Męskie łazienki mają to do siebie, że bez względu ile by się je szorowało i jaką ilością środków zapachowych wypsikało nigdy nie mają jakiegoś w miarę normalnego zapachu. Tak jak u dziewczyn, znajduje się tu średniej wielkości wanna, gotowa przyjąć każdego brudasa.
Ostatnio zmieniony przez Bell Rodwick dnia Sob Wrz 06 2014, 17:43, w całości zmieniany 2 razy
Weszłem do Łazienki Chłopców. Zostało mi niedużo czasu do kolejnej lekcji, więc nie zwlekając zdjąłem z siebie ubrania. Wlałem sobie ciepłej wody, i dodałem trochę szamponu po czym wszedłem, i się rozluźniłem. O tak, tego mi było trzeba. Gdy cały się umyłem, wyszłem z wanny, znowu się ubrałem, i wyszedłem.
Rai przybiegł tutaj w całkiem całkiem dobrym czasie, wymijając po drodze innych uczniów, irytka i paru ślizgonów ,którzy próbowali go zaczepić, ale na szczęście im się nie udało. Chłopak przebiegł przez korytarz , i w następnej chwili stał już w środku łazienki z szczotą do kiblów w ręce. -Pff... po co mi to coś - Powiedział spokojnym głosem kładąc przedmiot ,który miał mu pomóc na ziemi po czym ruszył do pierwszej z toalet, szybko otworzył drzwi i był w środku - Czego trzeba użyć by tego odetkać... a no tak - Uśmiechnął się po czym szybko wyciągnął z plecaka jakiś płyn w fiolce i wlał trochę do środka muszli -Powinno zadziałać - Powiedział po czym nacisnął przycisk i woda spłukała się bez problemu. Uff... jak dobrze , że Rai zawsze wymyśla jak szybko pozbyć się swojego dowcipu. Chłopak szybko wyszedł z pierwszej kabiny i zajął się następnymi. Po jakiś 5 minutach wszystkie toalety były przeczyszczone , a pojemnik z płynem pusty -Eee... Będę musiał poprosić ojca o nową dostawę - Schował pustą buteleczkę do plecaka po czym wybiegł z toalety biorąc po drodze przedmiot od woźnego
Niby nie miała tu wstępu, ale chrzanić to. Niby w ogóle nie powinni zrobić niczego z tego, co zrobić mieli zamiar. Nie miała najzieleńszego pojęcia jak to się będzie mogło skończyć, niemniej niemal wciągnęła go do tego pomieszczenia. Póki co wyglądali bardzo nienagannie, szaty zapięte, rączki przy sobie.. Nie na długo. Cherrie niemal rzuciła go na ścianę, i przybliżyła się do granic możliwości, całując go namiętnie chłodnymi wargami.
Louis zatrzasnął kopniakiem drzwi i mocno objął siostrę w talii. Czuł, że nie skończy się na zwykłych pocałunkach, i mimowolnie przeszło go ekscytujące mrowienie. Dotąd zrobili To tylko raz. Oboje stracili dziewictwo na wakacjach, na przyjęciu w willi ojca, upojeni alkoholem. Ze sobą nawzajem. Od tej pory prowadzili ze sobą wyrafinowaną gierkę tylko po to, aby to powtórzyć. I wreszcie dopinali swego. Ale teraz robili to świadomie, i to było tak...cudownie niewłaściwe, że już teraz czuł nadciągającą rozkosz. Zaczął schodzić z pocałunkami coraz niżej, na szyję i dekolt Cherrie.
Cherrie niemal siłą rozszarpała szatę, chcąc mu jak najbardziej udostępnić miejsca, których dotykał swoimi rozpalonymi ustami. Przyprawiało ją to jednocześnie o dreszcze i niemałą rozkosz, którą wyraziła cichym jęknięciem. On trzymał ją silnie w talii, jej ręka zabłądziła pod rozmaitymi materiałami tak głęboko, że obecnie przejeżdżała lodowatymi palcami po okolicach jego kręgosłupa. Oplotła go nogą, całując coraz agresywniej. Nareszcie, to musiało się tak skończyć, po raz kolejny!
Oddychał ciężko, coraz szybciej i szybciej, a gdy jej ręka dotknęła jego kręgosłupa, nie wytrzymał, jęknął cicho i rozerwał własną koszulę. Wtulił głowę między idealne, miękkie piersi Cherrie i zaczął wodzić po nich ustami, delektując się ich smakiem, dotykiem. Nie wytrzymał tak długo, w końcu niecierpliwie zaczął szarpać ręką stanik siostry, dopóki nie opadł on na ziemię. Półnadzy, opadli do pustej wanny. Louis oplótł dziewczynę nogami, ściągnął przez głowę krawat, skierował język na jej pępek. Jego ruchy stawały się coraz szybsze, gwałtowniejsze, wygłodniałe...
Żar pomiędzy nimi rozpalał się coraz bardziej konsekwentnie, w miarę kolejnych czynności przez nich podejmowanych. Nie liczyło się nic prócz niego i dzikiej rozkoszy, którą miała mu zapewnić oraz tej, którą miała otrzymać od niego w zamian. Oszołomiona nadmiarem bodźców aż zadrżała na odgłos rozdzieranej koszuli. Gdy jego głowa zniżyła się na obszar jej dekoltu, jedna z jej delikatnych, niemal przezroczystych dłoni została lekko wpleciona w jego włosy - druga nadal błądziła gdzieś na plecach, próbując ostatecznie pozbawić go materiału koszuli, który już i tak mocno nadwątlił. Odchyliła głowę mniej więcej w tym momencie, w którym jej stanik niemal z niej zeskoczył, opadając na podłogę. Nie miała nawet czasu wzbudzić w sobie nikłej nadziei na to, że jest cały, gdyż wolałaby nie wracać do dormitorium będąc go pozbawioną, a skąd. Teraz nie liczyło się nic tak przyziemnego i żałosnego. Ledwie się zorientowała, a przechylił ją w tak przedziwny sposób, że wylądowali w wannie, półnadzy. Pozbawiona szaty (która walała się gdzieś pod wanną), koszuli (która zapewne była przykryta szatą) a także stanika (którego położenie gdy tylko skończą najprawdopodobniej będzie zagadką). Chwyciła kurczowo jego rękę, która zszarpywała z siebie krawat, jakby chciała jeszcze bardziej przyspieszyć jego ruchy. Była w tak żelaznym uścisku, że nijak nie mogłaby się wyrwać, nawet gdyby chciała. A nie chciała. Rozchyliła lekko wargi, w imię rozkoszy wydobywając z siebie ciche westchnienie i skupiła się na pozbawieniu się spódnicy.
Louis zadarł jej spódnicę do góry, po czym niechcący rozerwał jej jedwabne majteczki. No cóż, zamierzał je tylko zdjąć, nie jego wina, że kobieca bielizna jest zdecydowanie zbyt delikatna! Gwałtownie i nieco nieporadnie zaczął pozbawiać się spodni, które wylądowały w końcu gdzieś w wannie. Rozpiął rozporek i mocno ścisnął dłońmi pośladki siostry, po czym z cichym jękiem przyciągnął ją do siebie.
Dobrze, teraz wyłącznie przez ułamek sekundy była na niego zła. Ma wracać do dormitorium bez stanika i bez majtek, wprost.. Seksownie. Nagle jakoś przestało to jej przeszkadzać, w międzyczasie uśmiechnęła się lubieżnie. Spodnie ostatecznie zaczęły się plątać gdzieś pod ich nogami, ale to prawdę mówiąc nie sprawiało jej większego problemu, gdyż w ogóle nie zwracała na nich uwagi, mogły obecnie nie istnieć. Liczyło się tylko to, co było pod nimi dotychczas. Zamruczała prowokująco i natychmiast gdy tylko jej to umożliwił - pochyliła się nad jego najczulszymi strefami, równie zgrabnie kierując tam swoje ręce.
Louis odchylił głowę do tyłu i już nawet nie próbował powstrzymywać odgłosów rozkoszy. Wbił paznokcie w miękką skórę siostry, mocno ścisnął jej biodra swymi nogami. Oddychał ciężko, spazmatycznie. Nachylił się, kryjąc głowę w rozsypanych lokach Cherrie, na czole wystąpiły mu krople potu. Kochał ją, kochał, kochał!
Syknęła cicho, reagując tak jak koń, do którego przyciska się ostrogi. To jeszcze bardziej ją rozpaliło i nakazało jej w pewien sposób przyspieszyć, lecz nie za bardzo. Nie chciała spieszyć się zanadto. Chciała smakować, delektować się każdą chwilą spędzoną w jakże doborowym towarzystwie Louis'a i.. i jego męskości, którą właśnie zręcznie pieściły - mimo wszystko - niezmiennie chłodne wargi Cherrie.
Aż tak...ogromnej i miłosiernej i cudownej dawki rozkoszy z jej strony się nie spodziewał. TO był pierwszy raz. Pojękując cicho, wplótł palce w jej włosy, zaczął wręcz dygotać z rozkoszy. Jeszcze nigdy nie zaznał czegoś tak wspaniałego. Również nie chciał się śpieszyć, chciał przeżywać to jak najdłużej.
Była w pełni oszołomiona tym jak wiele rozmaitych uczuć mogła odczuwać w przeciągu jednej chwili. Nie sądziła, że jej umysł i ciało są w stanie ogarnąć cokolwiek oprócz nieludzkiego pożądania, jakie odczuwała obecnie wobec Louisa i przyjemności, którą sprawiał jej fizycznie. Tymczasem systematycznie ogarniały ją fale niesamowitej, nieprzebranej radości, spowodowanej tym, jak bardzo obecnie uszczęśliwiała swojego brata - to naprawdę wiele dla niej znaczyło, bowiem nie zależało jej na niczym, oprócz jego szczęścia. Gdyby się jej przyjrzał, mógłby przysiąc, że w jej mimice zamajaczył gdzieś uśmiech.. Ale nic dziwnego, że tego raczej nie zrobił, bowiem Cherrie kontynuowała swoje rozkoszne dzieło, spoglądając na niego od czasu do czasu, by upewnić się że wciąż sprawia mu nieludzką przyejmność.
I sprawiało, tak wielką, że szczytował kilka razy, ledwo oddychając. Rozpalony, rozgorączkowany, z żalem przerwał wreszcie pieszczoty, przyciągając siostrę do siebie. I z równą radością i entuzjazmem zaczął jej się odwdzięczać. Efekt psuł jej tylko widok na blade szramy na jego karku, efekt działań "kochanej mamusi".
/Popraw te dwa błędy sierotko, no, to dziwnie wygląda i nie ma sęsó./ Czuła się niemal winna ze względu na to, że jej przerywał, ale to prawda, nie mogli przesadzać i zanadto wydłużać, zabrakłoby im energii.. Na inne atrakcje. Tym razem to dziewczęce ciche jęki zaczęły przepełniać przestrzeń męskiej łazienki. Fakt dostrzegania blizn przyprawiał ją o dreszcze, i to niestety, niezbyt rozkoszne. Dotknęła ich pieszczotliwie chłodnymi palcami, jakby chciała mu jakoś je wynagrodzić czułością.
On zaś niemal całkowicie zapomniał o bliznach, skupiony tylko na swej cudownej partnerce i na dawaniu jej maksimum rozkoszy. Zabawne, że siedemnastolatek z tak małym doświadczeniem osiągnął taką wirtuozerię w...pracy językiem. No ale w końcu wywodził się z kraju francuskiej miłości! Coraz mocniej przyciągał Cherrie do siebie, coraz bardziej się angażując.
W chwili obecnej mimo wszystko ciężko było mówić o jakiejkolwiek proporcji w tym kto do kogo przyciągał, gdyż Cherrie działała w tej materii równie intensywnie co on. O ile to w ogóle działali oni sami, a nie niesamowicie silne siły, które roztańczyły się w nich na tyle, że nie sposób było ich jakkolwiek powstrzymać. Tylko one pozwoliły jej złagodzić efekty wywoływane przez wspomnienia sytuacji, podczas których Louis te blizny nabył. Dziewczyna regularnie zaciskała powieki, łapczywie nabierając powietrze. Delikatnie głaskała głowę Louis'a, przy czym mierzwiła jego jasne włosy.
Tak, w sumie nawet nie musiał myśleć, nawet się starać, miłość i dzikie pożądanie kierowały nim całkowicie, rozkosznie i gorąco. Uwielbiał ją do tego stopnia, że za nic nie chciał przerywać pieszczot, wreszcie jednak musiał zrobić przerwę na złapanie oddechu. Wtulił twarz w brzuch dziewczyny, całując delikatnie jej biodra, talię, piersi. Potem gorąco pocałował ją w usta. I rozchylił nogi.
Sprawiła, iż z korpusu ponownie przeniósł się nieco wyżej. Dla odmiany, ich pocałunki były wolne i bardzo czułe, jakby miały stanowić ukoronowanie dla całej dzikiej namiętności, którą obdarzali się do tej pory i którą jeszcze mieli się obdarzać. W końcu uśmiechnęła się pieszczotliwie. Ujęła jego twarz w dłonie, aby móc ucałować jego policzki. Ostatecznie raz jeszcze skierowała się na usta, pozostawiając na nich delikatny pocałunek. Ich czoła zetknęły się. Mimo wszystko, akcje które podejmowała Cherrie w żaden sposób nie krępowały jego działań. Sama z jak największą rozkoszą rozchyliła nogi tak, na ile tylko pozwalała jej wanna. Jej czuły uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej, ona sama zaś zapatrzyła się w szare oczy Louisa. -Nie mogę uwierzyć w to, że potrafię kochać tak mocno, jak kocham Ciebie. - szepnęła z autentycznym niedowierzaniem.
Aż przerwał na chwilę swe namiętne ruchy, znieruchomiał i spojrzał jej prosto w oczy. Uśmiechnął się szeroko. -I vice versa. -odparł cicho, tak jak zawsze miał w zwyczaju. -Kocham Cię, Cherrie. Kocham. -dodał głośniej, dziwnie łamiącym się głosem. Po chwili zaś czule przyciągnął siostrę do siebie i wszedł w nią możliwie delikatnie, jakby zaprzeczając swojej dotychczasowej dzikości.
Mało brakowałoby, a zupełnie podświadomie odczułaby zawód w związku z tym, że tylko na "vice versa" było go stać, niemniej doskonale wiedziała, że na samym "vice versa" się nie skończy. I słusznie też to przypuszczała. Uśmiechnęła się tak promiennie, jak zdarzało się jej wyjątkowo rzadko. I zawsze za sprawą tej samej osoby, choć niekoniecznie w podobnych okolicznościach. Ta miłość nigdy nie będzie mogła być przez coś zastąpiona, była jak wieczny ogień. Silniejsza od wszystkiego i bardziej tajemnicza niż wszystko, co nieznane. Zatchnęła się nagle, choć wcale niezaskoczona delikatnością, którą ukazał jej brat. Przytuliła się do niego, opierając głowę na jego ramieniu i zaczęła powoli się poruszać.
Uśmiechając się równie promiennie, czując przyśpieszone bicie serca, przytknął usta do szyi siostry i zaczął poruszać się równie rytmicznie. Stopniowo-coraz szybciej, i szybciej, gwałtowniej i agresywniej, nadal jednak pamiętając o partnerce, z pewną dozą delikatności i ogromną czułością. Dawał z siebie wszystko, i otrzymywał od Cherrie tyle samo.
Ciężko byłoby przyrównać to, co działo się między nimi teraz, do seksu który uprawiali po pijaku, na jednej z małospokojnych imprez swojego ojca, na których spokojnie mogliby stracić życie, czego nikt oprócz ich samych by nie zauważył do najbliższego poranka. Przy dobrych wiatrach oczywiście. Upojenie alkoholowe i ekstaza jaka ich wówczas ogarnęła były super, jednak mimo tego wspaniałość intensywności tego co działo się obecnie pomiędzy nimi w sferze zarówno fizycznej jak i niefizycznej - i tak dotykała ją znacznie bardziej. Jakby każde ich spotkanie było coraz cudowniejsze. W chwili obecnej idealnie zbalansowali swoje działania na płaszczyźnie namiętności i czułości. Ofiarnie poświęcała się przenikaniu do jego najbardziej skrytych uczuć, nie zaniedbując przy tym w najmniejszej części jego ciała, przy czym jej ruchy również stały się nieco agresywniejsze.
Nie ma o czym mówić, to było coś o wiele doskonalszego niż Wtedy. Na wakacjach zaznali nieskrępowanej dzikości, namiętności i spełnienia swych skrytych fantazji. To, co działo się obecnie, było nieporównywalnie ważniejsze. Szukali siebie nawzajem, poznając swe ciała i uczucia, omijali kolejną, chyba ostatnią barierę, jaka ich od siebie dzieliła. Byli już tylko dla siebie nawzajem, zapominając o całym świecie.
-Kocham Cię. - szepnęła raz jeszcze, jak gdyby chciała, aby te słowa zawsze kojarzyły mu się z takim natężeniem emocji, jakie teraz przepływało przez ich ciała umysły, na jej fizys pojawił się błogi uśmiech, pełen spełnienia i niewymuszonej szczerości. Odnalazła swoją dłonią jego dłoń, ich palce splotły się w delikatnym uścisku. Naparła na niego lekko, przytulając się do niego jeszcze ściślej. Chyba dopiero teraz poczuła, że jej ciało w międzyczasie nieco się ociepliło. Wolną rękę zawiesiła na jego szyi i ucałowała jego czoło, opierając swoją głowę o jego głowę. Tak bardzo, tak bardzo go kochała. Tak bardzo, że nagle w tej rozkosznej chwili spełnienia znikąd przybyły do niej okrutne myśli sugerujące to, że kiedyś go straci, że śmierć mu go odbierze! To sprawiło, że w geście przerażenia, przycisnęła go do siebie jeszcze mocniej. Jakby chciała się upewnić, że wciąż tutaj jest i jakby chciała udowodnić, że nic ani nikt nie będą w stanie jej go odebrać.