W tej sali w Wieży Astronomicznej przeprowadzane są wszystkie zajęcia z tego przedmiotu i egzaminy sprawdzające wiedzę uczniów w zakresie nauczanego materiału.
Choć na niebie nie widać jeszcze gwiazd, nie należy się niczym martwić. Przygotowane teleskopy nie należą do mugoli, których ogranicza pogoda. Każdy z teleskopów spokojnie pokazuje ciała niebieskie, nie przejmując się zachmurzeniem, ani nawet dość wczesną jeszcze porą.
Część teoretyczna
Zadanie opisowe, które wymaga od was wiedzy. Należy krótko opisać wymienione księżyce i podać której planety są to satelity. Odpowiedzi należy zamieścić w poście. Są brane pod uwagę do oceny.
Rzuć literą aby poznać swój duet do opisania: A Mimas i Tetyda B Proteusz i Tryton C Puk i Miranda D Io i Europa E Nereida i Proteusz F Dione i Rea G Umbriel i Tytania H Ganimedes i Kallisto I Tytan i Hyperion J Fobos i Deimos
Część praktyczna
Pora na część praktyczną. Do dyspozycji macie wykresy gwiazd oraz teleskopy, można korzystać z własnych. Zadanie polega na odnalezieniu odpowiedniego gwiazdozbioru, posiłkując się nazwą gwiazdy oraz krótkiego opisania go w kilku słowach Ta część ma największy wpływ na ocenę. Postarajcie się
Rzuć literą aby dowiedzieć się, jaka gwiazda jest twoim przewodnikiem A Aldebaran B Mirah C Syriusz D Rasalgethi E Caph F Nashira G Regulus H Vega I Gwiazda Polarna J Bellatrix
Rzuć k6 na wydarzenie towarzyszące 1, 5 profesorze, ten teleskop nie działa! A może to tylko ty masz problem z ustawieniem go? Kiedy kolejny raz próbujesz zmusić przyrząd do poprawnego działania, pojawia się Irytek i przewraca twój oraz parę dodatkowych teleskopów. Masz okazję, więc bierzesz cudzy, który szczęśliwie działa. - 10 do k100 za opóźnienie 2, 4 kropka, kropka, kolejna świecąca kropka, a tu… Czy to spadająca gwiazda? Zamiast opisywać wylosowaną gwiazdę i jej gwiazdozbiór, skupiasz się na innym ciele niebieskim i je opisujesz. Kto wie, jeśli dobrze ci pójdzie, może profesor przymknie oko na pomyłkę? (Możesz wybrać inną gwiazdę z powyższysz, planetę, księżyc, galaktykę) +10 do k100 3, 6 masz nazwę gwiazdy, szukasz jej na wykresie gwiazd, ale chwila… Czyżby twój wykres próbował ci podpowiadać? Wyświetla nazwę gwiazdozbioru, dzięki czemu szybciej znajdujesz go na niebie, aby pokazać profesorowi. +10 do k100
Rzuć k100aby dowiedzieć się, jak szybko poradziłeś sobie z zadaniem 1 prawdę mówiąc, profesor powoli zaczynał zasypiać, czekając aż udzielisz odpowiedzi 100 poszło ci szybciej, niż profesor zakładał, otrzymując w nagrodę szeroki uśmiech uznania
Modyfikatory i kod
Ważna część mechaniczna! +10 do k100 za każde 15pkt kuferkowych z astronomii przerzut/+1 do k6 za własny sprzęt
Egzamin proszę pisać do 28.06, gdyż oceny będą wystawiane przeze mnie i potrzebuje na to czas. Do oceny wlicza się wynik egzaminu oraz punkty kuferkowe
Kod:
[spoiler] <zg>Udział w lekcjach z astronomii</zg> tak/nie (na pewno w ostatnim semestrze była lekcja Adé, może było coś więcej) <zg>Samonauka z astronomii</zg> tak (podlinkuj)/nie[/spoiler] <zg>Kuferek</zg> Ile masz punktów, liczy się też sprzęt własny <zg>Część teoretyczna</zg> podlinkować kostkę <zg>Część praktyczna</zg> podlinkować kostki + modyfikator
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Udział w lekcjach z astronomiiTak Samonauka z astronomii Nie
Kuferek 32 Część teoretycznaB - Proteusz i Tryton Część praktycznaC; 6; 96 - Syriusz; +10 do kości k100 (czyli 106)
Przyszła pora na astronomię. Nie bardzo wiedział, czego ma się po tym spodziewać i co ostatecznie mu z tego wyjdzie, bo nie wydawało mu się, żeby z tej dziedziny był jakimś orłem, ale zawsze mógł się mylić, prawda? W każdym razie uznał, że nie może się opierdalać, że trzeba się jakoś wykazać, brać do roboty i jednak coś z tym wszystkim zrobić, a nie siedzieć na dupie i czekać na zbawienie. Kiedy już dostał zadanie teoretyczne, uznał, że nie jest aż tak skomplikowane, na całe szczęście i raczej zna na nie odpowiedź, którą zaczął całkiem skrupulatnie notować. To dziwne, że odpierdalał podobne rzeczy, ale w gruncie rzeczy nie chciał skończyć na kiblowaniu, ostatecznie miał przed sobą całkiem niezłą przyszłość i wolałby jej całkowicie nie przejebać. Tak na wszelki wypadek. Proteusz jest drugim pod względem wielkości księżycem Neptuna. Jego nazwa pochodzi od jednego z mitologicznych bożków, który zgodnie z wierzeniami, był w stanie odmieniać swój wygląd. Co ciekawe, ma on nieregularną bryłę i podejrzewa się, że gdyby był nieco większy, sprawa ta wyglądałby inaczej, bo jego własna grawitacja by to zmieniła. Jest on jednym z najciemniejszych obiektów w Układzie Słonecznym. Powierzchnia Proteusza jest cała pokryta kraterami. Tryton to z kolei największy księżyc Neptuna, a jego nazwa również pochodzi z mitologii i odnosi się do syna Neptuna właśnie. Jest on jedynym księżycem w Układzie Słonecznym, który porusza się ruchem wstecznym wokół planety. Księżyc ten składa się w większości z materiału skalnego, ale oprócz tego z wody, która występuje tam w postaci lodu. Uznał, że więcej tutaj już nie napisze, odpowiedź miała być, jak mu się wydawało, prosta i zwięzła, na dokładkę umieścił tam najważniejsze informacje, o jakie profesor prosił, więc przeszedł do drugiej części egzaminu, gdzie trafił mu się Syriusz. Mniej więcej wiedział, gdzie go szukać, ale dość prędko, ze zdziwieniem, zamrugał, bo wszystko wskazywało na to, że jego wykres właśnie udzielił mu podpowiedzi wyświetlając nazwę gwiazdy. Zerknął na profesora Kersey, a potem naprawdę szybko odszukał gwiazdę na niebie, za co został obdarzony uśmiechem ze strony nauczyciela. Tego się chyba, kurwa, nie spodziewał. - Syriusz znajduje się w gwiazdozbiorze Wielkiego Psa, jest jedną z najjaśniejszych gwiazd, eee, południowego nieba. Jeśli dobrze pamiętam, to jego nazwa wywodzi się z... starogreki. Z uwagi na to, że jest na tyle jasną gwiazdą, widać go właściwie niemalże z całej ziemi gołym okiem. Z tego co pamiętam, to w wielu kulturach gwiazda ta była z różnych względów czczona, a dawniej przypisywano jej również czerwoną barwę, skąd... pochodzi jej nazwa - dodał jeszcze, może niezbyt składnie, ale starając się przypomnieć sobie wszystko, co wiedział na temat tej konkretnej gwiazdy. Miał nadzieję, że skoro poszło mu tak szybko, profesor nie będzie go jakoś mocniej dopytywać, więc starał się dodać do swojej wypowiedzi wszystko, co pamiętał, poza tym, Kerey poprosił o krótką charakteryzację, więc właśnie o to się pokusił, dziękując w duchu, że trafił mu się, kurwa, Syriusz, a nie coś innego, bo mogłoby być w chuj krucho. Kiedy profesor mu podziękował, opuścił salę astronomiczną i skierował się do dormitorium, licząc na względnie niezłą ocenę.
z.t
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Udział w lekcjach z astronomii [url=tak]tak[/url] Samonauka z astronomii: nie
Kuferek: 8pkt Część teoretycznaA - Mimas i Tetyda Część praktycznaD, 3 i 3 -> Rasalgethi oraz +10 do rzutu na k100 (suma: 13)
Naprawdę nie wiedziała, co jej odwaliło, by zapisać się na egzamin z astronomii. Owszem, lubiła patrzeć na gwiazdy, ale nie wiedziała o nich za wiele. Nic więc dziwnego, że z tego względu musiała ostro zasiąść do nauki i pochłonąć kilka pozycji poświęconym gwiazdom i planetom, by jakoś uzupełnić swoją średnio-podstawową wiedzę o nieco bardziej. Nic więc dziwnego, że w sali astronomicznej pojawiła się wyglądając... jakby została dosłownie wymięta przez życie. Ciemne włosy w nieładzie, niestarannie zawiązany krawat pod szyją: obraz nędzy i rozpaczy. Rozpaczliwej nauki można by rzec. Chociaż chyba się to opłaciło, bo przynajmniej część teoretyczna wydała jej się łatwa. Dobrze, że poświęciła nieco czasu an zapoznanie się z księżycami poszczególnych planet. Chociaż te Saturna były niezwykle niewdzięczne ze względu na swoją ilość. No, ale będzie tego...
Mimas i Tetyda są dwoma z osiemdziesięciu dwóch aktualnie znanych nam księżyców Saturna (ich liczba może być znacznie większa). Mimas jest siódmym co do wielkości księżycem owej planety, a jego średnica wynosi niemal 400km. Odkryty został w 1789 roku przez Friedricha Wilhelma Herschela, pochodzącego z Hanoweru astronoma i twórcę teleskopów, który w tym samym roku odkrył także inny z księżyców Saturna, Enceladusa. Zresztą Herschel jest człowiekiem, któremu astronomia zawdzięcza wiele więcej istotnych odkryć (takich jak odkrycie Urana w 1781). Swoją nazwę zyskał dopiero w roku 1847. Została ona zasugerowana Herschelowi przez jego syna, Johna. Inspirował on się gigantami z mitologii greckiej, którzy zrodzili się z Gai po tym jak Kronos (którego rzymskim odpowiednikiem był Saturn) zranił swojego ojca, Uranosa. Stosunkowa mała gęstość Mimasa sugeruje iż jest on księżycem lodowym z jedynie niewielką domieszką skał. Ulokowany jest on dosyć blisko pierścieni Saturna i odpowiada za powstałą w nich Przerwę Cassiniego, największej widocznej przerwy między pierścieniami Saturna (dokładniej pierścieniami A i B), której wielkość wynosi 4800 kilometrów. Powierzchnia Mimasa pokryta jest kraterami uderzeniowymi, z których największy o średnicy 130km (co stanowi ponad 1/3 średnicy samego Mimasa!) nazwany został nazwiskiem odkrywcy księżyca. Warto wspomnieć, że wielkość pozostałych kraterów zwykle oscyluje w granicy średnicy 40km. Co ciekawe Mimas jest także najmniejszym znanym ciałem niebieskim zdolnym utrzymać kształt zbliżony do sferycznego.
Tetyda z piątym co do wielkości księżycem Saturna o średnicy 1060km. Odkryty został on 105 lat przed Mimasem, w 1684 przez Giovanniego Cassiniego (tego samego włosko-francuskiego astronoma, który odkrył również przerwę między pierścieniami Saturna w pobliżu Mimasa!). Był to trzeci odkryty przez Cassiniego księżyc Saturna po Rei i Japecie. Jego nazwa pochodzi od tytanidy i żony Okeanosa utożsamianej z żeńską siłą płodności morza i została mu przyznana przez Johna Herschela w tym samym czasie, w którym nadał on nazwę Mimasowi oraz pięciu innym satelitom Saturna. Ze względu na swoją małą gęstość podobnie jak opisany przeze mnie wcześniej obiekt uznawany jest za księżyc lodowy złożony głównie z lodu wodnego. Ogólnie rzecz biorąc ukształtowanie powierzchni Tetydy jest dosyć ciekawe ze względu na swoją różnorodność. Pokryty jest licznymi kraterami uderzeniowymi, z których największy nosi nazwę Odyseusz. Jego średnica to 400km i równa jest niemal 2/5 wielkości samej Tetydy. Pomimo swoich rozmiarów Odyseusz jest jednak dosyć płytkim kraterem. Istnieją teorie według których Tetyda zdołała po tam ogromnym uderzeniu zachować się w jednym kawałku ze względu na to, że kiedyś znajdowała się w stanie półpłynnym lub płynnym. Z kolei około 3/4 obwodu Tetydy zajmuje kanion Ithaca Chasma. Pomimo swojej ogromnej długości (2000km) i dosyć sporej szerokości (100km) jest on niesamowicie płytki. Jego głębokość osiąga jedynie do 5km. Innym ciekawym elementem ukształtowania Tetydy jest także stoosiemdziesięciopięciokilometrowy łańcuch gór Scheria Montes.(this bitch doesn't know what 'opisz krótko' means)
Nadgorliwość gorsza od faszyzmy, a że to drugie już w rodzinie miała i nie zamierzała dopasowywać się w te trendy to jednak skłaniała się ku tej drugiej opcji. Kompletnie nie wiedziała, co takiego miał na myśli Darryl pod hasłem "opisz krótko". Napisała mu wszystko, co wiedziała, a że czytała to wszystko jakieś... osiem godzin temu? W sumie nie... Może pięć to jednak pamiętała sporo. Zapewne w przyszłym tygodniu zapomni 80% z tego, ale chwilowo mogła mu nawijać o satelitach z układu słonecznego jak najęta, bo właśnie na planetach i ich księżycach się skupiała głównie. Może dlatego nieco gorzej podchodziło jej się do części praktycznej, która dotyczyła gwiazd. Tym bardziej, że skupiła się na kilku najbardziej znanych o łacińsko lub grecko brzmiących nazwach. Z pewnością nie na Rasalgethi. Przynajmniej nie jakoś niezwykle rozlegle. Uśmiechnęła się jedynie do nauczyciela i postanowiła postawić na niezwykle wolną improwizację. Na pewno zabłyśnie wiedzą... Rasalgethi, Rasalgethi... Chujowym jesteś przewodnikiem. - Cóż... a więc... Rasalgethi jest gwiazdą... - zaczęła niezwykle spokojnie i powoli. Musiała jakoś zebrać myśli, a Kersey nie wydawał się być jakoś szczególnie zainteresowany jej monologiem, w którym wyraźnie zwlekała. - Znajduje się w konstelacji Herkulesa... - kolejna informacja, która otoczona była dosyć dłuższą pauzą. - Znajduje się w oddaleniu od Słońca o około 380 lat świetlnych... - szło jej to w naprawdę zastraszającym tempie. - Znana jest także jako Alpha Herculis... - chciała dodać coś jeszcze, ale nagle zauważyła, że Darryl jakby przysypia? - Panie Kersey? - zagadnęła go. Nie może teraz tak wziąć i sobie zasnąć. Nie kiedy była w środku egzaminu i udzielała mu odpowiedzi. Wyśpi się dopiero jak Strauss uderzy sam w spanko, którego jej minionej nocy zabrakło. - Jej nazwa Rasalgethi pochodzi od arabskiego ra's al-džātī znaczącego tyle co "głowa klęczącego" - może jakoś tym arabskim go zwiedzie i jakoś uda się sprzedać mu nieco mniej informacji. - Sir William czy raczej Friedrich Wilhelm Herschel w 1795 roku zauważył, że Rasalgethi jest gwiazdą zmienną - niech gwiazdy chwalą Herschela, bo przynajmniej dzięki temu gościowi mogła powiedzieć coś więcej na ten temat! - Wielkość tej zmiany wynosi maksymalnie jednego... magnituda - to chyba było to słowo. Czymkolwiek jebany magnitudo był. - Pod koniec lat 80tych jednak pojawiła się teoria, że podobne zmiany jasności mogą wynikać z faktu, że Alpha Herculis jest gwiazdą podwójną o nieznanym nam dotąd towarzyszu, który mógłby wpływać na jej światło. Teoria ta jednak nie została do dzisiaj potwierdzona... I chyba to by było na tyle. Wielkie pierdololo, ale może Kersey coś z tego wyciągnie i postawi jej pozytywną nawet ocenę. Chociaż prawie zasnął czekając na konkretniejsze informacje oraz samo zaczęcie przez nią odpowiedzi.
z|t
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Udział w lekcjach z astronomii:tak Samonauka z astronomii: nie
Kuferek: 2 Część teoretyczna:H - Ganimedes i Kallisto Część praktyczna:B | 1 | 82 → Mirah; -10 do k100 → 72
Idąc w kierunku sali astronomicznej, Fitzgerald zastanawiał się co mu właściwie strzeliło do łba, żeby podchodzić do egzaminu z astronomii – chyba jedynie to, że wchodziła ona w skład przedmiotów określanych jako ‘podstawowe’, których odpuszczenia rodzice by mu chyba nie darowali, bo same zajęcia nigdy nie wliczały się w poczet jego ulubionych, nie mógł też nigdy pochwalić się jakąś szczególną wiedzą na temat gwiazd poza bardzo podstawowymi sprawami. Skoro już się na to zdecydował, to oczywiście wczorajszego popołudnia pochylił się nad podręcznikami do astronomii, żeby nie ryzykować, że uwali i całe szczęście, że troszeczkę czasu poświęcił również rozdziałom dotyczącym księżycom poszczególnych planet, bo właśnie tego dotyczyła teoria na dzisiejszym egzaminie. Mógł dziękować Merlinowi za swoją dobrą pamięć. Zresztą trafiło mu się w sumie coś w miarę prostego. Jego zadaniem miało być bowiem krótkie scharakteryzowanie Ganimedesa i Kallisto wraz z podaniem której planety są to satelity. Po chwili zastanowienia i odszukania w umyśle odpowiednich informacji, w końcu przeniósł spojrzenie na pergamin i zabrał się do pisania.
Ganimedes, inaczej Jowisz III, jest to największy z satelitów Jowisza przynależący do grupy księżyców galileuszowych; równocześnie jest również największym znanym księżycem w Układzie Słonecznym – ma większą średnicę od Merkurego, najmniejszej planety Układu. Jednak jednocześnie jego średnia gęstość jest niska, przez co jego masa stanowi połowę wagi Merkurego. Ganimedes określany jest jako księżyc lodowy, gdyż w znacznym stopniu składa się z lodu wodnego. Ma zróżnicowaną powierzchnię – są tam obszary młodsze, charakteryzujące się jaśniejszą barwą i występowaniem rowów, oraz starsze, ciemniejsze, które wyróżnia duża ilość kraterów uderzeniowych. Można też dostrzec obszary, które przesuwały się względem siebie, a na ich obrzeżach wypiętrzały się góry. Kallisto, inaczej Jowisz IV, to drugi co do wielkości satelita Jowisza i tak jak Ganimedes przynależy do grupy księżyców galileuszowych; jej średnica jest tylko odrobinę mniejsza od Merkurego, ale zarazem jest od niego aż trzykrotnie lżejsza ze względu na niską gęstość. Również jest księżycem lodowym – w przybliżeniu składa się z równej ilości skał oraz lodu. Kallisto ma bardzo starą, usianą kraterami powierzchnię, nieprzejawiającą oznak aktywności wulkanicznej czy ruchu płyt tektonicznych. Dominują kratery uderzeniowe, ich łańcuchy oraz skarpy. W dodatku Kallisto ma najciemniejszą powierzchnię ze wszystkich księżyców galileuszowych, odbijając niewiele światła słonecznego. Obraca się też synchronicznie, pozostając zawsze zwrócona do Jowisza tą samą stroną. Odkrycie Ganimedesa i Kallisto przypisywane jest zwyczajowo Galileuszowi, który skierował swoją lunetę na Jowisza i dostrzegł w pobliżu cztery zmieniające położenie „gwiazdy”. Były to największe księżyce Jowisza, nazwane później właśnie galileuszowymi. Dwa pozostałe to Io (Jowisz I) i Europa (Jowisz II).
Odłożył pióro, uznając, że więcej już nie jest w stanie wykrzesać. Miało być zresztą krótko, to jest krótko i koniec tematu. Bądź co bądź, teoria odbębniona, więc teraz przyszła pora na praktykę – miał odszukać gwiazdę o wdzięcznej nazwie Mirah. Przez rozdziały o gwiazdach przeleciał bardziej pobieżnie, ale coś tam kojarzył. Szkoda tylko, że już na dzień dobry miał problem z odpowiednim ustawieniem teleskopu. Przyrząd za nic nie chciał z nim współpracować i po kolejnej nieudanej, a jakże, próbie zrobienia z nim cokolwiek już miał zgłaszać Kersey’owi, że trafił mu się chyba jakiś wadliwy egzemplarz, kiedy do klasy wpadł w odwiedziny Irytek i z durną przyśpiewką na ustach, radośnie przewrócił nie tylko jego teleskop, ale również kilka innych, a potem wybył. Rudzielec jedynie westchnął i korzystając z okazji zgarnął inny przyrząd, wszystkie w końcu wyglądały tak samo i w sumie nawet nie byłby chyba w stanie odszukać tego swojego. Na szczęście ten był już w pełni sprawny, więc wreszcie mógł przejść do wykonania zadania. Trzeba przyznać, że nawet pomimo tego opóźnienia dość sprawnie udało mu się znaleźć na nieboskłonie odpowiedni gwiazdozbiór, czym zaskoczył chyba nawet samego siebie. Fart mu dziś najwyraźniej dopisywał. — Mirah jest jedną z gwiazdą przynależących do gwiazdozbioru Andromedy — odpowiedział, zerkając w kierunku profesora. — Jest on dużym i wyrazistym gwiazdozbiorem nieba północnego, gołym okiem można dostrzec około stu wchodzących w jego skład gwiazd. Sąsiaduje on z gwiazdozbiorami Jaszczurki, Kasjopei, Pegaza, Perseusza, Ryb oraz Trójkąta, a jego nazwa wywodzi się z yyy… mitologii greckiej. Najciekawszym obiektem zaś jaki można dostrzec w jego obrębie jest Galaktyka Andromedy — dodał to, co zdołał sobie przypomnieć odnośnie tego konkretnego gwiazdozbioru. Nie było tego może zbyt wiele, ale ponownie chodziło przecież o zwięzłą odpowiedź, prawda? To co najważniejsze zresztą powiedział… chyba. To już będzie musiał ocenić sam Kersey, on się po prostu cieszył, że ma to z głowy. Opuszczając salę był jednak całkiem dobrej myśli, bacząc na to, że przysiadł do tego dosłownie wczoraj i zapewne za kilka dni nie będzie już pamiętał większości z tych informacji.
Trudno powiedzieć, żeby profesor Kersey należał do najbardziej wymagających profesorów Hogwartu, albo żeby był wyjątkowo surowy. Choć przy pannie Strauss nieomal zasnął, oddając się własnym marzeniom o gwiazdozbiorze Herkulesa, nie mógł nie przyznać jej racji. Właściwie był zadowolony, gdyż wszyscy, którzy podeszli do egzaminu posiadali wystarczającą wiedzę. Pozostawało więc tylko wystawić ocenę, na podstawie części praktycznej, podciągając ją dzięki wyczerpującej teorii i uczestnictwu w lekcjach.
Nie wiedział, co mu strzeliło do głowy, kiedy to opiekunowi koła zgłosił gotowość do bycia aktywnym uczestnikiem Inicjatywy Kulturowo-Ezoterycznej. Chyba próba udowodnienia, że wszyscy się mylą, przyczyniła się do takiego, a nie innego procederu; jakby nie było, ciche westchnięcie wydobywało się z jego ust, kiedy to wpisywał się na listę uczestników tego całego, dziwnego stowarzyszenia. I o ile Koło Realizacji Twórczych wydawało mu się być podejrzane, o tyle nie miał nic przeciwko temu, by stwierdzić, by IKE bardziej się do tego kwalifikuje i zdaje się mieć coś za uszami. Sam nie wierzył nigdy we wróżby, wiedząc doskonale, iż każdy jest kowalem własnego losu, w związku z czym z pewną dozą nieufności podchodził do całego zgromadzenia… ale czego się nie robi dla punktów dla domu, prawda? Zawsze mógł siedzieć na tyłku we własnym domu, ogrzewając się za pomocą termoforu, kocyka oraz Ivary, niemniej jednak czy to byłoby dla niego godne życie? Może w większości przypadków woli własną wygodę, ale czasami trzeba z niej zrezygnować dla dobra własnej opinii. Lub chociażby ogółu, jeżeli łatka ciągle przysparzającego problemy delikwenta nie mogła zostać już wymazana z jego studenckiego życia. No cóż. Nie bez powodu udał się zatem do sali klubowej, równo o północy, tuż niedawno po zakończonym Balu Halloweenowym, by tym samym cicho westchnąć i spojrzeć na opiekuna tego dziwnego kółka. Joshua Walsh, jego daleka rodzina, no i on, czarna owca w tym wszystkim. Nie bez powodu zamknął na dwie sekundy własne oczy, by spojrzeć czekoladowymi tęczówkami w stronę wymierzonego dla chętnych zadania z zakresu wróżbiarstwa. Ach, wróżby. Czymże one nie są? Co chwilę tak naprawdę kojarzą mu się z tarotem, wróżkami z telewizji oraz oszukiwaniem ludzi; jakby nie było, to jest coś, co opiera się w większości na nadziei oraz wierze. Coś jak religie na świecie, chociaż te są bardziej legalne i nie podlegają pod próbę wyłudzenia pieniędzy. Śmieszne. Przygotowane świece oraz misy z wodą zdawały się być trochę nielogiczne, w związku z czym pod kopułą czaszki Felinusa zaczęły rodzić się najróżniejsze pod tym względem pytania, jakoby on nie wiedział, z czym ma tak naprawdę do czynienia. Po co to wszystko? Pęk kluczy? Brak jakichkolwiek pohamowań? Owszem, mógł zdjąć nogę z pedału hamulca i wcisnąć ją na gaz, ale… siedział cicho. Nie poddawał się żadnym emocjom, które to skrzętnie ukrywał w swoim sercu, a odcinał się od nich za pomocą nożyczek, pozwalających pożegnać mu się z problemem w postaci nadmiernej ich ekspresji. Od zawsze uważał, że ich nadmiar wpływa gorzej niż ich brak; nie bez powodu ze spokojem i harmonią palce zacisnęły się na misce, w której to podgrzał wodę, by następnie roztopić subtelnie wosk, który począł być ciałem ciekłym, aniżeli stałym. Odbicie źrenic skupiło się głównie na tym zadaniu - na odpowiednim przygotowaniu substancji, zanim przeleje ją przez dziurkę od klucza, która w środku mogła mieć już swoje lata. Nie przejmował się tym jednak - ruchy dłonią były wyważone, kiedy to chwycił za pozornie prosty klucz, z którego to odbicia środka będzie musiał wywróżyć sobie samemu przyszłość… Niewielkich rozmiarów, kształt poszarpany, jakoby osoba, która się tym zajmowała, mimo zachowanej delikatności, nie mogła zapanować w pełni nad własnymi palcami. Powierzchnia chropowata, pozbawiona elastyczności, unikająca nagminnie jakichś większych rys. Przecięcie w pół pokazuje niepełną powierzchnię zalania woskiem, wynikającą zapewne z braku doświadczenia w zakresie robót z parafiną. Kształt prosty, pozbawiony większych dodatkowych elementów. Tak samo jak życie osoby, która włożyła w to serce (bądź też i nie). Stara się prowadzić je proste, aczkolwiek nie zawsze wszystko idzie wedle jej myśli. Klucz pokazuje jednak stabilność poprzez trudność w zakresie przełamania jego odlewu wewnętrznego. Nie pokazuje rozwiązania, ale stara się wskazać drogę, naprowadzić; będąc pewnego rodzaju drobną wskazówką dla zagubionej, błądzącej obecnie bez celu duszy. Może nie spotka Cię dobro, ale za to, nie spotka Cię również żadne zło. Twój los będzie prosty, przejrzysty, pozbawiony zawiłości. Chciałby - pomyślał. Chciałby, aby tak jego życie wyglądało, ale wiedział, że tak nie będzie wyglądać. Wszelkie przeciwności losu potrafią odezwać się w najmniej spodziewanym momencie, dlatego nie bez powodu Lowell, gdy zakończył interpretację, oddał wynik i tym samym wydostał się poza mury zamku, nie zamierzając spać w dormitorium. Własne mieszkanie posiadał - dlaczego ma się tłamsić wraz z osobami, z którymi nie chce przebywać w jednym pomieszczeniu? Zabawne.
[zt]
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Cóż naprawdę nie wiedziała czemu to robi, ale postanowiła wziąć udział w tej niecodziennej misji zleconej klubowi znanemu przede wszystkim pod nazwą IKE. Szczerze powiedziawszy nigdy wcześniej nie słyszała o czymś takim jak wróżenie przy pomocy wosku, ale szybkie zwrócenie się do książek poświęconym wróżbiarstwu znajdującym się w bibliotece pozwoliło jej na to, by szybko zapoznać się z tym zwyczajem, a nawet kilkoma jego odmianami, bo jak się okazało była to stara tradycja, która istniała na świecie w kilku różnych wariantach. Udała się następnie do sali astronomicznej, aby tam móc wziąć udział w całym tym wesołym przedsięwzięciu i zrobić sobie wróżbę. Stanęła przed miską, w której znajdowała się woda i spojrzała na klucze, które ją otaczały. Nim jednak wybrała którykolwiek z nich sięgnęła po mały metalowy garnuszek, do którego włożyła jedną z przygotowanych przez zapewne opiekuna kółka lub któregoś z przewodniczących koła. Następnie sięgnęła po różdżkę, by zacząć podgrzewać naczynie i sprawić, by znajdująca się w nim świeca rozpuściła się w gorącą kałużę wosku. Zajęło jej to nieco czasu, ale wkrótce mogła odłożyć różdżkę na bok i chwycić jeden z większych kluczy o owalnym uchu i przytrzymując je nad obecną w misce wodą przechyliła garnuszek, by przelać wosk przez obecną w kluczu dziurkę. Przy kontakcie ze zdecydowanie zimniejszą wodą wosk zastygał niemal momentalnie, tworząc sporej wielkości plamę rozlewającą się na powierzchni. Chwilowo nie przypominało jej to absolutnie niczego. Dopiero, gdy przelała cały wosk pochodzący z małej świeczuszki do miski mogła odczekać pewną chwilę, żeby upewnić się czy na pewno wszystko zaschło tak jak trzeba i kawałek jej wróżby nadaje się do wyjęcia z wody. Dopiero wtedy uniosła zaschnięty wosk i uniósłszy go rzuciła szybkie Lumos, aby rzucić na ścianę cień i móc z niego wydedukować co też przedstawiała jej wróżba. Po przyjrzeniu się jej kształtowi Yuuko zauważyła, że przypomina on nieco serce choć nie do końca. Linia brzegów wosku była nierówna i postrzępiona w paru miejscach. To z pewnością nie był dobry znak. Dlatego te napisała tak w notatce, którą musiała przygotować w ramach zadania kółka. “Utworzony kształt w znacznej mierze przypomina serce. W zasadzie gdyby nie poszarpane krawędzie i brzegi o nieregularnym kształcie to wróżba byłaby jak najbardziej pomyślna. Jednak w takim wypadku podobne ukształtowanie wosku wskazuje na kłopoty sercowe w sferze miłości. Może być to nieszczęśliwe zauroczenie drugą osobą lub problemy w istniejącym związku. Oznaczać może złamane serce i zdradę lub generalny brak szczęścia w odnalezieniu odpowiedniego partnera lub partnerki.“ Nie podobała jej się ta wróżba. Jednocześnie jednak czuła, że mimo wszystko jest ona niezwykle prawdopodobna i zapewne czeka ją jakieś smutne rozczarowanie. W zasadzie wyczuwała już jakąś nadchodzącą tragedię, która była niezwykle prawdopodobna w przypadku, gdyby za bardzo przywiązała się do nieodpowiedniej osoby, bawiącej się jedynie jej uczuciami. Po spisaniu całej wróżby wyszła z pomieszczenia i postanowiła zanieść swoje zapiski opiekunowi koła, by zgłosić wykonanie zadania.
Ciężko było wyrazić, jak niesamowicie nie miał ochoty zapieprzać w samym środku nocy na spotkanie koła Inicjatywy kulturowo-ezoterycznej. Północ nie brzmiała jak najbardziej produktywna godzina na cokolwiek, ale skoro było trzeba, to Lucas miał zamiar obowiązek wypełnić.Jakie było jego zdziwienie, gdy w sali klubowej zastali ni mniej ni więcej jak kilka mis z wodą i przeogromne pęki kluczy w każdych możliwych kształtach. Do tego cała sala zawalona była świeczkami.Chłodne, nocne powietrze wlatywało do pomieszczenia przez lekko uchylone okna, a księżyc w pełni rozświetlał tereny zamkowe tuż pod nimi, jednocześnie obdarzając srebrzystym światłem tych, którzy właśnie szykowali się do pracy. Wszelkie wątpliwości i pytania zostały od razu rozwiane przez opiekuna, gdy wytłumaczył im cel dzisiejszego spotkania. Przetopienie wosku i przelanie go przez dziurkę wydawało się banalnie proste. Jednak odczytanie wyniku mogło wymagać kreatywności jeżeli nie posiadało się za dużego zmysłu wróżbiarskiego. Lucas wziął jeden z pęków i wybrał klucz z romboidalnym otworem. Prosty kształt, który z pozoru miał dać proste rezultaty. Zgarnął także z blatu jedną świeczkę i nachylił ją nad misą, by rozpocząć ten wątpliwy rytuał. Zastanawiał się, co może z tego wyjść, gdy tak obserwował pojedyncze, kapiące krople ze świecy, a płomień lekko ogrzewał jego dłoń. Dzięki wodzie w naczyniu, wosk miał przybrać nieoczywiste kształty, które nie były podyktowane stabilnym trzymaniem świecy. Chwilę to trwało, nim wystarczająca ilość surowca znlazała się w misie, dlatego też ten czas Lucas wykorzystał, by popodglądać, jak radzą sobie inni. W końcu na wodzie pływała już pokaźna grudka wosku i Ślizgon uznał, że tyle powinno wystarczyć do interpretacji jej znaczenia. Poczekał kilka chwil, by substancja na pewno zastygła i zabrał się do analizy. Problem był jeden. Biała masa przypominała zwykłe koło, lub owal. Nie była niczym szczególnym, jak motyl, czy nawet banalne serce. Lucas westchnął więc pod nosem, a następnie wyciągnął z torby podręcznik licząc, że ten pomoże mu jakkolwiek w wyczytaniu sensu z tej bezkształtnej masy. Z jednej strony koło mogło symbolizować jakiś rytuał, zamkniętą całość. Z drugiej, jajo oznaczało płodność i nowe życie. Sinclair miał ciężki orzech do zgryzienia i z zapałem wertował kartki w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki. W końcu natrafił na to, czego potrzebował. "Jajo oznacza płodność, ale także nowy rozdział w życiu. W dodatku symbol ten może oznaczać sukces w ważnym przedsięwzięciu", przeczytał a następnie spisał to na pergaminie, który dostali od opiekuna zajęć. Niekoniecznie chciał krzyczeć na całą salę, że wosk zapowiedział mu sukcesy łóżkowe, przynajmniej w kwestii udanego zapładniania partnerek”. Wolał zachować tę wiedzę dla siebie i ewentualnie nauczyciela, który będzie ich wróżby zbierał. Gdy już zapisał wszystko, co mógł wyczytać z tego woskowego jaja, oddał swój pergamin i udał się na wycieczkę po schodach do wyjścia z zamku mając nadzieję, że już niedługo znajdzie się we własnym łóżku.
//zt
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Wróżenie nie było specjalnie jej bajką, ale skoro należała do koła to miała zamiar jak najlepiej rozwijać się w każdym kierunku. Również i tym. Dlatego też chętnie przystała na propozycję wzajemnego odczytania swojej przyszłości z Felkiem, który widocznie też szukał pary do całego tego przedsięwzięcia. - Masz w tym jakieś doświadczenie? Wiesz z czego chciałbyś wróżyć? - Zapytała, gdy pokonywali ostatnie stopnie w kierunku Wieży Astronomicznej. Sama potrafiła jedynie wydedukować co nieco ze znaków, które tworzyły stare, zalane uprzednio fusy zarówno po kawie jak i po herbacie. Dziś postawiła więc na to drugie i w torebce miała wszystko, co było jej potrzebne, by podobną wróżbę puchonowi przeprowadzić. Do tego zaopatrzyła się w odpowiednie podręczniki, które miały jej całe to zadanie ułatwić. - Chcesz czytanie ogólne, czy skoncentrowane na konkretnej sferze życia? - Zapytała nim zaczęli rozkładać wszystkie przyrządy, mające im dzisiaj służyć.
Sam czasami zastanawiał się, dlaczego należy, bez odpowiednich umiejętności w tym zakresie, do Inicjatywy Kulturowo-Ezocentrycznej. Owszem, wydawać by się mogło, że poziom nie pozostaje jakoś specjalnie wygórowany, ale no właśnie. Nie należał do osób, które specjalnie interesują się wróżbiarstwem. I o ile Starożytne Runy jeszcze rozumiał, wszak sam z nich starał się korzystać, powoli rozumiejąc ich potencjał, który ze sobą niosły, tak z odczytywaniem przyszłości po prostu się nie lubili. Stanowiło to wyjątkowo toksyczną relację, z której istnienia doskonale zdawał sobie sprawę. Tak samo, jak średnio wychodziło mu gotowanie magicznych potraw. Albo warzenie normalnych eliksirów, które to stanowiły dla niego znacznie większe wyzwanie niż te uzdrawiające; każdy jest w czymś po prostu do dupy. Zielarstwo też nie stanowiło jego mocnego konika, no i nawet jeżeli podczas pracy na gospodarstwie miał trochę z roślinami do czynienia, o tyle jednak nie pałał do nich żadną widoczną miłością. Prędzej już preferował magiczne stworzenia, którymi wiedział, jak się zająć; mimo to musiał podejść do tematu wróżenia przyszłości w sposób prawidłowy. Wziął jedną z talii tarota, mając nadzieję, że zrozumie jej realny sens; Wielkie Arkana, liczące niewielką ich ilość, mogły nie być dokładne, ale za to stanowiły mniejszy orzech do rozgrzyzienia. Liczył głównie na to, że będą się świetnie bawić, aniżeli wróżba rzeczywiście się spełni. - Myślałem, by z Wielkich Arkan, choć w sumie się na nich aż tak nie znam. - pozwolił sobie na widoczny, aczkolwiek nadal, przesiąknięty ostrożnością uśmiech, zanim to nie weszli do sali, gdzie mogli uzyskać trochę należytego spokoju. Na myśl przyszło mu jeszcze pobawić się płomieniami ognia, aczkolwiek, znając własne możliwości względem podpalania kuchni, do której nie ma już wstępu... no, wolał nie ryzykować. Chyba że chce naprawdę puścić cały zamek z dymem, dlatego usiadł wygodnie na jednym z krzeseł, przyglądając się teleskopowi, który to znajdował się w rogu, tuż przy zamkniętym na razie oknie. Wieża Astronomiczna wydawała się dzierżyć w sobie pewien klimat, jakoby coś, czego nie mógł jej odmówić. Przeniósł tym samym spokojnie spojrzenie czekoladowych oczu na Irvette, rozkładając powoli karty. - W moim przypadku jest mi to całkowicie obojętne. - przyznał szczerze i zgodnie z prawdą, wszak niespecjalnie chciał wierzyć w potencjał magiczny jakiejkolwiek z metod. Równie dobrze mogliby sobie teraz pograć w Durnia. - A ty? Chciałabyś się skupić na jakimś konkretnym sektorze własnego życia? - zapytawszy się uprzejmie, zaczął liczyć tym samym, czy przypadkiem talia nie straciła po drodze jakiegoś Głupca, by tym samym zacząć powoli je odpowiednio układać, choć za każdym razem marszczył brwi, zastanawiając się nad sensem własnych poczynań.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Irv w każdym z zajęć dodatkowych widziała coś, co ją interesowało. Nie tylko mogła rozwijać to, w czym była dobra, ale przy okazji doskonalić te dziedziny magii, które niezbyt jej do głowy wchodziły. Jedną z nich było wróżbiarstwo. Sama nie wiedziała na ile uważa tę sztukę za przydatną w jej życiu. Skoro nie miała daru jasnowidzenia nie do końca widziała jak wpatrywanie się w szklaną kulę ma jej pomóc, a jednak nie radziła sobie najgorzej i jakoś zdawała i to z dość zadowalającymi ocenami. Dlatego też postanowiła spróbować swoich sił w Inicjatywie Kulturowo-Ezocentrycznej. - Wielkie Arkana? Ciekawy wybór. Chyba też dość popularny. - Sama często widywała ludzi posiadających Dar, którzy posługiwali się właśnie Tarotem. Nie wiedziała, czy jest to najprostsza, czy może najbardziej dostępna metoda. Sama nigdy nie potrafiła zapamiętać znaczenia wszystkich symboli. Nie bez powodu przyniosła więc ze sobą kilka podręczników. Zaczęła parzyć herbatę, by móc skorzystać później z jej fusów. - Może sfera pracy? - Powiedziała po chwili namysłu. Zdecydowanie nie chciała wiedzieć, co życie uczuciowe jej przyniesie, a biznes zawsze był dla niej na pierwszym miejscu. Usiadła, zalewając liście wrzątkiem w dwóch filiżankach. Jedną z nich podała Felinusowi. - Zielona. Musisz sam wypić, żeby się liczyło. Tak mówi przewodnik. - Sama zanurzyła wargi w drugim naczyniu. Skoro już mieli herbatę nie będzie jej przecież marnować. Szczególnie, że bardzo lubiła ten gatunek. Wpatrywała się, jak puchon rozkłada karty i zastanawiała, co przyniesie jej przyszłość. A przynajmniej, co powie na ten temat Tarot.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Niespecjalnie intrygował się wróżbiarstwem, ale działał w tym kółku chyba tylko i wyłącznie dla punktów dla domu. O ile może kiedyś by wykorzystał tę wiedzę, o tyle jednak nie należała ona do wybitnie wymaganych, w związku z brakiem trzeciego oka, dlatego mógł jedynie machnąć na to własną dłonią, pozostając doskonale świadomym własnego braku możliwości w tym zakresie. Cicho westchnąwszy, spojrzał czekoladowymi tęczówkami w stronę Irvette, kiedy to oparł się ciałem o zimny blat stołu, jakoby chcąc tym samym dokładnie się jej przyjrzeć i wychwycić z oczu podejście do tematu powiązanego z wróżeniem przyszłości. Czy naprawdę musieli się uciekać do takich rzeczy? A może po prostu... coś z tego wyniknie? Nie bez powodu, kiedy to wreszcie usadowił własne cztery litery na odpowiednim miejscu, wziął cięższy wdech, jakoby chcąc tym samym zrzucić z siebie nadmiar myśli. Wynikających głównie z przynależności do Inicjatywy Kulturowo-Ezocentrycznej. Może wcale nie będzie aż tak źle, jak mogłoby mu się tym samym wydawać? Starając się uspokoić własne myśli, dobierając odpowiednie linki wiążące umysł z sercem, skupił się na przygotowanym przez opiekuna zadaniu. — Tak, ale zazwyczaj wymaga odpowiedniego daru. — mruknąwszy, wiedząc doskonale o tym, że jasnowidzem nie jest, przygotowywał w międzyczasie odpowiednio karty. Postawił je po swojej prawej stronie, kiedy to postanowił ich aż tak nie trzymać, by tym samym, powoli i subtelnie, z pewnym bałaganem pod kopułą, przejść do działania. Nie podejrzewał, by aż nadto potrzebował podręczniki, niemniej jednak, gdyby napotkał na swojej drodze problem, wszak nie wszystkie karty znał doskonale od deski do deski, na pewno by po nie sięgnął. Aromat herbaty zaczął docierać jednocześnie do jego nozdrzy - jedna z łatwiejszych metod, aczkolwiek... dość specyficznych. Z fusów to można co najwyżej zrobić dobry nawóz do roślin, czego był doskonale świadom, od kiedy Lydia wdrążyła takie środki. — Sfera pracy... — mruknął, by tym samym wyciągnąć na wierzch karty w ilości trzech sztuk, po kolei. Niczym wilczury znajdujące się w jego głowie, oznaczające przeszłość, teraźniejszość oraz przyszłość. Karta Głupca trochę go rozbawiła, aczkolwiek na Gwiazdę i Kapłana spojrzał szczegółowo, jakoby chcąc tym samym wydobyć z nich najwięcej informacji. Proste dotkniecie kart, kiedy to opuszki się z nimi spotkały, nie wydawało żadnej cząstki magii. A przynajmniej nie wyczuwał, by cokolwiek przechodziło przez jego rdzeń, próbując podbić jakkolwiek własne umiejętności. — Jasne, nie ma problemu. — odpowiedział w jej stronę, popijając powoli, lecz za to z należytą ostrożnością, zieloną herbatę. Jak się okazało, smakowo była wręcz idealna, wręcz nie miał problemów z opróżnianiem naczynia. — Przeszłość... Chaos, liczba zero. Początek i koniec, wszystko i nic. Z chaosu powstaje nowy początek, w nim się rodzi. Pozycja prosta... — powiedziawszy, zastanowił się nad jego znaczeniem, jakoby chcąc tym samym wydobyć i wyłuskać pełny obraz. Mimo to... nie czuł, aby czynność ta pozostawała w zakresie prostych, wręcz dziecięcych. — Symbolika tego, co nowe i nieznane. Wtedy doszło do rozpoczęcia nowej drogi, być może nawet i lekkomyślności. Patrzy z nadzieją w kolejną strefę czasu, teraźniejszość. Dodaje swobody ducha. — mruknął pod nosem, zapisując to wszystko na kartce, by przypadkiem się nie pomylić w interpretacji kolejnej karty. W międzyczasie wypijał napar z odpowiednich ziół.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Ciężko było jej nie zgodzić się z Felinusem, gdy przyznał, że mimo rozumienia symboli Wielkich Arkan potrzeba też było jednak daru, by z wróżby cokolwiek zbliżonego do rzeczywistości mogło wyniknąć. Zresztą nawet wtedy nie było całkowitej pewności. Wielu jasnowidzów myliło się w swoich odczytach nim udało im się z sukcesem przewidzieć to, co przyniesie komuś los i Irvette bardzo dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Tym bardziej nie spodziewała się, że ich dzisiejsze wysiłki przyniosą coś więcej niż ewentualną dobrą zabawę. Tu przynajmniej było więcej miejsca niż podczas spotkania IKE na poddaszu, kiedy to wróżyli z płomieni. - No cóż, ale spróbować musimy. Chociaż łatwiej byłoby mi odszyfrowywać runy. - Przyznała szczerze patrząc, jak Felinus zaczyna tasować i rozkładać przed sobą karty, mające w teorii powiedzieć coś o tym, co czeka dziewczynę w kwestii życia zawodowego. Kurs na zielarza miała już zdany, więc o to się nie musiała obawiać. Spojrzała na pierwszą kartę wysłuchując tego, co z symbolu wyczyta puchon. -Wszystko i nic... - Powtórzyła zapisując słowa Felinusa i rozmyślając, do czego mogą się one odnosić. - W sumie to bardzo ogólne stwierdzenie i ciężko nie znaleźć w nim prawdy. - Powiedziała w końcu, bo potrafiła znaleźć naprawdę wiele przykładów tego, jak w jej przeszłości te słowa odnajdywały spełnienie. Urodzona w dobrym domu posiadała wszystko, chociaż tak naprawdę nic nie było jej własnością. Jej byt na tym świecie mógł zdawać się nie być wybrakowany, a jednak tylko z perspektywy osób trzecich, gdyż sama wiedziała, że o większości rzeczy nie decydowała ona sama. Uśmiechnęła się pod nosem na dalsze słowa. Lekkomyślność, nowa droga... To wszystko mimo, że mogło nawiązywać do życia każdej osoby idealnie pasowało do tego, co działo się kiedyś wokół niej. - No przeszłość najweselej nie brzmiała, może teraźniejszość będzie lepsza. - Zachęciła Felinusa do dalszego czytania, a sama upiła kolejny łyk zaparzonej wcześniej herbaty. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to wszystko może się niedługo zepsuć, ale intuicja nie raz ją już zawodziła.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Nie bez powodu w sumie takie wróżenie nie jest zbyt radośnie odbierane przez społeczeństwo. Skąd ktoś ma wiedzieć, czy aby na pewno dana osoba korzysta z trzeciego oka, aniżeli chęci dosięgnięcia łapskami do portfela? I chociaż mogło to być krzywdzące, rzadko kiedy tak naprawdę spotykał jasnowidzów, którzy znajdowali zainteresowanie w kompletnie innych dziedzinach nauki. Jakby dar, z którym się zmagali, zmuszał ich poniekąd do obrania tej jednej, poszczególnej drogi. I chociaż zauważał, chociażby u Brewera, niezwykle spore umiejętności uzdrowicielskie i ambicje na wykorzystanie własnych możliwości w celu wykrywania ataków kagonotrii, o tyle jednak to były te wyjątkowe przypadki. Niestety. Kombinacja niezwykle ciekawa, aczkolweik wyjątkowo rzadka w czarodziejskim świecie, przepełnionym cudami, o których to się mugolom w ogóle nie śniło. — A runy to akurat pestka. — sam jakoś bardzo lubił ostatnio runy, od kiedy to zajmował się nimi może nie w pracy, ale za to na lekcji. Może sam fakt tego, że kultura nordycka posiada w sobie niezwykle ciekawe elementy, powodował w nim widoczne zaangażowanie względem znaczenia i symboli? Sam nie wiedział. A może to po prostu wpływ ciekawego nauczyciela, jakim to jest Zanetti? Niezależnie od pobudek, całkiem nieźle szło mu działanie na runach, ale niestety - musiał chwycić za karty. Życie zawodowe, układy, mógł wykonać krzyż celtycki, ale wolał chyba ogólny układ... tym bardziej, że nie widziało mu się wykładać aż dziesięciu kart. — Poniekąd wróżenie chyba na tym polega, by tak układać wróżby, aby pasowały do każdego... — zastanowił się, przykładając tym samym dłoń do następnej karty, jakoby zastanawiając się nad jej potencjałem magicznym. Skupiwszy się, starał się jednocześnie wydobyć z siebie jakąkolwiek cząstkę magii służącej do wróżenia przyszłości, ale niczego takiego nie czuł, kiedy to przymknął oczy, napawając się smakiem zielonej herbaty. Ulubiony gatunek. Oby tylko coś złego się nie wydarzyło w międzyczasie, bo to byłoby wówczas chyba już przegięcie. — Teraźniejszość składa się zatem z karty Gwiazdy, w prostym układzie. — mruknąwszy, zapytał się naprędce o podręcznik, by tym samym za niego chwycić i poszukać odpowiedniego rozdziału. — Równowaga w procesie dawania i brania. Charakteryzujesz się sukcesem w kwestii zarządzania pieniędzmi; skutek wyrachowania i zarządzania posiadanym czasem. Karta ta ma działanie ochronne i odznacza się poniekąd nadzieją, spokojnym rytmem... — mruknął pod nosem, mrużąc oczy i spoglądając tym samym w stronę Irvette. Intrygowało go to, ile w tym jest prawdy, ale też, ile jest w tym kłamstwa. Tym bardziej, że wertował podręcznik w dość spokojny, monotoniczny sposób.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Jej rodzina zazwyczaj korzystała ze sprawdzonych medium, których daru nie dało się zbytnio podważyć, ale wiedziała ile oszustów znajduje się na świecie, którzy ogólnikowymi hasłami chcą wykorzystać naiwnych i łatwo się wzbogacić. Sama nie znała osobiście w Hogwarcie nikogo obdarzonego Darem, ale ciężko jej było uwierzyć, że pośród tak licznej gromady nie znajdzie się absolutnie nikt o podobnych predyspozycjach. Słyszała, że opanowanie wizji wcale nie jest takie proste i wiąże się z wieloma wyrzeczeniami, więc nie dziwiło jej, że jasnowidzący nie do końca mieli czas i siły by zajmować się czym innym. -Jak coś się stanie i będę musiała zmienić zawód chyba zainteresuję się łamaniem klątw. - Wyznała, bo podobna myśl chodziła jej od dawna po głowie. Wzgląd w Czarną Magię miała, a runy wchodziły jej z łatwością, więc na start na pewno jakoś sobie radziła. W dodatku nie miała raczej problemu z zaklęciami i na pewno chciała sprawdzić się w przyszłości na kursie łamacza klątw. Narazie jednak musiała opanować nieco inne sfery swojego życia. Wiedziała, że hipnoza, którą rzuciła na Daemona niedługo przestanie działać i będzie znów musiała się z nim męczyć. - A czy dobry jasnowidz nie powinien odczytać czegoś osobistego? - Poddała jego słowa wątpliwości, bo ogólnikami potrafił rzucać każdy, a tylko osoby naprawdę obdarzone Darem potrafiły odczytać coś, co miało sens tylko dla konkretnej osoby. -To akurat prawda. Wiem, jak gospodarować sakiewką i stabilizacji mi raczej nie brakuje. - Teraźniejszość brzmiała jak coś, co faktycznie miało miejsce. Nie był to jednak przypadek a lata nauki, którą wpajano dziewczynie do głowy. Podstawy biznesu miała w małym paluszku i korzystała z nich na co dzień, by nie musieć później zmagać się ze skutkami bezmyślnego szastania galeonami na prawo i lewo. - To co tam przyszłość ma dla mnie? - Zapytała, czekając na ostatnią kartę i kreśląc kolejne słowa na pergaminie.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Jego rodzina... no, jego rodziny na takie medium stać po prostu nie było. Nim się obejrzał, a nie miał wcale takiego dobrego startu, jak mogłoby mu się wydawać, ale też, powoli wszystko powracało do należytego porządku. Może nie tyle powracało, co bardziej udowadniało, że stworzenie nowych podwalin dla samego siebie było jedną z najważniejszych rzeczy podjętych we własnym życiu. Sam nie wierzył w ich możliwości, dlatego tak rzadko wróżył z kart bądź oddawał się piciu herbaty, by móc potem z fusów przepowiedzieć coś więcej niż tylko i wyłącznie to, że trafią koniec końców do kosza. Taki ich los, o ile nie postanowi zrobić z nich jakiegoś nawozu, który mógłby być w sumie dobrą alternatywą, lecz na razie o tym nie rozmyślał. Zajęty był innymi, niby przyziemnymi sprawami, ale też, zahaczającymi o absurdy działań ludzkich, jakoby to właśnie wróżbiarstwo miało rozwiązać wszystkie jego problemy. I o ile ostatnio trzymał się nieźle, o tyle nigdy nie zamierzał oddać się pasji odczytywania samego siebie z kart. Po prostu. — Przydatny, aczkolwiek wymagający cierpliwości. — mruknął w jej stronę. Sam może nie miałby z tym problemów, wszak również praktykował czarną magię, ale nie dla własnej przyjemności, a prędzej z przyczyn czysto wynikających z tego, jak może mu się kiedyś przydać. Że nie zawsze idzie się obronić zaklęciami, które to nie zahaczają o jej podwaliny. Wkurzało go to, aczkolwiek koniec końców... liczył się efekt. Jego umysł nie został tak mocno spaczony, w związku z czym mógł się cieszyć z pewnych elementów, aczkolwiek nadal, wymagało to ostrożności z jego strony. Łatwo jest przekroczyć granicę, jakoby próbując tym samym bardziej zagłębić się w temat. Jeszcze bardziej. Perfidniej. Wrzynając własne paznokcie w skórę, jakoby chcąc ją tym samym uszkodzić - trudny do powstrzymania głód mógłby się przyczynić do powstania spaczenia. — Powinien, ale też, skąd możesz mieć pewność? Bardzo łatwo jest uderzyć w jakąś stronę po wyglądzie lub zachowaniu. — powiedział szczerze, zastanawiając się nad tym, jak zinterpretować ten ciąg. W przeszłości rozpoczął się nowy rozdział w życiu Irvette, obecnie musiała zmagać się z równowagą finansową i oczekiwaniem, tudzież powolnym osiągnięciem własnego celu. Na jej słowa uśmiechnął się ostrożnie pod nosem, dotykając tym samym trzeciej karty, z której powinien odczytać przyszłość. Zamknął na chwilę oczy, chcąc tym samym poczuć jakąkolwiek namiastkę magii, ale też, nie udało mu się. Musiał działać z otwartego podręcznika. — Arcykapłan w pozycji prostej. Numerologiczna piątka. Karta mądrości... — zastanowił się na krótki moment, dopijając powoli własny napar, który opróżniał się w dość prosty sposób. — W przyszłości porzucisz majątek na rzecz wartości duchowej i pomocy. Rozpoczniesz naukę w jakiejś dziedzinie, pomagając tym samym innym. — podrapał się po podbródku, by tym samym podnieść delikatnie kąciki ust do góry. Dziwne to było doświadczenie, ale ubaw miał i tak niezły. — Chyba już bardziej wierzę w te fusy... — pokręcił głową. Trudno było mu uwierzyć w to, co udało mu się wywróżyć, w związku z czym liczył na pomyślność względem metody z listkami po herbacie zielonej.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Nigdy nie traktowała wróżbiarstwa jako rozwiązania problemów, a bardziej jako wskazówkę, w jakim kierunku powinna się udać, bądź czego unikać. Nie sądziła, by ślepe podążanie za przepowiedniami prowadziło do czegokolwiek dobrego. Zatracanie się w czymś kosztem rzeczywistości było dla ślizgonki po prostu nieodpowiedzialne. - Tego akurat mi nie brakuje. Potrafię znieść więcej niż może się wydawać. - Uśmiechnęła się poniekąd tajemniczo. Wiele jej cech osobowości wynikało z tego, w jakim środowisku się wychowywała i może na co dzień nie mogła w pełni wyrażać siebie, o tyle jednak przynajmniej nie miała problemów z wpasowaniem się w każde środowisko, gdy sytuacja tego wymagała. Łamanie klątw na pewno ją interesowało, ale nie było tym, co kochała. To rośliny zajmowały specjalne miejsce w jej sercu i im właśnie chciała się poświęcić. - To prawda. Umiejętność czytania podobnych niuansów przydaje się nie tylko jasnowidzom. - Wiedziała, że odpowiednio interpretując zachowanie, czy mowę ciała można było wiele powiedzieć o drugim człowieku i szybko zdobyć jego przychylność. Jak do tej pory wróżba, którą miał dla niej Felinus nie była tragiczna. Może i wydawała się być dość ogólna, ale w większości była poprawna, a to się chyba liczyło. Przyszedł jednak czas na przyszłość, a tego już nie była w stanie od razu zweryfikować. -Och, czyli totalna zmiana życia? - Zapytała nie kryjąc lekkiej ironii w głosie. Nie wyobrażała sobie podobnego scenariusza. Może i nie miała na celu ranić kogokolwiek, ale porzucenie wszystkiego dla wyższego dobra wydawało jej się głupotą. - No cóż. Może mugolscy katolicy ogłoszą mnie świętą za taki obrót spraw. - Zaśmiała się krótko, po czym wzięła kubek od Felinusa, by tym razem przyjrzeć się jego przyszłości. - Gotowy na to, co mają dla Ciebie te fusy? - Spytała, po czym zajrzała z ciekawością do filiżanki. Przez chwilę nie mogła zorientować się, co za unikalny kształt spoczywa na dnie naczynia. Wpatrywała się w niego z dużą intensywnością. Dużo fusów, z niewielką dziurą pośrodku... -Arkada! - W końcu odnalazła w słowniku hasło, które pasowało najbardziej do tego, na co właśnie patrzyła. Architektura nie pasowała jej do wróżbiarstwa, ale powoli zaczynała wczytywać się w to, co owe oznaczenie miało oznaczać.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Sam też nigdy nie traktował wróżb jako źródła potencjalnego rozwiązania istniejących w jego życiu problemów, wgryzających się pod strukturę skóry, niemniej jednak brak ograniczeń mógł spowodować przerośnięcie zainteresowania w fanatyzm. Jak każda religia świata, opierająca się głównie na silnej wierze, karty tarota mogły zwiastować równie przykry upadek. Bo o ile magia istnieje, o ile łamie wszelkie prawa fizyki, o tyle jednak również napawa, poprzez właśnie możliwość przepowiedzenia sobie przyszłości, pewnego rodzaju optymizmem. Z czasem, jeżeli bariery zostaną przekroczone, a z rozkazu niektóre myśli nie zostaną zabite w zarodku, może to przerodzić się w coś znacznie gorszego. I osobiście, nawet jeżeli Lowell samego siebie znał, nie zamierzał kusić losu. Czarna magia może zdawała się być pionierem w kwestii przekraczania wcześniej ustalonych, moralnych granic, wynikających z wychowania i wielu innych kwestii, niemniej jednak wróżbiarstwo też niesie ze sobą jakieś ryzyko. A, gorszy stan psychiczny mógł wpłynąć negatywnie na funkcjonowanie poszczególnych barier, które to starał się trzymać na jak największym poziomie i sile. - W to nie wątpię. W końcu nie znamy własnych granic, prawda? - jeden z najważniejszych czynników. Żadne z nich nie posiada tak naprawdę możliwości zobaczenia tej cienkiej linii, oznaczającej kres ich własnych możliwości. Z jednej strony to źle, z drugiej jednak... po prostu dobrze. Gdyby już od początku człowiek znał własne granice, tudzież wiedział, gdzie znajduje się niemożność przeskoczenia kolejnych murów, nie zależałoby mu aż tak na ich odkrywaniu. W takim przypadku, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu, mogli subtelnie odkrywać własne schematy, niespotykane dotąd lądy, a przede wszystkim - doznawać tego w inny sposób. Odczuwając radość w wyniku osiągnięcia czegoś, co wymaga sporo wysiłku. Gdyby już od początku znali wszystko i wszystkich, na miejsce szczęścia wstąpiłaby apatia, wynikająca ze świadomości tego, jak cały świat pozostaje skonstruowany. - Trudno zaprzeczyć. Wbrew pozorom mowa ciała mówi bardzo wiele o danej jednostce. - sam starał się zachowywać tę neutralną stronę pod tym względem, niemniej jednak nie zawsze się udawało. Poprzez czarne ubrania mógł być uważany za aspołecznika, ale koniec końców mu to aż tak nie przeszkadzało, kiedy pozostawał świadom własnych, ludzkich możliwości. Jako jednostka może nie należy do wybitnych, ale dla bliskich, którymi się zaopiekuje - może znaczyć znacznie więcej. Jeżeli tylko ktoś będzie chciał, oczywiście; sam niespecjalnie mógł poradzić na to, że umieszczał niektórych pod skrzydłami własnej opieki w wyniku zwyczajnej, wynikającej z cech charakteru, troski. Tej człowieczej, poniekąd instynktownej. Nie bez powodu zatem na kolejną wróżbę, dotyczącą tym samym przyszłości, zareagował w dość charakterystyczny sposób. - Na to wygląda. Może by Cię ogłosili, ale też, wszystko zależy od tego w sumie, jakiej strony się podejmiesz. - no tak. Wiara nie jest tylko jedna, a sam jakoś nie wierzył w katolickie zabobony. Nie dla niego to było - o ile nie kwestionował wiary w jakiegokolwiek z bogów, o tyle jednak nadmierne zaufanie księżom i wyższym instytucjom nie przejawiało się w jego przypadku zbyt przychylnie. Wiara w średniowieczu była poniekąd prawą ręką króla - a poprzez niskie wykształcenie najniższych warstw społecznych, była również ręką otumaniającą nieuczonych, którzy, niczym baranki, ślepo za nimi podążali. Wydobywając nie tylko tributum, lecz także, poprzez zwyczajne nacechowanie zła koniecznego, spalając wielu na stosach. Nie tylko w wyniku bycia czarodziejami bądź czarownicami - by przystąpić do tego procederu, wcale nie trzeba było uprawiać jakiejkolwiek magii. Wystarczyło się wyróżniać na tle innych. - Gotowy czy nie... oto jest pytanie. Niemniej jednak, myślę, że może z nich wyniknąć coś ciekawego. - powiedział, spoglądając na dno filiżanki, w której fusy ułożyły się w coś na początku kompletnie mu nieznanego. Czekoladowe tęczówki dokładnie spoglądały na mimikę twarzy Irvette, jakoby chcąc tym samym wyciągnąć z niej coś więcej, niemniej jednak nie wydobył spomiędzy własnych ust żadnych słów - absolutnie żadnych. Dopiero, gdy usłyszał rozwiązanie całej tej zagadki, podniósł brwi do góry w widocznym, ludzkim zaciekawieniu. - Arkada? Co to oznacza? - zastanowił się, przykładając palce do podbródka, kiedy to oparł się łokciem o blat stołu; pozostawało czekać zatem na wyjaśnienie.
Stwierdzenie, że "mam ochotę powróżyć", byłoby trochę niejasne. Lubię Wróżbiarstwo i zamierzam się przykładać do tego jak tylko mogę, ale tak prawdę mówiąc, to po prostu jestem ciekawy, czy uda mi się znaleźć coś ciekawego, co zostało przypisane mi na ten rok. Myślę sobie, że niewiele złego może się wydarzyć, skoro przecież podchodzę do całej sprawy ze zdrową dawką sceptyzmu, w dużej mierze wywodzącego się z tego, że wcale jakimś zabójczo skutecznym wróżbitą nie jestem. Niby wiem, że zadanie z Inicjatywy Kulturowo-Ezoterycznej powinno być wykonywane w parach, ale nie jestem pewien, czy od razu zamierzam zaliczać moje amatorstwo do robienia kółkowych planów. Może ja po prostu chcę posnuć się po zamku pod osłoną coraz ciemniejszej nocy, by bronić się (niewielką) pasją do astronomii, z wielgachnym termosem herbaty w torbie i zestawem dwóch ładniutkich, bielutkich czareczek, w których powinno być wszystko widać - haha - jak na dłoni. I tak sobie przysiadam w tym kąciku astronomów, pozerkując przez duże okna na rozgnieżdżone niebo, gdy herbata parzy się z pięknym zapachem, a ja tępo wertuję wróżbiarski podręcznik, w który powciskane mam mnóstwo notatek, czy to wywodzących się z moich przemyśleń, czy może bardziej pochodzących z lekcji. Siedzę na podłodze, ale przemyślałem to już wcześniej i zabrałem mój wielki gryfoński koc - zresztą, nie jestem aż takim zmarzluchem. Podjadam surowe ziarna dymnicy i zastanawiam się, czy ten rok przyniesie mi coś niezwykłego.
Irvette de Guise
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Burza rudych włosów, piegi, lawendowy tatuaż za lewym uchem, krwawa obrączka na palcu
Czy porównałaby wróżbiarstwo do religii? Prędzej do jakiegoś swoistego kultu, który zrzeszał ludzi wierzących w to, że przeznaczenie jest im zapisane i sami nie mają na nie większego wpływu. Ruda wolała myśleć, że sama jest kowalem swojego losu i to od niej zależy, jak będzie wyglądać jej przyszłość. Choć z wiadomych względów godziła się na niektóre praktyki. -Pytanie tylko, czy dobrze jest je odkryć. - Puściła mu zalotne oczko. Sama raczej nie była pewna, czy chce się przekonać, na co tak naprawdę byłoby ją stać, gdyby zniosła wszystkie bariery. Wolała kontrolować nie tylko siebie, ale i magię jaką posiadała wiedząc, że gdy trzeba potrafi wykorzystać ją w niezbyt moralny i poprawny sposób. Mowa ciała zdecydowanie była bardziej wiarygodnym i przede wszystkim natychmiastowym obrazem tego, co może siedzieć w człowieku. Nie trzeba było snuć domysłów, czy uciekać się do oszustw, by wysnuć wnioski z postawy drugiej osoby. Oczywiście osoby perfekcyjnie w tym zakresie wyszkolone mogły próbować oszukiwać, ale wiele ludzi raczej nie kontrolowało wszystkich aspektów swojej mimiki, a różnicę potrafiła zrobić nawet malutka zmarszczka. - Wolę pozostać przy tej naszej, magicznej stronie niż pchać się do świata, w który nie wierzę i którego do końca nie rozumiem. - Koncept religii był dla niej naprawdę wielką zagwozdką. Wiele wierzeń opierało się na podobnych założeniach, a jednak ciągle toczono ze sobą spory na tym polu i nie potrafiono dojść do żadnego logicznego porozumienia. Irv wiedziała, że magia mogła wyjaśnić nie jeden problem, który niektórzy uważali za cuda. W końcu przyszedł jednak czas odłożyć te rozważania na bok i wywróżyć Felinusowi co nieco. -Arkada.... No albo zwyczajny łuk, jakby nie patrzeć. - Powiedziała przygryzając lekko wargę w zamyśleniu i wpatrując się w znaczenie wyjaśnione w słowniku. -No więc, albo oznacza to ślub, albo jakąś zagraniczną podróż. Druga opcja pokrywa się jeżeli przyjmiemy, że nie jesteś architektem i patrzysz jednak na zwykły łuk. - Wyjaśniła, szybko kartkując tom i odnajdując znaczenie drugiego symbolu. - Nie wiem, co bardziej do Ciebie przemawia, ale podróż zagraniczna to raczej oczywista sprawa. - Sama mimo mieszkania w zamku, dość często pojawiała się w Anglii na weekend, by odwiedzić rodzinę. Możliwe było, że Felinus miał podobnie, bądź po prostu lubił wybrać się do Londynu na zakupy. Oczywiście nie wykluczała, że puchon może planować jakiś ślub, bądź mieć zaproszenie na ceremonię kogoś znajomego choć podejrzewała też, że ich wróżby są warte mniej niż złamany knut.
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Kulty jednak mają to do siebie, że zahaczają o aspekty dotyczące religii. Nie bez powodu Lowell zarówno nie negował istnienia jakiegokolwiek bóstwa, jak również uważał, że może ono nie istnieć. Albo istnieć. Kto wie. Gdy wiele rzeczy pozostaje niepotwierdzonych, w szczególności w aspekcie duchowym, wszak część znajduje się poza zasięgiem ich otwartych dłoni, wysuniętych w zaciekawieniu i zaintrygowaniu do przodu, można założyć dosłownie każdą wersję. I tak nie będzie ona zła - wszak otwartość w tej kwestii, gdy nikomu nikt nie szkodzi, pozostawała u Lowella ogromna. Może nie wierzył, ale kodeks moralny posiadał - i to się dla niego najbardziej liczyło. By nie krzywdzić świadomie innych własnym istnieniem, niezależnie od tego, jak wiele zdołałby obrażeń zyskać, jak wiele krwi mógłby stracić, jak wiele rzeczy można byłoby mu odebrać. A przynajmniej starał się, bo czasami udawało mu się wszystko zakopać pięć metrów pod ziemią i udawać, że nic się nie stało. - A to zależy. - sam wiedział, że gdyby znał własne granice i byłby w stanie je określić jednoznacznie, na pewno nie szedłby dalej. Pozostałby w miejscu, wszak przecież byłby przez nie ograniczony - brak świadomości na temat tego, jak blisko lub jak daleko są poszczególne mury, pozwalała mu iść do przodu. Co prawda na ślepo, co prawda bez jakiejkolwiek wskazówki, niemniej jednak - z odpowiednią dozą światła. Wszak nadzieja, którą mógł w sobie skrywać, pozwalała mu na podejmowanie się czegoś takiego. Pozwalała mu brnąć dalej, pozwalała, by nie tracił zapału, by natomiast pęknięcia, z którymi miał do czynienia, przyczyniły się tak naprawdę do zahartowania go. Nie liczył jednak na to, że stanie się dobrym człowiekiem. Bo, nawet jeżeli się stał, sam tego aż nadto nie zauważał - zresztą, nie miał prawa. Może czuł się ze sobą lepiej, ale to najbliżsi byli w stanie stwierdzić, do jakich to metamorfoz dokładniej doszło. Z jakimi zmianami mają inni do czynienia - wszak, dość często, w przypadku osób szczerych, ich podejście do samego siebie obija się koniec końców do podejścia do innych ludzi. - Arkada albo zwyczajny łuk... - zamyśliwszy się, nie bez powodu zastanawiał się nad tym, jakie znaczenie się z tym wiąże. Nie bez powodu - wszak może nie wierzył w te wszystkie wróżby, co nie zmienia faktu, iż zawsze zabawnie było usłyszeć jakieś rzeczy kompletnie z dupy, na temat własnej przyszłości. Oparł się zatem dłonią, by tym samym wsłuchać się w słowa Irvette, która to przeglądała podręcznik. Niemniej jednak, to, co dotarło do jego uszu, rozbawiło go jeszcze bardziej - i to nie bez powodu. Ślub? On i ślub? Na Merlina, przecież to się nie godzi. A przynajmniej nie uważał, by mógł sobie kiedykolwiek kogoś znaleźć, by tym samym nie psuć drugiej osoby doszczętnie. Lowell zaśmiał się, niemniej jednak nie bez powodu z należytą dozą ostrożności. Za tym, za barierami, przejawiał się żal i goryczka. - Teoretycznie nie jestem, wiele może się zmienić, ale żeby ślub? - poprawił własne kosmyki włosów. - Podróż zagraniczna już bardziej, ewidentnie. Chociaż... czy to nie ma być coś, czego się najmniej spodziewamy? - wzruszywszy ramionami, pomyślał jeszcze raz sobie na ten temat, jakoby zastanawiając się jednak, czy na pewno w słowach Guise nie znajduje się jakieś ziarenko prawdy. Szybko jednak usunął tę myśl z głowy, wstając z ławki, trochę nadal rozbawiony. - Dobra, z taką absurdalną wróżbą to ja mogę rozpocząć ten nowy rok. - powiedziawszy, Felinus spojrzał na Ślizgonkę, chowając do torby własną talię tarota. No cóż, zobaczymy, ile z tego jest prawdy. Poczekał również na dziewczynę, by tym samym, po krótkim pożegnaniu się, wyruszyć w stronę własnych zajęć. Ślub. Ale jaja.
[ zt x2 ]
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
PARZYSTA: - starcie kamiennego pnącza na wiór to nie lada wyzwanie. Nie dość, że ręce od tego bolą jak diabli to dodatkowo moździerz pękł pod naporem Twojej siły. Niestety innego moździerza w pobliżu nie ma więc pozostaje Ci go naprawiać co post, aby móc kontynuować miażdżenie rośliny. Skończysz pracę z wieloma otarciami dłoni, uszkodzeniem naskórka i boleściami stawów. Gdy sięgasz po kolejny korzeń, nagle coś wgryza się dotkliwie w Twój palec. Auć! To zakurzona i obrażona figurka rogogona węgierskiego (+1 pkt ONMS). Jest Twoja! Ale za to do obrażeń dopisz sobie dotkliwe ugryzienie palca. Z pewnością przyda się tu eliksir wiggenowy albo okłady z soku ze szczuroszczeta.
Jakim cudem wybrał się na wróżbiarstwo a na zaklęcia nie? Proste. Wybrał takie zajęcia, na których będzie mógł usiąść w kącie i nie zwracać na siebie uwagi, a przede wszystkim się nie przemęczyć za bardzo. Całą lekcją praktycznie przysypiał, więc nie do końca zdziwił się, gdy profesor zatrzymał go. Sytuacja jednak zmieniła się, gdy wyszło na jaw, że nauczyciel nie chciał go opierdolić, a poprosić o starcie kamiennych pnączy. Solberg nie do końca miał czas i ochotę na takie zabawy, ale na szczęście nie miał być w tym cierpieniu sam. -No to czas zacząć tę zabawę, co nie Rauch? - Uśmiechnął się do krukona, gdy dostali już sprzęt i mogli oddać się temu zadaniu. -Nie wiem, czy nagroda za to gówno jest tego warta, ale przynajmniej potrenujemy trochę bicki jak na prawdziwych pałkerów przystało. - Zaczął wysypywać pnącza na stanowisko pracy i delikatnie sprawdził w rękach z czym ma do czynienia. Tak jak myślał, gówno było zajebiście twarde i Max nie zdziwiłby się, gdyby dość szybko wymiękł. W końcu rozcieranie kamienia wymagało naprawdę wiele siły, a takie ilości mogły ich zabić.
Zgodził się zostać po lekcji wróżbiarstwa, ponieważ chciał w chociaż niewielkim stopniu pomóc swojemu domowi w zdobyciu Pucharu Domów, a nie widział lepszej okazji na zdobycie punktów, niż robienie przysług gronu pedagogicznemu. Razem z nim po klasie został Max, więc wiedział, że spędzi ten czas w dobrym towarzystwie. -Tak, zawsze uwielbiałem gnieść pnącza- odpowiedział żartobliwie. Nie wątpił w to, że prędzej czy później będzie musiał zrobić sobie przerwę w ucieraniu rośliny, zwłaszcza, że nie chciał nadwyrężyć któregoś ze ścięgien albo mięśni tuż przed meczem. -Nie wystarczy ci Maksiu nagroda w postaci świadomości, że pomogłeś zapracowanemu gronu pedagogicznemu? I tak, trenujmy sobie bicki ale musisz obiecać, że nie użyjesz swojej buły przeciwko mnie na meczu- nie chciał mieć znowu obitej mordy po meczu, zwłaszcza, jeżeli nie uda im się wygrać. Postanowił nie myśleć za bardzo o quidditchu, żeby się nie stresować nadchodzącym spotkaniem, dlatego od razu wziął się do rozbijania twardych roślin, żeby skończyć wcześniej i wrócić do łóżka.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dwóch pałkerów i stos kamienia do utarcia. Wydawać by się mogło, że lepszych osób do tego zadania nie mogli znaleźć. No może oprócz nowej tytanowej protezy Boyda, która przecież musiała mieć w sobie power. W każdym razie chłopaki bez zbędnego pierdolenia wzięli się do roboty, choć Max znał lepsze sposoby na spędzenie popołudnia. -Zdecydowanie mi nie wystarczy. Z dnia na dzień mam coraz bardziej tego grona dosyć. - Uśmiechnął się lekko, przypominając sobie wpierdol jaki zadał nowemu asystentowi od transmutacji. -Obiecać nic nie mogę. Liczymy mimo wszystko na wygraną. Ale na pewno w razie czego pomogę Ci się poskładać po meczu. - Dał Julkowi lekkiego kuksańca, po czym chwycił za moździerz i wziął się do roboty. Ucieranie tego gówna wymagało dość dużo siły, którą ślizgon powoli odzyskiwał w łapach. Nie spodziewał się jednak, że ma jej na tyle, by pod jej naporem kamienne naczynie w jego rękach po prostu pękło. -Ja pierdolę. Dlatego właśnie wolę używać własnych sprzętów. - Mruknął, wyciągając z kieszeni różdżkę, by naprawić zniszczone naczynie i móc kontynuować pracę. -Jakim cudem wszystko tu się tak rozpierdala. Naprawdę nie stać ich na lepszy sprzęt? Ja nie wiem na co Hampson wydaje te szkolne fundusze. - Moździerze, miotły, kociołki... Cały wspólny sprzęt był tak stary i zużyty, że Max nie zdziwiłby się, gdyby pamiętał czasy założycieli tej szkoły. A później narzekali, że w skrzydle szpitalnym pełno pacjentów, jak posługują się czymś tak zdezelowanym.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Nie dziwił się, zważając na sytuację Maxa, która miała miejsce tuż po powrocie Juliusa na łono szkolne. Samemu nic nie miał przeciwko nauczycielom w tej szkole, nawet biorąc pod uwagę Pattona, który chyba nie pałał do niego miłością po zajściu z zeszłego roku. -Coś nowego miało miejsce, czy wciąż sytuacja związana z zawieszeniem?- wiedział, że Ślizgon zachowywał się raczej poprawnie i najprawdopodobniej nie miał zatargu z żadnym nauczycielem od tamtego wydarzenia, bo inaczej nie rozmawiałby z nim teraz w szkolnej sali. Jego podejście jednak mogło też wynikać od czegoś, co zdarzyło się podczas nieobecności Niemca w Hogwarcie. -Wiadomo, każdy jak już wychodzi to chce pomóc swojej drużynie wygrać spotkanie. Od składania jednak nie jest bardziej Felek?- nie wiedział, czy Max posiada znajomość o jakiś eliksirach, które pomagają w zrastaniu się połamanych kości i wybitych oczu z oczodołów po oberwaniem tłuczków w twarz, ale skoro prowadził kółko z eliksirami, to raczej co nieco umiał uwarzyć. -Musisz być ba...- chciał już zwrócić uwagę koledze, po tym jak dał mu lekko w bok, po czym sprawił, że miska, w której ucierał roślinę pękła. Niestety, Julius najwyraźniej też używał zbyt dużej siły, bo jego przyrząd też pękł na kilka części. -KURWA!-nie był zadowolony z takiego obrotu spraw, zwłaszcza, że to nie ułatwiało całości pracy, którą musieli dzisiaj wykonać. Idąc w ślady Maxa, naprawił za pomocą zaklęcia miskę, po czym wrócił do pracy. -Pieniędzy nie ma, bo dyrek, pierdolony skąpiec, i nauczyciele wolą ją wydawać pewnie na nowe samochody i bankiety.- irytował go fakt, że takie rzeczy zdarzały się w sytuacjach, kiedy to teoretycznie nie powinno mieć miejsca. Pewnie wcześniej już ktoś je rozwalił, posklejał i zostawił, dla kolejnych niczego nieświadomych osób. Oni powinni zrobić podobnie.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Solberg z kolei na palcach Bodziowej ręki potrafił policzyć ile osób z kadry jeszcze miała jakiekolwiek jego zaufanie, czy szacunek. Nic więc dziwnego, że podczas ferii uznał, że może któremuś z nich po ludzku wpierdolić. -A wiesz, to tak za całokształt. - Uśmiechnął się, bo raczej nie chciał się do końca chwalić swoim popisem. Wystarczyło już, że przez przypadek wygadał się Darrenowi. Już był ciekaw pierwszej lekcji transmutacji z Rowlem i momentu, gdy ten zda sobie sprawę, że jednak dostał w ryj od ucznia. I w jaja. Na wspomnienie Felka żołądek podszedł mu do gardła, a dłonie mocniej zaczęły ucierać kamienne pnącza. Oczy Maxa na chwilę przygasły, choć starał się wciąż zachowywać normalnie i odrzucić na bok to, co miało miejsce niedawno. -No tak. W sumie wspominał, że będzie na meczu, więc spokojnie nie muszę bawić się w ambulans. - Zażartował słabo. Gdyby tylko wiedział, że jednak przypadnie mu rola odgrywania karetki... Wszystko to sprawiło, że przesadził z siłą i po chwili musiał naprawiać swój moździerz i choć Julius miał intencje dobre, próbując go ostrzec, sam skończył podobnie z rozjebanym sprzętem. -Muszę być bardziej, co? - Zaśmiał się, a gdy już obydwoje doprowadzili moździerze do ponownego stanu używalności wrócił do rozcierania tych cholernych kamieni. -Za hajsy uczniów baluj? Jakoś by mnie to nie zdziwiło. Nie dziwię się, że Hampson nie wychodzi z gabinetu, jak pewnie już urządził sobie tam lunapark. - Pokręcił nieco zniesmaczony głową, bo to co się w tej szkole odpierdalało nawet nie zakrawało już o absurdy, a po prostu odbierało koronę pojebaństwa. -Mogliby chociaż dać nam jakieś użyteczne zaklęcie co by nam pomogło. Będziemy tu z tydzień walczyć z tymi zasrany.. NO JA PIERDOLĘ! - Zdenerwował się, gdy naczynko ponownie pękło w jego dłoniach, a on musiał po raz kolejny wystosować zaklęcie naprawiające, by jakoś kontynuować całą tę pojebaną robotę.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees