Pokój snów jest znanym, choć niezbyt często odwiedzanym pomieszczeniem. Wymiarami różni się nieco od klas, gdyż jest mniejszy, co tylko dodaje mu przytulności. Poza tym jednym szczegółem, ściany wyglądają jak w zwyczajnej sali lekcyjnej. Całą lewą stronę zajmuje naścienne lustro. Jego odbicie wydaje się trochę przyćmione, jakby znajdowało się za chmurami. I rzeczywiście, unoszą się tu małe obłoczki, z których wydobywają się szepty, słyszalne, jeśli osoba przebywająca w pomieszczeniu ma odpowiedni nastrój. Skupiając się na jednym z szeptów - snów, można usłyszeć, o czym opowiada.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
1 - Jeden ze szeptów wyjątkowo Cię zaintrygował; skupiwszy uwagę właśnie na nim, dowiedziałeś się o historii jednego z uczniów, który uczęszczał do Hogwartu niemalże... sto lat temu! Zyskujesz z niej wiele ciekawych informacji, w wyniku czego udaje Ci się zdobyć jeden punkt do kuferka z Historii Magii i Runy. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
2 - Niestety; sny bywają wyjątkowo kapryśne i najwidoczniej nie mają zamiaru w żaden szczególny sposób Cię zaczepić. A kiedy w końcu zaczynasz słyszeć szept płynący z jednego obłoczka okazuje się... że opowiada on TWÓJ SEN! W dodatku taki, z którego raczej nie jesteś dumny. Obyś tylko Ty się na nim skupiał!
3 - Sny potrafią być różne, a ten najwidoczniej nie należał do najszczęśliwszych. Smutna historia o nieszczęśliwie zakochanym studencie mogła Cię wzruszyć, lecz spływające po twoich policzkach krople nie były łzami! Przynajmniej nie twoimi... Ów obłoczek postanowił dość dosłownie wylać na Ciebie wszystkie swoje żale i przez trzy następne posty nie znika znad twojej głowy, znacząc Ci ubranie coraz to większymi kroplami.
4 - Jeden z obłoczków zaczepia Cię, tym samym opowiadając o dość nietypowej rzeczy, która wydarzyła się w Hogwarcie. Zaczynasz się śmiać, a co najgorsze - nie możesz tego w żaden sposób kontrolować! Wypowiedziana przez szepty historyjka najwidoczniej powoduje u Ciebie niespodziewany wybuch śmiechu, w związku z czym przez trzy następne posty będziesz wyjątkowo rozbawiony.
5 - W spokoju przechadzasz się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy szepty rzeczywiście istnieją oraz czy mówią najprawdziwsze sny. Udaje Ci się usłyszeć jeden, potem drugi, następnie dwa naraz, trzy... Obłoczki stopniowo zaczynają Cię otaczać, a ich szepty narastają z każdą kolejną spędzoną w pokoju minutą. Jeden nawet będzie próbował wleźć Ci do ucha! Obyś przez nie nie zwariował...
6 - Spoglądając w lustro przez dłuższą chwilę, oglądany obraz wydaje Ci się wyostrzać, jakby obłoczki przerzedzały się. Zamiast nich w odbiciu dostrzegasz przebiegające po przeciwległej ścianie wydłużone cienie, które znikną, jeśli tylko spróbujesz się odwrócić. Czyżby przeleciał Cię dreszcz?
Tanner nie był za bardzo zachwycony, że musi tutaj dzisiaj przyjść. Miał o wiele lepsze zajęcia niż chodzenie na lekcje, na przykład przesiadywanie całymi dniami z Angven. Jednak od czasu do czasu musieli od siebie odpocząć, bo przecież mogliby zwariować. Ten czas znajduje się właśnie w momencie, gdy każde z nich wychodzi na lekcje. Właściwie, gdy Tanner wychodzi na lekcje, bo panna Shay postanowiła sobie chyba odpuścić naukę w tym roku. Szkoda. Chociaż jest bystra, w końcu to Ślizgonka, OWUTemy pójdą jej pewnie z zadziwiającą łatwością. Tanner z takimi mieszanymi uczuciami wkroczył do klasy wróżbiarstwa, nie odzywając się do nikogo ani w ogóle nie łapiąc z nikim kontaktu wzrokowego. Automatycznie wziął do ręki szlafmycę i ruszył do najbardziej oddalonego kąta pokoju snów. Nie chciało mu się rozmawiać z kimkolwiek. Marzył, żeby wyjść z tej lekcji i udać się w jakieś inne miejsce, jak najdalej od tego zamku. Westchnął ciężko gdy pani profesor Gaja zaczęła tłumaczyć im co będą robić na dzisiejszej lekcji. O dziwo, nawet mu się to spodobało. Lubił spać. Takie lekcje były zdecydowanie dla niego, nawet, jeśli było to wróżbiarstwo. Wypił napar, który znalazł przed sobą na stoliku i z szerokim uśmiechem na twarzy odpłynął na zasłużoną drzemkę. Co mu się śniło? Właściwie był to taki spokojny sen, w którym leżał sobie na łóżku własnego dormitorium, przytulony do panny Shay i oglądali oni tęczę, która jakimś cudem tańczyła sobie na drzwiach dormitorium. Mógłby tak spać w nieskończoność.. pół godziny minęło zdecydowanie zbyt szybko. Postanowił więc opowiedzieć o swoim śnie chmurce, która od czasu do czasu podrzucała mu dokładniejsze szczegóły, jak na przykład to, gdzie trzymał swoją rękę, a gdzie leżały ręce Ślizgonki. Okazało się, że całkiem dobrze pamięta sen, a jego interpretację znalazł w pierwszej książce którą otworzył. To co przeczytał rozśmieszyło go tak bardzo, że nie wiedział co ma zrobić. "Masz już dość ciągłych niepowodzeń, ale jeszcze jakiś czas będziesz musiał je znosić. A może po prostu jesteś gejem?" Oczywiście zdecydowanie pierwsza opcja. Rozbawiony oddał szlafmycę i wyszedł z klasy, przez cały dzień podśmiewając się z tego pod nosem.
Jakoś niespecjalnie Rose przepadała za wróżbiarstwem. Był to nieco pokręcony przedmiot, jednak chętnie uczęszczała na zajęcia chociażby ze względu na panią Glaber, którą to darzyła ogromnym szacunkiem. A to ci dopiero. Rose kogoś szanowała? Ślizgonka wypiła napar, po czym położyła się. Ciekawa była, ile zapamięta ze snu. Właśnie z taką niepewnością odpłynęła do krainy marzeń. Po półgodzinie Rose otworzyła jedno oko, potem drugie, przeciągając się jak kotka. Ziewnęła. Wtem cała świadomość do Niej wróciła... nic nie pamiętała! Jak to? Nie umiała odpowiedzieć. To tak, jakby urwał jej się film po ostrym melanżu. Chmurka zaczęła mi zdawać całą relację. Niespecjalnie jej słuchałam, zaskoczona faktem, że w moim śnie pojawiły się zakrwawione dłonie. Od razu przeszukałam w książce znaczenia tego snu. Hm... Długie rzęsy - nie! Ciąża w kolanie 0 nie! Zakrwawione dłonie, mamy to! Rose wczytała się w znaczenie tego snu. Była to dla niej przestroga, żebym uważała, by kogoś nie skrzywdzić... Kiedy Rose krzywdzi innych na około, dla rozrywki. Wzruszyła ramionami, oddała swoją kartkę ze znaczeniem snu i opuściła Pokój Snów, zapominając o przestrodze.
Na lekcję prowadzoną przez profesor Glaber, Naya udała się z czystej ciekawości. Ma ogromne problemy ze snem, nie mówiąc już o tym, że gdy uda jej się zasnąć, to na pewno nie zapamięta swojego snu. Dlatego perspektywa poznania ich, wydawała się być kusząca. Do klasy weszła jako jedna z pierwszych, przywitała się z nauczycielką i podeszła do koszyczka, z którego można było sobie wziąć szlafmyce. W sumie śmieszna sprawa. Pewnie musi wyglądać w niej komicznie. Wzruszyła ramionami i nałożyła ją na głowę. Podeszła jeszcze do stolika, na którym stały szklaneczki z naparem na sen. Bogu dzięki, że nauczycielka o tym pomyślała, bo w innym wypadku prawdopodobnie by nie zasnęła. Zwłaszcza, że jest środek dnia. Po półgodzinnej drzemce, obudziła się i rozejrzała naokoło. Ze swojego snu pamiętała...nic. Bezskutecznie próbowała przypomnieć sobie chociażby jeden jego element. I w końcu wyszło na to, że cały sen opowiedziała jej chmurka, która ją obserwowała. Szczerze mówiąc, nie miała czego żałować, bo jeżeli sny takie jak ciąża w kolanie, były częstymi przypadkami, to nie było w nich nic ciekawego. Westchnęła ciężko i otworzyła książkę, w której zamieszczone były znaczenia snów. Ciąża w kolanie, ciąża w kolanie... Jest! Znalazła! Ciąża w kolanie zwiastuje spełnienie życzeń, oraz nowe atrakcje w życiu. Hmmm... Uśmiechnęła się i oddała nauczycielce szlafmyce, po czym opuściła salę, cały czas rozmyślając nad tym, czy każdy jej sen jest taki bezsensowny.
Wróżbarstwo! Kolejna lekcja której Stark nie opuściła?! Przecież ona nie cierpi całego tego wróżenia. Czemu więc przyszła do Pokoju Snów i właśnie wzięła szlafmycę. Słuchając nauczycielki myślała o tym, że lubi sen, a jej sny nie mają żadnego sensu. Parsknęła śmiechem, gdy przypomniało jej się jak w snach prowadziła dziwaczne armie, patrzyła na zdychającego konia, szła z dziewczynką, która miała na swoje skinie rój pszczół. To było dziwne i chore, ale ona i tak lubiła swoje sny. Przynajmniej trochę ich pamiętała. Jane usiadła na ławce i nałożyła na głowę szlafmycę. Wzięła napar i powąchała go, trochę niespokojna czy aby na pewno sen będzie trwał pół godziny, a nie pół wieku. Ostatecznie przełknęła płyn i niemal natychmiast zasnęła, myśląc tylko o tym, żeby nie chrapać. Po obudzeniu czuła się trochę dziwnie. Zobaczyła chmurkę. Wiedziała sporo na temat swojego snu, pamiętała mniej więcej ważniejsze wydarzenia. Chmurka powiedziała resztę. Jane śmiała się co chwilę, bo jej sen był naprawdę komiczny! Od kiedy śnią mi się jakieś tęcze na drzwiach do dormitorium?! Dobre sobie... Ciekawe co takie coś oznacza? Że będę miała jednorożca? Hmm... a może... A nie jednak nie wiem. Poczytała trochę na ten temat, o jakichś gejach i niepowodzeniach, a potem Stark wyszła z klasy.
Kiedy tylko Katniss przeszła przez próg pokoju, do je uszu doszło polecenie pani profesor. Spanie na lekcjach? Picie dziwnych eliksirów? Coś tu nie grało. Jednak gdy tylko usłyszała cel tego doświadczenia, zrozumiała. Senotologia. Gryfonka nazywała rzeczy po imieniu, nie zajmując sobie głowy wyrazami typu "onejromancja". Kiedy powie senologia albo senotologia są większe szanse, ze ktoś zrozumie, że chodziło jej o coś związanego ze snem. Onejromancja kojarzyła jej się z zupełnie niczym. Założyła szlafmycę. Musiała wyglądać beznadziejnie. Wolała o tym nie myśleć, więc sięgnęła po napój, który wypiła duszkiem i już odpłynęła. Obudziła się po jakimś czasie, pół godzinie, jeśli wierzyć pani Glaber. Pamiętała dość dużo, właściwie... w jej głowie tkwił tylko obraz tęczy na drzwiach jakiegoś dormitorium. Chmurka nie dopowiedziała za dużo, wiec Katniss sięgnęła po książkę, by dowiedzieć się, co to mogło znaczyć. Oczywiście, poza tym, co od razu przyszło jej do głowy -gejoza. Nie było tam garnka ze złotem ani żadnego skrzata, więc raczej nie chodziło o szczęście i znalezienie skarbu.. W podręczniku znalazła jakąś wzmiankę o tym, że ma dość ciągłych niepowodzeń, ale będzie musiała jeszcze je znosić. Jeśli miała to odebrać w kontekście Sfinksa... Nie, to jakieś bzdury. Zdejmując szlafmyce, zamknęła podręcznik drugą ręką. Uśmiechnęła się przepraszająco do nauczycielki i wyszła z klasy.
I tym razem Zieliński zjawił się na wróżbiarstwie. Po drodze zastanawiał się kto poprowadzi zajęcia. Któraś z nauczycielek którą znał czy może ktoś nowy. Zielińskiemu to bez różnicy było. Do Pokoju Snów wszedł z grymasem na twarzy. Nazwa mu się nie podobała. Przyzwyczaił się już do tego, że wróżbiarstwo łączy się z przechodzeniem przez klapę w podłodze. A tutaj takie rozczarowanie. Przez drzwi za zajęcia Zieliński wchodził. Przywitał się z panią profesor i od razu zwrócił jego uwagę stolik przy wejściu. O nic nie pytał tylko czekał cierpliwie aż wszystko zostanie wyjaśnione. Można się było takiego tematu zajęć spodziewać. Trochę Zielińskiemu głupio było, że sam na to nie wpadł. Ale nie ma co się dziwić nigdy nie próbował go zgadywać. Napar z melisy mu nie smakował. Wypił go, ale nie było to przyjemne. Później dopiero nastąpiło coś przyjemnego. Sen. Nie żeby narzekał Zieliński na jego brak. Ale drzemka w ciągu dnia była świetną sprawą. Po tym naparze to nie wiedział nawet kiedy oczy mu się zamknęły. Kiedy się przebudził okazało się, że sen doskonale zapamiętał. Dziwne mu się to wydało, bo zazwyczaj nic nie pamiętał. Może w tym naparze oprócz melisy było coś jeszcze? Nie wiedział tego. Dopytywać nie zamierzał tylko swoją interpretacją snu się zajął. Skoro chmurka tylko mu przytakiwała znaczy, nic nie pomieszał. Ze wszystkich zwierząt akurat musiał mu się przyśnić kot. I to w dodatku agresywny jakiś. Nie taki milusi co go się chce tylko tulić. Ten ciągle atakował. Zaczajał się na swoją ofiarę… Co prawda nie wiedział kogo miałby zawieść, ale zawsze może na to uważać. Taką interpretację snu znalazł w książce. Szkoda, że nikt mu nie powiedział o kogo mogło chodzić.
Tak naprawdę, to polubiła trochę to wróżbiarstwo, wcale nie wymagało od niej dużo i czuła się, jakby na tych zajęć odpoczywała po całym dniu. Dlatego dzisiaj przyszła na lekcję wyjątkowo chętnie. Temat też jej się spodobał, bo o ile z pewnością nie wierzyła w jakieś linie na dłoniach czy inne absurdalne rzeczy, to sny jednak coś w sobie miały. No, może niekoniecznie związanego z przyszłością... to akurat była kolejna głupota, ale na pewno pozwały zobaczyć czym ktoś się przejmuje, cały czas myśli, a co wyczekuje. Wzięła śmieszną czapeczkę i założyła ją na głowę, a potem wypiła napar no i się położyła. Mam nadzieję, że nie na podłogę, bo może były tu jakieś poduszki albo materace specjalnie na tę okazję. Sen był krótki, był w niej jej czarny, kochany Kot, który zamiast jak zazwyczaj tulić się do niej, włazić na kolana i muczeć, rzucił się na dziewczynę, drapiąc ostrymi pazurkami. Obudziła się i wszystko pamiętała, chmurka z czapki nie miała jej nic więcej do dopowiedzenia. Potem z pomocą książki zinterpretowała co to może znaczyć. "Twój przyjaciel zawiedzie się na tobie". Zastanowiła się nad tym dłuższą chwilę z wcale niewesołą minę, bo przez chwilę pomyślała, że może to prawda. Przecież... to wcale nie było takie nieprawdopodobne. Ale szybko odrzuciła tę myśl i uciekał z sali, zostawiając całe to głupie wróżenie.
Raphael jak zwykle zjawił się na zajęciach z drobnym opóźnieniem, ale rozbrajającym uśmiechem, który posłał swojej ukochanej pani profesor, po czym z zachwytem wysłuchał tego, co miała im do powiedzenia. Wróżenie ze snów! Przecież to absolutnie cudowne! Natychmiast napił się naparu, który miał specyficzny, ale przyjemny smak, po czym ułożył się wygodnie, naciągając na głowę szlafmycę (oczywiście pożyczoną, nie swoją, bo Raphael nigdy nie pamiętał o takich sprawach). Niedługo potem zupełnie odpłynął w rozkoszny niebyt. Niestety, gdy przebudził się z drzemki, nie pamiętał zupełnie nic i gdyby nie chmurka, która zrelacjonowała mu jego sen, to biedny de Nevers wyszedłby z tych zajęć bardzo rozczarowany i nieszczęśliwy. Co prawda nie chciało mu się wierzyć, że śnił o takich bzdurach, jak naleśniki z truskawkami polane czekoladowym sosem, ale dlaczego chmurka miałaby kłamać? Zadumany usiadł nad jakimś podręcznikiem do interpretacji snów i zagłębił się w lekturze, z której wynikało, że sen o naleśnikach zwiastuje miłe wydarzenie, na które od dawna czekał. Raphael uśmiechnął się pod nosem, mając nadzieję, że właściwie odczytał to senne marzenie, bo naprawdę potrzebował w życiu odrobiny słońca, które jakoś ostatnio uparcie go omijało. Przedyskutował jeszcze kwestię interpretacji snu z profesor Glaber, powiedział jej coś miłego, po czym pożegnał z pogodnym uśmiechem i wrócił do swojego dormitorium z silnym postanowieniem, że weźmie się solidnie do nauki. W końcu OWUTemy za pasem!
Jako że jak na razie żadna z wróżb wywróżonych z kart tarota na poprzednich zajęciach nie zbliżyła się nawet do realizacji, Vacheron postanowiła dalej przełamywać swoją absurdalną awersję do tego przedmiotu, oczywiście poznając go od podszewki. Może w końcu obawiała się wróżb, bo nie rozumiała mechanizmu ich działania? Nie traciła nadziei na to, że całe to niby widzenie przyszłości jest po prostu dobrym trickiem i iluzją, której mechanizmów jeszcze nie poznała. Tego dnia pojawiła się w sali przed profesor Glaber i uświadamiając sobie, że zapomniała kupić szlafmycę, którą miała przynieść na zajęcia (w swoim dobytku Szwajcarka nie posiadała takich oryginalnych akcesoriów do spania), chwyciła jedną z koszyczka ustawionego w pomieszczeniu, po czym zajęła miejsce gdzieś tam, gdzie zobaczyła znajome twarze i zaczęła gawędzić z nimi dla zabicia czasu. Gdy prowadząca zajęcia kobieta przyszła i wyjaśniła, na czym będą polegać zajęcia, pokiwała głową i chwyciła kubek z napojem usypiającym. Wszystko lepsze, niż kryształowe kule! Założyła na głowę szlafmycę, wypiła swoją porcję naparu i odpłynęła w świat snów niemalże natychmiast. Po przebudzeniu wydawało jej się, że całkiem dobrze pamięta tęczę na drzwiach dormitorium, które pojawiło się w jej śnie, ale oczywiście dopuszczała do siebie możliwość, że coś mogło jej się pomylić. Chwyciła jeden z senników krążących po sali i uzgadniając wersję wydarzeń razem z uroczą chmurką, która zgadzała się z wypowiedzią Frejki i tylko od czasu do czasu wtrącała jakieś szczegóły, dziewczyna zabrała się do interpretacji snu, by z żalem stwierdzić, że nic nie trzyma się kupy. Podręcznik, jej koledzy obecni na lekcji oraz profesor Glaber uparcie twierdzili, że tęcza na drzwiach dormitorium oznacza ciągłe niepowodzenia, których Freya powinna mieć dosyć, ale będzie musiała je jeszcze znosić. Jakie niepowodzenia? Ostatnio wszystko układało się dobrze! Szwajcarka odłożyła podręcznik i sięgnęła po inną książkę, by niecierpliwie ją przekartkować, ale ta również nie zostawiała innej możliwości. Chyba, że chodziło o nieujawnione jeszcze skłonności Frejki do homoseksualizmu! Ale, bądźmy szczerzy, to brzmiało jeszcze bardziej absurdalnie niż niepowodzenia. Nie znajdując żadnej lepszej interpretacji swojego pokręconego snu, Vacheron pożegnała się grzecznie z uroczą chmurką, swoimi ziomkami i profesor Glaber, po czym opuściła salę, dalej nieprzekonana do stwierdzenia, że wróżenie jest nauką, a nie tylko bełkotem.
Aiden typowo dla siebie wbiegł do sali odrobinkę spóźniony. Powszechnie było wiadomo, że nie jest fanem wróżbiarstwa, ba, on po prostu nienawidził tych zajęć prawie tak mocno jak Historii Magii. I tak, dlatego właśnie musiał ostentacyjnie pokazać wszystkim, iż przebywanie w tym pomieszczeniu nie jest spełnieniem jego marzeń, a zdecydował się na nich pojawić tylko i wyłącznie z nudy. Rzucając ponure spojrzenie pani profesor, przeszedł na sam koniec sali zgarniając przy okazji szlafmycę z koszyka. Wysłuchał także, co miała do powiedzenia profesor Glaber. Dzisiejszym zadaniem było... spanie? Wspaniale! Po prostu świetnie! Wreszcie zadanie, w którym Aiden może się wykazać. Chłopak wypił przygotowany napar, (ugh, był niesamowicie okropny w smaku!) aby po kilku minutach odpłynąć do Krainy Snów. Kiedy się przebudził okazało się, że całkiem sporo zapamiętał ze snu. Chmurka dodała to i owo, a w efekcie Aiden dowiedział się, że śnił... o jakiejś tęczy na drzwiach do dormitorium! Zmarszczył nos niezadowolony. No cóż, spodziewał się raczej czegoś bardziej męskiego. Sięgnął po książkę, aby dowiedzieć się, co też właściwie to znaczyło. Było tam coś o niepowodzeniach oraz gejach. Przecież od początku wiedział, że to marnotrawstwo... Nie! Stop. Wróć. Nie jestem gejem, do cholery! Co to ma w ogóle znaczyć? Zdenerwował się i zatrzasnął książkę. Tak, oczywiście, kiedy chłopak wreszcie postanowił przełamać niechęć do przedmiotu i łaskawie ruszył się na zajęcia, musieli interpretować jakieś głupie, nic nie znaczące sny! Też coś, już nigdy więcej nie pojawię się na tym przedmiocie! Obiecał sobie w duchu i po prostu wyszedł z sali nie zaszczycając nikogo ani jednym spojrzeniem.
Te zajęcia były idealne dla Matthew! W końcu był mistrzem świata w spaniu w każdym miejscu i każdej możliwej pozycji! Może fanem wróżbiarstwa nie był ale dostał cynk, że dziś będą sobie spać. Ba, nawet zobaczył znajome twarze więc od razu usadził się gdzieś między Katherine i Aidenem. Kiedy już wpadła spóźniona nauczycielka i wyjaśniła temat dzisiejszych zajęć brunet grzecznie wypił napar, ułożył się w miarę wygodnie i sobie przysnął. Oczywiście napar był obrzydliwy ale szybko o tym zapomniał pogrążając się w marzeniach sennych. Jak się okazało nie mogło mu się śnić nic mądrego ani łatwego do zinterpretowania bo to nie byłby Matthew gdyby śniło mu się teraz coś fajnego i prostego. Kiedy minęło pół godziny i już się wybudził (chociaż najchętniej drzemałby przez resztę dnia) pamiętał praktycznie wszystko co mu się przyśniło. Chmurka praktycznie tylko słuchała i przytakiwała więc był z siebie całkiem dumny. Śniła mu się tańcząca mała panda. Nie miał pojęcia co to mogło znaczyć dlatego też pogadał trochę z innymi, którzy byli bystrzejsi z tego przedmiotu i nawet wspomógł się wiedzą pani profesor. Wyszło na to, że chodziło o sympatyczne spotkanie z przyjaciółmi. W sumie się zgadzało bo niedługo miał urodziny i musiał zrobić jakąś niezapomnianą imprezę, która zmiecie Hogwart w proch.
Było dobrze, naprawdę bardzo dobrze! Sheila była ostatnio tak dumna z siebie, że zdawała się wręcz żyć w magicznym baloniku powietrza, który sprawiał, że przy każdym kroku podskakiwała wesoło, ciesząc się każdą chwilą. Dostała stypendium! To było dla niej niemalże tak dobre, jak wzięcie głębokiego wdechu, po zorientowaniu się, że wstrzymywała go przez długi czas, a… w gruncie rzeczy tak się czuła od jakiegoś czasu. Math uciekła. Leeve milczała. Shane… cóż, Shane to Shane, różnie z nią bywało, Villadsen zdążyła do tego przywyknąć. Niemniej jednak miała wrażenie, że cały świat zwalił się jej na ramiona, a ona biedna musi go teraz dźwigać i starać się nie stracić siebie w tym całym wariactwie. Da jednak radę, bo kto jak nie ona? Chociażby cały świat miałby się odwrócić plecami i pokazać jej tyłek, ona musi dać radę. Pokazać, że żadne szyderstwa losu jej nie zranią, chociażby bardzo się starano, aby odczuła pustkę i dziwaczną niechęć. „Nie ulegnę”. Szła więc dzisiaj na zajęcia z profesor Glaber, nie tracąc entuzjazmu, nawet mimo fatalnej sytuacji prywatnej, postanawiając nie dać się zwariować. Wysłuchała co profesor miała do powiedzenia, a potem wzięła szlafmyce, niezbyt zadowolona z tego, że będzie śnić. Ostatnio bardzo tego nie lubiła, jednakże wzięła napar, niczym naprawdę dzielna pacjentka i wypiła duszkiem, pogrążając się w krainie marzeń sennych. Za to to co się jej śniło sprawiło, że ledwie się obudziła, a zaczęła chichotać jak szalona. Chmurka nie musiała jej nic mówić, bo Sheila wyrecytowała jej dokładny przebieg snu, wciąż się podśmiechując. Dziwne, że gdy tylko ktoś ją zapytał co się stało, ta odpowiadała jedynie: „wąsy”. No i w gruncie rzeczy ten element zinterpretowała. Przełożony doceni pracę i wysiłek? Wspaniale, tego było jej trzeba. Podbudowanie się na jakimkolwiek polu, zawsze brzmiało świetnie. Po zakończonym przewidywaniu, Sheila rozpakowała się ze szlafmycy i opuściła salę, cicho pogwizdując.
Echo, usłyszawszy, że lekcja odbędzie się w pokoju snów, uznała, że może się pojawić. Ostatnio był z niej niemały ponurak, a pogłębiała to jeszcze bardziej, marudząc na to, że marudzi. Błędne koło zapętlało się coraz bardziej, a Gryfonka traciła coraz więcej ochoty i nadziei. Przyszła więc do sali z zatroskaną minką i nie miała zbytniej ochoty na żadne rozmowy, powitania, czy cokolwiek innego. Wszyscy tajemniczo znikali. Czyżby to była ta prawda życiowa, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie? Możliwe. Niemniej jednak, Echo uśmiechnęła się, gdy profesor Glaber powiedziała, że dziś będą leniuszkami. Zrobiło jej się jakoś cieplej i milej na serduchu. Położyła się więc, gdy już wypiła napar (smaczny, tak swoją drogą) i nie protestowała w żaden sposób, gdy zapadała w godzinną drzemkę. Ba, pewnie zasnęła z błogim uśmiechem na ustach. Sen był trochę jak ser, taki z dziurami, niepełny, ale nie mogła powiedzieć, że pozbawiony znaczeń. Szamotała się lekko, zanim wybudziła się całkowicie. Spojrzała nieufnie na chmurkę. Zaczęła z nią analizować treść czegoś, dziwiąc się, że ostatecznie wszystko wyglądało w taki sposób. Najważniejszą częścią snu okazała się CIĄŻA W KOLANIE. Echo aż ścięło, kiedy sobie to uświadomiła, bo przecież ktoś na Prima Aprillis zrobił sobie z niej jaja, wysyłając do Logana list z takim ewenementem właśnie. W książce symbolu nie znalazła, ale pani profesor pomogła, więc Lyons dowiedziała się, że spełnią się jej życzenia (dzieci mieć nie chciała, a już tym bardziej nie w kolanie, więc trochę się zdziwiła), a do tego ma oczekiwać czegoś NOWEGO. Brzmiało super, ale Echo i tak miała wątpliwości.
3, 8 (4,4) /zt.
Dziękuje wszystkim za uczestnictwo w zajęciach. z/t dla lekcji
W drodze wielokrotnie przystawali. Nie potrafił się od niej oderwać na dłuższy moment. Była piękna, kobieca, seksowna. Pałał do niej takim pożądaniem jak nigdy do nikogo. Długo zajęło im dotarcie do miejsca, które wcześniej sobie ustalił. Udało im się to tylko dlatego, że w którymś momencie po prostu wziął ją na ręce zmuszając, by zaplotła nogi wokół jego pasa i ręce wokół szyi. Gdy tylko dotarli nie zaprzestając czynności nacisnął wolną ręką, która jej nie przytrzymywała, klamkę. Nawet nie interesowało go to, czy ktoś tam jest. Wpadł z nią jak burza o dziwo zamykając pomieszczenie za nimi. Dlaczego pokój snów, a nie sala zakochanych? Po prostu. Było to miejsce, w którym mało kto się pojawiał. Nikt im nie mógł tutaj przeszkodzić. Opadł z nią na ziemię zawisając nad nią i na chwilę się odsuwając. Chciał na nią popatrzeć przez chwilę.
Zatonęła w tym pocałunku i gdyby Jonatan jej nie przytrzymał, z pewnością straciłaby równowagę. Dlatego też wydawała się być oszołomiona, kiedy oderwał się od niej i jak gdyby nigdy nic pociągnął ją w stronę wyjścia. Usta Eleny pulsowały od długiego pocałunku, dlatego też wyraźnie jeszcze czuła go na sobie. Ruszyła za Nim coraz bardziej świadoma, co się z nimi działo i co się jeszcze wydarzy. Taki był Jonatan, niby spokojny, zrównoważony, a jednak to Elena znała Jego słabą stronę, a może po prostu ona nią była. Przy niej tracił kontrolę i to zdecydowanie wypełniało ją euforią. Po drodze co chwila przyciskaliśmy się do biednych ścian i smakowaliśmy swoich ust spragnieni naszej bliskości i stęsknieni. Niektóre obrazy przyglądały się im z zaciekawieniem, a oni nie widzieliśmy świata poza sobą, przynajmniej teraz. W końcu chłopak uniósł Gryfonkę, a ona momentalnie objęła go nogami w pasie i skrzyżowała dłonie na Jego karku. Nie potrafiła powstrzymać kolejnego westchnienia, kiedy ich ciała tak do siebie przylegały, kiedy jej piersi dociskały się do Jego klatki piersiowej. Elena całowała go bez opamiętania już z trudem trafiając na usta... dosłownie. Zapewne ograniczała mu pole widzenia, ale mało ją to interesowało. Dopiero po chwili oderwała się pozostawiając niedosyt, analizując, że Jonatan zabrał ich do Sali Snów. Usłyszała ciche szepty i niemal natychmiast odwróciła się do zamglonego usta. Prawie romantycznie...pomyślała cicho. I niespełna chwilę później Gryfonka leżała na ziemi, a on nade nią, co przyjęła z lekkim grymasem. To ona lubiła rządzić. Pochwyciła Jego intensywne spojrzenie i aż zagotowało się w niej, bo miała wrażenie, jakby rozbierał ją wzrokiem. Uniosła się kilka centymetrów i przejechała drżącą dłonią wzdłuż Jego torsu, by gwałtownie ścisnąć w pięści materiał koszuli i przyciągnąć do siebie. Kolejny żarliwy, pełen zachłanności pocałunek. I jej paznokcie, które wbijały się w Jego ramiona.
Ostatnio zmieniony przez Elena Reeves dnia Nie Sty 04 2015, 20:57, w całości zmieniany 1 raz
Żeby tylko wzrokiem. On nie zamierzał na tym poprzestać szczególnie, że nie miał ochoty na czułe słówka i słodkie gierki. Dobrze, że nie pozwoliła mu tak trwać i patrzeć. Jeszcze zacząłby myśleć. A tak? Znów miał zajęte usta. I zdecydowani mu pasowało to. Napawał się jej smakiem. Wszędzie czuł róże. Może jest to jego ulubiony kwiat? Sam nie wiedział. Po prostu przytępiał jego zmysły. Sam już nie wiedział, czy to do niej ma słabość, czy ogólnie do kobiet. Nie, wiem już tak to wyjaśnić. Po prostu on też czasem musiał ten tego... No. Cholera, każdy facet potrzebuje raz na jakiś czas kogoś przerżnąć i nic się na to nie poradzi. Taki los. Wciąż opierał się na kolanach i wykorzystał fakt, że mimo obniżenia się do nie w dół jeszcze nie zmienił pozycji. Zdecydowanie łatwiej było złapać ją za ramię i pociągnąć w dół oczywiście samemu przy tym klęcząc. Mówiłam, że nie poprzestał na rozbieraniu jej wzrokiem. On już ściągał z niej koszulkę. Jego usta przeniosły się na policzki, czoło. Całował jej twarz. Jedną ręką wciąż opierał się o ziemię, druga natomiast błądziła po jej karku delikatnie ją smyrając i zapewne doprowadzając do dreszczy. Miał nadzieję, że nie pozostanie mu długo dłużna.
Czasami chciała wiedzieć co myśli, kiedy tak na nią patrzył. Wyglądała rozkosznie leżąc pod nim na ziemi, a włosy miała rozwiane po podłodze, nie mówiąc już nic o zaróżowionych polikach i dziwnych iskrach w oczach, które pojawiały się właśnie w takich namiętnych chwilach. Przyciągnęła Go, bo pomimo że był dla niej cholernie seksowny, o wiele bardziej chciała napawać się Jego dotykiem, niż widokiem, choć to w pewnych chwilach pięknie się dopełniało. Podciągnęła instynktownie ręce do góry, by mógł pozbyć się jej koszulki. Owiał nią chłód, który szybko zanikł, kiedy tak wodził dłońmi po jej plecach. Stos dreszczy przebiegło wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. Nie mogła pozostać sama bez góry, szybko zdarła Jego koszulę, przez krótki odstęp czasu napawając się widokiem pół nagiego de Gold'a! Elena czuła, że ta cała sytuacja coraz bardziej ją podnieca, że jej ciało zdecydowanie bardziej robi się wyczulone na Jego dotyk. Zagryzła kobieco wargę nie owijając w bawełnę. - Robię się mokra... - wymruczała, chcąc tym samym pobudzić Go. Och, gdyby ktoś w tym momencie usłyszał Elenę, zapewne zatkałby sobie uszy w szoku. Ona już dawno jednak straciła kontrolę. W końcu pociągnęła go do przodu i sprawnym ruchem podciągnęła się, by tym razem znaleźć się na górze. Jej oczy błysnęły triumfalnie. Usiadła na Nim okrakiem, centralnie na kroczu. Zrobiła falujący ruch miednicą, czując jak twardnieje przy tym. - Mmm... - wymamrotała przez zaciśnięte wargi i pochyliła się składając kilka pocałunków na Jego szyi schodząc nimi niżej.
Muszę przyznać, że dotyk Jonatana była naprawdę czymś cudownym i nie jest to kwestia powiększonego ego. On po prostu w swoich działaniach dawał sprzeczne sygnały – był delikatny i mocny jednocześnie. Delikatnie drażnił skórę na jej karku, ale gdy ją podnosił niezwykle mocno zaciskał palce na jej ramionach. Pozwalał sobie na bardzo wiele, a jednocześnie cały czas pilnował siły jaką w to wszystko wkłada. Nie chciał jej robić krzywdy, ale jednocześnie chciał ją wziąć teraz, tutaj, zaraz. Nie mógł jej się oprzeć. Nie pozwoliłby, żeby ona oparła się jemu. Nim się spostrzegł jego koszula już wylądowała gdzieś daleko. Nie był bardzo umięśniony, ale na całe szczęście nie był też flakowatym wymoczkiem. W jego życiu prezencja była sprawą najwyższej wagi, to też swego czasu musiał trochę nad sobą popracować. I będąc teraz w Hogwarcie wybierał się często na bieganie żeby utrzymać się w formie i... Czy właściwie ma to teraz jakiekolwiek znaczenie? Żadne. [+18] Jej głos w uchu... Oh doskonale wiedziała, co na niego działa. Nic więc dziwnego, że jego oddech nagle przyspieszył jeszcze bardziej, a w następnej chwili dziewczyna mogła poczuć, że coś nabrzmiałego zaczyna lekko napierać na jej nogę. Jeszcze trochę mu brakuje do pełni, jednak już teraz uważam, że miał się czym pochwalić. Może nie był rekordzistą w tej kategorii, ale potrafił zaspokoić kobietę i nie musiał się nigdy zbyt mocno starać. I nagle kompletnie go zaskoczyła. Pamiętał, że uwielbiała kontrolować sytuację, ale nie pamiętał, że aż tak. Z jego usty wyrwał się cichy pomruk, gdy na nim usiadła, a jej ruch spowodował u niego dreszcz podniecenia. Nie zamierzał pozwolić na to, by to ona się wszystkim zajęła, ale na razie jak najbardziej mu to odpowiadało szczególnie, że czuł że jego męskość coraz bardziej napiera na spodnie. Marzył, żeby je z niego zdjęła. Żeby wszystko z siebie i z niego zdjęła. Przymknął oczy oddając się jej. Jednocześnie jego ręka wplotła się w jej włosy kontrolując, by nie zeszła za nisko. Jeszcze nie. Gdy tylko jej wargi doszły do brzucha momentalnie pociągnął ją w górę, może trochę boleśnie. Ponownie zmusił ją do napadnięcia na siebie, na swoje usta. Puścił jej piękne włosy i ruszył dłońmi w stronę rozpięcia stanika. Bardzo szybko pozbył się tej zbędnej części materiału. Dobrze pamiętał jej piersi. Uwielbiał je. Piękniejszych nigdy nie widział.
Rzeczywiście, dotyk Jonatana wpływał niesamowicie na pannę Reeves. Był delikatny wśród tej całej namiętnej szamotaniny i mocny - czym pokazywał, kto tu jest mężczyzną. Elena nie lubiła napakowanych mężczyzn, ani też przesadnie szczupłych. Ale nie miało to najmniejszego znaczenia, raczej sam fakt, z kim wyprawia się tu sporty... bo chyba za nic go nie pożądała, prawda? Mężczyzna, kobieta, nieistotne - też człowiek i ona musiała zaspokoić swoje żądze i pragnienia. Padło na nich oboje, oboje spragnionych i lgnących do siebie. Elena wyczuła zmianę w Jego oddechu. Uśmiechnęła się, bo czuła, że to za sprawą dość sprośnych słów, których użyła. Ale taka była prawda... robiła się wilgotna. Zadrżała ponownie, kiedy Jego erekcja wbijała jej się w udo. Sam fakt, że ją pożąda sprawiał, że się rozpływała, było to tak namacalne jak niejeden namiętny pocałunek. Wypięła się chcąc jak najbardziej swoją kobiecością napierać na Jego wzgórek. Fala podniecenia niosła za sobą dreszcze, a także sprawiała, że niemal na moment Elena traciła czucie we własnym ciele, zadziwiające. Westchnęła znacznie głośniej gwałtownie zagryzając wargę, by stłumić ten odgłos. Całowała go niżej... i niżej, kiedy niespodziewanie poczuła szarpnięcie. Grymas pojawił się na Jej twarzy, ale nie protestowała... wszystkie chwyty dozwolone. Wpiła się dziko w Jego usta, błądząc dłońmi po torsie zarysowując jednocześnie dość nikłe rysy mięśni. Jednocześnie wyczuła, jak stanik puszcza, jej nagie piersi od razu otarły się o Jego tors, twardniejącymi sutkami drażniąc Jego skórę. - Chcę Cię... - wymamrotała wprost do ust sięgając dłońmi do spodni. Guzik puścił, wystarczyło rozpiąć rozporek, by następnie zsunąć materiał z Jego bioder. Elena miała już tak niecierpliwe dłonie.
[+18] Oh on miał wiele powodów dla których ją pożądał. Miała jasne włosy, a jak wiadomo wiele mężczyzn leci na blondynki jak pszczoły do miodu. Poza tym jej ciało. Wszystko mu się w niej podobało – każdy najmniejszy nawet milimetr. Nawet skóra wokół pępka, co mogło być trochę dziwne, ale i ją potrafił podziwiać. Co poza tym? Potrafiła być zarówno uległa jak i despotyczna. A poza tym jej charakter. Ta spontaniczność, ta chęć na szaleństwo właśnie z nim. To dlatego niegdyś była mu naprawdę bliska, jednak los sprawił, że musiał ją zostawić. Zbyt niepewna była przy niej jego przyszłość. Potrzebował stałego oparcia. Potrzebował kogoś nie dla miłości, lecz dla ambicji. To zachwiało wszystkimi jego związkami, jednak (choć zapewne tylko w tym momencie) najbardziej żałował zerwania właśnie z nią. Dobrze, że chociaż przekonał ją, że to tylko jego wina. I tak ją zranił, a nie chciał wtedy bardziej. No i mieli ze sobą pozytywne relacje, choć przyjaciółmi nie byli. Nie wytrzymaliby tego oboje, co widać po tym, co się dzieje po ich krótkim, przypadkowym spotkaniu. On również był bardzo niecierpliwy. Nic więc dziwnego, że pozbył się tak szybko stanika, który leżał gdzieś zmięty z jego koszulą. Sam postanowił dać jej już teraz jak największą rozkosz. Palce jednej z rąk zacisnął na jej twardym sutku. Pocierał go, lekko naciskał i obracał. Bawił się nim niemal jak kociak kłębkiem wełny, bo wiedział, że powoli mu na wszystko. Drugą dłoń zacisnął na całej jej piersi, którą pieścił opuszkami palców i gniótł z różną w zależności od chwili siłą. Czuł, że długo już nie wytrzyma, a kiedy ona ponownie się odezwała pękła w nim kolejna bariera. Przetoczył się z nią tak, że to znów on rządził sytuacją. Łapczywie począł całować całe jej ciało zatrzymując się oczywiście najdłużej na strefach erogennych. Językiem przejechał od jej szyi aż po sam pępek, który obtoczył. Ręce dobrały się do jej spodni, których pozbył się zadziwiająco szybko. Nie chciał by długo czekała. Umieścił dwa palce na jej zapewne już mokrej bieliźnie i począł nimi pocierać. Przygotowywał ją do tego, co zaraz nadejdzie. Jeszcze chwila...
Miejsce, które było mało uczęszczane, przez wszystkich było jej ulubionym miejscem do przesiadywania. To, co się stało wcześniej sprawiło, że nie mogła zmrużyć oka. Myślała tylko i wyłącznie o tym co się stało o tym co może się stać. Uśmiechnęła się do siebie w duchu. Chyba się zakochałam Kiedy w naszym życiu dzieje się coś złego musi stać się też coś dobrego, żeby dać dobrą przeciw wagę do złych rzeczy, ne? I może właśnie dlatego go poznała? Nie miała wielkich nadziei, ale samo uczucie jej jak na razie wystarczyło, a kto wie, może jakoś uda się go przekabacić na dobrą stronę mocy! Wymknęła się z pokoju wspólnego i spacerowała po Hogwarcie cała w skowronkach. Ale nie może nie spać całą noc, nieprawdaż? W końcu po dłuższym spacerku postanowiła skierować się do pokoju snów. Zawsze tam się kierowała gdy nie umiała zasnąć i magicznym sposobem, magiczny szept usypiał ją… Jak głos matki, która głaszcząc ją po głowie, szepce na dobranoc miłe słowa. Była przekonana, że nikogo tam nie będzie, więc jakie było jej zaskoczenie, kiedy otworzyła drzwi i dostrzegła… Zaskoczenie? To bardziej podchodziło pod szok. Wpatrywała się w dwójkę nie wiedząc co powiedzieć. Aż się jej ciepło zrobiło i poczuła jak żołądek podskakuje jej do gardła.
Elena odrzuciła długie blond włosy do tyłu i wypięła dumnie swoje kształtne młode piersi. Zdusiła jęk w sobie, kiedy to Jonatan ciągnął za jej sutki, kręcił nimi... jednym słowem bawił się, zarówno doprowadzając ją do słodkiego szaleństwa. Dziewczyna rozchyliła wargi i przymknęła na moment powieki by wczuć się w czyny kochanka. Skorzystał z tej sytuacji - przetoczył nas i ponownie nad Eleną górował. Dziewczyna rzuciła mu groźne, a zarazem rozpalone spojrzenie... czuła też, że między sobą rywalizują, choć to nie była wroga rywalizacja. Dobrze się przy tym uzupełniali i z pewnością w ich sporcie nie wiało nudą, wręcz przeciwnie - Elena dygotała z emocji, zaś Jonatan wydawał z siebie ciche pomruki, a jego erekcja sprawiała wrażenie, jakby długo nie wytrzymała w tych bokserkach. Dziewczyna chciała je ściągnąć, ale kompletnie ją sparaliżowało w momencie, kiedy dosięgnął jej kobiecości. Zaparło jej dech w piersi. Zaczęła się wić i na krótki moment zacisnęła uda na Jego dłoni. - O rany... - wypowiedziała błogim głosem, które jednak po chwili powtórzyło się z przerażeniem. - O rany! U progu stała dziewczyna. Nie jaka dziewczyna, a Vic. Elenie zrobiło się tak samo gorąco i przez chwilę aż walczyła by po prostu nie zamienić się w powietrze... jak brzmiało to zaklęcie? Nieważne! Zrzuciła z siebie Jonatana, który chyba źle zinterpretował jej słowa i wciąż się do Niej odebrał. Rozejrzał się oszołomiony, natomiast panna Reeves już zasłaniała swoje prawie nagie ciało jego koszulą. Nie wiedziała co powiedzieć... to Vivi powinno być głupio, co ja gadam, to mnie do jasnej cholery! Miała wyraźny mętlik w głowie.
Jęczała, wiła się pod nim. Sprawiało mu to nie małą satysfakcję. Mógł jej sprawiać rozkosz o jakiej nigdy nie śniła i doskonale wiedział, że im dłużej będzie to robił tym ona odpowie mu z większą siłą na jego atak. Oh tak, rywalizacja między nimi. Kochał ją. Seks na łóżku nie byłby tak efektowny, prawda skarbie? Nie mogliby się kotłować. Może to właśnie dlatego zabrał ją właśnie tutaj. By szepty podrażniały ich uszy, zapach nosy, a ciała... Cóż, radziły sobie doskonale same. Westchnął cicho czują, jak zaciska na nim uda. Sam sięgnął po jej dłoń i sprowadził ją na swoje krocze. Nie mógł pozwolić na to, by tylko ona miała z tego wszystkie zabawę. A to, jak jęczała. Doprowadzało go to do szaleństwa. I nagle coś się stało. Jej wyraz twarzy się zmienił. Głos również... Potem go zepchnęła? Zamrugał zaskoczony i uniósł spojrzenie tam, gdzie i ona patrzyła. - O kurwa – Wyrwało mu się słowo, które kompletnie nie miało nic wspólnego z jego taktem, elegancją... W ogóle z całą osobowością! Chciał sięgnąć po koszule, ale nie zdążył. W sumie to lepiej, że gryfonka się nią zasłoniła. Wciągnął tylko na siebie momentalnie spodnie, co muszę przyznać w obecnym stanie nie było takie łatwe, bo się po prostu nie do końca chciały dopiąć.
Dziewczyna spoglądała zdezorientowana na tą całą sytuację, nie potrafiła się ruszyć, nie potrafiła nic powiedzieć, po prostu czuła jak zaczęła cała płonąć, a jej gardło… piekło… bolało. - Ja… ja… przepraszam! – wykrzyknęła zamykając oczy. Zacisnęła dłoń na klamce i trzasnęła drzwiami jak najmocniej potrafiła. Położyła dłonie na drzwiach i wzięła głęboki oddech. Dlaczego… dlaczego… dlaczego akurat ja? Przecież ty… jesteś inny… prawda? Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Nie… już nie będziesz płakać… nie pozwolę Ci… Zamknęła oczy i zrobiła kilka oddechów, po czym odwróciła się i zaczęła biec ile sił w nogach. Gdzie? Nieważne, po prostu przed siebie. Po prostu chciała być sama…
Wszystko działo się tak niesamowicie szybko, że Elena w pewnym momencie po prostu się poddała. Przycisnęła się do ławki i patrzyła nieco tępym wzrokiem, jakby dopiero co tu weszła i próbowała skleić ze sobą fragmenty układanki. Victorique wciąż na nich patrzyła. Panna Reeves miała wrażenie, że pod tym spojrzeniem się kurczy. Całe erotyczne uniesienie poszło w zapomnienie i sam niedosyt silnie uderzył Elenie do głowy... wszystko wróciło jednak ze zdwojoną siłą. Gryfonka oblała się rumieńcem przypominając sobie Jego pewny ruch dłonią. Odrzuciła głowę w bok. Na szczęście Elena nie zdawała sobie sprawy z uczucia, jakie może łączyć tych oboje, a może raczej tylko Vic, która jeszcze tak niedawno przyznała się przed sobą, że jest w nim zakochana. Nie wiedziała tego, ale z pewnością, gdyby była tego świadoma, nie wybaczyłaby sobie tej sytuacji do końca życia. Teraz jedynie było jej niezręcznie... w końcu to jej Vic, przyjaciółka, a nakryła ją... z byłym chłopakiem. Vivi z pewnością pamiętała, jak cierpiała Elena i robiła wszystko, by ją pocieszyć... a teraz. Kurwa, jeszcze chwila, a przyłapałaby ich na seksie. Było tak blisko. Słowo Jonatana odbiło się echem w głowie blondynki. Była zszokowana. Dlaczego tak zareagował? Dziewczyna uciekła, co Elena wytłumaczyła sobie jako zawstydzenie. Sama ona była naga, więc popędziła Jonatana. - Człowieku, leć za nią, cokolwiek. - próbowała w tym momencie sięgnąć po biustonosz. Czuła się tak żałośnie...
Jego głowa szalała od sprzecznym myśli. Z jednej strony chciał zostać, pomóc Elenie się ogarnąć. Z drugiej od razu wybiec z Vivi nawet się niczym nie zakrywając. Jedno jednak było pewne – nie zamierzał kontynuować. Wrócił do niego cały zdrowy rozsądek. Plątanina w jego głowie w końcu znalazła ujście, gdy nawet Elena kazała mu ją łapać. Miała rację. We wzburzeniu człowiek może robić różne rzeczy, a przecież to była Victorique – niewinna, urocza dziewczynka, która nie powinna widzieć takich rzeczy. Poza tym miała go za całkiem inną osobę i nigdy się nie spodziewał, że jego głęboko ukryta strona osobowości, którą właściwie uważał za nie swoją przy nawrotach choroby, może tak prędko zostać przed nią odkryta. Tak a prawdę nawet Elena nie mogła wiedzieć skąd te jego nagłe napady, ale i nie pytała. A teraz? Będzie musiał się jakoś z tego wyjaśnić, jeśli Vi go zapyta. Błagał w duchu, żeby tak się nie stało. Jego twarz momentalnie przybrała wyraz spokoju i obojętności. Jak gdyby nic przeszedł się po sali dopinając spodnie i podając gryffonce rozrzucone wszędzie ciuchy. Potem odebrał od niej koszulę i już wychodząc począł ją ubierać. Nawet się nie pożegnał...