W tej sporej klasie, będącej w lochach mieści się około dwudziestu kociołków, na specjalnych palnikach. Zwykle panuje tu dość niska temperatura, co jest szczególnie uciążliwe zimą. Przez brak okien jedyne światło dają tu lampy wiszące na ścianach. W rogu klasy znajduje się gargulec z którego uczniowie mogą czerpać wodę potrzebną do warzenia mikstur. Przy prawej ścianie natomiast mieszczą się gabloty po same brzegi wypchane różnymi składnikami.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Eliksiry
Wchodzisz do Klasy Eliksirów, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Eliksiry. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Sava Raynott oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z eliksirów można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Zidentyfikuj eliksir po składnikach - muchy siatkoskrzydłe, pijawki, ślaz, rdest ptasi, sproszkowany róg dwurożca, skórka boomslanga. (odp - eliksir Wielosokowy) Jakie działanie ma ten eliksir? (na godzinę zmienia osobę, która go wypije, w kogoś innego - kawałek ciała tej osoby musi znaleźć się w wywarze). 2 – Podaj właściwości fizyczne eliksiru Słodkiego Snu. (odp. biały, gęsty, zapach cynamonu) Jak można go podawać? (doustnie, poprzez nasączenie pokarmu lub dolanie do napoju) Jakie są jego skutki? (sen bez snów) 3 – Jak poznać, czy Armortencja jest uwarzona prawidłowo? (odp. blask bijący od wywaru, para unosząca się w charakterystycznych spiralach) Jaki jest zapach Amortencji? (każdy odczuwa go inaczej, woń kojarzona z zapachami, które wydają się dla danej osoby najprzyjemniejsze) 4 – Podaj cztery składniki Eliksiru Skurczającego. (odp. korzonki stokrotek, figi, dżdżownica, śledziona szczura, sok z pijawek) Jakie jest antidotum na ten eliksir? (Wywar Dekompresyjny) Działanie jakiego, innego niż Skurczający, eliksiru niweluje to samo antidotum? (Eliksiru Rozdymającego) 5 – Opisz działanie wywaru Tojadowego i podaj, jaki składnik niszczy działanie eliksiru (odp. działanie - wilkołak podczas przemiany zachowuje świadomość i ludzki umysł; cukier) Przez kogo został wynaleziony? (Damokles Belby) 6 – Ile trwa przyrządzenie Veritaserum? (pełny cykl księżyca) Co to za eliksir? (najsilniejszy eliksir prawdy) Podaj nazwę antidotum. (nazwa antidotum nie jest znana)
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź Bełkoczący Napój. 2 – Przyrządź eliksir Młodości. 3 – Przyrządź eliksir Muzyczny. 4 – Pogrupuj składniki według kolejności, w jakiej dodaje się je do eliksiru Ridikuskus. 5 – Ze składników wybierz te, które potrzebne są do uwarzenia eliksiru Gregory'ego. 6 – Przyrządź eliksir Kłopoczący.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - eliksiry:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Ta lekcja eliksirów zdecydowanie jej się nie podobała, mimo, że pokładała w niej wielkie nadzieje. Właściwie nie było nudno, aczkolwiek lepiej by było, jakby Mikkel nie wypił jej eliksiru. Westchnęła i wypuściła w zwolnionym tempie powietrze, kiedy padło zaklęcie profesor. Wzięła antidotum zrobione na początku lekcji. - No to na zdrowie. - Powiedziała sama do siebie i przechyliła fiolkę. Napój natychmiast ją otrzeźwił. Chociaż jej się to udało. Właściwie to w kim ja się zauroczyłam? Popatrzyła po klasie i wzruszyła ramionami, po czym zabrała swoje rzeczy. Spojrzała na nieszczęsnego Mikkela. Dobrze ci tak... Ruszyła w kierunku drzwi.
Zoe zobaczyła jak podchodzi do niej Elisabeth. Nie wyglądała na zadowoloną. Nagle daje Zoe z liścia i krzyczy, żeby ona się do niej nie odzywała. O co jej chodzi, myśli puchonka. Coś jej zrobiłam?To jakiś żart, zaklęcie, a może jakiś eliksir, zastanawia się. W tem nauczycielka krzyczy zaklęcie. Potem odczarowuje kilka osób w tym Zoe. Profesorka każe wypić antidotum. Gdy dziewczyna wypła swoje antidotum to znów spojzała na Cyrusa. Wtedy poczuła wielkie przywiązanie. O co chodzi czyżby atnidotum nie zadziałało, myśli. Zoe widzi jak pani profesor daje ontidotum reszcie i ich odczarowuje. Dziewczyna musi od kogoś pożyczyć antidotum. Puchoka pije antidotum i wychodzi z klasy. To była okropna lekcja, myśli kierując się do dormitorium. Kostka 3 - biorę od @Elisabeth Wonderwood
Ostatnio zmieniony przez Zoe Everhill dnia Pon Kwi 04 2016, 16:29, w całości zmieniany 1 raz
Jeszcze nie rzygałem, jeszcze dzielnie się trzymałem. Jednak dla pewności, gdy tylko nauczycielka pozwoliła ogarnąć antidotum, bardzo ochoczo rzuciłem się do jego picia, bojąc się, że mój znośny stan długo się nie utrzyma. Dla pewności odsunąłem się o dwa kroki od Caro (bo dalej absolutnie nie mogłem, jednak za mocno czułem to przyciągnie), skupiając się na czym prędszym odkorkowaniu lekarstwa i go wypiciu. Bardzo szybko poczułem się po nim lepiej, wreszcie pozbywając się poczucia natłoku mdłości. - Jakby przyszło Ci do głowy, znów gotowanie czegoś, to nie musisz mnie częstować, wiedź, że naprawdę uwielbiam gotowe żarcie z knajp - powiedziałem do Carrier, po tym, jak znów poczułem się trochę lepiej, ale przed oczami pojawiła mi się wizja, że blondwłosa mogłaby chcieć niebawem upichcić coś własnoręcznie. Po tym zrobionym przez nią eliksirze chyba długo będę mieć dystans do jej tworów. Wolałem jak skupiała się na byciu miłą dla mnie w nieco inny sposób. To była zła lekcja. I jeszcze teraz bolała mnie głowa od tych mikstur, więc jak tylko blondynka gotowa była opuścić tą klasę, skierowaliśmy się w stronę wyjścia. Ja przy tym licząc, że długo nie będę musiał powtórzyć testowania smaku amortencji. Szczególnie tej kiepsko warzonej.
Dobrze, że ta lekcja już dobiegała końca bo to było czyste szaleństwo. Może i na początku to było zabawne ale po czasie przestało bo to wszystko już było przesadą. W sumie pani profesor miała w tym trochę racji, że było w tym dużo ich winy bo zachowywali się jak dzieci. Na koniec Caro szybko wypiła odtrutkę i wszystko wydawało się być w porządku. Zebrała swoje wszystkie rzeczy i jeszcze przed wyjściem rzuciła @Zoe Everhill ostrzegawcze spojrzenie. Widziała jak patrzyła na jej Cyrusa nawet po zażyciu antidotum. Niech lepiej uważa bo Caro mogła wygrzebać jakąś wyjątkowo paskudną klątwę bractwa. Swoją drogą to dobrze, że Cy już czuł się lepiej. W końcu mogła przysunąć się bliżej i go przytulić ale odsunęła się i zrobiła smutną minkę kiedy się odezwał. -Ale gotuję dobrze, eliksiry nie mają z tym nic wspólnego - kiedy już byli gotowi Carrier wstała i razem skierowali się do wyjścia. I wszystko było w porządku dopóki nie wyszła z klasy i nie poczuła się strasznie słabo, pewnie przez antidotum. Natychmiast zatrzymała się i oparła o ścianę, sama nie była nawet w stanie stać na własnych nogach.
Co to ma znaczyć… Amortencja? Czyżby był pod wpływem eliksiru? Nie… Crystal była taka piękna. Przecież jego uczucie nie było wynikiem wypicia jakiejś marnej mikstury. A może jednak? Wtem cały bałagan posprzątała profesor Raynott. Prawie że siłą wlała w niego antidotum, które uwarzył na początku lekcji. Wypił więc fiolkę eliksiru i czekał na efekty. Fakt, gorące uczucie minęło i już dobrze wiedział, że to wszystko sprawa nie do końca poprawnie zrobionego eliksiru, a jednak wciąż patrzył tęsknym wzrokiem na krukonkę i myślał, czy może jednak zgodziłaby się z nim kiedyś umówić. Zorientował się, że coś musiało być nie tak z jego antidotum. Rozejrzał się po klasie w poszukiwaniu kogoś, od kogo mógłby pożyczyć poprawnie uwarzony eliksir. Zauważył, że @Lilith Nox wyglądała już całkiem zwyczajnie. W końcu nie kleiła mu się do koszuli ani nic z tych rzeczy. Podszedł do niej wciąż zerkając na Crystal. - Mogę? - spytał, po czym nie czekając na odpowiedź wypił antidotum gryfonki. Od razu poczuł, że czar prysł. Już wcale nie czuł się przywiązany do młodszej znajomej. Teraz właściwie dotarło do niego, co zrobił. Trochę się upokorzył. Ale winą obarczał panią profesor. Jak mogła doprowadzić do takiego chaosu. Skandal. Ciekawe, co powiedziałby dyrektor, na taki sposób nauczania. W Stavefjord nigdy by nie doszło do takiej sytuacji. Był oburzony, ale nie dawał po sobie tego poznać. Odłożył pustą fiolkę po eliksirze i po prostu wyszedł z klasy. Nie chciał spędzić tam ani minuty dłużej.
Niestety, miłosne zamroczenie nie chciało minąć. Z jednej strony to dobrze, bo przynajmniej zalecał się do swojej własnej dziewczyny (szczęśliwy traf), ale z drugiej wygadywał takie bzdury, że świadomie nigdy w życiu nie powiedziałby czegoś podobnego, choćby umierał z miłości do Winnie (a do tego było mu daleko, mimo że mu na niej zależało). Wypił antidotum, które sam uwarzył, ale nie zmieniło to absolutnie niczego - nadal czulił się do Winony, która wypiwszy jego eliksir musiała zapłonąć nieopanowaną żądzą. Ktoś złośliwy mógłby podejrzewać Devena, że zrobił to specjalnie, ale przecież to zupełnie nie w stylu bardzo przyzwoitego gryfona! (Który z pewnością chciałby częściowo zrezygnować ze swojej przyzwoitości.) Jego nieudolność doprowadziła nauczycielkę do szewskiej pasji. Podała mu poprawie uwarzony eliksir, po czym "nagrodziła" szlabanem. Jasne, zamiast przyzwoicie uczyć, lepiej zniechęcać swoich uczniów i "motywować" ich do zgłębiania tajników trudnej sztuki warzenia eliksirów w taki sposób. Indianin obrzucił ją lodowatym spojrzeniem, po czym, jak podejrzewam, wyszedł z klasy razem z @Winnie Hensley. Było mu żal Shenae, która stała się kozłem ofiarnym dla niekompetentnej nauczycielki, a zwyczajnie próbowała jakoś ogarnąć ten chaos. Wygląda na to, że Deven nie będzie zbyt częstym gościem na lekcjach Savy, co to to nie.
Holly przyrządzenie antidotum w ogóle nie szło. Była chyba zbyt rozproszona własnym zauroczeniem wobec Zoe i zaniepokojona jej bójka z inną puchonką, żeby była w stanie wykonać to zadanie poprawnie. Chociaż Sava miała cierpliwość do uczniów ze swojej szkoły, w Holly albo nie rozpoznała swojego ucznia, albo straciła wiarę w jej możliwości, bo wlepiła jej szlaban. Ainsworth nie miała oczywiście kobiecie nic za złe, uznając, ze taki rodzaj doszkolenia się jej przyda. Jeszcze chwilę przejmowała się stanem wszystkich wokół, aż w końcu sama otrzymała antidotum od profesorki i została wygoniona z sali, wiec po prostu opuściła klasę, nie próbując się sprzeczać, bo też nie uważała, że miała ku temu jakiś powód.
W pewnym momencie Belphegor przestał zwracać uwagę co dokładnie dzieje się dookoła niego. Zupełnie przeoczył, jak dwóch rosłych gryfonów, którzy widocznie mieli mózgi wielkości orzeszka ziemnego bez skorupki, odciągnęło go od napastujących Belpa panień. Swoją drogą byłby im wdzięczny, gdyby nie brutalność jakiej użyli i intencje. Coś do niego jeszcze powiedzieli, ale chyba nie miał ochoty przetwarzać sobie tego w głowie i próbować rozumieć. Kto by chciał szukać sensu w wypowiedzi neandertalczyka? Niestety interwencja braci, którzy podzielili ze sobą i wygląd i mózgi, na niewiele się zdała. Belphegor wciąż nie mógł opędzić się od Vittorii i Oriany, a fakt, że Titi była jego dobrą przyjaciółką w ogóle mu nie pomagał. Co chwila tylko patrzył na Clarissę i z ulgą stwierdził, że ta była zajęta czymś innym, a raczej kimś innym. W pewnym momencie chciał chwycić za różdżkę, spetryfikować napastujące go koleżanki i pomóc swojej ukochanej, jednak szybko zorientował się, że różdżka leżała jakieś trzy kroki od niego, a obrona przed pożądaniem amerykanki i ślizgonki skutecznie zajmowała jego uwagę i uniemożliwiała dotarcie do kawałka drewna, który byłby teraz tak przydatny. W końcu, nauczycielka roku, która za swoją interwencje powinna dostać co najmniej Oscara, zaprowadziła względny porządek. Ludzie rozeszli się, żeby wypić swoje antidota sporządzone na samym początku lekcji. No cóż, eliksir nie wyszedł, to i ciężko było oczekiwać od antidotum cudów. Po wypiciu w głębi pragnął spojrzeć na Clarissę i z nią porozmawiać, jednak jego wzrok powędrował do Lilith. Gryfon puścił jej oczko i wyszedł zupełnie nie zwracając uwagi na Savę, która krzyczała w jego stronę ile to punktów nie straci Gryffindor. Za jego ignorancję na pewno dostanie szlaban, jednak miał dziką satysfakcję pijąc serum sporządzone przez nauczycielkę jednocześnie zupełnie ignorując jej wszelkie przytyki i oskarżenia.
Caroline wiedziała, że ta nauczycielka jest niezłą wariatką więc postanowiła się lepiej nie spóźniać. Po ostatnich zajęciach zaczynała poważnie obawiać się o swoje zdrowie. Mogłaby w ogóle nie przychodzić ale w gruncie rzeczy lubiła magię żywiołów i co poradzić? Zwlekła swoje leniwe dupsko z łóżka i niespiesznie przyszła do klasy. Zdziwienie na jej twarzy było niewyobrażalne kiedy okazało się, że przybyła jako pierwsza. W sumie spoko bo miała zająć swoje ulubione miejsce. Położyła swoje rzeczy na parapecie i wygodnie usadowiła się na ostatniej ławce przy oknie. Bo kto by siadał na krzesło? Miała nadzieję, że już wkrótce zjawi się ktoś znajomy, z kim będzie mogła pogadać. I, że to nie będzie ktoś, kogo chciałaby zabić. Nie wiedziała nawet czy Cyrus albo ktokolwiek z jej znajomych planował przyjść. Liczyła na Daisy, którą spotykała chyba na wszystkich zajęciach.
Clarissa R. Grigori
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170
C. szczególne : Rosyjski akcent, rude długie włosy, przeważnie chodzi ubrudzona farbą
Zasapana ruszyła na zajęcia z Magii żywiołów. Jedynie ze względu na nauczenie się jakiegoś nowego zaklęcia zwlekła się z łóżka i postanowiła zaszczycić swoją osobą klasę. Mdłości już dawno nie czuła, więc z pewnością nie groziło jej, że będzie musiała wybiec natychmiast do łazienki. Weszła do klasy i zorientowała się, że tylko jest w niej jakaś salemka. Poza nią nie było w klasie nikogo. Czyżby... Spojrzała na zegarek który nosiła na ręce. Serio?! Aż tak wcześnie wstała i się nawet nie zorientowała? No cóż, skoro już przyszła to zostanie. Usiadła w jednej z pierwszych ławek i położyła głowę na blacie ławki. Bardzo ciekawe co będą warzyli. Oby znów nie był to eliksir miłosny.
Ostatnio o dziwo wszystko zaczynało się jej układać. Nie miała już na co narzekać i złościć się. Teraz pozostało czekać, aż wszystko się zburzy. Ostatnia wiadomość od niejakiej Selen dała jej do myślenia. Jeśli dziewczyna chciała ją zniszczyć i powiedzieć o wszystkim jej rodziców to lepiej dla niej aby nie dowiedziała się o jej tożsamości. Nie wyobrażała sobie aby ktoś manipulował jej życiem. Właśnie te yśli towarzyszyły jej od rana. A, no i oczywiście myśli o Lucasie. Znów byli razem i cieszyła się z tego jak małe dziecko. Nie powinna aż tak bardzo okazywać swojej radości jednak nie mogła. Uśmiechała się praktycznie przy każdej okazji. Teraz ciężko było spotkać ją zadumaną i z miną wisielca. Pełna życia dziewczyna wróciła. Zamaszystym krokiem przekroczyła próg swojej ulubionej klasy. Kochała eliksiry. Może właśnie dlatego podjęła się pracy w jednym ze sklepów z eliksirami. Ich zapach ogarniający pomieszczenie i mieszający się między sobą dawał jej pewnego rodzaju spokój. Już nie mogła się doczekać kiedy po lekcjach wpadnie do niego, aby znów stanąć za ladą. Gdyby tylko rodzice dowiedzieli się co robi od razu by ją wydziedziczyli. Rozejrzała się dookoła mierząc obecne osoby, a było ich aż dwie, spojrzeniem pełny wyższości. Uśmiechnęła się ironicznie i usiadła w ostatniej ławce.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Salemczyk pojawił się w sali eliksirów starając się nie rzucać w oczy, mimo iż to było trudne z racji na jego kolor skóry. Trzeba jednak rzec, że uwielbiał ten przedmiot. To jedyna sala którą zapamiętał w tej szkole ostatnim razem i teraz trafił do niej bez problemów, nie gubiąc się po drodze ani razu. Wszedł do sali cicho, praktycznie z nikim się nie witając. Sprawiał może tym wrażenie oziębłego, ale tak naprawdę przecież on nikogo tutaj nie znał, więc nawet nie miał do kogo się odezwać. Stanął przy pierwszym stanowisku, chciał bowiem na zajęciach być jak najbliższej nauczyciela. Wiedział jednak, że taka wiedza mu się opłaci, a on zyska tym więcej. Miał nadzieję, że będą pracować pojedynczo bowiem nie chciał być na siłę połączony z kimś w parę. Jego oczy w tym momencie błyszczały z emocji. Zaraz pewnie zaczną się długo przez niego wyczekiwane lekcje.
Dziewczyna wparowała do klasy z szerokim uśmiechem i bardzo rozluźniona. Wyglądała trzy razy lepiej niż na lekcjach zaklęć, z jedną różnicą, na prawej części jej twarzy, od czoła, przez oko, policzek, aż do szyi widać było czerwoną skazę, nie była ona jakoś bardzo widoczna, jednak odznaczała się tym, że wcześniej w tym miejscu była bardzo poważna rana, jednak Lilith, widocznie nie przejmowała się tym za bardzo. A raczej udawała, że ma to gdzieś, tak jak wszystko inne. Widząc w pomieszczeniu @Clarissa R. Grigori i @Oriane L. Carstairs uśmiechnęła się i już w drzwiach zaczęła do nich machać, prawie podskakiwała w miejscu z tej całej radości. - Czeeeeeść! – krzyknęła mimo iż dziewczyny nie były tak daleko od niej, ruszyła przed siebie prawie do nich biegnąc, kiedy nagle potknęła się o swoje nogi i poleciała wprost w ramiona @Silas Clark, czy go przewróciła? Czy może udało im się utrzymać równowagę. - Przepraszam! – wystrzeliła prawie natychmiast przyglądając mu się uważnie – Niezdara ze mnie, nie zrobiłam Ci krzywdy? – zapytała z prawdziwym przejęciem.
Nie byłem jakimś wielkim fanem magii żywiołów, wiec do przyjścia na te zajęcia chyba skusił mnie fakt, iż miały odbywać się w klasie eliksirów. To przynajmniej brzmiało obiecująco i wskazywało na to, że być może znajdzie się okazja, by poduczyć się czegoś nowego z warzenia mikstur. Wszedłem do pomieszczenia niewiele później po dziewczynie, z którą skojarzyłem ostatnie wyznanie Katherine. Nie wiedziałem, czy szrama, jaką miała na szyi była sprawką Ślizgonki, ale wszystko wskazywało na to, że to właśnie ona musiała jej pozostać, po tamtym spotkaniu z nożem. Nie była jakoś super mocno widoczna, ale niewątpliwie, pamiętając wyznanie Kath, przyjrzałem się Gryfonce trochę dokładniej. Nie znałem całej tej historii od drugiej strony, ale z punktu widzenia Russeau, miała powód. Inna kwestia, czy to wszystko było rozsądne. W klasie nie było jeszcze jakoś wybitnie wiele osób, ale ku memu zdziwieniu pilnie znajdowała się tam już Caroline. Niewiele się zastanawiając, postanowiłem zająć miejsce z nią w klasie. - Dziś widzę, że bardzo pilnie - Caro raczej kojarzyłem z przychodzenia jako jedna z ostatnich osób, nie jako pierwszą. - Widziałaś tamtą Gryfonkę? Ma coś czerwonego na szyi, to chyba związane jest z naszą imprezą - mówiłem do niej szeptem, nie będąc pewnym, na ile ona sama słuchała wówczas wyznania Russeau o tym, jak to ta napadła na nią z nożem. Coraz bardziej przekonywałem się do tego, że w Hogwarcie niewątpliwie nie brakowało szalonych sytuacji.
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Silas w pierwszej chwili był jak zwykle w swoim świecie, zabudowanym z formułek chemicznym i biochemii molekularnej, dopiero pewna sytuacja wyrwała go z równowagi. Wcześniej nie zwrócił uwagi na nikogo w tej sali, więc przepraszam ogromnie jeśli nie zauważył @Caroline Carrier. Może jednak do niego podejść a on jej wybaczy wszystko. Gdy nagle coś drobnego z impetem wpadło na niego zakołysał się lekko w ostatniej chwili utrzymując równowagę swoją a zarazem dziewczyny. Plus był taki, że on nie rozwalił sobie głowy, a ona miała cały rząd ząbków. Objął ją jakby chciał sprawić, by nie upadła. -Hej, nie przepraszaj, wszystko w porządku?- zapytał przyglądając się jej uważnie, zupełnie tak jakby obserwował młodszą siostrę. Dotknął dłońmi również jej twarzy. - Czy stało się coś złego? Może mogę pomóc? To ty siedziałaś obok Tori na zaklęciach prawda? - zapytał mając nadzieję, że dobrze pamięta ten mały wulkan energii, no bo jakżeby inaczej można było nazwać @Lilith Nox . Uśmiechnął się do niej nieśmiało, aczkolwiek szeroko.
Cándida nie mogła sobie pozwolić na opuszczenie lekcji magii żywiołów. Z jednej strony potrzebowała skupić się na czymś ambitnym, czymś, co wymaga poświęcenia czasu czy myśli, żeby zobaczyć efekty, a z drugiej po prostu chciała ruszyć się z dormitorium i czegoś się nauczyć. Oszukiwała nawet samą siebie, wmawiając sobie, że wcale nie potrzebuje towarzystwa innych ludzi. Przed weekendem rodzice chyba sobie o niej przypomnieli i, nauczeni korzystać z sowy, wysłali krukonce list – według nich ciepły i wyrażający tęsknotę, a według dziewczyny pełen żalu. Odwiedziła ich, zgodnie z prośbą, bo akurat wrócili do Walencji na kilka dni, żeby Nieve mogła załatwić kilka spraw z redaktorem czasopisma, do którego pisała. Jak przewidziała, rozmowa zeszła na nieodpowiednie tory już na początku, a ona musiała powstrzymywać się przed ucieczką. Przekonała rodziców, że w poniedziałek ma wielki egzamin, do którego musi się przygotować, więc do Hogwartu wróciła w niedzielę z samego rana. Niestety niczego się uczyć nie musiała, dlatego nie mogła powstrzymać się przed myśleniem o przeszłości. Jako że krukonka, jeśli wiedziała, że terminy ją gonią, nie mogła skupić się na niczym innym, z przyjemnością poszła na zajęcia. Rzadko planowała spotkania z innymi, dlatego też nie miała dylematu, czy nauczyć się czegoś czy socjalizować się. Nie lubiła tego słowa, ale Merche powtarzała je wystarczająco długo, żeby zapadło Cándidzie w pamięci. Nie przyszła pierwsza, ale – miała taką nadzieję – nie ostatnia i nie spóźniona. Nie rozglądała się specjalnie, jedynie przez chwilę, żeby znaleźć wolne miejsce w jakimś odosobnieniu. Otaczał ją gwar rozmów, kilka głosów chyba kojarzyła, jednak nie zwróciła na nie zbytniej uwagi. Nie przyglądała się twarzom, dlatego od razu ruszyła do wolnej ławki
Wiadomo, że Caro wolała eliksiry ale ostatnio w ogóle nie wybrzydzała. Chodziła na wszystkie zajęcia chyba z nudy. Z resztą to ostatnio była jedyna okazja żeby spotkać Cyrusa, którego nie widziała już całe wieki. Wiedziała, że teraz miał kupę obowiązków ale jednak czuła się trochę samotna... Wcześniej była nieco zamyślona więc też nie zauważyła kiedy @Silas Clark wszedł do klasy. Zauważyła jego obecność dopiero kiedy powstało zamieszanie i wpadła na niego gryfonka. Blondynka odwróciła się i pomachała mu, po czym posłała smutną minkę i odwróciła się z powrotem kiedy dosiadł się do niej @Cyrus Lynford. -E tam. I tak nie mogę spać - obojętnie wzruszyła ramionami i przeniosła swój nieobecny wzrok gdzieś za okno. Fakt, zazwyczaj zjawiała się na zajęciach ostatnia. Chyba musiała nad sobą popracować jak chciała zachować reputację największego lesera. W Salem nigdy się nie przejmowała czy była spóźniona na zajęcia pięć minut czy trzy dni (a i to się zdarzało). Z kolejnej chwili zamyślenia wyciągnął ją głos Lynforda. Niestety nie miała pojęcia o czym mówił bo w pewnym momencie na imprezie sama zjarała lulka i po prostu wyszła, a on był ciągle tak zajęty Winoną lub Russeau, że nawet nie zauważył. Przykre ale nie miała zamiaru robić mu o to kolejnej awantury, ostatnio po woli zaczynała mieć wyjebane bo i tak ta szkoła za bardzo zszargała jej nerwy. Popatrzyła na niego chwilę, zamrugała kilka razy i dopiero zerknęła na Gryfonkę. Rzeczywiście miała coś na szyi. -Kilka zadrapań po imprezie to nic wielkiego. Myślę, że niektórzy skończyli gorzej. Nawet ja leczyłam kaca dwa dni - odparła opierając głowę na jego ramieniu.
Różnica wielkości pomiędzy nimi była spora. Ona była małą drobną gryffonką, a on bardzo wysokim mężczyzną. Zresztą ona przy prawie każdym wyglądała jak dziecko, a przy nim to wyglądała na nie jeszcze bardziej! Tak więc pobliskie osoby mogły z ciekawością, bądź rozbawieniem przyglądać się tej dwójce. 1,57 i 1,9 nieźle. Kiedy chłopak dotknął jej twarzy lekko się wzdrygnęła, jakby przestraszyła się tego delikatnego ruchu. Ale jak można było się czegoś takiego przestraszyć? Nie ważne. Lilith zamrugała zdezorientowana i położyła swoje łapki na jego dłoniach posyłając mu przy okazji szeroki uśmiech. - Spokojnie, profesor Blanc jest najlepszym medykiem na świecie, załatała mnie jak trzeba! – entuzjazm i ekscytacja w tym momencie była nie na miejscu… zresztą chłopak sam to zauważył, wulkan energii, który rzadko kiedy się kończy. - Tori? – dopiero teraz rozkminiła, że jego wypowiedź miała jeszcze drugą część. Kiedy przypomniała sobie zajęcia, zorientowała się, że siedziała koło panienki Brockway – Masz na myśli Titi? – jasne, na pewno się dogadają jak każdy z nich całkowicie inaczej ją nazywał! – Tak! To moja przy… – trochę ją zawiesiło, czy mogła powiedzieć o niej przyjaciółka? A może nie chciała, by dziewczyna już ją tak nazywała? Ach te dylematy – przyjaciółka – dokończyła o wiele ciszej, jakby wstydziła się trochę tego jednego słowa. Nox nawet nie zorientowała się, że chłopak wciąż trzyma ręce na jej policzkach, a ona trzyma jego… ściągnęła jego dłonie i nie zwracając uwagi na innych, nie puściła ich ani na moment. Trzymała je jak mała dziewczynka, która zaciąga starszego brata do tańca i on musi z nią tańcować bez względu na to jak bardzo wolałby bawić się z kolegami. - Jestem Lilith! Lilith Nox, a ty? – zapytała, a jej oczka zaświeciły z wielką radością i dziecięcą ciekawością.
Najwyraźniej Caro nie była przy opowieści Kath, a ja sam byłem wtedy już na tyle pijany i zaoferowany całym tym zamieszaniem, że rzeczywiście dopiero, gdy wszystko ucichło, rozejrzałem się za Carrier. I nie byłem specjalnie pewien, w którym momencie zniknęła, w końcu nie jedną rzeczą musiałem się tamtego dnia zajmować. - Nie, to nie to - pokręciłem głową, na jej słowa, że to nic takiego, a że sama skończyła źle. To nie były zwykłe zadrapania, przynajmniej tak mi się wydawało, o ile dobrze łączyłem fakty. - Ona chyba odbiła Kath faceta, czy coś takiego i to Katherine jej to zadrapanie zrobiła - wyjaśniłem przenosząc wzrok z Gryfonki na Caro. Chyba nie musiałem dodawać, iż musiała to zrobić za sprawą tego swojego noża, którym ostatnio wymachiwała na korytarzu? Gryfonka wyglądała normalnie, zaś rana nie wydawała się mieć cokolwiek wspólnego z czarną magią. A to też wiele nam mówiło. - Wygląda jednak na to, że nóż, jest tylko nożem - dodałem ostatecznie, równie ściszonym głosem, jak poprzednie słowa. Po tym zwyczajnie ułożyłem się wygodniej na krześle, gładząc jasne pasma Caro, gdy głową opierała się o mnie. Impreza spełniła swój cel, rozjaśniła kilka spraw.
Nie przepadała za ową panią, która to prowadziła zajęcia z Magii Żywiołów. Była dość... Nieprzewidywalna? Wredna? Uszczypliwa? Jednym słowem - nieprzyjemna? Coś w tym stylu. Tym razem Carma wybrała się na lekcję, ale w głowie zdecydowanie miała mętlik. Powodem był pewien prefekt, z którego to powodu nie potrafiła skupić myśli od dłuższego czasu. Nie miała już siły karcić się każdorazowo, gdy tylko jej myśli zaczynały wędrować w kierunku jego osoby... Toteż chwytała się każdego sposobu, by móc chociaż na chwilę skupić się na czymś innym. Eliksiry zdecydowanie nie przychodziły jej z łatwością, a przy ich wykonywaniu musiała całkowicie skupiać się na wykonywanym zadaniu. Brzmiało całkiem nieźle. Z lekką niechęcią i jednocześnie motywacją do działania, przeszła przez drzwi klasy, automatycznie rozejrzała się po sali. Dopiero w Hogwarcie wyrobiła sobie nawyk patrzenia na ludzi, wcześniej nie zwracała w takich sytuacjach uwagi na nikogo, siadając w pierwszej-lepszej ławce, zdana na łaskę tych, którzy mogliby chcieć się dołączyć. Nigdzie nie zauważyła Tuny ani Winnie, gdzieś mignął jej za to @Cyrus Lynford, najwyraźniej w towarzystwie dziewczyny oraz @Lilith Nox... zajętą Salemczykiem? Na widok @Clarissa R. Grigori uśmiechnęła się szeroko, a już chwilę później żwawo do niej podeszła. - Bonjour, Clari - powiedziała ciepło, dając dziewczynie szybkiego całusa w policzek. Jej współlokatorka wyszła tego poranka wyjątkowo szybko. - Gdzie cię wywiało z rana? Już prawie się załamałam, że ty wychodzisz, a ja siedzę jeszcze w pidżamie i jak zwykle się spóźnię! - dodała, tłumacząc tym woją... wyjątkową jak na siebie punktualność?
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Schodząc do lochów, gwizdała sobie a taką muzyczkę. Nie zwracała przy tym uwagi na to, że mogło to być dość niecodzienne, by w tym zimnym i ponurym miejscu, ktoś mógł wesoło iść przed siebie. Przed wejściem jednak się wyciszyła i już zamierzała przywitać się z nauczycielką, jej jednak nie było. Kolejny raz przyszła tak wcześnie? No to w sumie świetnie. Omiotła pobieżnie spojrzeniem obecnych w klasie, nie dojrzała jednak nikogo z kim chciałaby pogadać. Rzadko ostatnio spotykała się ze znajomymi, samotność powoli zaczynała jej doskwierać. Ale wszyscy byli teraz tacy zajęci, ciągle wybuchały jakieś afery i burdy. Naeris zdążyła się już sporo nasłuchać o tym co się działo na ostatniej imprezie, którą przygotowali Amerykanie... Dobrze, że jednak na nią nie poszła, nie znosiła alkoholu czy dymu papierosowego i nie wytrzymałaby tam pewnie dłużej niż kilkadziesiąt minut. No cóż, po prostu nie była do takich rzeczy stworzona... Siadła więc gdzieś z boku, pocierając ramiona, bo w klasie eliksirów jak zawsze było zimno. Ciekawiła ją ta lekcja, bo miała być dość nietypowa. Niby Magia Żywiołów, a jednak będą robić eliksiry... Naeris trochę się obawiała, że wyszła z wprawy, bo dawno już niczego nie warzyła. Ale jakoś sobie poradzi, jakżeby inaczej. Odcięła się od reszty rozmawiających uczniów i zatopiła się w lekturze Don Kichota, w oczekiwaniu na nauczycielkę. Jeśli ktoś chciałby z nią teraz pogadać, musiałby ją mocno szturchnąć w ramię, bo przygody błędnego rycerza potrafiły ją wciągnąć dość... porządnie.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Etta miała dość spóźnień, więc na magię żywiołów wyszła na tyle wcześnie, żeby zdążyć cokolwiek by się wydarzyło po drodze. Zobaczy jakiś obraz, którego jeszcze nigdy nie widziała, spotka znajomego, spadnie ze schodów, natknie się na Irytka, zaatakuje ją rozwścieczony buchorożec – przewidziała wszystko. A ponieważ nic z tego się nie stało, była w klasie wyjątkowo przed czasem. Pierwszy rzucił jej się w oczy wysoki, ale to naprawdę wysoki chłopak, rozmawiający z jakimś dzieckiem. Po chwili dotarło do niej, że dzieckiem jest @Lilith Nox i parsknęła śmiechem. Podbiegła do niej wesoło, objęła od tyłu i cmoknęła w prawy policzek. - Dzień dobry, sir… - zamarła kiedy zobaczyła długą szramę biegnącą przez pół twarzy przyjaciółki. Co się działo z Lil? Najpierw to zmęczenie, teraz blizny… Co i kiedy się stało, że ona nic o tym nie wiedziała? Czyżby amerykańska impreza? Harriette kompletnie nic z niej nie pamiętała. Miała jakieś przebłyski, ale działo się tak wiele (i tak wiele wypiła), że wszystko jej się plątało. W jej głowie impreza wyglądała jak pozbawiony chronologii sen. Nie chciała wyciągać poważnych tematów przed nieznajomym, złapała więc tylko wzrok Lilith i posłała jej zaniepokojone spojrzenie mówiące – taką przynajmniej miała nadzieję – „musimy porozmawiać” - tonem nieznoszącym sprzeciwu. Oczywiście przy założeniu, że oczy w ogóle mogą mieć jakiś ton głosu. Jak gdyby nigdy nic przeniosła roześmiane spojrzenie na @Silas Clark. - Chyba nie mieliśmy okazji się poznać – uśmiechnęła się i szturchnęła lekko bok Lilith – Przedstawisz nas? - chciała za wszelką cenę zatuszować swoje wcześniejsze zdenerwowanie. Jeżeli chłopak nie wiedział co się stało, Lil pewnie chciałaby udawać, że nic. Jeżeli wiedział, domyśliłby się jak beznadziejną, niedoinformowaną przyjaciółką była Harriette, a na to pozwolić nie mogła.
Leila bardzo cieszyła się na magię żywiołów. Generalnie to wciąż nie było jej ukochane ONMS, ale podobno profesor Nicoline była szalona – wszyscy tak o niej mówili. A krukonka miała słabość do osób, o których się mówi w ten sposób. Czyżby dlatego, że sama była prawdziwą wariatką? Spadaj... W każdym razie ubrała się jak przystało na grzeczną uczennicę w szatę po czym wyszła z dormitorium, by wybrać się do podziemi. Jeszcze gubiła się w szkole, dlatego zajęło jej to dość dużo czasu... Ja się nie gubię! Devil mi źle podpowiada i ma z tego zabawę, że się gubimy! …ale w końcu dotarła do odpowiedniej klasy. To będą jej pierwsze zajęcia tego typu. Jak na razie miała za sobą tylko zaklęcia. I było super! Nawet umówiłam się na spotkanie z super chłopakiem! Wparowała do klasy z charakterystycznym dla siebie entuzjazmem i od razu znalazła sobie ofiary, do których można się przyczepić i ubarwić im lekcję swoją osobą. Padło na @Silas Clark, do którego od samych drzwi wejściowych krzyknęła: - Wyglądasz jak czekolada! Ale super!- To mówiąc podleciała do grupki, w której to stał Silas i w pierwszej kolejności to jemu posłała wielki uśmiech – Cześć! Jestem Leila! - Potem przeniosła się na @Lilith Nox – Cześć! - Teraz @Harriette Wykeham – Cześć! Jestem Leila! - Zrobiła kroczek do tyłu by móc spojrzeć na wszystkich – Ah! A to jest Dove i Devil – To mówiąc wskazała na swoje ramiona, na których oczywiście było pusto, ale w głowie krukonki siedziały tam dwa małe duszki. Lilith nazwała je sumieniem dziewczyny. Tak to już jest, jak ma się schizofrenię i się jej od dawna już nie leczy. Jedni się okaleczają w tej chorobie, a inny widzą duszki i wierzą, że cały świat to jedno wielkie forum pbf. - Lilith wiesz, że jesteś poraniona? - Spytała takim tonem, jakby była przekonana iż Nox tego nie zauważyła, a misją życiową Leili było ją uświadomić, że ktoś jej zrobił krzywdę. Ah i oczywiście powiedziała to głośno i bez skrępowania.
Jay wparował do klasy w konkretnym celu – Szukał swojej dziewczyny. Wiedział, że tej stała się krzywda i nie zamierzał siedzieć bezczynnie na kanapie u ciotki, do której wyjechał i słuchać, jak ta nadaje o wszystkim. Kochał ją, bardzo. Tylko, że w tym momencie nie do końca interesowały go szczegóły z życia sąsiadów i jej nowego psidwaka. Dlatego po uprzednim przeproszeniu jej powiedział, że wraca do swojej narzeczonej z samego rana. Słowo „narzeczona” ewidentnie ją ułaskawiło, bo po zapakowaniu mu do torby kilku słoików z jakimś bliżej niezidentyfikowanym jedzeniem (a ilość tego była taka, jakby im miało na rok starczyć) teleportował się do mieszkania, gdzie krótko przywitał się z Edwardem informując go o tym, że skoro i tak nie chodzi na lekcje to niech ogarnie chociaż prezenty od cioci. Zaraz potem wybrał się do Hogwartu wiedząc, że spotka @Lilith Nox na Magii Żywiołów. Od wejścia do klasy dostrzegł swoją gryfonkę, do której podszedł i przywitał się z nią ignorując przy tym resztę. Potem odsunął się i przyjrzał się jej twarzy. - Wyglądasz strasznie... Nie podoba mi się to wszystko – Wyszeptał tak, żeby tylko ona mogła to usłyszeć, po czym odwrócił się w stronę @Silas Clark, któremu podał rękę w powitaniu – Cześć, Jay Harper – Przedstawił się nowej osobie w szkole. Skąd wiedział, że jest nowy? On znał praktycznie wszystkich. Potem uśmiechnął się w stronę @Harriette Wykeham – Cześć – A na końcu obdarzył spojrzeniem @Leila Cameron. Jakoś tak go... Niepokoiła – Hey, Jay – Przywitał się zgodnie z zasadami dobrego wychowania nie wyciągając rąk do dziewcząt. Gdy skończył ten maraton witania się stanął za swoją panią serca i przytulił mocno do swojego torsu opierając podbródek o jej głowę.
Vittoria nie mogła się doczekać tych zajęć. Ostatnio wiele się w jej życiu zmieniło. Znowu. To już się robi nudne, naprawdę. W tym wszystkich chodziło o to, że po pojawieniu się Silasa... Tak naprawdę dopiero teraz zaczęła żyć. Zostawiła za sobą swoje błędy i wzięła się za ich naprawianie. W ten oto sposób postanowiła wrócić do Edwarda, przeprosić Nathaniela. Już nie była pewna, czy chce skończyć szkołę i się stąd wynieść – wręcz przeciwnie. Myślała o studiach w Hogwarcie coraz poważniej. Wraz z pojawieniem się przyjaciela wszystko zaczęło się układać. Dlatego na tą lekcję nie przyszła ani mroczna, ani smutna, ani zmarnowana. Przyszła z uśmiechem i w pierwszej kolejności podeszła do swojego przyjaciela. Ostatnio wszyscy dowiedzieli się z wizbooka, że jest wilkołakiem. Natomiast była pewna, że to nie zmieni aż tak bardzo jej życia. Przyjaciele nie zostawili jej w tym wszystkim. Inni ludzie? Mało ją obchodziło, czy się jej boją, czy uważają za paskudną maszkarę, czy jak Leila ją podziwiają. Nie pozwoli na to, by jeszcze kiedykolwiek coś lub ktoś tak bardzo zrujnował jej życie jak do tej pory. - Hey wszystkim! - Powiedziała podchodząc do najliczniejszej grupki. Przytuliła @Silas Clark na powitanie, a do reszty tylko machnęła ręką. Nie chciała jednak zbyt długo z nimi stać, bo zauważyła samotną @Clarissa R. Grigori. Dlatego to do niej ruszyła by móc dotrzymać jej towarzystwa. - Jak się czujesz? Czy moje ulubione dziecko na świecie ostro Ci daje w kość? - Zagaiła przytulając ją na powitanie i opierając się o stanowisko pracy tak, by móc swobodnie na krukonkę patrzeć.
Dobra, wszystko działo się tak szybko, jej nowy znajomy nie zdążył się przywitać, a do klasy wparowało miliardylion ludzi. Najpierw Ettie, która widząc tylko jej twarz, automatycznie posłała jej TO spojrzenie. Zaśmiała się zakłopotana, bo wyczuła je bez najmniejszego problemu. Nawet Ciarki przeszły jej po plecach. Nawet by się nie odzywała, gdyby dziewczyna jej o to nie poprosiła. - No tak! To moje zadanie! – powiedziała z wielką werwę i ekscytacją. Wyprostowała się i o odchrząknęła. - Drodzy państwo… znaczy panie – sprostowała, przecież mówiła tylko do salemczyka! – przed wami pierwsza z królewskiego rodu Wykeham, księżniczka Harriette – takiego przedstawienia, to chyba gryffonka się nie podziewała! A to wszystko przez to, że ona po tylu latach, wciąż brała to wszystko na poważnie! – wasza wysokość to jest… – nie znała odpowiedzi, ale na szczęście pojawiła się kolejna osoba. Krukonka wparowała jej w pół słowa i słysząc ją troszkę się zakłopotała. - Hej Leila – wydukała i zaśmiała się pod nosem, szalona dziewczyna! Prawdę mówiąc to spodziewała się takiego pytania z jej strony. Miała zamiar zagrać jakąś scenę w tym kierunku, ale kiedy uchyliła usta, by coś powiedzieć… Jessie nawet nie czekał, po prostu przywitał się z nią w tak przyjemny sposób. Zapomniała o świecie i o wszystkim co się działo teraz i wcześniej na te kilka krótkich chwil. Kiedy odsunął się od niej i przyjrzał się uważnie… wiedziała jaka będzie jego reakcja, dlatego wciąż się uśmiechała, ale tak specyficznie, ten uśmiech był przeznaczony specjalnie dla niego. - Też za tobą tęskniłam! – właśnie w taki sposób odpowiedziała na jego słowa. Porozmawiają o tym później, co dokładnie się stało… zresztą Lilith od dłuższego czasu zastanawiała się nad tym, czy nie powiedzieć mu wszystkiego, od ‘atakującego lustra’ po zaklęcie, wszystko to co wcześniej ukrywała tak skrzętnie. Chciała się przed nim otworzyć już całkowicie. Chwilę później służyła już jako podpórka na głowę Jessiego, w tym momencie weszła Titi zatem postanowiła powitać ją uśmiechem i ponownie zrobić krąg przedstawiania się. - Księżniczka Ettie, Leila i… – no tak dalej nie wiedziała jak on ma na imię… zatem spojrzała na niego z wyczekiwaniem i delikatnym uśmiechem chcąc by miał kilka minut na powiedzenie czegokolwiek. Bo skoro ONA została przekrzyczana, to on też na pewno.