W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Eliksiry
Wchodzisz do Klasy Eliksirów, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Eliksiry. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Sava Raynott oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z eliksirów można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. (odp - eliksir Wielosokowy) Jakie działanie ma ten eliksir? (na godzinę zmienia osobę, która go wypije, w kogoś innego - kawałek ciała tej osoby musi znaleźć się w wywarze). 2 – Podaj właściwości fizyczne eliksiru Słodkiego Snu. (odp. biały, gęsty, zapach cynamonu) Jak można go podawać? (doustnie, poprzez nasączenie pokarmu lub dolanie do napoju) Jakie są jego skutki? (sen bez snów) 3 – Jak poznać, czy Armortencja jest uwarzona prawidłowo? (odp. blask bijący od wywaru, para unosząca się w charakterystycznych spiralach) Jaki jest zapach Amortencji? (każdy odczuwa go inaczej, woń kojarzona z zapachami, które wydają się dla danej osoby najprzyjemniejsze) 4 – Podaj cztery składniki Eliksiru Skurczającego. (odp. korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura, sok z pijawek) Jakie jest antidotum na ten eliksir? (Wywar Dekompresyjny) Działanie jakiego, innego niż Skurczający, eliksiru niweluje to samo antidotum? (Eliksiru Rozdymającego) 5 – Opisz działanie wywaru Tojadowego i podaj, jaki składnik niszczy działanie eliksiru (odp. działanie - wilkołak podczas przemiany zachowuje świadomość i ludzki umysł; cukier) Przez kogo został wynaleziony? (Damokles Belby) 6 – Ile trwa przyrządzenie Veritaserum? (pełny cykl księżyca) Co to za eliksir? (najsilniejszy eliksir prawdy) Podaj nazwę antidotum. (nazwa antidotum nie jest znana)
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź Bełkoczący Napój. 2 – Przyrządź eliksir Młodości. 3 – Przyrządź eliksir Muzyczny. 4 – Pogrupuj składniki według kolejności, w jakiej dodaje się je do eliksiru Ridikuskus. 5 – Ze składników wybierz te, które potrzebne są do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. 6 – Przyrządź eliksir Kłopoczący.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - eliksiry:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Felix Felicis był prawdopodobnie najprzyjemniejszym eliksirem, choć zarazem całkiem niebezpiecznym. Mimo wszystko zażywanie tej mikstury było zakazane w wielu sytuacjach, a Leosiowi zawsze kojarzyło się z pewnego rodzaju oszustwem. Nie był w sumie pewien, dlaczego pokusił się na skosztowanie eliksiru - silne poczucie sprawiedliwości upewniało go w przekonaniu, że to wyjątkowo nieodpowiednie; ciekawość wygrywała. Chciał wiedzieć co działoby się, gdyby przez jakiś czas towarzyszyło mu banalne, niezaprzeczalne szczęście. Nie przemyślał również łączenia Felixa z afrodisią, co mogło być albo genialne, albo idiotyczne. Szalejące pragnienie posiadania Ezry zaćmiewało mu umysł, a jednak posmak płynnego szczęścia powstrzymywał przed zrobieniem prawdziwych głupot. Eliksir doskonale wiedział jak naprowadzić chłopaka, żeby ostatecznie osiągnął to, czego tak bardzo potrzebował - inna kwestia była taka, że w grę musiał wchodzić jego dziwny masochizm; na Merlina, ledwo oddychał. Nie wzruszyła go ta wyraźna irytacja, którą Clarke cały czas mu pokazywał - Leo widział, że zdobycie Wybitnego całkiem mu się podobało. Ciekaw był, czy Felix Felicis sprawił, że Sanford po prostu nie przyłożyła większej wagi do kartki... A może Gryfonowi udało się względnie dobrze podrobić pismo swojego chłopaka? Tak czy inaczej, wszystko wyszło idealnie... - Nie - wtrącił niewinnie, a ten świetnie dostrzegalny przez Clarke'a tryumf jedynie powiększył się, dodając Leonardo pewności siebie. - Powiedziałeś, że wierzysz, że mam trochę rozsądku. Już w to nie wierzysz? - Pokiwał głową, czując jak przez jego ciało przebiega dreszcz, gdy dotarły doń słowa w ojczystym języku. Może i oszalał... Odciągnięcie spojrzenia od tych zabójczo zielonych tęczówek wydawało się niemożliwe. - Sí, porque te quiero* - Westchnął pożądliwie, w pełni ignorując słaby protest swojego partnera. Nawiązał przy okazji do dosłownego tłumaczenia tych słów, pamiętając o drobnym nieporozumieniu z początku ich znajomości. Cóż, teraz właśnie na tym aspekcie się koncentrował. Felix Felicis faktycznie wiedział co robi; Vin-Eurico lubił tę irytację, którą Ezra go obdarowywał. Lubił to, że Ezra potrafił doprowadzić go do porządku, że pilnował tej krztyny przyzwoitości... Jeszcze bardziej lubił to, kiedy w końcu mu ulegał. I to musiał osiągnąć. Wpatrywał się w Sanford z grzecznym zainteresowaniem, zapewniając ją tym samym, że słucha i nawet zamierza wykonać kolejne zadanie. Co z tego, że zapominał o oddechu i co chwilę zalewała go nowa fala gorąca? Skoro miał zrobić eliksir (chroniący przed ogniem, a co!), żeby mieć spokój, to mógł się tego zadania podjąć. Jeśli dzięki temu Ezra miał nie czepiać się, że stracił lekcję przez wypicie afrodisii - niech będzie. Ledwo zerkał na przepis, stopniowo dodając kolejne składniki; raz zamieszał za mało, a raz dodał czegoś trochę za dużo, a jednak tego typu zmiany okazały się idealne. Leo nie miał pojęcia jakim cudem wywar wychodził tak dobrze, skoro przez większą część czasu pozerkiwał tylko na swojego chłopaka, drżąc niespokojnie. Przełknął z trudem ślinę, gdy nagle to Krukon zainicjował kontakt, zabierając mu jakąś fiolkę (to chyba było potrzebne...). - Spokojnie. - Nie wiedział już, czy tylko mu się wydaje, czy faktycznie przesunął dłoń wyżej; czy zwiększył nacisk, czy tylko o tym marzył; czy przysunął się, czy jedynie zatracił orientację przestrzenną. - Mam całkiem niezły pomysł, jak cię przeprosić. Niestety musisz zaczekać, bo to chyba bardziej... na osobności - odsunął się, chociaż całe jego ciało krzyczało, aby tego nie robił. Dodał ostatni składnik, zamieszał raz jeszcze eliksir, działając zupełnie machinalnie. Przemknął nawet nieprzytomnym spojrzeniem po sali, zatrzymując je na sekundę dłużej na swoich przyjaciółkach; och, to wszystko nie było istotne. Czy gdyby teraz wstał i wyciągnął Ezrę z sali, to felix zapewniłby im brak konsekwencji? Nie czuł tej napiętej atmosfery, nie dostrzegał żadnych ciekawskich spojrzeń ani najdrobniejszego zainteresowania ze strony innych. W ogóle sam ich nie widział - żadna twarz nie wydawała się na tyle istotna, aby zaszczycić ją większą uwagą. Liczyło się tylko to, jak przyciągnąć do siebie Clarke'a, a ze względu na panujące warunki musiał się przy tym nieźle nagimnastykować. Nie wiedział jak długo da radę zadowalać się tylko tym delikatnym dotykiem i ile wytrzyma bez patrzenia na niego; zdawało mu się, że jest cały rozpalony, a wargi jakby go paliły.
Wypił płynne szczęście, więc nie rzucam kostką i zakładam, że jakimś cudem eliksir wyszedł idealnie :')
Nawet nie poszło jej tak źle to rozpoznawanie eliksirów, jak sądziła. Zważając na to, że ciecz w czterech na pięć fiolek miała identyczny kolor, poradziła sobie naprawdę dobrze. Orłem z tego przedmiotu nie była i nie przeszkadzało jej to, aczkolwiek zadanie pokazało jej, że nawet nie jest z niego najgorsza. Teraz jednak, kiedy przyszło do warzenia eliksirów, nie była tego taka pewna... Nie po tym, co ostatnio wydarzyło się w Skrzydle Szpitalnym. Ale czy nie z tego właśnie powodu przyszła na lekcję? Żeby nie dopuścić więcej do takich sytuacji? Podczas gdy pozostali uczniowie wzięli się pracy, jej bójka z myślami trwała. Pytanie brzmiało: który eliksir sprawi jej najmniej problemów? W grę na pewno nie wchodziła nierozpoznana mikstura. Po-zatruciowy też jej się zbytnio nie uśmiechał (ciekawe, dlaczego), i ostatecznie zdecydowała się na eliksir słodkiego snu. Wydawał się być trudniejszy od tamtych, a jednocześnie na tyle prosty, że powinna dać sobie z nim radę. Otworzyła podręcznik i wzięła się do pracy, co chwila zerkając na kartki książki, żeby nie popełnić błędów. Końcowy efekt był całkiem dobry, choć nad kociołkiem nie widać było unoszących się oparów, a to mogło oznaczać tylko jedno - coś zrobiła źle. Musiała o czymś zapomnieć, co nie było dla niej niespodzianką. Przyzwyczaiła się już, że eliksiry z jej rąk nie były raczej zdatne do spożycia.
Nieważne jak ogromne posiadało się poczucie sprawiedliwości, czasami chciało się pójść drogą na skróty i tak naprawdę ciężko było oceniać właściwość takiego postępowania. Nie usprawiedliwiał oszukiwania - skoro jednak zasadniczo nikomu ono nie zaszkodziło, a profesor Sanford sama dała im fiolki z Felixem... Sumienie Leonardo mogło być (prawie) całkowicie czyste. W każdym razie na jego miejscu Ezra, by się nie przejmował. - Jedno rozumie się przez drugie - odparł, tymi słowami natomiast sugerując mu brak domyślności i umiejętności czytania pomiędzy wierszami, choć przebywając z Ezrą jakieś sześć siódmych swojego wolnego i zajętego czasu, powinien już takie zdolności posiąść. - Nie, właśnie spaliłeś ten most, mój drogi - zacmokał z dezaprobatą. Najwyraźniej nawet związek z Krukonem nie był w stanie wymieść Leo z głowy elementów gryfońskiej głupoty. Ezra uwielbiał słuchać Leonardo, gdy posługiwał się ojczystym językiem. Były to te chwile, kiedy chłopak wreszcie brzmiał naturalnie i przede wszystkim dużo atrakcyjniej; Ezra nie ujmował nic jego umiejętnościom lingwistycznym, ale mimo wszystko dawało się odczuć, że język angielski nie odpowiadał w pełni Leonardo i zwyczajnie potrafił w pewnym momencie zmęczyć. Tak jak Ezrę mimo wszystko po pewnym czasie męczył francuski, z całym jego zamiłowaniem. To było niesprawiedliwe, że eliksir Leo na każdym etapie wyglądał niemal podręcznikowo, pomimo że Clarke był przekonany, że Gryfon przykładał do niego tyle samo uwagi, co on sam. A kociołek Ezry bulgotał mętną cieczą i nie miał kompletnie nic wspólnego z zapachem pomarańczy... Uśmiechał się za każdym razem, kiedy udawało mu się pochwycić wzrok Leonardo. Wzrok, który zdradzał, że ten spokój, to przykładanie się do zajęć, to wszystko było tylko nic nieznaczącą fasadą, która wkrótce zaraz miała się roztrzaskać i rozsypać niczym szklany talerz zrzucony na podłogę. - Mmm, masz? To co my tu jeszcze robimy? - zainteresował się, rzucając niemal tęskne spojrzenie na drzwi, które dzieliły ich od tej osobności. On swoją innowacyjną wersję amortencji uważał za zakończoną (a eliksir Leo bez wątpienia sam jakoś magicznie by się dokończył, to był jakiś dzień cudów...). Zmarszczył brwi, kiedy Leonardo znowu się odsunął. Podchody podchodami, ale jeśli na nich miało się skończyć, Vin-Eurico mógł go nie nakręcać i cierpieć za swoje decyzje w samotności. Skoro już go w to wciągnął, Ezra chciał coś z tego mieć. - Patrz na mnie - zażądał, kiedy Gryfon rozglądał się po sali, a w jego głosie zabrzmiała nutka prawdziwego niezadowolenia. Jego skóra płonęła gorącem w miejscach, w których się stykali. I paliła chłodem w miejscach, które nie pokryte były śladem dotyku Leo. A było ich zdecydowanie zbyt dużo.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie udało mi się obudzić nawet wówczas, gdy Bridget pociągnęła mnie kilka razy za ramię. Dopiero ingerencja profesor Sanford przywróciła mi świadomość. Pomimo jej działania, ja i tak wydawałem się być aż nazbyt zdezorientowany. - Co? To już? - zapytałem głupio, rozglądając się wokół siebie z kolejnym niemym pytaniem wypisanym na twarzy. Nie byłem pewien czy nie przespałem całych zajęć, dopóki kobieta nie zaczęła podawać naszych ocen. Zadowalający z eliksirów? Hej, nie było źle! Nie pytałem nawet czy nic mnie nie ominęło. Za późno się wybudziłem, aby nie przerywać jej swoimi pytaniami, a więc dopiero wówczas, gdy nakazano nam przyrządzić jakiś wywar, podniosłem spojrzenie na Bri i Melody. - Odważna jest. Chyba nikt jeszcze jej nie opowiedział jak na drugim roku wysadziłem swój kociołek w powietrze, gdy pozwolono mi podjąć całkowicie samodzielną próbę uwarzenia dowolnego eliksiru. - uśmiechnąłem się nieznacznie, czując wewnętrzny przymus poprowadzenia tej rozmowy, nawet jeżeli dziewczęta niekoniecznie miały ochotę na pogaduszki. Melody wydawała się taka zamyślona, że dałem jej spokój, zamiast tego zaglądając w kociołek Bri. - Musisz mi pokazać jak to zrobiłaś - powiedziałem, z uznaniem kiwając głową. Zniewalający aromat wydobywający się z jej kociołka sprawiał, że niemalże kręciło mi się w głowie. Świeży las oraz aromat dymu, kojarzący mi się z ogniskiem zamiast nie pozwalać mi się skupić, jakby wspomógł mnie w moich staraniach. Podjąłem się uwarzenia eliksiru euforii i chociaż charakterystyczny niebieski kolor udał mi się znakomicie, tak kompletny brak jakichkolwiek oparów był nieco niepokojący. Marszczyłem brwi nad swoim dziełem, odrobinkę rozpraszany amortencją, ale nie potrafiłem zgadnąć o czym mogłem zapomnieć. Miałem nadzieję, że profesor wskaże mi gdzie popełniłem błąd. W międzyczasie zerkałem też na pewną parę, wyraźnie zainteresowanych sobą uczniów, ale interwencję całkowicie pozostawiłem Alexie. Ich zachowanie było dla mnie prawie że gorszące, więc ponownie wlepiłem spojrzenie w swoją nieudolną euforię.
Musnęła jego dłoń delikatnym dotykiem, gdy spomiędzy jego warg wydostał się ten poznaczony cierpieniem szept. Nic więcej nie mówiła. Żadne słowa w tym momencie nie okażą się wystarczająco silne, aby zmyć z niego smutek i stratę, Trixie to rozumiała. Zajęła się więc swoimi eliksirami i całkiem nieźle oboje sobie z nimi poradzili. Dziewczyna z zadowoleniem wychwyciła pozytywną ocenę przy nazwisku Mefisto, ignorując jednocześnie komentarze Sanford. Obejrzała się też na Leo, chcąc wyłowić w tłumie jego dumne spojrzenie, ale zamiast tego była świadkiem czegoś, co wyjątkowo ją spłoszyło. Speszona zerkała już tylko na swoje dłonie tak długo, aż wreszcie jej eliksir czyszczący rany był gotowy. - Eliksir czyszczący rany - odpowiedziała na pytanie Mefisto, zerkając do kociołka już ostatni raz. Purpurowa barwa się zgadzała, ale Trixie nie ryzykowała testowania eliksiru poprzez wylewanie go na swoją skórę. Po pierwsze, był zbyt gorący, a po drugie zawsze mogło coś nie wyjść. Lepiej, żeby to Alexa go oceniła. - A ty jak tam… ach… - nie zdołała dokończyć pytania, marszcząc brwi nad wywarem Ślizgona. - Nie dałeś czasem za mało waleriany? To słodki sen, prawda? Zalecana ilość to cztery gałązki. - Zajrzała w jego twarz, ale zaraz się zreflektowała, szukając na ich stole roboczym trochę tej rośliny. Podsunęła mu jej odpowiednią ilość, aby poprawił swój eliksir, jeśli tylko zdąży.
4 + 2 (12p z eliksirów) = 6
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Pomaganie przyjaciołom było wyjątkową sytuacją, na którą Blaithin praktycznie zawsze sobie pozwalała. Co prawda, "pomoc" można było na różne sposoby rozpatrywać. Czasem był to zimny kubeł wody na łeb, czasami ostre uświadomienie, że jest się skończonym idiotą, czasami wepchnięcie do ręki butelki Ognistej. A teraz była to drobna pomoc na eliksirach. - Ech. - westchnęła, nie rozumiejąc tego zachowania ze strony Bianci. I to w taki sposób wykorzystać jej afrodisię... Cóż, trudno, Fire miała tylko nadzieję, że Leo się nie zbłaźni za bardzo. Obserwowała wszystko, bardziej jednak skupiona na słowach nauczycielki. - Hm? - mruknęła, patrząc na Gryfonkę. - Ach... Nigdy nie uważałam jej za specjalnie bystrą. Wygięła usta w odrobinę kpiącym grymasie, bo co jak co, ale nauczycielkę od jej ulubionego przedmiotu mogli mieć lepszą. Lubiła ją za wiedzę, ale brakowało jej czegoś więcej, iskry, charakteru, pasji? Fire zabrała się za przyrządzanie eliksiru, oczywiście porywając się na wyjątkowo trudny Felix Felicis. Lubiła wyzwanie, a ten wywar zdecydowanie do nich należał. Sprawiał wiele kłopotu doświadczonym alchemików, więc Blaithin go doceniała. Sprawdziła składniki uważnie i rozpoczęła pracę. Musiała być w pełni skupiona na ostrożnej pracy, bo jeden błąd mógł ją kosztować wszystko. Uwielbiała to, co robiła. Nawet nie zauważyła upływu minut, ale porządnie się wymęczyła tą pracą. Eliksir był gotowy i z pewnością przyniósłby wiele szczęścia osobie, która mogłaby go wypić. Zerknęła na dzieło Bianci, które było niczego sobie.
Kostka: 5 Wynik: 5 + 7 z kuferka = 12
Finnegan Gilliams
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : blizny: podłużna na lewym nagarstku, po pogryzieniu na prawej kostce, pooperacyjne na klatce piersiowej
Wytrzeszczyła oczy z niedowierzaniem słysząc swoją ocenę. Przecież nie napisała ani jednego eliksiru poprawnie, nie mówiąc już o tym, że nie podała, po czym je poznała! Sanford wiedziała, że specjalnie sabotowała, czy jak? Sama nie wiedziała czy jest zła czy zawiedziona. Była najwidoczniej życiowym nieudacznikiem - nawet zrobić źle nie umiała poprawnie... Jeżeli zaś chodziło o warzenie eliksiru, to trochę bała się celowo coś tam psuć. Zwykle szkodziła według planu - musiała wiedzieć jaki będzie efekt jej działać, żeby przykładowo nie oberwać wybuchającym kociołkiem. Z resztą musiała postępować tak, żeby wyglądało to na wypadek i to taki, który nie zwróciłby na niej zbytniej uwagi nauczyciela. Kiedyś chciała znać się na eliksirach. Wydawało jej się, że były dość znacząco powiązane z zielarstwem i może, gdyby okazało się, że jest dobra z warzenia uzdrowicielskich mikstur mama odpuściłaby jej to bycie uzdrowicielem i zaaprobowała hodowanie roślin, o ile łączyłoby się z elisirowarstwem. Dowiedzieć się nie było jej dane, bo niestety wcale jej na tym przedmiocie nie szło. W pierwszej kasie, może na trzecich zajęciach, jednej z dziewczyn w klasie buchnęła w twarz zawartość kociołka. Wyglądało to dość przerażająco. Poszkodowana zarzekała się później, że nawet nie wie, w którym miejscu popełniła błąd. Od tamtej pory, Finn podchodziła do kociołków ze sporą rezerwą. Nie przyrządzała jeszcze nigdy żadnego z wylosowanych przez siebie eliksirów, chociaż po-zatruciowy wydawał się przystępny. "Wydawał", bo chociaż wydawało jej się, że wszystko robiła tak jak wymagała tego receptura (może poza tym, że wszystkie składniki wrzucała do gara z niewielkiej odległości i mieszała niemrawo, żeby w każdej chwili cofnąć rękę), pod koniec eliksir w ogóle nie wyglądał tak jak powinien. - Pewnie i tak dostanę Wybitny... - mruknęła do siebie samej. To jednak nie był koniec, bo po chwili mikstura zaczęła bulgotać i ku przerażaniu Finn, wylewać się z kociołka. W oka mgnieniu Krukonka znalazła się z pięć stóp od swojego stanowiska. Najchętniej w ogóle uciekła, na wypadek, gdyby to coś to wyciekło z jej kociołka miało wybuchnąć, ale zwrócenia na siebie uwagi bała się chyba bardziej niż śmieci czy kalectwa. A może nie? No w każdym razie, chyba nie wypadało.
Zadowalający w zupełności mnie zadowalał, nie liczyłam na nic więcej z tej pokręconej dziedziny. Lubiłam eliksiry, ale nie na tyle, by się nimi specjalnie zajmować - umiałam tyle, ile mi było potrzebne. Chciałam coś odpowiedzieć Rileyowi, ale jego wypowiedź jakby ucichła mi w uszach w połowie, bo błądząc wzrokiem po sali napotkałam @Ezra T. Clarke z Leo nieudolnie się kryjących ze swoimi... nie wiedziałam nawet, jak to nazwać. Zachowywali się co najmniej nieprzyzwoicie, ale nie to mnie tak uderzyło. Widok Ezry w takiej sytuacji z chłopakiem... Nie miałam nic przeciwko jego nowemu związkowi, ale jak się okazało, nie byłam na to gotowa. Rozstanie z Ezrą było już dawno za mną, ale wciąż pamiętałam, jak byłam wówczas szczęśliwa. Chyba obserwowanie tego niedojrzałego zachowania z ich strony mocno mną wstrząsnęło. Odetchnęłam głęboko, odwracając wzrok i przegryzając wargi. Miałam nadzieję, że profesor Sanford zainterweniuje, chociaż wyglądało na to, że parka miała dzisiaj całkiem duże szczęście. Z ciężkim sercem wzięłam się jednak za przygotowywanie eliksiru i wolałam wybrać coś w miarę moich możliwości, więc otworzyłam instrukcję warzenia eliksiru czyszczącego rany. Nie mogłam się zbytnio skupić, bo wciąż miałam przed oczami Ezrę i Leo, ale starałam się jak mogłam zakopać to gdzieś głęboko w mojej głowie. Chyba mi się to udało, bo eliksir, który uwarzyłam wyglądał idealnie! Może tym razem dostanę coś więcej niż Zadowalający?
Myles był niezmiernie uradowany swoim Powyżej Oczekiwań z eliksirów, bo nigdy by nie pomyślał, że uda mu się zdobyć tak wysoką ocenę. Prawdę powiedziawszy pomogła mu tu głównie wiedza z uzdrawiania, ale jednak sukces wciąż był sukcesem wcale nie mniejszym. Nie mógł się więc doczekać aż zabierze się za warzenie jednego z rozpoznanych przez siebie eliksirów. Nie miał zbyt dużego pola do popisu, bo te eliksiry należały raczej do podstawowych, niezbyt trudnych. Zdecydował się więc na eliksir regenerujący. Proces warzenia nie zajął mu długo, a wszystko dodawał raczej z pamięci. Niejednokrotnie przyrządzał go w domu, także nie miał z tym żadnego problemu. Najwyraźniej wypadło mu coś z pamięci, chociaż eliksir wyglądał całkiem poprawnie, ale po spróbowaniu nie wyczuwało się aż takiej mocy jak powinno. Być może to drobna pomyłka. Niemniej Myles wciąż był zadowolony ze swojej pracy na zajęciach.
kostka: 5
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Chyba po prostu musieli zgodzić się, że się nie zgadzali. Leo dalej uważał, że rozsądku mu przy tym wszystkim nie brakowało - bądź co bądź odmówił Biance, prawda? Grzecznie i szybko, a bardzo rzadko odrzucał wyzwania. Zmienił zdanie dopiero w momencie, w którym miał pewność, że jego szczęście zapewni brak kar czy w ogóle uwag od nauczycielki. Nie chciał robić Ezrze problemów... - Warto - nie wiedział już, o czym rozmawiają. Słowa wpadały jednym uchem i wypadały drugim, a własne struny głosowe działały jakby automatycznie, tchnięte wypitym płynnym szczęściem. Vin-Eurico zupełnie nie kontaktował, mając wrażenie, że po prostu nie wytrzyma. Czy gdyby go teraz pocałował, to Sanford i tak nie zwróciłaby uwagi? Jak wiele mógł zrobić, będąc pod wpływem felixa? - Czekamy na koniec lekcji, słońce - uniósł kącik ust w uśmiechu wyrażającym szczere rozbawienie. Och, nie zamierzał dać się nabrać na te tęskne spojrzenia i zachęty; znał Ezrę raczej nieźle. Wiedział, że zapewnienie mu Wybitnego to dobry pomysł, ale wyciągnięcie z lekcji i narażenie Sanford już zdecydowanie gorszy. - Żebyś potem nie narzekał, że przeze mnie czegoś nie wiesz. Lubię jak jęczysz, ale w innych sytuacjach... - Przemknął spojrzeniem pełnym pożądania po sylwetce Clarke'a, czując jak zupełnie gubi oddech. Dopiero później udało mu się trochę poudawać, pobawić się nawet w dokończenie eliksiru (piekielnie dobrego, na Merlina, jak psorka miała w to uwierzyć?). Zacisnął mocno szczękę, powstrzymując kolejny tryumfalny uśmiech, gdy Krukon z powrotem ściągnął jego uwagę na siebie. - Widzisz, w tym jest problem. - Dobrze, że cały czas szeptali, bo w innym wypadku nawet Felix Felicis mogłoby ich nie uratować. Sanford należała do szalenie wyrozumiałych nauczycieli, więc wyjątkowo szkoda było zmusić ją do bardziej radykalnego postępowania. - Ciężko tylko patrzeć... - Te podchody były jedynie początkiem, niczym mniej niż zapowiedzią. Leonardo nie zamierzał tak tego pozostawić; nie mógł. Teraz nawet nie poczuł, kiedy wysunął rękę w stronę chłopaka i czule musnął kciukiem jego policzek, żeby zaraz zjechać niżej, zahaczyć o krawat i poluzować go nieznacznie (serce rozbijało mu się szaleńczo po klatce piersiowej i Gryfon nigdy nie reagował równie intensywnie na tak błahy kontakt z kimkolwiek). Był to, swoją drogą, pierwszy tak znaczący gest. Leonardo nie wydawało się, żeby ktokolwiek posiadał moc prześwietlania mebli, zatem raczej nikt nie widział jak wcześniej jego dłoń znalazła się na udzie Ezry; jedyne, co ludzie mogli im zarzucić, to słabe zainteresowanie lekcją i dyskretne szepty (co w ich przypadku, na eliksirach, nie powinno być wielkim szokiem). Ewentualnie Fire i Bianca, znajdujące się najbliżej, mogły cokolwiek usłyszeć. Chyba, że ta sala wypełniona była legilimentami, którzy jakimś cudem stali się wszechwiedzący... Vin-Eurico zapobiegawczo zabrał rękę, chociaż zadrżała tęsknie. Nie odwracał już wzroku, przygryzając leciutko dolną wargę i spoglądając wprost na Ezrę. Pozostało mu już tylko powtarzać sobie w myślach, że jeszcze tylko chwila, a Sanford zakończy te katusze.
Profesor Sanford siedziała przy biurku, co jakiś czas podnosząc wzrok, żeby sprawdzić poczynania uczniów. Kiedy wszyscy skończyli, wstała, przeszła się po klasie z zeszytem i odnotowała, jakie rezultaty każdy z nich otrzymał i podała im po kartce, na której zapisana była ocena i kilka uwag, jeśli pojawiły się pomyłki. Oceniła wszystkie z prac i wróciła do biurka. - Chciałabym jeszcze tylko powiedzieć, żebyście się zbytnio nie przejmowali ocenami, to była trudniejsza część lekcji - powiedziała ciepłym tonem - Chociaż pana eliksir, panie Clarke, byłby z pewnością znacznie lepiej uwarzony, gdyby nie zajmował się pan zaczepianiem pana Vin-Eurico - spojrzała z udawanie ostrzegawczą miną - Na szczęście pan Vin-Eurico nie stracił skupienia i wykonał eliksir idealnie. Nie mogę jednak zignorować pana zachowania, dlatego Ravenclaw traci przez pana 20 punktów. Dziękuję za zajęcia, możecie już iść - powiedziała na koniec do reszty i zaczekała aż wszyscy opuszczą salę.
Sanford wpadła na pewien pomysł i postanowiła go zrealizować razem z pomocą uczniów. Początkowo chciała zająć się tym samodzielnie, niepewna czy warto zawracać komuś głowę, nawet jeśli byłoby to bardzo wyczerpujące. Później Alexa pomyślała, że może z tego zrobić nawet coś pokroju lekcji. W końcu uczniowie nie musieli jedynie stać nad kociołkami. Praktyka była bardzo ważna, ale każdy mógł sobie przypomnieć, jak dopiero poznawali instrukcje obsługi chochelki. Nie zdradzała co jej chodzi po głowie ani mimiką ani słowami. Pozostawała cicha i spokojna jak zawsze, siedząc na swoim miejscu. W lochach było zadziwiająco zimno. Każdemu wchodzącemu uczniowi nieco nieśmiało kiwała głową i czasem szepnęła "dzień dobry". Miała nadzieję, że zjawi się parę naprawdę utalentowanych uczniów w dziedzinie eliksirów, ale też ci niedoświadczeni mogli sobie poradzić.
_______________________________ Rzucacie na wejście jedną kostką na szczęście i wybieracie postaci stopień koncentracji na lekcji.
Kod:
<zg>Szczęście: </zg> wylosowana kostka <zg>Koncentracja: </zg> od 1 do 10, mogę obniżyć jeśli nie będzie odpowiednio dopasowana <zg>Pkt w kuferku: </zg>
Na lekcję można się spóźniać! Pierwszy etap: 11.03.
Ostatnio zmieniony przez Alexa Sanford dnia Wto Mar 06 2018, 14:17, w całości zmieniany 1 raz
Dręczona wyrzutami sumienia z powodu porażki podczas dwóch meczy quidditcha, gdzie nieudolnie próbowała wesprzeć drużynę, zastępując nieobecnych graczy, wlekła się po schodach, zmierzając do lochów. Z dormitorium Hufflepuffu byłaby to dosyć prosta droga, ale że zachciało jej się wcześniej odwiedzić sowiarnię, miała dość trudną trasę do przebycia. Była zmęczona, a pogoda doprowadzała ją do szału, zwłaszcza że w "sowiej sypialni" dało się odczuć mróz. Poza tym poślizgnęła się na ptasiej kupie, paskudząc sobie czarną szatę pozostałymi odchodami i truchłami myszy, a przez te okropne zakłócenia długo nie mogła się doczyścić. Mimo wszystko irytacja trochę już z niej uszła. Margo uwielbiała eliksiry już od pierwszych zajęć po przybyciu do Hogwartu. Mogła w milczeniu mieszać w kotle, nie zastanawiając się nad tym, czy jakieś zaklęcie jej wyjdzie, czy nie, bo ich zwyczajnie nie potrzebowała. Z radością przyjęła więc, że profesor Sanford zorganizuje lekcję inną niż zwykle i zjawiła się w ochach. Okazało się, że weszła do klasy jako pierwsza, dlatego powitała nauczycielkę miłym uśmiechem i zajęła miejsce w pierwszym rzędzie. Wiedziała, że kobieta była osobą niezwykle nieśmiałą, dlatego próba przywołania jej do ostatniego rzędu, gdyby Puchonka czegoś nie dosłyszała lub nie dostrzegła na tablicy, byłaby raczej skomplikowana. Zwłaszcza gdyby nauczycielka wpadła w swój "trans" tworzenia eliksiru i nie zwracała uwagi na podniesione ręce. Była ciekawa, czy zjawi się ktoś jeszcze, bo czułaby się nieswojo, nie znajdując tu żadnych znajomych twarzy.
Szczęście: 2 Koncentracja: niech będzie, że 9 Kuferek: 6
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Zamyślił się. Właściwie, nie. Nie zamyślił. Błądził gdzieś, nie trzymając się jednego konkretnego tematu, skacząc od wątku do wątku, przerabiając wpierw sklepienie kolebkowe, a potem świadomość zbiorową pszczelego ula. To by nie było tak złe, gdyby nie fakt, że miał coś zrobić. Nawet wyszedł z dormitorium, ale odleciał kompletnie we własnych, wyjątkowo rozwiązłych skojarzeniach, płodzących coraz to nowe i dziwniejsze połączenia między myślami. Zupełnie zapomniał, po co właściwie wybył z pokoju. Nawet nie zastanawiał się nad tym. Resztą podświadomości zauważył skrawek żółto-czarnego emblematu, za którym bezwiednie podążył w całej swej zagubionej w meandrach abstrakcyjnych obrazów osobie. Dopiero, kiedy weszli do sali, zdał sobie sprawę, że coś tu nie gra. Rozejrzał się przede wszystkim po klasie, zdając sobie sprawę, że to lochy i pomieszczenie do nauki eliksirów. Potem, że jest tu z @Margo Hayder i nauczycielką. Cofnął się kawałek, wyjrzał na korytarz. Jest gdzieś tam @Liam A. Rivai? Albo @Jack Moment? Po wstępnym rozeznaniu w terenie, jakie nie wypadało na korzyść rudzielca, wrócił do sali, aby usiąść w drugim rzędzie, za Puchonką. Wychylił się do niej i spytał szeptem. - Mamy teraz eliksiry? - Czy już całkiem pomyliłem klasy? Nie wziął torby. To jakieś kółko? Może Liam będzie pamiętał, aby zabrać rzeczy Walijczyka. Albo Jack je zgarnie. Moment na pewno ogarnie sobie książki, pytanie tylko czyje. Coś w ogóle ma być potrzebne? Starał się skupić, aby sobie przypomnieć, ale szło opornie.
Drgnęła, gdy usłyszała, że ktoś wchodził do klasy. Nie zauważyła, że ktokolwiek ją śledził, mimo że słuch miała całkiem dobry. Powinna usłyszeć czyjeś kroki odbijające się echem od posadzki - lochy nie były przecież zbyt uczęszczane przez uczniów, a eliksirów zimą unikali jak ognia, byleby tylko nie marznąć w podziemiu. Mimo to @Neirin Vaughn pojawił się w sali, siadając tuż za Hayderówną, a nawet odzywając się do niej, przez co znów drgnęła, bo po krótkim spojrzeniu na drzwi, odwróciła od niego uwagę. Przekręciła się na krześle tak, by siedzieć bokiem jednocześnie do chłopaka i nauczycielki. Coś jej jednak nie pasowało, bo kojarzyła, że ten wysoki rudzielec poruszał się zazwyczaj w pakiecie z Momentem i Rivaiem, których tym razem nie przyprowadził. Czyżby Jack dalej cierpiał po tym, jak oberwał podczas meczu quidditcha a Liam przez traumę po zajęciach z magicznych stworzeń? Pokiwała głową na znak, że czekała ich właśnie lekcja, jednocześnie mając ochotę się roześmiać z tego, jak bardzo nieogarnięty był Vaughn, skoro się nie zorientował. Sekundę później napisała na kawałku pergaminu krótką wiadomość i podsunęła chłopakowi: Wiesz, co będziemy dzisiaj robić? Mogłaby spytać profesor Sanford, ale raczej nie spodziewała się odpowiedzi.
Szczęście: 2 Koncentracja: przez Neirina 7 Pkt w kuferku: 6
Ostatnio zmieniony przez Margo Hayder dnia Sro Mar 07 2018, 01:56, w całości zmieniany 1 raz
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Nie dziwota, że dziewczyna kojarzy go głównie "w pakiecie" ze znajomą mu dwójką Puchonów. Ta puchońska trójca specjalnej troski wypracowała liczne sposoby pilnowania siebie nawzajem. Jeden spogląda po drugim, dbając o dobro przyjaciela. Dzięki temu mogą całkiem sprawnie egzystować w szkole, o czym zapewne świadczy fakt, że nikt jeszcze nie został wyrzucony. Ani nawet zawieszony. A to spory sukces, biorąc pod uwagę, jak dziwni potrafią być. Neirin także miał nadzieję, że koledzy do nich dołączą. Czułby się pewniej. Zostawianie go samemu sobie zazwyczaj nie przynosi niczego dobrego, a jedynie stanowi idealne podłoże dla nierozważnych pomysłów, które licznie roją się pod rudą czupryną. Spojrzał na kartkę, nawet nie zastanawiając się, że dziewczyna się nie odezwała. Może po prostu nie chce, aby profesor słyszała rozmowę? Siedzą niedaleko biurka, lepiej, by nauczycielka nie wiedziała, jak nieogarnięci są oboje. W szczególności Nei. Który nijak nie skojarzył Margo z pokoju wspólnego. Jego kontakty międzyludzkie w wielu miejscach kuleją, zatem nie powinno nikogo dziwić, że po prostu nie zwraca uwagi na otoczenie, póki otoczenie nie zaciekawi go w sposób wyjątkowy czy nie kopnie w tyłek, zmuszając do interakcji. Jak było tym razem. Położył rękę na dłoni Margo i delikatnie zabrał pióro spomiędzy jej palców. Po gładkiej skórze dziewczyny przesunęła się papierowa, ściągnięta tkanka blizn, pokrywających prawą kończynę rudzielca. Zapewne gdyby miał swoją torbę, sięgnąłby po własny kałamarz, tak musiał korzystać z przyborów koleżanki. Nie pomyślał odpowiedzieć, jak wcześniej. Zwyczajnie dostosował się do "rozmówczyni", odpisując na tej samej kartce. Nie. Ale chciałbym, by to było coś popisowego. Zawahał się, zanim dopisał. Masz ładne pismo. Odłożył pióro w poprzek pergaminu i cofnął rękę, dając jej znak, że może teraz się sama odezwać. W sali było dość chłodno, zatem wsunął dłoń pod szatę, by ją nieco ocieplić. Póki kociołki nie stoją na ogniu, a tańczące płomienie nie rozgrzewają klasy, musi ratować się mundurkiem.
Malcolm po dość smacznym obiedzie zasępił się — miał teraz Eliksiry. Jakoś nigdy go to za bardzo nie kręciło, kręcenie w kotle. Matka i siostra tworzyły cudne magiczne płyny, z recept i przepisów przekazywanych z matkę na córkę. On jak pewnie się domyślacie, nie był żadną z nich. Jonson wchodząc do zimnej klasy, przywitał się skinieniem głowy z nauczycielem oraz pomachał do @Margo Hayder. Może jakoś przetrwa tę lekcję...
Szczęście: 4 Koncentracja: 3 Pkt w kuferku: 0 :)
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie był to szczególnie fortunny dzień na zajęcia z eliksirów. Po ostatnim meczu towarzyskim czułem, że jeszcze dosłownie chwilka, a stracę cały zapał do tego sportu. Katastrofa wieńcząca spotkanie mieszanych drużyn nie napawała optymizmem i sprawiła, że naprawdę przestałem czuć się bezpieczny w powietrzu. Nic więc dziwnego, że nie mogłem przestać o niej myśleć, gdy tak zamyślony wpełzłem niespiesznie do klasy eliksirów. Nie zwróciłem nawet uwagi na panujący wokół chłód. Dopiero lekkie drżenie ramion pomogło rozeznać mi się w sytuacji. Machinalnie potarłem dłonie, niepewien czego mam się spodziewać na zajęciach Sanford. Darzyłem eliksiry szczerą niechęcią, więc sam nie wiedziałem dlaczego sobie ich nie odpuściłem, zwłaszcza teraz, gdy po feralnym meczu nie miałem głowy do takich głupot jak odpowiedni kolor wywaru. Zmuszałem się do zachowania skupienia, chociaż moje myśli naturalnie trochę błądziły.
Na lekcję Eliksirów zawsze miała ochotę. Poprawiały jej zawsze humor i nie ukrywała, że może to będzie droga jaką będzie chciała podążać po szkole. Gdy usłyszała, że zajęcia z jej ulubionego przedmiotu w końcu się odbędą spakowała szybko potrzebne materiały i ruszyła w stronę klasy. Profesor Sanford była nielicznym nauczycielem, którym darzyła szacunkiem i sympatią. Prawdopodobnie tylko z powodu tego czym się zajmowała i uczyła, ale jednak. Podczas drogi nawet oszczędziła wrednych spojrzeń w stronę jakiś pierwszorocznych szlam. W sumie nawet ich chyba nie zauważyła. Weszła do dość sporej klasy. Pomieszczenie miało swój nadzwyczajny klimat, który Eithne zawsze doceniała. Co prawda o tej porze roku można było poczuć na skórze zimno, ale ślizgonce to nie przeszkadzało. Rozejrzała się po sali i odnalazła wzrokiem puchonów i krukonów. Nikogo znajomego. No cóż, trudno. Przynajmniej nikt nie będzie jej przeszkadzał. Usadowiła się z tyłu klasy, tak jak to zazwyczaj bywało, wyjęła książkę i zaczęła czytać, by zabić czas. Szczęście: 5 Koncentracja: a niech będzie 10, najwyżej zostanie obniżone Pkt w kuferku: 5
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Czuł się trochę niezdecydowany - z jednej strony ambicja nakazywała mu pojawienie się na zajęciach z eliksirów, z którymi zwyczajnie sobie nie radził i każda wskazówka była niezwykle cenna. Z drugiej była to lekcja wymagająca jakiegoś zaangażowania, bo w innym wypadku łatwo można było spowodować wybuch kociołka, a już na pewno wydzielanie się dziwnie pachnących oparów... Należy zaznaczyć, że kreatywność Clarke'a, mimo kiepskiej kondycji psychicznej, (a może właśnie dzięki niej? Clarke lubił skupiać na sobie uwagę, więc w innym wypadku takie myśli wcale by mu do głowy nie przyszły) się doskonale; wymyślił więc sobie, że wykorzysta czapkę niewidkę, którą podarował mu Leonardo na święta, a której jeszcze nie miał okazji solidnie przetestować. Czapka niewidka nie dawała stuprocentowej niewidzialności, ale przewagą Ezry było to, że nikt nie mógł się spodziewać tak durnych pomysłów i nikt nie szukał studenta pod lekkim rozmazaniem obrazu. Ezra postanowił usiąść zatem gdzieś pod ścianą, (ale najlepiej w pierwszym rzędzie, by zminimalizować ryzyko rozpoznania, bo kto zajmował miejsca na przodzie sali?) żeby nikomu nie przeszkadzać i nie zrodzić wątpliwości, co do kondycji wzroku. Po drodze zauważył kilka znajomych osób i nie byłby sobą, gdyby przechodząc nie załaskotał lekko @Margo Hayder, żeby zwrócić jej uwagę. W tym wypadku na wyjątkowo dotykalską nicość. Nieustannie wodził spojrzeniem po ludziach i przedmiotach obecnych w klasie, nie potrafiąc skupić się na jednym obiekcie. A nawet gdyby próbował, miał wrażenie wiszącego gdzieś nad jego głową zmęczenia. Jakby taki wysiłek miał całkowicie wyczerpać jego pokłady energii na ten dzień...
Trixie wręcz nie mogła się już doczekać. Odkąd profesor Sanford ogłosiła zajęcia, Gryfonka nieustannie trajkotała biednej @Demetria O. N. Travers o cięciu, ucieraniu, mieszaniu i innych czynnościach związanych z eliksirowarstwem. Jej kuzynka, jako osoba, która z tworzeniem wywarów nie miała wiele wspólnego, zapewne jedynie kiwała głową i wydawała z siebie odpowiednie dźwięki we właściwych momentach. Tylko i aż tyle, aby Trix poczuła się słuchana. Nie potrzebowała dyskusji z prawdziwego zdarzenia. Niestety, wyraźnie pragnęła towarzystwa Nyree, gdyż zaciągnęła ją pod klasę bez pytania jej o zdanie, jęcząc rozpaczliwie, że po tym okropnym meczu towarzyskim nie chce spuszczać jej z oczu nawet na sekundkę. Ciekawe, jak długo wytrzymają w takim układzie. Usiadła gdzieś na przedzie klasy i dopiero, gdy Demi opadła na miejsce obok, rozluźniła uścisk dłoni. Zachowywała się trochę tak, jakby niedowierzała, że dziewczyna nie zwieje, kiedy tylko ją puści. W międzyczasie zaryzykowała rozejrzenie się po klasie i przywitawszy się skinieniem z każdym ze znajomych, ale nie znalazła w klasie @Ezra T. Clarke. Faktycznie nie przyszło jej do głowy, że może wpaść na taki pomysł, więc wkrótce odwróciła się przodem do nauczycielki. - Myślisz, że przeżyjesz? – Podpytała Demi, ale chyba tylko po to, aby zatuszować smutek związany z tą Ezrową nieobecnością. Czekała na początek zajęć.
Brr, eliksiry. Na samą myśl o tej lekcji robiło jej się trochę niedobrze i nie była to kwestia jej widzimisię. Niektórzy nie lubili tych lekcji 'bo nie', a ona miała bardzo dobre powody do tego, aby mieć uprzedzenia do tych wszystkich fiolek, substancji... Jej niechęć pojawiła się kilka dni po wypadku z ojcem, a powód znała chyba jedynie jej matka plus prawdopodobnie Rayner, a szkoda. Może dzięki temu @Trixie N. Travers nie ciągnęłaby jej tak na tą lekcję. Niby mogła się mimo wszystko nie zgodzić, uciec lub gdzieś się przed nią schować, jednak wiedziała jak rzadko kuzynka pojawia się na lekcjach, a chęć przyjścia na jakiekolwiek były świętem. A więc przyszły razem do tych zimnych lochów, aby móc się edukować w tym jakże zdradliwym kierunku, zrobienie jednej rzeczy nie tak mogło zepsuć wszystko, zresztą jak w innych dziedzinach, ale wiadomo, uprzedzenia robiły swoje. Westchnęła ciężko, jednak ignorując swoje myśli o natychmiastowej ewakuacji, zajęła jedno z wolnych miejsc, niestety dzięki kuzynce tuż przy nauczycielce, aby Sanford miała jeszcze większy wgląd w jej prawdopodobną porażkę. Korzystając z chwili w której @Riley Fairwyn na nią spojrzał pomachała mu na przywitanie. Cóż, tym razem nie będą pracować razem, a wychodziło im to naprawdę dobrze, oby tak samo było z Trixie. - Moja głowa póki co ma się dobrze - powiedziała, może trochę za cicho, dobrze, że Nyx nie wypytywała ją za bardzo o jej stan, bo to co powiedziała, odpowiadało stanowi fizycznemu, psychicznemu już mniej. Dzięki masakrze na drugim meczu mogła chociaż to jakoś ukryć, ale czy powinna coś ukrywać przed rodziną? Robiła to już od dawna ale... czy warto w tym trwać? Musiała jeszcze nad tym pomyśleć, ale to już po lekcji, teraz starała się jak najbardziej skoncentrować na nie zepsuciu czegoś co mieli już za chwilę robić.
Zdecydowanie nie mógł pozwolić sobie na ominięcie zajęć z eliksirów, dobrze wiedząc, że zakres jego umiejętności z tego przedmiotu pozostawiał wiele do życzenia. Od zawsze czuł się lepiej machając różdżką na lewo i prawo, aniżeli z przymusem ślęczenia nad kociołkiem. Odmierzanie składników czy rozwodzenie się nad techniką mieszania nigdy szczególnie go nie fascynowało, ale był na tyle ciekawy świata, że nie zmykał się na zwykłym To jest nudne. Nie podoba mi się!, a raczej we wszystkim szukał chociaż odrobiny interesującej dla siebie kwestii. Został trochę dłużej w dormitorium, rozpaczliwie szukając zapasowego pióra, po tym, jak jego główne uległo zniszczeniu w dość okrutny sposób. W poszukiwaniach absolutnie nie pomagał mu bałagan, którego nie miał czasu uprzątnąć (a który generował się naprawdę często, zważywszy na to, jak często @Jack Moment grzebał w jego rzeczach), a już tym bardziej łaszący się kot, który wyjątkowo dzisiaj miał swój dzień miłości i zamiast siedzieć na łóżku i mieć wszystko w poważaniu, tak jak zawsze, domagał się uwagi. Trudno było przekopywać się przez stos rzeczy jedną ręką, podczas gdy druga drapała natrętnego Shakepawa za uchem. W końcu jednak zebrał się do kupy i miał wychodzić z pokoju, gdy… westchnął. Znowu zapomniał rzeczy. Pozwolił sobie sprawdzić czy w torbie @Neirin Vaughn były wszystkie potrzebne przybory, a następnie ruszył do sali eliksirów, opakowany w dwa bagaże. Przywitał się kulturalnie z profesor Sanford, by zaraz zająć miejsce obok rudzielca, kładąc mu torbę tuż przed nosem. - Zapominalski! – szturchnął go zaczepnie w ramię, uważając, by nie zrobić tego zbyt mocno. – Nawet nie przepakowałeś sobie książek z wczorajszego dnia, Nei! Choć muszę przyznać, że pewnie byłbyś zdolny poradzić sobie na lekcji eliksirów z podręcznikiem do mugoloznastwa, hm? – zagadnął go wesoło, natychmiast wpadając w słowotok, jak zawsze. – Pozwoliłem sobie wrzucić ci tam odpowiednie książki i dodać trochę pergaminów, bo zauważyłem, że ci się kończyły. Za to zazdroszczę ci aż dwóch zapasowych piór! Po ostatniej lekcji ułamałem swoje własne… tomiszcza do historii magii są tak ciężkie i obszerne, że nie miało najmniejszych szans! Prawdziwe bestie… gorsze, niż te gryzące książki do opieki nad magicznymi stworzeniami, choć te pewnie ci się podobały? – był bardzo ekspresyjny, gdy mówił. Zmieniał mu się wyraz twarzy, odpowiednio modulował głos czy chociaż najzwyczajniej w świecie gestykulował, kończąc wszystko przesympatycznym śmiechem. Zwrócił głowę w stronę @Margo Hayder, nie wahając się, by przywitać również ją. - Hej, Margo! Co tam słychać? – uśmiechnął się do niej sympatycznie. Nie mieli zbytniej okazji pogadać… choć źle. Nigdy nie mieli okazji „pogadać”… powiedzmy więc, że nie mieli wielu okazji, by spędzić wspólnie czas, ale Liam nie był tak upośledzony społecznie, by nie kojarzyć ludzi z własnego domu, choćby z twarzy. – Widziałem cię na meczu. Co prawda tym razem nie poszło nam tak, jak byśmy chcieli, ale i tak miło oglądało się ciebie na boisku! – docenił wkład dziewczyny w rozgrywkę, nie przestając się delikatnie uśmiechać.
Szczęście: 3. Koncentracja: 6. Pkt w kuferku: 0, hehe.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Eliksiry nie były ulubionym przedmiotem Mefisto - a szkoda, bo przecież miał z nimi sporą styczność. Co miesiąc regularnie faszerował się wywarem tojadowym, a i nieobce były mu lecznicze cudeńka (wiggenowy, czyszczący rany, napar z dyptamu i sproszkowanego srebra). Koniec końców do Sanford zaglądał niewiele rzadziej niż do Blanc; obie kobiety w obowiązkach zawodowych wpisane miały udzielanie mu drobnej pomocy, w razie konieczności. Wszystko zatem wskazywało na to, że wypadało się okazjonalnie na zajęciach pojawić, pomieszać trochę w kociołku i być może pochłonąć jakąś wiedzę. Rzecz w tym, że Mefisto zwykle po prostu nie chciało się chodzić na lekcje, które go niezbyt interesowały - jego ambicje uciekły w zupełnie inną stronę. Pojawiał się wtedy, kiedy miał dobry humor i mógł liczyć na jakieś ciekawe towarzystwo; Nox potrzebował czegoś więcej, co zachęci go do zabawy w małego eliksirowara. Tego dnia akurat miał niesamowity zastrzyk energii, która zupełnie znienacka powróciła do niego po ostatniej pełni. Często tak miał, jak gdyby po chwili odpoczynku musiał odżyć, ale tak z przytupem. Ominął jakieś nudne lekcje, rzucając ewentualnym zainteresowanym wymówkę pod postacią „muszę zaczerpnąć świeżego powietrza”, a potem po prostu poszedł pobiegać. Nie przeszkadzała mu ani minusowa temperatura, ani zamarznięta w niektórych odcinkach trasa - ślizganie się uznał za interesujace urozmaicenie standardowej przebieżki. Zrobił kilka kółek, w pewnym momencie przestając liczyć; przemknął przez fragment Zakazanego Lasu, zaczynając już odczuwać szczypiący go po twarzy mróz. Jak się okazało, całkiem beznadziejnie stracił poczucie czasu i została mu jedynie chwila do zajęć, na które przecież rano obiecał sobie przyjść. Pomknął więc do kącika Slytherinu, wywalając na podłogę większość książek z regału (nie pasowało mu zupełnie to durne wejście do Pokoju Wspólnego). Wziął najszybszy prysznic swojego życia, a potem z bezczelną premedytacją zignorował zawieszony przy łóżku mundurek, tak ślicznie wyprasowany przez hogwarckie skrzaty. Założył ciemne spodnie i szarą bluzę bez kaptura, pamiętając o tym jak niewiele wagi Sanford przykłada do tego typu drobiazgów. Zgarnął podręcznik o niemal nieistniejących śladach użytkowania, jakieś skrawki pergaminu, pióro i niewielki kałamarz. Różdżkę wsunął do kieszeni spodni. I to wszystko było w biegu. Mefisto zwolnił tylko wtedy, kiedy potrzebował odrobiny rozciągania po bieganiu - a i to niewiele dało w kwestii przyspieszonego oddechu. Do sali wszedł energicznym krokiem, zaczesując ociekające wodą włosy do tyłu; niczym nażelowane ładne trzymały się z dala od jego twarzy, oczywiście za wyjątkiem kilku nieznośnych kosmyków, które postanowiły naznaczyć skórę na czole kropelkami wody. Nox ogarnął czujnym spojrzeniem klasę, ale jak się okazało - nie musiał daleko iść. Wskoczył (dosłownie, stając) zwinnie na krzesło obok @Margo Hayder, przysiadając sobie zaraz z nogami zaplecionymi na kokardkę. Oczywiście usadowił się przodem do niej, tak więc uśmiechnął się lekko pod nosem i odrzucił swoje jakże niezbędne przybory na ławkę. - Hej, piękna - przywitał się, z jeszcze cieniem zadyszki w głosie. Od razu wiedział, że miejsce wybrał idealne, bo w zaszczytnym otoczeniu Puchonów. Gdy złapał dwa oddechy, zwrócił większą uwagę na ławkę z tyłu, najwyraźnij dosiadając się właśnie wtedy, kiedy temat rozmowy zszedł na quidditcha. - Albo już się nie rozdrabniajmy - hej, piękni - poprawił się słodko, przesuwając spojrzeniem po siedzących tam panach i zupełnie przypadkowym przypadkiem spojrzenie zawieszając ostatecznie na @Liam A. Rivai.
Margaret kojarzyła za to większość uczniów, zwłaszcza tych w swoim wieku, których zdołała obserwować przez pierwsze lata swojej nauki. Nie odzywała się do ludzi, nie miała przyjaciół, więc po prostu się im przyglądała, wyobrażając sobie, że rozmawia wraz z nimi o pogodzie czy kolejnym teście z transmutacji lub zaklęć. Dopiero niedawno coś się zmieniło, a ludzie zaczęli do niej lgnąć jak dementorzy do szczęścia, czego nie rozumiała. Taki obrót spraw nawet jej się podobał, choć utrudniona komunikacja zaczynała męczyć. Może powinna sobie zrobić tabliczki ze standardowymi zwrotami jak „cześć” lub „nie mówię”? Zdziwiona spojrzała na Neirina, uświadamiając sobie, że nie miał ze sobą rzeczy dopiero w momencie, kiedy zabierał jej pióro. Automatycznie cofnęła rękę, zostawiając mu swoją własność do dyspozycji. Nie przywykła do takich zachowań, bo ludzie zwyczajnie ją do tej pory unikali. Uśmiechnęła się, odczytawszy jego wiadomość i dopisała pod spodem: Dziękuję, po czym: Moglibyśmy uwarzyć gorącą herbatę. Dlaczego w tej klasie było aż tak zimno? Nawet jeśli nie należało się spodziewać czegoś lepszego po lochach sąsiadujących ścianami z domem trytonów, to jednak szkoła powinna zadbać o komfort uczniów. Aż współczuła Ślizgonom, którzy mieli dormitorium pod ziemią. Puchoni przynajmniej sąsiadowali z kuchnią, z której dało się wyczuć ciepło i zapach przygotowywanych potraw. W międzyczasie w klasie pojawił się @Malcolm Braian Jonson, do którego się uśmiechnęła i skinęła mu głową na powitanie, nie ruszając się jednak z miejsca. W przeciwieństwie do niej uciekł jak najdalej od nauczycielki. Spojrzała na nią, zastanawiając się, jaką lekcję wymyśliła tym razem. Ostatnio coraz częściej zajęcia wyglądały nietypowo, by przyciągać uwagę znudzonych uczniów i studentów, więc trochę się obawiała. Ale przecież tak bardzo ceniła mikstury! Również największe rozrabiaki zdawały się bardziej skupiać uwagę na lekcjach profesor Sanford, bo wiele eliksirów przydawało im się do kawałów. A skoro o łobuzach mowa, to Margo wręcz podskoczyła na krześle, gdy @Ezra T. Clarke ją połaskotał. Rozejrzała się wokół, szukając sprawcy, ale nikogo nie spostrzegła, bo Krukon zdążył się już zlać ze ścianą. Spojrzała więc, czy to przypadkiem nie @Neirin Vaughn był sprawcą całej sytuacji, ale zwątpiła, bo ten był już zajęty rozmową z kimś innym, a przy okazji odzyskał swoją zapomnianą torbę. A może to @Liam A. Rivai ją „zaatakował"? Zrezygnowała jednak z poszukiwania łaskoczącego zbrodniarza i uśmiechnęła się miło do przybyłego Puchona. Brakowało zatem ostatniego członka żółtego pakietu, ale i tak było zaskakujące to, że w lochach znalazło się wielu uczniów. Pokazała mu kciuk uniesiony do góry jako odpowiedź na to, co słychać, choć nieco już zamarzała. Napisała więc szybko notkę do Liama (Dzięki, może następnym razem pójdzie nam lepiej) i, biorąc przykład z Neirina, ukryła dłonie w szacie, by nieco je ogrzać. Jednak nie na krótko, bo gdy na krzesło tuż obok niej wskoczył @Mefistofeles E. A. Nox, zlustrowała go uważnie spojrzeniem, po czym sięgnęła znów po pióro i pergamin i napisała mu wiadomość. Wcisnęła mu kartkę w ręce w momencie, gdy witał się z kolegami tuż za nimi (Mogłeś się wysuszyć, przeziębisz się). Nawet nie wiedziała, dlaczego tak się tym chłopakiem zmartwiła. Może troskę wywołało wspomnienie tego, jak wyglądał na zajęciach u Swanna, choć przyczyna była zupełnie inna.
Szczęście: 2 Koncentracja: Δ = Neirin^2 - 4 x Ezra x (Mefisto + Liam) = 1* Pkt w kuferku: 6
*Wiem, że wzór na deltę nie ma nawiasów, ale za dużo ich tutaj >:C
Trudno ukryć, że eliksiry były wciąż dla mnie odskocznią od codzienności. Zaszywałam się między kociołkami i ingrediencjami, na moment zapominając o wszystkich bolączkach, o nadmiarze pracy - w konkretnym momencie liczyło się tylko stu procentowe skupienie na przyrządzeniu idealnej substancji. Pojawiłam się w klasie odrobinę za wcześnie - bynajmniej nie oczekując nowych wyzwań (wiedziałam, że w kwestii eliksirów szkoła raczej mnie nie zaskoczy), ale licząc na chwilę spokoju w otoczeniu parujących naparów i rzadkich składników. Skinąwszy głową w stronę kilku(nastu?) znajomych twarzy przeszłam przez salę zajmując miejsce z tyłu i na moment zagłębiając się w podręczniku.