W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Eliksiry
Wchodzisz do Klasy Eliksirów, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Eliksiry. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Sava Raynott oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z eliksirów można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. (odp - eliksir Wielosokowy) Jakie działanie ma ten eliksir? (na godzinę zmienia osobę, która go wypije, w kogoś innego - kawałek ciała tej osoby musi znaleźć się w wywarze). 2 – Podaj właściwości fizyczne eliksiru Słodkiego Snu. (odp. biały, gęsty, zapach cynamonu) Jak można go podawać? (doustnie, poprzez nasączenie pokarmu lub dolanie do napoju) Jakie są jego skutki? (sen bez snów) 3 – Jak poznać, czy Armortencja jest uwarzona prawidłowo? (odp. blask bijący od wywaru, para unosząca się w charakterystycznych spiralach) Jaki jest zapach Amortencji? (każdy odczuwa go inaczej, woń kojarzona z zapachami, które wydają się dla danej osoby najprzyjemniejsze) 4 – Podaj cztery składniki Eliksiru Skurczającego. (odp. korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura, sok z pijawek) Jakie jest antidotum na ten eliksir? (Wywar Dekompresyjny) Działanie jakiego, innego niż Skurczający, eliksiru niweluje to samo antidotum? (Eliksiru Rozdymającego) 5 – Opisz działanie wywaru Tojadowego i podaj, jaki składnik niszczy działanie eliksiru (odp. działanie - wilkołak podczas przemiany zachowuje świadomość i ludzki umysł; cukier) Przez kogo został wynaleziony? (Damokles Belby) 6 – Ile trwa przyrządzenie Veritaserum? (pełny cykl księżyca) Co to za eliksir? (najsilniejszy eliksir prawdy) Podaj nazwę antidotum. (nazwa antidotum nie jest znana)
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź Bełkoczący Napój. 2 – Przyrządź eliksir Młodości. 3 – Przyrządź eliksir Muzyczny. 4 – Pogrupuj składniki według kolejności, w jakiej dodaje się je do eliksiru Ridikuskus. 5 – Ze składników wybierz te, które potrzebne są do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. 6 – Przyrządź eliksir Kłopoczący.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - eliksiry:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
/@Clarissa R. Grigori profesor Nicoline uderzy w Ciebie zaklęciem. Ponieważ nie byłaś w Loży Specjalnej możesz założyć, że "kostka" nauczycielki, to po prostu 2/
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Ledwie zrobiła eliksir, a już Profesor Nicoline dobierała ich w pary. Była bardzo ciekawa z kim będzie pracowała. Słuchając jak czyta wszystkie pary wpatrywała się w nią swoimi oczkami czekając na jej kolej. Niestety, została pominięta. Zdziwiona ty faktem skierowała swoje kroki do profesor. Chciała przypomnieć jej o swoim istnieniu. Miała nadzieję, że zauważyła już wcześniej, że pracowała wraz z Carmą i to właśnie z nią będzie w parze. W końcu eliksir Carmy się nie udał i wyglądała jak Fel. Nie wyobrażała sobie jednak aby miała taki wygląd na stałe. Nie spodziewała się jednak, że nauczycielka postanowi osobiście być parą dla Clari. Przytaknąwszy głową i po przełknięciu śliny zabrała ubranie ognioodporne i skierowała się z powrotem na swoje stanowisko. Tęsknym spojrzeniem obdarowała współlokatorkę i zabrała się za zakładanie tego cuda. No cóż... Wyglądała w nim komicznie. Strój nie był na nią idealny, a wręcz za duży. I to o dobre cztery rozmiary. Czyżby nauczycielka zrobiła to specjalnie? Niepewnie stanęła na przeciwko nauczycielki trzymając kombinezon za boki. Kilka razy o mało co by się wywróciła. No nic, wracając do zadania.... Była pewna swojego eliksiru. Wiedziała, że zrobiła go dobrze, jednak gdy nauczycielka rzuciła w nią zaklęciem po chwili poczuła ciepło. Nie powinna go czuć po wypiciu mikstury. Coś najwidoczniej było nie tak z nią. Zbyt szybko wyparowywała po zetknięciu z ogniem. Dobrze, że miała ten kombinezon. Bez niego pewnie nieźle by się poparzyła.
Podobało jej się siedzenie samej. Nie musiała się do nikogo sztucznie uśmiechać i przytakiwać. No może z wyjątkiem Lucasa i Vittori. Z nimi mogłaby siedzieć na zajęciach. Dziś jednak... No cóż. Potrzebowała chwili dla siebie. I dostała ją. Po przygotowaniu eliksiru była naprawdę z siebie dumna. Nie spodziewała się jednak, że profesorka dobierze ich w pary. Jej przypadła jakaś gryfonka. Lilith była by najlepszym rozwiązaniem, ale nie... No właśnie. Nawet nie pamiętała imienia i nazwiska. Chwila. Czy to była... Harisa... Hariena... A! @Harriette Wykeham. Nie dość, że młoda gryfonka to jeszcze wyglądała jak dziesięcioletnie dziecko. Spojrzała na nią uśmiechając się ironicznie po czym założyła kombinezon. Może i ufała swoim zdolnością i wiedziała doskonale, że eliksir jest dobry, jednak nie ufała tej małej. Niech tylko jej coś zrobi, a popamięta ją. Może i nie było to podobne do Oriane, ale ostatnio bardzo się zmieniła. Nie mogła znieść gryfonów jak i puszków. Krukoni jednak jej nie przeszkadzali. O dziwo kombinezon pasował na nią idealnie więc nie było tak źle. Stanęła na przeciwko tej małej i zakładając ręce na biodrach czekała aż rzuci w nią zaklęciem. Gdy to się stało nie poczuła nic. Z początku. Eliksir najwidoczniej nie był tak doskonały jak myślała i miał swoje braki. No cóż, nawet najlepszym się zdarzy.
Czy to naprawdę było takie trudne? Tak. Mimo, że dziewczyna znała ten eliksir to nie znaczy, że umiała go stworzyć na zawołanie. Dzisiaj przeszkadzało jej niewyspanie, jak zwykle i teraz nie miła nauczycielka zaniżająca niską samoocenę Jolene, która ostatnio była w dołku obojętności, a kiedy dopadało ją zmęczenie to już wyjść się nie dało, nawet po drabinie. Zapewne pani profesor maczała palce w popsuciu niektórych eliksirów. Ładna, mała, sprytna i wredna - Slytherin, jakby nie inaczej. Westchnęła. Przecież to też był jej dom i Lancaster nie uważała się za wredną osobę. Nie była taka. Chyba... Skupmy się na ogniu, bynajmniej inne żywioły nie istniały dla profesor West. Podobnie było w jej dawnej szkole Red Rock, wiele osób ciągnęło do ognia, niczym ćmy. Pary, pary... tylko nie pary. Została przydzielona do krukonki, która była na jej roku, czyli Lancaster powinna ją kojarzyć, chociażby z wiedzenia. Niestety miała takie luki w pamięci, że... a już wiedziała. To ta irytująca krukonka, której wszędzie pełno. Skąd ona bierze tyle pozytywnej energii? Może ćpała jakieś zielsko, albo popijała eliksiry w zaciszu swojego dormitorium? Po prostu smutny człowiek, to człowiek, który irytuje się ludźmi wesołymi. Regułka, łatwa do zapamiętania. Znaczy ślizgonka tak miała. Była Carmą, co było dziwne. Chociaż krukona grzeszyła urodą. No i na szczęście nie zmieniła się w chłopaka. Mogło być gorzej, a nawet jej się podobał nowy wygląd. Nagle na Jolene rzuciła się jej partnerka. Lancaster stała nieruchomo, jak posąg. W ogóle zaskoczona, że ktoś od tak postanowił ją przytulić. - Na pewno. - Potwierdziła jej słowa, nie za bardzo pewna czy obie przeżyją tą lekcje. Dobrze, że chociaż strój pasował na @Leila Cameron idealnie. Ślizgonka ustawiła się na przeciw krukonki i machnęła różdżką wypowiadając odpowiednie zaklęcie. Relashio! Coś poszło nie tak, mimo, że ogień leciał prosto do celu nagle zawrócił i uderzył w Jolene, spalając większość część górnej odzieży. Po koszulce... Najgorsze było to, że ukazały się jej prawie nagie piersi. Zasłoniła je rękoma. - Teraz mi przydałby się ten kombinezon.
kostka Leili Cameron: 4
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Ucieszyła się, gdy usłyszała, że zarobiła 10 pkt dla Ravenclawu. Zawsze miło było być docenionym po wysiłku włożonym w odpowiednie przygotowanie do zajęć. Naeris spojrzała na tę połowę klasy, której się nie udało, a którą łatwo było... dostrzec. Profesor Nicoline połączyła ich w pary, więc Krukonka z drobnym onieśmieleniem podeszła do @Lilith Nox. - Cześć, jestem Naeris - powiedziała, wyciągając do niej dłoń. Dość często widywała tę dziewczynę i cieszyła się, że wreszcie może ją poznać. Miała nadzieję, że ona także podziela jej entuzjazm. Ujrzawszy róg na jej czole nie udało jej się powstrzymać parsknięcia śmiechem. - Przepraszam, ale on do ciebie naprawdę pasuje! Poszła po kombinezon i wcisnęła się w niego. Okazał się na nią o wiele za duży, co nie powinno dziwić, bo Sourwolf należała do tych drobniejszych osób. Spróbowała jakoś go na sobie ułożyć, bo wiedziała jak ważne jest by dobrze na niej leżał. W końcu to miała być jej ochrona przed ogniem i chociaż ufała swojemu eliksirowi kombinezon też był ważny. Mimo jej starań strój nadal na niej wisiał. Z westchnieniem rzuciła do swojej towarzyszki: - Wyglądam w tym tak głupio, jak się czuję? Ustawiła się naprzeciwko Lilith. Jedna z dziewczyn głośno protestowała, ale nauczycielka i tak ją zmusiła do włożenia kombinezonu. Dopiero w tej chwili do Naeris dotarło niebezpieczeństwo całej tej sytuacji. Przecież mogła wyjść z takimi poparzeniami, że miesiąc nie wychodziłaby ze Skrzydła Szpitalnego. Poczuła, że pocą jej się ręce, ale nie chciała okazywać strachu i uśmiechnęła się zachęcająco do Lilith. Chciała tym przekazać, że jej ufa i że jest gotowa. Choć sama nie była tego taka pewna.
Strasznie nie lubiła czekać na pozostałych. Kiedy jeszcze uczyła się w domu wszystko było dostosowane do jej tempa pracy. Teraz każdy wykonywał zaklęcia w innym czasie. Chorobliwie irytujące. Zamyśliła się na chwilę, kiedy nagle usłyszała śmiechy innych. Rozejrzała się, żeby zobaczyć o co chodzi i spostrzegła... siebie? Tak, to była ona. Tylko w innym ubraniu i z innym głosem. Super. Jakiś idiota musiał sporządzić eliksir wielosokowy. Przypomniała sobie, że faktycznie przechodziła obok jakiegoś gryfona. Następnym razem powinna związać włosy. Poczuła nieprzyjemne ukłucie kiedy chłopak do niej krzyknął. W pierwszej chwili chciała rzucić w niego jakimś zaklęciem, ale się powstrzymała. - Spróbuj tylko! - Przyłożyła różdżkę do policzka jakby zastanawiała się którego zaklęcia użyć. Co prawda uśmiechnęła się przyjaźnie, lecz jej oczy wciąż groźnie mierzyły Jaya. Nie chciała wszczynać bójek na lekcji, ale widok siebie macającej się był... niezręczny. Patrzyła na chłopaka trochę dłużej niż powinna. To ja tak wyglądam? Przerwała jej profesor West, która odczytała pary. Wspaniale! Miała być w parze sama ze sobą! Podeszła do @Jay Harper próbując nie patrzeć mu/sobie w oczy. W sumie, to jestem całkiem ładna... Kiedy usłyszała co moją zrobić zesztywniała. Jak ma zaufać swoim zdolnościom? Jest beznadziejna z eliksirów. Co prawda akurat ten jej wyszedł, ale znając jej szczęście... No nic. Spojrzała na Jaya/siebie tak jakby miała go zaraz udusić. Koszmar. Sama do siebie będę strzelać... Włożyła kombinezon, który był zdecydowanie za duży. Zebrała jego nadmiar i trzymając go, by się z niej nie zsunął, podreptała na środek sali. - Dajesz! - krzyknęła ochoczo, chodź tak na prawdę miała ochotę uciec stąd jak najszybciej.
Jay pewnie by się nie opanował, gdyby nie usłyszał głosu Sagi, który kategorycznie zabronił mu się macania po cyckach. Westchnął widocznie wielce niezadowolony z tego, bo przecież co miał zrobić? W takim wypadku zrobił coś innego. Bezczelnie pocałował swoją kochaną Lilith w usta. No, teraz będzie mogła w butelkę mówić, że całowała się z kobietą. Saga natomiast miała interesujący widok. Chłopak podszedł do niej z głupim uśmiechem na swojej... Na jej twarzy.... Już się mieszał w tym wszystkim. Szkoda, że nie było tu jakiegoś lustra. Miał ogromną ochotę się obejrzeć. A tak? Jedyne, co mógł zrobić to posłuchać co dokładnie ma do powiedzenia profesor West. Zamrugał zaskoczony słysząc, co ma zrobić. Że co? Wycelować w nią zaklęciem i podpalić. POWAŻNIE?! Co jeśli eliksir jednak nie działa i doszczętnie spali jej włosy czy coś? Nie zamierzał zostać tą ładniejszą Sagą do końca życia... A przynajmniej do końca tych zajęć. Widząc, że ta bez słowa ubrała na siebie kombinezon, a do tego za duży... Coraz bardziej był pewien, że to nie pójdzie zbyt dobrze. I dlatego gdy celował w nią... Tak naprawdę nie miał pojęcia, gdzie celuje. - Relashio – Zaklęcie poleciało, ale minęło dziewczynę uderzając w jakiś regał. Ups! To zdecydowanie nie jest komfortowa sytuacja, ale lepsze już to niż zrobić jej jakąś trwałą krzywdę!
Dziewczyna, która do niej zagadała, nagle całkowicie zamilkła – może jednak ten eliksir wcale nie był taki idealny jak jej wydawało? To jednak już nie był problem Cándidy, szczególnie że profesor podzieliła ich w mniejsze, dwuosobowe grupy. Zmarszczyła czoło, bo podział był dość… specyficzny. Krukonka nie do końca rozumiała, jakim cudem ktokolwiek mógł uwarzyć tutaj eliksir wieloskokowy (czyżby nauczycielka do niektórych kociołków wlała przygotowany wywar dla zabawy?), ale kiedy usłyszała, że ona, jak i kilka innych osób, powinna znaleźć swojego sobowtóra, omiotła spojrzeniem salę. Faktycznie przy jakimś kociołku stała Candy – sama Cándida zwątpiła by w swoją oryginalność, gdyby nie fakt, że na tamtą dziewczynę obecne ubranie było zbyt małe. Krukonka, która nigdy nie zakładała za krótkich bluzek, w tym stroju wyglądała komicznie i utwierdziła się w przekonaniu, że nigdy nie powinna się tak pokazywać publicznie. Zanim ruszyła do swojej pary, odebrała specjalny kombinezon, który niby miał ją ochronić przed ognistym zaklęciem. Zastanawiała się, czemu profesor tak o nich dba, skoro, jak się wydawało, prawie równa połowa uczniów wykonała zadanie poprawnie. Może poprawnie nie znaczy dobrze? Z ubraniem w ręku podeszła do sobowtóra. – Kto nie potrafi uwarzyć prostego eliksiru, a zamiast niego świetnie radzi sobie z wieloskokowym? – Już nie dopytywała, skąd miała jej włos. Może kiedy krzątała się po sali, za bardzo nachyliła się nad tym kociołkiem. Niestety nie pamiętała, obok kogo przechodziła. Zaczęła zakładać strój, jednak gdy próbowała wcisnąć ręce, okazało się, że wzięła zły rozmiar. Próbowała go rozciągnąć, jednak materiał w żaden sposób nie chciał puścić. Przygryzła wargę, kiedy wreszcie zmieściła się cała. Czuła się jednak jak w za małej klatce. Nie mogła ani wyprostować się, ani zgiąć rąk… Przypominała kukłę albo bałwana z drewnianymi rękami. – Chyba wyglądamy tak samo – zauważyła. – Z tą różnicą, że mój strój zakrywa wszystko, twój niekoniecznie – zaśmiała się. Jakby się rozejrzeć – nie tylko ona miała ten problem. Przynajmniej, jeśli strój opina ją dokładnie, mniejsze prawdopodobieństwo, że zostanie poparzona. – W razie czego pamiętaj, Aquamenti – powiedziała jeszcze, głównie po to, żeby dodać sobie otuchy. Nie wiedziała, kto bardziej spanikuje – ona, że się pali, czy jej sobowtór, że podpalił koleżankę.
Nie zorientowała się kiedy czas jej tak szybko minął, patrzyła tylko na wprost siebie gdzieś w stronę tablicy gdy nagle wszystko zburzył słodziutki głosik pewnej Puchonki, już go dobrze znała. - Pewnie że tak! - Już miała ją ucałować, ale taki natłok ludzi sprawił że usiadła z powrotem na miejsce nieco speszona, aż taka odważna to ona niej jest. Serio, wydawało się jej przez chwilę że potrafi to zrobić ale to tylko.. złudzenie, tak - dobrze to nazwała, złudzeniem. - Dobrze tylko że.. ostatnio myślę o tym co się stało, jest mi dziwnie bo dobrze to pamiętam.. wszystko pamiętam z drobnym szczegółem i to mi się.. podobało. - Zarumieniona jak buraczek splotła swoje dłonie i odruchowo zaczęła nimi poruszać, a na dodatek zadrżała niekontrolowanie kiedy tylko dotknęła swoją nogą jej nogi, kolejnym jej odruchem było przygryzienie wargi. Dekoncentrowała ją nieco, ale lubiła tak bardzo jej towarzystwo że nigdy by jej tego nie powiedziała. Po chwili stało się coś dziwnego, Rose zamieniła się w staruszkę? Wyglądała uroczo, jak taka babunia która zawsze jest miła i sympatyczna dla swoich wnucząt. Dotknęła zaciekawiona jej policzka i uśmiechnęła się dodając. - Śmiesznie.. ale wolę Cię w normalnym wcieleniu, przypominasz mi zbyt bardzo moją ciotkę.. a za nią nie przepadałam. - Wzruszyła ramionami splatając pod ławką stopy. Eliksir który wykonała był poprawny, wręcz perfekcyjny.. chyba. Zawsze tak oceniała swoje prace, zawsze miała tą nutkę niepewności dlatego też ubrała za duży kombinezon i czekała na swoją znajomą.
Na słowa Lotki Rose miała ochotę ją utulić i ucałować. Uśmiechnęła się jednak tylko szeroko. - Myślę, że po lekcji możemy o tym porozmawiać. ja też dużo o tym myślałam. - Pogładziła ją po udzie. - Jeśli chcesz, oczywiście. - Już przestała ją gładzić. Co za dużo, to niezdrowo. Roześmiała się głośno na wspomnienie o ciotce. Była wprost rozbrajająco słodka! Wtedy ich miła rozmówka się skończyła, bo trzeba było podejść do kolejnego zadania na tej lekcji. Rose zakręciła nosem, nie podobało jej się to, że musi rzucać zaklęciem w Lotkę. Nie dość, że taka mała i krucha to Puchonka jeszcze tak bardzo za nią przepadała. Po prostu bała się, że zrobi jej krzywdę. A przecież niedawno obiecywała sobie, że nie pozwoli na to nikomu. Nie, na pewno nie stanie jej się krzywda. A jeśli? Nelsonówna nie potrafiła sobie poradzić z tym stresem. Wstała z ciężkim sercem i stanęła naprzeciwko Lotki. Uśmiechnęła, widząc ją w za dużym kombinezonie, to zawsze ją rozczulało i bawiło zarazem. Wyciągnęła różdżkę. - Relashio. - Powiedziała raczej niepewnie i z tego wszystkiego nawet nie trafiła w Lotkę. Cała para zeszła z Rose, ale tylko na ułamek sekundy, bo trafiła w komodę stojącą pod ścianą. Zdusiła w sobie krzyk i podbiegła do Lotki, zzrzuciła z niej za duzy kombinezon, złapała ją za rękę i pociągnęła za sobą do wyjścia z klasy. - Przepraszam! Do widzenia! - Krzyknęła na odchodnym do pani profesor. - Myślę, że możemy porozmawiać teraz, skoro już się widzimy. - Zwróciła się do Lotki i wyszła razem z nią z klasy, nie bacząc na to czy ktoś zwrócił na to uwagę.
- Hej! – krzyknęła w jej stronę i uśmiechając się szeroko. Nie przejmowała się niczym, starała się tego nie robić, dlatego kiedy dziewczyna się zaśmiała nawet nie drgnęła. Była jednorożcem i co z tego? Każdemu może czasem coś nie wyjść, a ona nie miała już siły na załamywanie się. - Wiem – odpowiedziała z dumą wypinając przy okazji pierś do przodu. Musiało to wyglądać komicznie, gdy taka mała gryffonka z rogiem na czole wypina się jak paw w powietrze. - Nie! – powiedziała mało przekonująco. Może i miała lekcje kłamania z Woodsem, ale wcale nie polepszyła się w tym tak bardzo jak by chciała – Nie martw się – dodała po chwili wiedząc, że jej wcześniejsze ‘zapewnienie’, wcale nie wypadło zbyt dobrze – ja też bym się w tym topiła – obie były bardzo drobnej budowy ciała – a oprócz tego, to nie ty masz róg – zaśmiała się pod nosem. Czas przejść od zadania. Bez żadnego strachu, czy obawy rzuciła zaklęcie. Zaufanie krukonki tylko ją zapewniło w tym, że nie ma się o co martwić. Jak się okazało wszystko było w porządku. Eliksir był wykonanie poprawnie i nie wynikły z tej sytuacji żadne komplikacje. Jakby na potwierdzenie, że wszystko dobrze się skończyło, Lilith wyszczerzyła się uroczo do towarzyszki.
Kostka: 3
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Etta, czekając aż inni skończą eliksir, odkrywała zmiany, które zaszły w niej pod wpływem eliksiru. Na przykład miała znów kilka mleczaków – mogłaby jeść mnóstwo słodyczy nie martwiąc się o próchnicę. A jaka miała gładką cerę… W sumie to podobało jej się bycie dziesięciolatkiem. Tymczasem pozostali uczniowie ważyli wszelkiego rodzaju mikstury. Najbardziej szokującym efektem była dla niej przemiana Jaya w @Saga Demantur. Dwie Demantur… jakby świat nie miał już dość jednej. - Stężenie ciebie w tej sali jest stanowczo zbyt wysokie, Herbata – zwróciła się do oryginału – Proponuję żebyś wyszła. Skrzywiła się z obrzydzeniem, kiedy Jay-Saga pocałował swoją dziewczynę. Widok największego wroga obściskującego się z najlepszą przyjaciółką można śmiało zaliczyć do koszmarnych. W końcu nauczycielka podała im kolejne zadanie. Harriette podwinęła za długie rękawy i potykając się w za dużych butach poczłapała w stronę @Oriane L. Carstairs. Nie martwiła się rzucaniem w dziewczynę ogniem. Jak coś pójdzie nie tak to nie będzie jej wina, nie? Nie ona ważyła Ślizgonce eliksir. Spojrzenie, które posłała jej partnerka trochę ją zdenerwowało. Może nie wyglądała, ale nie była już dzieckiem! - Ej! Jestem dobra, okej? – zawołała w jej stronę, chcąc rozwiać jej wątpliwości. I być może przez tę potrzebę udowodnienia, że umie rzucać zaklęcia, coś jej się poplątało. Sama nie była pewna co pokręciła wypowiadając formułę. Coś jednak musiała, bo zamiast ognia z jej różdżki wyleciał strumień wody. Początkowo stała, gapiąc się zaskoczona to na Oriane, to na różdżkę. W końcu, zatrzymując wzrok na niemniej zdziwionej, ociekającej wodą Ślizgonce, wybuchła śmiechem.
Na jej słowa jedynie skinęła głową mając nadzieję, że naprawdę tak jest. Nie chciała aby coś jej się stało. Oczywiście nie była taka jak Katherine, jednak ostatnio coraz więcej rzeczy ją zaczynało denerwować i momentami wychodziła z niej prawdziwa ślizgonka. Denerwowało ją to, jednak nie potrafiła nic z tym zrobić. A może nie chciała? Momentami zaczęła dostrzegać z tego korzyści. Ale wracając do lekcji. Spojrzała na "dziecko" uśmiechając się, mimo wszystko, zachęcająco. Chciała mieć to już naprawdę za sobą i móc wrócić do swej samotni. Nie miała dziś ochoty na kontakty z ludźmi. I... Stało się. Zamiast ciepła poczuła zimno. Z początku sądziła, że właśnie tak ma być. W końcu eliksir tak działał. Jednak gdy w końcu popatrzyła na podłogę zauważyła wielką kałuże wokół niej. No pięknie, ktoś tu pomylił zaklęcia. Pokręciła głową przymykając oczy. Dobrze, że miała to całe ognioodporne ubranie. Tylko ono ucierpiało w tym wszystkim. Zapewne, gdyby stała bez niego i to ona była cała mokra nie... W sumie to nie wiedziała co by zrobiła. W końcu to nie wina tej małej. - A podobno jesteś w tym dobra. - zakpiła wracając na swoje miejsce. Nawet śmiech gryfonki jej nie ruszył. W końcu wyglądała świetnie w tym kombinezonie.
Zamyśliła się i w ogóle nie usłyszała słów dziewczyny, nie miała pojęcia co ta do niej powiedziała. Nie miała jednak czasu, by się nad tym zastanawiać, otóż profesor West zaczęła dzielić ich w pary. Czekała na swoją kolej, było jej wszystko jedno z kim przyjdzie jej dzisiaj pracować. Została przydzielona do @Katherine Russeau– znała ją, była to dziewczyna z jej domu, całkiem nieźle się dogadywały. Można więc powiedzieć, że jej się poszczęściło. - O kurde, coś ci się nie udało – powiedziała, gdy zobaczyła dziewczynę całą owłosioną, starała się powstrzymać śmiech, był to naprawdę komiczny widok. Sięgnęła po kombinezon i zaczęła go zakładać, no cóż nie wyglądał na niej za dobrze, teraz to dziewczyna mogła się z niej pośmiać. Była pewna, że wyglądało to co najmniej śmiesznie. Kombinezon był o wiele za duży i niemal z niej spadał. No cóż, nie zawsze jest wszystko po naszej myśli. Miała tylko nadzieje, że mimo wszystko jej eliksir będzie idealny i nic się jej nie stanie, w końcu ten strój nie zapewniał jej stuprocentowej ochrony. Stanęła naprzeciwko Kath i z grymasem na twarzy czekała na to, co za chwilę się wydarzy.
Każdy nowy dzień był dla Courtney dwudziestoma czterema godzinami, podczas których miała do pokonania jakiś szczebel w drodze do sukcesu. Jeszcze nie wiedziała, na jakim polu ten sukces osiągnie, ale codziennie starała się robić coś, co ją do tego przybliży. Jeden malutki kroczek. Dziś miało być to "pożyczenie" kilku składników do eliksirów, których naturalnie nie miała zamiaru oddawać, bo przecież wkrótce je zużyje. Jednak nie chciała nazywać tej rzeczy po imieniu - kradzież to w końcu takie brzydkie słowo... A te składniki były jej naprawdę potrzebne. Bo tak się składa, że całkiem niedawno dostała list od Cyrusa, w którym prosił o jakąś miksturkę pobudzającą. No przecież nie mogła zawieść przyjaciela! Zwłaszcza, że jakiś tam talent w warzeniu eliksirów miała, więc mogła się przy okazji wykazać. A składniki zostaną jej na dłużej, bo jeśli pożyczy ich sobie trochę więcej niż by wypadało, to w końcu nie wykorzysta wszystkich. Zatem po przeanalizowaniu pomysłu stwierdziła, że posłucha serduszka które podpowiadało, że sytuacja ma więcej plusów i z pustą torebką ruszyła do podziemi. Miała nadzieję ją wypełnić, szczególnie, że akurat skończyło jej się żądło żolibąka. Jej towarzyszką miała być Jolene, na którą obecnie czekała, niecierpliwie stukając czubkiem buta o podłogę. Klasa eliksirów była jedynym miejscem, które przychodziło jej na myśl, kiedy potrzebowała jakiegoś składnika. W zasadzie już wiele razy coś stąd zabrała i z doświadczenia wiedziała, że nie ma co się zachwycać. W Salem znała składy z miksturkami, o których Hogwartczykom zapewne się nie śniło, tak jej się przynajmniej zdawało, ale może zwyczajnie nie znała (jeszcze) wszystkich miejsc?
To trzeci egzamin Holly. Przy pierwszym Holly jeszcze potrafiła się stresować, była przejęta. Drugi egzamin przebiegł jej jak przez mgłę, nie potrafiłaby powiedzieć co się w trakcie jego trwania wydarzyło. Ten nie miał być inny. Ainsworth przychodzi potencjalnie przygotowana. W praktyce nie ma pojęcia co pisze. Wszystko, co przeczytała tkwi gdzieś w jej podświadomości, ale nie potrafi tego z siebie wykrzesać. Jej ręka chodzi sama po kartce. Wywar Tojadowy, wywar tojadowy. Każdy wie czym jest Wywar Tojadowy. Hollywood pisze to, co najpewniej kiedyś usłyszała na lekcji. Słowo w słowo, tak samo. Nie używa swoich zdań. Nie potrafi sklecić nic sensownego. Dlatego w środku odpowiedzi na pytanie widać wtrącenia, których nie przefiltrowała, nie usunęła. Zostały. Holly bardzo chciałaby się postarać. Chciałaby napisać to lepiej, ale ma pustkę w głowie. Nie wie, co z tym zrobić. To, co napisała na kartce wydaje się szczytem jej możliwości. Nie czyta tego ponownie. Jest zmęczona, bardzo zmęczona. Nie ma siły przeciągać wzrokiem po nieskładnych zdaniach jakie naskrobała na pergaminie. Próbuje, ale poddaje się przy pierwszym słowie. Oddaje test niesprawdzony. Przystępuje do zadania praktycznego. Ma pogrupować składniki w jakiejś kolejności. Wydaje jej się, ze słyszy cos o eliksirze Ridikuskus. Wie, ze słyszała tą nazwę, ale nie potrafi jej zweryfikować w pamięci. Bardzo losowo dobiera składniki i ustawia je w sposób mieszany przed sobą. Nie zastanawia się nad ich kolejnością. Ma chore szczęście. Egzamin, nawet praktyczny nie idzie jej tak tragicznie. W pośpiechu poprawia swoje blędy, nie zastanawiając się nad nimi. Patrząc wprost na komisję, przyjmuje ich uwagi do siebie, ale tylko pozornie. Faktycznie, ich słowa odbijają się od niej, a jej oczy, chociaż patrzą w ich kierunku, blądzą gdzieś w sferze jej wyobraźni. Wychodzi. Ocenę otrzymała od razu. Nie ma pojęcia, co to było. Mówili jej, ale nie pamięta. Zadowalający. To był Zadowalajacy.
Eliksiry były ulubionym przedmiotem Jamesa. Ten nawet nie zajrzał do podręczników, które w jakikolwiek sposób miały przedstawić uczniowi choć minimalne tajniki eliksirowarstwa. Chłopak dobrze wiedział, że przepisy na eliksiry, które się w nich znajdują nigdy nie wychodzą idealne. Zawsze im coś brakuje. Jako iż chłopak czuł się pewnie z eliksirów, nie miał żadnych obaw co do swojej oceny - oczekiwał słusznie na stopień "wybitny". Zresztą, zasługiwał na niego. Wszedł do klasy, tarmosząc skrawek swojej śnieżnobiałej koszuli. Wiedział, że dobrze mu pójdzie, ale i tak się stresował. Wylosował jedno z pytań z czary, na której połyskiwał napis "teoria". " Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. Jakie działanie ma ten eliksir?" przeczytał w myślach James. - To... to są ingrediencje Eliksiru Wielosokowego. A jeśli chodzi o jego działanie... Na jedną godzinę zmienia on pijącego w inną osobę. Jednak, ten eliksir nie służy do transmutacji zwierząt. W wywarze również musi znajdować się cząstka ciała osoby, w którą chcemy się przemienić... Na przykład kawałek paznokcia, czy włos. - powiedział pewnie, uważając, że w ten sposób wywrze lepsze wrażenie na egzaminatorach. Karteczkę z poleceniem wrzucił z powrotem do czarki, a tym razem sięgnął do drugiej, na której również połyskiwał napis, ale tym razem była to "praktyka". Na karteczce widniało polecenie "Przyrządź eliksir Młodości.". James pospiesznie zabrał się do pracy. Krzątał się po sali, odmierzając bardzo dokładnie wszystkie składniki, mieszając w odpowiednich kierunkach i kontrolując temperaturę. Gdy skończył, nadal trochę wywaru do fiolki i przedstawił komisji. Zobaczył nikły uśmiech na twarzy jednego z egzaminatorów i stwierdził, że chyba nieźle mu poszło. Wyszedł z klasy, z szerokim uśmiechem na twarzy, ukazującym jego dołeczki. Dostał "wybitnego" i w tamtym momencie tylko czuł rozpierającą go dumę.
Generalnie Courtney się nie stresowała. Na egzamin z eliksirów wybrała się na pełnym luzie, dobrze znając swoje możliwości i będąc przekonana, że jeden dzień nie odzwierciedli wszystkich jej umiejętności. Wynik, dobry bądź zły, to tylko suma wypadkowych, tak sobie mówiła w razie gdyby odniosła porażkę w ukochanym przedmiocie. Zatem weszła pewnym krokiem do klasy, jednak nóżki się trochę pod nią ugięły, kiedy zobaczyła kamienne twarze egzaminatorów. No nic, dasz radę, powiedziała sobie w głowie i ruszyła przed siebie. Ona miałaby się cykać? Przeczytała pytanie i niemal bez zastanowienia wypaliła: - Generalnie to para powinna tworzyć spirale w powietrzu. Od wywaru powinien bić blask, a odczuwany zapach to kwestia indywidualna. Każdy czuje to, co lubi najbardziej - odpowiedziała bez zająknięcia. Tak się składa, że gdy była jeszcze małolatą, często próbowała uwarzyć amortencję dla koleżanek, więc przepis i charakterystyka nie stanowiły dla niej problemu. Teraz pora na praktykę! Salemka miała wybrać składniki potrzebne do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. Rozejrzała się z czym miała do czynienia, a po krótkiej chwili zawahania wybrała. Egzamin z eliksirów był chyba jedynym, z którego była pewna pozytywnego wyniku. I co się okazuje? Wybitny, ha! Wiedziała! Jest genialna! Miała ochotę rzucić się profesorom na szyję, ale opamiętała się i wybiegła z sali z ego podbudowanym w tym momencie przynajmniej z tysiąc razy. Najważniejszy przedmiot zaliczony, to teraz trzeba uporać się z resztą, która najpewniej nie będzie taka łatwa...
Co do eliksirów Atria nie była tak pewna. Ale też wiedziała, że wie z nich dostatecznie wiele, by spokojnie sobie z nimi poradzić. Teoria kompletnie położyła ją na łopatki. Wiedziała, że chodzi że ma coś wspólnego z pełnią, ale kompletnie nie mogła sobie przypomnieć o co chodzi. Wydukała coś o warzeniu, ale był praktycznie pewnie, że to zła odpowiedź. A zamiast powiedzieć, że to Damokles Belby go wymyślił, to pozmieniała mu imię z nazwiskiem i wyszło Bokles Dalby. Terioa zaś poszła jej wyśmienicie. Eliksir młodości? Nic prostszego. Po odpowiednim czasie profesorowie mogli podziwiać idealnie uwarzony eliksir. Chociaż tyle dobrego.
Weszła tu dosłownie chwilę temu niosąc w ręce jakiś mały plecak. Wprawdzie zamierzała pobyć tu sama, ale w trakcie drogi nagle pomyślała o tym, że zabawnie byłoby spotkać się z Casmirem. Zaskakiwali się nawzajem różnymi dziwacznymi pomysłami na spotkania, teraz była jej kolej. Jak na razie nie udało jej się jeszcze wykombinować jednej rzeczy, którą dla nich planowała - to musiało trochę poczekać, ale mimo to jej głowa była pełna innych pomysłów. Czemu wybrała klasę do eliksirów? Głupie pytanie. Żeby uwarzyć eliksir. A co miała w swoim plecaku? Zioła, pomarańcze, korzenie mandragory. To dla większości czarodziei powinno brzmieć znajomo, a ona szukała tego od bardzo dawna. Nazbierała się, naszukała, trochę podkradła z zapasów nauczyciela eliksirów i proszę bardzo - miała wszystkie niezbędne składniki żeby uwarzyć pewien specjalny eliksir. Pytanie tylko co zamierzała zrobić z kociołkiem pełnym Amortencji? To się okaże. Niezbadana jest trasa jej szalonych myśli.
Czy warto było złazić do lochów i szukać po klasach pewnej uroczej blondynki wiedząc, że może jej tam nie być? Odpowiedź w większości przypadków powinna być negatywna, ale Casimir miał dobry powód by odwołać swoje plany i ruszyć na poszukiwania blondynki. Choć był zdania, że powód ten - odważny list od ślizgonki - nie był pisany serio, to i tak musiał przekonać się na własnej skórze co kombinowała. Plułby sobie później w brodę, gdyby nie przeczesał całego zamku, by ją znaleźć. Wspomniała o eliksirze, więc pomyślał o lochach i salach, gdzie się znajdowały. Brzmiało sensownie. Czując się nie na miejscu wkroczył do podziemi zamku i odnalazł klasę, gdzie uczył się tego przedmiotu. Otworzył drzwi i ku swojemu zdziwieniu rzeczywiście znalazł swój skarb. Stała jak gdyby nigdy nic. Chrząknął, by zwrócić na siebie swoją uwagę, gdyby jeszcze go nie zauważyła. Zaczął iść w jej kierunku. - Dostałem twój list. Był intrygujący - powiedział, nie wiedząc jak inaczej rozpocząć rozmowę. Gadka w stylu "serio chcesz się seksić czy nie?" nie była w jego stylu. Tori powinna o tym wiedzieć, w końcu widziała go próbującego rozmawiać na te tematy w pokoju życzeń.
Kiedy usłyszała kroki na korytarzu już wiedziała, że chłopak ją odnalazł. Nie było w tym nic trudnego, w końcu był inteligentny. Była pewna, że nie minie dużo czasu nim pojawi się w lochach. Dlatego nie zaczęła bez niego. Obserwowała drzwi w oczekiwaniu co jakiś czas odwracając się w stronę kociołka, a gdy ten wszedł i chrząknął od razu się do niego wyszczerzyła. Miała nadzieję, że tym razem nie złapie się na hipnozę. W przypływie jednego ze swoich durnych pomysłów ubrała okulary zerówki jakby to miało w czymkolwiek pomóc. No, ale warto było próbować. - Plan na dzisiaj jest taki. Robimy Amortencję. Zabieramy ją do kuchni. Pieczemy ciastka z amortencją. Rozsyłamy znajomym i wrogom, a potem się z nich nabijamy - Propozycja seksu to nie była, ale chyba mimo wszystko brzmiało to całkiem ciekawie, prawda? Mogło być na prawdę zabawnie. Choć był w tym wszystkim jeden szkopuł. Ją to bawiło, bo była ślizgonką. Jak na taki pomysł zareaguje gryfon?
Okulary nic nie zmieniały. Nadal czuł niesamowitą rześkość w ciele, gdy na nią patrzył, zwłaszcza wtedy, gdy ona odpowiadała swoim spojrzeniem. Wydawało mu się, że działo się to odrobinę częściej niż przy poprzednich spotkaniach, dlatego też nie mógł zebrać w sobie odpowiedniej siły, by stanowczo powiedzieć, że pomysł zatruwania znajomych amortencją mu się nie podoba. Znalazł się w sytuacji, w której odmówić nie był w stanie, a zgodzić się nie mógł. Wybrał więc trochę inne podejście. - Problem w tym, że to nie ma prawa się udać. Amortencja ma specyficzny zapach, dla każdego inny. Nawet mało bystry osobnik zorientuje się, że ciastko nie może pachnieć trawą - powiedział, licząc na to, że w jakiś sposób będzie w stanie przekonać ją do zmiany planów. Podszedł do kociołków, przyjrzał się kotłującej się w środku substancji, pokiwał przecząco głową.
To faktycznie działo się częściej. Nie mogła się po prostu powstrzymać. Nie powie tego na głos, ale Casmir bardzo podobał jej się fizycznie i po prostu chciała na niego patrzeć. Nie tylko na czoło, brodę czy uśmiech. Też w oczy, które zawsze były zwierciadłem duszy i mogły tak wiele o człowieku powiedzieć. I dlatego z jednej strony starała się nie łapać go na hipnozę. Z drugiej jednak w pewnym sensie to ona się łapała na jego urok. I nie mogła wyjaśnić sobie czemu to się stało tak szybko i tak łatwo. Spodziewała się, że ten nie będzie do końca z tego zadowolony. No dobrze, w takim wypadku muszą trochę zmienić plany, ale nadal zostaną w bardzo podobnym klimacie. - Oj ty logiczny człowieku no. Mam tępych wrogów, to im mimo wszystko możemy wysłać. Najwyżej się zmarnuje trochę. Co ty na to? - W tej wielkiej prośbie podeszła do chłopaka i złapała go za dłonie - No proszę, będzie zabawnie - Dodała jeszcze starając się skupić wzrok na jego czole.
- Po co marnować na gamoni swój czas i składniki? - westchnął. Był w dużej rozterce. Wolałby w ogóle nie robić takiego numeru, nawet zatwardziałym wrogom Tori, ale z drugiej strony nie chciał by się na nim zawiodła. Ścisnął jej dłoń. Najlepiej dla niego by było, gdyby po prostu podałaby mu imiona, a wtedy on załatwiłby sprawę po gryfońsku. Nigdy nie spodziewał się, że usłyszy od półwili, że chce zrobić amortencję. Czy one nie miały w genach zdolności podobnych do tych osiąganych przez ten eliksir? Mogłoby się wydawać, że to ostatnia rzecz, którą Tori powinna chcieć ugotować. Bardziej zdziwiłaby go tylko planując uwarzyć eliksir upiększający. - Mam lepszy pomysł. Co powiesz na eksperyment? Uwarzymy eliksir po swojemu, używając składników wedle własnego uznania. Zobaczymy, co ciekawego nam się upichci. Mogę być twoim królikiem doświadczalnym - wyszedł z propozycją, licząc na to, że uda się doprowadzić do kompromisu satysfakcjonującego również jego.
- Może i racja - Zgodziła się z nim, choć generalnie nadal liczyła, że zrobią coś szalonego. Miała na to dzisiaj wielką ochotę. No cóż. Trafił jej się gryfon z prawdziwego zdarzenia i ktoś musiał odpuścić. Albo iść na kompromis, ale jak na razie żadnej nie przychodził jej do głowy. Zazwyczaj wszystko robiła po swojemu i ta odmiana cóż, nie wiadomo czy będzie jej kiedykolwiek odpowiadać. Wile zdecydowanie nie potrzebowały amortencji... Gdy nad sobą panowały. W szkole były jeszcze dwie osoby o takich zdolnościach. Jedną z nich uwielbiała, drugiej nie znosiła. Jednak Ci wiedzieli co i jak, potrafili nakłaniać bardziej podatnych osobników niemalże do wszystkiego. Wykorzystywali to jeśli mieli ochotę. Ciekawe, czy gdyby kiedykolwiek udało jej się w pełni ogarnąć swoje zdolności, to czy też tak by z nich korzystała. - O, ten pomysł mi się podoba - Ewidentnie jego propozycja była bardzo trafiona. Puściła jego łapki i podeszła do szafki by wyciągnąć jakieś inne przypadkowe składniki. Coś mi się wydaje, że to się zdecydowanie nie skończy dobrze. - Jesteś pewien, że będziesz chciał to wypić? Kto wie jaka to będzie trutka. Albo może nawet wybuchnąć - Zagaiła chcąc wiedzieć, czy Casmir na pewno wie, na co się porywa. Ryzykował zdrowiem. Nie wiem, czy Tori by mu na to pozwoliła mimo wszelkiego entuzjazmu.
/Można wylosować eliksir potem :D Co by wiadomo było co nabroiliśmy/