie 19 Kwi 2020 - 10:42, w całości zmieniany 1 raz
Rasmus Vaher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 181,5 cm
C. szczególne : Wyczuwalny estoński akcent, czasem nieodmienianie w angielskim, blizny na lewej dłoni po zdjęciu klątwy.
Rasmus przyszedł jak widać jako jedna z pierwszych osób do wieży astronomicznej, gubiąc po drodze kierunek. Cóż, mało przychodził na zajęcia takie jak ten, jednak uznał, że w pracy jubilera astronomia także się przydaje. Dzięki niej można dowiedzieć się wielu nowych informacji. O zjawiskach, zmianach i innych koniecznych rzeczach z punktu widzenia magicznego. I czy jaki był sens tego wszystkiego. Mimo tego, nie chciał zawieść nauczycielki, a dodatkowo był pracowitym uczniem.
Zabrał się do testu, chociaż w Stavefjord za bardzo nie nastawiali się na astronomię to znajomość podstawowych faktów powodowało, że Rasmus nie chciał się... zbłaźnić. Chociaż wiedział, że to jest możliwe. Odpowiadał jedynie na to co pamiętał lub znał z oczywistych względów praktycznych. Z pewnego problemu bariery językowej i niezrozumienia słowa także gdzieś się pomylił. Był w końcu trójjęzyczny, a to znaczyło, że zawsze jakiś pojedynczy błąd się trafi. Na szczęście po podliczeniu swoich pytań i późniejszej konsultacji z nauczycielką "na szybko", dowiedział się, że ledwo zaliczył sprawdzian, jednak osiągnął na tyle zadowalający wynik, a nawet ponadto, że został dopuszczony do kolejnego etapu lekcji.
Wziął odpowiedni atlas podpisany jego miesiącem i rokiem. Na szczęście stronice posiadały każdy dzień miesiąca, a także i jego narodzin. Postanowił analizować je, szukając idealnie pasującego do jego charakteru i zwykłej estetyki gwiazdozbioru. Znalazł go, Gwiazdozbiór Wolarza. Przeprosił przez to nauczycielkę, ale pokazał jej po podejściu dokładnie, który według niego gwiazdozbiór pasuje, potem wykluczył parę z nich argumentując to dokładnie, między innymi, że Korona Północna nie kojarzy mu się z niczym mu pasującym, a bardziej czymś przypominającym element argumentu władzy, gdyż widział w tym coś co do niego nie pasuje – nigdy nie był władczy. — ...I choć historia związana z Ariadną i Dionizosem jest piękna to nadal nie oddaje według mnie esencji mojego wyboru. Więc jeśli mogę, chciałbym już wrócić do dormitorium i zająć napisaniem dla pani wypracowania. Za... dwa dni najpewniej go do pani wyślę. Bardzo dziękuję i przepraszam, że nie postarałem się lepiej z testem. Mój nauczyciel z Stavefjord najprędzej wyrzuciłby mnie teraz z klasy. — Po czym spakował się i wyszedł, żegnając z lekkim uśmiechem profesor Aighewi.
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Astronomia, astronomia, to było już nieco bliżej wróżbiarstwa i nieco bardziej mu odpowiadało, bo jednak nawiązywało do czegoś, na czym się znał. Może nie jakoś rewelacyjnie, może to nadal nie był taki poziom, który dupę urywał, ale nie było tak źle, a przynajmniej tak uważał. Musiał coś o tym wiedzieć, z tego prostego powodu, jednak układy gwiezdne miały dość spore przełożenie na poszukiwanie odpowiedzi na stawiane przez chętnych pytania, o tym był przekonany i wiedział, że bez tego to chuja może zrobić. Nie miał jednak pojęcia, jaka dokładnie jest ta nowa nauczycielka, ani czego się miał po niej spodziewać, więc kiedy okazało się, że mają na dzień dobry wypełniać jakiś jebany test, aż parsknął pod nosem. Doskonały, kurwa, początek. Zerknął na jebany, zaczarowany pergamin i w pierwszej chwili doszedł do wniosku, że to jakiś mało śmieszny żart, bo na przeczytanie pytania miał chyba za mało, kurwa, czasu, ale zaraz potem zaczął zaznaczać wszystko, jak leciało, bo część rzeczy faktycznie wiedział, a przy części nawet się jakoś uważnie nie wczytywał, bo intuicyjnie znał odpowiedź. Jak widać, źle nie było, bo pierdolnął się tylko w trzech miejscach, więc szło sobie jakoś z tym gównem poradzić. Chyba nie był aż tak zjebany, a przynajmniej tak zamierzał sobie to tłumaczyć. Ostatecznie zaś sięgnął po mapę nieba, która odpowiadała jego dacie urodzenia, godzinie, miejscu, to wszystko było ważne, przynajmniej z punktu widzenia tego zadania, więc niech już będzie i nieco się przyłoży. Czternasty sierpnia dwa tysiące drugiego roku, Wembury, Wielka Brytania. Godzina wybrana, wszystko było odpowiednio ustawione, a on zaczął przyglądać się tym wszystkim konstelacją, nieodmiennie jednak powracał do rysia, który z jakiegoś powodu do niego przemawiał. Nie wiedział czemu, ale cóż, posiadał tę pierdoloną intuicję, więc może to dlatego zwracało największą uwagę Brewera. - Gwiazdozbiór rysia - powiedział w końcu. - Podobno jest najtrudniejszy do wypatrzenia na niebie i stąd wzięła się jego nazwa, czy to prawda, nie wiem, musiałbym doczytać. Znajduje się w okolicy Wielkiej Niedźwiedzicy i Małego Lwa - dodał jeszcze, spoglądając na panią profesor, chociaż nie zamierzał się zupełnie tłumaczyć ze swojego wyboru. Kiedy zaś wiedział, że mógł już opuścić zajęcia, zrobił to. Później pomyśli o tym, co niby ma napisać, czy coś, kurwa.
Troszkę obawiała się, jak będą wyglądać te zajęcia, ale prawda była taka, że Victoria z reguły miała mnóstwo wątpliwości, a później, na całe szczęście, nie kończyła aż tak źle, jak można było zakładać. Weszła zatem do sali, zajęła miejsce i przywitała się z panią profesor, kiedy tylko było to możliwe, po czym bardzo uważnie wysłuchała tego, co ta miała do powiedzenia. Co prawda wiedziała, jaka jest różnica pomiędzy astrologią a astronomią, ale mimo wszystko cieszyła się, że nie będą tutaj rozmawiać o jakichś horoskopach, bo to z całą pewnością nie było czymś, co jej odpowiadało. Nieco zestresowała się, kiedy okazało się, że powinna napisać test, ale uznała, że jest to zdecydowanie dobrym wyzwaniem, a przy okazji sprawdzeniem jej wiedzy w tym temacie, więc postarała się podejść do tego na chłodno. Nie było to aż tak trudne, jak mogła podejrzewać, w końcu pytania nie były całkowicie szalone, ale oczywiście popełniła jeden, niezbyt elegancki błąd, a później jeszcze mniej mądry drugi, co nieco ją denerwowało, ale postanowiła się tym aż tak nie przejmować i po prostu poprawić na kolejny raz. Spokojnie zatem wybrała odpowiednią mapę, która pozwalała jej zapoznać się z niebem, jakie pojawiło się nad jej głową w chwili, w której się urodziła i chociaż było tego całkiem sporo, to cały czas zataczała kręgi wokół gwiazdozbioru Woźnicy. Auriga. Znała legendy, na jego temat i teraz zastanawiała się, czy może faktycznie nie jest z tym tematem jakoś powiązana. - Pani profesor? Czy uważa pani, że istnieje jedna właściwa interpretacja tego, skąd wziął się Gwiazdozbiór Woźnicy? To znaczy, słyszałam po prostu, że jedni twierdzą, iż trzymana przez niego koza to Amalteja, ale osobiście skłaniam się bardziej ku temu, że woźnicą jest Erichtonios - spytała więc, spoglądając w stronę kobiety i mając nadzieję, że uzyska w tym temacie odpowiedź. Wiedziała doskonale, dlaczego bardziej pasowała jej druga wersja, w ogóle wiedziała, dlaczego wybierała właśnie Woźnicę, co było dość zabawne, jeśli się nad tym poważnie zastanowić.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Astronomia nie była może czymś z czego była dobra, ale zdecydowanie interesowały ją poruszane tam zagadnienia. Lubiła słuchać o gwiazdach i wszechświecie, ale niekoniecznie dobrze szło jej odnajdywanie pewnych kształtów na niebie. Po prostu trudno było jej dostrzec jakieś konkretne konstelacje, bo dla niej nocne niebo było po prostu usiane wieloma punktami, które trudno było przyporządkować do jakiegoś konkretnego obrazka. Mimo wszystko zjawiła się na lekcji i po przywitaniu się z nową panią profesor, zmarszczyła brwi, gdy tylko na jej ławce wylądował test. Co prawda nie był on szczególnie trudny. Ba, niektóre pytania były po prostu niezwykle łatwe i w zasadzie niektóre punkty straciła jedynie przez roztargnienie czy niedokładne przeczytanie pytania. Jednak 70% skuteczności to mimo wszystko całkiem dobry wynik, prawda? Dopiero po oddaniu sprawdzianu mogła zacząć poszukiwanie odpowiedniej mapy nieba, by powoli zacząć studiować to jak ona dokładnie wyglądała. Przyglądała się wyraźnie temu jak wyglądało niebo nad Aylesbeare w momencie jej narodzin i choć znajdowało się na niej tyle interesujących elementów to jednak gwiazdozbiór Kasjopei był tym, który najbardziej przykuwał jej wzrok. Wobec tego spojrzała jeszcze na Aighewi krzątającą się po klasie i zdobyła się na to, by się odezwać na głos. - Pani profesor, sądzi pani, że usytuowanie gwiazdozbioru Kasjopei względem Cefeusza, Andromedy i Perseusza ma bliski związek z relacjami mitologicznych postaci, od których posiadają nazwę? - to było chyba jedyne pytanie, które przyszło jej do głowy. Bo o co innego mogła w tej chwili spytać? Na historii się znała. Na gwiazdach? Z tym już gorzej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Astronomia zdecydowanie nie była mocną stroną Maxa. Lubił patrzeć w nocne niebo i podziwiać gwiazdy, ale nie potrafił z nich nic wyczytać. Ślizgon nie uważał jednak, że jest to aż tak absurdalny przedmiot jak wróżbiarstwo. Może nie wierzył w czytanie przyszłości z układu planet, ale interesowały go historie niektórych konstelacji i nawiązania ich nazw do mugolskich mitologii. W klasie pojawił się prawie punktualnie i ze zdziwieniem spojrzał na leżący na jego ławce test. Skoro taka była wola nauczycielki, wziął do ręki pióro i szybko go rozwiązał. Trochę za szybko i zbyt bezmyślnie, gdyż jego wynik był fatalny. Gdy profesor Aighewi zobaczyła, jak mu poszło postanowiła dać mu drugą szansę. Podziękował jej i tym razem uważniej przeczytał zawarte na pergaminie pytania. Jak widać, gdy się chce to można wiele osiągnąć, bo drugie podejście, Max zaliczył prawie bezbłędnie. Zadowolony z siebie przystąpił więc do następnego etapu lekcji. Wziął do ręki jeden z atlasów i wyszukał mapę nieba odpowiadającą swojej dacie urodzin. Długo się jej przyglądał zanim udało mu się zidentyfikować wszystkie konstelacje i planety. -Pani profesor.- Zaczął nieśmiało obawiając się, że źle zidentyfikował widoczne na mapie gwiazdozbiory. -Tutaj widzę gwiazdozbiór wieloryba i Erydanu. Czyli, wieloryb i rzeka? - Bardziej zapytał niż stwierdził. -Do tego pojawia się jeszcze konstelacja ryb i wodnika. Czy taki typowo "wodny" układ gwiazd oznacza coś konkretnego? - Nie miał pojęcia, jak to zinterpretować. W dodatku obok gwiazd widoczny był także Uran,który również kojarzono z żywiołem wody. Chciał połączyć to historiami znanymi mu z mitologii, ale nijak nie pasowało mu to do obrazu nieba, który znalazł na mapie.
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Na zajęcia szła dość niepewnie. Nie była przekonana co do konieczności uczęszczania na nie, ale wolała nie ryzykować. Z tego, co wiedziała, astronomia miała powiązania z wróżbiarstwem, a tym samym mogła pomóc w otwieraniu się na metafizyczne doznania. Brzmiało to nieco dziwnie w myślach, wiec wolała nie mówić głośno o swoim powodzie przyjścia na tę lekcję. Dodatkowo już na początku doznała zaskoczenia, raczej z serii mało przyjemnych. Test. Napisała go może nie idealnie, ale i tak była zaskoczona, że zaliczyła. Dzięki temu mogła podejść do kolejnego zadania. Mapa nieba. Znalazła w końcu odpowiednią, która przedstawiała nieboskłon ze wszystkimi możliwymi konstelacjami, planetami na dzień jej narodzin. Spojrzała na białe punkciki z nazwami i skrzywiła się odruchowo. Co to miało być? Wciągnęła głęboko powietrze, rozważając podpalenie dyskretnie mapy, a później udawanie, że nie mogło się znaleźć odpowiedniej, ale zrezygnowała. Skoro już tu przyszła, to powinna dać z siebie wszytko. Zaczęła więc przyglądać się wszystkim układom, jakie mogły mieć na nią wpływ, a im bardziej w nie się wpatrywała, tym ciekawsze wspomnienia do niej trafiały. Bynajmniej nie chodziło tutaj o to, że mając trzy latka, próbowała latać na miotle siostry, a o ciekawostki dotyczące układów planet, gwiazd i ich wpływie na człowieka. Nie chciała jednak o to pytać, zakładając, że pewnie nie o to chodzi profesor Aighewi. Mimo to zwróciła uwagę na gwiazdozbiór Lwa oraz obecną blisko niego planetę Jowisz. Nie mówiła jednak nic, nie wiedząc, o co ma zapytać. W końcu była to astronomia, nie wróżbiarstwo, a wszystkie pytania dotyczyły wpływu na ludzi... Czy jest to zakres wiedzy astronomów?
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Oczekiwała, że wyszukiwanie eterycznych kształtów zodiaków na mapach bądź nazewnictwo gwiazd będzie jej prawdziwym wyzwaniem, ale Fay nie przypuszczała, że prawdziwym przeciwnikiem dzisiejszych zajęć będą schody. Tak, schody na wysoką wieżę. Odwlekała ostatnimi czasy porządny "serwis" swojej nogi przez co po przebyciu wspinaczki z niemałą ulgą usiadła w ławie sali już czując nieprzyjemne otarcia na skórze od lekko zacinającej się protezy. Przez te niedogodności nie mogła się w pełni skupić na zajęciach i przedmiocie, który nie był jej forte, chociaż prawdziwa duma Krukona nie pozwalała jej nawet się do tego przyznać przed samą sobą. Zagryzła wysuszone wargi pochylając się nad nieszczęsnym pergaminem z tekstem, czując jak oblewa ją zimny pot z nieprzygotowania na taką ewentualność i nie przewidzenia takiej ewentualności na pierwszym miejscu! To niechlujstwo z jej własnej strony lekko ją poirytowało, a w połączeniu z dającym się dziś wyjątkowo we znaki kalectwem sprawiło, że Fayette ledwo co zdała egzamin. Ewidentnie poirytowana oddała papier nauczycielce i przeszła do kolejnego etapu dzisiejszej katorgi. Chociaż przeszła to za dużo powiedziane, kulała jak stereotypowy pirat krzywiąc się z każdym krokiem. Na jej nieszczęście atlasy, które werterowała nie były jej przychylne i zanim odnalazła mapę ze swoimi konstelacjami z dnia 23 Listopada 1998 roku zdążyła syknąć i postękać trochę. - Gwiazdozbiór Kasjopeji.... Wolarza... uuuu Smoka i Hydry! Zawsze mnie ciągnęło do gadów to pewnie dlatego, hah! - Grymas bólu zniknął jej z twarzy, gdy zaczęła przyglądać się różnorodnym informacjom z jej własnego dnia narodzin, a gdy odkryła pewne powiązania od razu poczuła się podekscytowana jeszcze bardziej. - Hohoho, widzę gwiazdozbiór Sekstantu i Trójkąta. "Najjaśniejsza gwiazda Alfa Sextantis(α Sex) - w skrócie... alfa..seks". O, Pani Aighewi, może się Pani spodziewać bardzo dobrego wypracowania na temat tych konstelacji. - Oznajmiła z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach i popatrzyła po reszcie uczniów, którzy w większości byli młodsi od niej.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Początkowe pytania testu chyba ją trochę rozleniwiły, bo z późniejszymi, dużo bardziej szczegółowymi, miała spore problemy. Na szczęście nie wiązało się to z kompletną porażką, siedem z dziesięciu ostatecznie brzmiało względnie solidnie. Kiedy już sięgnęła po atlas i zaczęła szukać interesujących punktów związanych z ułożeniem gwiazd w chwili swoich urodzin, co chwilę zastanawiała się, co oprócz, cóż, może jedynie smoka, biorąc pod uwagę jej aktualne priorytety, mogłoby mieć głębszy sens. - Każdy zobaczy, co chce zobaczyć, hm? - zaczepiła Moreau, która dotąd jako jedyna milczała na zajęciach, odnosząc się do wszelkich wcześniejszych odniesień do gadów, wody, mitologii, czy wreszcie uciechy Richerlieu nad konstelacjami sprowadzonymi do uciech. - Podoba mi się nazwa 'Serpens Caput'. - nawet, jeżeli chodziło wyłącznie o Głowę Węża, wypowiedziała to w taki sposób, że odwróciła znaczenie do góry nogami, bardziej pozbawiając węża głowy, niż wspominając o jej obecności na niebie. Gwiazdozbiory Żyrafy, Tarczy, Orła, Delfina, Lutni, czy Źrebięcia być może z czymkolwiek kojarzyłyby się innym, jednak nie jej, a mimo wszystko w momencie urodzin one również jej przyświecały. Może miała ich znaczenie odkryć dopiero w swoim czasie? O ile rzeczywiście jakiegoś miały nabrać. Lisek? Chyba bliżej. Strzała? Jeżeli wiązałaby się z miotłami, czemu nie? Łabędź? Na tuptające nocą szpiczaki, naprawdę? - Mały Lew i Wielka Niedźwiedzica. - powiedziała dumnie, jakby znaczenie tych dwóch było największą oczywistością na świecie. Czy przyświecały jej gryfońskie gwiazdy? A może tylko chciała, aby tak było, bo ostatecznie węże i orły też mogłyby znaleźć się w jej zestawieniu.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie widział zmagań Fay z wdrapywaniem się po schodach, do sali przyszedł zdecydowanie późno, zwłaszcza jak na siebie. Właściwie wcale nie spodziewał się jej tu zobaczyć, oczywiście nie dlatego, że nie podejrzewał jej o głód wiedzy i astronomiczny zapał. Rzecz w tym, że dalej nie umiał przyzwyczaić się do faktu, że przyjaciółka wróciła do zamku i znów jest obecna w jego murach. Zaskakiwał się za każdy razem – ale było to przyjemne zaskoczenie. — Tak bez rozstawiania teleskopów? Szkoda. — rzucił „zasmuconym” tonem, siadając obok Krukonki i wyciągając z torby przybory do pisania. Nauczycielki jeszcze nie było, ale obiło mu się o uszy, że dziś miał przyjść ktoś nowy. Był ciekaw jaka będzie, choć nawet w wypadku zawodu nie miało to w niego szczególnie mocno godzić – astronomia i tak nie była dla niego istotną dziedziną i nijak nie łączyła się z jego planami na przyszłość. Kiedy profesor Aighewi w końcu przyszła, przedstawiła im się i wyjaśniła charakter jaki od tej pory miały mieć zajęcia, nadszedł czas na sprawdzian. Jak już zostało wcześniej wspomniane, orłem (ani nawet krukiem) z astronomii nie był żadnym, toteż bez odpowiedniego przygotowania, stać go było na odpowiedzi, które sytuowały się nieznacznie powyżej dolnego progu zdawalności. Właściwie to ledwo co mu się udało i wynik ten godził w jego krukońską dumę i potrzebę osiągania perfekcji we wszystkim czego tylko się podejmował. — Gwiazdozbiór łabędzia, co za zaskoczenie — skwitował kiedy zajrzał w atlas i choć odrobinę się w nim odnalazł. Prychnął na wnioski jakie wysuwała Fayette i pokręcił nieco głową, jakby chciał powiedzieć „no tak, cała Fay”. — Orzeł to prawie jak kruk. Ewidentnie prześladują mnie ptaki. Westchnął i odchylił się na oparcie krzesła. Jego kreatywność była dziś na dramatycznie niskim poziomie.
Udało mi się znaleźć spoko mapkę, jest po polsku też! Jakby ktoś chciał to tutaj jest (lokalizację się ustawia w górnym rogu)
C. szczególne : konwaliowe perfumy | bardzo donośny, niski głos | lekki szkocki akcent, który intensywnieje wraz z emocjami | broszka w kształcie muszli ślimaka przypięta zazwyczaj do szkolnej torby
Astronomia była jednym z tych przedmiotów, które lubiła wbrew sobie. Wolałaby nie – bo nie była w niej za najlepsza, a ona w końcu uwielbiała być najlepsza – ale zaglądanie w gwiazdy sprawiało jej zadziwiająco wiele przyjemności. Można byłoby nawet pokusić się o stwierdzenie, że ją uspokajało – to chyba były jedyne zajęcia, na których nie rozmawiała z kimś głośno, nie wierciła się ani nie miała ochoty wbiec z rozpędu w ścianę z nudy. Siedziała spokojnie i nawet słuchała nauczycielki (już prawie trzymała rękę podniesioną w górze, ale jej pytanie zaczynało się od słów "czy jeśli jestem skorpionem, to...", więc z mruknięciem zawodu ją opuściła. Na pierwszy rzut oka zrobiło jej się słabo na widok testu, ale najwyraźniej nie doceniała swojej pamięci, bo okazało się, że coś wiedziała – siedem punktów to nie taki zły wynik przy początkowym założeniu, że w ogóle go nie zaliczy. Znalazła atlas odpowiadający Hamilton z okolic jej daty urodzenia i usiadła z nim w ławce. Castor i Pollux, Woźnica, Perseusz, Andromeda... Theresa wodziła palcem pomiędzy gwiazdami zaznaczonymi w książce, pogrążona we własnych myślach. Nie po to chodziła na tę lekcję, żeby gapić się w pergamin, jak na każdych innych zajęciach. Niezadowolenie odmalowało się na jej twarzy, którą oparła o dłonie. Włosy spadły jej na oczy, odgradzając od świata. Powieki zaczęły robić się jakieś ciężkie... ugh, przychodziła tutaj dla tego spokoju, tak, ale nie żeby umrzeć z nudów. Jaszczurka, Łabędź, Smok, Psy Gończe, wiodła wzrokiem dalej. Nie miała pojęcia, jak mogłaby się do tego odnieść. Podniosła zagubiony wzrok na nauczycielkę i uniosła wysoko brwi z miną sugerującą, że trochę żałuje, że się tu pojawiła.
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Nie można powiedzieć, żeby był wielkim fanem astronomii; w zasadzie było poniekąd odwrotnie, uważał ten przedmiot za raczej nudny i zbędny w swoim życiu. Nie interesowały go zagadnienia poruszane na tych lekcjach, nie czuł potrzeby pogłębiania swojej wiedzy o gwiazdach, konstelacjach i innych takich, nie miał z tego żadnego użytku; nie było to nawet coś czym chciałby zabłysnąć w towarzystwie. A mimo to pojawił się na zajęciach, choć mógłby w tym czasie robić masę innych rzeczy i był tego bardziej niż świadom. Nie przypuszczał jednak, żeby miały być specjalnie wymagające, po prostu odbębni swoje i będzie miał z głowy, więc niemało go zaskoczyło, gdy po monologu nowej profesor – którego słuchał tak piąte przez dziesiąte z głową podpartą na ręce i znudzonym spojrzeniem wodzącym po sali – wylądował przed nim pergamin z jakimś testem. Ślizgon zmarszczył brwi, ale zabrał się do jego wypełnienia. Nie zależało mu, więc specjalnie się nie przykładał, a i tak dał radę zaliczyć go z całkiem przyzwoitym wynikiem. Widać coś mu tam jeszcze we łbie zostało, jeśli chodzi o te astronomiczne pojęcia, nawet jeśli nigdy nie wykazywał się dużą uwagą na lekcjach. Ślizgon sięgnął po atlas zawierający mapę nieba odpowiadającą temu co było widoczne nad Cork w dniu jego narodzin, czyli dwunastego sierpnia dwa tysiące drugiego roku. Trochę od niechcenia zaczął się przyglądać rozrysowanemu na pergaminie nieboskłonowi, nie bardzo wiedząc czego właściwie ma tam szukać. Gwiazdozbiorów było w trzy i trochę, a większość kompletnie nic mu nie mówiła. Wąż, Smok, Jaszczurka. Kilka gadzich, przypadek? W ogóle tych zwierzęcych wydawało się całkiem sporo: Ryś, Żyrafa, Łabędź, Orzeł, Pegaz i jeszcze z kilka innych. Czy to mogło mieć jakieś większe znaczenie? Merlin jeden raczy wiedzieć. Westchnął przeciągając sobie dłońmi po twarzy i rozejrzał się po klasie. Jakiś błysk przyciągnął nagle jego uwagę i już wydawało mu się, że może to jedna z kolorowych pisanek, ale kiedy spojrzał ponownie – nic tam nie było. Zamrugał, mruknął coś niezrozumiale pod nosem i z powrotem przeniósł wzrok na atlas, nie wiedząc do końca co ze sobą zrobić.
Nie jestem może jakaś mocna z astronomii ale coś tam na jej temat wiem. Na pewno lubię patrzeć w gwiazdy i zastanawiać się jak to możliwe, że... no, ogólnie różne rzeczy, których na takich zajęciach jak te dzisiejsze można się dowiedzieć. Mimo wszystko, oczekuję jednak solidnej dawki wiedzy a nie interpretowania co to znaczy, jeśli jestem jakimś tam znakiem zodiaku a chłopak, który mi się podoba innym. Takie rozmyślania to chyba na wróżbiarstwie? Dlatego też konkretne podejście nowej nauczycielki całkiem mi się podoba. Po pokonaniu miliona schodków (zdecydowanie więcej niż do klasy wróżbiarstwa) wchodzę zasapana do sali i zajmuję miejsce koło @Theresa Peregrine. Zupełnie nie czuję się przygotowana do testu i nie wiem skąd ten dziwny pomysł ostatnio, że jak jakiś nauczyciel jest nowy to bez zapowiedzi coś takiego przeprowadza ale ostatecznie wykonują go całkiem szybko i udaje mi się uzyskać wyjątkowo dobry wynik. Większość pytań jak się okazuje, dotyczy albo rzeczy zupełnie oczywistych (jak nazwy planet) albo udaje mi się trafić odpowiednią odpowiedź (np takie planety karłowate, pamiętam tylko o Plutonie). Następnie zabieram się za oglądanie mapy nieba. W zasadzie nie wiem jeszcze na czym ma polegać to zadanie. Bardziej podobałoby mi się takie samo patrzenie się w niebo niż rysunki ale i tak próbuję trochę się przyjrzeć. Jest Cefeusz, Kasjopeja, Perseusz a nawet Żyrafa. Jest też Kruk, Sekstant czy Jednorożec. Nic mi to nie mówi. - Hej, Tess, widzisz tam coś ciekawego? - zagaduję do koleżanki. Jak tak na nią zerkam to wygląda, jakby miała zaraz usnąć, co nawet trochę oddaje to co ja czuję. Chętnie dowiedziałabym się co mam robić z tą mapą, zamiast czytać sobie kolejne nazwy zwierząt.
test 8/10 moja mapa gwiazd
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Przyglądała się mapie, kiedy wydawało jej się, że dostrzegła pisankę, leżącą na ziemi. Niestety, najwyraźniej miała zwidy, ale dzięki temu mogła wrócić do spoglądania na swoją mapę nieba. Naprawdę nie wiedziała, czego mają szukać i czym się kierować. Właściwie mogłaby powiedzieć, że większość gwiazdozbiorów pasuje do niej w taki, czy inny sposób. - Nawet nie wiem czego szukać... Ale nasze mapy są podobne - odpowiedziała Morgan z lekkim śmiechem w głosie. Spojrzała w opisane konstelacje, próbując coś z tego wybrać. Rak, Perseusz... Może to mogłoby symbolizować jej upodobanie do wodnych stworzeń? Jednak nieustannie wracała spojrzeniem do Lwa i planety Jowisz. Czego mieli szukać? - Poddaję się - mruknęła cicho, po czym spojrzała na panią profesor. - Gwiazdozbiór Lwa i planeta Jowisz... Chyba tego szukałam - odpowiedziała nieco głośniej, prostując się nad mapą. Jeśli gwiazdy miały wpływ na ludzi, na ich upodobania, to z całą pewnością nie różniło się to bardzo od wróżbiarstwa. Pytanie tylko, czy o to chodziło?
- Jowisz? - zagadnęła z zaciekawieniem, szukając w mimice Moreau wyjaśnień, bo jej gazowy olbrzym kojarzył się z mitologicznym Ojcem Bogów, Najwyższym Władcą o atrybutach w postaci orła i piorunów. Co Lou znalazła w nim dla siebie? I jak wysoko w takim razie celowała ta dziewczyna? - Wolarz brzmi nieźle. Strażnik niedźwiedzic. I ma jedną z najjaśniejszych gwiazd na naszym niebie. - nie była pewna, czy gwiazdozbiór, który poganiał Niedźwiedzice wokół Bieguna Północnego za pomocą Psów Gończych rzeczywiście mogłoby mieć jakieś super odniesienie do rzeczywistości, ale sama legenda brzmiała niezwykle. A umieszczenie takiej historii na zawieszonych na nieboskłonie gwiazdach? Ktoś zasługiwał na gratulację za kreatywność.
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
Test: 5/10 Ofelia nie przepadała za astronomią. Studiowanie gwiazdozbiorów zdecydowanie nie było jej ulubionym zajęciem. Praca nad gwiazdami nużyła ją, więc rzadko pojawiała się na zajęciach, szczególnie na studiach. Jednak na te zajęcia się przemogła, chciała poznać nową nauczycielkę. Spodobało się jej przedstawienie profesor - było dosyć luźne, ale fakt pisania jakiegoś testu, lekko ją przeraził. Zestresowana zaczęła wypełniać arkusz. Szło jej źle, większość odpowiedzi strzelała, oprócz tych oczywistych. Myślała, że go obleje, ale jednak się udało. Idealnie zmieściła się w próg, więc mogła przejść do następnego etapu lekcji. Złapała za atlas z mapami nieba. Znalazła stronę z Londynu, godzina 10:42, 31 styczeń 2000 rok. Lekko zszokował ją fakt, że gwiazdozbiór wodnika, leży tak blisko Marsa, a jak wiadomo to planeta mężczyzn. Czy to znaczy, że jest chłopczycą? Otrząsnęła się z tej idiotycznej myśli i skupiła się na oglądaniu reszty gwiazdozbiorów z ładnymi nazwami, nie mając żadnego pojęcia co je charakteryzuje i jakie pytanie odnośnie nich mogłaby zadać. To była jedna z niewielu lekcji, z której Ofelia była naprawdę okropna, ale za to umiała scharakteryzować znaki zodiaku! Żałowała, że nie ma zajęć z astrologii, z nich byłaby najpewniej wybitną uczennicą...