Pokój snów jest znanym, choć niezbyt często odwiedzanym pomieszczeniem. Wymiarami różni się nieco od klas, gdyż jest mniejszy, co tylko dodaje mu przytulności. Poza tym jednym szczegółem, ściany wyglądają jak w zwyczajnej sali lekcyjnej. Całą lewą stronę zajmuje naścienne lustro. Jego odbicie wydaje się trochę przyćmione, jakby znajdowało się za chmurami. I rzeczywiście, unoszą się tu małe obłoczki, z których wydobywają się szepty, słyszalne, jeśli osoba przebywająca w pomieszczeniu ma odpowiedni nastrój. Skupiając się na jednym z szeptów - snów, można usłyszeć, o czym opowiada.
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
1 - Jeden ze szeptów wyjątkowo Cię zaintrygował; skupiwszy uwagę właśnie na nim, dowiedziałeś się o historii jednego z uczniów, który uczęszczał do Hogwartu niemalże... sto lat temu! Zyskujesz z niej wiele ciekawych informacji, w wyniku czego udaje Ci się zdobyć jeden punkt do kuferka z Historii Magii i Runy. Zgłoś się po niego w odpowiednim temacie.
2 - Niestety; sny bywają wyjątkowo kapryśne i najwidoczniej nie mają zamiaru w żaden szczególny sposób Cię zaczepić. A kiedy w końcu zaczynasz słyszeć szept płynący z jednego obłoczka okazuje się... że opowiada on TWÓJ SEN! W dodatku taki, z którego raczej nie jesteś dumny. Obyś tylko Ty się na nim skupiał!
3 - Sny potrafią być różne, a ten najwidoczniej nie należał do najszczęśliwszych. Smutna historia o nieszczęśliwie zakochanym studencie mogła Cię wzruszyć, lecz spływające po twoich policzkach krople nie były łzami! Przynajmniej nie twoimi... Ów obłoczek postanowił dość dosłownie wylać na Ciebie wszystkie swoje żale i przez trzy następne posty nie znika znad twojej głowy, znacząc Ci ubranie coraz to większymi kroplami.
4 - Jeden z obłoczków zaczepia Cię, tym samym opowiadając o dość nietypowej rzeczy, która wydarzyła się w Hogwarcie. Zaczynasz się śmiać, a co najgorsze - nie możesz tego w żaden sposób kontrolować! Wypowiedziana przez szepty historyjka najwidoczniej powoduje u Ciebie niespodziewany wybuch śmiechu, w związku z czym przez trzy następne posty będziesz wyjątkowo rozbawiony.
5 - W spokoju przechadzasz się po pomieszczeniu, zastanawiając się, czy szepty rzeczywiście istnieją oraz czy mówią najprawdziwsze sny. Udaje Ci się usłyszeć jeden, potem drugi, następnie dwa naraz, trzy... Obłoczki stopniowo zaczynają Cię otaczać, a ich szepty narastają z każdą kolejną spędzoną w pokoju minutą. Jeden nawet będzie próbował wleźć Ci do ucha! Obyś przez nie nie zwariował...
6 - Spoglądając w lustro przez dłuższą chwilę, oglądany obraz wydaje Ci się wyostrzać, jakby obłoczki przerzedzały się. Zamiast nich w odbiciu dostrzegasz przebiegające po przeciwległej ścianie wydłużone cienie, które znikną, jeśli tylko spróbujesz się odwrócić. Czyżby przeleciał Cię dreszcz?
To wszystko było takie dziwne. Wszyscy troje dziwnie zareagowaliśmy na ten zbieg sytuacji. Jonatan starał się grać zrównoważonego, Vivi była tak roztrzęsiona, jakby przed chwilą zawalił jej się świat, a Elena... zbyt zdumiona, po prostu otępiała, jakby ktoś sprzedał jej najlepszego liścia wszech czasów. Nareszcie się opamiętała, kiedy to Jonatan opuścił pomieszczenie zapewne sprawdzić, co z Gryfonką. Elena siedziała przez chwilę próbując zebrać myśli, ubrania. Powrócił strach, że ktoś ją tu przyłapie, dlatego też się pośpieszyła. Opuściła Pokój Snów żegnając szepty, które były świadkiem całych wydarzeń. Czy będą o tym opowiadać? W końcu to nie był sen, to wszystko działo się na jawie. Czy Elena żałowała? Nie wiadomo, była jedynie przybita... i dziwnie opuszczona. Wróciła na chwilę na wieżę, zabrała burbona, wypiła wszystko... a więc wiadomo, że sen przyszedł natychmiastowo. /zt
Tym razem padło na pokój snów. Oczywiście nie miała zamiaru się tu znaleźć, po prostu się zgubiła. Wiadomo, że się do tego nie przyzna. Nie wiedziała jak tu dotarli, szli po prostu korytarzami. Coś jej mówiło, że to złe miejsce. Nawet woźny, co on by tu robił? Dziewczyna weszła w milczeniu do pokoju snów z przemoczonymi ubraniami i bez różdżki. Nie dość, że musieli znaleźć koperty, to dodatkowo różdżkę, którą zabrał Irytek. - Nie wiem, czy tu coś znajdziemy. Wątpię w to. Mruknęła niezadowolona. Z minuty na minutę ta gra coraz bardziej jej się nie podobała. Znajdywali się teraz na drugim piętrze i był to wielki, cholernie wielki błąd. Może później faktycznie będzie dobrym pomysłem, aby iść do łazienki Marty? A może znaleźliby coś w Komnacie? Nie chciała ryzykować, mając w drużynie dziewczynę ze Slytherinu, oraz chłopaka z Salem. Spojrzała na duze lustro, znajdujące się w pomieszczeniu. Chociaż ono było tu szczęśliwe. - Dobra. Przyznam się. Jestem beznadziejnym przewodnikiem, masz więcej szczęścia niż ja. Powiedziała do Zoella, niech się cieszy, że takie coś od niej usłyszał! Co jak co, ale prawdy nikt nie odkryje.
Tak pędziliście, zajęci wspólną pogadanką i wędrówką, że zostawiliście Jack gdzieś z tyłu! Dobrze, że nie była przyjezdną i się nie zgubi, ale... wstydzilibyście się! Błądzi teraz po Hogwarcie sama, jeszcze dyrektor gotowy będzie ją posądzić, jak ją przyłapie, że zignorowała zalecenie podczas uczty i opuściła ją po 21. Skoro Ci, którym wolno było, podróżować mieli w trójkach! No, ale co się dziwić. Taka sytuacja, że człowiek, chociaż odwiedził kuchnię, najchętniej by już wrócił do łóżka. Przynajmniej co poniektórzy, bo już się zbliżała godzina policyjna. Musicie chyba trochę przyśpieszyć swoje poszukiwania, bo straciliście dobrą passę! Może się wróćcie? Może zostawiliście ją gdzieś za sobą?
Jack zostaje zdyskwalifikowana, a próg zostaje zmniejszony do 6. Różdżka bez zmian, dalej zagubiona. Niezmiennie potrzebujecie dorzucić do progu 9, aby ją znaleźć.
Gdyby tylko wiedział, że miał przed sobą dziewczynę, która zna mowę węży... To dopiero było ciekawe. Jeszcze lepsze od tej komnaty tajemnic, ale na razie o tym nie wiedział i nie wiadomo czy w ogóle się dowie. Podążył za Slippery, która chyba błądziła jak on tylko, że jemu wychodziło to o wiele lepiej. - Wiem, że ten poltergeist zabrał ci różdżkę, ale postaraj się bardziej... - sam nienawidził sytuacji kiedy został jej pozbawiony, więc gdyby padło na niego, to teraz poszukiwałby swojej różdżki, a nie dalej szukał kopert - Zgubiłaś Jack i nawet nie wiem kiedy to się stało - powiedział jak już weszli do pokoju snów. - No jesteś - przyznał jej rację, ale mimo wszystko nie przestawał poszukiwań - W ogóle kto cię wziął do tego wszystkiego. Miałaś oprowadzić kogoś z Salem po szkole, a nie zgubić go zanim zaczną sie zajęcia. No chyba, że taki był plan. Miał jej pomóc i osuszyć ubranie, ale zapomniał. Zamiast tego bawił się różdżką i zglądał wszystkie kąty, gdzie nic nie znalazł poza kurzem i innymi śmieciami. A koperty brak. - Idziemy dalej - zarządził i poszli.
Od jakiegoś czasu trochę zmieniło jej się zachowanie w stosunku do świata. Mimo to uwielbiała jednak tą swoją chwilę spokoju od zgiełku, od tłumu. Ostatnio, kiedy jej potrzebowała nie udało się w żaden sposób – oczywiście skończyło się spotkaniem z Nathanielem. Jednak od czasu ferii nie widzieli się. Dobrze wychodziło jej unikanie chłopaka i cieszyła się, że nie musi mu spojrzeć w oczy po tym wszystkim. Lucasa również od dawna nie widziała – podobno trafił do skrzydła szpitalnego i ktoś tam się nim opiekował. Nie dociekała, ale martwiła się to też co jakiś czas wysyłała do niego Loki z nadzieją, że odpowie. Jej uczucia były skomplikowane na tyle, że nawet w sprawie tego ślizgona nie mogła się połapać. To miejsce było najlepsze do przemyśleń. I jeszcze lepsze do odpoczynku. Dlatego właśnie tutaj postanowiła położyć się na jednym z mięciutkich dywanów i pooglądać przelatujące pod sufitem chmurki. Szeptały sprawiając, że atmosfera w tym pokoju zdecydowanie ją uspokoiła. No dobrze. To co teraz? Co powinna zrobić ze sobą w najbliższym czasie? Po pierwsze Nathaniel. Tu nie ma co myśleć, ignorujemy i omijamy. Za dużo widział. Za dużo powiedziała mu i za dużo od niego usłyszała. Nie chciała się czuć z nim zbyt blisko związana, a to się niestety stało tej nocy. Za bardzo się przed sobą otworzyli i mogło to im sprawiać teraz kłopot. Po drugie Lucas. Nadal go nie było. Nie mogła w żaden sposób się z nim skontaktować. Ani z takim się rozstać, ani spotykać. Nie wiedziała już kompletnie co z tym wszystkim zrobić. Ten czas na myślenie jednak jej kompletnie w niczym nie pomógł. I po co się wyrwała z zajęć?
Minęło sporo czasu od ich ostatniego spotkania... a na pewno za dużo. Jasne, Nate nie raz chciał ją znaleźć i zwyczajnie porozmawiać. O czym? Cholera, dużo tego było. Właściwie poznając ją, przedstawiła mu tą pięknie udawaną wersję siebie. Później cały incydent na jeziorze, który pomógł mu dostrzec, że dziewczyna udaje i wcale nie jest tą osobą bez problemów. Później łazienka, a w końcu jego sypialnia... stop, to nie brzmi dobrze, ale tak było, nie? Nie rozmawiał z nią po nocy, kiedy dosłownie zwiała. Nie wiedział co się stało i dlaczego obudziła się z wrzaskiem w środku nocy. Naprawdę męczyło go wiele pytań, ale o dziwo nie wchodził jej na głowę. Chyba nawet nie był w stanie, bo zwyczajnie nie wiedziałby co powiedzieć. On wiedział za dużo o niej, a ona o nim. Pod tym względem byli naprawdę podobni. W końcu obydwoje bali się, że komuś uda się zobaczyć ich prawdziwą twarz, zakrywaną przez wiele masek. Właściwie zerwał się z jakiś zajęć i miał znaleźć spokojne miejsce, w którym mógłby odpocząć i przemyśleć wydarzenia z ferii. Błądził po Hogwarcie na tyle długo, że powoli zaczął się wnerwiać. Dlaczego on zawsze pakował się w takie powalone relacje? Przecież normalnie nawet nie pomyślałby o martwieniu się drugą osobą. Nadal był w trakcie tych rozważań, kiedy przekroczył próg jednego ze spokojniejszych pokoi. Pomieszczenie przeważnie bywało puste, a w dodatku w czasie zajęć. Dlatego wślizgnął się do środka i... zamurowało go. Bo na dywanie siedziała dokładnie ta sama dziewczyna, która chodziła po jego głowie od kilku dni. Gdyby nie fakt, że pewnie go zauważyła, to zwyczajnie by zwiał, bo serio, teraz miał ochotę to zrobić. Posiadała zbyt dużo wiedzy na jego temat i choć on sam chciał się o niej dowiedzieć wielu rzeczy, nie sądził, że teraz jest na to pora. Ale jeśli już się tu pojawił, to przecież nie mógł uciekać jak jakaś baba. Dlatego cicho odchrząknął i szczerze? Jakoś nie spodziewał się pozytywnego przywitania, więc czekał. To tez było dziwne w jego przypadku. W końcu Vittoria miała okazję poznać inną wersję jego, która w ogóle nie przypominała tego chłopaka, który własnie bił się ze swoimi myślami, stojąc w progu.
Leżenie na miękkim dywanie po dłuższej chwili przestało już być takie wygodne. Odprężające szepty chmurek zaczęły ją irytować. Przewracała się co jakiś czas z boku na bok szukając jakiegoś ukojenia, ale bezskutecznie. Nic więc dziwnego, że od razu usłyszała, że ktoś wchodzi. Usiadła jak poparzona spoglądając w tamtą stronę i co? Mogła się tego spodziewać. Musiał się pojawić, bo nie dość, że on zawsze się zlezie kiedy dziewczyna tego najbardziej nie chce, to jeszcze cieszyła się, że udaje jej się unikanie Woodsa, więc świat musiał jej zrobić na przekór. Spoglądała na niego kompletnie bez słowa. Nie wiedziała co by mu mogła powiedzieć. Że jest jej przykro, że wtedy tak się to potoczyło? Nie była to prawda w stu procentach. Że chciałaby żeby zostawił ją samą? W tym nie było prawdy ani trochę. Bo kiedy nabierała więcej odwagi to przyznawała sama przed sobą, że lubi gdy jest obok. Wtedy chyba mu to nawet powiedziała, jednak nie pamiętała w jakiej sytuacji dokładnie. Natomiast wiele faktów kojarzyła doskonale. Między innymi jak mówi o swojej rodzinie. Dlatego czułą, że może być od teraz dla Ślizgona zagrożeniem. I że on pewnie tak o niej myśli. - Cześć – Nie ma co, naprawdę zabłysła, ale nic innego nie potrafiła z siebie wykrztusić. Zresztą od nie był lepszy, tylko chrząknął! Poza jakże elokwentną wypowiedzią oczywiście nie przestała się w niego gapić nawet na chwilę. Chciała widzieć każdy jego ruch, nawet ten najmniejszy. Jednocześnie sama podkuliła pod siebie nogi i objęła je rękami by móc oprzeć na nich głowę. Pozycja zamknięta, odcinająca ją od reszty świata. Coś jak tarcza którą czuła, że musi podnieść.
Merlinie, nie dość, że i tak był zestresowany, to Vittoria zamierzała się jeszcze na niego gapić? Wręcz czuł jej wzrok na sobie, a to nie pomagało w próbie sensownej wypowiedzi. Oczywiście za nic w świecie nie zamierzał przyznać, że to wszystko jest skomplikowane. Przecież to mogłoby zniszczyć jego reputację! Choć sądzę, że wszystko co dział się na feriach, to zrobiło. Aktualnie rozmowa, jeśli tak można to nazwać, szła gorze niż fatalnie i obydwoje chyba nie mieli bladego pojęcia co powiedzieć. Ale dziewczyna najwyraźniej była tą twardszą i nawet się odezwała. Dopiero wtedy Nate na nią spojrzał i na chwilę wstrzymał oddech. Jasne, czuł się zagrożony, bo nikt tyle o nim nie wiedział. Ale było też coś innego, co tylko pogarszało sprawę. Ta cholerna chęć poznania jej i pomocy. -Hej- odpowiedział jedynie i teraz już wycofać się nie mógł. Choć to mógłby być całkiem śmieszne, gdyby właśnie wyszedł, a raczej wybiegł. Sądzę, że po tym już nigdy by nie porozmawiali. A jeśli chodzi o rozmowę... mimo, że nie chciał tego robić, doskonale wiedział, że chyba muszą sobie sporo wyjaśnić. To miejsce nadawało się idealnie do jakiejkolwiek konwersacji, było spokojnie, a w dodatku Woods mógł skorzystać z chwili, w której Titi nie próbowała go zabić- Vittoria, czy ty mnie unikałaś?- znaczy on jej niby nie unikał, po prostu nie wchodził jej na głowę, jak miał to w zwyczaju robić przed feriami, ale kiedy tylko gdzieś ją widział, ona zwyczajnie odwracała się i szła w inną stronę. Więc najwyraźniej nie tylko on się czegoś obawiał. Po chwili ruszył się z miejsca i zaczął dreptać w jej kierunku, a kiedy znalazł się prze nią, usiadł na dywanie wpatrując się w jej oczy- Wiem, że nie jestem idealnym kompanem do rozmów, ale co się wtedy stało? Tamtej nocy?- wiedział, że Titi zrozumie o co mu chodzi. Przecież nie na co dzień ktoś budził się zaraz koło niego z wrzaskiem. Nie ciekawiło go to a... martwiło.
Twardszą. Nie wiem, czy to dobre słowo. Gdyby była twarda to mogłaby teraz zachowywać się w stosunku do niego normalnie. Mogłaby patrzeć na Nathaniela i nadal widzieć irytującą Szarańczę, która ciągle wtrącała się w jej sprawy. Jednak nie mogła przestać myśleć o tym, że naraził się dla niej. Że zaopiekował się nią tak, jakby była ważna. Już dawno nie czuła tego. Oboje cierpieli w swoim życiu z powodu braku zainteresowania. Tylko, że ona odrzucała każdą osobę, która próbowała się o nią troszczyć. Nie czuła się bezpieczna, gdy komuś na niej zależało. A teraz Lilith, Lucas. To było za dużo. Gdy doszedł do tego jeszcze Nath jej świat stracił równowagę. Dlatego go unikała. Szczególnie, że wciąż się bała, że tej nocy mogła mówić rzeczy, których by nie chciała zdradzić. Może mamrotała przez sen? Może on wie wszystko tylko udaje. Tyle pytań, a zero odpowiedzi. Czy go unikała? Kiedy o to spytał jej oczy delikatnie się zatrzęsły. Odwróciła twarz w drugą stronę co było chyba najlepszym tego potwierdzeniem. Słyszała, że idzie dlatego ponownie na niego zerknęła. Usiadł tak blisko. Aż przypomniało jej się jak leżeli razem w łóżku. Znowu poczuła jego zapach i to ciepło. Zapragnęła się do niego przytulić, ale to była tylko potrzeba tego ciepła. Nie chodziło o niego. Tylko ogólnie... O ciepło. Jak... Jak w kaloryferze! - To nie było nic ważnego Nath. Na prawdę. Są w mojej przeszłości sprawy, które czasem wracają. To wszystko – Miała nadzieję, że w ten sposób go uspokoi a jednocześnie nie będzie musiała mówić zbyt wiele. Jakby dla potwierdzania położyła na chwilę jedną z dłoni na jego ręce i uśmiechnęła się bardzo delikatnie.
Przecież nadal był Szarańczą. Dobra, nieco spokojniejszą i może lekko inną, ale nie dało się ukryć, że w tej całej swojej pomocy, nadal się wtrącał. W końcu, to co działo się w życiu Titi, chyba nie powinno go obchodzić. Nie byli przyjaciółmi, nawet kumplami... po prostu znajomymi, a tacy zazwyczaj nie posiadali dużej wiedzy na temat tej drugiej osoby. Ale musiał wchodzić ludziom do życia, bo chyba nie byłby sobą gdyby tego nie robił. Co prawda w tym przypadku naprawdę się martwił. Jasne, na pierwszym miejscu stawiał wiele pytań, bo naprawdę chciał się dowiedzieć co się stało tamtej nocy. Dlaczego dziewczyna obudziła się z krzykiem? I dlaczego uciekła? Najwyraźniej obydwoje potrzebowali wielu odpowiedzi, których nikt nie chciał im powiedzieć. Gdyby to była inna osoba pewnie zapytałby prosto z mostu, bo czemu miały tego nie zrobić? Ale jak mówiłam Nate przy niej, zachowywał się jak inny człowiek. Z jednej strony było to całkiem dobre, a z drugiej bał się. W końcu kiedy po raz ostatni ktoś tak na niego wpłynął? Kiedy nie odpowiedziała na pierwsze pytanie cicho westchnął. To było idealnym potwierdzeniem, więc Nate nie chciał dopytywać, dlaczego go unikała. Ale teraz był świadom, że coś jest na rzeczy. Właściwie usiadł na podłodze dość niepewnie i miał nadzieję, że odpowie na jego pytania. Naprawdę chciał, żeby to zrobiła. Potrzebował odpowiedzi. -Wiem coś o wspomnieniach, które wracają. Nie są to dobre przeżycia, a kiedy budzisz się z krzykiem w nocy, to nie oznacza, że śniły ci się jednorożce- powiedział nadzwyczaj spokojnie, bo doskonale to rozumiał. W końcu nie raz śniła mu się siostra... ten cały cholerny dzień, kiedy zaginęła- Wiem też, że nie jest łatwo mówić o czymś nieprzyjemnym, bo myślisz, że nikt tego nie zrozumie... ale co ci się wtedy przyśniło?- mogła pomyśleć, że robił to z czystej ciekawości, ale on po prostu starał się zrozumieć, czy to naprawdę coś poważnego. Popatrzył prosto w jej oczy i naprawdę można w nich było zobaczyć troskę.
Był strasznie uparty. Chyba nie znała nikogo, kto byłby aż tak w stosunku do niej namolny. Kiedy nie dał się zbyć mimowolnie się ucieszyła. Bo z jednej strony naprawdę nie miała ochoty na zwierzanie się z życia. Z drugiej jednak naprawdę dobrze było czuć, że ktoś się nią interesuje. Szczególnie teraz, kiedy powoli zaczęła się otwierać na świat i widzieć go innym niż kiedyś. Woodsa również widziała innego, ale nawet przed sobą nie zamierzała się do tego przyznać. W każdym razie ta troska... Ta troska sprawiła, że pękła. Westchnęła cicho zrezygnowana. Mimo wszystko na pewno nie wyleje z siebie wszystkiego. Jej problemy to jej problemy. Większość z nich musiała zostawić dla siebie i pozwolić, by zakopały się gdzieś głęboko i nie zakłócały jej spokoju. - Pożar w Salem – Nawet nie miała pojęcia czemu, ale po prostu wystawiła dłonie w jego stronę. Złapała jego dłoń i pogłaskała ją delikatnie kciukami wpatrując się w gładką skórę Nathaniela. Prawdopodobnie był to jej sposób, by już nie musieć patrzeć w jego oczy - To bardzo realistyczne sny. Od tego czasu niepewnie czuje się gdy widzę obok siebie ogień. A w tym śnie jest go pełno. Jest wszędzie. Nieokiełznany morderca... - Miała nadzieję, że tyle mu wystarczy. To i tak już było bardzo dużo jak na nią. Właściwie to jak na razie nikt poza nim nie miał pojęcia, że to właśnie to dziewczyna tak ciągle przeżywa. Podniosła spojrzenie jednocześnie nie podnosząc głowy. Chciała po prostu zobaczyć jego reakcję.
Aż dziwne, że kiedy tylko ją poznał, nie ujrzał jej prawdziwej strony. W końcu sam nieźle udawał i mogło się wydawać, że bez problemu ją rozgryzie. Nie stało się tak, a proces poznawania jej był dość trudny, ze względu na jej charakter. On był niby uparty? Popatrzy na nią. Choć nie dziwię się, że Titi nie chciała rozmawiać o swojej przeszłości, a tym bardziej z Woodsem, który wydawał się największym dupkiem na świecie. Dlatego nieźle się zdziwił, kiedy usłyszał westchnięcie, które najwyraźniej było początkiem odpowiedzi na jego pytania. Ba, nawet nie spodziewał się, że Vittoria będzie skłonna do rozmowy. A tym bardziej z kimś takim jak on. Przeniósł wzrok na ich dłonie i naprawdę pomyślał, że przed nim siedzi zupełnie inna dziewczyna niż ta, która chciała go prawie zamordować na jeziorze. Patrzył chwilę na jej kciuki, które przesuwały się po jego skórze, aż w końcu zebrał się w sobie i spojrzał jej w oczy. Wiedział, że jej wspomnienia są gorsze niż przypuszczał, po usłyszeniu jednego słowa. Morderca. Jasne, Hogwart i Salem były zupełnie innymi szkołami, a uczniowie tych placówek woleli prowadzić ze sobą wojny, niż podać sobie ręce. Ślizgon wiedział o całej tragedii, która spotkała Amerykanów.... ale nigdy się nad tym nie zastanawiał. Przecież nie tylko Titi kogoś straciła, właściwie każdemu z nich mogła zginąć bliska osoba. Nie odezwał się, nie drgnął, nie powiedział, że mu przykro. Z jego twarzy nie można było odczytać żadnych emocji, ale oczy mówiły dużo. Wręcz mogła zrozumieć, że doskonale wiedział jak to jest. Wdech, wydech... sekunda, może dwie? A później? Przytulił ją. Nie dbał o reputację złego Ślizgona, nie teraz. Nie chciał mówić, że jest mu jej żal, bo wiedział, że to wcale nie pomaga. Nic tak naprawdę nie pomagało z mierzeniem się ze swoimi wspomnieniami. Pogłaskał ją jeszcze po włosach i nie odsunął się. Nie chciał tego robić.
Ona również mało kiedy myślała o tym, że nie tylko ją dotknęła ta straszna tragedia. Skupiała się długo na swoim cierpieniu. Dlatego była taka zamknięta w sobie, odizolowana. Nie chciała mieć znajomych bo bała się, że jeszcze ktoś będzie chciał się kiedyś dla niej poświęcić. Ból zasłonił jej oczy tak bardzo, że nie chciała już patrzeć w przyszłość. Z czasem udało jej się zepchnąć do w te rejony myśli, które wychodzą tylko w najgorszych koszmarach. I niestety skutek takiego snu zobaczył Nathaniel. Spodziewała się, że będzie próbował ją pocieszać, rozśmieszać itp. Dlatego była w szoku widząv, że go to wszystko zatkało. Najwyraźniej mówienie o tym godziło i w jego uczucia. No tak. Pamiętała co powiedział o siostrze. Nath znał ból straty. I zazdrościła mu, że sobie z nim dobrze radził. Choć wiele w tym było pozorów codzienności. Pozwoliła się przytulić i co więcej - wtuliła się w niego Na głos tego nie powie, ale tak zamknięta w jego ramionach czuła się bezpiecznie. Spokojnie. - Nie przejmuj się. To było dawno. Po prostu czasem wraca, ale poza tym jest okej - Uśmiechnęła się chcąc mu udowodnić, że w tym co mówi jest prawda. Powinna zmienić temat. Tylko o czym miałaby z nim teraz rozmawiać? - Może... No nie wiem. Porobimy coś razem? - Spytała cicho licząc, że dzięki temu nie będą rozmawiać o troskach tylko czymś weselszym - Muszę Cię kiedyś nauczyć jeździć na łyżwach wiesz? Robisz to jak bałwan. Taki z marchewkowym nosem - To mówiąc podniosła rękę i go w ów nos pstryknęła. Standardowo musiała go obrazić. Pewnie mu tego ostatno brakowało. Jej w każdym razie bardzo. - W sumie jeździsz tak źle jak się całujesz. Ten smok na feriach nie był zadowolony - Samo wspomnienie tego widoku było warte wiele. Za każd razem chciażo jej się śmiać. Będzie mu to wypominać do końca życia!
Nie tylko ona obawiała się poświęcenia. Być może z tego powodu Nate miał takie problemy w mówienie u sobie, tym szczerym i prawdziwym. Bo przecież o swoim życiu mógł rozmawiać godzinami, ale zazwyczaj pomijał te ważne elementy, o których nikt nie miał prawa się dowiedzieć. Nie chciał, żeby ludzie się dla niego poświęcali, czy mu współczuli. W końcu przez te wszystkie lata przywyknąć do wielu rzeczy i bez potrzebne rozdrapywanie starych ran nie było tu na miejscu. Więc chyba dzięki temu był w stanie lepiej zrozumieć Vittorię i jej zachowanie, bo naprawdę działali całkiem podobnie, choć pewnie nie chcieli dopuścić do siebie tego faktu. Przecież on nadal był Szarańczą, a ona tą dziewczyną, która jest do niego bardzo, ale to bardzo niechętnie nastawiona. Radził sobie z tym naprawdę dobrze, bo minęło sporo lat. Dzięki czemu miał wiele miesięcy na przemyślenia, choć nadal w jakimś stopniu sądził, że jej zaginięcie było jego winą, po prostu nie wchodził niepotrzebnie na ten temat i jakoś udawało mu się przetrwać. Oczywiście, czasami czuł się naprawdę źle i wszelkie wspomnienia wracały, ale kto tego nie przeżywał, huh? Na jej kolejne słowa jedynie przytaknął. Nie chciał już dalej brnąć w jej życie, a przynajmniej nie teraz, bo to i tak musiało być dla niej trudne w tym momencie. -Nie jestem bałwanem! Chyba, że takim przystojnym... to już prędzej- powiedział i wyszczerzył się do niej jak kretyn. Halo, nie byłby sobą gdyby nie zaczął rozmawiać niczym narcyz, a ona gdyby nie zaczęła mu dokuczać. Ja nie wiem, czy tylko on w tym towarzystwie jest wyrośniętym dzieckiem... -Widziałaś to? Cholera, miałem nadzieję, że nie będę musiał pozbywać się świadków, ale sama mnie do tego zmuszasz- oznajmił układając swoje usta w podkówkę. Przecież był Ślizgonem i kto wie co mu w głowie siedziało? A ta sytuacja z rzeźbą lodową była upokarzająca i naprawdę nie chciał by ktoś to widział, duh.
Nie warto było rozmyślać o tych wszystkich smutnych wydarzeniach. Powinno się liczyć to, co jest tu i teraz. A obecnie dziewczyna siedziała obok irytującego, namolnego ślizgona. Nie w Salem. Nie w ogniu. Jej życie powoli zaczynało się układać i to na tym powinna się skupić przede wszystkim. Na tym by iść prostą drogą i stawiać sobie nowe cele. I choć było to trudne, to dobrze byłoby wziąć w tym przykład właśnie z Nathaniela. Trochę się od tego wszystkiego odsunąć. - Nie ma przystojnych bałwanów, przykro mi – Uświadomiła go jakże boleśnie śmiejąc się z jego narcyzmu. Boże, co za ego. Jakim cudem mieszczą się on, ona i jego samozachwyt w jednym pokoju? Tego to się chyba w życiu nie dowie. W każdym razie jak zawsze musiała mu ów przekonanie o swojej świetności podburzyć. - Jestem gotowa na śmierć – Rzuciła po czym położyła się na plecach i zamknęła oczy pozwalając by ją zamordował. Znieruchomiała czekając na sąd ostateczny. Jak chcesz się jej pozbyć panie Woods?
Odsuwanie się od problemów nie było złe i naprawdę dobrze działało. Ale był jeden problem, a dokładnie kiedy dana osoba, tak bardzo chciała zapomnieć o nieprzyjemnych przeżyciach, że na każde wspomnienie o nich reagowała tak jak Nath... Złością, zimnym spojrzeniem i często pokazanym środkowym palcem. Nienawidził kiedy ktoś wchodził na ten temat, dlatego tak rzadko o tym mówił. Skoro nikt nie wiedział, to mógł udawać, że to wcale się nie wydarzyło. Znaczy teraz mogło być nieco trudniej, skoro Vittoria znała jego sekrety, huh? -Jestem żywym przykładem, że jednak istnieją- dodał z uśmiechem na ustach, bo skoro już nazwała go bałwanem, to musiała być świadoma, że jednak jest dziwnym i przystojnym przypadkiem, prawda? Czasami zastanawiam się jakim cudem Nate ma tak wielkie ego, a swój narcyzm uważa za rzecz normalną. Ale najwidoczniej Ślizgoni należeli jednak do tych dziwnych i prostackich. A Woods? Był dobrym reprezentantem tego domu i naprawdę nie uważał tego za nic złego. -Jesteś pewna?- zapytał unosząc brwi ku górze. A kiedy położyła się na ziemi, co mógł zrobić wyrośnięty pięciolatek? Właściwie się na nią przetoczył, chwytajac jej drobne łapki w swoją dłoń. A drugą wcisnął pod koszulkę i właściwie to brzmi strasznie dwuznacznie, ale nie chciał jej obmacywać... tylko gilgotać i cóż właśnie to robił, duh.
Ciekawe, jak ich dalsze życie się potoczy. Już nawet nie razem, choć ich relacja była wystarczająco ciekawa. Zastanawiała się czasem, czy może siostra Nathaniela kiedyś się znajdzie? Czy może matka przejrzy na oczy i kopnie ojczyma w dupę? Pewnie nie jedno ich jeszcze zaskoczy. Tak, jak Vittorię zaskoczyło to, że lubi tego pięciolatka. - Nie prowokuj, bo ty też zaraz będziesz musiał być gotowy na śmierć – Wspomniała nawiązując do bycia „żywym przykładem”. Niech nie chwali dnia przed zachodem słońca. A właśnie, powinna się już powoli zbierać. Skoro się dogadali, to jej dusz na pewno będzie spokojniejsza. Może za jakiś czas zaprosi go na piwo, czy coś. Jak na razi jednak czuła, że powinna na dziś zakończyć to spotkanie. Jeszcze się chłopak za bardzo przywiąże, czy coś. Planowała go pożegnać, aż nagle tan zadał jej krótkie pytanie. Zamrugała zaskoczona co nie przeszkodziło jej w położeniu się, aż tu nagle... Czy on zwariował? Nie dość, że się na nią władował, to jeszcze jej łapy pakuje pod koszulkę. Chciała go ochrzanić, ale jedyne co wyszło z jej ust to śmiech. Walczyła z chłopakiem dłuższą chwilę by zrzucić go z siebie. Podusi się zaraz! Nie mogła przestać się śmiać. Gilgotki to zdecydowanie słaby punkt każdej kobiety. Kiedy już jej odpuścił odetchnęła głęboko. - Jesteś potworem Szarańczo – Mruknęła dźgając chłopaka w bok. Podniosła się z ziemi po czym wystawiła do niego rękę najwyraźniej chcąc mu pomóc wstać – Chodź, wracamy na lekcje – Poinformowała go, choć tak naprawdę zamierzała się i tak rozstać z nim pod salą i urwać na jaki wypad. Może uda jej się wyciągnąć Litkę? Tą gryfonkę cudnie się demoralizowało!
[z/t] x2
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Naeris przemierzała korytarze bez konkretnego celu. Jej ojciec zawsze mawiał, że każde działanie musi mieć cel, jakiś sens. Nie zgadzała się z tym. Mnóstwo rzeczy ludzie robili od tak, bez namysłu. Nie wydawało jej się to głupie, raczej spontaniczne. Właśnie teraz miała ochotę zrobić coś spontanicznego. Przechodziła przez Hogwart, podziwiając piękno zamku i doceniając złożoność jego struktury. Uwielbiała go i traktowała jak swój prawdziwy dom. Kto by pomyślał, że takie uczucia można było żywić do szkoły? Natrafiając na drzwi nie rozpoznała ich. Widocznie znalazła się w tej mniej znanej części zamku, gdzie uczniowie raczej nie zaglądali. Zdecydowała się przejść do pokoju, który przypominał zwykłą salę lekcyjną. W Naeris obudziła się ciekawość. Jedną ścianę pokrywało lustro, do którego podeszła, nie wiedząc w sumie czego oczekiwać. Bo że było tu sobie od tak, to nie wierzyła. Zobaczyła swoje odbicie. Drobna dziewczyna o jasnych włosach i intensywnie zielonych oczach. Machinalnie jej wzrok padł na naszyjnik, który nosiła. Podniosła dłoń, by go dotknąć. Działało to nią uspokajająco. Niespodziewanie usłyszała głos. Obróciła się natychmiast w stronę drzwi, pewna, że ktoś tu jest. Pokoik był jednak pusty. Zignorowała ukłucie strachu. Żyjąc w świecie magii musiała nauczyć się bycia odważną. Rozejrzała się uważniej i wtedy je dostrzegła. Chmurki - niewielkie i delikatne jak strzępy mgły. Wypełniały pomieszczenie, muskały jej policzki i osiadały na ubraniach. Dostrzegła w lustrze swoją zdziwioną minę. I znowu usłyszała szept. O wieeele wyraźniejszy. Tak, to nie może być przypadek... Nie, tutaj nie ma wpływu absolutnie żaden przypadek. Widziałam przecież wyraźnie. Florence jest przerażona, to nie pierwszy raz. Tylko czy oni mi uwierzą? Przecież mają mnie za tego, kogo mają... Ech, nikt już nie docenia dobrej pracy w tym świecie. Niechże przyjrzę się jej jeszcze trochę... Tak, tak. To jest to. Nawet trochę mnie to dziwi. Taka mała, do tego brudna krew. A na jaką piękną wyrośnie. Pójdę za nią. Znam te korytarze lepiej niż ktokolwiek. W końcu ile lat już minęło od ukończenia Hogwartu? Nie więcej niż dziesięć, to pewne... No dobrze, piętnaście... A to kto? Moja mała widocznie kogoś sobie znalazła. Ciężko mi dalej na nią patrzeć, jako na nastolatkę... Ale przynajmniej trafiła do mojego domu. Nie ma bata, postaram się pomóc jej jak najlepiej potrafię. Och, całują się. Chyba dość już przyszłości zobaczyłam w tym śnie... Powinnam wracać. Zastanawia mnie ile z tego okaże się prawdą... Niespodziewanie szepty umilkły. Naeris stała jak sparaliżowana. Wciąż wpatrywała się w lustro. Nie rozumiała tego. Zorientowała się, że mgła musiała opowiedzieć jej jakiś sen, ale czyj? Kogoś nieznajomego? Padło tu imię. Florence, tak miała na imię matka dziewczyny. W pewnym sensie przerażała ją myśl o tym, że to może być sen o niej.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
James bardzo często chodził po zamku i poznawał jego zakamarki. Na piątym roku odkrył Pokój Życzeń, a na początku czwartego roku odkrył ukryte przejście do Hogsmade, które kończyło się w "Miodowym Królestwie". Nikomu nie mówił o swoich odkryciach, bo uznał, je za zbyt wyjątkowe, którymi nie będzie się dzielił. Była już dość późna godzina i gdyby spotkał Filcha pewnie dostałby szlaban, ale się tym nie przejmował. W końcu nie robił nic złego. Zapuścił się w nieznaną mu część zamku. Bywał tam, ale bardzo bardzo rzadko. Jak już to przez przypadek. Oczom ukazały mu się jakieś drzwi. Gdy wszedł do sali był przekonany, że to zwykła klasa lekcyjna. Wyglądała całkiem zwyczajnie i normalnie. Nigdy jednak James nie widywał, aby w jakiejś sali lekcyjnej na lewej ścianie było ogromne lustro. Chłopak stanął przed zwierciadłem, trochę nawet niepewnie, jakby zaraz miało coś z niego wyskoczyć. Zobaczył tam swoje odbicie - wysoki chłopak o bladej twarzy, w koszuli i krawacie Ravenclawu, eleganckich butach. Pokój był całkowicie pusty. James rozejrzał się i wtem je zobaczył - pierzaste, niekiedy kłębiaste chmury, podobne niczym do lekkiej, puszystej i delikatnej waty cukrowej. Znajdowały się tuż pod sufitem, na całej powierzchni pomieszczenia. James znów spojrzał w lustro, a zaraz po tym usłyszał szept. A właściwie całą och gromadę. Mnóstwo szeptów mówionych jednocześnie. Nerwowo spoglądał na boki i w tył, poszukując grupy osób, która mogłaby szeptać. Ale nikogo nie zobaczył. Pokój nadal był pusty. Pomyślał, że może warto by się wsłuchać i skupić w głosy. Był to zdecydowanie świetny pomysł. On czasem jest taki głupi, taki nieodpowiedzialny. Zachowuje się jak tępy, niewychowany gówniarz, a nosi moje nazwisko i je hańbi. Zadaje się ze szlamami, jest takim nieudacznikiem... Przynajmniej się uczy! Tu się akurat zgadzamy, odnośnie nauki. Co on chciałby osiągnąć bez nauki? Bez wyników? Chociaż, jak czasem widzę jego zaklęcia... Zastanawiam się czy jesteśmy spokrewnieni. Zresztą, pomimo dobrych wyników, to chodziłby on tylko na te imprezy i przyjęcia. Tylko alkohol i mugolskie wytwory mu w głowie! Do kobiet też się nie nadaje! Każdy w jego wieku już ma drugą połówkę, a on co? Z dziewczynami to się obchodzić nie umie, a jednak uroda urodą - przystojny jest po mnie. Nie wiem, jak ja go wychowałem. Ale to przecież ewidentnie nie moja wina! To on po prostu jest nieudacznikiem życiowym. To nie jest moja wina, że nic nie potrafi, nic nie umie. Wracam, już się naoglądałem zachowania tej miernoty. Nagle zapadła cisza. James otrząsnął się, jakby był w jakimś transie, czy hipnozie. Rozejrzał się po sali. Na początku nic nie rozumiał, nic z tego. Później jednak go olśniło. Z chmur kłębiących się pod sufitem usłyszał czyjś sen, myśli. Nagle James usiadł bezwładnie na podłodze, zakrywając twarz w dłoniach. Ścisnął pięści, a oczy mu się zeszkliły, jednak cofnął łzy z powrotem. Ten sen, ta myśl... Była autorstwa jego ojca, a on był głównym jej bohaterem.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
W jej głowie gorączkowo zaczęły szaleć różne myśli. Zrozumiała, o co chodzi w tym śnie. Jej ciotka była jedną z najsławniejszych wróżek w Anglii. Do jej domu w Cambridge zawsze przychodziło mnóstwo mugoli, wierzących w przesądy. Ich łatwowierność pozwalała jej zarabiać na życie. Musiała jednak uważać, bo Ministerstwo nie pozwalało na nadużywanie jej umiejętności jasnowidzenia. Naeris tyle razy asystowała jej przy wróżeniu z kart, wpatrywaniu się w kulę albo uczeniu o gwiazdach! Sen, który usłyszała musiał przyśnić się właśnie jej cioci. W pewien sposób opisywał przyszłość. Pokazał jej cioci, jak będzie wyglądać, gdy dorośnie... Ale wspominał też, że kogoś całowała. Naeris nie oddała jeszcze nikomu pocałunku, dlatego najwyraźniej sen do tej pory się nie spełnił i pozostawał zarysem przyszłości. Wierzyła w umiejętności jasnowidzenia ciotki, dlatego tym bardziej się zamyśliła. Musiała przyznać, że trochę się w tym zaplątała. Bardziej wyczuła niż zobaczyła albo usłyszała, że ktoś tu wszedł. Nieświadomie postąpiła parę kroków do tyłu, pozwalając by chłodne macki chmurek objęły ją. Czuła się jak na lekcji Zaklęć, gdy wyczarowywali mgłę, mającą utrudniać ich wykrycie. Nie była do końca świadoma, że wstrzymuje oddech i przygląda się temu, kto wszedł. Zdziwił ją widok Jamesa, który jej nie zauważył. Teraz, kiedy byli tutaj we dwoje, chmury jeszcze bardziej się skłębiły, a uciążliwe szepty znów zaczęły męczyć Naeris. Spróbowała skupić się na chłopaku. Po prawdzie, przyłapała się na tym, że lubi na niego patrzeć. Ale co w tym dziwnego? Grzeszył urodą, a widok pięknych ludzi zawsze był przyjemny. Przez chwilę pomyślała, że to niegrzecznie tak się na niego patrzeć z ukrycia, ale zastanawiała się, czy i on coś usłyszy w tych szeptach. Poczekała więc i obserwowała, jak staje przed lustrem i długą chwilę nie reaguje.. Dopiero po chwili rozejrzał się, tak że Krukonce znowu mocniej zabiło serce, bo już wydawało jej się, że ją zobaczył, ale jednak nie. Zaskoczyło ją to, że usiadł na podłodze. W jakiś sposób ten widok ją poruszył. - Hej... - powiedziała tak cicho, że pewnie ledwo ją dosłyszał. Nie wiedziała, jak zacząć. Co zrobić, gdy tak zakrywał twarz dłońmi. Podeszła do niego, stąpając najdelikatniej jak umiała i przykucnęła obok chłopaka. Niezdecydowanym ruchem położyła dłoń na jego ramieniu i ścisnęła lekko. - Dobrze się czujesz? W jej głosie wyczuwalna była troska i niepokój. Nie wiedziała, jak zareaguje. Może go wystraszyła?
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Naeris Sourwolf. - w tym momencie chłopak zażenowany spuścił wzrok. Zawsze musi zachować się jak kretyn, tchórz, ktoś słaby i delikatny. - Skąd się tu wzięłaś? - spytał chłopak, wstając z podłogi i jednocześnie strząsając dłoń Naeris z jego ramienia. Była od niego niższa o głowę, drobna i delikatna. Miała ładne, drobne i zadbane dłonie, które chciałoby się tylko trzymać i całować. Miała długie blond włosy, które połyskiwały delikatnie, jakby odbijając światło. Nadal nie mógł się na niczym skupić. Z całego serca nienawidził ojca, który wywierał na nim presję. Jak można mowić tak o swoim dziecku? Jak można być takim nienawistnym i złym? Trzeba być naprawdę okropnym człowiekiem. Jednak James wpadł na pewien pomysł, jak mógłby zaimponować ojcu. Uwarzy dla niego bardzo trudny eliksir.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Zaledwie przez chwilę ich spojrzenia się spotkały, bo chłopak odwrócił wzrok. Naeris pierwszy raz odniosła wrażenie, że trafiła na kogoś równie nieśmiałego jak ona sama. Kto wie, czy nie bardziej. Nie zniechęciło jej to, wręcz przeciwnie. Odczuła jak między nimi nawiązuje się nić porozumienia. Jednak w tej właśnie chwili James odepchnął jej dłoń. - Po prostu tędy przechodziłam. - poczuła się, jakby ją zaatakował tym pytaniem. Przecież go nie śledziła! Chwilę tylko go obserwowała, to jeszcze nie jest przestępstwem. Krukon widocznie też usłyszał jakiś sen i dlatego tak reagował. Potęgowało to tylko jej ciekawość. Nie chciała jednać pytać wprost, to mogłoby go tylko zdenerwować. - Poza tym, chciałam się z tobą grzecznie przywitać. Ale jeśli ci w czymś przeszkodziłam to lepiej pójdę. - powiedziała cicho i odwróciła się w stronę drzwi. Zatrzymała się, bo ich nie widziała w tych chmurach. Nie zamierzała się ośmieszać przed nim i błądzić, jak ślepa. Zmieszana stanęła więc w miejscu, nie patrząc w jego stronę. Objęła się ramionami, próbując dodać sobie otuchy. Gest ten był jednocześnie uroczy i poruszający. Wyglądała, jakby potrzebowała kogoś, kto by ją przytulił, ale to był jedynie pozór. Tak naprawdę w kłopotliwych sytuacjach często robiła takie gesty.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Hej Naeris, czekaj! - chłopak podszedł do dziewczyny. - Będę tu teraz warzyć eliksir, pomożesz mi? - dziewczyna zrobiła zdziwioną minę i widocznie z niechęcią skinęła głową. - Zawsze mam przy sobie składniki. - odpowiedział jakby na zaskoczone spojrzenie Naeris. Ta usiadła na ławce przy biurku. W ciemnym kącie James znalazł stary, ale nadal sprawny kociołek. Na podłodze wyczarował palenisko. Z kieszeni wyjął drobny notes, który wyraźnie zwiększył objętość przez ilość znajdujących się w nim notatek. Okazało się jednak, że to pomniejszony podręcznik do eliksirów, który rzeczywiście zwiększył swoją objętość. James przekazał siedzącej Naeris podręcznik i z pamięci wyrecytował numer strony, której poszukiwał. - Co najpierw? - spytał James zszokowanej Naeris. Tak jednak zaraz zrozumiała, że ma pomagać mu warzyć eliksir, choć naprawdę nie przepadała za tą dziedziną magii. Najpierw James wkropił dwadzieścia kropli soku z fig, a powstały płyn lekko podgrzał. Do niego dodał dwie krople śluzu gumochłona, pomieszał siedmiokrotnie według wskazówek zegara i raz wbrew ruchowi wskazówek zegara, a następnie zmniejszył temperaturę. - Naeris, utniesz dla mnie cztery gałązki lawendy? - James pomieszał miksturę w dowolnych kierunkach, a następnie dodał lawendę i tyle samo waleriany. Zwiększył temperaturę, pomieszał trzy razy wbrew ruchu wskazówek zegara, a następnie dodał dwie muchy siatkoskrzydłe. Temperaturę maksymalnie zwiększył i szybkim ruchem dodał sześć miarek standardowego składnika. Zamieszał dwukrotnie wbrew ruchu wskazówek zegara i trzykrotnie według wskazówek zegara, a temperaturę doprowadził do normy. Eliksir był prawie gotowy. Ostatnim składnikiem była muszla toksyczka, pokruszona na drobny mak. James ostatni raz zamieszał przejrzysty eliksir, a na koniec wykonał taneczny ruch różdżką nad kociołkiem. - Dałbym ci do wypróbowania, ale gdyby coś poszło nie tak, nie chciałbym cię mieć na sumieniu. - James zanurzył fiolkę w kociołku i wziął potężny łyk. - Naeris? Co to za mina? Wyglądam aż tak źle?
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Nie ma co, dobre miejsce wybrał na warzenie eliksiru... Dziwaczne, pełne szeptów z wielkim lustrem, które ukazywało wszystko, co w danej chwili robiłeś. Naeris co chwila zerkała ku swojemu odbiciu, machinalnie poprawiając włosy albo bluzkę. Przy Jamesie sama sobie wydawała się jakaś mało elegancka. On się prezentował dumnie, jak na Krukona przystało. Zaskoczył ją i z jakiegoś powodu miała wrażenie, że to nie będzie ostatnia jego niespodzianka. Interesował ją coraz bardziej, w końcu kto normalny chce nagle, ni stąd, ni zowąd warzyć eliksir? W ogóle mogli to tutaj zrobić? Skąd on weźmie składniki? James odpowiedział jej, jakby czytając w myślach. Usiadła na krześle, otwierając książkę tam, gdzie powiedział. - Eliksir niewidzialności? - zmarszczyła czoło. - Na początek dodaj dwadzieścia kropli soku z fig. Przyglądała mu się, jak pracował. Widziała, że się stara. Wszystko właściwie robił perfekcyjnie, aż poczuła ukłucie podziwu. Był bardzo dobry, dużo lepszy od niej w te klocki. Ucięła mu lawendę, jak prosił. W sumie to nie potrzebował instrukcji, sam wiedział co i jak ma robić. Siedział na podłodze przy kociołku, więc po chwili przysunęła się i usiadła obok niego, z ciekawością zaglądając do bulgoczącego wywaru. - Wow. - wydusiła. - Gdzie ty się tego nauczyłeś? Bo chyba nie na lekcjach...? Naeris chciała już go powstrzymać przed piciem tego. W końcu, mógł popełnić jakiś błąd, a to było niebezpieczne... Sama w życiu by tego nie tknęła, nie po tym, jakie doświadczenia z eliksirami miała na festiwalu. Zmartwiona już chciała wyciągnąć ku niemu rękę, gdy napój zaczął działać. Niezwykle szybko. Ledwo zdążyła zauważyć, a już włosy chłopaka rozmyły się, jego dłoń stała się przezroczysta. Wyglądało to tak, jakby po prostu rozpłynął się we mgle. Cofnęła dłoń, nie chcąc przypadkiem uderzyć go w nos. - James, ty... zniknąłeś. - rozszerzyła swoje zielone oczy. - Udało ci się! Jakim cudem? Gdzie jesteś? Właśnie nie wyglądasz źle, ty wcale nie wyglądasz... Jesteś niewidzialny! Spojrzała na niego, a raczej przez niego zafascynowana. Z drugiej strony, ile to właściwie miało działać? Wolała móc na niego patrzeć. - Dla kogo ty to przygotowałeś? - jakoś nie sądziła, że ktoś mógłby chcieć warzyć eliksiry bez konkretnego celu. Ale może on to lubił.
James Waters
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : prefekt fabularny, legilimencja i oklumencja
- Po prostu... bardziej uważałem na lekcjach. I ćwiczyłem też sam, w swoim dormitorium, po cichu, kiedy nikt nie widział. - Naeris była przeurocza, wychwalając jego umiejętności. Miał nadzieję, że i od ojca kiedyś usłyszy takie komplementy. James spojrzał na dziewczynę. Wpatrywała się w płyn znajdujący się w kociołku, jednak gdy ta zauważyła, że ten ją obserwuje próbowała nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale James zdążył odwrocić wzrok. Kiedy James był już niewidzialny, obserwował zachowanie Naeris. Wygladała na zakłopotaną, bo w końcu nie wiedziała, gdzie jest chłopak. Nastolatek jednak pomyślał, że chyba jej zaimponował. Chłopak bezszelestnie zaszedł Naeris od tyłu i musnął ją delikatnie w ramię. Dziewczyna się przestraszyła i podskoczyła niespokojnie, będąc wkurzona na Jamesa. Po tym wydarzeniu James chciał cofnąć się w czasie. Nie miał zamiaru przestraszyć dziewczyny, a jedynie z nią zaprzyjaźnić. Myślał, że taki gest sprawi, że ta bardziej go polubi. Ale chyba jednak się mylił. Po jakichś dwudziestu minutach, James przestał być niewidzialny. Naeris nadal siedziała nadąsana, w ławce przy drzwiach. - Hej, nie chciałem cię wystraszyć. Prze... przepraszam za to, jestem zwykłym kretynem. - James poprawił sobie fryzurę, przejeżdżając dłonią po włosach. Spuścił wzór mną podłogę, zupełnie jak dziecko, które zrobiło coś złego. Kiedy zobaczył, że Naeris mu się przypatruje, uśmiechnął się, ukazując delikatne dołeczki.
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
W jednej chwili wydawał jej się śmiały i otwarty, w drugiej znów był niepewnym siebie chłopakiem. Jak tu takiego zrozumieć, jak do niego dotrzeć? Naeris uwielbiała zjednywać sobie ludzi i zaprzyjaźniać się z nimi. Dlaczego nie z Jamesem? Jego dotyk wywołał u niej dreszcz. Nie spodziewała się go, dlatego tak zareagowała. Nie przywykła do tego, by ktoś dotykał jej skóry. W każdym razie nie chłopak. Mimowolnie cała spłonęła rumieńcem. Bała się, że jak otworzy usta, to zacznie mówić bez sensu i zrobi z siebie idiotkę, więc wolała już siedzieć cicho. Ale cisza jej nie przeszkadzała. Dobrze się milczało w towarzystwie Krukona. Naeris próbowała dostrzec Jamesa w odbiciu, ale nic z tego. Eliksir, jaki zrobił, był naprawdę świetny. W końcu chłopak pojawił się. - Nie przepraszaj. - odparła, rozpogadzając się na twarzy. Uśmiechnęła się do niego lekko i wstała. Podeszła do niego blisko. Może nawet za blisko, ale nie umiała się powstrzymać. Chciała przyjrzeć się jego twarzy. Znowu spuścił wzrok na podłogę. Westchnęła cicho i wyciągnęła rękę. Nie wiedziała, co w nią wstąpiło, ale ciężko było jej to zatrzymać. Dotknęła jego podbródka i uniosła go w górę, tak delikatnie jak tylko mogła. Wreszcie spotkała jego szaroniebieskie oczy. Przez chwilę w milczeniu się im przypatrywała, dopóki nie utrwaliła sobie w pamięci ich barwy, kształtu, głębi. Potem zarumieniła się i odsunęła. - Jeśli ktoś tu jest kretynem, to chyba tylko ja. - wymamrotała z nikłym uśmiechem na ustach. - Nie myśl, że wymigasz się od odpowiedzi na moje pytanie. Ten eliksir jest dla kogoś. - stwierdziła, a nie zapytała. Skrzyżowała ramiona i czekała na jego odpowiedź. Z jakiegoś powodu miała ochotę się z nim podroczyć i znowu wywołać na jego twarzy rumieńce. Lubiła go. Znali się tak krótko, ale zdążyła go polubić.