Pokój snów jest znanym, choć niezbyt często odwiedzanym pomieszczeniem. Wymiarami różni się nieco od klas, gdyż jest mniejszy, co tylko dodaje mu przytulności. Poza tym jednym szczegółem, ściany wyglądają jak w zwyczajnej sali lekcyjnej. Całą lewą stronę zajmuje naścienne lustro. Jego odbicie wydaje się trochę przyćmione, jakby znajdowało się za chmurami. I rzeczywiście, unoszą się tu małe obłoczki, z których wydobywają się szepty, słyszalne, jeśli osoba przebywająca w pomieszczeniu ma odpowiedni nastrój. Skupiając się na jednym z szeptów - snów, można usłyszeć, o czym opowiada.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
1 - Jeden ze szeptów wyjątkowo Cię zaintrygował; skupiwszy uwagę właśnie na nim, dowiedziałeś się o historii jednego z uczniów, który uczęszczał do Hogwartu niemalże... sto lat temu! Zyskujesz z niej wiele ciekawych informacji, w wyniku czego udaje Ci się zdobyć jeden punkt do kuferka z Historii Magii i Runy. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
2 - Niestety; sny bywają wyjątkowo kapryśne i najwidoczniej nie mają zamiaru w żaden szczególny sposób Cię zaczepić. A kiedy w końcu zaczynasz słyszeć szept płynący z jednego obłoczka okazuje się... że opowiada on TWÓJ SEN! W dodatku taki, z którego raczej nie jesteś dumny. Obyś tylko Ty się na nim skupiał!
3 - Sny potrafią być różne, a ten najwidoczniej nie należał do najszczęśliwszych. Smutna historia o nieszczęśliwie zakochanym studencie mogła Cię wzruszyć, lecz spływające po twoich policzkach krople nie były łzami! Przynajmniej nie twoimi... Ów obłoczek postanowił dość dosłownie wylać na Ciebie wszystkie swoje żale i przez trzy następne posty nie znika znad twojej głowy, znacząc Ci ubranie coraz to większymi kroplami.
4 - Jeden z obłoczków zaczepia Cię, tym samym opowiadając o dość nietypowej rzeczy, która wydarzyła się w Hogwarcie. Zaczynasz się śmiać, a co najgorsze - nie możesz tego w żaden sposób kontrolować! Wypowiedziana przez szepty historyjka najwidoczniej powoduje u Ciebie niespodziewany wybuch śmiechu, w związku z czym przez trzy następne posty będziesz wyjątkowo rozbawiony.
5 - W spokoju przechadzasz się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy szepty rzeczywiście istnieją oraz czy mówią najprawdziwsze sny. Udaje Ci się usłyszeć jeden, potem drugi, następnie dwa naraz, trzy... Obłoczki stopniowo zaczynają Cię otaczać, a ich szepty narastają z każdą kolejną spędzoną w pokoju minutą. Jeden nawet będzie próbował wleźć Ci do ucha! Obyś przez nie nie zwariował...
6 - Spoglądając w lustro przez dłuższą chwilę, oglądany obraz wydaje Ci się wyostrzać, jakby obłoczki przerzedzały się. Zamiast nich w odbiciu dostrzegasz przebiegające po przeciwległej ścianie wydłużone cienie, które znikną, jeśli tylko spróbujesz się odwrócić. Czyżby przeleciał Cię dreszcz?
Autor
Wiadomość
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Nie jesteś żadną kretynką, Naeris. Nadal nalegasz, żebym ci odpowiedział. Kretynki tak nie robią. - uśmiechnął się delikatnie i serdecznie do dziewczyny. Tym razem to on, po raz pierwszy, sam chciał nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się łobuzersko. Przy niej jakoś częściej się uśmiechał. - A co do eliksiru... czy to ważne dla kogo jest? - James widocznie się zdenerwował. Zaczął przegryzać dolną wargę i bawić się palcami. Zawsze tak robi, gdy się wkurza. James lubił Naeris, jej radosne podejście do świata. Lubił też na nią patrzeć, rozmawiać z nią, przebywać w jednym pomieszczeniu. Ale teraz trochę się nawet zirytował. Dlaczego ją to tak interesuje? Czy to takie ważne, dla kogo uwarzył ten eliksir? Nie powinno jej to obchodzić, a pomimo tego ona nalega. Stwierdził jednak, że może nie warto się na nią denerwować? Może ona tylko się z nim droczy, skoro skrzyżowała ramiona? Nie, Naeris na pewno nie jest wścibska. Nie warto się na nią denerwować.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Nie chciała go zdenerwować. Uwielbiała, gdy ludzi uśmiechali się do niej i śmiali razem z nią. Lubiła dawać miłość i lubiła, gdy to ją kochano. Naeris w przeszłości skrzywdziła wiele osób i nie była z tego powodu dumna. Każdy popełniał jakieś błędy. Teraz zależało jej na tym, by już nikogo więcej nie zranić. - Przepraszam. - powiedziała szczerze. - To nie jest ważne. - odparła, uśmiechając się do niego. No dalej, rozchmurz się! Przecież nie przyłożę ci różdżki do gardła, by poznać odpowiedź! - powiedziała do niego w myślach. Widziała wyraźnie, że ten temat drażnił chłopaka, więc nie zamierzała go ciągnąć. Podeszła do kociołka i za pomocą różdżki przelała jego zawartość do dużej fiolki. Podała go Jamesowi, uważając by tym razem ich dłonie się nie zetknęły. - Proszę. - chciała zmienić temat, więc zaraz zagaiła. - Tak w ogóle to... Też ciągle słyszysz tu jakieś głosy? Może to tylko ona je słyszała i teraz wyjdzie na wariatkę. Ale ufała, że James także coś wie o tych chmurach.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Już nie przepraszaj. - Jamesowi zrzedła mina. Chyba nie zachował się odpowiednio wobec Naeris. Na szczęście ta szybko zmieniła temat. - Tak, rzeczywiście, ja też słyszę głosy. Nie jestem pewien, ale wydaje mi się, że to coś w rodzaju Pokoju Snów. - pomimo, że James lubił spędzać czas z Naeris, dziś jakoś miał dziwną gulę w gardle. Nie mógł wykrztusić z siebie zbyt wiele, ani wymusić serdecznego uśmiechu. Naeris też wyglądała na zakłopotaną. Ale czym? - Późno już. Choć. - James chciał złapać ją za rękę, ale kiedy zdecydował się wyciągnąć rękę, zawstydził się. Ale Krukonka chyba tego nie zauważyła. Żałował jednak, że nie wyciągnął ręki do dziewczyny, bo czułby się pewniej. James wyjrzał zza drzwi, cofnął się, przepuścił jako pierwszą Naeris, próbując przy tym w żaden sposób się nie wygłupić. Ruszyli korytarzem w stronę Pokoju Wspólnego Ravenclawu. Przez jakiś czas mogli iść spokojnie, nie obawiając się, że Filch ich nakryje i potraktuje szlabanem. Jednak, gdy już powoli zbliżali się do celu, natknęli się na Panią Norris, jakieś dwa razy. Za pierwszym razem zdołali uciec przez nią niezauważeni, jednak za drugim razem stanęła ona przed nimi. Stała i stała, jakby ponownie ją spetryfikowano. Nie chciała się ruszyć. Ale za to zaczęła charczeć i miauczeć. - Mam ją kopnąć? Może sobie pójdzie. Nie, nie dam rady, lubię koty. Naeris i James postanowili zwiewać stamtąd jak najszybciej, znając połączenie telepatyczne Filcha i Pani Norris. Zawsze kiedy dzieje się coś czego nie powinno, Filch przybywa, jakby był duchem i przenikał przez ściany. Jednak nawet ich refleks nie zadziałał, bo dozorca Hogwartu pojawił się natychmiast. Zaczął za nimi ganiać, krzycząc "UCZNIOWIE NIE SĄ W ŁÓŻKACH, UCZNIOWIE NIE SĄ W ŁÓŻKACH!!!". Na całe szczęście jednak zgubił ich, praktycznie przed samym wejściem do Pokoju Wspólnego Ravenclawu. Gdy już wczłapali się na zachodnią wieżę, na siódme piętro ujrzeli drewniane drzwi, bez klamki i dziurki od klucza. Kołatka w kształcie orła, zadała pytanie, na które Naeris i James musieli odpowiedzieć, aby wejść do środka. Pokój Wspólny Krukonów jest szeroki i okrągły. Ma kształt koła. Jest największym pokojem wspólnym, a zarazem dość przytulnym. Posiada wdzięczne, łukowate okna, z których roztacza się widok na stadion quidditcha i błonia, a ściany przyozdobione są niebieskim i brązowym jedwabiem. Uwypuklony sufit ukazuje rozgwieżdżone niebo. Stoły, krzesła i regały obejmują mnóstwo miejsca w pomieszczeniu, a pomnik z białego marmuru, przedstawiający Rowenę Ravenclaw znajduje się tuż przy wejściu. - Śpij dobrze, Naeris.
Fairwyn nie przyjechał do magicznego zamku wraz z resztą uczniów. Początek roku szkolnego spędził jeszcze poza granicami kraju, co było dosyć ciekawym przeżyciem. Żałował tylko, że nie udało mu się zabrać ze sobą kuzyna do Rosji. W każdym razie, nawet i bez niego Anglik potrafił się dobrze zabawić w zupełnie obcym państwie, gdzie bariera językowa była bardzo uciążliwa. Zdziwił się nieco, gdy okazało się jak wiele zaległości zdarzył sobie narobić w nieco ponad tydzień. Na trzecim roku spodziewał się raczej spotkania z większym luzem, ale niestety zawiódł się. Nauczyciele od samego początku męczyli swoimi zajęciami, jakby na siłę szukali sposobu na uwalenie uczniów. Na szczęście Max nie uczęszczał na zbyt wiele lekcji i na ostatnim roku można było już je wyliczyć na palach jednej ręki, więc nie przywiązywał do tego tak wielkiej uwagi. Jedna wizyta w bibliotece na jakiś czas zupełnie wystarczała. Nie bez powodu trafił do pokoju snów. Miał do wyboru to albo szukanie ciotki, która od tego roku miała zacząć naukę w Hogwarcie. Nie żeby jej nie lubił, ale po prostu nie potrafił pójść do niej po radę. Znając tą kobietę, to pewnie śmiechem podsumowałaby ostatnie sny Maxa, który dręczyły go przez cały wyjazd do Rosji. Kilka razy śniła ma się Ślizgonka, która poznał w Grecji. Nie mówiąc już jak wiele o niej myślał. Fajnie było zakosztować alkoholu z nowymi ludźmi i zwiedzić Moskwę, ale w tym wszystkim brakowało mu koleżanki. Była dla niego jak bratnia dusza i najzwyczajniej w świecie stęsknił się. Brakowało mu tych wszystkich luźnych wieczorów spędzonych na wspólnym śmianiu czy nawet zielonych włosów, które powoli schodziły z jego głowy. Może powinien odświeżyć kolor na swojej głowie na nieco bardziej egzotyczny. Usiadł sobie pod zaczarowanym lustrem na ścianie. Plecami oparł się o nie i skrycie wierzył, że przez przypadek nie spadnie mu na głowę. Głupio by było narobić bałaganu w takim miejscu. Obie ręce założył za kark i robiąc jakieś głupawe miny w ciszy wysłuchiwał szepty z małych obłoczków, które mówiąc szczerze pierdzieliły tak bardzo bezsensowne rzeczy, że Max zaczął się zastanawiać, jak bardzo go popierdoliło, by przychodzić w takie miejsce. Może po prostu w odbiciu za swoimi plecami chciał zobaczyć postać ze swoich snów, bo nie wiedział gdzie indziej jej szukać.
Ostatnie wydarzenia dały Dramie do myślenia. Przed oczami ciągle malował się obraz nieznajomego krukona, który to napatoczył się na nią i na Ire w sowiarni. Brunetka pierwszy raz miała okazję wysłuchać tak obrzydliwej obegi. Głupie „latynoska brudasko” do teraz sprawiało, że czuła się jak gorszy człowiek. Było jej przykro, tak cholernie przykro, że niektórzy ludzie nie szanowali jej tylko ze względu na to, że nie urodziła się w Anglii. Nikomu nie zrobiła nigdy krzywdy i starała się traktować nawet najbardziej wkurzającego człowieka z szacunkiem, nie spodziewała się, że właśnie ona zostanie ofiarą wrednych docinek na tle rasowym. Bo rozumiałaby, gdyby chłopak tylko sobie żartował. Nie, on mówił całkowicie na poważnie i najwyraźniej czuł do niej niechęć. Ślizgonka zaczęła zauważać coraz więcej nieprzychylnych spojrzeń. Była przyzwyczajona do tego, że niektórzy ludzie najnormalniej na świecie nie czuli do niej sympatii, jednak nigdy nie było tak, że nagle cichło całe pomieszczenie tylko dlatego, że ona się w nim pojawiła. Na początku to olewała, jednak bezpośredni atak ze strony krukona był niepokojący. Coraz więcej rzeczy odciągało młodą czarownicę od kontynuacji edukacji. Mogło się okazać, że dalsza nauka będzie niebezpieczna. Dobrze wiedziała, że po świecie chodzili różni ludzie, bo co jeśli okaże się, że jakiś wariat postanowi zaatakować całkowicie bez przyczyny, a ona nie da rady się obronić. Magia szwankowała, a Drama przez to bała się jeszcze bardziej. Przez to wszystko chodziła po szkole osowiała i smutna. Przed znajomymi pokazywała tę wesołą twarz, nakładała maskę bez zmartwień i trosk, jednak w głębi serca nie mogła przestać myśleć o tym, co nastanie. Czasem zapominała przez to o wszystkim, coraz bardziej oddalała się od ludzi, siedząc sama w dormitorium albo w jednej z opuszczonych sal i słuchając muzyki. Jednym z miejsc, w których lubiła przebywać, był Pokój Snów. Ostatnimi czasy nie słyszała nic. Chmurki wyczuwają pesymistyczny nastrój, a ona coraz częściej była smutno. Tak też było dzisiaj, pomiędzy slizgonką, a krukonem doszło do kolejnej za tarczki. Dla Dreamy najgorsze w tym było to, że chłopak dopadł ją razem z większą grupką i gdyby nie nauczyciel, który pojawił się w odpowiednim momencie, to nie wiadomo jak to wszystko by się skończyło. Chciała się nie martwić, chciała o tym nie myśleć, ale nie potrafiła. Zaraz po ataku schowała się w jednej ze szkolnych łazienek, gdzie popłakała się jak małe dziecko. Dreama nie płakała, nie krzyczała jako dziecko, kiedy była małą dziewczynką i połamała nogę, to również nie powiedziała słowa, przygryzała wargi z bólu, ale nie pokazała słabości, jednak te ataki były na tyle przytłaczające, że nie dawała sobie rady. Hogwart, w którym czuła się bezpiecznie, stawał się miejscem, które nienawidziła. Idąc w stronę pomieszczenia, co chwilę ocierała oczy z łez, mając nadzieje, że żaden z uczniów, których mijała, nie postanowi spytać, co się stało. Mocnym pociągnięciem otworzyła drzwi do Pokoju i od razu cofnęła się do tyłu. Nie miała ochoty na spotkania z ludźmi i pierwszą myślą, jaka wpadła do głowy siedemnastolatki, był odwrót. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że osobą, która siedziała w pomieszczeniu, był Max. Osoba, z którą spędziła całe wakacje, z którą zaśmiewała się do rozpuku i, która działała na Dramę tak, jak nie działał żaden inny człowiek na ziemi. Nie wiedziała co powiedzieć, od czego zacząć, dziękowała merlinowi za to, że w pomieszczeniu nie było całkowicie jasno. Z daleka nie widać czerwonych oczu ani worów pod oczami, bo w nocy też ostatnio nie mogła spać. Na usta wcisnęła uśmiech, który najprawdopodobniej i tak bardziej przypominał grymas niż coś miłego i powiedziała. - Ciebie to bym się tutaj nie spodziewała - głos Dreamy brzmiał dziwnie, był cichy i niepewny, było słychać, że Vin-Eurico czymś się martwi, że w jej życiu dzieje się coś dziwnego. Być może to była pora. Właśnie jemu miała wyjawić wszystkie troski, które pojawiły się w głowę nastolatki w dość krótkim okresie. Zbliżyła się do niego trochę, jednak dalej trzymała pewien dystans. Za bardzo nie wiedziała jak zareagować, jak on zareaguje. Mógł wyjść i zostawić brunetkę samą z wszystkimi problemami albo ich wysłuchać i najzwyczajniej na świecie wyśmiać. Ona sama miała wrażenie, że wariuje i nie umiała poradzić sobie z myślami, które nieustannie krążyły po głowie.
Nie bez powodu przyszedł do pokoju snów. Chciał raz jeszcze zobaczyć twarz dziewczyny ze swoich snów. Brakowało mu jej obecności i zwyczajnie tęsknił za towarzystwem Ślizgonki. Nie spodziewał się, że chwilę później stanie w drzwiach do pokoju. Wyraźnie zaskoczony otworzył nieco szerzej oczy. Przez moment chyba nawet nie połapał się że to prawda, a nie tylko jego urojenia i sny na jawie. Otworzył delikatnie usta jakby chciał coś powiedzieć, ale za cholerę nie miał pojęcia jak przywitać koleżankę. -O kurwa… - krótko podsumował, bo nic więcej nie mógł zrobić. Jedna ręką złapał się za ramię i uszczypnął. Nie, to nie był sen. Dziewczyna wciąż tam stała, ale przynajmniej teraz pewność, że nie był to jakiś kolejnych chory sen. -To samo mogę powiedzieć o Tobie – odparł luźnym tonem, a na twarzy chłopaka pojawił się nawet delikatny uśmiech, chociaż coś mu nie pasowało w głosie Dreamy. Zdecydowanie różnił się od tego, który zapamiętał w Grecji. Chyba nie znał jeszcze na tyle dziewczyny, by od razu wiedzieć co ją gryzie, ale na pewno nie była tą samą beztroska i wesołą dziewczyną. W każdym razie, nie spodziewał się, że może być fanką magicznych obłoczków. Kiwnął głową zapraszająco do dziewczyny. Dłonią poklepał wskazując na miejsce tuż obok niego. Pod lustrem było go dosyć sporo, więc śmiało mogła usiąść tuż obok. Fairwyn nie miał zamiaru nigdzie uciekać, chociaż wewnątrz chyba nieco panikował. Znowu było mu głupio za wyjazd do Rosji. Po prostu sobie wyjechał zostawiając ją bez słowa wyjaśnienia. Nie było to zbyt sprawiedliwe i pierwszy raz w życiu miał tak cholerne wyrzuty sumienia. Chciał sobie wyjaśnić z nią kilka spraw i co najważniejsze, odkryć co takiego gryzie Ślizgonkę. Gdzie się podziała ta wesoła dziewczyna, którą ją zapamiętał. -Co Cię gryzie? – spytał bez ogródek. W końcu w takie miejsca nie przychodzi się bez powodu. Oboje uciekali przed czymś do magicznych chmurek. Zdecydowanie wolał, by to Ślizgonka się pierwsza wyspowiadała. Nie miał jeszcze pojęcia co jej powiedzieć, w końcu to po części ona była przyczyną wizyty Fairwyna w magicznym pokoju. To trochę chore. Westchnął cicho i rozciągnął nogi przed siebie. Z jednej strony uśmiech pchał się na usta chłopaka, a z drugiej zaraz znikał. Skrajne uczucia nie pozwały mu do końca się wyluzować, a przecież zazwyczaj przy ćwierć-olbrzymce przychodziło mu to tak łatwo.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Dreama widząc jego reakcje, miała ochotę się roześmiać i w normalnych okolicznościach pewnie by tak się stało, jednak rozjechała psychika, skutecznie to utrudniała. Nie skomentowała „kurwy”, którą wypowiedział jakby przestraszony i uszczypnięcia. Nie rozumiała też, dlaczego aż tak dziwił go fakt, że przyszła właśnie tutaj. Miejsce było spokojne i piękne i kto nie lubił mieć głowy w chmurach? Nawet Drama, która na co dzień nie przykładała uwagi do sztuki, doceniała urok pomieszczenia. No i to jego nie było od ponad tygodnia w Hogwartcie, nie jej. - Ja jestem w szkole już od pierwszego września - rzekła i siadła pod lustrem, jednak dalej nie znajdowała się całkowicie blisko Maxa. - A ty, dawno przyjechałeś? - dodała lakonicznie. Podkuliła nogi i przyciągnęła je do siebie, kładąc brodę dokładnie w dziurze pomiędzy kolanami. Ostatnie dni, podczas których doświadczyła wyjątkowo przykrych sytuacji, całkowicie odciągnęły uwagę brunetki od tego, że chłopaka nie ma. Czasem rozmyślała o tym, co robi i czy może nie myśli o niej albo o tym, czy, gdyby chodziła po szkole z nim to uczniowie, którym nie podobało się to, że Dreama chodzi właśnie do Hogwartu, daliby sobie spokój. Nie chciała mówić o swoich problemach Leo, za dobrze go znała i nie chciała, żeby znów wyleciał ze szkoły przez nią. Istniało wielkie prawdopodobieństwo, że Vin-Eurico posunie się do niezbyt roztropnych czynów — tylko po to by „prześladowcy” dali sobie spokój. Gdyby wywalili Leonardo to Drama pojechałaby za nim. Życie ze świadomością, że jej starszy brat gdzieś tam jest skazany tylko i wyłącznie na siebie wyglądało starsznie. A Nie chciała opuszczać Hogwartu pomimo wszystko, tutaj miała przyjaciół i tutaj spędziła ostatnie sześć lat swego życia. Przenosiny byłyby istnym ciosem w serce. Nie miała mu za złe wyjazdu. Nie byli parą i Anglik nie miał wobec niej żadnych obowiązków. Ona nie chciała mu wadzić i nie miała serca do tego, żeby teraz głosić wywody o tym, jaką to krzywdę wyrządził nastolatce wyjazdem. Nic się nie stało, on miał prawo spełniać swoje marzenia. Dreama wiedziała, że w przyszłości będzie robić dokładnie to samo, studia w Hogwartcie nie było obowiązkowe, a mieszkanie samemu, na własnych warunkach było zachęcające. Chciała być blisko Hogwartu, to prawda, ale nie musiała być dokładnie w nim. Zawahała się, kiedy Fairwyn zapytał co się stało. Chciała powiedzieć wszystko, jednak cichy głos, że nie powinna, że być może za bardzo się przywiązuje, nie dawał spokoju. Nie chciała, żeby się martwił, a liczyła się z tym, że tak też może się zdarzyć. Jednocześnie trudno było kłamać, nie to, że nie umiała Dreama była bardzo dobrym kłamcą, ale nie lubiła wykorzystywać tej przydatnej umiejętności w stosunku do bliskich. Wyrzuty sumienia zjadały ją potem całkowicie i prawie zawsze po dwóch, trzech dniach mówiła calutką prawdę. - To aż tak widać? - odwróciła głowę w drugą stronę i uśmiechnęła się smutno. Nie miała odwagi, by spojrzeć mu w oczy, chęć obronienia gryfona przed problemami była wielka, jednak prawda zawsze wygrywa. - Ten rok zaczął się naprawdę źle - spojrzała na chłopaka, który siedział obok niej i jeszcze bardziej przyciągnęła do siebie kolana. - Ludzie są straszni. Ci, których całkowicie nie znam, mają do mnie jakiś problem, gdzie nie pójdę — spotykam bandę, która patrzy na mnie nieprzychylnie, jak na robaka, który nie zasługuje na nic więcej ni rozdeptanie. - Ze stresu zaczęła strzelać palcami, kontynuowała jednak swój monolog - Jeden z nich nazwał mnie „brudną latynoską”, a uwierz, to nie było najbardziej paskudne wyzwisko, jakie od niego usłyszałam. - przeczesała włosy lewą dłonią i wyprostowała nogi - No i jeszcze magia się psuje, nawet nie wiesz jak przerażająca była uczta powitalna. Zmarszczyła mocno brwi i zacisnęła usta w cienką kreskę. Z jednej strony zrobiło jej się dużo lżej na sercu, chodziła się z tym od dłuższego czasu, a przywykła do tego, że żyje właściwie bezproblemowo. No i głupio jej było, nie chciała obarczać Maxa swoimi problemami. Wyszło jak wyszło.
To od kiedy są w Hogwarcie nie miało tutaj zbyt wielkiego znaczenia. Zamek był ogromny i chyba nikt nie odwiedzał codziennie innych pokoi. Pomieszczenia jak to, przyciągały ludzi z jakiegoś konkretnego powodu. Nie było w tym nic dziwnego, że Max zaskoczył się na widok Ślizgonki. Tłumaczenie tego, że w Hogwarcie jest od pierwszego września niespecjalnie przekonywało Anglika. Może swoją reakcja faktycznie przesadził, ale z początku po prostu nie dowierzał. Chciał zobaczyć dziewczynę i nagle dzieją się czary, dzięki którym ta wchodzi do pokoju. Nie potrafił wydusić z siebie nic innego jak tylko „o kurwa”. -Nie – odparł bardzo krótko. Przez myśl szybko przeleciały mu ostatnie wspomnienia z Rosji, wraz z nimi tęsknota, a później wrócił aż do Grecji i szeroki uśmiech pojawił się na moment na twarzy chłopaka. –Wczoraj wróciłem do Anglii, a dziś do Hogwartu – wciąż nie potrafił uwierzyć, że pierwszą osobą którą spotkał w szkole była Ślizgonka. Jeszcze niedawno w listach zakładał, że mogą się nieprędko zobaczyć czy nawet gorzej. Teraz ciężył się, że był w błędzie. Odwrócił głowę w bok i przyjrzał się skulonej dziewczynie. Nie wyglądała za dobrze i od razu zmartwiła Gryfona. Wbrew pozorom, chłopak bywał bardzo troskliwy. Zależało mu na bliskich i nawet jeśli był wiecznie skłócony z matką, to gdy trzeba było - stawał po jej stronie. Podobnie było z Dreamą. Zależało mu na tym by przyjaciółka była szczęśliwa i nie przejmowała się mało istotnymi pierdołami. Źle mu było patrzeć na tak zdołowaną Ślizgonkę. Skulona wyglądała naprawdę biednie i tylko budziła kolejne skrajne emocje w chłopaku. Gryfon wstał na moment i szybko podszedł bliżej dziewczyny. Przykucnął tuż przed nią w pozycji niedawno nauczonej od Słowian. Dłonie oparł na kolanach Dreamy. Nie chciał wymuszać na dziewczynie spojrzenia. Nie przeszkadzało mu, że unikała spojrzenia. -Serio, przejmujesz się jakimiś frajerami? – spytał, chociaż po tym co widział odpowiedź była oczywista. Westchnął cicho pod nosem, bo w głębi siebie był wściekły, ale teraz priorytetem było pocieszyć pannę Vin-Eurico. Sam jakoś nigdy nie miał z tym problemów, ale to pewnie dlatego, że odziedziczył nazwisko Fairwyn. Nawet jeśli to i tak miał gdzieś wszystkie hejty. Dystans pozwalał mu na śmianie się z siebie nawet w takich sytuacjach. Odruchowo złapał ją za rękę i w swojej ciepłej dłoni delikatnie zacisnął dłoń Ślizgonki. -Wyjebane w nich. Jak kolesie szukają problemów to je kurwa znajdą. Chcą atencji to spoko, ale nie powinnaś przez nich czuć się tak źle. Mówiłaś o tym Leo? – był pewny, że gdyby brat dziewczyny się o tym dowiedział, na pewno nie przeszedłby koło tego obojętnie. Max teraz też nie miał zamiaru. Skoro już był w Hogwarcie, to mógł się zrewanżować dziewczynie za nagłe zniknięcie i pomóc jej z niegroźnym frajerem. Przy okazji kilka najbliższych dni – jeśli oczywiście będzie chciała – spędzi w jej towarzystwie. Brzmi całkiem nieźle. -Wow, no to nieźle. Groźne wyzwiska trzecioklasisty, dobrze że nie skacze na rodziców – mruknął wyraźnie wyśmiewając krukona. Ciekawe co jeszcze gorszego mógł powiedzieć – brzydki olbrzymie? No naprawdę Max słyszał o wiele gorsze rzeczy, ale w tym momencie nie miało to wielkiego znaczenia. Jeśli czymś takim ranił Ślizgonkę, to przejebał sobie sprawę i tyle. -Zauważyłem – skrzywił się delikatnie. Lubił ułatwiać sobie sprawy zaklęciami, ale odkąd magia szwankowała miał szwankowała dużo częściej musiał radzić sobie mugolskimi sposobami często dłuższymi. Z drugiej strony było to całkiem ciekawe. -No nie wiem, co się stało? – spytał unosząc jedna brew do góry. Od kilku lat już omijał te całe ceremonie powitania. Nie działo się na nich nic ciekawego. Co roku ta sama bajka. Nowi uczniowie byli rozdzielani między domami, nauczyciele przedstawiani przed wszystkimi. Nuda. Zdecydowanie wolał spędzać urodziny na dobrej zabawie.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
To wszystko wydawało się takie nierealne. Głupie zobaczenie Maxa sprawiało, że Dreamie humor poprawił się właściwie od razu. Chociaż nie było tego wszystkiego widać, ale czuła mocne dudnienie serca, które jakby chciało wyrwać się z klatki i pogalopować, gdzieś nie wiadomo gdzie. Czuła, że czerwieni się, kiedy on położył dłonie na jej kolanach, a kiedy złapał nastolatkę za dłoń, ta poczuła dreszcz, który jedną falą rozprzestrzenił się po całym organizmie. Gdyby ktoś naszedł tę dwójkę, w obecnej sytuacji to raczej nie stwierdziłby, że spędzili w swoim towarzystwie całe wakacje, w których czasie Drama nie odczuwała tych wszystkich drobnych gestów tak wyraziście. Była zagubiona w swoich uczuciach i pierwszy raz nie potrafiła określić, czego chce. Słowa, które wypływały z ust Anglika działały kojąco na zszargane nerwy ślizgonki, udowadniając jednocześnie, jak żałosną była postawą, którą reprezentowała. Przejmowała się młodszym krukonem, którego właściwie nie znała. Tak samo, jak całej bandy, w której towarzystwie się obracał. Podświadomość ciągle mówiła, że pewnie uda mu się przekonać innych ludzi, może Fire, Lope czy Gemmę do tego, że Dreama nie zasługuje na szacunek i chyba to najbardziej trapiło brunetkę. Świat bez bliskich jej osób nie miał sensu i zdecydowanie tracił na sile, bo kim byłaby bez codziennych przepychanek słownych z Fire czy głupich rozmów z Maxem. No właśnie. - Ciągle mam wrażenie, że jemu uda się nastawić wszystkich przeciwko mnie. - wzruszyła smutno ramionami i delikatnie pociągnęła nosem. Oddychała głęboko przez usta i nie wiedziała co odpowiedzieć. Po części chciała się bronić, chciała zaprzeczyć wszystkim argumentom, które przed chwilą wytoczył, ale zdawało jej się, że czegokolwiek nie wypuści ze swoich ust, kiedy którakolwiek z myśli opuści głowę, to i tak każda z nich będzie wyjątkowo bezsensowna. Potrzebowała dotyku, dlatego nie mówiąc nic, przyciągnęła go do siebie za szyje, a on dość nieporadnie na nią upadł. Dreama przytulała go mocno, tak jakby Anglik miał zaraz zniknąć, a ona stracić każdą kolejną okazję do tego, by to zrobić. - Dziękuje, że wróciłeś - rzekła cicho i delikatnie, niczym muśnięcie skrzydełek motyla, pocałowała go w policzek. Wczepiając się coraz mocniej, zanurzając głowę w bluzie Maxa i wdychając kojący zapach perfum, zapominała o całym świecie. Mogłaby trwać tak wiecznie, jednak nie chciała sprawić, że on speszyłby się bliskością. Odchyliła się do tyłu, wyciągnęła z kieszeni paczkę „Słodkich Pufków” o smaku Miętowych Ropuch i podała mu jedną z nich. Uśmiechnęła się delikatnie i jakby trochę przyjemniej i wygodnie rozsiadła się pod ścianą. W ciszy wypuszczała z płuc kolejne chmury pięknie pachnącego dymu o delikatnie niebieskiej barwie. - Nie mówiłam Leo, wystarczy, że raz wyleciał przez to, że staną w mojej obronie, gdyby tak stało się ponownie, to bym sobie nie wybaczyła — przeczesała długie włosy dłonią i znów zaciągnęła się dymem. - Ta zjebana czapka całkowicie zwariowała, gadała o zagrożeniu, a na koniec właściwie straciła swoje moce - Dreama mocno zmarszczyła brwi i dodała - gdyby nie masa zaklęć, które nałożył na nią Hampson to musieliby zrobić jakiś test, czy coś, żeby wysłać pierwszaków do odpowiednich domów - Chyba każdy czuł w kościach, że idzie coś niedobrego. Życie przestało być normalne i chociaż ślizgonka wiele razy prosiła o urozmaicenie, to zaczęła żałować, że urozmaicenie, o które tak często prosiła, nadeszło właśnie z tej strony. Za sprawę co najmniej wagi państwowej stawiała sobie raczej błahe rzeczy, jednak teraz pragnęła, chciała dość do tego, co tak właściwie dzieje się w szkole i jakoś temu zapobiec. I postanowiła, że najpierw odwiedzi bibliotekę, w której ostatnio była kupę lat temu. Przyszła kryska na Matyska i tyle.
Bardzo uważnie obserwował każdą reakcję Ślizgonki. To jak się wszystkim przejmowała z łatwością pobudzało Maxa. Był na siebie wściekły, że nie zrobił niczego wcześniej, że ją tak po prostu zostawił, a dziękuję, które usłyszał od Dreamy tylko jeszcze bardziej go dobiło. Normalnie pewnie by się od tego zwyczajnie ucieszył, ale teraz nie potrafił. Wolałby by Ślizgona była wściekła i zwyczajnie wyładowała się na nim, wyrzucając przy tym wszystko co leży jej na sercu. Odruchowo objął dziewczynę, kiedy się do niego przytuliła. Nie poczuł nawet tego, że nieco poleciał na ćwierć-olbrzymkę, bo sam ją dosyć mocno przyciągnął do siebie i nie wyglądał, jakby śpieszył się z jej puszczeniem. Zdawał sobie sprawę, ze przyjaciółka mogła potrzebować nieco bliskości i nie miał zamiaru jej niczego żałować. -Głupia! Serio myślisz, że ktoś się przejmie gadaniem jakiegoś typa? Kim on kurwa w ogóle jest? – odparł, a właściwie to wyszeptał do dziewczyny, by nie unosić się za bardzo. Nie wierzył, że przyjaciele mogliby się odwrócić od Ślizgonki, a nawet jeśli to Fairwyn nie miał zamiaru. Byłby idiotą, gdyby pozwolił sobie teraz na utratę koleżanki. Za dużo spędził z nią czasu w Grecji, by słuchać teraz gadania jakiegoś typa, pewnie nawet nie popartego żadnymi faktami. Właściwie to Dreama musi go pokazać Maxowi. Anglik nie odpuści, dopóki nie spotka się z nim twarzą w twarz i nie wyjaśnią sobie kilku spraw. Nie miał zamiaru pozwolić jakiemuś kolesiowi bezkarnie obrażać dziewczyny. -Nie masz za co dziękować – bo to on powinien przepraszać. Jakoś nie potrafił jednak przepuścić tych prostych słów przez gardło. Było mu zbyt głupio. Teraz miał przynajmniej nauczkę i to chyba pierwszy raz taką solidną. Tak się kończy, kiedy zawiedzie się kogoś bliskiego. Niemile uczucie. Uśmiechnął się, kiedy Ślizgonka postanowiła złożyć pocałunek na jego policzku. Dotyk jej warg, delikatnie połaskotał skórę Anglika. Mimo wszystko to chyba ona bardziej odczuła niewielki zarost na twarzy chłopaka. Nie miał zamiaru przetrzymywać dziewczyny zbyt mocno, więc kiedy postanowiła się uwolnić z jego objęć od razu ją puścił i usiadł tuż obok, plecami opierając się o ścianę. Bez najmniejszego zawahania poczęstował się jednym papierosem i odetchnął nieco z ulgą. Może Ślizgonka tylko udawała, ale w oczach Fairwyna uspokoiła się i to najważniejsze. Na twarzy chłopaka było widać wyraźne zadowolenie, a pod niewielkim zarostem może nawet się nieco zaczerwienił. Straszne uczucie, ale nie miał zamiaru się tym przejmować. -Przesadzasz, wystarczy że stanąłby przed nim, a łepek od razu srałby w gacie. Ja srałem – zaśmiał się, bo z tym ostatnim oczywiście żartował. Leo faktycznie był wielki i swoją posturą budził strach, ale Gryfon nie znał tego słowa. Rosjanie też potrafili być groźni, tylko co im z tego, kiedy idiota z podbitym okiem śmieje się prosto w ich twarze. Na szczęście dzięki magii nie miał już żadnego śladu i nie musiał się z niczego tłumaczyć Dreamie, a pewnie tak by było, gdy wciąż chodził opuchnięty. -To niezłe cyrki – zagwizdał przeciągle pod nosem. Skoro aż taka drama miała miejsce podczas ceremonii otwarcia to chyba nieco żałował, że ją przegapił. Pewnie musiały być niezłe jaja, kiedy uczniowie panikowali, a dyrektor starał się ratować jakoś całą sytuację. Fairwyn parsknął cicho śmiechem, kiedy wyobraził sobie całe zdarzenie. Chyba nieco wyolbrzymiał bo krzyczące duchy i kompletny chaos, kiedy nad głową latały zaklęcia i jedzenie to lekka przesada, ale w głowie Anglika wyglądało to naprawdę zabawnie. -Może zrobiliby jakąś wyliczankę... – mruknął zaciągając sie dymem papierosowym. –Raz, dwa, trzy, dziś Ślizgonem będziesz Ty! – dodał melodyjnym tonem i zaśmiał się, kiedy zdał sobie jak bardzo głupio to brzmi.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Uniosła jedną brew do góry zdziwiona. Kiedy doszło do konfrontacji pomiędzy nim, a bratem Dreamy ten nie wyglądał na zbyt przestraszonego. Wręcz przeciwnie, sypał głupimi żartami, jak z rękawa i nie krępował się towarzystwem innych ludzi, kiedy to zostawiał na ciele brunetki drobne pocałunki. Dopiero w tym momencie uświadomiła sobie, jak odległe były wakacje. Jeszcze pół miesiąca temu spędzali razem beztrosko czas, nie myśląc o szkole, rodzinie, przyszłości, tym co będzie i tego tak cholernie brakowało Dramie. Odkąd zjawiła się w Anglii działy się same złe rzeczy. Nagle poczuła wielką chęć spotkania Leo i obiecała sobie, że zaraz po wyjściu z sali pójdzie razem z Maxem pod Pokój Wspólny Gryfonów. Gdzieś zacząć szukać było trzeba i chociaż nie spodziewała się, że Vin-Eurico znajdzie tak łatwo, to stwierdziła, że warto spróbować. Bo przecież nie będzie wysyłać sowy do własnego brata. Na chwilę jej myśli powędrowały w drugą stronę, być może trochę za bardzo się zamyśliła, ale ostatnio często wpadała w takie stany zamulenia. Śmiała się do znajomych, że to pewnie przez ten cały alkohol, który wypiła w czasie wyjazdu, jednak w głębi duszy na poważnie zastanawiała się nad tym czy aby na pewno nie jest chora. Być może miała jakiegoś raka mózgu albo innego krwiaka, który utrudniał myślenie. Wcale by się nie zdziwiła, bo jeśli coś już się psuje, to najczęściej wszystko na raz. Dreama podzielała jego zdanie, jednak dla niej określenie "niezłe cyrki" było dość delikatnie i raczej nie pasowało do sytuacji w której znalazł się brytyjski świat magiczny. Najdziwniejszy był jednak fakt, że jej ojciec będący w Afryce właściwie nie odczuł żadnych zmian i chociaż niezbyt często przychodziło mu czarować, to jednak używał swojej różdżki, która za każdym razem działała prawidłowo. Pocieszał ją, że właściwie nie powinna się przejmować, że pewnie przejdzie, ale ona nie potrafiła. - Niezłe cyrki to mało powiedziane, pomyśl, że jeszcze niedługo taki Cortez będzie musiał nauczyć się podcierać dupsko samemu, a nie przy pomocy magii - rzekła, powracając po części do tematu, jaki udało im się przedyskutować w Grecji. Roześmiała się wesoło słysząc wyliczankę i położyła nogę na jego udzie kiedy gryfon ją zakończył. Nie mogła uwierzyć w to, że jedna osoba jest w stanie aż tak diametralnie poprawić jej humor i chyba pierwszy raz zdarzyło się tak, że komuś przychodziło to tak łatwo. Całkowicie zapomniała o tym, że przecież on też musiał mieć jakiś powód żeby przybyć do tajemniczej sali w której się znajdywali, czy jego też coś trapiło? Być może nie powinna aż tak bardzo skupiać się tylko na sobie i ciążących jej problemach. Potrzebowała poczuć się jak pępek świata, jednak to szybko mijało, ustępując miejsca wielkiej trosce. Ciągle nie zabierając ręki z uda chłopaka, powiedziała. - A ty? Zjawiłeś się w Pokoju Snów z równie bezsensownych powodów? - miły uśmiech pojawił się na twarzy ślizgonki i przy okazji przysunęła się bliżej Fairwyna, tak że stykali się ze sobą ramionami. - Ja już się wypłakałam, teraz twoja kolej. - dodała lekko i przygryzła pełne wargi.
Oczywiście z tym strachem wobec Leo, Fairwyn sobie po prostu żartował. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby faktycznie ktoś przestraszył się go od samego wzrostu. Ponad dwumetrowy, dobrze zbudowany facet to spore wyzwanie dla każdego i bez użycia czarów, ciężko sobie z nim poradzić. Teraz, gdy zaklęcia szwankowały, zagrożenie z jego strony było jeszcze większe. Na samą myśl, że prędzej czy później znowu będzie miał okazję podrażnić Gryfona, delikatny uśmieszek pojawiał się na twarzy Anglika. Ślizgonka nie była jedyną osobą, która tęskniła za Grecja. Maxowi cholernie brakowało towarzystwa dziewczyny, przez co dosyć często pojawiała się w jego myślach. Dosyć irytująca sprawa zważając na to, że przez pobyt w Rosji nie mógł nic z tym zrobić. Przynajmniej nie był jaką amebą pod względem uczuciowym i rozumiał, że ćwierć-olbrzymka w krótkim okresie czasu, stała się bardzo bliską mu osobą. Problem w tym, że Fairwyn miał łatwość w komplikowaniu różnych relacji. Pogoń za marzeniami była dla niego na tyle ważna, że często znikał bez śladu. Zresztą już zdążył to pokazać końcem wakacji. Wciąż się trochę dziwił, że Dreama się nie wkurzyła. -Haha przejebane, jak będzie musiał rolkę napocząć – zaśmiał się, chociaż to było chyba tak bardzo prawdziwe. Nie miał okazji poznać go osobiście, ale jeśli faktycznie był tak beznadziejny w radzeniu sobie bez czarów, to faktycznie znalezienie początku papieru toaletowego, mogło być dla niego niezłym wyzwaniem. Szczerze mówiąc, to Max nieco mu współczuł. Taką arogancją przecież tak wiele tracił. Duma, która nikogo nie obchodziła, miała dla niego zdecydowanie zbyt dużą wartość. Kątem oka zerknął na nogę dziewczyny, którą bez skrępowania wywaliła na Maxa. Przewrócił delikatnie oczyma i lekko przyklapnął ją ręką. Zdecydowany uśmiech zagościł na twarzy Gryfona. Był z siebie dumny, że udało mu się dosyć szybko poprawić humor dziewczyny. Niewątpliwie był to sukces Anglika, który poprawiał i jego samopoczucie. Odruchowo wyciągnął rękę w jej stronę i objął ją lekko. Zaciągnął się dymem papierosowym, a zaraz po tym wypuścił go z siebie i zmieszał się z otaczającymi ich obłokami. Parsknął cicho śmiechem. -Prawie jak w Grecji – mruknął, wyraźnie rozbawiony. Pokój sprawiał, że czuł się trochę zjarany. Z głową miedzy chmurami, brakowało tylko gadających gwiazdek i kicających owieczek. W każdym razie cieszył się, że nawet Hogwart potrafił dostarczyć takich atrakcji. Wow i przyszła pora na pytanie, którego zdecydowanie wolał uniknąć. No, może nie uniknąć, ale nie był jeszcze gotowy na swoje szczere wyznania. Spojrzał na dziewczynę i zmrużył delikatnie oczy, robiąc nieco głupawą minę. -Jakaś rosyjska wróżka mi kazała tu przyjść po powrocie do Hogwartu – odparł, chociaż nie był przekonany czy była to wystarczająco dobra ściema. W końcu po co kazałaby mu tutaj przyjść? Będzie szczęśliwy czy jakaś inna bajka? Westchnął cicho i spojrzał w przestrzeń przed sobą. Na chwilę zacisnął zęby na dolnej wardze. -Brakuje mi nieco wakacji – dodał zmieniając ton na wyraźnie bardziej poważny. Nie miał tutaj na myśli wolnego, które właśnie się skończyło. Brakowało mu towarzystwa z Grecji, tylko jak zawsze gadanie przychodziło mu z łatwością, teraz miał małe problemy. –W sensie stęskniłem się w Rosji i uznałem, że jak przyjdę tutaj to będzie mi łatwiej się wyluzować i przypomnieć sobie głupoty, które odpierdalaliśmy – tak, tylko jakby chociaż je zapomniał…
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Dramie niezbyt podobał się fakt, że Max tak bardzo upodobał sobie drażnienie Leonardo. Nie chciała żeby osoby, które były tak bliskie jej sercu były ze sobą w jakikolwiek sposób skłócone. Trudno by było wybierać pomiędzy Maxem i Leo, chociaż głowa i serce zawsze podążały za bratem. - Cortez to jest bardzo zaawansowany przypadek. - wesoły uśmiech pojawił się na twarzy Dramy. - Wiesz, ślizgoni są spoko, taki Lope na przykład, ale ten to taki wyjątkowo dziwny przypadek - podrapała się po policzku i odwróciła głowę w stronę twarzy Maxa. - Zresztą nie gadajmy o tym bęcwale - oparła głowę na ramieniu przyjaciela i delikatnie przymrużyła oczy. Przy okazji złapała go za rękę, którą ciągle trzymał na nodze dziewczyny. Było bardzo przyjemnie. Ciepło drugiej, bliskiej osoby dodawała otuchy, a sama Dreama już dawno miała do czynienia z jakimkolwiek chłopakiem. Ona raczej nie randkowała. Wolała skupić swą uwagę na przyjaciołach oraz w niewielkim stopniu na nauce. W jej otoczeniu nie było dotychczas nikogo interesującego, sami nudziarze, których miłością był Quidditch albo inne przygłupie sporty. Nie miała nic do Quidditcha, grała w drużynie i naprawdę uwielbiała uczucie bycia w powietrzu, ale fłupi było słuchać kolejną godzinę o jednym temacie. Ją interesowało życie, zwierzęta, podróżowanie, próbowanie nowych, nieznanych rzeczy, a nie kolejne strategie czy nowe modele miotły. Patrzyła na wszystkich chłopców, którzy próbowali coś zdziałać z przymrużeniem oka, widziała dzieci, których jedynym celem jest parę pocałunków i trzymanie za rączki. - Prawie jak w Grecji - przytaknęła - brakuje tylko farbowania włosów, wina, narkotyków i.. - zatrzymała się w tym momencie, przy okazji mocno czerwieniąc się na wspomnienie pocałunków, które przeżyła będąc na wakacjach. Wtedy nie postrzegała ich tak wyjątkowo, nie znała Maxa, a na drugi dzień miała kaca moralnego, jednak teraz? Wolałaby gdyby doszło do nich po trzeźwemu, bez jakichkolwiek używek wzmacniających zmysły, by mogła ocenić prawdziwą reakcje organizmu na Anglika. Czy gdyby Max pocałowałby Ślizgonkę teraz to czułaby się równie dobrze? Czy to wszystko nie byłoby na swój sposób krępujące i niemiłe? Słysząc słowa o wróżce zaśmiała się cicho. - A ładna przynajmniej była ta wróżka? - brew brunetki mimowolnie uniosła się do góry. Coś nie pozwalało zignorować tematu. Była ciekawa tego w jaki sposób gryfon będzie próbował wybrnąć z całej sytuacji. Miała nadzieje, że brzmi w miarę naturalnie i Max nie wyczuje zazdrości(?) w głosie Dreamy. - Widzisz, zamiast łazić po pokojach wystarczyło, że przyszedłbyś pod Pokój Wspólny Ślizgonów albo wysłał sowę. - pokręciła głową, jakby nie dowierzając, że przyjaciel nie wpadł na tak prosty pomysł. - Mi nie trzeba wiele czynników żebym zaczęła szaleć.
Nie znał zbyt wielu Ślizgonów, więc niespecjalnie miał ochotę się wypowiadać w tej kwestii. W każdym razie miał wśród nich kuzyna, na którego nie narzekał. Lubił towarzystwo chłopaka, nawet jeśli był synem najbardziej aspołecznego człowieka w Anglii, a może nawet w całej Europie. Pewnie złudna to nadzieja, ale wierzył, że na świecie znajdzie się ktoś jeszcze gorszy od Edgara. Z każdym kolejnym odwiedzonym krajem, tracił tą nadzieję, co nie wróżyło nic dobrego. Właściwie to nie tylko znajomych Ślizgonów mógł policzyć na palcach jednej dłoni. W całym Hogwarcie nie miał zbyt wielu przyjaciół. Bliskich mu osób, wliczając w to Dreamę było może z pięć. Pomimo sporej otwartości, to Fairwyn nie zawierał przesadnie dużo znajomości. Nie potrzebował podnosić swojej wartości komentarzami na wizbook’u. Chyba nawet nie zwrócił uwagi na to, że Ślizgona postanowiła złapać go za rękę. Cieszył się ze swojego małego sukcesu i tego, że Dreama przestała się przejmować innymi. Nie żeby Max próbował ściągnąć jej uwagę na siebie. To jakoś tak samo wychodziło. Lekko zacisnął dłoń dziewczyny między swoimi palcami i kątem oka zerknął na twarz dziewczyny. Jakim idiotą trzeba być, żeby obrażać tak niewinną osobę – to określenie chyba do niej nie pasowało. Oboje chyba wiedzieli na ile czasem była zdolna. Parsknął cicho śmiechem. Faktycznie zielony kolor powoli schodził z włosów Gryfona, a wina i narkotyków raczej nie doświadczą w Hogwarcie. Dużo łatwiej byłoby w Hogsmeade. Uniósł lekko jedną brew, kiedy nowa myśl nawiedziła umysł chłopaka – tak, nowość. -Nie chcesz wyskoczyć do Hogs? – spytał chyba trochę z dupy. Raczej nie było to żadne zaproszenie na randkę przy świecach. Fairwyna nie było stać na taki romantyzm. W przypadku Maxa to butelka wina była jego szczytem. Po prostu chciał jakoś ciekawiej spędzić czas w Hogwarcie. Nie był już jedenastolatkiem, który po zmroku kładzie się spać w łóżeczku, bo na drugi dzień czekają zajęcia. Czego można się spodziewać po Gryfonie – ciągnęło go do głupawych przygód. W tym wszystkim zignorował niedokończoną myśl dziewczyny. Był chyba na nią za głupi. Nawet nie pomyślał, że mogło tam chodzić o całowanie. Dla Maxa chyba nie wiele znaczyły. Po prostu ich poniosło, gdy byli na bani. Inaczej chyba nie mógł tego nazwać. W każdym razie nie widział sensu do nich wracać, bo rozdrapywanie tego mogło być bardzo krępujące dla obojga. -Chciałbym – westchnął zrezygnowany. Skoro już zmyślał historyjkę o wróżce, to może powinien ją nieco bardziej podkoloryzować. Za późno, bo przed oczyma miał wielką Helgę. –Wielka jak Leo, a na nosie miała pryszcz, na którym rósł pryszcz, który był na pryszczu – i skrzywił się teatralnie. Naprawdę sobie to wyobraził. Niedobrze mu się zrobiło, więc zaciągnął resztkami swojego papierosa i posłał ledwo tlącą się race na środek pokoju. Tylko niewielką, czerwoną kropeczkę było widać pod latającymi dookoła nich obłoczkami. Później posprząta. -Weź jeszcze by mnie tam zabili – mruknął rozbawiony. Może nieco przesadzał i przypadkową Avadą by nie oberwał tylko dlatego, że jest Gryfonem, ale wolał nie ryzykować. Mówiąc szczerze, to nie chciał się jeszcze pokazywać przed Ślizgonką. -Nie wiedziałem co napisać, a jadu nie mogłem przemycić do szkoły – dodał krzywiąc się delikatnie. Na szczęście nie był tak głupi i nawet nie musiał próbować, by wiedzieć, że gdyby spróbował go przemycić do Hogwartu to niewiele by zostało z narkotyku. Z drugiej strony, skoro magia pierdoliła się w zamku, może to pora by rozkręcić jakiś biznes. Nie no, Max nie miał serca by wciskać komuś takie świństwo tylko po to, by nieco zarobić. -Oh, czyli mówisz, że Idziemy zaszaleć? – spytał zaintrygowany. Był bardzo ciekaw, co takiego mogła wymyśleć Dreama.
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
W czasie roku szkolnego Dramie się nie chciało. Większość czasu spędzała na spacerowaniu w towarzystwie któregoś ze zwierząt, które zabierała ze sobą do szkoły. Rozmawiała z nimi o wszystkim, o życiu, o zmartwieniach, złych ocenach, a nawet zdarzało się, że obgadywała innych uczniów, którzy narazili się ślizgonce. Takich być może nie było zbyt wiele, bo była bardzo pokojowo nastawioną osobą, jednak to nie zmieniało faktu, że naprawdę lubiła sobie popsioczyć. Wypady do Hogsmeade raczej nie były w kręgu jej zainteresowań. Parę razy próbowała wyskoczyć z znajomymi na drina by się nachlać i zapomnieć, jednak takie przygody nigdy nie skutkowały niczym dobrym. Zawsze kończyła zatruta, na drugi dzień umierała w łóżku modląc się o to, by ktokolwiek oszczędził jej cierpień. Propozycja Maxa więc bardzo miło ją zaskoczyła, bo mówiąc szczerze nie spodziewała się, że on gdzieś ją zaprosi. Szczególnie po tym, gdy dowiedział się, że jest o pięć lat młodsza. Gryfon najwyraźniej nie robił sobie niczego z jeszcze niepełnoletniego wieku brunetki, a to tylko upewniało Dreame w tym, że on najzwyczajniej na świecie lubi jej towarzystwo. - Masz już jakieś wybrane miejsce? - spytała od niechcenia, starając się utrzymać ton, który świadczyłby o tym, że nastolatce nie zależy na spotkaniu aż tak bardzo. - Czy będziemy się pałętać i tyle. - odwróciła głowę w stronę chłopaka, dokładnie przyglądając się zarostowi, który dodawał jego twarzy męskości. - Pójdę, jeśli obiecasz mi, że nie trafimy do tej śmiesznej, różowej herbaciarni, w której śmierdzi perfumami, jak od starej, czarodziejskiej babci - dodała na koniec i poprawiła głowę na ramieniu Maxa. Zdawała sobie sprawę z tego, że "Herbaciarnia Pani Pudifoot" mogła przyciągać tłumy lasek, które marzyły o miłości, jednak ćwierć olbrzymka nijak nie pasowała do rysopisu panienki zakochanej w romansach i marzącej o księciu z bajki na białym koniu. Ona chciała kogoś, kto przyleciałby na Rogogonie Węgierskim. Albo hipogryfie. Na marzeniach oczywiście wszystko się kończyło, bo rozsądek podpowiadał, że najprawdopodobniej zostanie starą panną otoczoną zwierzątkami wszelkiej maści - na same koty nie byłaby w stanie przystać. - Widzisz, przynajmniej dobrze Ci poleciła, w innym wypadku to ja musiałabym Cię szukać i zastanawiać się czy już wróciłeś, a tak z głowy - rzekła spokojnie i delikatnie ścisnęła dłoń przyjaciela. Uśmiechnęła się na samą myśl o prezencie, który sprezentował jej Fairwyn. Wibrującej zabawki nie miała zamiaru używać, liczyła, że może przypałęta się na jakiś chętny i niespełna rozumu, jednak ta dawała jej wiele zabawy. Spacery po zamku stawały się dużo zabawniejsze, wystarczyło proste zaklęcie kameleona, by ukryć się przed ludźmi, a to jaką reakcję wywoływał gumowy przyjaciel Dreamy był dosłownie bezcenne. - A ślizgoni nie są tacy źli, pamiętaj, że nie jesteś z mugolskiej rodziny, a Fairwynowie to poważany ród, nawet jeśli jesteś uważany za wyrzutka - uśmiechnęła się delikatnie. Dopiero po chwili przypomniała sobie, że jakieś 3 godziny wcześniej nosiła się z pomysłem wysłania sowy do starszego gryfona. Chciała go zaprosić na urodziny, które wypadały za kilka dni i licząc w duchu, że ten nawet jeśli będzie musiał skrócić swój pobyt za granicą to i tak się pojawi. Ona by się pojawiła, a on wyglądał na osobę o dość podobnym podejściu, a przynajmniej jeśli chodziło o sprawy związane z bliskimi osobami. - Bym zapomniała, zapraszam Cię na moje siedemnaste urodziny, w sobotę. Nie wiem jeszcze gdzie, ale gdzieś się ulokujemy. - zabrała głowę z ramienia Maxa i podniosła się do góry, ciągle trzymając jednak gryfona za dłoń i ciągnąć go do góry. - Idziemy zaszaleć, ale za wszelkie szkody w zdrowiu psychicznym czy fizycznym nie odpowiadam - wzruszyła ramionami i wyszczerzyła się diabelsko. Grecja była Dramie nieznana, dlatego nawet jeśli wariowała to raczej robiła to z umiarem. O ile można było umiarem nazwać naćpanie z nieznajomym gryfonem i spanie w jakimś lesie. Hogwartcie i Hogsemade się nie bała, dobrze znała te tereny i nawet ewentualne wariacje związane z światem magicznym nie były jej straszne. Max chyba nie zdawał sobie sprawy z tego w co się pakuje, bo Dreama chociaż była śmiała w swym zachowaniu to niekoniecznie pokazała cały zapał, całe szaleństwo które w niej tkwiło.
Fairwyn nie był zwolennikiem planowania, ale to nie tak, że całe jego życie byłe serią przypadków. Czasem zdarzało mu się przygotowywać wcześniej – szczególnie do wyjazdów. Wspólne wyjście ze Ślizgonką było jednak totalnie spontanicznym pomysłem. Nie zastanawiał się dokąd pójdą i co będą robić. Po prostu miał ochotę zabrać ją gdzieś do magicznego miasteczka i wrócić po zmroku, kiedy nawet duchy będą spały, a później narobić tyle hałasu, by cały Hogwart obudził się z przyjemnej drzemki. Nie brzmiało to chyba zbyt mądrze, ale idealnie pasowało do Maxa i pewnie Dramy w jego towarzystwie. Pokręcił głową przecząco i kątem oka zerknął na Ślizgonkę, kiedy się mu przyglądała. Poczuł się z tym trochę dziwnie, jakby był brudny czy coś. Raczej nie o to chodziło, więc uśmiechnął się niepewnie, troszkę nieporadnie, z perspektywy dziewczyny zabawnie. Uniósł brwi do góry zaskoczony, a chwilę później zmarszczył brwi. -To coś takiego tam jest? – spytał rozbawiony, ale i zaciekawiony. Nigdy nie był w tej cukierkowej kawiarence. Nie było to nic dziwnego. Może i lubił nowe rzeczy i głupawe żart, ale nawet dla nich nie ciągnęło go w tak straszne miejsca. Chociaż, może po prostu nie miał okazji. Sama obecność Maxa w takim miejscu, była zabawna. -Nie masz lepszych zajęć, niż szukanie mnie? – spytał i chociaż nie pokazał tego po sobie, to cieszyła go ta wiadomość. Przynajmniej miał świadomość, że jeszcze nie znudził młodszej koleżanki. To dobrze, bo teraz to głównie ona przyciągała go do Hogwartu i szkoły. -Nie wiem o czym mówisz – odparł, cicho wzdychając pod nosem. Bez przesady wcale nie był uznawany za jakiegoś wyrzutka. Zresztą, tam chyba każdy był za takiego uznawany. Po prostu Max nie był przesadnie zainteresowany różdżkami. Jego wiedza w tej kwestii była zdecydowanie mniejsza od innych Fairwynów, ale mimo wszystko jakaś była. -Zresztą ja tam nie wiem, podobno nie przepadacie za Gryfonami – dodał wyszczerzając lekko zęby w stronę ciemnowłosej. Rywalizacja pomiędzy tymi dwoma domami była zdecydowanie bardziej widoczna od tej z Krukonami czy uczniami Hufflepuff. To zabawne, że pomimo tych wszystkich przeciwności i tak potrafili się dogadać i wspólnie spędzać świetnie czas. -Coo? –spytał chyba nieco zaskoczony. Nie wiedział jednak, czy bardziej był zdziwiony zbliżającymi się urodzinami ćwierć-olbrzymki czy zaproszeniem, które właśnie otrzymał. Zacisnął delikatnie zęby na wardze i przewrócił oczyma. –Postaram się wpaść, ale nie obiecuje –dodał, wstając za dziewczyną. Z jednej strony chciał się na nich pokazać, z drugiej miał lekkie obawy. Nie mógł jej znowu podarować wibrującego gadżetu. Wypada popisać się teraz większą kreatywnością. Poza tym, gdyby Leo to zobaczył, pewnie na miejscu by go zabił. Brzmi zabawnie, ale wolał oszczędzić problemów dziewczynie w jej wyjątkowym dniu. -Grozisz czy obiecujesz? – spytał rozbawiony i zdecydowanie dużo bardziej podekscytowany. Entuzjazm Dreamy wyraźnie udzielał się Maxowi. Szeroki uśmiech zagościł na twarzy Gryfona. Raczej nie spodziewał się, że wspólnymi wygłupami zdołają przebić Grecję, gdzie osiągnęli szczyt wszystkiego, sięgając po najcięższy narkotyk, będą sobie zupełnie obcym.
O miejscu i godzinie zostaliście wcześniej poinformowani przez krótki list. Na środku pokoju na stole leży przygotowana talia kart, która tylko czeka aż usiądziecie i zabierzecie się za grę. Pamiętajcie, że zwycięzca może być tylko jeden. Powodzenia! Macie 3 dni na odpis, w stosunku do osoby przed wami. Zasady znajdują się tutaj, a szczegóły rozgrywek znajdziecie tu. Kolejność: 1.@Vivien O. I. Dear 2.@Heaven O. O. Dear 3.@Cherry A. R. Eastwood 4.@Agnes Lumière
Pierwszy etap rozgrywek wygrałam fuksem, więc moja momentami przerośnięta ambicja strasznie napierała na mnie, żeby tym razem dać z siebie wszystko, więc gdy tylko pojawiłam się na miejscu gry od razu wykazywałam wyjątkowe skupienie. Heaven była moją niezbyt lubianą kuzynką, pannę Eastwood znałam głównie z boiska, zaś trzecią Puchonkę kojarzyłam tylko z twarzy. Nie zamierzałam wdawać się w pogawędki - liczyła się dla mnie głównie wygrana, dlatego po wymianie krótkiego i raczej powściągliwego powitania zasiadłam do gry. Początek nie zapowiadał się najlepiej - wprawdzie karta nie należała do najgorszych, ale rzut kością był co najmniej średni. Pozostawało mi tylko mieć nadzieję, ze reszcie pójdzie co najmniej tak źle jak mi.
Cieszyłam się z wygranej, mimo nieciekawych wydarzeń w trakcie gry. Grunt, że to do mnie trafiło zwycięstwo i miałam szczerą nadzieje, że trafi ponownie. Rozejrzałam się po pokoju snów. Tylko przelotem spojrzałam na Vivien i Agnes, ale mój wzrok oczywiście na dłużej zatrzymał się na Cherry. W zasadzie cieszyłam się, że teraz przyjdzie nam konkurować. Miałam nadzieje, że wygra chociaż któraś z nas, a najlepiej, żebyśmy to my grały we dwie do końca. - Powodzenia - uśmiechnęłam się do niej i wyciągnęłam swoją kartę. Cóż, nie było dobrze, ale może ktoś mi dorówna i powiedzie mu się równie kiepsko? Na szczęście to dopiero pierwsza runda, w razie przegranej dalej miałam szansę. Efekt karty też nie był zbyt dotkliwy, nie przeszkadzało mi tańczenie przez całą grę, więc jakoś bym to przeżyła. Z zainteresowaniem spojrzałam na to, co wypadnie Wiśni.
Nie spodziewała się przejścia do kolejnego etapu Durnia. Prawdę mówiąc, za wielka z niej szczęściara nie była, a ta gra opierała się właśnie głównie na sprzyjających okolicznościach. Tym razem jakimś cudem się udało i Cherry nie zamierzała narzekać; świetnie się bawiła. Poprzednia rozgrywka poszła jej bardzo sprawnie i chociaż szkoda było, że Bridget nie przebiła się dalej, tak Wiśnię cieszyło jej własne zwycięstwo. Teraz ludzi było jeszcze więcej; Cherry entuzjastycznie powitała wszystkie swoje przeciwniczki, najszerszym uśmiechem obdarzając Heaven. Zabawnie im się trafiło - dwie Ślizgonki i dwie Puchonki! Nie było za dużo czasu na pogawędki i po prostu po życzeniu sobie powodzenia, przystąpiły do gry. Miała nadzieję, że nie odpadnie za szybko... głupio byłoby przejść do kolejnego etapu i wylecieć na samym jego początku, nie? Wyłożyła kartę, wyjątkowo niepewna tego, co Sąd Ostateczny dla niej przygotował.
Jej pierwsza prawdziwa rozgrywka w durnia okazała się być więcej niż satysfakcjonująca; nie dość, że jakimś fartem udało jej się wygrać, tym samym przechodząc do następnego etapu, to jeszcze opuszczając komnatę zdała sobie sprawę, że jej włosy -Merlin jeden wie, dlaczego - przybrały rzucający się w oczy, różowo-fioletowy kolor. Co prawda niecodzienna barwa zdążyła prawie całkowicie zniknąć w ciągu kolejnych kilku dni, jednak wciąż, gdyby się bardzo uważnie przyjrzeć, można było dostrzec wyblakłe, różowe kosmyki. Oprócz jednak początkowej ekscytacji nowym stanem rzeczy, przestała prawie całkowicie zwracać uwagę na tę drobną różnicę, dlatego przemierzając szkolne korytarze w drodze na kolejne rozgrywki Durnia czuła się tak, jak gdyby nigdy nic. Przekroczyła próg z uśmiechem na twarzy i równie pozytywnym nastawieniem, co za pierwszym razem - nawet jeśli nie wygra, to i tak będzie się mogła naigrywać z Pro, że jemu nie udało się przejść dalej, a jej - kompletnemu nowicjuszowi - już tak. -Hej wszystkim! - rzuciła w wejściu i zajęła miejsce przy stole. Obserwowała z zainteresowaniem, jakie karty wylosowały jej dzisiejsze partnerki, a gdy przyszła jej kolej pociągnęła kartę ze stosu. Miała szczęście - tym razem zawartość jej kieszeni była bezpieczna.
Niespodziewanie aż dwóm osobom poszło gorzej ode mnie, a w końcu partię przegrała Puchonka, co przy tej karcie oznaczało, że miała wkrótce zacząć znikać. Nie zdążyłam jeszcze nawet odetchnąć z ulgą, gdy nadeszła następna kolejka. Na szczęście tym razem obyło się bez nerwów - choć karta była wyjątkowo nie korzystna, to wynik kości dawał mi niemal pewność, że tym razem jestem bezpieczna. Pozwoliłam sobie na lekkie odetchnięcie, rozglądając się moich przeciwniczkach, w pewnym sensie próbując je wyczuć.
Pierwszą rundę przegrała Cherry. W zasadzie ucieszyło mnie to, bo tylko cudem udało mi się uniknąć przegranej i nie stracić jednego z żyć. Cherry uratowała mnie tym, że jej szczęście dopisywało jeszcze mniej. W sumie nie sądziłam, że to możliwe po moim ruchu, ale jednak. Pewnie sięgnęłam po kolejną kartę, mając nadzieje, że tym razem również mi się uda i może nawet zacznie się jakoś optymistycznie, nie napędzając mi tyle stresu? No i faktycznie, uśmiechnęłam się obserwując jak karty układają się dla mnie. Wyglądało na to, że nic nie może pójść nie tak w tym układzie, a raczej niewiele może się nie udać. Szansa oczywiście istniała a ryzyko wypicia przypadkowego eliksiru wciąż było, jednak znacznie mniejsze, niż przy poprzedniej rundzie.
Oczywiście, zacząć musiała pechowo. Cherry westchnęła z niedowierzaniem, spoglądając na palce lewej dłoni, które znacząco poczęły się rozmywać, aż zniknęły. Bardzo powolutku Znikanie Epidemiczne zaczęło pełznąć po jej ciele i chociaż Wisienka wiedziała, że ten efekt to jedynie zabawa i nic poważnego jej się nie stanie, to i tak odrobinę się zmartwiła. - Ktoś musiał, nie? - Zaśmiała się, sięgając zaraz prawą ręką po kolejną kartę. Miała nadzieję, że Księżyc jej kłopotów nie przyniesie; głupio byłoby odpaść od razu, bez zabrania przynajmniej jednego życia innego gracza. Puchonka zaczesała kosmyk włosów do tyłu, starając się nie zwracać uwagi na swoją znikającą rękę. Starała się uwagę poświęcać kartom, ale tutaj liczyło się głównie szczęście. Nie wiedziała, na co zwracać szczególną uwagę - w końcu raczej nikt nie dopuściłby się oszustw!
Jakaś mała cząstka niej cieszyła się, że przez pierwszą rundę przeszła nienaruszona, jednak z drugiej strony było jej szkoda Cherry, która już na wstępie była o krok bliżej przegranej. Posłała Puchonce pokrzepiający uśmiech kiedy czubki jej palców zaczęły znikać ze stołu. Przez chwilę ogarnęło ją zaciekawienie, jak to jest, kiedy Twoje ciało przestaje być widoczne. Czy Cherry nadal je czuje? Już miała o to zapytać, kiedy kolejka wróciła do niej i szatynka z nutą żalu oderwała się od zerkania w stronę palców koleżanki z domu - co robiła niezbyt dyskretnie, nawet nie zdając sobie sprawy, jak dziwnie musi to wyglądać. Pociągnęła kartę, a na jej twarzy wykwitł delikatny rumieniec - owszem, przegrała, ale z jaką kartą! Wyczekująco spojrzała na swoje dłonie, te jednak wciąż tkwiły na miejscu. Z każdą mijającą sekundą na pokrytej piegami twarzy malowało się coraz większe rozczarowanie...szkoda tylko, że żadna z pozostałych dziewcząt nie mogła go dostrzec, bowiem głowa panny Lumière robiła się coraz bledsza i bledsza, aż wreszcie zniknęła całkowicie. -Czy z moimi kartami zawsze musi być coś nie tak? - rozległ się głos wyraźnie zawiedzionej dziewczyny. Jeśli już dała się namówić na rozgrywki durnia, to chciałaby chociaż sprawdzić, jakie efekty wywołują poszczególne karty.
Choć w dwóch poprzednich partiach karty mi sprzyjały, to tym razem było zdecydowanie gorzej, a szczególnie nie przystępną okolicznością był wynik, który wypadł na mojej kostce. Pozostawało mi jedynie mieć nadzieję, że moim przeciwniczkom pójdzie jeszcze gorzej. Choć tego nie okazywałam to bardzo zależało mi na wygranej - nie dlatego, że byłam jakąś wielką fanką durnia, ale raczej z mojej silnie wykształconej potrzeby bycia zawsze w czołówce. Rozejrzałam się po przeciwniczkach jakby licząc, ze z ich twarzy wyczytam co będzie dalej.